I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Opuszczone miasto to tak naprawdę ogromna, niezamieszkała metropolia zbudowana z ciemnego kamienia. Idąc szerokimi ulicami tego miasta przytłacza człowieka zarówno jego ogrom, jak i przerażająca cisza przerywana niekiedy tylko podmuchami wiatru. Mimo braku w niej jakiejkolwiek żywej duszy, same budynki nie wyglądają na zaniedbane czy też porzucone w popłochu. Nie ma śladów żadnych uszkodzeń, a wyposażenie budynków nie nosi żadnych śladów zniszczeń innych niż zwyczajnego użytkowania. Znajdą się tu też normalne zapasy żywności, energii elektrycznej czy koców. Jedyne czego brakuje to... mieszkańców. No i mała ilość parków sprawia, że powietrze na ulicach zdaje się być suche i stęchłe.
MG:
Przed bramami miasta: Na wydarzenie opatrzone dumną nazwą "Bitwy Legend" ściągnęła prawdziwa rzesza ludzi. Niektórzy skuszeni obietnicą spełnienia marzenia, niektórzy pewnie sprawdzenia swoich zdolności, jeszcze inni odkryciem co się wyprawia w tym nowym kraju, a jeszcze inni być może z zupełnie innych, znanych samemu sobie. Grunt, że zebrało się tutaj naprawdę sporo osób, tworząc dość spory tłum przed bramami miasta. Bo to właśnie tu mieli się udać. Tak wiedzieli, tak czuli wszyscy, którzy zdecydowali się wziąć udział w owej bitwie. Jednak bramy były zamknięte, ale tak samo, jak wszyscy instynktownie czuli gdzie mają się udać, tak w ten sam sposób wiedzieli, że zaraz się zacznie. Jak tylko zbiorą się wszyscy. A gdy tylko to się stało i tłum urósł jeszcze bardziej, nad bramą pojawiła się zakapturzona postać, która spojrzała na wszystkich zebranych i przemówiła donośnym głosem: -Witajcie! - męski ton w każdym uchu rozbrzmiewał w języku, który znali najlepiej. -Gratuluję wytrwałości i motywacji by się tu dostać. Dla takich ludzi przyjemnością będzie spełnienie życzenia! - kontynuował, a wtedy wszyscy poczuli, jak zaczyna im lekko szczypać wierzch dłoni, a gdy nań spojrzeli, dostrzegliby coś na wzór 5 trójkątów, których wierzchołki schodzą się do centrum. Coś jak kwiat -Jednak nie będziecie walczyć sami! Na waszych dłoniach umieściłem 5 rozkazów! Każdy z nich pozwala wam walczyć ramię w ramię z Legendą! Bohaterami zamierzchłych czasów! Tymi, którzy zapisali się złotymi literami w historii! Każdy z nich posiada swoje imię. Każdy z nich posiada 5 słów, które go definiują. Znając je, możecie użyć jednego z rozkazów, by odwołać cudzego Bohatera. Wystarczy wypowiedzieć jego imię oraz właśnie te 5 słów by wyeliminować ostatecznie z konkurencji Legendę rywala. Słowa ta są tym, co definiowało te wyjątkowe osoby. A wskazówki o nich rozmieściłem po całym mieście! Dodatkowo, za każdy posiadany rozkaz możecie mieć więcej własnych Legend, o ile dana Legenda nie jest już do kogoś przypisana. Możecie też użyć ich by wzmocnić działania waszych Bohaterów lub w ostateczności uciec z Opuszczonego Miasta! Jednak kto chciałby utracić możliwość spełnienia własnego życzenia!? - rzucił donośnie przedstawiając zasady owych "5 rozkazów", nie zagłębiając się jednak w tę kwestię zanadto. -Ponadto, raz zużyte zaklęcie nie odnowi się nigdy. Możecie natomiast zyskać nowe, zabierając je przeciwnikom... np. ucinając im dłoń z rozkazami. - powiedział, po czym roześmiał się, jakby opowiedział naprawdę dobry dowcip. Jednak, czy na pewno był to dowcip? -Swoich bohaterów poznacie, gdy wpuszczę was do Miasta! I pamiętajcie... oni też chcą spełnić swoje życzenie, więc walczcie! Walczcie i spełnijcie marzenia! - następnie zaś rozłożył ręce, a obok niego pojawiła się szóstka innych postaci. -Poznajcie zwierzchników tejże bitwy. Będą oni czuwali nad prawidłowym przebiegiem waszej walki o spełnienie życzenia! - oj, a były to naprawdę ciekawe osoby. Poczynając od lewej, była to opalona, powabna kobieta, odziana w elegancki, acz kusy strój, zwiewny i jedwabny, wszystko to w odcieniach czerwieni. Jej długie, czarne włosy opadały jej na plecy, a złote ozdoby lśniły, sprawiając, że automatycznie przykuła wzrok większości mężczyzn. Zaraz obok, a dokładniej za wszystkim stał... olbrzym. Z 10 metrów wzrostu miał minimum. Potężnie zbudowany, kosturem, który kiedyś możliwe, że był jakimś drzewem, lecz ogołocony został z wszelkich gałęzi i korzeni oraz z brodą. Natomiast kolejną osobą był przy kości mężczyzna z udźcem kurczaka w dłoni, którym właśnie się zajadał. Mimo wszystko, jego twarz była całkiem pogodna i przywodziła na myśl jakiegoś "wujka dobrą radę". Obok niego stał chudy mężczyzna w płaszczu. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, poza lekko nieobecnym spojrzeniem skierowanym gdzieś za horyzont. Miał bladą skórę. Obok niego natomiast stała młoda kobieta. Nie wyglądała tak imponująca jak kobieta w czerwieni, jednak miała w sobie coś uroczego, coś, co sprawiało, że na jej widok wszyscy czuli się miło i bezpiecznie, choć ona sama zdawała się być lekko przytłoczona całym tłumem, który na nią patrzył. I wreszcie, ostatnią osobą był mężczyzna odziany w eleganckie zdobione szaty, z starannie ostrzyżonym zarostem, jednak wyrozumiałym spojrzeniu. Acz miał w sobie coś, co jasno wskazywało, że ma on w sobie tajemniczą siłę, charyzmę, która sprawia, że nie jest on kimś pierwszym, lepszym. -Jeśli któryś z zarządców uzna, że przyłożyliście się do zachowania prawidłowego przebiegu bitwy, wówczas może was nagrodzić dodatkowymi Rozkazami! - dodał jeszcze, a następnie czas na "grand opening" -Teraz, kiedy wszystko już zostało wypowiedziane, zapraszam! Niech rozpocznie się bitwa! - a następnie wszystkich otoczyła jasnobłękitna energia i przeniosła w różne części miasta nie dając za bardzo możliwości zadania jakichkolwiek pytań. Jednak, gdy jakiekolwiek wątpliwości pojawiały się w głowach magów, były one niemalże natychmiastowo wyjaśnione w ich podświadomości...
Laen: Mag prędkości ocknął się leżąc na kanapie w apartamencie. I to dość wysoko umiejscowionym. Chyba na trzydziestym piętrze. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy po tym "przebudzeniu" były otwarte, szklane drzwi, prowadzące na balkon. A z niego rozciągał się naprawdę wspaniały widok na całą panoramę Opuszczonego Miasta, które zdawało się ciągnąć jak okiem sięgnął. Nie licząc tych miejsc, gdzie widok zasłaniały inne wieżowce. A tych było tu wiele. Z kolei po rozejrzeniu się po pokoju dostrzegłby przy lustrze jasnowłosego mężczyznę, który się właśnie w nim przeglądał. Ten spojrzałby swoimi błękitnymi oczami na maga prędkości i powiedziałby: -Och wstałeś. To dobrze. Będziemy współpracować. - po czym wrócił do przyglądania się w lustrze. -Raaany, jak łatwo w tych czasach zadbać o swój wygląd. - dodał z wyraźnym podziwem. Mężczyzna ten posiadał na plecach łuk, a przy pasie kołczan. Odziany był w skórzaną zbroję oraz płaszcz w odcieniach zieleni. Po chwili, gdy uznał, że już lepiej wyglądać nie może (a przystojny był, to trzeba było mu przyznać, podszedł i usiadł na krześle naprzeciwko czarodzieja i rzekł -Jakiś plan? Czy idziemy solować całą resztę?
Rin: Czarodziejka gwiazd znajdowała się na środku jakiegoś dużego skrzyżowania. Grunt, że miasto było opuszczone, dlatego nic tu nie jeździło, więc mogła czuć się bezpiecznie. Naprzeciwko niej z kolei stała wysoka kobieta, odziana w zielone, skórzane ciuchy. W ręku miała kostur, który na szczycie rozgałęział się i siedział obecnie na nim jakiś wróbelek, który delikatnie zaćwierkał. -Miło poznać. Liczę, że razem sięgniemy po nasze marzenia. - przywitała się miło, po czym dodała -Zejdźmy może gdzieś w cień. - powiedziała, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń i pobiegły pod jeden z wieżowców, wchodząc do środka. -No. Tutaj nie jesteśmy na widoku. A nie chciałabym być zaatakowana od razu. - powiedziała, po czym dodała -Nie lubię tego miejsca. Za mało tu zieleni. Jeżeli dasz mi trochę czasu, mogę przemienić część tego miasta w las. Powietrze na tym na pewno zyska. - dodała uśmiechając się szeroko.
Never i Grey: Ten duet znalazł się w magazynie. W jednym magazynie, jednak na jego dwóch końcach. Nie był to bowiem zwykły duet. Teoretycznie byli dwoma odmiennymi istotami, dlatego każdy z nich miał przypisaną do siebie Legendę i każdy z nich miał oddzielne Rozkazy. Ale jednocześnie... byli jednym magiem. Dlatego nie zostali tak rozdzieleni jak reszta. Jednak każdy z nich wpierw musiał sprostać Bohaterowi, który został mu wybrany. Never jednak się potknął, tak, że padł na twarz na ziemię. A gdy podniósł wzrok, stał przed nim rosły, potężnie zbudowany mężczyzna ogolonej, poważnej i surowej twarzy. Jednak lekko się uśmiechnął. -No! Tak należy witać władcę! - ryknął głośno wyraźnie zadowolony z tego, jak zareagował (niechcący) Winter. Po chwili lekko się nachylił -To co?! Czas siać rozpierdziel, hę!? - znów ryknął. Jeszcze trochę i nam tu superbohater ogłuchnie. Grey naturalnie to też słyszała. Jednak ona miała przed sobą... dziewczynkę. Może z 10letnią maksymalnie na oko? Była bosa, ubrana w białą sukienkę oraz z długimi blond włosami aż do ziemi. Spoglądała ona z przejęciem na Eminence i rzuciła cicho: -W-wróżka? - spytała, po czym próbowała lekko dotknąć lewitującej istotki. A gdy to się stało (bądź też nie), odskoczyła lekko z piskiem jak nastolatka i krzyknęła głośno i radośnie -Wróżka! Wróżka! Hej, hej! Macie ogony? Dlaczego tak mało się pojawiacie? Co zazwyczaj robicie? Jak się bawicie? Gdzie mieszkacie? - była tak szczęśliwa, że chyba jej życzenie zostało już spełnione. Jednak ten pisk zwrócił uwagę krzykliwego faceta, z którym był Never. -KTO TAM!? - ryknął, szykując się do walki.
