I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zamek na wzgórzu. Rozciąga się na Południe od Hargeonu. Otoczony gęstymi lasami, znajduje się na niewielkim, może 30m wzniesieniu. Twierdza jest brudno czarna, utrzymana w stylo post Romańskim z elementami całkiem nowymi. Ale nie odbiegajmy zanadto od opisu. Do zamku wiedzie ścieżka biegnąca przez Bor mieszany z przewagą dębów i olch. Po wyjechaniu z lasu na wzniesienie zaczyna się "Dahr Magna" które było niegdyś "Szafirowymi ogrodami" ze względu na pomniki wyciosane z różowego kamienia sprowadzonego z Romerum, oplecionego różami. Dziś, są to już podupadłe rzeźby, porośnięte bluszczem, róż zaś wyblakł i przypomina już biel. Rzeźby te znajdują się w zaniedbanym ogrodzie stanowiącym przedsionek a zarazem tył zamku. Twierdza nie posiada fosy, o ile kiedyś ją posiadała. Jest to wielki kwadratowy budynek, z kilkoma wieżami. Najbardziej jednak rozpoznawalnym elementem zamku jest wielki taras widokowy wychodzący z sypialni jego byłego właściciela. Widać zaś z niego całe miasto. Sam zamek jest w stanie ruiny, znaczy mury i cała reszta stoi ale umeblowanie, okna i tym podobne rzeczy pozostawiają wiele do życzenia. Możni miasta nie maja tyle środków by łożyć na utrzymanie pięknej oniegdaj twierdzy. ~~
MG
Karczma "Ekler" słynęła w mieście nie tylko z eklerów ale też z legendarnych loży vipów. Były to wspaniale wyposażone loże. Śliczne obite miękkim materiałem i magiczną pianką ławy, wyciszone magią ściany, jedzenie do woli na koszt firmy no i co najważniejsze "Morska bryza" na koszt firmy, dla każdej zaproszonej osoby. Morska bryza była zaś legendarnym w całym Fiore napojem bezalkoholowym, w smaku przypominającym zwykła gazowaną wodę, ale efekt był iście piorunujący. Mówi się że to przez naturalne chemiczne związki w wodzie, które przez stulecia mieszały się z eternano, wytworzyły słodki osad. Tym właśnie była tajemnica morskiej bryzy, po jej wypiciu ów osad osadzał się w ustach, na długi czas pozostawiając w nich smak mięty i ten sam roztaczając przy każdym wydechu. Mało tego chronił zęby przed brudem na około miesiąc a to miłe uczucie orzeźwienia... O tak tym razem kronikarz zadbał o wygody swoich gości... chociaż raczej chodziło mu o wyciszone magią ściany ale niech pospoły skorzystają raz w życiu z luksusów. Mimo że było go stać na to wszystko, siedział ubrany w najzwyklejszy szary dres z napisem "Hot 18". Znów czekał na magów których kelner miał tu oddelegować gdy tylko spytają o kronikarza. Wiedział ilu ich przyjdzie, ciekawiło go jednak czy będą w śród nich... starzy znajomi. Tak czy siak, pozostawało czekać...
Na zewnątrz siekł deszcz, bębniąc nieustannie w zniszczone parapety. Nie przeszkadzało to jednak osobie stojącej przy oknie, tak samo jak nie przeszkadzało jej wianie mroźnego wiatru czy trzask ciepłego ognia w kominku. Czerwone oczy przenikały wszystko na wskroś badając przestrzeń daleko przed sobą. O tak, spojrzenie tych głębokich oczu, wwiercało się w Hargeon, zapewne oczekując czegoś co ma wkrótce nadejść. Cmoknął z niezadowoleniem gdy samotna błyskawica przecięła niebo. W tym wypadku droga tutaj będzie nieprzyjemna i aż zastanawiał się czy nie wysłać na przód Gormela. Jednak zrezygnował z tego pomysłu i zamiast tego wezwał do siebie Nathaniel. -Nakryj proszę dodatkowo do stołu. Wkrótce będziemy mieć gości...-Powiedział spokojny, cichy głos. Nathaniel jednak usłyszał i posłuchał. Zawsze słuchał. Zastanawiał go ten chłopiec. Ale to chyba inna historia, bo historia która miała się zacząć interesowała go dużo bardziej...
//Czas na odpis 19.03 godzina 19:00
Autor
Wiadomość
Devan
Liczba postów : 120
Dołączył/a : 26/01/2013
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Kwi 04 2013, 17:11
Devan spojrzał po zgromadzonych.Widząc że większość zbiera się do wyjścia i on postanowił to zrobić.Słysząc że nie jaka Nanaya chce udać się do lasu postanowił jej towarzyszyć bo cóż nie może pozwolić aby grupa kilku osobowa szła na pewniaka gdzie ona sama mogła by umierać z odniesionych przez nie daj Boże dzikie zwierzęta lub jeszcze gorzej rozbójników którzy tylko czekają na nadarzające się okazje. - Ja też pójdę do lasu tak dla pewności - Powiedział jak gdyby od niechcenia. W sumie wiedział że nie są to źli ludzie ale on był osobą skrytą.Nigdy nie lubił mówić zbyt dużo zwłaszcza na swój temat.Gdy wyszedł na świeże powietrze szedł ramię w ramie z Sethem jednak nie spojrzał na niego ani na ich towarzyszkę ani razu.Głowę miał cały czas wysoko uniesioną jak gdyby szukał w niebie rozwiązania na wszystkie te problemy które wyżerały go od środka.Jego jedynym celem w życiu była zemsta jednak i ona przestała się liczyć od kiedy doszedł do wniosku że nie zwróci mu to nic.Wmawiał sobie to przez tyle lat tracąc przy tym tyle czasu gdzie mógłby znaleźć gildię która była by dla niego sposobem na dalsze życie.Postanowił jednak już się tym nie zadręczać i iść dalej.Cały czas nasłuchiwał czy aby ktoś się do nich nie zbliża.Był gotowy do walki jednak nie wiedział co z pozostałą dwójką z którą aktualnie podróżował. - Należycie do jakiejś gildii? - Spytał nieśmiało. Od zawsze nawiązywanie kontaktów było dla niego rzeczą praktycznie nie realną ponieważ wszędzie tam gdzie mieszkał ludzie go odtrącali.Nie wiedział co to znaczy mieć kolegów ani nawet znajomych z którymi mógłby się pośmiać, ba nawet nie wiedział co to jest śmiech.Ciężkie było jego życie ale postanowił posłuchać rad niedawno poznanego Nevira i spróbować żyć inaczej niż do tej pory.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Kwi 05 2013, 09:10
Huh...Pytań i wątpliwości pojawiało się coraz więcej - tak samo jak zachowania współtowarzyszy, a Carter obawiała się, że już wszystko się jej w główce pomieszało, więc po kolei...Seth postanowił zrobić sobie krótką przerwę od gadaniny i na chwilę opuścił lokal. Co prawda wrócił, ale cóż...Widać, że musiał odetchnąć deszczowym powietrzem. Największym sukcesem było to, iż dwójka przysłuchujących się postaci - które najwyraźniej idą z nimi - przedstawiła się, więc chociaż nikt nie był już bezimiennym. Swoją drogą 'Makbet' to ciekawe imię i zapewne brązowowłosa jeszcze do niego wróci w wolnej chwilce. W następnej chwili przyszły pytania od Nany, które najmniej dziwiły Colette, więc i nie miała nic przeciw. Ba, na miejscu rozmówczyni, pewnie sama by chciała wiedzieć takie rzeczy. - Raczej nie możemy wrócić...A przynajmniej nie znamy sposobu. Odrzekła spokojnie i zwyczajnie, ale nie wytłumaczyła jak się znaleźli w tym świecie bo...co co? Powie, że przypadkiem? A może ma inny powód? No cóż...Widać akurat do tej części wypowiedzi, chętna nie była. Fakt faktem również i ją zastanawiało, czemu niby to Rikkudo chce szukać Meliora skoro niby ten Mel to nie tamten Mel...Teoretycznie nie powinni być nawet wplątani w sprawy rodowe, 'rodziny' z tego świata, eh... - Wystarczy Colette - odpowiedziała Nanie bo nigdy za wielką panią się nie uważała...Inaczej - nie kazała do siebie mówić jakoś szczególnie ważnie, a już na pewno nie komuś z kim będzie współpracować. Po tym przyszedł czas by opisać Rikkudo - Hmmm...Jest bardzo podobny do Meliora, więc trudno go nie poznać...Z tym, że ma dłuższe włosy, sięgające do łopatek, inne oczy, no i oczywiście jest starszy. Co do zachowania...Aż na tyle go nie poznałam. Był szybki...Mówił dość...spokojnie, ale mimo to potrafił samym spojrzeniem wywołać strach. Swoją drogą parę kwestii chyba go bawiło...Właściwie chciał się spotkać z Meliorem i to głównie on go ciekawił, więc...nie walczyliśmy ani nic. Niestety opuściła parę kwestii...Jakoś nie widziało jej się spowiadanie z rad Rikkudo. Bo co? Bo powie, że był bardziej niby kulturalny niż ona? Co się dziwić?! Ona była wtedy na misji i swoje przeżyła, eh...No, ale nie może powiedzieć, że nauczyła się czegoś od wampira...Druga rzecz, którą ominęła to...umowa czyli powód, dzięki któremu nie walczyła z Rikkudo. Tutaj miała pewien problem bo sama nie wiedziała czy powiedzieć o tym reszcie czy nie. Dlatego też musiała się chwilę zastanowić... W każdym razie Nanie poprosiła o jakieś niewielkie przedmioty. Co prawda Colette nie wiedziała po co, ale nie miała powodu by nie ufać dziewczynie - wszak pytania, które zadawała jasno dawały do zrozumienia, że co jak co, ale na wykonaniu misji jej zależy. Co więc dała Carter? Myślała o zegarku, który jest tarczą, ale obawiała się...trudno powiedzieć czego - może, że przedmiot był magiczny i nie bardzo...No nieważne - zdjęła z włosów wstążkę i to właśnie wstążkę dała do 'oznaczenia'. Po prostu ze wstążką się nie rozstawała - nie z własnej woli - a innych taki rzeczy, które zawsze ma przy sobie nie posiadała (prócz zegarka). Tak więc kiedy dostała napis 'zori', zawiązała wstążkę z powrotem. Swoją drogą nawet nie wiedziała co to znaczy... Tak czy siak i sam Afuro postanowił sprawdzić wiarygodność Mela, ale...woda czosnkowa? Uh uh...Ciekawy sposób na pewno, więc akurat temu dziewczę nie zaprzeczało, ale tak kropić kogoś wodą? No nic...Co jednak było ważniejsze? Oczywiście słowa Kronikarza, który chyba nie uwierzył w inne światy - nie jej problem. Prawdę mówili, a w co będzie chciał wierzyć jego sprawa. Aczkolwiek po tym co mówiła Carter wydawało się, że i zleceniodawca się zaciekawił, więc...chyba i nieco uwierzył...Naturalnie słuchała go uważnie - będąc w szoku co tutejszy Melior miał za robotę - ale i zapamiętała sobie co napisał na karteczce 'pożegnalnej' huh...Najbardziej zmartwiło ją to, iż Kronikarz potwierdził, że Rikkudo zapewne wiedział o śmierci Meliora z tego świata i chce spotkać żyjącego Mela ze świata innego - toż to niepokojące! Pojawiła się większa obawa niż przedtem, ale...Pannę Carter zastanawiało już nie tyle to po co był mu Mel, ale to, że niegdyś Rikkudo powiedział, iż to właśnie Melior będzie chciał go znaleźć, a jak dotąd nie widać by chłopak tego chciał. Hmm...fail? No nic...Tak czy siak po chwili rozmowa dobiegła końca, a Kronikarz opuścił budynek. Sama Carter dopiła swój napój i wstała z małym zmartwieniem na twarzy. Tak tak - trudno nie być zmartwionym. - Eh...Może lepiej im powiem o umowie - rzekła cicho jakby do siebie, ale zapewne von Terks mógł to słyszeć - Swoją drogą ciekawa sakwa. Nowy zakup? No co? Zauważyła to już wcześniej, ale jakoś nie miała okazji wypowiedzieć słów na głos. Poza tym mogło to zabrzmieć jak swobodna pogawędka o zakupach, a przed drogą to nawet dobrze - i tak za dużo się martwiła. Dopiero po tym - najlepiej czekając i na resztę, ale jak nie to już nie jej wina - wyszła, dołączając do osóbek, które już przed karczmą stały. - Pogoda nie dopisuje, a do zamku jest kawałek drogi jak słyszeliśmy, więc kwestię rozdzielenia się chyba dobrze zostawić na potem. Raczej nikt nikogo samego nie puści - rzekła miło bo i prawdziwie. Wszak nikt teraz do lasu chyba nie pójdzie, a dopiero przy zamku, więc po co teraz się rozdzielać na drodze? - Ah, i...Gdy Melior spotka Rikkudo, nie będę mogła nic zrobić. Lepiej byście wiedzieli... Dodała nim jeszcze wszyscy ruszyli. Uznała, że jednak powinni wiedzieć, że przy pierwszy spotkaniu tej dwójki, ona nie może nawet palcem kiwnąć. Wszak Rikk wykonał swą część umowy, więc i ona musi...Widać było, że nie była z tego dumna i żałowała, ale jest w grupce osób, więc w razie czego na pewno von Terksowi pomogą...Oh, nie podała powodu? Jak ktoś zapyta to może zdradzi...choć nie pochwalała swego zachowania...uh... Ważne jednak, iż naturalnie udała się wraz zresztą - czekając na pozostałych. Po prostu wszyscy szli w tym samym kierunku, a Kronikarz mówił, że w taką pogodę mogą iść nawet godzinę, więc czemu mieli się rozdzielać na drodze, po której idą razem? Jak dla niej było jasne, że w razie czego zrobią to pod zamkiem, więc nie wybiegała aż tak do przodu z potencjalnymi planami. Swoją drogą mogła pojawić się mała ulga bo w taką pogodę zapewne o wiele trudniej byłoby jej się poruszać w normalnych ciuchach - dobrze, że się przebrała! Nie jej styl, ale przynajmniej ruchy nie ma ograniczone i nic w błocie nie ugrzęźnie. - Rada to nie gildia, więc nie bardzo. Odpowiedziała krótko Devanowi. W obecnej chwili nie widziała w radzie nic dobrego, więc i jej głos głośny nie był, ale cóż...Kultura nakazywała odpowiedzieć, zwłaszcza, że są na jednej misji i pewnie sporo będzie od innych zależeć...
