I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zamek na wzgórzu. Rozciąga się na Południe od Hargeonu. Otoczony gęstymi lasami, znajduje się na niewielkim, może 30m wzniesieniu. Twierdza jest brudno czarna, utrzymana w stylo post Romańskim z elementami całkiem nowymi. Ale nie odbiegajmy zanadto od opisu. Do zamku wiedzie ścieżka biegnąca przez Bor mieszany z przewagą dębów i olch. Po wyjechaniu z lasu na wzniesienie zaczyna się "Dahr Magna" które było niegdyś "Szafirowymi ogrodami" ze względu na pomniki wyciosane z różowego kamienia sprowadzonego z Romerum, oplecionego różami. Dziś, są to już podupadłe rzeźby, porośnięte bluszczem, róż zaś wyblakł i przypomina już biel. Rzeźby te znajdują się w zaniedbanym ogrodzie stanowiącym przedsionek a zarazem tył zamku. Twierdza nie posiada fosy, o ile kiedyś ją posiadała. Jest to wielki kwadratowy budynek, z kilkoma wieżami. Najbardziej jednak rozpoznawalnym elementem zamku jest wielki taras widokowy wychodzący z sypialni jego byłego właściciela. Widać zaś z niego całe miasto. Sam zamek jest w stanie ruiny, znaczy mury i cała reszta stoi ale umeblowanie, okna i tym podobne rzeczy pozostawiają wiele do życzenia. Możni miasta nie maja tyle środków by łożyć na utrzymanie pięknej oniegdaj twierdzy. ~~
MG
Karczma "Ekler" słynęła w mieście nie tylko z eklerów ale też z legendarnych loży vipów. Były to wspaniale wyposażone loże. Śliczne obite miękkim materiałem i magiczną pianką ławy, wyciszone magią ściany, jedzenie do woli na koszt firmy no i co najważniejsze "Morska bryza" na koszt firmy, dla każdej zaproszonej osoby. Morska bryza była zaś legendarnym w całym Fiore napojem bezalkoholowym, w smaku przypominającym zwykła gazowaną wodę, ale efekt był iście piorunujący. Mówi się że to przez naturalne chemiczne związki w wodzie, które przez stulecia mieszały się z eternano, wytworzyły słodki osad. Tym właśnie była tajemnica morskiej bryzy, po jej wypiciu ów osad osadzał się w ustach, na długi czas pozostawiając w nich smak mięty i ten sam roztaczając przy każdym wydechu. Mało tego chronił zęby przed brudem na około miesiąc a to miłe uczucie orzeźwienia... O tak tym razem kronikarz zadbał o wygody swoich gości... chociaż raczej chodziło mu o wyciszone magią ściany ale niech pospoły skorzystają raz w życiu z luksusów. Mimo że było go stać na to wszystko, siedział ubrany w najzwyklejszy szary dres z napisem "Hot 18". Znów czekał na magów których kelner miał tu oddelegować gdy tylko spytają o kronikarza. Wiedział ilu ich przyjdzie, ciekawiło go jednak czy będą w śród nich... starzy znajomi. Tak czy siak, pozostawało czekać...
Na zewnątrz siekł deszcz, bębniąc nieustannie w zniszczone parapety. Nie przeszkadzało to jednak osobie stojącej przy oknie, tak samo jak nie przeszkadzało jej wianie mroźnego wiatru czy trzask ciepłego ognia w kominku. Czerwone oczy przenikały wszystko na wskroś badając przestrzeń daleko przed sobą. O tak, spojrzenie tych głębokich oczu, wwiercało się w Hargeon, zapewne oczekując czegoś co ma wkrótce nadejść. Cmoknął z niezadowoleniem gdy samotna błyskawica przecięła niebo. W tym wypadku droga tutaj będzie nieprzyjemna i aż zastanawiał się czy nie wysłać na przód Gormela. Jednak zrezygnował z tego pomysłu i zamiast tego wezwał do siebie Nathaniel. -Nakryj proszę dodatkowo do stołu. Wkrótce będziemy mieć gości...-Powiedział spokojny, cichy głos. Nathaniel jednak usłyszał i posłuchał. Zawsze słuchał. Zastanawiał go ten chłopiec. Ale to chyba inna historia, bo historia która miała się zacząć interesowała go dużo bardziej...
//Czas na odpis 19.03 godzina 19:00
Autor
Wiadomość
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Cze 13 2013, 18:30
Przeżył...? Tak, chyba przeżył, ale ileż się wycierpiał! Pierwszy raz doświadczył aż takiej dawki bólu, no ale chyba było warto... w końcu przeżył, choć... blizna.. uh, jak można tak uszkodzić skarp narodowy Wiedźm, jakim jest ciało młodego dziedzica rodu Tamotsu?! No jak?! Jak widać... dość prosto, wystarczy poczęstować jego brzuszek kawałkiem żelaza, a może raczej stali, bo ich to pewnie stać na lepsze sztuczce... Nieważne. Znaczy ważne, ale są teraz ważniejsze rzeczy. Skoro nasz blondasek miał terach chwilkę postanowił to wszystko przemyśleć, Mary Ann zaczęła świrować, tak bez wątpienia to ona go tak urządziła, możliwe, że jest jakoś kontrolowana? Możliwe, iż była jakoś kontrolowana, no wiecie, poprzez... tą piękną biżuterię? Łeh, dlaczego zawsze ładne świecidełka muszą być przeklęte...? Jednak to wszystko nie tłumaczy, dlaczego Nath został związany i schowany w składziku, na to może być tylko jedno wytłumaczenie... schował się tu by uciec przed robotą! A to len! Nie... zaraz, on lubi gotować no i raczej sam się nie związał, co oznacza, że albo mają na zamku jakiegoś niemiłego gościa, albo ktoś ich zdradził i robi w bambuko! - Uhggg.. dzięki Nathaniel, jesteś teram moją osobistą pielęgniarką, uhh... chyba że wolisz lekarza. Mniejsza, kto... cię tu wrzucił? Kojarzysz coś, kogoś? Najchętniej przeczekał bym w składziku całe te zamieszanie, ale jako lider naszej paczki, muszę się dowiedzieć co tu się dzieje i reszcie mym podopiecznych pomóc nie, co Nath? Pójdziesz z mną, wolę nie latać, a raczej chodzić, bo bieganie w moim stanie było by głupotą, chodzenia w sumie też, ale mówi się trudno... Ugh.. tracę wątek, po prostu chodź z mną i weź bandaże i resztę sprzętu, mogą się przydać, choć.. lepiej by było gdyby nie musiały. Wyjęczał Afuro, starając się podnieść na równe nogi, korzystając z miotły i ściany jako podpórek i oczekując na odpowiedź od Natalki.
