I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zamek na wzgórzu. Rozciąga się na Południe od Hargeonu. Otoczony gęstymi lasami, znajduje się na niewielkim, może 30m wzniesieniu. Twierdza jest brudno czarna, utrzymana w stylo post Romańskim z elementami całkiem nowymi. Ale nie odbiegajmy zanadto od opisu. Do zamku wiedzie ścieżka biegnąca przez Bor mieszany z przewagą dębów i olch. Po wyjechaniu z lasu na wzniesienie zaczyna się "Dahr Magna" które było niegdyś "Szafirowymi ogrodami" ze względu na pomniki wyciosane z różowego kamienia sprowadzonego z Romerum, oplecionego różami. Dziś, są to już podupadłe rzeźby, porośnięte bluszczem, róż zaś wyblakł i przypomina już biel. Rzeźby te znajdują się w zaniedbanym ogrodzie stanowiącym przedsionek a zarazem tył zamku. Twierdza nie posiada fosy, o ile kiedyś ją posiadała. Jest to wielki kwadratowy budynek, z kilkoma wieżami. Najbardziej jednak rozpoznawalnym elementem zamku jest wielki taras widokowy wychodzący z sypialni jego byłego właściciela. Widać zaś z niego całe miasto. Sam zamek jest w stanie ruiny, znaczy mury i cała reszta stoi ale umeblowanie, okna i tym podobne rzeczy pozostawiają wiele do życzenia. Możni miasta nie maja tyle środków by łożyć na utrzymanie pięknej oniegdaj twierdzy. ~~
MG
Karczma "Ekler" słynęła w mieście nie tylko z eklerów ale też z legendarnych loży vipów. Były to wspaniale wyposażone loże. Śliczne obite miękkim materiałem i magiczną pianką ławy, wyciszone magią ściany, jedzenie do woli na koszt firmy no i co najważniejsze "Morska bryza" na koszt firmy, dla każdej zaproszonej osoby. Morska bryza była zaś legendarnym w całym Fiore napojem bezalkoholowym, w smaku przypominającym zwykła gazowaną wodę, ale efekt był iście piorunujący. Mówi się że to przez naturalne chemiczne związki w wodzie, które przez stulecia mieszały się z eternano, wytworzyły słodki osad. Tym właśnie była tajemnica morskiej bryzy, po jej wypiciu ów osad osadzał się w ustach, na długi czas pozostawiając w nich smak mięty i ten sam roztaczając przy każdym wydechu. Mało tego chronił zęby przed brudem na około miesiąc a to miłe uczucie orzeźwienia... O tak tym razem kronikarz zadbał o wygody swoich gości... chociaż raczej chodziło mu o wyciszone magią ściany ale niech pospoły skorzystają raz w życiu z luksusów. Mimo że było go stać na to wszystko, siedział ubrany w najzwyklejszy szary dres z napisem "Hot 18". Znów czekał na magów których kelner miał tu oddelegować gdy tylko spytają o kronikarza. Wiedział ilu ich przyjdzie, ciekawiło go jednak czy będą w śród nich... starzy znajomi. Tak czy siak, pozostawało czekać...
Na zewnątrz siekł deszcz, bębniąc nieustannie w zniszczone parapety. Nie przeszkadzało to jednak osobie stojącej przy oknie, tak samo jak nie przeszkadzało jej wianie mroźnego wiatru czy trzask ciepłego ognia w kominku. Czerwone oczy przenikały wszystko na wskroś badając przestrzeń daleko przed sobą. O tak, spojrzenie tych głębokich oczu, wwiercało się w Hargeon, zapewne oczekując czegoś co ma wkrótce nadejść. Cmoknął z niezadowoleniem gdy samotna błyskawica przecięła niebo. W tym wypadku droga tutaj będzie nieprzyjemna i aż zastanawiał się czy nie wysłać na przód Gormela. Jednak zrezygnował z tego pomysłu i zamiast tego wezwał do siebie Nathaniel. -Nakryj proszę dodatkowo do stołu. Wkrótce będziemy mieć gości...-Powiedział spokojny, cichy głos. Nathaniel jednak usłyszał i posłuchał. Zawsze słuchał. Zastanawiał go ten chłopiec. Ale to chyba inna historia, bo historia która miała się zacząć interesowała go dużo bardziej...
//Czas na odpis 19.03 godzina 19:00
Autor
Wiadomość
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Maj 23 2013, 15:17
Cóż Melior miał okazję zobaczyć interesujący pokaz i raczej nie można mówić by choć trochę się przy nim nudził. Tworzenie się klucza było całkiem interesującym elementem, zwłaszcza jego zmiana w smoczka. O, czyżby Colcia miała teraz zwierzaczka? - Skomentował w myślach rozbawiony. Zaniepokoił się jednak, gdy to zaczęło się wkuwać w towarzyszkę, w sumie był gotów nawet wywalić stworka gdzieś mobiusem. Jednakże widząc minę dziewczyny odetchnął z ulgą widząc, że z nią wszystko w porządku. Określenie Nanayi na temat klucza zainteresowało Meliora, trzeba przyznać, że brzmiało to fascynująco. Niedługo później udali się do pokoju, który był pusty. Jakby nie patrzeć oficer uznał to trochę za dziwne, gdyż mimo wszystko po słowach Rikkudou przypuszczał, iż jednak coś tu będzie, a nie tylko taka pustka. Cóż być może zacząłby badać ściany i podłogę, gdyby nie to że smoczek wypuścił jakieś wyziewy wpływając ca całe pomieszczenie. Potem zaczęło się coś raczej niezwykłego. Początkowo siwowłosy odebrał to jako miłe i zabawne. Później zrobiło się mniej przyjemnie, ale jakość to musiał przetrwać. Po całym tym specyficznym zamieszaniu rozejrzał czy wszyscy są cali, cóż w końcu ktoś mógł nie przetrzymać takiej wycieczki. Następnie zwrócił uwagę na drobne zmiany w otoczeniu. Mianowicie nie umknęło jego uwadze, że są już w pokoju nie jest tak pusto i nawet jakiś osobnik się pojawił. hmm, czyżby to było nie widzialne dotychczas? Ne raczej wampir wyczułby nawet niewidzialnego człowieka... Podróż w czasie? A, może do innego zamku? Nee, w tedy to magia byłaby podobna do Mobius equazione, a on jest znacznie przyjemniejszy w obyciu. Cóż zobaczymy na