I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zamek na wzgórzu. Rozciąga się na Południe od Hargeonu. Otoczony gęstymi lasami, znajduje się na niewielkim, może 30m wzniesieniu. Twierdza jest brudno czarna, utrzymana w stylo post Romańskim z elementami całkiem nowymi. Ale nie odbiegajmy zanadto od opisu. Do zamku wiedzie ścieżka biegnąca przez Bor mieszany z przewagą dębów i olch. Po wyjechaniu z lasu na wzniesienie zaczyna się "Dahr Magna" które było niegdyś "Szafirowymi ogrodami" ze względu na pomniki wyciosane z różowego kamienia sprowadzonego z Romerum, oplecionego różami. Dziś, są to już podupadłe rzeźby, porośnięte bluszczem, róż zaś wyblakł i przypomina już biel. Rzeźby te znajdują się w zaniedbanym ogrodzie stanowiącym przedsionek a zarazem tył zamku. Twierdza nie posiada fosy, o ile kiedyś ją posiadała. Jest to wielki kwadratowy budynek, z kilkoma wieżami. Najbardziej jednak rozpoznawalnym elementem zamku jest wielki taras widokowy wychodzący z sypialni jego byłego właściciela. Widać zaś z niego całe miasto. Sam zamek jest w stanie ruiny, znaczy mury i cała reszta stoi ale umeblowanie, okna i tym podobne rzeczy pozostawiają wiele do życzenia. Możni miasta nie maja tyle środków by łożyć na utrzymanie pięknej oniegdaj twierdzy. ~~
MG
Karczma "Ekler" słynęła w mieście nie tylko z eklerów ale też z legendarnych loży vipów. Były to wspaniale wyposażone loże. Śliczne obite miękkim materiałem i magiczną pianką ławy, wyciszone magią ściany, jedzenie do woli na koszt firmy no i co najważniejsze "Morska bryza" na koszt firmy, dla każdej zaproszonej osoby. Morska bryza była zaś legendarnym w całym Fiore napojem bezalkoholowym, w smaku przypominającym zwykła gazowaną wodę, ale efekt był iście piorunujący. Mówi się że to przez naturalne chemiczne związki w wodzie, które przez stulecia mieszały się z eternano, wytworzyły słodki osad. Tym właśnie była tajemnica morskiej bryzy, po jej wypiciu ów osad osadzał się w ustach, na długi czas pozostawiając w nich smak mięty i ten sam roztaczając przy każdym wydechu. Mało tego chronił zęby przed brudem na około miesiąc a to miłe uczucie orzeźwienia... O tak tym razem kronikarz zadbał o wygody swoich gości... chociaż raczej chodziło mu o wyciszone magią ściany ale niech pospoły skorzystają raz w życiu z luksusów. Mimo że było go stać na to wszystko, siedział ubrany w najzwyklejszy szary dres z napisem "Hot 18". Znów czekał na magów których kelner miał tu oddelegować gdy tylko spytają o kronikarza. Wiedział ilu ich przyjdzie, ciekawiło go jednak czy będą w śród nich... starzy znajomi. Tak czy siak, pozostawało czekać...
Na zewnątrz siekł deszcz, bębniąc nieustannie w zniszczone parapety. Nie przeszkadzało to jednak osobie stojącej przy oknie, tak samo jak nie przeszkadzało jej wianie mroźnego wiatru czy trzask ciepłego ognia w kominku. Czerwone oczy przenikały wszystko na wskroś badając przestrzeń daleko przed sobą. O tak, spojrzenie tych głębokich oczu, wwiercało się w Hargeon, zapewne oczekując czegoś co ma wkrótce nadejść. Cmoknął z niezadowoleniem gdy samotna błyskawica przecięła niebo. W tym wypadku droga tutaj będzie nieprzyjemna i aż zastanawiał się czy nie wysłać na przód Gormela. Jednak zrezygnował z tego pomysłu i zamiast tego wezwał do siebie Nathaniel. -Nakryj proszę dodatkowo do stołu. Wkrótce będziemy mieć gości...-Powiedział spokojny, cichy głos. Nathaniel jednak usłyszał i posłuchał. Zawsze słuchał. Zastanawiał go ten chłopiec. Ale to chyba inna historia, bo historia która miała się zacząć interesowała go dużo bardziej...
//Czas na odpis 19.03 godzina 19:00
Autor
Wiadomość
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Wto Kwi 09 2013, 13:06
Tyle zmartwień naraz, uh...Nie tylko duch ciągle nawiedzał Meliora - a mogli iść do egzorcysty przed misją - ale i jeszcze nieznajoma panna nic nie powiedziała. Toż to ona była niewychowana, a nie Carter! Wszak to nie Colette kogoś porwała do wozu - jakby ona porwała to by się przedstawiła od razu i może napomknęła o co chodzi, a tak? Ma się przedstawiać jako pierwsza? Przecież to brązowowłosa została porwana i ma się przedstawiać oprawcy? Który notabene chyba wie kogo porwał skoro porwał...No chyba, że chwycił co było pod ręką, ale to już inna sprawa albowiem to wina niewychowanej bladej dziewuchy! No nic...skoro oprawca się nie przedstawia to Carter tym bardziej - nie jej wina. To tak jakby porwał morderca, a Ty mu się przedstawisz. To chyba powinno być jasne - nie ich wina, że zostali wciągnięci, więc kto tutaj jest niekulturalny?...W każdym razie Melior poinformował ją o świecącej wstążce co było nad wyraz zastanawiające. Szkoda, że nie wiedzieli co to znaczy. Aczkolwiek mieli pewność, że to znak nadany przez Nanę bo i czapka von Terksa się świeciła. Hmm...Następnie towarzysz wyciągnął kolejną czapkę, ale niestety wzrok Cole był skierowany, gdzie indziej co...co było straszne dla jej 'spokoju' i psychy... Wrzask przeraźliwy...strach w oczach...pobladła skóra...ale co się dziwić po tym co zobaczyła?! Co prawda wydłużone zęby mogły świadczyć o tym, iż to wampir, ale kolejne 'reakcje' na...właściwie w tym stanie, brązowowłosa nawet nie myślała co się stało! Ważne, że coś się działo z tą straszną nieznajomą! Czy ona...topiła się? Niestety przerażenie było tak wielkie, że co prawda widziała co się działo, ale...wolałaby tego nie widzieć! Kły, czerwone oczy...ciało jak półpłynna masa, a jeszcze głowa na ramieniu i....gorsze rzeczy...ale najbardziej, najgorszym widokiem był widok zgniłego mięsa, odłamków kości...żyły...krew...'Plastelinowy' człeko-podobny coś to nie jest coś co chce się oglądać...Przez ten cały szok, połączony ze strachem, który notabene wbił ją głębiej w siedzenie nie mogła nawet słowa powiedzieć - chyba, że krzyk do tego zaliczyć. No, ale nie ma się co dziwić...biedna trzęsła się dalej pomimo tego, że to 'coś' co z nimi siedziało, zniknęło. Oh, pewnie w normalnych okolicznościach od razu by się zorientowała jak, ale teraz to by pewnie i zapomniała jak ma na imię...Nie mniej jednak po zniknięciu trzeciej postaci, brązowowłosa powoli - ale jednak - próbowała się uspokoić, głębszymi wdechami. Może metoda nie szybka, ale nim się zatrzymają to - może - i panika jaka powstała, nieco zelży...Jej wzrok jednak zamarł na miejscu, w którym wcześniej siedziała blada dziewczyna...Wszak wolała aby nawet 'kropelka' nie została na siedzeniu, które jest dość blisko nich...Z drugiej strony to pewnie nawet nie byłą świadoma, że ciągle tam patrzy...
