I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Ogromna sala do której wchodzi się zaraz z Magnolii i właściwie większość gości tylko w niej przebywa. Ma długość 50m i szerokość 20m. Dach znajduje się jakieś 45m nad głowami, a 40m nad głowami zaczynają się Belki stropowe. Podłoga wyłożona jest białymi kafelkami a ceglane ściany obwieszone licznymi obrazami przedstawiającymi świętych. Do ołtarza prowadzą cztery rzędy ław, dwa po lewej i dwa po prawej. Drzwi główne są wielkie i dębowe, podwójne. Te wschodnie i zachodnie mimo że podwójne są znacznie mniejsze, dlatego ich zamykanie i otwieranie nie powinno być problemem. Prócz tego za ołtarzem znajdują się małe, ciemne drzwiczki, z początku nawet nie zauważalne. Okna znajdują się nad drzwiami frontowymi oraz nie wielkie po bokach katedry.
Autor
Wiadomość
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 09 2017, 08:58
The member 'Seishuu' has done the following action : Rzut kością
'K6' : 4
Adam Arclight
Liczba postów : 473
Dołączył/a : 30/01/2016
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 09 2017, 09:09
Rzut kością:
Spoiler:
Odnowiłem nieco energii magicznej, przez pożywianie się tajemniczym pokarmem z Kardii, ale nim przeprowadziłem swój atak na przeciwniczkę kamienny sufit zaczął walić się na głowy walczących przez dość sporą siłę użytych zaklęć. Zapewne w tej chwili bohater zaszarżowałby na Ewę, aby ją przytrzymać i zabrać ze sobą poświęcając życie, ale ja do tych heroicznych bohaterów nie należałem. Byłem Bogiem, a więc nie moim zdaniem było dokonywanie bohaterskich rzeczy jak śmierć razem z głównym złym. Rzeczą boską było przetrwanie i późniejsze wykończenie tego złego. Poza tym znając zdolności Ewy domyślałem się, że przeciwniczka może teleportować się w jakiś zabawny sposób z dala od walącej się katedry, co robiła już wielokrotnie. Teraz bardziej niż o śmierć przeciwniczki musiałem zatroszczyć się o samego siebie.
Szybko oceniłem swoją sytuację. W teorii znajdowałem się w lepszej sytuacji od Ewy, gdyż miałem znacznie bliżej do wyjścia. Szybko oceniłem sytuację w miarę swoich możliwości uwzględniając przy tym również moje obecne rany oraz czas jaki pozostał mi, aby ewakuować się z tego miejsca. Jeśli było go wystarczająco dużo podnoszę jeszcze udko z indyka, aby zjeść je sobie po drodze jedną, zdrową ręką. Jeśli wcześniej wyjąłem miecz to włożyłem go z powrotem do pochwy. Uciekając mogłem jeść chyba zbyt wiele czasu i uwagi nie zajmowało, a mogło odnowić mi jeszcze nieco pokłady magiczne. Oczywiście robię to tylko w sytuacji, gdy ta akcja nie uniemożliwi mi ewakuacji, nie chciałem ryzykować swojego życia dla kawałka drobiu.
Uciekam jak najszybciej w stronę wyjścia oddalając się od walącego się budynku, uważając na spadające z sufitu kawałki konstrukcji. Gdyby jakiś kamień miał mnie przygnieść staram się odskoczyć na bok i dalej biec w stronę wyjścia. Odskakując uważam, aby nie uderzyć w jakąś przeszkodę typu, stół, krzesło, lepiej odskoczyć w drugą stronę. Chociaż jeśli zostanę postawiony przed wyborem odskoczyć i potknąć się o krzesło, a zostać przygniecionym kawałkiem sufitu wybieram to pierwsze. Po odskoku nadal kontynuuję swój bieg.
Gdybym trafił na spadający głaz, którego z jakiś powodów nie mógłbym uniknąć używam swojego zaklęcia "Attempt to destroy metter" [Ranga D] aby zniknąć spadający kawałek sufitu. Wiedziałem jednak, że lepiej omijać potencjalne zagrożenie, dlatego robię to tylko w ostateczności, gdy unik nie będzie możliwy z jakiegoś powodu.
Możliwe w trakcie ucieczki było też wpadnięcie w siatkę lub inną pułapkę, która uniemożliwiłaby mi ruch. Wtedy, wiedząc, że nie mam czasu staram się ją również usunąć zaklęciem "Attempt to destroy metter" [ranga D]. Jeśli jednak nie będę miał na to wystarczająco MM, gdyż wcześniej mogłem ją zużyć, wtedy szybko wyciągam nóż myśliwski i wiedziony doświadczeniem z ostatniej akcji staram się ją błyskawicznie przeciąć, uwolnić się z pułapki i ruszyć ku wyjściu.
Gdyby cały sufit miał się zawalić, a ja uznam, że nie uda mi się uciec poza mury Kardii staram się znaleźć konstrukcyjne miejsce lub jakieś twarde schronienie. W katedrach dość wyraźnie były zarysowane kolumny z łukami, które były budowane z mocniejszego materiału, odpornego na zawalenia. nie raz można było zobaczyć ruiny gdzie pozostawały tylko otwory drzwiowe, ściany albo właśnie łuki konstrukcyjne. Tak było teoretycznie najbezpieczniej, a miejsca te stanowiły swojego rodzaju lukę, w której można było się schować w przypadku walącego się budynku [dzieci w Japonii, gdzie trzęsienia są dość typowe tak są uczone, aby się chować]. W razie, gdyby sufit miał zawalić mi się na głowę i miałem jeszcze MM staram się użyć zaklęcia "Attempt to destroy Metter" [ranga D], aby zniszczyć sufit nade mną, który miał mnie przygnieść. Może w ten sposób uda mi się uchronić przed obrażeniami, albo chociaż je zmniejszyć sprawiając, że zniknie częściowy ciężar przedmiotu, który na mnie spadał. A może uda mi się zniknąć cały sufit.
Pamiętałem również o Evie oraz ewentualnych atakach innych osób zgromadzonych w Kardii. W razie ataków z ich strony w stylu pchnięcia, haków, młotów, rąbań, ataków o trajektorii pocisków robię unik w wolny bok, bez przeszkód. W przypadku ataków w stylu cięcia, cięcia na odlew, sierpa, uderzeń na odlew odskakuję w tył. W przypadku chwytów staram się jak najszybciej uwolnić z nich wykorzystując siłę swojego ciała, która była raczej spora patrząc na wielkość. Gdybym się przewrócił staram się wstać jak najszybciej i dalej ewakuować. Gdyby Ewa pochwyciła mnie swoimi nićmi staram się je jak najszybciej rozciąć, pozbyć się ich. Łańcuchy zniszczę zaklęciem "Attempt to destroy metter"[ranga D], albo spróbuję zdjąć fizycznie.
- Zgiń tutaj - na końcu krzyknę do Ewy - To moja boska kara dla Ciebie za wkurzenie mnie
Apricot Pâte de Fruit
Liczba postów : 290
Dołączył/a : 13/08/2014
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 09 2017, 12:16
Kto... No co za... JAKIE TO BYŁO NIEGRZECZNE! Przerwano jej rozmowę. A ona tutaj była o krok od zdobycia całkiem cennych informacji. Spojrzała zła i rozzłoszczona na ostrze, które wbiło się niedaleko, zasłaniając sprawcę. O jak ona by podeszła, jak ona by mu teraz powiedziała kilka rzeczy... Ale jednak nie. Były rzeczy ważne i ważniejsze. A jednak walący się nad nią sufit zdawał się wymagać od niej więcej atencji. Martwa Anka to bezużyteczna Anka, więc najpierw ratowanie życia Aneczki, a dopiero później - informacje. Wstała szybko. Na tyle szybko, na ile pozwalały jej zebra, czyli pewnie niezbyt szybko i w podobnym tempie ruszyła biegiem, czy nawet truchtem w stronę wyjścia z Kardii. Bycie pogrzebaną żywcem nie specjalnie jej odpowiadało, a jednak obecnie wolała być dalej jak bliżej walącego się budynku. Gdyby miała nie zdążyć, wspomaga się teleportacją ze Zbroi Błysku.