czym to polega. - Poprowadził rozważania w swych myślach. Cóż potem dość sporo się działo, a gospodarze zamienili wiele słów i zaprowadzili ich do salonu. Melior krocząc tak przyjrzał się trochę zamkowi od środka, który nadal wydawał się znajomy, choć szczyptę teraz inaczej wyglądał. Gdy rozsiedli się wygodnie postanowił się przedstawić. - Melior, miło mi. - Odparł uprzejmie z wiadomych powodów opuszczając nazwisko. Następnie pozwolił pozostałym mówić nie wtrącając się, cóż w końcu ich pytania ważne były, a mu i tak się nie śpieszyło. Zamiast tego zaciągnął się aromatem herbaty i zastanowił się czy wypić. Uznał jednak, że po czeka, gdyż woli letnią. Gdy reszta skończyła postanowił zadać własne pytanie. - Przepraszam, ale czy w okolicy znajduje się jakiś labirynt? Jeśli tak, to moglibyście coś o nim powiedzieć? - Spytał z lekkim zainteresowaniem. Cóż zawsze warto coś wiedzieć o tym czego trzeba unikać.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Czw Maj 23 2013, 17:02
MG
Von Aren i jego żona ze spokojem wysłuchali pytań i słów gości. Mary Ann słysząc zaś o tych wszystkich dziwnych rzeczach uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widać nie znała się na magii i tym podobnych sprawach i takie historie w jej wciąż młodym umyśle budziły wiele radości i zainteresowania. Nathaniel oczywiście też się przedstawił -A więc miło mi was poznać. Nanayo, Finnianie, Afuro, Colette, Meliorze, Nathanielu no i ciebie, chłopcze.- Rzucił na koniec nie pewnie, do milczącego Sethora. Sam podniósł kubek i upił łyk herbaty-Może zacznę od tego że tak, odbyliście podróż w czasie. Znajdujecie się w czasach gdzie ciągle żyje... skoro bowiem ktoś użył tego klucza to zapewne jesteście z czasów w których już dawno z moją żoną nie żyjemy. Cóż taka kolej losu.- Rzekł z uśmiechem i mrugnął do Nanayi.-Nie ma wśród was żadnego Von Arena, w sumie jedyna smutna rzecz, gdzieś urwał się mój ród, lub też nie interesuje go historia i skarby mojego rodu... cóż. To już problem mojego syna, a może jego syna...- Rzekł spokojnie, zastanawiając się nad tym zawiłym tematem, zapewne spodziewał się że osobą korzystającą z klucza będzie jego potomek a nie grupa randomowych magów. -Co do klucza, jestem z niego dumny. To cud technologiczny, udało mi się pożyczyć kawałek magii od smoka czasu, Gehrela i stworzyć ten klucz na jego podobieństwo. Działa w prosty sposób po przelaniu w niego mocy, magicznej, przenosi użytkownika i znajdujących się w tym samym pomieszczeniu ludzi, prosto do mnie. Niestety nie idzie ustalić "Kiedy" was przenosi. Na dodatek musi być to miejsce w którym kiedykolwiek byłem. jedynym wyjątkiem jest mój gabinet, który nastawiłem tak by zawsze przenosiło w ten sam czas. Widzicie, tu jednak popełniłem pewien drobny błąd...- Tu mina mu nieco zrzedła i splótł nerwowo dłonie na kolanach uśmiechając się nie pewnie.-W obecnym czasie jeszcze nie wymyśliłem jak wrócić... ale skoro tu jesteście to zgaduję że zdobyliście na ten temat jakieś informację.- Rzekł spokojnie i znów napił się herbaty, w tym czasie Mary Ann zeszła z fotela i zbliżyła się do Afuro, którego delikatnie dźgnęła dłutem w policzek. -Ale śmieszny. Czym się różnią wiedźmy od ludzi?- Przekrzywiła głowę i spojrzała na swojego męża jak by to od niego, nie od Afuro oczekując odpowiedzi na to pytanie. -Wybacz mi Mary ale sądzę że termin wiedźma w tym wypadku odnosi się bardziej do ludu niż rasy, aczkolwiek mogę się mylić?-Teraz i on spojrzał na Afuro, jak by oczekując potwierdzenia lub zaprzeczenia swych słów i wyjaśnienia, czym są wiedźmy. -Labirynt? Nie... w sumie... mój loch to labirynt ale w bardzo ułomnym znaczeniu tego słowa.- Rzucił w sumie wzruszając ramionami-A teraz podstawowe pytanie. Po co chcecie wchodzić do skarbca?- Spytał spokojnie znów upijając herbaty. Mary Ann zaś ponownie dźgnęła Afuro, uśmiechnęła się i wróciła na swoje miejsce.
Stan postaci: Colette: 93%MM
Czas na odpis: 25.05 godzina 18:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pią Maj 24 2013, 17:08
Podróż w czasie. Tak, tego się wręcz śmiertelnie obawiała. Jeżeli była to podróż w czasie... Poczuła ucisk w gardle, który nie chciał minąć nawet po upiciu herbaty czy przełknięciu śliny. Ścisnęła mocniej kubeczek/filiżankę, patrząc na małżeństwo. A więc oni, za jakiś czas... Nie, nawet nie chciała o tym myśleć, ale nie dało się ukryć wielu emocji, które miotały nią od środka, gdy słuchała Arena. Potomek... Gdyby to tylko było możliwe... Pomyślała, spuszczając głowę i przygryzając wargę. Wolałaby o tym wszystkim nie wiedzieć, a najlepiej zapomnieć i wymazać z pamięci. Jednakże nie posiadała takich umiejętności, a siedzenie w tym miejscu, w tym czasie, z tymi ludźmi nie należało do najłatwiejszych. Zupełnie nie wiedziała, co zrobić, jak się zachować, nawet wzmianka o tym, że nie ma sposoby na powrót nie ruszyła jej tak bardzo, jak same słowa Arena. Co im powiedzieć? Że zginą, a właściwie Mary Ann i ich dziecko zginie śmiercią brutalną, a sam Aren nigdy nie umrze? Że wszystkiemu winna będzie osoba, która już dawno umarła? A może jeszcze gorsze będzie stwierdzenie, że mają go zabić za to, czym w ogóle się stanie? Boże, czemu to się tak wszystko pokomplikowało... Aparycja i zachowanie tej dwójki na pewno nie ułatwiało jej jakiejkolwiek decyzji. Widziała, jak dłonie jej się trzęsą, wiec zacisnęła je mocniej