Północny Wiatr: Magnus ocknął się, siedząc na schodach prowadzących do jakiegoś dużego budynku. Chyba muzeum. Schody prowadziły w dół, na rozległy plac, na środku którego stał imponujący, minimum kilkunastometrowy filar. A przed nim, na samym dole schodów, stał mężczyzna w sile wieku. Miał może z czterdzieści do pięćdziesięciu lat, ciemne włosy, kilkudniowy zarost oraz... szczerzył się do czarodzieja. Ubrany był w kitel lekarski. Gdy dostrzegł, że Mędrzec Powietrza się ocknął, zaczął powoli iść w jego stronę, mówiąc tym samym: -Witam, witam. Niebezpiecznie jest tak siedzieć, gdy wokół... tyle szaleńców, nieprawdaż? - rozpoczął mówiąc cichym, lekko może wręcz syczącym głosem. -Lepiej nie dać im się złapać, mam rację? Trzeba ich wyleczyć. Tak! Wyleczyć. Co ty na to? - spytał, wystawiając do maga rękę, jakby chcąc tym samym potwierdzić ich "umowę" oraz pomóc wstać. Jednak, gdyby czarodziej dotknął go, wtedy poczułby, jak przez jego rękę przebiega ogromny wręcz ból, a osobnik przed nim lekko zachichotałby i powiedziałby -Ups... wybacz... przyzwyczajenie... hehehe...
Finn: Policjant ocknął się w parku. Stał, opierając się o drzewo. O to samo drzewo, tylko z boku, opierał się też inny mężczyzna o podobnym wzroście. Miał dziwnie znajome rysy twarzy, jasnobrązowe oczy oraz włosy, ubrany był w solidnie wykonaną zbroję, przy pasie miał miecz, a na plecach - jakiś płaszcz bądź pelerynę. Ta, zaczepiona o zbroję była specjalnymi, metalowymi spinkami, na których znajdował się jakiś herb. -Zaszczyt to poznać i móc współpracować. - powiedział spokojnym, męskim tonem. -Proponuję znaleźć bezpieczne schronienie oraz sojuszników. Wątpię by wielu zdecydowało się walczyć samemu, przeciwko wielu. - zasugerował kolejne kroki.
Will: Mistrz Death's Head Caucus ocknął się, siedząc w pierwszym rzędzie w teatrze. Na scenie przed nim znajdował się za to potężnie zbudowany, rosły mężczyzna w zbroi, z mieczem u pasa, krótko ściętych rudych włosach oraz brązowych oczach. -Ach! Jak to dobrze widzieć, że już wstałeś! Dobrze! Dobrze! Można działać! Tak! Pokazać im, że to właśnie nam przysługuje życzenie! Nam i nikomu innemu! - rozpoczął swą podniosłą przemowę, mocno przy tym gestykulując -Jednakże... nie jesteś za młody na tak brutalne walki? Dzieci nie powinno posyłać się na wojnę. Jesteś świadomy tego, w co się wpakowałeś młody? - przy ostatnich słowach podszedł trochę bliżej, klękając na skraju sceny i patrząc Willowi w oczy.
Władca Kasztanów: Gonzales nie miał chyba szczęścia. Obudził się bowiem w sali lekcyjnej, a tuż przed nim stał starszy mężczyzna z kosturem oraz brodą. Miał surowy wyraz twarzy i gdyby nie fakt, że odziany był w lnianą koszulę oraz płaszcz, mógłby skojarzyć się z nauczycielem. -Obudziłeś się. - stwierdził głosem, w którym dało się czuć lekką irytację, jednak czy faktem spania czy byciem młodocianym? Trudno było to powiedzieć. -Zostaniemy tu. To dobry punkt obserwacyjny oraz zdobywania wiedzy. Łatwy do obrony i kontroli. - oznajmił, po czym podszedł do tablicy i zaczął na niej rysować jakieś runy. -Znasz się na tym? - spytał jeszcze młodego wróżka, nie odwracając wzroku.
Aran: Mężczyzna znajdował się w sypialni w jakimś mieszkaniu. Nie było ono może najwyższych lotów, ale przynajmniej łóżko było wygodne. Naprzeciwko niego znajdował się mężczyzna odziany w zbroję oraz na to nałożony skórzany płaszcz. Przez ramię miał przełożony łuk, a przy pasie - kołczan. Miał spokojny wyraz twarzy, a na czole - prostą koronę. Na zbroi widniał też jakiś herb, jednak był on dość mocno zamazany. -Chodź. Nie możemy zwlekać cały dzień, gdy inni zaczynają już działać. Pośpisz sobie po wszystkim. Albo po śmierci. - mruknął, po czym wyszedł z pokoju, najwidoczniej nie planując stracić więcej czasu.
Samael: Mistrz Fairy Tail znajdował się z kolei na placu zabaw pośrodku jakiegoś blokowiska. Siedział akurat na ławce, a gdy spojrzał w bok ujrzał siedzącą na oparciu tej ławki kobietę. Brodę miał wysoko uniesioną, była opalona, szczupła, ponętna dla męskiego oka. Podobnie jak kobieta w czerwieni przed bramami miasta, jej strój był podobny. Jednak zamiast czerwieni, dominowały w niej odcienie jasne, piaskowe. Ogólnie wyglądałaby naprawdę ładnie, gdyby nie spojrzała na maga błyskawic z pogardą i nie wysyczała przez zaciśnięte zęby: -Ile mam czekać, aż wreszcie mi się pokłonisz? - warknęła, po czym dodała -Jak w ogóle śmiesz siedzieć tam, gdzie ja? - oj, była wkurzona jak na kobietę w połowie jej lat dwudziestych. Jednak ta mimika skutecznie odstrasza wszelkich adoratorów. -Pozwól, że wyjaśnię ci, co teraz zrobimy. Znajdziesz godną mnie salę, skąd przejmiemy władzę nad tą ruiną i innymi prymitywami, którzy się tu znaleźli. - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Amney: Amney stała sobie natomiast w ciemnym zaułku. Ot, jakaś wąska, ciemna uliczka, między jedną szeroką ulicą a drugą, a nad nią - wielkie wieżowce rzucające cień tak wielki, że trudno było tu cokolwiek dostrzec. Pewnie nawet nie dostrzegłaby mężczyzny stojącego tuż obok niej, gdyby ten się nie odezwał. Niestety, trudno było go dostrzec w tym bladym świetle. Wiedziała natomiast, że był odziany na czarno, chyba elegancko, był szczupły i przeciętnego wzrostu. Wyglądał elegancko, choć prosto. Z twarzy dosłownie podobny do nikogo. Jedynie elegancko przycięty zarost dookoła ust go wyróżniał. -Witam. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracować. - mówił cicho i spokojnie. -Proponuję nie wychylać się, zebrać informacje i czekać na odpowiednią okazję. - zasugerował.
Terrenco: Chłopak znajdował się na recepcji jakiejś dużej biblioteki. Trochę pachniało tu starzyzną oraz kurzem, ale w tym wszystkim dało się słyszeć lekkie nucenie piosenki. Gdyby się mag rozejrzał, dostrzegłby młodą dziewczynę ubraną jak stereotypowa wiedźma - czarna szata, szpiczasty kapelusz, tylko ze sporą stertą książek radośnie sobie mruczącą jakąś melodię pod nosem i przechodzącą z jednej półki do drugiej, przy pomocy magii powiększając i tak już spory stos w jej rączkach. Po chwili, gdy stwierdziła, że to już wszystko odwróciła się i, choć książki zdawały się zasłaniać jej wszelaką wizję, dostrzegła czarodzieja. W ten samej chwili wszystkie książki odleciały, formując krąg dookoła duetu. -Och, to do ciebie zostałam dopisana? Miło mi poznać! - powiedziała miłym dla ucha, dziewczęcym głosem. -Zostańmy tu trochę. Jak odkryjemy atrybuty innych Legend, będziemy mogli ich unicestwić nawet się stąd nie ruszając. A gdzie indziej znajdziemy dość wiedzy, jak nie tutaj? - spytała uśmiechając się uroczo.
Eris: Dziewczyna ocknęła się w piwnicy. Światło żarówki mrugało, jakby ta miała zaraz przestać działać. Z sufitu co jakiś czas kapała kropla wody. Chyba trafiła do jednej z tych "gorszych" piwnic. Co gorsza, widziała jakiś wężowy ogon, który kierował się w cień, a stamtąd parę gadzich oczu. -Witaj... - powiedział właściciel owych oczu, z lekkim syknięciem. Po chwili też wysunął się bardziej w światło. Była to istota wężowata, której tułów był może ludzki, ale od pasa w dół, był już wężowy. Całe ciało pokryte miał łuskami, przy "pasie" miał dwie katany, a na torsie i głowie - zbroję i hełm samuraja. -Ssssspróbujmy może najpierw wyjśśśść ssssstąd. - zasugerował, choć chyba gady lubią takie klimaty jak ta piwnica. -Wtedy można działaćććććć. - dodał.
Eisaku: Czarodziej metalu obudził się w jakiejś jadłodajni. Siedział przy stole, a przy nim siedział również jakiś mężczyzna. Najchudszy to on nie był, widać było, że lubi sobie dobrze zjeść. Co zresztą teraz też robił. Gdy zorientował się, że jednak jego towarzysz kontaktuje, przełknął, wytarł elegancko chusteczką usta i powiedział radosnym tonem. -Miło poznać! Obyśmy razem dokonali genialnego odkrycia! - rzucił dość głośno, a przez jego dość energetyczny ruch głową oraz szybkie uniesienie ręki w geście powitania, jego czarne afro lekko zafalowało. Ubrany był w elegancki garnitur i posiadał monokl. -Jednak przed tym wszystkim, proponuję się solidnie najeść. Nic nie wychodzi dobrze na pusty żołądek! Haha! - zaśmiał się wesoło, po czym dodał -Choć byłoby jeszcze lepiej zjeść w większym gronie, nie uważasz?
Roe: Dziewczyna znalazła się na spacerniaku w więzieniu. Oczywiście, była cisza i tylko wiatr wydawał jakikolwiek dźwięk, gdy nagle nie usłyszała prychnięcia. Na jednej z ławek znajdował się chudy mężczyzna o bladym kolorze skóry. Ubrany był w elegancką, zdobioną szatę oraz posiadał sygnet na prawej dłoni. Wydawał się trochę zmizerniały. -Więc mi się trafiła dziewczynka. Cudownie. Jakby gorzej już być nie mogło. Może jeszcze wiedźma? - rzucił wyraźnie zawiedziony "przydziałem". -Czyli robimy tak. Ty się chowasz i nie dajesz się zabić, a ja dobijam tych co uciekli z walk, pasuje? - spytał po chwili, chyba godząc się z myślą, że musi się jej słuchać.
