I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Miasto niedaleko stolicy Bosco. Dużo by się rozpisywać o jego infrastrukturze, więc z ważniejszych kwestii - jest to miasto które rozbudowywane było pierścieniowo. Kolejne "Warstwy" narastały dookoła starszych. Tak więc obrzeża miasta są całkiem nowe a w centrum znajduje się tzw. Stary rynek. Aktualnie w centrum rynku znajduje sie ogromna kamienna arena. Wysoka na 3 metry od ziemi kamienna bryła ma średnicę 20 metrów. Na życzenie zarządcy miasta otoczona została drewnianymi trybunami przekształcając się w coś na wzór stadionu. Dookoła jak zwykle tłoczą się różne stragany i straganiki. Tylko teraz ze względu na turniej, jest ich więcej. Zapisy znajdowały się niedaleko wejścia na arenę. Przy drewnianej budce siedział nieco grubszy mężczyzna w białym fraczku, który notował "Imiona" każdego uczestnika. Do turnieju zostało jeszcze kilka minut, mimo że zapisy miały trwać jeszcze trzy dni. Kolejka była długa, stało w niej jeszcze pewnie ze sto osób. Osoby te z nieskrywanym zainteresowaniem, przyglądały się innym uczestnikom. Część tych którzy dali radę się zapisać, krążyła już po straganach, a część siedziała na trybunach. Co uważniejsza osoba mogła dostrzec tutaj nawet takie sławy jak kapitan magicznej policji, Erre czy sama Persefona Wyrmbane. Tak więc jakąkolwiek formę miał mieć turniej, wybicie się na nim nie miało być prostą sprawą.
//Termin: 30.02 -> Żart, 02.03, ale nie będę wam pisał terminów. Zawsze macie 72h na post. Czasem może być więcej, ale nie będzie mniej. Zapisy zapisami, ale liczę tylko osoby, które napisały chociaż jeden post. Dopóki chociaż ten jeden post się nie pojawi, zakładam że się jeszcze nie pojawiliście na turnieju. Możecie założyć jak wam wygodnie że albo nadal stoicie w kolejce, albo już się zapisaliście. Na trybuny wstęp darmowy, nawet bez zapisu do turnieju.//
Autor
Wiadomość
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Sob Lip 29 2017, 13:34
Udało się jej wygrać. Miała z tym więcej problemów niż się spodziewała, Ropucha była bardziej upierdliwym przeciwnikiem niż by jej ksywka wskazywała. Ostatecznie jednak się udało. I widocznie mogła przy potyczce iść na całość, bo jak tylko walka się skończyła wszelkie rany zniknęły. Całkiem to przydatne i praktyczne. Jeśli by tak się nie stało Cass pewnie odpuściłaby sobie kolejną rundę. A tak nastał kolejny dzień i Dusthert w doskonałej dyspozycji mogła stawić się na arenie w wyznaczonym czasie. Tylko, że znów o swoim przeciwniku wiedziała niewiele, bo ograniczało się to jedynie do imienia przeciwniczki. Cóż, wszystkiego dowie się już w trakcie walki.
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Sob Lip 29 2017, 23:04
Problematyczne sytuacje były... problematyczne. Nastolatek westchnął dość ciężko, przyrównując w myślach tę konwersację do dyskusji ze ścianą. Nie znaczyło to, że jego postawa była lepsza, ale nie zamierzał zmieniać własnego zdania. Na domiar złego - walki dobiegały końca, co oznaczało koniec turniejowego dnia i rozmowy. Nie miał zamiaru zajmować mężczyźnie nazbyt dużo czasu, jednak miał też do dopowiedzenia parę kwestii. - Pomoc to nie tylko walka, którą testujecie - odparł na słowa mężczyzny, pozwalając sobie na powstanie z miejsca i poprawienie własnego ubioru. Wszystko po to, aby odchrząknąć tym samym i raz jeszcze spojrzeć na swojego rozmówcę. Wiedział, że jutro to on pojawi się na arenie, więc odbieranie mu prawa do odpoczynku nie byłoby nazbyt dobrym pomysłem. - Jutro tobie pomogę. Wtedy sam to ocenisz - dodałby jeszcze, zanim to oddaliłby się w sobie tylko znanym kierunku. Nie oznaczało to jednak, że ów pomoc będzie stosunkowo dobra. Zwłaszcza, że jeśli dobrze rozumiał działanie własnego zaklęcia, mogło ono mieć skutki uboczne. Mimo wszystko, pozwoliłoby to ocenić mu, czy ów osoby są rzeczywiście na tyle silne, aby zakończyć swoje pojedynki szybko, albo też przeciwdziałać negatywnym efektom pewnych mocy.
W ten też sposób William mógł odpocząć przed kolejnym dniem i przygotować się na odpowiednie działania. Nie zamierzał wykazywać się nader mocno w tych walkach, aby nie uznano przypadkiem zbytniej ingerencji jego w potyczki. Z tego też powodu zamierzał sprawdzić coś jedynie na podstawie paru pojedynków. Pierwszy z nich miał się rozegrać dość szybko, a pewna forma niepisanych korzyści mogła przydać się kiedy indziej. Prawdopodobnie z tego też powodu nałożyłby maksymalną, potrójną dawkę Drop(D+) na niejakiego Sama Hiroshiego. Trzeba przyznać, że nietypowa zbieżność imion i nazwisk. Kolejna z walk należała do niejakiego Edwarda, na którego z kolei nałożyłby podwójną dawkę Epinephrine(B). Wszystko po to, aby zwrócić też uwagę na jedną walkę, w której miał uczestniczyć niejaki Makbet, a takowych zbyt wielu nie miał okazji spotkać w swojej karierze.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Nie Lip 30 2017, 18:14
Tora spojrzał lekko zakłopotany na Red. -Wybacz. Nie mogłem za bardzo nic tam zrobić, a ty byłaś nieprzytomna. - stwierdził, próbując wytłumaczyć kilka rzeczy, ale chyba niezbyt mu to poszło. Mimo wszystko, na jego twarzy malowały się przeprosiny. Nie chciał w końcu dziewczyny stresować, ale chyba niezbyt to wyszło. Wkrótce jednak walki zostały zakończone i ogłoszono konkurencję, a także pary na dzień następny. Tora chwilkę poszukał swojego nazwisko, a kiedy je dostrzegł... zamarł. ~Torashiro Byakuton... vs... Tora... Mahou...~ pomyślał powoli, nie wiedząc jak na to zareagować. Nie bał się. Wręcz przeciwnie. Czuł ogromną radość i ekscytację, ale jednocześnie ściana rzeczywistości uderzyła w niego, przypominając sobie wydarzenia, które nastąpiły po wybuchu w Sanyi. Jego przeciwnikiem był on sam. Starszy. Bogatszy o 400 lat doświadczenia. I to ze świata, gdzie magowie musieli być potężni, by przetrwać. By walczyć o świat. By go pokonać nie mógł zwyczajnie stać się lepszym od siebie teraz. O nie. Musiał stać się silniejszym od kogoś, kim kiedyś może się stać. Pokonać osobę, którą on sam może kiedyś się stać. Nie wystarczyło wykonać tylko jednego kroku przed przeciwnika. Trzeba było wykonać ich dwa, trzy, dziesięć, setkę. A nawet wtedy nie wiedział, czy uda mu się go pokonać. Jak daleko zaszedł tamten Tora... nie wiedział.
