Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
| Temat: Takie tam... Czerwonym tuszem Wto Paź 01 2013, 18:37 | |
| | Imię: William Conrad Pseudonim: Willcio, Will, Kondziu, jak i wiele innych~! Nazwisko: Ramsey Płeć: Mężcz... Chłopiec Waga: 36kg Wzrost: 140cm Wiek: 11 Gildia: Death's Head Caucus Miejsce umieszczenia znaku gildii: Lewa strona klatki piersiowej, między drugim, a piątym żebrem. Klasa Maga: Brutalne 0 Rh-
| Wygląd: Chciałoby się powiedzieć, iż to po prostu najzwyklejszy nastolatek i tyle! Nawet tak jest, ale to raczej wiele nie wyjaśnia, prawda? Więc... Co go może wyróżniać? Przeciętnej długości, brązowe włosy, może w nieco jaśniejszym od zwykłego odcieniu, a i oczy w podobnej tonacji barw, która może przypominać nieco roztopioną czekoladę! Albo i nie? Pewnie aż tak ciemne by nie były nigdy, chociaż... Kto tam by to zbadał?! Zresztą, czy warto o tym wspominać, skoro i tak schowa to pod kapturem? No cóż, jednak poza tym... No czego się spodziewać?! Niski, ale kiedyś urośnie! Chuderlawy, ale jeszcze wszystko przed nim, prawda?! Dopiero będzie dojrzewał! Chyba... A póki co - ot zwykła dziecięca postura z nieco pulchną twarzyczką i ciut jaśniejszą od przeciętniaka, gładką cerą~! Charakter: Dziecko? Tak właściwie to osoba, która tak go nazwie, ma rację, aczkolwiek nawet jeśli ciągle nim jest, należałoby spojrzeć także na jego postępowanie, czy ogół zachowań. Wtedy dopiero można stwierdzić, iż brązowooki to taki odludek, który wykracza ponad grupkę ledwo nastolatków. Bardziej dojrzały? Możliwe, ale jego "dojrzałość" objawia się przede wszystkim poprzez względną cichość. Dokładniej mówiąc, William to po prostu taka małomówna persona! Nawet pokrywa się to z wrażeniem, iż chłopak mógłby być zamkniętym w sobie introwertykiem, który usilnie tłumi głęboko w sobie uczucia, aby nie ujrzały światła dziennego. W końcu we wnętrzu nikt ich nie zobaczy! Przynajmniej teoretycznie... Pewnie też z powodu tej względnie obojętnej maski, którą przywdziewa na co dzień, niektórzy uznaliby go za bezczelnego impertynenta, albo po prostu - aroganckiego bachora! Jednak w dalszym ciągu to - dziecko. Samotne i bez nikogo, komu mogłoby w pełni za ufać, a zarazem nie chcące nikomu się naprzykrzać, czy przynosić tej osobie kłopotów. Nie powinno więc też dziwić, iż lęka się - w pewnym sensie - zawierania i zawiązywania bliższych więzi, relacji, czy pojawiających się uczuć przywiązania do kogoś i... przyjaźni? Wina wieku? Okres buntu? Zwykły, niewyjaśniony strach? A może... Przesądność? Fatum? Sprawka przeszłości, o której przeważnie nie mówi, a nikt raczej jej z niego nie wydusi?! Pewnie dałoby się potencjalne przyczyny wymieniać w nieskończoność, ale nie w tym rzecz, prawda? Za to... Wiara w niektóre zabobony?! Tylko móżdżek młodziutkiego Kondzia chyba pozwala mu w nie wierzyć. Ot takie szczęśliwe trzynastki, czy pechowe siódemki. Może nie wszystkie, ale... Wierzy także, iż pijąc dużo mleka szybko urośnie! Ot co! Nieco naiwne, ale... Co poradzić? Historia:- Aaau! To boli! - donośny krzyk przeszył niemalże całe domostwo, które - na szczęście dla innych ludzi! - znajdywało się poza miejskim zgiełkiem. Ot niewielka, aczkolwiek względnie zadbana, podmiejska posiadłość Ramseyów. Nie za duża, nie za mała! Po prostu idealna chatka z pięknym ogródkiem dookoła~! W sam raz dla trójeczki domowników, trzech osobników płci męskiej! Dość docenianego i znanego z usprawniania zabiegów medycznych profesora Adama Ramseya oraz dwójki jego synów: starszego - Charlesa i młodszego - Williama. Jednak... Skąd całe to zamieszanie pośród utopijnej okolicy? Kto ośmielił się zakłócić tę idyllę?! - Za ciasno! - zawtórował tylko chłopięcy głosik, narażając bębenki nastolatka o ciemnych włosach na trwałe uszkodzenia. Co więcej policzki brązowowłosego nadęły się, a ręce spoczęły skrzyżowane na klatce piersiowej, a jakby tego było ciągle za mało, tęczówki w barwie mlecznej czekolady utkwiły w jakiejś ścianie po prawej stronie. - Przestań nii-san... - burknął już nieco ciszej, jednak w dalszym ciągu przypatrując się pionowym paskom w pomieszczeniu. Czterolatek, bo tyle właśnie lat miał William, zdawał się być urażony? Zirytowany? A może najzwyczajniej w świecie niezadowolony z danego faktu! A jakiegoż to?! Pewnie przyczynę stanowiło właśnie zawiązywane na nodze białe coś, a dokładniej bandaż, który najwyraźniej uwierał lewą kostkę chłopaczka! Potworność! No jak tak można, prawda?! Nawet ze skręconą dałby sobie pewnie radę! Jakoś... Pewnie tak właśnie też uważał, bo przecież nawet zadrapania i inne takie cosie goiły się u niego szybciej, to i z takim czymś by się uporał, ot co! Dość dobrze zbudowany mężczyzna o krótkich włosach w barwie smoły przechadzał się właśnie korytarzem. Kitel profesora Ramseya falował pod wpływem każdego kolejnego kroku, jaki ten stawiał, jednak w pewnym momencie nagle się zatrzymał, a jego ciemne, niczym dwa tunele bez dna oczy rzuciły spojrzenie na pewną małą przeszkodę, która upięła się nogawki dorosłego. - Hm? Nie teraz... - mruknął tylko mężczyzna pod nosem, a z tonu jego głosu można było śmiało wywnioskować, iż najpewniej właśnie zajmował się pracą, bądź jakimiś kolejnymi badaniami i doświadczeniami. - T-tato! Ale no... To zajmie tylko chwilkę! - zawtórował niewysoki brunecik, który nie mógł mieć więcej jak pięć lat, a jednak mimo swego młodego wieku względnie hardo patrzył się w oczy przynajmniej dwukrotnie wyższego człowieka, na co ten tylko zareagował westchnieniem i pokiwaniem swoją głową ze zrezygnowania, a następnie... Zapadła dość niezręczna cisza, podczas której właściwie nic się nie stało. - Jeszcze... chwilka. - mruknął tylko maluch, zaciskając powieki, a tym samym odcinając światu dostęp do czekoladowych tęczówek. Mały Willcio zaczął skupiać się, a nawet na jego czole dało się dostrzec pierwsze oznaki zmęczenia w postaci kropelek potu. Stał tak w bezruchu i zdawać się mogło, iż zaraz ktoś lub coś eksploduje... Już za minutę, dwie, a może pięć. Czas mijał, a nic się nie pojawiało, by ostatecznie wysiłek spowodował pojawienie się tylko niewielkiej, czerwonej, unoszącej się nad ziemią karmazynowej kuleczki, która rozmiarami nie przekraczała kilku mililitrów. - W-widzisz... - wydusił z siebie tylko chłopaczek ciut słabym głosikiem, łapiąc oddech, którego najwyraźniej zaczęło mu braknąć, a następnie... Spoglądając w pustkę. W miejscu, w którym przed chwilą stał doktor Adam teraz znajdywała się pustka, a po rodzicu nie pozostał nawet ślad, czego koncentrujący się Kondzio nie wyłapał. - Ale... - wydusił nieco łamiącym się tonem, a niewielka krwawa kuleczka bezwiednie opadła na ziemię, plamiąc dywan... Hałas... Odgłosy przerzucania różnorodnych przedmiotów. Jednym słowem - zamieszanie! I to nie małe, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż epicentrum okazywał się ciemnowłosy nastolatek, który ładował najpotrzebniejsze rzeczy do torby podróżnej, nie bacząc zbytnio na przeciwności losu, czy też wlepiających się w jego plecy