I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Opuszczone miasto to tak naprawdę ogromna, niezamieszkała metropolia zbudowana z ciemnego kamienia. Idąc szerokimi ulicami tego miasta przytłacza człowieka zarówno jego ogrom, jak i przerażająca cisza przerywana niekiedy tylko podmuchami wiatru. Mimo braku w niej jakiejkolwiek żywej duszy, same budynki nie wyglądają na zaniedbane czy też porzucone w popłochu. Nie ma śladów żadnych uszkodzeń, a wyposażenie budynków nie nosi żadnych śladów zniszczeń innych niż zwyczajnego użytkowania. Znajdą się tu też normalne zapasy żywności, energii elektrycznej czy koców. Jedyne czego brakuje to... mieszkańców. No i mała ilość parków sprawia, że powietrze na ulicach zdaje się być suche i stęchłe.
MG:
Przed bramami miasta: Na wydarzenie opatrzone dumną nazwą "Bitwy Legend" ściągnęła prawdziwa rzesza ludzi. Niektórzy skuszeni obietnicą spełnienia marzenia, niektórzy pewnie sprawdzenia swoich zdolności, jeszcze inni odkryciem co się wyprawia w tym nowym kraju, a jeszcze inni być może z zupełnie innych, znanych samemu sobie. Grunt, że zebrało się tutaj naprawdę sporo osób, tworząc dość spory tłum przed bramami miasta. Bo to właśnie tu mieli się udać. Tak wiedzieli, tak czuli wszyscy, którzy zdecydowali się wziąć udział w owej bitwie. Jednak bramy były zamknięte, ale tak samo, jak wszyscy instynktownie czuli gdzie mają się udać, tak w ten sam sposób wiedzieli, że zaraz się zacznie. Jak tylko zbiorą się wszyscy. A gdy tylko to się stało i tłum urósł jeszcze bardziej, nad bramą pojawiła się zakapturzona postać, która spojrzała na wszystkich zebranych i przemówiła donośnym głosem: -Witajcie! - męski ton w każdym uchu rozbrzmiewał w języku, który znali najlepiej. -Gratuluję wytrwałości i motywacji by się tu dostać. Dla takich ludzi przyjemnością będzie spełnienie życzenia! - kontynuował, a wtedy wszyscy poczuli, jak zaczyna im lekko szczypać wierzch dłoni, a gdy nań spojrzeli, dostrzegliby coś na wzór 5 trójkątów, których wierzchołki schodzą się do centrum. Coś jak kwiat -Jednak nie będziecie walczyć sami! Na waszych dłoniach umieściłem 5 rozkazów! Każdy z nich pozwala wam walczyć ramię w ramię z Legendą! Bohaterami zamierzchłych czasów! Tymi, którzy zapisali się złotymi literami w historii! Każdy z nich posiada swoje imię. Każdy z nich posiada 5 słów, które go definiują. Znając je, możecie użyć jednego z rozkazów, by odwołać cudzego Bohatera. Wystarczy wypowiedzieć jego imię oraz właśnie te 5 słów by wyeliminować ostatecznie z konkurencji Legendę rywala. Słowa ta są tym, co definiowało te wyjątkowe osoby. A wskazówki o nich rozmieściłem po całym mieście! Dodatkowo, za każdy posiadany rozkaz możecie mieć więcej własnych Legend, o ile dana Legenda nie jest już do kogoś przypisana. Możecie też użyć ich by wzmocnić działania waszych Bohaterów lub w ostateczności uciec z Opuszczonego Miasta! Jednak kto chciałby utracić możliwość spełnienia własnego życzenia!? - rzucił donośnie przedstawiając zasady owych "5 rozkazów", nie zagłębiając się jednak w tę kwestię zanadto. -Ponadto, raz zużyte zaklęcie nie odnowi się nigdy. Możecie natomiast zyskać nowe, zabierając je przeciwnikom... np. ucinając im dłoń z rozkazami. - powiedział, po czym roześmiał się, jakby opowiedział naprawdę dobry dowcip. Jednak, czy na pewno był to dowcip? -Swoich bohaterów poznacie, gdy wpuszczę was do Miasta! I pamiętajcie... oni też chcą spełnić swoje życzenie, więc walczcie! Walczcie i spełnijcie marzenia! - następnie