I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Do Collete: Piszesz często, że znalazłaś dużo błędów, jednak nie wypisywałaś wszystkich. Ja jestem jednak profesjonalistą i chciałbym, abyś wskazała WSZYSTKIE elementy, w których się pomyliłem. Inaczej nigdy nie stanę się lepszy.
Imię: Never Pseudonim: The (Fake) Hero Nazwisko: Winter Płeć: Mężczyzna Waga: 68 kg Wzrost: 178 cm Wiek: 17 lat Gildia: Violet Pegasus Miejsce umieszczenia znaku gildii: Na spodzie ręki, na koszuli, na pelerynie... Ba, nawet buty ma ze znaczkiem. Pomylić go z magiem z innej gildii nie sposób. Klasa Maga: 0rdinary Hero Wygląd: Na pewno Never charakteryzuje się jednym: wyróżniającym wyglądem. Czy to kwestia stylizacji, czy nastawienia, ale bardzo łatwo jest go odróżnić w tłumie ludzi. Ma jak na swój wiek w miarę wysoki wzrost. Chudy, mimo że je za 2, nie może przybrać na wadze. Brak mięśni zdradza niewielką siłę fizyczną, z jakiegoś powodu, mimo że wkłada we wszystko 120%, ich przyrost jest minimalny. Z jego motoryką nie jest również najlepiej... ale starczy o tym. Jest brunetem, o prostych włosach sięgających do szyi, dobrze przyczesanych (Grey dba o niego). Twarz ma raczej nieco wydłużoną, zgrabny nos, nieco ściągnięte brwi, pod którymi widnieją fiołkowe oczy, bardzo charakterystyczny element. Płonie w nich wewnętrzny ogień, promieniują nieustanną pewnością siebie. Lecz często ich wyraz zmienia się jak w kalejdoskopie, bardzo łatwo z nich odczytać, w jakim nastroju jest Never i co obecnie czuje. Raczej przez to jest kiepski w kłamstwie i łatwy do manipulowania. Jego ubiór jest dość ekstrawagancki. Pomijając fakt, że w wielu miejscach widnieje znak gildii, chłopak ma duże upodobanie do strojów, które powiewają na wietrze. Zarówno jego białe spodnie, jak i koszula, są luźne z tego powodu. Do skórzanego pasa ma przypiętą sakwę i kawałek niebieskiego materiału (tak, podatnego na wiatr), a na ramiona zarzuconą ekstrawagancką czerwoną pelerynę ze starożytnymi symbolami (które nic nie dają). Buty posiada czarne, w miarę wygodne i niewiarygodnie wytrzymałe. Uwierzcie mi, przeżyły wiele przygód. Never bardzo dba o swoje ubranie, dlatego że bohaterowie zawsze mają je czyste. Z rzadka można dostrzec jakąś plamę, wynikającą bardziej z nieuwagi i błędów chłopaka aniżeli ignorancji. Z kolei Grey (towarzysząca mu wróżka, więcej o niej w historii i w opisie magii) jest osóbką niewielką i drobno zbudowaną. Sięga wzrostem mniej więcej pasa Nevera, przez co łatwo ją pomylić z dzieckiem, mimo że jest od wielu istot znacznie starsza (lolicons, rejoice!). Podobnie jak Never, nie ma żadnych mięśni ani siły fizycznej, za to z jej motoryką oraz zręcznością jest lepiej. Blondynka, mająca krótkie włosy sięgające niewiele do szyi, bardziej rozczochranych. Jej twarz jest jeszcze mniejsza, ledwo można dostrzec jej nos oraz uszy. Jak Never, posiada ściągnięte brwi, oczy ma jednak błękitne, wyrażające mądrość i czujność. Uważny obserwator z dobrym wzrokiem zaobserwuje jeszcze czasem w nich błysk przebiegłości, jakby wszystko odbywało się według jej myśli. Stara się nie wyrażać zbytnio uczuć i emocji, aczkolwiek często traci swoje opanowanie patrząc bądź myśląc o Neverze. Jej ubiór jest niezmienny, można by pomyśleć, że jest częścią jej ciała. Nawet jeśli coś się ubrudzi, znika to po chwili, jakby zależało od woli Grey. Większość jej odzienia jest koloru błękitnego, poza białą koszulą. Na głowie posiada beret, na ramionach narzutę, na pasie dwa ciemne paski opadające na sukienkę przypominającą płatki niezapominajki, a na stopach trzewiczki. Rzucające się w oczy są dwa dzwonki założone na nadgarstki, które jednak nie dzwonią, o ile Grey tego nie chce. Mimo, że ubranie luźne, nie powiewa na wietrze ani trochę, sprawiając czasem wrażenie eterycznego. Charakter: Może zaczniemy od oczywistości: Never jest prawdziwym idiotą. Można nawet posunąć się do teorii, że jego połowa komór mózgowych nie istnieje, a połączenia neuronowe zamarły. Dlatego raczej nie można na niego liczyć przy wymyślaniu planu, nauce, tłumaczeniu czy chociażby kłamstwie. Jako, że pierwsze robi, a potem myśli, bywa dość impulsywny, a przez to niewiarygodnie naiwny, bardzo podatny na słowa, szczególnie przekonująco brzmiące. Z drugiej jednak strony, z powodu głupoty nie zrozumie skomplikowanych metafor czy podchwytliwych pytań. Może się nawet nie zorientować, że ktoś go obraża, o ile ta osoba odpowiednio to ujmie. Można by pomyśleć, że skoro jego umysł jest słaby, to może przynajmniej ciało jest mocne. Tutaj jednak spotyka człowieka zaskoczenie - Never jest dość słaby w niemalże każdym sporcie. Wchodzi w to częste niezrozumienie zasad, problemy motoryczne, brak talentu i oczywiście parasol ochronny, który większość osób nad nim otaczała przez te wszystkie lata. Dzisiaj trochę lepiej sobie radzi... Ale tylko trochę. Można by pomyśleć, że skoro umysł i ciało są słabe, to Never nie ma cech pozytywnych. Ale to jest błędne założenie, jako że wyróżnia go jedno: niezłomna wola i duch. Kiedy się do czegoś przyłoży, to wkłada w to całego siebie, nie bacząc na żadne przeszkody. Czasami jednak efekty nie są takie, jakie by chciał osiągnąć, dlatego przez niektórych nazwany jest "Mistrzem zmarnowanego wysiłku". Jednakże to go nie zniechęca, każda porażka sprawia, że jeszcze bardziej się stara. Tutaj dochodzimy do najważniejszego punktu jego charakteru: chęci bycia bohaterem. I to nie zwykłym, ale takim, który ratuje świat i ludzi. Owy cel pojawił się wtedy, kiedy został ocalony przez Samaela. Bez zastanowienia rusza z pomocą, kiedy widzi cokolwiek i kogokolwiek w potrzebie, nie przejmując się własnymi potrzebami, a nawet ranami. Jest to tak silne, że praktycznie jego poczucie jaźni jest bardzo przyćmione. Wg filozofii Nevera to nic nie szkodzi, jeśli nie ma nic i jego kieszenie są puste - tak długo, jak na ustach innych widnieje uśmiech, on też jest szczęśliwy. Również to, że skupia się całkowicie na wszystkich, zaburza to postrzeganie jednostek. Inaczej rzecz mówiąc, łatwo nawiązać z nim stosunki koleżeńskie, ale trudno je zgłębić. Jest miły, uczynny... dla każdego. Oprócz tego zawsze towarzyszy mu Grey Eminence, właściwie jego przeciwieństwo. Jest to (samozwańcza) wróżka, która obdarzyła magią Nevera, wiążąc swój los z nim. O ile chłopak nie używa często swoich szarych komórek, to dziewczyna bardzo często planuje każdy ruch. Utalentowana, mądra i bystra, jest niby miła oraz przyjaźnie nastawiona. W rzeczywistości jednak nie obawia się używać wszystkich dostępnych metod, aby osiągnąć swój cel. Łącznie z wykorzystywaniem innych osób, które nie są dla niej niczym więcej niż pionkami. Poza Neverem. Właściwie od pierwszego wejrzenia się w nim zakochała. Teraz jest totalnie Yandere do niego nastawiona. Oznacza to, że nie będzie przebierać w środkach, aby go chronić i wspomagać. A także usuwać wszelkie "niepotrzebne kobiety" z jego życia. To jest ostrzeżenie dla wszystkich przedstawicielek płci pięknej - nie ufajcie jej! Nawet jeśli miło wam wskaże drogę, to prawdopodobnie za rogiem będzie czaiła się banda płatnych zabójców bądź przepaść. Tylko po to, aby zachować ukochanego tylko dla siebie! Z drugiej jednak strony, jest to jej słabym punktem. Często miewa fantazje o nim, co skutkuje jej zaskakującą niezdarnością. Jest w stanie również poświęcić siebie, aby go ratować. Nawet jeśli nie może zginąć, to ból pozostaje, dla niej jednak to jest nic. Mając w dłoni życie Nevera, można ją także łatwo szantażować. Lecz potem zemsta jej będzie okrutna. Marzeniem Grey jest stworzenie idealnego świata dla niej i dla Nevera.
Historia:
"What's the hero truly mean?"
- Nie możesz dłużej uciekać. Jesteś nasza! Zaśmiał się ten wyższy z dwóch osiłków. Łysa głowa, brzydki, szczerbaty uśmiech, cuchnący oddech, był chodzącą masą mięśni. Żył, pastwiąc się nad słabszymi. Od nich też zbierał pieniądze, które prawie natychmiast przepijał. I koło się zamyka. - Hehehehe, ja z Anikim nie pozwolimy nikomu uciec. Zawtórował mu drugi, który był jakby przeciwieństwem pierwszego. Niemal o głowę mniejszy, gorzej zbudowany, lecz jego szkaradny śmiech był jeszcze bardziej odrzucający. Pewnie nie byli rodzeństwem, po prostu kiedyś się do niego przyczepił. Działał jako mózg, a mięśniak mu zapewniał ochronę. Idealnie zgrana dwójka. I ich szczęśliwy dzień. Bo właśnie natrafili na... - C-co wy robicie? Nie zbliżajcie się! ... Samotną, bezbronną dziewczynę. Dość młodą, całkiem ładną. I na pewno nie spodziewającą się zablokowania w ślepej uliczce przez dwójkę oprychów. Jedynie cofała się, wraz ze swoim koszykiem. Tamci się uśmiechnęli. Nie wyglądała na mocną, mało tego, rozpaczliwie szukała drogi ucieczki, zamiast wołać o pomoc. I tak tutaj by ich nikt nie usłyszał, ale... Zabiorą jej wszystko, co ma, a może się nawet zabawią. Nieczęsto zdarza się taka sztuka na mieście. Tak, to był ich szczęśliwy dzień... Ale czy na pewno? Nie ma mowy, aby bohater zignorował taką sytuację! - Gdy zło wychyla swój mroczny łeb... gdy świat spowijany jest mgłą... pojawia się blask i wśród światła sprawiedliwości przybywa wybawienie! Waleczny i potężny bohater, Never Winter, nadchodzi! W imię dobra, ukarzę was! TORYAAAAAAAAAAAAAAAAA! Zeskoczyłem z dachu budynku. Całe szczęście, że w okolicy były schody, dzięki czemu mogłem na niego wejść. Na pewno tego się nie spodziewali! Zło zostanie uderzone w najmniej spodziewanym momencie i będę mógł mu zadać decydujące uderzenie. Dostrzegłem, jak się we mnie wpatrują, z zaskoczeniem i pewną dozą przerażenia. Ja wtedy podniosłem swój miecz, skandując zaklęcie. - Celestial Ally! Poczułem, jak energia, którą zwie się magią, wyciekała ze mnie, po czym białe światło okryło mnie, przenikając przez każdą część mojego ciała i napełniając mnie nową siłą. ... I nic poza tym. Wciąż leciałem z tą samą prędkością. - ARYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!?! Czy coś poszło nie tak? Czy jakoś źle przeliterowałem zaklęcie? Czy to po prostu może problem z moim akcentem. Ziemia zbliżała się niewiarygodnie szybko. ... I tylko cud sprawił, że pudełka, które leżały obok, zawaliły się przypadkowo, akurat w miejsce, gdzie miałem spaść... oraz były wypełnione czymś miękkim, więc, kiedy nareszcie na nie upadłem, zamortyzowały mój upadek, ale... I tak to BOLAŁO! W dodatku świat zaczął wirować mi przed oczami. Gdy nareszcie przestał, zauważyłem, że leżałem prawie przed tymi bandziorami, którzy wpatrywali się we mnie ogłupieni. Co za wpadka, co za wstyd niegodny prawdziwego bohatera! Tak więc wstałem, otrzepałem się szybko z kurzu i podniosłem miecz! - H-hahaha. To było celowe! Dzięki temu, wasze niecne plany zostały pokrzyżowane i jesteście na mojej łasce! Tak więc, szykujcie się na spuszczenie łomotu! Chwyciłem za miecz oburącz, po czym zaszarżowałem na przeciwników, do których, po mojej przemowie, zaczęło docierać, w jakiej są sytuacji. - A-aniki! - Guh! Ten większy, słysząc ostrzeżenie, w ostatniej chwili podniósł trzymaną w ręce pałkę. Zasłonił się... Jednak to było bezużyteczne w starciu z moją techniką! Wyskoczyłem, a następnie spuściłem ostrze Durandala na wroga, wykrzykując: - Uaaaaaaaw! Light Carnage! - Tch... ... -... Huh? Nie wiadomo kto był bardziej zdziwiony efektem - ja czy oni. Atak się udał, miecz spotkał się z drewnem. Lecz... UTKNĄŁ W DREWNIE! JAK TO MOŻLIWE! PRZECIEŻ DOGO W "SAMURAJU DOGO", KIEDY WYKONAŁ TĄ TECHNIKĘ, PRZECIĄŁ BROŃ SWOJEGO ARCYWROGA MUGIEGO! - Heh... hehehehe... hahahaha! - zaczął się śmiać osiłek. Nagle poczułem uderzenie w okolicy brzucha, które odrzuciło mnie na pudła - Co to jest za słaby atak? Light Carnage? Rzeczywiście, jest to bardzo lekkie. Hahahaha! Jak niegrzecznie! To była technika jednego z moich idoli, niech nie obraża bohaterów dzisiejszych czasów! Teraz mu pokażę, kiedy nareszcie uda mi się pozbierać i wstać. - Co tym razem, znów chcesz nas zaskoczyć jakimś bezużytecznym atakiem? Zaśmiał się osiłek. Hmp, niech będzie! Pokażę mu swoją prawdziwą siłę! - Na twoim miejscu nie rechotałbym tak bardzo... - zaczynam groźnie. Atmosfera się zmienia, czuć zimny powiew wiatru. - Może atak wręcz nie wyszedł mi najlepiej, ale zważcie na to, że... Jestem magiem! - oznajmiłem po chwili przerwy. - To oznacza, że mam więcej niż jeden as w rękawie - uśmiech spełzł z twarzy łobuza kiedy na mojej dłoni pojawiło się światło. - Tak więc, drżyjcie! Divine Impact! Po wypowiedzeniu słów, bandziorów ogarnęła świetlista aura mojego zaklęcia. Nie zdążyli zareagować, pochłonęła zarówno jednego, jak i drugiego. I po sekundzie to minęło. A przeciwnicy, jak stali bez ran, tak zostali... bez ran! Oczywiście, osiłek, widząc to, po raz kolejny wybuchnął śmiechem. - Hahaha. Jak to, nie czuję żadnej różnicy! To ma być magia? Kilka świateł i tyle? Już ci śmieciowi iluzjoniści na jarmarku prezentują wyższy poziom! Co za drań! Powinien mieć lepszą opinię o osobach zarabiających na chleb ciężką pracą! - Aniki, straciliśmy już wystarczająco dużo czasu... Odezwał się mniejszy. Na jego słowa "Aniki" odchrząknął. - Masz rację. Szczęśliwie, nikt nie uciekł, zarówno nasza ofiara, jak i pomylony bohater. Tak więc, bez dalszego zwlekania... SHIIIIIIIIIINE! Tym razem on zaszarżował na mnie, podnosząc pałkę. Jednak, w połowie drogi, nagle zniknął mi z oczu. Słychać było tylko "THUMP!". Kiedy spuściłem wzrok, zauważyłem, że leży na ziemi, a jego twarz