I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Ogromna sala do której wchodzi się zaraz z Magnolii i właściwie większość gości tylko w niej przebywa. Ma długość 50m i szerokość 20m. Dach znajduje się jakieś 45m nad głowami, a 40m nad głowami zaczynają się Belki stropowe. Podłoga wyłożona jest białymi kafelkami a ceglane ściany obwieszone licznymi obrazami przedstawiającymi świętych. Do ołtarza prowadzą cztery rzędy ław, dwa po lewej i dwa po prawej. Drzwi główne są wielkie i dębowe, podwójne. Te wschodnie i zachodnie mimo że podwójne są znacznie mniejsze, dlatego ich zamykanie i otwieranie nie powinno być problemem. Prócz tego za ołtarzem znajdują się małe, ciemne drzwiczki, z początku nawet nie zauważalne. Okna znajdują się nad drzwiami frontowymi oraz nie wielkie po bokach katedry.
Autor
Wiadomość
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Sala główna Nie Gru 18 2016, 21:32
(PERSPEKTYWA PRZYPISOWEJ GREY Taaa, wielkie halo, dowiedzieli się o zdradzie Donera aka Baylema... kiedy właściwie ostrzegłam o tym 2 razy. Ale tak to już jest z żałosnymi śmiertelnikami - dostrzegli to dopiero kiedy sam się przyznał. Sigh... Wracając jednak do prawdziwej gry... - przyp. Grey)
PERSPEKTYWA NEVERA Ufff... Hufff... Wyglądało na to że nikt tym razem nie zaatakował wielkiego bohatera. To... Dziwne uczucie. Z jednej strony fajnie bo miałem czas na odzyskanie odrobiny sił, z drugiej jednak wkurzające bo nie traktowali mnie poważnie! Mnie, wielkiego bohatera, Never-guh... Wciąż jednak mnie rany bolały. A nie miałem żadnej broni... Niczym nie mogłem zaatakować... Zaraza! Jak mogłem wspomóc moich towarzyszy? W ogóle kto jest kim? ... Na razie zrobiłem jeszcze kilka kroków do tyłu, czekając na ewentualne ataki, aby móc je sparować. Chodziło... aby odzyskać odrobinę sił. Nie było najgorzej, wystarczyło kilka oddechów. I przygotować się do szarży! Bo to była prawdziwa rola bohatera! (obyś nie zginął marnie przez to, Never-kun. W każdym wypadku robi dokładnie to co w zeszłej turze - defensywa - przyp. Grey)
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Sala główna Nie Gru 18 2016, 22:55
MG:
Zacznijmy tym razem od Anki. Gdy alterBaylem ukradł jej fraga, ta się dotarabaniła jakoś do stołu i... zaczęła jeść. Zawsze coś. Mężczyzna przy stole z zadowoleniem rzucił: -Cieszę się, że chociaż z tobą da się normalnie porozmawiać. Picatrix... tak? - rzucił jeszcze jedząc jakąś surówkę. Widziała też, że jakaś ładna kobieta też je i się pięknie uśmiecha.
W międzyczasie w Kardii znalazł się także i kolejny chłopak. Ten zaś rozejrzał się i... dostrzegł zwłoki swojej alternatywnej wersji. I to prawie z dala od niego. Obok niego leżało ciało jakiegoś chudzielca, ale stało także i trio wróżków (Baylem, Kyouma i Abri). Więc widział, co tam się działo. Ogólnie widział wszystko, co działo się w Kardii.
Ale nie był on także i jedynym nowym gościem. Bo był jeszcze Adam. Ten jak wparował, to zwrócił na siebie uwagę wszystkich i ruszył na Evę. Która to jednak była praktycznie po drugiej stronie. Więc ten miał swoisty kawał drogi do przejścia. Ale idąc w jej kierunku aktywował najwyraźniej jakąś pułapkę. Oto bowiem siatka wystrzeliła w niego i go unieruchomiła. Ot, był w sieci. I średnio mógł się ruszyć. Półtorak też niezbyt wygodny był w używaniu, gdy ręka się zaplątała.
Ponieważ była tu część stracona posta, to w uproszczeniu: Buff Arisu zadziałał, ale w międzyczasie zuy Ignacy zdołał przylecieć i trochę nakurzyć i im poprzeszkadzać. Arisu mogła się mimo to rozejrzeć i dostrzec nowe osoby w Kardii. Ponadto widziała, jak druga Alv naciąga strzałę na cięciwę i celuje w mistrzynię Fairy Tail. Ta tymczasem uziemiła zuą urnę, ale zanim ją dobiła, strzała wylądowała w jej prawym ramieniu. A kotoAlv już drugą nakładała.
Podobna akcja z Ryu (stracony fragment). W uproszczeniu, były dźgnięcia. Przez co Ryu nie mógł się zbliżyć. Na szczęście jego SR wytankowało, przez co sam nie miał większych problemów i DMGu. No i wiadomo. Pentagram OP. Ale alterRyu miał swoją Gwiazdę Dawida, która działała podobnie, tylko z jasnym, białym ogniem. Przez te całe światło, na moment przestali walczyć na oręż, ale po chwili Ryu dostrzegł, że jego przeciwnik wykonuje zamach włócznią z lewej strony Szczura, a w swojej lewej ręce szykuje jakąś kulkę energii. Mogło być nieciekawie...
Ever nakazał High się schować, a ta kiwnęła głową i wzniosła się w powietrze, gdzie raczej nie powinno dać się jej tak łatwo dosięgnąć i trochę się oddaliła. Acz widać było, że była bliska płaczu. Ill natomiast przyszykował się do rzutu gwiazdki. Chłopak jednak uniknął, a mimo ran, zdawał się poruszać nagle szybciej. Ill już miał rzucać drugą gwiazdkę, gdy nagle... poczuł się słabszy, bardziej ociężały. Ba, nawet jego rany zdawały się bardziej boleć. Dlatego, mimo wyrzucenia drugiego shurikena, tego też zdołał uniknąć Ever, choć nie zdołał się zbliżyć aż tak, by zagrozić Raekwonowi. Ten jednak wiedział, że długo taki stan rzeczy nie potrwa.
Słowa Abri zszokowały Kyoumę. Na tyle, że gdy się zorientował co się stało, Baylem właśnie próbował go uleczyć. Jednak cóż, Baylem miał pecha. Tak od Grey, gdy ta jeszcze tu istniała. Zaatakował Baylema, który próbował się wówczas zasłonić tymi kulami. Jedna trafiła go w pierś, druga w brzuch, a trzecia w prawą rękę, którą przytrzymywał Baylema (dla uproszczenia, Baylem leży, Kyouma przytrzymuje go prawą ręką, uznaj czy bardziej za kołnierz, czy bardziej za szyję), ale... nie był w stanie nic więcej mu zrobić. Zaklęcie użyte bowiem przez Baylema zadziałało nad wyraz skutecznie. Kyouma po prostu trwał nad nim, nie będąc w stanie bardziej zareagować. Tylko jego masa przytrzymywała kapłana. Sam nie był w stanie wykrzesać z siebie siły. Tors go piekł. Jego prawa ręka generowała pokłady bólu z każdym drgnięciem. Nie był w stanie nic zrobić. Abri tylko się temu przyglądała. Nie do końca wiedziała co się stało, widziała tylko, że Baylem, po tym jak uronił pierwszą łzę, nagle zaczął ronić kolejne. Podobnie jak Kyouma.
Ale Baylem? Baylem leżąc na ziemi poczuł coś dziwnego. Jego sumienie... jakby za sprawą delikatnego dotyku się uspokajało. Jakby ciężar jego grzechów został choćby lekko osłabiony, jakby właśnie choć część jego win została mu przebaczona i odeszła w niepamięć. Czuł niepohamowane wzruszenie. I lekkość, której wcześniej nie poczuł. Wciąż był grzeszny. Wciąż miał wiele na sumieniu. Ale przez ten krótki moment... poczuł, że naprawdę zadośćuczynił choć części swych przewinień.
-A kto się zniżył do dzikusów walczących pięściami? - odparł Orchidaesowi wróżek, gdy ten odleciał. On sam wzniósł się, a ponieważ lotos przez niego wytworzony już się rozpadł, Ejji nie zdołał go ciachnąć. Może dlatego, że też było mu to już obojętne, a może też dlatego, że biegnąc za swoim przeciwnikiem oddalił się od wróżków? Tak czy inaczej, sam mag DHC spotkał się z ofensywą swojego alterego. A byli wyrównani w walce. Więc to mogło potrwać. Koniec końców zakończyło się to na tym, że jego przeciwnik wykonywał wymach toporem równoległy do ziemi od lewej, do prawej, patrząc od strony Ejjiego. Never tymczasem się oddalał i zasłaniał, próbując ogarnąć sytuację. A wróżki? Cóż, odleciały trochę i se gadały. -Sądzisz, że jestem tak prymitywny jak twój ludzki sługa? Nie jesteś godzien jakichkolwiek informacji. Zwykły wróżek niskiego urodzenia nawet nie byłby w stanie pojąć rzeczy, jakie mają tu miejsce. - rzekł wyraźnie zażenowany słowami Prince'a, ręką powstrzymując krwawienie z nosa. W uproszczeniu: Never był jakieś 5 metrów od Ejjich, a oni byli jakieś 8 metrów długości i 3 metry wysokości od wróżków.