brązowych tęczówek, które lustrowały niemalże każdy najmniejszy ruch Charlesa. - Nii-san... Co się stało? - spytał się siedmiolatek, przekrzywiając głowę nieco w prawo, jakby w geście niezrozumienia, czy też niewiedzy. W końcu skąd miał wiedzieć, co zaszło w posiadłości kilka godzin wcześniej, gdy on jeszcze ślęczał nad książką w szkole?! - Charlie?! - powtórzył nieco głośniej, aczkolwiek teraz jako punkt zaczepienia obierając zdrobnienie imienia starszego z nich. Wszystko to po to, aby... Odpowiedziało mu milczenie. Dlaczego? Tego zdecydowanie nie wiedział, mimo najszczerszych chęci! - Charles?! - zakrzyknął już tylko, niemalże zrywając się na równe nogi i chwytając w uścisk drobnych piąstek rękaw ciemnowłosego, który ewidentnie zdawał się zakończyć proces pakowanie i w dalszym, nieprzerwanym milczeniu zamierzał też opuścić kolejno pokój, aby zniknąć z tego ciasnego otoczenia, aczkolwiek owy jakże "potężny" chwyt spowolnił go na chwilę. Krótka chwila, w której to dłonie młodszego zostały poluźnione, a cel się wyswobodził, by przystać tylko na krótką chwilę w wejściu do pomieszczenia i spojrzeć się na malucha. Zupełnie jakby Charles miał coś do powiedzenia, chciał coś przekazać, ale... Odszedł? Kondzio nawet nie zauważył, gdy w oczach zaczęła zbierać mu się woda, która powoli korzystając z jego twarzyczki skapywała na podłoże w postaci słonych łez. Owych kropel smutku, który nadszedł, a może dopiero... miał nadejść? Kolejne godziny, dni, tygodnie. Czas mijał nieubłaganie, a po Charles'ie nadal ni widu, ni słychu. Przepadł... jak kamień w wodę, zostawiając brązowowłosego samego, a na dodatek ojciec chłopaczka jakoś tak odciął się od świata, zamykając się w sobie. Samotny... Pośród sporej posiadłości, a może po prostu zwykłego labiryntu pustych pomieszczeń. - Nie wróci...? - mruknął tylko siedmiolatek pod noskiem, wtulając się w maskotkę. Krótkie zdanko, niejednokrotnie powtarzane było w ostatnim okresie, przeszywając umysł malucha, ale zaraz potem wtórowała temu myśl podjudzana naiwnością, a może po prostu budowana ostatkami nadziei - " Nie!". Zupełnie tak, jakby mogło to doprowadzić do jakiegoś cudu, bo przecież... Ciągle pozostawał cień szansy, iż Charles powróci i znów będą mogli pograć. Znów będą szczęśliwą rodziną, a on... Wtedy Kondzio pokaże mu to, czego się nauczył! Ośmiolatek wrócił do domku, który jakimś cudem był inny. Coś mu nie pasowało, a sam chłopaczek początkowo nie wiedział co, ale im bardziej zagłębiał się w alejach korytarzy, tym bardziej mógł odczuć swego rodzaju napiętą atmosferę, aż w pewnym momencie dosłyszał też i słowa. Uniesione głosy, które tak bardzo kontrastowały z ciszą. - Nie możesz teraz zrezygnować! Prawie wszystko jest gotowe! Myślisz, że skończysz z tym ot tak?! - zarzucał najwyraźniej coś rodzicielowi kobiecy głos, który nie brzmiał na zbyt uradowany z powodu wizyty. O co mogło chodzić? Jaki był cel wizyty? - Przecież dzięki temu mógłbyś ją... - Nie! - zostało przerwane kobiecie przez dość donośne barytonowe tony, należące zapewne do profesora Adama, a po tym krótkim okrzyku nastało krępujące milczenie, przerywane jedynie trzaskami z salonowego kominka. - Na pewno by tego nie chciała. Musisz to zrozumieć Eve... Nie mogę. Nie pozwolę... - dorzucił już nieco zaniżając głos i stopniowo wyciszając go. Czego nie mógł pan doktor? Na co nie mógł pozwolić? - Zmieniłeś się... Kiedyś bardziej ci zależało. - krótkie i ciche zdanie, wypowiedziane niemalże jak westchnienie, a następnie stukot