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Cze 13 2013, 21:36
Heh, niestety wredny los nie pozwolił załatwić spaw po swojemu. Cóż to nie był powód do rozpaczy, gdyż przynajmniej Janos zareagował, chociaż w sumie tego Melior najmniej się spodziewał. Tak, czy siak będzie trzeba w przyszłości coś zrobić z tym przeznaczeniem. Równie bardzo zadziwiające okazały się słowa bezcielesnego "krewniaka". Hmm, a więc i duchom doskwiera samotność. - Skomentował w myślach, tych bardziej prywatnych. - Chętnie wezwałbym cię i to nawet parę razy, jednakże poprzednim razem zniknąłeś nim zdążyłem dowiedzieć się paru rzeczy. Dlatego też nie bardzo wiedziałem jak cię wezwać. - Rzucił uprzejmie. Następne zastanowił się nad następnymi słowami. Cóż właściwie chętnie by go wpuścił pytanie tylko, czy ten nie zajmie miejsca książki czy coś. - Hmm, wpierw jednak chciałbym się upewnić z czym konkretnie wiąże się dobrowolne wpuszczenie ciebie do umysłu. - Wypuścił tą myśl z lekkim zainteresowaniem. Cóż jeśli nic nie będzie sugerować na to by miał być równie kłopotliwy jak uosobienie literatury, bądź miał się stać trwałym alter ego, to się zgodzi. Jeśli jednak coś o tym napomni, to siwowłosy wpierw wypyta o szczegóły.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Cze 13 2013, 22:30
Trzy małe świnki postanowiły zbudować domek, by schronić się przed wilkiem. Jedna zbudowała domek ze słomy, druga z patyków, a trzecia z cegieł. I gdy nocą przyszedł wilk zdmuchnął domki ze słomy i drewna. Świnki więc skryły się w domy z cięgieł, wokół którego wilk krążył i krążył, aż postanowił wejść do środka. Świnki myślały, że będą sprytne i pozbędą się wilka podstępem... Ale wilk był sprytniejszy. I zabił trzy małe świnki... Myślała Nanaya, uważnie obserwując działania całej trójki podszywaczy, od momentu, kiedy pierwszy mężczyzna wstał, aż do momentu, w którym cała trójka, w sumie czwórka (widząc to Nanaya westchnęła ciężko) została oślepiona. No cóż... Nie ma sytuacji idealnych. W każdym razie najdziwniejsze było to, że innych obrażeń panowie nie odnieśli, ale nie to było najważniejsze. Teraz trzeba było się wynosić! Dlaczego? Bo Horvat, nawet jakby chciał, to na nic by się nie przydał. Chwyciła swojego przydupasa za fraki, po czym rzuciła kryształami w stronę tego, który zagradzał wyjście z salonu i zaczęła biec/szybko iść... W każdym razie zamierzała słownie warknąć na Horvata i z biegu wyminąć mężczyznę przed sobą. Gdyby próbował ją złapać za rękę lub ubranie, a nawet włosy, odwraca się, by móc wyprowadzić prawi prosty w jego twarz lub w dłoń przy nadgarstku, by móc się wyrwać z uścisku. Gorzej, jeśli ktoś złapie ją za szyję od tyłu. Wtedy przydeptuje jego stopę z całej siły, pięścią uderza w tył tam, gdzie powinna być twarz a następnie z łokcia w splot słoneczny przeciwnika. Wszystko, by się wyrwać. Nie miała zamiaru tu bawić za długo. Jeden z nich był zraniony więc jakoś dadzą radę rozpoznać, kto kim jest... Ale teraz trzeba się gdzieś zaszyć i przeczekać burzę, a co nadaje się do tego lepiej, niż pokoje? Jej cel był jasny i zamierzała siłą czy też po dobroci zaciągnąć tam Horvata, przyzbroić się i wrócić do walki w pełnej gotowości. Może też spotka kogoś po drodze. Nie zamierza jednak iść najkrótszą drogą, tylko dłuższą i bardziej krętą. Może zgubi ich po drodze. To ona była tu od dwóch tygodni, a oni dopiero od dwóch dni. Agh, to wszystko nie tak! Pomyślała z irytacją, biegnąc dalej, próbując nie wywrócić się ani niczego nie potłuc, co jakiś czas odwracając się i sprawdzając co z Horvat(ami)em. Nie podobała jej się ta sytuacja ze skrytobójcami. Znaczy, zabójcy zabójcami, ale nie korzystali z magii, którą mogłaby zniszczyć lub nie korzystali z magii wcale, a to już było... kłopotliwe. Jeśli nie to, to co? Myślała gorączkowo. Miała tylko nadzieję, że inni są w miarę bezpieczni.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Cze 14 2013, 00:04
MG
Finny & Colcia: Finn przybył na miejsce~! Do rycerza na koniu mu było daleko, ale zawsze top jakieś wsparcie, choćby mentalne. Szybko zdjął z siebie kamizelkę i kładąc Col na plecach, począł tamować ranę w jej brzuchu po prostu przyciskając materiał do jej brzucha, materiał notabene szybko nasiąkający krwią. W tej sytuacji, nie zda się to na wiele, a przynajmniej nie na długo. Gemi zauważył prostą rzecz, w sumie cała trójka była omdlała~! Nie tylko Mary Ann ale i gorączkujący widocznie Aren oraz Colcia która po przybyciu Finna w końcu poddała się bólowi i zmęczeniu. Sytuacja wydawała się przegrana, Finn mimo woli zauważył że pada deszcz, dopiero po chwili uświadamiając sobie że to jego własne łzy, które płynęły chyba wbrew niemu. Może już opłakiwał Colcię, która pod nim drżała, wiercąc się i tracąc krew, z każdym oddechem. Ile to trwało? Kto wie, nie mniej jednak w pewnym momencie miały miejsce dwa zdarzenia, pojawił się Nathaniel, bez Mini które pewnie zniknęło jak Gemi chwilę temu. Chłopak niósł bandaże, którymi zmienił zakrwawioną kamizelkę Finna, przyciskając je do rany kobiety. Zaraz zaś po Nathanielu, pojawiła się Nanaya ciągnąca Horvata. Zobaczywszy tą scenę rodem z horroru przyspieszyła nieco kroku, ale ze zdenerwowania poślizgnęła się na kałuży krwi, obijając sobie pośladki, przy nieładnym lądowaniu obok bladej Colci. Zresztą Horvat nie miał lepszego lądowania. Horvat na którego Finn patrzył z istną nienawiścią, trzymając sztylet Colci w dłoniach
Afuro: Chłopak próbował coś wyjęczeć wstając na równe nogi chwilę po odzyskaniu przytomności, ale chyba dość mocno przeliczył się ze swoimi siłami. Kiedy tylko uniósł nieco ciało, zmuszając mięśnie brzucha do wysiłku, poczuł ogromny ból w brzuchu a treści żołądkowe podeszły mu do gardła. Oczy wywróciły się wgłąb czaszki a porażony bólem Aff, padł nieprzytomny.
Melior: Targowanie się chłopak miał we krwi, wpierw opętanie przez książkę, teraz targowanie z wampirem... No i co zrobić? Życie widocznie nie lubiło pana Von Terksa, zmuszając go do nieco większego wysiłku niż tylko użycie Mobiusa i myślenie że po sprawie. Ah tak, wysiłek, ryzyko... nie każdy lubi takie rzecz, ale niestety każdego czekają. Tak więc i pan Melior w końcu trafił na przeszkodę, której od tak nie przeskoczy, a chłodne kalkulacje i magia matematyki, zdadzą się na nic. -Oh, wymówki, wiesz o tym dobrze, mogłeś spróbować tak, jak zrobiłeś to teraz. Przyznaj po prostu że się tego bałeś i nie chciałeś niepotrzebnego problemu w postaci martwego wampirzego krewniaka.-Prychnął Janos z pogardą, mając własne mniemanie na temat słów pana Matematyki.-Oh daj spokój, naprawdę? O co ty mnie podejrzewasz? Własnego krewniaka? A jeszcze nie tak dawno zapewniałeś że z radością byś mnie wezwał gdybyś wiedział jak, widzisz, jednak bez zaproszenia, to twego umysłu, dość ciężko mi się z tobą rozmawia, wir umarłych niedługo znów mnie wciągnie, wiec jak masz mnie zaprosić to się sprężaj. Ale odpowiadając na twoje pytanie, wiąże się z tym że wyrwiesz mnie z nurtu umarłych. Zadowala cię to?-Spytał znudzonym tonem, jakby spodziewał się takiego pytania po tobie.-No i nie polecam się wahać, doszły mnie plotki że twoja panna jedną nogą już do nas dołączyła.-Ostatnie też rzucił dość mocno mimochodem, zabrzmiało to nie jak próba przekonania a po prostu jak luźna informacja. Ot od krewniaka do krewniaka.
Sethor: Z mózgu papka, z mózgu kleik. Proste zdanie idealnie oddawało stan maga lodu którego mentalność była w tej chwili na poziomie rozgotowanej kluski. Umysł maga gonił w tej chwili jakaś książkę wymachując przy tym kataną. A prawdziwy Seth śliniąc się, bujał we wszystkie strony, dłubiąc palcem w nosie.
Nanaya: Trzech na jednego? Nie, to nie dla łucznika. Nanaya zdając sobie sprawę z beznadziejności tej sytuacji zarządziła taktyczny odwrót, nie informując o tym nikogo, w tym współtowarzysza. Po prostu rzuciła kryształami w twarz jednego i szybko ruszyła. Przeciwnik jednak mimo to zasłonił jej drzwi, więc postanowiła go pieprznąć i wyminąć co jej się udało, chodź nie bez ran własnych kiedy to machający kończynami Horvat którego ciągnęła, uderzył ją łokciem w potylice. Ostatecznie jednak wydostała się i idąc okrężną drogą w pewnym momencie dostrzegła przerażający widok. Zakrwawiony korytarz, nieprzytomna Mary Ann i Aren, Chyba ranny Finn i Nathaniel klęczący nad... umierającą Col. Ruszyła wiec od razu, przy czym poślizgnęła się na kałuży krwi i jebs, pośladki obite. Chyba miała dziś pecha... ale nie większego od Col.