Info od MG:
Termin: 72h od mojego postu Wygląd pomieszczenia: TU + zastawiony stół z różnymi potrawami pośrodku katedry Mapka ;_; Czarne - jedzący pan Niebieskie - ganiające się dziewczynki (#Anka) Pomarańczowe - Ari. Ta bliżej czarnej kropki to ta leżąca Ari. Szare - Norki Żółte - Baylemy Fiolet - wróżki Zielone - Ille Czerwone - Every Kwadraciki - szkło Różowe - Abri i Czarnoskóra kobieta Niebieskie - Sei i kuro-Sei Jasnozielone - Kyouma i chuderlak Ciemnoczerwone - Alezja i kobieta kot Jasnoniebieskie - Ryudogony Mniejszejasnoniebieskie - Cheruby Pseudobeżowe - Eve i Adam Szare-długie - filar krzyżyk - martwe/wyeliminowane
Ari: 50 MM | | Ból brzucha, roztrzęsiona, kaszel, problem z oddychaniem Anka: 28 MM | Zbroja Błysku | -1 sztylet, Obolałe mocno plecy i brzuch, porażone i obite lekko lewe ramię, zmęczona, lewa ręka chyba wybita z barku, gorzki posmak w gardle, niedobrze od niego się robi, lekko obita, prawy bok mocno obity, możliwe, że kilka żeber złamanych, krew zbiera się w ustach Abri: 98 MM | Kyouma: 54 MM | | Obolała lewa ręka, boli i w ogóle, ale da się chyba przeboleć, trzy rozcięcia na klatce piersiowej, krwawią, bolą, przeszkadzają i irytują. Ogromny ból w lewym ramieniu, problem z uniesieniem ręki, możliwe złamanie. Poważne oparzenia na klatce piersiowej, brzuchu oraz prawym ramieniu. Problem z jakimkolwiek ruchem czy napięciem mięśni. Boli jak cholera. Nawet wypowiedzenie słów jest trudne. Roztrzęsiony. Nori: 18 MM | | Zapadła w śpiączkę, nie wiadomo kiedy się wybudzi (do ustalenia po evencie) Never i Grey: 22 MM | | Brak możliwości użycia Nevear Durandal (C), nie pamieta w ogóle, że coś takiego istniało, Never ma głębokie skaleczenie na lewym barku, które przeszkadza, pobolewa i krwawi, boląca klatka piersiowa, trochę skaleczeń, które krwawią i pobolewają. No i mogę przeszkadzać. Rozcięty Durandal tuż nad rękojeścią, chłopak tylko ją trzyma. Boli lewa ręka od uderzenia w tarczę. W lewej łydce głęboko wbita czerwona róża. Przeszkadza i boli. Grey - wyeliminowana 2/15 postów do respawnu. W wyniku braku Grey brak możliwości używania magii Baylem: 21 MM | Choukyou 6/7, Zadośćuczynienie 15% | Zadrapania na plecach, ramionach i przedramionach, kilka na twarzy, acz nic się w oczy nie stało, pieką, irytują, lekko krwawią, ale da się przetrwać, poparzone mocno nogi, pieką i bolą, acz da się próbować to zignorować, bolą plecy, na moment straciłeś dech, poruszony | Zyskujesz: Zadośćuczynienie (PWM) - Baylem jest grzesznikiem, który z całych sił, próbuje odpokutować swoje zbrodnie. W praktyce oznacza to, że im bardziej zadośćuczyni, tym lepiej będzie mógł służyć swojemu bogu. Poziom rozgrzeszenia Baylema przyjmuje wartości od 0 do 100%. Przy 100% siła jego zaklęć rośnie o rangę, przy 0 ma ona wartość bazową. Wraz ze wzrostem tych procentów rośnie też jego samopoczucie. Za użycie zaklęcia, wartość ta spada o 1% (PWM-B) lub 3% (A-SS), za zabicie maga/istoty magicznej/etc. rośnie o 10%. Za zniszczenie zaklęcia (twór/summon/odwołanie buffa etc.) rośnie o 5%. Aktualny poziom rozgrzeszenia: 15%. Raekwon: 36MM | O:SxOxS 1/2 | -7 Shurikeny, -10 bomb Strzała wbita w prawy bark od strony pleców. Krwawi i boli. No i irytuje. I tkwi. I boli. Poparzenia prawej ręki. Utrudniają chwyt i irytują, ale nie są strasznie poważne, nie możesz używać Bomb Sensing, nie pamiętasz, że to w ogóle istnieje Ejji: 42 MM | | Furashu przecięte kilka centymetrów od gardy, Zadrapania Prince: 92 MM | | Rana na prawym boku pleców, krwawi i pobolewa, irytuje i w ogóle jest zua, Nie możesz używać Elysses, nie pamiętasz o tym zaklęciu Alezja: 63 MM | Urna Twarzowa CD 1/3, Szybkość 1/2 | -2 strzały z zadziorem, kaszel, problem z oddychaniem, strzała w prawym ramieniu, boli, irytuje i utrudnia korzystanie z ręki Ryudogon: 34 MM | Krew Demona 2/3, SR 1/1 | Poparzona lewa część ciała, głównie ręka. Boli i przeszkadza i irytuje. Ale chociaż żyje. I nadal może funkcjonować. Adam: 1 MM | | Lekkie oparzenia na plecach, zmęczony, ból w okolicy brzucha, utrudnia koordynację ruchową, rozorany lewy bark, bok i fragment ramienia lewej ręki, boli, krwawi, zostanie blizna, lekkie poparzenia nad lewą kostką, poharatana lewa dłoń, boli przy zaciskaniu, obie ręce lekko poparzone, pieką i irytują, ale da się żyć, lekkie oparzenia na klatce piersiowej i nogach, bardziej irytują niż coś robią |
Tajemnice bardzo leniwego MG. Czemu nie można tego jakoś zapieczętować:
Ar: 53 MM | Wyeliminowana An: 48 MM | Nie żyje Ab: 40 MM | Nie żyje K: 53 MM | Wyeliminowany N: 0 MM | Wyeliminowany NG: 7 MM | Choukyou 6/7 (Ever), W:Si 1/2 W:Sz 1/2 | Ever ma mroczki przed oczami, szumi w uszach, ogłuszony. Lewy bok poparzony i boli. Prawdopodobnie ma utrudnione posługiwanie się lewą ręką i być może nogą. Krwawi i piecze, pobolewa i irytuje, obolały i poparzony, choć nie tak strasznie jak mogłoby być. High ma obolały nos, może złamany, leci trochę krew, obolała i obita Se: 51 MM | Wyeliminowany Sa: 0 MM | Wyeliminowany B: 60 MM | R: 9 MM | Nie żyje E: 19 MM | | Pożądlony, acz nie przeszkadza P: 66 MM | | Nos boli, krwawi z niego, łzy w oczach Al: 83 MM | Urna Twarzowa 2/3 | Rozcięcie na prawej ręce i prawym boku. Pieką, powoli krwawią i bolą, kaszle, problemy z oddechem Ry: 24 MM | | Zmęczony i obolały E: 10 MM | | Zmęczona M: 256 MM
Ostatnio zmieniony przez Kufel dnia Wto Gru 20 2016, 12:00, w całości zmieniany 1 raz
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Sala główna Pon Gru 19 2016, 00:02
Taaak... To doprawdy urocze i zajmujące jak się oni bawią. To roślinka, to znowu on i wszystko tylko nędzna strata czasu i mieczyka. Skoro już jednak ten nędzny osobnik znów się pojawił i zaatakował, to nie pozostało nic innego jak tylko czym prędzej zakończyć jego żywot. Choć chciałbym, żeby cierpiał... Żeby żałował tego, jak mi wszedł w drogę... I długo bym się nad nim znęcał, gdybym tylko miał pozostawionego go samego sobie... Rzecz w tym, że nie byłem sam, on też nie... Dlatego należało to jak najszybciej zakończyć... A on sam już się na to nastawia... Proste cięcie, dla zwykłego prostaka... Zależy też na jakiej wysokości jest wyprowadzane. Jeżeli na nogi, to wystarczy wyskoczyć na bok, by topór przeleciał pod nogami. Jak w miarę wysoko, to cofam gwałtownie lewą nogę i nisko uginam prawe, zniżając głowę i całą swoją pozycję, żeby topór przeciął nad głową. W tym, czy w innym przypadku, powinienem wyminąć jego cios, a potem jego samego. Odwróciłbym się przez lewy bark, dociskając go do jego barku, by kończąc obrót znaleźć się za jego plecami, przekładając mieczyk z jednej ręki do drugiej, by wbić mu go w obojczyk, tnąc następnie w dół. Będzie próbował się odwrócić, odwracam się razem z nim. Spróbuje wyskoczyć wprzód, by się ratować, no podstawię mu nogę by poleciał na pysk, a wtedy od razu go dobiję. Pchnięciem w plecy. Chyba, że coś jeszcze się pojawi przeszkadzającego, to wtedy to co zawsze... Unikać, lub blokować mieczykiem... Który to już raz?