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Kwi 10 2013, 07:22
Przynajmniej skończyli tutaj cali i zdrowi! Przynajmniej... Bo do towarzystwa został im dany pewien dziwny, mlaszczący obiekt... Blondasek aż przełknął ślinę, po czym sprawdził zegarek, który powinien być podpisany słówkiem Zori. - Uciekać..? Przed czym...? - wyszeptał tylko cicho, woląc nie prowokować niczego nadmiernym tonem. Przydałoby się dowiedzieć, co takiego im grozi, nie? W sumie... Las... Wilki? Nie, raczej nie one... Te chyba nie są tak duże i stożkowate, prawda? Ale może to był... Em... Niedźwiedź? Spora mlaskająca bestia! W sumie to i tak nie wróżyło zbyt dobrze, zwłaszcza, że mieliby się potem udać na herbatkę z wampirem! - Mógłby pan... Mógłby pan jakby... Osłaniać tyły? Jam tylko mały, słaby chłopiec... - wyszeptał w kierunku mężczyzny, uśmiechając się lekko, a samemu stawiając kroki w kierunku zbocza, po którym się tutaj osunęli. Szedł powolutku. Kroczek po kroczku, uważając by nie potknąć się o gałązkę, czy pieniek, czy inne zdradliwe jak... Nieważne kto, ustrojstwo! Oczywiście nadal osłaniał się przed potencjalnym atakiem w miarę możliwości! - Leoś... mógłbyś wrócić do świata duchów, proszę? A pan niech podejdzie tutaj powoli... I cicho... - spytał się cichutko zielonooki, licząc, iż przerażony Duszek raczej będzie chciał zniknąć. Przy okazji też skierował zniżonym tonem słowa do osoby, z którą tutaj skończył. W międzyczasie chwycił też inny kluczyk. Jaki dokładnie? Gemini... - Open up, Gate of the Twins, Gemini... - wyszeptał te słowa niedługo po tym, jak Mały Lewcio znikł, a w chwilę potem powinny pokazać się 2 małe Duszki Bliźniąt. - Możecie nas jakoś przetransportować tam? - zapytał się Finncio, szepcząc w kierunku dwóch Stworków, które mając wiedzę Meliora, powinny zmienić się w niego i... Miej nas w opiece parszywy losie... Skorzystać 6 razy z Mobius equazione, ażeby pokonać owe 150 metrów upadku. Czyt. korzystanie z mobiusa do skutku, bo nieznana jest dokładna odległość spadania. Oczywiście po drodze starają się, jak tylko się da nie wpaść w drzewo, czy ścianę muru zamkowego, bo to jest raczej zbędne, ale skoro to zwykły liściasty las, to rozstępy między drzewami powinny być wystarczające, by nie narażać się na to. Ponadto Gemini Melior zostaje pochwycony w no w sumie torsie, bo to jest na wysokości rąk zielonookiego, a Devan poproszony o chwycenie się młodszego policjanta. W trójkę powinni znaleźć się na górze, ale... Gdyby okazało się, iż w trakcie owego transportowania, przy pomocy kieszonkowego Meliora Gemini się odmienią lub coś, to lewitujące Duszki łapią Finnka, próbując go odstawić jakoś tak, by nie spadał w dół, czyli np. dać drzewo za podporę, ale i tak najlepiej jeśli dałyby radę wciągnąć chłopaczka na samą górę przez odcinek brakującej trasy. Co jak/jeśli znajdą się u góry, a Gemini będą nadal Melem? Blondasek prosi, by dzięki Policzeniu Duszki zbadały każdy kierunek świata, aby dowiedzieć się, gdzie jest ile osób/istot żywych. Co nastąpi później? Zależy, czy akcje się powiodą... Jeśli ucieczka się nie uda, Finnek stoi, osłaniając się szablą i zależnie od tego, co było skutkiem niepowodzenia. Jeśli Leoś nie znikł to zapewne w przypadku ataku może użyć Leonisa, więc jak tylko blondasek dostrzeże tego jakieś oznaki, to na chwilę przesłoni oczy, by nie zostać oślepionym. Jeśli uda się przyzwać Gemini, ale nie wypali mobiusomobil to chłopaczek, skorzysta z pomocy Duszka w obronie. Chyba logiczne, nie? Najpewniej używając na owym stożku pierwiastkowania kwadratowego w centymetrach i tylko i wyłącznie w nich. Czyli jeśli stożek ma z 200cm, powinien zmaleć do 14,1cm w przybliżeniu, nie?
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Kwi 10 2013, 19:58
Cóż, wkurzenie Makbeta sięgnęło w pewnym momencie apogeum i nie powstrzymał się. Poklepywanie po ramieniu nie było z pewnością dla niego, tym bardziej, że szlachetnie urodzony miał czasem pewne problemy z kontaktami międzyludzkimi. Z drugiej jednak strony... Druga strona nie istniała w tej chwili w jego umyśle, więc wyszło mniej więcej tak...
Składając rękę w pięść, stwierdził, że musi szybko trafić nią w Afuro, jednak: - siła grawitacji, - opór powietrza, - przypływ po drugiej stronie globu, - siła Coriolisa, - globalne ocieplenie, - nieodpowiednia koniunkcja ciał niebieskich w chwili zdarzenia - ręka... szatańska sprawiły, że pięść zmieniła się w otwartą dłoń i doszło do najbardziej kompromitującej sytuacji, która mogła się zdarzyć kiedykolwiek, a mianowicie do trafienia w twarz wiedźmy/wiedźma z... nawet nie chciał o tym pomyśleć, gdy już się to wydarzyło. - Zwracaj się do mnie normalnie. Makbet - przedstawił się, dość zirytowany. Chyba będą musieli spędzić ze sobą więcej czasu, niż Żmija miał nadzieję, że spędzą... Szlag by to. Szedł za Nathanielem, zastanawiając się, czy na miejscu spotkają się już wszyscy. - Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, wbiję ci tę włócznię - Tu wskazał na swoją broń wiszącą na plecach - w miejsce, w którym wolałbyś jej nie mieć... Groźba ta, kierowana niewątpliwie do Afuro, nie była groźbą bez pokrycia. Z drugiej jednak strony (teraz mogła się już ona pojawić) potrzebował kogoś, kto by mówił i dawał Makbetowi świadomość, że ktoś tu jest, że nie jest sam. Nie, szybko porzucił tę myśl. Przecież nie będzie się bał. Nie będzie się bał. On się nie boi.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Kwi 10 2013, 20:26
POST NR 100 =w= Chłopak spoglądał wzrokiem, mającym uzurpować totalny chłód i brak zainteresowania na człowieka, który sam siebie opisał jako wędrowca. Odwzajemnił nawet uścisk dłoni Sethora, więc na pewno nie był jakimś dzikusem, lub szałaputem. Aura póki co nie zamierzała się poprawić, lecz magowi lodu w ogóle to nie przeszkadzało. Razem z Nanayą, znaleźli bardzo ciekawego rozmówcę, który sam przedstawił się jako Baltazar. -Więc przyszedł tu na spotkanie? W takim miejscu i o takiej porze? Dziwak- pomyślał Seth, lekko się uśmiechając, jednak w tym uśmiechu widać było lekką prześmiewczość. Skoro, po pierwsze, ostatnio wyglądało to inaczej, to znaczy, że kiedyś już to był. Po drugie, spotyka się tu z osobą, której już długo nie widział. Czyżby z rezydentem Os Kelebrin? Sethor postanowił jednak nie dociekać i wsłuchiwać się w dalsze słowa Baltazara, które jednak nie wydobyły się z jego ust przed wykonaniem pewnego manewru wymijającego. Gdy Seth zauważył, co chce wyczynić wędrowiec, postanowił powrócić na swoje pierwotne miejsce, czyli obok Nanayi, gdzieś na odległość wyciągniętej ręki dziewczyny. To był gest w stylu „nie jesteś interesujący, idź sobie”. Mag lodu to respektował i, skoro ktoś, do kogo podszedł postanowił zmienić swe położenie, chłopak o kruczoczarnych włosach uczynił to samo. Stojąc po tej samej stronie szarmanckiego przybysza znikąd, był w stanie szybciej zareagować, gdyby smutek zakrył jego oczy gęstą mgłą, a rozsądek przykrył całunem rozpaczy i szału. Nigdy nie wiadomo, co się kryję pod warstwą człowieczeństwa zewnętrznego, zwłaszcza, gdy w czyichś oczach czai się narastający z każdą chwilą smutek. Gdy Baltazar wypowiadał swą kwestię, Seth rzucił spojrzenie na Nanayę, lekko się wychylając przed szereg. Ciemności z takiej odległości nie powinny być przeszkodą w dostrzeżeniu lica dziewczyny. Gdy natomiast chłopak przypuścił, zażartował, że nie może zachorować, magowi rzuciło się na ironiczne stwierdzenie w stylu „Oo, widzę, że układ immunologiczny działa aż nadto…” Ale powstrzymał się od tego, wracając wzrokiem na rozmówcę. -Hm, tego blasku to może i ja trochę posiadam- uśmiechnął się Seth, tym razem już szczerze- choć ilekroć bym nie próbował, równać się nie mogę ze światłością i blaskiem Nanayi- dokończył, wkładając na chwilę ręce do kieszeni płaszcza i szukając króla, którego postanowił mieć od teraz zawsze pod ręką. „Zori”… -Zori- wyszeptał Seth, przez chwilę wpatrując się w nocne niebo z lekkim przerażeniem na twarzy, które jednak znikło szybciej, niż się pojawiło. Może to dzięki