Apricot Pâte de Fruit carried out 1 launched of one K6 :
4
Adam Arclight
Liczba postów : 473
Dołączył/a : 30/01/2016
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 09 2017, 15:44
Bardziej wiarygodny rzut kością
Adam Arclight carried out 1 launched of one K6 :
5
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Sala główna Czw Sty 12 2017, 21:54
Uspokoiła się. Może i nic nie powiedział, ale kiwnął jej głową, a to znaczyło, że wszystko było w porządku, prawda? Prawda? Zupełnie wyrwana z rzeczywistości podniosła wzrok, aby sprawdzić co działo się w pobliżu. Przez te kilka chwil kompletnie nie zwracała uwagi na sytuację w katedrze. Ale teraz, kiedy Baylem już im nie zagrażał, mogła skupić się na rzeczach istotnych. Budynek się walił... I nawet widziała czyja to była wina. Zdecydowanie nie było to coś, co można było zlekceważyć... Odetchnie głęboko skupiając się na tym, co powinna teraz zrobić. Musiała być spokojniejsza, aby cokolwiek z tego wyszło. Musi działać szybko, ale przemyślanie. Nie ma czasu na załamywanie się. Spróbuje zawalczyć z łańcuchem do którego przymocowana była Kyoumowa kotwica. Wiedziała jak może wynieść Kyoume z budynku, ale wiedziała również, że nie da rady tego zrobić z kotwicą. Po prostu była za ciężka... Ale dostrzegła też drugiego Baylema, który zbliżał się do nich. W jej umyśle zaświeciły się dwie lampki. Jedna ostrzegała ją przed tym, aby mu nie ufać. Druga jednak... podpowiadała jej, że może ten Baylem jest prawdziwym? A oni walczyli z fałszywym, który wmówił im że jest prawdziwy? - Pomóż nam! - wykrzyknie w jego kierunku dalej mocując się z łańcuchem pozostając jednak czujna i nieufna wobec drugiego Baylema. Jeśli będzie chciał ją zaatakować - będzie się bronić. Od zwiększenia dystansu do przeciwnika zaczynając, a kończąc na zasłanianiu się Wskazówką
*Jeśli uda jej się odczepić łańcuch od kotwicy, lub od Kyoumy, Abri spróbuje podźwignąć przyjaciela tak jakby chciała go wziąć na barana - a więc ręce na szyje i w ogóle. Następnie zaczerpnie swojej magii chcąc przejęciem całkowitym zmienić się w konia. Takiego porządnego, konia (konkretniej rasy Shire). Instynkty tych płochliwych zwierząt nie raz uratowały jej skórę. Poza tym w tej postaci mogła spokojnie ponieść dwie osoby i nie zmęczyć się za szybko w biegu, więc uznała to za najlepsze wyjście. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to Kyouma powinien teraz znaleźć się na jej grzbiecie. I jeśli rzeczywiście tak się stało, Abri ruszy truchtem w stronę wyjścia. Nie za szybko, aby pasażer nie spadł, ale też nie za wolno, aby jednak wciąż opuścić walący się budynek. Jeśli jakimś szczęśliwym trafem przyjaciel będzie w stanie złapać się jej, to nawet pozwoli sobie na przyspieszenie kroku. Czy slalomem pomiędzy walącymi się fragmentami budynku, czy też w linii prostej jak najszybciej do wyjścia - nieważne. Ważne, aby budynek opuścić.
*Ale jeśli Abri nie udaje się odczepić łańcucha w tradycyjny sposób najpierw uderzy w niego wskazówką (ale w sam łańcuch łączący kotwicę z Kyoumą!). Może nawet kilka razy. Jeśli to nie pomoże, od razu zmieni się w dużego konia. Odbije się przednimi nogami tak, aby stanąć na tylnych i korzystając z masy swojego ciała jak i mistycznej siły zwanej grawitacją, a i jeszcze wkładając do tego odrobinę siły - spadnie na łańcuch chcąc zmiażdżyć go kopytem. Dzięki temu powinna odłączyć kotwicę od przyjaciela. Jeśli jej się to udaje, to wróci do Kyoumy, przyklęknie, aby go zabrać i przerzuci przez grzbiet (na "pijanego jeźdźca") pomagając sobie głową i zębami. Kiedy jej się to uda to rusza w stronę wyjścia (wg opisu z powyższej opcji)
*A jeśli nie daje się pozbyć łańcucha, to Abri pozostanie zmienić się w niedźwiedzia polarnego, który zarówno uniesie Kyoumę jak i pociągnie kotwicę. I wtedy ruszy w stronę wyjścia tak jak powyżej. Nie, słonia nie będzie bo jest pechowy...
Kiedy i jeśli uda jej się wynieść Kyoumę z budynku, Abri zostawi go w bezpiecznej odległości. Tak, aby nic się na niego nie zawaliło i... będzie chciała wrócić do środka. Musiała pomóc innym rannym, którzy nie potrafili wydostać się stamtąd sami - zaczynając od Nori, kończąc na Baylemie. Abri będzie chciała wynieść nawet nieprzytomnego przyjaciela Seishuu oraz innych wrogów, którzy zostali wyeliminowani z walki. Bo tak należało. Nie mogła pozwolić na to, aby ktokolwiek został przysypany gruzem. Tak długo jak tylko będzie mogła i tak długo jak będzie to dla niej bezpieczne - tak właśnie będzie chciała zrobić...
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala główna Czw Sty 12 2017, 21:54
The member 'Abri' has done the following action : Rzut kością
'K6' : 5
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Sala główna Nie Sty 15 2017, 18:56
PERSPEKTYWA NEVERA -... Huh? To było... takie absolutnie dziwne. Miałem na sobie... krew. Moją... To była moja krew? Nie... Dlaczego coś mi mówiło, że to nie była moja krew. Dlaczego w sumie miałem w ręku siekierę? Czemu to wszystko było takie skomplikowane? Przecież byłem bohaterem! Broniłem wszystkich i wymierzałem karę złu! Moje serce wypełniała dobroć oraz chęć pomocy światu! Tak, to musiała być sztuczka! Iluzja, pokazana mi przez zło! MWHAHHAHAHA! PRAWIE SIĘ NABRAŁEM... ... Wtedy jednak usłyszałem coś. Otworzyłem powoli oczy. To był przeciwnik... Nie, osoba która była obok. Tamten wróżek.. Chyba. On był po stronie wroga. Albo przyjaciel? Wtedy zaczął tamtego próbować jakoś obudzić. Huh? Czemu tamten nie otworzył oczu? Dlaczego nie wziął głębokiego oddechu, zaśmiał się i nie postanowił że tym razem wygra oraz pokona mnie, bohatera walczącego po stronie dobra! Czemu wróżek płakał, potrząsając tamtym? Przecież nic się nie stało? Za chwilę na pewno wstanie, otworzy oczy... Zaraz, gdzie były jego oczy? Czemu nie miał twarzy? Czemu wyglądał... na nieżywego. Bzzzzzzzzt! Był wieczór, jeden z wielu. Bardzo młody chłopak właśnie wracał do miejsca zamieszkania. Co prawda, normalna droga zajęła by mu 15 minut... Ale można było przejść uliczką, aby to zajęło krócej. Dlatego wszedł w ciemność... A potem... A potem co? BZZZZZZZZZZZT! - Guh! Nagle złapałem się za głowę. Ona... ona strasznie zaczęła mnie boleć. Z jakiegoś powodu pamięć zaczynała mi szwankować. Widziałem... jakby przebłysk sceny. Która nigdy nie miała miejsca. Która nie powinna mieć miejsca. Więc dlaczego wyglądała tak realnie? Dlaczego widziałem chłopaka... Nie. Dlaczego widziałem jego oczami? Co to była za scena? Czemu dalej nic... Jednak to nie powinno było się zdarzyć! Przecież... Przecież nic takiego nie istniało. Jestem bohaterem. Obrońcą sprawiedliwości! To co miałem przed oczami nie było realne! A może było... -... !?! Nagle we mnie uderzyła fala gorąca! Co... Co się działo? Czemu nagle mi się nie podobało! To było takie... Takie znajome jak można by było sobie wyobrazić. Otoczenie ogniem. Gorąco... Czemu wokoło było tak gorąco? Przecież... nie powinno być tyle ognia! Nie teraz!!! Jestem Never Winter! Wielki bohater, który nikogo nie zabił! Nie pośród tego ognia... Ale czyżby jednak? Bzzzzt. Chłopak wziął złą drogę. Gdyby postanowił iść normalną, to by nic się nie zdarzyło. Zdecydował się na skrót, ale gdy doszedł do połowy, to dalej nie było przejścia. ONI je zagradzali. Odwrócił