zaś rozłożył ręce, a obok niego pojawiła się szóstka innych postaci. -Poznajcie zwierzchników tejże bitwy. Będą oni czuwali nad prawidłowym przebiegiem waszej walki o spełnienie życzenia! - oj, a były to naprawdę ciekawe osoby. Poczynając od lewej, była to opalona, powabna kobieta, odziana w elegancki, acz kusy strój, zwiewny i jedwabny, wszystko to w odcieniach czerwieni. Jej długie, czarne włosy opadały jej na plecy, a złote ozdoby lśniły, sprawiając, że automatycznie przykuła wzrok większości mężczyzn. Zaraz obok, a dokładniej za wszystkim stał... olbrzym. Z 10 metrów wzrostu miał minimum. Potężnie zbudowany, kosturem, który kiedyś możliwe, że był jakimś drzewem, lecz ogołocony został z wszelkich gałęzi i korzeni oraz z brodą. Natomiast kolejną osobą był przy kości mężczyzna z udźcem kurczaka w dłoni, którym właśnie się zajadał. Mimo wszystko, jego twarz była całkiem pogodna i przywodziła na myśl jakiegoś "wujka dobrą radę". Obok niego stał chudy mężczyzna w płaszczu. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, poza lekko nieobecnym spojrzeniem skierowanym gdzieś za horyzont. Miał bladą skórę. Obok niego natomiast stała młoda kobieta. Nie wyglądała tak imponująca jak kobieta w czerwieni, jednak miała w sobie coś uroczego, coś, co sprawiało, że na jej widok wszyscy czuli się miło i bezpiecznie, choć ona sama zdawała się być lekko przytłoczona całym tłumem, który na nią patrzył. I wreszcie, ostatnią osobą był mężczyzna odziany w eleganckie zdobione szaty, z starannie ostrzyżonym zarostem, jednak wyrozumiałym spojrzeniu. Acz miał w sobie coś, co jasno wskazywało, że ma on w sobie tajemniczą siłę, charyzmę, która sprawia, że nie jest on kimś pierwszym, lepszym. -Jeśli któryś z zarządców uzna, że przyłożyliście się do zachowania prawidłowego przebiegu bitwy, wówczas może was nagrodzić dodatkowymi Rozkazami! - dodał jeszcze, a następnie czas na "grand opening" -Teraz, kiedy wszystko już zostało wypowiedziane, zapraszam! Niech rozpocznie się bitwa! - a następnie wszystkich otoczyła jasnobłękitna energia i przeniosła w różne części miasta nie dając za bardzo możliwości zadania jakichkolwiek pytań. Jednak, gdy jakiekolwiek wątpliwości pojawiały się w głowach magów, były one niemalże natychmiastowo wyjaśnione w ich podświadomości...
Laen: Mag prędkości ocknął się leżąc na kanapie w apartamencie. I to dość wysoko umiejscowionym. Chyba na trzydziestym piętrze. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy po tym "przebudzeniu" były otwarte, szklane drzwi, prowadzące na balkon. A z niego rozciągał się naprawdę wspaniały widok na całą panoramę Opuszczonego Miasta, które zdawało się ciągnąć jak okiem sięgnął. Nie licząc tych miejsc, gdzie widok zasłaniały inne wieżowce. A tych było tu wiele. Z kolei po rozejrzeniu się po pokoju dostrzegłby przy lustrze jasnowłosego mężczyznę, który się właśnie w nim przeglądał. Ten spojrzałby swoimi błękitnymi oczami na maga prędkości i powiedziałby: -Och wstałeś. To dobrze. Będziemy współpracować. - po czym wrócił do przyglądania się w lustrze. -Raaany, jak łatwo w tych czasach zadbać o swój wygląd. - dodał z wyraźnym podziwem. Mężczyzna ten posiadał na plecach łuk, a przy pasie kołczan. Odziany był w skórzaną zbroję oraz płaszcz w odcieniach zieleni. Po chwili, gdy uznał, że już lepiej wyglądać nie może (a przystojny był, to trzeba było mu przyznać, podszedł i usiadł na krześle naprzeciwko czarodzieja i rzekł -Jakiś plan? Czy idziemy solować całą resztę?
