I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Cała Kardia otoczona jest 20m szerokości pasem z kostki brukowej przy końcach której stoją olbrzymie żeliwne latarnie. Za terenami z kostki brukowej zaczyna się z powrotem dzielnica mieszkalna. Wejść do Kardi są trzy, zachodnie, wschodnie i główne. Dwa pierwsze zamykane są na noc.
Autor
Wiadomość
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac wokół katedry Czw Sie 01 2013, 19:00
Yaaay! Rozpierducha! Generalnie, gdyby takie określenia wyszły z mózgu Makbeta do świadomości publicznej, pewnie jego życie wyglądałoby inaczej. Jego życie w ogóle teraz wyglądało inaczej. Przede wszystkim w pewnym momencie stało się ciemne. Ci cholerni magowie musieli korzystać ze swoich magicznych sztuczek, zamiast uczciwie stanąć do walki. Gdyby po raz ostatni zatruł włócznię, pewnie tamten cholerny policjant teraz zwijałby się i rzygał gdzieś w okolicy, ale było inaczej. Ten cholerny mag użył jakiejś magicznej sztuczki i wszystko zrobiło BUM. Kiedy leżał na początku na ziemi, to wszystko nie wydawało sie nawet aż tak bolesne, ale minęła chwila, a ból przeszył go z taką mocą, że dziwił się temu, że żyje. Nie, chwila, on przecież nigdy nie umrze... dopóki las się nie ruszy i nie będzie musiał walczyć z kimś niezrodzonym z kobiety. Policjant chyba nim nie był, prawda? Prawda? Jego ciałem w pewnym momencie wstrząsnęły konwulsje. Z początku nie widział nic, ale to już sie zdarzało, trzeba było się przywyczaić do tej myśli i do tego, co przed chwilą nastąpiło. Wybuch, tak, wybuch. Co go tak cholernie boli? Lewa strona. Lewa ręka i... noga, coś chyba w niej było. Prawa ręka szybkim ruchem znalazła źródło bólu. Drzewiec. Jego własna przyjaciółka dopuściła się zdrady, trafiając nie tam, gdzie trzeba. Cholera-cholera-cholera. Bardzo chciał się podnieść, oparł się nawet na prawym łokciu i ugiął prawą nogę, ale poczuł się wyjątkowo słabo. Chyba trzeba będzie z tym zaczekać. Jeśli będzie już w stanie się rozejrzeć, robi to, by dowiedzieć się, gdzie trafiła reszta włóczni i co się w ogóle stało. Podnieść, o się raczej nie podniesie bez pomocy czyjejkolwiek, więc pozostaje tylko czekanie i BÓL.
//Yay! *-* Dziadziu, dziękuję *-*
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Czw Sie 01 2013, 19:34
Jej płatki w ostatnich dniach zdecydowanie mogłyby użyć nieco ostrzenia. De facto, im częściej ich używała, tym słabsze się wydawały, co w normalnych warunkach nie mogłoby dziwić, ale w przypadku magii było już nieco zaskakujące. Z drugiej strony - nie walczyła z byle kim, by oczekiwać, że jej płatki zakończą całe starcie, więc wielkiego zdziwienia nie odczuła. Ot, może lekki zawód. Jakże byłoby cudownie, gdyby to ona pokonała przeciwnika, to ona pokazała, że należy się z nią liczyć i nie pozwalać sobie na zbyt wiele. Ale zaraz - przecież to nie był koniec! Ona może nie pokonała w pierwszym ruchu nikogo, ale przecież nie zdarzało się to tak często prawda? Najwięksi szachiści świata nie byli w stanie pokonać nikogo w pierwszym ruchu, a i tak uznawani byli za mistrzów w tę grę i szanowani przez fanów i ekspertów w dziedzinie. Ona nie dała rady odciąć przeciwnikowi głowy, ot, tak od razu? Niech to szlag, ale trudno, jeśli nie teraz to może w następnym ruchu, a może w następnym, a może później - liczył się przede wszystkim efekt końcowy, a nie to jak się do niego doszło. Choć, gdyby Kiri mogła, pewnie zadbałaby i odpowiednie fajerwerki po wszystkim, koniecznie w kształcie kwiatów. Ciekawy pomysł do opracowania później. Kiedy będzie już po wszystkim, a oni będą wracać do swoich zaciszy domowych z tarczą. Ewentualnie z inkwizycją na tarczy.
Należało wykorzystać płatki dopóki wciąż unosiły się w powietrzu, dopóki wciąż dziewczyna mogła wpłynąć na trajektorię ich lotu i użyć ich jako broni. Wcześniejszy atak nie poskutkował, ale tym razem dziewczyna wpadła na kolejny pomysł jak ich użyć. Przede wszystkim należało liczbę płatków skoncentrować w jednym miejscu, tak by przypominały bardziej duży sztych czy ostrze, niż rozsypane szkło. W kupie siła, tak mawiano i dziewczyna miała zamiar z tego powiedzenia teraz skorzystać. Gdy już zebrała płatki w jedną, większą masę, miała zamiar przypuścić kolejny atak, tym razem na kark olbrzyma, chcąc w ten sposób uszkodzić jego rdzeń kręgowy, gdyby oczywiście płatki przebiły się przez ciało i kości. Gdyby jednak niemożliwym było przebicie się aż do rdzenia, za to do wnętrza ciała - tak, wtedy płatki, zaraz po tym jak rozcięły przeciwnikowi skórę, miały rozproszyć się wewnątrz jego organizmu, zadając jak najwięcej obrażeń wewnętrznych. Taki był przynajmniej plan, choć Kirino doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jego egzekucja wcale nie musi powieść się tak gładko, jak brzmiał pomysł.