się i zaczął uciekać, kiedy jego ciało było rozrywane przez metal. Kamienie. Drzazgi. Ale nie poddawał się, rozpaczliwie starał się trzymać swojego życia, tej ostatniej nici ratunku, która zwisała... żeby nie spaść do piekła... Lecz wtedy piekło przyszło do niego. Wszystko się zaczerwieniło, każda część ciała parzyła. Ogień. Ostatnia rzecz, która go ścigała. Kiedy go dopadła, już nie było ucieczki. Ogień... wszystko otoczone ogniem. ONI podchodzili... wolno. Bardzo powoli... kiedy wszystko się waliło oraz paliło, ONI stawiali nieugięte, pewne, ale ostateczne kroki. Zbliżali się coraz bliżej do chłopaka. BZZZZZZZZZZZZT! - GUH! Głowę.... mi rozsadzało... Nie... te wspomnienia... Nigdy ich nie miałem... Nie... Chciałem... Nie chciałem... Czemu.... Akurat teraz.... NIE! ... Nie chciałem ich! Jestem... bohaterem.... Moim celem... była... obrona... sprawiedliwości... Podróż... z towarzyszami.... Byłem... NIE! Jestem superbohaterem i kieruję się... dobrem.... Jestem superbohaterem... i kieruję się dobrem. Jestem... JESTEM SUPERBOHATEREM! MUSIAŁEM NIM BYĆ! Zabiłeś go... NIE! WCALE NIE! Zabiłeś... Jesteś mordercą! NIE! To... to była walka heroiczna! Niemożliwe żeby superbohater kogoś zabił! Pogódź się z tym że kogoś zabiłeś! Jak wtedy... Jak to wtedy... Przecież jeszcze nigdy... - Umrzesz... Usłyszałem nagle.... wtedy nagle wszystko przeszyło światło, a mnie przeszedł taki ból, jak gdyby nigdy... Nic nie widziałem, nic nie słyszałem... I wtedy nagle to zauważyłem... Co się stało... Bzzzzt! Guh... Moje ciało... całe mnie bolało... Czemu coś takiego mnie spotkało? Przecież... nic nie zrobiłem. Mówiłem, prosiłem... ale ONI pozostawali głusi na to. Ogarnął mnie strach.... Dlatego zacząłem uciekać, ale mnie ścigali. Zupełnie jakby wiedzieli, gdzie pobiegnę. Pierwsze moje ramię przeszył jakiś grot. Nie wiedziałem skąd pochodzi, sądziłem że byłem perfekcyjnie ukryty... A to, że nie trafiło w moją głowę, chyba zawdzięczałem chyba ledwo słyszalnemu świstowi, który jakby kazał mi się ukryć. Potem nagle poszybowało coś dużego we mnie. Rozpaczliwie zasłoniłem się zabawką, którą kupiłem... Ale ona została przebita jak szmaciana lalka, mimo że była z czystego metalu! Jednak może dlatego przeżyłem, tylko uderzyło mną o ścianę. Następnie coś wybuchło. Obok krata. Ledwo udało mi się paść na ziemię. Jednak moje nogi... zostały... przedziurawione, sprawiając mi wielki ból oraz zmuszając mnie do czołagania. - Uffff... ufff... ufffff.... Zacząłem sapać. Na szczęście... zdawało mi się, że ich zgubiłem. Wślizgnąłem się przez okno do piwniczki, po czym zasłoniłem je, a następnie podczołgałem się ku ścianie i oparłem się o nią. Teraz byłem obecnie w takiej sytuacji... Miałem tylko nadzieję że ktoś to zauważył... przecież Kohaku-san musiała się zaniepokoić, że tak długo nie wracałem. Na pewno... już mnie szukała. Trzeba było mieć nadzieję, do końca. ONI mnie nie mogli znale -...!?! Nagle coś załomotało w drzwi naprzeciwko mnie. Raz, drugi, trzeci... Na szczęście, co prawda były drewniane... ale czymś chyba wzmocnione, bo nie dawały się. Jednak to znaczyło... JEDNAK TO ZNACZYŁO!!! Wtedy nagle zrobiły się czerwone... bardzo czerwone! Pssssssssssssssssssssst! Nagle się przewróciły i... rozpadły się na tysiące kawałków, jednocześnie rozpylając wokoło płomienie, które natychmiast zajęły drewniane elementy piwniczki, szybko ją podpalając całą. Kilka wpadło na mnie, parząc mnie... Jednak ja miałem oczy wbite w jeden punkt, w ogóle tego nie czując. W wejście, gdzie stali ONI. Podeszli do mnie powoli, bez słów. Nie wyglądali teraz na groźnych... ale może dlatego że wiedzieli że gra skończona. Nie miałem gdzie uciec ani jak uciec. Otoczony ogniem, nie mogący wstać, ledwo żywy, poparzony dzieciak... Co mógł zrobić naprzeciwko tych potężnych osobowości? W końcu większość się zatrzymała, poza jednym... ten stanął przede mną, a ze mnie odpłynęło całe ciepło, mimo że wszystko wokoło płonęło. - Umrzesz... Powiedział jedynie, podnosząc rękę... Ja nie chciałem umrzeć! NIE! CHCIAŁEM ŻYĆ! DLACZEGO ONI MNIE ŚCIGALI! CO JA IM ZROBIŁEM! I CZEMU NIC NIE MOGŁEM Z TYM ZROBIĆ... Więc chcesz mocy? TAK! WSZYSTKO, BYLEBY NIE TO! To... będzie kosztować! DOBRZE! ZAPŁACĘ WSZYSTKIM! WSZYSTKIM! TYLKO... ŻEBYM NIE UMIERAŁ! A zatem niech się tak stanie... Wtedy... wszystko... stało się... zamazane... ... .. . Otworzyłem oczy. Co... Co się stało? Z jakiegoś powodu nic mnie nie bolało nic. Zaraz... Nie byłem w piwnicy. Byłem gdzieś indziej. Stałem pod nocnym niebem. Ufff... wygląda na to, że tylko mi się przewidziało. Nigdy nie wszedłem do alejki. Nigdy nie spotkałem nikogo. Wróciłem do Kohaku-san, która mnie powitała z otwartymi rękami... Rękami... - Huh? Czemu moje ręce były czerwone? Taki kolor rzadko widziałem... Ale czemu...? A, może dlatego, że wydobywał się on wtedy, gdy przypadkowo się zraniłem... Ale teraz było go pełno. Moje całe ręce były czerwone... Wszystko było czerwone. Wtedy rzeczywistość we mnie uderzyła. Znajdowałem się w... gdzie? Wszędzie były jedynie kamienie, porozrzucane na wszystkie strony, na spalonej ziemi. Z jakiegoś powodu wokoło nie było nic, poza tymi kamieniami rozrzuconymi... Nie... Odwracałem wzrok od najważniejszej sprawy. Że stałem na ludzkich zwłokach. Co nie można było nawet tym nazwać. Bo jak określić mieszaninę wnętrzności i kończyn, porozrzucanych na wszystkie strony. W takim stanie że nawet ja nie mógłbym ich rozpoznać. Nic... się nie ruszało... Tylko ja... I szczątki. Kto to mógł zrobić? ... Nie.... Znów spojrzałem na swoje ręce. Były krwawe, a na paznokciach były... były... Kawałki ciała... To znaczyło... że ja... Że ja... - GAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH! ... .. . Ciemność odeszła. Wszystko się rozjaśniło. Otworzył oczy. Przede nim stała. Jedna osoba. Wykrzywiona twarz. W gniewie. Wskazał na niego. Wokoło ogień. Płonący. Lecz niegroźny. Stan ciała. Lewy bark ranny. Klatka piersiowa ranna. Łydka ranna. Ręce rannne. Poparzenia pierwszego stopnia. Analiza zdolności magicznych. Brak magii. Analiza stanu bojowego. Sprawny. Bronie. W lewej ręce tarcza. W prawej topór. Pozostała siła potrzebna do uśmiercenia przeciwnika... Wystarczająca! -... On wybił się. Mocno. Odległość nie była daleka. Wystarczył jeden skok. Następnie wykonanie uderzenia. Silne. Z prawej strony. Zadane ostrą częścią topora. W rdzeń przedłużony. Po uderzeniu śmierć natychmiastowa. Tarcza użyta do ochrony. Przed atakami. Które niewątpliwe nadejdą. Na wypadek uniku wroga. Natychmiastowe pchnięcie tarczą. Kolejne poziome cięcie. Uniemożliwić ucieczkę w górę. Po takiej akcji. Utrata natychmiastowa głowy. Śmierć na miejscu. Magia. Nie przejmować się. Przeć przed siebie. Przyjąć część obrażeń na tarczę. Przyjąć część obrażeń na ciało. Najważniejsze. Najszybszy koniec przeciwnika. Agonia przeciwnika. Kres przeciwnika. Śmierć przeciwnika. Śmierć... Śmierć... Śmierć. ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! (Gratulacje! Swoimi działaniami właśnie obudziłeś bezlitosną maszynę do zabijania, która będzie próbowała uśmiercić każdego kogo spotka na swojej drodze. Jesteś szczęśliwy? Pewnie jesteś szczęśliwy. Ty potworze! -przyp. Grey)
"Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie."