Prince
Liczba postów : 271
Dołączył/a : 30/03/2015
Temat: Re: Sala główna Pon Gru 19 2016, 02:35
Zwyczajna rozmowa byłaby zdecydowanie zbyt passé, jak na Orchidaesa. Ten spróbował zająć taką pozycję, coby móc samemu obserwować walczącego towarzysza tak, by jego kopia odwrócona była do walczących plecami. Nie chciał by ten wtrącał się do pojedynku innych osób. Dlatego też nie omieszkał odpowiedzieć na czcze oszczerstwa w jego kierunku w prosty i najwyraźniej skuteczny sposób. - Mogę to powtórzyć, wiesz? - burknął jedynie pod nosem, nie udając nawet naburmuszenia. Niektórzy mogliby przysiąść, że przez krótką chwilę na jego czole dało się dostrzec pulsującą żyłkę. Ta jednak znikła równie szybko, co się pojawiła. Sam karzełek dalej obserwował swojego uzurpatora, jednak nie spodziewał się takiej kwestii. - W-Wcale nie jest prymitywny! Z-Znaczy się... - zakłopotanie zaczęło się wkradać w głos Księcia, a ten mimowolnie jakoś tak z każdym kolejnym słowem, które to miał wypowiedzieć zdawał się zaczerwieniać. - T-To nie mój sługa. Znaczy się, tak jakby nie sługa. Tylko wiesz, tego... przewodnik. Tak! Właśnie! Zresztą! Sam zachowujesz się jak jakiś sługa! Pff. Pewnie kogoś kryjesz czy coś. Ktoś zabronił ci mówić, hmph... - dopowiedział swoją wiązankę, aby ostatecznie unieść się wyższością i być gotowym na każdą ewentualność, czy atak ze strony swojej kopii, bądź jej wylewność. Z pewnością wolał drugą opcje, ale jeśli ten by próbował jakoś się przenieść, wtedy też spróbowałby przewidzieć miejsce przeniesienia, coby jakoś uniknąć/zablokować cios, aby chwilę później oddać tej parodii siebie kolejnym uderzeniem w twarz. Sam się by prosił! Nie zapomniałby jednak o swoim sojuszniku i przemieszczając się na początku, aktywowałby jeszcze zaklęcie Haid(D), które miało pożądlić twarz odbicia Tima. Wszystko po to, aby utrudnić temu atak, czy jakąś reakcje na działania maga Kaczuszek. Te oczywiście nie miałyby tknąć samego Tima.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Sala główna Pon Gru 19 2016, 20:50
Nie wszystko poszło zgodnie z planem Baylema, lecz nie było to żadną nowością. W sumie gdyby wszystko zawsze szło zgodnie z planem, to życie byłoby całkiem nudne. Na szczęście tak nie było. Na szczęście innych osób. Bo Baylemowi chodziło tylko o jedno. I tak długo jak jego cel był spełniany, tak długo był zadowolony. Ból, cierpienie, nuda, monotonnia, bieda, samotność... Nic z tych przyziemnych słabostek nie przeszkadzało Baylemowi. Odczuwał je, bolały go, ale nie odrzucał ich. Nie krytykował, nie potempiał. Nie narzekał na nie głośno i nie robił nic, by zmienić ten stan rzeczy. Liczyło się tylko jedno - wykonanie misji. Nie tych śmiesznych misyjek magów, zlecanych im przez różnych idiotów. Nie, liczyło się wykonanie tej prawdziwej misji. Tej jedynej. Jego celu istnienia. Był prawdziwie szczęśliwą istotą, iż dane mu było poznać mądrość pana i skorzystać z ofiarowanego przez niego życia. Może życia pełnego bólu i cierpienia, ale życia, nie dla siebie samego, a dla wyższej i szlachetniejszej idei. Jego życie miało prawdziwy cel. Cel który wielu mógł wydawać się głupi, zły, nieosiągalny. To nie przeszkadzało Baylemowi. Ponieważ Baylem miał wiarę, a oni nie. Czym był przy nim Kyouma i Abri? Dwa niewinne byty, skazane na okrutną egzystencję jak magowie. Byty pozbawione prawdziwej wiary i co gorsze - nadrzędnego celu. Ponieważ Baylem zdążył już poznać nieco "Wróżki" jako gildie ogółem. Wieczne imprezy, misje, potem znowu imprezy, zarabianie pieniędzy na misjach, po to by było na kolejne imprezy. Nieskończone koło bezsensownej egzystencji istot, które nie powinny istnieć. To było też na swój sposób obrzydliwe. Dookoła były sieroty, biedni, bezdomni... a FT dysponowało Fairy Hills. Fairy Hills w którym na pewno było tyle pustych pokoi że przyjęcie kilku biednych, by nie zaszkodziło. Zaproszenie bezdomnych na biesiadę, czy bezinteresowna pomoc tym, których nie stać na ich usługi. Fairy tail obrastało w piórka. Szczyciło się tytułem dobrej gildii, tak naprawdę będąc zbiorowiskiem pozbawionych celu, gnuśniejących magów. Magów, którym bliżej było do miana poszukiwaczy przygód, niż faktycznie służących dobru ludzi. I on, wysłannik pana, ten który ma pomóc w wykonaniu tego planu, miał przegrać z takimi bezcelowymi istotami? Mimo że był jedynie pionkiem, pyłkiem, w oczach swego Pana, wiedział że nie mógł go zawieść. I nie zawiedzie. Umrze czy nie, da z siebie wszystko. Bo nawet pionek Boga, był silniejszy, niżli napędzani siłą wzajemnej adoracji leniwi magowie.
I wtedy tego doznał. Tego... uczucia. Nie umiał tego nazwać, nie umiał wyrazić słowami. Słowo cud, nie oddawałoby tego, co się stało. Ponieważ cud, to coś co wymyślili sobie ludzie, nie chcący dostrzec ręki "Boga" w niektórych zdarzeniach. Nie było cudów. A to co przydarzyło się Baylemowi... to co go "dosięgło" było czymś, co mógł zrobić tylko jego pan. Przepełniało go coś, czego nie był w stanie nazwać. Coś czego nie chciał nazwać, jakby bojąc się że nazwanie tego, sprawi że to uleci. Ale nie musiał tego nazywać. Musiał to uczucie pielęgnować w swym sercu. Bo nawet jeśli kiedykolwiek choć na chwilę jego umysł przysnuły ciemne chmury, teraz zostały rozwiane. Bo Baylem mimo wszystko był zwykłym człowiekiem. Takim, jak każdy inny. Ani nie był specjalnie mądry, ani silny. Byli lepsi od niego, w każdym aspekcie. Dlatego Baylem błądził. Mylił się. Czasem wątpił i czuł słabość ogromną. Ale posiadał też ogromną wiarę. Pewnie nie największą na świecie. Pewnie byli gorliwsi wyznawcy, nie jemu to sądzić. Jednak wiedział że jego wiara, prawdziwa, mocna i trwała, faktycznie była wielka. A teraz, płacząc jak dziecko, wiedział że jego Pan to docenił. Że docenił jego starania, jego... zaangażowanie w wielki plan. Baylemowi nie było lekko. Kiedy zabijał maga, widział przed sobą nie tylko okrutnego demona, ale też osobę. Osobę taką jaką sam był. I kiedy zabijał, wiedział, że wraz z nimi umiera także fragment jego. I na to wszystko się pisał. Do tych poświęceń był gotów. Oni tego nie rozumieli, wątpił by kiedykolwiek dali radę, wszak dla nich magia była świętością. Ale gdzieś tam w głębi, gdzieś głęboko pod twardą skorupą, kryła się ta miękka część jego serca. Ta kryjąca ogromny ból. Chęć bycia zaakceptowanym. Zrozumienia jego czynów. Tego, że tak naprawdę pragnie czynić jedynie dobro, nawet jeśli wszyscy widzieli w jego czynach zło. I teraz właśnie to zrozumienie, ta akceptacja, została mu okazana. I to nie przez byle kogo, co w zupełności zadowoliło by Baylema, a przez jego pana. Przez Boga, któremu poprzysięgał służyć. Było to o wiele więcej niż śnił kiedykolwiek prosić. Było to coś, za co był gotów umierać i umierać i umierać i umierać w nieskończoność. Ten krótki moment, ta chwila miłości jego Pana do swego dziecka. To było coś, co sprawiło że Baylem był gotów zrobić wszystko. Już wcześniej był. Już wcześniej zrobiłby wszystko co trzeba z uśmiechem na ustach. Z pewnością że robi dobrze. Teraz jednak było to coś więcej. To uczucie, którego Baylem nie umiał nazwać...
Kyouma wciąż dychał. Baylem o tym wiedział i nie zamierzał dać mu uciec. Abri się nie liczyła. Liczył się Kyouma. To on miał zginąć, On miał tu umrzeć. Pierwszą reakcją na tą sytuację, było przywołanie sługi Bożego, idealnie na ich dwójce. Jednocześnie złapał lewą dłonią Kyoumę za cokolwiek, by przytrzymać go maksymalnie w miejscu. Z jego aktualnymi ranami i tak cieżko byłoby mu uciec. Rzecz jasna jeśli Baylem ma możliwość, to lewą dłonią łapie Kyoumę za ranę w prawej ręce. By dodatkowo prócz przytrzymania, wzmóc ból chłopaka.