na delikatnym naczyniu. - Gdyby tu chodziło o twojego syna... Jego syna... Czy o cały ród... Wszystko byłoby o wiele prostsze, szanowny Arenie... Ale jak nie jest... Przyszłość jest dużo gorsza, więc... może lepiej będzie, jeśli nie będziemy o niej mówić... - wyszeptała niemalże błagalnie. Nie była pewna, czy ktokolwiek ja usłyszał, ona tymczasem bawiła się filiżanką. Nanaya nie chciała o tym mówić. Nie tej dwójce. Wolała, żeby przeżyli te lata szczęśliwie, bez czarnego cienia nad ich głowami. Nawet jeśli później czekało ich tylko nieszczęście. Może się myliła i skazywała ich na wieczną nienawiść względem niej, ale chciałaby, by byli szczęśliwi. Nawet przez te kilka miesięcy, bez strachu o własne życie. - Jeśli jednak mogę coś doradzić... Bądź zawsze ze swoją żoną. Arystokraci i polowania nie są tak ważne, jak ona i twoi potomkowie. Strzeż ich... - Uniosła głowę, patrząc nieco zaszklonym spojrzeniem na wojownika. Powstrzymywała się od płaczu i całkowitego załamania w tym miejscu, ponad 400 lat od znanego domu i świata. - Przepraszam... Nie powinnam... - dorzuciła, szybko spuszczając głowę, pesząc się, ale też nie mogąc znieść dłuższego wpatrywania się w mężczyznę. To było dla niej stanowczo za wiele. To wszystko. - Nie wiemy, jak wrócić, ale to nasz... mój najmniejszy problem w tym momencie... Nie wiemy, jak wrócić. Jesteśmy odcięci - przyznała po chwili, gdy herbata ją nieco uspokoiła. Ale wciąż nie przyglądała się ani gospodarzowi, ani młodziutkiej Mary Ann. - Pytasz, dlaczego... W sumie bardziej niż skarbów, klejnotów i niezwykłych przedmiotów, bardziej poszukujemy wiedzy na temat wojny z Romerum, w której brałeś udział. Wiem, że mogą to być bardzo nieprzyjemne wspomnienia, ale... - Uniosła nieco głos, patrząc tym samym na von Arena oraz chyba zbyt mocno zgniatając filiżankę w swoich rękach. - Proszę... W czasach, z których przybyliśmy nie ma innego źródła informacji, niż skarbiec... - Spojrzała na swoje dłonie i piękną plamę po herba cie, która właśnie rozlewała się po materiale sukienki. Nanayo, nie okłamuj się. Bardzo dobrze wiesz, że jest! Ale nie jesteś w stanie z nim porozmawiać bez ryzykowania nie tylko swoim życiem, ale wszystkich, którzy cie otaczają! Podsumowała wręcz z rozpaczą w myślach, zaciskając dłonie i przygryzając wargę.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Maj 25 2013, 08:28
Blondasek dalej sobie milczał, uważnie przysłuchując się rozmowie i przyglądając ludzikom dookoła, jakby z niedowierzaniem. Ten Aren był... No był miły i raczej nie chciał ich ot tak... Hmmm... Zabić? Pewnie żeby tylko to... - Przeszłość... - wymsknęło mu się mimowolnie, jakby w formie zszokowania owym faktem, bo... Ile temu to było? 100? 200? A może i więcej lat temu, a na dodatek teraz nie posiadają wiedzy jak wrócić. Po prostu żyć nie umierać, a co się mają martwić, iż ich czasy są wooo hoo hoo daleko, a wszystko co tutaj zrobią może się na nich odbić za te X lat. - Tak... Nie wnikajmy lepiej... - dorzucił tylko w momencie, gdy Nanaya zaczęła odnosić się do ich czasów, bo wątpił, iż przyjazny ludzik chciałby słuchać o śmierci innej osóbki, która sprawia jeszcze przyjemniejsze wrażenie, a także o śmierci ich dziecka. W sumie, dziecka, którego mogą na dobrą sprawę jeszcze nie mieć! Siedział potem, nieustannie próbując się przełamać, jakby chciał coś powiedzieć... Bo co... Ma milczeć tylko dlatego, iż obawia się tego, jak człowiek się przemienił pod wpływem tych potwornych przeżyć, które zapewne blondasek miał prawo ujrzeć w klasztorze. Brrr... - N-najlepiej... Nic nie zmieniać... Być po prostu sobą, prawda..? - powiedział dość cicho, jednak nie spoglądając na tę dwójkę ludzi, a raczej patrząc gdzieś w bok. Nie chciałby ich zapamiętać jako takich, a zwłaszcza Arena. W końcu jest "potworem", którego mają zabić, a właściwie to się nim stanie. Taki już jego los najwyraźniej i nikt ani nic nie powinien temu przeszkadzać... Niestety... Aż spuścił głowę dla pewności, by nikt nie dostrzegł potencjalnego smutku odmalowującego się na jego twarzy. Nie mogą nic zmienić, bo kto wie... Uratują Arena, a w ten sposób mogą pogrążyć setki, jak nie miliony innych ludzi... Można by rzec, iż w tym momencie coś w rodzaju niewidzialnego kamienia zwanego bezradnością zaczęło przytłaczać chłopaczka, bo... Bo co? Hazard o ludzkie życie? Każdy przecież się na coś takiego porwie! Ot co! Bo niby czemu nie! Aż nienaruszony stan zawartości kubeczka stał się ciekawym punktem obserwacji, nawet... - Tak... Wiedza... Można powiedzieć... Chyba... Że chcemy uzupełnić luki... Luki w historii, a to... To może być jedyna szansa... - dukał tak 3 po 3 policjant, próbując by to zdanie miało jakiś większy sens. Ostatecznie taki cel ma kronikarz dla którego pracują, nie? A może to było co innego? No nieważne! - Poza tym... - zaczął po jakimś czasie dość niepewnie, jednak nie mógł odpuścić owego czegoś, nie? - Ma pan może... Hm... Jakieś podejrzenia, albo sugestie odnośnie powrotu? Nawet jeśli... Jeśli jeszcze nie wracamy... Przydałoby się wiedzieć, prawda? - ostatnie pytanie co prawda było bardziej kierowane do reszty, więc... Teraz właściwie czekał... Czekał na zdania innych... Odpowiedź zgrozo miłego Arena i... Jego reakcje? A żeby nudno nie było, począł powoli obracać kubek w dłoniach, by substancja w nim się nieznacznie ruszała! Soł fakin intreztin!
