I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Cała Kardia otoczona jest 20m szerokości pasem z kostki brukowej przy końcach której stoją olbrzymie żeliwne latarnie. Za terenami z kostki brukowej zaczyna się z powrotem dzielnica mieszkalna. Wejść do Kardi są trzy, zachodnie, wschodnie i główne. Dwa pierwsze zamykane są na noc.
Autor
Wiadomość
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac wokół katedry Pon Sie 12 2013, 18:26
Gardłowy śmiech. To było na początku słychać. Makbet nie do końca mógł się doprowadzić do porządku, a irytacja wzrastała. Dlaczego ona nie przychodziła? Mogłaby go stąd zabrać i pewnie wszyscy byliby szczęśliwi. Czy to było błogosławieństwo, czy też przekleństwo? Nie umrze, póki go nie spotka, oj, on na pewno nie umrze póki go nie spotka i las nie ruszy. - Dopóki las nie ruszy i nie zjawi się niezrodzon z kobiety. Dopóki las nie ruszy i nie zjawi się niezrodzon z kobiety... - Wciąż powtarzał to jak mantrę. Co jakiś czas się śmiał, a co jakiś czas powtarzał wciąż te same rzeczy. Krew spływała po prawej nogawce, a on prawie w ogóle się nie ruszał. Coś jednak w końcu w nim drgnęło i mężczyzna rozpłakał sie jak dziecko. - Zabierz mnie... Zabierz mnie stąd! - łkał żałośnie i starał sie skulić. Co to za dreszcze? Czy to... Czy to ona? Niech przyjdzie. - Zabierz mnie, oddałem ci wszystko. Weź mnie stąd... Weź... - Płacz nie pomagał, łzy jakoś samoistnie wysychały. A on... chyba zaczynał mieć już jakieś przywidzenia. Głos kirino tylko na chwilę przebił się do jego świadomości, ale szybko znknął pod natłokiem ciężkich obrazów z jego głowy. Jęki wymieniały sie co jakiś czas z wrzaskami, by przejść przz szept do płaczu. To an pewno nie było zdrowe. No i dłoń. Ciągle we krwi. Ciągle ocierana o bruk.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Pon Sie 12 2013, 21:21
- A niech to szlaaaaaaaaag! - wydarła się dziewczyna, gdy nagły spazm bólu przeszył jej nogę, w tak banalny sposób praktycznie niwecząc cały jej plan. Jasne, mogłaby się jeszcze trochę podrzeć z bólu i spróbować wyrwać z tej pułapki, tkwiła tu przyczepiona do podłogi, nie mogąc odpędzić się od dziwnej myśli, że oto właśnie doświadcza bólu, który naturalny jest dla wiszących na ścianach kalendarzach czy przebijanych przez ludzkie widelce potraw. Kiri nie była ani kalendarzem, ani potrawą, nie miała więc powodów by odczuwać taki ból, nie było sprawiedliwym, że właśnie jej przytrafiła się tak niemożliwie irytująca kontuzja. Jakby jeszcze zdarła sobie skórę z nogi albo nawet ją zwyczajnie złamała, mogłaby wtedy, drąc się wniebogłosy, ruszyć w jakimś kierunku i czułaby się zdecydowanie bezpieczniej, a nie teraz, gdy miała świadomość, że każdy jej ruchy może spowodować kolejny palący ból w nodze. Swoją drogą "a niech to szlag" stawało się powoli jej "catchphrase". Chyba nie było bardziej popularnego określenia, wśród tych, których miała okazję częściej używać. Niech to szlag, gdy dzieje się coś złego, niech to szlag gdy boli, niech to szlag, gdy ktoś depcze po kwiatkach, niech to szlag, gdy skończy się jej woda w konewce. Niech to szlag faktycznie było cudownym określeniem. I cudownie pasowało do jej roli, sytuacji i stanu w tej walce. A raczej "walce", jeśli chodziło konkretnie o dziewczynę. I jeszcze Mak był gdzieś w pobliżu, a dziewczyna słyszała odgłosy jakie wydawał. Śmiech, a potem te paniczne odgłosy, które były jednak zbyt ciche by dokładnie mogły być przez nią zrozumiane. Co on wyprawiał? Co mu się działo?
