I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
~~ Na oko zwyczajna sala pooperacyjno-rehabilitacyjna. Stały tu cztery łóżka, po dwa naprzeciw siebie. Po zewnętrznej stronie każdego łóżka znajdowała się mała szafka. Pościele, powleczone dość schludnie na łóżka aż zapraszały pacjentów. Jeszcze nowa i nawet pachnąca, w kolorze białym, nie zżółknięta. W sali znajdowało się okienko, bez klamek, by nikt nie wyskoczył. Otwierać można było je jedynie uchylnie, dźwigniami po lewej i prawej stronie tegoż okna~~
Kotomi po raz kolejny w krótkim odstępie czasu leżała w szpitalu. Na warunki postanowiła nie narzekać, przynajmniej dopóki nie obudzą się współtowarzysze. A zresztą... Teraz w pokoju były tylko osoby, z którymi ramię w ramię walczyła. -Wstawać lenie, nie ma spania~!- zapiszczała głośno Kotomi, odrywając plecy od łóżka, by wydobyć wyższe tony. Jeszcze nie wyszła z wprawy, jednak jej złośliwość powoli zanikała... Była z tego powodu bardzo podirytowana, musiała na kimś poćwiczyć bycie niemiłym. Póki co jednak chciała jak najszybciej odbębnić wizytę w szpitalu i iść na kolejną misję. Wciąż chciała być silniejsza i pokonywać kolejnych Inkwizytorów, lub choćby pentakle. Obojętnie, cokolwiek by się nie napatoczyło, dziewczyna z odwagą w sercu stanie w szranki.
Autor
Wiadomość
Welt
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 03/01/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Wto Sie 13 2013, 20:54
Podróż minęła... Jakoś. Nyah... Różnye bywało, ale na pewno mogło być lepiej, a i też ciut mnyej męcząco. Ta... Kuroś po szaleńczej wyprawie o nazwie "byle jak najszybciej do szpitala", unikając kilku latarni oraz słupów z ogłoszenyami, czy totalnego chaosu dotarł z Takarą do czerwonego krzyżyka na mapie, czyli... Szpitala! Tak. Placówka medyczna, którą ostatnimi czasy jego partnerka miała okazję dość często odwiedzać, nye? No ale nye o tym. Zresztą... Czekał na to, co się stało i tak dalej, jednak jak to bywa. Kto by tam chciał rozmawiać z kotem, nye? - pomyślał sobie kociak, opierając się o ścianę. Co miał się przemęczać, nye? Jego pomoc przyda się potem zapewne~! A teraz... Teraz to nawet zaczął przymykać nyeco ze zmęczenya oczy, jakby miał zaraz zasnąć, ale po chwili dało radę usłyszeć odgłosy transportu, a dokładnyej łóżka. A jak! Szpitalne łóżko, które przewoziło gdzieś jego znajomą, a go... Najwyraźnyej postanowiło olać! A jakżeby inaczej, ale nye ma zmiłuj! Oj nye... Dlatego też Kuro chwycił się, miejmy nadzieję, że nyepostrzeżenye jednej z nóg, licząc na darmową formę lokomocyjną. Nowe pojazdy do wypróbowanya to łaj not~! Jednak ostatecznye dotarli. Ktoś tu już był... Świetnye, a może nye do końca. Przecież skąd ma wiedzieć, czy to przyjaciel, czy może też i wróg. Nyah... A raczej teraz był dość zmęczony. - Nyah... - wydobyło się tylko z kociej mordki, jak ten ziewnął, ignorując póki co zabiegi Takary. Czemu niby miałby jej przeszkadzać w przewracanyu się na drugi bok, czy coś. Póki znów nye ryzykuje to wszystko dobrze. Raczej... A teraz... Teraz to Kuroś przyzwał sobie kocich kompanów, ażeby wartowali z drugiej strony łóżka, a on sam ułożył się za barykadą z pleców dziewczyny, właściwie kładąc się do niej własnym grzbietem, nya~! Drzemka? Sen? Na to drugie przy Tasi nie mógł sobie pozwolić, ale tak połowicznye to pierwsze... Czemu by nye~?!
