Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
| Temat: Colette Carter Sro Sie 15 2012, 20:43 | |
| Na wstępie zaznaczę, iż postać jest przeniesiona. Imię: Colette Pseudonim: - Nazwisko: Carter Płeć: Kobieta Waga: Idealna - i więcej z niej nie wyciągniesz. Wzrost: 166cm Wiek: 18 lat Gildia: Brak Miejsce umieszczenia znaku gildii: - Klasa Maga: Zero jak każdy. Wygląd: Panna Carter jest szczupłą dziewczyną, choć nazwanie jej filigranową byłoby raczej przesadą. Do najwyższych osóbek również nie należy, gdyż mieści się gdzieś w okolicach 170 centymetrów. Mimo to, raczej nikt nie zdoła jej pomylić z dzieckiem, gdyż płaska nie jest - jednakowoż przesadnie wielkiego biustu też nie ma. Ot tak po prostu, odpowiedni do jej proporcji ciała. Dodatkowo i tak często maskują go suknie panienki i nie ma co się dziwić takiemu ubiorowi, albowiem wychowanie robi swoje i dziewczyna ubiera się...no dość dziewczęco, tak jak na damę przystało. Tak więc zobaczyć ją w spodniach to istna rzadkość. Poza tym ma długie, bujne włosy w kolorze...właściwie trudno to określić. Powiedzmy, że to jasny brąz, przechodzący w pomarańcz, ale oświetlenie często płata figle, więc czasem mogą nawet przypominać róż lub jakiś odcień blond – a mama rzekła kiedyś, że to miedziany blond. Aczkolwiek wtedy jeszcze malutka dziewczynka się na tym nie znała, a teraz nie bardzo się tym interesuje, więc...no, zostaje jak jest. W każdym bądź razie włosy zawsze ma związane dużą wstążką, układającą się w piękną kokardę, którą zdejmuje tylko na noc – bo należy dbać o cebulki! Trzeba przyznać, iż również kolor jej oczu jest dość specyficzny, albowiem mieni się barwą ciemnego różu, który zawsze uważała za niespotykany i tajemniczy – oczywiście innych o zdanie nie pytała. Charakter: Colette to miła, urocza, elegancka i dobrze wychowana dama, która potrafi zachować się w towarzystwie. Aczkolwiek w ‘swojskiej’ grupce nie jest tak strasznie sztywna – można rzec, iż jest ‘luźniejsza’ choć ona sama nie użyłaby takiego słowa. Naturalnie jest pogodna i radosna, więc na świat patrzy dość pozytywnie co oczywiście jest jak najbardziej na plus bo każdy woli mieć ‘słońce’ od ponuraka, czyż nie? Dodatkowo ma coś z aktorki, albowiem nie tylko potrafi udać radość, zachwyt, smutek czy też pięknie skłamać, ale również może rozpłakać się na zamówienie, co jest nawet przydatne w paru sytuacjach. Tak jak każdy, tak i ona ma oczywiście swą ciemniejszą stronę. Jeśli jednak może, stara się przy tym dobrze zachować. Przykład? Z anielskim uśmiechem na twarzyczce może komuś życzyć nieszczęścia jak np. ‘mam nadzieję, że pożrą Cię wilki’ – to właściwie jest łagodne określenie...Aczkolwiek czasem – ktoś rzeknie, że często, ale ona się nie przyzna – jak ktoś naprawdę ją zdenerwuje to używa siły. Taaa – brutalność w chwili wysokiego zdenerwowania...zapewne nie wygląda, ale no cóż – ponosi ją, więc się nie ma co dziwić. Trzeba nadmienić, że od dawien dawna jest zadurzona w swym przyjacielu z dzieciństwa - Meliorze. Ah, te dziecięce zauroczenia...mówi się, że z czasem przechodzą, ale nie w tym wypadku – i nie wygląda na to by owe zadurzenie miało sobie tak łatwo odejść. Oczywiście jak większość zakochanych osóbek, tak i ona jest zazdrosna o niemal każdą inną dziewczynę, ale w przeciwieństwie, do niektórych, młoda Carter ma swój rozumek i nie rzuca się jak głupia na każdą potencjalną rywalkę. Wszak jest damą, więc nie wypada – wpierw po prostu grzecznie