Master of Speed: Chłopak obudził się na siłowni. Zapach jak to zapach na siłowni. Niezbyt przyjemny. Jednak to, co zwróciło jego uwagę był mężczyzna naprzeciwko niego. Umięśniony, wysoki, odziany w skórzaną zbroję z metalowym napierśnikiem, ciepły skórzany płaszcz oraz z mieczem przy pasie. -Witaj. Naszym celem jest spełnić swe pragnienia, pozwolisz więc, że zasugeruję kolejne kroki? - przedstawił się od razu przechodząc do sedna sprawy, licząc się jednak z tym, że wpierw jego towarzysz może mieć coś do powiedzenia...
Ezra al Sorna: Mag Grimoire Heart znajdował się na trybunach stadionu baseballowego, na samym dole trybun. Tuż nad polem do gry. Na nim natomiast znajdowała się młoda kobieta o jasnej skórze, powabnej figurze i misternie wykutej zbroi. Klęczała sprawdzając podłoże, po czym mruknęła: -Hm... może być. Tylko mało. - po czym się wyprostowała i odwróciła do Ezry. Zmierzyła go wzrokiem. Był to wzrok jasno mówiący, że nie traktuje go jak równego sobie. To ona była tutaj tą ważniejszą. -Serio? - rzuciła wyraźnie zawiedziona. -Dali mi kadłubka? - westchnęła. Może, gdyby jej twarz rozjaśnił uśmiech lub chociaż delikatny spokój, a nie duma, wywyższenie i pogarda byłaby naprawdę piękną, urodziwą kobietą. -Może jeszcze mam cię niańczyć? - warknęła, widząc energetyczną rękę czarodzieja -Grunt, że chociaż próbujesz... - dodała z westchnięciem, próbując chyba znaleźć choć jeden pozytyw w całej tej sytuacji.
Hotaru: Różowołosa czarodziejka ocknęła się w biurze w jakiejś fabryce. Siedziała za biurkiem tak, że mężczyzna w sile wieku, który siedział na przeciwko niej, wyglądał jakby to on został tu wezwany przez nią. Był to wysoki, umięśniony osobnik, z delikatnym zarostem na twarzy oraz czarną, metalową protezą ręki. Spojrzał na nią ze zdziwieniem i stwierdził z westchnięciem: -Ech, wolałbym nie zostać wezwany jako obrońca. - stwierdził z przekąsem, po czym spojrzał na czarodziejkę przed nim -To zaszczyt poznać. Będziemy współpracować celem wygrania tej bitwy. - powiedział, na szybko podsumowując to kim jest. Jego ton był spokojny, męski i opanowany. Nie kojarzył się w ogóle z jego wcześniejszym narzekaniem -Proponuję znaleźć innych i założyć sojusz. W grupie mamy większe szanse przetrwania do dalszych etapów bitw. Działając pojedynczo mamy mniejsze szanse powodzenia. - zasugerował.
Ryudogon: Mag po kilku przejściach z demonami ocknął się... w burdelu. Dokładniej to naprzeciwko akurat jednego z podwyższeń, na którego środku znajdowała się rura do tańczenia. Szkoda, że to miasto było Opuszczone i nie było komu na niej tańczyć... chociaż... czy aby na pewno? -Możemy stąd wyjść? Nie czuję się tu zbyt... komfortowo. - dobiegł do jego uszu kobiecy głos. Za nim stała kobieta odziana w skórzane ubranie, które zostało również wyprawione w taki sposób, by zapewniało niezbędne bezpieczeństwo w razie walki. Zaczęła również kierować się w stronę wyjścia z tej sali.
Mikazuki: Chłopak obudził się w kwiaciarni. Zapach kwiatów, choć niewatpliwie ładny i przyjemny, był jednak tutaj aż w zbyt wielkim natężeniu, co niekoniecznie dodawało im uroku. Siedział na jakimś fotelu, a przed nim, trochę z przodu jakiś mężczyzna odziany w zbroję, z krótkim sztyletem przy pasie. Obrócił się on twarzą do Mikazukiego, a widząc, że ten już się obudził wystawił do niego rękę, najpewniej chcąc pomóc mu wstać. -Jak rozumiem, będziemy współpracować. Proponuję rozpocząć od pertraktacji z innymi. Pojedyncze jednostki są łatwymi celami, stąd unifikowanie się uważam za istotne. - zaproponował, trzymając rękę wystawioną do maga. Miał czarne włosy i brodę, oraz uważne spojrzenie szarych tęczówek, wpatrujących się intensywnie w rozmówcę.
Ryukehoshi: Mag iluzji obudził się na recepcji w hotelu. A dokładniej to ocknął się, bo stał za ladą. Jakby przyjmował gościa. Przed nim natomiast stał mężczyzna. Potężnie zbudowany, odziany w zbroję płytową z delikatnym wizerunkiem krwawego kwiatu. Na plecach miał z kolei eleganckie, misternie wykonane Guan Dao. Skinął on głową, a jego czarne włosy opadły mu delikatnie na oczy. Odgarnął je na bok i spojrzał swoimi brązowymi oczami na maga złudzenia. -Honorem jest poznać innego gotowego ruszyć po spełnienie marzenia. - powiedział na powitanie, po czym dodał -Bez działania nie dokonuje się odkryć, ani nie tworzy się historii. Nie możemy czekać.
Ren: Trudno powiedzieć, by Ren sam się tu znalazł. Bardziej - on sam nie wiedział dlaczego tu jest. Jakaś magiczna siła musiała jednak uznać, że skoro wziął i wypełnił ankietę dodaną kiedyś tam do Fiore News, a ta została w jego pamięci, najwyraźniej chce wziąć udział. Tak oto znalazł się wpierw przed bramą, a następnie... w kostnicy. Leżał właśnie na stole do przeprowadzania sekcji zwłok, a przed nim stał ciemnoskóry mężczyzna, choć jego skóra miała ten "jaśniejszy" odcień brązu. Miał lekko przymróżone, jakby z niewyspania oczy, jasne, brązowe włosy, niekiedy wręcz zdające się przechodzić w blond oraz zmęczone, zielone oczy. Odziany był w lekką, jedwabną tunikę, misternie wyszywaną złotą nicią, a do tego na jego szyi, nadgarstkach i kostkach znajdowały się złote ozdoby, bardzo podobne do tych, które nosiła czerwona kobieta nad bramą. Na głowie miał złoty diadem. -Och... obudziłeś się... szkoda... - stwierdził ziewając, po czym dodał -Najchętniej to przespałbym tę całą bitwę i brał udział dopiero w jej podsumowaniu. Co ty na to? - spytał znudzony, patrząc na swojego "towarzysza".
Winter: Mag obudził się na dachu szpitala. A dokładniej to stał opierając się jedyną dłonią o siatkę, dzięki której jeszcze z niego nie zleciał. Z dachu tego budynku rozciągał się całkiem ciekawy widok na panoramę miasta. Usłyszał za sobą chrząknięcie, a gdy sie odwrócił dostrzegł rosłego, potężnie zbudowanego mężczyznę z tuniką przerzuconą przez bark, przez co doskonale widać było jego wyrzeźbione, przypakowane ciało. Górował nad magiem wzrostem, jednak zdawał się być ubrudzony jakimś ciemnym pyłem zarówno na torsie jak i na twarzy. -Witam! Nie osiągniemy niczego zwlekając! To co?! Do roboty! HAHA! - zakrzyknął wesoło i roześmiał dość głośno, kładąc dłonie na swych biodrach.
Welt: Kotowaty wampir ocknął się na moście. Pod nim wolno płynęła sobie rzeczka, z zamiarem pewnie wpłynięcia do oceny za wieledziesiąt lub wieleset kilometrów. Gdyby się rozejrzał, dostrzegły stojącego za nim na środku mostu i wpatrującymi się gdzieś w dal mężczyznę. Miał na sobie elegancką zbroję, na głowie koronę, przez jego polik przechodziła blizna. Miał ciemną brodę, ale za to bystre, czarne oczy. Jego kędzierzawe, krótkie i ciemne włosy zdawały się być równie nieposkromione co lawina. Jednak to on zdawał się nie dostrzec swojego towarzysza, będąc zbyt zajęty rozmyśleniami. Mruknął tylko coś do siebie, co oczywiście - kotowaty usłyszał: -Będzie trzeba się stąd szybko zbierać i czekać na dobry moment.
Nanaya Byakushitsune: Mistrzyni Grimoire Heart obudziła się w samym centrum studia fotograficznego, a dokładniej... siedząc na krześle przy aparacie fotograficznym. Z kolei w miejsce modela bądź modelki... stała piękna kobieta o delikatnej budowie. Wyglądała, jakby jej ciało było utworzone z wody, a odziana była w złoto i pianę morską. Rozglądała się uśmiechnięta, jakby czegoś szukając, aż w końcu jej wzrok spoczął na czarodziejce słońca. Wtedy lekko spoważniała, spuściła wzrok i powiedziała: -W-witam. Będziemy współpracować. Miło... mi... - mówiła powoli i cicho, co jakiś czas zerkając nieufnie na maginię.
Inne: W sprawie tych wątpliwości w podświadomości - jak coś będzie niejasnego z mojego posta - piszcie do mnie na GG/PW/FB. Wówczas wyjaśnię (lub się postaram) o co chodzi. Fabularnie wasze postaci podświadomie o tym wiedzą. Każdy na PW również dostanie informacje kogo dostał. Opisy ich zdolności są jednak uproszczone i bardziej "opisowe", aniżeli techniczne.
