I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
~~ Na oko zwyczajna sala pooperacyjno-rehabilitacyjna. Stały tu cztery łóżka, po dwa naprzeciw siebie. Po zewnętrznej stronie każdego łóżka znajdowała się mała szafka. Pościele, powleczone dość schludnie na łóżka aż zapraszały pacjentów. Jeszcze nowa i nawet pachnąca, w kolorze białym, nie zżółknięta. W sali znajdowało się okienko, bez klamek, by nikt nie wyskoczył. Otwierać można było je jedynie uchylnie, dźwigniami po lewej i prawej stronie tegoż okna~~
Kotomi po raz kolejny w krótkim odstępie czasu leżała w szpitalu. Na warunki postanowiła nie narzekać, przynajmniej dopóki nie obudzą się współtowarzysze. A zresztą... Teraz w pokoju były tylko osoby, z którymi ramię w ramię walczyła. -Wstawać lenie, nie ma spania~!- zapiszczała głośno Kotomi, odrywając plecy od łóżka, by wydobyć wyższe tony. Jeszcze nie wyszła z wprawy, jednak jej złośliwość powoli zanikała... Była z tego powodu bardzo podirytowana, musiała na kimś poćwiczyć bycie niemiłym. Póki co jednak chciała jak najszybciej odbębnić wizytę w szpitalu i iść na kolejną misję. Wciąż chciała być silniejsza i pokonywać kolejnych Inkwizytorów, lub choćby pentakle. Obojętnie, cokolwiek by się nie napatoczyło, dziewczyna z odwagą w sercu stanie w szranki.
Autor
Wiadomość
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Sala numer 69 Pon Wrz 02 2013, 18:54
Wszyscy zaczęli się zbierać, bardzo szybko dochodząc do siebie. Tylko ona siedziała w tym szpitalu i czekała na cud, jakim było odzyskanie przez dziewczynę nerki. Dużo jednak też myślała o bracie, którego dopiero co odzyskała, a już mogła go stracić, po raz kolejny. Zrobiło się jej nieco smutno, spojrzała za okno, zastanawiając się, co teraz robi Serge, czy jest bezpieczny, a najważniejszy- czy jeszcze się spotkają. Zacisnęła mocno oczy, powstrzymując złe myśli.Wróci, cały i zdrowy, spotkają się, opowiedzą, co się stało w ciągu tych kilku lat i będzie dobrze. Na pewno, inaczej być nie może, co nie? Lorie tak się zamyśliła, że nawet nie czuła, jak Jafar dźgnął ją długopisem. Spojrzała na niego, jak się zorientowała, że właśnie odzyskała. A po chwili... zamiast lekarza pojawił się całkiem inny gościu, a potem... znikł! Ach ta magia! Uśmiechnęła się. Nic tu po niej. Wzięła to co jej i wyszła ze szpitala.
[zt]
Sakata
Liczba postów : 89
Dołączył/a : 01/06/2013
Skąd : Wprost z tostera
Temat: Re: Sala numer 69 Czw Wrz 19 2013, 18:58
No i jak widać Acl miała na tyle serca i troski o niego, by w pewnym sensie zanieść go do szpitala. Kiedy się obudził leżał sobie wygodnie na łóżku, ale kiedy spróbował się poruszyć poczuł ból w nodze gdzie trafił atak Akiego. Samo to wspomnienie sprawiło iż czuł się wkurzony, ale zaraz potem przypomniał sobie iż pozbawił chłopaka głowy, a więc dokonał tego czego chciał. Rozluźniło go to nieco, ale miał nadzieję iż Acl nie wymierzy mu kary czy czegoś za zbyt długie walczenie. W sumie teraz kiedy miał czas mógł na spokojnie rozważyć to w co się wpakował. Jedyne co wiedział to to jak się nazywała jego pani, oraz to iż była raczej gwałtowna a jedyne ugody na jakie pójdzie to tylko te, gdzie będzie miała jak największy zysk. No i prócz tego lubiła przemoc i zabijanie. Cóż zapewne kiedy stąd wyjdzie postara się zdobyć o niej jakieś informację, ale na razie należy się skupić na odpoczynku. Kiedy przyszła pielęgniarka dowiedział się iż został tu zaniesiony przez jakiegoś człowieka, który z kolei otrzymał go od jakiejś kobiety. A więc jak widać potrafiła się choć troszkę zatroszczyć o swoje sługi. Zaraz potem powiedziano mu ile tutaj poleży no i nie zostało nic innego jak spokojnie odpoczywać.