Tak, cholera, martwiła się o niego, jak inaczej mogła się czuć? Nie mogła podejść bliżej, nie mogła mu pomóc, więc jedyne co odczuwała, to tylko przepełniający całe jej ciało paniczny lęk, obawa, perspektywa utraty kogoś, kto już raz został utracony. Jak mogła w swoim stanie cokolwiek zmienić? Czy to miał być jakiś kolejny test?! Oczywiście, że nie miała pojęcia co może zrobić, co inteligentnego było w tej sytuacji do postanowienia. Wszystkie odważne myśli, która mogła zebrać w głowie co do uwolnienia się z jej sytuacji rozpierzchłyby się ponownie, gdyby tylko spróbował się, znowu, uwolnić ze swojego "więzienia". Cholerna włócznia. Kto się tu bawił w amazonki z północy?! I od kiedy amazonki polowały na kwiaty!? - MAKBET! MAAAAAAAAAK! - mogła krzyczeć tylko, nie będąc w stanie fizycznie ruszyć się z miejsca nawet o centymetr. I wbrew pozorom nie krzyczała o pomoc, o ratunek, a krzyczała by pomóc, by ratować. Co tylko mogła z chłopaka.
Dodatkowo jeszcze obok niej przechodził jakiś kot, który miał wyjątkowo negatywne nastawienie do tego, co wokół niej się działo. Zaraz zginiemy? Nie! Tak nie mogło być! Cokolwiek miało się tu stać powinno było się zakończyć co najwyżej na wielu ranach, sińcach i problemach psychologicznych, ale na pewno nie na śmierci któregokolwiek z aktorów działających w tym wielkim przedstawieniu. Pocieszyło ją jednak nieco zachowanie futrzaka - mógł być załamany, zdruzgotany i całkowicie przeżarty czarnymi myślami, ale jednak nie zamierzał się poddawać w żadnym wypadku i widać było, że choć mógł stąd uciec wcale tego nie robił. Przedziwne zwierzę... Choć zaraz, czy na pewno zwierzę? Miała już raz kontakt z podobnym kotem, który też mówił i nye chciał nyawet na chwilę przestać! Czyżby to kolejny Exceed?! - Nie ma żadnego ginięcia, umierania, bycia rozwalanym na strzępy, miażdżonym na kawałeczki, rozpłaszczanym na placek podczas mojego pobytu tutaj! - powiedział pewnie, mimo że na jej twarzy rysował się ogromny grymas bólu. Najwyraźniej łatwiej przychodziło jej robić dobrą minę do złej gry, niż faktycznie grać. - Kocie, pilnuj swojego ogona, tu jest niebezpiecznie! - powiedziała jeszcze nerwowo, ale raczej z troski o futrzaka. Jeszcze tego brakowało, by ktoś jej potem mógł powiedzieć, że nie potrafiła obronić nawet małego zwierzaczka, a co dopiero innych ludzi...
Jedynym sposobem, żeby zapanować nad tą sytuacją było chyba tylko pokonanie tego, który za chaos tutaj był odpowiedzialny, czyli lodowego giganta, który miotał się to tu, to tam, podskakiwał i ogólnie wszędzie było go pełno. Nie ruszając już w ogóle swojej nogi, dziewczyna zdecydowała się pomóc na ile tylko mogła w pokonaniu wroga, byleby całe to piekło, którego doświadczała jak najszybciej się skończyło. Co mogła? Trochę mogła. Niewiele, ale jednak. Przede wszystkim, tak jak planowała wcześniej, a w czym przeszkodził jej ból, miała zamiar użyć swoich płatków, ponownie, w manierze przypominającej jej poprzednie ataki. W razie potrzeby wygenerowała sobie przy pomocy PWMki kolejne kwiaty, ale zapewne i te znajdujące się na placu mogły się tu przydać. Miała zamiar zebrać sporą grupę wirujących i niebezpiecznie drżących płatków w jednym miejscu, oddalonym od niej, tak by olbrzym nie powziął od razu jej za cel, gdyby faktycznie uznał ja za niebezpieczeństwo. Płatki miały zgrupować się w miejscu oddalony od dziewczyny i Makbeta o kilka metrów, a następnie przybrać kształt podobny do włóczni z ostro zakończonym końcem. Oczywiście, włócznia z tego była żadna, ale poprzez miarowe natężenie ilości płatków w takim ataku, mogły one wywołać całkiem sporo obrażeń, gdy kolejne warstwy uderzałyby o przeciwnika. Następnie miały one, w dość prosty sposób, bezpośredni sposób, jak najszybciej, jak najmocniej, ruszyć w kierunku przeciwnika, celując wprost w górną część jego pleców, tuż pod gardłem (lub ogólnie w szyję, nie znam pozycji Kiri względem giganta). Niech go przebiją, najlepiej na wylot i niech skończy się era gigantów na terenie Magnolii. Ich populacja była stanowczo zbyt duża jak na jej gust.
//Edytka fabularna! Brak zmian w ruchach!