Rin: Czarodziejka gwiazd znajdowała się na środku jakiegoś dużego skrzyżowania. Grunt, że miasto było opuszczone, dlatego nic tu nie jeździło, więc mogła czuć się bezpiecznie. Naprzeciwko niej z kolei stała wysoka kobieta, odziana w zielone, skórzane ciuchy. W ręku miała kostur, który na szczycie rozgałęział się i siedział obecnie na nim jakiś wróbelek, który delikatnie zaćwierkał. -Miło poznać. Liczę, że razem sięgniemy po nasze marzenia. - przywitała się miło, po czym dodała -Zejdźmy może gdzieś w cień. - powiedziała, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń i pobiegły pod jeden z wieżowców, wchodząc do środka. -No. Tutaj nie jesteśmy na widoku. A nie chciałabym być zaatakowana od razu. - powiedziała, po czym dodała -Nie lubię tego miejsca. Za mało tu zieleni. Jeżeli dasz mi trochę czasu, mogę przemienić część tego miasta w las. Powietrze na tym na pewno zyska. - dodała uśmiechając się szeroko.
Never i Grey: Ten duet znalazł się w magazynie. W jednym magazynie, jednak na jego dwóch końcach. Nie był to bowiem zwykły duet. Teoretycznie byli dwoma odmiennymi istotami, dlatego każdy z nich miał przypisaną do siebie Legendę i każdy z nich miał oddzielne Rozkazy. Ale jednocześnie... byli jednym magiem. Dlatego nie zostali tak rozdzieleni jak reszta. Jednak każdy z nich wpierw musiał sprostać Bohaterowi, który został mu wybrany. Never jednak się potknął, tak, że padł na twarz na ziemię. A gdy podniósł wzrok, stał przed nim rosły, potężnie zbudowany mężczyzna ogolonej, poważnej i surowej twarzy. Jednak lekko się uśmiechnął. -No! Tak należy witać władcę! - ryknął głośno wyraźnie zadowolony z tego, jak zareagował (niechcący) Winter. Po chwili lekko się nachylił -To co?! Czas siać rozpierdziel, hę!? - znów ryknął. Jeszcze trochę i nam tu superbohater ogłuchnie. Grey naturalnie to też słyszała. Jednak ona miała przed sobą... dziewczynkę. Może z 10letnią maksymalnie na oko? Była bosa, ubrana w białą sukienkę oraz z długimi blond włosami aż do ziemi. Spoglądała ona z przejęciem na Eminence i rzuciła cicho: -W-wróżka? - spytała, po czym próbowała lekko dotknąć lewitującej istotki. A gdy to się stało (bądź też nie), odskoczyła lekko z piskiem jak nastolatka i krzyknęła głośno i radośnie -Wróżka! Wróżka! Hej, hej! Macie ogony? Dlaczego tak mało się pojawiacie? Co zazwyczaj robicie? Jak się bawicie? Gdzie mieszkacie? - była tak szczęśliwa, że chyba jej życzenie zostało już spełnione. Jednak ten pisk zwrócił uwagę krzykliwego faceta, z którym był Never. -KTO TAM!? - ryknął, szykując się do walki.
Północny Wiatr: Magnus ocknął się, siedząc na schodach prowadzących do jakiegoś dużego budynku. Chyba muzeum. Schody prowadziły w dół, na rozległy plac, na środku którego stał imponujący, minimum kilkunastometrowy filar. A przed nim, na samym dole schodów, stał mężczyzna w sile wieku. Miał może z czterdzieści do pięćdziesięciu lat, ciemne włosy, kilkudniowy zarost oraz... szczerzył się do czarodzieja. Ubrany był w kitel lekarski. Gdy dostrzegł, że Mędrzec Powietrza się ocknął, zaczął powoli iść w jego stronę, mówiąc tym samym: -Witam, witam. Niebezpiecznie jest tak siedzieć, gdy wokół... tyle szaleńców, nieprawdaż? - rozpoczął mówiąc cichym, lekko może wręcz syczącym głosem. -Lepiej nie dać im się złapać, mam rację? Trzeba ich wyleczyć. Tak! Wyleczyć. Co ty na to? - spytał, wystawiając do maga rękę, jakby chcąc tym samym potwierdzić ich "umowę" oraz pomóc wstać. Jednak, gdyby czarodziej dotknął go, wtedy poczułby, jak przez jego rękę przebiega ogromny wręcz ból, a osobnik przed nim lekko zachichotałby i powiedziałby -Ups... wybacz... przyzwyczajenie... hehehe...