kroplom deszczu, które z dzikością pantery atakowały jego oczęta, wlepiające puste, choć z deka przerażone spojrzenie w nieboskłon, oblepiający planetę dookoła, z każdej możliwej strony. Z rozmyślań nad potęgą grawitacji i deszczu, wywołanego zresztą przez to pierwsze zjawisko, Sethora wyrwała kolejna wypowiedź Baltazara, na temat wampirów, które zostały określone, jako mniej interesujące niż ludzie. Chłopak niekoniecznie wsłuchiwał się w wypowiedzi mężczyzny o sobie, swoim smutku i innych takich sprawach, jednak ostatnie słowo jego wypowiedzi od razu wzmożyło ciekawość maga lodu. -Wampiry są ciekawsze od ludzi tylko jako ewenement, jako aberracja. W końcu na co dzień nie spotyka się tych… stworzeń. Jednak rozumiem Twe znużenie, jeśli przebywasz w ich towarzystwie częściej niż statystyczny mieszkaniec Fiore- obrócił niejako w żart wypowiedź Baltazara Sethor, spoglądając na ruiny stajni. Bo tak można było nazwać ten przekomiczny budynek, mający podobno służyć jako schronienie dla majestatycznych ssaków nieparzystokopytnych, które ludzie od niepamiętnych czasów używali jako zwierząt pociągowych, lub jako środek transportu. By wczuć się niejako w sytuację kontr dyskutanta, Seth użył całej swojej empatii, jednak możliwe, że nie starczyło to, by zrozumieć, co czuje Baltazar. Chłopak westchnął więc głęboko i spojrzał raz na Nanayę, raz na rozmówcę, by następnie zawiesić swe spojrzenie na własnych dłoniach, które wyjął już z kieszeni. Gwałtownym ruchem wyprostował rękę przed sobą, a następnie udał, że trzyma w ręce pistolet i wystrzelił na niby w Baltazara. -Goń więc to, co znajduje się tak daleko. Nie zważaj na nic innego, niż to, do czego dążysz i mimo, że Twe łzy płynąć nie chcą, nie wnikam dlaczego, zaciekle, choć tylko krok po kroku, zbliżaj się do niego. Rzeczy które masz na wyciągnięcie ręki nie są tak cenne, gdy je zdobędziesz, jak te, do których dążyć musisz latami...- przerwał swą wypowiedź Seth i ocenił wygląd wędrowca- Po Twej aparycji wnioskuję, że lat na karku masz podobnie do mnie, nie frasuj się więc i odblokuj swoich łez strumienie- dokończył, co chciał powiedzieć nieznajomemu. Bo w sumie to była prawda, nieznajomy zwierza się ze swoich przeżyć, tego, co go trapi. Były to dwie opcje, albo grać na uczuciach zgrabnie potrafił i wydobywać z harfy emocji najwyższe i najniższe na przemian tony, albo uzewnętrznianie sprawiało mu ulgę, nieopisane uczucie jakby kamień spadł z jego serca. Ostatnia wypowiedź Baltazara dolała jedynie oliwy do ognia, który płonął wewnątrz młodziana. Ognia, który nakazywał mu iść do tego mrocznego zamku i dobrze wykonać swoją robotę. Głód poznawczo- wręcz detektywistyczny nie pozwalał Sethorowi na odpoczynek. Nic jednak nie dodał do wypowiedzi Nanayi, jedynie pokiwał głową na znak, że się zgadza z jej słowami. Nie rządzi śmierć, ni życie. Rządzi więc coś pomiędzy, lub raczej ten trzeci, często pomijany stan, który prezentują między innymi te „mniej ciekawe od ludzi” wampiry. Baltazar był osobą interesującą i Seth, mimo tego co powiedział, wciąż nie był przekonany co do wieku rozmówcy. „Starzeję się” rzekł na oko dwudziestoletni młodzian, w humorze na pewno nie do żartów. Choć ironiczne komentarze zawsze są na miejscu… Bardzo dziwne.
Devan
Liczba postów : 120
Dołączył/a : 26/01/2013
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Kwi 10 2013, 21:29
Devan słysząc jakieś dźwięki dobiegające zza jego pleców szybko się odwrócił.Złożył ręce w charakterystyczny znak który symbolizował gotowość do użycia jego jedynek co i znaczy że najsilniejszego zaklęcia. - Schowaj się za mną - Powiedział kiedy mały blondynek coś kombinował. Wysunął jedną nogę przed siebie i za pomocą czubka buta narysował linię odgradzając się od osobnika chowającego się w czeluściach.Nie miał zamiaru do niego podchodzić o nie to by znaczyło od razu pewną śmierć dla niego lub jego towarzysza który wyglądał na takiego no jak by to grzecznie ująć niezdolnego do walki.Umysł Devana szybko przeskanował wszystko to co ich otaczało a raczej tylko to co widzieli szukając jakiejś naturalnej odskoczni w razie ataku oraz możliwości szybkiego skontrowania.Był on raczej typem który zanim cokolwiek zrobi przemyśli to kilkukrotnie.W razie gdyby plan Finna się udał opuścili by to miejsce i tym samym pożegnali towarzyszącego im nieznajomego jednak w najgorszym wypadku zostali by razem z nim na dole i nawet mogło by dojść do rękoczynów. - Pokaż się! - Krzyknął niezbyt głośno jednak stanowczo. Nie miał zamiaru ukazywać swoich obaw jednak nie był pewny co to tego czy jest to zwierze czy też człowiek.Jeśli było by to zwierze to albo zaczęło by szarżować na dwójkę magów lub uciekło by w popłochu poprzez natężenie dźwięku bo jak chyba każdy z nas wie one mają o wiele bardziej wrażliwy słuch od ludzi.Niebieskooki czekał cały czas przyszykowany do ataku jednak non stop myślał o reszcie.Zazwyczaj nie przejmował się nikim jednak byli towarzyszami a przez tego rudego Pudziana zrozumiał że nie może dalej tak postępować jak postępował bo zamiast iść naprzód to stoi w miejscu co oznacza że tak naprawdę się cofa.
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Kwi 10 2013, 21:38
To była sekunda, sekunda! Normalnie moment nieuwagi i co!? Obce ciało zaatakowało twarz naszego blondaska! Słychać było tylko "pamc" odgłos uderzenia i.. zero wyjaśnień z strony winowajcy! No jak tak można, jak?! Uh.. widać biszuś miał spore braki w kontaktach między ludzkich. Biedaczek. Jednak to, ze był tylko ofiarą złego losu, nie oznaczało, że jego cios nie bolał! Bo bolał i to jak cholera! Ale jako, ze nasz Affcio jest mężczyzna to uronił tylko trochę łez, które leciały mu po rannym policzku, choć trochę łagodząc jego cierpienie! Następnie pociągnął parę razy nosem i głaszcząc się po policzku spojrzał z wyrzutami na swego przyjaciela, a raczej na prawnie nieznanego brutala, którego za przyjaciółeczkę już uważał. - *snif snif* Ja... *snif* wcale nie płaczę... wcale a... *snif* wcale! No dobra, płacze, ale to przez ciebie głupi klocu! Wykrzyczał złotooki, pozwalając ujść negatywnym emocją a przy tym i pokazując czarnowłosemu język. No i tak nasz chłopaczek popłakał sobie przez jakieś.. parenaście sekund, przetarł oczęta i już był jak nowy! No bo Makbuś, się mu przedstawił! Czyżby to był jego sposób na przeprosiny? Dzięki tej myśli, Afuro zatrzymał łzy, jednak dalej w powietrzu unosił się nastolatkowy foch "for łewer, ale tak naprawdę to na dwie minuty" jakiego pełno na gimnazjalnych uczelniach. Niestety zaraz potem zaczęły się groźby, a już zaczynało być tak miło! Aff nie mógł tak po prostu tego zignorować, dlatego odpowiedział.- Jeśli wstydzisz się bliskości, to trzeba było powiedzieć... a nie od razu walić w twarz, niektórzy cenią swoje buzie wiesz? Ty też powinieneś swoją cenić, ładna jest, nawet bardzo. Taka.. biszowata. Odparł blondasek, tak, ten komplement to takie jego nieme przeprosiny, za niby "nadmierną bliskość". No bo zwykle przeprasza ta mądrzejsza osoba, no nie? Dlatego też nasza wiedźma, wybaczyła swemu brutalnemu koleżce. - Poza tym... nie boję się tej twojej dzidy, ja też mam broń! Niemal, że wykrzyczał młody Tamotsu pokazując z dumą na swą miotłę. Biedni ci głupcy, którzy uważają, że miotła to przyrząd służący tylko do sprzątania, w rękach prawdziwej wiedźmy staje się ona tak groźna jak szczoteczka do zębów w dłoniach Chucka! W każdym razie potem nastąpiła dłuższa przerwa, w końcu gadanie i chodzenie na raz to męczące zajęcie, no nie? Włacha. - Jest ciemno i zimno... nie jest fajnie. Ej... Natalko~, odpowiedziałeś tylko ja jedno pytanie. Gdybym, był nauczycielem musiał bym ci postawić jedynkę. Wstydź się. Może tak podciągnę ci ocenę na dwóję z plusem, jeśli odpowiesz na jeszcze dwa pytania? Po pierwsze, czy ten taki zjadający ludzi powóz, to jakiś twój znajomy? A po drugie... Dalekooo jeszcze? Nogi mnie bolą, a na miotle nie odlecę, bo Makuś zapewne boi się zostawać z nieznajomym sam na sam. Wiesz... jako jego przyjaciel muszę się nim opiekować, nie?