Ostatnio zmieniony przez Kirino dnia Sro Sie 14 2013, 17:03, w całości zmieniany 1 raz
Arturia
Liczba postów : 190
Dołączył/a : 29/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Sro Sie 14 2013, 16:18
Coraz więcej rannych, coraz więcej cierpienia. Nie! Ona się na to nie zgadza! Chaotycznie rozglądała się po placu. Makbet, który wcześniej tak opanowany, teraz zdawał się doznać szoku. Kirino, która bardzo chciała się do niego dostać, ale ranna nie mogła. Kerupi, który (mimo dość czarnych myśli) próbował pomóc Kiri. Hibari, który chwilowo został zneutralizowany, bo pozycja leżąca to dość bezbronna pozycja. Ben, który doznał tylu obrażeń, że nie był w stanie stać. Takano, która nie bacząc na niebezpieczeństwo niosła życie i zdrowie ciężko rannym. Samael, który teraz leżał obok Archie z połamanymi żebrami, ciśnięty o ziemię jak szmaciana lalka. Dwójka grimłarhartowców, gdzie ranny Cahil próbował ewakuować z placu Chihayę. I w końcu Aki, chłopiec, który z jakiegoś powodu biegł w stronę Arturii, a któremu obecnie bardzo zagroził 4* Junior. Gdybym nie dała się nabrać i poranić Lokiemu, może to wszystko wyglądałoby inaczej... mimowolnie przeszło jej przez myśl. Ale to nie typ, który wpada w otchłań rozpaczy w środku walki. Szczególnie, że gdy lodowy stwór zagroził młodemu magowi powietrza z przerażeniem stało się dla niej jakby jasne: Przecież on go zaraz zabije!!! Nie znała wcześniej Akiego, więc nie można stwierdzić, że nie doceniała chłopaka. Sytuacja była bardziej niż krytyczna, to też emocje wyzwoliły się same... - Zmieć Ciemność, DESZCZ ŚWIATŁA!!! Niemal (?) wszystkie dostępne jej obecnie siły, napędzane strachem o innych i wolą przetrwania wpakowała w to zaklęcie, wymierzone w Lokiego. Nawet jeśli zaraz po nim miała znów spotkać Mroczki. Utrata przytomności po uwolnieniu czaru w stronę Inkwizytora, była bardzo prawdopodobna. Oczywiście gdyby Archie mogła wybrać, czy straci przytomność czy nie, to wolałaby nie. Jakkolwiek teraz były... hmm... inne priorytety...
Nawet jeśli nie straciła przytomności, to po tym ledwo miała siły by choćby mrugać. W związku z tym nie miała jak się nawet doczołgać do Samaela, a o doraźnej pomocy mowy być nie mogło. Zrobiła więc jedyne, na co w tej chwili mogła sobie pozwolić... - Nie ruszaj się... Pomoc... wkrótce nadejdzie... Cóż, mogła mieć tylko Nadzieję, że tak się stanie naprawdę, ale jeśli chłopak ma połamane żebra (a było słychać, że coś połamane ma na bank) albo uszkodzony kręgosłup, najdrobniejszy ruch może przynieść mu śmierć lub inwalidztwo. Gdyby mogła to by go uspokoiła, niestety dalsze czarowanie w tym momencie bardzo nie wchodziło w grę... Oczywiście Samael mógł mieć czar leczący ale o tym Arturia nie miała skąd wiedzieć...
Teoretycznie powinna pomyśleć o obronie przed Lokim. Ale i tak nie miała na nią sił, o ile w ogóle była przytomna. Cóż, jeśli straci przytomność zaraz po zaklęciu, to może Loki uzna ją za martwą i się nią nie zainteresuje?...
Takano Aio
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 11/08/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Pią Sie 16 2013, 11:36
Kolejny post Takano, czyli dalej leczymy Bena, o~! Ratuje życia, nie-życia, ludziki, koty, szopy pracze, koale.... Nie, dobra, zwierzątek jeszcze nie miała ALE ZAWSZE MOŻE MIEĆ~! Kiedy to magowie dzielnie walczyli z przeciwnikiem, Takano dzielnie doprowadzała kapitana do stanu "nie, nie umrzesz" siedząc sobie spokojnie przy poszkodowanym. Wyjątkowo ją kusiło żeby wezwać do siebie jakiegoś mag, co by przyniósł jej herbaty, jednak widząc ich stan uznała, że mogłaby tym ich wymordować. Co więc robi? A no... to co robiła wcześniej, przy okazji rozkminiając, czy później dalej leczyć poszkodowanych, czy może dać sobie spokój z tą nudną robotą i iść zrobić z golema kostki lodu. Oj, bardzo wielki problem.