To był koniec jej zabiegów wojennych, ale nie koniec działań w ogóle. Trzeba przyznać, że ostatnia trójka jej rycerzyków nie nadawała się na zbyt wiele poza byciem żywą tarczą czy tragarzami lub ludźmi transportującymi rannych. Teraz znów wspomniana trójka miała się pojawić i doskoczyć do Makbeta. Oczywiście, wokół szalały płomienie, więc kwiaty miały uważać na to, by nie wleźć za bardzo w ogień i starać się dobiera trasę, która umożliwiłaby im w miarę bezpieczne dostanie się do mężczyzny. Następnie, sytuacja dość już dla nich standardowa - cała trójka miała pomóc mężczyźnie w wydostaniu się z niebezpiecznego miejsca i doprowadzeniu go w rejon, gdzie znajdowała się Takano. Zielonowłosa mają do wyboru albo sprawienie Takano dodatkowej roboty albo pozostawienie Makbeta samego sobie nawet chwili się nie wahała - chłopak musiał żyć. Za wiele miała jeszcze mu do powiedzenia, za wiele do ustalenia. Dlatego trója rycerzyków ruszyła od razu w jego stronę, z rozkazami takimi jak wspomniano.
- Nawet nie myśl, że cię tam zostawię Mak! - krzyknęła dziewczyna w jego kierunku. W najgorszym wypadku będzie musiała sama ruszyć do niego i mu pomóc, ale wtedy zostawiłaby Takano bez wsparcia... Dlatego posługiwała się rycerzykami. Zawsze pomocnymi przyjaciółmi.
Shou
Liczba postów : 287
Dołączył/a : 03/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Czw Sie 01 2013, 19:45
Po zamieszaniu i dość ryzykownej akcji z ogrodu, a także odstawieniu obiektów poranionych do szpitala Aki wyruszył do epicentrum zamieszania. Tak tak... Pewnie w całym mieście dało się zauważyć, jak i usłyszeć, iż wszystkie drogi w dzisiejszym dniu prowadziły do Kardii, w której odbywało się zebranie... Bardzo istotne i mieszczące większość ważnych osobistości tego królestwa, a poza tym tam miał udać się Matematyk. Więc... Niedużym zdziwieniem została obdarzona sytuacja na placu katedralnym, bo gdyż ponieważ można się było spodziewać sporego zamieszania i jeszcze większych obrażeń osób, aczkolwiek zaciekawiły go bardziej obrażenia niektórych osób. Nieprzytomni, poranieni, poprzebijani i... Lodowy gigant, który leżał! Nie czekając wiele, aktywował pod ową personą Wind Trap, a dokładniej pod jego głową, ażeby powietrze poharatało jego głowę i odbiło od ziemi głowę wyginając ją może pod dziwnym kątem czy coś. Sam zaś kieruje się w kierunku mistrzyni~! - Takano-san... Zaatakowano gildię, ale raczej wszystko w porządku... - mówi na początek, składając swego rodzaju krótki raport mistrzyni, bo przecież na wylewności czasu zbytnio nie ma. Więc... - Co się stało? - pyta się też, licząc na krótkie streszczenie nieco poddenerwowanym tonem, przyglądając się... "ofiarom"? A może raczej potencjalnym płomieniom... Niepokojące, aczkolwiek postanowił się potem zabrać za zabiegi medyczne, a dokładniej podejść w kierunku czarnego kota, którego ogon, jeśli trzeba to całego jego - jeśli nadal się pali, wsadza w jakąś zaspę śniegu, czy coś. Skoro płonie mu ogon to lepiej to ugasić, nie? - Z-zabierz rannych, jeśli możesz... - mówi cicho do niego, licząc, iż ten tych co są poważniej ranni wyniesie stąd do... Choćby do szpitala, a przynajmniej w bezpieczne miejsce, nie? Przy okazji jak go dotykał, użył na nim pwm - Natural Healing Abilities, aby załagodzić potencjalne obrażenia bólu, etc. Może zaradzi to coś na móżdżek, nie? Jednak... Dalej jednak kieruje się w stronę Cahila... Poważne rany, poważne obrażenia, więc... Ostatecznie jednak postanowił podleczyć nieznajomego, gdyż zapewne ten nadawał się jeszcze do jakiejś walki, nie? Jednak... Dotknąć... Nie dotykać? Ostatecznie ta osoba jest mu obca, nie? Więc... Co robić? - pomyślał ciemnowłosy, mając spory dylemat podczas zbliżania się z każdą sekundą, by ostatecznie użyć Western wind that alleviates the heaven, Zefir! - D, dotykając ramienia - a dokładniej lewego/prawego barku - mężczyzny, uprzednio informując go: - B-bez nerwów... T-tylko uleczę... - zwraca się nieco niepewnym przez obcość osoby tonem. Trzymając ciągle człeka, aby zaklęcie działało.
Jednak może teraz tak o obronie coś, jakoś... Więc... Jakby zauważył, iż Ben kogoś chce zaatakować, wtedy potraktuje go Wind Trapem, ażeby ten się nie ruszył zbytnio, albo jego atak został przerwany. W przypadku jakby lodowy szarżował, liczy na wsparcie reszty w obronie, w ostateczności aktywując Dispel. To samo w sumie tyczy się ciosów zasięgowych, czy obszarówek, a jeśli leczyłby podczas takiego zabiegu z zaporą, wtedy następuje odskok w bardziej dostępną stronę. Przy okazji zapora pozostaje odchylona lekko w przeciwnym kierunku, aby spowodowała potencjalne "zjechanie" pocisku z toru lotu. Ponadto jakby Ben się zbliżał, czy wykazywał nadmierne chęci walki, w kierunku jego klaty/głowy leci Night breath that dries the water, Ventulus Nocte! Odskakując oczywiście próbuje nie utracić kontaktu przez dotyk ręki Cahila, któremu w międzyczasie podaje bandaż. Może ten jakoś zdoła owinąć go wokół rannej dłoni, czy uda... Jak jego zabiegi zawiodą wtedy zostaje polegać na defensywie pozostałych, a on... On pewnie będzie się modlić w głębi ducha, a to akurat przypadek, iż to katedra, nie?