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Kwi 11 2013, 20:13
Cóż trzeba przyznać, że wycieczka organizowana przez biuro podróży widmo całkiem ekscytowała Meliora. W końcu obfitowała w tyle emocjonujących atrakcji. Samo porwanie i milcząca przewodniczka dawały inspirującego smaczku, a to przecież nie był koniec. Chwilę potem nastąpił krzyk Colci i tajemnicze zniknięcie trzeciej osoby... Zaraz, czy za te ostatnie nie odpowiadał sam siwowłosy? Heh, to raczej już nieistotne, gdyż było już po fakcie, a zamiast to roztrząsać, oficer wolał zająć się towarzyszką. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wyglądała na trochę przejętą... no dobra bardzo przejętą. Co prawda nie znał przyczyny, ale postanowił pomóc Cole się pozbierać, a najlepszym lekarstwem na stres i zmartwienia jest przytulanie, tak przynajmniej uważał od dziecka. Czapkę o aromacie czosnku wsadził pod płaszcz by mu nigdzie nie wypadła, po czym objął jedną ręką towarzyszkę i delikatnie przybliżył do siebie, a drugą zaczął delikatnie głaskać ją po głowie wzdłuż włosów - Już dobrze, już dobrze. Uspokój się i powiedz co się stało. - Odparł delikatnym pocieszającym tonem z łagodnym uśmiechem. Posiedział tak z nią chwilkę, ale to nie znaczy, iż nie był czujny. Po pierwsze przy końcówce tego uspokajania zerknął kątem oka na wstążkę dziewczyny od tak, by sprawdzić czy nie świeci ona dalej. Jeśli tak, to trzeba być gotowym na różne niespodzianki, więc rozgląda się po powozie, by w razie czego zrobić z Cole unik. Następnie o ile będzie spokój, to wygląda przez okno, bez wystawiania łepetyny za karetę. Cóż należało ocenić sytuację, w końcu jeśli np. jechało się w stronę przepaści, to lepiej o tym wiedzieć, czyż nie? Z takimi informacji można chociażby trochę po panikować, pomodlić się oraz uratować skórę. Jednakże znając siwowłosego on sam skorzystałby tylko z ostatniej opcji biorąc ze sobą swoją towarzyszkę.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Kwi 11 2013, 20:30
MG
Przechadzał się spokojnie w te i we w tę kiedy nagle klasnął w dłonie i odwrócił się do Vlada, siedzącego i pijącego czerwony napój z kieliszka. -Oh... otwarłeś "Michała, 711"? Dobry wybór. Dobry rocznik, dojrzały. Tak czy siak, wybacz Vlad ale przyjechali, pójdź proszę i zajmij się nimi należycie. Nie chcemy by nasi goście posądzili nas o brak kultury prawda?- Rzucił spokojnie Rikkudo do swojego sługi po czym zasiadł przy stole i zaczął bawić się palcami, niecierpliwił się a gdy się niecierpliwił robił się głodny... oh niech tu już przyjdą i wszystko się zacznie!
Nanaya i Sethor: Rozmowa w deszczu, ba rozmowa w nocy, była czymś chyba dla dwójki magów normalnym. Na dodatek rozmowa z nieznajomym. Mimo wszystko ów cicha dyskusja, była dość intymna jak na losowe spotkanie, przeznaczenie? Baltazar bynajmniej nie specjalnie przejmował się dziwnością tej sytuacji, widać przywykł do większych ekstrawagancji niż taka rozmowa. Tak czy siak ani Nanaya ani Sethor nie zamierzali zaprzestać tej nietypowej konwersacji mało tego pobudzali ją, zadając pytania. Dziewczyna nawet zdawała się odczuwać natłok uczuć, nie wiedząc czy słuchać serca czy rozumu. Faceci mieli o tyle łatwiej ze były jeszcze jaja. Tak czy siak Baltazar nie był niekulturalną świnią, na pytania w gruncie rzeczy starał się odpowiadać a rozmowę ciągnąć, nie inaczej było tym razem. -Nie ważne jakimi słowami się do ciebie zwracają, ważne by były one szczere... ja żyje na świecie dość długo by wiele słów jak i zwrotów do pięknych kobiet, znać.-Rzucił od niechcenia, nie chwaląc się ani nie żaląc, ot jedynie tłumacząc ów zagwozdkę, bo raczej na kogoś z wyższych sfer nie wyglądał. Właściwie jego garnitur bardziej na myśl przywodził jakiegoś urzędnika państwowego aniżeli szlachcica. Jej imienia nie skomentował, nie było pospolite, ale też w żaden sposób się nie wyróżniało, ot było to imię jakich wiele, zresztą jak jego i Sethora. W życiu spotkał dużo ładniejsze.-Trafna uwaga. Więc jest to niemożliwe. Moje ciało nie podda się żadnej naturalnej bakterii czy wirusowi. Oczywiście zdarzały się choroby na które i ja zapadałem- Przez jego twarz przez chwilę przebiegł cień, który po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia tej rozmowy nadał mu nieco mroku-Wampiry...- Zwrócił twarz ku Sethorowi, marszcząc lekko brwi-Nie wiem ile czasu w ich towarzystwie spędza przeciętny mieszkaniec Fiore, ale ja osobiście natknąłem się na te stwory kilkakrotnie, nawet mi się zdarzyło zabić... ze trzy wampiry...ale to było w innych czasach w bardzo odległym miejscu.-Wzrok mu się nieco zamglił, gdy wspominał rzeczy o których magowie nie wiedzieli, oj można było jasno założyć że osoba przed nimi jest znacznie starsza niż na to wygląda. Po chwili jednak wyciągnął dłoń ku gwiazdom, jakby próbując ich sięgnąć, po czym cofnął dłoń i spojrzał na Nanayę, dostrzegł i chyba zrozumiał jej gest.-Nie, nie zawsze zdobywanie tego co chcemy, jest dobre dla nas samych. Gdyby teraz sięgnął po to czego pragnę, cierpiałbym potwornie a i to coś zostałoby zniszczone. I tak za każdym razem, wiecznie, w nieskończoność. Ograniczają mnie prawa o których istnieniu nawet nie masz pojęcia. Póki nie skończę swego dzieła, muszę żyć z bólem w sercu.-Zamilkł na chwilę, po czym uśmiechnął się i kontynuował-Pozwólcie że zadam wam ciężkie pytanie. Czy jeśli ktoś w brutalny sposób dałby wam szczęście a potem odebrał je brutalnie, gdyby zabił całą waszą miłość zostawiając jedynie malutki promyczek nadziei na szczęście. Szczęście które przyszłoby okupić krwią miliardów... co byście zrobili? Zrezygnowali ze szczęścia dla wiecznego cierpienia czy poświęcili jednostki dla własnego szczęścia?- W gruncie rzeczy już zadając to pytanie znał na nie odpowiedź-Wielu ludzi umie mówić o poświęceniu, wszak, życie jest krótkie. Cierpieć kilka lat, by nikt na tym nie ucierpiał jest łatwo... ale patrząc przez pryzmat naszych wampirów, gdyby miały uczucia... im przyszłoby cierpieć wiecznie. Wieczne cierpienie i niedola, niedola gorsza od piekła, bo jeszcze za życia, niedola w której wiesz, dzień w dzień, budząc się każdego poranka że możesz to zmienić. A cena za to to życia tych wszystkich, tych wszystkich ludzi dookoła ciebie. Wszystkich prócz kilku których dasz radę uratować...-Westchnął-Czy naprawdę ludzie których nie znamy, są warci wiecznego cierpienia i męk piekielnych? Nawet Jezus umierający na krzyżu za grzechy ludzi, poszedł po śmierci do nieba.-Jak nic dość dziwna wypowiedź. Baltazar jednak nie wydawał się tym za bardzo poruszony, kto wie ile razy wypowiadał już te słowa, ile razy wysłuchiwał odpowiedzi, w wielu przypadkach, wciąż tej samej.-Mary Ann Vidali... tak wiem gdzie jest jej grób. Nawet was tam zaprowadzę.-To powiedziawszy odwrócił się i ruszył w las, a magowie mogli ruszyć za nim.