Finn: Policjant ocknął się w parku. Stał, opierając się o drzewo. O to samo drzewo, tylko z boku, opierał się też inny mężczyzna o podobnym wzroście. Miał dziwnie znajome rysy twarzy, jasnobrązowe oczy oraz włosy, ubrany był w solidnie wykonaną zbroję, przy pasie miał miecz, a na plecach - jakiś płaszcz bądź pelerynę. Ta, zaczepiona o zbroję była specjalnymi, metalowymi spinkami, na których znajdował się jakiś herb. -Zaszczyt to poznać i móc współpracować. - powiedział spokojnym, męskim tonem. -Proponuję znaleźć bezpieczne schronienie oraz sojuszników. Wątpię by wielu zdecydowało się walczyć samemu, przeciwko wielu. - zasugerował kolejne kroki.
Will: Mistrz Death's Head Caucus ocknął się, siedząc w pierwszym rzędzie w teatrze. Na scenie przed nim znajdował się za to potężnie zbudowany, rosły mężczyzna w zbroi, z mieczem u pasa, krótko ściętych rudych włosach oraz brązowych oczach. -Ach! Jak to dobrze widzieć, że już wstałeś! Dobrze! Dobrze! Można działać! Tak! Pokazać im, że to właśnie nam przysługuje życzenie! Nam i nikomu innemu! - rozpoczął swą podniosłą przemowę, mocno przy tym gestykulując -Jednakże... nie jesteś za młody na tak brutalne walki? Dzieci nie powinno posyłać się na wojnę. Jesteś świadomy tego, w co się wpakowałeś młody? - przy ostatnich słowach podszedł trochę bliżej, klękając na skraju sceny i patrząc Willowi w oczy.
Władca Kasztanów: Gonzales nie miał chyba szczęścia. Obudził się bowiem w sali lekcyjnej, a tuż przed nim stał starszy mężczyzna z kosturem oraz brodą. Miał surowy wyraz twarzy i gdyby nie fakt, że odziany był w lnianą koszulę oraz płaszcz, mógłby skojarzyć się z nauczycielem. -Obudziłeś się. - stwierdził głosem, w którym dało się czuć lekką irytację, jednak czy faktem spania czy byciem młodocianym? Trudno było to powiedzieć. -Zostaniemy tu. To dobry punkt obserwacyjny oraz zdobywania wiedzy. Łatwy do obrony i kontroli. - oznajmił, po czym podszedł do tablicy i zaczął na niej rysować jakieś runy. -Znasz się na tym? - spytał jeszcze młodego wróżka, nie odwracając wzroku.
Aran: Mężczyzna znajdował się w sypialni w jakimś mieszkaniu. Nie było ono może najwyższych lotów, ale przynajmniej łóżko było wygodne. Naprzeciwko niego znajdował się mężczyzna odziany w zbroję oraz na to nałożony skórzany płaszcz. Przez ramię miał przełożony łuk, a przy pasie - kołczan. Miał spokojny wyraz twarzy, a na czole - prostą koronę. Na zbroi widniał też jakiś herb, jednak był on dość mocno zamazany. -Chodź. Nie możemy zwlekać cały dzień, gdy inni zaczynają już działać. Pośpisz sobie po wszystkim. Albo po śmierci. - mruknął, po czym wyszedł z pokoju, najwidoczniej nie planując stracić więcej czasu.