Serge
Liczba postów : 81
Dołączył/a : 29/06/2013
Skąd : Cybertron
Temat: Re: Sala numer 69 Sro Sie 14 2013, 18:36
Aha okej... psie jajka... CO?! JAK?! KIEDY?! JA NIE CHCĘ... TO SĄ NA PEWNO JAKIEŚ ŻARTY, W KOŃCU ON MA SWOJE JAJKA...PRAWDA?! PRAWDA?! W tym momencie ciężko przełknął ślinę. CO JEST ŚMIERĆ?! PRZYSZEDŁ NA PEWNO PO KONSERWĘ.... W końcu jednak serce przestało bić jak szalone, gdy tylko usłyszał o zwróceniu tego, co się straciło... Tak, noga... Może odzyskać nogę... A jego siostra nerkę, coś wspaniałego! Ale czy to jest za darmo? W końcu takie rzeczy nie zdarzają się często, ale jednak trzeba spróbować pogadać z nim. -Powiem, że bardzo bym się cieszył, gdybyś sprawił, aby noga mi odrosła. Tylko jest gdzieś tu haczyk?- Zapytał. Chociaż mniejsza z haczykiem, on chcę nogę... -Dobra... w takim razie bardzo bym prosił o nową nóżkę... najlepiej człowieczą...-
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Sala numer 69 Czw Sie 15 2013, 16:23
Lorie leżała sobie na łóżku koło brata i to jej pasowało. Obserwowała wszystko, co sie zaczęło dziać. Nie ufała temu facetowi. Nigdy nie widziała go tutaj, zawsze przychodziła pani doktor, to dlaczego tym razem był to właśnie on? Denerwował ją i to na serio. Ale najgorsze, co mógł zrobić to dźgnąć ją w miejsce, gdzie niby miała miec nerke, która została jedak usunięta kilka godzin temu. Zabolało ją to i skrzywiła się, wcześniej klnąc na lekarza, który okazał sie magiem, bo za pomocą długopisu przeniósł Lorkę na jej łóżko. Od razu wiedziała, że.mu ufać nie wolno! Zabawa się zaczęła wtedy, gdy nagle przed nią stanęła kostucha. Przestraszyła się, ale po chwili jej przeszło, gdy ten znów był w dawnej formie, że tak to ujmę. Gdy usłyszała, że odzyska nerkę, a jej brat nogę, ucieszyła się na początku, ale potem spoważniała. Przyszedł z interesem... czyli chce coś w zamian. - A gdzie haczyk?- zapytala z poważną miną.
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Sala numer 69 Pią Sie 16 2013, 19:34
W korytarzu zabrzmiały... a nie. Wróć. Nie zabrzmiały. Obuwie taktyczne brzmi tylko podczas biegu albo nieostrożnego chodu. Tymczasem Alv szła powoli, spokojnie, szukając numeru sali, w której miał leżeć Sehż. Co więcej - szła z Duszą na ramieniu. Czuła, że wypada gościa odwiedzić, a nie tylko podrzucić do szpitala, jak dostawca pizzę. Ale kilkanaście minut zbierała się w sobie by podejść do rejestracji i zapytać. Czemu się bała? Bo - po pierwsze i najważniejsze - tu są ludzie! Z ludźmi trzeba rozmawiać! I tak, to był dla Alv duży problem. Bo ona nie umie rozmawiać z ludźmi. Umie gadać ze Znakami, z zabytkami, zwierzętami, roślinami. Ogólnie ze wszystkim, co nie jest człowiekiem. W sumie gadanie samej ze sobą też wychodzi nie najgorzej, chociaż często się kłóci. Względnie umie się odezwać do osób, które zna. Jednak w czasie pędu do szpitala, kiedy 100kilowy facet mdlejący jej na plecach, wykrwawiał się po drodze, nie było za dużo okazji do choćby prostego "small talk" w stylu: "Cześć, jestem Alezja. A Ty jak masz na imię?" Tak więc buty Alv nie brzmiały, bo szła tak, jakby jej tu nie było. Najlepiej jakby nikt jej nie widział, nie słyszał, nie zaczepiał, póki nie dotrze do celu. A najlepiej, jakby pacjent też jej nie widział. Tylko by mu przyniosła co niesie, spojrzała czy nic nie jest, i by sobie poszła, bez zawracania nikomu gitary. "Ta Inu nie istnieje"... W ręku niosła coś dużego otulonego w papier. Taki kwiaciarniany papier. Kilka kroków od jej ramienia, z tyłu, "turlał się" w powietrzu Ignacy, jej niemal nieodłączny towarzysz. Tak więc gdy już znalazła odpowiednie drzwi, podeszła do nich tak cicho, że osoby w środku mogły mieć wrażenie, że się po prostu w tych drzwiach