Finny i Devan: Dwójka magów miała nie lada problem, wszak mlaszczący stożek nie mógł oznaczać nic dobrego, ba, mógł jedynie oznaczać kłopoty co świetnie podkreślało zachowanie Leo. Idąc więc za resztką tak zwanego rozumu, jaki posiadali dziwni magowie, odwołane zostało jedyne źródło światła a przyzwane Gemini. Gemini którym Finn zlecił zadanie, zadanie dość trudne, przynajmniej tak mogło się wydawać, wszak raczej kontrola Mobiusa do najprostszych nie należała. Dlatego nie dziwota że po dwóch użyciach Gemini po prostu zniknęły, wyczerpane i wyprute z jakiejkolwiek energii. Mogły kopiować Meliora i jego zdolności oraz pamięć, jednak w żadnym wypadku nie skopiowały jego doświadczenia czy sił witalnych. Nic więc dziwnego że poruszanie po przestrzeni Mobiusa i to z dwoma towarzyszami szybko pozbawiło ich energii. Szczęście w nieszczęściu, że Devana wywaliło w krzaczki, zaś Finn miał więcej szczęścia zatrzymał się bowiem na czymś bardzo miękkim i dość przyjemnym i wypukłym w dotyku. Gdy jednak podniósł głowę zwrócił chłopczyk uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze leżał na drzewie, po drugie między nim a drzewem znajdowała się dziewczyna, którą właśnie ściskał za lewą pierś. Dziewczyna o czarnych spiętych w dwa kucyki włosach, czarnej sukni i pasiastych zakolanówkach. Dziewczyna miała czerwone oczy i strasznie bladą cerę. Patrzyła na Finna jak na robaka, zupełnie nie przejmując się faktem że ten ściska jej pierś. Obecnie w sumie patrzyli na siebie i próbowali ogarnąć sytuację. Zaś zegarek Finna zaczął się jarzyć. A po głowie Devana notabene leżącej na ziemi, przespacerował się ślimak, nogi zaś miał w powietrzu, i tak leżał na krzaku, wypięty w stronę Finna...
Afuro i Makbet: Para komediantów i romantyków, ruszyła powoli za „Natalką” która zresztą nie bardzo przejmowała się ich pieprzeniem, zresztą nie było po co. Technicznie rzecz biorąc zdawał się mieć całkowicie w pompie swoich towarzyszy, których zostawił samym sobie. Niech romansują, niech się bawią, rozmowa z nimi nie była wliczona w jego obowiązki. Aczkolwiek jedną rzecz musiał naprostować wspinając się po górskiej ścieżce, naprostował to zresztą dość dobitnie, uderzając bowiem stopą w podłoże, jego spora część uległa nagłej destrukcji, tworząc dużą wyrwę w ziemi, zaś z grobową twarzą Nathaniel spojrzał na Affa. -Nazywam się Nathaniel...-Po czym niezrażenie kontynuował wspinaczkę.
Melior i Colette: Wesoła podróż papa mobilem trwała w najlepsze. Nawet samotna już para mogła się chwilę pomiziać w samotności. Oczywiście rzecz biorąc, wstążka we włosach Colcia już się nie paliła i tak mknęli sobie i mknęli aż tu nagle jebudup. Znaczy powóz się zatrzymał. Stanął, null. Drzwi otworzyły się a wstążka Colci znowu zamigotała. przed nimi jednak nie stała dziewczyna, tylko starszy mężczyzna, łysy, o czerwonych oczach, ubrany w czarny frak. Wyglądał jak typowy kamerdyner i szef służby pałacowej. -Witajcie w naszych skromnych progach Colette Carter, Meliorze Von Terks. Mój pan was oczekuje, niechybnie ucieszył się na wieść że już przybyliście. pokój, kolacja i kąpiel już gotowe, życzycie sobie wpierw chwilę samotności czy chcecie od razu spotkać się z moim panem?- Miał głęboki i spokojny głos, nie wydawał się też mieć wrogich zamiarów, w sumie to wydawał się mieć gości w pompie,a teraz jedynie wypełniał swoje polecenia.-Doszły mnie jednak słuchy że ma być was ośmioro... no cóż, zgubami zajmą się Celia i Nathaniel. Dziewczyna pewnie znowu sprawiła jakieś kłopoty prawda? W sumie wnioskuje to po jej braku w powozie... i tym ze byliście w nim tylko wy.- Westchnął i odsunął się, czekając aż magowie wysiądą. Przed nimi zaś wznosił się zamek, a dokładniej drzwi wejściowe do niego, prowadziły do nich trzy marmurowe schodki, same drzwi były z dębu okutego żelazem, ciężkie i masywne, dziw że jeden człowiek był w stanie je otwierać i zamykać. Chodź kto wie... może wewnątrz armia służących kręciła kołowrotkiem?
Stan postaci: Melior: 94%MM Finny: 78%MM
Czas na odpis: 14.04 godzina 21:00
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Kwi 11 2013, 23:15
Mlaskanie, sapanie, czy inne cosie! Jeden czort, który dobrze nie wróżył! Więc co trzeba zrobić? Wiać! A jak wiać to z wielkim hukiem i jak najszybciej! No może huku nie było, ale kto ich tam wie! Ważne, że przynajmniej lądowanie awaryjne nie było takie złe, a nawet dość miękkie i wygodne. Chwila! Wygoda w lesie?! Trzeba było przyznać, że do nieprzyjemnych "lądowisk" to to nie należało, ale i tak starczyło by zaniepokoić zielonookiego, który... Niemalże natychmiast, nieco niechętnie, bo kto chętnie z wygód rezygnuje, podniósł głowę, by dostrzec... Drzewo! O tak... Piękne drzewko, na którym by leżał, gdyby nie osobniczka, którą spostrzegł! A spostrzegł oto tę wyższą od niego dziewczynę opierającą się o drzewo i mającą przyczepioną do ciała na wysokości klatki piersiowej dłoń. W sumie to tamta dłoń, wyglądała jak jego dłoń, a nawet poruszała się w tym... ŻE HĘ?! Parę kolejnych zdezorientowanych ruchów głową starczyło, by Finnek uświadomił sobie, iż właśnie jego dłoń bezczelnie spoczywa na lewej piersi kobiety, a zarazem ta mierzyła go dość chłodnym wzrokiem. Chociaż... Może nie tyle chłodnym, a pogardliwym, że aż blondasek w miarę możliwości odsunął się nieco do tyłu. - Prze... Przepraszam... - wybąkał tylko, cały czerwony na twarzy, próbując się nie przewrócić i spuszczając zawstydzony wzrok w dół, by dostrzec, iż zegarek się świeci. Tylko co znaczyło to światełko..? - pomyślał Finncio, przypatrując się urządzonku, by dostać po chwileńce olśnienia i... Przypomnieć sobie, że to tyczyło się zła, czy coś tam, nie? Tylko skąd? Gdzie?! Jak?! Ta dziewczyna? - Wszystko w porządku? Jak masz na imię i... I dlaczego jesteś sama w takim lesie?! Tu może być coś niebezpiecznego... - odezwał się w kierunku nieznajomej, jednak zachowywał środki ostrożności! Chociażby miał jedną dłoń w pogotowiu przy szabli, a drugą przy kluczu kruka. Gdyby dziewczyna postanowiła atakować, to chłopaczek aktywuje klucz, w międzyczasie przesłaniając się bronią, a następnie przy pomocy Ducha Kruka, wzlatuje w górę, poza zasięg ów osobniczki, o dość podejrzanej aparycji. Bronią celuje tak, by jakoś pozbawić potencjalnego oponenta głowy, bo przecież tak... W sumie dlatego, że ona mogłaby być wampirem, nie? Noc... Czerwone oczy, a do tego sama w lesie i świecący się zegarek ze słowem Zori... Zori, które miało chronić przed Arenem... Wampirem, nie? Dziewczyna byłaby wampirem?! Możliwe, ale miejmy nadzieje, iż walczyć nie chce... - Przepraszam za tamto jeszcze raz... - zwrócił się jeszcze raz w kierunku nieznajomej, jeśli ta jednak nie postanowiła sobie ich atakować. - Wiesz może jak się stąd wydostać? - spytał się następnie, ale ciągle będąc gotowym na użycie ewentualnie potrzebnych środków w celach obrony i/lub ucieczki.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Kwi 11 2013, 23:39