obcasów o drewniane podłoże. Owe poruszenie pozwoliło Willowi dojrzeć, iż rozmówczynią jego ojca była młoda kobieta o ciemnych włosach, upiętych, a może raczej zwiniętych swego rodzaju długopisem w kok. Jej biały kitel falował niemalże z każdym krokiem, a do tego towarzyszyła jej smużka dymu, który odchodził od papierosa. Kim była owa persona? Tego chłopaczek raczej nie wiedział, jednak mógł przypuszczać, iż jakiś współpracownik, a może asystent w jakimś tajnym projekcie! Więc... Czy powinien o tym słyszeć? "Cicho wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie? Co to będzie?!" Pewnie takie rozważania mógłby mieć młody mag krwi, jakby wiedział wcześniej to, co zastanie za drzwiami domostwa. Kroczek po kroczku pojawiały się kolejne plamy... - C-co..? - wyszeptał tylko chłopaczek, a szczęka mu zadrgała mimo woli. Przyglądał się różnorodnym plamą czerwonej wody, którą tak zdążył już poznać. Każdy kolejny obraz przerażał go coraz bardziej, jednak mimo wszystko starał się brnąć głębiej, dalej... Do celu, aż znajdzie źródło krwi, którego... NIE BYŁO?! Ni ciała, ni człowieka! Zupełny brak śladów, poza pobojowiskiem i masowym bałaganem w gabinecie ojca. - T-tato? - wyszeptał tylko, przeszukując dom jeszcze raz i jeszcze... I znów, ale nikogo nie znalazł. Był... SAM?! Został sam, jak palec w świecie, który czekał tylko na to, aby posilić się nieszczęściem kolejnej osoby, nie bacząc na to, czy odbiera dziecku matkę przy porodzie, czy rozdziela rodzeństwo, bądź pozbywa się innych członków rodziny. Nie miał, a przynajmniej nie znał, nikogo, kto wykazałby chociaż odrobinę chęci do pomocy, wsparcia, czegoś, czego potrzebował teraz najbardziej. Zwłaszcza w takim miejscu! Starym, podniszczonym, ceglanym budynku, który robił za swego rodzaju przytułek, a może ładniej to nazywając "dom dziecka". Kto by pomyślał, iż nawet w takim miejscu ciągle pozostanie odmieńcem. Najzwyklejszym wyrzutkiem, nie pasującym do całości! Pomijając tych, których brązowowłosy z jakiś przyczyn się lękał, czy też tych, których najzwyczajniej w świecie nie rozumiał, a kończąc na dzieciach, które się go bały. W całym tym zgiełku nadal pozostawał osamotniony, co bolało chyba najbardziej. - Czemu to wszystko się stało? Czemu tak już jest? - pytał niejednokrotnie swoich... karmazynowych kulek krwi, które już nieco przybrały na rozmiarach, a on sam... Miał właściwie tylko swoją "innowatą" moc, która nie chciała go opuścić i towarzyszyła mu non stop, najprawdopodobniej odstraszając resztę, ale... Jak to się mawia, wielka moc to i także jeszcze większa odpowiedzialność i nawał obowiązków, nie? Huśtawka... A nawet dwie. Stare pręty, zardzewiałe łańcuchy, wątpliwe drewno... Wszystko pokonane przez nieubłagany czas. Jednak to miejsce tworzyło niezbyt pewną i dość niestabilną konstrukcję, stojącą na uboczu - w cieniu drzewa... Zapomniana. Porzucona przez ludzi i świat. Oddalona od wszystkich, zupełnie jak brązowowłosy dziesięciolatek, którego nogi zwisały bezwiednie w dół, a ten najwyraźniej wiercił dziurę w glebie samym spojrzeniem, wsłuchując się tylko w każdy kolejny skrzy. Każde zgrzyt, czy pisk wywoływane przez ten prosty mechanizm... Zmienił się. Bardzo... Radosny uśmiech nie gościł już tak często, jak niegdyś na jego twarzy, a fascynacja światem, czy otoczeniem najzwyczajniej w świecie wygasała, powoli zastąpiona przez bezlitosną obojętność. Zupełnie, jak huśtawka! Gdy tylko udał się do przodu, wtem jakaś niewidzialna siła ciągnęła go brutalnie