Wracał do swojego ośrodka, gdzie mieli nocleg pełen myśli. Szybko odkrył, że raczej w czystej walce jeden na jednego nie ma szans. Musiałby mieć albo niespotykane szczęście, albo korzystać z brudnych sztuczek. A nie był zwolennikiem tych drugich. Szybko jutrzejsza walka okazała się nie być walką o tytuł, pozycję czy wygraną. Nie. Traktował ją inaczej. Szansa do starcia się z samym sobą. Starszym, silniejszym, potężniejszym. Nie mógł go... siebie zawieść. Musiał wymyślić sposób, by mu zaimponować. Nie tak, jak zrobił to w Zniszczonym Świecie. Jeśli użyje ponownie tego samego zaklęcia, będzie mógł mieć kłopoty. Niby raz udało mu się wyrwać, jednak wykorzystał ku temu ogromne pokłady ilości energii magicznej. Nie mógł jej tak marnować w tym przypadku. O nie. Musiał ją oszczędzać. W ciszy szedł zastanawiając się co może zrobić w tej walce. W milczeniu zjadł kolację, a cały prysznic przez jego głowę przebiegały myśli o tym, jak tę walkę poprowadzić. I wciąż, nie mógł znaleźć stosownej drogi. Wszystko miało wady. Wszystko miało problemy, którym należało jakoś przeciwdziałać. A skoro sam wróżek je dostrzegał, to co dopiero on sam za 400 lat.
Jego przeciwnik doskonale wiedział, jaki był, gdy był młodym. Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę ze zdolności, jakimi obecnie dysponował Byakuton. Jak więc go pokonać? Jaką metodę obrać. W teorii miał trzy do wyboru: pokonać, zranić lub wyrzucić poza arenę. Pierwszą opcję z miejsca odrzucił. Wątpił, by samodzielnie miał szansę go pokonać. I choć myślenie o tych "łatwiejszych metodach" mu się nie podobało, planował skorzystać z okazji, którą mu dano. Teraz... wyrzucić czy zranić? W tym pierwszym przypadku miał większe pole zaklęć do popisu. Filar, twory, nici, łańcuchy. To wszystko pozwala mu sprawnie kontrolować i modyfikować pole walki na tyle, by spróbować wyrzucić jego oponenta. Jednak... czy miało to sens? Jego przeciwnik pokazał już, że doskonale zna zdolności i zaklęcia wróżka. Jego kombinacje najpewniej też. A zranienie? Miał tylko jedno zaklęcie, którego siła by mu to umożliwiała. Promień Energii. I mimo, że było to obecnie najpotężniejsze zaklęcie w jego arsenale, domyślał się, że jego przeciwnik doskonale zdaje sobie z tego sprawę. A to sprawiało, że musiał wymyślić coś nowego. Jednak nie miał na to czasu. Musiał wpaść na strategię, o której by nigdy nie pomyślał. Nawet za 400 lat.
Leżał na łóżku rozmyślając. Nie wiedział, czy zdąży zasnąć czy wręcz przeciwnie. Emocje przed walką, stres, motywacja, chęć zaimponowania samemu sobie. Musiał wpaść na pomysł jak zacząć tę walkę. Jak zaskoczyć przeciwnika. Bo tylko w tym widział swoją szansę. W zaskoczeniu. A jeśli ono się nie uda... raczej już nic się nie uda. A to znaczyło, że jego klasyczne wyjście od miecza i nici się nie uda. Jego przeciwnik był zdecydowanie potężniejszy, bardziej doświadczony i dysponował wiedzą o nim samym. Filar? Kombinacja filar + ściana? Szybki start pozwoliłby teoretycznie wypchnąć starszego maga poza arenę, ale czy miało to dostateczny sens? Nie wiedział. Wątpił. Promień Energii? Wyjście od razu z grubej rury. Jednak jego przeciwnik znał to zaklęcie. Pewnie potrafił je skontrować na wiele różnych sposobów i sam posiadał jeszcze potężniejsze sztuczki w swoim rękawie. Czy w ogóle z obecnym poziomem wróżek mógł coś zrobić? Nie... to nie tak, czy mógł on coś zrobić. On po prostu musiał. Nie miał innego wyboru. Nie planował się poddawać, planował dać z siebie wszystko. Usiadł na łóżku i spojrzał za okno na niebo. Musiał coś wymyślić. Jakiś plan. Już pomijając sam fakt, że jego przeciwnik też pewnie go zaatakuje. Bronić się, unikać? Postawić na swoją szybkość, której zapewne się spodziewał czy nie?
Ostatecznie w głowie wróżka pojawił się plan. Jeśli uda mu się zaatakować wszystkim co ma na starcie... wtedy istnieje szansa. Istnieje nadzieja. Jeśli wyrzuci wszystko co ma, możliwe, ze nie da wówczas swojemu przeciwnikowi dostatecznie dużo szansy na obronę. Wciąż jednak, nie rozwiązywało to innego problemu. Siły jego zaklęć. Jeśli udałoby mu się ją zwiększyć, zyskać gwałtownie na sile, choć w teorii nie powinien, wówczas, kto wie, może udałoby mu się zyskać choć odrobinę tej przewagi, której by potrzebował? Tylko jak ją zyskać? Nie można liczyć na cud czy coś takiego. Nie wiedział, czy ludzkie ciało skrywa jeszcze jakieś sytuacje w kryzysowej sytuacji, tak jak to miało miejsce z Drugim Źródłem. Akupunktura? Punkty uciskowe? Słyszał o czymś takim, ale czy to działa? Czy w ogóle ktoś w pobliżu znał się na tym? Raczej nie. Spojrzał na swoją rękę i westchnął. Musiał w niecałą jedną noc gwałtownie przybrać na sile lub znaleźć sposób, by zaskoczyć samego siebie. Ale nie tylko siebie, ale siebie z doświadczeniem i ogromnym zasobem wiedzy. Musiałby więc albo pokazać się z zupełnie innej strony niż przez ostatnie dwa dni, albo z kompletnie nowym sposobem walki. A ile można wymyślić w tak krótkim czasie? Niewiele.
Szczęśliwie, wcześniej już o czymś myślał. O zaklęciu, zwiększającym zdolności jego magii, jednak nie miał czasu, by je dopracować. Przeciążenie. Gdyby udało mu się je opanować lub chociażby rzucić na początku walki, to wraz ze wzmocnieniem z jego Sacred Relictu byłby w stanie gwałtownie zwiększyć potencjał jego zaklęć, co przełożyłoby się na znacznie większa siłę ofensywną, na którą liczył. Usiadł po turecku i położył dłonie na kolanach. Kombinował nad tym zaklęciem, jednak go nie opanował. Wiedział jak zacząć. Wystarczyło zmusić jego zbiorniki magiczne do efektywniejszej pracy. Przyśpieszyć jego własną energię magiczną, wzmocnić ją bardziej efektywną pracą, większą wydajnością. Zaczął medytować, skupiając się na tym aspekcie. Położy się spać później. Przypomniał sobie treningi z Eą, gdzie właśnie uczył się panowania nad mocą. Teraz musiał zrobić to samo, jednak już nie z energię poza jego organizmem, ale wewnątrz. Skoncentrować się, zwiększyć jej jakość, wydajność, prędkość, skuteczność. Nie mógł zawieść siebie. Chciał, by ta walka była jego najlepszą, gdzie nie popełni durnych błędów, a nawet jeśli przegra, to będzie wiadomym, iż będzie to wspaniała walka. Na to liczył. To go napędzało. Tak samo jak fakt, kto będzie jego przeciwnikiem. Musiał dać z siebie więcej niż wszystko po prostu. Nawet, jak nie opanuje tego teraz, chciał przez tę prostą medytację, przez te ćwiczenia położyć cegiełki. A później poszedłby spać.