Rozmowy ciąg dalszy. Zdarzało jej się rozmawiać w dziwniejszych warunkach niż nieznajomy, noc i deszcz, wiec co za różnica. Jeżeli posiadał informacje, które były jej potrzebne, tym lepiej! Ostatnio rozmowa nocą z nieznajomym, kiedy za drzwiami znajdował się tłum wampirów, czy też twarz twarz z wampirem zakończyła się uzyskaniem pożądanych informacji i, co ważniejsze, przeżyciem~! Wszyscy przeżyli! Nawet jeśli wcześniej były niewielkie problemy. A tak długo, jak Baltazar nie chciał im się rzucić do gardeł było dobrze. Choć możliwe, że żywiła złudne nadzieje. Pokiwała głową, rozumiejąc, co chciał przekazać. Lub też może dopisując sobie więcej niż rozmówca mógł przypuszczać. Wyglądał na około dwadzieścia lat... Więc, jak naprawdę był stary? Było to dość ciekawe zagadnienie, bo Kronikarz był już starcem, a on był... młodzieńcem. Z młodzieńcami problem był zwykle taki, że byli bardziej zapaleni niż kulturalni. Powoli zaczynała dostrzegać warstwowość osoby, jaką był błękitnooki mężczyzna. Ale im dalej, im więcej mówił, tym bardziej rozumiała i widziała wielką przepaść między nim, a nimi. Trzy wampiry... Zaśmiała się cicho, niemalże rozpaczliwie. - Przeciętny mieszkaniec Fiore nie wie nawet, że wampiry istnieją - rzuciła z cierpkim uśmiechem na ustach. Oczy tez zrobiły się jakieś takie chłodniejsze. - I w żaden sposób nie czyni go gorszym. Czasami lepiej nie wiedzieć o wszystkich niebezpieczeństwach czy strachach, które istnieją na świecie... Z pewnością są spokojniejsi - stwierdziła gorzko, po czym złączyła swoje dłonie jak do modlitwy. Niby nic wielkiego, a mające taka moc. Ale i tak, stwierdziła w myślach, przysłuchując się następnym słowom Baltazara, nie jesteśmy w stanie mu dorównać, nawet we dwójkę. Na pewno nie teraz. Nawet jeżeli było to odległe miejsce... Instynkt zachowawczy czy po prostu realne ocenianie swoich możliwości? Kto wie... Ściągnęła brwi. Nie podobało jej się to w żaden sposób. To, co mówił. Ani o czasie, ani o przestrzeni, a tym bardziej o cierpieniu. Nurtowało ją to, ale nie oznaczało, że jej się podoba. Po raz pierwszy zadała sobie pytanie "KIM on JEST?", a może "KIM on NIE JEST?" I jak pojąć smutek... nie, nie smutek cierpienie kogoś, kto ma szczęście przed swoimi oczami, ale ma rozdzierający wybór przed sobą? Musiała się nad tym zastanowić. To nie była łatwa odpowiedź, zwłaszcza dla niej. Spuściła głowę, zastanawiając się nad tym. A wtedy stwierdził, że wie, gdzie jest grób. Ożywiła się. - Naprawdę? Dziękuję... - podziękowała ładnie, ale cicho, niepewnie, wciąż zastanawiając się nad zadanym pytaniem. Spojrzała na Sethora przelotnie, zastanawiając się, czy dobrze robi, po czym ruszyła za Baltazarem, oświetlając sobie drogę. Poruszając się po mrocznym, nieprzyjaznym lesie myślała nad tym, co ona by zrobiła. Poświeciła by ludzi? Cierpiała w samotności? W sumie już teraz i poświecą ludzi, i cierpi w samotności, więc co za różnica? Chyba w proporcjach. - Żadna forma cierpienia nie jest dobra - powiedziała w końcu cicho, ale bardziej do siebie, niż do Setha czy Baltazara. - Tak samo jak żadna forma poświęcania się, gdy nie jest się pewnym, nie jest dobra - dodała, tak samo cicho, ale już bardziej pewnie. Choć wciąż wiedziała, że porusza się w strefie niezwykłych banałów. - Nie jestem dobrą osobą. Bo robię wszystko, żeby odzyskać utracone szczęście. Lub też myślałam, że zrobię wszystko, a później stałam się jedynie czymś, dla którego śmierć jednej czy dwóch osób jest tak samo obojętna, jak zeszłoroczny śnieg... - Podniosła nogę, żeby nie potknąć się o korzeń, po czym schyliła się, żeby nie dostać gałązką. - Może to nazywa się sumienie? - Uśmiechnęła się półgębkiem. - Pewne rzeczy zrobiłabym inaczej, nie byłabym taka, jaka jestem teraz... Coś takiego jak pogodzenie się nie istnieje. Z tym, że się coś utraciło... Z tym, że musimy być silni, bo tego się od nas oczekuje... Ale gdybym miała wybierać między własnym poświęceniem dla... wyższego celu, a własnym, na powrót odzyskanym szczęściem, znalazłabym inne rozwiązanie - powiedziała pewnie, ale wciąż cicho. Nie musiała unosić głosu. Mogli jej słuchać lub nie, ale powiedzieć musiała. - Kiedy straciłam dużo, utrata kolejnych rzeczy ty je odzyskać, jeszcze bardziej by mnie zraniła... - ściszyła głos, doskonale wiedząc, co to znaczy. Żyć z poczuciem, że skazało się setki nieznajomych na śmierć? To śmierć pojedynczej jednostki poruszała wiekami, historią, ale nie śmierć tysięcy. Jednak świadomość, że wśród nich znajdą się ci, których znała, doprowadziłaby ją do szaleństwa. - Ale nie spocznę w ich poszukiwaniu, bo wszystko, co wycierpiałam straciłoby sens. Może jestem tylko ograniczonym i prostym człowiekiem, ale życie mam tylko jedno i cierpieniu muszę nadać sens. Nie dla tłumów, ale dla siebie... Jaki był sens mojej straty? Nie było żadnego? Jaki jest sens, był dążyła do jej odzyskania? Całe moje życie. I nawet jeśli nie odzyskam mojego szczęścia, może przepadło bezpowrotnie, chcę chociaż wiedzieć, dlaczego... - zamilkła na chwilę, jednak kontynuowała, dalej tym ściszonym głosem. - Wampiry cierpią wieczność w zamian za własną potęgę. Nie wiem, kto spowodował, że tak cierpisz, przez wieczność, Baltazarze, ale odbierając raz darowane szczęście bawił się w kata. Nie dlatego, że zabrał ci szczęście... To nie jest pełną przyczyną tej tragedii... Dlatego, że wiedział, że jesteś w stanie je odzyskać, ale wielkim kosztem, że możesz zrobić to w każdej chwili... Ale tego nie zrobisz. Niezwykle zmyślna tortura... - stwierdziła nieokreślonym tonem. Nie był on ani wrogi, ani przyjazny. Ciężko w nim było też znaleźć współczucie, żal czy litość. To było coś, co najbliżej można nazwać chłodnym stwierdzeniem smutnego faktu, samu rozumiejąc jak perfidne jest to zagranie. - Jednak... nie uniemożliwia to, byś szukał i sklejał fragmenty szczęścia teraz, szukając tego jedynego. Ani idea wiecznego cierpienia, ani idea morza krwi do mnie nie przemawia... Wiec pozostaje trzecia opcja... - Nadepnęła mocno na ziemię, nie podnosząc ani ociupinkę głosu. - Wywalczyć swoje szczęście - zakończyła swój strasznie długi wywód. Zapewne powtórzyła się kilkukrotnie. I język strasznie jej się rozplatał. Jednak nie potrafiła milczeć. Zwłaszcza, gdy widziała tragedię lub błogosławieństwo tuż przed swoimi oczyma.