Kerupī
Liczba postów : 40
Dołączył/a : 24/06/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Pią Sie 02 2013, 09:26
Znów sporo się wydarzyło. Przynajmniej jak dla takiego szarego kota, który raczej w takie dziwaczne rzeczy się nie miesza. Potwory, walka, wybuchy. Właśnie wybuchy. Po tym ostatnim Kerupiego dosłownie zmiotło. Odrzuciło spory kawałek i oślepiło. Kiedy wszystko w końcu wróciło do normy mógł dostrzec efekt tego ataku. Nie tylko on, biedny kicio został odrzucony. Pozostali również i co najdziwniejsze kot był w najlepszym ze wszystkich stanie. Pozostali nie wyglądali najlepiej. Dopiero po chwili Keru zauważył, że fajczy mu się ogon. Zaczął nim machać na wszystkie strony, coby zgasić ogień. Nie dane mu było przekonać się czy to poskutkuje, bo zaraz ktoś wytarzał go w śniegu. To rzeczywiście powinno wystarczyć, że też sam na to nie wpadł. Wtedy ten człowieczek jeszcze coś do niego powiedział.
- Ohh... spróbuję. - rzucił w odpowiedzi. Ale nie był zbyt przekonany co do trafności tego pomysłu. Miało się polegać na nim? To naprawdę musi być akt największej desperacji. Nie widział w tym sensu, naprawdę. Ale jak powiedział, że spróbuje to spróbuje. Rozejrzał się. Większością rannych się już zajęto, została dziewczyna. Ta, której kot starał się wcześniej pomóc, była nieprzytomna. Kicio podbiegł do niej. Chyba nikt nie zwróci uwagi na krzątającego się pod nogami kota nie? Ale na wszelki wypadek i tak był uważny coby go coś nie trafiło. Jak trafi to kaplica. Z takimi atakami jakie tu się po placu przewalają wystarczy jeden. W końcu Keru dopadł do nieznajomej. Bluzka się jej fajczyła, najpierw postanowił ją zgasić. Tak samo jak tamten gość ugasił jego ogon - śniegiem. Kiedy to jedno było już załatwione mógł spróbować zabrać dziewczynę. Na początek odpalił Aerę. Zatrzepotał dwa razy powstałymi skrzydełkami. Chyba powinienem dać radę ją zabrać - pomyślał i... chwycił ją mocno. Zacisnął łapki i ostrożnie wzbił się w powietrze. Nie wiedział co z nią, więc lepiej było nie startować gwałtownie. Po chwili powinien znaleźć się z nią w powietrzu. Jeśli tak to chciał jak najszybciej opuścić plac. Ruszył ku jego najbliższemu krańcowy, ale... Ale nie zapomniał o toczącej się tam walce. Uważał na ataki, które mogły być w niego wykierowany, albo nawet jakiś rykoszet czy jeszcze coś innego. Gdyby dostrzegł zmierzający w niego przedmiot/ atak to stara się go uniknąć. Normalnie w powietrzu nie powinno to być problemem, ale mając pasażera? Też chyba powinien dać radę coś zrobić. Ale coś zupełnie innego mówił. Z jego ust nieprzerwanie wydobywał się potok słów. - Zaraz się rozbije, jak nic rozwalę się na tym słupie... Ominąłem go, to pewnie przywalę w tą ścianę, albo zwyczajnie spadnę, bo jej nie uniosę. A jeśli nie to zawsze może mnie trafić atak tych potworó. Chociaż to powinno być dobre, bezbolesna śmierć, zmiotłoby mnie od razu, bez bólu, bez niczego... - i tak dalej i tak dalej. Jak zwykle nie był zbyt optymistycznie nastawiony. Chyba dobrze, że Chihaya straciła przytomność i tego nie słyszy.
// z tematu (o ile da radę) //
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Plac wokół katedry Pią Sie 02 2013, 21:13
-Fajnie tak być dodatkiem do ręki lodowego giganta- pomyślał Sethor, nucąc w głowie pierwszą lepszą piosenkę. Zignorował wszystkie bodźce zewnętrzne, nawet fakt iż został porażony prądem przez jednego z hipotetycznych sojuszników. Seth nie wiedział, czy to ludzie są coraz głupsi, czy on. Znał siebie, więc skłaniałby się do bramki numer dwa, jednak poznawał też świat i innych, co dawało coraz większe przekonanie w głupotę i bezużyteczność innych. Lamijczyk postanowił wewnętrznie, że pozwoli się zbłaźnić tym ludzikom obok niego jeszcze bardziej i za żadne skarby świata nie luzował uścisku na olbrzymie. Nawet jeśli przeciwnik będzie wykonywać ruchy, mające na celu osłabić Setha, czy po prostu zmiażdżyć, mag nie odczepi się i w razie potrzeby, jeśli obecnie działający Freezing Trap zostanie przerwany, mag wystawi nogę by zetknąć ją z głową, lub klatką piersiową przeciwnika i aktywuje jak najszybciej kolejną edycję tego czaru. Nic poza tym nie robi, choć jego wiara w jakiekolwiek umiejętności ofensywne ludzi nas placu topniała jak lód na betonie o temperaturze ponad 120 stopni Celsjusza. -Przynajmniej tamci od wąsacza coś zrobili- pomyślał gorzko, żałując, że nikt nie zechciał zrobić rozpierduchy z lodowego olbrzyma.
Arturia
Liczba postów : 190
Dołączył/a : 29/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 04 2013, 00:10
//Pisane przy zapętlonym "Yosei no Kagayaki" ale nie chce mi się szukać na YT. Jak ktoś chce, to sam znajdzie...