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Pią Sie 16 2013, 21:40
Po chwili leżenia na ziemi, po tym jak zielonowłosy mag został rzucony przez przewyższającego go wzrostem przeciwnika, przy pomocy swoich rąk zmienił swoją pozycję z leżącej na siedzącą. Gdy udaje mu się pomimo poniesionych ran wykonać to, obraca swoją głowę na lewo, po czy wypluwa z ust mieszaninę śliny i krwi. - Cholera, boli - powiedział niezbyt głośno Samael, gdy złapał się jedną ręką za klatkę piersiową. Gdy jego znajomy, Hibari, spytał się czym może walczyć, mag z Fairy Tail nie odpowiedział mu, tylko spojrzał się na lodowego giganta, który doprowadził go do obecnego stanu. Olbrzym nie był słaby to było pewne, wystarczyło się na niego spojrzeć, mag błyskawic natomiast na własnej skórze poczuł jego siłę. Po kilku może kilkunastu sekundach zielonowłosy chłopak próbuje wstać, starając się jednocześnie jak najmniej myśleć o bólu, który czuje prawie w całym swoim ciele. Jeśli to jest ponad jego siły, Samael postanawia chociaż z pozycji leżącej zadać tej wrogiej istocie jak najwięcej obrażeń przy pomocy zaklęcia Dendō Yari i używa tego pioruna nie raz, a kilka razy, tyle razy ponawia ten atak tak długo, jak mu starczy mocy. Jeśli jednak udaje mu się jakoś ustać na swoich nogach, spoglądał na olbrzyma oraz na znajdujących się przy nim dwóch ludzi, swojego znajomego z Violet Pegasus oraz na innego maga z tej samej gildii co zielonowłosy. - Jestem z Fairy Tail, nie tak łatwo poddaje się… Trzeba im pomóc w zniszczeniu tego stwora… - powiedział do kobiety, która znajdowała się niedaleko niego, którą była Arturia. Samael dobrze pamiętał, że nie raz udało mu się zranić giganta podczas tej całej walki i równie dobrze wiedział, że jest szansa na to, że po raz kolejny zrobi to. Stojąc nie ważne czy pewnie czy nie na swoich nogach, aktywuje Dendō Tatchi zaklęcie, dzięki któremu jego ruchy są szybsze, a ataki przy pomocy jego ciała silniejsze. Wiedział, że jeśli wyższy od niego przeciwnik teraz go trafi to dłuższy pobyt w szpitalu ma zagwarantowany, o ile w ogóle uda mu się przeżyć. Teraz jednak mag błyskawic o tym nie myślał, najważniejszego teraz dla niego jest pokonanie lodowego olbrzyma, tego który powoduje zamieszanie w mieście siedziby jego gildii, tego który poważnie rani znajdujących się tutaj ludzi, tego który zagraża jego przyjacielowi. Dlatego stara się on uzyskać z tego zaklęcia jak najwięcej może, chce przy jego pomocy jak najbardziej zranić tą istotę. Gdy minie chwila od momentu pojawienia się zielonych błyskawic wokół niego, rusza jak najszybciej w stronę giganta, starając się być gotowym na zrobienie uniku przed ewentualnymi atakami w jego stronę, jak również przed uderzeniem którąś z jego wielkich kończyn. Jego cel jest prosty, o ile to jest możliwe zaatakować przy pomocy kopnięcia lewą nogą w bok przeciwnika, a jeśli to jest zbyt niebezpieczne bądź trudne go zrobienia, jego celem stają się plecy w które zamierza kopnąć w ten sam sposób, czyli przy użyciu niebolącej nogi. Mag wie, że przez ból w jego prawej nodze może mieć problemy z poruszaniem się i to może nawet spore, dlatego stara się o nim myśleć jak najmniej tak samo o tym bólu w klatce piersiowej.