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Kwi 05 2013, 19:18
I tak wszyscy pójdą w tym samym kierunku, więc Makbet wiedział, że zbyt wielkiego wyboru nie ma. Zerknął kątem oka na Devana, który chyba pytał ich o gildie. Mężczyzna prychnął pod nosem, słysząc niedorzeczne skądinąd pytanie. Panienka Colette postanowiła się przyznać, ale on raczej nie zamierzał tego robić. Płaszcz miał na sobie, więc wystarczyło się zakapturzyć i ruszyć za Nanayą i grupką, która już jej towarzyszyła. Cóż, pogoda na zewnątrz nie była zachwycająca, ale wcześniej było dokładnie tak samo. Nie wiedział, kiedy zdąży się odpowiednio przygotować na przyjęcie gości na swoją włócznię. Cóż, oby udało się dojść do celu jak najszybciej. Światełko Nanayi wskazywało mu drogę po raz kolejny. Przez chwilę czuł się dziwnie bezpiecznie...
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Kwi 05 2013, 22:23
No! Nareszcie ruszali! Koniec zbędnego gadania w czasie którego i tak każdy naszego biedaczka ignorował! Gupcy! Jeszcze wszyscy~ będziecie podążać za wspaniałymi planami pana wiedźmy! No bo plan to on już ma! ...No dobra, kłamię, jak na razie to Affciu na nic sensownego nie wpadł, a tak po prawdzie to nawet jeszcze nie ogarniał tego wszystkiego. Ale to nie jego winna! Dziad Kronikarz nakrył do stołu, więc to jego winna, że nasza Wiedźma zajęta była bardziej pałaszowaniem tego co podano! Ale powoli, powolutku znany wszystkim blondasek(Nie! Nie Finny a Afuro!) powoli zaczynał wszystko ogarniać... "Noo dobra.. więc tak, mamy jakiś zamek a w zamku jakieś głowy taaa? Cóż... opuszczone zamczysko i tematyka wampirów? Tamto miejsce na bank jest nawiedzone! Nie ma bata, by było inaczej! Noo.. dostępna jest też opcja, z obłąkanym świrem, albo i całym kultem. Kukuku~ szykuje nam się niezła przygoda! Jest wszystko co potrzeba najlepszym historiom. Tajemnica, świeżo poznana drużyna, bisze, panny, bisz-wiedźma, więcej panien no i wampierze~! Ponoć ludzie lubią wampiry, świty-nie-świty, błyszczenie i inne takie. Może będziemy sławni! Tak czy owak, będzie fajnie! Mam nadzieję, że wszyscy przeżyjemy, Hehehe. Chyba jednak nie powinienem tak żartować, cóż, nikt i tak nie słyszał, więc w sumie to mi wisi~!" Tak sobie siedział Aff i rozmyślał, bo co lepszego miał do roboty? Inni też dopiero co podnosili swoje zadki! No i mieli już jakieś plany! Nanyana chciała wybrać się do domu babci w lesie, pfu... na grób jakiejś panny znaczy się. - Powodzonka Nana-chan! Nie daj się wilkom, pamiętaj kapturka prawie to zgubiło! Wykrzyczał młodziak na pożegnanie, dzielnej panience. No co jak co ale na latanie samemu po lesie to trzeba mieć odwagę! Oh! Byle by tylko nie zabrała się za zbieranie kartek... to się by źle skończyło! Tak czy owak nasz blondas pozbierał wreszcie swą pupcię z krzesła i zaczął szykować się do drogi, rozglądając jeszcze po reszcie tej całej drużyny pierścienia, w sumie.. to dobrze by było jakoś się z nimi dogadać, no nie? Jak widać, część chciała iść na Naną, ciekawe czy to przez to, że była niezłą laską, czy dlatego, iż to dobry pomysł? Hmm.. ciekawe kto by za naszym Affem poszedł? Dlaczego fajne bisze zawsze wybierają solidnie wyglądające panienki?! - Rozdzielanie się to dobry pomysł~! Każdy horror wam to powie! Kukuku~. Ale na razie chodźmy do zamczyska! Niemal, ze wydarł się nasz piękniś po czym szybko ruszył za grupą, ale nie tak po prostu! Każdy wie, ze najlepiej podróżowało się w parach! Wiecie, jeden przy drugim i trzymanie się za rączki! Wtedy nikt się nie zgubi a nawet jeśli to nie zostanie sam! Noo... chyba, że jakieś wstydnisie będą bali się dotknąć innych. A wprawne oko Afuro już takiego smutasa wyłapało! Spójrzcie jeno na tego Makbecia, stoi takie sieroctwo samo po kątach się wałęsa i z dala on innych się trzyma. Nie można! Bycie outsiderem jest "paaaa se"! Dlatego też nasza kochana wiedźma postanowiła nauczyć tego bisza, co nieco o życiu w społeczeństwie! - Oj~! Biszuś! Poczekaj na swą wiedźmę! Odparł rozradowany chłopaczek podbiegł do swego celu i poklepał go po plecach, no wiecie tak po koleżeńsku, dla początku nowej pięknej przyjaźni o jakiej już Tamotsu sobie marzył! - Hejooo~! Jestem Affć, mam nadzieję, że pamiętasz, co biszku? Wiesz... widzę, ze jesteś taki sam~ i ja też jestem taki samotny... Zostańmy przyjaciółkami, co ty na to biszuś? Zagadał złotooki, zabierając w końcu swą łapkę z pleców Makbecia, wiedzie.. może to dziwnie, ale nie którzy nie lubią takiej bliskości!
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Kwi 06 2013, 20:26
Cóż kronikarz odpowiedział z chęcią na kwestie Meliora, choć można by mieć względem nich wiele do życzenia. Siwowłosy jednak nie zamierzał się tym przejmować, gdyż co do swej tożsamości sam miał pewność i uważał, że inni też uwierzą. Z kolei co do pierwotnych sił sądził, iż w końcu samo się to wyjaśni. Co do pytania Finna chciał odpowiedzieć, lecz Colette go wyprzedziła, więc sobie darował, tym bardziej, że mniej więcej ujęła to tak jak sam zamierzał. Później stało się coś dziwnego, a mianowicie towarzyszący blondyn próbował go czymś oblać. Cóż kąpiel Meliorowi jakoś się nie uśmiechała, zwłaszcza, że nie dawno miał do czynienia z deszczem, dlatego zasłonił się oficerską czapką. Palce jednak zostały ochlapane więc postanowił spróbować specjału liżąc ich koniuszki. - Koktajl z czosnku? Dziwny napój. - Rzucił żartobliwie z lekkim uśmiechem. Następnie wysłuchał wieści o swym odpowiedniku, które nawiasem mówiąc były całkiem ciekawe. No ale, to kiedyś musiało się skończyć, więc gdy zleceniodawca wybył było już jasne, że nadszedł czas na misję. Co prawda Melior chętnie by sobie jeszcze sobie tu posiedział, no ale nie można mieć wszystkiego zwłaszcza, gdy chce się dorobić oraz pozwiedzać jakieś zabytki. Słysząc pytania Colci zastanowił się momencik. - Hmm, sam nie wiem. Może zrób jak uważasz. - Rzucił luźno wiedząc, że tak, czy siak towarzyszka podejmie właściwą decyzję. - Tak, uznałem, że taki woreczek bez dna może się przydać. - Dodał po chwili całkiem radośnie z wesołym uśmiechem. Gdy pozostali zaczęli wychodzić siwowłosy naturalnie nie miał ochoty się rozdzielać, więc podążył za resztą. Wyjąwszy płaszcz z sakwy ponownie go założył i dobył z powrotem parasola. Kiedy znalazł się na zewnątrz ruszył równym tempem koło Colette tak by i ona mogła się schronić pod parasolem. Tak jak poprzednio stwierdził, że pogoda jest całkiem orzeźwiająca, więc z pewnym entuzjazmem kroczył w danym celu, choć wiedział, że może być trochę kłopotliwie. Po drodze Melior postanowił poszukać ukrytego przejścia, zwłaszcza, że mieli iść przez las, a to tam gdzieś miało być. Naturalnie pomóc mu w tym miał czar Conteggio (z wł. Policzenie). Na początek sprawdził liczbę podziemnych tuneli w całym lesie. czemu akurat w pod ziemią? Cóż wydawało się to najbardziej logiczne, no i większość zamków właśnie takie ukryte przejścia miała. Jak cóż znajdzie to sprawdza czy to część lasu od niego na prawo, lewo, przed nim, czy zanim. Oczywiście każdą opcję sprawdza po kolei bo inaczej się nie da. Gdy zidentyfikuje kierunek to sprawdza liczbę tunelu względem odległości poczynając od kilometra i zmniejszając dystans co sto metrów za każdym razem. Zebrawszy dane dzieli się z resztą, cóż może przed dojściem do bramy zmieni plany pozostałych, bo w końcu odnalezienie tajnego przejścia może być niezłym wsparciem. Co do czaru Nany dał jakąś czapkę z sakiewki.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Kwi 06 2013, 21:37
MG
Wielki właz otworzył się, a Rikkudo wyszedł z pomieszczenia znów znajdując się w lochach. przeklął siarczyście trzymając się za krwawiący kikut lewej ręki. Kto by przypuszczał że do tego dojdzie? Był nieuważny a to była kara, teraz straci część energii na niepotrzebne i niezamierzone działania. Wszak nie pokażę się gościom bez jednej ręki! Tak czy siak miał nadzieję że Celia poradzi sobie z zadaniem. Ta dziewczyna była wiecznym problemem, trzymał ją tylko ze względu na jej brata, który w odróżnieniu od niej był iście przydatny. Druga kwestia że Celia też się czasem przydawała. Westchnął i skierował swoje kroki wzwyż, prawie wszystko gotowe, tylko kto teraz pomoże mu się przebrać i przygotuje suknie? Chyba będzie musiał budzić Vlada...