Samael: Mistrz Fairy Tail znajdował się z kolei na placu zabaw pośrodku jakiegoś blokowiska. Siedział akurat na ławce, a gdy spojrzał w bok ujrzał siedzącą na oparciu tej ławki kobietę. Brodę miał wysoko uniesioną, była opalona, szczupła, ponętna dla męskiego oka. Podobnie jak kobieta w czerwieni przed bramami miasta, jej strój był podobny. Jednak zamiast czerwieni, dominowały w niej odcienie jasne, piaskowe. Ogólnie wyglądałaby naprawdę ładnie, gdyby nie spojrzała na maga błyskawic z pogardą i nie wysyczała przez zaciśnięte zęby: -Ile mam czekać, aż wreszcie mi się pokłonisz? - warknęła, po czym dodała -Jak w ogóle śmiesz siedzieć tam, gdzie ja? - oj, była wkurzona jak na kobietę w połowie jej lat dwudziestych. Jednak ta mimika skutecznie odstrasza wszelkich adoratorów. -Pozwól, że wyjaśnię ci, co teraz zrobimy. Znajdziesz godną mnie salę, skąd przejmiemy władzę nad tą ruiną i innymi prymitywami, którzy się tu znaleźli. - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Amney: Amney stała sobie natomiast w ciemnym zaułku. Ot, jakaś wąska, ciemna uliczka, między jedną szeroką ulicą a drugą, a nad nią - wielkie wieżowce rzucające cień tak wielki, że trudno było tu cokolwiek dostrzec. Pewnie nawet nie dostrzegłaby mężczyzny stojącego tuż obok niej, gdyby ten się nie odezwał. Niestety, trudno było go dostrzec w tym bladym świetle. Wiedziała natomiast, że był odziany na czarno, chyba elegancko, był szczupły i przeciętnego wzrostu. Wyglądał elegancko, choć prosto. Z twarzy dosłownie podobny do nikogo. Jedynie elegancko przycięty zarost dookoła ust go wyróżniał. -Witam. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracować. - mówił cicho i spokojnie. -Proponuję nie wychylać się, zebrać informacje i czekać na odpowiednią okazję. - zasugerował.
Terrenco: Chłopak znajdował się na recepcji jakiejś dużej biblioteki. Trochę pachniało tu starzyzną oraz kurzem, ale w tym wszystkim dało się słyszeć lekkie nucenie piosenki. Gdyby się mag rozejrzał, dostrzegłby młodą dziewczynę ubraną jak stereotypowa wiedźma - czarna szata, szpiczasty kapelusz, tylko ze sporą stertą książek radośnie sobie mruczącą jakąś melodię pod nosem i przechodzącą z jednej półki do drugiej, przy pomocy magii powiększając i tak już spory stos w jej rączkach. Po chwili, gdy stwierdziła, że to już wszystko odwróciła się i, choć książki zdawały się zasłaniać jej wszelaką wizję, dostrzegła czarodzieja. W ten samej chwili wszystkie książki odleciały, formując krąg dookoła duetu. -Och, to do ciebie zostałam dopisana? Miło mi poznać! - powiedziała miłym dla ucha, dziewczęcym głosem. -Zostańmy tu trochę. Jak odkryjemy atrybuty innych Legend, będziemy mogli ich unicestwić nawet się stąd nie ruszając. A gdzie indziej znajdziemy dość wiedzy, jak nie tutaj? - spytała uśmiechając się uroczo.
Eris: Dziewczyna ocknęła się w piwnicy. Światło żarówki mrugało, jakby ta miała zaraz przestać działać. Z sufitu co jakiś czas kapała kropla wody. Chyba trafiła do jednej z tych "gorszych" piwnic. Co gorsza, widziała jakiś wężowy ogon, który kierował się w cień, a stamtąd parę gadzich oczu. -Witaj... - powiedział właściciel owych oczu, z lekkim syknięciem. Po chwili też wysunął się bardziej w światło. Była to istota wężowata, której tułów był może ludzki, ale od pasa w dół, był już wężowy. Całe ciało pokryte miał łuskami, przy "pasie" miał dwie katany, a na torsie i głowie - zbroję i hełm samuraja. -Ssssspróbujmy może najpierw wyjśśśść ssssstąd. - zasugerował, choć chyba gady lubią takie klimaty jak ta piwnica. -Wtedy można działaćććććć. - dodał.
Eisaku: Czarodziej metalu obudził się w jakiejś jadłodajni. Siedział przy stole, a przy nim siedział również jakiś mężczyzna. Najchudszy to on nie był, widać było, że lubi sobie dobrze zjeść. Co zresztą teraz też robił. Gdy zorientował się, że jednak jego towarzysz kontaktuje, przełknął, wytarł elegancko chusteczką usta i powiedział radosnym tonem. -Miło poznać! Obyśmy razem dokonali genialnego odkrycia! - rzucił dość głośno, a przez jego dość energetyczny ruch głową oraz szybkie uniesienie ręki w geście powitania, jego czarne afro lekko zafalowało. Ubrany był w elegancki garnitur i posiadał monokl. -Jednak przed tym wszystkim, proponuję się solidnie najeść. Nic nie wychodzi dobrze na pusty żołądek! Haha! - zaśmiał się wesoło, po czym dodał -Choć byłoby jeszcze lepiej zjeść w większym gronie, nie uważasz?