Sakata
Liczba postów : 89
Dołączył/a : 01/06/2013
Skąd : Wprost z tostera
Temat: Re: Sala numer 69 Sro Wrz 25 2013, 21:18
No i w końcu nadszedł czas na opuszczenie szpitala. Kiedy przyszedł lekarz został sprawdzony jeszcze raz przed wyjściem, no i na szczęście okazało się iż wszystko jest ładnie zagojone, a rana przy pośladku nie będzie przeszkadzała, tylko dosyć duża blizna zostanie. Jakoś się tym nie przejął bo miał już parę blizn po walkach, a więc jedna mniej czy jedna więcej nie robiła mu różnicy. Wysłuchał lekarza do końca po czym wyszedł z szpitala, po czym poszedł rozglądnąć się za jakaś robotą, bo za coś musiał wyżyć przecież, a na dodatek potrzebował informacji o Acl. Może też czas się przyjąć do jakiejś gildii? Cóż jak an razie poszukiwanie roboty było ważniejsze więc zostawiając szpital za sobą ruszył w zapewne bezowocne poszukiwania.
[zt]
Lavi
Liczba postów : 87
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Sob Paź 05 2013, 10:49
Do tej jakże zboczonej sali trafił alchemik po skończonej misji. Dlaczego szpital w Magnolii, kiedy zadanie odbywało się w Hosence? Nie chciał tak od razu iść do szpitala szczególnie, że jego rany nie były bardzo ciężkie postanowił więc najpierw udać się do miasta wróżek, a dopiero potem do lekarza, który obejrzałby jego rany. Staruszek w sędziwym wieku o twarzy żaby już na początku nakrzyczał na chłopaka, że nie udał się od razu do wyspecjalizowanej służby medycznej, ale Lavi nie słuchając specjalnie puścił to koło uszu. Dopiero po chwili postanowiono się nim zająć. Również starsza pielęgniarka opatrzyła mu głowę zakładając czepiec hipokratesa. To była najpoważniejsza ze wszystkich ran. Poza tym kilka plastrów na drobne otarcia. Obeszło się bez operacji. I tak dziwne, że trafił do szpitala. Po zabandażowaniu skierował się do drzwi, ale zatrzymał go lekarz z pytaniem, gdzie się wybiera. Tłumaczenie, alchemika, że nic mu nie jest i nie chce marnować czasu w szpitalu nie pomogło. Przypisali mu salę 69, do której się udał. Nie miał co robić... więc zasnął.
Lavi
Liczba postów : 87
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Nie Paź 06 2013, 15:46
Potrzymali go trochę, ale nie mieli wyjścia: musieli go w końcu wypuścić. Spędził w szpitalu cały dzień zgodnie z zaleceniami lekarza, po których zdjęte mu z głowy bandaż i wypuszczono do domu z poleceniem, aby na siebie uważał. Oczywiście na kolejnej misji nie da się tak poturbować jak to miało miejsce teraz. Nieszczęśliwe sploty wydarzeń, ale przynajmniej trochę zarobił i nabył doświadczenia. Poza tym musiał jeszcze odwiedzić sklepikarza w tym mieście, który podobno słynie z niezwykłego asortymentu. Po straconym dniu udał się w stronę centrum miasta.
z/t
Elysia
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 31/05/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Wto Lis 05 2013, 21:05
Cała końcówka finału przeleciała jej przed oczyma. Nie widziała, co się stało, jak, dlaczego. Tyle pytań kłębiących się w małej główce. Na dodatek nie miała zbytnio siły, by o cokolwiek zapytać, gdy już wracali do Fiore. Dopiero teraz mogła dopytać swoich towarzyszy niedoli, co tak naprawdę się wydarzyło. Dziwnie jednak by się czuła, gdyby tak prosto z mostu zaczęła wszystkich przesłuchiwać wszystkich po kolei. Najpierw więc musiała się jakoś przyczaić. Na szczęście jej obrażenia nie były tak poważne, jak Takary. Mogła swobodnie się poruszać, jedynie od czasu do czasu poprawiając okulary, które zsuwały jej się z nosa. Nie mogła się przekonać do wpychania sobie czegoś do oka, więc póki nie musiała robić nic poważnego, zdecydowała się na mniej dogodne rozwiązanie.
Trzeba było zacisnąć swoje więzi, póki jeszcze razem przebywały w szpitalu. Potem może mieć małe problemy z odnalezieniem nadpobudliwej wróżki. Z tego też powodu podeszła do łóżka dziewczyny i bez żadnego pytania wpakowała jej się w nogi. Znaczy w nogi mebla. Musiała w końcu być stanowcza! Szkoda czasu na owijanie w bawełnę. - Jak się czujesz?