Stan postaci: Nanaya: Ból głowy, gardła i pośladków 74%MM Finny: 78%MM Colette: 26%MM, Zmęczona, dziura w brzuchu nieco nad pępkiem, obficie krwawi, tracisz siły w zastraszającym tempie. Utrata przytomności. Sethor: W krainie własnych fantazji, pękło ci żebro Melior: Opętany, 77%MM Afuro: Zmęczenie. Ból brzucha, utrata przytomności. 90%MM
Czas na odpis: 17.06 godzina 20:00
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Cze 15 2013, 21:14
Melior zdołał już przeżyć parę wyzwań, lecz niestety przeznaczenie ciągle dodawało mu niepotrzebnych utrudnień. Rozum w dzisiejszych czasach potrafi pojąć praktycznie wszystko, więc nic dziwnego, że w tym okresie każdy problem powinno się umieć logiką rozwiązać. Niestety wredny los postanowił nawalić mu udziwnień. Siwowłosy jednak nie zamierzał nad tym rozpaczać, z pewnością by to nie pomogło, a wiedział, że jakoś se poradzi. Co do pierwszej kwestii, to oficer postanowił wyprowadzić Janosa z błędu. - Wiesz, pierwszy raz pojawiłeś się, gdy użyłem Conteggio (z wł. Policzenie), więc przypuszczałem, że jak ponownie go użyję to znów się zjawisz, lecz tak się nie stało. Potem usłyszałem, że wtedy był w okolicy wampir, lecz kolejny raz się nie pojawiłeś nawet jak użyłem tego czaru w odległości około 100m od krwiopijcy. Więc rzeczywiście nie miałem pojęcia jak cię wezwać. - Rzucił spokojnym, lecz uprzejmym tonem. Później nadeszły już kwestie ważniejsze i jedna najbardziej istotna. Melior w sumi4e zamierzał tylko na wszystko odpowiedzieć i się zgodzić. - Nie, to żebym cię o coś podejrzewał, ale wiesz... Kiedyś sam powiedziałeś, że jesteś złem. To już samo sprawia, że człowiek chce wiedzieć więcej w niektórych kwestiach. Zresztą mogą wystąpić komplikacje i nie z twej winy, czyż nie? Tak po za tym zgadzam się, możesz wejść. - Odrzekł luźno zastanawiając się co tam konkretnie u cole się dzieje. Jeśli się ocknie to zerka na Setha by ocenić jego stan. Widząc, że z nim też coś nie teges szuka książki, którą czytał kolega i postanawia ją zamknąć, ale nie ręką a za pomocą swojej laski. Jeśli to nic nie zdziała to wyjmuje ukryte ostrze i nim ciacha ten druk. Gdyby wyszło, to wychodzi zobaczyć co u Colci.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Cze 16 2013, 09:47
Tak tak panie i panowie! Problemów mniej, bo... Rycerz Finnian Jerome jest na miejscu! Kiedy został pasowany na rycerza?! Ano uznajmy, że po drodze tutaj... Jak? Kiedy? Ano jakoś sam siebie pasował, a sztylet, który oddalił od Colette był tego jawnym dowodem, ot co! Ale... Przecież superbohaterom nie zamazuje się obraz, a i nagle nie zaczyna im się robić wilgotno na twarzy. Pomijając już fakt, iż nie dopuściliby do tak beznadziejnej sytuacji. Czyżby Finnek nie był superhiroł?! Col miała umrzeć?! - Ale... Jak... Nie... Czemu? - dukał pod nosem blondasek, powoli tracąc siły na tamowanie krwotoku, co przychodziło z coraz to większą trudnością, przynosząc coraz mniejsze efekty. T-to... k-ko... - nawet nie chciał przepuścić tej myśli przez swoją głowę, zaciskając powieki i dalej próbując desperacko docisnąć materiał. Co tam łzy w takiej chwili?! Gdyby chociaż mogły leczyć, albo coś... Nie miał co się nimi przejmować w tej teraz i tyle! Coś musiało się udać... Coś musiało im pomóc... Coś... Ktoś... Ktokolwiek..? - N-nathaniel?- powiedział cicho, nie skrywając swojego zdziwienia i dopiero teraz zauważając, iż Duszki zniknęły, a jego starania z kamizelką zostały zastąpione teraz próbami Natha, który tamował obrażenia bandażem, ale... - Możesz jakoś pomóc?! I... i... Wszystko w porządku? Gdzie byłeś? Widziałeś resztę?! Zaatakował cię Horva..? - zaczął serię pytań, a tu masz ci los niespodzianki, a dokładniej dwóch ludzików. Nanaya i pan główny podejrzany. Brutus zdrajca... Nim nawet zdążyli wstać blondasek wyciągnął sztylet w kierunku Horvata, aczkolwiek póki co się nie ruszając z miejsca. - Nanaya odsuń się od niego! To zdrajca! Zaatakował mnie w lochach i pewnie ich też! - mówi chłopaczek, a może raczej zakrzykuje? Nie może pozwolić przecież by ten parszywy, perfidny człek wyrządził im więcej szkód, dlatego też mierzy go ciągle wzrokiem, bacznie przyglądając się jego poczynaniom. Co prawda rzuca też ukradkowe spojrzenia na radną i Nathaniela, aby upewnić się jak się ma stan tej drugiej. - Nie zbliżaj się nawet... - zapewne powie, a raczej wysyczy w kierunku mężczyzny, jeśli ten będzie próbował podejść. Już wystarczająco szkód narobił, a więcej ich im nie trzeba. Chociaż... Jeśli w jakiś sposób miałby im pomóc opatrywać resztę to niech to zrobi... Ale... Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej, więc... Na pewno będzie bacznie obserwowany, a jeden fałszywy ruch będzie pewnie owocował sztyletem w... Lędźwiach? Klatce piersiowej? Ale... Na pewno nie pozwoli mu się zbliżyć do radnej! Co zaś z potencjalnymi poleceniami wydanymi przez Nanayę?! Raczej wypada się dostosować, bo przecież uratowała go, to i pewnie da radę zdziałać coś tutaj, nie? Dlatego też blondasek ugh... Byłby w stanie zrezygnować na krótki moment z wymierzania kary w ramach zemsty, a skupi się na krytycznej sytuacji~! Co prawda nadal nadzoruje Horvata, ale spróbuje skupić się na powierzonych mu czynnościach. Co dalej? Dalej zostaje liczyć na cud, albo zdolności kogoś z nich... I to zapewne nie jego... Pewnie spróbuje wykonać to, o co poprosi Nanaya, ale... W miarę możliwości of course~! Nie chcemy chyba przypadkowych ofiar, bo... Hym... Blondasek coś upuścił, bo było za ciężkie na przykład, o! Jeszcze komuś na głowę by spadło... Niedobrze... Źle~!
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Cze 16 2013, 13:47
-To wszystko nie ma sensu, po raz kolejny mój umysł jest niszczony w sposób nader brutalny- pomyślał Seth, zatrzymując się. -W ogóle, po co ja goniłem tę książkę? Jestem przygłupem chyba- chwycił się za głowę, siadając tam, gdzie stał. Nie miał żadnego pomysłu na dalsze działania. W zagadkach to nie on był tym, który je rozwiązuje. On tylko przytakiwał, odkrywając krok po kroku mechanizm działania i drogę od zagadki do jej rozwiązania. Chłopak istniał, egzystował, ale nie wiedział co się dzieje. Gdyby tylko nie ruszał tej księgi… Mówiono mu, żeby z nią uważali, ale on nie posłuchał i po prostu czytał jak szalony, aż bum! Stało się to, co się stało. -Gdzie jestem? Co ja tu robię?- spytał obojętnie kogo. Mówił żeby mówić, nie wiedział nawet po co. -Ja chcę się stąd wydostać, a duszy i tak nie oddam- powiedział, żeby diabelskie stworzenie nie miało wątpliwości. Możliwym było, że Sethor nawet umrze we własnej wyobraźni, we własnym umyśle. Bytowanie w tym świecie strasznie go męczyło, teraz miał jedynie ochotę iść spać. Mag położył się na plecach i zaczął robić aniołki na podłodze. Odbijało mu coraz bardziej, a jego mózg nie był w stanie myśleć na tyle logicznie i racjonalnie, by mu pomóc wydostać się z pułapki, którą zastawił autor księgi piekielnej. -Szlag by to wszystko- zaklął pod nosem, obserwując sufit. Było to niezbyt interesujące zajęcie, więc po kilku sekundach mag wstał, rozglądając się z rozpaczą po pokoju. Otrzepał się z kurzu, rozwichrzył po raz kolejny włosy i ruszył na obchód biblioteki. Już to robił, ale może tym razem coś się pojawi… Nadzieja matką głupich, może pokochała i takiego półmózga jak Sethor. Zdawał sobie sprawę z własnych dyspozycji umysłowych nader dobrze. On chciał tu być osłoną i tarczą dla innych, a nie siłować się na umysły, lub uwalniać się z okowów wyobraźni. Mag nie zwracał w ogóle uwagi zarówno na diabła, śmiejącego się z Setha gdzieś tam na regale, jak i szkieleta, który tak porachował kości Lamijczykowi jednym ruchem ręki. Niech ten diabelski pomiot się śmieje, ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, powinien o tym pamiętać. Gdyby nie to, że to stwór magiczny i jeszcze w świecie iluzji, mag lodu pewnie zaatakowałby go. Teraz jednak taki ruch byłby pewną śmiercią dla młodzianina. -Chcę się stąd wydostać, a nie zdobyć w tak szpetny sposób potęgę i siłę- wyrzekł swe pragnienie, obserwując już diabła i rzucając ukradkowe spojrzenia na szkieleta. Wyprostował się, wyprężając swą klatkę piersiową i uśmiechając się lekko. Nie mógł mu nic zrobić, przynajmniej nie w takim stanie i z tak mizerną siłą, jaką miał póki co.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pon Cze 17 2013, 21:45