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Sob Sie 17 2013, 00:41
Po małej przechadzce w podziemiach, kierując się wskazówkami, które dostał od jednego z kapitanów oraz śladami krwi dość szybko wydostał się z katedry. Tym razem jednak postanowił skorzystać z drugiego wyjścia przez co zauważył chodzącego lodowca. Cóż do takich olbrzymów się raczej nie podchodzi, więc postanowił zachować dystans gdzieś koło dwudziestu metrów. Co potem? No więc odpala Attivita di traduzione (z wł. Translacja czynności) i staje bokiem do przeciwnika tak by ataki nadchodziły z innej strony nić on stoi. Przez to wróg powinien mieć problem z zrozumieniem skąd nadchodzi atak i kto to robi. No, ale idźmy dalej. Mianowicie siwowłosy wyciąga nadziaka i postanawia zrobić kilka skośnych wymachów od prawej w dół. Za pomocą czaru ataki kieruje w głowę przeciwnika (jak jej niema to w górną cześć torsu. Jednakże tym razem ofensywę wyprowadza czubkiem a nie płaską stroną. Cóż może coś tam rozkruszy. A tak, uderzenia broni wykonuje dwiema rękami by dać im jak największą siłę, no i stara się celować cały czas w to samo miejsce. Jeśli to okaże się jednak syzyfową pracą, czyli nie będzie widać większych efektów akcji, bądź nadziak się zaklinuje to zmieni formę ataku. Cóż bycie upierdliwym komarem, czy pszczołą tu raczej nie starczy, więc jak próba rozbijania nie wystarcza to czas zmienić arsenał. Z tego też względu chowa jedną broń i wyciąga granat zapalający. Po pierwsze czyta instrukcje, aby przypadkiem samemu sobie nie zrobić krzywy. Gdy już będzie wiedzieć co i jak, to przechodzi do kolejnego etapu. Mianowicie odbezpiecza granat wyciągając zatyczkę i gdzieś sekundę przed czasem w którym powinien eksplodować przenosi go za pomocą mobiusa w okolice głowy lodowego giganta, jak najbliżej jego ciała. Ładunek powinien się zjawić z tej strony, z której nie ma ludzi, a przynajmniej w linii kilku metrów. Cóż z pozostałych stron powinien zasłaniać ich sam "pan lodowiec". W razie zwrócenia na siebie uwagi wroga stara się utrzymać dystans.
Hibari
Liczba postów : 86
Dołączył/a : 16/06/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Sob Sie 17 2013, 10:43
No i dupa, plan Hibariego na wiele się nie zdał. Najwyraźniej nie widział on zagrożenie ze strony maga perfum skoro go tak po prostu olał. A co ważniejsze chodzący bałwanek ruszył w kierunku rannych i tych którzy udzielają, bądź zamierzają udzielać pomocy wyżej wymienionym osobą, a na to Hibari nie mógł pozwolić. No tylko co on mógł (będąc jednocześnie niezwykle przystojnym magiem) zrobić przeciwko tego rodzaju przeciwnikowi ? Odpowiedz jest prosta, zupełnie nic. Gdy olbrzymek przeskoczył Pegasa ten niezwłocznie powiedział - To było śmierdzące zagranie zimny nieprzyjacielu - po czym starał się jak najszybciej wstać. Nie żeby nie lubił sobie poleżeć no ale śnieg był ciupek chłodny, a gleba niezbyt wygodna. Tak więc jako, że nic nie przyszło mu do głowy to używa ponownie perfum bólu mając nadzieję, że wzmocniom efekt uczucia bólu choć na chwilę zwrócą uwagę śnieżka dając przynajmniej minimum czasu innym na coś. Tylko na co ? Tego to akurat nie wiedział, no ale jego rodzaj magii tu za wiele zdziałać nie mógł. Tak więc w tym momencie musiał liczyć na innych.- Że brzydko pachniesz to nie znaczy, że brzydko zachowywać się musisz. Nie powinno się ot tak sobie olewać dżentelmena. Normalnie zimny z ciebie drań bałwanku - dodawał coraz to nowsze komentarze względem przeciwnika chcąc wspomóc nimi swą małą dywersję.