Ezra nie spoglądał w otchłań. Białowłosy postawił kolejny krok, przekraczając krawędź i lecąc szaleńczo w dół, wprost ku samemu jądru mroku. Wszystkie emocje które właśnie odczuwał, cały ten gniew, poczucie bycia zdradzonym, cały jego ból kotłowały się tuż pod skórą, jakby miały rozerwać Al Sornę od środka. A przynajmniej tak to odczuwał tą resztką świadomości, która nie była właśnie skupiona na jego przeciwniku. I chociaż maga aktualnie nie można było określić jako w pełni zdrowego, to jednak jedna rzecz jeszcze trzymała go przy zdrowych zmysłach. Ból. Potworny ból, który rozrywał samą jaźń. Ten sam, który przez moment wyczuł u Depore, chociaż był on starannie zamaskowany. Al Sorna zawirował, słysząc za plecami upadający sztylet. Chociaż Magnasetia górowała nad nim umiejętnościami, to znowu udało mu się zablokować jej cios, a następnie zaatakować księcia demonów.
Jednakże atak białowłosego także został zablokowany. Ostrze Ryuuzume wbiło się tuż obok Mefisto, przebijając na wylot tron. Demon nie zdawał się zbytnio przejmować tym atakiem, chociaż trzeba było przyznać, że chyba dostrzegł w atakującym go magu pewien potencjał.
Nie powinien był wypowiadać tych słów. Oczy Ezry zabłysły, jakby rozświetlone od środka wewnętrznym ogniem.
"...że tak trudno było przejąć nad nią kontrolę. "
Ezra zawarczał głucho, niczym zwierzę. Słowa te przedarły się przez mur wściekłości jaki aktualnie otaczał świadomość maga. W ułamku sekundy wszystkie części układanki wskoczyły na swoje miejsce. Ból. Poczucie przymusu. Nakaz... Nakaz bycia posłusznym? Jak jakieś zwierzę? Wściekłość ponownie w nim zawrzała.
Nie daj się omotać. Pamiętaj o tym kim jesteś. Pamiętaj o swoim dziecku. Nakazuję ci...
Z zaciśniętego gardła Ezry z trudem wydobyło się jedno proste słowo, rozkaz skierowany do Depore: - ...ZABIJ.
* W tym samym momencie Al Sorna rzuci Intetsu w stronę przeciwnika, celując w jego klatkę piersiową. Jednak ostrze nie będzie miało na celu trafienia w przeciwnika. Tuż po tym jak znajdzie się w powietrzu rozwieje się w czarny dym, to samo stanie się w lewą ręką maga. Korzystając z zaskoczenia przeciwnika, tudzież z chwili nieuwagi jaką mogła wywołać jego akcja, białowłosy skupi się na wszystkich swoich uczuciach. Po czum pchnie potężnie, formując je w ostry niczym klingę miecza klin, który skieruje w Depore, korzystając z łączącej ich więzi. Jednocześnie korzystając ze swojej magii, spróbuje rzucić zaklęcie przywołania Depore, próbując przełamać kontrolę księcia nad nią. Gdyby mu się to udało... Cóż, Magnasetia powinna wykorzystać zaklęcie Kuro to Shiro, by teleportować się wprost do miecza tkwiącego w tronie, a następnie korzystając z własnego ostrza Ryuuzume, przebić Mefisto, a przynajmniej spróbować dotkliwie go zranić. Gdyby spotkała się z jakimś kontratakiem, to uniknie go, ponownie korzystając z zaklęcia.
W tym samym czasie Ezra także wykona atak na księcia, tnąc potężnie trzymanym w prawej dłoni Meiyo i uważając na wszelkie kontrataki, których powinien jednak uniknąć dzięki magii wzmacniającej jego ciało. Zdawał sobie sprawę, że Kardia się wali, jednak centrum zniszczenia znajdowało się sporo za jego plecami, więc miał jeszcze chwilę na swobodne działanie. Dym, który pojawił się po rozproszeniu Intetsu i Tsukiyomo powinien posłużyć mu jako trwająca ułamki sekund zasłona dymna, zwłaszcza, że mag ubrany był w czarny płaszcz. Wyłaniając się z chmury w burzy rozwianych, białych włosów zaatakuje z furią. Nie znajdował się daleko od księcia demonów, zaś przyspieszenie jakie dawała mu magia powinno znacząco wzmocnić jego ruchy. Mag rzuci się w lewą, wyprowadzając potężne cięcie. Powinno to uniemożliwić ucieczkę demona w tym kierunku. Dodatkowo postara się wyciągnąć Ryuuzume z tronu i nim zaatakować nim w przypadku gdyby Mefisto spróbował jakoś uciec w górę. Potężne ostrze powinno bez trudu rozsadzić tron.
* Al Sorna zdawał sobie także sprawę, że Magnasetia cały czas znajduje się za jego plecami. Gdyby poczuł, że nie udało mu się przełamać zaklęcia, to w dalszym ciągu zaatakuje mieczem księcia, jednocześnie próbując wyciągnąć tkwiący w tronie Ryuuzume i wykonując niewielki skręt ciała, pozwalający mu zobaczyć to, co dzieje się za jego plecami. Jeśli jednak miało by mu się to nie udać, a Depore miałaby go zaatakować, to przywoła kolejne 3 ostrza Ryuuzume, dwoma blokując nadchodzący atak i starając się zbić Ryuuzume Depore gdzieś w bok, a pozostałym ostrzem przebić księcia.
[Szermierz 2; Joker 1;] [Intetsu - buff B do szybkości i siły (80%);] [Meiyo - buff: parowanie 20%, czas reakcji 30%, szybkość poruszania się 60%, refleks 60%;]
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Sala główna Nie Sty 15 2017, 22:24
MG:
Ill zdawał się nie przejmować zbytnio walącą się katedrą. Dobił Evera i ruszył w stronę wyjścia utykając z powodu ran. Ale Kardia też nie czekała i jej sklepienie poczęło upadać. Ślepy traf, instynkt czy może wola kogoś z góry sprawiła, że mimo pyłu, huku i gruzu, nic poważnego mu się nie stało. Owszem znajdował się obecnie pod zwałem gruzu, ogłuszony, krztuszący się, ale walące się fragmenty budowli nie wyrządziły mu poza tym większej krzywdy. Problem był jednak taki, że praktycznie był zamknięty pod gruzami. Jeśli miał gdzieś się dalej przedostać, to dopiero czołgając się.
Arisu tymczasem wzmocniła mistrzynię i zaczęła się wycofywać. W samą porę, gdyż walący się budynek praktycznie do tego zachęcał. Sama dziewczyna więc wycofała się z Kardii, a następnie opuściła to pole zmagań bez większych problemów, zostawiając za sobą walącą się katedrę oraz ewentualnych towarzyszy i przyjaciół [Arisu z/t +25 PD]
Ryu opuścił Kardię. Miał szczęście, że był blisko, a i tak prawie dostał jakimś głazem, jak uciekał. Następnie zaś przelał trochę MM do sygnetu, a ten zamienił się na powrót we włócznię. Teraz, choć wciąż była jasna, posiadała czarne zdobienia. No i już nie czuł jakiegoś odrzucenia od niej. Choć pewnie wciąż możliwe by były jakieś ulepszenia. Ale czy był sens teraz się tym zajmować? Wszak były rzeczy do zrobienia, jak np. rozwiązanie jebania demonem w Magnolii.