Krew. Wszędzie była krew. Co tu... się stało? Z głębokim niedowierzaniem uniosła dłoń ku swojej twarzy. Szkarłat na niej był aż zbyt realny by był prawdziwy. Ciepła, słodka krew... Jej metaliczny odór unosił się jak trucizna. Spojrzała z przerażeniem na młodego Jerome, Nathaniela, a później jej wzrok padł na trzy nieprzytomne, trupio blade postaci. Wpierw poczuła falę przeszywającego zimna, później ogarnęło ją nieznośne ciepło, powodujące drżenie całego ciała. Nie... Jej usta bezgłośnie otwierały się i zamykały, a Nanaya nie mogła wydusić z siebie słowa. Nie... Choć wcześniej jej głowa była pełna rozbieganych myśli, teraz wszystkie z nich zamarły, zmrożone jej jednym słowem. Na dwa krótkie uderzenia serca ciało dziewczyny zesztywniało całkowicie; pobladła na twarzy i drżąca wyglądała tak, jakby to ona miała zaraz umrzeć, a jej przeżycie zależało od tego, czy myśli. Trzecie uderzenie. - Finn! Nie, Finn, przestań! - wykrzyczała, odciągając Horvata za siebie i patrząc ostro na blondaska. Precyzyjne i ostre jak stal myślenie powróciło z niebywałą prędkością dzięki adrenalinie. Była skupiona jak nigdy wcześniej i wiedziała, że walka tylko pogorszy ich stan. - On jest za mną i nawet nie waż się go tknąć! - niemalże warknęła na młodego policjanta, doskonale rozumiejąc, że będą potrzebować każdej pary rąk i nóg. Zwłaszcza teraz. - Finny i Horvat - zwróciła się do nich bez miłych gestów i tonów, wstając i szybko sprawdzając stan trzech osób. Mary Ann... Aren... Colette. Przy ostatniej jęknęła z rozpaczy. - Zabierzcie Mary Ann do mojego pokoju i zajmijcie się nią, opatrzcie, cokolwiek, ale nie opuszczajcie pokoju i nie pozwólcie jej wyjść. Horvat ma ci wyjaśniając z najdrobniejszymi szczegółami, co się wydarzyło - mówiła szybko drążącym tonem, pokazując Nathanielowi, by zajął się Arenem, a tymczasem ona zajęła się opłakanym stanem radnej. Cztery szanse... Zawyła wewnętrznie. Spojrzała poważnie na blond chłopaczka. - Finn, nie ufam Horvatowi, ale nawet nie waż się go tknąć. Uważaj na siebie. Nikt, kto nie pokaże wam kuli światła i nie zapuka trzy razy nie ma prawa wejść do pokoju, zrozumiano? A więc ruszcie tyłki bo liczy się każda pieprzona sekunda. - Jej spojrzenie szybko zwróciło się w stronę Colette, uciskając mocno ranę w jej brzuchu. Szarpnęła służącym za sobą, zanim całkowicie się wyłączyła, skupiając na ulatującej kobiecie. Cała osoba Nanayi krzyczała: Nie! Nie! Nie, nie, nie, nie!!!, więc musiała mocno przygryźć wargę, aż do krwi, by jej lament nie został dosłyszany przez innych. Nie miała na to czasu. Jeszcze nic nie było przesądzone, a ona miała zamiar doprowadzić do cudu. Przekręciła głowę brązowowłosej w bok, by ta nie udusiła się z powodu wzbierającej krwi po czym mocno nacisnęła obiema dłońmi i całym swoim ciężarem ciała na brzuch nieszczęsnej kobiety. Miała tylko cztery szanse, by ją uratować, a każda z nich coraz bardziej uszczuplała życie... Czerwone życie... Tą cienką stróżkę, która teraz znaczyła się na podłodze szkarłatem i za nic nie chciała przestać opuszczać ciała Carter. Przestań! Nie myśl o tym! Karciła się w myślach, pobierając z kryształów w sakiewce każdy, nawet najmniejszy skrawek energii. Wypełniło ją ciepło i światło, jedno z tych, które czuje się, gdy Słońce oświetla naszą postać w południe i ze wschodu wieje lekki, chłodny wiaterek. Uczucie tego, że się jest szczęśliwym... Uczucie tego, że jest się kochanym... Uczucie tego, że się żyje. Nanaya po raz pierwszy od dawna nie cieszyła się z tego przejmującego uczucia, bo świat nie był piękny. Nie było w nim miłości, szczęścia, światła i życia, a jedynie był ciemnym korytarzem pełnym lepkiej krwi i zapachu śmierci. Nie przedstawiał nic innego niż cierpienie, rozpacz i usilną chęć uratowania słabnącego i jakże kruchego życia. Dookoła była tylko ciemność, słabo rozświetlana przez osoby tych, na których jej zależało, a teraz dwie z nich niknęły w nieskończonym mroku, milczące i z każdą chwilą coraz chłodniejsze. A ona, niczym ostatni promyk nadziei, uczepiła się uchodzącego życia jak rzep psiego ogona i nie zamierzała go puszczać. Nie teraz, kiedy Słonce znów zaczęło wychodzić zza chmur. Nie teraz, kiedy wiedziała, że może uratować i Colette, i Arena, i ich wszystkich. Nie chciała już tracić nikogo innego. Musiała tylko przekroczyć granicę. Głośny jęk wydobył się z jej ust, jakby był to cichy wyrzut w stronę własnej głupoty. Czemu, no czemu do cholery nie ćwiczyłam tego wcześniej? Myślała z żalem, pohamowując wzbierającą rozpacz i bezsilność. Wiedziała, że może ją uratować. Znała zaklęcie. Myślała już o nim wcześniej. Znała zasadę na jakiej działało. A mimo to nie czuła się pewnie. Może to z powodu tego, że czyjeś życie znajdowało się w jej rękach? A może dlatego, że pokładała nadzieję w cudzie, gdy już od dawna nie wierzyła w Boga? Przestała, gdy umarła jej matka. Uczucie nieufności urosło, gdy przepadł ojciec. Całkowite zdystansowanie i wyobcowanie nadeszło, gdy zaginął jej bat. Całą swą osobą nie wierzyła i nie ufała komuś takiemu jak Bóg. Nigdy jej nie pomógł. Nigdy nie wsparł, nie pocieszył. Kogo miała prosić o cud, skoro nie wierzyła w siłę, która mogła go uczynić? Oczy jej się zamgliły, gdy o tym myślała. Tak bardzo, bardzo chciała teraz wierzyć w Boga, jednak nie poddała się rozpaczy i bezsilności. Była jedyną, która mogła coś zdziałać. Jeśli teraz się podda, będzie to koniec. Już tyle razy była na skraju rozpaczy, niemalże nie widząc wyjścia, a mimo to... mimo to... - Nawet nie myśl, że pozwolę ci umrzeć, słyszysz? - wymamrotała, łamiącym się głosem w stronę Colette, która zapewne nic nie słyszała, ale było to w jakiś sposób kojące. Mówić, wierzyć, że ta druga osoba usłyszy, zrozumie... - Nawet nie myśl, że pozwolę ci zginać w tym miejscu, z dala od miejsca, które jest ci bliskie. Co z tego, że pochodzisz z innego świata czy czegokolwiek innego. Twój dom jest teraz tutaj i masz kogoś, do kogo chcesz wrócić. Nie pozwolę na to, byś to utraciła. Nie pozwolę, by inni stali się tacy, jak ja, poszukując utraconej rzeczy bez cienia poszlaki - mamrotała dalej, a łzy kapały po jej policzkach niczym srebrne rzeki. Gdyby tylko to mogło dotrzeć do Colette. Skupiła się mocno na zaklęciu, które miała wypróbować po raz pierwszy w życiu. Chciała je ćwiczyć na niewielkich zadrapaniach czy siniakach, ale teraz nie było mowy o próbach czy ćwiczeniu. Sytuacja była krytyczna i musiała to zrobić jak najszybciej. Jak najszybciej uleczyć dziewczynę. Jakie to ironiczne, GH po raz kolejny ratuje kogoś dobrego... Rzuciła myślą, przygryzając ponownie wargę. Ale takie drobne niuanse nie był ważne. Wszyscy byli ludźmi i wszyscy mieli tylko jedno życie. Jedno, cenne życie, które potrafiło rozjaśnić życie innych osób w sposób tak niezwykły, że trzeba było je cenić ponad wszelką miarę. Nie ważne, czy było się dobrym, czy złym. Życie wciąż miało taką samą wartość, to tylko zmieniała się wartość człowieka. A ona, pomimo bycia tą złą, nie uważała siebie za kogoś, kto człowiekiem nie jest. Ona chciała być człowiekiem bardziej, niż mogłoby się wydawać. Nawet jeśli udawała twardą i nieprzystępną, zawsze odważną, zawsze dzielną, zawsze niezwyciężoną to i tak jej serce było zdolne do odczuwania. I tych radosnych, drobnych chwil, i tych smutnych, niemalże rozdzierających. Nawet jeśli z zewnątrz wyglądała na taką, od której wszystko się odbija, to czuła. Radość, entuzjazm,miłość, smutek, bezradność, złość... I dlatego nie mogła pozwolić, by ktoś lamentował nad