Ostatnio zmieniony przez Torashiro dnia Sob Paź 07 2017, 01:05, w całości zmieniany 7 razy
Autor
Wiadomość
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Maj 05 2018, 18:56
Ezra odczekał, aż Xin zniknęła mu z oczu i wymruczał cicho pod nosem: - Szacunek może nie, ale chociaż kaganiec na ujadającą zbytnio Cesarzową. Mag podszedł do Legendary Act władczyni Isenbergu. Całkiem dobrze się złożyło, że Qi podzieliła się nim z Al Sorną. W razie kłopotów mógł nim uciec, a przynajmniej użyć do osłonięcia się przed atakiem. Może i nie był Legendą, ale dzięki mocy rozkazu wiedział przynajmniej jakie jest to uczucie. Dlatego też możliwe, że udałoby mu się użyć pojazdu władczyni. Gdy włócznik odezwał się do niego, szermierz zwrócił się w jego stronę, jednocześnie ułamując wystającą z barku strzałę i wyciągając ją. Strasznie go irytowała, ponadto gdy tkwiła w ranie, jego demoniczna regeneracja nie mogła się nią zająć. Mag kontemplował przez chwilę grot pocisku, a następnie to samo zrobił ze strzałą w nodze. Spojrzał zmęczonym wzrokiem na swojego rozmówcę. - Xin ma...trudny charakter. Tak jak i ja. Może i do mnie pyskuje, ale to ja nałożyłem jej smycz. A jeśli trzeba, to mam i kaganiec. - odpowie. - Będzie się mnie słuchała, to jest najważniejsze. Co do sojuszu - jest on teraz korzystny dla obu stron. Ezra zmarszczy brwi, widząc że jego wezwanie zostało najwidoczniej zignorowane. - Będąc z tobą szczerym, to niepokoi mnie też brak Friedericii. Z wami wiem na czym stoję: to tymczasowy sojusz wymuszony przez okoliczności. Porzucicie mnie, kiedy będzie wam to na rękę. Co do niej... Powiedzmy tylko tyle, że cieszę się że będziecie patrzeć mi na plecy, nawet jeśli będzie to szukanie okazji do ataku. Bo oznacza to, że być może spostrzeżecie Friedericę, chcącą wbić mi w nie nóż. A podejrzewam, że z dwojga złego wolicie układać się ze mną. Ja dotrzymuję obietnic. Ona...nie była z tego zbytnio znana. Oczywiście możliwe, że udała się po swoją towarzyszkę, a wtedy Xin wróci z oboma. Ale na wszelki wypadek zalecałbym ostrożność. Szermierz usiądzie na Czołgu i oderwie dwa długie pasy materiału od swojego kimona, przerabiając lewy rękaw na prowizoryczny opatrunek. Cóż, lepsze to niż nic. - Swoją drogą dziwię się, że przeżyłeś mój cios, nawet jeśli miałeś na sobie zbroję. Normalnie atak tego kalibru byłby w stanie zabić człowieka jednym uderzeniem. Ale wygląda na to, że Legendy są jednak w zupełnie innej lidze. - mruknie w jego stronę, a następnie spojrzy na Łucznika. W jego głosie pojawi się irytacja. - Ciebie zaś nie lubię. Mam awersję do strzał. Zawsze jaką oberwę, chociaż przy mojej prędkości nie powinno być to możliwe. Zupełnie jakby jakiś Bóg Strzał znajdował szczególnie popierdoloną satysfakcję w robieniu ze mnie żywej tarczy... Ujemne szczęście w unikaniu, dosłownie.
Ostatnio zmieniony przez Ezra Al Sorna dnia Nie Maj 13 2018, 16:31, w całości zmieniany 1 raz
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 06 2018, 18:14
MG:
Ren: Lecieli, lecieli i dolecieli. Ramaesh opadł na Persila, zaś druga legenda uskoczyła w bok i wyprowadziła atak swoją włócznią. Sam Faraon zblokował atak, jednak impet uderzenia posłał kilkanaście metrów w tył samego Rena. A tego bolało. I aż stracił dech w piersi. Legendy starły się w potężnej walce, zaś do samego chłopczyka zaczął iść mężczyzna, który wcześniej zaatakował go w dziurze w ziemi.
Laen: Legendy były potężne. Dlatego były legendami. Istotami, które zapisały się w historii ze względu na swoje osiągnięcia i ze względu na nie ich zdolności były wychwalane przez pokolenia. Czasami mogło objawić się to w formie szczytowych zdolności fizycznych, jak najwidoczniej u ich przeciwnika, a czasami w ogromnej mocy magicznej jak u Penoli. Ile Legend tyle możliwości i nie z każdą dało się wygrać w zwarciu. Ilm trzymał ich przeciwnika pod ostrzałem, ale ten postanowił teraz wykorzystać fakt ścian i przez nie przechodzić, tym samym unikając pocisków. Penola jednak coś kombinowała, bo Laen wyczuwał jej moc, która coś robi. -Jest za szybki... Ale gdyby skombinować coś co do niego należy, jego krew, włosy to mogłabym odprawić rytuał Voodoo. - zasugerowała. -Jest niezwykle utalentowanym wojownikiem, ale zaraz mu uprzykrzę życie. - dodała, po czym dookoła niej pojawiła się czerwonawa, niby płomienna aura. Podeszła szybko to Ilma i go dotknęła, co go lekko zaskoczyło, jednak po chwili ponowił atak, choć zdawało się, że nic się nie zmieniło. Zresztą, sam łucznik wówczas też otrzymał wspomnianą łunę, a następnie Penola udała się do ściany zamkniętej przestrzeni, jak to ich przeciwnik nazwał i ją dotknęła. A ta sama rozjarzyła się lekką czerwienią. Następne zaś pociski, dodatkowo wzmocnione rozkazem Laena, nie dość że trafiły mężczyznę w klatkę piersiową, najpewniej przebijając mu płuco, to jeszcze przeszły przez ścianę i wylądowały po drugiej stronie. Czyli w tym przypadku za trio dowodzonym przez maga prędkości. Ten, mimo jednak faktu, że był ranny, obrócił się na lewej nodze i wyskoczył w stronę wiedźmy tnąc sztyletem na wysokości jej piersi. Ta była tym lekko zaskoczona i nie wiedziała zbytnio jak zareagować, sztylet szczęśliwie jednak rozciął tylko jej ramię. Jednak to co było nieciekawe to fakt, że sztylet nabrał tak samo czerwonawej aury co Ilm oraz Penola. Jednak wygrywali. Było to widać. A do przeciwnika Nightsky ze swoją pierwszą legendą mieli całkiem niedaleko. Bo jakieś pięć metrów. Gorzej, że Penola była oddalona od nich i jakiś metr tylko od oponenta.
Will i Winter: Ucieczka nadal trwała, jednak to Winter okazywał się być bardziej "ogarniętym", a przynajmniej aktywnym w obecnej chwili. Choć niekoniecznie ucieczka mu odpowiadała. -Mam lepszy pomysł. Na pułapkę. - odparł Shielder uśmiechając się lekko i wystawił rękę w stronę góry rzeki. Po chwili w tamtym miejscu powstała świetlista tama, która powstrzymała bieg wody i można było przejść przez koryto o suchej nodze. Co Hexeris wraz ze swoimi legendami wykorzystał. Will jednak zdawał się być zbyt zamyślony, że wciąż pozostawał na tamtym brzegu. A wrogie jednostki już się zbliżały, było je widać. Sin nie miał ochoty iść sam do masy magów, zaś Arnold... cóż, on wyczuwał potrzebę ochrony mistrza Kaczuszek. Taka sytuacja.
Władca Kasztanów: Gonzales płonął jasnym płomieniem. Dosłownie. Jego emocje sprawiały, że dotychczas spowite w półmroku pomieszczenie było już całkiem porządnie oświetlone. A przez to, im dłużej wpatrywał się w organizatora, tym bardziej mu kogoś przypominał... Nevera Wintera. Tylko jakby tak z 20 do 30 lat starszego. No i z rogami i dziwnym tatuażem. Ten spokojnie wysłuchał słów chłopaczka, a także popatrzył na jego zaklęcie, jednak na razie... nie wykazał się żadną agresywnością. -No no. Jesteś pierwszą osobą, która spróbowała coś zadziałać przeciw temu, choć nie pierwszą, która się zorientowała. - stwierdził spokojnie mężczyzna, olewając pierwszą sprawę, jaką Gick miał do niego. -Jednak zwróć uwagę, że choć sam format sugerował walkę, były też inne metody. Odwołanie. Poszukiwanie. Wiedza. Zdobycie informacji o wrogu i odwołanie go poprzez rozkazy. Ale to wymagałoby naprawdę wiele, wiele pracy. Więcej niż się spodziewasz. - stwierdził spokojnie siedząc na boku. -Brutalność to ludzka natura. Wrogość względem siebie. Jest takie powiedzenie. Człowiek człowiekowi wilkiem. Dlatego powstawały też sojusze. By razem zebrać wiedzę i zmusić innych do opuszczenia. Nie do walki. Ale czyż nie łatwiej sięgnąć po broń? Tak jak ty teraz? - zapytał spokojnie, po czym uśmiechnął się pogodnie. -Możesz mnie zabić. Już od dobrych kilku lat nie umierałem. Ale czy to coś zmieni? Bitwa się rozpoczęła. Nie utrzymuję jej przy pomocy magii. - dodał po chwili, spoglądając uważnie na Władcę Kasztanów.
Aran: No i sobie spał. A sen jak to sen. Był snem, odpoczynkiem i w ogóle. Gdy się obudził, był już ranek. A wraz z nim pierwsze promienie słońca, świergot ptaków i poranne, rześkie powietrze. Nic tylko działać dalej. Trzeba wygrać tę bitwę.
Never, Grey i Samael: Andrzej tylko skinął głową i zaczął prowadzić. -Proszę się o to nie martwić. Zwierzęta nas ostrzegą w razie potrzeby, ale jeżeli ktoś potrafi ukryć się przed zmysłami, to nawet one nam nie pomogą. - wyjaśnił na spokojnie, po czym dodał -Zwierzęta istnieją cały czas. I cały czas mogą nas ostrzegać. Choć raczej tylko ja je zrozumiem. - wyjaśnił spokojnie. Po pewnym czasie dotarli także do jadłodajni. Jedno wejście od przodu, od tyłu wejście od zaplecza, pewnie dla dostawców. Hn'rse'al, razem z Adamsem zatamowali to wyjście przy pomocy sprzętu kuchennego, po uprzednim upewnieniu się, że prowadzi ono na zewnątrz. Może przed destrukcyjną siłą legend to ich nie ocali, ale osoba postronna może uznać to za zamknięte drzwi. W jadłodajni znaleźli sporo obrusów oraz firan, pewnie na wymiany i ozdoby itd., przez co mogli przygotować sobie całkiem wygodne posłania, a także zamaskować się lekko. Po tym wszystkim, mogli pójść spać, z Andrzejem na warcie. Oj, a sen im się przydał. Większość zasnęła niemalże od razu, tak zmęczeni byli. I nawet te kilka godzin snu, aż do słońca wstającego nad horyzontem nie sprawiło, że czuli się w pełni wypoczęci. Ale przynajmniej choć trochę odpoczęli i doznali istotnego, wręcz zbawczego dla nich snu.