Zdawał się być z rana nieobecny. Niezależnie od efektów nocnej medytacji, wciąż myślał o tej walce. Nie mógł o niej nie myśleć. Nie mógł się jej doczekać. Czy da radę. Czy mu się uda czy nie. Zjadł, umył się i ubrał. Sprawdził, czy wziął wszystko, co mogłoby być mu potrzebne. Jego przeciwnik wiedział czego może się spodziewać, Tora natomiast mógł tylko gdybać w jaką stronę on się rozwinął. Przed wejściem na arenę wziął głęboki oddech. Ten test niedługo się zacznie. Stresował się. Może nawet lekko się bał. Gdy nadszedł odpowiedni czas ruszył do przodu. Miał się mierzyć z tym, kim może się stać. I z tego tylko powodu, nie chciał zawieść. Musiał dać z siebie wszystko, pokazać się z jak najlepszej strony. Zaskoczyć przeciwnika. Nie dać mu szansy na reakcję. Zaatakować i wygrać. A przynajmniej spróbować sięgnąć po wygraną. To był jego plan. To był jego cel. Stanął na arenę i spojrzał na "Torę Mahou". Przełknął ślinę. Zaraz miał zacząć się pojedynek i cały ten stres... jakby w niego uderzał. Musiał się opanować. Wziął głęboki oddech, przymykając na moment oczy. Nic więcej nie mógł już zrobić. Uda się lub nie. Wypuścił powietrze, a wraz z nim całe zdenerwowanie. Spojrzał prosto w oczy swojego oponenta... siebie... To nie czas na dylematy i wahania. To czas, by pokazać wszystko, na co go stać i nie zawieść samego siebie. -Niech to będzie dobra walka. - powiedział jeszcze, uśmiechając się lekko. Gdy walka się rozpoczęła zaczął od próby wycastowania Przeciążenia (A).
Od tego zaklęcia zależała całość tej walki. Sposób jego prowadzenia. Skupienie, koncentracja, kolejność rzucanych zaklęć. Nie byli aż tak daleko od siebie, co pozwalało zapewne im na sporą ilość działań. Niezależnie jednak od tego, czy Torze udałoby się aktywować to zaklęcie lub nie, trzeba było przygotować sobie jakieś przeciwdziałania przeciwko jego przeciwnikowi. Gdyby ten spróbował urosnąć pod Torą filar lub cokolwiek innego, Tora szybko by odskoczył w bok i ruszył po okręgu, starając się zmniejszyć dystans. Podobnie, starałby się zwiększyć dystans, gdyby za nim leciały jakieś nici lub miecze. W przypadku jakichkolwiek pocisków - ten by po prostu unikał, posiłkując się swoją zręcznością, szybkością oraz zmysłem walki. Gorzej, gdyby sam starzec ruszył do walki, wtedy, a co, Tora by nawet się zbliżył, próbując walczyć w zwarciu. W teorii miał wówczas przewagę wieku. Nie wiadomo jednak, czy jakichś sztuczek by nie planował jego oponent. Poza tym, uważnie obserwował i analizował starszego czarodzieja, chcąc zdobyć jak najszerszą wiedzę o jego zdolnościach. Gdyby jednak przydarzyło mu się coś, czego by się nie spodziewał, chociażby jak tamto unieruchomienie z wieży, wówczas od razu użyłby Yume no Shinka - Dragon's Eyes, licząc, że pomoże mu to odkryć naturę zaklęcia i pozwoli mu przeciwdziałać. W ostateczności liczyłby na Energetyczne Ciało (PWM). Gdyby jednak pojawiły się jakieś twory i inne takie, Tora sprawdziłby, czy może na nie wpływać (np. na Nici, Łańcuch, Miecz jego przeciwnika) lub wysadzić przy pomocy Implozji (D).
Gdyby nie udało mu się użyć przeciążenia, wówczas Tora planował użyć Filaru (B) bezpośrednio pod starszym czarodziejem, najlepiej skierowanego pod kątem, ale domyślał się, że będzie to niemożliwe, więc na razie celem było tylko uniesienie go w górę. W tym samym czasie wróżek podbiegłby, skracając dystans, a następnie używając Implozji (D), wysadziłby go, oczywiście celując w nogi mężczyzny. Cel był taki, by zmusić go do spadku, wówczas Łańcuch (C) oplótłby spadającego mężczyznę, mając za cel przeciągnąć go poza arenę. Gdyby to nie wystarczyło, wówczas utworzyłby Ścianę (C) przed przeciwnikiem, by jeszcze przy pomocy drugiego Filaru (B), uderzyć spadającego maga i wypchnąć go poza arenę. W ostateczności po uderzeniu ponownie użyłby Implozji (D), chcąc dodatkowym wybuchem posłać dalej swojego przeciwnika. Gdyby sam Łańcuch to byłoby za mało, użyłby dodatkowo Nici (D), może nawet dwa razy, chcąc go zwyczajnie przeciągnąć poza arenę, gdy będzie spadał. Będzie miał wówczas najmniej szansy na zmianę kierunku lotu w trakcie spadania. Wiadomo, może go jeszcze czymś zaskoczyć, wszak to wiekowa osoba, niejedno widziała, przeciwko niejednemu się mierzyła, więc pewnie wiele ma asów w rękawie. Zdecydowanie więcej niż Tora, którego cała walka zależała od tego, czy jedno zaklęcie mu się uda.
Gdyby natomiast mu się udało, to nie zwlekałby, tylko od razu użyłby Promienia Energii (A) oraz Sacred Relictu - Dziedzictwa Kreatorów, by korzystając z jego wzmocnionych zdolności uderzyć jak najmocniej swojego przeciwnika. Ale to byłaby tylko zmyłka. Zaklęcie, mające za zadanie skoncentrować jego uwagę. Sam Byakuton wówczas przy pomocy trzech Ścian (C), planował ograniczyć mu manewry, tak, by mógł tylko unikać w tył. Również, z filaru "naprzeciwko" niego, użyłby Filaru (B), tak by ten uderzył weń, wypychając go z areny. Gdyby pojawiła się jakaś ściana blokująca to zaklęcie, wóczas z niej użyłby Filaru (B), tak by nie dać jego oponentowi czasu na reakcję. A szybko wróżek potrafił castować zaklęcia, zwłaszcza podczas Przeciążenia, która ponadto wzmacniało siłę jego zaklęć, ich zasięg i obszar. Tym bardziej, że dodatkowo byłyby wzmocnione Dziedzictwem Kreatorów. Jako dodatkową niespodziankę, chłopak chciał z filaru, który miał uderzyć maga (albo tego pierwszego, albo tego ze ściany przywołanej do obrony przed pierwszym), ponownie użyć Promienia Energii (A) (od "czubka", mającego uderzyć Torę Mahou), tym razem by zadać mu dodatkowe obrażenia, gdy ten byłby wypychany. No i na koniec oczywiście Implozja (D) filaru, który by go wypychał, tak by na pewno nie udało mu się ostać na arenie. Jednak sam Byakuton nie stałby w miejscu, a ruszyłby do przodu, tak by mieć lepszą kontrolę nad tworami i skrócić dystans. Bo tak chciał i uważał, że to będzie dla niego najlepsze.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Aiuola Mondo Pon Lip 31 2017, 14:09
MG
Ejji stanął na arenie. Nie wiedział czego, ani tym bardziej kogo, powinien się spodziewać. Zaraz jednak za nim, na arenę wszedł jego przeciwnik. Był mniej więcej wzrostu Ejjiego, odziany był jednak w płaszcz z kapturem, który ukrywał dość dobrze twarz nowo przybyłego. Wyciągnął rękę w prawą stronę i po chwili pojawił się w niej miecz. Miał ostrze długości 50 centymetrów. Wakizashi. I im dłużej się mu Ejji przyglądał, tym bardziej był pewien jednego. To nie był zwykły miecz. Ten miecz wyglądał identycznie, jak jego czarna śmierć.
Kiedy Cassandra weszła na arenę, przeciwniczka już czekała. Splunęła na ziemię.-Kurwa na reszcie.-Powiedziała bez zbędnych formalności. Miała długie do pasa czarne włosy złączone gumką. Luźną brązową koszulkę bez rękawów, oraz szerokie dżinsy. Co ciekawe była boso, a na jej dłoniach znajdowały się dwa żelazne kastety z kolcami.-No to zaczynajmy-Powiedziała i zaczęła bardzo powoli podchodzić do Cass, ta zaś poczuła, jak temperatura wokół niej bardzo szybko spada.