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Kwi 12 2013, 23:21
Cóż okazało się, że w planie nie przewidziano już żadnych dodatkowych atrakcji, dlatego też czujność Meliora tym razem okazała się zbędna. No, ale się mówi, jak nie teraz to pewnie później. Z tego też względu nadal trzeba było uważać. Po jakiś paru minutach przejażdżki w końcu dotarli do miejsca do celowego, a szkoda, gdyż siwowłosy miał ochotę zapanować nad powozem i pokierować nim pod własne dyktando. Być może zachowałby go nawet dla siebie, bo w końcu taki pojazd mógłby mu całkiem ułatwić życie. W końcu gdyby zmniejszył koszty za podróże, to pieniądze za nie mógłby zużyć na co innego dla przykładu chociażby na słodycze. No, ale wróćmy teraz do kwestii postoju. Mianowicie drzwi powozu otwarły się, a w nich pojawił się jakiś koleś. Cóż oficer nic do nie go nie miał, no po za tym, że w jego otoczeniu wstążka Colci znów zaczęła błyszczeć i być może czapka na głowie Meliora też, choć on sam tego nie widział. Melior w sumie od razu wziął mężczyznę za lokaja, gdyż pan domu, czy ogrodnik, przywitaliby ich raczej innym tekstem. Słysząc pytanie musiał się chwilkę zastanowić nad odpowiedzą. Raczej spotkanie z Rikkudo tylko w dwójkę spotkanie beż żadnej dodatkowej sojuszniczej obstawy nie wchodziło w grę więc postanowił grać na zwłokę. - Hmm, rozumiem, miło mi. Jeśli to możliwe to przed spotkaniem chciałbym się odświeżyć. Dlatego też byłbym wdzięczny, za wcześniejsze wskazanie łazienki i pokoju. - Odparł spokojnym, acz uprzejmym tonem. Cóż ta opcja wydawała się całkiem korzystna, gdyż pozwalała, też zwiedzić i poznać kawałek pałacu, co w obecnej chwili wydawało się całkiem pożądane. Słysząc kolejne słowa parę spraw go zaciekawiło. Między innymi interesowało siwowłosego skąd wiedzieli, że przyjdą i w jakiej liczbie. Cieszył się też z informacji, jakie mu dostarczano, no gdyż dostawał dodatkowe wieści na temat mieszkańców tego domostwa. - Tak, właściwie zaproszono nas w dość błyskawiczny sposób, a co do pozostałych, to pominięto ich bez chwili czekania. - Odrzekł tak samo jak poprzednio. - Cóż, co do Celii, to opuściła nas w bliżej nie wyjaśnionych okolicznościach, choć pewnie miała ważny powód. - Dodał po chwili z delikatnym uśmiechem. Melior w sumie zaczął się też zastanawiać nad świeceniem tych przedmiotów od Nanayi. Miały chyba reagować z wampirami, czy coś podobnego, tak więc, czyżby ich przewodnik i ten lokaj byli krwiopijcami? Heh, ta wizja wydawała się odrobinkę niepokojąca.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Kwi 12 2013, 23:34
Konwersacja trwała w najlepsze, mimo dziwnej pory i miejsca. Baltazar odpowiadał na ich pytania, a nie spławił ich. Znaczyło to, że informacje które przekazywał nie były w żaden sposób jego sekretami. W końcu Sethora widział po raz pierwszy, Nanayę zapewne też, choć co do tego mag lodu nie miał pewności. Po perypetiach w klasztorze Zori, ich drogi rozeszły się na dość długi czas, a Seth nie spytał dziewczyny, co porabiał przez ten czas. -Baltazar jest specyficznym… humanoidem- stwierdził w myślach Seth, wsłuchując się w słowa rozmówcy z potęgującą się ciekawością, pomieszaną niejako z narastającą obawą o prawdziwą tożsamość Baltazara. Po primo, wirusy czy bakterie nie MOGŁY atakować i infekować jego ciała, co jasno wskazywało na albo mutację, albo brak cech, które wskazałyby tym chorobotwórczym tworom, że osobnik ten jest organizmem żywym. -Heh, jednak miał coś wspólnego z wampirami w stopniu większym niż stare zapiski- pomyślał z lekkim tryumfem Seth, spoglądając na ogarnięta cieniem twarz młodzieńca. Zawiesił głos przed podaniem liczby wampirów, które zabił. Wątpił mag, by problem sprawiło mu policzenie do trzech. Raczej zastanawiał się jak zakamuflować gargantuiczną wręcz liczbę tych nieżywych stworów. -A, jak widzisz Baltazarze, my nie jesteśmy przeciętnymi mieszkańcami Fiore- dodał do słów Nanayi oczywisty fakt, który wynikał z przebiegu tej rozmowy. Uśmiechnął się, choć wzrok spuścił na ziemię. Chłopak chciał jednak o tym wspomnieć, choć wątpił, by ta aluzja co do „zawodu” Setha i Nanayi zrobiła jakiekolwiek wrażenie na tym mężczyźnie. W swym życiu pewnie spotkał już setki magów i pewnie nie jednego ukatrupił, choć z drugiej strony mógł on też być sprawiedliwym, praworządnym łowcą wampirów, lub wiecznym poszukiwaczem przygód. To zabawne, bo znając życie, nawet bycie wiecznym wędrowcem, tułaczem, który obserwuje multum wydarzeń, może znużyć tak, że dalsza egzystencja będzie jedynie udręką. Następnie nadeszło multum informacji, zawartych w monologach, razem składających się na dialog między Nanayą, a Baltazarem, który rozpoczął swą wypowiedzią długi ciąg zdań. Jego monolog był w sumie odpowiedzią na wcześniejsze słowa Sethora, więc mag wsłuchiwał się we wszystko, co wychodziło z ust zarówno jego, jak i komentującej i interpretującej dodatkowo i na własny sposób Nanayi. Oczywistą sprawą było, że obaj mieli oni po części rację. Jednak i chłopak o kruczoczarnych włosach chciał wtrącić swe trzy grosze do rozmowy. -Nieskończoność jest najstraszliwszym pojęciem w naszym świecie. Zazwyczaj i dla zdecydowanej większości nieosiągalna, lecz to jedynie ulga i ukojenie- umrzeć. Jeśli natomiast chodzi o odebranie szczęścia, czy miłości… Wolałbym przemilczeć ten temat. Moja empatyczność nie pozwoli mi na wczucie się w sytuację ani Twoją, Baltazarze, ani Twoją, Nanayo, ponieważ ma przeszłość nie należała do smutnych, tragicznych, lub traumatycznych. Swoje szczęście odnaleźć pragnę do dziś, jednak nie wiem, gdzie ono się znajduje- tu Seth kopnął butem w ziemię i odetchnął głęboko, przygotowując się na kontynuację własnej wypowiedzi- Ja tkwię w przekonaniu, że szczęście ogółu jest ponad szczęściem jednostki, a cierpienie jednostki jest ponad cierpieniem ogółu. Jednak nie chciałbym, by szczęście jednostki uzyskiwane było poprzez cierpienie setek, tysięcy ludzi i na odwrót- przerwał na dobrą chwilę wypowiedź Seth, słuchając, czy towarzysze konwersacji dodadzą cokolwiek, czy jedynie zjawisko pogodowe, zwane deszczem będzie kontynuowało swą symfonię. Noc trwała, rozmowa się kleiła. Wielką szkoda było jednak, że mag nie miał ze sobą żadnego zegarka. Nie posiadał jeszcze zegara biologicznego. -Prawdę mówisz, Baltazarze. Choć zastanawia mnie to, co rzekłeś. Wampiry nie mają uczuć? Czyli są to jedynie puste skorupy człowieczeństwa? Los taki na pewno mi się nie uśmiecha, o nie. Zbyt wiele jeszcze samotnych dróg przede mną, bym poległ na rozbiegu życia w walce z ponadnaturalnymi potworami. Są więc takie chwile, które zamieniają egzystencję na ziemi w piekło? Czy więc piekielne męki zamieni na niebiański odpoczynek, czy jedynie je pogłębi?- spytał młodzianina, który chyba znał gorycz długowieczności aż nazbyt dobrze. Ciekawe jednak, kiedy czara się przeleje i któż będzie nieszczęśnikiem, który znajdzie się pod jej potokiem? -Zaprowadzisz nas? Czyżbyś już zapomniał o spotkaniu z osobą, której dawno nie widziałeś? A może już straciło ono na znaczeniu? Odwołując się do Twych słów, określenie „dawno” może sygnalizować okres o wiele dalszy, niż czas, gdy wciąż noszony byłem jako rozwijający się płód. Stwierdzenie „dawno” jest na tyle względne w tej sytuacji… Zresztą nieważne- poważnym wzrokiem mag lodu przebadał Baltazara, jednak jeśli Nanaya nie będzie miała nic przeciw pójściu za nim w ciemny las, Seth uczyni to samo, dotrzymując dziewczynie kroku i wytężając wzrok będzie obserwował otoczenie. Mężczyzna o bezpalczastych rękawiczkach, skrywających dłonie, wydawał się być aż nazbyt miłym. Jednak możliwym było, że po prostu na tyle dobrze poznał ludzi, że już po kilku pierwszych zdaniach wie o człowieku bardzo dużo. Ponieważ już dość długo stali w ciemności, wzrok winien się wyostrzyć na tyle, by choć kształty były dla nich dostrzegalne w mroku natury. Mogło to ułatwić wędrówkę i ewentualne reakcje na zagrożenie.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Kwi 13 2013, 10:49