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala numer 69 Sro Lis 06 2013, 16:12
To nie tak, że ciężka praca i wysiłek nie przynoszą efektów. Po prostu te efekty mogą być nieco inne, niż się z początku zakładało. Tak na przykład, Takara zdążyła opanować teleportację, jednak tylko na poziomie podstawowym. I byłaby to bardzo pomocna umiejętność, gdyby nie przenosiła w magiczny sposób akurat na łóżko szpitalne, oraz w stanie, który nazwać "krytycznym" byłoby drobnym niedopowiedzeniem. Długo po straceniu przytomności leciały jej w podświadomości ostatnie widoki z pola walki, zapętlone i w jakości starego filmu, zachowując przy tym kolory. Za każdym razem kiedy klatki przesuwały się do momentu "walki" z 10*, w duchu dziękowała Abdulowi za ten jego specyfik. Nawet nie próbowała sobie wyobrażać, jak bardzo by pewnie zwijała się z bólu po złamaniu na raz tylu żeber. Na samo wspomnienie owego rzędu chrupnięć, dostawała dreszczy. Ale i tak najgorsza była myśl uderzająca w nią z siłą rozpędzonego Titanica w górę lodową I znowu skończyło się na tym, że dostałam wpierdziel i na tym moja rola dobiegła końca...Żyć, nie umierać, serio... skwitowała z dezaprobatą, kiedy wreszcie zamiast standardowego "replaya" utrzymującego się już od dłuższego czasu, nastąpiła ciemność. Jedna, wielka, nieprzenikniona... Dopiero jednak po chwili zorientowała się, że wcale nie lewituje sobie w eterze, nie zginęła, a to, co było przed chwilą, to nie życie przelatujące jej przed oczami w ostatnich chwilach istnienia. Już wcześniej podejrzewała, że to raczej nie to - transmisja mimo długości, zajmowała za mały fragment jej życiorysu. Prawdziwa powinna się rozpocząć mocno wcześniej, powalając ciągłą akcją i być przeplatana na zmianę elementami komediowymi i tragicznymi. Kolejnym dość szokującym odkryciem było to, że nie ma pod plecami posadzki z sali tronowej a coś, co nie da rady nazwać glazurą, ziemią czy innym drewnem. To, na czym leżała, było stanowczo zbyt miękkie. Materac. przyjęła do wiadomości ów prawdę ze stoickim spokojem, nie mając potrzeby nawet otwierać oczu. Misje Takaś kończyły się zbyt schematycznie by nie odgadnąć, gdzie właśnie leży. Właściwie to otworzenie ślepi mogłoby być dość problematyczne. Mięśnie nie zwlekały by wnieść protest wobec ich nieludzkiemu traktowaniu, próbując dobić się z podpisami dotyczącymi referendum w tej sprawie do "zarządu". Na starcie pojawiły się wątpliwości, czy w najbliższym czasie nogi nie rozpoczną insurekcji, a reszta organizmu, która w mniemaniu Takary niewiele się różniła od panoramy racławickiej, nie wznieci rewolucji. Pomimo tego postanowiła spróbować... Mozolnie podniosła do połowy powieki, obrywając bez ostrzeżenia ostrym światłem po oczach, co natychmiastowo zmusiło ją do ich zamknięcia. Nie mniej druga próba była już bardziej udana. Przez chwilę gapiła się tępo w stary, biały, szpitalny suit, z którego zdążyło się już ewakuować trochę tynku i jeszcze więcej farby, pozostawiając miejscami dość abstrakcyjne obrazy, nie przedstawiające niczego konkretnego. Ktokolwiek je tworzył, musiał być chory. Dobra, więc tak. Na pewno nie ma cię w Koh. Zbyt często bywam w tym szpitalu, by go nie poznać. Szpital pewnie też mnie poznaje. Nie wiem, czy tak jest, ale jest to dość prawdopodobne. Druga sprawa... Żyję. Na pewno. Chyba. Tak czy siak, nie czuję się martwa, więc to chyb dobrze. Martwa nic bym nie czuła, a obecnie odczuwam nawet za dużo. I trzecia sprawa - jest tu El... Czekaj, wróć... Że co? Ostatnia myśl z trudem dobiła się do bram świadomości, wywarzając je z buta, krocząc chwilę później do środka. Ah,.. El. Dobra, już wiem. Byłam z nią w Koh. Tak, pamiętam. To znaczy, że ona chyba też ma się dobrze. To dobrze... I to bardzo. Cały problem polegał na tym, że w Koh było