Chłopak postanowił potraktować Epinephrine, Edwarda. O dziwo wszelkie zaklęcia zadziałały. Widocznie organizatorzy nie pomyśleli o takiej ingerencji. Lub zwyczajnie, była im ona dość obojętna. Wcześniej chciał użyć też drop na Samie, ten jednak znajdował się za daleko, by objąć go działaniem swojego zaklęcia.
Tora użył zaklęcia którego nie posiadał. Było to zagranie bardzo ryzykowne, zwłaszcza biorąc pod uwagę jak silne było to zaklęcie. Skupił się, spróbował zmusić swoją energią do wyższych osiągów, nieco podnieść własne możliwości i... coś się stało. Dokładnie tak. Choć nie do końca tak jak się spodziewał. Poczuł siłę, ogromną, nieco przerażającą. Ciepło ogarnęło całe jego ciało razem z bólem, którego na pewno się nie spodziewał. Jego aparycja nie zmieniła się, jednak poczuł jak po twarzy cieknie mu krew. Wypływała z oczu, ust, nosa. Wiedział że wytrzyma do końca walki, ale jaką cenę zapłaci za ten przypływ siły? Ciężko było teraz ocenić. Nie było czasu by się tym martwić. Teraz trwała walka i na niej musiał się skupić. A stracił już dość czasu na próbie użycia tego zaklęcia. Na tyle dużo, że ten drugi, postanowił zaatakować pierwszy. Uderzył laską w ziemię dwukrotnie, a po chwili jakieś 1,5 metra przed Torą, pojawiła się wielka kamienna ręka zaciśnięta w pięść, która planowała opaść na Torę zmieniając go w dżem.
Pheam i Samael nie stanęli jeszcze na swoich arenach. Czyżby planowali się poddać? Zarówno przeciwnicy jak i widownia, wyglądała ich z uwagą.
Will: 120MM Cassandra: -8 sztyletów. Ejji: Nie widzisz na lewe oko. Pheam: Bolą cię plecy i ogólnie masz problemy ze schylaniem. Torashiro: Ból całego ciała, krwawisz, 247MM, Przeciążenie 1/5 postów
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Wto Sie 01 2017, 00:09
Zrobiwszy swoje chłopaczek usiadł i tak siedział. Może mógłby zawalczyć, jednak tego nie wiedział. Po części chyba brakowało mu ku temu zapału, czy chęci, Jednak tak prawdę mówiąc, coś tu tak wyraźnie kręcił. Nie bacząc na to już wcale, pozostało mu westchnąć I z czasem zapałowi swemu pozwolić obeschnąć. Żarty, żartami, a zaklęcia zostały już rzucone Teraz pozostało mu obserwować walki przedstawione Na tej arenie - Mondo Aiuoli w kraju sąsiednim, Chociaż z nich żaden nie znalazł się w starciu bezpośrednim. Czas powolnym tempem upływał, a walki trwać miały, Toteż mistrz najemniczej gildii kaczuszek skupiał się cały. Uważnie wnet dogłębnie obserwował wszystkie zmagania, Aby nie przeoczyć efektu dość nietypowego wyzwania, Które na swój sposób postawić poprzedniego dnia raczył, By ostatnio spotkanego Edwarda zdolności bojowe zobaczył. Nic innego mu nie zostało, do niczego nie śpieszno, Jednak wcale nie było mu jakoś wielce śmieszno. Mimo wszystko uważać musiałby na otoczenie, pozostać czujnym I przede wszystkim pilnować, coby świat wyobrażeń nie był zbyt bujnym, By nie zareagować jak na siebie, ciut nazbyt przesadnie, Lecz w przypadku zagrożenia wybronić się przed nim ładnie. Obserwując uważał więc na siebie - w skrócie tyle by było, Byle jego nie za długie życie, przedwcześnie się nie skończyło.
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Aiuola Mondo Wto Sie 01 2017, 01:11
Kolejny zakapturzony jegomość. Świetnie. Czyli w sumie dalej nie wiadomo z czym dokładnie się walczy. No już trudno. Ważne jest to, aby go pokonać. A żeby tego dokonać, trzeba wiedzieć, jak ów przeciwnik walczy. Nie spodziewałbym się jednak, że to miałby być inny szermierz. Jest to dość zabawne, że to będzie walka na miecze. Jakież niby ten ktoś mógłby mieć ze mną szansę? Widząc pojawiające się ostrze w dłoni przeciwnika, od razu dobywam Furrashu i Kagayaki, zakreślając nimi dwa szybkie okręgi w powietrzu, dla rozgrzania nadgarstków. Tylko jest jeden mały problem... Miecz, którym walczy Edward, wygląda jakby należał do mnie... Niech zgadnę... To jakaś magiczna sztuczka kradziejstwa, lub czegoś innego... Może i powinienem być zaskoczony, ale takie rzeczy się zdarzają. To nie czas, aby sprawdzać czy Czarna Śmierć jest na swoim miejscu. Jeżeli ten drań w istocie zabrał mój miecz, to niech go trafi szlag! Chociaż to może być tylko kwestia podobieństwa, ale to jest doprawdy irytujące. Nie lubię, kiedy ktoś niepowołany dotyka moich mieczy i to bez mojego pozwolenia... - Zacznijmy zabawę - oznajmiam, mu na rozpoczęcie. Takiż to szermierczy szacunek, dla innego szermierza, kiedy dochodzi do pojedynku. Dla niektórych może i jest to kwestia jakiegoś większego, szermierczego honoru, w stylu "Miecz, to honor, to dusza" i takie jakiś tam cały kodeks zasad walczenia mieczem... Moja więź z moimi mieczykami jest inna. One po prostu od zawsze przy mnie były, kiedy nie było kogokolwiek innego. To z nimi spędziłem najlepsze i najgorsze chwile w moim życiu. Na nic nie mogę tak liczyć, jak na moje własne ostrza. Może to po prostu zbyt duży sentymentalizm, a może nawet coś więcej. Nawet więcej, aniżeli te wszystkie reguły i postawy "prawdziwego" szermierza... Dla mnie to zwykła współpraca. Ja dla moich mieczy, a one dla mnie... Walczymy wspólnie, z zaufaniem, a wtedy może i stać się to całkiem radosną zabawę. Cóż daje większą satysfakcję od ukazania bycia lepszym? Jakież jest przyjemniejsze uczucie, od zanurzenia ostrza w ciele wroga? Jakiż mógłby być piękniejszy kolor, od świeżo upuszczonej krwi? Zatem czas przejść do czynów. Mimo, iż jestem świadom swych zdolności, to jednak nie wiem czego spodziewać się po przeciwniku. Nie ma więc sensu, aby na niego szarżować, dopóki nie przekonam się jakimi umiejętnościami może dysponować przeciwnik. Przyjąłbym więc postawę obronną, ustawiając się prawym bokiem do Edwarda i wyciągając w jego stronę Kagayaki. Furrashu, póki co trzymałbym za plecami, skupiając się póki co na jednym mieczu, lecz pamiętając tym samym właśnie o obronie pleców. Nogi ugiąłbym lekko w kolanach, żeby mieć jak największą swobodę ciała i móc łatwo wychylić się w każdą stronę. No i wtedy można ruszać, o ile przeciwnik sam tego nie zrobi. Zacząłbym od wykroku w jego stronę i wychylenia, starając się zachować jak największy dystans jego nóg od moich. Uderzyłbym wpierw od dołu, aby podbić jego miecz do góry i pchnąć wroga w rękę, dzierżącą ową broń. To tak na dobry początek, ale jednak skupiałbym się bardziej na obronie, na wypadek gdyby Edward okazał się nielichym agresorem. Lecz ze zbijaniem jego ataków raczej nie powinienem mieć problemów ze swymi zdolnościami. W razie czego, to bym jeszcze się odchylił, przeszedł na bok, może trochę w tył, ale uważając, żeby nie wypaść poza arenę... Bo to byłby tak trochę przypał... Gdyby jednak Edward był niebywale uzdolniony, umiałby latać, strzelać z oczu i jeden miecz do blokowania wszystkich ataków by nie wystarczył, to zacząłbym również używać Furrashu, żeby móc wszystko zablokować. Nawet ataki zza pleców, jeśli takie miałyby jakimś cudem nastąpić. W ostateczności można też aktywować Mōdo hi busshitsu [D], ale w walce z innym szermierzem, to tak trochę średnio... Powinienem go pokona samymi umiejętnościami... Nie chciałbym do tego się przykładać magicznie, ale jeśli byłaby taka konieczność... To w konieczności tak właśnie by było trzeba... Ale jeszcze nie teraz... Niech najpierw pokaże co umie...