wstecz. Unosił się tak w bezruchu, przypatrując się formującej się powolutku czerwonej kałuży. Kropelka po kropelce, niczym czerwone łzy, ale on... Nie mógł płakać. Nie wypada, prawda? Chłopak nie powinien! Mężczyźnie nie wolno, ale... Kto tak nakazał? - ...robisz? - niezbyt głośny dziewczęcy głos wyrwał go z zamyślenia w akompaniamencie dość głośnego zgrzytu starych, metalowych części, ale nawet domyślając się treści pytania - nie odpowiedział. Nie chciał, nie musiał, a przynajmniej tak pewnie myślał, woląc lustrować swoje niewielkie bajorko. Milczenie najwyraźniej nie usatysfakcjonowało dziewczyny, która mimo wszystko dalej próbowała podjąć jakiś temat! - Niebo jest jaśniejsze, prawda? I robi się cieplej... - dorzuciła po pewnym czasie, znudzona, zaczynając już nawet męczyć huśtawkę o jej "usługi". Przecież do tego służy, nawet podrdzewiała! - Yhm - odpowiedziało jej tylko niezbyt wyraźne mruknięcie chłopaka w kapturze, który mimo wszystko w dalszym ciągu bardziej zafascynowany wydawał się podłożem, aniżeli bujaniem w obłokach. - Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - huśtawka nagle się zatrzymała, a ciemne tęczówki czarnowłosej dziewczyny zostały wlepione w Willcia, co do najbardziej komfortowych przeżyć pewnie by nie należało, jakby to chłopaka w ogóle obeszło! - Odpowiedz no! - dorzuciła tylko, a pochylając się nieco przed siedzącym chłopaczkiem. Była może tylko nieco wyższa od brązowowłosego, aczkolwiek zapewne nie miała wiele lat więcej jak Kondzio, który dopiero teraz spostrzegł dziewczę o włosach uczesanych w dwa kucyki. Była inna... Całkiem odmienna od reszty! Mimo wszystko... Zdecydowanie nie należała do grupki osób podobnych Williamowi i... Najwyraźniej nie zamierzała dać za wygraną! - N-nic... - wydusił tylko cicho Will pod naporem nietypowego okazu. I w ten sposób nawiązali pierwszy kontakt... William i Amelia. Ich przyjaźń? A może wspólna praca nad pewnego rodzaju światełkiem w tunelu, które pojawiło się znikąd dla Willcia? Godzinna przerwa na stacji kolejowej... Czego można chcieć więcej, jak zaszyć się w jakimś kącie, a najlepiej po prostu usiąść i pogadać sobie na spokojnie z... koleżanką? przyjaciółką? Trudno ocenić, nie mając od tak dawna porównania. Skąd jedenastolatek mógł wiedzieć, a raczej pamiętać, jak wpływały na człowieka dane związki międzyludzkie? - Will... Zobaczmy co tam jest! Na pewno będzie zabawnie! - powiedziała ciemnowłosa podskakując raz po raz, a jej palec najwyraźniej wskazywał schody, które prowadziły na dół. Do piwnicy oshibańskiej kolei. Nastolatek zlustrował ciągnącą jego rękaw dziewczynę, ostatecznie jednak skinął jej głową. Ruszyli poznawać nieznane, zostawiając za sobą trzaski urządzenia służącego do ogłoszeń wszelkiej maści, aczkolwiek te... Te różniły się od wszystkich! Oni jednak skupieni byli na tajemnicy, zagadce i... Ciekawi świata? Rządni przygód? Szkoda tylko, że nie wiedzieli, co ich czeka... Wycinek z gazety:" ...doszło do ataku na stację w Oshibanie. W skutek tego zajścia znaleziono już 42 ciała, zaś 13 osób pozostaje w śpiączce. Trwają prace, które mają ustalić tożsamości poszkodowanych, jak i odnalezienie pozostałych odwiedzających ową placówkę. Policja usiłuje..." Maj... Piękny, wiosenny miesiąc, w którym słonko coraz śmielej zaczyna wychodzić zza chmur, jednak... Nikt raczej na to nie zwracał uwagi. Nawet jedenastolatek, który wraz z swoim plecakiem przechadzał się alejkami miasta rady. Chaos. Zamieszanie. A także ten wielki krater, czy ulice