Duet wróżka i najemnika zdecydował się jednak opuścić okolice Katedry. Walący się, wiekowy zabytek z pewnością nie należał do najciekawszych widoków. A i nie należał też do zachęcających. Widzieli, jak część ludzi wybiega, ale czy wszyscy opuścili budowlę? Nie wiedzieli. Mieli jednak ważniejsze rzeczy do zrobienia. A to, po co tu przybyli najwyraźniej musiało poczekać. Aż wreszcie ktoś naprawi te ruiny, by w spokojnym, odnowionym budynku można rozpocząć swoje. Ale wszystko... w swoim czasie. [Prince i Ejji z/t + 15 PD]
Mag ognia był zdenerwowany tym, jak to mężczyzna na tronie wymijał jego wypowiedzi. Ale wkrótce też zobaczył, że sam Mefisto stał się trochę bardziej zajęty, a i waląca się katedra raczej nie współpracowała z chęcią dalszego podtrzymania konwersacji. Wtedy też Seishuu zdecydował się opuścić budynek jak najszybciej to było możliwe. Jednak dystans, walące się fragmenty stropu i ścian skutecznie to utrudniały. Koniec końców jednak przebiegł dość znaczny dystans, gdy spadające kawałki katedry uniemożliwiły mu ucieczkę. Jednak jego szybkość, boska opatrzność, czy po prostu cud sprawiły, że spadajace gruzy nie wyrządziły mu krzywdy. Owszem, był ogłuszony, zmęczony, pył sprawiał, że się krztusił, ale za to był cały. No, nie licząc tego, że musiał teraz chodzić albo bardzo pochylony, albo wręcz czołgając się. Miał w końcu na głowie całą Kardię. Dosłownie.
No i Adam zaczął uciekać. Szczęśliwie bądź nie udało mu się wybiec z Kardii, choć raz musiał się ratować zniknięciem spadającego kawałka gruzu. Ale koniec końców, udało mu się mimo to opuścić Kardię. Ledwo bo ledwo, ale się udało. Niestety, ale waląca się katedra skutecznie zagłuszała jakiekolwiek krzyki Adama skierowane w stronę Evy. Zresztą ona nie wyglądała żeby planowała się czymś takim przejąć. Patrzyła natomiast w górę, jakby dopiero się przygotowując. Ale jak ona zareagowała? Tego Adam nie widział.
Anka miała zdecydowanie nieciekawą sytuację. Jej stan zdrowia utrudniał jej poruszanie się, a zbroja co najwyżej raz mogła ją uratować. Co zdecydowanie się jej przydało. Mimo wszystko jednak nie udało się jej opuścić. Gryzy przysypały Ankę, a ta gdy się ocknęła, poza ogłuszeniem, pyłem w płucach i zmieszaniem zauważyła... że nie czuje nóg. Gdyby się rozejrzała dostrzegłaby, że ma na nich kawałki Kardii. Ale bólu nie czuła. Przynajmniej tyle.
Abri wiedziała, że trzeba było działać szybko. Drugi Baylem kiwnął jej głową i podbiegł, pomóc jej siłować się z łańcuchem, a następnie zajął się swoim odbiciem. Gdy ta chciała już ruszać, mężczyzna, który jej pomagał rzucił: -Czekaj! - a następnie przerzucił jej przez grzbiet rannego, umierającego i wykrwawiającego się Baylema. Po tym kiwnął głową by ruszyła, sam natomiast udał się szybko w stronę Nori. Niestety, Kyouma jej się w biegu ześlizgnął, więc Abri musiała złapać w zęby za fragment jego ubrania i wyciągnąć go z Kardi. Szczęśliwie, udało jej się to w ostatniej chwili... Nie miała niestety czasu by wrócić po resztę. Kardia się zawaliła, grzebiąc resztę osób w środku.
Never przezywał istny tygiel emocjonalny w swoim wnętrzu. Skryte gdzieś wgłębi wspomnienia bądź sny na jawie, ostatnie wydarzenia, a także i ból zadany atakiem wróżka musiały odcisnąć na nim jakieś piętno. Ale jakie... tego się zdecydowanie jego przeciwnik nie spodziewał. Zaatakował go kwiatkiem, ale Never wiedziony jakąś furią przyjął atak na tarczę, a ten próbował w panice się odsunąć od niego. Atak rozciął mu praktycznie całą klatkę piersiową, a następny powali go już na amen. Ale... po chwili zniknął, a Winter wiedział, że już nie wróci. Zabił. I widział ludzi przed ruinami Kardii. Może by ich też wyrżnął? To w końcu... było całkiem przyjemne.
Ezra był w furii. Rzucił mieczem, a Mefisto wyciągnął rękę, jakby chciał coś zrobić z Intetsu. Ba! Ostrze się zatrzymało, ale wtedy cóż... dym. Demon uniósł lekko brwi, a wtedy mag Grimoire Heart użył przywołania Depore. Poczuł ulgę, przez więź, którą z nią posiadał, ale demonica jednak się nie ruszała. Najwidoczniej kontrola Mefista była neutralizowana zaklęciem al Sorny, przez co ta pozostawała nieruchoma. Dym go zasłonił, przez co pierwszy atak miał rację bytu. Mefisto jednak złapał ostrze, choć krew mu pociekła (ciemnoczerwona, w słabym świetle wręcz czarna). Złapał jednak silnie, a następnie odrzucił wręcz go w bok, na jakieś 5-7 metrów, zanim w ogóle dotknął posadzki. Dostrzegł jeszcze, że Mefisto uniósł rękę w górę, ale to wszystko. A potem... cóż. Kardia się wali. Dlatego, że wylądował i leżał, a może z powodu szczęścia spadające gruzy nie zraniły go. Fakt faktem, nie mógł potem wstać, Ryuuzume wciąż gdzieś istniało, czuł to, ale nawet wstać nie mógł. Bo jakieś 20 cm nad nim leżał fragment czegoś, co kiedyś było ścianą. Albo sufitem. Albo filarem. Nieważne. Miał trochę miejsca by się czołgać, ale dokąd? Nie wiedział.
Alezja walczyła. Wygrywała bo dostała wzmocnienie. Ale Kardia się waliła. Co było problemem. Dość istotnym. Na tyle, że gdy opadły pierwsze fragmenty gruzu było nieciekawie. Gdy opadł kurz, mistrzyni Fairy Tail widziała swoją przeciwniczkę. Sama jednak ruszyć się nie mogła. Nogi miała zmiażdżone. A jej przeciwniczka rękę i stopę. No i miała więcej ran na ciele z powodu bitwy. I ledwo też kaszlała. Nie widziały nic nad sobą poza gruzem, który pozostał z zabytku.
Tymczasem w Kardii nie było tylko tych dobrych magów. Gdy opadł kurz dało się dostrzec tak naprawdę tylko i wyłącznie głównego złego, który trzymał rękę nad sobą, a jakieś 3 metry nad nim lewitowały gruzy Kardii. I tuż przy nim była Eva. Chyba po prostu załapała się pod jego zaklęcie ochronne. Delikatny ruch nadgarstka sprawił, że fragmenty budowli opadły obok nich. Mężczyzna nadal siedział na tronie, w który wbite było Ryuuzume. Nikogo więcej jednak nie widzieli.
Ogólnie, ci co wybiegli znajdują się na placu przed wejściem do Kardii, a dokładniej już ruin. Ci zostali pogrzebani, są pod gruzami, mają jakieś szczeliny, którymi mogą się przeczołgać dalej.