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Wto Sie 01 2017, 17:43
Cass na arenie pojawiła się w swoim dresie zapiętym mniej więcej do połowy. Była w dobrym nastroju po walce poprzedniego dnia. Co prawda pojedynek był trudny, ale też bardzo fajny, przynajmniej dla samej Dusthert. Acz zmarszczyła brwi na pierwszą akcję swojej przeciwniczki. Nie bardzo wiedziała co to miało znaczyć. Szybko okazało się, że Daxia po prostu się niecierpliwiła. Nie wydawało się jej, aby się spóźniła wiec czerwonowłosa jedynie wzruszyła ramionami i przywołała do łapki nóż do rzucania, którym zaczęła się bawić kręcąc nim w dłoni. - Jasne, zaczynajmy. - zgodziła się wesoło Cass, aby zaraz po tym posłać przywołany nóż w przeciwniczkę, celując dokładnie między jej oczy. Również ruszyła na swoją przeciwniczkę w przeciwieństwie jednak do niej biegiem. Do łapek przywołała też kolejne dwa nożyki i nimi również rzuciła, najpierw tym z prawej łapki potem po chwili, aby ocenić czy przeciwniczka zrobi unik czy raczej spróbuje uniknąć cisnęła trzecim nożem. A jak tylko ten trzeci nożyk został rzucony Cass stanęła w miejscu(jeśli znalazła się nie dalej jak 6 metrów od przeciwniczki, jeśli nie to jeszcze się trochę zbliżyła), a jej strój został zastąpiony przej jednoczęściowy kostium odsłaniający brzuch i dekolt [Zbroja królowej ostrz (B)]. W sumie jakby to był facet to może nawet by to trochę przeciwnika rozproszyło, na Daxie pewnie to nie podziała. I w sumie wcale nie po to Cass go przywołała. Liczyła, że zanim ostatni nóż trafi przeciwniczkę (albo chybiając upadnie na ziemię) uda się wyprowadzić kolejny atak. Atak w zamyśle dość prosty - czerwonowłosa machnęła łapką w kierunku Daxii wykorzystując przy tym właściwość przywołanego stroju (Pani ostrzy), aby w jej kierunku posłać kulę otoczoną czterema ostrzami. Acz jeszcze w locie odłączyła dwa tylne ostrza i wykorzystując do kontroli ich drugą dłoń posłała je na boki, tak aby po łuku okrążyły jej przeciwniczkę. Nie bez powodu, bo gdyby Daxia uniknęła, albo jakoś zablokowała atak frontalny zaraz za nim z jej lewej strony miało spaść na nią pierwsze odłączone od zestawu ostrze, aby w kolejnej sekundzie spadło na nią trzecie żelastwo, tym razem z prawej strony Daxii (tak jakoś z jej godziny piątej). Pierwsze dwa ostrz (te z kulą lecące od frontu) miały trafić w korpus, kolejne to z lewej wycelowane było w szyję, a ostatnie leciało z zamiarem wbicia się w jej plecy mniej więcej na wysokości ostatnich żeber. Mimo dość skomplikowanego ataku Cass zauważyła spadek temperatury i gotowa była w każdej chwili odskoczyć gdyby tylko skądś miał pojawić się jakiś atak. Nie ważne czy w postaci lodowych kolców, zamieci czy chociażby zwykłego rzutu jakimś żelastwem. Aby nie ułatwiać przeciwniczce celowania nie pozostałaby już dłużej w miejscu, a zaczęła okrążać przeciwniczkę. Nie przerywając swojego ataku oczywiście.
Wykorzystywane Umki:
Być może aktywnie wykorzystane wszystkie prócz sportowca xD Czyli: Ninja (2)|Skrytobójca (2)|Szermierz (2)|Joker (1)|Kontrola(2) - w nawiasach lvl umiejętności
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Wto Sie 01 2017, 22:46
Tora wiedział, że planuje grać w swoistą ruletkę. Czy mu się uda? Czy zawiedzie? To wszystko miało się okazać bardzo szybko. Zaklęcie wyszło. Może nie idealnie. Może miało swoje wady. Ale wyszło. Tora zacisnął mocno zęby, czując ból przeszywający całe jego ciało. Czy było warto? Jeszcze nie wiedział. Ale niedługo będzie miał okazję się przekonać. Głęboko odetchnął. Szykowała się ciężka walka, a jego oponent nie planował dawać mu dość czasu na reakcję. A sam wróżek wiedział, że jeśli nie on, to jego wróg zwycięży. Dobrze, że to nie był pojedynek na śmierć i życie. Dzięki temu, miał inne metody na osiągnięcie sukcesu i właśnie po nie planował sięgnąć.
Widząc nadchodzący atak wolał nie ryzykować. Jego ciało było osłabione rzuceniem tak potężnego zaklęcia, czuł to. A nie chciał, by w trakcie ruchu ból uniemożliwił mu jakikolwiek unik, dlatego postanowił użyć Ściany (C), licząc, że ta wzmocniona Przeciążeniem albo zablokuje, albo powstrzyma atak na tyle, by Byakuton zdołał odskoczyć w lewą stronę. Podwójne uderzenie... miał to na uwadze, dlatego aktywował bez zwlekania Yume no Shinka - Dragon's Eyes, by szybko przeanalizować, czy gdzieś jeszcze nie ma czegoś magicznego. Nie planował dać się złapać w pułapkę, dlatego, gdyby gdzieś dostrzegł dziwne skupisko mocy, to by się od niego oddalił. Ba, gdyby było po jego lewej to wówczas zamiast w lewo, odskoczyłby w prawo.
Planował skrócić dystans, ale zaraz po wycastowaniu ściany i aktywacji Smoczych Oczu, planował też użyć Promienia Energii (A) pod nogami jego przeciwnika. Promień, i tak już teoretycznie zwiększony Przeciążeniem, ustawiłby na 1 metr, tak by jego przeciwnik nie miał za wiele szans na unik. Wciąż miał jeszcze swoje, jak sam to określił bądź sugerował, doskonalsze Astral Body. Ale dlatego wróżek aktywował Marzenie Ewolucji, by dostrzec takie anomalie. Bo planował zaraz po tym zamknąć z trzech stron jego przeciwnika w Ścianach (C), tak by jedyną drogą na jego ucieczkę - poza arenę. A wówczas użyłby ze ściany, ustawionej równolegle do linii areny (tej "naprzeciwko" jego przeciwnika) Filaru (B), który miał za zadanie zwyczajnie wypchnąć oponenta z "ringu". Gdyby jakoś się bronił ścianą czy czymś takim, wówczas użyłby drugiego Filaru (B) - właśnie z tworu, który jego przeciwnik by wykonał. I dlatego też Byakuton starał się zmniejszyć dystans. By mimo jego wzmocnienia, na pewno być w stanie dokonać tych czynności. W razie czego, z filaru, który ostateczni uderzyłby jego przeciwnika, planował wystrzelić kolejny Promień Energii (A), by wbić więcej demeżu i upewnić się, że wypchnie go z pola walki.