Jeżeli Baylem pamięta gdzie leżą sztylety które upuścił niedawno i jest to w zasięgu jego prawej ręki, to łapie za taki sztylet i zaczyna bez opamiętania dźgać wróżka po lewym boku ciała. Nie liczył uderzeń. Po prostu bił bez opamiętania. Liczyła się śmierć. Tylko kiedy chłopak wyda z siebie ostatnie tchnienie, Baylem postanowi go z siebie zrzucić. Jednak jeśli w zasięgu ręki nie będzie sztyletów, ale będzie pastorał, to Baylem użyje jego. By bić nim Kyoumę i bić i bić i bić. Jednocześnie przy pierwszym uderzeniu, nakłada rzecz jasna Klątwę, przy pomocy tego magicznego przedmiotu. Gorzej jeśli w zasięgu jego dłoni nie ma ani pastorału, ani sztyletów. Wtedy w zasadzie wszystko zależy od mobilności jego ręki, ale nie tylko. Pierwszą akcją, będzie próba odgryzienia Kyoumie nosa. W międzyczasie zacznie okładać chłopaka pięścią po żebrach. Już teraz Kyouma oberwał po torsie z jego kul. Jak jeszcze pęknie mu żebro to może padnie nieprzytomny lub nawet martwy.
Najgorsza z możliwych opcji jest taka, że Kyouma w którymś momencie się uwolni. Jeżeli Baylem jeszcze nie przyzwał Sługi Bożego, to wstaje, próbując też pochwycić sztylety i stara się chować za którąś z naw, unikając wszelkich ataków. Niczego nie próbuje na razie blokować, a unika. W miarę możliwości dobiega do ściany, by ewentualnie szarżujący na niego przeciwnik, właśnie w nią uderzył. Gorzej, jeśli Sługa Boży był już przyzwany. Wtedy po prostu wycofuje się powoli pod ścianę, ciągnąc za sobą Sługę Bożego za którym się chował. Generowane światło powinno oślepić każdego kto próbowałby coś zrobić, stojącego zanim Baylema. Oczywiście po drodze podniesie sztylety. Cały czas był gotów do wszelkiego rodzaju uników.-Widzice tą bombę? Wysadzę całą Magnolię. Ale wcale nie musi tak być. Starczy mi wasza śmierć. Jesteście Wróżkami prawda? Powinniście bronić zwykłych mieszkańców.-Jego słowa cały czas sączyły truciznę do ich serc. Zwątpienie, niepewność, wściekłość. To było na swój sposób piękne. Jeśli zostanie zaatakowany, przed unikiem tnie Sługe Bożego sztyletem. Tak długo, jak Kyouma nie ucieknie i Baylem będzie mógł go atakować, tak długo porzuca wszelką defensywę na rzecz ofensywy. To czy umrze nie miało znaczenia. Liczyło się, by pociągnąć ze sobą Kyoumę.
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Sala główna Pon Gru 19 2016, 21:25
Cała ta walka była dla Ryu nie tyle wyzwaniem, co próbą cierpliwości. Ten cholerny alternatyw działał mu już okropnie na nerwy. Tym bardziej, że ta walka wyglądała tak, że przeciwnik cały czas trzymał się na dystans. Gdy tylko się zamachnął na Ryu on nie odskakiwał czy też nie uciekał, postanowił się zbliżyć tak, by najwyżej zostać uderzonym drzewcem włóczni a nie ostrzem, a następnie wykonać szaloną akcję i stworzyć w swojej lewej ręce niszczyciel piekła (B), a swoim mieczem spróbować ewentualnie to sparować. W tym momencie chciał podejść na tyle, by włożyć mu praktycznie tą kulę pod samą głowę, by eksplodowała niczym uderzenie rasenganem albo uderzyć w kulę tego drugiego Ryu, by się zderzyły. Niech to będzie jak ten epicki moment, gdy dwie umiejętności się zderzają. Ryu był już zdenerwowany więc postawił wszystko jak na razie na tą kartę. - Nie będę się z tobą więcej pierdolił -
Apricot Pâte de Fruit
Liczba postów : 290
Dołączył/a : 13/08/2014
Temat: Re: Sala główna Wto Gru 20 2016, 10:38
Z całym tym wielkim mordobiciem w tle Anka jadła schabowego. Bo schabowy dobra rzecz, a sama chciała siły zrespić. Ale bez pośpiechu. Na spokojnie. Anka wszak miała trochę ogłady i jeść w towarzystwie jednak umiała. - Tak, Picatrix. Czy teraz mógłbyś mi powiedzieć, gdzie go szukać? - zapytała grzecznie, a jednak nieco zirytowana. No ale interesy. Przywiodły ją tu interesy. A Picatrix akurat ją całkiem interesował. Chociaż w sumie im szybciej to załatwi tym lepiej, bo chyba zaczynało robić się co raz bardziej niebezpiecznie, a Anka jednak preferowała miejsca, w których specjalnie nic jej nie groziło.
Adam Arclight
Liczba postów : 473
Dołączył/a : 30/01/2016
Temat: Re: Sala główna Wto Gru 20 2016, 10:58
Znowu zdarzyła się rzecz kompletnie zaskakująca i nieprzewidziana. W pomieszczeniu, które miało gigantyczną przestrzeń więc teoretycznie wszystko powinno być widoczne została wystrzelona siatka, która nie została zauważona przeze mnie. Wydawałoby się, że tylko kompletny idiota ustawiłby pułapkę w takim pomieszczeniu, w końcu kompletnie kłóciła się z zasadami używania tych broni. Pułapki siatkowe daje się zwykle w miejscach ciasnych, albo zasłoniętych przed wzrokiem, gdzie szansa jej aktywacji jest większa, a szansa reakcji znacznie niższa. Ktoś sprytny, nie mam pojęcia kto, postanowił ustawić pułapkę w miejscu, które było absolutnym zaprzeczeniem miejsca, gdzie ustawia się pułapki. Gigantyczna, odsłonięta przestrzeń. Prawie tak jak skrytobójca czekający na otwartej polanie w środku dnia ubrany w zbroję płytową i długi miecz. Pewnie właśnie to spowodowało, ze nie zdążyłem zareagować w żaden sposób chociaż wchodząc tutaj spodziewałem się, że coś mogło atakować mnie w stylu pocisku, którym była wystrzelona sieć odskakując w bok. No jednak okazało się, że samo przygotowanie na taką pułapkę było niewystarczające i nie spodziewałem się tego mimo, że zakładałem wystrzały z różnych stron. Widocznie nie dało się tego po prostu uniknąć w żaden sposób i trzeba było wpaść w pułapkę po to, abym nie miał za łatwo i Ewa zdążyła się najeść. Innego specjalnie powodu takiego zachowania nie widziałem.
Znajdowałem się jednak już przy stole [o ile kolor na mapce jest taki jak zakładam]. na chwile upuściłem swój miecz chwytając w lewą rękę jakieś mięsko również nieco się posilając. Jeżeli byłem nieco za daleko to staram się minimalnie podejść. Zapewne byłem już głodny po tej całej walce, a patrząc na zachowanie mojej przeciwniczki jedzenie mogło mieć jakieś specjalne właściwości. Swoją drogą, dlaczego to zawsze ja muszę wpaść w jakąś pułapkę, a przeciwnik nigdy nie może dostać jakiegoś losowego zdarzenia bez szansy na reakcję? Nie miałem zielonego pojęcia. Taki urok tej walki. Jedząc jedną ręką chwyciłem swój nóż myśliwski, którego głównym zadaniem było właśnie przecięcie sieci, w którą dałem się złapać. Był on dość krótki więc ruchy z jego pomocą nie powinny stanowić problemu, a tego typu narzędzia służyły w swoim głównym założeniu m.in. właśnie do przecinania sieci, w które wpadła ich ofiara. Tnąc staram się jednocześnie wydostać na zewnątrz i uwolnić, konsumując jednocześnie drugą ręką. Znając moje szczęście w tym wydarzeniu zapewne trafię na żarcie, na które będę miał akurat alergię i dostanę sraczki.
Po wydostaniu się z sieci, dalej konsumując jakiś udziec indyka w lewej ręce wyciągam swój miecz i ruszam w stronę Ewy, aby powtórzyć swój atak, który planowałem wcześniej. Wcześniej chowam swój nóż myśliwski. Uważam na innych walczących, aby nie dostać rykoszetem. Uważam na kolejne pułapki w razie czego starając się je ominąć. A właśnie skoro Eva ciągle była zajęta jedzeniem i nie wykonała żadnych akcji przeciwko mnie mogłem śmiało zniknąć jej z oczu i zaatakować dziwkę z zaskoczenia. W końcu cały czas skupiałem się na niej, a nie zauważyłem żadnych zmian w jej zachowaniu wiec założę, że nie skupiła się na mnie, a po prostu na brokułach przed nią. Dlatego ruszam na nią i staram się zaatakować przeciwniczkę bez słowa cięciem prawej ręki na wysokości jej brzucha. Siedząc przed stołem na pewno miała ciężko uniknąć ataku wstając z krzesła. Ruchy miała bardzo mocno ograniczone w swojej obecnej pozycji i szczerze unik bez użycia magii był naprawdę bardzo trudny. Jeżeli przy tym uniku upadnie na ziemię od razu wbijam jej swój miecz pchnięciem w stronę przepony. Cięcie wykonane jest z prawej ręki i nie jest cięciem na odlew więc takie zagranie powinno zmusić przeciwniczkę do wycofania się o krok od stołu. Przemieszczam się między nią, a stół, aby nie dostała z niego jedzenia samemu posilając się lewą ręką.