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Maj 25 2013, 09:59
Nawet jej ulżyło, że Melior nie podał swojego nazwiska. Co prawda jeszcze nie do końca się orientowała w tym całym czasie, ale lepiej dmuchać na zimne...No właśnie czas...przeniesieni w czasie?! To musiała być naprawdę potężna i niepokojąca moc - zwłaszcza niepokojąca, zważywszy na fakt, iż pojęcia nie mieli jak wrócić do swoich czasów. Przez to właśnie, panna Carter musiała wewnętrzne uspokajać swa małą panikę, której oczywiście nie wypuściła na światło dziennie - musiała zachować spokój, powoli oddychając...I ją coś ukłuło w duszy, słysząc jak nieświadomy Aren mówi o swoich potomkach...zapewne, gdyby nie to co wiedzą to i współczuła mu w stu procentach i...oh, współczuła bo to jednak nie jego wina, ale...to co robił teraz w ich czasach było nadzwyczaj złe i nie do zaakceptowania. Uh uh...mieszane uczucia są najgorsze. - Niestety...nie zdobyliśmy. Mruknęła cicho, potwierdzając tylko słowa towarzyszy o tym, iż pojęcia nie mają jak wrócić. Oczywiście póki co mieli tutaj misję, którą Nanaya - na szczęście - wykonywała i w przeciwieństwie do takiej Colette, doskonale pamiętała po co się tutaj zjawili. Oh, oczywiście brązowowłosa również pamiętała! Różnica polegała na tym, iż Colette przejęła się o wiele bardziej problemem powrotu do swoich czasów niż losem Arena. Nie była bez serca...współczuła im i jakby mogła to chciałaby pomóc, ale trochę się naczytała i należało posługiwać się rozsądkiem, który mówił, że w przeszłości nie wolno niczego zmieniać - nie można nawet zabić komara bo wszystko może mieć jakiś dziwny wpływ na przyszłość! Tak więc ich grupa mogła pozostać tylko obserwatorami - miejmy nadzieję, że jednak długo tutaj nie pobędą... W obawie przed zmianami, nie bardzo też pochwalała ostrzeżenie Nany w kierunku Arena co by chronił swą żonę. Z drugiej strony...jakby faktycznie ją ochronił to...może by nie zginęła wraz z dzieckiem i nie musieli by w przyszłości z nim walczyć? Pytanie tylko ile rzeczy zmieniło by się po takim rozwoju wypadków...Zastanawiające czy Rikkudo wiedział, że tak się skończy połączenie klucza? Myśląc o tym, odruchowo spojrzała w stronę Nathaniela - wszak służył wampirowi, a nie tylko nie wydawał się zły, ale chyba polubił Finna. Hmm... - ...Nathanielu...może ty masz informacje na temat tego jak będziemy mogli wrócić do naszych czasów? Jakby nie patrzeć w ich grupie 'misyjnej' był jedyną osobą, która mogła posiadać jakieś informacje na ten temat. Naturalnie przyjęła już opcję, iż albo wiedzieć nie będzie, albo się zawstydzi albo...po prostu nie powie bo mu zakazano. Sam ton Carter był jednak spokojny, nie zbyt głośny i miły - nie miała też zamiaru póki co na nikogo naciskać, zważywszy na to, iż w tejże chwili trwały poważniejsze rozmowy. Aczkolwiek wydawało jej się, że Nana i Finn doskonale zdradzili po co tutaj są, więc ona mogłaby tylko potwierdzić ich słowa...nic więc dziwnego, iż bardziej skupiała się na drodze powrotnej, ale mimo wszystko słuchała cały czas reszty - niemądrze byłoby puścić cokolwiek mimo uszu. Swoją drogą mała 'ciekawość' żony Arena była...niezwykle normalna i co gorsza przemawiała do Colette. Czemu 'co gorsza'? Bo ukłucie w sercu znowu się pojawiło...
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Maj 25 2013, 13:36
Cóż odpowiedzi arena raczej były wylewne, nie licząc tej na temat labiryntu, jednakże Melior nie bardzo zamierzał się tym przejmować. Skoro obecny nie wiele wiedział w danej kwestii, to nie zamierzał mu tym zawracać głowy. Co do sprawy przyszłości faceta czuł się z tym trochę niekomfortowi i nawet chętnie poinstruowałby go co i jak, ale siwowłosy słyszał o teoriach tworzenia alternatywnych linii czasowych i nie chciał być autorem jednej, gdyż wolał wrócić do tej, w której obecnie mieszkał. Nie to żeby się wzdrygał przed takimi podróżami, po prostu polubił obecną rzeczywistość, więc chciał mieć pewność, że da radę tam wrócić. Nawiasem mówiąc dla oficera to użyto dziwnej magii jak na skok w czasie, no ale później spyta o szczegóły. - Przepraszam, skoro to skok w czasie, to który konkretnie mamy obecnie rok? - Spytał zamyślony, lecz uprzejmym tonem. Czemu poruszył tą kwestię? Cóż chciał określić ile mniej więcej zająłby mu powrót przy pomocy mobiusa. W skali roku jeszcze nie skakał, więc jeśli byłoby daleko, to sądził, iż w najgorszym przypadku w przeszłości stracili by miesiąc życia wliczając w to czas na odpoczynek i uzupełnienie many. Najpierw jednak wolał sprawdzić inne opcje. Następnie wysłuchał wszystkich kolejnych kwestii, które tak po za tym wydawały się całkiem interesujące. Zastanawiał się też trochę czy małe ostrzeżenia Nanayi trochę nie na mącą, lecz odpowiedź w sprawie skarbca uznał za jak najbardziej właściwą. Problem w tym, czy dziewczyna nie powiedziała o wojnie, której jeszcze nie było. Raczej o takich rzeczach nie powinno się mówić przed czasem. Chwilę później coś go natchnęło. - Tak właściwie to ten smoczek może być kompatybilny z innym czarem podróży w czasie? - Rzucił zaciekawionym tonem. Potem ze spokojem dopił herbatę i poczekał na nadchodzące kwestie.
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Maj 25 2013, 17:25
Z całej tej gadki wynikało, że.... cofnęli się w czasie? Łoo ja cię, nie ma co, tego to się nasz blondasek nie spodziewał. To znaczy, że jeśli poleci see teraz na wyspę Spirit, to spotka swych przodków? Super! Ale... niestety taka podróż musiała by poczekać, w końcu mieli teraz sporo do zrobienia, no nie? A no właśnie, a teraz to sobie przerwę na herbatkę zrobili, nie żeby Affciowi to nie pasowało, oczywiście. Tak więc chłopaczek sobie królował spokojnie na swej kanapie, kiedy to do jego uszów dotarła jedna informacja, jakoby w przyszłości Aruś nie miał żadnego syna, czy tam wnuczka... - A może tak córkę~? Taka piękna dama, zasługuje, by jej uroda została na tym świecie~. Skomplementował złotooki, co jak co ale kultura, mówi by się Pani domu, przypodobać! I widać, była to mądra i światła osoba, bo zainteresowała się sprawą z wiedźmami! Niestety Aren pozbawił Tamotsu odpowiedzi. - Tak, tak~, rozchodzi się bardziej o lud, choć nie cała ma rodzina zgodziła by się z tą tezą. Wiecie.. wielkie skupiska niebezpieczniej mai, robią swoje~. Jak choćby zaginają czas, pozwalając nam Wiedźmą żyć o wiele dłużej, o ile przebywamy w ojczyźnie.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Sob Maj 25 2013, 23:04