skąpane w krwi, a on... Nawet nie mógł pomóc. - ...do niczego. - mruknął tylko, poprawiając kaptur, aby bardziej odciąć się od natrętnych promyków światła. Stawiał kolejne kroki, wymijając sporych rozmiarów dziurę. - To moja wina? - mruknął tylko przystając na krótką chwilę przed pozostałością centrum miasta. Góra, rada, policja. Masa ofiar i jeszcze więcej poszkodowanych. Co by się stało, gdyby nigdy tutaj nie przybył? Tego pewnie nie wiedział, jednak do głowy napływały mu kolejne myśli, które jasno sugerowały to, iż Willcio stanowiłby źródło wszelkich nieszczęść. Rzucił tylko ostatnie, krótkie spojrzenie kraterowi, po czym kopnął pomniejszy kamień, oddalając się. Daleko... Byle jak najdalej stąd! Najlepiej gdzieś, gdzie nikt przez niego już nie ucierpi... Dlaczego znów zbliżył się do ludzi? Czemu nie potrafił być sam? Zostawić tego wszystkiego?! Bałagan... Chaos... Krew. Tak bardzo współgrające ze sobą, otaczały ponownie chłopaczka, który stał z jakimś kawałkiem gazety. Niby już po wszystkim, niby spokój i cisza, ale... "...naliczono 8 ofiar śmiertelnych wśród cywili i około tuzina rannych. Gorzej ma się sytuacja w szeregach królewskiej armii i Policji magicznych. Łącznie znaleziono 50 ciał, 13 ludzi uważa się za zaginionych, a 84 trafiło do szpitala z licznymi ranami. Mimo wszystko..."To jedyna szansa? Ostatnia nadzieja? Na co? Został całkiem sam, a wszystko, z czym tylko się zetknął, przepadało... bezpowrotnie. Chociaż, nie. Gdyby dało się to zostawić za sobą i uniknąć ponownego spotkania z tym, co powracało jako nocne koszmary. Upiorne senne zmory. - Eh... - westchnął tylko cicho nastolatek, powątpiewając w możliwość jakiegokolwiek przełamania nieszczęsnego fatum, aby ostatecznie utkwić spojrzenie na swojej klatce piersiowej, a dokładniej niewielkim znaczku, który mieścił się w tym właśnie miejscu od kilku chwil. Siedział tak minutę, albo dwie, a może i nawet więcej, zachowując nieprzerwany bezruch, a w pomieszczeniu dało się dosłyszeć chyba nawet najcichsze dźwięki. Oddech, a może i też jego puls... Bicie serca, jak i pompowaną przez nie krew... Tyle krwi. - Dlaczego? - padło tylko króciutkie słówko w eter, które względnie wyzute zostało z emocji, acz wprawne ucho pewnie dosłyszałoby smutek, a może żałość. To pewnie wiedział sam brązowowłosy, który zaraz po ponownym ubraniu bluzki, nałożył na siebie swoją materiałową, białą kamizelkę. Po co? Pewnie tylko dlatego, aby naciągnąć na głowę kaptur, który częściowo oddzielił go od tego wszystkiego... Całego tego chaosu i zamieszania, które czekały na niego za drzwiami... Drzwiami, które ostatecznie przekroczył. Gildia... Nowa rodzina? Nowy dom? To się dopiero okaże... Umiejętności: Kontrola lvl1 Medyk lvl1 Ninja lvl1 Ekwipunek:
- 10 (20 jeśli starczy) stalowych lotek do dartów o długości całkowitej 15cm. Rysunek
- Etui stanowiące właściwie część paska. Jedno zwykłe, usztywniane "opakowanie" o wymiarach 16x12x4cm, które pomieści do 5 lotek, odpowiednio usytuowane w protektorze, który uniemożliwia rzutką wzajemne ścieranie się. Dodatkowo posiada zapięcie na guziczek. Taki no taki, że... Ot starczy odpiąć i otwarte, bądź przydusić i zamknięte. Takie "pyk"!
- 2 przeciętne, zwykłe sztylety.
- 2 półlitrowe butelki, napełnione krwią. Inni noszą coś do picia, a Willcio ma ową substancję! Dla jasności jedna butelka wypełniona 0Rh-, a druga ABRh+.
- 5 (10) około pięćdziesięciu-mililitrowych ampułek/fiolek z zatyczkami do nich. Puste, bo puste, ale zawsze można napełnić.
