I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Prawdę mówią sala szpitalna nie wyróżniająca się niczym od innych. Cztery łóżka, cztery ściany pomalowane na biało. Sala z numerem 666 jest przeznaczona do przetrzymywania osób, które muszą zostać na obserwacji w szpitalu.
Nori czuła się całkiem dobrze po misji. Nie miała nawet mdłości po zjedzonej owsiance, którą nieumyślnie zjadła. Całe szczęście nie była chyba zatruta tym dziwnym wirusem, a jeżeli tak, to nie był on na tyle groźny dla niej, żeby miała jakiekolwiek objawy. Dziewczyna jednak wolała przyjść do szpitala by się upewnić, że wszystko jest dobrze i będzie żyć. Wytłumaczyła lekarzom, że wykonywała misję, na której poszukiwała przyczyny plagi choroby. Powiedziała również o styczności z podejrzaną owsianką, za co zebrało się jej bury, ale po kilku minutach negocjacji została przyjęta do szpitala na parę dni obserwacji, czy wszystko jest z nią dobrze. Dostała nawet wdzianko, które, niestety, odsłaniało jej znak gildii. Niektórym się nie spodobało, że mag z Grimorie Heart się znajduje w ich otoczeniu, ale jej lekarz prowadzący stwierdził, że nie zagraża otoczeniu i nie mają się o co martwić. Dziewczyna cały czas zastanawiała się nad dziećmi ze stodoły. Była na siebie zła, że nie odkryła przyczyny plagi, a obiecała im, że się jej pozbędzie. Nori skuliła się, co zaniepokoiło nieco pielęgniarkę, która zmieniała jej kroplówkę z jakimiś witaminami czy innym cholerstwem. Mała miała wyrzuty sumienia o to wszystko. Czuła się beznadziejna, ponieważ zawiodła siebie i te martwe dzieci, które pewnie teraz patrzą na nią smutne z góry. Nori dawno nie miała tak beznadziejnego humoru. Była smutna do tego stopnia, że łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem po policzkach, a ona sama starała się jednak nikogo nie uświadamiać o tym, że ma chwilę słabości.
Autor
Wiadomość
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 13:29
Leżała, bo co mogła innego robić? Wyłapywała z owego natłoku słowa-klucze, dopiero potem zdając sobie sprawę, że faktycznie jest tutaj więcej osób niż przypuszczała. Eh, to jednokierunkowe patrzenie. Na więcej w jej obecnym stanie jej nie było stać pomijając fakt, że szczytem możliwości było dla niej to, że w ogóle się ruszała. Im więcej sił wkładała w to, żeby uporządkować sobie fakty, tym bardziej wszystkiego nie rozumiała. Nieogar absolutny właśnie został osiągnięty, zaś w myślach Takasi malowała się scena niemal z jakiegoś filmu post-apokaliptycznego z zombiakami, zdemolowanym krajobrazem, płonącymi lasami i zalanymi pustyniami. Jak dwie trzecie... A co z jedną trzecią...? Jacy bohaterowie, praktycznie nic nie zrobiłam... NIC! Zupełne zero, o mało co nie został ze mnie budyń... Jaki....kurna...krater... Co tam się stało.... Koralik... Ktoś...umarł? Składała sobie wszystko niczym klocki lego, inna sprawa że te coś jej się nie chciały poskładać i tu był problem. Gapiła się dalej w sufit mając nadzieję, że się myli. Tak, musiała się mylić. Na dobrą sprawę jakby miała to zebrać w całość, to całość nie wyglądałaby dobrze. - Co z resztą Ery...? Jaki krater...? Jakie...wydarzenie...? - zaczęła pytać w sumie o cokolwiek, co by miała jasność tego, co się stało. Skupiła się w sumie tylko na dziewczęciu, które zbytnio się jąkało oraz Alezji. Gościa niezbyt słuchała, a jak nawet cokolwiek dosłyszała, to wyleciało jej z głowy pozostawiając śladowe ślady swojej obecności w takasinej główce... Ale... jeżeli to koralik... Jeżeli za życzenie nie tylko padłam na placu jak zabita, ale sprzątnęłam ładny kawałek miasta...? A jeśli to faktycznie - Koralik...- wyszeptała pod nosem próbując znaleźć go w kieszeni. Żeby go jednak znaleźć w owym miejscu, trzeba było znaleźć kieszeń i już mogła się wyłożyć na pierwszym punkcie, bowiem kieszeni nie miała. Nie w szpitalnym wdzianku. Zaraz kątem oka spojrzała na wieszak ze swoimi ubrankami. Aj... No nie dobrze. Się znowu nieco uszkodziło. Że też nie może być jak te hiroły z anime, co w jednym sezonie fajcą ze złem w tym samym stroju, który się co 5 minut autoregeneruje.- Właśnie... Pheam... Chyba popsułam koralika. Wyładował się czy coś... - rzuciła do chłopaka dopiero po chwili zdając sobie sprawę z małego rozgardiaszu w pomieszczeniu. Wazon spadł, szafa oberwała zielonym czymś, co okazało się być człowiekiem, zaś ten sam znowu siedział, zadając pytanie na które, stety niestety, Takara odpowiedzi nie znała. Encyklopedia PWN'owska pewnie też nie, chociaż kto tam z nią wie. Podniosła się nieco, co by oprzeć się o poduszkę i jako tako siedząc, pospać już raczej nie pośpi. Spojrzała jeszcze tylko na Daxa, przez krótki moment mu się przyglądając. - Nie czterech... Oni wszyscy są już martwi. Wysłanie ich na drugą stronę to tylko formalność... - odpowiedziała na jego ostatnie słowa. Czy przedostanie... czy przedprzedostatnie. Kto to w ogóle liczy? Tak czy siak, nie odpuści. Nie im. Pokonam ich, zwłaszcza ją....