jeszcze 4 osoby oprócz Takary. Bez El - trzy. I nic nie wskazywało na to, że cała ekipa była na miejscu. Chociaż Grshne też chyba mogła odliczyć... - Prawie... - odpowiedziała niezbyt słyszalnym głosem. Widać siły jeszcze całkiem nie wróciły, co było dość zrozumiałe. Nie różniła się w Koh niczym od baterii mającej śladowe ilości "mocy" . Do tej pory nie rozumiała, jak udało jej się tyle wytrwać. Nawet nie próbowała. Stwierdziła, że to nie jest coś, co jest w stanie ogarnąć. Dopiero po chwili jej umysł przeanalizował, o co właściwie El pytała, i choć odpowiedź Takary w wielu przypadkach wcale nie byłaby gorsza od innych, w obecnej sytuacji nie miało ono w ogóle sensu. - Znaczy chyba... Chyba dobrze. - na pewno lepiej niż wcześniej. Pomimo niedogodnościami związanymi z nadużywaniem własnych sił i ran. Czuła się dobrze. Nawet lepiej, niż wcześniej. lepiej, niż podczas tych kilku miesięcy. Nie wiedziała tylko, dlaczego. Odpowiedź nadeszła całkiem szybko, zaraz po tym, jak cudem podniosła się z łóżka, by po prostu na nim usiąść i legnąć plecami na poduszkę za sobą. Jedno "Niah" starczyło, by sobie przypomniała. By na chwilę oderwać się od rzeczywistości i przeanalizować, co się właściwie stało, bo stało się. Zbyt dużo przebyła z nim czasu by po tak krótkim odgłosie, wypowiedzianym w taki, a nie inny sposób nie odgadnąć, jakie emocje mu towarzyszyły. No, może nie dokładnie, ale to nie było to, czego by pewnie optymistycznie wyczekiwała. To było cos, co potrafiło zmrozić krew w takasinych żyłach. Coś, czego najbardziej się obawiała. Przez moment patrzyła w jakiś punkt na podłodze, nie odwracając się w stronę drzwi. Nie mogła, nie potrafiła. Zaraz po tym zaś mogła tylko słyszeć, jak odchodzi, zaszklonymi oczami gapiąc się w niezbyt oryginalną posadzkę. I w sumie jedyne, co powstrzymywało ją przed rzuceniem się w pogoń za nim, nie było ogólne wykończenie, a... strach. - Nienawidzi mnie, prawda? - wyszeptała pod nosem, prawą ręką wycierając oczy nim łzy spłynęły jej po polikach. Nie chciała płakać, tym bardziej, że był to jej osobisty problem, a wszyscy powinni się cieszyć skończeniem misji - w mniemaniu Taś - chyba udanej. Co się jednak później działo, nie wiedziała. Nie mniej, czy jeśli by zawalili, to czy byliby w szpitalu? No, przynajmniej Takaś i El. - Co ja najlepszego narobiłam... - dodała po chwili jeszcze ciszej. Przecież nie tylko o nim zapomniała. Znaczy się, tylko, jednak to musiało pociągnąć za sobą jakieś następstwa. Chociażby to, że mógłby być sam. Narażony na niebezpieczeństwo. Smutny, zły i bez osoby, która mogłaby go pocieszyć. Bez osoby, która trzymałaby pieczę nad tym, by nie zrobił jakiegoś głupstwa. Tymczasem Takara zawaliła na całej linii... -Co z resztą? - zapytała w końcu, wkładając w to już więcej siły, a wzrok przenosząc na dziewczynę. Jeżeli kogoś nie ma w pokoju, to nie jest dobrze. A przynajmniej jest to niepokojące i to od czasów Krug. Miała szczerą nadzieję, że nikt nie podzielił podobnego losu, jak niegdyś Bukaj,
Elysia
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 31/05/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Sro Lis 06 2013, 21:01
Prawie? To słowo wcale jej nie satysfakcjonowało. Było zbyt mało dokładne. Poza tym budziło pewne wątpliwości, bo prawie to El miała dwa metry wzrostu. Wartość przy „prawie” dla każdego wynosiła inną wartość. Wolałaby usłyszeć lepsze zapewnienie, że dziewczyna czuje się dobrze. Albo źle. Na pewno byłoby to lepsze od „prawie”. „Chyba” też wcale do niej nie przemawiało. To z kolei oznaczało, że Takara sama nie wie, jak się czuje, a to było najgorsze! Może straciła czucie w nogach, rękach czy bóg wie czym? Może w ogóle już nie czuła? El zbliżyła do niej twarz, żeby przypatrzyć jej się bliżej. Może na podstawie swoich