dowiaduje się kim jest rozmówczyni chłopaka i jak to nikt nie zagrażający to się nawet zaprzyjaźnić może! Czyż nie słodko? I lepiej by tak zostało...Mimo wszystko jednak naprawdę troszczy się i nieraz martwi o Mela, więc nie można rzec, iż to nic poważnego. Pomimo tego, że przeważnie jest uśmiechnięta to zdarzają się sytuacje, w których jest nadzwyczaj poważna, a jej mina jasno mówi ‘zabiję cię jeśli to powtórzysz’. Nie jest to specjalnie częste, ale jednak się zdarza. No i jak trzeba to potrafi być szczera do bólu. Jednakże raczej zależy jej na swej dobrej opinii, więc owa szczerość jest zależna od sytuacji. Była dobra strona, była też zła, a teraz ta...hmm...wstydliwa? Colette nie jest nieśmiała ani nic z tych rzeczy bo wykazuje raczej swą pewność siebie – ale na zwyczajnym poziomie albowiem nie jest jakimś zadufanym w sobie człowieczkiem. Jednakże jak większość dziewcząt, tak i ona czerwieni się czytając romanse, albo oczywiście po prostu przy jakiś zbliżeniach...No co? Normalna, urocza niewiasta, czyż nie? Oczywiście wiemy, że w jej główce jest tylko jeden osobnik, więc przy innych zazwyczaj potrafi o dziwo zachować spokój. Historia: Panienka Carter urodziła się w malutkiej mieścinie, której właściwie już nie pamięta. Przez pierwsze trzy lata była wychowywana przez matkę, która pewnego razu zniknęła. Nie w sensie, że ‘puff’ i nie ma – po prostu wyszła i nie wróciła. Aczkolwiek tego samego dnia, mała dziewczynka została zabrana przez ojca do jego posiadłości. Ktoś zapyta, dlaczego rodzice Cole mieszkali osobno, a było tak ponieważ pan Carter miał żonę! Właśnie tak – Colette była bękartem, ale zważywszy na zniknięcie matki, ojciec musiał wziąć odpowiedzialność za dziecko, które kochał. Tym oto sposobem, Cole trafiła do zamożnego świata kupieckiego, choć czuła się jak arystokratka bo oczywiście zaczęto wychowywać ją na prawdziwą damę. Nie to żeby jej się nie podobało, ale ta monotonia i nuda z czasem zaczęły ją naprawdę nużyć. Nic więc dziwnego, iż pewnego dnia, gdy usłyszała, iż tatko udaje się w interesach do innego miasta, zakomunikowała, że chce się udać razem z nim! Wszak nigdy poza miastem nie była – ba, nawet poza rezydencją rzadko bywała! Poza tym nie przepadała za macochą, która nie tylko została dowiedziawszy się o zdradzie swego męża, ale i jasno dawała do zrozumienia jak nie cierpi swej pasierbicy...Na szczęście pan Carter nie mógł odmówić swej jedynej córeczce. Będąc w nowym mieście zwracała uwagę niemalże na wszystko, aż w końcu dotarli do celu, gdzie głowy rodzin zajęły się swymi sprawami, a Colette została w towarzystwie Meliora – syna pana von Terks, z którym tatko omawiał ważne sprawy. W każdym bądź razie, młoda dama nową znajomość powitała z uśmiechem bo wreszcie rozmawiała z kimś poza rodziną i służbą. Nic więc dziwnego, iż była naprawdę rozmowna i otwarta. Dzięki tej znajomości naprawdę cieszyła się z pracy ojca. Niby często go nie było, ale za to mogła poznać Meliora i od tej pory zawsze czekała na te spotkania. Wtedy przynajmniej zachowywała się zwyczajnie, a nie sztywno jak się jej nakazywało. Na szczęście i chłopak z każdym spotkaniem nieco się otwierał co oznaczało, że jakiś dobry wpływ Cole może mieć, co ją bardzo cieszyło. W wieku dziesięciu lat ze swą radością, ponownie zawitała do Hosenki – podczepiona pod tatusia jak wiadomo – gdzie na miejscu zajął się nią Mel, który tym razem postanowił pokazać dziewczynce miasto. Można sobie wyobrazić tą