wpadła w jakiś zgniły placek. - Eto... Aniki? Co ty robisz? Zapytał się przydupas. Tamten wstał, nieco zdezorientowany, po czym spojrzał na swoje buty. - Tch, że też tego nie zauważyłem! Jego sznurowadła.... Były kompletnie rozplątane! Lekkomyślny bieg w takim stanie to aż proszenie się o wywrotkę. Oczywiście, nie żeby to zmieniło jakkolwiek sytuację. Więcej, był tylko bardziej rozjuszony. Na pierwszy rzut oka widać było, że ten atak zawierał całą jego siłę. Dlatego... DLATEGO! - Muszę odpowiedzieć tym samym! Chwyciłem oburącz Durandala, po czym doskoczyłem do wroga. - SHIIIIIIIIIIIINE! - Woah! Crismon Crescent! Mój miecz oraz jego pałka starły się... I, chyba czysty przypadek sprawił, że uderzyłem w to samo miejsce co przed chwilą. Spowodowało to, że drewno pękło, kawałek broni odłamał się i poleciał... na głowę drugiego! - A-aniki... Nie wiem, czy było to spowodowane siłą "pocisku", czy po prostu słabą jego wytrzymałością, ale od razu padł na ziemię, kiedy dostał. A jego kolega, jedynie wlepił swój tępy wzrok w resztkach kija. T-to była... Moja okazja! - Uaaaw! - odwróciłem się do niego, wznosząc broń. - Oni Kiri! Getsuga Tensuga! Matsukaze! Blinking Revolution Sword! Wyzwoliłem na niego moją mieszankę najsilniejszych ataków. [pół minuty później] - Ufff, ufff, uffff. To była... Moja siła! Oparłem się o swój miecz, wypowiadając te słowa nad pobitym olbrzymem. Naprawdę, jego wytrzymałość była pierwszej klasy. Że też udało mu się wytrzymać 7 technik, zanim nareszcie padł nieprzytomny. Bohaterska misja.... zakończona sukcesem! Teraz jeszcze jedna pozostała sprawa. - Wszystko w porządku, Panienko? Zapytałem się, odwracając się do niedoszłej ofiary, która gapiła się na sytuację nieco pustym wzrokiem. - Co... Eto... - powoli światło do jej tęczówek zaczynało wracać. - Hai, hai! Arigato... deso? Wymruczała, kłaniając się nerwowo. Ale nie dziwiłem się jej. Każda osoba po czymś takim byłaby zdezorientowana. W końcu skupiła wzrok na mojej dłoni. - Um... Wszystko w porządku? Twoja ręka... - Co? - przenoszę wzrok na kończynę. Była nieco rozcięta, ale nie takie rany się przeżywało. Dlatego jedynie uśmiechnąłem się do dziewczyny. - Nie przejmuj się, przeżyję. - Ależ nie, pozwól, że- nagle umilkła, jakby zobaczyła ducha. Jej twarz nieco zbielała i zaczęła się trząś. Przekrzywiłem głowę, nie za bardzo to rozumiejąc. - Z-za tobą! Wyszeptała. Wtedy się odwróciłem, od niechcenia. Z metr za mną lewitowała niewielka osóbka, w niebieskim ubranku, blondynka. Aktualnie, nie byłem szczególnie zaskoczony. Bardzo dobrze ją znałem, w końcu, podróżowałem z nią. - Och, jesteś nareszcie, Grey. Coś się stało? Zagaiłem, przyjaźnie. Jej wyraz twarzy zdradzał pewne zatroskanie, patrząc raz na mnie, raz na rękę. - Moo, Never-kun... Mógłbyś mnie ostrzegać, że decydujesz się na takie ryzykowne posunięcia. Skok z dachu to było za dużo, wiesz? Co by się stało, gdyby nie skończyło się na tej ranie? A jeśli byś stracił życie? Co ja bym bez ciebie zrobiła, Never-kun? - spytała się, podlatując do mojej ręki. - Pozwól, że opatrzę twoją ranę. Chyba nie masz nic przeciwko, tak? Z jakiegoś powodu zadała to ostatnie pytanie dziewczynie, którą uratowaliśmy. Ona się zatrzęsła, wymamrotała przeprosiny, po czym uciekła. Ja tylko się zaśmiałem. - Nie martw się, nie martw się, przez cały czas miałem sytuację opanowaną. - Zawsze to mówisz, Never-kun. Przecież ci wyjaśniałam, jak działa twoja magia. Upadku nie spowolni. Naprawdę, jesteś głupi, Never-kun. Ale dlatego cię kocham. - Coś mówiłaś, Grey? - Nie, nic. Nieważne, nieważne.- zaczęła machać energicznie rękami, trochę speszona. W pewnym momencie, jej wzrok trafił na pokonanych osiłków. Wtedy się trochę uspokoiła i zaczęła mówić nostalgicznym tonem. - Ale, naprawdę, wiele się zmieniło od tamtego czasu, ne? - Hai. To wszystko twoja zasługa, Grey. Spojrzałem również na pokonanych, którzy zaskakująco byli podobni do tych z tego pamiętnego dnia.
[Kilka miesięcy wcześniej] - Hah, że też ktoś taki jak ty postanowił z nami zadzierać. Zaśmiał się osiłek, kopiąc mnie w brzuch po raz kolejny. Jego przydupas, mały konus, tylko patrzył z boku z drwiącym uśmieszkiem, napawając się cierpieniem bliźniego. Ja oczywiście w tej sytuacji nie mogłem nic zrobić, kiedy byłem powalony oraz odkopano mojego Durandala. Niestety, nieważne ile razy użyłem swoich ostatecznych technik, wielkolud pozostał niewzruszony. To nie był mój szczęśliwy dzień. Powoli ciemność ogarniała moje pole widzenia i byłem pewien, że po trzech kolejnych razach na pewno stracę przytomność. Jednak one nie nadeszły, za to usłyszałem głos mniejszego. - Aniki, musimy się zwijać. Ktoś musiał już nas zobaczyć. - ta scena odbywała się na placu zabaw, co prawda, na obrzeżach, ale jeszcze wieczór nie nastał. Co chwila przechodziła tutaj jakaś osoba, w większości tylko spojrzała i odwracała głowę, ale kto wie, która nie wezwałaby magicznej policji. - Tch... Masz szczęście, konusie. Splunął na mnie swoją gęstą śliną, po czym odwrócił się i, energicznie się rozglądając, uciekł z miejsca przestępstwa. Ja, nieco się krzywiąc, wytarłem tą wydzielinę, po czym wstałem, zaciskając zęby. - Um... Wszystko w porządku? Zapytała się mnie dziewczynka, która, niepewnie, podeszła do mnie wychodząc z ukrycia. Na oko miała 7 lat, drobną budowę, a w ramionach ściskała pluszowego zająca. Idealna ofiara dla osiłków. Odpowiedziałem jej z uśmiechem: - Hah... Nie takie rzeczy... się przeżywało. To było ledwie draśnięcie - opryszkom się wydawało, że kilkoma kopniakami mogą powalić mnie, bohatera! Co prawda, kopnięcie w głowę wciąż byłoby niebezpieczne, ale szczęście jak zwykle dopisało sprawiedliwości! Została tylko jeszcze jedna sprawa... - Ważniejsze, czy coś ci się stało? Tamci nic ci nie zrobili? Na moje pytanie dziewczynka pokręciła głową, z bladym uśmiechem. - Iie. To wszystko dzięki tobie, Onii-san. Arigato! Skłoniła głowę, z pełną wdzięcznością. Tak, to jest gest, który nagrodził wszystko. Ja na to się zaśmiałem, robiąc heroiczną pozę. - W końcu naturalne dla bohatera, hahahaha... ugh! - cóż, moje rany wciąż dawały o sobie znać. Mała spojrzała na mnie zmartwiona, ja jednak szybko przygryzłem wargę, zapominając o bólu, po czym wróciłem do swojego uśmieszku. - W każdym wypadku, nie powinnaś dłużej tu zostawać. Uciekaj do swoich rodziców i pamiętaj, aby następnym razem krzyczeć, kiedy ktoś cię napastuje! Na każde moje słowo dziewczyna energicznie kiwała głową, po czym, kłaniając się jeszcze raz, opuściła to miejsce. Kiedy zniknęła mi z oczu, nareszcie mogłem trochę odetchnąć. - Ufff... Wydawało mi się, że będzie gorzej, ale wyjątkowo dobrze się czułem, pomijając ból całego ciała spowodowany tymi ciosami. Jednak to nieważne, kolejna osoba została uratowana. Także tamta babcia, która miała problemy z przeniesieniem zakupów. Jak i nieszczęśliwy sprzedawca, któremu zawaliła się półka i towary pospadały. Tyle jest osób, które potrzebują pomocy. Tyle okazji, aby uczynić świat lepszym i stać się prawdziwym bohaterem. -... Chociaż na razie, Kohaku nie będzie zachwycona. ... Nie za bardzo pamiętałem, co się działo w czasach mojego dzieciństwa. Możliwe, że byłem zbyt młody, aby to pamiętać. Od zawsze moim domem był sierociniec. Nie znałem ani matki, ani ojca, nikt również o nich nie wspominał. Nie wiedziałem nawet, czemu trafiłem do takiego miejsca, prowadząca placówkę nabierała wody w usta. Kiedy o tym opowiadałem innym, najczęściej wypowiadali słowo "biedactwo", jakbym miał naprawdę źle. W rzeczywistości jednak, nie czułem się tak. Może właśnie przez te nietypowe warunki inni, nawet w sierocińcu, roztaczali nade mną opiekę. Naprawdę rzadko mnie ktoś źle traktował, nie nabijali się również z tego, że nie miałem rodziny. To jednak stawiało mnie w trudnej sytuacji. Nie byłem wyjątkowo bystry, uzdolniony czy chociażby wysportowany. W nauce również nie najlepiej mi szło. Przez co jeszcze bardziej powiększył się nade mną parasol ochronny. To było... frustrujące, że wszyscy robią coś dla mnie, a ja dla nich nie mogłem nic. I to trwało do tego momentu. Mimo, że to się zdarzyło tak dawno, pamiętałem to tak, jakby było wczoraj. Jak wspominałem, bardzo rzadko się zdarzają przypadki, żeby coś nieprzyjemnego mi się przydarzyło. To była jedna z tych okazji. Normalnie, mój plan dnia był niezmienny, wracałem o określonych godzinach, żeby nie niepokoić nikogo . Lecz dzisiaj było inaczej... - Jeszcze raz, dziękujemy ci za twoją pomoc. Rzekł kapitan Whitebeard, kiedy załadowaliśmy nareszcie ostatnią skrzynkę na statek. - Nie ma sprawy, przynajmniej tyle mogę zrobić. Aktualnie, miał on wyjątkowo dużą dostawę do przetransportowania. Niestety, spora część załogi, dlatego że przez dłuższy czas pozostawała na morzu, szybko pognała do karczmy i się upiła... Po tym trzy czwarte nie nadawało się do niczego. A jako że terminy gnały, więc zorganizowano poszukiwania chętnych do załadunku. Zgłosiłem się. Skończyłem swoje obowiązki, które wyznaczyła mi Kohaku-san, a to była okazja do odwdzięczenia się kapitanowi, który często służył mi pomocą i często opowiadał o swoich przygodach na morzu. Znaleźliśmy jeszcze kilka osób i szybko się z tym uwinęliśmy. - Nie, naprawdę jestem ci wdzięczny - upierał się jednak. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował następnym razem, daj znać, a ja to spróbuję załatwić! Wymieniliśmy się jeszcze krótkimi uprzejmościami, zanim kapitan odszedł, pewnie żeby opieprzyć załogę. Westchnąłem. Naprawdę nie rozumiałem tego przesadnego podziękowania oraz powodów, czemu akurat mnie tak traktował. Niestety, byłem zbyt głupi, aby się domyśleć. Póki co jednak, trochę tutaj przesiedziałem. Słońce powoli zachodziło za horyzont, a dyrektorka sierocińca, Kohaku-san, pewnie się już niepokoiła. Tak więc skierowałem się z powrotem, przyspieszając kroku. ... Na początku pojawiło się przeczucie. Czym było to spowodowane? Czy to sprzedawca, który rzucił na mnie nerwowe spojrzenie? Albo może ta cisza wokół? Lub po prostu mój pierwotny instynkt samozachowawczy... Nieważne jaka przyczyna tego była, w powietrzu "coś" wisiało, co mi mówiło, aby jak najszybciej oddalić się się z tego miejsca. Ja jednak jak każdy idiota, zamiast posłuchać instynktu, przeszedłem w bieg. W końcu moim oczom ukazał się sierociniec. Był to jak zawsze duży, drewniany budynek. Z powodu tego, że znajdował się w przyzwoitej dzielnicy, był w miarę zadbany. Lecz teraz było cicho - za cicho, nawet jak na tą porę. Bez większego zastanowienia wbiegłem głównym wejściem. Tak, nie ma to jak zrobić totalną głupotę. Od razu dostałem się na korytarz, zauważyłem dość nietypową sytuację. Stała tam grupa wychowanków, odwróconych w drugą stronę. Ponieważ nie tłumiłem swoich kroków, wszyscy obrócili się w moją stronę. I, jak rozstępujące się morze, przylegli do ściany. Wtedy moim oczom ukazała się dyrektorka, Kohaku-san, którą trzymał mężczyzna w starszym wieku, z szarymi włosami i zmarszczkami, ubrany dość niechlujnie. Powieka mi zadrgała, gdy spostrzegłem przedmiot przy jej szyi. To był długi nóż, większy, niż jakikolwiek widziałem. - Ach, nareszcie jesteś, pomiocie szatana - zwrócił się do mnie. Na samym początku nie zrozumiałem, o co chodzi. Nie rozpoznawałem go... Nie, sądzę, że go nigdy nie spotkałem... Chyba że zapomniałem? On jednak nie dał mi szansy na przemyślenie tego. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak długo cię szukałem. I że musiałeś tak popsuć mi plany, wracając później. Przez to zaangażowane zostały postronne osoby. Tak... To twoja wina. TYLKO TWOJA! Wykrzyknął tak, że mimowolnie się cofnąłem. Nie chciałem wykonywać pochopnych ruchów. Może nie byłem najmądrzejszą osobą na świecie, ale wiedziałem, że w tej sytuacji lepiej było go nie prowokować. Mimo to, coś mi nie pasowało. Pierwszy raz go (chyba) widziałem, a zachowywał się tak, jakbym mu przynajmniej spalił dom. Dlatego, musiałem, ale to musiałem... -... K-kim jesteś? Zapytałem się, nieco drżącym głosem. Tamten zrobił wielkie oczy, po czym wybuchnął szaleńczym śmiechem. - Kim jestem...?! Hehhe. HAHAHAHAHAH! Wybacz mi za ten brak manier. Nazywam się Sakashita Keiji. Pewnie jednak to imię dla ciebie nic nie znaczy, nie? Tak, jestem tylko osobą pozbawioną celów w życiu, odkąd straciłem córkę, odkąd straciłem dom... Wszystko, dzięki twojemu ojcu... Nagle moje serce zgubiło uderzenie. Ta osoba... znała mojego tatę? Widząc mój wraz twarzy, uśmiechnął się okrutnie. - Hah, nie wiesz? Czy nigdy się nie zastanawiałeś, że traktują cię nieco zbyt łagodnie? Czemu dyrektorka nabierała wody w usta, kiedy się o to pytałeś? Z dobroci? A może... ze strachu? Otóż słuchaj... - Stop! Nie mów nic- Przerwała mu Kohaku-san, jednak on mocniej przycisnął jej nóż do gardła, przez co zwiotczała. - Cicho bądź... Nawet sam nasz mały Never chciałby się dowiedzieć, kim on jest. Może przy okazji opowiem pewną historię. Pewnego dnia, był sobie człowiek, mężczyzna, który stwierdził, że życie nie ma mu nic do zaoferowania. Miał rodzinę, miał magię, miał majątek. Mimo to, wszystko było dla niego takie puste. Dlatego wymordował wszystkich ludzi w swojej wiosce. Jednak to mu nie wystarczyło. Zaczął polować na kolejnych, tworząc sadystyczne "zabawy", gdzie wcielał się w łowcę. Jego przybycie zwiastowała śnieżyca, silna i przenikliwie zimna. Nawet w środku lata. Wtedy ofiara już wiedziała, że jej dni są