Gdy leczenie dobiegło końca, Archie usiadła niepewnie, nie wierząc, że jednak żyje. Nie mogła się opanować - ze łzami w oczach i radością na twarzy rzuciła się na szyję Takano... - Dziękuję, mistrzyni Aio! Jestem pani dozgonną dłużniczką. - a w jej głosie było słychać, że mówi to całkiem poważnie. Wtem spojrzała w stronę walczących pod Kardią. Uśmiechnęła się słabo do Takano. - Czas bym wykorzystała drugą szansę... Zachwiała się przy pierwszym kroku ale co się dziwić. Jeszcze chwilę temu była niemal po drugiej stronie Mostu. Nawet nie zauważyła, że wciąż przyciska zakrwawiony supeł z rękawów do już zdrowego brzucha. Im pewniej się czuła, tym szybciej zmierzała w stronę walczących. Sprintu żadnego nie było, gdyż - niestety - była wykończona, choć to i tak niewiele. Mogło być znacznie gorzej. Bardziej niż siły fizyczne, gnały ją siły psychiczne. Nie chciała, by kapitan zginął. Choć jego ciało jest bardzo niebezpieczne - on sam był bezbronny. Pomysły jakie miała na zatrzymanie go nie były stuprocentowe, a i dla niej niebezpieczne, ale nie mogła pozwolić by ot tak zaszlachtować człowieka, który swoje życie poświęcił ojczyźnie... Jeśli w czasie drogi ktoś lub coś próbowałoby ją zaatakować, uskakuje w bok, ale ciągle prze w stronę Bena. Jeśli nie ma jak przedrzeć się do niego przez ogień, zasypuje potrzebny do przejścia fragment śniegiem, lub zachlapuje wodą, ale jeśli gdzieś między płomieniami da się przejść bezpiecznie - nie cuduje tylko korzysta z okazji. Gdy będzie na miejscu (ok. tych 7 m, może mniej) - Nie zabijajcie kapitana! Obezwładnijcie, lub pozbawcie przytomności ale nie zabijajcie! Jego jeszcze można odzyskać! - zawołała do magów. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że w sumie niewielu z nich jest w stanie sprzyjającym dalszej walce. Widok Bena w takim stanie ranił jej serce. Nie wytrzymuje, jednak tak bardzo boi się o jednego z idoli jej otoczenia, że w ogóle nie wie, iż próbuje użyć PWM. Po prostu nie zwraca na to uwagi... - Lasto beth nin. Tolog na ngalad, kapitanie Thompson. Proszę walczyć z intruzem w pańskim umyśle! Potrzebujemy pana i pańskiej pomocy! Niech pan walczy z sukkubem! Proszę zmusić go, by oddał broń. Proszę go wygnać! Jest pan jednym z idoli tego państwa! Proszę się nie poddawać i walczyć z sukkubem w swoim umyśle!... W międzyczasie próbuje podchodzić bliżej (oczywiście uważając, by nie wpaść w Wind Trap Akiego, ani inne zaklęcia jednej, drugiej lub trzeciej strony konfliktu). Stara się podejść, cały czas nawołując Bena, by odzyskał kontrolę nad swoim ciałem. Jeśli uda jej się podejść na dystans krótszy niż 2 metry (a kapitan jeszcze nie "wróci") lub sama będzie w miejscu, gdzie do kapitana ma 5m lub mniej a do magów i Makbeta więcej niż 5m, dla bezpieczeństwa wszystkich (dosłownie), rzuca na Bena Oślepiające Światło [zakl. C], jednocześnie tworząc Tarcze Światła [zakl. B]: Jedna dla Makbeta, o takim ustawieniu soczewek, by broniły przed atakami magicznymi ze strony Bena i/lub Lokiego, a druga tarcza dla Bena, tak ustawiona, by chronić przed atakami ze strony Lokiego, nawet od góry. Używa też Kojącego Światła* [zakl. C] na Benie, Makbecie, Kirino i rannych magach, by zmniejszyć potencjalne krwotoki, uśmierzyć ból, a w przypadku Kiri, by też rozproszyć choć trochę ten mrok, który spowodował, że rycerze wyglądali smutniej niż powinni. Kojące Światło z założenia magii ma nie działać na szkodzące istoty, wobec tego o ile powinno/może zadziałać na Bena, o tyle nie na sukkuba... Arti robi jeszcze coś. Jeśli Ben spróbuje ją zaatakować, to dzieli zaklęcie na pół: Bena i Lokiego, natomiast jeśli Ben nie będzie jej próbował zaatakować, traktuje nim tylko 4*. Mianowicie, dalej utrzymując poprzednie zaklęcia: - Zmieć Ciemność, Deszcz Światła! - tak, używa Deszczu Światła [zakl. C]. Jeśli przeżyje ten dzień, po takim magicznym kombie w takim stanie, będzie wypoczywać chyba miesiąc. Ehhh... Oby się udało...
*Jeśli MG się zgodzi, by te dwa zaklęcia (Kojące Światło i Oślepiające Światło) działały w tym samym czasie. Jeśli nie, to Kojącego nie używa...
//Wybaczcie jakość i nieogar. Miałam kiepski dzień (określając dyplomatycznie), przez co szaleńcze tempo i jakość posta są jakie są :/ ...
Takano Aio
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 11/08/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 04 2013, 10:54
- Tylko się nie przemęczaj. - powiedziała do Arturii, co by jej później nie było trzeba zbierać z podłogi. Tak tak, Takano dała radę~! Uratowała komuś życie! Kay, Nie zmieniało to jednak faktu, że dalej nie było na placu kolorowo. Całe szczęście jednak pojawił się Aki. - Wiem, widziałam. Dobra robota. - ten monitoring... - Aki, zajmij się rannymi. Jakby trafił sie jakiś beznadziejny przypadek to krzycz, zabierze się taką osobę. - ot, krótka instrukcja, zlecenie dla podopiecznego, co by Takano se mogła odpocząć. Długo się w lekarzynę nie bawiła, to i przez ładny okres czasu nie używania spella wyszła trochę z wprawy, ale jak widać jak leczyć nie zapomniała. Tak czy siak, póki co wolała moment odpocząć niż leczyć hurtowo. Z resztą... Też nie wparuje na pole bitwy bo się na spella napatoczy. Magowie twardzi sa, sporo przetrzymają. Tymczasem Takano siedzi i skupia się póki co na własnej obronie. Miszczowie gildii a'la mrożonka juz dawno wyszli z mody.