kimś dlatego, że nie była w stanie zrobić czegoś, co znajdowało się tuż na wyciągniecie jej ręki. Nadzieja. Oh tak, nadzieja była w niej zawsze żywa. Ciągle żyłą nadzieją na to, że uda jej się odnaleźć brata, nie ważne, przez jakie trudy musiałaby przejść i jak wiele poświęcić. Uderzyło ją tak nagle, że nawet uśmiech, blady bo blady i przez łzy, pojawił się na jej twarzy. - Chyba łączy nas więcej, niż sądziłam... - wymamrotała, myślami chwilowo uciekając do Baltazara i jego walki z przeznaczeniem. Aczkolwiek to ty jesteś okrutniejszy. Dorzuciła, ponownie skupiając się na tym, by uleczyć dziewczynę. Światło było źródłem życia. I to właśnie światło miało je teraz przywrócić. Odbudować tkanki, zasklepić rany, ponownie tchnąć życie. Bądź jak Słońce... Słowa Mary Ann kołatały się w jej głowie niczym mantra. Kiedy noc trwała zbyt długo i ludzie pogrążali się w ciemności i chaosie, to właśnie jasne promienie słońca budziły ich dobro i nadzieję. Tak, to pierwsze blaski jutrzenki przywracały spokój udręczonej duszy. Były jak najlepsze lekarstwo na świecie. Ciepłe, życzliwe słońce... Tym razem przyciskając dłonie jeszcze mocniej do ciała nieprzytomnej, łzy powoli kapały na jej ubranie. Nie wiedziała, czy wciąż potrafi się modlić, ale nawet ona... a może tym bardziej ona, miała do tego prawo. To właśnie ona, będąc słońcem dla innych, nie miała go prawie wcale. Poza tym jednym, dla wszystkich... - Oh, Słońce, początku i końcu mojej mocy – zaczęła szeptać, nie wiedząc dokładnie po co, to robi. To przecież głupie, zwracać się do czegoś, co nigdy cię nie usłyszy, nigdy nie pocieszy, nigdy nie zadziała i nie spełni cudu. A mimo to Słońce nigdy nie zawodziło. Zawsze wstawało świtem i zawsze zachodziło nocą, a nawet podczas niej odbijało się w srebrnej tarczy księżyca, tak, jakby przez całe swoje istnienie czuwało nad światem. Całą swoją nadzieję Nanaya złożyła właśnie Słońcu. Chciała ją chwycić, dotknąć, chociażby czubkiem palca. Była w zasięgu jej ręki. Jej ciepło było tak blisko... - Stań się moją siłą. Stań się tą upragnioną nadzieją, bym mogła ich chronić... Bym mogła stać się ich nadzieją. By nikt nie zginął... - Znanym tylko sobie sposobem zaczęła formować magiczną energię, która drzemała w jej dłoniach. Bez światła, bez fajerwerków. Czysta magia, której ciepło tkwiło w jej ciele. Nadała jej formę. Teraz musiała nadać działanie. Bez Słońca wszystkie procesy działy się wolniej lub całkowicie zanikały. Rośliny traciły swoje liście, więdły, umierały. Bez światła rany tez goiły się wolniej, jakby pozbawiony niezwykłego dopalacza organizm nie chciał dopuścić do powrotu do zdrowia. A wiec teraz ona, Nanaya, chciała przekazać całe ciepło i energię Słońca, by Colette mogła wrócić do zdrowia. By jej komórki, tkanki, organy same postawiły ją na nogi. By każda, nawet najmniejsza substancja znalazła swoje miejsce i pomogła w regeneracji uszkodzonych naczyń krwionośnych i tkanek. Słońce było tą energią, która to sprawi. Ona była jedyną, która mogła to uczynić. Znając formę i działanie, Byaku przystąpiła do dzieła, powoli i miękko oddając magiczną energię wprost na ranę Carter, by dotrzeć do najgłębszych części jej organizmu, do nawet najmniejszych naczyń krwionośnych, żyłek, tętniczek, komórek i pobudzić je do życia. Do dzielenia. Do naprawiania. Do ratowania. Życie musiało wrócić. Nie mogła stracić już nikogo innego w swoim życiu. Nie mogła, nie chciała. Straciła matkę, ojca, brata, a później przybyły najczarniejsze momenty jej życia. Grimoire... I nie chodziło o władzę, potęgę czy pieniądze. Ona tylko chciała odzyskać brata... Splamiła swoje ręce krwią wielu ludzi, mając nadzieję, ze na końcu drogi będzie on... A w całym procesie zaczęła tracić kawałek po kawałku swoją osobę. Dlatego tak bardzo lgnęła do ludzi, dlatego tak szybko się przywiązywała. Bo to właśnie ludzie trzymali ją przy zdrowych zmysłach. A po tym wszystkim... Po Zori, po Kronikarzu, po Rikkudo i Baltazarze jak nigdy nie mogła sobie pozwolić, by ci, którzy są blisko niej, zginęli, przepadli, pogrążyli się w rozpaczy. Bo to ona była słońcem. Ale to oni byli jej życiem. Towarzysze ze sterowca, nawet jeśli cenili siłę to byli jej najbliższą rodziną... Sethor, z którym już tyle przeszła i zawsze był przy niej, kiedy tego potrzebowała... Finny, który był energiczny i tak pełny życia, mogą zawsze ją podnieść na duchu, nawet jeśli robił to niespecjalnie... Colette, którą tak niedawno poznała, a mimo to, była jej droga... Afuro, którego podejście było tak dziwne, że potrafił rozładować każdą atmosferę... Nawet Aren, i Mary Ann... Och, jakże się myliła twierdząc, że nigdy go nie polubi... Gdyby tylko czasy były inne... Nie potrafiła się uwolnić od wieź i tego, by ufać ludziom. Była nawet zbyt ufna, ale nie potrafiła inaczej. Chciała, by byli szczęśliwi, by byli bezpieczni... Bo byli jej drodzy. Nawet Nathaniel, do którego powinna mieć nieco większy dystans... Gdyby przyszło co do czego, to i jego by ratowała, z takimi samymi łzami w oczach. I tak samo rozpaczliwie by go ratowała. Aż do momentu, w którym ktoś ją odciągnie od ciała. - Colette nie poddawaj się, słyszysz? Musisz jeszcze tyle zrobić! Tyle zdziałać! Spełnić swoje marzenia, wrócić, pozbyć się tego pieprzonego, wampirzego brzemienia! Co zrobisz, jak teraz się poddasz, co? A twoi bliscy? Nie możesz ich zostawić! Nie możesz... rozumiesz? - wypłakiwała się nad ciałem radnej, wkładając każdy fragment energii w to, by ją uratować zaklęciem, które wciąż było w jej głowie. Przez tyle czasu. Przez tyle długich dni. Wyrzucała sobie to, że nie zabrała się za nie wcześniej. - Kurwa, jeśli zginiesz to będę się cofała i cofała tak długo, dopóki nie wrócimy wszyscy razem, rozumiesz? - powiedziała już zupełnie nie wiedząc, co więcej może zrobić, by dać ujście swojej bezsilności. Bo tylko tak mogła dać jej upust, cięgle próbując i starając się, by zasklepić ranę za pomocą magii. Ale wiedziała jedno - jeżeli faktycznie nie uda się i Colette zginie, będzie się cofać w nieskończoność, dopóki jej nie uratuje. Jej życie było tego warte. Życie jej przyjaciół było tego warte.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Pon Cze 17 2013, 22:35
MG
Melior podjął być może najważniejszą decyzję w swoim życiu, słysząc o zagrożeniu grożącym Colci, poddał się własnym instynktom i zrobił to, co było trzeba zrobić. Taki czyn był silną bronią przeciw księdze Zerefa której słabnący wpływ Melior odczuł przez dziury w murze. Jednak za nimi nadal nic nie było. A odpowiedź od krewniaka nie nadchodziła, zdawało się, że mijały długie godziny.
Nanaś wpadała w depresję? Nie, adrenalina dała o sobie znać, wydawała polecenie Finnowi i Horvatowi, którzy zabrali Mary Ann i oddalili się w kierunku pokoju dziewczyny. Tymczasem ona sama uklękła przy Col i przez łzy podjęła rozpaczliwą próbę uratowania jej życia.
Sethor walczył o wolność własnej głowy z którą chyba nie było najlepiej. Jak stąd wyjść? Ale z dobrych wiadomości, to przynajmniej przestał książki gonić. No tak czy owak, jak stąd wyjść? -Jest jeszcze jede-Zaczął diabeł, kiedy nagle wszystko zniknęło, a Sethor patrzył na Meliora, zaś Melior na Sethora. No tylko że ten Mel był jakiś dziwny, twarzy wykrzywiała mu się w dziwny grymas, ni to uśmiech ni wykrzywiona w pogardzie twarz.-Idziemy-Rzucił krótko i podniósł maga za koszulę, mimo że ten jeszcze do końca się nie ogarnął. Ruszyli korytarzem, oj tak Mel świetnie wiedział dokąd. Po drodze natknęli się jednak na trzech zabójców uzbrojonych w miecze, wychodzących z salonu. Cała trójka + Seth wyglądali na zaskoczonych, ale nie Mel, który już wcześniej wyjął swoją lasko-broń a teraz sprawnym ruchem pozbawił jednego z nich głowy, łapiąc ją w drugą rękę.-Reszta twoja-Syknął i ruszył dalej, zostawiając Sethora, z dwoma wojownikami, jakiś metr od niego, po jego prawej. Najgorsze jest to że do przeciwległej ściany było tylko jakieś półtora metra.