Kerupī
Liczba postów : 40
Dołączył/a : 24/06/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Sob Sie 17 2013, 12:30
Jakie zdziwienie zawitało na mordkę kota kiedy ten patrzył na Kirino. Jednak ktoś go zauważył, mało tego słuchał co mówi i nawet coś do niego powiedział. I to w dodatku była już druga osoba tego dnia. Co za dziwni ludzie zebrali się na tym placyku. Lepiej by było jakby nikt go nie zauważał jak zwykle. Ale nie ma tak lekko. - Tak tak, nie zwracaj uwagi na moje słowa. - odpowiedział na mowę Kirino. Po czym dodał już ciszej: - One i tak nie mają znaczenia. - i znów spuścił głowę. Patrzył sobie na to co lubił spoglądać najbardziej - ziemię pod swoimi nogami. Ale tym razem dlatego, ze nie chciał oglądać scen z tego pola bitwy. Ranni, krew, krzyki. Nie~ Lepsza była dobrze mu znana gleba pod łapkami. I tak patrzył sobie przez chwilę, aż przypomniał sobie, że to jeszcze nie koniec. Przecież olbrzym nadal tam jest i ciska swoimi włóczniami. Więc nie mógł się jeszcze (nie)cieszyć gapieniem w glebę. W razie jakby olbrzym chciał zaatakować to... robi to co może czyli to co wcześniej planował - użycie Wodnego Bąbla - aby osłonić siebie prze ewentualnym atakiem, bądź dziewczynę w pobliżu(Kirino). Być może bąbel nie zdoła całkiem zatrzymać ataku, ale da radę chociaż go przekierować, żeby ich nie trafił. Nawet tyle byłoby dobre.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Plac wokół katedry Sob Sie 17 2013, 23:18
MG
Spotkanie face to face z lodowym olbrzymem nie należało do najprzyjemniejszych zdarzeń jakie mogły spotkać maga powietrza, jakim niewątpliwie, w dość dziwnej formie, był Aki. Użyte przez Akiego zaklęcie nie przyniosło niemal żadnego skutku. Przeciwnik chwycił go lewą dłonią za prawe ramię i ścisnął, powodując jęk chłopaka i rozkojarzenie, spowodowane troską o prawdopodobnie, złamaną rękę. W między czasie zaczęła działać Kirino i uderzyła w olbrzyma kwiatami, powodując puszczenie Akiego i szybki zwrot w odpowiednią stronę, a raczej jedynie odwrócenie głowy, bo zaraz jego uwagę znów porwał Aki, tym razem uderzając w olbrzyma kolejnym zaklęciem, tak jak uprzednio i tym razem nie odniosło ono skutku, a olbrzym z powrotem złapał kończynę chłopca tym razem na pewno ją łamiąc, jednocześnie jednak Aki użył kolejnego spella, nadal bez efektów, przynajmniej bardzo wyraźnych, bo gdy się przyjrzał, zobaczył liczne krople cieknące po twarzy giganta. Może płakał? Kto go tam wie. Arturia użyła zaklęcia, świecąc się jak żarówka, po czym straciła przytomność, bo jej zaklęcie było zbyt energochłonne. Samael z rozmachu rzucił 5 Dendo Yari w przeciwnika, pierwsze dwa nie przyniosły wielkiego efektu ale po chwili widać już było jak przeciwnik powoli się topi, a mały Aki, wyślizguje mu z ręki i odczołguje jak najdalej. Zielonowłosy mag nie miał jednak siły się nawet czołgać. Następnie pojawił się Melior i z pomocą swojego nadziaka, ostatecznie roztrzaskał inkwisiowi głowę. The end.
Stan postaci: Sethor: 8 PD Chihaya: 1 PD, 24h w szpitalu Cahil: Nie masz środkowego palca lewej ręki, 36h w szpitalu, 1 PD Arturia: 1 PD Kerupi: 12h w szpitalu, 2 PD Samael: 2 dni w szpitalu 10 PD. Przedmiot Maska - Wykonana z cienkiej, krystalicznej materii nieco chłodnej w dotyku. Po nałożeniu na twarz automatycznie do niej przylega, zmieniając kształt i wygląd twarzy w bezkształtną masę, zacierając całkowicie rysy twarzy, modeluje też głos sprawiając by był nierozpoznawalny. Hibari: 8 PD Makbet: 4 dni w szpitalu 1 PD Kirino: 2 dni w szpitalu 8 PD Aki: 8 PD Melior: 8 PD
Shou
Liczba postów : 287
Dołączył/a : 03/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Sob Sie 17 2013, 23:49
Kłopoty... Tak! Zdecydowanie tak można było streścić ową sytuację, a tym bardziej, iż rozległy się odgłosy, za którymi Aki nie przepadał. Co tam teraz prawdopodobnie złamana ręka?! Zagoi się. Kiedyś... Jakoś. Teraz raczej musiał się ewakuować i to jak najszybciej. Nawet nie obchodziły go łzy giganta, a może tam pot... Kto tam by znał anatomie kolosów, zwłaszcza podczas... Podczas tego zjawiska. Ale przecież... Ranni... Nie mógł tak teraz chyba... - W-wszystko w porządku? - serio pytanie na miejscu, biorąc pod uwagę, iż zadał je dziewczynie, która była dość przybita. W dodatku włócznią do ziemi, nie? Resztkami sił zaczął nawet swego rodzaju kurację swojej kończyny, co zaowocowało pewnie tylko bólem w kontakcie fizycznym drugiej dłoni z złamaniem, a także nasileniem zmęczenie i pewnie prawie skrajnym wyczerpaniem, ale musiał chociaż uśmierzyć ból i sprawić by przynajmniej kończyna nie wadziła, o~! Co poza tym? Jego obecność pewnie przyspieszy topnienie lodowej włóczni przy Kirino dlatego też lewą ręką podaje jej bandaż, bo zniknięcie oręża z rany może spowodować jego krwawienie, nie? Dlatego lepiej by chociaż docisnęła do rany, czy coś... Aki wiele jej teraz nie mógł pomóc mając jedną rękę, więc ostatecznie... No cóż... Już wcześniej zajął się żyjątkiem, a teraz... - Eh... - westchnął tylko, podchodząc do kota, który zapewne jak reszta mógł wydawać się zmęczony działaniami. Zresztą co się dziwić... Ludzie, a niewielkie zwierzę kontra ten gigant. - Wypadałoby sprawdzić, czy nic się n-nie stało, n-nie - rzucił nastolatek, przyglądając się kotu, który najwyraźniej fascynował się ziemią, ale przecież... - T-to jak? - dodał ciut niepewnie, jednak ostatecznie ten chyba się zgodził, bo ruszył za zielonookim nieco z tyłu, ale... nadal nie podnosząc wzroku... Jakby spodziewał się kary? Może... A może...