Rodzaj Magii: Najprościej mówiąc... Magia krwi~! Manipulacja, modyfikacja, a i nawet wytwarzanie broni z krwi! Wspaniałe, och i ach i w ogóle op, ale... Niestety w większości przypadków wymaga obowiązkowego nakładu w postaci cennej, karmazynowej cieczy z żył nastolatka. Dodatkowo umożliwia to usprawnienia. pracy układu krążenia jego, czy też sojuszników. Ot po prostu wszelakie sztuczki z krwią... za odpowiednią cenę. Pasywne Właściwości Magii: Bloody Aspect - korzystając w nadmiarze ze swojej magii, ciało Willa ulega pewnemu "przeobrażeniu", acz tylko wizualnemu. Barwa tęczówek przyjmuje krwisty, karmazynowy odcień, zaś włosy zdają się stać ciemniejsze i zyskać czerwonawą otoczkę, jakby nawet te elementy zalała krew~! Endure - krwawienie z czasem staje się czasem naturalne, a nastolatek powoli przywykał do owego zjawiska. Dzięki swego rodzaju doświadczeniu, potrafi teraz wytrwać z zaledwie, a może aż, 500ml krwi! Impression - co to za mag krwi, co takowej by się lękał, czy takiej brzydził?! W sumie ta nie robi na nim zbytnio wrażenia. Ot czerwona "woda" i tyle~! Zasłabnąć od zapachu, czy widoku?! Mu to raczej nie grozi~! Production - czyli, jak to szkoda marnować krew, zamiast... Zwiększyć nieznacznie jej produkcje! Jeśli taki Kowalski wytworzy 100ml, to Willcio w tym samym czasie podoła produkcji jakiś 101, czy tam 102, a może nawet 105ml! Tak, tak! Nie inaczej! Ot nieco szybsze wytwarzanie krwinek... Universal - ale skoro bawimy już się krwią, wypada też wiedzieć, iż może to wpływ magii, a może zwykły przypadek, ale krew, jaka płynie w żyłach młodego, tak jak i ta, której używa w zaklęciach, zachowują swego rodzaju uniwersalność. Współgra z każdą grupą krwi i nie wywołuje żadnych powikłań typu konflikt serologiczny, czy atakujące siebie antygeny, etc. On przyswaja inne do swojej grupy, a jego krew w innych organizmach dostosowuje się do "większości". Youthfullness - czyli wieczna młodość! A może raczej... Ciało nastolatka po prostu ulega nieco wolniejszemu procesowi starzenia się, a nie tyle, że zatrzymało się w rozwoju, czy coś! Może jak zostanie naprawdę potężny to powstrzyma ten proces, ale teraz... Teraz może tylko pomarzyć o czymś takim! Clot - dziwne, czy też nie, ale u nastolatka występuje wzmożona krzepliwość krwi! Niby nic, ale takiemu szybciej pojawi się strup, a i szybciej nieco goją się jego rany! Dodatkowo zmniejsza to częściowo potencjalne ubytki czerwonej cieczy~! Crimson Pellet - może stworzyć niewielkie, paru mililitrowe kulki krwi, które po prostu są. Ot taka rozrywka na nudne dni~! Polewituje jedna, czy dwie, a może pięć maluśkich kuleczek i już ile zabawy! Expert - kto, jak kto, ale Kondzio zna się na krwi! Z pewnością rozróżni plamę krwi od takiej z farby, czy ketchupu! Takiego nie oszukasz, a na dodatek jeszcze potrafi wyczuć ile krwi w sobie ma przy odrobinie skupienia! A jeśli nic mu nie przeszkadza to nawet dałby radę poznać się na takim czymś jak grupa krwi! A? B? Plus, czy minus? Zapach, wygląd, a w ostateczności posmak go w tym utwierdzają~! Memory - pamięć krwi ważna sprawa, bo jeśli już zetknął się z obrazem, jak i innymi bodźcami czuciowymi z cudzą krwią, wtedy potrafiłby ją rozpoznać. Oczywiście przy odpowiednim skupieniu i przy poświęceniu odrobiny czasu~! Pulse - a skoro o tętnie mowa, to Willcio potrafi takie wykryć! Może je wyczuje przyglądając się obiektowi nie dalej niż metr od niego (zależne od mg). Ale na pewno da radę odkryć prawdę badając tętno własnoręcznie! Scripture - korzystając z minimalnego nakładu krwi, nastolatek potrafi pozostawić krwawy znak na ścianie, bądź... Napisać coś! Przeważnie ogranicza się to do jakiejś jednej większej strzałki/gwiazdki/jednorożca mini/whatever~, bądź... Taki symbol/znaczek/litera