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 14:58
-No, od razu lepiej jak słyszę, że inkwizytorzy są już martwi, tylko trzeba ich do grobów wpakować. To jest miód na moje uszy, czy tam serce, które już raz przebite miałem, ale to już inna historia- Powiedział, po czym wstał i strzelił palcami. -Dobra, widzę, że mamy tu twarzyczkę, która raczej mało wie o inkwizycji. Otóż najprościej powiedzieć, że jest to grupa, która chce posłać nas wszystkich, czyli magów do piachu, tak w skrócie. Nie używają magii, ale jakiejś innej mocy, zwanej Exorcism, pentakle mają jedną formą, a gwiazdkowi, aż dwie. Widziałaś tego olbrzyma w szpitalu? No to właśnie on miał aktywny Full Exorcism, czyli tą drugą formę. Nie wiem niestety, co robiliście w tym kraterze, ale pewnie ich spotkaliście. Eh… ostatnio coś coraz więcej dziwnych rzeczy się dzieje, ale o tym możemy porozmawiać kiedy indziej. A tak po drodze… kim ty jesteś?- Podrapał się za uchem, po czym zwrócił uwagę na zielonowłosą. -Eh… Kirino, co ty robisz..?- Powiedział do dziewczyny, po czym do niej podszedł i podał jej rękę. -Ej, w porządku? Widzę, że coś jest raczej z robą nie tak…- Widocznie dalej Daxu, rozsiewał aurę pozytywnego myślenia. O co tutaj chodzi? Czemu uderzyła siwego? Przecież nic jej nie zrobił, nie obraził… Chyba dostała od Kasjana, za mocno w głowę, że zaczęła tak wariować. Zastanawiało go dlaczego? Ostatnim razem, gdy ją widział wydawała się normalna. Oczywiście jeśli spróbuje go uderzyć, lub też zrobić coś innego od złapie jej rękę. A co jeśli ta zacznie rzucać czarami? A no on też spróbuje… otoczy ją Ice Coffinem, jak kaftanem bezpieczeństwa. Jeśli oczywiście wstała i było git to kazał jej się oddelegować, by się przebrała z mokrych ciuchów. -Dobra, ale skoro już tutaj jesteśmy… Ostatnio dużo myślałem nad tym wszystkim, co się dzieje. Baltek i cała ta reszta, dlatego postanowiłem stworzyć coś szalonego. Możecie mnie wziąć za debila, który ma tylko głupie ambicje, ale stwierdziłem, że musimy stworzyć malutki oddział do walki z nimi. Nie mieszajmy w to już więcej osób, każdy z nas jest i tak już narażony, bo tamci nas znają. Dlatego wymyśliłem… Kwiaty Fiore! Otóż nazwę trzeba dopracować, ale tym zajmę się kiedy indziej, ale nazywać się tak będzie tylko przez jakiś czas, aż w końcu ogarnę to z kimś kto będzie myślał bardziej racjonalnie ode mnie. Tak więc… co wy na to? Nie musicie się zgodzić, zawszę możemy uznać, że nie było nawet o tym mowy. Więc jaki jest wasz wybór?-
Laura
Liczba postów : 691
Dołączył/a : 11/04/2013
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 16:41
I wtem otworzyły się drzwi, a do środka weszła Laura z wielkim koszem przepełnionym słodyczami. Na początku zgłupiała, widząc tylu ludzi. Skąd się ich tyle namnożyło? Ojć. Znajome gęby. Szybko przybrała na twarz swój zwyczajowy uśmiech. - Czeeeeść misiaczki~ Nie przerywajcie sobie. Ja do swojej koleżanki przyszłam~ Raźnym, pewnym siebie krokiem podeszła do łóżka, na którym koczowała sobie póki co Nori. Koszyk z poczęstunkiem postawiła obok, na podłodze. Sama przysiadła w nogach leżyska, uważając by nikogo swoim jestestwem nie zgnieść. - To jak słoneczko? Dobrze się czujesz? Coś cię boli? Ciocia Laurcia ma cię w czółko pocałować? W tle jedynie brakowało tęczy i latających jednorożców, które oddałby ogólny nastrój naszej kochanej pani doktor.
Welt
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 03/01/2013
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 17:02
Ludków przybywało, a szpital można by powoli przyrównać do mrowiska. Dokładniej to salę 666, ale to akurat szczególik... W sumie lepiej niż do mrowiska i na pewno bardziej w stylu kociego amigo było określenie "ławica" lub jakieś odnoszące się do grupy pożywienya... Znaczy się słabszych zwierząt, nya~! Zresztą... Nawet go to nye obchodziło... Teraz się liczył tylko jeden fakt... Jedna rzecz, wraz z którą pojawiła się ledwo tlący się płomyk nadziei. Słaby, bo słaby, ale istniał i to dzięki jednemu gestowi. Spontanicznemu? Przypadkowemu? Możliwe, jednak to wystarczyło, by Kuro mógł zacząć się łudzić i dopowiadać sobie potencjalne opcje, czy wersje zdarzeń. To co zaszło wtedy... To co się stało...
Ale tak to już bywa, iż często zdarzenia nie toczą się tak, jak chcą tego ludziki! Ba! Co w takiej sytuacji zostaje do powiedzenya Exceedowi? Przecież jest tylko zwykłym, marnym, nikomu nie potrzebnym kotem... Nye... Teraz tak jest... Wcześnyej miał kogoś dla kogo mógł się starać, próbować... I nyeważne czy wychodziło, czy też nye, ale liczyły się wtedy chęci, a teraz... Nic nye mógł zrobić... Nic nye mógł poradzić... Nye mógł nawet pomóc... Kompletnye nic, które... Jakby ktoś teraz widział wnętrze kociaka, mógłby zapewne spostrzec wygasanie resztek nadziei, powolne niknięcie owego płomyczka w bezkresie... nicości... I ból. Nye taki fizyczny... Ten szybciej niknie... Nye zwykły ból wewnętrzny, którego już doświadczył... A ból o zwiększonej sile... Zwiększonym działanyu... O wiele potężniejszy... Czemu? Przecież niby człowiek, a tutaj akurat kot powinien zahartować się na owe obrażenie. Powinno być słabsze... Mnyej znaczące, ale... Tak to już jest, gdy pojawia się jedno wyjście... Nye! Szansa, iż może coś się stało... Szansa, iż może ktoś skrócił męki zwierzaka, iż jednak wszystko wróciło do normy. Ta ułuda... Ten złudny cień beznadziei w jaką stacza się żywy organizm, pragnąc powrotu do normy... Już nawet nye tyle normy, co do osoby, o której nye może przestać myśleć... Osoby, która była przy nim całe jego życie.