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 04 2013, 14:24
Zielonowłosy poraził swoją błyskawicą innego osobnika, który tak samo jak on walczył z tym lodowym gigantem. Zapomniał, że lód, tak samo jak woda bardzo dobrze przewodzi elektryczność, mógł o tym sobie przypomnieć przed swoim atakiem. Trafienie maga nie było tak skuteczne jak się spodziewał, tym bardziej nie był zadowolony, że sam został dosyć mocno trafiony przez swojego przeciwnika i teraz leży na śniegu. Po chwili Samael wstał z niego, poklepał swój płaszcz, aby śnieg całkowicie z niego spadł, po czym skierował swój wzrok na olbrzyma. Jego pierwszy atak, który wykonał na wyższym od siebie wydawał się być skuteczniejszy niż ten po którym został trafiony. Zielonowłosy trochę poruszał prawą nogą oraz pomasował swoje żebra po to by chociaż trochę przestały go boleć. Następnie mag używa Dendō Bōru i wszystkimi wytworzonymi przez siebie kulami stara się trafić w kończyny dolne giganta. Na ostatniej misji na której Samael był taki ruch był efektywny na jeszcze wyższym przeciwniku, dlatego postanowił spróbować tego samego i na tym. Gdy tylko kule zacząć lecieć w kierunku celu zielonowłosy po raz kolejny w tej walce aktywuje Dendō Tatchi i z tym przyspieszeniem on sam biegnie na tego olbrzyma. Taktyka jego jest prosta, gdy tylko przeciwnik zostanie unieruchomiony przez jego elektryczne kule, bądź uda jakoś mu się zrobić unik, Samael zamierza okrążyć po raz kolejny przeciwnika i ponownie przewalić go kopnięciem na ziemie. Tym razem jednak mag nie zamierza na tym przestać, tym razem nie odskakuje od swojego przeciwnika i przy pomocy obydwu pięści atakuje przeciwnika w tors, a jeśli to jest możliwe to za cel bierze sobie również jego szyję.
Hibari
Liczba postów : 86
Dołączył/a : 16/06/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 04 2013, 15:41
I ponownie Hibari mimo swojego niemal idealnego wyglądu (według niego tylko przystojniejszy był Ichiya-dono) został całkowicie olany, tym razem przez mistrzynię Fairy Tail. Gdy już chciał chrząknąć by zwrócić na siebie uwagę wyżej wymienionej osoby zauważył, że dziewczyna która tu leżała ledwo żywa ponownie rusza do boju. – Poważnie ? - powiedział cicho sam do siebie pełen podziwu dla tej oto osóbki. Jako dżentelmen oczywiście nie mógł puścić jej samej. Tak więc ruszył za nią. W trakcie drogi mag perfum usłyszał parę ciekawych rzeczy, dzięki którym w większym stopniu mógł zrozumieć aktualną sytuację oraz motywację dziewczyny. Najwyraźniej ta osoba była kimś ważnym dla niej. Mężczyzna z bronią na którym jej zależało został zawładnięty przez coś lub kogoś. Rudowłosy postanowił interweniować. W momencie gdy jego towarzyszka skończyła mówić wyprzedził ją biegnąc niemal sprintem bezpośrednio w stronę uzbrojonego faceta. Zbliżając się do opętanego uważał na potencjalne ataki z jego strony starając się je unikać. W trakcie biegu wyjąć oba ofensywne perfumy i gdy tylko zbliżył się na odpowiednią odległość użył ich (Perfum Bólu i Paraliżujące Perfumy). Miał nadzieję, że ten podwójny atak ograniczy możliwości ruchu i reakcji oponenta do takiego stopnia by ktoś władający bardziej destruktywną magią (lub siłą) mógł go obezwładnić.
Ostatnio zmieniony przez Hibari dnia Nie Sie 04 2013, 15:41, w całości zmieniany 1 raz
Cahil
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 18/05/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Nie Sie 04 2013, 15:41
Co się do jasnej cholery stało? Nie wiedział. Ale za to w jego głowie pojawiła się myśl - Ratuj Chi. I nie wiele myśląc, pomimo bólu rzucił się w jej stronę, aby ugasić jej bluzkę i zapobiec dalszym poparzeniom. Robił to za pomocą płaszcza, którego kawałek pociągnął i uderzał, lub coś tam robił, żeby jej ubranie przestało się palić. Jeśli to nic nie dawało, za pomocą miecza odcina ów kawałek, nie zważając na to, że sam może się poparzyć. Najważniejsze było teraz bezpieczeństwo Chi. W razie czego postawi Ścianę, aby ich ochronić. Jeśli policjant nie daje za wygraną, Cahil stara się bronić Ścianami. Jeśli sytuacja mu na to pozwoli, to bierze Chi na ręce i próbuje opuścić to miejsce, również broniąc się Ścianami od ewentualnych ataków. Nie zwraca uwagi na Akiego i innych. Jeśli ktoś go uprzedzi i zabierze Chi z placu, wtedy po prostu biegnie za nim. Jeśli zginie, to chce pogrzeb na cmentarzu w Onibus.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Plac wokół katedry Wto Sie 06 2013, 00:16
MG
Oj się działo, oj działo. Może zacznijmy od tego że gwiazdki z ręki Bena zniknęły, a on sam dość mocno się zachwiał, upadając na kolana i tym samym chwilowo chyba wypadając z gry, no chyba że w tym stanie da radę jakoś wspomóc walczących. W tym czasie Samael i Kirino walczyli z olbrzymem, ta druga zadała mu sporą ranę na szyi, zaś Samael wysłał w przeciwnika jakieś kule, te chyba nie odniosły jednak żadnego skutku a przeciwnik powoli zaczął się podnosić, aczkolwiek Samael okrążył go i powalił na ziemię solidnym kopniakiem po czym uderzył dłońmi w tors, co spowodowało pojawienie się pęknięcia na plecach, wierzgający nogami stwór, trafił jednak znów chłopaka, po raz kolejny posyłając na ziemię.-Lodowa ewolucja-Dobiegł się głos Sethora, który stał teraz już uwolniony obok lodowego olbrzyma, na jego dłoni widniało jednak 6 gwiazdek. Jeśli do tej chwili magowie zranili porządnie inkwizytora, to w tej chwili, dzięki zaklęciu Sethora, jego rany znów pokryły się świeżutkim lodem, stwór zaś wstał bez żadnych kłopotów.