Ezra al Sorna: Mieli chwilkę dla siebie. To naprawdę było coś. Mogli pogadać, Ezra mógł zająć się sobą. Wszystko tylko się cieszyć. Zauważmy jednak, że chmura pyłków nadal nie zniknęła. Więc łucznika nadal nie widział. Oficjalnie wszak żadnego sojuszu nie zawarli. Bo al Sorna niczego takiego nie powiedział. Wciąż wymagał i wymagał, więc się targowali. Użytkownik Guan Dao skinął głową na słowa Ezry. -Rozumiem. Taka osoba. - podsumował słowa o Friederice. Następnie zaś klepnął się pięścią w klatkę piersiową oraz odpowiedział, najwyraźniej uznając, że są dostatecznie zasojusznikowani, by podzielić się tą wiedzą -Są różne legendy. Niektóre słyną z umiejętności walki, a wtedy są przywoływane ze zdolnościami znacznie przekraczającymi przeciętnych. Szczyt zdolności fizycznych. Inni są znanymi magami, a wtedy choć fizycznie nie różnią się od przeciętnych ludzi, ich magia stawia ich prawdopodobnie jako jednych z najpotężniejszych na świecie. Ja jestem tym pierwszym typem. Dodatkowo, miałem jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu. - tu już jednak nie wypowiadał się za bardzo o co chodzi. -Ale fakt, jesteś jedną z niewielu osób, które prawdopodobnie byłyby w stanie sprzeciwić się legendom. - tu skinął głową z uznaniem. Ktoś. CHWALI. EZRĘ. Tylko strasznie długo Xin nie ma...
Amney i Eris: Nie zawsze każdy plan wychodzi, nie zawsze wszystko się uwzględni. Tak było z dźgnięciem w kark przez Ami, i tak było z pocałunkiem od Kiszonki. Dostał z bańki. Raz, drugi trzeci, aż z jego nosa ciekło całkiem sporo krwi, a malarz był lekko ogłuszony. Nie do końca jednak wiem w jaki sposób Ami chciała kopnąć, jednak ze względu na ogłuszenie jego chwyt zelżał, a sama Szczurzyca mogła się ustawić dostatecznie wygodnie by takie kopnięcie wykonać. Miała też bardzo blisko siebie jego prawą rękę, w której to trzymał ołówek, jednak łokieć miał skierowany do ziemi, przez co Ami nie mogła tak szybko założyć dźwigni jakby chciała. Ponadto... w jaki sposób dźwignię? Z kolei Eris mogła obserwować jak sześcian nabiera jakiegoś czerwonawego, wręcz płomiennego odcieniu. I jeśli cokolwiek się ruszało w krzakach to przestało. Może to wiatr? A może zmiana sześcianu tak zaskoczyła coś w krzakach?
Mikazuki: Mikazuki zaś mógł przez resztę nocy, aż do nastania świtu słuchać jak coś porusza się nad nimi, a także jak jego legenda wzmacnia barierę. Nie było to w żaden sposób efektowne, ale skoro działało, to jakoś działało. Czekanie jednak może nudzić, chociaż z drugiej strony było całkiem zaskakująca i być może także i skuteczną taktyką?
Finn: Policjant najwyraźniej przysypiał, albo nie zwracał dość uwagi. Niestety, ten moment, gdy dyskutowali oraz oczekiwali na jego odpowiedź skończył się tak, że do ich kryjówki weszło kilku osobników, najpewniej szukali czegoś lub kogoś. Niedługo może skończyć się to bitwą. W małej, zamkniętej przestrzeni.
Info od MG:
Dzień IV: Ranek Laen: 100 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 210 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń), Shoukichi 4/10 (Never) | Finn: 230 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Obolały, ale poza tym to nic Will: 160 MM | 12 rozkazów (lewa dłoń) | Władca Kasztanów: 167MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Flash Snake 1/3 Aran: 77 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Wyspany, wypoczęty Samael: 136 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona Eris: 105 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Ezra al Sorna: 64 MM | 1 rozkaz (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony Mikazuki: 130 MM | 8 rozkazów (prawa dłoń) | Ren: 70 MM | 3 rozkazy (lewa dłoń) | Boli brzuszek, problemy z oddychaniem Winter: 130 MM | 12 rozkazów (lewa dłoń) |
Termin: Sobota 12 V godz. 22.00. Bez przedłużeń
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pią Maj 11 2018, 14:40
Może i Gonzales Gonzo Gick nie należał do ludzi najmądrzejszych, ale słowa, które słyszał od rogacza mniej więcej rozumiał. Jakież jednak miały znaczenia te tłumaczenia, kiedy chłopaczek był naprawdę wściekły. Metoda rozwiązania konfliktu, jaką proponował osobnik podobny do Nevera oczywiście istniała, ale kto niby z niej miał skorzystać? Była zaledwie złudzeniem, mającym wykazać, jak w naturze ludzkiej dominuje złość, lenistwo i agresywne chodzenie na łatwiznę. Według Gonzalesa na tym właśnie miał polegać ten turniej, na wyciągnięciu na wierzch tego co złe, brutalne, niewłaściwe. Rogaty miał rację, co do natury ludzkiej, Gonzales dobrze o tym wiedział. Tylko, że rogaty zrobił coś, czego nie powinien. Dawał sposobność tej naturze, żeby wyszła na wierzch. On to wszystko zapoczątkował. To nie ludzie byli źli, tylko on. Nawet jeśli nie był w stanie tego zatrzymać, to był tym, który zaczął. To uczyniło go wrogiem numer jeden dla Gonzalesa Gonzo Gicka. Chłopaczek był wściekły i gwałtownie podejmował decyzje. Próba uspokojenia go w tej chwili miałaby w sobie tyle sensu, co próbowanie ugaszenia płonącego lasu szklanką wody. Nawet jeśli walką z organizatorem Gonzales nie mógł niczego zmienić, to także nie mógł mu wybaczyć tego, co zrobił. Kiedy rogacz skończył mówić Gonzales wziął głęboki wdech, powoli wypuścił powietrze, poprawił swoje epickie czarne okulary, po czym uśmiechnął się w typowo złośliwy dla siebie sposób. - Czy coś zmieni?! Nawet nie wiesz, jaką to mi da satysfakcję... - powiedział złowrogo. Miał już odpalonego ulta, wystarczyło go tylko wykorzystać. Gonzales przybrał postawę bojową, uginając lekko kolana, po czym skierował swe ogniste węże na boki. Sterowanie nimi wymagało niezbyt skomplikowanej gestykulacji, lecz w połączeniu z ognistym efektem tego zaklęcia, wszystko łączyło się w iście epicką scenę. Gonzales po wyrzuceniu wężyków na bok, uniósł ręce, by je podnieść, a następnie skierował je na rogacza, łącząc nadgarstki, by obydwa ogniste węże uderzyły jednocześnie od góry i całkowicie pochłonęły rogatego. Następnie Gonzales wziął wężyki na bok, by upewnić się, czy cokolwiek rogatemu zrobił. Niezależnie, czy ten byłby już tylko kupką popiołu, czy coś by go uratowało, Gonzales miał zamiar jeszcze raz w niego uderzyć wężami, tym razem posyłając je frontalnie, prosto na rogatego, by na niego napierały, pożerały go, paliły tak długo, aż nic nie zostanie, a Gonzalesowi choć odrobinę zejdą emocje. Gdyby rogaty próbował jakoś uciekać, to Gonzales posłałby węże za nim, by nieustannie go paliły. Gdyby zaś rogaty próbował jakichś ataków na Gonzalesa, to chłopaczek był przecież dość szybki i w razie czego rozpocząłby szybki bieg, żeby oddalić się w miarę bezpieczniejsze miejsce. O tym co dalej, Gonzales mógłby się zastanowić dopiero po pokonaniu tego złowrogiego osobnika. Póki co, zniszczenie go dla Gonzalesa było najważniejsze.
Winter
Liczba postów : 539
Dołączył/a : 19/11/2016
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Maj 12 2018, 12:12
Winter uśmiechnął się widząc pomysł swojej legendy. Musiał przyznać jedno. Jego główka bardziej pracowała od tej Winterowej. Zresztą, nic dziwnego. Białowłosy rzadko kiedy myślał, a jeszcze rzadziej kiedy wychodziło to dobrze. W momencie w którym znalazł się po drugiej stronie krzyknął w stronę swojego towarzysza. - OI! Idziesz?! - krzyknął, nie wiedząc dlaczego tamten stał jak słup. Zaczynał myśleć, że była to jakaś choroba. Bardzo nieprzyjemna choroba której ofiarą było wiele osób. Białowłosy miał tylko nadzieję że jego ona nie dopadnie. Nie wiedział zbyt bardzo co zrobić w takim wypadku. Zerknął na swoje legendy, rozmyślając w takim wypadku co po tym jak już pozbędą się tej armii. - Mądrzejsze będzie wtedy ukrywanie się i poczekanie aż trochę się reszta powybija, czy ruszenie na podbój? Osobiście nie lubię czekać, ale ofensywę trzeba byłoby jakoś ustalić, żeby mieć większe szanse na szybkie i oszczędne pokonanie przeciwnika. - zapytał się swoich legend co one sądzą. Niby był ich mistrzem i mógł zmusić je do słuchania go, ale wolał jednak znać ich opinię. Białowłosy nie nadawał się do władce zmuszającego wszystkich do swoich racji. To nie było w jego krwi. Był on jednak ostrożny. W każdym momencie coś mogło ich zaatakować, a on nie chciał dostać w plecy i zginąć przez rozluźnienie się. Dlatego ciągle obserwował otoczenie.
Laen
Liczba postów : 187
Dołączył/a : 09/08/2017
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Maj 12 2018, 15:40
Laen przeklął lekko pod nosem, widząc co się stało. Nie zamierzał mówić że kobieta nie była ostrożna, ani nic w tym stylu. Nie było czasu na takie coś. Zresztą, sam wcześniej oberwał, więc nie mógł wytykać innym błędów. No, chyba że była to cześć jej planu. Nic o tym jednak nie wiedział, i nie zamierzał na tym bazować swojej akcji. Zbyt mała szansa na to była. - Ilm, postaraj się uniemożliwić mu zranienie naszej wiedźmy. A najlepiej jakbyś go trochę odciągnął od niej bez narażania siebie. - powiedział Laen na szybko i szukał wzrokiem strzały która zraniła ich przeciwnika. W momencie w którym ją znalazł, użył tyle Pure Speed (C) ile trzeba by było by do niej dobiec. Albo po prostu by do niej podbiegł, jeżeli nie byłaby ona zbyt daleko. Planował wyrwać ją z ziemi i za pomocą wyżej wspomnianego zaklęcia pojawić się między wiedźmą a ich wrogiem, jeżeli ten nadal przy niej był. W innym przypadku pojawiłby się po prostu przy wiedźmie i wyciągnął w jej stronę strzałę, mając nadzieję że ta zrozumie o co chodzi. Była inteligentna z tego co wiedział. Jakikolwiek atak skierowany w ich stronę postarałby odbić się za pomocą Bushou no Zai. Gdyby nie był w stanie go użyć, aktywowałby Faster Hands (D) by mieć większą szansę na zbicie wrogiego ataku. Planował wykorzystać swój większy zasięg i trzymać go z daleko, jeżeli byłoby to wymagane. Gotowy był na parę połamanych kości, niestety.