Nic też dziwnego, iż z owego "wyimaginowanego" ukłucia, Kuro zaczął zaciskać swoje łapki. A wraz z łapkami pazurki... Potrzebował tego, by znyeść jakoś ten ból... Tą pustkę... Ten brak... Teraz nye myślał zbytnyio o niczym... Niczym... Co jak zwykle okazało się błędem z jego strony, bo przecież trzymał rękę Takary, na której pewnie by się pokazały pewnego rodzaju ranki, ale... Takara je odczuje? Zareaguje? Zobaczy? To akurat teraz nie było istotne. Nye teraz... Znowu zawiódł... Znowu zaszkodził... Znowu tylko przeszkadzał... Był zbędnym balastem, który mógł tylko szkodzić swojej partnerce. Aż momentalnye puścił rękę dziewczyny, odwracając się w kierunku okna, by... Otworzyć je i siąść na parapecie po drugiej stronye. Dopiero teraz dostrzegł, iż pada... Pada śnieg... Zimny... Chłodny... Biały... Całkiem inny niż Czarnulek, ale co tam... Nie przeszkadzało mu także to, iż usiadł na pewnej warstewce owego mroźnego puchu, co już zdążyła się zebrać. Nye... - Jestem do niczego, nyah... Niczego... - burknął tylko cicho pod nosem, czego zapewnye nikt w środku słyszeć nye mógł. Nawet przez otwarte okno... Zresztą... Byli ze sobą i co ich będzie obchodził jakiś nędzny kot, nyah... Taki ktoś, co tylko pasożytuje... Nic nye potrafi... Nawet nye zwrócił uwagę na gromadzące się w paczałkach łzy... Nye były teraz istotne... Zresztą... Świadczyły tylko o kolejnej jego słabości... Braku sił, braku zdolności, braku... Braku wszystkiego... Może rzeczywiście powinien zniknąć jak z pamięci Takary? Albo... Chociaż... Po tym co widział... Po tym co zrobił, a dokładnyej czego nye był w stanye zrobić... Nawet nye wierzył, iż mogłoby się to udać... Jednak... To było jedyną rzeczą, jaką mógłby zrobić... Jedyną... Ostatnią, nyah... A skoro nadzieja zniknęła i został tylko chłód... Tylko wszechobecne zimno... To z taką też właśnye krwią Kuroś się zemści... Nye będzi miły dla osóbki, która do tego doprowadziła... Nye będzie łaskawy dla tej, która opętała Pheama, sprawiając, iż nye byli w stanye nic zrobić... Nye daruje tej, która tak go potraktowała, czy to był sen czy nye... Nawet jeśli straci wszystko, teraz została mu jeszcze zemsta... Nawet jak nye ma szans na odzyskanye tego co stracił... Nawet jak pewnye zginye próbując, co było wielce prawdopodobne... Dokona swego... Nye da ot tak cieszyć się takim osobą...
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 17:06
Nori dziwnie się czuła w towarzystwie tych wszystkich ludzi. Usiadła na łóżku, cały czas mając kołdrę na ramionach, zasłaniając swój znak gildii. Z tego co zdążyła wywnioskować, większość obecnych tu osób była z Fairy Tail... ona sama należała do mrocznej gildii, dlatego wolała się z tym nie afiszować i siedzieć cicho. Dziewczyna przyglądała się każdej osobie z osobna, ale wzrok przykuła na Pheamie, który jako jedyny się nią zainteresował i właśnie dostał od zielonowłosej w twarz. Podniosła jedną brew, nieco zdziwiona, za co mężczyzna oberwał. Okej, ona też za facetami nie przepada i zawsze, jak oferują jej pomoc, to odmawia, ale bez przesady... to nie jest powód, by komuś przywalić z liścia. Choć z drugiej strony... nawet jakby komuś przyłożyła, pewnie nie odczuł jakoś tego specjalnie, ponieważ jest raczej drobna i niezbyt wiele obrażeń fizycznych zadaje. - Po prostu... pojechałam w pewnej sprawie po całej linii.- Starała się unikać słowa "misja"... nie chciała by odkryli, że jest magiem. Wtem do sali wzeszła blondynka, którą znała z widzenia, z gildii. Skąd ona do cholery wiedziała, że tu siedzi. Spojrzała zdziwiona Laurę po czym westchnęła ciężko. - Po co tu przychodziłaś?- jęknęła cicho... jeszcze jej koleżanki z gildii brakowało, by wszyscy odkryli, że jest z Grimorie Heart i jeszcze jakaś bójka z tego wyniknie...
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 20:06
Tajemniczy uśmiech dziewczynki musiał na razie wystarczyć Alv zamiast odpowiedzi. Jeszcze z nią się kiedyś rozmówi. Tymczasem sprawy w pokoju przybrały jeszcze mniej codzienny bieg. Kirino spoliczkowała Pheama?! Za co?! Inu w ogóle była zdziwiona, że się znają. Nie widziała ich razem w gildii, żeby choć rozmawiali. No ale to nic nie znaczy, w końcu Alv nie jest systemem monitoringu gildii i tropienia jej członków. Grunt, że Ignacy zareagował. Nie chodzi o to, że miała Pheama za damskiego boksera, który wymalowałby ściany pokoju chlorofilem - bo nie! To raczej w Kiri coś jej nie pasowało. Gdy dziewczę grzmotnęło z gracją o szafkę, Alv chciała jej pomóc i jednocześnie jakoś powstrzymać, przed potencjalnym ponownym atakiem na maga dymu. Uprzedziła ją jednak tajemnicza dziewczynka, z którą przed chwilą Inu zamieniła kilka słów. Następnie wysłuchała uważnie tego, co ma do powiedzenia. A więc ktoś sobie zrobił "jaja z pogrzebu"... Naszym kosztem... Chciał nas odstraszyć? Za późno... Nie zdziwiłabym się, gdyby to była robota tego szmatławca od "władania duszami", jak to określił wódz Gnolli... Ale nawet jeśli oni byli złudzeniem, czy złudzeniem był też tamten Święty Mag?... - Przepraszam panienkę. Czy w takim razie tamten starzec, który oddał za nas życie, też był złudzeniem?... - spytała Lusye, której imienia jeszcze nie znała. Chciała usłyszeć, że on również nie istniał. Że nikt nie musiał oddawać za nich życia... Po dłuższej chwili usłyszała pytanie Takary o Erę... - Takara, te 2/3 to obecnie cała Era i nie ma więcej. Rada też nie istnieje. Ale nie miej tego sobie za złe przypadkiem. To wina kogoś innego i wystarczy, że ja wiem kogo. Grunt, że nie was, wierz mi...- oczywiście, że kogoś innego... Alezji... - I jakiego koralika?... Później skierowała spojrzenie na Daxa, jak zwykle nawijającego jak Włoch spagetti na widelec... - Dax, byli w kraterze. A przynajmniej ktoś chciał, byśmy tak myśleli. Co w nim robili? Zabili nas... - dokończyła zimno i beznamiętnie. Z kolei pomysł partyzantki jej się spodobał. Taki typ. No i przypomniała się kwestia Baltazara. Ciągnęła dalej poważnie - "Kwiaty Fiore" to dobra nazwa. Trochę gra słów, bo "Fiore" znaczy "kwiat" jeśli dobrze pamiętam. Poza tym: mieszać nie mieszajmy ale też nie zabraniajmy innym osobom dołączać. Pytanie: czy jest w tym pomieszczeniu choć jedna osoba, która zna wszystkich tu zgromadzonych? Ja nie znam wszystkich i wolałabym nie mówić na ten temat w zagrożonym środowisku... Po ostatnich słowach i dłuższej chwili ciszy rozejrzała się po zgromadzonych, jej wzrok padł na czarnego kota siedzącego w otwartym oknie, który miauczał coś pod nosem do śniegu. Co miała usłyszeć - usłyszała. Machinalnie odpowiedziała tylko - Dzień dobry. - wchodzącej Laurze, jak nakazuje szpitalna grzeczność względem nieznajomych, i niespiesznie podeszła do tego samego okna, po czym zgarnęła z parapetu śnieg, ulepiła prawą ręką w sypką lecz trochę już ubitą kulkę i ciepnęła w Kuro. Dopiero, gdy kulka była już w locie, uświadomiła sobie (Alv, nie kulka), że machnęła dość mocno jak na takie warunki. Skoro to 6e piętro, pozostało jej mieć Nadzieję, że jeśli kot się nie utrzyma, to zdąży aktywować aerę. Jeśli exceed się utrzymał, lub zdążył wrócić, Inu odzywa się do niego jakby nigdy nic... - Miauczysz, jakby wiosna szła... A zacznij tylko głupio myśleć, to specjalnie dla ciebie poszukam wściekłego dobermana i wręczę mu cię w prezencie... - Po czym chwyciła go za skórę na grzbiecie i podniosła na wysokość oczu, po czym dała psztyczka w koci nos przy pomocy jedynych względnie sprawnych palców lewej ręki, a więc kciuka i wskazującego. - Gdybyś nie poleciał za Takarą, kiedy Toth ją zrzucił ze wzgórza to jak myślisz: leżałaby tu czy w kostnicy?... - z ostatnimi słowami już całkiem groźnie patrzyła na futrzaka. Przymierzyła się do drugiego psztyczka... - Myśl głupio jeszcze raz, a trafisz albo do dobermana, albo na czarną mszę. Jasne? Takara cię potrzebuje nawet jeśli teraz nie zdaje sobie z tego sprawy. Martwe futro nie da jej nic, poza smutkiem. Chcesz tego?... Po czym odstawiła Kuro na parapet i odwróciła się twarzą w stronę pokoju a plecami do okna. Coś jej się przypomniało: - Aaa... Dax, jakby co ta tutaj Takara, to nasza Takara. If you know what I mean...