Seth ocknął się z dość niemiłego zawieszenia w nicości. Może i widział i słyszal co się dzieje, czuł wszystko, co powinien odczuć, ale w bardzo dziwny sposób jakby wyłączył się z funkcjonowania. Cóż to był za dziwny stan... nie myślał wtedy kompletnie o niczym, choć w jego pamięci zostały zanotowane wydarzenia i kwestie poruszone podczas bezwiednej podróży przez... jak się okazało, przez czas. -Sethor Fiberos, moje uszanowanie- wypowiedział dość płynnie te kilka słów chłopak. Przed nim więc stał von Aren... i jego żona, Mary Ann Vidali, której grobowiec zwiedzali jeszcze kilka chwil temu... albo kilka, kilkaset lat później. Hrabia von Aren, który to podobno skrywał się w Klasztorze Zori, oczekując na jelenia, który go wybudzi. Seth spojrzał chłodnym wzrokiem na Finna. No cóż, było minęło, a raczej, i tak się to stanie. Dość irytującym i nurtującym chłopaka faktem był brak wiedzy von Arena na temat podróży powrotnej. Może i smok-klucz, przesiadujący na ramieni Colette przeniósł ich do przeszłości, ale teraz zostali tu uwięzieni. Mag Lamia Scale przeczesał swoją czuprynę, spoglądając przez chwilę na żonę Arena. Była piękna, szkoda, że czekał ją, mówiąc łagodnie, nieciekawy los. Chłopak spoglądał po kolei na towarzyszy. Każdy miał coś do powiedzenia, tylko nie lodowy mag. Szkoda mu było samego siebie, tylko milczał... i milczał... Choć podobno mowa jest srebrem, zaledwie, srebro to może procentować i zarazem ewoluować w klejnoty. -Hehe, jakież to zabawne, możemy w tym momencie stworzyć dwa oddzielne światy, biegnące równolegle. Czyż jednak warte jest to zachodu? Czy przyszłość, będąca jedyną słuszną teraźniejszością naszej grupy jest na tyle zła, by chcieć ją zmienić? Bawienie się czasem i przeszłością jest jak rosyjska ruletka, możesz sam sobie strzelić w głowę, albo wygrać. Nie ma nic pośredniego. Choć przez ułamek sekundy, przed ewentualnym wbiciem się pocisku z pistoletu w głowę jesteśmy zarówno żywi jak i martwi. Zakładając, że obserwator nie zna zawartości bębenka, rzecz jasna- pomyślał Seth filozoficznie, zbaczając z tematu. Jeden ze skabrców mag już odwiedził, teraz miał zamiar wbić się do następnego, zapewne większego i bogatszego niż poprzedni. Kwestię tę jednak poruszyła już któraś z osóbek wcześniej, Seth nie miał zamiaru powtarzac pytania, jedynie przytakiwał głową, opierając podbródek na ręce, mając jednak oczy szeroko otwarte. Musiał być już w pełni świadomy i nie przysypiać, nie wpadać w dziwne transy, czy co gorsza, sny.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Maj 26 2013, 13:51
MG
Aren słuchał uważnie słów Nanayi. Pierwsze zdanie sprawiło że nieco się zasępił, drugie jednak było znacznie gorsze, z początku zdawał się nie rozumieć, Aren jednak był mimo bycia wojem, dość inteligentny, szybko zrozumiał co masz na myśli i z lekka pobladł zaciskając dłonie na nogawkach spodni. -Doceniam twoje słowa, aczkolwiek są to słowa których nie powinnaś wymawiać...- Powiedział cicho, patrząc w ziemię.-Rozumiem jednak że brzemię które nosisz musi być ciężkie, lecz Nanayo, nie zadaje się pytań na które nie chce się znać odpowiedzi, zaś w czasie się nie grzebie.-Zrugał delikatnie dziewczynę, przymykając na chwilę oczy i próbując przetrawić informacje. Zdenerwowana Nanaya za mocno ścisnęła kubek, który pękł jej w dłoni, kalecząc i parząc rączkę. Dziewczyna syknęła, tym czasem Mary Ann wyszła z pomieszczenia. -Informacje...? Wiedza... nie wiem czy to lepiej że pcha was żądza wiedzy zamiast chciwości... wiedza czasem jest bardziej niebezpieczna...- Zamyślił się nie będąc pewnym czy zasługujecie na hasło. Nim odpowiedział do pomieszczenia wróciła Mary Ann niosąc bandaż, którym zaczęła owijać rękę Nanayi, jednocześnie szepcząc do niej. -Nie martw się, nie przejmuj. W twoim życiu musi być wiele ciemności, ale póki istnieje słońce, odegna ono ciemne chmury. Nawet jeśli ma być to krótki ułamek chwili, właśnie dla niego warto trwać. Tak jak ja jestem słońcem Ignacia, tak ty bądź słońcem swych przyjaciół i wyczekuj na własne słońce. Słońce musi być ciepłe a nie pogrążone w mroku.- Skończyła bandażować łapkę Nanaś i podniosła się z klęczek, głaskając czarownice po głowie i dając buziaka w czoło. Pytany przez Colcie w tym czasie Nathaniel, przecząco pokręcił głową. Aren zaś wyrwał się z zamyślenia i odpowiedział reszcie. -Mamy kwiecień x372 roku. Co do kompatybilności to nie mam pojęcia przykro mi. Inaczej ma się sprawa z sugestiami... widzę jedno wyjście. Pomogę wam wrócić do domu i zbadam klucz, spróbuję nadać mu nowe właściwości lub odnaleźć te, które w nim ukryłem. Aczkolwiek może to zająć nawet miesiąc. Ten zresztą czas osobiście spędzę na upewnieniu się czy zasługujecie na hasło... poza tym część z was pomoże mi przy kluczu a druga część zajmie się zamkiem. W ten sposób ja będę mógł w pełni skupić się na pomocy wam. Oczywiście możecie zrobić to po swojemu i tak spróbuję wam pomóc jak tylko zdołam.- Powiedział spokojnie, patrząc po zebranych, najdłużej zatrzymując jednak wzrok na Colette, która to dzierżyła klucz.
Stan postaci: Colette: 93%
Czas na odpis 29.05 godzina 15:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Maj 26 2013, 19:55
Muzyka w pełni oddająca stan Nanaś obecnie Wiedziała doskonale, że nie powinna nic mówić. Ale mimo wszystko drzemiąca w niej chęć pomocy była silniejsza niż wszystko. Patrzyła na swoje poranione ręce, przyjmując z wielkim zrozumieniem upomnienia Arena, ale... serce i tak mówiło co innego. Rwało się w strzępy z rozpaczy i bezsilności, która po raz kolejny w nią uderzyła. Czuła, że jeszcze trochę i rozpadnie się na miliony kawałeczków, których nie sposób poskładać z powrotem. Jak lustro, w które ktoś z premedytacją rozbił. Do tego idealnie wiedziała, jak niszczące i niebezpieczne potrafią być informacje i wiedza. Była tego najlepszym, pieprzonym, przykładem. A później... Serce podskoczyło jej do gardła i tam uwięzło, a Nanaya walczyła ze wzbierającym płaczem. Nie zasługiwała na tak czułe gesty, ani na czułe słowa. Nie zasługiwała na nic od tych biednych ludzi, którym los zgotował piekło! Ani na to, by przebywać w ich towarzystwie, ba, ani oczekiwać jakiejkolwiek pomocy, zrozumienia, współczucia. A tymczasem... Tymczasem jej serce krajało się coraz bardziej, z każdym kolejnym słowem Mary Ann. I jak na ironię to ona była słońcem. I na przekór wszystkiemu, słońce było zasłonięte ciemniejszym całunem, niż chmury. Wciąż czekało, aż skończy się zaćmienie. Ale koniec nie nadchodził, a ciemność stawała się coraz mocniejsza, kawałek po kawałeczku zabierając słońcu światło. - Przepraszam... was... - Wychrypiała i wstała ze swojego miejsca. Przemierzyła szybkim krokiem cały salon ze spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami, mając tylko nadzieję, że nikt nie zauważy srebrzystych plam na jej policzkach. Tymczasem Byaku opuściła pomieszczenie i ruszyła korytarzem, nie ważne w którą stronę, chcąc tylko oddalić się od samego miejsca. Byle dalej. Byle szybciej. Po chwili już biegła korytarzami twierdzy, a po policzkach ciekły jej strugi łez. Gdziekolwiek byle dalej. Po dłuższej chwili padła. Wsparła się o ścianę, ocierając łzy, ale te, uparte nie chciały przestać lecieć. Usiadła, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękami, ukrywając twarz w ramionach. Ciche łkanie rozległo się na korytarzu, kiedy Nanaya pozbywała się wszystkich smutków, strapień i trosk z własnego serduszka. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego się tu znalazła. Dlaczego los sprawiał, że tak szybko się przywiązywała i chciała pomóc ludziom, którym nie mogła? Dlaczego słońce nigdy nie chciało przyjść? Objęła się mocniej, starając się płakać jak najciszej.