radość i ciekawość płynącą z poznawania nowego otoczenia. Kto mógł jednak przypuszczać, że trafią na jakiegoś bandziora, który bez powodu będzie chciał zrobić krzywdę dzieciom?! Wystraszona Carter nie protestowała i skryła się za chłopakiem, zdając się tylko i wyłącznie na niego. Nie można jej winić – była młodsza, była dziewczynką i była bardziej wystraszona od von Terksa. Na szczęście pojawił się jakiś inny starszy osobnik, który zajął ‘tego złego’, a dzieci oddaliły się od pola walki. Co prawda cicho nie było, ale Cole miała nadzieję, że zaraz wrócą do rezydencji i nie będą już na nic narażeni. Niestety jak to bywa – pomyliła się, albowiem osobnik, który obrał ich sobie za cel ponownie się pojawił! Najgorsze było to, iż oznajmił, że Melior może iść, a on zadowoli się tylko Colette – w tym momencie naprawdę była przerażona! W końcu przyjaciel mógł ją zostawić i ratować siebie, ale o dziwo został i postanowił ją chronić. Co dziwniejsze po chwili w jego dłoni pojawiła się ognista kula – identyczna jak u bandziora! To dopiero było zdziwienie...Owe ‘ogniki’ natarły na siebie tworząc wybuch, który zranił i agresora i Mela! W dodatku tamten, wciąż miał siłę walczyć, i gdyby nie pojawił się starszy jegomość, który wcześniej zatrzymał bandziora to pewnie skończyłoby się to o wiele gorzej...W każdym bądź razie ‘zły’ zginął przebity kataną nieznajomego, a sama Colette ze łzami w oczach podbiegła do przyjaciela. Widać było jej zmartwienie, więc od razu kazała przysiąc mu, iż wyjdzie z tego cało! Wtedy jednak stało się coś co ponownie ją zaskoczyło – oświadczyny! Dziwna pora i właściwie stało się to tylko zapewne przez to, że dziewczyna wciąż się martwiła, więc tym prawdopodobnie młody von Terks chciał ją uspokoić. Nie zmieniło to jednak faktu, iż wzięła to na poważnie! Niestety w kolejnej chwili przyjaciel zemdlał, a starzec postanowił się nim zająć. Sama, wciąż zmartwiona Carter, posłuchała i wróciła do domu. Aczkolwiek, gdyby wiedziała, że nie zobaczy Meliora przez tyle lat to pewnie nie dałaby się tak łatwo odesłać... Dla młodej damy zaczęły się ponure dni. Cały czas albo chodziła przygaszona albo zmartwiona, zastanawiając się co dzieje się z przyja...z przyszłym mężem – trzeba się przyzwyczajać, czyż nie? Nie dostała od niego żadnego znaku życia, a minął dobry tydzień. Czyżby nie wyzdrowiał? A może nie odzyskał przytomności? Takie złe myśli dręczyły ją dnie i noce, aż...no niestety Melior nie wrócił, ale został jej przydzielony osobisty lokaj. Może to nic dziwnego w bogatych rodzinach, ale ów osóbka miała dwanaście lat! Właśnie tak – był starszy od panienki tylko o dwa lata. Trudno, więc było jej go traktować jak zwyczajną służbę, dlatego też zwracała się do niego jak do rówieśnika. Oh, nie źle – wręcz przeciwnie! Wszak była to teraz jedyna osoba, którą mogła uważać za znajomego. Łatwo nie było albowiem Vittorio należycie wykonywał swą służbę, ale ona się nie poddawała! Zawsze była przemiła i rozmawiała z nim niemal o wszystkim. Nic dziwnego, że z czasem – po ponurych dniach, w których wciąż żadnych wieści o zaginionym nie było – zaczęła opowiadać sporo również o Meliorze. Nie przyszło to szybko, ale gotowa była! Trudno powiedzieć czy kamerdyner też był na to gotów...No, ale i tak opowiadała, zawsze załamując się w chwili, gdy dochodziła do momentu rozstania z przyjacielem. Wtedy stawała się smętna i ‘pusta’. Taa...wtedy akurat herbatka podana przez lokaja naprawdę pomagała...