Info od MG:
Termin: 72h od mojego postu Wygląd pomieszczenia: TU + zastawiony stół z różnymi potrawami pośrodku katedry
Anka: 43 MM | Zbroja Błysku | -1 sztylet, Obolałe mocno plecy i brzuch, porażone i obite lekko lewe ramię, zmęczona, lewa ręka chyba wybita z barku, gorzki posmak w gardle, niedobrze od niego się robi, lekko obita, prawy bok mocno obity, możliwe, że kilka żeber złamanych, krew zbiera się w ustach, nie czujesz nóg od połowy uda w dół. Ogłuszona, krztusi się pyłem. Nie czujesz nóg. Abri: 45 MM | Koń rasy Shire 1/3 | Boli głowa od płaczu Kyouma: 27 MM | | Zemdlał Nori: 18 MM | | Nie żyje, zmiażdżona Never i Grey: 22 MM | | Brak możliwości użycia Nevear Durandal (C), nie pamieta w ogóle, że coś takiego istniało, Never ma głębokie skaleczenie na lewym barku, które przeszkadza, pobolewa i krwawi, boląca klatka piersiowa, trochę skaleczeń, które krwawią i pobolewają. No i może przeszkadzać. Rozcięty Durandal tuż nad rękojeścią, chłopak tylko ją trzyma. Boli lewa ręka od uderzenia w tarczę. W lewej łydce głęboko wbita czerwona róża. Poparzone dłonie i przedramiona. Przeszkadza i boli. Grey - wyeliminowana 6/15 postów do respawnu. W wyniku braku Grey brak możliwości używania magii Baylem: 1 MM | Nieprzytomny, wykrwawienie 2/3 Raekwon: 16MM | | -9 Shurikeny, -10 bomb Strzała wbita w prawy bark od strony pleców. Krwawi i boli. No i irytuje. I tkwi. I boli. Poparzenia prawej ręki. Utrudniają chwyt i irytują, ale nie są strasznie poważne, nie możesz używać Bomb Sensing, nie pamiętasz, że to w ogóle istnieje, Rozcięte prawe udo, problemy z poruszaniem się. Krztusisz się pyłem, ogłuszony. Alezja: 56 MM | Radło 3/3, Siła x Obrona x Szybkość 1/2 | -2 strzały z zadziorem, kaszel, problem z oddychaniem, strzała w prawym ramieniu, boli, irytuje i utrudnia korzystanie z ręki, zmiażdżone obie nogi, bolą cholernie, ogłuszona, krztusisz się pyłem. Ryudogon: 14 MM | | Poparzona lewa część ciała, głównie ręka. Boli i przeszkadza i irytuje. Ale chociaż żyje. I nadal może funkcjonować. Większy ból lewej ręki po uderzeniu drzewcem włóczni, dodatkowo lewa ręka strasznie mocno poparzona ciężko ją zacisnąć. No i pachnie teraz spalonymi kwiatami. No i boli jak cholera. Praktycznie wyłączona z użytku. Ale prawa to nówka nieśmigana, chirurg płakał jak przyszywał. Adam: 9 MM | | Lekkie oparzenia na plecach, zmęczony, ból w okolicy brzucha, utrudnia koordynację ruchową, rozorany lewy bark, bok i fragment ramienia lewej ręki, boli, krwawi, zostanie blizna, lekkie poparzenia nad lewą kostką, poharatana lewa dłoń, boli przy zaciskaniu, obie ręce lekko poparzone, pieką i irytują, ale da się żyć, lekkie oparzenia na klatce piersiowej i nogach, bardziej irytują niż coś robią | Ezra: 33 MM | Ryuuzume 2/5 1 ostrze, Depore 1/5 | Bolący prawy bark i nogi. Ogłuszony, krztusi się pyłem Seishuu: 110 MM | Ogniste Doładowanie 1/2 | Krztusisz się pyłem, ogłuszony
Tajemnice bardzo leniwego MG. Czemu nie można tego jakoś zapieczętować:
An: 48 MM | Nie żyje Ab: 40 MM | Nie żyje K: 53 MM | Wyeliminowany N: 0 MM | Wyeliminowany NG: 0 MM | | Nie żyją Se: 51 MM | Wyeliminowany Sa: 0 MM | Wyeliminowany B: 60 MM | Nie żyje R: 9 MM | Nie żyje Al: 76 MM | | Rozcięcie na prawej ręce i prawym boku. Pieką, powoli krwawią i bolą, kaszle, problemy z oddechem, rany na ciele, niezbyt głębokie, ale krwawią i bolą, ogłuszona, krztusi się kurzem, zmiażdżona prawa ręka i stopa Ry: 4 MM | | Nie żyje Ev: 19 MM | | Zmęczona, poharatana prawa ręka i bok D: 99 MM | Ryuuzume 4/5 1 ostrze | Ogłuszona, krztusi się pyłem, rozcięta głowa, krwawi i boli, ale nie jest to śmiertelna rana. M: 186 MM | | Zraniona lewa ręka. Krwawi z przedramienia i dłoni
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Sala główna Nie Sty 15 2017, 23:40
Udało się mu przeżyć i zdobyć nową zabawkę... Teraz się nią lepiej nie będzie bawił biorąc pod uwagę, że ten śmierdzący demonem skurwiel jest cały i zdrowy a do tego ma wsparcie... Trzeba będzie szybko zalizać rany... przynajmniej na razie, tym bardziej z jedną ręką. Mógłby próbować, ale jednak jest to coś, co go powstrzymuje. Dlatego też zmieni jutrzenke znowu w sygnet i założyć go na palec prawej ręki. Dlatego też się rozejrzał czy czasem nikt nie został i zobaczysz szkapę, konia jak kto woli. Miała na sobie jakiegoś krwawiącego typa, pewnie ktoś chciał by posłał ją do szpitala, ale cóż, chyba jednak zgubiła kogoś po drodze bo miała jakiegoś typa obok (#Kyoma), więc Ryu jedynie podejdzie i zarzuci go jej na plecy, i co tu zrobić innego? W sumie mógłby ją wykorzystać do przemieszczenia się do szpitala i ewentualnego powrotu tutaj... Ryu poklekał konia jedynie spojrzał na krwawiącego Baylema. - Zabieraj ich do szpitala - może zrozumie, w końcu to tylko koń, a Ryu najwyżej się przejdzie na piechte, bo taki ma plan, zabrać się do szpitala. No cóż, w sumie jego robota jest jak na razie tutaj skończona...
[z/t]
Ostatnio zmieniony przez Ryudogon dnia Pon Sty 16 2017, 17:37, w całości zmieniany 1 raz
Seishuu
Liczba postów : 160
Dołączył/a : 04/01/2016
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 16 2017, 10:52
Cholera, trzeba było posłuchać kuro-Seia, trzeba było tutaj nie przychodzić. Tak sobie farbowany blondas myślał mknąc do wyjścia. Myślał też, że to jego koniec, że nie uda mu się wydostać. I faktycznie wydostać mu się nie udało, ale wcale nie był to jeszcze jego koniec. Nic jeszcze nie spadło mu na głowę, miał szczęście. Chociaż pojawiła się przed nim sterta gruzu, chociaż w uszach dzwoniło od huku walących się ścian, chociaż oddychało się ciężko i kaszlał to jednak nadal mógł się stąd wydostać. Chciał się wydostać, nie musiał się wydostać. Dlatego starał się znaleźć jakieś obejście, jakąś dziurę między którą mógłby się wydostać na zewnątrz. Przecież nie zostało już daleko, był już prawie przy wyjściu. Więc parł naprzód, obojętnie czy to na kolanach czy czołgając się. Po prostu starał się przeć naprzód, żeby wydostać się z tego gruzowiska. Spróbował też naciągnąć chociaż kawałek bluzki na usta, żeby każdym wdechem nie wciągać do płuc duszącego pyłu. Pewnie raczej to mało prawdopodobne, ale jeśli po drodze natrafił na kogoś kto nie był w stanie się wydostać to choć myślał przede wszystkim o sobie to i tak próbował takiej osobie pomóc wydostać się na zewnątrz. Jeśli była możliwość pomóc. W końcu pewnie wszyscy czuli to samo co on, nie chcieli zostać pogrzebani.
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 16 2017, 21:09
- Dziękuje... - rzuciła krótko w temacie pomocy z łańcuchem. Okazało się, że ten drugi Baylem nie był zły, ale Abri nie miała teraz czasu się nad tym zastanawiać. Kiedy tylko mogła ruszyć ruszyła do wyjścia z katedry. Jakimś cudem udało jej się zabrać ze sobą dwóch rannych. I już puściła Kyoumę, zeby nie ciągnąć go dalej i miała zamiar położyć Baylema na ziemi. Dostrzegła jeszcze uciekającą Arisu, kiedy to budynek zawalił. Nie... To nie mogło być prawdziwe... Zarżała rozpaczliwie. Czy miało to być pożegnanie, czy może polecenie, aby nikt się nie poddawał, ponieważ ona albo im pomoże albo sprowadzi pomoc, tego nie wiadomo. Biała nawet nie potrafiłaby teraz złożyć żadnych słów. A gdyby nie była koniem z pewnością zaczęłaby płakać. Przez chwilę wpatrywała się przerażonym spojrzeniem w ruiny budynku. Dobrze widziała kto z tych których znała się wydostał. Nie było wątpliwości - Alezja oraz Nori zostały przysypane... I On też tam był. Może i przestała mu ufać. Może i stał się dla niej obcym człowiekiem, który ma tylko jeden cel - zrobić jej krzywdę, ale jednak, pomimo wszystko zawdzięczała mu na prawdę wiele. Nawet i on nie zasługiwał na to aby zostać tak po prostu pogrzebanym...