Ostatnio zmieniony przez Nanaya dnia Nie Maj 26 2013, 21:41, w całości zmieniany 1 raz
Chwila stagnacji winna już odejść w niepamięć. Moment zawahania, moment odpłynięcia gdzieś hen, daleko stąd i przejścia wręcz obok wydarzeń dookoła chłopaka, nie powinien już nurtować Setha. Cały chłód, będący charakterystyczny dla maga lodu, uciekł z Sethora. On... chciał wrócić do gry. Mag Lamia Scale pochylił głowę i wsłuchiwał się w słowa Ignacio von Arena. Seth chciał wiedzy, chciał być ważnym ogniwem w dziejach historii Fiore, chciał wrócić do swoich czasów. Nie sam, co chyba oczywiste. Chciał tego dokonać razem z przyjaciółmi. Zarówno z poznanymi już wcześniej- Nanayą i Finnianem, jak i tymi nowymi, Colette, Meliorem, Afuro. To był ich wspólny problem. W żartach można rzec, problem starej daty, z roku x372. Ale w tych czasach znajdowali się magowie, razem z żywymi Arenem i Mary Ann Vidali. Po chwili, gdy Sethor usłyszał trzask rozbijanego kubka, odwrócił wzrok w kierunku źródła dźwięku. To była Nanaya. Młodzianin mógł jedynie obserwować dziewczynę i jej zranione dłonie. Po chwili przybiegła Mary Ann. Dziewczyna z czułością opatrywała ranę Nanayi. Dlaczego... oni, Ignacio i Mary Ann byli im tak życzliwi? Chcieli im pomóc? Czyż von Aren z Klasztoru Zori nie był złem wcielonym, złem, które należało wyplenić jak najszybciej się dało? On... przyszły wampir... chciał pomóc magom odnaleźć klucz, a może nawet pozwolić im wejść do swego skarbca. Gdzie tu logika? On wiedział, że Sethor i reszta przybędą. Pewnie wie więcej, niż może się wydawać. Nagle mag zauważył pewien gwałtowny ruch, przeprosiny i szybkie wyjście z salonu. Seth poderwał się na równe nogi i ruszył za dziewczyną. Był prawie pewien, że zauważył choć jedną kroplę łez, skapującą z policzka dziewczyny. -Najmocniej przepraszam, ale to sprawa wyższej wagi niż pogaduszki- rzucił przepraszającym tonem w kierunku gospodarza i jego żony, opuszczając pędem salon i podążając za Nanayą. Wiedział, czym jest smutek. Wiedział, czym jest bezsilność, bezradność, poczucie pustki w sobie. I wreszcie: wiedział, jak to jest być przygniatanym przez ciężar życia, świata, sił wyższych. Empatyczność chłopaka jeszcze działała sprawnie, a i własne doświadczenia od czasu wstąpienia do Lamia Scale potęgowały w nim uczucia, których wcześniej nie miał szansy zaznać. Nie tylko te złe, ale też i te dobre. Czuł przywiązanie do każdego członka drużyny z osobna, jak i ze wszystkimi naraz. Najważniejszym było jednak: nie zostawiać nigdy nikogo sam na sam z sobą samym. Samotność nie mogła prowadzić do niczego dobrego. Samotność mogła wydawać się dobra do odegnania od siebie złych przeżyć, jednak wszystko mogło się zagoić dopiero na czyimś ramieniu, płynąc słonym strumieniem łez. Seth idąc za Nanayą, przygotowywał się na wszystko, na histerię, atak agresji, cokolwiek, co mogło się wydarzyć po pęknięciu wewątrz serca dziewczyny. Może i z zewnątrz była twardą kobietą, jednak we wnętrzu była wciąż bardzo delikatną istotą... Wrażliwą, pełną szargających nią uczuć i emocji... W tej sytuacji to chłopak powinien być tym twardszym, powinien być tym ramieniem. Jeśli chłopakowi uda się dogonić Nanayę, Seth obejmuje ją ramieniem i przytula do siebie, nieważne jak bardzo by się opierała, a następnie szepcze. -Już dobrze, mówiłem Ci przecież, zawsze będe po Twojej stronie, nieważne co się stanie. Nie uciekaj więc, zostań z nami, ze swoimi przyjaciółmi. Wszystko będzie dobrze...- Sethor nie mógł zrobić nic więcej, a jedynie służyć swą obecnością... Życzliwą obecnością przyjaciela, a przynajmniej taką chłopak żywił nadzieję.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Nie Maj 26 2013, 22:58
Uważnie słuchał tego, co gospodarz ma do powiedzenia. Ba! Nawet większość czasu milczał z paroma wyjątkami... - Wszystko w porządku? - spytał się zdziwiony, widząc jak Nanaya poraniła sobie dłoń w wyniku zniszczenia kubeczka. Aż dla bezpieczeństwa w tamtym momencie odstawił własny na blat. Może nieuprzejme było odłożyć to tak z całą zawartością, ale nie chciał ryzykować, iż jego kubkoobserwacje zakończą się podobnie. Na szczęście przybyła Mary Ann z opatrunkiem... Nawet przez to wszystko nie zauważył, jak dziewczyna ich opuściła, więc nieco się zdziwił skąd wzięła bandaż, bo raczej we własnym domu nie nosi się go przy sobie. Co zaś było innym wyjątkiem? No chłopaczek słuchał i nawet przyswajał sobie fakt, iż znajdują się jakieś ponad 400 lat przed jego narodzinami. A na kolejne wieści ogarnęło go coś w rodzaju bezsilności, jednak... Nie mógł się poddać temu uczuciu! Nie mógł... Po prostu nie i już! - M-miesiąc... - wydukał, a w tym momencie prawie oklapłby z sił, gdyby chciał się ot tak poddać. Przecież... No... Nie ma zamiaru zacząć tutaj nowego życia i zapomnieć o tym za te ileś tam lat! - A co z... Co z zamieszkaniem? Gdzie... Gdzie będziemy... spać?! - rzucił nieco zdezorientowany tą sytuacją chłopaczek tak, jakby nocleg w tej chwili stanowił ich najpoważniejszy problem, bo w końcu kto się tam przejmuje faktem, że może wyjść, iż nigdy nie znajdą drogi powrotnej. - To jest... Nie powinniśmy chyba... No... Nadużywać gościnności... Może... Ach tak... - rzucił ciut z opóźnieniem, jednak w tym czasie ktoś postanowił wyjść i... I w sumie może jakby to był ktoś inny... Na przykład taki Sethor, czy Afuro? Ale... - Nanaya... - wyszeptał zszokowany i zdziwiony