Powoli przelewała energię w usilnie tkane zaklęcie, jednak wszystko na nic! Jedyne co udało jej się osiągnąć to małe zrośnięcie naskórka na brzegach rany, które dostrzegła między ubraniami, mimo potoku krwi. Była do dupy, było nauczyć się tego zaklęcia wcześniej.-Całkiem nieźle, dziwko.-Rzucił Melior z pogardą, którego Nanya dostrzegła dopiero po chwili, w prawej dłoni dzierżył zakrwawioną broń, w lewej głowę Horvata, którą rzucił Arenowi na kolana. Podszedł do Nanaś i nim ta zaprotestowała dotknął jej ramienia, od razu poczuła że i on, przez nią, używa jakiegoś zaklęcia, a rana zaczęła zasklepiać się w ogromnym tempie, po krótkiej chwili sprawiając że niepozostała po niej nawet blizna.
Mur w głowie Mel pękną, a ten znów odzyskał panowanie nad ciałem. Stał trzymając Nanaś za ramię, nad ciałem Coli leżącym w kałuży krwi. W sumie nie wiedział co się stało.-Musisz stać się silniejszy krewniaku. Teraz jestem zmęczony, ale jak chcesz się odwdzięczyć... możesz zabić Arena...-Rzucił z cichym chichotem i obecność Janosa zniknęła. Mel zaś zauważył że strasznie huczy mu w głowie a z nosa cieknie mu krew. Pewnie Janos nieco przeforsował ciało chłopaka...
Dwójka zabójców nie czekała i bynajmniej nie dała Sethorowi nawet chwili na zastanowienie. Bliższy kopnął stojące wciąż zwłoki prosto na Sethora a drugi wykonał pchnięcie w plecy trupa, który leciał prosto na lodowego chłopaka.
Tym czasem Finn i Horvat dotarli o pokoju Nanayi, gdy tylko doń weszli, Horvat natychmiast porwał ręczniki z łazienki i zaczął obmywać ranne ręce mary Ann i owijać je w ręcznik, Bandaży nie mieli.-Kim wy właściwie jesteście?-Nagle jednak przypomniał sobie ze sam ma coś do powiedzenia-Jestem Horvat, a ta trójka w twierdzy to zabójcy którzy przybyli tu pod moją nieobecność by zająć się panem Arenem. Zaatakowali mnie gdy byłem w podróży. Teraz podszywają się pode mnie by łatwiej podejść mojego pana, chociaż nigdy nie przypuszczałem że znajdzie się ktoś na tyle silny by go oszukać i pokonać...-Mówił co mu ślina na język przyniosła, byle jako tako ogarnąć sytuację.
Stan postaci: Nanaya: Ból głowy, gardła i pośladków 24%MM Finny: 78%MM Colette: 26%MM Utrata przytomności. Organizm skrajnie wyczerpany Sethor: Pękło ci żebro Melior: 47%MM ból głowy, krew leci z nosa Afuro: Zmęczenie. Ból brzucha, utrata przytomności. 90%MM
Czas na odpis: 21.06 godzina 20:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Wto Cze 18 2013, 01:46
Och, a więc tylko tyle potrafiła zdziałać tu i teraz. Odsunęła się od Colette, czując jak jej samej wiruje w głowie. Przypomniała sobie niewielki progres własnych sił, zanim znalazł się Melior. A tak, Melior... Odtrąciła jego rękę i wstała o własnych siłach. Potrzebowała odpoczynku i to jak najszybciej. Oni też. Wszyscy. Oraz wyjaśnienia kilku spraw. - Nathaniel, masz siłę, by przenieść Arena? - zapytała chłopaka delikatnie, mając nadzieję, że uda mu się to zrobić i rana Ignatia nie jest na tyle poważna, by nie można było go przenieść. Zamierzała później próbować ponownie użyć zaklęcia, bo w tym stanie potrzebowali go, a przynajmniej ona odniosła takie wrażenie. Ale najpierw musieli pójść do względnie bezpiecznego miejsca. - Melior, chodź, pomogę ci przenieść Colette. Ani ty, ani ja nie damy rady w pojedynkę - zwróciła się do niego, choć nawet na niego nie spojrzała. Ostrożnie uniosła ciało Carter, mając zamiar zarzucić sobie jej prawe ramię na barki. Wtedy też dostrzegła brak smoczej bransolety. Och, jak cudownie. Czy mogłoby być lepiej? Pomyślała ironicznie. Miała wszelką nadzieję, że mężczyzna pomoże. A gdyby wolał nieść sam, nie oponuje specjalnie. Musieli dojść do pokoju jej i Colette, zapukać trzy razy, a pod progiem ukazać jasną kuleczkę światła. Bo tylko tak było w miarę bezpiecznie, choć drzwi łatwo można było wyrwać z zawiasów. Trzeba będzie wymyślić coś innego, ale na tą chwilę potrzebowali łóżek. Gdy już przeszli do pomieszczenia i ułożyli Colette na wolnym łóżku, a Arena obok Mary Ann, Nanaya po raz pierwszy nieco swobodniej odetchnęła. Usiadła na podłodze między dwoma łóżkami i oparła głowę o materac. Przymknęła oczy. Rozpaczanie tu nic nie pomoże, Nanayo. Dlatego zamiast rozpaczać, weź się w garść. Wiesz, że opanujesz zaklęcie, dlatego daj sobie czas. Uderzyła głową o materac, chcąc nieco pozbyć się natrętnych myśli. To ty wyciągnęłaś ich z Zori. I zrobisz to teraz, w Os Kelebrin. Nie pozwolisz, by ktoś umarł, dlatego nie poddawaj się... Heh, łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Pomyślała z nieskrywaną goryczą, po czym spojrzała po przedstawicielach płci męskiej w pomieszczeniu. Ah, no tak, miała krew na rękach i ubraniu... Pokręciła głową. - Obecnie w zamku znajduje się jeszcze dwójka zabójców nasłanych na Arena - powiedziała mrukliwie, ale na tyle głośno, by mogli ją usłyszeć. - Jednego pozbył się Melior, w podarku przyniósł jego głowę. Doprawdy miły gest. - Nie wiedziała, skąd u niej taka dawka cynizmu, sarkazmu czy ironii, ale musiał to być sposób na odreagowanie. - Mam kilka pytań. Co się stało z Sethorem i Afuro? Oraz kto nasłał tamtych zabójców? - Ostatnie pytanie było dobitnie skierowane w stronę młodego Horvata. Po chwili westchnęła ciężko. - Wie ktoś może, co się stało z tą trójką? A może macie jakieś inne ciekawe historie z ostatniej godziny? - mruknęła, a na jej ustach pojawił się nieprzyjemny uśmiech. Tak... - To może ja zacznę. Prawie mnie nie uduszono, miałam spotkanie z trzema małymi świnkami, bawiłam się w chowanego, a na końcu zastałam Mary Ann, Arena i Colette w niezwykłej czerwonej kałuży, która zrobiła się bo ktoś rozorał brzuch i bok dwóch ostatnich, po czym próbowałam w tempie ekspresowym nauczyć się zaklęcie, a na koniec tej jakże przyjemnej godziny nazwano mnie "dziwką" - zakończyła z niezwykle "optymistycznym" akcentem, patrząc na czwórkę mężczyzn. - A wam co się stało podczas tej chaotycznej godziny? - zapytała niezwykle spokojnym i zainteresowanym tonem, i choć jej wypowiedź można by uznać za "wesołą" czy "żartobliwą", jej nic a nic nie było do śmiechu. Chyba już dawno nie była tak poważna. I juz dawno nie miała tak przemożnej ochoty czegoś rozwalić, byle tylko się wyładować.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Wto Cze 18 2013, 06:54
Szli... Szedł raze z... Ugh... Horvatem! Do czego to doszło, aby potrzebna im była pomoc zdrajcy?! Może i trochę bardziej mu ufał, ale pewności nie mógł mieć. Owszem... Nanaya go zapewniała, iż ten był z nią, a nie ot tak, ale... To nie znaczy, iż nie mógł być wcześniej w lochach. Dlatego, mimo tymczasowego zawieszenia broni, bo tak chyba można nazwać obecną sytuację, blondasek wędrował, podtrzymując poranioną Mary Ann w kierunku lokum Nanayi i Colette... - Oby się udało... - mruknął tylko pod nosem tak, że nawet Horvat będący w pobliżu mógł nie usłyszeć, bo i czemu, nie? Aż momentalnie potrząsnął głową, próbując pozbyć się złego, złudnego wrażenia, iż mogłoby być inaczej! Przecież zostawił radną z Nanayą... Tak... Zostawił, ale dziewczynie mógł zaufać, prawda?! Jeśli ona postanowiła się tym zająć i wolała zostać sama, to lepiej jej nie przeszkadzać... Nie ma co się zrażać jej, a lepiej pozostać w przyjaznych stosunkach, ne? Zresztą! Kto jak kto, ale Nanaya nie dałaby nikomu z nas umrzeć! - przemknęło przez móżdżek Finnka, gdy już dotarli do pokoju, a Mary Ann została ułożona na łóżku. Wtedy też dopiero nastała pora, by pomyśleć o czymś... Zastanowić się nad czymś... Dlatego też przyzwał klucz PWM, ażeby skołować jakiś prowiant, czy też coś do picia, jak już opróżni pojemnik z... Ciastek? Ciastka najlepszym pokarmem, więc pewnie je przyzwie. Ba! Nawet kilka rzuci Horvatowi! Wróg, nie wróg, ale siły włożył w przetransportowanie pani gospodarz. - M-my...? - zająknął się zaskoczony ciut pytaniem na temat ich person. Czemu ten... szok? Pewnie dlatego, iż większość czasu spędził na doglądaniu lochów, czy pielęgnowaniu zwierząt, a tam... Jak można się domyślić za wiele ludzi nie było, a co za tym idzie... Nie było kłopotliwych sytuacji pokroju: "Co teraz powiedzieć?", "Mogę powiedzieć, że jesteśmy z przyszłości?"