Minął jakiś czas, a mimo wszystko Colette starała się wciąż wierzyć w powrót Meliora, a że usłyszała, iż droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek, postanowiła nauczyć się gotować! Zawsze miała dobry kontakt ze służbą, więc panna Bianca, będąca główną kucharką domu, bardzo miło przyjęła ‘uczennicę’ pod swe skrzydła. Podczas jednej z wielu przerw w nauce, Carter siedziała sobie w kuchni czytając książki kucharskie co by ładnie się popisać, ale wtedy przeczytała właśnie ostatnią, więc siedziała i nudziła się, a za towarzyszy miała tylko talię kart leżącą na stole. Nie było to dziwne, zważywszy na to, iż służba podczas nudy grała sobie właśnie w karty – notabene sama dziewczynka nigdy tego nie praktykowała. No, ale co mogła zrobić – siedzieć i dalej czekać na niewiadomo co? Otóż nie...wyciągnęła rękę po ów talię, a pierwsze dwie karty...przyleciały do niej! Był to taki szok, że dziewczynka, aż schowała się pod stołem. Toż to był atak!...Wyszła dopiero po paru minutach, wracając wzrokiem do kart. Ze zwykłej ciekawości powtórzyła czynność sprzed paru chwil, aż przestała nad tym panować, a karty latały po całym pomieszczeniu. Szybko się okazało, że to nie moc lewitacji bo chcąc przywołać garnek do obrony, ten wcale nie przyleciał! Na szczęście w kuchni zjawiła się Bianca, która jednym machnięciem ręki sprawiła, iż latające ‘ostrza’, nie tylko wróciły na stół, ale i same, ładnie się poukładały. Wtedy Colette dowiedziała się, iż – jak się można domyśleć – główna kucharka domu posiadała magię kart! Trochę specyficzna magia, ale jednak...Zwłaszcza, iż młoda dama również przejawiała takie same magiczne zdolności – dziwny przypadek...Tak czy siak od tej chwili oprócz gotowania uczyła się również panowania nad swą jakże dziwną magią. Nie obeszło się bez paru ran – zarówno w jednej nauce, jak i w drugiej – ale z czasem szło coraz lepiej! Choć ‘czary’ stały na o wiele wyższym poziomie od dań dziewczyny...Najważniejsze jednak, że po dłuższym czasie nie miała już problemu z manipulacją kart – mogła je zwiększać, zmniejszać, sprawić by lewitowały, liczby i znaki na nich się zmieniały i jeszcze parę innych ciekawych rzeczy.
Od zniknięcia Meliora minęło parę lat, a Colette mimo wszystko nadziei nie traciła. Na szczęście od zmartwień odciągała ją nauka – nie tylko magii czy kucharstwa, ale i zwykłej etyki bo wszak miała być damą. Nie spodziewała się, więc kolejnego problemu jakim był ożenek. Oh, była na to za młoda i oczywiście miała już kogoś kogo lubiła – nawet jeśli znaku życia nie dawał – ale macocha dla dobra interesów rodzinnych, miała zamiar wydać ją w przyszłości za syna jednego z najbogatszych kupców w kraju. Nie trzeba nadmieniać, iż panience Carter w ogóle to nie odpowiadało. No, ale została dobrze wychowana, więc... - Muszę odmówić. - To nie podlega dyskusji...i przestań się uśmiechać! W rzeczy samej...pomimo ewentualnej złości czy buntu na twarzy Cole często – jak np. w tej chwili – widniał przeuroczy i delikatny uśmiech, który faktycznie można było odebrać lekceważąco. - Proszę wybaczyć, ale wiem za kogo wyjdę – mówiła spokojnie, z uśmiechem i szacunkiem - Nie muszę cię słuchać bo nie jesteś moją mat... W tejże chwili młoda Carter dostała niespodziewanie w twarz, a uśmiech zniknął. Może i jej ostatnia wypowiedź była nieco niegrzeczna, ale tego by się nie spodziewała...Macocha zapewniła tylko, że dziewczyna zrobi