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Maj 12 2018, 20:37
PERSPEKTYWA GREY Gdy wszyscy spali, to ja zajmowałam się obserwacją. Co prawda, miałam pełne zaufanie do Andrzej-sanowych zwiadowców, ale zawsze była ta niepewność oraz niebezpieczeństwo, że coś może się przemknąć... Aczkolwiek przez całą noc nie pojawiło się żadne zagrożenie. Gdy pierwsze osoby się obudziły, powitałam ich skinieniem głowy. Nie wyglądało na to żeby byli w pełni wypoczęci, ale... Sądzę że w porównaniu do stanu w jakim byliśmy to duży postęp. Teraz mogliśmy stanowić realną siłę dla reszty. Wtedy napotkane osoby będą decydowały, czy chcą współpracować... Czy ginąć. W każdym wypadku dnia, na sam początek, klasnęłam w dłonie. - Tak więc, czas moi drodzy zebrać się na śniadanie! Nic tak nie dodaje energii, która na pewno się przyda wam wszystkim! Potem możemy ustalić co robimy dalej. Powiedziałam. Gdy wszyscy nieco doszli do siebie, to zaczęłam konferencję. Na samym początku poprosiłam Andrzej-sana, aby sprowadził kilka zwierząt, aby zdały relacje z tego co się działo przez noc. Potem mogliśmy pomyśleć co dalej... Było kilka opcji. Gdyby okolica okazała się wystarczająco bezpieczna, to zaproponowałam przebadanie jej w poszukiwaniu informacji. W przypadku znalezienia jakiejś małej grupy można byłoby się tam udać i zaproponować układ. Zaś przy wielkiej bitwie... Cóż, to wszystko zależało od tego jak przebiegała. Ale z pewnością chciałabym się wtrącić i spróbować obrócić sytuację na swoją korzyść. Oczywiście była jeszcze opcja że wrogowie do nas już zmierzali. Ale wtedy mogliśmy się przygotować. Wolałabym unikać jakiś "dużych grup", po starciu z którymi ponosilibyśmy straty. Także postanowiłam skontrolować stan każdego z członków drużyny, czy wszystko z nimi w porządku.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 13 2018, 10:51
Zamyślenie mogło by robić za chorobę cywilizacyjną na poziomie lenistwa. Mimo wszystko, chłopak zastanawiał się nad pewną kwestią. - Dalibyście radę zaprowadzić nas do kogoś, kto odpowiada za te zawody? Albo... wystrzelić nas stąd i bezpiecznie wylądować Hermicie? - zadał te pytanie, kiedy zaczęli się pojawiać goście. Wtedy też jeśli byłoby trzeba, skinąłby na Sabre. - Zajmij ich jak tylko możesz. Zostawię ci nawet jeden z rozkazów, abyś samodzielnie go użył, by przenieść się do nas w razie kłopotów - powiedziałby tylko jeszcze białowłosy policjant, na resztę planów zgadzając się z tym co zrobi reszta, chyba że ich plan zmieni się w jatkę żołnierzy zombie, aniżeli ucieczkę. Kto wie, co będzie teraz ich czekać przez lagi umysłowe.
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 13 2018, 10:54
Nie pozostało nic innego, jak ruszyć dalej. Spojrzał w kierunku, z którego to powinna nadciągać wroga armia. Mierzenie się z nią teraz mogłoby ich sporo kosztować. Dlatego też miał zamiar się wycofać. Przynajmniej jeśli mieli jak. Jeśli zostałoby to im jakoś odcięte, skorzystałby pewnie z rozkazu, aby to przy pomocy wojsk Arnolda znaleźć się ze swoją legendą na drugim brzegu. Ba! Obiema legendami. Inna kwestia, że wtedy sojusz byłby raczej zerwany. Poza tym, doceniłby fakt, że ktoś w końcu uznał, iż lepiej chwilowo się nie wychylać i poczekać, aż inni się wykończą.
Ren
Liczba postów : 182
Dołączył/a : 21/04/2016
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 13 2018, 11:01
Nieopisana przygoda. Nadmierne wrażenia i niemalże świeży zapach moczu, który mógłby dochodzić ze strony jego majtek, jednak resztkami sił utrzymywał się nadal w pęcherzu. Za jakie grzechy miał bawić się w przejawy heroizmu. Nie mając zbytnio pojęcia, nastolatek zacząłby się odtaczać w kierunku krzaków, aby użyć podwójnie Zapomnienia osoby rangi C, aby wymazać siebie z wspomnień zmierzającego do niego przeciwnika z poprzedniej walki pierwszym użyciem, a drugim wymazać siebie z tej scenerii jak już zacznie znikać w krzaczkach. Wtedy, chociaż chciałby pisnąć przerażonym, spróbowałby zachować bezruch, kompletną ciszę i przyjrzeć się działaniom władcy pustyni. Sam zaś Ren, pilnując czy przeciwnik do niego nie idzie, spróbowałby znaleźć sytuację lub słabość Persila, aby użyć odpowiednio rozkazu dla Ramzesa.
Aran
Liczba postów : 84
Dołączył/a : 20/05/2017
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 13 2018, 12:16
Aran przetarł leniwie oczy i przeciągnął się. To była dobra drzemka. Czuł się wypoczęty, rześki i gotowy do działania. Wstał i przeciągnął się jeszcze raz, tym razem dłużej i bardziej. Jak on mógł lubić to uczucie. Zwykle ziewał zaraz po wstaniu, jednak tym razem obyło się bez tego. -Doskonale.-był zmuszony rzec sam do siebie, gdyż jego Legendy nie było. Oby nie zapuścił się zbyt daleko. Aran zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Łucznika. Wyszedł z piwnicy i zaczął przechadzać się po budynku szukając swojego kompana. Obszedł stołówkę, sale oraz zajrzał na dach. Przy okazji miał chwilę na rozeznanie się w obecnej sytuacji. Jeszcze nim Gick i Mag Ognia zniknęli, Aran poruszył kwestię ewentualnych ruchów przeciwników. Minęło kilka godzin i z pewnością reszta nie stała w miejscu, choć bez snu wyglądali i zachowywali się niczym zombie. -I jak?-spytałby kompana, gdyby spotkał go podczas łażenia po budynku.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 13 2018, 17:17
Mag wstał z trudem, krzywiąc się, gdy jego ciało wysłało mu kilka wyraźnych komunikatów o tym co sądzi o takich akcjach. I że stanowczo potrzebuje wypoczynku, najlepiej na jakiejś plaży, leżąc na hamaku i popijając drinka z parasolką. Jednakże Ezra bezlitośnie porwał na kawałki podanie o L4, zaś speszony ból pospiesznie wyszedł z jego biura. A przynajmniej zaczaił się gdzieś w kącie, pozwalając szermierzowi na dalszą walkę. - Dziękuję za pochwałę. Zdaję sobie jednak sprawę, że praktycznie każda z Legend rozsmarowałaby mnie w dosyć krótkim czasie. Może mógłbym jakąś uszkodzić, ale jestem jednak zwykłym śmierte- No, może nie do końca zwykłym i nie do końca śmiertelnikiem.- powie, rozglądając się dookoła. Następnie wskaże na chmurę pyłku. - Mniejsza z tym. Nie widzę twojego towarzysza, ani mistrza. Friederica też zniknęła, a Xin powrót zajmuje zbyt dużo czasu. Spotkam się tutaj z wami, gdy sprawdzę co je powstrzymało. Może natknęły się na przeciwników? Jeśli nie wrócę, to możesz uznać, że nas pokonano. Ja zawsze dochowuję słowa. Następnie Al Sorna spróbuje użyć Czołgu, by udać się w kierunku w którym odleciała Qi. Jeśli mu się to nie uda, to wybierze bardziej tradycyjną metodę i pobiegnie na pełnej kurwie. Korzystając z czasu, szybko przeanalizuje swoją sytuację. Jego "sojusznicy" mogą skorzystać z okazji i uciec, chociaż liczył na to, że tego nie zrobią. Mimo tego, że niby doszli do zgody, to mag będzie uważał na swoje plecy. Kto wie, może łucznik postanowi go ostrzelać? Nie wiedział, co stało się z Friedericą, jej nieobecność bardzo go niepokoiła. Czyżby postanowiła uciec z Yhwain i Xin próbuje ją właśnie powstrzymać? To byłoby do niej podobne... Rozkaz zmusiłby Cesarzową do przyprowadzenia dziewczyny nawet pomimo oporu jej Legendy. To by zaś znaczyło, że wysłał Qi do walki z dwójką przeciwników. Istniała też szansa, że Friederica została pochwycona przez "sojuszników". Nie wiedział co kryło się w chmurze pyłu. Może była to ranna Legenda? A może jednak knuje coś za ich plecami, chcąc ugrać jak najwięcej dla siebie?
Cholera.
Cały czas zastanawiał się też nad reakcją Zarządcy, który przerwał jego kontakt z Mefistem. Al Sornie się to nie podobało. Stanowczo mu się to nie podobało. Cała sprawa śmierdziała mu demonami. Zwłaszcza, że Bitwa odbywała się w Norgath, które stało się przecież państwem władanym przez te istoty. Samo miasto było zbyt dobrze zbudowane, pozostało w nim zbyt wiele detalów, by sądzić że powstało za pomocą magii, by być tylko areną. Najprawdopodobniej jego mieszkańców spotkał niezbyt przyjemny koniec... Jednakże czemu nie walczyli? Nie widział nigdzie śladów oporu, co było niepokojące. Mieliby sami poddać się władzy Książąt? Kolejnym tropem był sam przemawiający, który wyczuł jego połączenie z Księciem. Szermierz zdawał sobie sprawę, że istnieli ludzie zdolni wyczuć połączenie za pomocą magii, jednakże jego wieź była o wiele bardziej złożona. Była wręcz częścią jego istoty od czasu, gdy Mefisto przemienił go w półdemona. Dlatego też Ezra podejrzewał, że demony szukają wyjątkowo silnych jednostek do swoich celów. Tylko dlaczego? Potrzebowali ofiar? A może szukali kandydatów na Heroldów? Cóż, zawsze można to sprawdzić...
Al Sorna aktywuje PWM Demonic Possession, starając się aby jak najlepiej można było poczuć jego aurę. Skupi się na wszystkich negatywnych emocjach, wszystkich bolesnych wspomnieniach, a następnie wyśle impuls, próbując wesprzeć go niewielką ilością MM. Nigdy tego nie próbował, nie miał też okazji użyć aury w pełni, tutaj zaś nie musiał się obawiać reakcji władz ani cywili. Co prawda istniała szansa, że zwabi kogoś kto go wyczuje, ale sam mag poruszał się zbyt szybko, aby większość oponentów za nim nadążyła. Ponadto jeśli Xin naprawdę teraz walczyła, to da jej wyraźny znak, że się zbliża, co może jej pozwolić na udanie się w jego kierunku. Koniec końców był jedynie półdemonem. Może i z tytułem Herolda, ale nie posiadał żadnej mocy, która potwierdzałaby jego status. Jak silny mógł być to impuls? Przecież nie obejmie całego miasta, prawda? Może uda mu się jednak zwrócić uwagę jednego z Zarządców? Miał do nich kilka pytań... Jednakże priorytet miała Xin.