Ale też Tora był uważny. Gdyby dostrzegł, że jego przeciwnik zamienił się w energię czy coś, wstrzymałby atak i uważał na ewentualną ofensywę jego przeciwnika. Dopiero, gdy ten by się na powrót zmaterializował, wtedy wzmowiłby ofensywę, a gdyby ten pojawił się w innym miejscu to cóż... Filar (B) pod nogi, tak by nie dać mu stabilności i czasu na reakcję. A w jego czubku użyłby wówczas Implozji (D), by zranić przeciwnika i zmusić go do upadku, by potem przy pomocy Łańcucha (C) i maksymalnie dwóch Nici (D), wyrzucić go poza arenę. Oczywiście, siłę implozji skierowana byłaby w stronę jego oponenta. I choć miejsce na środku areny wydawać by się mogło nieciekawe, to właśnie tam zmierzał Byakuton. Stamtąd mógł najłatwiej kontrolować rzeczy.
Gdyby leciały w niego jakieś pociski, a po pierwszym uskoku czułby, że może się normalnie ruszać, wówczas po prostu by unikał, w ostateczności blokując je Ścianą (C). Całkowitą ostatecznością byłoby Energetyczne Ciało (PWM), które miałoby go ochronić od dostania wpierdzielu od starca. Gdyby natomiast gdzieś dostrzegł ruchome piaski lub pułapki, wówczas by starał się je omijać, ostatecznie "zakrywając je" Ścianą (C), tak płaską jak to możliwe, by robiła za podłogę i zasłonę przed ewentualnymi pułapkami.
Hotaru
Liczba postów : 756
Dołączył/a : 14/08/2012
Temat: Re: Aiuola Mondo Sro Sie 02 2017, 17:23
Wypuściła powietrze z ust. Już dawno nie przeżywała takiego stresu. Łatwiej było się jej przyznać, że prawie zabiła jednego z członków Fairy Tail przed Takano niż widzieć i rozmawiać z Femem. Przez pierwsze parę sekund serce prawie jej stanęło, przeszło jej przez myśl, że to nie był Pheam Darksworth. Nie odzywał się. Denerwowało ją to. Jeżeli popełniła błąd, chciała wiedzieć to w tym momencie. Tyle razy marzyła o tym, by to spotkanie doszło do skutku. Jednak gdy już usłyszała jego głos, coś w niej pękło i poleciała kolejna łza. Nie była to kropla rozpaczy, a szczęścia. Miała być odważna - uśmiechać się, pokazywać radość, ale sama do końca nie wiedziała, co się stało dlaczego zaczęła płakać. Stanęła w miejscu i płakała. Dotyk i ciepło Darkswortha było kojące. Mimo wszystko serce się jej krajało. Czy on wiedział o tym co ją spotkało? Dlaczego jej nie szukał? Może miał jej za złe brak wizyty? Coraz więcej pytań się rodziło, a ona nie wiedziała jak powinna się zachować. W końcu miłość jej życia stoi przed nią, a ona nie umiała się wysłowić. Jakby coś ugrzęzło w jej gardle. - Przepraszam... - powiedziała cicho - Przepraszam, że Cię nie szukałam, że Cię nie wspierałam, że no... Otarła ręką łzy z twarzy. To było dla niej trudne. Tyle myśli nakładało się w jej głowie, że nie potrafiła się wysłowić. W końcu odezwała się... - Przepraszam, że mnie przy Tobie nie było... Stanęła i nie wiedziała, co miała robić. Przytulić, zacząć dalej mówić, czy uciec? Nie miała cywilnej odwagi, by przyznać się Pheamowi do tego, co zrobiła. Mimo to chciała to zrobić. Dalej czuła jakąś więź i chciała sprawdzić, czy jest tą samą osobą. Mieli dużo rzeczy do wyjaśnienia...
Kolejny dzień - Gordwig była gotowa na to, by kibicować każdej znanej jej osobie. Pewnie dlatego ubrała się jak na cheerlederkę przystało. Spięła włosy w jedną, wysoką kitkę i wpatrywała się w walkę ludzi na arenie. Cóż mogła teraz innego robić?
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Aiuola Mondo Sob Sie 05 2017, 09:30
Czasami życie stawia przed tobą wyzwanie. Raz jest to zwykle wyniesienie śmieci z mieszkania, drugi pokonanie super silnego przeciwnika. Ale Darksworth miał przed sobą inne, które z pozoru proste, okazało się cholernie trudne. W dodatku dziewczyna się popłakała. Zachowanie Red przypomniało mu o sytuacji z wieży. No tak, ona nie znała Tego Tory. Darksworth nie wiedział co zrobić. Miał przytulić Hocie? Pogłaskać? Uciec? Westchnął. -Nie przepraszaj. Nie masz za co.- mruknął do niej i przycinał ją do siebie. Reszta dnia zleciała bardzo szybko.
Poprzedni dzień dał się Femowi we znaki. Nie mógł zasnąć, dopiero po kilku godzinach kręcenia się w łóżku zmógł go sen. Z tego powodu zaspał na zawody. Szybko się ubrał i biegiem pognał na arenę. Nie chciał przegrać w taki sposób.
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Nie Sie 06 2017, 09:00
Białowłosemu udało się przetrwać dzień, którzy nie należał to tych niestandardowych lub podczas których wydarzyło się coś niezwykłego. Tego dnia miała odbyć się jego walka z kimś kogo znał, jednak do tego nie doszło gdyż Hotaru, bo właśnie ona była tą osobą, postanowiła poddać walkę. Może jakoś bardzo to mu się nie podobało, jednak nie był z tego powodu zły lub coś na dziewczynę, to jej decyzja, taki pojedynek nie był czymś do czego zamierzał doprowadzić za wszelką cenę. Pozostałą cześć czasu w tym miejscu spędził wraz z nią oraz swoim dobry kolegą z gildii jakim był Tora, tak więc na złe towarzystwo czy coś mag błyskawic nie mógł narzekać. Spędził go miło, porozmawiali o nie jednym, zjedli również w tym wolnym czasie jaki mieli do końca dnia po czym każdy z nich udało się na spoczynek. Czyli jak widać jakoś niezbyt wiele emocjonujący dzień, dla Sama, może następny i następne walki przyniosą więcej akcji lub jakieś ciekawe wydarzenia. Chociaż nie, poprzedni dzień nie był tak do końca taki zwykły, mieli okazję spotkać w tym miejscu kogoś, kto kiedyś należał do tej samej gildii co oni. Znany szermierz, który z powodu pewnego wydarzenia przestał być określany Wróżką, a w obecności którego tutaj czarodziej miał się na baczności oraz nic nie mówił. Czy dobrze zrobił, tego nie wiedział, zastanawiał się nad tym przez pewien czas podczas leżenia i przygotowywania się do snu, zapewne przyszłość to mu pokaże. Gdy nastał następny dzień, który miał być ostatnią rundą