zt Aki&Kerupi
Ame
Liczba postów : 151
Dołączył/a : 18/05/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 18 2013, 00:38
Właściwie walka skończona, tak wiec i Chihaya się ruszy w stronę szpitala, a razem z nią pewnie Cahil ze zmiażdżonym palcem.. W sumie mniej do wkładania i tylko tyle. Chi się ruszy za to do szpitala pewnie razem z chłopakiem. - Dalej Cah, ruszamy się do szpitala.. Póki zamieszanie nie ucichnie tam będzie najlepiej~- i tak razem z jej przyjacielem wolnym, powolnym krokiem wyszli z placu. Walka skończona. Można już iść, więc pójdą do szpitala.
[z/t] x2 Cah i Chi
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 18 2013, 00:58
Sethor stanął tyłem do byłego pola walki. Uśmiechnął się pod nosem. Jego rola się skończyła, walka była wygrana, strona dobra wygrała. Może "dobra" to trochę za dużo powiedziane, na placu boju był conajmniej jeden mag z mrocznej gildii Grimoire Heart, tak więc nad doborem słów należało się dogłębniej zastanowić. Seth był bogatszy o doświadczenie walki z Inkwizytorem, bogatszy o uczucie przejęcia ciała. Wzbogacił się co nie miara na przybyciu na katedralny plac. Czy jednak to wszystko mu się opłacało? Nie miał kalkulatora, ani przelicznika walut, więc nie mógł w obecnej chwili powiedzieć nic o opłacalności swych akcji. -Bóg zapłać- rzucił Seth, pstrykając palcami i unosząc prawą rękę, której palce zostały ułożone na kształt litery "V" do góry w geście tryumfu. Oddalał się w stronę centrum miasta, lecz co zrobi za chwilę? Tego nie wiedział nikt. Oprócz jednej osoby. Chociaż nie, nikt nie wiedział, nawet Sethor. [z/t]
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 18 2013, 01:51
A więc w ten sposób zakończyła się kolejna "przygoda" zielonowłosej dziewczyny z następnym przedstawicielem Inkwizycji. Cóż, wszystko dobre co się dobrze kończy, prawda? A przynajmniej po części dobrze. Ważne, że mieli kolejnego potwora z głowy, można było odetchnąć nieco lżej, a i ciężar, który zapewne odczuwali wszyscy z nich zaangażowani w cały ten konflikt, zdecydowanie musiał teraz zelżeć. Nawet dziewczyna pozwoliła sobie na to, by poczuć się przez chwilę jak zwycięzca, widząc jak Inkwizytor został rozebrany na części i pozbawiony żywota uniosła bowiem pięść w górę. - Tak jeeeeest! - krzyknęła, choć ten jej krzyk był nieco zduszony. Zduszony i... niekoniecznie aż tak szczęśliwy jak mógłby się wydawać. Rozwalili jednego inkwizytora, ale co z resztą? Za bardzo zaaferowana była zdarzeniami mającymi miejsce na placu by o tym wiedzieć. Poza tym, miała teraz na głowie problem jeszcze większy - mianowicie kontuzje własne i Makbeta, którymi koniecznie trzeba się było zająć. Poza tym Mak wydawał się być... w jeszcze większym cierpieniu niż ona sama? Powinna była chyba teraz wstać (gdyby mogła to zrobić ot, tak) i zaśmiać się z niego, przypominając mu jak to on sam się o nią martwił i chciał by zaczekała w muzeum. Powinna... ale nie miała do tego serca. Zwyczajnie nie potrafiłaby tego zrobić, a widząc w jakim stanie chłopak się znajdował jej dusza niemal pękała z boleści.