Nie odrywając wzroku od wielkiej sterty kamieni myślała tak szybko jak tylko mogła. Dobrze wiedziała w którym miejscu zostawiła Nori i gdzie przebywała Alezja. Gdyby tylko wiedziała, że nie zabraknie jej sił, aby pomóc wróżkom zrobiłaby to od razu i bez wahania, ale jednak nie potrafiła sama zdecydować - pomóc tym którzy byli z nią na zewnątrz, czy pomóc innym wydostać się z gruzowiska... Z jednej strony chciała im pomóc, ale z drugiej zaś strony wiedziała czym moze to grozić dla niej. Wiedziała, że jeśli zacznie odsuwać kamienie, może zabraknąć jej sił. Nie miała też czasu na regenerujacy odpoczynek... Wiedziała też, że jeśli zmieni się w mysz i przeciśnie się pomiędzy gruzami, to i tak za wiele nie zdziała. Bo jak wróci? I co tam w ogóle zrobi oprócz ustalenia tego, kto jeszcze ma jakieś szanse?
Na szczęście jednak decyzja została podjęta za nią. Spojrzała na białowłosego nieznajomego z wdzięcznością, kiedy przerzucił jej przez grzbiet nieprzytomnego przyjaciela i trąci go pyskiem w podziękowaniu. Zaraz potem ruszy w stronę szpitala, lub jakiegokolwiek innego miejsca w którym ktokolwiek mógł pomóc rannym. Tak szybko jak tylko może sobie pozwolić, aby nie zgubić swoich "pijanych jeźdźców". A później? Później Abri zamierza tutaj wrócić by pomóc jak tylko będzie w stanie, chyba że coś gdzieś po drodze ją zatrzyma...
* Jeśli z jakiegoś powodu nie będzie mogła dotrzeć do szpitala, lub nie będzie tam nikogo, kto zaopiekowałby się rannymi, Abri po prostu przeniesie ich w jakieś bezpieczne miejsce, z dala od walk, ale wciąż jednak blisko Kardii - na wszelki wypadek.
Ostatnio zmieniony przez Abri dnia Sro Sty 18 2017, 22:04, w całości zmieniany 1 raz
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Sala główna Pon Sty 16 2017, 22:47
PERSPEKTYWA ?????? -... Przeciwnik próbował atakować. Zgodnie z przewidywaniami. Manewr blokujący. Próba ucieczki. Wykonanie ataku ścigającego... Ostrze przeszło przez jego ciało. Przeciwnik wyelminowany. Zanotowany zgon... Agonia przeciwnika. Kres przeciwnika. Śmierć przeciwnika. Śmierć... Śmierć... Śmierć... ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! Ciało zniknęło. Analiza mocy... 99,9% siły zablokowanej. Brak magii. 666 technik niedostępnych. Wniosek. Autohipnoza wciąż działa. Analiza wartości bojowej.... Bez zmian. Ostatni atak nie zadał dużych obrażeń. Wyparowane stłuczenia. Brak zmian w stosunku do poprzedniego. Można wciąż walczyć. Domaga się krwi... Domaga się krwi... Domaga się krwi... Wyszukiwanie kolejnych form życia. Zauważono. Osobnicy przy ruinach. Pięć osób. Trzech przytomych. Dwójka leżących. Jedna agonia. Jedna oddala się. Analiza wartości bojowej... Zanotowano wysokie niebezpieczeństwo. Możliwa natychmiastowa agresywna odpowiedź. Duże ryzyko zatrzymania funkcji. Zapytanie. Opcja taktycznego odwrotu. Nie ma odwrotu... Nie ma odwrotu... Nie ma odwrotu... Jest tylko śmierć... Śmierć... Śmierć... DOMAGA SIĘ KRWI! DOMAGA SIĘ KRWI! DOMAGA SIĘ KRWI! Taktyczny odwrót odrzucony. Analiza dostępnych manewrów. Propozycje. Użycie magii... Błąd. Magia wciąż niedostępna. Odrzucenie planu. Użycie technik... Błąd. Autohipnoza wciąż działa. Odrzucenie planu. Podejście. Próba rozmowy. Udawanie przyjaciela. Zbliżenie się. Użycie topora. Dekapitacja. Szybka eliminacja wszystkich przeciwników. Błąd. Osobnicy nie znają go. Możliwa podejrzliwość. Jeszcze bardziej prawdopodobny wyprzedzający atak. Odrzucenie planu. Ukradkowy atak z użyciem topora. Najbardziej prawdopodobna opcja. Osobnicy nie wiedzą o obecności jego. Szanse na podejście niezauważenie... Wysokie. Uważać, aby nie patrzyli w jego stronę. Następnie użycie topora. Do wykonania ataku do dekapitacji najbliższego osobnika. Zmiana statusu na przeciwnicy. Szybkie cięcie. Kolejny cel - kobieta. Zignorować cel oddalający się. Możliwość uniku. Analiza awaryjnego planu. Typ pościgowy. Zasłonięcie się tarczą. Szarża z nią. Pionowe cięcie - ucieczka do tyłu. Poziome - ucieczka w bok. Atak magiczny. Nie pozwolić pod żadnym pozorem. Najważniejsze. Eliminacja najbliższego przeciwnika. Wybrany cel. Stojący mężczyzna. Dobra budowa. Niebezpieczny wygląd. Priorytet. Rozpoczęcie wykonywania planu działania. Włączenie trybu skradania. Próba wykorzystania otoczenia. Przekradanie się. Od ruiny do ruiny. Uwaga. Osobnik może być podejrzliwy. Cel. Dojście do najmniejszej możliwej odległości. Możliwość przeprowadzenia błyskawicznej szarży. Eliminacji jednym ciosem. Po wykonaniu wdrożenie w życie. Szybkie wybicie się. Atak na przeciwnika. Zanim się zorientuje. Próba dekapitacji. Użycie topora do poziomego cięcia. Aby głowa się potoczyła. ABY GŁOWA SIĘ POTOCZYŁA! I TOCZYŁA I TOCZYŁA I TOCZYŁA! WPADŁA DO ROWU! ZOSTAŁA ZGNIECIONA! CAŁE CIAŁO OPADŁO! Przypadek wykrycia. Porzucenie manewru skradania. Atak. Użycie pełnej prędkości. Przeciwnik nie może się zasłonić. Każda sekunda to strata możliwości zaskoczenia. Liczy się czas i szybkość. Ale tylko przy zauważeniu. Przypadek ataku. Zasłonięcie się tarczą. Szarża tarczą. Po udanej/nieudanej eliminacji. Analiza czy atak na kobietę jest możliwy. Próba zaskoczenia. Zignorować możliwość dłuższej walki. Dwie osoby nieprzytomne. Jedna agonia. Skupić się na nieprzytomnym nieumierającym. Natychmiastowa próba dekapitacji. Aby kolejna głowa się potoczyła. Toczyła się... kolejny raz... i kolejny... i kolejny... i kolejny... I umierającego. Identyczny manewr. KREW! KREW! WIĘCEJ KRWI! DOMAGA SIĘ KRWI! Próba eliminacji WSZYSTKICH celów. Mężczyzna. Kobieta. Nieprzytomny mężczyzna. Umierający mężczyzna. Kolejność wybrana. Czas wykonać plan. Czas przynieść śmierć.... Śmierć... Śmierć... ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! (uważać z tym. To się robi niebezpieczne. Sądzę jednak, że wciąż się dobrze bawisz. Ty draniu! - przyp. Grey)
Apricot Pâte de Fruit
Liczba postów : 290
Dołączył/a : 13/08/2014
Temat: Re: Sala główna Wto Sty 17 2017, 15:14
Niewiele dała radę przebiec na swoich małych nóżkach. Niewiele w swoim nie najlepszym stanie. Niewiele, krztusząc się co chwilę własną krwią i chociaż do końca liczyła na to, ze uda jej się opuścić Kardię w miarę bezpiecznie - przeliczyła się. Jej zbroja niewiele pomogła ratując ją tylko raz. A może aż raz? W każdym razie im dłużej biegła, tym bardziej zaczęła wątpić w wydostanie się, a w jej serduszku zaczęło rosnąć bardzo dziwne uczucie, którego do tej pory bardzo rzadko w swoim życiu miała okazję odczuwać. Był to strach. Taki pierwotny strach o własne życie. Przebierała nóżkami ile w nich sił, zaś jej małe serduszko biło jak szalone. W głowie pojawiały się same ciemne myśli, a wizja bycia pogrzebaną żywcem pod gruzami sprawiała, że za nic miała połamane żebra. Biegła, bo chciała przeżyć. Pal licho Picatrix. Co jej po nim, jeśli będzie martwa!? Nie dane jej jednak było dostać się do drzwi. Kawałki katedry spadły na bogu ducha winną trzynastolatkę, a ta straciła przytomność.