Ezra będzie gotowy do włączenia się do walki w każdym momencie. Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, to użyje Festiny by odskoczyć, bądź doskoczyć do przeciwnika i go zaatakować, dodatkowo wspomagając się Infernal Vox.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Maj 14 2018, 11:47
MG:
Ren: Ren chciał się oddalić zniknąć. I w sumie na pewno to zrobił ze wspomnień mężczyzny, bo ten przestał go gonić i skupił się na walce legend. Ramaesh był potężnym władcą, którego latający rydwan robił problemy dla Persila. Ten jednak był wybitnym wojownikiem, dodatkowo dookoła jego ciała pojawiła się zielonkawa aura, która z każdą sekundą nabierała na sile, a sam władca Ishvanu zdawał się być przez to jeszcze potężniejszy i z jeszcze większą sprawnością unikać ataku Faraona. Ten jednak się nie poddawał, nawet wtedy, gdy współczesny mag przy pomocy magii ziemi unieruchomił mechanizmy rydwanu, przez co Ramaesh musiał z prawdziwą gracją odskoczył w tył z dumą i wywyższeniem stając na gałęzi drzewa i spoglądając z wyższością na duet jego oponentów. Za nim i dookoła niego pojawiły się złote portale, z których wystrzeliły złote łańcuchy, które miały za zadanie skrępować duet, ten jednak zabrał się za unikanie ich lub zasłanianie się, jednak nieważne jak silna była bariera, łańcuchy się przezeń przebijały, przez co współczesny mag miał problemy. Gdyby nie jego legenda, która stanęła przed nim, pewnie miałby spore kłopoty. Bo oto Persil I młynkiem, za którym ciężko było nadążyć wzrokiem, zbił wszystkie łańcuchy na boki.
Laen: Walka się zaostrzała, a Laen chciał pomóc wiedźmie. Skoczył więc po jedną ze strzał i przekazał ją wiedźma, ta skinęła głową i zaczęła coś szeptać, a także na szybko tworzyć jakąś lalkę. W tym samym czasie jednak ranna legenda spojrzała na łucznika i odpowiedziała: -Thou life shall be taken... - słowa te wypowiedział niezwykle powoli, a wtedy... był w stanie unikać ponownie strzał. Mimo ich ogromnej prędkości... choć może to Ilm zwolnił? Ale gdy to mówił, nie miał już w dłoni sztyletu. Najwyraźniej coś z nim zrobił, jednak nie wiedzieli jeszcze co. Wiadome było jednak, że zaszarżował na łucznika, a gdy ten chciał go postrzelić cięciwa... pękła. Czy też raczej została przecięta przez rzucony przez jedną z przestrzennych ścian sztylet. Ich oponent z pewnością był jakimś mistrzem broni i walki, a na dodatek zdawało się, że po wypowiedzeniu tych pięciu słów jego zdolności jeszcze wzrosły, choć skupił się obecnie tylko na łuczniku, który na ten moment został pozbawiony broni. A przeciwnik w tym czasie wyprowadził potężny cios w jego żołądek, sprawiając, że oryginalna legenda maga prędkości zgięła się w pół, a jego przeciwnik już brał zamach na uderzenie obrotowe w jego twarz.
Will i Winter: Chwila zastoju Willa skończyła się dla niego strzałą, która przebiła jego prawą łopatkę i wylądowała w grotem wewnątrz jego płuca. Zdecydowanie niezbyt ciekawa sytuacja. Na szczęście, mistrz Death's Head Caucus obudził się na tyle, by nie skończyć jako poduszka na pociski. Razem ze swoimi legendami (a raczej z ich pomocą) przeprawił się na drugą stronę, a gdy wrogie ich doganiali, tama została zniszczona a potężna fala wodna zmiotła sporą ilość goniących ich jednostek w dół rzeki. -To powinno kupić nam trochę czasu. - odpowiedział Shielder. -Ja to bym kogoś zaatakował. Mamy całkiem sporo rozkazów oraz legend. - zauważył Miner. -Jatka! Haha! - zaśmiał się Arnold, a po chwili zawtórował mu Miner. Shielder zamknął oczy natomiast w międzyczasie. -W niedalekiej odległości od nas znajduje się kilka legend. Prawdopodobnie inny sojusz. Pytanie, czy chcemy wdać się w tak sporych rozmiarów walkę. Może lepiej wyczekać lub poszukać mniejszej grupy? - powiedział starszy mag energii.
Władca Kasztanów: Osobnik westchnął. -Niczym nie różnisz się od tych na arenie. Tylko zamiast walczyć o swoje marzenia, próbujesz się sam oszukać, że ratujesz innych. - chyba trochę zawiódł się na płomiennym magu Fairy Tail. Mimo wszystko, nie wydawał się w żaden sposób zareagować na jego atak. Opadające węże wzbiły w niego tumany kurzu i dymu, jednak gdy odeszły na boki, rozwiały całą zasłonę, a przeciwnik jak siedział tak siedział, choć jego wyraz twarzy wyrażał dezaprobatę. Jak dla dziecka, któremu tłumaczy się coś prostego nawet dla niego, jakiś prosty fakt, a ono mimo wszystko nie chce go pojąć i robi tę samą krzywdę. Ale co to dla Gonza, tym razem zaatakował go frontalnie i... coś dostrzegł. Zupełnie jakby przeciwnik... nie, przestrzeń wraz z nim, zafalowała, zawirowała? Coś takiego. W momencie gdy oba węże przeszły przezeń. W ułamek sekundy później, osobnik siedział bez jakiejkolwiek zmiany na krześle, a oba węże znajdowały się po jego bokach, zupełnie jakby Gick spudłował, choć mógłby przysiąc, że go trafił. Cokolwiek to było, jego oponent nie wyglądał jakby za bardzo coś zrobił. -Ech, hipokryzja. Tylko człowiek może walczyć w imię czegoś sprzeciwiając się temu.
Aran: Po wstaniu oraz przejściu przez budynek, znalazł swoją legendę. Łucznik uważnie obserwował sytuację z dachu szkoły. Skinął głową do Arana, po czym odpowiedział: -Czają się. Udało mi się ich wczoraj ostrzelać dodatkowo, gdy nagle stanęli. Coś musiało im przeszkodzić, ale wróg najpewniej ich uleczył. Chyba boją się pułapek, ale gdy tamten starzec z dzieciakiem zniknęli... runy zaczęły dość szybko tracić swoją moc. Za godzinę, może dwie, będzie to zwykły budynek. Musimy jakoś przebić się na zewnątrz. - mruknął niezbyt zadowolony z obecnego stanu rzeczy.
Never, Grey i Samael: Nie dość, że się wyspali, to jeszcze mogli się najeść. Choć gdy Andrzej zaczął jeść, to w zatrważającym tempie, że Grey mogła zacząć się obawiać, czy starczy dla wszystkich. Mimo wszystko sprowadził on swoich zwierzęcych zwiadowców i w przerwie między kęsami, gdy już przełknął to co miał w ustach wyjaśniał sytuację. -Tamta duża armia zaczęła się rozpraszać i starła się ze sporą ilością grup i legend, przez co przestałą latać zdezorganizowana i ukierunkowała się w stronę tych kilku punktów zapalnych, przez co tutaj się nie zbliżają. Nie zlokalizowałem też w pobliżu jakichś grup legend. Jesteśmy więc tu względnie bezpieczni. - poinstruował, po czym wysłał zwierzęta na przegląd najbliższej okolicy w poszukiwaniu informacji. No i proszę, znaleźli! I to całkiem sporo, choć pewnie bez pomocy zwierząt Andrzeja byłoby to nie tak efektywne. A tu - no proszę. Nawet do swoich coś znaleźli, choć czy tego potrzebowali? 1. Ghamar - choć ludzkie kroniki o nim nie wspominają, to nie ma się temu co dziwić. Ghamar nie był człowiekiem. Był gigantem, który zasłynął jako jeden z najpotężniejszych w całej wielowiekowej historii Khazad. 2. Rameash - postać, która owiana jest o tyle legendą co i też samą historią. Rameash jest pierwszym bowiem faraonem Dessertio, twórca Kh'oglun oraz przywódca sojuszu pustynnych klanów. Ojciec swojego narodu. 3. Flora Pansy - dowódczyni Dergham. Podczas Konkordatu 3 Twierdz przedstawiała to miasto, tym samym przyczyniając się do powstania Bellum. Podobno jako dowódczyni była niezwykle wymagająca, obowiązkowa, ale jednocześnie, gotowa do poświęceń dla swoich ludzi. 4. Vizir - przywódca klanu Młota, żyjący na terenie obecnego Ishvanu w okresie, gdy klan Młota został stamtąd wygnany. Słynął jako spokojny, opanowany lider i przywódca, nie wstydzący sie zasiegać rad oraz opinii. Znany także z niesłychanych zdolności szermierczych. 5. Teofil Midnight - był pierwszym historycznym władcą Seven z rodu Midnightów. Poza tym był znanym szermierzem, jednym z najlepszych oraz najszybszych swej epoki. 6. Basile Subercaseux - postać, która doprowadziła do obalenia dynastii Bardżuruków w Stelli, a następnie rozpoczęła masowe palenie czarownic. Jednak wcześniej niczym specjalnym się nie wyróżniał, praktycznie, jakby trzymał się z dala od jakichkolwiek wydarzeń, aż do momentu, gdy dynastia Bardżuruków upadła... 7. Nettle Areg - przez większość życia nie wyróżniał się niczym, by zapisać się na kartach historii... do momentu, gdy nie zaczął działać celem zmiany ustroju Bellum. Uznawany za twórcę obecnego ustroju tego kraju. 8. Archin II - jeden z niewielu władców Romerum, który mimo buntu, który wybuchł, gdy on sam walczył na granicach kraju, utrzymał się przy władzy, a także, który otworzył swój kraj na handel z resztą świata. 9. Perwoll - mędrzec klanu Ognia, był tym, który oponował za wygnaniem klanu Młota. Poza tym, niewiele o nim wiadomo... 10. Pietiagoras - jeden z faraonów Dessertio, cechował się gwałtownością i porywczością. Ale był też jedyną osobą, która potrafiła za życie powstrzymać okrutność swojej własnej córki - Serpensis, krwawej kobiety-faraon.. 11. Serpensis - jest to słynna pierwsza kobieta-faraon, żądna władzy. Jej okres panowania to okres wielu wojen, polowań na niewolników, przez co zyskała pośmiertnie przydomek "Krwawa". Zyskali naprawdę sporo informacji, jednak czy to starczyło, by jakoś zaplanować dalsze działania? Poza tym, ze słów Andrzeja więcej informacji już tu nie znajdą więc musieliby się ruszyć. Pytanie tylko... gdzie?