W razie aktów agresji Ignacy sypie winowajcę po nosie popiołem, co powoduje u winowajcy kichanie. Tak jakby co...
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 22:09
Aaach... Bolała ją teraz ręka. Nie miała pojęcia czy jej uderzenie sprawiło więcej bólu Makowi, czy zadziałało bardziej dla niego zaskakująco, z resztą nie o ból tutaj chodziło. Czy zawsze musiało chodzić o ból, kiedy ktoś komuś prezentował uderzenie otwartą dłoń w twarz? Niekoniecznie, nie zawsze. Czasami chodziło dobitne uzmysłowienie komuś czegoś, czasami chodziło o to, by prostym gestem na najniższym sposobie egzystencji, bo fizycznym, uzmysłowić coś drugiej osobie, zmusić ją do zrozumienia, przypomnieć jej coś. Zalana wodą dziewczyna uśmiechnęła się tylko lekko słysząc jego słowa. Nie wiedział za co dostał? Nie miał pojęcia co się stało? Nie rozumiał jej wzburzenia? Nie był w stanie ogarnąć powodów jej dziwnego zachowania? To było tak śmiesznie smutne, że zapewne ktoś zaraz powinien puścić nagrany z taśmy śmiech i zamienić pokój numer 666 w scenę filmową, gdzie kręcono kolejną głupią komedię dla mas. Dodatkowo komedię dość słabą, pokręconą i dla wielu niezrozumiałą. Kirino rozejrzała się po ludziach w pokoju, w końcu rozumiejąc gdzie tak naprawdę się znajduje i co tu robi. Czy ten moment czystszego rozumowania był efektem wody, którą przed chwilą się polała, czy pomocy jąkającej się straszliwie, kruchej dziewuszki? Czy dlatego, że to właśnie ta czarnowłosa znała Kirino najmniej z nich wszystkich to ona zareagowała najszybciej i do naszego kwiatuszka podeszła? Czy inni byli teraz zdziwieni tym co się stało, a może mieli to gdzieś? Powoli zaczynała rozróżniać poszczególne głosy, powoli, pomiędzy jednym kichnięciem a drugim, starała uzmysłowić sobie w jak cholernie głupiej sytuacji się znalazła i to na własną rękę. A Mak? On pewnie był teraz w swoim żywiole. Nic nie wychodziło mu zapewne tak dobrze jak oszukiwanie innych, przecież miała okazję doświadczyć to na własnej skórze... Czy może sercu? Ale tamtego serca i tak już nie było, wspomnienia były wspomnieniami. Dziewczyna sama teraz dziwiła się swojej reakcji, spoglądając na swoją dłoń, czerwoną jeszcze po uderzeniu i nie rozumiejąc. Dlaczego? Po dwóch latach przecież wszystko było już daleko za nią, już dawno się z tym wszystkim pogodziła. Owszem, gdyby spotkała go rok wcześniej może wyglądałoby to jeszcze inaczej, bardziej emocjonalnie. Teraz natomiast dziewczyna zachowała się jak robot, zaprogramowany by wykonać konkretną czynność w oparciu o wystąpienie konkretnych warunków. I tak się stało.
- Pheam Darksworth, tak? - zapytała cicho, przypominając sobie, że Makbet mówił coś wcześniej, jednocześnie korzystając z pomocy zaoferowanej jej przez czarnowłosą. Kolejny raz korzystała z jej pomocy, kolejny raz miała okazję usłyszeć jej głos wewnątrz własnej głowy, głos skierowany stricte do niej, głos uspokajający i kojący jej dziwnie powyginane emocje. Nie była jej w stanie odpowiedzieć, nawet w myślach, ale ciepło emanujące z jej duszy, choć śladowe, mogło przecież do niej dotrzeć... Albo i nie? Przesyłanie myśli, czytanie duszy... Czy działało to podobnie? Dax też podszedł do niej by jej pomóc. Przyjęła jego dłoń, zawiesiła się wręcz na niej podnosząc z ziemi, nie chciała jednak odsuwać się od czarnowłosej dziewczyny, jedynej, która mogła rozumieć ją dosłownie, a jednak bez potrzeby wymieniania słów. Nie miała pojęcia kim ona jest, nie miała pojęcia jakie są jej cele, jakie intencje i motywy, czy nie próbuje jej omamić, oszukać i tak dalej, ale nie dbała o to w tej chwili. - Pheam... Tak się teraz tytułujesz? Pheam? - powiedziała, dziwnie smakując jego imię na końcu własnego języka. Nie było złe. Widać Mak miał zadatki jeśli chodzi o przybieranie sobie kolejnych imion. - I zmieniłeś kolor włosów... Po co? Bałeś się mnie spotkać po dwóch latach? Makbet, powiedz mi, bałeś się mnie? Czy miałeś jaki inny powód? Czy naprawdę mnie nie pamiętasz? - sama dziewczyna nie wierzyła w taką możliwość. Pewnie chciał ich wszystkich omamić swoimi słowami, zmusić do uwierzenia mi. Ale jego reakcja po tym jak ją zobaczył była... tak bardzo naturalna. Tak bardzo prawdziwa. Czy można było udawać coś aż do tego stopnia? Czy to było możliwe?