... Wiele takich pytań właśnie nasunęło się po owym pytaniu mężczyzny, ale zielonooki postanowił nie udzielać póki co odpowiedzi, a wysłuchać jego słów... Jego wyjaśnień, bo winny powinien mieć prawo się tłumaczyć, nie? - Zaatakowali? W podróży... - powtórzył zamyślony, jedząc ciastko i przyglądając się mu. O tak! Niech się czuje dumny, bo Finncio się zamyślił na chwile! - Skąd mamy mieć pewność? Może jakieś szczegóły dotyczące podróży? Niezbity dowód, iż ty to ty, a nie oni to ty lub któryś z nich to ty, a ty to oni lub oni to nie oni, a ty. - nie ma to jak przesłuchanie godne Szerloka Finna. Trzeba takiemu dawać częściej ludki do przesłuchań, a na pewno jakieś efekty będą! Jak nie odpowiedzą, to może chociaż gadanina zrobi im wodę z musków. Poza tym dopiero teraz blondasek dosiada się po drugiej stronie Mary Ann, bo przecież nie siądzie po tej co potencjalny sprawca zamieszania... Jeszcze potencjalny, a może już teraz akurat nie... - Co do nas... - zaczyna to cicho... bardzo cicho... - Można powiedzieć, że jesteśmy nie stąd, ale miejsce skąd przybyliśmy pewnie panu wiele nie powie... - tak odpowiedział na owe pytanie dotyczące ich. Jak będzie chciał wiedzieć więcej to się dopyta, ne? Jeśli znalazł jakieś szklanki to kluczem PWM przyzwie także jakąś herbatkę na skołatane nerwy... Zielona? Mięta? Szklanki oczywiście po to, by rozlać napój do nich. Najlepiej z 3, bo może Mary się ocknie... Co jeśli się ocknie? Wtedy spróbuje się jej wypytać w stylu: "Co się stało?" i podać jej szklankę z herbatą, a jeśli wykazałaby wrogi intencje to spróbowałby odskoczyć, ażeby nie okazać się kolejnym na stół operacyjny tego co tam steruje ich losem niczym kukiełek z teatru... Co zaś jak usłyszał pukanie? Podchodzi do drzwi i jak dostrzeże kulkę światła, otwiera je. Nie przed! Taki miał być kod... Hasło... Szyfr, więc... Będzie czekał aż go dojrzy! Oczywiście i tak asekuracyjnie dzierży w rękach klucz i jak zobaczy kogoś obcego, to nie zawaha się wylać reszty zawartości na przybyłych, by zdezorientować ich i znów zamknąć drzwi. Nie wpuści ich przecież! Dodatkowo przecież ma sztylet cały czas w pogotowiu... Horvatowi nie ufa, więc bez broni nie zostanie! Co jednak jak już wejdą? - G-głowy? - wydukał jakby... przerażony ową wizją... Melior chadzający sobie z głową jakiegoś człeka... Brrrrr... Nie~e! Na pewno żart, prawda?! - przemknęło przez umysł blondaska, a ten spojrzał się na Meliora, jakby oczekując, że ten zaraz się zaśmieje i powie jak to Nanaya lubi sobie żartować. - N-nie widziałem ich dzisiaj... Sethor nie był z Meliorem, a Afuro z Mary? Może jak się obudzi to coś nam opowie? - zasugerował policjant, wracając spojrzeniem na ludzi, leżących na łóżkach. Ranni... Same obrażenia, a on... On nie miał jak pomóc... Gdyby tylko umiał leczyć... Jakby chociaż jego klucze mogły to robić, ale... Nie! Bo czemu?! - Beznadzieja... - bąknął tylko cicho, podchodząc do okna, by przez nie wyjrzeć, a zarazem by nikt go nie widział. Kolejna misja, a on zupełnie się nie przydał... Nie pomógł, mimo że chciał... Naprawdę? Do niczego się nie nadaje? - czarna myśl bezużyteczności przeszyła niczym grom z burzowych chmur jego umysł. Oczywiście też słuchał opowieści Nanayi, ale... Skupiał się na sobie, dlatego nie ma co się dziwić, iż jego reakcja była poprzedzona głuchą ciszą, milczeniem. Przynajmniej z jego strony. - Ciekawe... - rzucił krótko blondasek, siląc się na uśmiech i odwracając do reszty. - Mnie pewien człowiek ogłuszył, a potem związał, a dalej... Znalazłem ranną Colette i jak zawsze nie mogłem nic zrobić, ale co tam... Poza tym niektóre osoby są zainteresowanie naszą bytnością tutaj... Nieprawdaż? - powiedział nieznacznie zobojętniałym tonem. Zobojętniałym tonem jak na niego... - Ale teraz jest już lepiej, nie? Musimy znaleźć resztę, ale chyba najgorsze za nami, prawda?! - dorzucił, a w jego głosie tliła się nadzieja, najbardziej słyszalna w ostatnich słowach jego wypowiedzi. Potem... Potem zostało tylko czekać na zdanie reszty... Na to co sądzą... Co uważając... Co powinni zrobić?! Jeśli trzeba było, przyniósł zwilżone ręczniki... Chciał się chociaż tak przydać... Chociaż tak odpokutować swoją nieporadność w takich sytuacjach, jakie ich zastały... To, że gdyby nie Nanaya, zapewne radna nie pozostałaby wśród żywych... Przynajmniej nie za długo... - Przepraszam... - rzuca też po dłuższej ciszy i jak wszyscy skończą mówić, co mieli do powiedzenia. Jednak wyrzuty winy silna rzecz, nie?
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Cze 19 2013, 17:56
Cóż ciało Meliora sobie spacerowało siejąc spustoszenie w szeregach wroga, a to obrażając sojuszników, czy zostawiając ich na pastwę losu. Szkoda tylko, że sam siwowłosy nie miał niczym pojęcia, gdyż był zajęty czekaniem, aż Janos okaże jakieś oznaki życia, co nawiasem mówiąc trochę się przeciągało. Gdy w końcu się pokazał wyglądało, że wszystko wróciło do starego porządku. Następnie "krewniak" zarzucił dość dziwnymi kwestiami. - Cóż, dzięki... - Odparł oficer, i w sumie na tym zakończył, gdyż ducha wcięło. Pierwsze co Melior zauważył, to Colcia i Nanayia koło niej. Zaraz po tym poczuł lekki ból głowy. Nie umknęło mu również to, że chyba krwawi. Cóż to zastanawiało cotakiego jego ciało robiło pod jego nieobecność. By choć przez chwilę się ogarnąć oparł się o ścianę i wyciągnął chusteczkę by wytrzeć krew z nosa. W między czasie przypatrywał się śpiącej towarzyszce by stwierdzić, czy aby jest cała, po mimo pewnych niepokojących elementów. Schował też miecz, który w obecnej chwili nie był potrzebny. Słysząc propozycję Nany po paru sekundach zareagowali podszedł do Cole. Przez chwilę rozważał, czy wziąć towarzyszkę na ręce, jak księżniczkę, lecz miał wątpliwości czy w obecnym stanie dotarłby do wyznaczonego punktu. Dlatego też postanowił podzielić wysiłek na pół tak jak mówiła dziewczyna. Wziął Colcię za lewe ramię i próbował na skupić większość ciężaru. Cóż jakby nie patrzeć był facetem, a to do czegoś zobowiązywało. Po paru kombinacjach przytomnej towarzyszki w końcu dostali się do wyznaczonych pokojów, a nieświadome osoby położono na łóżkach. Słysząc pierwsze kwestie Nany zdziwił się odrobinkę. Doprawdy nie pamiętał, by zbierał ze sobą jakieś główki. Widząc reakcję Fina wzruszył ramionami wskazując, że nie wie o co biega. Słysząc pytania na temat Setha i Affa postanowił użyć Conteggio (z wł. Policzenie) dając za wytyczne cechy charakterystyczne jednego, a potem drugiego oraz sprawdzając każde piętro po kolei. Następnie przekazuje zebrane informacje pozostałym. - Hmm, to ktoś ma nie wyparzony język... - Rzucił siwowłosy po wysłuchaniu historii dziewczyny. Po chwili skupił się też na słowach podkomendnego, który chyba troszkę popadł w kompleksy. Cóż jak wrócą to przydzieli mu taką robotę z którą poradzi se w trymiga, to chyba mu pomoże. - Niedługo z powrotem sprowadzimy tu porządek i będzie dobrze. - Odrzekł wesoło z uprzejmym uśmiechem. Skoro kilka osób opowiedziało swoje historię, to nadszedł czas również i na oficera. Co prawda jego nie należała do najciekawszych no ale trudno. - Hmm, no więc ja do czytania dostałem Czarny Grymuar Zerefa. Nie powiem książka nie najgorsza ale po kilku minutach czytania zaczęła wyskakiwać z roszczeniami do mojego ciała. Spieraliśmy się trochę długo i zapewne jeszcze trochę by to potrwało, gdyby nie to że zrobiło się to trochę uciążliwe. Dlatego poprosiłem o pomoc znajomego ducha. Wiecie którego, mówiłem wam o nim w moim gabinecie, chociaż Fin wtedy nie był sobą... Tak czy siak władzę nad ciałem odzyskałem już przy Nanayi i Colette. - Rzucił składając do kupy swe dzisiejsze, ważniejsze przeżycia. Następnie przygotowując się na ewentualne zagrożenie wyciągnął laskę z mieczem w środku. Cóż w okolicy byli wrogowie, więc mogli pojawić się w każdej chwili.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Cze 21 2013, 19:11