policzone. Mało kto przeżywał... Jednak każdego potwora dosięga w końcu sprawiedliwość! Zrobiono rysopis, wystawiono cenę za głowę, bardzo wysoką. Ściągnęło to łowców nagród, znamienitych magów. Mimo, że on się wymykał z różnych sideł, w końcu dopadnięto go. Ironicznie, w jego kryjówce, miejscu, gdzie czuł się najbezpieczniej. I równie szybko go pokonano. Jednak, poza nim, znaleziono jeszcze kogoś. Małego chłopca, który nie mógł mieć więcej niż 4 lata... Tak, to byłeś ty, Never Winterze, synu niesławnego Fimbul Wintera, demona w ludzkiej skórze. Debatowano, czy warto dla bezpieczeństwa się ciebie jeszcze pozbyć. Jednak, ponieważ nie stwierdzono u ciebie ani krzty magii, postanowiono wrzucić cię do tego przytułku dla karaluchów... ... Właściwie, po tej opowieści, mało co mogłem słyszeć jego przekleństw dotyczących mnie i innych. A więc taka była moja przeszłość. Zaskakująco spokojnie to przyjąłem. Może po prostu byłem głupi i nie docierała waga tych słów, ale część rzeczy, które mnie gryzły, została wyjaśniona. Czemu mnie ludzie traktowali tak a nie inaczej. Czemu Kohaku-san nie chciała nic mówić. I, co najważniejsze, skąd to poczucie pewnego dyskomfortu, kiedy nie mogłem się niczym odpłacić za dobre uczynki. Grzechy przechodzą z ojca na syna. Jako że pierwszy już nie mógł za nie odpokutować, to... - Hej! - wykrzyknął nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. - Zrobiłem ci taki dobry uczynek, a odpłacasz się ignorancją. Ta dzisiejsza młodzież, żadnego szacunku dla starszych! Na czym to stanęło... Ach, pamiętam! Jak mówiłem, ten demon w ludzkiej skórze, urządzał sobie polowania. Nie miał dla niego znaczenia wiek, pozycja bądź płeć ofiary. Nawet ci najmłodsi nie mieli nic do powiedzenia. Jedną z nich była moja córka. Tutaj w jego oczach pojawiły się łzy, a ja nareszcie zrozumiałem, że nie żywił do mojego ojca ciepłych uczuć. Ale co ja mogłem poradzić? Przykro mi było z jego straty, ale to nie tak, że mogłem cokolwiek z tym zrobić. - Ach, biedna Misaki - zaczął lamentować. - Miała jedynie 13 lat, taka słodka, taka niewinna. Kiedy została przyniesiona, nawet ja jej nie rozpoznałem na samym początku... Naprawdę, chciałem zemsty. Użyłem wszystkich środków, byleby pierwszy go dopaść. Żona ode mnie odeszła, manufaktura upadła. Ale nareszcie natrafiłem na ślad. Zanim jednak dopadłem tego parszywego drania, ubiegli mnie ci przeklęci łowcy nagród. Ach, moje nieszczęście było bezdenne. Odebrano mi wszystko, nawet możliwość rewanżu. Jednak wtedy usłyszałem, że Fibul pozostawił po sobie pamiątkę... Pomiot, który należy zlikwidować. Inaczej znów przerodzi się w demona, który pochłonie wiele istnień. Dla niego to był wystarczający powód, aby życzyć mi śmierci. Nie mogłem się mu dziwić. Stracił wszystko, co miał, jedyne co mu pozostało, to pragnienie zemsty. A, jeśli mówił prawdę, mój ojciec naprawdę wiele złego uczynił. Grzech pierworodny, ech? Tak więc pozostało mi tylko jedno. - Jeśli powiem, że nie będę stawiał oporów, puścisz Kohaku-san? Zapytałem się, praktycznie akceptując swój los. Dyrektorka wytrzeszczyła oczy, inni wychowankowie wstrzymali oddech, a Keiji się okrutnie uśmiechnął. - Tak, oczywiście. Potrzebuję tylko ciebie do spełnienia. Potem mi wszystko jedno, mogą mnie zakuć w kajdany bądź zabić, nie będę się przejmował. Co prawda, zdawał się być szalony, ale te słowa chyba były prawdą. Nie wyobrażałem zresztą sobie, że po czymś takim mógłby ujść aparatowi prawnego. Tak więc, przełknąłem ślinę. A zatem to był koniec... - To nie jest jeszcze koniec - nagle usłyszałem szept, dobiegający zza drzwi, przy których byłem. - Jest szansa na uratowanie wszystkich. Tylko musisz się odpowiednio zbliżyć. Kiedy puści dyrektorkę, to popchnij go z całej siły. Nie wiedziałem kto to jest. Jednak tej sytuacji chyba bardziej nie można było już popsuć, postanowiłem temu głosowi zaufać. Wszyscy będą uratowani... Czy to nie było idealne rozwiązanie? Tak więc, przełykając ślinę, podszedłem do Keijiego, który z każdym krokiem coraz bardziej się uśmiechał. - Tak, tak, bliżej, jeszcze bliżej... O, wystarczy. Nareszcie byłem na tyle blisko, że mógł mnie prosto dosięgnąć, uniemożliwiając mi ucieczkę. Jednak Kohaku-san stanowiła dla niego przeszkodę. Dlatego odepchnął ją na bok. To zadziałało na mnie jak sygnał. - Uaaaaw! - !?! To mężczyzna był zaskoczony. Wyciągnął dłoń, najwyraźniej wnioskując, że ucieknę natychmiast po tym, tymczasem ja zaszarżowałem do przodu, wypychając ręce i uderzając go w pierś. Utrata równowagi sprawiła, że musiał cofnąć się na dość sporą odległość. I wtedy coś go uderzyło, koloru zielonego. Zesztywniał, a następnie upadł na twarz, nie ruszając się. Ja przez chwilę patrzyłem na jego ciało, nie wiedząc, co się dzieje. - Wszystko w porządku - usłyszałem za sobą. - Jeszcze żyje. Gwałtownie się odwróciłem. Przede mną stał w miarę wysokiego wzrostu chłopak o zielonych włosach i oczach, które wyrażały pewność siebie i spokój. Znałem go. To był Samael, jeden z najstarszych tutaj wychowanków. Raczej z nim wiele nie gadałem, ale słyszałem, że miał talent magiczny i od kilku lat go szkolił z jedną z opiekunek tutaj. - Całe szczęście, że zachowałeś przytomność umysłu i posłuchałeś się moich zaleceń. Inaczej mogłoby się zrobić naprawdę niebezpiecznie, masz moją wdzięczność. - Eto... I w takich właśnie chwilach, nie wiedziałem co powiedzieć. To wszystko... Było dla mnie zbyt dużo. Zanim jednak zdążyłem nad tym pomyśleć, wokół zielonowłosego zaroiło się od dzieci. - Wow, jak można było się spodziewać po Senpaiu! - Ta zielona błyskawica była naprawdę widowiskowa! - Mógłbym poprosić twój autograf? - Wyjdź za mnie! Rozległy się krzyki, które na pewno go zaskoczyły. Tak... Jakby na to nie spojrzeć, uratował Kohaku-san... I mnie. Był on prawdziwym bohaterem. Nie to co ja, powód tego wszystkiego. - Rozumiem, że jesteście wdzięczni. Ale bez tego tutaj chłopaka nic by się nie udało - nagle wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. Widząc moją minę, mężczyzna westchnął. - Rozumiem, że gryzie cię to, co ci powiedział o twoim ojcu. Może nie jestem ekspertem od psychologii, ale jedno wiem: jesteśmy tym, kim sami siebie stworzyliśmy. Nieważne kim byli twoi rodzice, nieważne jaka była twoja przeszłość. Liczy się to, że jeśli będziesz ciężko pracował, możesz stać się każdym! Spojrzał na mnie, tymi przenikliwymi oczami, kiedy ja starałem się pojąć sens jego słów. Niestety, poza jedną kwestią nie za bardzo wiedziałem o co mu chodzi, ale brzmiało fajnie! Jednak mnie jeszcze ostatnia sprawa interesowała. - Jeśli się postaram... mogę być bohaterem takim jak ty? Na moje pytanie uśmiechnął się: - Bohaterem? Trudno nazwać kogoś bohaterem po wykonaniu jednego dobrego uczynku, sam nie czuje się być kimś takim. Jeśli natomiast o ciebie chodzi to tak, możesz zostać bohaterem, jeśli tylko będziesz dużo pomagał innym, zamiast myśleć o sobie. Po tych słowach odwrócił się i wyszedł. Ja tylko stałem, ledwo zauważając, jak Kohaku-san biegnie za nim w ślad. Chyba po to, aby mu osobiście podziękować. Nie przejąłem się jednak tym bardzo, nawet tym, że mu nie podziękowałem. Ponieważ to ostatnie zdanie sprawiło, że w umyśle przestawiło mi się coś. Stało się wszystko jasne, kim powinienem być. Wielkim bohaterem, który ratuje innych! - Arigato gozeimasu!! Nareszcie zdobyłem się na podziękowania. ......... - Czas naprawdę mija. Od tych wydarzeń minęło kilka ładnych lat. Do dzisiaj nie spotkałem ani nie widziałem się z Samaelem. Z tego jednak co słyszałem został świetnym magiem, z którego mógłby być dumny cały sierociniec. Ciekawe, czy pochwaliłby moje uczynki, to, czego dokonałem? Co prawda, w przeciwieństwie do niego nie miałem żadnego talentu magicznego, ale wciąż robiłem, co mogłem. To... chyba wystarczy, nie? - W każdym wypadku, chyba czas wracać... Mmm? Nagle się odwróciłem w stronę lasu, koło którego przechodziłem. Wokół było pusto, ale przysiągłbym, że dostrzegłem tam srebrnego nietoperza. Lecz kiedy mrugnąłem, zniknął... jakby nigdy go nie było. -... Ten las chyba był nawiedzony, nie? Kilku starszych osób w sierocińcu opowiadało o tym, że w środku mieszkała wiedźma, która porywała młodsze dzieci do innego wymiaru. Co prawda, Kohaku-san jasno stwierdziła, że to są bzdury, a do lasu często wybierają się różni ludzie na grzyby i nikt nigdy nie natrafił na żadną czarownicę, upiora czy jakiegoś innego stworu szalonego maga. - Ach, nie ma się co przejmować. Kohaku-san pewnie trochę się niepokoi. Tak więc skierowałem kroki w stronę sierocińca, nieco przyspieszając. Co jak co, ale pod wieczór to miejsce było za bardzo ponure. ... Ona nadchodziła. Po raz kolejny przeklęłam własną głupotę. Przeżyłam wiele sytuacji krytycznych. Właściwie, co przybyłam do tych okolic, bez przerwy coś takiego mnie spotykało. Nie sądziłam jednak, że kryjówka, którą sobie upatrzyłam, w rzeczywistości była pułapką, specjalnie na mnie zastawioną. To do tego służyły wszelkie te pościgi, wydarzenia. Tylko po to, aby zwabić mnie tutaj - do lasu, z którego nie było ucieczki. To zdecydowanie najgorsza sytuacja, w jakiej znalazłam się w ciągu ostatniego stulecia. Obecnie ukrywałam się za potężnym dębem, z całej siły próbując zamaskować swoje źródło. W normalnych warunkach wystarczałoby, żeby zniknąć większości ludzi z oczu. Teraz jednak znajdowałam się na terytorium wroga, te tanie sztuczki mogły nie wystarczyć. Moją jedyną nadzieją na przetrwanie było zostawienie wystarczająco dużo przynęt i opóźnienie pościgu. Na cały obszar była nałożona kompleksowa bariera uniemożliwiająca wyjście, lecz nie sądziłam, aby mogła trwać długo. Ta klatka w końcu się rozpadnie. Musiałam jedynie przeżyć do tego momentu. -... !?! Poczułam zniknięcie magicznej energii. Kolejna przynęta została odkryta. Już siódma. Całe szczęście, że mogłam ich przyzwać całkiem dużo. Więcej byłoby ich, gdybym nie była tak wyczerpana. Niestety, tutaj nie było jak odnowić magicznej energii. Otoczona przez przeciwników, na nieprzyjaznym terenie, sama. Nie mogło być gorzej. Chociaż nie. Kolejna przynęta została trafiona. Lecz była położona dalej ode mnie, niż wcześniejsza. Oznaczało to, że moja przeciwniczka idzie w zupełnie innym kierunku. Nareszcie trochę szczęścia - w końcu, to była moja specjalizacja. Mogłam się dzięki temu oddalić bardziej i poszukać lepszego miejsca na ukrycie. Tak więc odkleiłam się od pnia dębu i pobiegłam w stronę muchomorów szarych. Fascynujące grzyby. Mimo, że trujące, pochłaniały magię, która ich otaczała. Nie było tego dużo, ale skupienie ich stanowiło doskonałą kryjówkę dla kogoś takiego jak ja. Powiększały znacznie moje szanse na przetrwanie. Były niestety trochę oddalone, koło kilometra. Przy mojej pełnej sile mogłam ten dystans przeszybować w sekundę. Teraz jednak musiałam wysilić do tego swoje nogi, tak bardzo nieprzyzwyczajone do chodzenia. Istniało ryzyko, że w ciągu tego czasu wróg mnie nakryje. Jednak przynęty, które znikały oznaczały, że przeciwniczka jeszcze mnie nie nakryła. Tak więc moje szczęście wciąż działało. Miałam szansę się z tego wydostać. I w końcu, na mojej twarzy pojawił się pierwszy raz uśmiech, kiedy ujrzałam tą niewielką polankę, na której rosły owe grzyby. Udało się! To był największy sukces w ciągu ostatnich kilku godzin. Widać, że rzucone zaklęcia się przydały. Pewnie więc wkroczyłam na polankę, szukając dobrego miejsca na ukrycie. I wtedy poczułam ten chłód. Natychmiast wyzwoliłam energię magiczną, przez co włócznia zmierzająca ku mojej piersi została obrócona w świetlisty pył. Już nie było muchomorów szarych, nie było w ogóle grzybów. Zamiast tego, cała energia, którą wyzwoliłam, została wchłonięta przez pentagram. Więc to również była pułapka. Cholera! - Hehehehehe! W powietrzu rozległ się zimny, okrutny śmiech. Wokoło zaroiło się od tysięcy srebrzystych nietoperzy. Wirowały nade mną, rechocząc wrednie. Ja zagryzłam wargę, przeklinając jeszcze raz swoją głupotę, kiedy nareszcie poczułam jej siłę. - Hahaha! Jesteś niesamowicie nieroztropna, Siódma! Widzisz, moja moc jest znacznie słabsza od twojej! Mogłaś się ze mną rozprawić w każdym momencie... Lecz tego nie zrobiłaś, tylko próbowałaś mnie zgubić, tracąc coraz więcej swojej energii. Jak to łatwo istotami manipulować za pomocą prostych sztuczek i iluzji - nietoperze zaczęły coraz szybciej krążyć, gdy w końcu zapikowały w środek polany, formując sylwetkę pięknej kobiety ze srebrzystymi włosami ubraną w czarno-szary strój, trzymającej w ręce kieliszek do połowy napełniony winem. To było prawdziwe oblicze mojej przeciwniczki, Srebrnej Wiedźmy. Znów się roześmiała, podnosząc naczynie do ust. - Ta naiwność będzie cię drogo kosztować. Twoją magię, życie, istnienie... Wszystko będzie moje! Znów się roześmiała, rozbijając kieliszek o ziemię. Z kawałków szkła powstało pięć srebrzystych włóczni, które skierowały się na mnie. Czułam w nich skoncentrowaną jej całą moc. Była porównywalna obecnie do mojej. Więc ostatecznie sprowadza się to do starcia na czyste umiejętności magiczne? Niech jej będzie! - Giń, Siódma! Peccatum Originale! Każda z broni wystrzeliła w moim kierunku z różnych stron. Nie była to prosta droga, raczej zawiła, jak węża pełzającego po ziemi. Zapewne miało to na celu zmylenie wroga, żeby nie mógł się zorientować, z której strony nadejdzie. Jednak miał do czynienia ze mną. A ponieważ nie musiałam już dłużej trzymać swojej mocy w ukryciu, zdecydowałam się na tym nie oszczędzać. Odczytałam więc "przeznaczenie" owych włóczni. Pięć punktów - śledziona, prawe oko, serce, rdzeń, gardło. Lecz nie było problemu. - Umnei... Nejire! Wyzwoliłam magię, zmieniając ich cel na wiedźmę. Zamiast jednak pognać na nią, natychmiast się rozpadły. Zaklęła je tak, aby nie dało się zmienić ich "przeznaczenia"! Sprytne. Jednak obecnie była bez broni. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo, gdy ją zobaczyłam: - Ignis! Aqua! Terra! Ventus! Fusione! - koło niej pojawiły się cztery kule, symbolizujące każdy z żywiołów, które połączyły się, tworząc niestabilną wiązankę. Pewnie dlatego użyła tych włóczni, aby mi uniemożliwić przeszkodzenie jej w zaklinaniu - ten czar nie był natychmiastowy. Skierowała palec na mnie - Elemental Flatus! Przeciwniczka postanowiła pokonać mnie czystą siłą, wyzwoloną w postaci wielokolorowego promienia. Rzeczywiście, zmiana "przeznaczenia" zaklęcia czaru związanego z 4 podstawowymi żywiołami była trudna. Ale za to mogłam pokonać ją czystą siłą! - Agape... Kenshin! Zgromadziłam całą pozostałą energię magiczną w świetlistej kuli i wystrzeliłam ją. Dwie potęgi starły się ze sobą, niszczycielska siła żywiołów próbowała przebić się przez niewzruszony mur losu, lecz dobrze wiedziałam, że to bezużyteczne. Powoli moje zaklęcie zyskiwało przewagę, posuwając się do przodu, w końcu rozproszyło czar przeciwniczki na świetlisty pył i pognało ku niej, pochłaniając ją w blasku i krzyku. -... Ufff... Było gorąco. Westchnęłam, próbując się utrzymać na nogach. Dopadły mnie zawroty głowy oraz nudności. Pokonałam przeciwniczkę, ale w zamian spaliłam ostatnie rezerwy moich zapasów. Teraz potrzebuję kilku dni rekonwalescencji, nim będę mogła nareszcie opuścić to- - !?! Nagle to poczułam. Niebezpieczeństwo. Mimo, że z mocy nie zostało nic, to wciąż pozostały pierwotne instynkty oraz resztki. Ostatnim wysiłkiem rzuciłam się w bok, lecz było za późno. Włócznia przebiła się przez mój brzuch. - Guhh... agh. Zakaszlałam, wypluwając krew, po czym upadłam na ziemię. Uniknęłam natychmiastowej śmierci, ale rana była z pewnością fatalna. Co prawda, gdyby dać mi odrobinę czasu, zregenerowałabym się, ale... - Fufufu... Hehehehehe! ... Srebrna Wiedźma na pewno nie dała mi takiej szansy. Była poturbowana, w kilku miejscach krwawiła, ale jej stan był o wiele lepszy niż mój. Wyglądało na to, że mówiła prawdę - zużyłam zbyt wiele magicznej mocy, żeby się jej przeciwstawić. No i zapomniałam o jednej, najważniejszej rzeczy. - Kto zabijał twoje przynęty, tak? Otóż Peccatum Originale w rzeczywistości używa siedmiu włóczni. Jedną zniszczyłaś przy wejściu, pięciu zmieniłaś przeznaczenie. Została jedna! Że też wcześniej się nie zorientowałaś! Hehehehe! Miała mnie. Byłam kompletnie bez siły, ciężko ranna, samotna. Nie było ucieczki. Nie mogłam nawet się ruszyć. Czy... to był koniec? Ostatkiem siły podniosłam głowę, żeby spojrzeć hardo na czarownicę. Jeśli miałabym umrzeć, zrobię to z pełną dumą. Ona tylko, jak gdyby od niechcenia, machnęła ręką, po czym w moją stronę pognał zielony pocisk. Wszystko się działo jak w zwolnionym tempie. To musiało być przez to, że byłam bliżej śmierci niż kiedykolwiek wcześniej. Strumień magicznej energii nieubłaganie się zbliżał. Nie było jak go uniknąć, nie miałam również energii skontrować go - nawet nie mogłam odczytać jego przeznaczenia. Ale zmierzał na moją głowę. Stawał się coraz większy, coraz większy.... PLASK! Mimo, że był niewielkich rozmiarów, wywołał całkiem dużą eksplozję. Wystarczającą, aby czaszka eksplodowała. Podniósł on trochę kurzu, na chwilę spowijając polanę w krztuszącym dymie. Lecz nigdy nie dotarł do celu, w który miał trafić. Przede mną pojawiła się nieznana przeszkoda. -... Huh? Zamrugałam oczami, zaskoczona. Pocisk został zablokowany przez jakiegoś młodzieńca. Był odwrócony do mnie tyłem, więc nie widziałam nic poza jego wyniszczonym strojem oraz czarnymi włosami. - Ufff... Mało brakowało. Całe... szczęście, że pognałem tutaj ze wszystkich sił. Zaczął, po czym zakasłał. Jego głos brzmiał dość słabo, ale to i tak zadziwiające, że potrafił wytrzymać samodzielnie taką eksplozję i jeszcze przy tym stać. Nie to mnie jednak najbardziej zadziwiło. -... Co ktoś taki jak ty tutaj robi? Zwykły dzieciak, który nie ma ani krzty magii? Zgubiłeś się? Zapytała się wiedźma, z mieszanką poirytowania i zaintrygowania. Chyba bardziej zaskoczona ode mnie. Nawet ja, kompletnie wyczerpana to wyczuwałam. Zbawca był zwykłym człowiekiem, jakich setki można spotkać na ulicach. Bez niezbędnego daru. Nie wyglądało również na to, żeby posiadał jakieś magiczne artefakty. O tak, po prostu przyjął pocisk na klatę. A nie... Kiedy przechyliłam się trochę bardziej, zauważyłam, że zaciska w dłoni miecz, który musiał przyjąć większość tego uderzenia. Zwykły, stalowy - wyglądał obecnie jak sto nieszczęść. Młodzieniec jednak zdawał się tym nie przejmować. - Czy się zgubiłem? Hah! Oczywiście... że nie! Po prostu usłyszałem jakieś dźwięki oraz dostrzegłem błyski. Widząc, że coś się dzieje, postanowiłem... to sprawdzić. Bohater nigdy nie ignoruje takich zdarzeń! Nazywam się... Never Winter! I... nie pozwolę, aby tej damie stała się większa krzywda! Zawołał, kończąc swoją przemowę. Wiem, że zablokowanie pocisku musiało go kosztować dużo. Ale wciąż coś było nie tak. Nawet taka eksplozja nie mogła uszkodzić ubrań od tyłu. Chyba że... - Hmp! Śmieszne! Nie dość, że wtykasz w nos nie swoje sprawy, to w dodatku jesteś ostatnią osobą, która mogłaby cokolwiek zmienić. Tylko popatrz na siebie! Robiłeś dzisiaj gdzieś na polu? Biłeś się z kimś? Wyglądasz jakbyś miał się za chwilę przewrócić! Nie powiem jednak, że jesteś interesującym człowiekiem! - zaśmiała się. - Jeśli odejdziesz teraz to oszczędzę twoje życie. Kłamała. Albo by go zabiła od razu, gdyby się odwrócił, albo rzeczywiście spełniła swą obietnicę, zabierając go ze sobą i tworząc z niego swoją zabawkę. Był jednak cień szansy dla niego, gdyby po prostu dał nogi za pas. -... Uciekaj... Ja... kupię czas... Wyszeptałam, wkładając w to wszystkie siły jakie miałam. Używając resztki swojego życia oraz magii, mogłam dać tą sekundę zawahania. To by wystarczyło - Srebrna Wiedźma musiała być przy mnie, aby zebrać to, co chciała. Inaczej cała ta pogoń poszłaby na daremno. On jednak się do mnie odwrócił. Wreszcie zobaczyłam jego twarz, wyrażającą nieskończoną pewność siebie, buńczuczność oraz wiarę. Nigdy nie widziałam nic równie pięknego! - Nie martw się... Uratuję cię... Chociażby to była ostatnia rzecz, jaką zrobię! Oznajmił, po czym odwrócił się do mojej przeciwniczki, zaciskając mocniej ręce na rękojeści miecza. - Wybacz... ale czy prawdziwy bohater... zostawiałby damę w potrzebie... aby ratować własną skórę? Nigdy! - wykrzyknął, a następnie zaszarżował na wiedźmę. - Cross Edge! Zaczął wymachiwać swoją bronią... Nawet ja, taki laik, mogłam potwierdzić, że to był słaby atak. Musiał go gdzieś zobaczyć, a następnie skopiować. Nie czuć było w nim chęci trafienia, a raczej pragnienie najwierniejszego odwzorowania ruchów. I przez to był niesamowicie przewidywalny. Przeciwniczka zaśmiała się na to, robiąc delikatny krok w bok, przez co miecz przeciął powietrze. - Dobrze, zabawię się pierwsze z tobą! Kiedy z tobą skończę, będziesz błagał o szybką śmierć! Postanowiła, a ja poczułam, że z mojej piersi wylatuje ta włócznia i wędruje do dłoni czarownicy. Miałam co do tego złe przeczucia. ... - Co jest, tylko na tyle cię stać? Śmiała się Srebrna Wiedźma, uderzając swoją włócznią po raz kolejny w chłopaka. Trafiła go tym razem w nogę, powodując, że stracił równowagę, jednak zdążył podeprzeć się mieczem i nie upaść. - Guh... Argh... Zacisnął zęby. Walka trwała już od kilku minut. Jednak "walką" nie można tego było nazwać. To był jednostronny pokaz umiejętności czarownicy. Nie była jakąś mistrzynią, zadawała proste pchnięcia, lecz i tak była o niebo lepsza od samozwańczego bohatera. Co prawda, nie brakowało mu zapału w atakowaniu- nie przynosiło to jednak oczekiwanych rezultatów. Właściwie, tamta mogła go wykończyć już dawno, gdyby chciała. Jednak jej wrodzone okrucieństwo sprawiało, że pastwiła się nad przeciwnikiem, powoli doprowadzając go na skraj wytrzymałości. Przygryzłam wargę, zbierając rozpaczliwie magiczną moc, która pozwoliłaby zrobić cokolwiek. Póki co wiedźma nie skupiała się na mnie, więc korzystałam z tej okazji, ile można. Wiedziałam, że powoli mojego wybawcę dopadało wyczerpanie. Nie miał ani jednego niezranionego miejsca na ciele, a sumując to ze wcześniejszymi ranami... Wyglądało to bardzo źle. Jednak się nie poddawał. Zawsze wstawał i atakował przeciwniczkę, chociaż nie przynosiło to żadnego rezultatu. A ona, widząc wciąż determinację na jego twarzy, stawała się coraz bardziej poirytowana. -... Nie mogę tego zrozumieć. Zaczęła, odskakując od kolejnego ataku, tym razem na gałąź. Chłopak nawet, gdyby chciał, nie dostałby się tam. Ona jednak się nie przejmowała, tylko kontynuowała. - Niepotrzebnie to przedłużasz. Nie masz ani umiejętności, ani mocy, aby mnie pokonać. Wszyscy wiemy, jak to się zakończy. Jednak z jakiegoś powodu wybierasz tą ścieżkę, która przyniesie ci najwięcej bólu, mimo że ta sprawa nie jest twoja osobista i nie przyniesie ci żadnych korzyści. A ogień w twoich oczach nie gaśnie! Jakbyś... wciąż wierzył w absurdalne zwycięstwo! Zabawne! Powinieneś skorzystać z okazji już dawno i uciec, gdy sytuacja by ci na to pozwalała. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż gonienie jednego cywila. Tym razem wydawało się, że mówiła prawdę. Pewnie zorientowała się co do mojego planu i musiałaby szybko działać - ściganie tego chłopaka mijało się z celem. Więcej - od pewnego czasu wiedźma odsłaniała różne ścieżki, aby on miał okazję zwiać. Nawet idiota by je dostrzegł. Jednak on nigdy z nich nie skorzystał. - Heh... - zaśmiał się, mimo ran. - Może to powtórzę... Co to za bohater, który zostawia damę w potrzebie? Odpowiedział, jak byłoby to tak naturalne, jak ptaki latają po niebie czy ryby pływają w wodzie. Chyba jednak to nie zadowoliło czarownicę, bo zadała kolejne pytanie: - Nawet, jeśli oznaczałoby to dla ciebie śmierć? Po tych słowach w okolicy zapanował chłód, skierowany na chłopaka. Wiedźma była bezlitosna, z jej ręki ginęły osoby, które jej się sprzeciwiały, jak i niewinni cywile. Na pewno nie zawaha się na moment, aby pozbawić go życia. Jednak on... - Hmp... Nie istnieje bohater... który by nie ryzykował życiem... aby uratować innych. Odtrącił to zimno, jak gdyby nigdy nic. Niezłomna wola, ogień płonący w jego sercu nie mógł zostać łatwo ugaszony. To, co robił, było idiotyczne - poświęcić życie dla kogoś innego. Jedyna rzecz, która go prowadziła. Ale dzięki całkowitemu poświęceniu był silny. Nigdy nie spotkałam nikogo takiego. Przeciwniczka najwyraźniej też, z tego powodu wykrzywiła wargi w jawnej irytacji. - Hmp! Co za nuda! Więc możesz umrzeć, jakby mnie to obchodziło! Rzuciła swoją włócznię w niego. Cofnął się, jednak pognała za nim. Wbiła się w jego brzuch, pociągnęła go za sobą i przygwoździła do pnia drzewa. - Guh.... Stęknął. Walka była skończona. Rana była śmiertelna jak moja lecz w przeciwieństwie do mnie, zwykły człowiek nie miał możliwości regeneracji. Starał się wydostać, lecz to było bezużyteczne, w końcu jego ręce opadły bezwładnie. Jednak wiedźma na tym nie skończyła, podniosła rękę, wyczarowując ognisty pocisk. Nie był on jakiś silny, ale... - Tak więc utop się w swoich ideałach i giń! Wystarczał w zupełności, aby go zabić. Patrzyłam na to wszystko jakby z dużej odległości. Od samego początku koncentrowałam się, aby zebrać jak najwięcej mocy. Obecnie bez większych problemów mogłabym się wycofać, lecz coś mnie wzbraniało od tego samolubnego czynu. Mimo, że cel teoretycznie zostałby osiągnięty, to... Jednak kiedy czarownica machnęła swoją dłonią, przez co płomień pomknął ku młodzieńcowi, zrozumiałam, co miałam zrobić. Całą energię, którą tak bardzo pieczołowicie regenerowałam, użyłam, aby rzucić się przed mojego wybawiciela i postawić tarczę, która zablokowała atak, rozpryskując ogień po polanie. -... ? Wiedźma zdawała się być zszokowana. Nic dziwnego, ja mogłam uciec, zamiast tego, poświęciłam swoją magię, aby chłopak nie został spopielony. W końcu, sytuacja poza tym była niezmienna - on nie mógł zostać uratowany, a teraz i ja. Ale... - Co to ma znaczyć, Siódma? Zapytała się. Ja jednak ją zignorowałam. Wygląda na to, że nie wiedziała. O moim asie w rękawie... Nie, nie można było nazwać tego asem. To był awaryjny środek, nigdy nie sądziłam, że użyję tego zaklęcia. Lecz obecnie stanowiło ono okazję do ratunku nie tylko dla mnie, ale także dla niego. Jedynie cena za to była wysoka, ale... Podczołgałam się do przygwożdżonego, po czym wstałam, ledwo, chwiejąc się bez przerwy... ale byłam na nogach. I spojrzałam na jego twarz. Miał zamknięte oczy, musiał stracić przytomność, biedactwo. Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego policzka. -... !?! Słyszałam, jak wiedźma wstrzymała oddech. Wreszcie się zorientowała do czego zmierzam. Było jednak już za późno. To nic, że użyła najszybszego zaklęcia, jakie miała i rzuciła je na mnie. Zanim jednak doleciało, byłam już gotowa. - Wybacz mi. Szepnęłam, po czym dotknęłam ustami jego warg.