Wszyscy postanowili opuścić karczmę, jednakże nim grupka to zrobiła, Nanaya i Sethor zdążyli już wyjść przez drzwi. Siekący z nieba deszcz spływał po połach ich kapturów, a oni sami ruszyli w kierunku zamku. przodem Nanaya a kilka kroków za nią Sethor, uparcie brnąć do przodu. Nieprzyjemnym mógł wydać się fakt, że cały Hargeon przykryła biała, lepka mgła, pogłębiając tym samym atmosferę horroru. Ciężkie burzowe chmury przysłaniały całe niebo, deszcz siekł niemiłosiernie a małe potoczki tworzyły już się na ulicach Hargeonu, pozwalając wodzie płynąć do morza. Zresztą był to ciekawy system, całe miasto było zbudowane na delikatnym wzniesieniu, dlatego wszelka kanalizacja była szczątkowo. Nie potrzebowała tu żadnych odpływów dla deszczówki bo ta sama z siebie spływała do morza ulicami Hargeonu, a dokładniej wyżłobionymi w bokach chodników, rynienkach. Tylko w noce takie jak te, wody było za dużo i wylewała na ulice tworząc nie wielkie wodne potoczki, które pogłębiały tylko ten cudowny klimat. Głosy miasta ucichły, tylko światła domów wesoło migotały we mgle, co jakiś czas z jakiegoś domostwa było też słychać śmiech czy gwar. A czasem nawet muzykę. Jednak najważniejsza była dwójka magów niestrudzenie brnąca przez ulice portowego miasta, owa dwójka nawet nie wiedziała że ściga ich szóstka innych magów. Bo oni też w końcu wyszli z karczmy, ba, w oddali przez mgłę, widzieli nawet migoczące światełko Nanayi, do którego niczym ćma ciągnął Finny a zanim reszta towarzystwa, która nie do końca wiedziała w czym rzecz. W pewnym momencie jednak stracili z oczu światełko, czy to może Nanaya skręciła w inną ulicę, a może Finn podążając za światełkiem pomylił to Nanayi z jakimś domem? To nie było ważne. Cała ósemka miała ten cel, i dążyła do jego realizacji. Ciężkie krople deszczu uderzały w parasol dzierżony przez Meliora, buty co rusz pluskały wodą wpadając w kałużę, raz nawet Afuro psiknął, przerywając ciszę, którą też od czasu do czasu mogły przerywać rozmowy magów. Było chłodno, ale tylko chłodno. Nie było to zimno wysysające całe ciepło z ciał. Był to przyjemny, chłodny klimat, który sprawiał że aż chciało się wyjść na spacer, co też magowie uczynili. No może jedynie ta mgła i pioruny na niebie, sprawiały że przez jakiś czas, gdzieś tam w umysłach magów, ten pomysł mógł się wydawać jednak nie taki fajny. Hargeon był pięknym miastem. Domy budowane w dużej mierze z białego kamienia i pokryte czerwoną dachówką. Chodniki wykonane z bardzo ładnego białego kamienia, nowe i nie spękane a co dbali zapewne magowie. O tak Hargeon był pięknym miastem i było to widać nawet w strugach deszczu, jak więc piękny musiał być gdy słońce świeciło na nieboskłonie! Dlatego ze był to największy port, najbardziej dbano o to miasto. A Było ono największym portem, nie tylko ze względu na położenie, ale też na walory estetyczne, historyczne i turystyczne tego wielkiego miasta. Dlatego był to błędny krąg w którym wydany pieniądz przynosił dwa zarobione, czasem przynosił straty, w gruncie rzeczy jednak inwestowanie w miasto było opłacalne, dlatego tutejsza szlachta ochoczo opróżniała sakiewki z klejnotów. Zresztą Nanaya i Sethor szybko to zauważyli, przechodząc obok dzielnicy bogaczy, wystawne domy otoczone ładnym, zadbanym płotem, wszystko lśniło tu nowościom, pięknem a zarazem nie było nachalnego przepychu który odrzucał by zamiast przyciągać. Nawet wille wielkich władców nie miały żadnych złotych zdobień czy nie wiadomo jak wystawnych domów. Były proste, ale schludne i piękne. Idąc dalej dało się już dostrzec skraj miasta a i na skraju było co oglądać, wioski przycupnięte między pięknym miastem a wielkim lasem. Były dwie, magowie jednak przechodzili przez jedną z nich. Tylko nieliczni wieśniacy siedzieli na zewnątrz, pod krytymi strzechą domkami, pijąc ciepłego grzańca i kłaniając się wędrownym oraz rycząc udanej podróży. Widać było że panuje tu dobrobyt i dostatek. Nawet kilka kóz korzystało z deszczu i zażywały świeżej kąpieli, nie pilnowane przez chłopów, pasące się na zewnątrz swoich zagród, za drewnianym ogrodzeniem. Gdy Devan przechodził obok jednej ta na niego zabeczała i zastrzygła uszami, jak gdyby mówiła "Uśmiechnij się stary, pada". Wszak każda roślina czy zwierzę lubiła wodę. Rolnicy także ją lubili, w końcu to dzięki wodzie rosło zboże a zwierzęta miały co jeść i pić, a co za tym idzie i rolnicy mieli. Woda była życiem. Czy więc był to dobry znak? Kto wie, magowie szybko opuścili wioskę a znajdując się na drodze przez las, dostrzegli w oddali światełko Nanayi, jakoby znów natrafiając na jej ślad. I znów ruszyli wszyscy razem. Z przodu Nanaya z Sethorem a kilka dziesiąt? Set? Metrów dalej, reszta magów. Wędrówka przez las nie była już tak przyjemna jak wcześniej, panowały egipskie ciemności, jak okiem wykol nie było nic widać. Gdyby nie to że jeden z wieśniaków, zaczepił Finna i dał mu pochodnię to nie wątpliwie magowie nic by w tym lesie nie widzieli. Na odwrót od Nanayi i Setha, którzy dysponowali magią dziewczyny. Dróżka była dość wygodna, tylko gdzieniegdzie natrafiały się kamienie. Zaś otoczenie było przerażające, bardzo. Nawet bardziej niż w zwykłym lesie, w tym, było coś niepokojącego. jakby mówił "Wejdźcie a już nigdy nie wyjdziecie". Zupełnie jak by jakieś wielkie zło zalęgło się w tych okolicach, zresztą właśnie to bardzo szybko uzmysłowił sobie Melior, załączając Conteggio. Bowiem chciał policzyć tunele, tymczasem dostrzegł jedynie czerń. Czarną i gęstą mgłę, mgłę której nie dało się przegonić z umysły, mgłę która śmierdziała rozkładem, była zimna i wysysała szpik z kości. To była zła mgła, albo raczej smog, smog który dusił w płucach, który odbierał życie. To była śmierć i to było zło. Chwile po użyciu zaklęcia Melior dostrzegł że stoi tam gdzie stał a reszta patrzy na niego z niepokojem. Miał szeroko rozszerzone ze strachu oczy, pobladł i trząsł się, jak by po kąpieli w lodowatym jeziorze. Chyba używanie policzenia nie będzie najmądrzejszym pomysłem na tej misji. Tym bardziej że Melior wciąż słyszał w swojej głowie echo słów, echo niewypowiedzianych słów, ale jednak słów które padły "Pamiętaj, to ja jestem twoim przyjacielem". I mimo że treść tych słów mogła wydawać się przyjazna, w umyśle Meliora wcale takie nie były. Te słowa wydawały się niczym groźba. Coś tak złego że nawet myślenie o tym sprawiało że wzdłuż kręgosłupa przebiegały dreszcze. Tak czy siak, to wydarzenie sprawiło że światełko Nanayi znów zniknęło reszcie z oczu. Znów byli z tyłu. Szybko jednak podjęli wędrówkę, wspinając się już powoli na wzniesienie. O tak, przeszli już spory kawałek a teren zaczął robić się pochyły. Zamek też było widać już od boku. W kilku oknach paliły się światła, a sama budowla zdawała się być płaszczem rzuconym na ciemne niebo, płaszczem otulonym białą pierzyną. Tutaj też droga robiła się bardziej niebezpieczna. Sethor będący gdzieś z przodu, potknął się i ubrudził. Makbet na krótką chwilę utknął w gęstym błocie, a Colcia poślizgnęła i być może skręciła kostkę gdyby nie silne ramię Meliora, który otrząsnął się już z nieprzyjemnej wizji i złapał towarzyszkę życia. Zamek rósł w oczach, zmęczenie jednak też. Droga pod górkę w taką pogodę okazała się wyczerpująca. Duża część ziemi zamieniła się w lepkie błoto, gdzieniegdzie powstały osuwiska a na dodatek nie udało się dogonić dwójki pozostałych magów. Ale mimo to wszyscy z zapartym tchem wchodzili wyżej. Do czasu, w pewnym bowiem momencie rozległ się dziwny dźwięk, zupełnie jak by coś uderzało o kamień, dźwięk ten na dodatek był coraz bliższy. Tylko Aff szybko się zorientował że dobiega on nie z przodu a zza pleców. Ale było już za późno, dostrzegł tylko jak z mgły wyłania się czarny powóz, powóz bez koni i bez woźnicy, jechał niesamowicie szybko, prawie wpadając w Finna i Devana którzy odskoczyli do tyłu. Jednak śliskie podłoże zrobiło swoje, dwójka magów stoczyła się w dół... Ale nie tylko ta dwójka oddzieliła się od grupy. Przejeżdżający powóz na chwilę tylko otworzył swe drzwi, przejeżdżając obok Colci i Meliora, wychynęło zaś z nich.. coś. Tego nawet nie dało się nazwać, przynajmniej Aff nie potrafił. To coś wciągnęło ich do środka i zatrzasnęło drzwi odjeżdżając w kierunku zamku. Aff i Makbet mogli tylko stać, patrzyć i myśleć co dalej bowiem zostali sami. Ale... czy na pewno?
Nanaya i Sethor: Ta dziwna para ruszała po swojemu, w swoim tempie, swoją drogą. Nie przejmowali się oni resztą grupy, mieli zadanie do wykonania i zamierzali je wykonać. Chodź dziewczyna zamierzała ruszać z początku sama, okazało się że Sethor jej na to nie pozwoli. Kiedy szli przez las, szybko zgubili ogon, ogon o którego istnieniu nawet nie wiedzieli. Oni zaś w odróżnieniu od reszty dotarli do spękanego muru okalającego tereny zamkowe. Prawe ramię bramy było wyrwane, leżało nieopodal w chaszczach. Zaś lewe ramię, wisiało na zardzewiałych zawiasach, wydając nieprzyjemny dźwięk, za każdym razem gdy lekko się przechylało. Wydawało się zdolne paść, od jednego mocniejszego podmuchu. Nawet z bliskiej odległości, nie dało się dostrzec więcej niż to że zamek posiada kilka wież, że w kilku oknach pali się światło... Za to Nanaya z tej odległości świetnie dostrzegła coś innego. Stajnię, do której ochoczo ruszyła a chłopak tuż za nią. Stajnia ta znajdowała się jakieś 50m od zamku, więc droga tam szybko im minęła. Sama stajnia była podupadająca, drzewo przegniłe, wszystko śmierdziało stęchlizną i starością. W środku nie dało się dostrzec żadnych zwierząt, no może prócz grubego szczura, siedzącego na jednej z belek i paczącego czerwonymi oczkami na Sethora, jak by pytając czy ma może ser. Wydawało by się ze jak na razie misja będzie spokojna, ale właśnie, wydawałoby się. -Wspaniała pogoda na spacer, prawda?- Dobiegł magów nawet spokojny głos, gdzieś z boku. Gdy tam spojrzeli dostrzegli mokrego chłopaka, na oko gdzieś tak 20-letniego. Miał czarne włosy i błękitne oczy, ubrany był w garnitur a na dłoniach miał rękawiczki bez palców. patrzył na was z uśmiechem, ale w jego oczach krył się smutek.