Kaszlnęła. Raz. Drugi. Trzeci. Powoli zaczęły do niej docierać jakiekolwiek bodźce - ciepłe strugi światła wpadające przez gruzy, zimno bijące od katedralnej posadzki i jakieś ciche, niewyraźne dźwięki ludzi walczących z gruzami. Z trudem otworzyła oczy, zaś pył w płucach wręcz wymusił na jej słabych, małych raczkach uniesienie nieco tułowia nad posadzkę i próbę wykrztuszenia problemu, spluwając przy tym na bok krwią. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem po okolicy. Więc jednak? Jednak ją zasypało? Oh, jak ona bardzo chciała teraz stad wyjść! A przecież przyszła tylko po książkę, więc dlaczego... Pomimo dreszczy i braku sił próbowała się czołgać pomiędzy gruzami, jednak cały jej plan spłonął na panewce kiedy tylko odkryła, że nie może ruszyć się z miejsca. Coś ją trzymało. Z nadzieją, że to może nic wielkiego zerknęła za siebie, jednak ta szybko uleciała. Przerażona wbiła wzrok w wielką, ciężką stertę gruzu, która niegdyś była Kardią po czym na moment zamarła zdając sobie sprawę z jednej, całkiem istotnej rzeczy.
Kompletnie nie czuła nóg.
Miała na nich kilka ton kamienna-betonowej konstrukcji i nic. Żadnego bólu. Żadnego czucia. Nie mogła nawet nimi drgnąć czy napiąć mięśni, kompletnie jakby ich nie miała. Spanikowana uderzyła kilka razy pięścią we własne nogi. Nie, jej się to na pewno śniło. To się nie działo. - No..rusz...cie...się... - wyrzuciła z siebie cicho będąc niemal na skraju rozpaczy. Ale dalej nic. Dalej ich nie czuła. Cokolwiek nie robiła, równie dobrze mogły nie istnieć.
Jak miała teraz zbierać informacje? Na wózku? Czuła się kompletnie bezużyteczna. Czuła, że zawiodła.
A co, jeśli to umrze? Kto ją wyciągnie? Kto jej pomoże? Sama była zbyt słaba. Dreszcze co chwila wstrząsały jej małym ciałem, aż w końcu kompletnie zrezygnowana zwinęła się na ziemi nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie miała sił, by próbować zrzucić gruzy z nóg i chociaż pewnie dałaby radę się wyteleportować nie miała kompletnie pojęcia, co dalej. Nie miała pojęcia, czy dałaby radę się wyczołgać ledwo utrzymując ciężar własnego tułowia na rękach. Bez większych nadziei leżała pod gruzami. Czas. Potrzebowała czasu. Z czasem na pewno ktoś ją wyciągnie. Na pewno. Tak! Po prostu musiała być cierpliwa i chociaż wiedziała to, to wewnątrz niemal umierała ze strachu. Czy na prawdę miał to być jej koniec...?
Adam Arclight
Liczba postów : 473
Dołączył/a : 30/01/2016
Temat: Re: Sala główna Sro Sty 18 2017, 13:20
Udało się uciec z pomocą resztek mojej magii. Na polu bitwy jak widać zapanował totalny chaos, część osób zginęła pod gruzami budynku, została zasypana, a ich sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Chwila minęła zanim kurz opadł, a moim oczom ukazała się przeciwniczka w otoczeniu głównego bossa jak już zdążyłem zauważyć. Tak jak się spodziewałem była sojusznikiem tamtego kogoś przypominającego gospodarza, wyraźnie widać było, że znała jego zaklęcia. Szybko rozejrzałem się po polu bitwy.
To co zobaczyłem było przerażające. Najsilniejsi magowie w Fiore, którzy walczyli tutaj w Kardii zaczęli uciekać zostawiając swoich przyjaciół towarzyszy walki pogrzebanych pod gruzami. Chcieli tutaj wrócić jak odzyskają siły. Tak sobie wmawiali. Ile potrwa leczenie. Nawet z moją regeneracją zasklepienie ran, odnowa magicznej mocy zajmie mi zapewne z tydzień. Czy oni naprawdę myślą, że pogrzebane pod gruzami osoby przetrwają chociaż godzinę, dwie? Pewnie pierwsze ofiary pojawią się po pół godziny, najbardziej wytrzymali dadzą radę dzień. Po prostu tchórze martwili się o własne życie, wiedzieli, że sytuacja jest beznadziejna i nie zamierzali prawdopodobnie wracać. Co najwyżej wygrzebaliby zwłoki osób, które tam utknęły i pochowali płacząc i przeklinając tego złego, zwalając na niego całą winę.
Szybko przeanalizowałem zaistniałą sytuację, widząc ucieczkę sojuszników, leżących pod gruzami magów oraz Ewę i głównego przeciwnika wiedziałem, że może i pokonałbym tą dwójkę, ale zajęłoby mi to zbyt wiele czasu, aby uratować leżących pod gruzami. Walkę z Ewą wolałem przenieść na potem. Nie zamierzałem jednak uciekać jak reszta. Zwróciłem się bezpośrednio do gospodarza. - Wygraliście tą bitwę - oznajmiłem, próbując przekrzyczeć się przez inne dźwięki - Magowie Firoe się wycofują, miałeś za przeciwników prawdziwych tchórzy. Ci bardziej odważni leżą pod gruzami. Odpuść i pozwól mi zabrać rannych, którzy są tam uwięzieni. Pewnie potrafisz stworzyć coś, co odnowi magiczną moc jak to jedzenie. Potrafisz mi zapewnić tą magiczną moc? Jeśli będę miał jej wystarczająco dużo usunę wszystkie gruzy i uratuję rannych. Jeśli pomożesz mi w tym ja oraz uratowani nie będziemy więcej z tobą walczyć.
Jeśli gospodarz zgodzi się na te warunki, odnowię magiczną moc stanę nad gruzami i spróbuję usunąć całą posiadaną magiczną mocą jak najwięcej gruzów Kardii. Używam wielokrotnie zaklęcia "Attempt to destroy metter" [ranga D] aby usunąć wszystkie fragmenty dawnej katedry. W moim obecnym stanie zdawałem sobie sprawę z tego, że może być to dla mnie bardzo męczące. Nie zamierzałem jednak nikogo tutaj zostawiać, jakim Bogiem byłbym wtedy w ich oczach. Podeprę się, usiądę, klęknę, upadnę, ale użyję swojego zaklęcie tyle razy ile trzeba, aby usunąć wszystkie resztki budowli.
Jeśli jednak okaże się, że gospodarz nie będzie zamierzał pomagać staram się uratować jak najwięcej osób mimo wszystko. Biegnę tam gdzie znajdowała się wcześniej dziewczynka [Anka], którą wcześniej pamiętałem i mniej więcej wiedziałem, gdzie może się znajdować. Może usłyszę jej płacz, jej krzyki, może zobaczę fragment jej ciała. Usunę wtedy fragment konstrukcji, który ją przygniótł, a następnie wezmę na ręce jak księżniczkę i odniosę na bok. - Wybacz, że nie mogę się tobą zająć, ale musze jeszcze uratować innych. - jeśli usłyszę jej rozpacz przez utratę władania w nogach dodam - Nie martw się nawet z przygniecionymi nogami jesteś piękna.
Po tych słowach ruszę dalej wydobywać rannych własnymi siłami. Byłem ranny i zmęczony, ale nie zamierzał pozwolić innym umrzeć. Nie chciałem uciekać jak jakiś tchórz.
Oczywiście nie mogłem założyć, że nikt nie postanowi mnie atakować tylko, dlatego, że ja tego nie robiłem. Jeśli zostanę zaatakowany atakami typu pociski, pchnięcia, młoty, haki, rąbnięcia, proste odskakuję w miarę swoich możliwości w bok. Na ataki typu cięcia, cięcia na odlew, sierpowe, uderzenia na odlew odskakuję w tył. Co pewien czas zerkam na to co robią moi przeciwnicy, aby odpowiednio szybko zareagować na ich ataki. Jeśli cios chłopca [Nevera] wymierzony zostanie we mnie i będę miał MM zniknę mu broń swoim zaklęciem, a następnie kopnę w jaja z całej siły prawą nogą. Jeśli broń nie zniknie lub nie będę miał magicznej mocy na użycie zaklęcie wtedy odskakuje w sposób opisany chwile wcześniej.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.