wnikliwych obserwacji znajdzie odpowiedź na swoje pytanie? Bo Taś wcale nie chciała z nią współpracować, a w końcu była taka miła! - No chyba nie chyba dobrze. Tak jakoś blado wyglądasz. Może zawołać lekarza? To w gruncie rzeczy byłaby dobra decyzja. Pan doktor na pewno pomógłby jej rozwiązać zagadkę poczucia Takary! Na dodatek może by wiedział, co zaszło w Koh? O i dowiedziałaby się, co z innymi. To był idealny pomysł. Już chciała zejść z dziewczyny i go zrealizować, gdy usłyszał bardzo dziwne pytanie. Niby wypowiedziane szeptem, ale El oślepła, a nie straciła słuch. - Nienawidzę Cię? Czemu miałabym cię nienawidzić?- zapytała zdziwiona i przekonana, że pytanie było skierowane w jej kierunku. Cóż za fatalna pomyłka, ale nie powinno się jej obwiniać. W końcu ona kota nie widziała, ani też nie zwróciła uwagi na jego „nyah”.- Nic nie zrobiłaś… Znaczy dużo zrobiłaś! Bardzo dużo! I to wielkich rzeczy! Powinnaś być z siebie dumna, przynajmniej ja tak sądzę. Przydałaś się o wiele bardziej niż ja… Na skrywany płacz dziewczyny zareagowała instynktownie. Po prostu podała jej chusteczkę, by nie musiała wycierać swoich łez ręką. To było niehigieniczne, a poza tym El serduszko się krajało na ten widok. W końcu Takara pokazała prawdziwą klasę i teraz nie powinna się smucić. Dlatego też jeżeli dziewczyna wcześniej jej nie odepchnęła, przysunęła się bliżej niej i po prostu najzwyczajniej w świecie przytuliła. - Nie powinnaś płakać. Jesteś taką wspaniałą osobą! I… nie wiem, co z resztą, ale chyba wszyscy żyją. Znaczy na pewno żyją. Lusia nie doznała wielu obrażeń chyba. Ale tak to nie wiem… Mam pewne problemy z zauważaniem takich rzeczy…
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala numer 69 Czw Lis 07 2013, 13:54
El przybliżyła się. To był ten kluczowy moment kiedy doszła do wniosku, że coś jej nie pasuje. Moment jej trochę zajęło by uznać, że wcale nie miała wcześniej okularów. Jakkolwiek by próbowała sobie przypomnieć, nigdzie nie dała rady znaleźć wspomnień, gdzie by owe dziewczę takowe posiadało. Jedyne co pamiętała to fakt, że El siedziała koło drzwi przy tronowej. Wtedy nawet nie wpadła na pomysł by zainteresować się, dlaczego zamiast pomagać nic nie robiła. Teraz, nawet nie szukając odpowiedzi na tamto, bo po co, ta sama do niej przyszła pod postacią oprawek ze szkłami na jej nosie. - Znaczy dobrze. Czuję się dobrze. Na pewno. - odpowiedziała z lekką obsuwą w czasie, usilnie starając się nie wepchnąć pomiędzy słowa kolejnego "chyba", co było obecnie nie lada wyzwaniem. - Starczy, że odpocznę i wszystko wróci do normy. - odpowiedziała zupełnie pewna swych słów. No bo jak nie wróci? Wszystko się zagoi i będzie po staremu. Kiedy indziej się dowie, że to jedno wielkie kłamstwo. Nie mniej grunt to pozytywne myślenie. Nie zrozumiała. Krótkie stwierdzenie pojawiło się dopiero po chwili, kiedy mózg zdołał przetrawić słowa El, a moment to trwało. Szczególnie dlatego, że początkowo sama nie rozumiała, o co jej chodzi. Wszak sama nie sądziła, że El może ją za coś nienawidzić, bo za co? Choć wiadomo, człowiek zawsze znajdzie powód, ale jako takiego, jasnego i jak najbardziej prawdopodobnego nie widziała. - Nie ty. Kuro... - wyszeptała imię swojego przyjaciela jakby nie była pewna, czy faktycznie dalej go może tak nazywać i czy właściwie wypada. Nie mniej opis typu - Taki mały, czarny kot. Dwa ogony. Mówi. Najlepszy exceed na planecie... - wypowiedziany nieco głośniej i wyraźniej jakkolwiek poprawnie opisywał jej futrzaka. Ależ tak, był to opis jak najbardziej prawdziwy, ale krótki. Za krótki, by serio przedstawić jego niesamowite, kocie jestestwo. Isi... nie iść.. Nie miała pojęcia. Usłyszenie, że serio go zawiodła i nie chce mieć z nią nic wspólnego nie różniłoby się niczym od potrącenia przez