Devan i Finny: Poślizgnięcie, w panicznej ucieczce przed zderzeniem z powozem nie było niczym przyjemnym, zwłaszcza jak nie ląduje się na równej ziemi a zaczyna toczyć, toczyć w dół. Na szczęście chłopcy nie spadli nie wiadomo gdzie, zatrzymali się po około 150 metrach spadania stromym zboczem w dół. Szczęścia miało ich dziś w swojej opiece bo na dodatek nic im nie było. Gorzej z orientacją w terenie, podczas spadania skręcali kilka razy teraz właściwie nie wiedzieli gdzie są. Wiedzieli tylko że idąc w górę dojdą do zamku, ale... dokładnie w którą stronę? Górę mieli przed sobą, ale też przed sobą po lewej i przed sobą po prawej, a Gęsty las w którym się znaleźli zasłaniał im widok. Co gorsze ich pochodnia zgasła. Nie wiedzieli gdzie są ani jak wrócić. Co gorsze, a może lepsze, kto wie. Usłyszeli dźwięk, dźwięk który w gruncie rzeczy przypominał coś pośredniego między suchym trzaskiem a mokrym plaśnięciem. Prawda że dziwne połączenie? Tak czy siak dźwięk ten dochodził zza pleców, ale gdy się odwrócili nic nie dostrzegli, ciemności na to nie pozwalały.
Colette i Melior: W końcu sucho i przyjemnie, na dodatek miękko, wygodnie i świeciło magiczne światełko, a dokładniej kryształek nad głowami w środku powozu. tapicerka powozu była czerwona, jednak to nie to miało obchodzić dwójkę magów, a raczej osoba z którą się spotkali, a była to ładna dziewczyna. Siedziała naprzeciw nich, ubrana w czarną sukienkę, na nogach mając zakolanówki w poziome czarno-białe pasy. Klatka piersiowa nie była wielka, ale miała czym oddychać, piersi rozmiaru Col, może nieco mniejsze. Skórę miała bladą, ale był to taki trupio blady kolor. Oczy w kolorze żółci z totalną obojętnością wpatrywały się w magów, zaś czarne włosy, średniej długości, upięte były w dwie kitki po jeden na bok głowy. Melior dostrzegł że wstążka Colci lekko świeci. Cokolwiek to znaczyło. Dziewczyna nie wypowiedziała żadnego słowa, tylko w przerażający chłodny sposób patrzyła na magów. nawet się nie ruszała, zupełnie jak by nie żyła. A powóz mknął, mknął hen daleko...
Makbet i Afuro: Zostali sami, masz ci ten niewdzięczny los. A może teraz blondasek da radę uwieść Bisha? Kto wie, jednak coś było dziwne, właśnie spierdoliło im jedyne źródło światła, a jednak było dość jasno. Wiedziony instynktem Afuro, odwrócił się do tyłu i dostrzegł stojącego tam chłopaka. Czarne włosy i ciemne oczy patrzyły na magów bez żadnych emocji., W dłoniach trzymał pochodnie(Pochodnie odporne na deszcz. Don sp. z.o.o) a jego czarny płaszcz przeciw deszczowy był założony dość niechlujnie, tak niechlujnie że chłopak był mokry. Przez białą płócienną koszulkę widać było jego odbity tors, zaś brązowe krótkie spodenki nie chroniły nóg. Wyglądał dość podobnie do Finna tylko w czerni. -Za mną- Powiedział bez emocji i skierował swoje kroki do zamku, odwracając się co jakiś czas i patrząc na to czy magowie idą za nim, tak jak im polecił.
Czas na odpis: 10.04 godzina 22:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Kwi 06 2013, 23:56
Woda, woda, jeszcze więcej wody! Wyglądało to tak jakby niebiosa płakały nad stadem owieczek idącym wprost w szpony wilka, bo tak tez nakazało im przeznaczenie, a bogowie, widząc tą smutną scenę, lamentowali nad ich marnym losem, wiedząc, co się stanie. Z pewnością nie poprawiało to nikomu nastroju, a tym bardziej skojarzenia kotłujące się w głowie Nany, choć okolica była piękna, nawet w deszczu. Białe uliczki, niezwykłe eleganckie, proste domy... Mogła tylko doszukiwać się tego, że mieszkańcy, choć bogaci, przykładali uwagę do tego, by harmonia miasta nie została zaburzona. Przemawiała przez nich dbałość o miasto czy też może owczy pęd? Choć to drugie to dość wątpliwa sprawa, bo nie uważała, by ludzie bogaci lubili prostotę. I do tego doszła mgła. Osobiście Nanaya nie miała nic przeciwko deszczowej pogodzie czy mgle, jednakże wolała, żeby nie dochodziło do takiego robienia jej na złość podczas wykonywania misji. Zwłaszcza, że w szybko bijącym serduszku dziewczyny przygotowywała się nią spotkanie z kolejnym długowiecznym stworzeniem. I możliwe że jeszcze bardziej niebezpiecznym niż był sam Aren, który był niezwykle potężny, ale po usłyszeniu nawet tak skrótowego opisu Rikkudo, pod skórą czuła, że on może być groźniejszym przeciwnikiem. Miała tylko nadzieję, ze to przeczucie się nie sprawdzi, a mgła otaczająca wszystko białym całunem nie jest zapowiedzią nadchodzącego nieszczęścia i śmierci. Co prawda poszła pierwsza, ale bardziej przejmowała się innymi niż tego, że coś stanie się jej. Sięgnęła dłonią do naszyjnika i ścisnęła go mocno. Będzie dobrze... Nikt nie zginie... I wrócą wszyscy razem. W grupie powinni mieć większe szanse przeżycia, prawda? Więc nie było się o co martwić... Deszcz sprawiał, że płaszcz stawał się coraz cięższy; po jej twarzy i rękach spływały strużki wody, ale szła niestrudzenie dalej przed siebie, choć dostrzeżenie celu podróży było niezwykle trudne. No i nie była sama. Towarzystwa dotrzymywał jej Sethor. Co za dziwny zbieg okoliczności. W Zori rzucił się na nią, później to ona ratowała mu skórę przed niechybną zgubą, a później pomogła mu w treningu. To ona była za dobra czy też może los gotował co innego? Kątem oka spoglądała na niego co jakiś czas, ale nie odezwała się ani słowem, nie chcąc tracić sił i oddechu na gadanie o bzdurach takich jak pogoda czy nastrój. Było to zbyteczne. Pogoda była niezbyt dobra, a zamek... cóż, będzie kolejnym miejscem przeznaczenia. Miała tylko wielką nadzieję, że obejdzie się bez rozlewu krwi. Przyjdą załatwią co mają zrobić i wyjdą. Co za utopijny plan sobie wymyśliłaś Nanayo... Nie dość, że nie wiesz, jak zachowują się nieznajomi, to jeszcze nie wiesz, jak zachowają się gospodarze zamku... Zbytnia z ciebie optymistka... Myślała idąc pod górę i wypatrując zamku. I oto był. Os Kelebrin. Srebrna Twierdza wybudowana przez Ignatio von Arena. Delikatny uśmiech wykwitł na jej ustach, gdy tylko ją dostrzegła. Miejsce spoczynku jego ukochanej żony. Cieszyła się jeszcze z innego powodu, widząc twierdzę. Opuszczali mroczny las. Nie była pewna, czy to przez pogodę czy też może fatum spotkania z wampirem tak na nią działał, ale czuła, że las nie należy do bezpiecznych. Był mroczny. Nieprzyjazny. Ale wiedziała, że i tak będzie musiała postawić w nim stopę, jednak w ciemności lasu była w stanie się odnaleźć dzięki własnemu światłu. Modliła się, by nikt się tam nie znalazł bez oświetlenia. A ona... Ona sobie jakoś poradzi Z Sethem. Lód niezwykle dobrze rozpraszał światło... Brama wyglądała żałośnie, wyłamana za pomocą nadludzkiej siły lub ludzkiego sprytu, a jej druga część równie mizernie zwisała na zawiasach, które tez niedługo przestana być odpowiednią podporą. Ale pewnie szła dalej. Do stajni widocznej nawet w tej mgle. Nawet jeśli światła w zamku były niepokojące, to przejdzie do nich później, jeśli tylko uda jej się odnaleźć grób. Stajnia była w opłakanym stanie, zresztą, nie było co się dziwić. Brama tez była do naprawy, wiec zapewne i cały zamek znajdował się w ruinie. a szkoda. Byłby klejnotem w koronie Hargeonu. Jak niegdyś... - Hę? - odwróciła się w stronę głosu, ściskając w dłoni medalion, jakby był to jakiś rodzaj bariery mogącej robić jej za ochronę. Czarnowłosy, błękitnooki... I za duży, by był chłopcem. Rozluźniła się nieco, ale tylko troszeczkę. Nie wiedziała, kim jest, a skoro nawet kronikarz nie wspominał o innych lokatorach zamku trzeba było być czujnym. - Wolałabym, by mgła była rzadsza, a ja nie musiała iść do tego zamku - odpowiedziała na pytanie, uważnie obserwując chłopaka. Czemu wyglądał na smutnego... i stał w deszczu, jak gdyby nigdy nic? - Nie boisz się przeziębienia, stojąc w tym deszczu? Nie jest za ciepło - zauważyła. Tak, im bardziej się przyglądała, tym bardziej była pewna, że jest smutny pomimo uśmiechu. Ot, kobieca intuicja! Zastanawiała się, czy warto zapytać, ale jak to mawiają... raz kozie śmierć. - Może nieco się wtrącam, ale... Czemu jesteś smutny? Wiem, że pogoda oraz miejsce nie są optymistyczne, ani zbytnio napawające do życia co poniektórych, ale jeśli jest się smutnym, czy nie lepiej się smucić zamiast uśmiechać? - Zaczerpnięte z mądrości Nanasia, tom trzeci. Poczuła się nieswojo, gdy tak otwarcie o to zapytała, więc skłoniła się przepraszająco i wpatrzyła w ziemię. Niech Seth dopytuje... Ona już nic więcej nie będzie mówić...