Kwestia Makbeta jeszcze przed chwilą stanowiła główną oś jej myśli, centrum jej zainteresowania, teraz jednak, kiedy wreszcie wypowiedziała na głos kilka pytań, kilka myśli, które nurtowały ją od momentu jak go tutaj zobaczyła zaczęła uświadamiać sobie co takiego właściwie miało miejsce zanim zaczęła się ta cała draka. Walka z Kasjanem. Zwycięstwo. Śmierć jej, śmierć Alezji, śmierć Kuro, śmierć czarnowłosej, śmierć osób, które nie znała, a które przecież były tu teraz z nią w pokoju... Gdzieś zaczęła w jej głowie świtać myśl o tym, że przecież choć walkę wygrali, to było to Pyrrusowe zwycięstwo, zwycięstwo okupione krwią tylu ludzi, tylu niewinnych osób. Śmierć nigdy nie była uczciwa, choć ludzie mogli mówić co innego, ale kiedy na szali znalazło się tyle istnień... Kiri zakręciło się w głowie i chcąc, nie chcąc musiała chwycić się ponownie Daxa, żeby nie upaść. Jej noga również zaczęła się ponownie odzywać. Widocznie odzyskiwała nad sobą kontrolę, odzyskiwała świadomość tego co się działo. Potrafiła nawet wysłuchać tego co mówił Dax o... Kwiatach.
- Kwiaty Fiore? - zapytała go, patrząc gdzieś w bok, tak by uniknąć spojrzeń wszystkich ludzi w pokoju. Jeśli Dax mógł w jakiś sposób poprawić jej humor, zmusić ją do tego by spojrzała na całą sytuację w pozytywniejszym świetle, to właśnie mu się udało. Czy wymyślając nazwę miał na myśli ją i jej pasję? Pewnie nie, dlaczego miałby mieć? Ale idealnie zgrała się jednak z niewesołymi myślami kwiaciarki i potrafiła wyciągnąć z niej pokłady emocji, o której myślała, że dzisiaj w sobie nie znajdzie. - Kwiaty to ładna nazwa... Kwiaty nie okłamują, kwiaty są piękne, kwiaty są silne i... i... - zapowietrzyła się dziewczyna, widocznie mając problemy z dobieraniem słów. - Ja chcę być Kwiatem Fiore - powiedziała w końcu i rozejrzała się znów po ludziach. Chyba powinna była powiedzieć "w kwiatach Fiore", ale jakie to miało znaczenie? Żadne. Zwłaszcza, że w tym momencie ciężko jej było nadążyć za rozmową. Wiedziała tylko, że Dax chce zrobić coś dobrego. To było w tym momencie dla niej wystarczające.
No i były w tym kwiaty.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Sala 666 Wto Cze 18 2013, 22:32
Siwowłosy po prostu nie ogarniał. Myślami był całkowicie gdzie indziej, bo zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście nie zna tej kobiety. Kirino, tak? Kirino. Nie znał żadnej Kirino! O co tu, do cholery jasnej chodziło? W dodatku nikt nie raczył mu odpowiedzieć ja jego pytanie. Co to wszystko miało znaczyć? Czy ktoś uknuł jakąś intrygę przeciwko niemu? Usłyszał, że ta cicho coś mówi i nadstawił ucha. Miał zmieniać imię? Po co? Dopiero, kiedy ta powiedziała imię "Mabket", zrozumiał o co chodzi. Przecież, to ten koleś, którego spotkał wtedy w sklepie z broniami! Ten, który wyglądał dokładnie tak samo jak on! Zmarszczył brwi i zastanowił się, czy jest jakikolwiek sens, tłumaczenia jej, że to nie on. Jeśli zacznie mówić, że spotkał tego Makbeta, ludzie pomyślą, że kręci i kłamie. Ale to przecież nie on jej coś zrobił! Nie Pheam Darksworth. To nie on! -Jak mam Cię pamiętać, kobieto, skoro pierwszy raz widzie Cię na oczy. Nie przemalowałem włosów. Straciłem swój naturalny kolor włosów przez inkwizycje. Dopiero od nie dawna jestem całkowicie siwy. Nie wiem kim jesteś i nie mam zielonego pojęcia, z kim mnie pomyliłaś. Nie nazywam się Makbet. Jestem Pheam.-powiedział po chwili, dalej stojąc koło łóżka Nori. Nie zwrócił całkowicie uwagi na to, co mówią inni. Chciał po prostu rozwiązać ten problem. Problem, który go nie dotyczył.Makbet... Zginiesz idioto.-pomyślał i powoli czuł, że chyba zaczął go nienawidzić.
Kot od Kostek
Liczba postów : 1148
Dołączył/a : 10/08/2012
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 08:56
No tak... Alezja coś nie była skłonna do jakiś bardziej szczegółowych wyjaśnień. Why? A tego to już Takasia nie wiedziała, zaś kiedy dalej chciała męczyć o odpowiedź panią archeolog, ta po prostu poszła w stronę okna. Cyba będzie musiała sama się dowiedzieć co i jak, bo rly, to, że zostało dwie trzecie miasta niewiele jej mówi. Kto by pomyślał, że będzie w centrum wydarzeń a ostatecznie będzie zmuszona pytać innych, co tam się wydarzyło... Tak czy siak, jeżeli Alezja twierdzi, że to nie jej wina i wie kogo... - Też wiem... Już wiem. A koraik... w sumie nie ważne.- powiedziała sama do siebie będąc absolutnie przekonaną, że to oni musieli coś zrobić z tą srebrną kulką. I może daliby radę ich powstrzymać, gdyby zza horyzontu nie wyskoczył kolejny wróg. Chociaż kto wie, czy jakby do tego nie doszły, to daliby radę. Gdybanie nic nie da, co najwyżej można kombinować nad alternatywnymi zakończeniami. - Czekaj, wróć. JAK TO ZABILI?! - wydarła się niemal w stronę Alezji, dalej nie rozumiejąc. Przecież żyli, więc jak ich zabili? Nie wie jak, ale jeżeli faktycznie dopuścili się takiego karygodnego czynu, to ma kolejny powód by ich dorwać i odpłacić się za wszystko z nawiązką. Zaraz potem została rzucona propozycja własnego... oddziału magów? Coś w tym guście.- Hmm... czemu nie? Razem będzie lepiej im skopać tyły niż w pojedynkę. Jeżeli to powstanie, to dołączę. - krótko i na temat, na coś dłuższego nie chciało jej się wysilać. Zaraz po tym do pomieszczenia weszła... jeszcze...jedna...osoba... ILE JESZCZE?! Tłok straszny się robił, ale co poradzić? Nie jej podwórko, nie jej pokój, miejsce publiczne no i w sumie... Im więcej, tym weselej, chociaż obecnie to raczej przypominało ,,Modę na sukces". - Dzień- dała radę jedynie powiedzieć do blondwłosej dziewoi, kiedy nagle poczuła że coś jej się wbija w rękę. Nie, inaczej. Nie tyle czuła, że coś się wbija, ale czuła ból, jaki owa czynność wywoływała. Odruchowo, nie myśląc nawet nad skutkami, starała się zabrać rękę jednym, szybkim ruchem, jeszcze bardziej pogarszając sprawę. Syknęła, widząc ładnie poharataną dłoń, z której to zaczęła lecieć krew. Może nie zginie od tego, ale dobrze to to też nie wyglądało. Skrzywiła się nieco, szukając powodu swojego dodatkowego poranienia, ale coś jej nie szło. Pewnie jej się wydawało, a ranę miała wcześniej, tylko lekarze nie zauważyli. Nie była detektywem, więc rozkmininie, dlaczego tak, a nie inaczej, postanowiła pozostawić innym. Chwyciła dłoń drugą ręką zdając sobie sprawę, że jej uwaga dotycząca koralika została całkowicie zlana, zaś Fem miał... problem? O ile problemem można było nazwać dziewczę, które to wpadło wcześniej w szafę. Słuchała zielonowłosej początkowo będąc mocno zdziwioną, przenosząc co chwilę wzrok z Kirino na Fema, z Fema na Kirino, by ostatecznie zatrzymać go na dziewczęciu... Jaki Makbet...? No właśnie, dobre pytanie. Początkowo nawet wymalowało się jej jej twarzy zupełne zdziwienie, jednak po chwili uświadomiła sobie, że Fem nie może być żadnym Makbetem, bo jest Femem. Proste, logiczne. - Pheam to Pheam, nie Makbet. Jeżeli zarzucasz komuś kłamstwo to przynajmniej daj jakieś dowody na to, że faktycznie masz rację. To niemiłe oskarżać o coś drugą osobę... - i sie wtrąciła~! A jakże... W międzyczasie pilnowała, by czasem krwią pościeli nie poplamić. Jeszcze każą jej zapierać i co wtedy?