rozpędzonego tira. Nie mniej słowa Ely były dość pocieszne. Właściwie rzadko, jeśli w ogóle, ma okazję słuchać, że serio się na coś przydała. Miła odmiana, kiedy serio ktoś twierdzi że odwaliła kawał dobrej roboty. Od razu poprawia humor i to do tego stopnia, że na twarzy Takary mimowolnie pojawił się uśmiech. - Ty też dzielnie walczyłaś, serio. Wyglądasz tak niepozornie a jednak udało ci się dostać do tronowej i to szybciej, niż ja sama... - ...ale mówić, że się nie przydała nie może. Oj nie i właściwie to, co powiedziała, była szczerą prawdą. Inna sprawa, że to zupełnie odbiegało od ogólnego tematu, którym się teraz przejmowała. Może gdyby pojawiła się wcześniej Rin by zginęła prędzej i cała ta szopka skończyła się z wynikiem bardziej korzystnym dla nich? Na samą myśl znowu przypomniały jej się żebra. Brrr.... Jakby w ogóle wspomnienie o nich było obecnie mile widziane. Właściwie skoro pokonali Rin i Jeana, to co z pentaklami? Jeżeli żyją, mogą chcieć się mścić, a jeśli nie... Sama nie była pewna, która opcja byłaby lepsza. Nie mniej rozwodzenie się nad tym, nawet w myślach, pozwala jej na chwilę odejść od problemów z relacjami z własnym pupilem. - Idziemy ich poszukać? - wysunęła propozycję do przytulającej się do niej Elysi. Odpowiedź nijak mogła być odzwierciedleniem prawdy, kiedy była pewna jedynie stanu Lusi. Musiała wiedzieć, nie dawało jej to spokoju nie mniej jak sprawa Kuro. I to nie było fajne. Ale sprawa Kuro jednak bardziej, dlatego postanowiła wprowadzić poprawkę, do swej propozycji. - Albo inaczej. Poszukaj Pheama i zobacz, czy z nim wszystko dobrze, i u Lusye też, dobra? Ja muszę znaleźć tego mojego kota. Prędzej czy później i tak będę musiała z nim się spotkać oko w oko a lepiej wcześniej niż później... - jeżeli serio jej nienawidzi - powie jej to. I w sumie nic się nie zmieni. Dalej będzie sama bez kota. Może to upierdliwe, przykre smutne i tak dalej, ale lepsze niż usilne trzymanie go przy sobie. A jak nie, to sytuacja stanie się klarowna i nie będzie musiała się martwić, że Kuro ma jej serio za złe Krug. W każdym razie będzie dobrze, a nawet lepiej. Liczyła na zrozumienie ze strony El. Wiedziała, że zostawianie jej, nawet z tak zacnym zadaniem, nie jest dobre. Ale zostawianie zdołowanego futrzaka którego się nie widziało przez rok a który jest jej oczkiem w głowie było by równie nie okay. Dlatego też uwolniła się z uścisku El, po czym wysunęła się spod kołdry. Odziawszy laczki szpitalne i szlafroczek w owce machnęła tylko El na pożegnanie, po czym ruszyła przez drzwi.
z/t
Lusye
Liczba postów : 196
Dołączył/a : 09/03/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Nie Lis 10 2013, 04:30
Obudziła się w zupełnie innej sali, na zupełnie innym piętrze. Pomimo tego, że jej rany nie były dotkliwe i tak musiała nieco odpocząć i podreperować własne siły tak samo fizyczne, jak i psychiczne. Jednak gdy tylko poczuła się na siłach, by wędrować po szpitalnych korytarzach, ruszyła na poszukiwania towarzyszy z Koh. Wiedziała, co się stało, że udało im się pokonać Inkwizycję, ale wszystko to wciąż było tak nierealne... tak samo jak nierealna wydawała się obecność Dracula. Ale patrząc na swoje rany... A przecież inni byli w jeszcze gorszym stanie, niż ona. Więc zmobilizowała swoje siły i ruszyła na wędrówkę po szpitalu, szukając znajomych twarzy. Pierwszą znalazła Elysie, zupełnie przypadkowo zaglądając do sali. Uśmiechnęła się widząc jej osobę na łóżku. - Szukaliśmy cię - powiedziała ciepłym tonem. Cokolwiek mogło oznaczać to "my", czarnowłosa wyglądała na szczęśliwą. Podeszła bliżej młodszej dziewczyny, mając delikatny uśmiech na ustach. - Jak się czujesz? - O co więcej mogła spytać? O wiele rzeczy. Ale uznała, że nie musi pytać teraz. W końcu pewne rzeczy same się rozwiążą.