co jej się każe, a potem odeszła zostawiając pasierbice z mętlikiem. Po tym zdarzeniu wygadała się ze swojej złości jedynej osobie, która złą – acz prawdziwą – mogła ją widzieć już nie raz. Oczywiście tym kimś był jej osobisty lokaj Vittorio. Ależ się wtedy naburmuszyła – naturalnie nie wspominając o dostaniu z liścia bo to nie powód do chwalenia się. Po swej ‘spowiedzi’ postanowiła wyjść by zaczerpnąć powietrza, ale i podczas tego spaceru, osobisty lokaj nie odstępował jej na krok, a ów spacerek zdał się dłuższy niż z początku sądziła. Kierowała się bowiem wprost do opuszczonej rezydencji rodziny von Terks. Będąc już dość blisko celu, spotkało ją coś co omal nie przyprawiło dziewczyny o zawał. Co się dziwić skoro ujrzała dawno niewidzianego Meliora! Pierwsza myśl – duch! Ale szybko odrzuciła te opcję po troskliwym przytuleniu, zmartwieniu się i...no niestety złość też ją poniosła i się chłopakowi oberwało. - Poczta przestała istnieć?! Bo jak można nie dawać znaku życia przez trzy i pół roku?! A ona się tak zamartwiała! Nic dziwnego, że wyjaśnień związanych z pocztą słuchać nie miała zamiaru. Jednakże te o tym co działo się przez ten czas z chłopakiem, wysłuchała dość dokładnie. Wszystko to zakończyło się propozycją dołączenia do podróży siwowłosego. Było to dość zaskakujące, więc bądź co bądź była wdzięczna za tydzień na przemyślenie tego. Z drugiej jednak strony, gdy dotarła do domu, zorientowała się, że taka ucieczka jest doskonałym wyjściem – nie będzie widzieć macochy i nie zostanie zmuszona do ożenku. Trochę szkoda było jej opuszczać ojca, ale serce nie sługa...Naturalnie Cole nie zdradziła swego głównego powodu opuszczenia domu, tak samo jak i paru nie zbyt jasnych szczegółów, które działy się przez ostatnie parę lat. Aczkolwiek podczas podróży młoda dama pochwaliła się swą magią i sama dowiedziała się paru szczegółów o magii ‘narzeczonego’. Umiejętności: Skrytobójca, Kumulacja energii, Zapasy magiczne. Ekwipunek: Ubrania, 120,900 klejnotów, sztylet, przedmioty codziennego użytku jak szczoteczka do zębów + (z poprzedniego forum) 344 karty z sześcioma 'cudownymi' pudełeczkami, puderniczka z lusterkiem, kocie uszka. Rodzaj Magii:Magia Kart – Cole ma absolutną kontrolę nad każdą kartą znajdującą się w pobliżu. W zakres tej magii wchodzi możliwość ich przemieszczania, zmiany rozmiarów, oznakowania, łączenia itp. Dziewczyna może nawet w nich pieczętować różnorakie obiekty. Moc ta idealnie nadaje się do kantowania w pokera, pewnie dlatego Melior rzadko z nią wygrywa mimo swych hazardowych umiejętności. Po każdym użyciu swej mocy, Cole naturalnie (podświadomie) sprowadza karty z powrotem nawet jeśli te zostały wcześniej rozgromione przez przeciwnika. Pasywne Właściwości Magii - Lewitujące/latające karty - chyba nie trzeba tłumaczyć?
- Wytwarzanie kart - Cole nie musi mieć żadnych kart przy sobie albowiem jej magia pozwala je 'wytwarzać' kiedy i ile tylko zechce. Przykładowo mag ognia może wytworzyć płomień, a mag kart - karty.
- Zmiana - wzorki i kolorki na kartach mogą się zmieniać np. piątka na króla, as na dwa, szóstka w dziesiątkę itp. wedle uznania. Dobra sztuczka przy oszukiwaniu w karty. Naturalnie Cole może zmieniać tylko te karty co ma przy sobie, a nie karty innych 'przy stole'.
- Oko gracza - Carter wie jakie ktoś posiada karty. Wystarczy, że spojrzy na tył owych kart. Kolejna przydatna rzecz przy oszukiwaniu.