zachowaniem dziewczyny, podnosząc się niemalże w tym samym momencie. Czy ona... Co ona? Najwyraźniej chciała ich opuścić, by... No właśnie... Po co?! Co zamierzała zrobić?! Sama... W zupełnie obcym im miejscu... No może nie tak zupełnie, ale... I tak... Przecież praktycznie nic nie wiedzą o ówczesnych zwyczajach! Nie powinni się rozdzielać, ale... - P-prze... Przepraszam... - rzuciwszy te słowa, ruszył za Nanayą dość śpiesznym krokiem. Usłyszał też jeszcze jakieś formułki Sethora, ale nie miał zamiaru im się przysłuchiwać. Nie było na to czasu, temu nawet nie czekał na chłopaka, bo jeszcze zgubią dziewczynę i... Co wtedy? Temu po opuszczeniu pomieszczenia, nie czeka na żadne oklaski i inne takie! Ma w celu dogonienie dziewczyny, czy jej się to podoba, czy nie! Nie pozwoli jej się włóczyć ot tak samej, bo... Co jak ją ktoś napadnie? Co jak jej się coś stanie? Temu nawet do pomocy w poszukiwaniach przyzywa Gemini, bo co 3 głowy to nie jedna! O! Ale nie zważając na to... Szybkie nóżki chłopaczka powinny mu pomóc, bo w końcu nie każdy sprinterem jest, to i nie każdy będzie mógł "ścigać" dziewczynę. Tak więc powinien móc dotrzeć do Nanayi przed Sethorem, a wtedy... - Nanaya... - wypowiada bardzo cicho zszokowany sytuacją, bo... Bo przecież... To Nanaya... Pewnie go teraz by nawet nie usłyszała, ale... Jakoś nie mógł nic zrobić... Nie mógł drgnąć w tej sytuacji... Ona... Jak? Chciałby do niej podejść, ale... Wydawało mu się, że musi być teraz sama... Zresztą... Wątpił, by dziewczyna chciała zostać znaleziona w owym stanie... Sam by nie chciał, by ludzie oglądali go hym... Roztrzęsionego... Dlatego, gdy tylko Sethor pokarze się na horyzoncie, próbuje poprosić go szeptem by dał jej chwilę na pozbieranie się, bo... To w końcu Nanaya, nie? Nawet jeśli teraz... No... Jest jak jest, to da radę, a później... Jeśli to nie podziała, to Gemini spróbują go jakoś opóźnić, czy coś, a jak to nadal za mało, to nawet się w niego zmienią i go potencjalnie zakneblują jego dłonią ot co! A potem... To się jeszcze okaże...
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Pon Maj 27 2013, 21:30
Słowa Arena skierowane do Nany, randa uznała naturalnie za coś...oczywistego i prawdziwego. Co prawda nigdy nie miała styczności nawet z magią czasu, ale skoro już tu są to lepiej nic z przyszłości nie zdradzać. Z drugiej strony...gdyby to Colette była na miejscu Arena to zapewne nie zachowałaby aż takiej 'wstrzemięźliwości' i chciałaby znać przyszłość by móc ją zmienić - nie bacząc przy tym na to co może się stać przez wprowadzenie nawet najmniejszej zmiany. Tym bardziej dećko jej ulżyło na sercu, iż jednak - raczej - gospodarze nie będą nawet wypytywać o to co się wydarzy. Tak czy inaczej komentarz o tym, że wiedza może być gorsza od chciwości, nieco zaskoczył dziewczynę. Zawsze sądziła, że osoby ze skarbcem bardziej boją się, że ktoś im złoto ukradnie niż 'jakąś tam' wiedzę. Huh...Zastanawiające, a zarazem niepokojące czego takiego mogliby się dowiedzieć znając hasło...Nie mniej jednak zwróciła uwagę na Mary Ann, która pomogła Nanie po jej 'wypadku', co tylko utwierdzało w przekonaniu jak ta dziewczynka - czternaście lat to jednak dalej dziecko dla Carter, pomimo tego, że w tych czasach było to odbierane inaczej - jest troskliwa, miła i...ogólnie póki co wszystko wskazywało na to, że to naprawdę niewinne dziewczę. Z tego też powodu, reakcja Nany...no, była zaskakująca, ale jednak zrozumiała. Wszak byli w przeszłości i mogliby zapobiec śmierci czternastolatki, ale...mają świadomość jak to mogłoby drastycznie wpłynąć na przyszłość, więc jakby nie patrzeć - byli bezsilni. Spojrzała za opuszczającą pokój towarzyszką, ale nie ruszyła się z miejsca. Było jej przykro i na pewno by pobiegła za Naną, ale...już dwóch chłopaków z ich towarzystwa to zrobiło, więc im więcej osób tym gorzej. Poza tym wydawało jej się, że dziewczyna potrzebowała chociaż chwili samotności - nawet jeśli nie. No i ktoś powinien tutaj zostać...Niestety przez takie myślenie, zaczęła się zastanawiać czy ma serce...Ma! Ale...Nanaya wiedziała więcej, była na poprzedniej misji - o której Carter słyszała - więc i o wiele lepiej się we wszystkim orientowała i jak widać wczuwała... Nie podobało jej się jednak zdanie Setha na 'odchodne' - sprawy ważniejsze niż POGADUSZKI?! Nie miała zamiaru nikomu zabraniać iść za towarzyszką - nawet się cieszyła, że ktoś to zrobił - ale żeby umniejszać ich aktualne rozmowy, od których zależy ich obecny pobyt tutaj, a także powrót do przyszłości?! Najwyraźniej komuś chyba aż tak na tym nie zależało, eh...Dobrze chociaż, że Finny zapytał o nocleg bo jednak skoro mają tutaj miesiąc spędzić to...chyba mogą liczyć na gościnę? Nawet jeśli to będzie spanie na sianie...Potem oczywiście się ulotnił, ale cóż - wcześniej się przydał i jak było wspomniane...Brązowowłosa nikogo nie zatrzymywała. - Będziemy naprawdę wdzięczni za okazaną nam pomoc i myślę, że nikt z moich towarzyszy nie będzie miał nic przeciw takiemu rozwiązaniu... - zwróciła się do Arena - Zwłaszcza, że zdaję sobie sprawę z problemu jakim obarczamy pana i pańską małżonkę, więc... - dodała przepraszającym tonem - ...Mam nadzieję, że przez ten czas będziemy mogli się na coś przydać. Doceniała to, iż gospodarz wyraził chęć pomocy, a jego propozycja była dość racjonalna. Dzięki temu może nie będą się czuć jak pasożyty, pomagając