Elysia
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 31/05/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Pon Lis 11 2013, 03:01
Przyjrzała się Takarze z bliska. Bezsprzecznie ją okłamywała. Taka nagła zmiana zdania nie mogła przecież normalnie nastąpić. Natychmiastowe uleczenia nie były raczej sprawą często prawda? Nadęła lekko policzki, gdy Takara dodatkowo wyskoczyła z tekstem, że wystarczy jej poleżeć. Zupełny brak do poszanowania zdrowia i życia! - Wiesz, że nie wolno kłamać? Od tego podobno rośnie nos! Poza tym nie powinnaś się przemęczać, bo niewiadomo, co ci jest. A jak nie możesz wstawać? No tak, ale powstrzymanie Takary było równie trudne jak zarzymanie szarżującego czołgu, gdy jest się wyposażonym jedynie w procę. El nie widziała, czym jest czołg, ale z pewnością znalazła równie dobra i trafne porównanie. W każdym bądź razie nie była zadowolona z postawy kociary, a już szczególnie, gdy wspomniała o kocie. Kuro jakoś nie przypadł jej do gustu. Chyba już zawsze będzie go kojarzyć z upartością godną kozy. Przynajmniej jako tako pasował do swojej pani. Twardogłowa dwójka. Choć nie pałała do niego sympatią, miała nadzieję, że Taś szybko się z nim dogada. Pokręciła głową na jej pochwały. Tak bardzo mijały się z prawdą, że aż było jej wstyd się przyznać, co się faktycznie zdarzyło. - Wcale nie walczyłam dzielnie. Po prostu miałam dużo szczęścia…
Z początku chciała zatrzymać dziewczynę, gdy ta tylko wpadła na pomysł, żeby zacząć szukać reszty. Z pewnością nie było to zajęcie dla niej teraz odpowiednie. Powinna siedzieć w łóżku i odpoczywać, jak już sama zresztą wcześniej zauważyła. Za to El mogłaby się spokojnie przejść. W końcu nic poważnego jej nie dolegało, a na pewno skończyła lepiej niż Tasia. Pewnikiem próbowałaby za pomocą swojej niewielkiej siły spróbować ją usadzić w łóżku i niegdzie nie wypuszczać, gdyby nie nagła zmiana planu oraz wspomnienie o Pheamie, które dosłownie sparaliżowało dziewczynkę. Wolałaby nie pamiętać tego wstydliwego incydentu w swoim życiu. Tyle rzeczy jej się przytrafiło, a i tak będzie pamiętać te najbardziej bolesne i powodujące, że cała twarz na samo ich echo. Zasłoniła się szybko poduszką, żeby nie pokazać, jak bardzo się z tego powodu denerwuje.
Trwałaby pewnie tak nadal, gdyby ktoś nie wszedł do środka. Głos był znajomy, ale za nic nie mogła go sobie z nikim skojarzyć. Wychyliła się więc lekko, żeby zobaczyć kogo też tu przywiało. Zobaczywszy, że to Lusia, uśmiechnęła się lekko, odsłaniając twarz. - Szukaliście? Ze mną wszystko w porządku… A ty jak się trzymasz?
Lusye
Liczba postów : 196
Dołączył/a : 09/03/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Pon Lis 11 2013, 21:42
Elysie skulona na łóżku była uroczym widokiem. Dlatego też na ustach Ru pojawił się ciepły uśmiech, skierowany w stronę dziewczyny. Podeszła bliżej. Przecież nie będzie stała w drzwiach jak nieproszony gość. - Na pewno wszystko dobrze? Byłaś w złym stanie, gdy wychodziliśmy z Koh - kontynuowała swoje, badawczo przyglądając się białowłosej, jakby szukając wszelkich oznak tego, że coś jest nie tak. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że może być to nieco niegrzeczne, więc zmieszała się i szybko cofnęła, siadając na krzesełku obok. Kiedy pytania zeszły na nią, spuściła głowę. Co miała odpowiedzieć? - Nic mi nie jest. W porównaniu z wami, nic mi nie było - odpowiedziała, podnosząc głowę z niepewnym uśmiechem na ustach. - Najważniejsze, że wszystko dobrze... Pomimo tego horroru, który przeżyliśmy... - jej głos cichł, kiedy przypominała sobie kolejne sceny z twierdzy. Och tak, dla niej to był horror, który jeszcze długo będzie nawiedzał ją w snach. Figurka Madoki stała na szafeczce przy szpitalnym łóżko, ale Lusye nie miała na tyle odwagi, by skontaktować się z duchem.