zmaterializowała... - Dzień dobry... - padło nieśmiale, po czym tocząca z sobą wewnętrzną walkę Alv weszła do sali. Ciągle nie miała pojęcia jak zacząć rozmowę, a coś powiedzieć musiała. Może od zawartości torby? Albo od przedstawienia się? Niestety, to było myślenie, które zabierało Alezji dużo uwagi, jeśli to nie było pole fizycznej bitwy (a już nie było), była na dość przegranej pozycji. "Odnajdywanie się we współczesnym społeczeństwie to coś, co przydarza się innym" - powinno być jej dewizą. Nim się więc spostrzegła, stała już obok łóżka Serga. Wypadało coś zrobić. Yyy... Chwila zwiechy... W końcu zdecydowała się postawić to-coś-co-przyniosła, bez pytania na stoliku pacjenta. I znów chwila zwiechy... NO POWIEDZ COS, DEBILU!!!... - Yyy... Bo my się znamy z końcówki walki z Inkwizytorem... Tego... W Ogrodzie Różanym... Byłam ciekawa, czy przeżyłeś, więc wpadłam sprawdzić...- Nooo... Alv... Dobrze Ci idzie. Nie przerywaj. Mów dalej. Mów dalej...- Głupio tak podrzucić kogoś do szpitala jak worek kartofli na targ i się nawet nie zainteresować... - i to był pierwszy moment, gdy poczuła, że coś zrobiła nie tak. Tylko nie była pewna, co. Do tego to mówienie ją przerażało. ALE SIĘ PRZECIEŻ TERAZ NIE WYCOFA... - Bo ja... yyy... tego... Kwiatka przyniosłam... Zauważyłam, że ludzie jak się odwiedzają w szpitalu, to sobie przynoszą kwiaty. Tylko cięte... Ale to okrutne i niepraktyczne, więc przyniosłam w doniczce... Są skrzyżowane z sukulentem, więc nie trzeba się przy nich za dużo nachodzić... - i kolejny impuls, że coś poszło nie tak. Dla odmiany ten dotarł, gdzie trzeba. Najchętniej chlasnęła by się w czoło ale powstrzymała się, by nie robić jeszcze większego cyrku. Zapowietrzyła się więc, by po chwili kompletnej wewnętrznej paniki poprawić - Tfu. Wróć. Nie wymagają dużo opieki... Natomiast co to był za kwiatek? To były KALIE...
A teraz mała retrospekcja. Gdy Alv weszła do kwiaciarni, nie wiedziała, co kupić. Jedyne, czego była pewna, to że nie chce róż. Powodów było kilka, nie teraz czas na nie. No więc, jak wspomniała, zauważyła, że ludzie sobie do szpitala zanoszą kwiaty. Więc stwierdziła, że też chce, tylko nie wiedziała jakie. Podzieliła się z kwiaciarką swoim problemem. Ta zaproponowała jej cały wachlarz opcji, jednak w międzyczasie Inu ujrzała inne, które wydały jej się bardzo znajome, i - " o podświadomości, ju hertles bycz" - nadające się na okazję, w której ktoś potrzebuje dużo spokoju. Kompletnie nie zastanowił jej fakt, że wiązanki ułożone z tych kwiatów z reguły były zdobione przepięknymi wstęgami, czarno białymi, z napisami w stylu "Ostatnie Pożegnanie", "Na zawsze w naszych sercach", "Od teściowej z rodziną", etc. Nie zastanowiła jej kompletnie mina kwiaciarki i lekkie zwątpienie, czy Inu aby nie żartuje. A ta w ostatniej chwili wstrzymała kobietę, bo ta odruchowo wzięła się za bukiet. O nie! Żadnych kwiatowych trupów! Ku zdziwieniu kwiaciarki Alv spytała, czy ma takie, ale żywe, w doniczce. Cóż... Miała...
Stwierdziła, że nie ma co dłużej katować innych swoją obecnością. Im szybciej się dowie, tym szybciej zejdzie innym z oczu... - No więc... Co z nogą?... Inne osoby w pomieszczeniu miały za chwilę w świadomości Alv dopiero zaistnieć. Pomijając, że nie rozglądała się kompletnie po innych łóżkach. No co będzie ludziom na poduszki patrzeć... Lekarza tak jakby skądś znała. A może jej się tylko wydawało? No mniejsza, bo pewnie to drugie... Tymczasem Ignacy powoli i ostrożnie zmierzał w stronę kurakowych kotów. W jego psio-znakowo-urnowej logice nie mieściło się, co zwykłe koty robią w szpitalu innego, niż roznoszenie chorób. Do Kuro starał się przyzwyczaić, ale Kuro to Exceed a te wyglądały na zwykłe...