Laura
Liczba postów : 691
Dołączył/a : 11/04/2013
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 09:48
- Po co tu przychodziłam? Hmm… To bardzo ważne pytanie!- zaśmiała się krótko.- Wiesz, zazwyczaj jeżeli ktoś leży w szpitalu, to trzeba go odwiedzić, prawda? Bo inaczej człowiek będzie się martwić i martwić, nic z tego dobrego nie wynosząc. No i ja mam tutaj szpiegów, więc wiem, kiedy komuś coś grozi. Puściła oczko Nori. Swoją drogą dziwnie się dziewczynka zachowywała. Wcale zimno nie było, a ona opatulona tak kocykiem była, jakby coś chciała ukryć. A może jednak jej chłodno było? Na to była tylko jedna rada! Sięgnęła do swojego plecaczka, by zacząć wyciągać wszystkie te dziwne rzeczy, które zawsze ze sobą nosiła. Apteczka, sztylety, nożyczki, latarka… O jest! Wyciągnęła na światło dzienne biały, nieco pogięty fartuch lekarski. Pierwszej świeżości nie był, ale miał długie rękawy. Podsunęła go Nori praktycznie pod nos. - Jak ci zimno, to go ubierz~- po czym zaczęła pakować swoje klamoty z powrotem do plecaczka.
I w sumie miała się nie przejmować całą tą resztą wesołej gromadki, gdy jej dodatkowy zmysł zarejestrował wypadek. Choć to może złe określenie. Po prostu zobaczyła jak koteczek drapie jakąś dziewczynkę. Ile nieletnich dzisiaj tu jest?! Podeszła szybko do Takary, a raczej doskoczyła i zaczęła się przyglądać ranie. - Nununu! Bzidki koteciek~- pomachała palcem przed pyszczkiem Kuro. Jeżeli ten chciałby jej dłoń capnąć, szybko by ją cofnęła.- Jeżeli mi dasz łapkę to ci ją od razu wyleczę~- dodała w stronę Takary głosikiem słodkim jak cukier.
Welt
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 03/01/2013
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 15:20
Siedział tak, wpatrując się w jakże wspaniałe, chłodne i masywne zaspy, które może i nye były aż tak wielkie, ale prószący śnieg świadczył, iż nyedługo mogą osiągnąć dość spore rozmiary. Biały śnieg... Tak inny niż on... Taki... Inny? A może nye aż tak? Nye teraz? Przetarł aż patrzałki, próbując dopatrzeć się w owym elemencie czegoś... Czegoś, co by pasowało do nyego. Co pozwoliłoby mu znaleźć przedmiot, osobę... To akurat nye było istotne! Coś, do czego mógłby wrócić mimo wszystko, a to i tak by się tam znajdywało, jednak w tym problem. Śnieg. Kiedyś stopnieje, a Kuroś raczej nye odpłynie z wyższą temperaturą, nye? Nye... On nye mógł zniknąć tak łatwo. Nye tyle, czy umiałby, czy nye! Chociaż... Czy aby na pewno, nyah... Czy... - zaczął rozmyślać Czarnulek, gdy tutaj znikąd pojawił się mróz. Nyo może i samo odczucie nye byłoby zauważone przez kociaka, gdyby nye pewien fakt, a mianowicie dodatkowy bodziec, uderzenye. Śnieżka. Aż kociak się wzdrygnął na myśl o tym i spojrzał na to, iż sam w takowym siedzi, a także, iż za suche miejsce to to nye było, ot co! - Nye chcę dobermana! Źle sma... - urwał w połowie swoje ciche odburknięcie na słowa dziewczyny. Czemu? Może dlatego, iż został chwycony za kark, a może raczej pstryknyęcie w nos, które poskutkowało zmarszczeniem go i wbiciem wzroku w Alezję. Co do samych rozważań smakowych... Pewnye nawet nye wiedział jak może to smakować, ale nigdzie nye słyszał by podawano takie "rarytasy", więc coś w tym być musiało, nya~! - Dałaby radę, nyah... - rzucił kot, spoglądając gdzieś w bok. To była lewa, a może prawa? Nyeważne... Po prostu nye patrzył akurat w tym momencie na Alezję, bo... Pewnye widoczne byłoby, iż sprawa jednak nye jest mu taka obojętna, nye? Zresztą, ta kwestia była dość sporna, nyah~! Z jednej strony pokaże, iż wierzy w partnerkę, z drugiej, iż nye chce jej pomóc, nyah... I weź tu wybierz kocie! - Mszę? - tutaj wyraził zdziwienye. Tak... Zdziwiony zapewne owym określenyem, bo przecież on raczej na takie zjawiska jak msze nie chodził. Kiedy? Po co? Nawet nye wiedział, czego to się tyczy i chyba nawet lepiej, chociaż... Czarna jak on... - Smutkiem... - powtórzył już cicho, gdy został odstawiony, a dziweczyna się odstawiła. Chciał tego? Potrzebował? Usatysfakcjonowałaby go jakaś reakcja ze strony jego partnerki? Zapewne tak, ale... Czy tego naprawdę chciał, nyah? Czy na prawdę zależało mu nawet na negatywnej reakcji ze strony dziewczyny? Ból, smutek, złość? Czy to właśnye do tego chciał doprowadzić, nya? - Nyah... - miauknął tylko pod nosem, po chwili ciszy, dopiero analizując panujące dookoła zamieszanye. Co stwierdził? To zapewne wiedział tylko on i tylko on wiedział, jakie ma postanowienye. A jak! Dlatego nye ma też się co dziwić, iż zagrodził drogę w kierunku Takary sobą jakiejś nyeznajomej. Kto wie kto to i po co to, nya!? - Nye. - rzucił krótko i zwięźle w kierunku dziewczyny, nye pozwalając się zbliżyć nyeznajomej, póki przynajmnyej się nye przedstawi, nye pokaże zaświadczeń, czy coś. Sam palec zignorował, a raczej zakończył obserwację go, mierząc osobniczkę wzrokiem, przerywając tylko na chwilę, w której "osuszył" się w bezręcznikowy sposób, przy okazji pewnie lekko ochlapując 2 dziewczyny, między którymi teraz stał. Jakby jednak nyeznajoma postanowiła skierować tam swoją rękę w ruch pójdzie ogon, który ma zablokować chociażby rękę przez obwiązanie jej w nadgarstku. Nyo... Może nawet dwa ogony jak będzie trzeba, a kto wie... Może nawet coś jeszcze... Coś większego, nya...