W międzyczasie Aki dotarł do Kerupiego i ugasił jego ogon, zaś Cahil, dotarł do Chihayi i zajął się jej płonącą bluzką. Arturia idąca z członkiem Vp ku Benowi zatrzymali się przy drzwiach głównych do Katedry, kiedy to dziewczyna zasłabła i upadła, szybko złapana przez chłopaka, teraz w jego ramionach ciężko dyszała ze zmęczenia. Chyba nie miała na tyle sił by chodzić, co dopiero czary i cała reszta. Kiri zaś miała zbyt ograniczone pole widzenia i manewru by dostrzec w jakim stanie i gdzie dokładnie znajduje się Makbet, na dodatek toczona walka zajmowała jej umysł, well nie pomogła chłopakowi, który zamglonym wzrokiem rozglądał się po polu bitwy.
Stan postaci: Sethor: 42%MM parzy cię ciało, przejęty Chihaya: 70%MM, prawa ręka poparzona, utrata przytomności, liczne krwawiące nacięcia Cahil: Rana postrzałowa na prawym udzie, boli jak cholera i krwawi. Nie masz środkowego palca prawej ręki. 64%MM Arturia: Duże zmęczenie Kerupi: Wstrząs mózgu po zderzeniu z policjantem 84%MM Ben: 46%MM, poparzona prawa ręka i tors, w prawy bok wbite ostrze włóczni krwawi, zmęczenie i sporo licznych ran Takano: 205%MM Samael: 58%MM boli prawa noga i żebra, problemy z poruszaniem. Dendo tatchi 1/2 posty Hibari: Makbet: Rana w lewym udzie, lewa ręka złamana, liczne nacięcia i poparzenia, pół przytomny i zamroczony. Kirino: 78%MM
Czas na odpis: 09.08 godzina 15:00
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Wto Sie 06 2013, 15:33
Chwilę wcześniej, we własnych myślach zdołała wyrzec kilka niemiłych słów co do swoich własnych płatków, a te najwyraźniej słysząc to uniosły się dumą, postanawiając wreszcie dokonać jakichś konkretnych zniszczeń! Kiri już miała unieść pięść w powietrze i wykrzyknąć jakiś niewybredny tekst o swojej wyższości nad gigantami wszelkiej maści, gdy zauważyła, że rana, którą tak kunsztownie sobie pomyślała i zdołała zadać już się zasklepiła... Ach tak, oczywiście. Dziewczyna mogła tylko trzasnąć się własną dłonią w czoło, gdy zobaczyła, że jej kontrybucja do walki jak zwykle została z jakiegoś powodu zniwelowana, zanegowana, kompletnie usunięta z historii, a wkrótce pewnie i z pamięci uczestników walki, no bo kto by pamiętał o znikającej ranie? Nie wiedziała już nawet czy powinna być smutna czy zirytowana z tej sytuacji, ot, po prostu najchętniej własnoręcznie sprałaby po mordce tego giganta i zadbała o to, by opuchnięcia nie znikały tak szybko jak rana, ewentualnie poprawiając co chwilę i trzaskając kolejny raz. Całe szczęście jej zdrowy rozsądek powstrzymywał ją przed takim zachowaniem, inaczej mogłaby naprawdę coś tak głupiego zrobić. Jak to jednak zwykle podczas walki - na głowie miała kilka różnych rzeczy i nie mogła pozwolić sobie na rozpływanie się nad jedną, niewielką miłą myślą, dlatego przystąpiła dość szybko do działań.
Nigdzie w pobliżu nie widziała Makbeta i to ją trochę przerażało. To on zwykł się martwić o nią i zawsze chrzanić o tym, jak to ona powinna się schować, powinna się nie wychylać, nie narażać, a on się tym zajmie, tak samo było z resztą przed chwilą w muzeum, w którym byli. I co? I to, że on gadał o tym, że się martwi, a ona teraz FAKTYCZNIE się martwiła o niego. Nie lubiła świadomości tego, że on gdzieś jest w tej bitewnej zawierusze, a ona nie wie jak chłopak się czuje. Przede wszystkim, jeśli już miało mu się coś stać, miał otrzymać jakieś rany, to jedyną osobą kwalifikującą się do tego, by takie mu zadać była właśnie ona, a nie nic nie wiedząca, a wiecznie się wszędzie wpychają Inkwizycja! Niech to! Co mogła zrobić dziewczyna? Miała do wyboru albo walczyć dalej z regenerującym się gigantem... albo... Ech, kogo ona chciała oszukać? Oczywiście, że tak naprawdę żaden wybór nie istniał, a zrobić musiała dokładnie to co musiała.