Nie było czasu do stracenia, Seth próbował zrobić zarazem wszystko i cokolwiek, aby wydostać się z własnego umysłu. Nagle jednak, iluzja skończyła się tak gwałtownie, jak się rozpoczęła, a mag stał obok Meliora. No właśnie, czy na pewno Meliora? Lamijczyk siedział na podłodze i obserwował jego twarz, wykrzywioną w jakimś ciężkim do opisania grymaso-uśmiechu. Jedyne co Sethor wyczuł to pogarda, co było niepodobne do von Terksa. W mgnieniu oka chłopak został podniesiony przez białowłosego i została mu rzucona komenda, by iść. Seth nie miał zbyt wielu możliwości i innych wyjść, niż po prostu posłuchać kogoś o ciele Mela. Idąc za towarzyszem misji, mag lodu pocierał dziwnie zmęczone oczy, spoglądając jednak co chwila na drogę przed sobą. Nagle przed Sethem i Meliorem wyrosła jak spod ziemi trójka zapewne wrogo nastawionych osób z mieczami w rękach. Jednego z nich Mel zdekapitował, pozostałą dwójkę zdezorientowanych zabójców zostawił magowi lodu. -Co to dla mnie...- rzucił ironicznie pod nosem Seth, obserwując ruchy przeciwników. Gdy tylko zauważył, że popychają, czy też kopią ciało zupełnie bezgłowego towarzysza, mag stara się odepchnąć jego ciało w prawo, samemu odskakując w lewo. Nie miał specjalnie wiele czasu na reakcję, ale liczył na to, że to było wystarczająco dużo. Po tej akcji, Seth wysyłą w kierunku bliższego z zabójców Bouncing Freezera z lewej ręki i Lodowy Kolec z prawej ręki, po czym chwyta w swą lewą rękę katanę i doskakuje do bliższego przeciwnika, tnąc go poziomo, od prawej strony do lewej na wysokości bioder. Jeśli drugi z przeciwników będzie chciał w jakiś sposób przeszkodzić Sethowi, lub skontrować jego ruchy, mag zmienia plan i odskakuje, zamiast zbliżyć się do bliższego z przeciwników, w którego zostały wymierzone wcześniejsze ciosy.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Cze 21 2013, 19:28
MG
Spora grupka w pokoju Nanayi plotkowała sobie nie-wesoło. Bo w gruncie rzeczy teraz było trzeba rozeznać się w sytuacji, wymieniali się więc ploteczkami. Nawet Nathaniel wtrącił swoje trzy grosze, mówiąc że ktoś go znokautowało od tyłu i zamknął w składziku gdzie uwolnił go Afuro, teraz nieprzytomny z powodu szycia odniesionej rany. Zapewne z walki z Horvatami. Tym czasem Melior postanowił wykorzystać Conteggio, bez problemu znajdując zarówno Afuro w składziku jak i Sethora na korytarzu nieopodal salonu. Pod koniec jednak nie obyło się bez niespodzianek kiedy to Finn kopnął Mela w piszczel, lekko bo lekko ale kopnął, a w jego oczach kryła się dzika satysfakcja. Bo to już nie był Finn, tylko Jan
Jedni mają sielankę plotkując sobie w pokoiku a inni walczą o życie. Do tej drugiej grupy osób zaliczał się Sethor, mag lodu pozostawiony... właściwie samemu sobie. Co się dziwić że mógł mieć problemy? Kiedy ciało zostało rzucone postanowił je odepchnąć samemu skacząc w drugi bok, jednak taki manewr ciałem wywołał oszałamiający ból w boku co też utrudniło przemieszczenie, a ostrze uderzyło ciało Setha, dokładniej prawy bok. Mimo bólu starał się od razu posłać w przeciwników zaklęcia, przeciwników było jednak dwóch, i jeden ciął mieczem, rozcinając wewnętrzną stronę lewej dłoni Sethora wszerz, mniej więcej po środku, cięcie było głębokie i Seth od razu poczuł ból dłoni. Na szczęście akcja z drugiej ręki odniosła powodzenie. Kolec uderzył przeciwnika zadając mu niewielką ranę ciętą na piersi i przewrócił na ziemię, nie wykluczając jednak z walki na długo. Natomiast drugi mag kopem z obrotu w tors posłał Setha na ziemię, co dało czas jego koledze by powstać.
Stan postaci: Nanaya: Ból głowy, gardła i pośladków 24%MM Finny: 78%MM Zmieniłeś się w Jana Colette: 26%MM Utrata przytomności. Organizm skrajnie wyczerpany Sethor: Pękło ci żebro, prawy bok lekko boli, wewnętrzna część lewej dłoni rozcięta wszerz dość głęboko, krwawi boli i raczej nią nie poruszasz, ogólem od ciosów w tors i nadwyrężania boli cię ciało 94%MM Melior: 47%MM ból głowy Afuro: Zmęczenie. Ból brzucha, utrata przytomności. 90%MM
Czas na odpis: 23.06 godzina 20:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Cze 22 2013, 13:49
Czarny Grymuar Zerefa... Cza... Gry... Zer... Kiedy usłyszała te słowa Meliora nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Załamać się zupełnie i rozpaczać nad beznadzieją sytuacji? Wstać i go uderzyć? Zacząć chodzić po pokoju i przewracać przedmioty? Jak na razie seppuku wyglądało na najciekawszą opcję. Przynajmniej nie musiałaby wypruwać sobie flaków by ratować wszystkich wkoło. A tak wypruje je tylko da siebie i swojego świętego spokoju. Och, jak cudownie... Pomyślała, zupełnie nie wiedząc, co zrobić. Z tego wszystkiego najbardziej przydatny wydawał się Nathaniel, którego by zaraz chwyciła i zaczęła wypłakiwać w ramie, narzekając, z jakimi idiotami przyszło jej pracować. - Ech... - westchnęła ciężko i wstała. Musiałą się nieco ogarnąć. Tej krwi już tak łatwo nie zmyje. Ubrania już do niczego innego się nie nadawały, jak szmaty lub pułapki. Jak jeszcze przed chwilą mogła się cieszyć (jakkolwiek można było nazwać to radością) z uratowania Colette, tak obecnie świat malował się jak wielka przepaść, którą właśnie stworzył pan Melior von Terks. Boże święty, dlaczego wszyscy Terksowie to utrapienie? Skwitowała w myślach, zupełnie załamując się poziomem inteligencji owego osobnika. Podeszła do szafy z ubraniami i wyciągnęła najpotrzebniejsze rzeczy, starając się ich nie wybrudzić. - Jak się ogarnę, pójdę po Afuro... Finny, mógłbyś pójść z Nathanielem po Setha? Wciąż mamy na karku dwóch zabójców. Tym razem hasło to Rikkudo. Melior i Horvat popilnują nieprzytomnych - zwróciła się do blond policjanta i służącego wampira. Jej głos brzmiał nadzwyczaj miło. A następnie spojrzała na oficera policji z przesłodkim uśmiechem na ustach. - Czy ty człowieku masz orzeszka zamiast mózgu? - zapytała z najwyższą uprzejmością w głosie. I tyle było z jej złości. Wolała nie marnować sił na gnojenie ludzi, którzy w końcu się jeszcze do czegoś przydadzą. Łazienka dobra rzecz. Lub też lepiej powiedzieć - wanna. Mając zupełnie w pompie to, co robią inni pozbyła się ubrań i rzuciła je niechlujnie na ziemię po czym zaczęła napuszczać wody do wanny, do której weszła gdy było jej wystarczająco. Zaczęła się szorować z krwi. A przecież tyle jej tam było... Gdy już się oporządziła i przebrała w czyste ubranie (które przedstawiało się w komplecie luźna tunika w kolorze zielonym i brązowa spódnica), wróciła do pokoiku z naręczem szmat, które cisnęła obok sajdaka i zabrała się za zakładanie cięciwy na łuk. Po tym zabiegu przewiązała do paska sakwę i sajdak, po czym opuściła pokój, kierując się w stronę składziku, w którym znajdował się nieprzytomny Afuro.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.