max 1 na post i nie większy on jest niż dziecięca dłoń. Vanish - i po plamie nie ma śladu! Ot takie nie walczące pwm, które sprawia, iż... Przy pomocy Willa podczas prania ślady krwi schodzą o wiele łatwiej z ubrań niż normalnie! Cicatrize - niby nic, a ile z tego radości! Sprawia, iż w przypadku zabiegów medycznych, leczenia i innych zabiegów, rany nie pozostawią blizn. Ot taki zabieg estetyczny. Samo z siebie nie leczy~! Działa tylko na nastolatka~! Transfusion - proste pwm, a może raczej zabieg. Za zgodą obojga stron Willcio może przelać do 100ml krwi. Niestety może dokonać tego zabiegu raz na 3 posty, aczkolwiek działa w obie strony. Zaklęcia: Ranga D:
Copy - niby wielkie, wspaniałe, op, bo to niby i klon ciemnowłosego, a ostatecznie... jest niczym taka krwawa bańka~! To teraz tak ciut technicznie... Powstaje przy nakładzie 500ml krwi, a jego rolą jest.... po prostu się rozprysnąć niczym bańka mydlana, aczkolwiek oczywiście z czerwonej "wody", a nie byle wody z mydłem. Byle uderzenie, czy ukłucie poważniejsze jak nadepnięcie na kamyk, czy otarcie się o źdźbło trawy, powodują jego "destrukcje", a przedmiot atakujący nie zostaje zatrzymany. Dodatkowo może istnieć tylko 1 kopia na raz i maksymalnie przez 3 posty. Darts - wytwarza 3 niewielkich (10cm; 3cm piórko; 1cm "ostrze") lotek do dartów z krwi, które zostają wystrzelone w przeciwnika, bądź w kilka celów. Każda rzutka w locie utwardza się do poziomu żelaza poprzez wyodrębnienie tego pierwiastka z krwi, a po wbiciu się w cel, bądź zetknięciu z podłożem/ścianą/etc. wracają do swojej początkowej postaci, czyli najzwyczajniejszej cieczy. Wymaga to nakładu 100 mililitrów krwi. Drop - a dokładniej forma debuffu, który powoduje nieznaczne obniżenie się ciśnienia krwi u przeciwnika przez okres 2 postów. Co ma to zagwarantować? Cel zaczyna odczuwać swego rodzaju nieznaczną ospałość, przez co jego ruchy stają się nieco bardziej ospałe, a i taki ktoś jest odrobinę bardziej podatny na ataki umysłowe, bądź te skierowane na mentalność/ducha.
Ranga C:
Caustic - proste, acz kilkustopniowe zaklęcie! Otóż można je aktywować na plamie krwi, ale wyłącznie takiej poza organizmem żywym - nie w żyłach, tętnicach, etc! Polega ono na zmianie składu krwi, a dokładniej wyodrębnieniu z niej odpowiednich związków i spotęgowaniu ich ilości tak, aby uzyskała właściwości kwasowe! Po pierwszym poście od aktywacji następuje delikatne oparzenie danego obszaru i pojawienia się niezbyt przyjemnego pieczenia, aby po drugim poście rosnący poziom kwasowy przyczynił się do podrażnienia żywych komórek, bądź przeżarcia tych nieożywionych! Ot taka kwasowa własność żrąca~! Crimson Rain - poświęcając 250 mililitrów krwi, potrafi wytworzyć do 25 igieł - takich 4-5cm, jak te do szycia - z owego płynu, który zostaje utwardzony do poziomu żelaza na okres 1 postu. W tym czasie może je swobodnie kontrolować na obszarze nie przekraczającym okręgu o promieniu 5 metrów. W przypadku wykroczenia poza obszar, bądź wbicia się w jakiś przedmiot/cel zmieniają się automatycznie w zwykłą krew. Główną rolą owych igiełek są punktowe nakłucia~!
Ranga B:
Regeneration - lvl up pwm Clot - mag krwi miałby się wykrwawić? Proste zaklęcie, które służy do tamowania krwawień poprzez zakrycie ich strupami, ale... To nie wszystko! Oj nie! Po prostu zasklepia wszystkie nacięcia, cięcia, skaleczenia, rozcięcia, przetarcia, zadrapania, etc., które nie przekraczają rozmiarami tych rangi B. Przebiega to tak, iż po upływie koło pół posta zostają zasklepione obrażenia rangi C, a po całym poście krzepną te "skaleczenia" rangi B, zaś pozostałe zostają nieco zmniejszone. Zaklęcie nie nastawia kości, nie reperuje złamań, czy innych tego typu obrażeń, a i działa tylko na Willcia.
|
|