tego co tutaj się odbywało i miał okazję zobaczyć kto będzie jego przeciwnikiem w kolejnym pojedynku. Niby to z kim miał walczyć było ogłoszone dnia poprzedniego, jednak nie wiedział jak wygląda ten z którym będzie się mierzył. Wiedział za to jedno, że imię i nazwisko drugiego zawodnika przy odpowiednich kilku zmianach liter doprowadziło by do tych wyrazów, które są jego imieniem i nazwiskiem. Białowłosy zastanawiał się trochę tego poprzedniego dnia również w łóżku, czy to ma jakieś znaczenie, czy to może być po prostu zwykły przypadek, zapewne jak będzie okaże się na arenie. Tak więc Sam po chwili zastanowienia jeszcze przed samą walką wszedł tam gdzie miał walczyć, nie chciał zostać wyeliminowany z tego pojedynku przez swoją głupotę. Pierwszą rzeczą po wejściu co zrobił Wróżek było przyjrzenie się jego przeciwnikowi oraz próba domyślenia się co on może potrafi przy tym przyglądaniu się. Arena była mała, zbyt wiele możliwości do poruszania się po niej ten czarodziej nie miał, wolał nieco większe przestrzenie, aby móc lepiej wykorzystać swoją prędkość. Najgorzej byłoby zostać wypchanym lub przez przypadek samemu wypaść po za ring, to źle by wyglądało, przegrać przez coś takiego w taki sposób. Na razie nie planował zrobić żadnego ruchu w kierunku przeciwnika czy innego ataku i przy tym samemu nie zostać trafionym. Pamiętał zasady jakie panowały w tym miejscu, aby wygrać przy odrobinie szczęścia wystarczyło by po prostu wyrzucić po za ring i właśnie z powodu tego mała przestrzeń mogła być pomocna jak i wręcz przeciwne. Tak więc na razie nie pozostaje mu nic innego jak dopilnowanie, aby samemu nie wypaść i robić uniki aby nie zostać rannym i dowiedzieć się czegoś o swoim przeciwniku.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Aiuola Mondo Pon Sie 07 2017, 14:52
MG
I rozpoczęła się walka dwóch szermierzy. Ani Eddie ani Edward nie specjalnie śpieszyli się do rozpoczęcia tej walki, pierwszą więc atakującą osobą był Eddie. Jednak jego atak mieczem został z łatwością zbity i na szczęście niemal natychmiastową kontrę Eddie również zbił. Był to też moment w którym zauważył całkiem dziwną rzecz. Przeciwnik poruszał się niesamowicie wolno. Rzecz w tym że nie tylko on - Eddie również czuł się, jak by poruszał się w zwolnionym tempie. Zanim Eddie wyprowadził kontratak, Edward zaatakował jeszcze dwa razy, oba ataki Eddie zbił i to z pomocą tylko Kagayaki. Jednak nadszedł trzeci atak Edwarda. I tu pojawił się problem. Furashu Eddie miał za plecami, Kagayaki po poprzedniej kontrze było opuszczone a miecz przeciwnika zmierzał ku twarzy Eddiego. Kryzysowe w tej sytuacji było to, że ręce Eddie stały się okropnie ciężkie. Tak samo nogi. To nie był paraliż, bardziej jak by ktoś nagle zatopił ciało Edda w betonie i to, nie chciało się teraz za bardzo ruszyć...
Cassandra zaczęła od rzucania w przeciwniczkę nożami. Zaraz po pierwszym rzuciła w Daxie dwoma kolejnymi, dopiero potem przywdziewając swoją zbroję. Jednak na dalsze akcje nie miała czasu, Daxia była za blisko a to przez fakt że sztyletów w ogóle nie unikała! Te przeniknęły przez jej ciało, które w miejscu zetknięcia z bronią, zmieniało się w śnieg. Astral Body śniegu. To zapowiadało się na całkiem trudną walkę. Znów. W każdym razie Daxia podeszła do Cass szybciej niż ta się spodziewała i nim zdążyła pochlastać ją ostrzami pani ostrzy, przeciwniczka wzięła zamach i uderzyła, trafiając kastetem w polik Cass i wybijając jej przy tym dwa zęby. Zabolało jak cholera a z ust pociekła krew. No i co najgorsze, była w zwarciu z przeciwniczką.
Walka Tory była fenomenalnym pokazem sztuk magicznych. Wpierw pojawiła się ściana, która zablokowała atak kamiennej pięści. Ku uciesze starszego Byakutona, młodsza wersja nie wpadła w pułapkę i aktywując swoje oczy wraz z odskokiem w lewo, dostrzegł świetle ostrze które miało przebić jego plecy i mimo że to uwzględniło unik Tory, temu widząc pułapkę, udało się jej uniknąć. Bardzo szybko przeszedł też do kontrataku. Promień energii pod nogami jednak nie zadziałał. Uderzenie laską wywołało dziwną falę magii która anulowała jego promień energii, ale nic straconego. Tora otoczył Byakutona trzema ścianami i posłał w niego filar, szybko jednak zarówno filar jak i jedna ze ścian, zostały przecięte energetyczną falą. Zaklęcie leciało za zaklęciem. Nie było chwili wytchnienia. Trzy uderzenia laską, Młodego Tore otoczył oktagonalny promień energii, do każdej ze ścian miał około pół metra. Dostrzegał też pasma energii gdzieś nad sobą.
W końcu na arenę wyszedł też i Darksworth. Jego przeciwnikiem miał być niejaki Makbet, który również pojawił się na arenie, wtedy co Fem. Ku zaskoczeniu chłopaka - Makbet wyglądał kropkę w kropkę jak on. No, może poza faktem, że nie miał mieczy no i ubiór. A tak, ubiór. Wypastowane czarne buty, spodnie od garnituru i biała koszula, z zapiętymi tylko dwoma dolnymi guzikami, odsłaniająca niemal cały nagi tors mężczyzny. Dziewczyny na trybunach wzdychały. W każdym razie Makbet w dłoniach miał jedynie różę, którą machnął na Fema.-Na Boga, cóż za piękna twarz...-Powiedział do Fema, widocznie zachwycony jego wyglądem. Czy to jeszcze Narcyzm?
Przeciwnik Samaela również mógł wyglądem zaskakiwać. Długie zielone włosy i ta uderzająco podobna twarz. W tej osobie, Samael widział siebie z przeszłości. Może z nieco dłuższymi włosami, ale zapewne tak właśnie kiedyś wyglądał. Jego przeciwnik również zdawał się nieco zaskoczony. Wskazał Samaelowi na arenę i sam na niej usiadł, krzyżując nogi. Więc jeszcze nie będą walczyć.-Opowiedz mi o sobie. Jestem bardzo ciekaw tego, kim jesteś, Samaelu.-Powiedział mu jego przeciwnik faktycznie wyglądając na żywo tym zainteresowanego. Choć rzecz jasna, mogła to być pułapka.