Zielonowłosa poderwała się z miejsca, w którym wcześniej stała i rozejrzała wokół pola walki, nie zapominając jednak o przeciwniku, który mógł przecież niespecjalnie zainteresowany być zapauzowaniem walki po to, by dziewczyna mogła się rozejrzeć. - Mak, gdzie jesteś?! - krzyknęła z całych sił, mając nadzieję, że chłopak to usłyszy i da jej znać, ułatwiając w ten sposób jego lokalizację. Tak czy siak, teraz uwolniona od kontroli nad płatkami pewnie łatwiej przyjdzie jej znalezienie nieszczęsnego mężczyzny, a gdy tylko go zauważy, dowie się gdzie jest, dziewczyna natychmiastowo rzuca na siebie Photosyntesis i rusza w jego kierunku, starając się unikać wszelki potencjalnych ataków ze strony przeciwników, w razie potrzeby posiłkując się także swoim Flower Vine, które może pomóc jej w odparciu wrogich ataków, zbliżających się do jej osoby. Gdy tylko dotrze do Makbeta stara się go odciągnąć na bok pola walki, w miejsce relatywnie bezpiecznie - zależnie co bliżej niech będzie to albo sama katedra albo tereny znajdujące się po prostu w oddaleniu od przeciwników, pozwalającym na w miarę bezpieczne pozostawienie tam chłopaka. Gdyby chłopak się z nią szarpał i nie chciał jej posłuchać, dziewczyna ma zamiar zwyczajnie dać mu w twarz i zmusić go, żeby za nią poszedł, ale raczej do tego nie powinno dojść. - To ja, Kirino, musisz się stąd wynieść... - mówi do niego w miarę spokojnym głosem, gdy tylko uda się jej go odnaleźć.
Oczywiście istnieje też możliwość, iż Kirino dalej nie będzie w stanie dojrzeć Makbeta. W takim wypadku nie będzie innego wyjścia jak tylko stanąć naprzeciw olbrzyma i wspierającego go Sethora ponownie, starając się znów wyrządzić mu jakąś krzywdę. Jeśli faktycznie tak się stanie Kirino ponownie ma zamiar przyzwać swoich Kwiatowych Rycerzy, którzy za zadanie będą mieli zaatakowanie lodowego maga, który wcześniej tak ładnie pomógł olbrzymowi. Rzucić się oni mieli na jego brzuch, cała trójka, starając się swoimi korzeniami uderzyć go tak mocno, jak tylko to możliwe, by zaparło mu dech w piersiach i przeszkodziło w dalszej pomocy udzielanej olbrzymowi. Sama dziewczyna, zaraz po stworzeniu swoich Rycerzyków przywołać ma sobie swój wierny, dobry Kwiatowy Miecz, a następnie wycelować i wypalić prosto w miejsce, w którym wcześniej znalazła się zadana przez nią rana. Być może wcale nie była tak dobrze zregenerowana? Albo po prostu była teraz osłabiona, mimo leczenia? Tak czy siak, właśnie to należało, według niej, zrobić. W razie potrzeby obrony odsyła jednego z rycerzyków, którzy atakują Sethora do zaatakowania olbrzyma, a sama wykonuje prosty i szybki odskok w prawo, starając się pamiętać o tym, by nie uszkodzić przy tym odskoku żadnej części swojego ciała.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac wokół katedry Wto Sie 06 2013, 18:45
Nic. Ogień. Coś wyjątkowo nieprzyjemnie huczało w jego głowie.To ból? To... Co to? Lewa ręka zaczęła pulsować, a zdrajczyni boleć nieco bardziej niż przedtem. Szok mijał, opadał bardzo powoli, ale ukazywał rany w całym ciele i ból, jaki się z nimi wiązał. Krew. Dużo krwi. Kreeew. - Duncan? Prosiak? Jesteś... jesteś tam? - zapytał ochrypłym głosem. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego kuzyn chyba się na nim mści, a Hekate... Hekate znów pokazała mu, że jego fart nie jest tak niesamowity, jak niegdyś sądził. Przynajmniej jedno było pewne - nie zginie. Nie zginie, dopóki nie ruszy się las, a on nie będzie muisał walczyc z kimś niezrodzonym z kobiety. O to nie musiał się martwić. Prosiak nie przyjdzie tak szybko. Gorąc stawał się uciążliwy. Ktoś krzyczał... wszyscy krzyczeli, ale Makbet nie potrafił wyłapać słów. Prawą dłonią dotknął bolącego uda. Kiedy tylko podniósł dłoń i ujrzał na niej krew, otworzył szeroko oczy i z przesrachem zaczął wycierać krew o chodnik. - Zejdź. Szlag. Zejdź. ZEJDŹ! - Początkowy wątły ton przerażenia zmienił się w dziki wrzask. Krew musiałą zejść. Musiała. Inaczej oni wszyscy się dowiedzą. Wszyscy. Oni się dowiedzą... W końcu nieskładne wrzaski o krwi zmieniły się w inną obawę: - N-Nie, nie, nie. Krew to nie śmierć. To nie śmierć. Ja nie umrę. Nie umrę. NIE UMRĘ! NIGDY! - - Gorzki, nerwowy śmiech wydobył się z jego gardła. On przecież nie zginie. To niemożliwe. - Patrz, świnio! PATRZ! NIE UMRĘ! NIGDY! MOŻESZ ROBIĆ, CO CHCESZ, ALE JA NIE UMRĘ! Głośny śmiech powoli przeradzał sie w cichy chichot, a potem znowu w głos pełen obawy: - Opuściłaś mnie... OPUŚCIŁAŚ. Dlatego ona mnie zdradziła... Zawsze mnie zdradza! CZEMU CIĘ TU NIE MA?! POKAŻ SIĘ! W końcu jedno zdanie zaczął powtarzać jak mantrę. Drżący głos wyrywał się ledwie z piersi: - Dopóki las nie ruszy i nie zjawi się niezrodzon z kobiety. Dopóki las nie ruszy i nie zjawi się niezrodzon z kobiety. Dopóki las nie ruszy i nie zjawi się niezrodzon z kobiety... I tak cały czas. Caly czas. Cały czas ...