Zaklęcia: 1. Kado mure (karciany rój) (D) – karty wysłane na przeciwnika zachowują się niczym wściekły rój pszczół. Latają chaotycznie tuż przy nim, nie chcąc się odczepić i cały czas ranią swymi ostrymi bokami. Co prawda nie jest to ani śmiertelne ani specjalnie groźne, ale zadrapania jednak są, tak samo jak i czasem krew może polecieć jeśli rój się nie odczepi. Mimo nie zbyt wysokiej skuteczności ataku jest to dobre zaklęcie np. na odwrócenie uwagi. Wiadomo bowiem, że przy ataku takiego ‘stadka’ odruchowo broni się rękoma, chcąc pozbyć się atakującego natręctwa, więc zazwyczaj pochłania to sporą część uwagi.
2. Jōkā no guntai (armia Jokera) (B) – każda karta z talii Colette, przybiera wielkość około dwóch metrów, a sama Carter znika w jednej z nich (choć nie musi). Owe karty krążą wokół własnej osi, jak i wokół przeciwnika, po czym pierwsza salwa (4-6) rusza do ataku – mianowicie z najbliższych kart wyłaniają się postacie (góra 20 i każda z bronią w ręku), zaczynając atakować ofiarę. Naturalnie jeśli karty to valet, dama i król, wyglądają identycznie jak na zwykłych kartach, jeśli jednak są to ‘cyferki’, mają one posturę człowieka, choć nie da się zauważyć u nich czegoś takiego jak usta, oczy, włosy itp. – w skrócie: postura człowieka, kolor danej karty ozdobiony, gdzieniegdzie znakiem pik, kier, karo lub trefl. Sam ukryty Joker w postaci Cole, może wyłonić się, z której karty zechce i kiedy zechce. Zazwyczaj pojawia się w najmniej spodziewanym przez ofiarę momencie, by rzucić się z atakiem jak na zwierzynę – o ile coś jeszcze po niej zostało po ataku armii. Ta technika jest również doskonała w chwili, gdy Colette chce się ukryć, nie mając zamiaru wdawać się w walkę lub chcąc po prostu się zmyć i wycofać z pola bitwy. Standardowa talia Carter zawiera 52-56 karty.
3. Keimusho no kādo (karciane więzienie) (C) – dzięki tej technice użytkownik jest w stanie uwięzić ofiarę (lub inny dowolny obiekt) w zwykłej karcie, którą może trzymać nawet w kieszeni. Uwięziona osoba nie ma możliwości by samemu się uwolnić, ale naturalnie potrafi się ruszać oraz mówić – na tyle głośno ile takie małe coś jest w stanie. Naturalnie to zaklęcie ma ograniczony czas działania (trwa trzy tury) i sama Colette może je przerwać w każdej chwili, ale jeśli ktoś zniszczy ową kartę, rozedrze ją, rozetnie i tym podobne, a uwięziona osóbka nie jest magiem lub człowiekiem to wtedy ginie. Natomiast jeśli to mag to zostaje ranny wzdłóż owego rozdarcia się karty.
4. Kado no kigo (Karciane Symbole) [C] - Colette losuje z tali jedną kartę. W zależności od jej wartości jest zależne to co się stanie. Jeżeli to będzie liczba, to poleci dana ilość pocisków w kształcie danego symbolu, o sile czaru rangi D, które po trafieniu mogą się wbić w oponentów. Jeśli to będzie w przedziale walet-AS, to poleci pocisk (symbol) rozmiaru kuli armatniej i sile zaklęcia rangi C, jednakże każda figura wyżej daje o 5% większą siłę. Joker jest jednak niespodzianką, gdyż pocisk jest mieszanką symboli (karo, kier, trefl, pik) i po uderzeniu eksploduje - w przeciwieństwie do innych kart/symboli.
5. Kado no ningyo (Karciana Lalka) [D] - Pieczętuje w kimś kartę i przez 3 posty można władać przeciwnikiem - w sensie odpychać, przyciągać itp. Naturalnie nie działa to zbyt pozytywnie na o wiele silniejszych magów - tacy głównie jedynie czuć będą dyskomfort i będzie im to utrudniało manewry. |
|