Jafar
Liczba postów : 19
Dołączył/a : 03/11/2012
Temat: Re: Sala numer 69 Sro Sie 21 2013, 08:11
Uśmiech pojawił się na ustach lekarza i tym razem nie był on wywołany przez kolejny udany dowcip. Jego klienci, no bo tak można nazwać pacjentów prawda?... Zaczęli działać! Znaczy wypytywać... jeden z nich. Drugi klient idzie w ciemno, no ale trzeba zapewnić klienterie, że wszystko jest ok! Dlatego też błyskawicznie pojawił się przy Lorie. - No... cóż powiedzieć mogę? Zero haczyków, prosty interes i to bez cyrografu na lata! - uśmiechnął się szeroko - Ja pomogę Tobie, Ty może pomożesz mi. Jak to mówią ręka rękę myje. Po tym spojrzał na Serge i pstryknął palcami, a na kołdrze pojawiło się wybrzuszenie mówiące o tym, że jednak coś się tam pojawiło... wielkości nogi. Oczywiście nie mówimy tu o genitaliach owczarka niemieckiego, chociaż była to by niemała atrakcja. - To jak Panienko~? Daje Ci tą jedną szansę... to jedno życzenie~ - znów stał między łóżkami, jak na razie nie zwrócił uwagi na dodatkowe postacie, chociaż nie... zwrócił na Ignacego! Uśmiechnął się do niego, ale tylko na chwilę, następnie spojrzał na jego właścicielkę. - Czyż to nie nasza droga Alezja? Jak zdrowie? Trzymasz się? Lepiej? Doskonale! - zaśmiał się pod nosem, po czym wrócił wzrokiem do Lorie. - Więc?
Serge
Liczba postów : 81
Dołączył/a : 29/06/2013
Skąd : Cybertron
Temat: Re: Sala numer 69 Sro Sie 21 2013, 18:10
Pomoc za pomoc? Tak, zdecydowanie taki interes bedzie dobry. Spojrzal w strone przybylej Alezji, ktora wbila do Sali z kwiatkiem. Usmiechnal sie, ze ktos obcy sie o niego martwi. A co z noga..? A no wlasnie sie wrócila na miejsce. Chlopak sie usmiechnal dosc szeroko. Odgarnal na bok koldre, po czym stanal na obu nogach. Na usta cisnelo mu sie „Sama zobacz...”, ale nie powiedzial nic, tylko wstal dosc kulawo bo musial sie przyzwyczaic do ponownego uzywania. Nim Alezja mogla spostrzec to miala do siebie doczepionego Serge’a, który postanowil ja przytulic. -Dziekuje...- Powiedzial, z swieczkami w oczach. Tak, bardzo go to w ogóle poruszylo w koncu ona wyciagnela go stamtad nie? Tak, ale po chwili ja puscil i zwrócil sie do Jafara. Zdecydowanie musial o cos zapytac. -Tak wiec, w czym moge ci pomóc?- Powiedzial, po czym usiadl na lózku nie chcac przeciazyc na razie nowej nogi. W koncu troche minie nim bedzie znowu na niej biegal, ale nie ma sie co martwic, wazne, ze znowu jest w jednym kawalku. Ponowanie jednak zwrokiem powedrowal do Alezji. -A tak po drodze... Jestem Serge- Rzekl pelny energi i checi do zycia! Normalnie jak nigdy mozna bylo zobaczyc u niego taki zapal. Spojrzal w strone zakrytej koldra dziewczyny. Usmiechnal sie dosc szeroko. -Te, nie sadzisz, ze wypadaloby sie chociaz przywitac?- Czyzby wiedzial kto tam lezy? A moze... kto wie? A moze ona w koncu skapnie sie kogo ma pare lózek dalej? Wzial z swoich spodni gume do rzucia, która wlozyl do ust i zaczal ciamkac jak zwykle.
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala numer 69 Czw Sie 22 2013, 10:47
No więc... Taśka se leżała. Musiała się ograniczyć do tego dość zajmującego oraz mało konstruktywnego zajęcia... bo tak. Bez większego powodu, o ile większym powodem nazwać nie można stanu zdrowia, który był nie lepszy niż stacji kolejowej w Połczynie. Bidna się... sfajczyła. Wracając jednak - coś się działo. Taśka nie wiedziała co, ale żadna strata bo ją to zbytnio nie interesowało. Jedyne co to doszła do wniosku, że lekarz jest cudotwórcą, a że tacy tak trochę nie istnieją to inna sprawa. Ostatni jakiego spotkała jest obecnie ścigany przez ową wróżkę. Bardziej jednak skupiła się na innej osobie, która wpadła do pomieszczenia. Dalej se leżała, nie mając na tyle silnej motywacji by nawet powieki otworzyć, bo po co, jednak ucho wychwyciło głos chyba-Alezji. Chyba, bo pewna nie była, a głowa po ostatniej walce jeszcze trochę bolała. Zaraz jednak jedno oko otworzyła na tyle, by jeno zerknąć na ową postać i tylko na nią i ostatecznie stwierdzić, że jednak jest