Shou
Liczba postów : 287
Dołączył/a : 03/11/2012
Temat: Re: Plac wokół katedry Sro Sie 07 2013, 14:43
Zamieszanie. Tym jednym prostym słowem dałoby się zapewne opisać całokształt sytuacji, jaka zapanowała na placu. Płonący ludzie... Lodowe giganty... Koty... Wrzaski, czy bełkoty. Akiemu nie za bardzo się to podobało, ale jakoś trzeba zdzierżyć nawet te jakże niesprzyjające warunki, dlatego też spróbował się uspokoić poprzez wdech, czy dwa, a potem... - Takano-san... Pomoże mu pani? - zwraca się w kierunku mistrzyni, licząc, iż ta go dosłyszy. Komu potrzebna pomoc? Zapewne poranionemu mężczyźnie z kawałkiem włóczni w sobie, nie? Nawet poda wtedy mistrzyni jeden z bandaży, aby to założyła opatrunek, bo raczej każdy głupi to umie, nie? A przynajmniej zatamować krwawienie poprzez przyłożenie go do rany, nie? Sam zaś udaje się w stronę wcześniej "ratowanego" Exceeda. - W-wszystko w porządku? Nic ci nie jest? D-dasz radę walczyć? - pyta się go nieco niepewnie. Może i to nie człowiek, jednak to nadal zwierze, którego nie zna, nie? Warto byłoby dowiedzieć się czegoś o nim, a może potencjalnym użytku bojowym? Who knows, nie? Przy okazji sadza go w miejscu, aby nie ruszał się za nadto! Ba! Nawet można powiedzieć, iż kładzie, a jeśli Aki znajduje się za daleko od giganta, aby wykazać działania ofensywne... Bierze nawet Kerupiego na ręce, aby nie zostawiać go bezbronnego. Ugh... No niech będzie, że ten się ruszy, ale no cóż... Odłoży go bliżej, tak aby mieć rannego na oku, ot co!
Jednak tak ciut z działań ofensywno-defensywnych. To na dobry początek próbuje uśmierzyć ból, czy potencjalne obrażenia układu nerwowego kota za pomocą pwm Natural Healing Abilities. W końcu wypadałoby, aby nie uszkodził "pacjenta". Przy okazji także próbuje jakoś zadziałać przeciw niezbyt przyjemnemu wrażeniu chłodu, korzystając na maksymalnych obrotach z pwm Microclimate, czyli o te 15 stopni w górę~! Przydałoby się by przełamać pierwsze lody, czy stopić ten lód w żyłach giganta, jakby podszedł... Właśnie... Podejście giganta... Nadal leży? Wtedy poleci Wind Trap pod jego szyję/głowę - tak, aby część owego wiru poharatała mu gardziołko. Może starczy, a jak nie? Po zniknięciu pierwszego, poleci taki drugi ot co~! Wypada go przecież zająć, jednak... Jeśli kolos powstał... Wtedy Wind Trap leci pod jedną z jego nóg - uznajmy, że lewą, tak, aby okazjonalnie może porywy wiatru zahaczyły o krocze wielkoluda. Może to go wywali, a wtedy drugi leci zgodnie z poprzednimi wyznaczeniami - głowa/szyja. Jak nie wywali? Leci powtórka na lewą nogę, aczkolwiek każdy wariant ogranicza się raczej do dwóch Wind Trapów - nie więcej~!
Jednak, co jeśli zostanie zaatakowany on lub Kerupi? Kot nie da rady się pewnie sam obronić z danymi obrażeniami, a zasięg zła rzecz, nawet jak temperatura zwiększona, ot co~! Więc... Wtedy najwyżej Aki próbuje odskoczyć chwytając czarnego Exceeda, a jeśli to nie wystarczy, jak i warunki go otaczające, wtedy dodatkowo próbuje odgrodzić się Dispelem, ot co! (Chyba że nastąpi inna akcja obronna) Przecież nie może pozwolić sobie na jakieś rany, jak możliwe wsparcie może okazać się potrzebne, nie?
Kerupī
Liczba postów : 40
Dołączył/a : 24/06/2013
Temat: Re: Plac wokół katedry Pią Sie 09 2013, 09:34
Walka wciąż trwała w najlepsze tyle, że kocur nie do końca ogarniał co się dzieje. A może ogarniał tylko sam nie chciał nic robić, żeby komuś nie przeszkadzać. Bo oglądać to oglądał zmagania z olbrzymem. Był tym nawet pochłonięty na tyle, że nie zauważył Akiego, który go podniósł i "przestawił" w inne miejsce. Czy tam wziął na ręce. W każdym razie Keru się nie opierał. - Ouhh... tak... Chyba. - odpowiedział na pytanie chłopaka patrząc się na niego. Po chwili jednak dodał spuszczając łepek. - Nie wiem. - i tak naprawdę właśnie było. Sam nie wiedział czy jest w stanie walczyć, znaczy że walczyć jest przekonany... Tylko nie wiedział czy miałoby to jakiś sens. Bo przecież nic nie może zrobić. Toteż tylko sobie stał i patrzył na walkę z olbrzymem samemu się nie mieszając, nie robiąc nic poza tym. I tak sobie stał, chyba że... Chyba, że został zaatakowany to wtedy rusza się, a dokładniej odskakuje w któryś z boków, tak żeby włócznia olbrzyma go nie zmiotła z powierzchni ziemi. Po prostu nie spieszy mu się na tamten świat. A jakby to miało nie wystarczyć to wtedy Keru wykorzystuje swój Wodny bąbel coby się jakoś uratować. Ale nie tylko w takim wypadku zaczyna działać. Rusza także kiedy widzi, że jego dobroczyńca (czyt. Aki) został zaatakowany. Wtedy stara się mu jakoś pomóc. Najpierw doskakuje do niego i jeśli widzi, że z jego obroną nie jest najlepiej to wtedy wskakuje na niego i również aktywuje wodny bąbel dodając zaraz po tym pesymistycznie. - Tylko lepiej się rusz, bo na pewno to zda się na nic... - bo nie ma to jak pozytywne podejście.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.