Lusye
Liczba postów : 196
Dołączył/a : 09/03/2013
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 16:42
Za dużo ludzi i za dużo się tu działo, więc... musiała przejść do rzeczy mniej ważnej, by w końcu ktoś się nią zainteresował! J-jakkolwiek nie lubiła,jak ktoś zwracał na nią uwagę, a w momencie, kiedy Dax zwrócił się do niej tak bezpośrednio, niemalże podskoczyła i schowała za Kirino, to teraz musiała... b-bo było to ważne! Mimo to oni byli zbyt skupieni na sytuacji miedzy siwą duszą a zieloną, więc trzeba było to ukrócić. Delikatnie sięgnęła do szarej aury, ale nie zabawiła tam długo. Musiała znać tylko imię. Uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową do Pheam, choć ten z pewnością nie wiedział, o co jej chodzi. Następnie zwróciła się do Kirino, łagodnie głaszcząc ją po policzku. - Mówią prawdę. Wszyscy tu mówią prawdę. Dusze nie potrafią kłamać. A oni nie kłamią. Nie ma tutaj nikogo, kto się nazywa Makbet - powiedziała cichutko, tylko do niej, jednak szybko zdała sobie sprawę, że być może jej to przeszkadza i cofnęła się jak oparzona, zawstydzona własnym zachowaniem. Poczłapała wiec na łóżko i owinęła się kołdrą. Tak, to było bezpieczniej. - H-hymme... chyba przesadziłam... - pożaliła się opiekunowi, a tylko oczy wystawały jej spod kołdry. Lustrowała nimi całe otoczenie. - Tak, przesadziłaś - potwierdził ptak, kręcąc dzióbkiem, po raz pierwszy od dawna się uśmiechając. Przemyślała to, co mówił o Inkwizytorach Dax i w jej głowie szybko pojawiły się nowe wiadomości. Nowe fakty. Fakty, które mroziły ją do szpiku kości. Coś takiego... Przełknęła głośno ślinę. - Tamten starzec był prawdziwy... On był tam i nam pomógł - zwróciła się do Alezji, by rozwiać jej wątpliwości. Ale szybko przeniosła swoje spojrzenie na Daxa, choć unikała patrzenia na jego twarz. - Tamci... ci Inkwizytorzy... To potwory. Nie dlatego, że zabijają ludzi. Nie mają jednej duszy... Są połączeni z dusza demona w coś tak nienaturalnego... coś tak przerażającego... To nie magia. To też nie jest coś, co ty nazywasz mocą. A może i jest...? To demony. Posiadają w sobie duszę demona... - przycichła na chwilę, spuszczając głowę. Pewnie znów mówiła za cicho, by ktokolwiek się nią przejął. Skuliła się nieco bardziej. Robiło się za duszno, zbyt ciasno. Zamknęła się w sobie, by nie słyszeć już nic poza swoimi własnymi myślami. Udało jej się jeszcze wydukać swoje imię nim zamilkłą na dobre.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 21:57
Teraz nawet Kirino była skołowana. Mak... Pheam... Ten człowiek wydawał się zachowywać, jakby naprawdę, faktycznie, w stu procentach nie miał pojęcia o co jej chodziło, a przez jego zachowanie skonfudowanie powoli przechodziło i na nią. Czyżby mogła sobie pomylić twarze? W końcu od 2 lat nie widziała Makbeta, obraz jego twarzy mógł się w jej pamięci rozmyć, mógł nie być tak szczegółowy i prawidłowy, może faktycznie pomyliła się okrutnie i spoliczkowała Bogu ducha winną osobę? Z drugiej strony... Czy była w stanie zapomnieć tamtą twarz, twarz, która przecież przez tak długi czas męczyła ją za dnia i w nocy, która nie pozwalała jej odpocząć, odetchnąć, zapomnieć, ruszyć dalej. Pamiętała jeszcze te dni, które spędzała na poszukiwaniu swojego czarnowłosego... Swojego kogo? Nawet nie potrafiła się dobrze dookreślić, nie potrafiła sformułować stopnia zażyłości, jaki panował wtedy, kiedy jeszcze wszystko wyglądało w miarę dobrze pomiędzy. Byli parą? Byli razem? Czy byli tylko dwójka przypadkowych osób, które akurat poczuły się bliżej w swoim towarzystwie i to też tylko przez chwilę, przez moment, zanim wszystko okazało się kłamstwem, fasadą, nieprawdą. Czy ten człowiek, Pheam Darksworth, mógł faktycznie być kimś zupełnie innym?