Jeżeli mój miecz zniknie używam do ataku sztyletu. Jeżeli zniknie również sztylet używam do ataku własnych pięści atakując prawym sierpowym zamiast cięciem mieczem celując w twarz dziewczyny. Jeśli przy uwalnianiu z sieci zniknie mój sztylet staram się wydostać z sieci z pomocą własnych rąk. Uważam na przypadkowe ataki oraz ataki ze strony Ewy oraz innych osób w pomieszczeniu. Ataki typu sierpowe, cięcia, cięcia na odlew, uderzenia na odlew staram się uniknąć odskokiem w tył, natomiast pchnięcia, haki, rąbania, młoty, pociski staram się uniknąć odskakując w wolny bok czyli raczej w lewo.
Seishuu
Liczba postów : 160
Dołączył/a : 04/01/2016
Temat: Re: Sala główna Wto Gru 20 2016, 16:26
Udało mu się dostać do samej sali i nikt ani nic specjalnie mu w tym nie przeszkadzało. Nie żeby było mu z tym źle, a nawet się cieszył że bez problemu dostanie się do swojego sobowtóra. Tylko, że... Tylko, że jak już dostał się do pomieszczenia dostrzegł swojego znajomego. I widok ten już wcale go nie ucieszył, bo kuro-Sei leżał bez życia na posadzce. Umarł? Zabili go?! Nie nie, nie można zakładać najgorszego. Seishuu nie zastanawiając się wiele po prostu ruszył biegiem w kierunku swojego czarnowłosego sobowtóra. Spieszył się, bo kilka kroków od niego stała trójka ludzików. Nie znał ich, ale wyglądało jakby tamci walczyli. Właściwie to prawie każdy tutaj z kimś walczył toteż po drodze farbowany blondas starał się uważać, żeby nie dostać od kogoś czy to umyślnym atakiem czy rykoszetem. - kuro-Sei~! - wykrzyknął tylko będąc już bliżej swojego celu i... i padł na ziemie, żeby się przekonać jak naprawdę jego sobowtór się ma.I choć głównie to na tym się skupił wciąż starał się nie dostać z jakiegoś spella czy innego ataku.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Sala główna Sro Gru 21 2016, 01:37
Pogłoski przedziwnych wydarzeniach dziejących się w mieście dotarły nawet do jej uszu. Co było bardziej niezwykłe, zbiegało się to z tym momentem, w którym zamierzała odwiedzić stary dom i dowiedzieć się, czy brat chociaż przejawiał odrobinkę zainteresowania. A Ezra postanowił, że będzie jej towarzyszył, choć wolał szybsze metody transportu... Dopiero jadąc pociągiem do Magnolii dowiedziała się, że w mieście źle się dzieje i najlepiej, gdyby wysiedli w innym mieście i poczekali, aż wszystko się uspokoi. Tylko że żadne z nich nie zamierzało się zatrzymywać. Zamierzała najpierw załatwić swoje sprawy, a później zająć się tymi, dla których Ezra postanowił jej towarzyszyć, jednak gdy postawiła stopę w mrocznej Magnolii, postanowiła zmienić swoje priorytety. Kugo i tak zapewne miał ją w poważaniu, a skoro w mieście panował taki popłoch, mogła inaczej wykorzystać ten czas. Płaszcz Sukue. Według podań jego część znajdowała się gdzieś w Kardii, jednak w to nie wierzyła w pełni. Bardziej była przekonana, że informacje o umiejscowieniu świętego skrawka znajdują się gdzieś w pokojach kardynalnych. Przy chaosie, jaki panował w mieście, księża musieli je opuścić, co stanowiło dobrą okazję do przejrzenia ich kronik. Plus podobno w Kardii znajdował się jeden z celów do eliminacji, o czym dowiedziała się dopiero od przyjaciela. Nosił znak, ale ona nie była w stanie tego potwierdzić. Czasami wręcz się zastanawiała, jakim cudem zarządza tym grajdołkiem. Wchodząc do katedry nie miała pojęcia, że w środku rozgrywa się taki chaos. Miasto było opustoszałe samo w sobie, natomiast wewnątrz świętych progów aż "grzmiało i huczało". Westchnęła ciężko. Tu jeden walczył, tam drugi, ktoś gdzieś po drodze umierał, ale niespecjalnie ją to interesowało. Największym problemem było to, że najprostsza droga do pokojów kapłańskich była zagrodzona... wszystkim. Stołem, filarem, tronem, ludźmi... Tym wszystkim... Potarła skronie. Było głośno. Zdecydowanie za głośno. Miała nadzieję, że w tym wszystkim nie będzie musiała sięgać po którykolwiek łuk, czy to w ataku, czy w obronie własnej. Powietrze wypełnione było metalicznym zapachem krwi, jeszcze bardziej ją drażniąc. Dało też czuć się swąd spalenizny, jedzenia, ludzkich płynów. Uch, wszystko mieszało się w nieprzyjemną mieszankę. - Kto jest tym celem? - zapytała Ezrę, który był tuż obok niej. To jednak było upierdliwe. Z drugiej strony nie miała nic do osoby, która została naznaczona, po prostu... miała pecha. Nie zamierzała ingerować tak długo, jak sprawy trzymały się pewnego logicznego planu i nie zamierzały wymknąć się spod kontroli. Rozejrzała się po wielkiej nawie, zastanawiając się na jak najkrótszą drogą do pokoi kapłańskich (Taktyka, Sokolooki, Percepcja), jak i oceniając stan i siłę wszystkich, którzy znajdowali się w środku (Medyk, Emisja). Przy okazji nałożyła na siebie Rozmycie, na wszelki wypadek się ubezpieczając, gdyby ktoś postanowił próbować ją zapamiętać. Ceniła swoją anonimowość. Mimo wszystkiego zamierzała ruszyć droga, którą uznała za najszybszą. - Powodzenia - rzuciła jedynie do Ezry. Nie bała się o jego bezpieczeństwo. Zdecydowanie bardziej bała się o to, jak Kardia będzie stała, kiedy już skończy.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Sala główna Sro Gru 21 2016, 02:41
Dlaczego? To jedno pytanie rozbrzmiewało w głowie Kyoumy. Odbijało się od ścian jaźni raz za razem dotykając rozum. Bo nie rozumiał dlaczego. Dlaczego to robił? Skrzywdził Nori. Być może ją nawet zabił. Swoją własną towarzyszkę z Gildii. Przecież... to nie dorzeczne! To się nie mieściło w głowie. Ale teraz wiedział, że to prawda. Czuł to poprzez zaklęcie Baylema. Bolało. Bardzo. Ból był w sumie niepojęty, wręcz odbierający zmysły. Jego brzuch był zdewastowany, płuca odmawiały posłuszeństwa, a ręka oraz inne mięśnie... nawet ich najdrobniejszy ruch powodował falę kolejnych cierpień. Nie pamiętał już kiedy ostatnio był tak ranny. Czy kiedykolwiek był aż tak bardzo? Może, lecz na pewno nie bolało tak jak teraz. Z trudem łapał oddech, wzrok mu się zamazywał. Ale wciąż go widział. Zdrajce. Mógł go teraz tak nazwać. Po tym wszystkim. Był niczym wilk w owczej skórze. Zdobył jego zaufanie i innych by... nas zabić. Dlaczego? Co chce przez to zyskać? Nie... nie rozumiem. NIE rozumiem. NIE ROZUMIEM! Nic mu złego nie zrobiliśmy, tylko otoczyliśmy opieką i rodzinną atmosferą... czy to przestępstwo? Miał ochotę go powstrzymać, zrobić cokolwiek by zaprzestał tego co robi, ale... wiedział, że go nie odmieni. Teraz kiedy patrzył w jego obłąkane oczy po prostu czuł, że nie ma dla niego już ratunku. Przeszedł go strach. Strach o życie, które teraz wisiało na włosku. Nie wiele rzeczy w życiu go przeraziły tak jak oczy Baylema. Pełne empatii i jednoczesnej chęci mordu. To jakieś szaleństwo, musiał uciec jakoś, odejść od niego jak najdalej albo jego żywot się skończy. Jednakże ten ból... ból był zbyt wielki. Zbyt bardzo się bał, zbyt bardzo bolało. Nie miał sił. Wiedział, że musiał walczyć, że nie może się poddać. Ale tak bardzo BOLAŁO. Czy tak... wyglądała śmierć? Może jeśli zaczeka to ból minie, by mógł wreszcie odpocząć. To nie musi być trudne, po prostu się podda bolesnym kleszczom otchłani by go pochłonęła i oddała w niebiosa. Wystarczy, że pozwoli na...
- To dziwne uczucie, ale jakoś wiem... Wiem, że mogę ci ufać.