Ostatnio zmieniony przez Never Winter dnia Nie Paź 20 2013, 14:26, w całości zmieniany 7 razy
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Never Winter Sob Paź 05 2013, 17:07
Czyżby to był koniec? Zastanawiałem się, unosząc się w tej ciemności. Ostatnie co pamiętałem to śmiejącą się wiedźmę nade mną, kiedy starałem się wyciągnąć siebie z tej włóczni. Jednak wszystko to zdało się na nic - tkwiła ona twardo w drewnie, przebijając moje wnętrzności. Nigdy nie byłem w gorszym stanie. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że z tego nie wyjdę żywy. Ale wciąż chciałem kupić trochę czasu dla tej niewinnej dziewczynki, która została napadnięta. Miałem nadzieję, że skorzystała z okazji i dała nogi za pas, kiedy czarownica skupiła uwagę na mnie. Tak więc bohater poniósł śmierć, broniąc kogoś innego i nie poddając się do ostatniego momentu. Nie taka zła metoda na zejście ze sceny, czyż nie, Samael? - Nie. Nagle usłyszałem głos. Było coś w nim dziwnego, z jednej strony łagodny i melodyjny, z drugiej miał to nieziemskie, zdecydowane brzmienie. Kogo mogłem słyszeć w tej ciemności? Czyżbym już był martwy? Zakończyłem jednak to bohatersko. Niczego nie żałuje. - Jednak to wcale nie znaczy, że chciałeś śmierci. Przyznaj się, że gdyby była metoda na przeżycie i ratunek, skorzystałbyś z niej. No pewnie. Tutaj nawet nie chodziło o mnie. Tyle jest jeszcze osób do uratowania, które czekają na swojego zbawcę. Moje szczęście nie jest ważne - ważny jest uśmiech innych. W dodatku, wciąż nie mam pewności, czy dziewczyna uciekła. Gdyby tylko był sposób, to bym z niego skorzystał. Ogień w moim sercu nie został jeszcze ugaszony. - Dlatego chwyć się tego płomienia, który zawsze cię prowadził, i rozpal go do czerwoności. Nie poddawaj się, powstań, walcz ze wszystkimi przeciwnościami. Czyż nie jest to ścieżka bohaterstwa? Tak... Głos miał rację! Nie mogłem tak skończyć, jeśli na świecie mam jeszcze niedokończone sprawy! Póki nie zobaczyłem tamtej całej i zdrowej, nie miałem prawa nazywać siebie bohaterem! Czułem ten mroźny dotyk śmierci na plecach, jednak go odrzuciłem, ze wszystkich sił starając się przebudzić. Wrzuciłem wszystko, co posiadałem, wszystko to, co dotychczas osiągnąłem, w ten jeden, prawie niemożliwy wysiłek... I wtedy to się stało. Nagle coś chwyciło to, co zgromadziłem do tej pory, po czym wypełniło całą tą ciemność światłem. Oślepiło mnie i paliło, zupełnie jakbym stał przy otwartym piecu. Traciłem. Traciłem wszystko to, co miałem. Jednak nie było mi tego szkoda. To nic, że moje ręce są puste, moje kieszenie dziurawe. Tak długo, jak uśmiech na twarzy innych się utrzymuje, wszystko było w porządku. Z każdym momentem nabierałem sił, jak gdyby zapłaty za ból i uszczerbek. Niewątpliwe, że więcej traciłem niż zyskiwałem, ale czułem to, niczym nie skażoną moc magiczną. Była... piękna i naturalna. Zupełnie jakbym siedział nad brzegiem pierwotnego wodospadu i podziwiał tęczowe ryby. Słowami tego nie można było opisać. W końcu, nazbierałem tyle siły, aby podnieść rękę, aby się ruszyć. Tak szybko, jak tylko mogłem, sięgnąłem do światła! Przez moje ciało przebiegł dreszcz, wypalając mnie, przeszywając mnie bólem, który dziwnie kojarzył się z rozkoszą, na zawsze zmieniając moje ciało. Magia! Tyle magii! Wszystko miało swoją cenę... Ale z tym, byłem w stanie uratować dziewczynę! Otworzyłem oczy. Zauważyłem, jak w moją stronę leciała błyskawica. Nie było czasu na nic innego niż wyzwolenie czystej energii, która rozproszyła czar, jak gdyby nigdy nie istniał. -... C-co... Wiedźma, której przedtem twarz nie wyrażała niczego innego jak pewności siebie, teraz była wykrzywiona w panice. Sytuacja się odwróciła. Ona była wyczerpana. Ja w pełni sił. Chwyciłem za włócznię. Wcześniej nie mogłem jej ruszyć, teraz sama ona, pod naporem, rozpadła się w proch. Rana się zasklepiła, zanim opadłem na ziemię miękko. Czułem się... Idealnie. Jakbym mógł zrobić wszystko. - Nie! - wykrzyknęła czarownica. - To nie może się tak skończyć! Nie pozwolę na to! Nie dawała tak szybko za wygraną. Zaczęła inkantować, zbierając całą swoją magię, której nie wykorzystała, tworząc jeden, potężny czar, który przyjął formę mrocznej kuli. Tarcza nie mogła tego wytrzymać. Dlatego pozostaje jedno... - Odpowiem tym samym! Również zacząłem gromadzić to, co we mnie było, w świetlistą strefę. Nie panowałem nad tym tak dobrze, dużo mocy uciekało. Ale teraz nie warto było o tym myśleć - i się tym nie przejmowałem. Trzeba było działać! W końcu, moja przeciwniczka skończyła inkantację i wykrzyknęła. - Dzisiejszy dzień będzie mój! Vae Victis! - Nie pozwolę na to! Celestial Strike! Dwa najsilniejsze ataki, światło i ciemność, starły się ze sobą, rywalizując o potęgę. Włożyliśmy w nie absolutnie wszystkie siły - w końcu, zwycięzca brał wszystko i realizował swoje marzenia, kosztem drugiego. Dlatego nie mogłem przegrać! Nawet, kiedy wiedźma zyskiwała powoli przewagę, dzięki doświadczeniu bądź zgromadzonym zasobom, nie poddawałem się! - Nie mogę... teraz... tak polec! UOOOOOOW! Wykrzyknąłem, rozpalając jeszcze swojego ducha bardziej. Światło, które przegrywało, rozjaśniło się mocniej, przebijając się przez ciemność i rozświetlając mroczny las swoim jasnym blaskiem, pochłaniając przeciwniczkę całkowicie. Przez pewien czas nie było nic widać, a kiedy nareszcie światło osłabło, dostrzegłem, że po czarownicy nie został nawet ślad. - Hufff... Hufff... - kiedy było po wszystkim, zacząłem się rozglądać, walcząc z zamykającymi się oczami. Kiedy jednak dostrzegłem dziewczynę, która leżała na ziemi, ale oddychała, nareszcie się uśmiechnąłem. - Całe szczęście... Natychmiast po tym upadłem, a ciemność znów mnie pochłonęła. ... W pewnym momencie, ta nieskończona czerń została pokolorowana na żółty kolor, który bardzo mnie denerwował. Wszelkie starania na jego odgonienie spełzły na niczym, nie przestawało, bez przerwy próbowało mnie obudzić. W końcu powoli otworzyłam oczy, zasłaniając promienie słoneczne ręką. - Uch... Stęknęłam, czując ból w całym ciele. Znajdowałam się w pokoju, którego ściany były obłożone drewnem. Nie wyglądał na bogaty, ale był bardzo zadbany. Ja sama leżałam na czymś miękkim, łóżku albo sienniku. Źródłem zaś owego denerwującego światła było okno na ścianie. - Widzę, że się nareszcie obudziłaś. Nagle usłyszałam łagodny kobiecy głos obok siebie. Poderwałam się i natychmiast tego pożałowałam, bo krew uderzyła mi do głowy. - Spokojnie! Jestem przyjacielem. Nic ci tutaj nie grozi. Oznajmiła ta osoba, w sumie mając rację. Gdyby chciała, to mogłaby mnie dawno zabić bądź pozbawić mocy. Nareszcie się odwróciłam, aby spojrzeć, kto to. Była to dość młoda kobieta, z czerwonymi włosami i bursztynowymi oczami. Siedziała koło mnie na krześle, uśmiechając się do mnie. Wciąż jednak nie wiedziałam, co się dzieje. - Gdzie jestem? W końcu zapytałam się jej, wyglądając za okno. Na zewnątrz musiało być południe, więc sporo czasu upłynęło. Okolica jednak była mi nieznana, lecz na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że znajdowałam się wewnątrz miasta. Długo się nie musiałam zastanawiać, bo kobieta odpowiedziała: - Jesteś w sierocińcu imienia profesora Chaosa, dziecko. Nazywam się Kohaku i jestem tutaj dyrektorką. A także opiekunką chłopca, z którym cię znalazłam, Never Wintera. Dopiero po sekundzie uderzyło we mnie to zdanie. Chłopca, z którym mnie znalazła... Zaczęły do mnie docierać ostatnie wydarzenia. Spojrzałam na nią ze strachem, ona jednak nie traciła uśmiechu: - Jak mówiłam, spokojnie, nie ma się co denerwować. Never obudził się przed tobą i był bardzo zaniepokojony twoim stanem. Przez połowę czasu on się tobą opiekował, wiedziałaś? Jednak chciałabym usłyszeć wyjaśnienia od ciebie. Od tego idioty jedynie słyszę, że zachował się po bohatersku i uratował ciebie ze szpon wiedźmy. Zważywszy na stan, w jakim go znalazłam, byłam nawet skłonna mu uwierzyć. Chciałabym jednak usłyszeć wersję od osoby towarzyszącej, postronnej. Zwłaszcza, że nie jest człowiekiem. Ostatnie słowa zostały wypowiedziane beznamiętnie, jakby mówiła, że ładna jest dzisiaj pogoda. Mimo to, patrzyła mi głęboko w oczy, a ja czułam, że tak łatwo na manowce ją nie wyprowadzę. Westchnęłam. Nie było innego wyjścia, jak powiedzieć prawdę oraz dodatkowe informacje, o których nie wiedziała. Wyjawiłam, kim jestem, co się stało w lesie oraz co zrobiłam Neverowi. Nie przerywała mi, a kiedy doszłam do ostatniego punktu, zamknęła na chwilę oczy, przetrawiając informację, a następnie się zapytała: - To jest nieodwracalne? - Tak - potwierdziłam ponuro. - Żeby obronić nas oboje, musiałam użyć jego życia i zamienić go na energię magiczną. Związałam przeznaczenie z nim. W normalnych warunkach może udałoby się mi rozłączyć. Ale w ciągu krótkiego czasu wymieniliśmy zbyt wiele, więź stała się bardzo mocna, musiałabym użyć naprawdę silnych czarów, aby ją przerwać. A prawie wszystko zużyte zostało na starcie ze Srebrną Wiedźmą. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek uda mi się odzyskać pełnię mocy. Zresztą palić pełnię, Magia Losu była dla mnie na razie stracona. Jedyne, czym mogłam teraz się posłużyć, była Magia Szczęścia, znacznie prostsza i mniej wymagająca. Pewnie, gdyby dać mi odrobinę czasu, to moje naturalne zdolności regeneracji by mi pomogły. Kiedyś. Lecz teraz... - Więc mówisz, że twoje przeznaczenie zostało związane z nim? - Nawet więcej. Przeznaczenie, życie, magia. Jestem jak chowaniec - żyję dzięki Neverowi, ale bez niego zginę. Ciężko mnie nazwać było nawet "osobną, żyjącą istotą", zrzekłam się tego na rzecz przetrwania. Nie produkuję już niczego, to Never stał się rdzeniem, od którego pobierałam wszystko, co potrzebne. Jak pasożyt. Lecz było to konieczne... Och! Teraz go "czułam", jak szedł w stronę pokoju, po czym otworzył drzwi. - Kohaku-san, czy z- przerwał, widząc mnie, po czym uśmiechnął się szeroko. - Chwalić Stwórcę, nareszcie się ocuciłaś. Już sądziłem, że się nie obudzisz. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. Widok jego przystojnej, rozpromienionej twarzy sprawił, że szybciej zabiło mi serce. To zabawne, nigdy czegoś takiego nie czułam. Czy to był efekt związania? Nie, to było coś głębszego, już na polanie się to zaczęło, kiedy bohatersko bronił mnie... W końcu jednak zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w niego jak w obrazek, więc spuściłam głowę, zaczerwieniona. - N-nie, wszystko ze mną w porządku... Przynajmniej z ciałem. - Co mówiłaś? Nie dosłyszałem. - N-nic, naprawdę nic. Dobrze, że nie usłyszał moich ostatnich słów. Czemu w ogóle tak się wstydzę? Co się ze mną dzieje? - Naprawdę cieszę się, że nic ci nie jest - uśmiechnięty Never podszedł do mnie i pogłaskał mnie delikatnie po głowie. Ten gest sprawił, że na chwilę wstrzymałam oddech. - Mam nadzieję, że sprawiedliwości stało się zadość! Jestem jeden krok bliżej do stania się prawdziwym bohaterem! Wykrzyknął, podnosząc pięść w górę. Ja go obserwowałam, z mieszanką czułości i zachwytu. Każdy, nawet tak idiotyczny gest, sprawiał, że coraz bardziej mi na nim zależało. Czyżby to było opisywane przez poetów uczucie miłości? Czy nadeszła nareszcie dla mnie wiosna? Póki co jednak chłopak odwrócił się do dyrektorki. - Kohaku-san, widzę, że wszystko z nią w porządku. Dziękuję ci bardzo, że zechciałaś się nią opiekować. Rozumiem także, że już nie masz nic przeciwko? Z jakiegoś powodu czerwonowłosa westchnęła, a następnie kiwnęła głową. - I tak cię pewnie bym nie powstrzymała. Aczkolwiek... Tutaj spojrzała na mnie, z mieszanką współczucia i politowania. Ja jedynie się zapytałam nieśmiało: - Um... Czy coś się stało? - Nic takiego. Mówiłem ci, że to był pierwszy krok do zostania bohaterem. Ale dopiero pierwszy. Wciąż istnieją setki ludzi, którzy czekają na pomoc i mogą być uratowani. Jeden z tutejszych wychowanków, mag i mój idol, Samael... Wyruszył w świat, aby zdobyć doświadczenie i uczynić go lepszym. Zamierzam podążyć w jego ślady i również udać się w podróż. W końcu - wyciągnął rękę i ściągnął brwi, w koncentracji. Pojawiły się tam niewielkie iskierki - z jakiegoś powodu obudziłem w sobie magię. Pewnie wynikało to z mojego starcia z wiedźmą i obudzenia ducha, hahahaha! Wciąż brakuje mi wprawy, ale mam nadzieję, że w drodze sobie ją wyrobię! ... Cóż, chyba nie wiedział, że stoi przed jedyną przyczyną posiadania tej magii. Nie była jednak to jego naturalne i wrodzone źródło, ale coś, co zostało mu narzucone. Dlatego może mieć olbrzymie trudności z opanowaniem bardziej kompleksowych zaklęć, którymi ta szkoła jest wypełniona. O ile w ogóle zdoła. Dla mnie może być łatwe, ale Never przez większość czasu był zwykłym cywilem. A fakt, że inteligencja nie była jego najmocniejszą stroną, jeszcze bardziej komplikował sytuacje. Ale... - W takim wypadku... Chciałabym iść z tobą! Oznajmiłam natychmiast, chyba go trochę zaskakując. Dla mnie jednak to była sprawa życia i śmierci - nie mogłam się oddalić od niego za bardzo. A tak to przynajmniej mu pomogę, chociażby rzucać te trudniejsze zaklęcia. Oraz być bliżej niego... Never, z początku, mrugał zdezorientowany oczami, spoglądając raz na mnie, raz na dyrektorkę, w końcu jednak się uśmiechnął. - Pewnie. Chodźmy razem i uratujmy świat przed ciemnością oraz niesprawiedliwością, ratując jak najwięcej ludzi i pomagając innym w potrzebie! Wyciągnął swój (poobijany) miecz i wskazał nim niebo. Tym razem odpowiedziałam wzniesieniem pięści i energicznym głosem. - Hai! Dyrektorka nas obserwowała, ledwo powstrzymując się od wybuchu śmiechem. Kiedy Never to zobaczył, to spuścił wzrok, trochę zawstydzony. - Ach, wybacz - zaczął, chowając miecz z powrotem do pochwy. - Kultura wymaga, aby się na początku przedstawić. Nazywam się Never Winter, człowiek, który pewnego dnia zostanie bohaterem! Wyciągnął do mnie rękę przyjacielsko. Ja ją chwyciłam, swoimi drobnymi dłoniami, po czym uniosłam się w powietrze, zaskakując ponownie jego i Kohaku.. - Miło mi cię poznać. Jestem Grey Eminence, wróżka. Od dzisiaj oddaję się w twoję ręce, Never-kun! .... - Hai. To wszystko twoja zasługa, Grey. Potwierdził Never-kun, rzucając nostalgiczne spojrzenie na pokonanych bandytów. Wtedy było nie do pomyślenia, żeby mu się udało. W końcu, przez te dni, bacznie go obserwowałam. Dyrektorka miała rację - był prawdziwym idiotą, który pierwsze coś zrobił, a potem pomyślał. Dlatego zawsze pakował się w kłopoty, czy to rzucając się pod nadjeżdżający wóz, aby ratować kota czy, jak teraz, na pomoc dziewczynie. Jakby tego było mało, był naprawdę słaby. Na początku wydawało mi się, że to była moja wina, jako że zabrałam mu część życiowej energii. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że poza nienormalną wytrzymałością, którą wcześniej prezentował, nie miał absolutnie nic. Szybko się męczył, cięciom brakowało siły, a jego umiejętności manualne pozostawały wiele do życzenia. Lecz mimo to się nie poddawał. Uparcie dążył do realizacji swoich ideałów, bezinteresownie pomagając każdemu w potrzebie. Żadna moc nie mogła ugasić płomienia jego duszy, który żarzył się jak słońce. W ciągu tego całego czasu jeszcze bardziej się w nim zakochiwałam. Tak, nie oszukiwałam się więcej - uczucie, które się we mnie tliło, to była miłość. Pierwszy raz byłam tak zainteresowana zwykłym człowiekiem. Dlatego, chociaż był słabym idiotą, chroniłam go zawsze. Beze mnie zapewne zginąłby po pierwszym miesiącu. Wcześniej żałowałam związania się z nim, lecz z czasem to przeszło. Nikt inny nie ma prawa się nim zajmować. Jest mój, tylko mój. ACH, MÓJ NEVER-KUN! - Póki co, Grey, chodźmy coś zjeść - przerwał moje fantazje chłopak. - Zgłodniałem przez ten czas. Spojrzałam na niego z niepokojem. To był efekt uboczny używania magii, jako że źródłem tej mocy jest jego energia życiowa, to skutkowało to szybkim wyczerpaniem. A jako że lwią część jego wytrzymałości użyłam, aby przetworzyć ją na "pojemnik", musi wszystko, co stworzył, robić od początku. Ale nie musi się przejmować, był w dobrych rękach, moich. Nawet jeśli mu wielu rzeczy brakowało, nadrobię tą różnicę! - Huh, Grey, czemu tak na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy? - Co. N-nic! Pomachałam rękami, po czym się odwróciłam, znów piekąc raka. Ponownie straciłam koncentrację, za często mi się to zdarza. Dlatego odleciałam na pewną odległość, starając się dojść do siebie. To jednak był błąd. Zorientowałam się zbyt późno, dopiero jak poczułam, że mój język zamienia się w lód to nareszcie zdałam sobie sprawę, że nie wszyscy wrogowie zostali pokonani. Kto...? Rozejrzałam się i wtedy zobaczyłam jak tamten mały wstaje, a jego twarz była wykrzywiona w złośliwym grymasie. -... Pożałujecie... Wszyscy... POŻAŁUJECIE! Naprawdę osłabłam przez ten czas - nawet nie wykryłam, że on jest magiem! Never-kun się do niego odwrócił i od razu ściągnął brwi, chwytając mocno za miecz. Chciałam go ostrzec, ale nie mogłam wypowiedzieć ani słowa, a tym bardziej rzucić jakiegokolwiek zaklęcia. Skąd on wiedział? - Więc chcesz drugą rundę? Dobrze, dostaniesz ją, jak chciałeś. Celestial Ally! Wykrzyknął mój kochany, lecz tym razem nic się nie stało. Chrząknął, po czym jeszcze raz to powiedział, tym razem głośniej. Wciąż nic. Nic dziwnego, większość to ja rzucałam, Never-kun nigdy by ich nie opanował. A teraz uciszono mnie, w najgorszym momencie. - Cholera, coś nie działa, może za dużo magii zużyłem. Ale nie potrzebuję tego, aby pokonać zło! Immortal Assault! Zaszarżował, wznosząc miecz. Oczywiście, jak każdy z jego nazwanych ataków, i ten nie wyglądał zbyt imponująco. Po prostu horyzontalne cięcie. Lecz konus odskoczył, jako że nie posiadał żadnego przedmiotu do bloku. Durandal, mimo że trochę wytarty, wciąż był ostrym mieczem. Pokrył również, dzięki mojej magii, zaadoptowanej przez Never-kuna, maksymalny obszar. Podejście więc do chłopaka było trudne, nawet jeśli jego ataki chybiały. -... Za wolno! W pewnym jednak momencie jego przeciwnik kopnął miecz, który wypadł Never-kunowi z ręki. Nie przegapił momentu odsłonięcia, zrobił krok do przodu i uderzył go otwartą ręką. Mimo różnicy w masie to właśnie bohater poleciał, znów na skrzynki. Teraz zdałam sobie sprawę, że moje rozumowanie było błędne. Normalnie to mniejszy kryje się za plecami większego. Ale co, jeśli jest odwrotnie? Ludzie z reguły eliminują pierwsze to, co zagraża im bardziej. Może osiłek był tylko fintą, kryjącą prawdziwą siłę małego! Lecz obecnie nie liczyło się, jak w rzeczywistości było. Never-kun został zepchnięty do defensywy. Odzyskał miecz, ale widać było, że stara się ze wszystkich sił uniknąć tych ataków. Nie dość, że jego przeciwnik znał się na magii, to jeszcze na sztukach walki, i to bardzo dobrze! Bez mojej pomocy... W końcu, Never-kunowi nie udało się sparować uderzenia, przez co wróg przedarł się przez jego obronę i kopnął go w głowę. Przeleciał przy tym ładnych parę metrów i uderzył mocno w ziemię. Zachował przytomność, lecz próby wstania spełzły na niczym, bez przerwy się przewracał. - To już wszystko? - zapytał się mały zimno. - W takim wypadku pomszczę Anikiego... I zacznę od ciebie! Tym razem spojrzał na mnie z agresją w oczach. Więc postanowił się pierwsze rozprawić ze mną. Co prawda, póki Never-kun żył, ja nie mogłam zginąć. Jednak kosztowałoby go to kolejne poświęcenie jakże cennej energii, a jako że był wciąż osłabiony walką... Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam poruszyć językiem. A gdybym odleciała, to z pewnością wróciłby do mojego bohatera. Naprawdę, sytuacja bez wyjścia... - Zostaw ją... To o mnie chodzi, tak...? Mimo to, Never-kun się nie poddawał. Chwycił małego za nogi, lecz ten, niemalże odruchowo odkopał jego rękę, po czym dwa razy kopnął go w brzuch. - Nie masz nic do gadania. Tutaj teraz ja decyduję, jeśli ci się nie podoba, to zaprotestuj, koza- - Przepraszam bardzo, masz coś na twarzy. - Dzię-... Co? Cała nasza trójka była zaskoczona jak dosłownie znikąd pojawił się osobnik o rudych włosach, elegancko ubrany w smoking, kompletnie nie pasując do tego miejsca. Konus jedynie przekręcił głowę w dezorientacji... I nagle, gwałtownie rozszerzył oczy oraz wrzasnął, chwytając się za głowę, po czym upadł na ziemię. - To boli! Cholera... Jak to boli! Wyglądał, jakby ktoś go żywym ogniem przypalał, mimo że nikt go nie dotknął. Ale nie, tamten mężczyzna schował jakiś flakonik do kieszeni, po czym trochę się cofnął, jakby w obawie, że nieszczęśnik mógłby go pobrudzić. W tym samym czasie poczułam, jak język odzyskuje swobodę... Never-kunowi zaś, mimo tych ran, udało się wstać. I zwróciliśmy się do obecnie zwijającego się przeciwnika, który, przeklinając pod nosem, zaczął ręką tworzyć kolejne zaklęcie. - Nie pozwolimy... - Ci! - Chaos... - Kyou... Wykrzyknął Never, a ja wyszeptałam, i wskazaliśmy na przeciwnika. Najsilniejsze obecnie dostępne zaklęcie. - BANISHER! - Shougeki! Mały dostał pełną dawkę krótko trwającego, za to bardzo silnego pecha. Zamiast w nas, trafił zaklęciem w siebie. Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, gdy okazało się, że ani przeklinać, ani krzyczeć, ani rzucać zaklęć tym bardziej nie potrafi. Walnął kilka razy o ziemię, gdy w końcu... rozpłakał się. Chyba go opuściła wszelka wola walki. ... - Naprawdę, dziękujemy ci za ratunek! Razem z Never-kunem skłoniliśmy się naszemu wybawicielowi. Było naprawdę gorąco, a widoku dręczonego mojego kochanego nie mogłabym znieść. I tak puściłam tego drania lekko, jedynie z pechem oraz bez ubrań z namalowanymi dziecinnymi znaczkami na ciele przez miasto. Never-kun powstrzymał mnie od odcięcia ręki. Był on bardzo łagodny. Ach, mój Never-kun... - To ja się cieszę, że nic ci się nie stało, panienko! Ucałował mnie w dłoń, wyrywając mnie z fantazji. To sprawiło, że się zaczerwieniłam. Miły gest, ale moje serce i ciało było już zajęte. Nie mogłam zadowolić dwóch naraz. - Ale byłeś naprawdę niesamowity! - zaczął Never-kun nagle, ze świecącymi jak gwiazdy oczami. - Kiedy pokonałeś tego małego... Musisz być magiem, tak? - Hai. Moja magia opiera się na perfumach. Mogę ich używać do wywołania różnych efektów. Jak ból, co widzieliście wcześniej. Po tych słowach rozpylił kolejny środek, który nadał mu zapach wiśni. Never-kun był rozanielony. - Sugoi! Wyglądała na skuteczną....! Chociaż coś w niej brakowało, dlatego sądzę, że zostanę przy swojej... Kiwnął głową, jakby do siebie. Cóż, ważne, że sytuacja rozwiązana. Mogliśmy kontynuo- Wtedy pojawił się w oczach mężczyzny błysk w oczach. - Powiedz mi, czy należysz do jakiejś gildii? Niespodziewanie zadał pytanie kompletnie wyrwane z kontekstu w stosunku do całej sytuacji. Kochany jednak bez zastanowienia pokręcił głową. - Iie. Jestem samotnie podróżującym bohaterem, zupełnie jak mój idol. Zamierzam zwiedzić świat i uratować jak najwięcej, ile tylko można ludzi! - Rozumiem... Szlachetny cel - kiwnął głową nieznajomy... Czy mi się tylko zdawało, czy dostrzegłam uśmieszek? - Zdaj sobie jednak sprawę, że samotna podróż może się źle skończyć. Zupełnie jak teraz. Zauważ również, że lwia część bohaterów zbiera drużynę i nie stroni od stowarzyszeń. To jest brak podstawowego elementu u ciebie! Jeśli tego nie uzupełnisz, takie przypadki będą się zdarzały codziennie! - N-naruhodo! Wykrzyknął Never-kun, zupełnie jakby wstąpiło w niego oświecenie. Uderzył w jedną z wielu słabości chłopaka - w jego naiwność. Mistrz perfum używał prostych słów tak, aby nawet idiota się zorientował. Widać było, że Never-kun teraz łyknie wszystkie słowa, które on wypowie. Nie mogłam obecnie nic zrobić, kiedy było omawiane bycie bohaterem. - Powiedz mi, proszę! Co mogę zrobić, aby uzyskać ten brakujący element! Jak zebrać drużynę? Zapytał się, spoglądając na mężczyznę swoimi oczami pupilka. Tamten jedynie się uśmiechnął, kiwając głową. - Proste. Dołącz do nas, do gildii Violet Pegasus. Potrzebujemy tam takiego bohatera bez drużyny jak ty. Na pewno się przydasz. - Zgadza- Huh? Mimo, że był królem naiwniaków, to tutaj się zawahał. W końcu chodziło o wstąpienie do gildii, z której tak łatwo nie było się wypisać. Never-kun mi mówił że, gdyby miał gdziekolwiek się zapisać, byłoby to słynne Fairy Tail w Magnolii. Jednak w tym samym czasie mężczyzna spojrzał na mnie z przebiegłym uśmieszkiem. - W Violet Pegasus nie mamy kobiet. - Zgadzam się! Moje usta właściwie bez zastanowienia wypowiedziały te słowa. Nie byłam jednak tak zaskoczona. W mojej głowie szybko ułożył się ciąg przyczynowo-skutkowy. W gildii nie ma kobiet. Oznacza to, że Never-kun jest tam tylko dla mnie. Jako, że bycie członkiem nakłada pewne ograniczenia, nie będzie spotykał aż tak dużo dziewczyn. A nawet jeśli, to, z tego co czytałam w gazetach, duża część członków Violet Pegasusa to niepoprawni kobieciarze, którzy "sprzątną" cele, które będą mi zagrażać. Na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek, który mężczyzna odwzajemnił. - Mam wrażenie, że będziemy się świetnie dogadywali! Mam na imię Grey Eminence i jestem wróżką towarzyszącą Never-kunowi. Wyciągnęłam rękę, którą on uścisnął. - Też tak sądzę. Mnie zwą Hibari Goto, jestem członkiem Violet Pegasus. Ty i... Never - spojrzał na chłopaka, totalnie zdezorientowanego sytuacją - bylibyście cennym nabytkiem dla naszej gildii. Szczególnie ty, "wróżko" Grey. Zdawał się mi nie do końca wierzyć. Ja jednak się tym nie przejęłam, tylko dodałam: - Never-kun jest idiotą, czasem upartym, ale jeśli się czemuś poświęci, to zrobi to całym sercem. Dlatego przekonanie zostaw mnie. Podróżuję już z nim długo, w ciągu pięciu minut go przekonam... Tak więc odwróciłam się i podleciałam tym razem do chłopaka, który spojrzał na mnie, pytająco. - Słuchaj, Never-kun. Teraz ci powiem, czemu uważam, że Violet Pegasus stanowi lepszy wybór od Fairy Tail... ... Tego samego dnia, Never Winter stał się oficjalnym i wiernym członkiem gildii Violet Pegasus (z Grey Eminence jako osobą towarzyszącą).