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Kwi 07 2013, 11:27
No i w końcu ruszyli, a co najbardziej po drodze przykuło uwagę Carter? Nowa ksywka Makbeta! Nie tylko miał ciekawe imię, ale i Afuro nadał mu nowy, piękny pseudonim, który wywołał u dziewczyny delikatny uśmiech - a tak naprawdę musiała nawet usteczka zakryć by się nie zaśmiać...Oczywiście miło! Niestety musiała to też krótko skomentować słowami łagodnymi i delikatnymi, ale trudno stwierdzić jak biedny Makbet zareaguje na... - Pasuje Ci. No co? Toż to komplement był! Bishuś brzmiało przeuroczo i...słodko...Hmm...więc i pojawił się obawy, że chłopakowi może się to nie spodobać, ale kto wie? Nie znała go to może i pokocha nową, pasującą ksywkę? Czas pokaże. Tak czy siak droga trochę trwała co dziwne nie było. Dziwniejsze było to, że pomimo tego, iż wszyscy szli w tym samym kierunku to Nanaya i Seth wybyli naprzód - cóż za zapał do misji. No trudno...Ciągle pozostała ich większe grupka i przez większość drogi widzieli światełko dziewczyny. Aczkolwiek zawsze, gdy znikało, napawało to pewnym zwątpieniem...'Spacer' przez miasto nie był taki zły, zwłaszcza, iż potem nadszedł czas na las i tam było już nieco gorzej. Nie tylko ze względu przez warunki pogodowe, ale i mroczność, którą las rozsiewał! Nie napawało to jakimś szczególnym optymizmem...W dodatku coś się stało Meliorowi! Trudno było uwierzyć brązowowłosej, iż towarzysz miałby się po prostu lasu wystraszyć...Tak więc zaniepokoił ją jeszcze bardziej! - Melior...wszystko w porządku? Zapytała ze zmartwieniem w głosie, kładąc rękę na jego ramieniu. Gdy najspokojniejsza osoba w grupie wygląda, tak jak przed chwilą wyglądał von Terks to wiedz, że coś się dzieje...Właściwie powinna zapytać co takiego się stało, ale cóż - będzie chciał to powie, a ona nie miała zamiaru do niczego go zmuszać w tym chwilowym stanie. Najgorsze jednak nadeszło, gdy zbliżali się do zamku albowiem...W kilku oknach paliło się światło! No co? Jej ciche nadzieje na to, iż zamek będzie pusty odeszły w siną dale...Tak właściwie to niemal wiadomym było, że ktoś ich 'przywita' lub przeszkodzi w wykonywaniu zadania, ale cóż...nadzieję trzeba mieć! Przynajmniej do pewnego momentu...Notabene przez tą straszną drogę, pogodę i błoto poślizgnęła się i tylko cudem nogi nie skręciła! Ufff...ulga się pojawiła w tejże chwili bo jednak skręcenie sobie kostki już na początku misji byłoby wielce niewygodne i obniżające szanse na powodzenie misji. - ...Dziękuję. Podziękowała z ulgą von Terksowi, postanawiając lepiej uważać - acz błoto to zdradliwa rzecz! No i im wyżej wchodzili tym ona była wdzięczna sama sobie, że nie ubrała jednej z sukni co zazwyczaj nosiła - to jak małe szczęście w nieszczęściu, które trzeba dostrzec. W pewnym jednak momencie do uszu Cole - tak jak i do reszty - dotarł dziwny dźwięk, ale niestety trudno było jej się zorientować, z której strony nadchodzi...Nic więc dziwnego, iż powóz naprawdę ją zaskoczył. Niestety nie mogła nawet zareagować na to co stało się z resztą, bo sama z Meliorem została wciągnięta do owego powozu...Czy raczej porwana! Ależ powitanie...Najdziwniejsze, że nawet trudno było powiedzieć jak znaleźli się w środku owego transportu...W jednej chwili byli na zewnątrz, potem 'coś' i już w środku...uh...Co prawda miękkie siedzenia na pewno były przyjemniejsze od błota, deszczu i długiej drogi, ale i tak...niepokojące! W głowie Cole kłębiła się spora ilość myśli - przodowało naturalnie zmartwienie o resztę grupki, ale również przejmowała się tym to akurat działo się z nią i von Terksem - wszak chyba nie każdy ma takie 'powitanie'...No, ale po kolei. Poza nimi w powozie znajdowała się blada dziewczyna, ubrana na czarno. Najgorsze, że zamiast od razu się wytłumaczyć to chłodno na nich spoglądała - przecież oni się nie prosili o podwózkę! Swoją drogą wydawało się Carter, że oświetlenie nieco się zmieniło...hmm...Niestety w tejże chwili miała gorsze zmartwienia niż lampki. - ...Możesz nam powiedzieć co tu robimy? I...kim jesteś? Dwa pierwsze pytania, które ujrzały światło...nocy...Miała ich o wiele więcej, ale wydawało się tak jakby nieznajoma nie żyła, więc lepiej wpierw się upewnić na ile będzie tak miła by odpowiedzieć - skoro to ich wciągnięto...Oh, zapewne w innych okolicznościach, brązowowłosa zapytałaby, gdzie jadą, ale była niemal pewna, że do zamku. Problem polegał na tym, że nie wiedziała po co, a jakoś obawiała się odpowiedzi...Naturalnie w zwyczajnych okolicznościach wpierw Colette by się przedstawiła jak wymaga tego kultura, ale skoro ich porwano to istniało prawdopodobieństwo, iż dziewczyna wie kim są...No i trzeba być podejrzliwym, więc wolała nie atakować od razu górą pytań tylko po to by ktoś wyglądający na trupa...zresztą nieważne...W razie jakby jednak dziewczę zaatakowało z jakiegoś nieznanego powodu - obiadu - to Carter już nogę na kop w brzuch ma przygotowaną, a potem karciane więzienie. Miała nadzieję, iż szanse na walkę są niewielkie w takim powozie, ale cóż - musiała być przygotowana...Wyskoczenie z powozu też raczej w grę nie wchodziło - jeszcze pewnie by się uszkodzili albo wpadli w nie wiadomo co. Uh...dziewczyna miała nadzieję, że reszta prędko dotrze do zamku bo w większej grupie - niby - znajomych osób czułaby się lepiej, a teraz...teraz niepokój narastał.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Kwi 07 2013, 16:25
Tuż po wyjściu z Eklera, blondasek, uszczęśliwiony, bądź też i nie, od razu skierował się za Nanayą, jednak jak to w życiu bywa... Warunki pogodowe lubią robić swoje, to i chłopaczkowi nie pozwoliły na nazbyt prędki marsz. Co z tego wynika? Ano nie dogonił dziewczyny, jednak mimo wszystko dalej próbował, a i nie miał zamiaru poprzestać na samych próbach! Co to to nie! Wędrował tak dzielnie przez błoto i deszcze, aż tutaj patrzy i co?! Światełko znikło! Ale nie lękajcie się! Dzielni tubylcy postanowili mieć zielonookiego w swojej opiece! - Dziękuje... - odparł tylko, gdy została mu wręczona pochodnia, a on przed przyjęciem jej poprawił swój czarny płaszczyk, by mieć pewność, a w sumie raczej zmniejszyć po prostu prawdopodobieństwo zmoknięcia. Co dalej? No nie miał na co czekać, przecież chciał dogonić przodującą dziewczynę, jak i towarzyszącego jej Sethora. Żeby tylko nie doszło do sytuacji jak ostatnio i chłopak nie zranił Nanayi. Może to nie było wtedy groźne, ale kto go tam wie? Wtedy zachowywał się dziwnie, a i cały czas w budynku nie zdawał się... Em... Zwyczajny? Zresztą! Nie Finnkowi oceniać, bo w końcu piękno przyrody jest ważniejsze, aniżeli domysły i podejrzenia! Pomijając bogate dzielnice, jak i te biedniejsze chałupki, ludziki idące na misje znalazły się w końcu na skraju lasu. Lasu... Dość gęstego i mrocznego, że aż ciarki mogły przejść człowieka, zwłaszcza jeśli widział nagle blednącego szefa! - Wszystko w porządku?! - zakrzyknął w kierunku Meliora blondasek, przerywając tylko na chwilę marsz, by później dorzucić jeszcze. - Nie powinniśmy zwlekać, prawda? - to powiedziawszy, ruszył dalej, licząc, iż taka reakcja to nie jest jakieś złe coś, które miałoby się powtórzyć. Na pewno nie jest! Jego szef pewnie jest silny i w ogóle! W końcu zasłużył jakoś na swój tytuł, więc nic dziwnego, że można mu chyba zaufać. Chyba... - przemknęło przez myśli Finnka, podczas dalszej wędrówki. Z innego wymiaru... Te słowa brzmiały nieco jak jakaś bajka dla dzieci, ale no... Nie pozostawało chyba nic, jak póki co w to wierzyć i ewentualnie dopytać się po misji! W sumie to... Tak ostatecznie blondaska zaciekawiło jedno! Jak wyglądał tamten świat? A właściwie jeszcze coś! Czy w tamtym świecie poznali może drugiego Finnka? A jeśli tak to jaki on był? Zgrozo właśnie taki moment musiał wybrać sobie powóz na jazdę w... W taką pogodę? Jeszcze pod błotną górkę, a może z górki? Blondasek nawet nie miał jak się zorientować. Nawet zbytnio nie ogarniał, czy wchodzi pod górkę, czy z niej schodzi. To było... Męczące! Marsz w tych warunkach i nagły dźwięk pojazdu! To było dziwne, ale nie mając wiele do gadania, zielonooki postanowił usunąć się ów pojazdowi z drogi, bo kto by chciał skończyć pod kołami takiego pojazdu, jednak... Los bywa różny, a Finny przewidzieć go nie ma zbytnio jak! Obłudna, zdradliwa ziemia, która postanowiła go poślizgnąć, przez co mógł zwiedzać jakże majestatyczne tereny. Przyjrzał się dokładnie każdemu błotku, każdej szyszce, listkowi jak i źdźbłu trawy. A teraz tak na serio... Próbował ogarnąć co dokładniej się dzieje, jak i zatrzymać się, jednak niezbyt mu to wychodziło. Chociaż... Po pewnym czasie, który był może minutą, a może dziesięcioma... Wreszcie się zatrzymał! Hura! Słyszał, że ktoś poza nim toczy/ześlizguje się w dół, jednak... Co teraz? Taki kawał drogi w górę przez błoto? Niezbyt to się uśmiechało blondaskowi, który próbował ogarnąć sytuacje i fakt, iż nie widzi za wiele w tej ciemnej próżni, w której słychać trzaski. Nawet jego sokole oczka wiele tutaj nie dały... Niah... Niech ktoś walnie raz, a dobrze te przeklęte fatum od Finnka, bo pewnie coś sobie już to coś zaplanowało! Dlatego też tuż po ogarnięciu blondasek spróbuje przywyknąć wzrokiem do otoczenia i wypatrzeć jego elementy, na w razie co osłaniając się szablą. Trzaski zwykle znikąd się nie biorą, a do tego jeszcze pluski. - Open up, Gate of the Little Lion, Leonis Minor... - wyszeptał blondasek, próbując przyzwać duszka, by następnie, jeśli ten się pojawi, poprosić go o jakieś oświetlenie okolicy przy pomocy Shiny orb. Najlepiej w stylu kuli światła dla Finnka, a ponadto jeszcze 3 kule w 3 pozostałych "kierunkach" świata. Naprzeciw zbocza i po bokach. Wtedy też dokonuje kolejnego rozeznania w terenie, szukając jakiejś drogi, ale... Nadal jest gotowy, by w razie co wraz z Duszkiem odskoczyć przed atakiem, a i ewentualnie spróbować sparować go szablą. Poza tym... Liczy też na wzrok Leonisa i to, że pomoże mu wypatrzeć jakieś wyjście stąd. - Nic panu nie jest? Chyba powinniśmy poszukać innej drogi... - zwraca się do Devana, jeśli okaże się, iż nie grozi im nagłe niebezpieczeństwo w postaci... No mg wie sam najlepiej! Mając chwilę spokoju patrzy, czy wszystkie rzeczy ma przy sobie. Parasolka... Plecak... Inne... Jeśli nie, to zbiera je, bo niby na co ma czekać, prawda? Gdzie pójdzie? Czy nie będzie musiał wspinać się z powrotem na górę przez błocisko? To się jeszcze okaże...