Powoli zaczęła się uspokajać - wszak oddychanie swoje robi, więc nie przyzna się, iż głaskanie czy tulanie miało z tym coś wspólnego, więc i opowiedziała prędko oraz krótko Meliorowi powód krzyku... Najważniejsze, że strasznej pasażerki nie było z nimi, a oni na szczęście się nie rozbili! Sukces! W końcu bowiem powóz się zatrzymał, a co dziwniejsze przyszedł 'gości' ktoś przywitać...W dodatku niezwykły ktoś przez, którego znowu wstążka zaczęła świecić. Oh, na głowie to Carter nie widzi, ale okolica raczej ciemna to i zmiany w oświetleniu są widoczne. Nie mniej jednak należało coś zrobić z tą wstążką by mieć pewność kiedy się świeci - nawet jeśli wciąż nie było się pewnym czemu. Z tego też powodu zdjęła wstążkę, rozpuszczając tym samym włosy i przewiązała ją sobie wokół szyi. Ha! Bo nie ma to jak kilka możliwości jednego przedmiociku, prawda? Wstęga głównie służyła do związywania włosów dziewczyny, ale teraz będzie robić za apaszko-szaliczek! Dzięki temu nie tylko będzie widzieć, że się świeci - bo jednak taka mała wstążeczka to to nie była - ale i może wampir żaden jej nie capnie na tej misji...no, a przynajmniej będzie miał utrudnienie bo szyja schowana - zawsze to coś... W każdym razie długo to nie trwało - wręcz chwilka - więc i ona wysiadła po chwili z powozu. Niestety na twarzy Carter...co prawda strach po poprzednim wydarzeniu już zniknął, ale pewność nie wróciła do końca. Wszak byli na terenie, o którym wiedzieli niewiele, a jeszcze gospodarz się ich spodziewał - i to całej ósemki! Oni mieli tylko przyjść po to co mieli, a tu takie rzeczy się dzieją...Swoją drogą spotkanie z Rikkudo bez przynajmniej jeszcze jednego towarzysza mogło być dla nich zgubne...Trudno było powiedzieć dla kogo bardziej, ale jednak nie mieli pojęcia co szykuje Rikkudo i jakie ma zamiary, więc...niepokojąca rzecz...Nic dziwnego, iż niepewnym wzrokiem zerknęła w stronę lasu/strony, z której przyjechali. Ah, jakież to byłoby szczęście, gdyby akurat reszta przybyła... - ...Dobry wieczór. - nie taki dobry, ale należało zachować jako taką kulturkę skoro póki co ich nie ubijają, a osobnik chyba nie miał zamiaru zrobić im czegoś złego - Em...oczekuje nas? - pytanie raczej retoryczne, ale jednak zdziwienie było. Z drugiej strony nie zdziwił jej fakt, iż kamerdyner znał ich nazwiska tyle, że... - A można zapytać o Twoje imię? Nie było to pytanie nachalne i nie będzie marudzić jak nie odpowie. Po prostu dziwnie tak jak wszyscy wiedzą jak się oni nazywają, a jednak mężczyzna nie uraczył ich swoim mianem. Może miał powód? Może nie...ale zapytać nie zaszkodzi. Tak czy siak...nie uważała reszty grupy za zguby bo jednak szli większością razem, a wciągnięto jeno ich, więc...No nieważne - trzeba mieć nadzieję, że skoro kogoś po nich wysłano to szybko dotrą na miejsce...bardzo szybko. Z drugiej strony okazało się, że ta dziewczyna z powozu - Ceila jak się dowiedzieli - prawdopodobnie, gdzieś sobie chodzi. - Można tak powiedzieć. Odrzekła krótko na kwestię sprawiania problemów przez dziewczę z powozu. Ah...łatwo było się domyśleć, iż nieznajomy mówi o Rikkudo - wszak według informacji Kronikarza to on jest tutaj obecnie panem... - Miejmy nadzieję, że reszta szybko do nas dołączy. Stwierdziła miło, choć dalej nie aż tak pewnie jak zawsze. W większej grupie czułaby się lepiej, a wydarzenie z powozu swoje zrobiło, ale...zachowa spokój! Tak...lepiej by reszta nie robiła sobie wakacji w lasku. Mimo to miała świadomość, iż Nana z Sethem, którzy wybyli do przodu powinni już tu być, ale pamiętała też, że mieli iść szukać grobu, eh...Nic dziwnego, iż von Terks wolał grać na czas...a Colette? No cóż...Nie widziała jej się kąpiel na takim zamku wśród wampirów, ale i nie spieszyło jej się na spotkanie bo i nie taki był cel wizyty na zamku, więc...pewnie i przykład weźmie jeśli faktycznie 'gospodarz' będzie chciał aż tyle czekać...
Devan
Liczba postów : 120
Dołączył/a : 26/01/2013
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Kwi 13 2013, 12:06
Devan wylądował w krzakach.Nie było to chyba najgorsze lądowanie w dziejach jednak mu to nie odpowiadało.Wstał powoli otrzepując się z liści i małych gałązek.Poprawił swoją grzywkę i spojrzał na drzewo.Przy tym jakże wysokim liściastym obiekcie znajdował się Finn i jakaś dziewczyna.Wróć co?Dziewczyna?Z Finnem? Czarnowłosy jeszcze raz spojrzał przecierając oczy bo może poprzez upadek uderzył się tak mocno w głowę że teraz ma halucynacje jednak z nim było wszystko w porządku a człowiek płci przeciwnej rzeczywiście tam był. Niebieskooki nie miał zamiaru tam podchodzić o nie, wolał poczekać sobie spokojnie na dole rozglądając się czy aby są już bezpieczni.Nie słyszał już żadnych podejrzanych dźwięków jednak cały czas był w gotowości.Spojrzał jeszcze raz na Finna i dostrzegł coś o wiele bardziej niewiarygodnego niż fakt że trzymał ją za pierś, ona była wampirem a bynajmniej tak mu się wydawało.W każdej czytanej przez niego książce było napisane że te osobniki miały czerwone oczy i bladą skórę ponieważ nie mogły wychodzić na słońce.Blondynek nie był na szczęście atakowany jednak niebieskooki obserwował go i w razie czego miał zamiar wkroczyć i pomóc mu.
Ostatnio zmieniony przez Devan dnia Nie Kwi 14 2013, 20:40, w całości zmieniany 1 raz
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Kwi 13 2013, 20:20
Nasz Affcio co by sobie czas umilić zaczął sobie cichutko pogwizdywać. W końcu ani Biszuś, ani Natalka do rozmów się nie palili, to nasz blondasek czuł się trochu samotnie. Nio bo co to za najlepsza przyjaciółka, skoro nawet trochu poplotkować nie chciała! Nie no, kto nie lubi plotkować? Chyba tylko zombie, ale one to raczej w ogóle zbytnio gadatliwe nie są... O! Może ich przewodnik jest żywym trupem! W końcu tak przynudza! Co on się w szkole nie nauczył prowadzić wycieczek? Na takie coś to trza mieć dokumenty, fakultety! Wstyd normalnie, dla turystki Fiore, wielki wstyd! Jakby tego było mało, to się nam shota zespół i tupnął see nóżką z złości! I ludzie, jaka siła w tym jego małym ciałku siedzi! Kamienia rozpaćkało! Normalnie, by nasz Aff już dawno podskoczył i rzucił się Makbeciowi w ramiona, z tego strachu, ale wtedy to i tamten zaczął by świrować, to tez nasza wiedźma tylko podskoczyła, wydając z siebie bliżej nieokreślony pisk. - Eee... No dobrze, dobrze Nata... Nathanielu... buu... a Natalka brzmiało tak fajowo, ludzka rasa w ogóle nie zna się na ksywkach... tęsknię za rodzinnym domem, siostrami, mamą... a nie, za tą wiedźmą to nie tęsknie... z domu synusia wywaliła... Smutne no nie, biszu... Makbeciu? A no smutne, wiesz... jako przyjaciel to powinieneś mnie jakoś pocieszyć, przytulić.. choć nie, ty taki wstydnis jesteś, to znów byś mnie pobił. A wtedy spotkalibyśmy się w sądzie rodzinnym~! Kukuku~. Nie martw się, żartuje tylko, nie lubię sądów, są takie nudne i pachnie tam perukami. Ale tutaj... też jest nudno, no ale pachnie to czymś innym. Ej, a może tak sobie pośpiewamy? Znasz kołysankę o Dżentelmenie, wiedźmie i skrzacie, autorstwa Afuro Tamotsu Pierwszego? Wątpię... moja kultura nie dotarła zbytnio do zacofanego ludzkiego świata, uhh. Ponownie rozgadał się Afurcio, podążając przy prawym boku swego nowego BFF'a, z lekko zmartwiona miną. Pomimo tego, że cały czas sobie żartował i to wewnątrz trochu się martwił, no bo, ludzie kto by się nie bał? Skoro już cztery osoby prawdopodobnie skończyli na stole wampierza! Nie wróć! Trzeba myśleć pozytywnie! Spadniecie z góry i zjedzenie przez powóz nie oznacza jeszcze końca! Zawsze musi być nadzieja, nie? - Panie Nathanielu, przewodniku, po tej uroczej krainie, a co jak ktoś ten, noo... musi za potrzebą? Nie, żebym teraz musiał, tak przyszłościowo się pytam... Głupia cisza, w mrocznym lesie mnie zabija, a ty Makbet, jak tam twe zdrówko? Zapytał Tamotsu, dalej kontynuując wspinaczkę za Natalką.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.