na zamku oraz przy kluczu. Poza tym nie dziwił jej fakt, iż Aren przez ten czas ich poobserwuje i sam uzna czy zasługują na hasło - wszak chodziło o jego skarbiec, a tutaj zjawiają się jacyś nieznajomi przybysze, więc...rozsądne wyjście. Raczej nikt nie zdradza swoich tajemnic przypadkowo spotkanym personom. - ...Jeśli to nie problem to chętnie pomogłabym przy kluczu. Dodała, ale już mniej pewnie. Po prostu chciała by było wiadome, iż nie będzie oponować jeśli wyznaczy się ją do 'opieki' nad zamkiem. Nie będzie marudzić jeśli sam gospodarz wybierze sobie kto najbardziej by mu się przydał do owej pracy bo jednak to jego 'dom' i najlepiej wie co robi. Swą chęć pomocy przy kluczu wyraziła głównie z tego powodu, iż na niej wzrok zatrzymano najdłużej i to oczywiście przez 'smoka', który znajdował się na jej ręku - sama również na niego spojrzała, przyglądając mu się. Można wręcz rzecz, iż zaczęła się do niego przyzwyczajać, więc skoro już go miała to i jako - przypuszczalnie tymczasowy - klucznik, chciała doprowadzić sprawę do końca...Co prawda przypuszczała, iż gospodarz może zdjąć owe 'stworzonko' z ręki dziewczyny, pewnie dość łatwo, ale cóż...Chciała się przydać. - Um...Czy klucz można zdjąć i założyć w każdej chwili? Oh, nie chciała go ściągać - jak było wspomniane, nawet mogłaby z nim zostać na zawsze - ale dobrze byłoby się chyba dowiedzieć co na ręce się nosi w większym stopniu? Wszak trochę niedobrze byłoby usłyszeć, że jak go nie ściągnie w ciągu dwunastu godzin to umrze...Z drugiej strony chyba czuła się całkiem nieźle.
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Maj 29 2013, 14:19
Affcio dalej sobie siedział na kanapie, w sumie to bardziej lubił ten wygląd zamku, od starego. Jakoś tak przytulniej tu było. A i towarzystwo jakoś mniej.... stresujące? Choć tym to raczej nasz blondasek się nigdy nie przejmował. Teraz chłopak przyglądał się zachowaniu Nany, widać coś ją dręczyło, tak coś męczyło jej serce. Jednak nasz złotooki postanowił się w to nie mieszać, czasem każdy człowiek musi się trochę... "wyszaleć?" Nie, to nie jest właściwe słowo, wypłakać, wysmucić? Popaść sobie w krótką depresję by potem jak feniks wrócić nad niebo? Hmm... niezła metafora. I choć Tamotsu miał swe przypuszczenia dlaczego Nanaya zaczęła się dziwnie zachowywać i opuściła pomieszczenie, w przeciwieństwie jednak do niektóry zakochanych ptaszków nie poleciał jak głupi za dziewczyną a został tam gdzie mu było wygodnie, w końcu ktoś z głową na karku, na przykład taki Aff musiał, jak to już Przywódca Grupy ma w zwyczaju, porozmawiać z Arenem, jak równy z równiejszym którym był nasz chłoptaś. Cóż, na szczęście dla reszty grupy, nie zostawili naszego blondaska całkiem samego, w końcu Colette a wraz z nią, zapewne też i Pan Melior postanowili okazać trochu kultury i zostać, jako pomagierzy naszego głównego bohatera. - Więc... mamy tu spędzić miesiąc? Dobrze rozumiem? Łoł, to jak wrócimy do naszych czasów będziemy o miesiąc starsi? Uuu.... szkoda. No ale by wrócić do domu musimy pomóc? Spoko nie ma problemu~ Mam podobny dom tyle, że nie urażając ciut mniejszy ale ładniejszy, wiecie.. inne stylizacje kulturowe i tego typu głupoty... chyba. W każdym razie możecie liczyć na pomoc Wiedźmy! I chyba.. wolał bym zając się zamkiem, wydaje się łatwiejszym zadaniem~ Ale... na czym dokładniej miało by to polegać? A tak, kurde bym zapomniał... co by to nie było, dziękujemy za pomoc~.
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Os Kelebrin Sro Maj 29 2013, 14:52
Spoglądając na reakcję Arena Melior łatwo się domyślał, iż ten wyłapał przesłanie znajdujące się w słowach Nanayi. Przez co z kolei została pouczona. Jak dla siwowłosego zmagała się ona z problemem moralnym. No mu też nieco przeszkadzała ta sytuacja, ale groźba kolejnej podróży między wymiarami lub kwestia paradoksu czasowego skutecznie go zatrzymywały. Później gospodarz raczył wyrazić swe obawy związane z interesem grupy pchającym do jego skarbca. Jak dla oficera jasnym było, że ten osobnik należał do raczej wybrednych i wymagających osób. - Cóż, to raczej zależy od tego jaki to rodzaj wiedzy i jak chce się ją wykorzystać. - Rzucił uprzejmym tonem z delikatnym uśmiechem. W między czasie Nanayia przypadkowo zraniła się samodzielnie, więc pani gospodyni postanowiła się nią zająć. Cóż na ogół opieka medyczna zdaniem siwowłosego jest dobrą rzeczą, lecz w tym przypadku dziewczynie chyba nie wyszła na dobrze. To znaczy wiedział, że ma ona teraz opatrzoną rękę, ale odczuła tylko bardziej nacisk sytuacji i opuściła pędem pokój. Może by poszedł ją uspokoić czy coś, lecz Seth i Finny postanowili to zrobić, więc nie było takiej potrzeby. Z resztą zdecydowanie wolał dotrzymać towarzystwa Colette. Cóż zwykle na misjach miała pecha, więc lepiej było mieć ją na oku dla jej dobra. Wysłuchawszy ostatnich kwestii Arena zastanawiał się na co Colcia się zdecyduje. Odpowiedź jednak sama szybko przyszła. - W takim razie, jeśli można, to też chciałbym pomóc. - Odrzekł tak samo jak poprzednio, po czym dopił napój z swego kubka, jeśli coś jeszcze zostało. Następnie przysłuchał się słowom towarzyszki i sam postanowił zadać jakieś pytanie. - Tak właściwie planowo to miał być tylko wehikuł czasu i klucz, czy coś jeszcze? Wzbudza wrażenie wielofunkcyjności. - Odparł zaintrygowany.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.