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Kwi 07 2013, 20:07
Niedługo przyszło Sethorowi wygrzewać się w hargenońskiej karczmie o dumnie brzmiącej nazwie „Ekler” po swym powrocie z refleksyjnego monologu, połączonego z dość głębokim jak na maga myśleniem. Ale cóż, w tym wypadku można by rzec „współpracownicy zające, mogą uciec”. Musiał więc się streszczać, by dogonić najszybciej opuszczającą lokal Nanayę. Miał wobec niej narastający dług wdzięczności, zarówno za Klasztor Zori, gdzie sam Seth zranił dziewczynę, choć niezbyt mocno, ale jednak zranił. Oprócz tego, przybyła ona na odsiecz magowi lodu, co poskutkowało udanym ratunkiem ze strony kronikarza. Czy to już koniec? Otóż nie! Kolejną rzeczą, za jaką Seth musiał się odwdzięczyć był wspólny trening zaklęcia Freezing Trap. Było więc kilka powodów, by podążać właśnie za Nanayą, aniżeli z resztą tej barwnej hałastry. -Deszcz… niebiosa wciąż płaczą- szepnął, wystawiając ręce na boki, by zgromadzić trochę deszczówki. Czuł zimno wody, spadającej z chmur ponad nimi. Czuł narastający chłód, który w połączeniu z dość nieswojo wyglądającą mgłą, kumulował efekt dość ponurej atmosfery. Początkowo, marsz przebiegał bardzo sprawnie. Było to jednak spowodowane faktem, iż wciąż przebywali w terenach miejskich największego z portów Fiore- Hargeonu. Lokalizacja na wzgórzu, częściowo inteligentna, częściowo głupia. Może i deszczówka odpływała, wartkimi potokami, lecz i mieszkańcy mogli z nią popłynąć. Musiałoby to śmiesznie wyglądać, gdy starowinka, wychodząc z własnej norki, napotyka coś na kształt fali powodziowej i siup, płynie w dół miasta. Niestety do takowej sytuacji mogło jednak nigdy nie dojść, albowiem rzadko zdarzały się takie ulewy, które przez krótki czas mogłyby stworzyć falę tak silną, by pozbawić równowagi człowieka. Sethor, przyzwyczajony poniekąd do magii Nanayi, jedynie kątem oka dostrzegł kulkę światła, którą ku własnej, i nie tylko, wygodzie dziewczyna utworzyła. Póki jednak szli ulicami Hargeonu, nie było to jedyne źródło światła. Również świecidełka w domostwach wciąż migotały, potęgując powoli narastający niepokój Setha. -Skoro już tutaj jest tak mrocznie, ciekawe, co czeka nas w Os Kelebrin- pomyślał chłopak, o kruczoczarnych włosach, obserwując otaczające go miasto, pokryte gęstą i wręcz lepką mgłą. Gdyby mag miał lat… z dziesięć maks, to pewnie wyjąłby swą katanę w celu przecięcia tegoż fascynującego zjawiska pogodowego, jednak wiek ten już dawno był za nim i takie dziecięce zabawy, były mu już zupełnie obce. Wokół dwójki magów- Seth raz po raz odwracał głowę, nie obniżając tempa marszu, by sprawdzić odległość między nimi, a resztą drużyny. Nie zmniejszała się ona jednak. Cóż, chłopak nie zamierzał nad tym faktem ubolewać. Choć z drugiej strony, możliwe, że będą już niedługo potrzebowali pomocy… Po wyjściu z miasta, czekała nas przeprawa przez las. Mroczny las, pełen hipotetycznych niebezpieczeństw. W całej swej niezdarności, mimo usilnych prób zachowania równowagi, Seth potknął się o coś i lekko ubrudził. Wstał natychmiastowo, przetarł ręką zabrudzone obranie, zaklął szpetnie pod nosem i ruszył dalej. -Znając moje szczęście, mogłem sobie nogę złamać, więc w sumie cieszę się z takiego rozwoju wydarzeń- burknął Seth, z lekką obawą spoglądając to w lewo, to w prawo. Mimo, że mag Lamia Scale lubił naturę, widząc tenże las nie mógł dodać do tego stwierdzenia dopisku „pod każdą postacią”. To zbiorowisko drzew i krzewów nie napawało jego serca ani radością, ani spokojem. Nie mieli jednak za zadanie wyszukać grzybów, specyficznych odmian roślin, czy zwierzątek. Ich zadaniem było spenetrowanie zamku Arena- Os Kelebrin. To był ich cel, a nie, ironicznie powiedziawszy, przyjemny spacerek po lesie. Tak więc dwójka magów, już doświadczonych niejako w boju, powoli dostrzegała zarysy zamku, w oknach którego, o zgrozo, majaczyły światła. Jakby mieszkańcy nie wiedzieli, że nie żyją, albo po prostu żyli i, na ten przykład, grali sobie w kości, karty, czy coś równie trywialnego. Sethor spoglądał kilkukrotnie w stronę Nanayi, której twarz oświetlana była w ciemnościach lasu przez kulkę światła, przez nią właśnie wytworzoną. Nie odczytywał z niej żadnych oznak strachu, lęku, czy czegoś podobnego. Tu magowi nasuwały się dwie podpowiedzi. Albo była to kobieta o stalowych nerwach, odważna jak lew itp. Itd., albo obecność samego Setha lekko ją uspokajała. Gdyby mag lodu nie wyszedł wcześnie, pewnie szła by w samotności, ciemną i mroczną ścieżką pośród upiornie wyglądających drzew, nocą, która swą aurą i atmosferą jedynie odstraszała. Tego się jednak mag nigdy nie dowie, ponieważ pytać nie zamierza, a wątpi, by milcząca przez tak długą część drogi Nanaya, zebrała się na temu podobne wyznania. Nagle dziewczyna o włosach w kolorze miodu, a przynajmniej taki kolor utrwalił się w pamięci towarzyszącemu jej magowi i sam Sethor, natrafili na bramę. A raczej jej pozostałości… Czarnowłosy chłopak spojrzał w chaszcze, opodal wejścia. Leżało tam prawe skrzydło bramy. Lewe jeszcze się trzymało, jakby resztkami sił, zawiasów. -Ktoś tu ma niezłą krzepę…- rzucił Seth półżartem, nie skupiając się póki co nad sensem własnych słów. Miał jedynie nadzieję, że ktoś z rozpędu wjechał w tę bramę powozem konnym, a nie wyłamał je siłą własnych ramion. Nanaya jednak postanowiła nie wchodzić od razu do wnętrza zamku Os Kelebrin, a najpierw zwiedzić stajnię, mieszczącą się na zewnątrz budowli. Mag rzecz jasna postanowił jej towarzyszyć i ruszył razem z nią, dotrzymując jej kroku. Kolejny budynek nie w najlepszym stanie. Przegniła, szkaradna i pusta zarazem. Albo koniki wybyły na przejażdżkę, albo wewnątrz znajduje się lepszy model stajni. Seth zauważył jedynie szczura, spasłego i szkaradnego. Postanowił jednak odwrócić od niego swą uwagę, albowiem nie należał on do najbardziej interesujących stworzeń na tym zadupiu. Był on gdzieś milion razy mniej ciekawy, niż towarzyszka Sethora, która na dźwięk głosu nieznajomego, gwałtownie się odwróciła. Mag uczynił to samo i zauważył młodzieńca, na oko dwudziestoletniego. -Na spacerek dobra, choć do idealnej jej daleko- odpowiedział na zadane przez młodego mężczyznę pytanie. Analizował go wzrokiem. Przemoczony do suchej nitki, zresztą zapewne wyglądał podobnie jak Seth, który również podróżował w deszczu. -A tak poza tym, witaj. Jestem Sethor- rzekł mag, podchodząc do nieznajomego i podając mu rękę. Jeśli odwzajemni uścisk, Seth przyciśnie mocniej jego dłoń, ubraną w bezpalczastą rękawiczkę. Jeśli gagatek się nie przedstawi, Seth spyta go o jego imię. -Co Cię sprowadza w te mroczne okolice Os Kelebrin? Bo chyba nie wycieczka krajoznawcza?- zaironizował chłopak, uśmiechając się i wpatrując w młodziana. Jeśli zrobi jakiś niepokojący ruch, lub zechce zaatakować Setha pięściami, nożem, lub czymkolwiek innym, ten, w momencie domniemanego kontaktu, aktywuje Freezing Trap. Jeśli nie, po prostu obserwuje go nadal. -Wiesz coś o tym miejscu? O jego mieszkańcach, zwyczajach wewnątrz panujących?- pyta nadal chłopak. Nie wiedział, kim może być jego rozmówca, może nawet stajennym? Dziwne… Wyglądał na smutnego, co zauważyła Nanaya i spytała go o powody smutku. Wątpił mag jednak, że od tak zgodzi się dzielić własnymi przeżyciami i smutkami z obcymi mu ludźmi. Chyba, że radykalnie różnił się od chłopaka o kruczoczarnych włosach z Lamia Scale…
Devan
Liczba postów : 120
Dołączył/a : 26/01/2013
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Kwi 07 2013, 22:37
Devan toczył się z górki podziwiając krajobraz?Nie, toczył się bo nie miał żadnego innego wyjścia.Wpadł po drodze na jakąś gałąź to w krzak a na końcu zaliczył bliskie spotkanie z błotem.Wstał powoli i otrzepał się z tej jakże niehigienicznej brei.Rozejrzał się dookoła jednak jedyne co widział to ciemność która była jeszcze gęstsza niż ta jak się zamknie oczy.Nie widząc nic wokoło do jego uszu dotarł dźwięk jak gdyby za nim ktoś był i również podnosił się z ziemi.Rzeczywiście był to blondyn którego kontem oka dostrzegł jeszcze podczas spotkania z kronikarzem.Nie czekając ani chwili dłużej podszedł bliżej niego czy aby nic mu się nie stało.Na całe szczęście był cały bo w przeciwnym wypadku czarnowłosy musiał by udzielić mu pierwszej pomocy w której znał się można powiedzieć jedynie w piętnastu procentach.Umiał obwiązać bandaż oraz zdezynfekować ranę i nakleić plasterek jednak gdyby nastąpiło złamanie wewnętrzne lub jeszcze gorzej otwarte to niestety ale Finn umarł by na miejscu. - Nie nic jednak kręci mi się w głowie a z tobą wszystko w porządku? - Odrzekł od razu zapytując o samo poczucie towarzysza. Byli tylko we dwóch w mrocznym lesie bez żadnej latareczki ani nawet świeczki.Jedyną rzeczą jaką mogli zrobić był powrót na szlak który prowadził do zamku jednak w którą stronę skoro z każdej strony otaczał ich nie mały pagórek.Dodatkową przeszkodą była pogoda która nie dopisywała wspinaczce na górę ani również rozpaleniu ogniska aby dać znać pozostałym lub po prostu stworzeniu prowizorycznej pochodni.Nagle zza ich pleców można było usłyszeć szelest liści oraz strzelanie kruchych gałązek.Mogli być pewni że nie są tu sami jednak mrok otaczający ich z każdej strony nie pozwalał im dostrzec tej trzeciej postaci.
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pon Kwi 08 2013, 23:38
Cóż trzeba przyznać, że przechadzka była miła, przynajmniej ten fragment w mieście. Miły szum, ładne widoki i odświeżające powietrze wręcz chciałoby się śpiewać, jak w tych filmach, w których co chwila jakaś piosenka leci, a aktorzy tańczą, np z parasolem. Melior może by se na to pozwolił gdyby nie to, że większość była śmiertelnie poważna oraz trzeba było gonić parę osób, jakie trochę zbytnio się śpieszyły. Nieco przyjemność trasy zmniejszyła się w lesie, gdzie wędrówkę utrudniało błocko. Heh, w takich chwilach na pewno człowiek jest w stanie docenić przydatność traperów. Cóż siwowłosy akurat właśnie takie obuwie założył, więc tę wędrówkę miał całkiem znośną. Dodatkowym plusem było, że Finn dostał oświetlenie, więc oficer widział, gdzie tak w ogóle idzie. No, bez tego może nawet do jakiegoś rowu by wpadł. Tak, czy siak nie bardzo się tym przejmował, coś niepokojącego, a nawet stresującego pojawiło się dopiero, podczas próby użycia czaru. Cóż Janos ponownie dał o sobie znać, a towarzyszyła, temu dość zatrważająca atmosfera. W sumie można by się teraz zastanowić, czemu wtrąca się akurat wtedy, gdy nie trzeba, no ale w obecnej chwili głowy do takich przemyśleń nawet Melior nie miał. Trzeba przyznać, że dostał dreszczy i serce mu waliło niczym młot. pytanie czy zdawał sobie sprawę z jakiego powodu. Czyżby to była ekscytacja spowodowana oczekiwaniem na nadchodzące wydarzenia? Nie... Siwowłosy tym razem szybko przekreślił tą opcję. Może był wkurzony? Heh, ta myśl w ręcz odrazy od padła, oficer nawet nie pamiętał kiedy ostatnio się wpieniał. Po chwili przemyślenia uznał, że dostał lekkiego stracha i niepokoju jakby dostał złą, a nawet straszną wróżbę. Może się mylił, lub sam przed sobą ukrywał inną odpowiedź, no ale to już nieistotne. Prawdopodobnie ta sytuacja wiązała by się z większą ilością nerwów i stresu, gdyby nie to, że miał koło siebie parę zaufanych osób, zwłaszcza jedną pewną. Słysząc pytania lewą ręką objął Colette i położył głowę na jej ramieniu. Czyżby to miało jakieś inne znaczenie niż zazwyczaj? Cóż pewnie prędko się tego nie dowiemy, zwłaszcza, że nawet siwowłosy mógł nie mieć pewności. - Hmm, dzięki. To nic takiego, po prostu tamten duch dał o sobie znać. - Odparł spokojnym, tonem, z nieco mniejszą energią niż zazwyczaj, lecz spokojnie można było go usłyszeć. Niedługo później znowu normalnie spacerował, choć niekiedy zastanawiał się co powinien zrobić, gdy spotka kogoś, kogo zobaczenie wolałby przesunąć na późniejszy termin. Być może nie miałby ochotę pogadać z nim gdzieś za pięć lat, ale raczej jeszcze nie teraz. Zadumę tą przerwał upadek Colci, któremu musiał zapobiec. - Heh, to nic takiego. - Rzucił już weselej z łagodnym uśmiechem. Właściwie sam się cieszył, że towarzyszka się nie wywróciła. Niby w ubłoconych ubraniach źle by nie wyglądała, jednak uważał,że w czystych jest jej znacznie lepiej. No i nie chciał, by coś się jej stało, no bo w końcu nigdy nie wiadomo, czego można się nabawić podczas upadku. Jednakże odstawmy ten, raczej obecnie mało istotny temat. Podczas dalszej wędrówki usłyszał jakiś dźwięk, chyba się zbliżający. Następnie doszło coś jakby się ktoś za nim poślizgnął. Dlatego postanowił się odwrócić, lecz wtedy zobaczył coś ala powóz i wciągnięto go wraz z Colcią do środka. Cóż raczej nie miał co narzekać. Było cieplutko, sucho i nawet nie musiał poruszać nogami by kierować się chyba w pożądanym kierunku. Nurtowało, go tylko, co z pozostałymi i czemu ich nie zabrano. - Przeprasza, jestem bardzo wdzięczny za podwiezienie proszę pani. Jednakże mogłaby pani wziąć również naszych towarzyszy? Przypuszczam, że też nie chcą moknąć. - Odrzekł uprzejmie w stronę kobiety. Zaraz później zwrócił uwagę, iż zaczarowane przez Nanę wstążka świeci. Zaintrygowany tym faktem poinformowało o tym towarzyszkę i wyjął z sakwy czapkę , którą także dał świetlistej czarodziejce do tego samego rytuału. Błyszczała, czy nie postanowił ją założyć od tak na wszelki wypadek. Oficerskie nakrycie głowy (druga czapka) też wyciągnął by sprawdzić czy będą plamy po koktajlu czosnkowym, którym Aff próbował uraczyć siwowłosego. W sumie chłopak nieco zastanawiał się czy pozostały czosnkowy zapach mógłby być bronią na wampiry.Tak pozatym w razie jakby blada panna raczyła zaatakować, to przenosi ją samą dwadzieścia metrów na prawo od wozu.