Ostatnio zmieniony przez Never Winter dnia Nie Paź 20 2013, 14:32, w całości zmieniany 1 raz
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Never Winter Wto Paź 08 2013, 15:48
Umiejętności: Support - level 1(G) Shielder - level 1(G) W czepku urodzony - level 1 (Heroic) Ekwipunek: Miecz Durandal Legendarny miecz, który był w posiadaniu słynnych rycerzy, jak Hektora i Rolanda. Nosi w sobie siłę trzech cudów i potrafi zmienić los pola bitwy. ... W rzeczywistości, jest to tylko replika, w dodatku dość zużyta. Ostra, ale zadaje mniejsze obrażenia od prawdziwego miecza. Nie wiecie, jak wygląda Durandal, jeden z najsławniejszych mieczy? Nie wierzę... No dobra, w takim razie co do opisu, jest to długi miecz, mający 130 cm, jednak nieco lżejszy od normalnego (waży kilogram). Posiada ostrze z ciemnej stali, zdobione runami, chociaż już nieco wytarte, złota krzyżowa rękojeść, kiedyś miała wzór na środku, ale został zniszczony przez uderzenie zaklęcia. Uchwyt również wytarty, nałożona na niego jest skóra, aby lepiej się trzymało. Never jest z tego faktu niepocieszony. 3.600 klejnotów Rodzaj Magii:
Pakt z wróżką - Magia szczęścia
Zacznijmy od wyjaśnienia podstawowej kwestii: Never nie jest magiem. Nie posiada ani podstawowego, ani tym bardziej drugiego źródła. Po prostu jest zwykłym obywatelem, który chciałby zostać bohaterem. Jednak, dzięki cudowi spotkania z istotą nadnaturalną i zawarcia z nią (nieświadomie) kontraktu, dostał dostęp do jednej z potężnych, starożytnych magii - szczęścia. Jest to jeden z podtypów magii losu, bazujący na teorii prawdopodobieństwa, która mówi, że każde działanie ma określoną szansę powodzenia. Prawdziwość tego twierdzenia jest dyskusyjna i od zawsze panuje spór pomiędzy "prorokami" (którzy mówią, że przeznaczenie jest) oraz "matematykami" (którzy starają się udowodnić, że przeznaczenia nie ma). Nieważne jednak, kto ma racje, to jedno jest pewne: magom szczęścia wszystko lepiej wychodzi, w dodatku, mogą fortuną obdarzać innych... Lub jej pozbawiać. Podobno rozwinięta staje się niewiarygodnie potężna, pozwalając kontrolować losy świata. Niektórzy mówią, że właśnie tym dysponuje Szef. Pasywne Właściwości Magii: Grey Eminence Wróżka szczęścia, osoba, z którą Never związał swój los i zapłacił dużo, w zamian za potężną magię.. Jako że Never i Grey są związani, nie może się oddalić zbyt daleko od niego, najczęściej unosi się w powietrzu kilka metrów dalej. Właściwie to ona rzuca większość zaklęć (Never ma niskie szanse, że kiedykolwiek je opanuje), aczkolwiek moc czerpie z siły życiowej Nevera. Dlatego, nawet jeśli Never jest unieruchomiony, to wciąż można liczyć na czary (oznaczone są literką G obok nazwy zaklęcia, Never używa tych oznaczonych N, bez litery oznacza, że obydwie postacie potrafią dany czar). Działa to jednak również w drugą stronę - jeśli ją się obezwładni (nie jest zbyt wytrzymała), to Never staje się jedynie człowiekiem, któremu bardziej sprzyja fortuna. I to niezbyt silnym. Lecz, póki kontrakt jest zawarty, nie może zginąć przed Neverem. Jeśli zada się jej fatalne obrażenia, to bierze część energii życiowej kontraktora, po czym znika na kilka godzin (z efektem takim, jak wyżej: "normalizacja" Nevera), jednak pojawia się z powrotem. Nie bierze ona aktywnego udziału w walce, tylko czaruje, najczęściej na tyłach. Jest tak słaba (i niestabilna) fizycznie, że jej uczestnictwo i tak nie robiłoby żadnego znaczenia. Price of the Miracle Never zapłacił wielką cenę za magię szczęścia - oddał część swojego życia i jego esencji. Czerpie także obecnie z tego energię do kolejnych czarów. W przeciwieństwie do reszty magów, rzucanie zaklęć bardziej go wyczerpuje fizycznie. Często po tym potrzebuje dużo jedzenia i snu (jakby już jadł mało). Zaowocowało to jednak zwiększonym metabolizmem, przez co regeneruje się szybciej od innych. Grey Yandere Affection Grey w Neverze jest kompletnie zadurzona, a jak to na istotę nadprzyrodzoną, w odpowiednio pokręcony sposób. Pragnie z nim być na wieki, nie odda go nikomu innego. Z tego powodu podchodzi do innych przedstawicielek płci pięknej z wrogością. Skutkuje to tym, że buffy rzucone na nie nie działają. Za to przekleństwa są silniejsze. Luck Dependable Jak wiadomo, szczęście nie jest tylko wyczarowane - inne osoby również je posiadają. Ich wrodzona bądź zdobyta fortuna działa jako naturalny bufor czarów... lub jako tarcza. Mówiąc prościej, na wszystkie postacie, które posiadają umiejętność "w czepku urodzony", buffy działają lepiej, a debuffy słabiej. Heroic Luck (oryginalnie Mage Luck) Do magów szczęścia częściej uśmiecha się los. Zresztą to logiczne i naturalne jak dla ryby oddychanie pod wodą. Pasyw, który dotyka każdego z nich... Poza Neverem. Jego sposób nabycia magii był inny. Nie ma także u niego charakterystycznego dla tych magów samolubstwa. Przez to ten pasyw uległ zniekształceniu. Zamiast zwykłego "szczęścia" daje "szczęście, które czyni bohatera". Atak wroga nie trafi we wraży punkt, przypadkowo zostanie się wrobionym w aferę, wszyscy będą mówić, że czuwa nad nim diabeł stróż, w czasie bycia w złej sytuacji trafi się na rywala, w czasie turnieju będzie się walczyło od najsłabszego do najsilniejszego, mijając róg zderzy się z ważną dziewczyną, przeciwnik, pokonując go, oszczędzi go z byle powodu, pozna się młodszą siostrę swojego wroga, przypadkiem trafi na przyjaciół w czasie wakacji, a kiedy wszystko wydaje się być stracone, wyjdzie ze strategią, która niby jest szalona, a zmieni losy bitwy. Te oraz inne wydarzenia budujące "szczęście bohatera" zdarzają się znacznie częściej. Ten pasyw daje umiejętność "W czepku urodzony" na levelu 1, nawet jeśli postać nie spełnia warunków i urodziła się naprawdę pod pechową gwiazdą, wzmacniając ją. W przypadku Nevera zamiast wzmocnienia zniekształca tą pasywkę, dodając heroiczny współczynnik (opisany powyżej). Powodzenie jest w 100% zależne od MG. Gambling Luck Jak sama nazwa wskazuje, nie ma gorszego przekleństwa dla kasyna niż mag szczęścia. Z powodu tego błogosławieństwa raczej częściej wygrywa niż przegrywa, jeśli gra się opiera na losowości. Fairy Trick Jedne z prostych sztuczek. Grey wykorzystując drobinki magii bawi się nimi, wywołując różne sztuczki ze światłem. Co prawda, jest to za słabe, aby w jakikolwiek sposób wpłynęło to na walkę (poza może rozproszeniem uwagi), ale ładnie wygląda. Używa tego przede wszystkim, aby jej zaklęcia bardziej efektownie wyglądały (a przede wszystkim dla uciechy Nevera - bezbarwne zaklęcia są nudne). Zaklęcia:
Ranga D
Jeden z wielu nazwanych ataków Nevera N Crescent Red Vermilion, Vaporizing Sacred Sword, Atlantis Impact, Giganto Breaker... Te wszystkie ataki pochodzą od słynnych fikcyjnych (i historycznych) postaci, którymi Never zawsze się fascynował. Stara się więc ich naśladować na swojej ścieżce bohatera. W rzeczywistości jednak, nie są one bardzo mocne, przeciętny osobnik mający tarczę w dłoni z łatwością je zablokuje. Never jednak wkłada w nie całego swojego ducha dodając (nieświadomie) magii szczęścia. Przez to jego przeciwnicy mogą czuć się przerażeni, jako że ataki są niezwykle żywiołowe i wyglądają (dzięki szczęściu) bardzo groźnie. Zmusza to ich często do przejścia do defensywy. Mimo, że to słaby atak, poleca się go nie tankować - cięcie ostrym mieczem wciąż boli.
Ranga C
Celestial Ally (w rzeczywistości Kichi) G Podstawowe zaklęcie (Grey) Nevera, które służy do wzmocnienia szczęścia wszystkich osób, na które działa. Wszystkie ich czynności wychodzą odrobinę lepiej, ciosy są celniejsze, uniki łatwiejsze, kroki pewniejsze, trafienia krytyczne częstsze itd. Działa przez 3 tury na maksymalnie 3 osoby. Divine Impact (w rzeczywistości Kyou) G Odwrócone podstawowe zaklęcie (Grey) Nevera. Osłabia ono szczęście wszystkich osób, na które działa. Ich czynności nie przynoszą w pełni oczekiwanego rezultatu, ciosy są słabsze, trudniej im uniknąć cios, pojawia się niepewność, a trafienia mijają punkty witalne itd. Działa przez 3 tury na maksymalnie 3 osoby. Aura Shield Jedno z niewielu zaklęć, które zaadaptował Never. Polega ono na wytworzeniu tarczy z czystej energii szczęścia. Charakteryzuje się, dzięki pragnieniu ochrony Nevera, dość wysoką wytrzymałością. Wystarczającą, aby zatrzymać słabsze uderzenia i zaklęcia. A działanie magii sprawia, że nie dolatują one z pełną mocą do celu, nawet te, które ją przebiją. Działa przez 1 post (na pewno nie dłużej, jako że ciężko utrzymać coś tak niestabilnego).
Ranga B
Chaos Banisher (w rzeczywistości Kyou Shougeki) G Instant bad luck, rzucany na jedną osobę. Trwa bardzo krótko, góra z trzy sekundy. W zamian za to ilość "pecha" jest bardzo duża, w dodatku, zaklęcie bardzo szybko się rzuca, szybciej niż większość innych czarów. Służy przede wszystkim do przeszkodzenia w rzucaniu czarów i ataków, w czym sprawia się fenomenalnie, jako że nie dość, że daje wysoką szansę na rozproszenie czaru, to jeszcze jest pewna możliwość, że on "eksploduje" - czyli coś pójdzie katastrofalnie nie tak i sam przeciwnik zostanie ranny. Z drugiej jednak strony "wysoka" nie oznacza "całkowitej", co oznacza, że zaklęcie może przeminąć bez echa. Z powodu samej natury czaru bardziej od rangi czy potęgi zależy "powodzenie". Tak więc wyjątkowo silne, jednak niepewne zaklęcie ma większe szanse na rozproszenie niż słabsze, ale niezawodne.
Ostatnio zmieniony przez Rosser dnia Pią Paź 11 2013, 13:33, w całości zmieniany 2 razy
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Never Winter Sro Paź 09 2013, 19:05
Ekwipunek: Fajnie by było znać wymiary czy coś, bo "Miecz" jest dość, ogólnym pojęciem.
Magia: Wytłumacz mi jak chcesz ich używać, nie mając źródła magii? Czytając pierwsze PWM dochodzę do wniosku jakoby zamiast korzystać z MM postaci, używa się MM wróżki, czy tak?
PWM: 1. ...Niech będzie. Aczkolwiek Gray, fizycznie, nie ma prawa wtrącać się do walki. Może jedynie czarować. 2. No ok, nieco szybciej wracasz do zdrowia 3. Ok 4. Ok 5. Odpada, zbyt mocne 6. Ok 7. Ok
Zaklęcia: 1. Opis jest dość... kiepski? Mam rozumieć że machasz mieczem jak opętany a ataki pokrywają dużą połać terenu... wytłumacz mi to lepiej. Bo obecnie nie wiem jak mam to sobie wyobrazić 2. Ok. Działa 3 posty/liczbę ludzi 3. Jak wyżej 4. Działa 1 post. Zatrzyma zaklęcia rangi D i C oraz zwykłe niemagiczne ciosy 5. Ok
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Never Winter Sro Paź 09 2013, 21:25
NARESZCIE! Już myślałem, że wam się znudziło. Po pierwsze, Grey, nie Gray ;p Po drugie, poprawiłem. Mam nadzieję, że teraz przejdzie. Zmieniłem zasadę działania PWM. Mam jeszcze 3 wariant, jakby co. Aha, co do magii, to może to wyjaśnię: wcześniej Never miał horredalne ilości życiowej energii oraz wytrzymałości. Przetworzone zostało to na magiczną moc. Grey już nie produkuje żadnej magii, pobiera od chłopaka moc, aby móc czarować. Teraz czas na Fridge Logic. Jego moc wzięła się z tego, że po przetworzeniu nie zniknęła, w miejscu pustki pojawił się "kontener", gdzie on ładuje znów magiczną energię, przetworzoną z jego sił życiowych. Dlatego więcej je, ciężej śpi, nie tylko aby utrzymać Grey. Mam nadzieję, że pomogłem ;p
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Never Winter Pią Paź 11 2013, 13:24
EQ - Odejmij sobie jakieś... blah. 1.400 klejnotów PWM: Heroic lock -> Dopisz ze powodzenie jest w 100% zależne od MG No i dopisz w pierwszym PWM że Grey nie może brać udziału w walce, po za rzucaniem zaklęć
Zaklęcia: Dopisz wypisane przez mnie ograniczenia w zaklęciu 2, 3 i 4; Co do zaklęcia nr. 1... ok.
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Never Winter Pią Paź 11 2013, 13:34
Poprawione. Mam nadzieję, że teraz jest wszystko w porządku.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Never Winter Pią Paź 11 2013, 14:00
Dobra, niech będzie że akcept techniczny, czekaj na Col
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Never Winter Nie Paź 20 2013, 11:24
Cytat :
Ubiór jest jego dość ekstrawagancki.