to... - Alezja... - powiedziała pod nosem, nie będąc w stanie na nic w stylu "HEJ ALV, CO TAM U CIEBIE? DLACZEGO JESTEŚ W SZPITALU? A ZE MNA NAWET W PORZĄDKU~~~~!". Siły miała... nie, wróć, nie miała. Już nie, bateryjki się wyczerpały wraz z itemem Abdula i póki co nie zostało jej nic innego jak egzystowanie na rezerwach. Tak też owe "Alezja" musiało starczyć za powitanie, pokazanie, że jest tutaj w szpitalu i że żyje. W sumie myślała, że Alezja jest tutaj jedyną osobą, którą mag ziemi zna, a tutaj takie suprise... Serge... coś chyba kojarzę.... Tylko sk... PRZECIE TO SERGE! Doszedłszy do tego nieprawdopodobnego wniosku, zaczęła się zastanawiać czy pokonać grawitację i wstać, udawać martwą czy może wszamać krakersa. O ile ta ostatnia opcja wydawała się być najlepsza, to cały szkopuł poległ na tym, że krakersów nie miała. Owszem, cieszyła się na to spotkanie, tylko czego kurde w miejscu, które miała okazję w przeciągu ostatniego tygodnia prawie rozwalić w drobny mak (jak zawsze przypadkowo) i jeszcze ledwo żywa. W końcu jest magiem, to trochę tak głupio być w takim stanie, nawet jeżeli bywało gorzej. I nagle druga opcja też poszła się paść na łąkę. Ajajajaj... - Fakt, wypadałoby. - odpowiedziała nieco głośniej. No jak już ledwo żywa to niech przynajmniej da wrażenie, że się jeno poobijała, a nie o mało co nie zeszła w korytarzach Kardii. W ślimaczym tempie zaczęła się podnosić w łóżka, co by sobie na nim usiąść, podnieść poduszkę i się o nią oprzeć plecami, co jakiś czas sycząc przy tym. Nadużyła magicznych przedmiotów i teraz mieśnie odmawiają trochę współpracy. Chyba ją kiedyś znienawidzą na stare lata noale co nie zabije, to ponoć wzmocni. - Kopę lat, Serge. A ciebie co sprowadza do tego ośrodka wypoczynkowego "Szpital"? - HA! Dobre pytanie! Bo z czym innym można przyjść, jak nie z jakąś chorobą? A Taśak to wgl powinna dostać kartę stałego klienta pacjenta, o ile już nie dostała. - A tak swoją drogą. Alezja, pamiętasz tamtą akcję z Pheamem pod radą? Ta z sześcioma gwiazdkami zdechła. Zgadnij, czyja zasługa. - no, czas się w końcu komuś pochwalić swym osiągnięciem! Skopała wtedy w Erze, to teraz może porobić moment na bohatera narodowego. Wszak to sześć, nie cztery gwiazdki, Inkwizytorka z mocą miszcza gildii, + 20 do szpanu na osiedlu. No i ta duma...
Welt
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 03/01/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Czw Sie 22 2013, 15:41
Szpital... Nye lubił tego miejsca, bo przeważnie jak to już bywało, jako Exceed trafiał w ciut inne miejsce, bo przecież to kot, nye? Co z tego, że na chodzi wyprostowany - przeważnye - i umie mówić, a nawet latać. Kogo takie rzeczy by obchodziły?! Nyo ale teraz to nye z przyczyn zdrowotnych zawitał w to miejsce, a bynajmniej nye we własnych sprawach, bo kociakowi raczej nic takiego się nye stało. Więc po co?! Dlaczego?! Odpowiedź właśnye leżała koło drzemiącego sobie spokojnie czarnego kota, który najwyraźnyej potrzebował czasu, aby zregenerować siły po nyedawnej batalii w wieży, a potem manewrach "akrobacyjnych". Oczywiście nye zostawił Takary bez opieki, bo czuwać, czuwały! I to koty najwyższej jakości... Nyo może nye aż tak, bo jeden należał raczej do tych wylewnych i miauczących nyeraz w nadmiarze. Tia... Ruchliwy Stefan... Jednak wracając do Kuro... Exceed wychwycił w stanye półprzytomności znajomy głos, który najpewnyej należał do Alezji, to też tymi tonami się nye przejął. Ale... Co z resztą zamieszanya? Kociak tylko uchylił oko, aby sprawdzić, co się dzieje i co doprowadziło jago towarzyszkę do poruszenya. W końcu skoro w jej stanye chce się forsować, to lepiej uważać na to, co zamierza... Nye? Dlatego też, znajdując się w swego rodzaju letargu, Kuroś obserwuje Takasię, aby w razie potrzeby interwenyować, a jakby zbliżył się jakiś nyepożądany obiekt pokroju komornik - wtedy prawdopodobnye interwenyują koty, nye? - Nyah... - wymsknęło mu się tylko na słowa Takary o akcji spod Ery. Ot teraz najwyraźnyej Kuroś wolał... milczeć?