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pon Kwi 08 2013, 23:49
No i wyruszyli, trochu pochodzili, trochu miasta jak i jakiejś wiochy pozwiedzali i co? A no przemokli, a przynajmniej, ten tu znany wszystkim złotooki nieco przemokł. Te nieustane krople padające na jego czaderski kapelusz, wydawały się grać jakąś melodię... na nerwach naszej zmęczonej żmudną wędrówką Wiedźmie. No ale ostatecznie, po sporym czasie męczenia biednych stópek wylądowali w mhrocznym, ciemnym lasku. Serio? Co jest z tymi architektami nie tak, że mhroczne budowle muszą być zawsze w jeszcze mhroczniejszych miejscach? Hmm... za dużo tu słowa "mhroczne" w tym wszystkim, zdecydowanie za dużo. W każdym bądź razie pomysł by ktoś napisał horror o tej ich całej wesołej przygodzie, wydawał się Affciowi coraz bardziej pewny. Cóż, miło sobie pomarzyć o sławie, no nie? Tymbardziej, że rzeczywistość obecnie taka szara, nudna i... morka. Każdy by w takich chwilach, starał się myśleć o czymś miłym! Nie pomagał również fakt, iż nasz blondasek był w towarzystwie nowo poznanego bisza, który okazał się dość... małomówny, no ale chociaż inwencja twórcza naszej Wiedźmy spodobała się panience z rady! Cóż, widać osoby na wysokich stanowiskach mają w tym kraju jako takie gusta! Czego niestety nie można powiedzieć o reszcie tej randomowo-losowej gromadki. - Ej, biszuś, może byś coś powiedział, co? Ja tu przed tobą serduszko otwieram a ty jakiś taki niemrawy dalej jesteś. Czy to z powodu tej całej sytuacji? Boisz się wampierzów? To normalne, nie martw się! Ja też mam cykora, ale widzisz, wcale tego pomnie nie widać! Kukuku~ świetny zemnie aktor! No już mordko ty moja, rozwesel się trochu i od razu baje ci lepiej! Zagadywał jak widzicie nasz Aff, swego nowego towarzysza. To chyba dobrze, że marzył o dobrych relacjach no nie? W końcu człek to głupawe, zwierze stadne i potrzebuje towarzystwa podobnego mu bydła, czy coś w tym stylu... Niestety, nasz jedyny syn z rodu Tamotsu nawet się porządnie się rozkręcić, bo coś mu brutalnie przerwało! A co takiego? Jak się okazało, powóz, ot taki normalny... bez koni, w sumie to nic dziwnego w świecie pełnym magi. Ale czemu tak pędził, co on chciał ich przejechać?! Morderca! Pirat drogowy! Za kraty z takimi! Nawet nasz blond geniusz zdaje sobie sprawę z przepisów drogowych, w końcu samo się prawo jazdy na miotłę kategorii M nie zdało! Jakby tego wszystkiego było mało, jakieś dziwne cuś z tego powozu pożarło tą uroczą parkę! Panie kapitanie księżniczki nam porwano! Niestety... trochu się to wszystko za szybko działo, by w jakikolwiek sposób zareagować i wóz jak się pojawił tak i znikł. Oh.. panienko z gustem, która doceniła naszego Affcia, będziemy cię wspominać [*] a.. no i twego wampierzowatego mężulka też[*]. Gdy wóz odjechał w siną dal nasz chłoptaś zauważył coś niepokojącego! Kolejna dwójka gdzieś znikła! Zaraz... oni chyba... spadli? Uu... zapewne bolało. Młody Tamotsu podszedł do miejsca w którym ostatnio widział dwie zguby i spojrzał w.. dół. No trzeba przyznać, że musiałą ich spotkać niezbyt przyjemna przejażdżka na pupach... plecach albo i karkach. Biedczyny. - Eee.... biszuś, myślisz, że wszystko z nimi w porządku. No wiesz z tą.. "latającą" dwójką. Mam nadzieję, bo... jakoś nie uśmiecha mi się tego sprawdzać, w końcu musielibyśmy skorzystać z tej samej... "drogi" co oni, niee? Rzucił chłopak, nieco dla rozładowania napięcia, bo skoro niby Makbeć był tak strachliwy, to teraz musiał mieć pełne gacie. W momencie gdy ta myśli przeszła złotookiemu przez głowę, nasz blondas lekko i cicho się zaśmiał, szybko mu jednak ten humorek minął, bo... zauważył, że nie są tu jednak do końca sami. Jakiś dziwny ktosiek się pojawił... i kazał im za sobą podążać! No nasz Aff oczywiście niepewnie ruszył za nim o ile i biszek tak zrobił jednak w jego głowie już była masa pytań.. - Oj, oj oj! Czekaj! Tak właściwie kim jesteś? Co tu robisz, jak masz na imię, co lubisz jeść i.. czemu mamy za toną iść? A no i gdzie!? Tak w ogóle.. to Affcio jestem, a ten tutaj to Biszuś.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Wto Kwi 09 2013, 00:46
MG
Nanaya & Sethor: Dwójka magów, znanych nam już z pierwszej części, wampiro przygód, po raz kolejny natknęła się na coś nie do końca pasującego do obecnej sytuacji. A był nim chłopak, na pierwszy rzut oka nie przypominający wampira. Chodź może to mylne wrażenie? Tak czy owak chłopak zainteresował ową dwójkę, tak samo jak owa dwójka zainteresowała chłopaka, tak przynajmniej można było wnioskować po smutnym acz kryjącym iskierki zainteresowania spojrzeniu, jakim uważnie ich lustrował. Przemoczona koszulka, pod czarną marynarką, pokazywała kawałek przeciętnie umięśnionego ciała. Od razu widać że nie był jakimś pro elo sportowcem ale na pewno nie był też chuchrem którego ulubionym zajęciem było wypełnianie krzyżówek lub układanie pasjansa podczas 8h służby pilnowania męskiej ubikacji w galerii handlowej. Tak czy siak przejechał on lewą dłonią po twarzy, odgarniając kilka zbłąkanych kosmyków z czoła i patrząc lodowatymi błękitnymi oczami na swoich przyszłych rozmówców. Zdziwiło więc go dość mocno nagłe spoufalanie Sethora, ale nie okazał tego zbytecznie i nawet uścisną swoją dłoń. Nim jednak odpowiedział na jakiekolwiek jego pytanie, pytania swoje zadała też dziewczyna, mu towarzysząca. Gdy skończyła mówić zachichotał cicho pod nosem, ale w ciszy nocy na tyle głośno że mimo uderzeń kropel deszczu o korony drzew, magowie świetnie to słyszeli. -Proszę was bo jeszcze poczuje się jak jakaś gwiazda. Ile uwagi dla wędrowca.- Uśmiechnął się przyjaźnie do magów po czym zaczerpnął tchu jak by szykując się do odpowiedzi, no przynajmniej na część pytań.-Miło mi cię poznać Sethorze. Nazywam się Baltazar.-Odpowiedział spokojnie na przedstawienie się Sethora, czego nie zdążył zrobić gdy ten potrząsał jego dłonią-Miałem się tu spotkać z pewną osobą której dawno nie widziałem.- Odpowiedział na pytanie Sethora-Co do samego Os nic nie wiem o obecnym, kiedy byłem tu ostatnim razem wiele rzeczy wyglądało inaczej.- Tym samym potwierdził że to nie pierwszy raz gdy znalazł się na terenach Os Kelebrin. Przytłoczony jednak Sethorem, zgrabnie go wyminął i zbliżył się do Nanayi, nie naruszając jednak jej przestrzeni osobistej zatrzymał się dwa metry od niej i jedynie delikatnie skłonił, przykładając rękę do piersi.-Tam skąd przybyłem mówi się że najśliczniejsze z roślin, pokazują swe kwiaty nocą. nazywam się Baltazar a ty pani...?-Spytał się uśmiechając, spokojnie, aczkolwiek Nanaya mogła zauważyć że smutek w jego oczach jeszcze bardziej się pogłębił, a uśmiech jest wymuszony, chodź słowa zapewne szczere.-Przywykłem do znacznie zimniejszych temperatur, poza tym co gdybym ci powiedział ze nie mogę się przeziębić?- Spytał z iskierką zainteresowania w oczach, jakby ciekaw odpowiedzi Nanayi-Mój smutek... pytasz o rzeczy o które nie powinnaś. No i to nieznajomego, albo jesteś odważna albo bezczelna. A może to po prostu wielkie serce lub ciekawość? Ludzie są bardziej interesujący od wampirów nie uważasz?-Oho kolejne informacje na temat owego osobnika, widać zdawał sobie sprawę z istnienia wampirów-Wybacz, mam powody by uśmiechać się przez łzy, mimo że te nie chcą płynąć. A mój smutek... być może to efekt wielkiego szczęścia i rozpaczy które kotłują się w mym sercu, gdy to czego pragną najbardziej na świecie mam bliżej niż na wyciągnięcie ręki i dalej niż najdalsza gwiazda każdego świata?-Uśmiech spełzł na chwilę z jego twarzy a smutek jaki go ogarniał dało się jeszcze wyraźniej zobaczyć. Zupełnie jak by był przygniatany ciężarem, którego zwykły człowiek nie pojmie.-Ale to nie czas na smutki, nie czas na płacze. Co was sprowadza, do krainy w której rządzi nie śmierć? Ale nie rządzi też życie? Ech ostatnio plącze mi się język i słowa... chyba się starzeje- Zachichotał znowu i wykonał obrót na lewej pięcie i krok w tył, by móc patrzeć jednocześnie na oboje magów. Widać że cała rozmowa była dla niego niełatwa, plątał się w tym co mówił no i mówił w dość dziwaczny sposób.