Will: 120MM Cassandra: -11 sztyletów. 80MM, Zbroja królowej ostrzy 1/3 posty. Wybite dwa zęby z lewej strony, usta wypełnione krwią, boli cię twarz. Ejji: Nie widzisz na lewe oko. Pheam: Bolą cię plecy i ogólnie masz problemy ze schylaniem. Torashiro: Ból całego ciała, krwawisz, 150MM, Przeciążenie 2/5 postów
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Aiuola Mondo Pon Sie 07 2017, 22:53
Cholercia... Niedobrze... Coś zdecydowanie jest tutaj nie tak i to coś wcale nie pomaga. Może to przez te wczorajsze lody? Było ich jednak trochę za dużo... A może to jakaś moc tego Edwarda? W sumie, to nieważne, cóż to takiego. Istotne jest to, aby jakoś się z tym przemóc, walczyć i jakoś też to wygrać. To byłaby hańba, przegrać z innym szermierzem... Nawet jeśli ten używa jakichś niezwykłych, niesamowitych super mocy... Wszakże też jakieś posiadam i to moment, aby je wykorzystać. Po pierwsze, należałoby jakoś przetrwać ten dość nieciekawy atak prosto na twarz. Żeby zbić go mieczem, to może być już trochę za późno, ale może jeszcze zdążyłbym się przed nim uchylić. Może nawet udałoby się do tego wykorzystać ową ociężałość, żeby zrobić to szybciej. Otóż schyliłbym się do przodu, zakładając, iż jestem bokiem do Edwarda, a wtedy jego miecz powinien przejść tuż nad moim karkiem. Rzecz w tym, że po pchnięciu, mógłby skierować od razu ostrze w dół, tym samym pozbawiając mnie głowy, więc na wszelki wypadek aktywowałbym także Mōdo hi busshitsu [D], aby to już mieć całkowitą pewność, że nie uda mu się trafić. Ale to jeszcze nie wszystko. Bo to jednak walka, a w walce nie tylko należy się bronić, ale również i atakować. A kiedy ciężko jest się podnieść i atakować górę, wtedy trzeba bić po nogach. I w sumie taki właśnie jest plan. Aby to zaraz po uniknięciu ataku przeciwnika, zrobić wykrok przed siebie, trochę na skos, aby to znaleźć się po prawej stronie przeciwnika i być w stanie go wyminąć. Wtedy też ciąłbym Kagayaki po jego prawej nodze, nieco nad kolanem. No i niby takie przejście jest niebezpieczne, ale też właśnie dlatego mam za plecami Furrashu, żeby to w momencie, kiedy wróg będzie się odwracał z okazją zaatakowania od tyłu, to tymże właśnie mieczykiem zbijałbym jego cios, na bok, jak najdalej od siebie. No i jeszcze odbiegłbym dwa kroki, po czym dopiero bym się odwrócił, by sprawdzić jak ów atak był skuteczny. A jeśli z powodu ciężkości podniesienie nóg byłoby zbyt trudne, to chyba mógłbym po prostu nimi szurać po ziemi, nie podnosząc ich zbytnio. Skoro cielsko jest ciężkie, to trzeba to wykorzystać i prowadzić walkę w niskim położeniu, nie podnosząc się niepotrzebnie, by się też zbędnie nie wysilać. Wszelkie niedogodności należy wykorzystywać na własną korzyść. No i ostatecznie miałoby się skończyć, taką trochę zamianą miejsc z przeciwnikiem, ale póki co, to tylko zwykłe sprawdzanie sił i próba przekonania się, ileż to trzeba będzie wysiłku włożyć w tę walkę. Być może trochę więcej, aniżeli w poprzednie. I chociaż to walka niby tylko o pieniążki, to jednak nie mam zamiaru brać przegranej pod uwagę. Obydwa mieczyki też wystawiłbym przed siebie, skupiając się bardziej na obronie przodu, aniżeli tyłów. I na razie to chyba tyle. Ważne aby przeżyć, coś spróbować zaatakować, wyminąć i się cieszyć z tego co jest. A rzeczy większe i silniejsze, to dopiero później. Póki co, to obrona najważniejsza i co jakiś czas jakiś prowokująco wredny atak. A nuż, może coś w niego wejdzie...
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Wto Sie 08 2017, 00:21
Ponure myśli zdawały się towarzyszyć mistrzowi kaczuszek. Zważywszy na upływający czas - jego zaklęcie wspierające rzeczywiście mogło okazać się korzystniejszym dla tutejszej wersji Edwarda. Co prawda, wstępny plan zakładał pomoc jednemu z organizatorów, jednak w ten sposób też wyglądało to dobrze. Zważywszy na to, gdy podwójna dawka zwrotna uderzy w przeciwnika szermierza z jego gildii. Ta forma turnieju przywodziła mu jednak na myśl dwie rzeczy. Pierwszą oczywiście zdawały się być wszelkiego rodzaju turnieje, jak wielki turniej magiczny, czy nieco praktyczniejsze i bardziej udane igrzyska magiczne. Co prawda, zadbano tutaj o bezpieczeństwo uczestników, jednak wypadało być gotowym na każdą ewentualność. Druga kwestia dotyczyły czegoś bardziej problematycznego, a dokładniej ostatnich zdarzeń z Kardii, gdzie ponoć niektórzy magowie mieli okazje napotkać swoje alternatywne oblicza. Czyżby organizatorzy turnieju także stali za atakiem na katedrę, o którym niedawno było tak głośno? Nie sądził, aby mogła to być prawda, jednak bez większych dowodów nie mógł mieć tej pewności. Chociaż Edward mówił coś o zwalczaniu demonów i fakcie, że te mogą przyjmować ludzkie postaci. - Hm... - cichy pomruk dobył się ze strony nastolatka, jakby ten zadumał się nad problematycznością takich wydarzeń. Wszystko po to by jeszcze bardziej zmarkotnieć, jeśli w jego wykonaniu było to jeszcze możliwe. Jakby nie spojrzeć... zbliżała się rocznica śmierci poprzedniego mistrza gildii, a zarazem osoby, której nie udało mu się uratować. Mimo radosnego wydźwięku festynu kaczuszek, ten zdawał się tragiczny w skutkach, a młody Ramsey nie miał pojęcia, jak podejść do kolejnych edycji. Pomimo tego, wypadało aby zorganizować coś - zarówno dla członków jego gildii, co i być może dla mieszkańców orientalnego miasteczka, w którym to żyli. Tylko czy powrót do kaczego motywu nie okaże się przynieść więcej pecha? I czy aby na pewno nie było na to zbyt szybko? Nie miał jednak aż takiego obeznania, aby wiedzieć co stosownym było, a co jednak niekoniecznie.
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Aiuola Mondo Wto Sie 08 2017, 10:45
Nosz cholera jasna. Tego Cass się kompletnie nie spodziewała. Jej przeciwniczka nic sobie z rzucanych sztyletów nie robiła i zwyczajnie szarżowała na Dusthert. Nic sobie z nich nie robiła, bo te najzwyczajniej w świecie sobie przez nią przelatywały jak przez powietrze. I nim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić z przywołaną zbroją to miała już obitą mordkę i braki w uzębieniu. Serio? - pomyślała sobie - znów przeciwnik, który ma wywalone na zwyczajną broń, bo ta po prostu przez niego przenika? Po prostu świetnie... W dodatku znajdowała się teraz w zwarciu z tą dziewuchą. I coś się jej wydawało, że łatwo dystansu nie uda się jej odzyskać. Cass uznała, że musi jak najszybciej aktywować specjalny tryb swojego stroju i tak też zrobiła. Od razu aktywowała kontrolę ostrzy, aby łapki były wolne i nie musiała nimi kontrolować swojej magicznej broni. I jak tylko kontrolę ostrzy aktywowała to w jej dłoniach pojawiła się inna broń. W jednej sztylet tanto, w drugiej nóż do rzucania. Miała zamiar za ich pomocą blokować nadchodzące ciosy. Co prawda nożyk nie był stworzony z myślą do walki w zwarciu, ale potrzebowała jakiejś niedużej broni, a innej nie miała. I tak kiedy w łapkach miała już swoje ostrze, to próbowała nimi blokować kastety. I nie tylko, jak nie uda się ciosu zablokować to próbowała robić uniki przez balansowanie ciałem i wychylanie się w boki bądź do tyłu ( w zależności jak tamta atakowała), żeby uniknąć kolejnego kontaktu z kastetami. Bo to bolało, bolało jak cholera. Wcale jednak nie ograniczała się do obrony. Za każdym razem jak tylko Daxia atakowała to Cass kierując ostrzami swojego magicznego stroju (tym razem za pomocą myśli) chciała poszatkować przeciwniczkę. Liczyła, że tamta nie może podtrzymać swojego astralnego ciała kiedy atakuje. I właśnie wtedy kontratakowała. Dwa z magicznych ostrzy zawsze wycelowane były w łapki Daxi, tak aby je zwyczajnie odrąbać. Pozostałe dwa zaś wirowały. Jedno wirując pionowo opadało na głowę jej przeciwniczki. Drugie poziomo miało się wpiłować w jej plecy. Acz z tym drugim Cass uważała, bo jakby nadal Daxia miała to swoje astralne ciałko nie chciała zranić samej siebie. I najważniejsze, jeśli tylko nadarzy się okazja Cass spróbuje zwiększyć dystans do swojej przeciwniczki. Zwłaszcza jeśli tamta podtrzymywała swoje astralne ciało nawet kiedy atakowała.
Edit. Wykorzystywane umki: Skrytobójca (2)|Szermierz (2)|Joker (1)|Kontrola(2) - w nawiasie poziom umiejętności.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.