Ezra al Sorna: Ezra zdecydował się udać wpierw po Xin. Szczęśliwie bądź nie, czołg go słuchał. A to zawsze jakiś rodzaj profitu. Pilnując pleców zobaczył, że choć masa minionków stała i nic nie robiła, tak pyłek zaczął się przerzedzać pokazując jakieś dziwne struktury i bariery wewnątrz niego ukryte. Mimo wszystko ruszył przed siebie chcąc znaleźć Xin. Jednocześnie próbował wysłać impuls, jednak czy mu to wyszło? Coś pojęczał, coś postękał, ileś tam mocy wpakował, ale czy dawało to jakiś znak? Nie wiedział, mógł tylko strzelać. Tak czy inaczej ruszył tam, gdzie wcześniej poleciała Qi i jednak miał nosa. Początkowo nic nie widział, ale nagle zaczął dostrzegać zniszczenia i kilka zniszczonych rydwanów? Na to wyglądało. Niestety, nie wiedział gdzie jest Xin, ale mógł tylko iść śladem zniszczeń i natrafił na ślady krwi, a także całkiem sporo ciał osób bardzo podobnych do tych, którzy stali przy nich, gdy zaczął Ezra negocjacje. Przed nim znajdował się wieżowiec. Po śladach wnioskował, że to w jego stronę kierowała się Qi, jednak jeśli wpadła w pułapkę, czy było sensowne pakowanie się w nią samemu?
Amney i Eris: Ami z Kiszonką znajdowali się w takim dziwnym tworze, jednak korzystając z zakłopotania, a może rozkminki Szczurzycy, to właśnie malarz znalazł się na górze, przygważdżając dziewczynę do ziemi i składając na jej szyi namiętny pocałunek. Chyba nawet malinkę jej zostawił. A to dziad. -Tak jest lepiej, prawda? - wyszeptał namiętnie do jej ucha. Eris chyba jednak podziwiała bryłę stereometryczną, przez co dała się zadźgać i tym samym - została wyeliminowana, gdy tajemniczy oponent przebił jej płuco.
Mikazuki: Wybuchy, pościgi i inne takie. To działo się nad nimi, jednak niestety, działo się także poszukiwanie. Widział, jak ktoś podnosi gruzowiska, a bariera jednak nie dawała im niewidzialności. Chroniła przed zniszczeniami i przed magiczną detekcją. Wciąż jednak byli w przestrzeni. Jak czegoś się nie wymyśli lub coś się nie zmieni, wówczas... cóż będą mieli problem.
Finn: Hermit zaczął się zastanawiać, a w międzyczasie Sabre ruszył zająć się wrogami. -To... nie wiem czy konieczne. - powiedział zaskakując sam siebie mężczyzna przydzieloni Mei. -Organizator nie bierze udziału w walce, jest poza nią. Po co mielibyśmy się do niego udawać? - nie rozumiał tego. -Może zarządcy byliby dostatecznie poinformowani, ale zależy o co chodzi. - gdzieś w tle słychać, jak to Finnowa Legenda powala wrogów całkiem szybko i bez wzbudzania dodatkowego alarmu. -Co zaś do transportu... może udałoby mi się stworzyć latający dywan, jednak do tego potrzebuję trochę czasu, dywanu i... spokoju. - stwierdził spokojnie. -To chodźmy po ten dywan, a ty się przygotuj. - stwierdziła Mea, po czym wskazała na Finna. Byli w budynku, gdzieś tu musi być dywan. Albo przynajmniej coś co można zwinąć i zrobić z tego prowizoryczny dywan. A pal licho, duży koc się też chyba nada. Tylko trzeba znaleźć. -Wezmę pokoje na lewo, ty sprawdź te na prawo. - poinstruowała i czekała, czy Finnian będzie skory do pomocy, a jak tak, to ruszyła do pracy!
Info od MG:
Dzień IV: Przedpołudnie Laen: 90 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 210 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń), Shoukichi 5/10 (Never) | Finn: 230 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Obolały, ale poza tym to nic Will: 160 MM | 12 rozkazów (lewa dłoń) | Strzała przebiła prawą łopatkę, a jej grot znajduje się obecnie w prawym płucu. Utrudnia oddychanie, boli, krwawi, nieciekawie Władca Kasztanów: 167MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Flash Snake 2/3 Aran: 77 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Wyspany, wypoczęty Samael: 136 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona, przygwożdżona do ziemi, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 64 MM | 1 rozkaz (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony Mikazuki: 130 MM | 8 rozkazów (prawa dłoń) | Ren: 50 MM | 3 rozkazy (lewa dłoń) | Boli brzuszek, problemy z oddychaniem Winter: 130 MM | 12 rozkazów (lewa dłoń) |
Termin: Poniedziałek 21 V godz. 12.00. Bez przedłużeń
Wyeliminowani: Eris: + 20 PD, problemy z oddychaniem do maja x804 roku, a przez to szybciej tracisz kondycje
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Wto Maj 15 2018, 12:30
Niestety moc Władcy Kasztanów nie wystarczała, żeby od razu się pozbyć irytującego osobnika. Jego słowa niezbyt obchodziły Gonzaleza. Wściekły chłopaczek nie miał najmniejszego zamiaru aby go słuchać. Był to ktoś zły, kto zrobił bardzo złą rzecz i należało powstrzymać go od tego, żeby ją kiedykolwiek jeszcze mógł powtórzyć. Poza tym należało go ukarać za tę już zrobioną. Zaś to, co mówił o Gonzalesie, chłopaczkowi zupełnie zwisało. Gonzales według siebie postępował słusznie i właściwie tylko to miało znaczenie w tej chwili. Zwłaszcza, że chlopaczka napędzała przeogromna złość, którą tylko podburzyło to, że osobnikowi nic się nie stało. Gonzales wysnuł dwie teorie. Albo rogatego wcale nie było w tym miejscu, w sensie fizycznym, albo umiał w sztuczkę, że wszelkie ataki omijały jego ciało. Tak czy inaczej, Gonzales nie miał zamiaru już odpuszczać. Był w takim stanie, że nie mógł. Ponownie uderzył wężami, ale tym razem z większym rozmachem, żeby podpalić wokoło jak najwięcej rzeczy i narobić jak najwięcej ognia dookoła. Do rozprzestrzeniania ognia chłopiec wykorzystywał węża z prawej ręki. Tego z lewej zrzucił na rogacza i zaczął tym wężem na rogacza kręcić. Nie tylko po to, żeby narobić w tym miejscu jak najwięcej ognia. Chłopiec wciąż miał nadzieję, że rogatego spopieli w drobny pyłek, ale oprócz tego nie miał ochoty patrzeć na jego irytującą twarz. Nie miał zamiaru słuchać jego irytujących słów. Nawet jeśli rogaty miał w jakimś stopniu rację, to dla Gonzaleza w swym wypaczeniu nie był on kimś, kto miałby prawo chłopaczka oceniać. - Doprawdy?! I pewnie dlatego sam uważasz się za lepszego, co nie?! - krzyknął w odpowiedzi Gonzales, a na jego twarzy wciąż widniał złośliwy uśmiech. - Ha! Jesteś głupi! I śmierdzisz! Niewzruszony Gonzales kontynuował swoje. Robił ogień, uderzał ogniem, nawet jeśli to było bezskuteczne. Z takimi jak tamten według Gonzalesa nie dało się inaczej.Dla nieświadomych swego zła Gonzales mógłby znaleźć w sobie litość, lecz dla kogoś świadomie złego, świadomie wyciągającego zło z innych, mógł tylko okazać, że takie postępowanie jest zgubne. Zatem musiał stać się tą zgubą. Tym lepszy był w tym, że wyręczał w tym kogoś naprawdę dobrego, a był na tyle zły, żeby się podjąć takiego destruktywnego działania. W każdym razie Gonzales był z siebie zadowolony i nie miał najmniejszych wątpliwości.
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Maj 20 2018, 23:04
PERSPEKTYWA GREY Świetnie! Znalazłam informacje o Pietragoras-ou-sama oraz Serpensis-sama. Oczywiście najlepiej było pozbyć się informacji które znaleźliśmy, aby nie wpadły w inne niż nasze ręce. I oczywiście że były przydatne - jak tylko znajdziemy te 5 słów, to będzie to większy argument do przekonania niż cokolwiek innego. - Jako że nikogo na razie nie ma w okolicy i są zajęci pozbywaniem się tej armii, to możemy spróbować zaryzykować i udać się wgłąb miasta, w poszukiwaniu większej ilości informacji, Legend, może spróbujemy jeszcze poszukać centrum wszystkiego... Siedzenie tutaj i czekanie nic nam nie przyniesie. Andrzej-san, po grupach które widziałeś... ile wynosi przeciętny stan takiej? Ile ma Legend, ile ma normalnych magów? Potrafisz to stwierdzić? Ta informacja miała mi posłużyć do decyzji dotyczącej taktyki przemieszania. Jeśli okazałoby się, że liczenie przewyższamy większość grup, można było spróbować postawić na szybkość i przemieścić się do miasta, korzystając z otwartych terenów, gdzie była mniejsza szansa na zasadzkę oraz łatwiej było wykorzystać dominującą siłę ognia. A jak okazało by się że nasza grupa jest równa lub nawet mniej liczna od reszty, to lepiej było przemieszczać się ukradkiem, korzystając z ciasnych przejść, gdzie znacznie łatwiej było zorganizować zasadzkę na przeważające siły przeciwnika i odwrócić sytuację o 180 stopni. Ale najpierw wolałam usłyszeć to od Andrzej-sana. Oczywiście, przy każdej z tych opcji wykorzystywałam talent drużyny, jednocześnie przekazując Mavis-san informacje na temat każdej z grup oraz próbowałam z nią obmyślić taktykę. Pietragoras-ou-sama... Najlepiej sprawdziłby się jako front, wraz z H'rnsal-sama. Ja z Mavis-san oraz magami w środku, zaś Serpensis-sama oraz Andrzej-san z tyłu. Wypatrujemy się zagrożeń i staramy się nie pakować w przypadkowy bajzel... O ile nie jest szczęśliwie przypadkowy, że grzechem byłoby go nie wykorzstać.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Maj 21 2018, 11:40
Nie miał teraz czasu na wyjaśnienia. Z pewnością, sędziowie wystarczyliby w tej sytuacji, jednak wszędobylska demoniczna energia zdawała się być innym zmartwieniem. Same Legendy raczej jej nie stworzyły, a więc to organizator musiał mieć z tym coś wspólnego. Tu właśnie zaczynał się pewien problem. Sam policjant przytaknąłby jedynie dziewczynie głową, ruszając w wybranym kierunku. Rozejrzałby się ostrożnie po pokojach, mając na uwadze też to, aby w razie czego być gotowym do uniku, odskoku czy awaryjnej teleportacji. Co więcej, dywan, koc czy raczej jakiś solidniejszy obrus lub grubsza firana, albo kurtyna też by pewnie uszły, toteż jakby coś znalazł od razu by wrócił, informując ogólnikowo o tym resztę.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.