Mówiąc o boleści wypada wspomnieć o chłopaku, który podszedł do dziewczyny i starał się jej pomóc. Miała wrażenie, że skądś go znała, ale przez to ile miała na głowie, nie była nawet w stanie skoncentrować się na jego twarzy i rozpoznać jej. Może jej się zdawało, a może faktycznie był to ktoś znajomy? Gdy ten jednak zaczął jej pomagać, wpierw podeszła do tego nieufnie, jednak po chwil, gdy ból pochodzący z kończyny nieco zelżał i gdy samo ostrze zaczęło maleć w oczach szybko zrozumiała, że nie ma czego się obawiać. Wciąż jednak bardziej zaaferowana była Makiem, przez co nie mogła spojrzeć nawet w oczy swojemu wybawicielowi. - T-tak, wszystko okej, nie może być inaczej! - odpowiedziała, jakby zapominając gdzie się znajduje i w jakiej sytuacji przed chwilą się znalazła - Dziękuję za pomoc! Tobie też kocie! - dodała jeszcze za odchodzącym chłopakiem i zwierzakiem, a następnie szybkim ruchem, przygotowując się na nową falę bólu wyrwała z nogi resztki włóczni, przerywając ten proces jednym szybkim, ale za to piekielnie mocnym okrzykiem bólu. Następnie podarowanym przez chłopaka bandażem okręciła szybko swoją nogę i potykając się co chwila ruszyła w kierunku Makbeta, pomagając na ile się dało chłopakowi utrzymać się na nogach i ruszając... wydawałoby się, że w jedynym możliwym kierunku jakim się dało, prawda? W kierunku szpitala. Mak był w cholernie dziwnym stanie, aż sama nie potrafiła tego zrozumieć, co dokładnie się mu stało, co oznaczały jego dziwne słowa i właściwie o co chodziło w tym wszystkim. Mogła tylko szeptać w jego kierunku głupie, mało pomocne słówka typu "Weź się garść!", "Mak, jestem obok, trzymasz się?" lub "H-hej, wszystko będzie w porządku...". Chyba po chwili takiego słownego zalewu mężczyzna oprzytomniał trochę, bo Kiri poczuła, że nie tylko jej własna siła utrzymywała ich oboje na nogach. I w ten sposób, zataczając się co chwilę i wspierając o siebie nawzajem nasza dziwna, chora, nieprzydatna parka ruszyła w kierunku szpitala.
[z/t razem z Makbetem]
Hibari
Liczba postów : 86
Dołączył/a : 16/06/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 18 2013, 19:43
Koniec, nareszcie koniec. W głębi ducha Hibari odczuł sporą ulgę, wszyscy nareszcie byli bezpieczni. W ten przypomniał sobie o rannym koledze, któremu wypadałoby pomóc. Mag perfum podszedł do znajomego - Chyba naprawdę lubisz szpitale - mówiąc to podniósł Samaela i niestety obejmując go rozpoczął drogę do znienawidzonego przez niego, lecz niestety niezastąpionego budynku pomocy medycznej. - Nie wiem w ogóle po co stamtąd wychodziliśmy... Ahh... Mam nadzieję, że tym razem nie zabawisz tam długo. W końcu jeszcze nie pokazałeś mi miasta - dodał w trakcie holowanie chłopaka. - Że też muszę tak iść z facetem... FACETEM !!! Samael, czemu nie jesteś ładną dziewczyną !!! - z tymi dziwnymi myślami Hibari wraz z męską wróżka zbliżał się ku przeznaczeniu, którym był szpital...
Z/T (Hibari i Samael)
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Pon Sie 19 2013, 21:46
A to niespodzianka! Siwowłosy pojawił się i jednym uderzeniem pokonał inkwizytora. Czyżby był silniejszy niż przypuszczał? Nawet możliwe. Cóż w końcu opłaciły się godziny w burze spędzone na podnoszeniu grubych teczek, ciężkich kartotek oraz segregatorów. Heh, skoro wróg był z głowy, chyba więcej przeciwników w mieście nie zostało. Z tego też względu Melior ze spokojem obserwował jak się ludzie rozchodzą. Ta, w końcu można było odpocząć i nie zawracać głowy jakimiś świrami. Oficer też postanowił już sobie wracać. Być może napisze nawet raport o tych wydarzeniach, pytanie czy będzie mu się teraz chciało, czy zostawi to na później. Tak, czy siak spokojnym krokiem opuścił plac i nieśpiesznie udał się do domu.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.