Dobiegły jej kolejne słowa, słowa leżącej na łóżku dziewczyny, która najwyraźniej miała okazję znać tego człowieka, słowa Lusye, która z pewnością w głosie zaznaczyła, że to nie Makbet, tak jakby znała i jednego i drugiego... A może tak było? Kirino powoli okręciła się wokół własnej osi, przyjrzała dokładnie ludziom, którzy zapewniali ją, że tkwiła w ogromnym błędzie, że pomyliła się niemiłosiernie. Komu miała zaufać? Im? Czy swojej pamięci? Przecież widziała przed sobą... Makbeta. Włosy były inne, jego sposób mówienia również różnił się od tego co pamiętała, ale czy to wystarczyło, żeby stwierdzić, że to naprawdę nie on? - Dowody? - powtórzyła, uświadamiając sobie, że jedyne co jej dzisiaj wychodziło bez zarzutu to właśnie powtarzanie słów po innych ludziach. - Nie mam żadnych dowodów... - przyznała, nie mając z resztą innego wyjścia. - Makbet... To znaczy... Pheam, tak? Pheam wygląda dokładnie tak samo jak Makbet. Kropka w kropkę, kubek w kubek, jak dwie krople wody. Jedyną różnicą są włosy... - zakończyła kulawo, spoglądając na dziewczynę na łóżku z wyrzutem lub nadzieją, nie chcąc zostać posądzoną za kompletną wariatkę chociaż z drugiej strony... pewnie i tak już ją za taką uznali. A jeżeli faktycznie był on kimś kompletnie innym? Jeśli Pheam to faktycznie Pheam, a los zadrwił sobie z niej w tak głupi, okrutny sposób kolejny już raz? Potrzebowała kogoś na kim mogłaby się teraz oprzeć, kto mógłby odpowiednio ją zmotywować, zdenerwować, cokolwiek, tak by poczuła się ponownie na twardym gruncie, nawet jeśli nie miałaby racji. Dopiero delikatne dotknięcie jej policzka uświadomiło jej, że nie wszystko musi zostać wyjaśnione teraz, zaraz. Że nawet jeśli nie miała racji... To przecież... Mogła się jakoś wytłumaczyć, prawda? Po chwili dotyk na policzku zniknął, a zielonowłosa niemal żałowała, że tak się stało, chciał nawet złapać dziewczynę za rękę i przytrzymać ją przy sobie. Była cholerną egoistką, miała tego świadomość, ale w tej chwili potrzebowała takiego ciepła, takiego spokoju. A teraz? Teraz musiała zrobić coś bardzo głupiego, upokarzającego i koniecznego do tego, by sprawę tę na chwilę chociaż przymknąć i zająć się czymś ważniejszym. Kirino bowiem zdała sobie sprawę, że jej wybuch przyblokował zdecydowanie ważniejszą rozmowę, o dużo większym niż ona sama znaczeniu. Dlatego bez ociągania się ponownie podeszła do Mak... Pheama i...
...uczyniła przed nim pełny pokłon, równe 90 stopni, niemalże znów nie powodując nagłą czynnością jakiegoś głupiego wypadku. W głowie ciągle kołatała jej myśl, że być może właśnie kłania się przed człowiekiem sprzed dwóch lat, że być może to co robi to z kolei kolejna skrajność i błąd. Musiała to jednak zrobić. - N-najmocniej przepraszam i proszę o wybaczenie! - niemal wykrzyczała w podłogę dziewczyna, nie śmiąc podnieść wzroku z ziemi, zanim nie usłyszy odpowiedzi mężczyzny. Chciała usłyszeć co ma do powiedzenia, chciała pokazać mu, że to co zrobiła nie było do końca jej winą, chciała dowiedzieć się czy na pewno nie jest on tym, za kogo ona go na początku wzięła, ale... Na to mógłby przyjść czas później. Teraz naprawdę były ważniejsze sprawy. - J-jeśli to może w czymś pomóc to proszę, oddaj mi, uderz mnie i bądźmy kwita Ma... Pheamie Darksworth. Ja, Kirino Ayame, być może... faktycznie się pomyliłam... co do ciebie... i w ogóle...- zakończyła swoje żałosne wystąpienie, mówiąc coraz ciszej i ciszej, aż w końcu zamilkła czekając na odpowiedź mężczyzny z oczami mocno zaciśniętymi, bojąc się ich otworzyć, bojąc się tego, co zaraz mogło się stać. Aaaa, niech to wszystko się już skończy.
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 23:04
- Czarna msza to zgrupowanie bandy idiotów, którzy poza kompletnym brakiem mózgu jedzą koty i piją krew dziewic... A Takara cię potrzebuje żywego... - po czym dała mu kolejnego psztyczka w nos, nim Kuro zagrodził Laurze drogę... Już miała potwierdzić Kirino, że to Pheam (po magii poznała!), kiedy stwierdziła, że to już niepotrzebne, skoro tajemnicza, zahukana dziewczynka to zrobiła. Ze swojego miejsca przy oknie odezwała się do Takary: - Takara, zginęliśmy, ale jak mówi nasza wstydliwa koleżanka o imieniu...? - tu spojrzała na Lusye i delikatnie się do niej uśmiechnęła, zaczekała na odpowiedź, po czym spojrzała znów na Takarę - tylko na niby. Ktoś zrobił sobie "jaja z pogrzebu" i dał nam odczuć, jak to jest umierać. Ty i Pheam widocznie byliście nieprzytomni. Lepiej dla was. To niefajne wspomnienie... - choć niewidoczne dla reszty, Alv przebiegły ciarki na wspomnienie dekapitacji... Na słowa o Świętym Magu zmarkotniała... - Akurat ten staruszek mógłby być złudzeniem. Tymczasem naprawdę oddał za nas życie... - spuściła wzrok na podłogę. Znów poczuła się podle... Nie podnosząc głowy, smętnym tonem spytała Lusye - Te demony, z którymi są połączone siły Inkwizytorów, to bogowie czy demony dużo niższej kategorii, podróby bogów?... - Nie chciała wierzyć, że naprawdę zabiła Quetzalcoatla. To tak ważny, potężny, i dobry pogański bóg. Jeśli to on to jakim cudem udało jej się go zabić? I jak Inkwizytorzy się z nimi połączyli? Zmusili ich czy to demony zmusiły ich?...
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Sala 666 Sro Cze 19 2013, 23:26
Fem sam już nie wiedział co robić. Zaczął się nawet zastanawiać nad tym, że może faktycznie, jest Makbetem? Przez to wszystko zapomniał o tym, że w owej sali znajduje się tak wielka ilość osób. Dopiero, kiedy jakaś dziewczynka uśmiechnęła się do niego i powiedziała coś na ucho do owej Kirino, zdał sobie z tego sprawę. Rzucił jej spojrzenie, jak gdyby chciał zapytać ją, o czym one tam gadają, ale zanim cokolwiek zdążył zrobić, zielono włosa sama przejęła inicjatywę. A Fem dobrze wiedział o co jej chodzi. Kiedy zobaczył Makbeta, wtedy w sklepie z broniami, pomyślał, że patrzy w lustro. No prawda, był od niego wyższy... Fem zmarszczył brwi. A czy on ma jakieś dowody, że jest Pheam'em a nie Makbetem? Zrobiło mu się głupio, kiedy ta się przed nim ukłoniła. Zrobił kilka kroków do przodu, pochylił się i położył dłoń na jej głowie. -Popatrz mi w oczy...-przerwał. Nie chciał, aby ta się przed nim kłaniała.- Czy jest jakiś znak szczególny, coś, co mogło by Cie przekonać, że nie jestem Makbetem? Nie chciałbym, żebyś przez resztę czasu nie ufała mi, z tego powodu. Jesteś członkiem Fairy Tail, prawda? Nie chce mieć w tobie wroga. I nie, nie oddam Ci. Jakim był bym mężczyzną, jeśli pobił bym kobietę? ... Wybaczam, jeśli jest w ogóle co wybaczać.-zakończył, po czym spróbował się uśmiechnąć. Chociaż... to może nie był najlepszy pomysł?
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.