Serge
Liczba postów : 81
Dołączył/a : 29/06/2013
Skąd : Cybertron
Temat: Re: Sala numer 69 Czw Sie 22 2013, 16:35
-Mnie? Brak nogi sprowadzal, ucieli mi ostatnio w ogrodzie rózanym, ale jak widac jest juz ze mna o wiele lepiej- Odpowiedzial na jej pytanie. Ah te magiczne moce i powrót nogi, no po prostu jest genialnie, ze moze ponownie stanac na obu nogach. Podrapal sie po policzku zostanawiajac sie od czego moze zaczac opowiadac. Jednak z kazda kolejna chwila przypominal sobie, ze musi doprowadzic sie do stanu uzywalnosci przed pewnym zdarzeniem, które ma miec niedlugo miejsce. Tak, zdecydowanie chlopak stwierdzil, ze trzeba wstac i rozpoczac pomalu rehabilitacje, moze do tego czasu wszystko bedzie okej. -Dobra, na mnie pora- Powiedzial zabierajac rzeczy. Spojrzal w kierunku Jafara, a nastepnie powiedzial: -Jak cos to daj znac, jakos sie odwdziecze-Usmiechnal sie do niego szeroko, po czym wyszedl z sali. Jednak po paru krokach sie wrócil. Czyzby o czyms zapomnial? A no na moment tak, ale przynajmniej sie wrócil! -Siostra, jak nie wróce to postaraj sie nie narozrabiac. Trzymajcie sie- A nastepnie poszedl w swoja strone machajac do tylu.
[z/t] (niedlugo misja do Policji i rady, sol musialem opuscic xD)
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Sala numer 69 Pią Sie 23 2013, 03:57
Spojrzała na lekarza... - Yyy... Tak. Dobrze... Dziękuję... - odpowiedziała dr Jafowi, wciąż trochę otumaniona kontaktem z obcymi ludźmi. Wciąż myślała, że Jafar to po prostu jeden z lekarzy, którzy zajmowali się nią albo po śmierci Angella, albo po zniszczeniu Ery. Niestety nie ma pamięci do twarzy ale przez świadomość tego uszczerbku rzadko zachodzi w głowę, gdzie już daną osobę widziała. A skoro to lekarz, a ona co najmniej 2 razy urzędowała w tym szpitalu, to po prostu założyła, że pamięta ją po prostu jako jednego z pacjentów a nie, że to dżin, który zwrócił jej niegollumowo-nieskwarkowy wygląd... Natomiast gdy Serge wstał, ukazując nową nogę, Alv mimowolnie wyskoczył na mordzi banan ze szczęścia, robiący niemal 360 stopni wokół czaszki. Choć Serge był jej obcą osobą, cieszyła się z nim, bo gdy już odstawiła go do szpitala, zaczęła się zastanawiać, jak to jest być bez nogi. I nie chodziło o ból fizyczny po stracie, choć to też brała pod uwagę. A że Archeo mają to do siebie, że w wyobraźni potrafią rekonstruować światy, dość łatwo doszła do wniosku, że Sehżowi nie zazdrościłaby obecnej sytuacji za Romerum Ludowy. Bo to, że nie lubi ludzi jako rasy i nie czuje się w ich otoczeniu za dobrze, to cieszy ją szczęście jednostek. A Serdża niosła na plecach, wykrwawiającego się po drodze, bez tej nogi na bank. Nie, że była zmiażdżona, czy wisząca na fragmencie skóry. Tej nogi po prostu nie było w definicyjnym znaczeniu wyrażenia "nie ma". A teraz nie dość, że gość żyje, to jeszcze odzyskał jakoś nogę i to do tego stopnia, że już mógł chodzić!... - Cud i magia... - wyrwało jej się zachwycone westchnięcie. Wtem Serge się do niej przytulił! I to jest ten moment, kiedy wnętrze Alv zaczyna się zachowywać jak piłeczka kauczukowa ciśnięta do małego pomieszczenia z dużą siłą. Najpierw stanęła jak wryta, z ewidentnym wytrzeszczem gałek ocznych, dając się "hugać" jak kłoda. Wyglądała, jakby ją sparaliżowało. Tymczasem wnętrze szalało w panice antyspołecznych lęków. Erueruerueru!Corobićcorobić!TENCZŁOWIEKMNIEPRZYTULA!Którytorodzajprzytulenia?! Czemu ludzie muszą się tak tulić na okrągło?! Bo im smutno, bo wesoło, bo ranek, bo wieczór, bo "dzień dobry", bo "do widzenia", bo kwiatek, bo piesek, bo tak, bo nie, bo nie wiem, bo nudno, bo kasjerka grosik dłużna, bo w tramwaju biletomatu nie było, bo drzewa gubią liście, bo sąsiadka nie sprzątnęła po psie, bo żyrafa, bo zając, bo żółw, bo makarena!JA-ZWARIUJĘ-Z-TYMI-LUDŹMI!CZEGO-ON-CHCE?! Kiedyś ludzie przytulali się przy konkretnych powodach: bo przeżyli wojnę a w sumie nie powinni, albo bo im bardzo smutno, albo po prostu przytulają się do kogoś z wielkiego szczęścia, tęsknoty. W każdym razie Z KONKRETNYCH POWODÓW. No dobra, jeszcze pary mają nawyk tulenia się ot tak, ale to tyle... Dobra, Alv, spokój. Pomyśl, co może oznaczać ten przytul... Na pewno to nie miłosny "hug", bo inaczej już by leżał nieprzytomny. Pod tym kątem podświadome funkcje obronne to jedne z niewielu rzeczy, na których możesz polegać. Dobra, to teraz pytanie: to ważny "hug", prawdziwy, czy taki słodziachno-tulaśno-bezsensowny? OK, ZASTANÓW SIĘ... Hmm... Hmmm... Hmmmmmm... ALV, TY DEBILU! PRZECIEŻ ON SIĘ CIESZY, BO ODZYSKAŁ NOGĘ!!!... i po bardzo krótkiej chwili kompletnego zesztywnienia, szczerze odwzajemniła przytula. Bo to jednak był ten ważny przytul. Ten tru. Oczywiście jak tylko poczuła rozluźniający uchwyt, zrobiła to samo. No i ona też się cieszyła, tak egoistycznie. W końcu Serge to jedna z niewielu osób, dla których udzielenie przez Alv pomocy nie skończyło się śmiercią, a - jak można było ostatnimi czasy zauważyć - Inu ma na tym punkcie dość konkretny kompleks... - Gergovia... Alezja Gergovia... - ogarnęła się w końcu do kontrprzedstawienia... Po chwili też, zaraz za głosem Sehża, spojrzała w stronę łóżka, do którego mówił chłopak. Wtem nie dość, że sterta kołdry i poduszek zdała się ruszyć, to jeszcze dała głos... - T-Takara?... - z lekkim niedowierzaniem w głosie odezwała się Alv. - Co ty tutaj robisz? Przecież niedawno sama wyszłaś ze szpitala... Nigdy Alezja nie miała Takary za hipochondryczkę. Ani za osobę, która lubi wpadać na drzemki do szpitala. W sumie przez ten stres, który powoli po niej schodził nie pomyślała nawet, że może mag ziemi też trafiła tu przez Inkwizycję. Na szczęście szybko została wyprowadzona z błędu... - Bomba! Dobrze tak, mentalnej ladacznicy... - nie kryła zadowolenia Alv. Spytała jednak ze szczerą troską - Mocno jesteś poturbowana?... Aaa... Nie wiem, czy wiesz, ale mieliśmy Piątkę pod Gildią. Na szczęście Aki i jakiś krótkowłosy Wiedźmin [Melior] się nim zajęli. Nic nie zniszczył tak więc, o dziwo, kasę na potencjalny remont można przetupać na coś mniej bolesnego... - po czym przybliżyła się do łóżka, gdy Serge ni z tego ni z owego sobie wystrzelił z sali, by konspiracyjnie przekazać - Ciągle mamy go w gildii, jakbyś chciała zobaczyć. W podziemiach, w zamrażalniku, na prawo od pieczarek. Ale ciiii... W sumie nie wiedziała, czemu to powiedziała. Tak ją jakoś naszło...
Tymczasem Ignacy zainteresował się kotami. Szczególnie psi instynkt wywołał w nim wspomniany Stefan. Kuro dał spokój, bo się już nauczył, że jego ma nie dręczyć, choć biedna urna nie do końca rozumiała mechanizmy i podłoże tak nielogicznego życzenia. Ale tamte? To koty. Koty to zuo. Dla kotów nie ma miejsca w szpitalnej sali. Więc o ile Stefan nie zaoponuje sam z siebie, Ignacy bierze go w usta za skórę na karku, by wystawić na parapet za okno...
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Sala numer 69 Pią Sie 23 2013, 09:55
Wizja odzyskania nerki była kusząca... nawet bardzo. Lorka spojrzała na lekarza, nieco niepewna, czy powinna mu wierzyć. Kobieta wzięła głęboki wdech i zerknęła na brata, który już wypowiedział życzenie... i się ono spełniło. Uśmiechnęła się do niego i już całkiem pewna powiedziała: - To ja chcę moją nerkę... łaaaadnie proszę.- Uśmiechnęła się do cudotwórcy. Do sali wapadło parę osób. Jakaś ruda blondynka, kot i jakaś dziewczyna... ta, która wyniosła Serga z Ogrodu. Wszyscy zaczęli się przedstawiać, więc ona gorsza być nie mogła! - Lorie, miło mi. W Różanym padła gadzina zwana 9*.- Uśmiechnęła się. Nagle Serge wstał i powiedział, że musi iść... a potem... powiedział... że może nie wrócić... ale jak? Ledwo co go odnalazła i znów odchodzi. - SERGE IDIOTO!- krzyknęła za nim ze łzami w oczach...