Dotarła do niego prawda. Bardziej dotkliwa niż ból w którym tonął. Jeśli zginie Baylem ją... on ją...ją.... On ją zabije. Jeśli kiedykolwiek w życiu Kyoumy można by znaleźć moment w którym desperacko walczyłby o czyjeś życie lub swoje, że kiedykolwiek czułby się tak zdeterminowany by kogoś ratować to ten moment właśnie się zamazywał względem tego co czuł teraz. Nie było możliwości by pozwolił mu skrzywdzić kogokolwiek innego. Nie pozwoli już by inni cierpieli przez niego. Nie pozwoli... by ona cierpiała. - Jestem ostatnią osobą jaką skrzywdziłeś... nigdy więcej. - Rozbrzmiało w jego myślach. Jakkolwiek można by było osądzać, te przemyślenia, te ekspresje przejawiały się w głowie Wróżka szybciej niż można by było przypuszczać. Tak jak w chwili śmierci ludziom przelatuje całe życie przed oczami, tak oto on niczym w spowolnionym tempie przyswoił ten cały proces. By w końcu podjąć jedyną słuszną decyzje. Ból nie miał teraz znaczenia. Mogłoby go boleć nawet za wszystkie grzechy popełnione przez ludzkość. On i tak dokona tego co trzeba. Ochroni wszystkich przed tym potworem i tylko to się teraz liczyło.
Patrząc teraz z perspektywy walki, jeżeli Baylem znajduje jakiś sztylet lub ostry przedmiot by go chwycić i dźgnąć Kyoumę, ten z całym skupieniem użyje Transportacji by steleportować narzędzie tak by wbiło się Baylemowi w oko, najlepiej śmiertelnie go raniąc. Jednakże na tym by nie poprzestał. Stworzyłby Strefę Rozdarcia(B) najlepiej by zaczęła kształtować się w Baylemie w okolicach jego serca, jeśli jednak nie to wchłonie w niego od razu gdy będzie mogła. Kiedy tylko aktywowałby to zaklęcie, zmusiłby się ze wszystkich sił by oddalić się nieco od wroga czy to za pomocą Szybkości czy też Teleportacji(D) tak by mieć nadal w zasięgu strefę rozdarcia(2 maks 3 metry). Zapewne taki ruch doprowadziłby do kolejnego spazmu bólu. Ale nie pozwoliłby sobie na to by technika została przerwana. Musiał... jak bardzo nie chciał to musiał zabić Baylema. Dlatego też gdy tylko technika załadowałaby sie do końca steleportowałby sferą serce Baylema poza jego ciało. Oczywiście ma pod kontrolą to by znajdowała się dokładnie na sercu, by móc wykonać taki manewr. Jeżeli w między czasie Baylem próbował zaatakować jego lub Abri to teleportuje jego broń tak by jego zraniła. Jeśli jednak to nie zadziała to teleportuje z dala od niego. Wszystko byleby sfera załadowała się do końca.
Jeżeliby mu się udało, to po tym upada do reszty pozwalając rozgoryczeniu popłynąć w formie łez. Zabił kogoś... zabił człowieka. To było zbyt wiele na teraz, zbyt wiele na nieskażone serce Kyoumy. Czułby wtedy pustkę i jednoczesną ulgę. Przynajmniej ten potwór nie skrzywdzi już nikogo. Ani jej...
Gdyby jednak jakimś cudem by się nie udało, to przejęty spazmami bólu stara się zbliżyć jakkolwiek do przyjaciółki. By mógł ją chronić. Czy to zaklęciem czy ciałem. Nie pozwoli jej skrzywdzić.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Sala główna Sro Gru 21 2016, 04:09
Ezra milczał przez prawie całą drogę, odpowiadając półsłówkami na ewentualne pytania Nanayi. Bardzo intensywnie rozmyślał nad pewną kwestią... Czuł JĄ, czuł nawet teraz, nawet tutaj. I z każdą chwilą zbliżał się do niej. Pora w końcu rozwiązać tą kwestię. Za dużo o nim wiedziała by mogła żyć dalej. Zbyt wiele jej o sobie powiedział, a ona...ona zdradziła jego zaufanie. Pomimo tego, że miała szansę wszystko mu opowiedzieć. Jak by zareagował na wieść o tym, że Biała - nie - że Abri jest magiem FT? Sam nie był pewny. Jednak nie miało to teraz znaczenia. Nie powiedziała mu tego, co w oczach Al Sorny było jednoznaczne ze zdradzeniem jego zaufania. Idę po ciebie...Abri.
Spod kaptura czarnego płaszcza widać było kilka pojedynczych białych pasm. Wężowe oczy obserwowały bacznie otoczenie, wyczekując jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. Al Sora korzystając z okazji wypowiedział swoją inkantację, a następnie rozpoczął przygotowania. Cichy pomruk niósł się ulicą, gdy wypowiedział kolejną inwokację.
Na serdecznym palcu maga widać było teraz pierścień. Ezra przygotował się dobrze na to spotkanie. Zresztą, samo podróżowanie po Magnolii było samo w sobie niebezpieczne. W końcu "coś" spowodowało, że miasto było praktycznie opuszczone, prawda? [Ezra: zapieczętowane "Tsukiyomo"] Lewa ręka maga wróciła na swoje miejsce. Białowłosy zacisnął i rozprostował kilka razy dłoń. Nie było czuć żadnej różnicy. Chłopak zamknął oczy i głęboko odetchnął, zaś gdy je otworzył jego spojrzenie spoczęło na Nanyi. Nie powinien się teraz rozpraszać. Jego Mistrzyni może go potrzebować.
Dwójka magów z GH dotarła w końcu do kaplicy i weszła do środka. Rudowłosa ogarnęła spojrzeniem całą sytuację, by wycofać się w poszukiwaniu drugiego powodu obecności członków Grimoire Heart w Magnolii. - Ta białowłosa. - odpowiedział krótko, jego ton jak i twarz pozbawione były wszelkich emocji. Wężowe tęczówki zlustrowały sytuację w sali, wyglądało na to, że miała tutaj miejsce jakaś walka. Kobieta leżąca na podłodze, jakiś nieznajomy pochylający się nad kolejnym ciałem, jakiś wielkolud i najprawdopodobniej kapłan...oraz ONA. Ezra zsunął kaptur, jego długie włosy spłynęły po plecach. Przytaknął Nanayi głową, nie obserwując jej odejścia. Myślami był gdzie indziej... - Ty na siebie też. Skończę to najszybciej jak mogę i dołączę do ciebie... - powiedział cicho, a następnie ruszył w stronę Wróżki.
Zdrajczyni - warknął w myślach.
Dzięki znakowi GH udało mu się ją bez problemu zlokalizować. Wyglądało na to, że ta dziwna, wieloletnia znajomość dzisiaj dobiegnie końca. Mag bez słowa obserwował zapasy dwóch mężczyzn. Myślami był gdzie indziej. Jego brwi mimowolnie uniosły się do góry gdy zobaczył jak niewielki biały lis grzebie w jego zostawionych na brzegu ubraniach. Powoli uniósł rękę i odgarnął kosmyk mokrych włosów który utrudniał mu widzenie. Al Sorna nie chciał krzywdzić zwierzęcia, ale nie podobała mu się wizja porwanego przez lisa ubrania. Wpatrywał się w zwierzę swoimi pionowymi źrenicami, jednocześnie zastanawiając się co zrobić. Jak się odstrasza lisy? Mógł krzyknąć, ale niosło to za sobą groźbę zniszczenia ubrania, albo porwania go ze sobą przez zwierzę. Uśmiechnął się rozbawiony absurdem całej sytuacji. - Nie znajdziesz tam niczego do jedzenia lisku.
- ABRI! Poważnie...ten lis nie był zbyt rozgarnięty. Mag wywnioskował jednak, że zwierzę chyba nie spotkało się jeszcze nigdy z człowiekiem, ponieważ jeszcze nie uciekło. Cóż, nawet zwierzęta potrafią odczuwać ciekawość. Chłopak wziął niewielki kawałek wołowiny i rzucił go powolnym ruchem w stronę zwierzaka, ta aby go nie wystraszyć, a następnie sam zabrał się za kolejny. Może skusi się na darmowy posiłek? Jeśli nie, to nie będzie przecież mu szkoda jednego kawałka... Zje go jakieś inne zwierzę. - Smacznego fajtłapo. - rzucił w stronę lisa.
- Nauczyłem cię być nieufną! - Jeśli teraz mnie rozumiesz, to proszę...nie krzywdź mnie... - powiedziała cicho mając cały czas mocno zaciśnięte powieki.
- Nauczyłem cię jak trzymać miecz! - syk klingi dobywanej z pochwy. - Imię? Nazywają mnie tutaj Białą, jeśli o to chodzi.
- Nauczyłem cię jak się bronić przed atakiem z zaskoczenia!
Przysunął się do niej i pochylił lekko, całując ją delikatnie, ale stanowczo. W jego oczach przez krótką chwilę pojawiło się coś na kształt żalu: -Tak będzie lepiej. Mam nadzieję, że dasz sobie radę, mimo tego że wywróciłem pewnie twój świat do góry nogami. Przepraszam.