Dość nie po pl napisane...Powinno być 'jego jest' albo 'Jego ubiór jest dość ekstrawagancki' - jak dla mnie druga opcja wygląda lepiej.
Cytat :
a na ramiona zarzucony ekstrawagancką czerwoną
Zarzuconą.
Cytat :
Never bardzo dba o swoje ubranie, jako że bohaterowie zawsze mają czyste.
Między 'mają' a 'czyste' przydałoby się 'je'.
Cytat :
Grey
Kto to jest...jak piszesz takie rzeczy to dobrze zaznaczyć, gdzie dalej w kp to jest albo skrócić kto to...
Cytat :
przebiegłości, jakby wszystko przebiegało
Dość podobne słówka.
Cytat :
to znika to po chwili, jakby to
Za dużo 'to'.
Cytat :
dość
Nadużywasz tego słowa.
Cytat :
"Mistrzem zmarnowanego wysiłku". Ale to go nie zniechęca
Brzydko wygląda zdanie zaczęte od 'ale'. Jak tak chcesz zaczynać to lepiej brzmi 'Jednak' lub' Jednakże'.
Cytat :
Tutaj dochodzimy do najważniejszego punktu jego charakteru: chęci bycia bohaterem. I to nie zwykłym, ale takim, który ratuje świat i ludzi. Pojawiło się, kiedy został ocalony przez Samaela.
Co się pojawiło? Zjadłeś 'to'...Pojawiło się to - brzmiałoby lepiej i zrozumialej...Albo jeszcze lepiej 'Owy cel pojawił się wtedy, gdy został ocalony przez Samaela' - albo coś w tym rodzaju.
Cytat :
I to nie zwykłym, ale takim, który ratuje świat i ludzi. Pojawiło się, kiedy został ocalony przez Samaela. Bez zastanowienia rusza z pomocą
A nowe zdanie (czyli to od 'Bez') ładniej wyglądałoby w nowej linijce.
Cytat :
jak ustach innych widnieje uśmiech
Między JAK a USTACH, zjadłeś 'NA'.
Cytat :
Jest miły, uczynny... Ale dla każdego.
Co ALE DLA KAŻDEGO? Miły i uczynny? No to skreśl to ALE. Chyba, że NIE DLA KAŻDEGO? To dopisz to 'nie'.
Cytat :
Żyje, pastwiąc się nad słabszymi.
Piszesz w czasie przeszłym, więc ŻYŁ.
Cytat :
Zeskoczyłem z dachu budynku
STRASZNY BŁĄD...Pisałeś w osobie trzeciej, a tu nagle osoba pierwsza...i widzę, że dalej też w pierwszej...Jeśli to nie błąd to wytłumaczenie jest jeno jedno...Twoja postać siedziała sobie na dachu czy gdzieś tam i sobie czekała na odpowiedni moment zamiast od razu zareagować...Jeśli nie - to błąd straszny...
Cytat :
Ziemia zbliżała się, niewiarygodnie szybko.
Niepotrzebny przecinek jak dla mnie.
Cytat :
gdzie miałem spaść. Oraz
Nieładnie zaczynać od 'oraz' bo 'oraz' zazwyczaj coś łączy...Jakby było tam trzykropek zamiast kropki, byłoby lepiej.
Cytat :
upadek. Ale
Od 'ale' też niedobrze zaczynać zdanie.
Cytat :
W dodatku, świat
Zbędny przecinek.
Cytat :
Jednak to było bezużyteczne, w starciu
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
Nie wiadomo, kto
Kolejny niepotrzebny przecinek.
Cytat :
- Co tym razem, znów chcesz nas zaskoczyć jakimś bezużytecznym atakiem.
Zdanie sugeruje, że to niby pytanie, ale brak pytajnika jest...
Cytat :
oznajmiłem, po chwili przerwy
Znowu niepotrzebny przecinek.
Cytat :
uśmiech spełzł z twarzy łobuza, kiedy
I ponownie zbędny przecinek.
Cytat :
Po wypowiedzeniu słów bandziorów ogarnęła
Tutaj powinien być przecinek! Po 'słów'.
Cytat :
pochłania zarówno jednego, jak i drugiego.
POCHŁONĘŁA - czas przeszły powinien być.
Cytat :
A przeciwnicy, jak stali bez ran, tak stoją
NIE STOJĄ...a STALI...wiem, że powtórzenie by było, więc możesz to inaczej zbudować, ale ma być czas PRZESZŁY.
Cytat :
Tamten wstaje
WSTAŁ.
Cytat :
nie, żeby
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
Na pierwszy rzut oka widać, że ten atak będzie zawierał całą jego siłę.
Na pierwszy rzut oka widać było, że ten atak zawierał całą jego siłę.
Cytat :
samo miejsce, co przed chwilą.
Zbędny przecinek.
Cytat :
czy było to spowodowane to siłą "pocisku
Drugie TO niepotrzebne.
Cytat :
w końcu, podróżuję z nią.
Podróżowałem.
Cytat :
pyta się
Spytała się.
Cytat :
cóż, moje rany wciąż dawały po sobie znać
O sobie.
Cytat :
. Że wszyscy robią
Nie zaczyna się zdania od 'że'.
Cytat :
miał on wyjątkową dużą dostawę
Wyjątkowo.
Cytat :
Niestety, spora część załogi, jako że przez dłuższy czas pozostawali
Pozostawała.
Cytat :
Naprawdę nie rozumiałem tego przesadnego podziękowania. Oraz
Jak jest 'oraz' to przed oraz nie powinno być kropki.
Cytat :
Nieważne, jaka przyczyna tego była
Zbędny przecinek.
Cytat :
Ja jednak, jak każdy idiota, zamiast posłuchać instynktu, przeszedłem w bieg.
Cztery przecinki w tak krótki zdaniu...Wyrzuciłabym ze dwa. Które? Zależne jakby się chciało aby zdanie wybrzmiewało.
Cytat :
Bez większego zastanowienia wbiegłem głównymi wejściami frontowymi.
Nie można wejść głównymi wejściami...a głównym wejściem. No i 'frontowymi' niepotrzebne.
Cytat :
wbiegłem głównymi wejściami frontowymi. Tak, nie ma to jak zrobić totalną głupotę. Od razu, kiedy wbiegłem
Powtórzenie.
Cytat :
wszyscy obrócili się w moją stronę. I, jak rozstępujące się morze, wszyscy
Powtórzenie.
Cytat :
Pierwszy raz go (chyba) widziałem, a zachowuje się
Zachowywał się - czas przeszły ma być.
Cytat :
Więc wymordował wszystkich ludzi w swojej wiosce, którzy żyli.
Te 'którzy żyli' jest całkowicie zbędne. Czemu? Bo to brzmi tak, że nie mordował ludzi, którzy już byli martwi...bo skoro mordował jeno żywych to...No tak brzmi...Więc te ostatnie dwa słowa psują zdanie.
Cytat :
gdzie wcielał się w łowczego
Łowcę - brzmiałoby lepiej.
Cytat :
Jako że
Strasznie tego nadużywasz.
Cytat :
Nie miała dla niego znaczenia wiek
Nie miał.
Cytat :
Nie wiedziałem, kto to jest.
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
Czy to nie była idealne rozwiązanie?
ByłO.
Cytat :
Nareszcie byem
Byłem.
Cytat :
nie wiedziałem, co powiedzieć.
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
Ale bez tutaj chłopaka nic by się nie udało
Bez TEGO tutaj chłopaka.
Cytat :
Widząc moją minę mężczyzna westchnął
A tutaj by się przecinek przydał po 'minę'.
Cytat :
Nieważne, kim byli twoi rodzice
Znowu niepotrzebny przecinek.
Cytat :
nieważne, jaka była twoja przeszłość
Again zbędny przecinek.
Cytat :
poza jedną kwestią nie za bardzo wiedziałem, o co mu chodzi, ale brzmiało fajnie! Jedna mnie kwestia
Przed 'o co mu chodzi' przecinek niepotrzebny. Poza tym - powtórzenie.
Cytat :
nawet tym, że nawet
Powtórzenie.
Cytat :
Nagle się odwróciłem, w stronę lasu
Zbędny przecinek. Poza tym piszesz o sobie, więc to 'nagle' nie bardzo pasuje...Po prostu 'odwróciłem się'.
Cytat :
Było wokół pusto
Wokół było pusto.
Cytat :
Lecz kiedy mrugnąłem, zniknął, jakby nigdy go nie było.
Źle to wygląda z tym przecinkiem przed i po zniknął...Już lepiej trzykropek po by był.
Cytat :
Kilku osób starszych w sierocińcu
KilkA starszych osób.
Cytat :
o tym. Że
Tu powinien być przecinek, a nie kropka...
Cytat :
Tylko po to, aby zbawić mnie tutaj
Zwabić.
Cytat :
Teraz jednak musiałam wysilić do tego swoje nogi, jak bardzo nieprzyzwyczajone do chodzenia.
TAK bardzo nieprzyzwyczajone do chodzenia.
Cytat :
I, w końcu
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
polankę. na której
Przecinek, a nie kropka.
Cytat :
. Więc
Nie powinno się zaczynać zdania od 'więc'.
Cytat :
Musiała je moja przeciwniczka zaklęła je tak
Wtf...nie po polskiemu napisałeś. Wystarczyłoby samo 'zaklęła je' albo coś w tym rodzaju...
Cytat :
się połączyły
Połączyły się...Ignorowałam to, ale widzę, że często robisz taki błąd - przestawiasz słowa...po prostu mają złą kolejność i źle to wygląda, ale nie będę się wracać do innych przykładów.
Cytat :
Rzeczywiście, zmiana "przeznaczenia" zaklęcia czaru związanego z 4 podstawowymi żywiołami było trudne.
BYŁA TRUDNA - bo zmiana była trudna.
Cytat :
Dopadły mnie zawroty głowy i oraz nudności.
Albo 'i' albo 'oraz'.
Cytat :
zregenerowałabym się. Ale
Tu nie powinno być kropki...
Cytat :
wyczerpana, to
Zbędny przecinek.
Cytat :
Wyglądasz, jakbyś
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
Jeśli odejdziesz teraz, to
Znowu niepotrzebny przecinek.
Cytat :
siły, jakie
Again.
Cytat :
buńczuczność, oraz wiarę
Przed 'oraz' nie daj się przecinka.
Cytat :
Właściwie, tamta mogła go wykończyć już dawno, kiedy chciała.
GDYBY chciała - brzmiałoby lepiej.
Cytat :
Chyba jednak to nie zadowoliła czarownicę
Nie zadowoliłO.
Cytat :
Rana była śmiertelna, jak moja, lecz w przeciwieństwie do mnie zwykły człowiek nie miał możliwości regeneracji.
Za dużo przecinków...w dodatku tam gdzie powinien być to go nie ma...Powinien być przed 'zwykły'.
Cytat :
To by awaryjny środek
Był.
Cytat :
Wreszcie się zorientowała, do czego zmierzam.
Zbędny przecinek.
Cytat :
Ostatnie, co pamiętałem,
Oba przecinki są niepotrzebne.
Cytat :
kupić czas trochę czasu
Za dużo tu 'czasu'.
Cytat :
jakbym stał przy otworzonym piecu.
Otwartym piecu.
Cytat :
Niewątpliwe że
Przed 'że' przecinek zawsze.
Cytat :
ten nieskończona czerń
TA, a nie TEN.
Cytat :
prawdę. Oraz
Tu nie powinno być kropki.
Cytat :
kota, czy, jak teraz,
O wiele za dużo przecinków...
Cytat :
a umiejętności manualne jego pozostawały
Nie jesteś Yoda by tak pisać. 'Jego' powinno być przed 'umiejętności'. No i nie 'pozostawały', a 'pozostawiały'.
Cytat :
był dobrych rękach
Zapomniałeś o 'w' - W dobrych rękach.
Cytat :
znów piekąc raka. Znów
Powtórzenie.
Cytat :
w lód, to
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
zobaczyłam, jak
Znowu zbędny przecinek.
Cytat :
wciąż osłabiony walką... Chciałam krzyknąć, ale wciąż
Powtórzenie.
Cytat :
Chwycił małego za nogi, lecz ten, niemalże odruchowo kopnął jego rękę, po czym dwa razy w brzuch.
Jak mniemam kopnął dwa razy w brzuch, ale jest to tak napisane, że pierwsze pytanie jakie się nasuwa to 'co dwa razy w brzuch?'
Cytat :
Cała nasza trójka była zaskoczona, jak dosłownie
Zbędny przecinek.
Cytat :
głowę, w dezorientacji.
Znowu niepotrzebny przecinek.
Cytat :
I, nagle
ZNOWU NIEPOTRZEBNY PRZECINEK.
Cytat :
a ja wyszeptałam, a
Powtórzenie 'a'.
Cytat :
Zamierzam zwiedzić świat i uratować jak najwięcej, ile tylko można.
Nie wyjaśnione co uratować jak najwięcej.
OMG, skończyłam! Wiedz, że sprawdziłabym to już dawno, gdyby nie Twoja prośba o wszystkie błędy bo czytałam już takie długie kp i dłuższe, ale nie wypisywałam nigdy nawet połowy błędów, więc...to przez to...Co do samych błędów to głównie i przede wszystkim PRZECINKI - są nie tam, gdzie trzeba! Nadużywasz ich za bardzo, a tam, gdzie powinny być to często ich nie ma. Poza tym czasem źle zdania budujesz pisząc jak Yoda, chociaż nie powinieneś bo nawet ćwierć kp nie jest napisana Yoda-językiem. No i jestem jeno człowiekiem, wiec co prawda starałam się wypisać wszystkie błędy, ale NA PEWNO coś pominęłam i pewnie nie jeden błąd nie został napisany...No, ale na bank więcej niż połowa i bliżej 100% jest niż 50% Co do wróżki - nie wychodzisz z nią poza to co napisałeś w magii bo ja do magii nie wnikam, ale wiedz, że poza tym co w magii to wróżka nie może robić nic innego specjalnego. Nie ma dodatkowych profitów (prócz tego, że myśli za postać). No, a teraz a propos postaci...Dobitnie nakreślona i jest to pozytyw bo w historii ani na chwilę postać nie zmieniała swej chary, więc dobrze jakby i na forum fabularnie się to sprawdziło. Tak więc plus za wyrazisty charakter~ Co do wróżki - Violet Pegasus nie przyjmuje kobiet, więc nie ma ona znaczka gildii. Jako, że towarzyszka to od magii i bez niej postać pewnie niewiele zrobi to zrozumiałe, że są razem, ale znaczka ni ma.
Popraw to co na czerwono - a że masz długie kp to poradzę jak szukać tego co trza poprawić chociaż może wiesz, ale cóż~ Edycja -> Znajdź -> Wpisujesz słowo i szuka
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Never Winter Nie Paź 20 2013, 14:37
Yup - wszystko co chciałaś, poprawiłem. Dzięki za wskazanie mi często powtarzających się... słów (zapomniałem, jak to się nazywało) i nadużywania przecinków (aczkolwiek nie wiem, jak z tym walczyć - dla mnie wyglądało ok). Plus kilka ekstra (na samym początku zauważyłem, że przez przypadek użyłem dwa razy "się"). Taka jest koncepcja postaci - poza tym co jest wypisane, nie ma nic innego. W ogóle się bałem, że każecie mi zmieniać epizod z wróżką. Ona czaruje, jej obecność ma pewne konsekwencje fabularne, ale nic poza tym. Cieszę się w ogóle, że przeszło >_< Wiem, nie ma znaczka gildii. Jest osobą towarzyszącą, jak napisałem. Pierwotnie miałem być w FT, ale kumpel mnie przekonał do VP i doszliśmy do takiego kompromisu. Mam nadzieję, że satysfakcjonuje to obydwie strony.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.