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala numer 69 Sob Sie 24 2013, 16:51
Było fajnie i wgl ale... Na Taskę powoli nadchodził czas. Serge widac miał niebywałe szczęscie. Normalnie jak sie traci nogę... To się jąmtraci. A ten jak gdyby nigdy nic wyszedł sam o własnych siłach bez większych problemow.... Chyba to szczęscie jest zarazliwe. Jak się skacze z 300m to się umiera, a tu tak suprise. -Nawet nie probuj nie wracac... - na zarty mu się zebrało czy jak? Co prawda słowatee hie były o niej ale co tam, jeszcze wykracze i powaznie wroci w częsciach niczym zabawki z kinder niespodzianki. Fakt ze wybronili gildię zas był bardziej optymistyczny. Po raz drugi ją składac? No niezbyt jej się to widziało pomimo tego ze ostatnm razem nie brała udziału w odbudowie. - Dobra ja tez się zbieram. Trzeba dorwac tą jędzę Rin i Baltka w Koh... - Serge moze nie wrocic? Fajnie. No to Taska chyba nawet nie musi trumny sobie wybierac noale... W koncu ona tam nie idzie umierac. Wstała se i wyszła ułrzednio przyodziewając swoje ubranka i sprawdziwszy cxy ma swoje zabawki.
Zt
Welt
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 03/01/2013
Temat: Re: Sala numer 69 Sob Sie 24 2013, 18:40
Zacznijmy może od zabaw kotów z Ignacym, które nyestety dla chowańca Alezji dobiegły końca. Biedne kociaki dłużej posiedzieć w tych stronach nye mogły, to też i po krótkim czasie zniknęły, zostawiając urnę twarzową osamotnioną, jakby... Wracając jednak do większego nyeco osobnika, a mianowicie Kurosia, ten chcąc, nye chcąc postanowił wstać. A przynajmnyej póki co przysiąść, bo zaczęły się rozmowy. Kolejni Inkwizytorzy polegli, a co za tym idzie... Mniej przeciwników, nya~! Chociaż jakieś plusy, prawda? - Nyah... - westchnął tylko czarny kot, przeciągając się nyeco i odsuwając odrobinę od Takary, która najwyraźniej postanowiła się ruszyć. Gdzieś... Jakoś... - Ladacznica, nya? - spytał się tylko Kuroś, może nye znając słowa, a może upewniając się, iż dobrze usłyszał, o! Ale... Co teraz? Bo skoro Takara chciała wyruszyć w drogę, to przecież Kuro jej nye zostawi, a więc i dlatego też jak i ona, tak i on opuścił salę, a następnye budynek szpitala, nya~!
zt
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Sala numer 69 Sob Sie 24 2013, 19:00
- Również, miło mi... - uśmiechnęła się miło i szczerze, ale niepewnie do Lorie. Rzeczywiście, ta dziewczyna też mogła być w ogrodzie. To nie nią zajął się Aki? A może kimś innym?... W każdym razie Takara jakby jej nie widziała, Kuro też coś westchnął, po czym oboje zawinęli się "w długą". I tak nagle Alv poczuła, że tak sobie stoi jak taki idiota i nie ma co dalej z sobą robić. Natomiast Ignacy srodze zawiedziony niechęcią do "zabawy" miauczących obiektów, chyba fochnął. A przynajmniej wyraz mordzi miał wysoce niezadowolony z takiego obrotu spraw. Podleciał do Alv i zaczął ją szarpać lekko za rękaw w stylu "chodźmy już stąd!"... - Yyy... Jasne, Ignacy. Już nie przeszkadzamy... - ostatnie zdanie poszło jednocześnie pod adresem urny jak i Lorie z Jafarem. - Do widzenia. I szybkiego powrotu do zdrowia!...
-z/t-
Jafar
Liczba postów : 19
Dołączył/a : 03/11/2012
Temat: Re: Sala numer 69 Wto Sie 27 2013, 10:15
Lekarz uśmiechnął się podchodząc do dziewczyny. Znów dźgnął ją długopisem, tylko tym razem nie pojawił się ból. Wręcz przeciwnie, ulga. Odsunął się od niej i dziwna powłoka lekarza zniknęła. Pojawił się Jafar we własnej postaci, obdarzył Lorie szerokim uśmiechem. - No więc... do zobaczenia~ ciesz się zdrowiem i uważaj na siebie! - mrugnął do niej, po czym zniknął w stosie iskier.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.