-...A TY MNIE ZDRADZIŁAŚ!
- ...dzie lepiej. Przepraszam.
Śmiech zamarł. Ochrypnięte gardło opuściło już tylko jedno słowo: - RYUUZUME! - krzyknął.
Abri mogła zobaczyć z daleka jakże znajomą jej twarz. Jednak coś się w niej zmieniło. Włosy chłopaka była kruczoczarne, zaś tęczówki - ludzkie tęczówki - stalowoszare. Gdzieś zniknęły jego tatuaże oraz blizny. Nagle był...inny. Jakże ludzki. Jednak nie to powinno zaszokować dziewczynę, a fakt, że z przepełnionych żalem i wyrzutem oczu Ezry płynęły łzy.
Ezra wskoczy na ostrze Ryuuzume by unieść się na nim w powietrzu i wystrzelić do przodu niczym na desce surfingowej, nie zważając na toczące się pod nim walki i pojedynki. Pozostałe dwa ostrza będą mu służyły za zabezpieczenie gdyby miał spaść ze swojego środka transportu. W ostateczności przyciągnie się do któregoś z nich.
Gdyby ktoś chciał go zaatakować, to wykona kontruderzenie Ryuuzume. Ostrze rangi B powinno przełamać większość osłon jakie napotka, karząc atakującego. Jednak nawet pomimo swojego obecnego stanu Ezra będzie uważał. Lata walki nauczyły go jak niebezpieczne mogą być emocje na polu walki. Strata Kyo go tego nauczyła... Zawsze mógł też zasłonić się mieczem trzymanym w ręce, bądź też spróbować odbić ewentualny atak.
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Sala główna Sro Gru 21 2016, 05:51
Udało się usidlić urnę w sidłach, jednak popiół zdążył naprzeszkadzać. Atak kaszlu, załzawione, zapopielone oczy. Ciężko. Już wpadła na pomysł jak z tego wyjść. Wtem poczuła szarpnięcie w tył, a falkata wypadła jej z dłoni. Nie zrozumiała z razu co się stało. Dopiero gdy ruch ręką doprowadził do skamlnięcia, a przed oczami na chwilę od prawej strony pojawił się promień obcej strzały. Wtedy też dotarły do niej i słowa baylema (wcześniej zasłyszane, lecz gdzieś zachomikowane w tyle umysłu, te o szpiegu GH), a zaraz też słowa kogoś grożącego Abri. Szybka kalkulacja i... wciąż trzymając w lewej ręce sieć (z urną) zamachnęła się nią po podłodze w stronę (gdzie jeszcze przed chwilą była przeciwniczka), by sieć - z wrogą urną jako dodatkowym obciążnikiem - owinęła się wokół kostek złoAlfa. Gdy to się stało, Alv pociągnęła sieć do siebie nagłym szarpnięciem, by zwalić wroga na plecy. Wtedy też startuje, łamiąc lewą dłonią strzałę tuż przy wylocie z rany (zakładam, że adrenalina jeszcze działa na tyle, że przez parę sekund będzie zdolna do małych cudów, szczególnie, że Towarzysz (1) i magia Arisu. Jeśli jej się udaje, dobiega do alter-Alezji wyskakuje w górę i niczym wrestler, upada całym ciężarem ciała, wymierzając lewy łokieć (i trzymaną w lewej dłoni, "spoczywającej wzdłuż lewego przedramienia złamaną strzałę) w klatkę piersiową wroga. Po tym dopiero pozwala (chcąc niechcąc), by grot wciąż tkwiący w ramieniu wydarł z niej krzyk bólu. Choć chwilowo nie ma z bólu sił by się odezwać, jest bardzo wdzięczna Ari za wsparcie i pomoc. Musi jej później podziękować za - na dobrą sprawę - ratunek.
Oby to był koniec alterAlfa. Ważniejsze sprawy czekają. Jak baylem. I jakiś typ zagrażający Abri. Czyżby przyszły posiłki zdrajcy?
Ogólnie umiejki przydatne (i posiadane) w tym poście, poza magią Arisu: Towarzysz, Koci Słuch, pewnie też Sokoli Wzrok (ale to ostatnie tak trochę na siłę)
Raekwon
Liczba postów : 549
Dołączył/a : 21/06/2013
Temat: Re: Sala główna Sro Gru 21 2016, 13:16
Illowi pomału kończyła się energia, a Ever wciąż stał. Do tego jakoś bardziej ożywiony, niż dotychczas, kosztem większego bólu i osłabienia bladego maga. -Kolejna zagrywka tej suki?-czyli jednak coś im tej energii jeszcze zostało. Bywa. Choć dwa znaki nie posłały Evera do piachu, uniemożliwiły przeciwnikowi podejście, dając tym samym chwilę czasu na odpoczynek i zaplanowanie kilku następnych ruchów. Spinebreaker musiał rozsądnie postępować z resztkami energii. Do tego co raz mniej shurikenów do wykorzystania. -Kurwa...-choć trudno było mu to przyznać, pomału tracił kontrolę nad walką. Do tego we wnętrzu Kardii pojawiały się co raz to nowe osoby. A to nieźle poharatany wielkolud, a to dziwna parka, z której dziewczyna ruszyła na przód, zaś chłopak zaczął wrzeszczeć coś o zdradzie. -Kolejna trójka do rozjebania...-rzekł sam do siebie w myślach, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się za filarem i przy stole. Nie skończył jeszcze jednej roboty, by móc zabierać się za drugą. Zresztą, nie sądził, że da radę kolejnym odbiciom... -I co ja mam z tobą zrobić...-wrócił do obserwacji Evera. Wiedział, że z powodu zaklęcia, trafienie będzie trudniejsze. Nie z powodu osłabienia Raekwona, a z powodu wzmocnienia przeciwnika. Mimo odniesionych ran prze Evera drugi pocisk był niczym innym jak niepotrzebnie straconym nabojem. Pozostało mu tylko czekać na ruch przeciwnika i unikać ciosów. Gdyby Ever zanadto się zbliżył, Ill rzucił shurikenem, by utrzymać go na dystans.
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Sala główna Sro Gru 21 2016, 21:12
Przestraszyła się nie na żarty, kiedy Kyouma odtrącił jej rękę. Z trudem utrzymała równowagę, aby nie upaść. W głowie miała zarówno wszystko jak i nic. Bała się... Bała się potwornie tego, co za chwilę mogło się stać. I równocześnie żałowała, że zawołała przyjaciela. Gdyby tego nie zrobiła, to może nie doszłoby do tej sytuacji... Może udałoby się jej przekonać Baylema, że to co zrobił było złe, ale nie. Wtedy jeszcze nie wiedziała co właściwie miało miejsce. Odtrącenie białowłosej przez Kyoumę zadziałało na nią bardziej niż cokolwiek innego, co mogłaby sobie w tej sytuacji wyobrazić. To był bardzo zły znak i nawet ona o tym wiedziała. Nigdy bym nie skrzywdził niewinnej osoby... A jednak odtrącił ją. Dobrze wiedziała co to znaczy. Odsuń się. Nie przeszkadzaj. Widziała już coś podobnego. Co z tego, że udało jej się wcześniej utrzymać równowagę, skoro teraz sama osunęła się na kolana? Nie znała go tak dobrze, jak on znał ją, ale jednak ufała mu. Czuła się przy nim bezpiecznie - tak jak chciał... To było dla niej za wiele. Chciała, aby to wszystko już się skończyło. Ale się nie skończy, ponieważ będzie jeszcze gorzej... Przez łzy patrzyła jak Kyouma złapał Baylema i rzucił nim o ziemię. Chciała go powstrzymać. Chciała go zabrać, odciągnąć od Baylema, aby nie zrobił czegoś, czego będzie żałował. Nikt nie był tego wart. Gdyby tylko mogła, użyłaby swojej magii, aby go stąd zabrać. Ale nie... W przypadku Kyoumy, Abri nie mogła tak po prostu go zabrać i odlecieć, jak zrobiłaby prawdopodobnie z każdym innym. Nawet jeśliby zostawili kotwicę, wiedziała, że nie uniesie się z nim na więcej niż pare metrów. Nie z pomocą zwykłych skrzydeł, które mogła mieć. Widziała to. Widziała ich łzy, tak jednego jak i drugiego. I po jej policzku również płynęły, zupełnie jakby płakała za to, co właśnie w Kyoumie umierało. Wiedziała to. Nie była głupia... Teraz nie potrafiła nawet wypowiedzieć jego imienia - tak bardzo się bała.