Elysia
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 31/05/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Wto Lis 12 2013, 21:11
- Nic poważnego mi nie było widocznie. Trochę się przypiekłam na własnych zaklęciach i to tyle. Znowu spaliła się ze wstydu na samo wspomnienie tego ile razy dostała rozbłyskiem słonecznym zarówno od swojej przeciwniczki jak i od siebie samej. Szczególnie to drugie było mocno żenujące. Niby taka silna i potężna, a nadal zapominała przymknąć oczu w pewnych momentach. Zdziwiła się, gdy Lusia nagle się od niej odsunęła. Brzydko wyglądała? A może pachniała? Ojejku… Ale Tasia nic jej nie mówiła, więc chyba wszystko z nią w porządku? W gruncie… nie przyglądała się jeszcze sobie w lusterku. A może już nie jest taka jak kiedyś? Trzeba będzie to szybko zobaczyć, gdy Lu nie będzie patrzeć. - Mi też raczej nic nie dolega… Tylko nie wiem, co z resztą. Widziałam Takarę, ale ona zaraz uciekła szukać swojego kota… Ty się czujesz dobrze… A co z Pheamem i Grschną? Niewiele pamiętam z końca naszej podróży… Lubiła nazywać misje podróżami. Zawsze się one kończyły. Dobrze czy źle- nieważne. W końcu musiał nastąpić koniec. To było w nich najlepsze. Nie trwały całej wieczności jak życie, a po nich można było zacząć coś od nowa, wymazać z pamięci, jeżeli się tylko chciało.
Lusye
Liczba postów : 196
Dołączył/a : 09/03/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Sob Lis 16 2013, 13:59
Uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki. Była w tym uśmiechu niewypowiedziana ulga. Sama dobrze pamiętała, w jakim stanie byli, gdy opuszczali Koh i był on daleki od pożądanego, u każdego z nich. A mimo to jakoś udało im się wydostać z twierdzy o własnych siłach. Pokręciła lekko głową,jakby do siebie i własnych myśli Dobrze, że wszyscy byli cali, bardziej, lub mniej. Skoro Takara wyszła z pokoju i wyglądała na całą, też było dobrze. Jednak ciekawe co z Pheamem... Dla El musiało to być dość ciężkie, chociażby myśleć o tym, co się "namieszało" w jej uczuciach, ale wyglądało na to, że wszystko już w porządku. Jednak nie była pewna, kiedy uda im się normalnie porozmawiać. W sumie... sama musiała przeprosić za pewne rzeczy. Zaśmiała się cichutko. - Nie wiem, co z Grshną i Pheamem, ale myślę, że u nich też wszystko dobrze. W trójkę opuściliśmy twierdzę na własnych nogach, więc nie mogło być z nimi źle - odpowiedziała spokojnie. Wszystko wydawało się po prosty złym, straszny snem, który już więcej miał nie powrócić. Westchnęła. - Idę się rozejrzeć dalej. - Przytuliła delikatnie Elysie. - A ty się uśmiechnij. Świat się nie skończył - spróbowała ją pocieszyć, uśmiechając się promiennie. Pomachała jej dłonią i opuściła pokój, z zamiarem rozejrzenia się za resztą byłych towarzyszy.
[z/t]
Elysia
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 31/05/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Pon Lis 18 2013, 21:38
- Z Takarą nie było najlepiej a też wyszła… To nie tak, że się o Pheama martwiła, czy coś. On już ją nie obchodził. W końcu to fałszywe uczucie wyleciało, a jej pozostał tylko wstyd, że zachowywała się przez ten krótki okres czasu trochę jak dziecko. Na szczęście już wszystko minęło i póki co będzie się starać omijać siedzibę wróżek szerokim łukiem, żeby przypadkiem sobie biedy nie narobić. Swoją drogą ciekawe jak poszło Takarze ze znalezieniem Kuro… Za kotem nie przepadała, ale bez mimo to życzyła im szczęścia. Wtuliła się w Lusię na pożegnanie. - Powodzenia… Co prawda świat się nie skończył, ale było całkiem blisko apokalipsy. Gdyby tylko była silniejsza… Jej głupota czasem ją bolała. Będzie musiała wszystko przemyśleć od nowa. Może znowu zrobiła coś niepotrzebnie… Sama ze szpitala wyszła niewiele później od Lusi.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.