Colette & Melior: Dwójka zakochanych wsiadła do powozu, może był to powóz miłości, może nie, ważne ze nie mieli w nim prywatności. Co gorsza wciągnięci zostali do niego można powiedzieć ze siłą. Ale nie ma się co przejmować, bo co nie zabije to wzmocni, a nie wydawało się by magom coś groziło. Dokądkolwiek zmierzał zagadkowy powóz, nikomu raczej nie śpieszyło się z wysiadaniem, tym bardziej że nie wiadomo jak zareagowałaby tajemnicza panna, która zabrała się z nimi na przejażdżkę. Oczywiście zarówno Colette jaki Melior, szlachta, postanowili zabawić dziewczynę rozmową. Jest jednak jedna rzecz której nawet w najlepszej szkole nie nauczą. Rzecz której nabywa się z doświadczeniem(lub uszkodzeniami psychiki) a jest nią opanowanie w sytuacjach stresujących. No bo jak inaczej nazwać ten brak kultury, w którym to wysoko urodzona szlachta, zapomina się przedstawić, zamiast tego zasypując rozmówcę pytaniami? Jednej z owych osób zdarza się to na dodatek nie pierwszy raz~! Ale widać stres ma kiepski wpływ na kulturę. Jednak widać obrazili tym dziewczynę która chyba faktycznie umarła bo w żaden, dosłownie najmniejszy sposób nie zareagowała na pytania. nie drgnął ani jeden mięsień jej ciała, nie uniosły się płuca, nie zadrżały włosy. Była niczym wykuta z kamienia, niczym posąg... czy ona na pewno żyła? Nie zrażony tym Melior wyciągnął wpierw jedną czapkę i zauważył że ta też świeci. Wniosek? Coś było na rzeczy~! A że plama ciężka rzecz to wyciągnął chłopak drugą czapkę, i był to moment zaskoczenia i panicznego wrzasku Colette który dało się słyszeć chyba nawet w magnolii. Melior odczuł jedynie ruch i bardziej instynktownie niż z świadomości zagrożenia, wysłał ich towarzyszkę w podróż na Karaiby, albo raczej 20m od powozu ale jednak. Co zaś z Colcią? Oczy miała szeroko otwarte ze strachu a skóra jej pobladła. O tak, bo chodź Mel tego nie widział, dziewczyna zobaczyła, zobaczyła jak w ułamku sekundy, zęby dziewczyny się wydłużyły, białka nabiegły krwią a ciało, tak ciało, zamieniło się w półpłynną masę w której twarz była na ramieniu a plecy stopiły się z brzuchem. Twarz w której samotny palec wystawał gdzieś na czole, a między oczami widać było płaty zgniłego mięsa, odłamki kości i krew, płynącą w splątanych czarnych żyłach, które tworzyły się nie w ciele, a poza nim. Zupełnie jak by człowiek był z plasteliny którą ktoś zgniótł w kulkę, łącząc w jedno a potem modelując z niej dziwne kształty. Chwilowo jednak była w zbyt wielkim szoku by wydukać chodź by słowo. A powóz mknął dalej, tylko tym razem były w nim dwie osoby. Chociaż patrząc na to co było w nim wcześniej, czy można powiedzieć że kiedykolwiek były tu trzy osoby?
Devan & Finny: Devan i Finny zwiedzali las. Chodź nie była to na pewno pora na grzybobranie, to sezon łowiecki na Jelenie niewątpliwie był rozpoczęty. Może miało to jakieś głębsze przesłanie? A może to magowie mili być tutejszymi jelonkami? To nie było do końca wiadome, tak czy siak Finny, jako jedyny mógł wykonać w tej chwili jakąkolwiek logiczną akcję. Przyzwał więc swojego ukochanego duszka jakim był lew, no i rozkazał mu rozświetlić pobliskie tereny. Kule światła, a właściwie każda z nich rozświetliła teren o promieniu 5m, kolejne 2m chowając w pół mroku. Zacząć można od faktu że nigdzie nie było ścieżki, zupełnie nigdzie. Wszędzie drzewa, krzaki i mlaskanie. Czyli norma. Zaraz... mlaskanie? TAK! Mlaskanie, coś mlaskało, mało tego to coś znajdowało się na granicy widzialności a właściwie jedynie cień. I w sumie oceniając po ciebie, przypominało ruchomy... stożek. Ewentualnie przygarbioną, siedzącą staruszkę? No każdy miał różne skojarzenia, wszak to był tylko cień, samej postaci widać nie było a czy chłopaki chciały się do niej zbliżać to już inna kwestia. Gorzej było jednak z lewkiem, który cokolwiek zobaczył, odsunął się od tego i dość cicho powiedział -Uciekajcie... tylko powoli.- Albo było tam coś strasznego, albo był to lew o zajęczym sercu, a to ci dopiero byłaby heca prawda? A no tak... Finn zgubił parasol.
Afuro & Makbet: Czarownica i Bish postanowili udać się za tajemniczym chłopakiem, wcześniej jednak, ciemnowłosy mężczyzna sprzedał liścia czarownicy i z fochem się odsunął. Może poczuł się zdradzany? Niemniej jednak oboje panów udało się za chłopakiem, w kierunku zamku, a droga z nim wcale nie była łatwiejsza, chociaż z drugiej strony sprawność i zwinność z jaką poruszał się po górach w taką pogodę były zniewalające. Widać było że jest osobą która wychowała się w tych stronach. No albo ogólnie w górach. Pytania czarownicy wydawały się całkowicie zignorowane, jednak podczas tej żmudnej wędrówki w pewnym momencie powiedział jakby niepewnie -Nathaniel
Tym czasem w zamku przygotowania chyba się zakończyły, Rikkudo siedział na krześle, patrząc znudzony w płomień świecy. Ogień, jedna z tych nielicznych rzeczy zdolnych go zabić. A właściwie pomóc, bo sam ogień zazwyczaj nie starczył. Nie na wampira. Westchnął przeciągle, znudzony tym oczekiwaniem i obrzucił wzrokiem suknię wiszącą na wieszaku. A potem spojrzał na swoje ręce, znów obie. -Vlad... nudzę się.- Zamarudził jak dziecko i westchnął po raz kolejny oczekując rozrywki. Wszak nieśmiertelność jest nudna! Miał prawo od czasu do czasu się zabawić.
Stan postaci: Melior: 94%MM Finny: 94%MM
Czas na odpis: 11.04 23:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Wto Kwi 09 2013, 02:28
Uwagi dla nieznajomego, a tym bardziej dla wędrowca nigdy za mało. Przynajmniej ona tak uważała, zwłaszcza, że wędrowcy mieli to do siebie, że wiedzieli znacznie więcej niż ci, którzy przebywali w jednym miejscu przez całe życie. Móc podróżować z wyboru a nie gonić za utopijnym snem... Coś takiego nigdy nie będzie mieć miejsca, ale przynajmniej był powód, by móc wypytywać nieznajomego dalej. Baltazara. Ale obserwując Sethora i jego zachowanie, aż zbyt wyraźnie widziała przepaść miedzy nimi. Ona, pomimo tego, że pytała jak najęta, nie byłaby w stanie tak otwarcie podejść i uścisnąć dłoni kogoś, kogo widzi po raz pierwszy w życiu. Do tego przedstawić się. Nie uważała siebie za człowieka zamkniętego czy przesadnie podejrzliwego, wyczuwającym spiski na kilometr, ale była na tyle ostrożna znajdując się tak blisko zamku i nieumarłego kramu, że wolała być ostrożna. W Klasztorze nikt nie wyglądał podejrzanie, a skończyło się... tak jak się skończyło. Dlatego w duchu podziwiała chłopaka, a z drugiej strony miała ochotę go odciągnąć i zganić za ten nierozsądny wyczyn. Ale nie ruszyła się nawet o milimetr, modląc się, by nic się nie stało a deszcz wciąż siekał i zacinał o czarny płaszcz na ramionach dziewczyny. Nic się nie stało. Natomiast z odpowiedzi Baltazara jasno wynikało, że był w tym miejscu dość dawno. Jak dawno? Ciężko stwierdzić. Rzeczy zrobione ręką człowieka lubią się bardzo szybko zmieniać. Choć z drugiej strony wyglądał na niewiele starszego od nich. Nanaya spojrzała na kłaniającego się Baltazara nieco ogłupiała tym gestem, nie wiedząc, czy ma teraz skłonić się, dygnąć czy podrapać się po głowie. Nie należała do... "wyższych" sfer, a traktowanie jej w ten sposób było miłe, jednak mieszało, mieszało na tyle dobrze, że wykonała coś w rodzaju połączenia dygnięcia i ukłonu. Ale odzyskała animusz niezwykle szybko. - Niewielu mówi do mnie w taki sposób - odparła z uśmiechem. - Jeżeli jestem kwiatem, to takim, który swoim blaskiem odstrasza stworzenia nocy - dodała, przymrużając oczy, aż nazbyt dobrze wiedząc co mówi. - Nazywam się Nanaya, Baltazarze - przedstawiła się, uśmiechając się nieco śmielej, ale i delikatniej. Pewnie gdyby znała ten sam rodzaj etykiety, co mężczyzna, pewnie w tym momencie elegancko by dygnęła, jednakże wolała się nie ośmieszać i po prostu przedstawić mając na ustach uśmiech, choć pogoda w żaden sposób nie nastrajała do uśmiechów. Ale niech się uśmiecha. Jeszcze przyjdzie jej przyjąć poważną maskę zaciętości lub obojętności, gdy w końcu wejdzie do zamku. Może to z powodu odległości widziała jeszcze wyraźniej maskę przyjętą przez nieznajomego. I jeżeli miał się tu z kimś spotkać, to musiało być to ciężkie spotkanie lub smutne, niezwykle, niezwykle smutne, by nawet niebo płakało. Choć, kto wie, może wciąż płakało dla nich. - Jest wielu ludzi, którzy nie chorują. Ale uważasz, że nie możesz się przeziębić, ponieważ jesteś przyzwyczajony do niższej temperatury, czy też jest to niemożliwe? To znacząca różnica - odpowiedziała spokojnie, niezbita z tropu. I możliwe, że najważniejsza, bo odpowiedź pewnie zapali kolejne światełko ostrzegawcze w jej głowie. Następnie się zmieszała. Tak, nie miała prawa, bo to nie jej sprawa, ale cóż, ciekawość i intuicja były silniejsze niż hamulce. Spojrzała w bok, zastanawiając się, co odpowiedzieć, następnie znowu spuściła głowę. - Przepraszam... - Nie było to "wybacz", a to kolejna różnica. A później ponownie podniosła wzrok, by zmierzyć zieleń własnych oczu z błękitem oczu Baltazara. - Jestem tak samo odważna, jak bezczelna, tak samo jak ciekawa świata. O wielkim sercu... Powinni wypowiadać się inni. - W tym miejscu uśmiechnęła się krzywo, na myśl o swoim "wielkim" sercu. Mieszczącym się w zaciśniętej dłoni. Jednak spuściła z tonu, bo dalsza część jego wypowiedzi tego nie wymagała, a na jej ustach cierpki uśmiech zastąpił łagodny. - Możliwe, że to nie moja sprawa, ale... jeżeli jest na wyciągnięcie ręki, to czy nie lepiej ją wyciągnąć i chwycić? Nawet jeśli do gwiazd daleka droga? Czy nie tak będzie lepiej? - zapytała, niemalże rozumiejąc taki smutek. Ona rozumiała jedynie smutek straty najbliższej, najukochańszej osoby. Takiego rozdarcia miała nadzieję nigdy nie doświadczyć. Ale nawet tak częściowo rozumiejąc, chciała wyciągnąć do nieznajomego dłoń, uścisnąć ją, przytulić... Może właśnie to było tym "wielkim" sercem Nanayi? I wyciągnęła ją do przodu, na ułamek sekundy, a później cofnęła, niepewna. Jednak to serce było hamowane przez logikę, chłodny rozum, który skutecznie hamował jej zapędy. Wciąż nie ufała mężczyźnie. Czy to jego piękne słowa ja tak poruszały, czy to może nieprzebrany smutek malujący się na jego twarz i uśmiech, który bolał bardziej niż łzy? - Heh... bogowie już płaczą nad naszymi biednymi duszami, więc niech zapłaczą nad kolejną - stwierdziła, unosząc twarz ku niebu i pozwalając, by chłodny deszcz uderzał o jej policzki. Im dłużej trwałą ta rozmowa, tym bardziej czuła się jak aktor na wielkiej scenie. Była noc, padał deszcz, dwoje magów spotyka wędrowca. Akt o smutku i poszukiwaniu. A może i światełku nadziei? Gesty Baltazara tylko potęgowały to wrażenie. - Szukamy nagrobka skrytego głęboko w lesie. Należy od do żony budowniczego Os Kelebrin. A skoro wiesz o wampirach, wiesz zapewne też o kim mowa - odpowiedziała na jego pytanie. Choć niezwykle trafnie określił naturę wampirów. Przyjrzała mu się bacznie. Wiedział więcej, niż ona. - Wiesz może, jak możemy tam dojść, czy może lepiej zaprzestać poszukiwań w tą pogodę? - zapytała. Pomimo nieoczekiwanego spotkania nie zapomniała o swoim celu. Wciąż liczyła się ukochana Arena.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.