Wtedy to usłyszała i zesztywniała. Znajomy głos. Jeden z pierwszych, który zapadł jej w pamięć wołał ją po "imieniu". Abri nie była nawet w stanie odwrócić się w tamtą stronę. - Nie... Podniosła dłonie i zatkała sobie uszy kręcąc głową w przeczącym geście. Nie chciała słyszeć jego "powitania" - To nie może być... Nie chciała tego. Nie chciała znać zakończenia tej historii. Skąd on się tutaj wziął? Jak ją znalazł? Owszem, przy ostatnim spotkaniu jakimś cudem dowiedział się, że dziewczyna jest magiem Fairy Tail. Owszem chciał ją wtedy zabić. Właściwie to powinna się przyzwyczaić do tego, że pojawienie się Ezry w każdym momencie jej życia wiązać będzie się z walką o życie na dzień dobry. Ale teraz? Tutaj? Kiedy była w takim stanie? Kiedy nie potrafiła poradzić sobie z tym, co właśnie działo się przed jej oczami? Patrzyła jak jej przyjaciel - ranny i wyczerpany, niemalże ostatkiem sił zmusza się do walki z innym członkiem gildii. Z bratem. Przez nią... Bo gdyby go nie zawołała, wtedy może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ryuuzume Jeśli istniało na tym świecie słowo, którego Abri się bała to było to właśnie to słowo. Usłyszałaby je nawet wypowiedziane szeptem w zgiełku wielkiej bitwy. Zadrżała... Skuliłaby się, gdyby tylko mogła, ale nie mogła tego zrobić. Czyżby jednak Baylem nie kłamał mówiąc o tym, że jest ich szpiegiem? To by tłumaczyło ich przybycie. Ale dlaczego Ezra wołał właśnie ją? Skąd wiedział, że ona tutaj jest?
Abri wiedziała jedno. Nie mogła się tak po prostu poddać. Jeśli ona zniknie z tego świata, to nigdy nie spełni obietnic, które złożyła. A to nie wchodziło w grę, ponieważ zawsze dotrzymywała danego słowa. Nie mogła też tego tak po prostu zostawić w rękach przyjaciół. Nie ona. Nie Abri... Owszem gdyby tylko była taka szansa, uciekłaby gdzie pieprz rośnie. Nie lubiła walczyć i nie chciała tego robić. Ale nie mogła tak po prostu zostawić swoich przyjaciół. W szczególności Kyoumy, który teraz był ciężko ranny. Być może tylko ona będzie mogła mu pomóc. Tylko ona była najbliżej... Tylko ona patrzyła... Abri, a czy... czy... potrafisz zamienić się w smoka? Dziewczyna zamrugała kilka razy podnosząc się. Czemu przypomniała sobie tamtą rozmowę z Ururu? Tamten spacer wracał do niej nad wyraz często. Długo myślała nad tym, czy potrafiłaby się kiedyś zmienić w smoka, ale nigdy nie odważyła się próbować. Bała się, że to mogłoby być dla niej zbyt niebezpieczne. Wiedziała jak wyglądały smoki, słyszała o ich mocach i o tym jak bezcennymi stworzeniami były. Może gdyby bardzo chciała udałoby jej się to zrobić? Wpatrując się w scenę rozgrywającą się na jej oczach, wyprostowała się. Nie pozwoli Kyoumie zrobić tego, co być może zamierzał zrobić. Nie zostawi go z tym samego. Jeśli ma coś zrobić, to zrobią to razem... Nie nagryfie lecz na Gryfie. Gryf to pewne mityczne stworzenie... Zacisnęła dłoń na Czarnej Wskazówce. Co mogła zrobić? Nic... Nic nie mogła poradzić na to, że przypominała sobie te rzeczy? Czy coś chciało jej coś powiedzieć? Przywołała w myślach obraz gryfa który sobie ukształtowała. Pół lwa, pół orła. Wielkie skrzydła, długie szpony, a wraz z tym wyobrażeniem pojawiło się w Abri uczucie odwagi, waleczności i wytrwałości. Czy kiedy już zaczerpnie mocy będzie w stanie to zrobić? A może wystarczyłyby same pazury? Feniks? To ogniste ptaki. Wątpię, żeby pokazywały się w Fiore, ale podobno kiedyś... Tym razem jedne z pierwszych słów które podsłuchała po opuszczeniu domu. Zakorzeniły się w umyśle białowłosej nad wyraz sprawnie. Wypytywała później o nie. Nawet chyba Bubu wspominał jej kiedyś o ognistych ptakach, które miał okazję spotkać w słonecznych krainach. Nie lubił ich... Może gdyby tak udało jej się to zrobić, mogłaby na coś się przydać?
Na moment. Na tę jedną, krótką chwilę Abri poczuła się jak w niebie. Jak w chmurach. Tak, jakby przelatywała pod postacią sokoła nad jej ulubionym pasmem gór w pobliżu Calthy. Napawało ją to spokojem i... czymś jeszcze. Pragnienie bycia komuś potrzebną odezwało się w niej ze zdwojoną siłą. Nie mogła tak po prostu tego zostawić i uciec. Musiała spróbować... Jeśli się nie uda, to wtedy będzie się zastanawiać nad tym co dalej. Wpatrywała się w Kyoumę, w jego łzy które nieokiełznane płynęły po policzku. Nie poruszał się, zupełnie jakby zastygł w bezruchu. Był ranny. Abri wiedziała, że Kyouma nie był taki jak ona. Był odważny i waleczny. Chciał bronić tego w co wierzył. Przybył z przyszłości, aby ocalić ten świat. A ona? Ona była tylko małym tchórzliwym lisem, który, kiedy tylko był ranny uciekał jak najdalej i jak najszybciej się dało. Ale nie dziś. Dziś wszystko się zmieni... Dziś Abri stanie się tak samo odważna jak jej przyjaciel. Nie zostawi go samego.
Wyobraziła sobie najpierw ich wygląd. Każdego z osobna. Piękny ognisty ptak w swoim najlepszym czasie. Duży i groźny biały smok, z wielkimi skrzydłami, grubymi łuskami i najeżonym kolcami ogonem, aż wreszcie gryf. Pół orła i pół lwa. O długich i twardych jak stal szponach w chwytnych łapach i pięknych białych skrzydłach. Następnie wyobraziła sobie ich cechy i moce. Te o których wiedziała. Łagodne i dobre ogniste ptaki, które odradzały się z popiołów. Niezwykle silne stworzenia, które potrafiły wyleczyć każdą ranę. Były też gryfy, równie silne i waleczne, choć próżne. Swymi długimi szponami mogły zrobić na prawdę poważną krzywdę, ale potrafiły też być delikatne niczym motyle. I smoki... Smoki potrafiły wiele. Potrafiły zionąć ogniem, lub ryczeć wiatrem. Wiedziała o tym. Miały łuski twardsze od stali. Potężne i odważne siały postrach wśród wrogów. No i przede wszystkim były smokami... W końcu zaczerpnie swojej magii i spróbuje użyć przejęcia całkowitego skupiając się na tych stworzeniach. Czy jej się uda? Podczas wykonywania magii Abri cały czas myśli o tym, dlaczego to robi - aby chronić siebie i przyjaciół. Na wszelki wypadek, gdyby instynktu zwierzęcia wzięły górę nad jej własnymi. Nie chciałaby skrzywdzić przyjaciół.
*Jeśli się uda i uda się w smoka (niezależnie jak dużego), Abri zacznie od głośnego ryku gdzieś w przestrzeń ponad nią. Najwyżej coś na nią spadnie, ale miał to być ryk triumfu, po czym będzie chciała (też w zależności od rozmiaru) albo zabrać Kyoumę i ryknąć w stronę Baylema, aby go wystraszyć, lub uderzyć ogonem tuż obok niego, aby zrozumiał, że żarty się skończyły, albo po prostu oddzielić od siebie walczących. Sprawić, żeby przestali robić to co robili. Nie mogła pozwolić na to, aby się wzajemnie pozabijali. W tej opcji, jeśli będzie już za późno, Abri odwróci się w stronę i machnie skrzydłami. Raz. Tak dla efektu.
*Jeśli sie uda i uda się w gryfa, Abri zrobi dokładnie to samo w opcji ze smokiem, chcąc tylko wystraszyć rannego Baylema by dać mu do zrozumienia ze to koniec. Tylko tym razem kiedy i jeśli złapie Kyoumę odleci z nim kawałek dalej. Tak by być poza zasięgiem najbliższych walk. Nawet jeśli już będzie po wszystkim. Tam go odstawi i zastanowi się nad tym co dalej...
*Jeśli się uda i uda się w feniksa... no tu mamy największa zagwozdkę ponieważ łagodność feniksa z łagodnością Abri powinna dać zabójcze combo umożliwiające Abri jak najszybsze działanie mające na celu powstrzymanie walczących poprzez zabranie Kyoumy z dala od tej walki. Tutaj już bez straszenia, pokazów siły i innych takich...
*Jeśli się nie uda, to Abri zmieni się przynajmniej w węża. Grzechotnika, który zamiast grzechotki miał kolec i z zdeterminowanym syknięciem możliwie jak najszybciej podpełznie do Baylema korzystając z okazji, że ten nie zwracał na nią uwagi, z boku z zamiarem ukąszenia go w... coś co będzie mieć pod kłami. Czy to noga, czy to ręka... Tym ukąszeniem Abri nie chce zamierza zabić. Ostrożnie dobierając ilość jadu na kłach zamierza tylko powstrzymać Baylema przed dalszą walką, na jakiś czas. Jeśli będzie musiała owinie się wokół rannego i będzie go pilnować, aby już nikomu nie zrobił krzywdy. A jeśli i to się nie uda? Abri wpełznie na Kyoumę, po to, aby nie był sam...
A potem? Potem pozostanie jej czekać na Ezrę. Ale tym razem Abri będzie gotowa...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.