Roe: Dziewczyna znalazła się na spacerniaku w więzieniu. Oczywiście, była cisza i tylko wiatr wydawał jakikolwiek dźwięk, gdy nagle nie usłyszała prychnięcia. Na jednej z ławek znajdował się chudy mężczyzna o bladym kolorze skóry. Ubrany był w elegancką, zdobioną szatę oraz posiadał sygnet na prawej dłoni. Wydawał się trochę zmizerniały. -Więc mi się trafiła dziewczynka. Cudownie. Jakby gorzej już być nie mogło. Może jeszcze wiedźma? - rzucił wyraźnie zawiedziony "przydziałem". -Czyli robimy tak. Ty się chowasz i nie dajesz się zabić, a ja dobijam tych co uciekli z walk, pasuje? - spytał po chwili, chyba godząc się z myślą, że musi się jej słuchać.
Master of Speed: Chłopak obudził się na siłowni. Zapach jak to zapach na siłowni. Niezbyt przyjemny. Jednak to, co zwróciło jego uwagę był mężczyzna naprzeciwko niego. Umięśniony, wysoki, odziany w skórzaną zbroję z metalowym napierśnikiem, ciepły skórzany płaszcz oraz z mieczem przy pasie. -Witaj. Naszym celem jest spełnić swe pragnienia, pozwolisz więc, że zasugeruję kolejne kroki? - przedstawił się od razu przechodząc do sedna sprawy, licząc się jednak z tym, że wpierw jego towarzysz może mieć coś do powiedzenia...
Ezra al Sorna: Mag Grimoire Heart znajdował się na trybunach stadionu baseballowego, na samym dole trybun. Tuż nad polem do gry. Na nim natomiast znajdowała się młoda kobieta o jasnej skórze, powabnej figurze i misternie wykutej zbroi. Klęczała sprawdzając podłoże, po czym mruknęła: -Hm... może być. Tylko mało. - po czym się wyprostowała i odwróciła do Ezry. Zmierzyła go wzrokiem. Był to wzrok jasno mówiący, że nie traktuje go jak równego sobie. To ona była tutaj tą ważniejszą. -Serio? - rzuciła wyraźnie zawiedziona. -Dali mi kadłubka? - westchnęła. Może, gdyby jej twarz rozjaśnił uśmiech lub chociaż delikatny spokój, a nie duma, wywyższenie i pogarda byłaby naprawdę piękną, urodziwą kobietą. -Może jeszcze mam cię niańczyć? - warknęła, widząc energetyczną rękę czarodzieja -Grunt, że chociaż próbujesz... - dodała z westchnięciem, próbując chyba znaleźć choć jeden pozytyw w całej tej sytuacji.
Hotaru: Różowołosa czarodziejka ocknęła się w biurze w jakiejś fabryce. Siedziała za biurkiem tak, że mężczyzna w sile wieku, który siedział na przeciwko niej, wyglądał jakby to on został tu wezwany przez nią. Był to wysoki, umięśniony osobnik, z delikatnym zarostem na twarzy oraz czarną, metalową protezą ręki. Spojrzał na nią ze zdziwieniem i stwierdził z westchnięciem: -Ech, wolałbym nie zostać wezwany jako obrońca. - stwierdził z przekąsem, po czym spojrzał na czarodziejkę przed nim -To zaszczyt poznać. Będziemy współpracować celem wygrania tej bitwy. - powiedział, na szybko podsumowując to kim jest. Jego ton był spokojny, męski i opanowany. Nie kojarzył się w ogóle z jego wcześniejszym narzekaniem -Proponuję znaleźć innych i założyć sojusz. W grupie mamy większe szanse przetrwania do dalszych etapów bitw. Działając pojedynczo mamy mniejsze szanse powodzenia. - zasugerował.
Ryudogon: Mag po kilku przejściach z demonami ocknął się... w burdelu. Dokładniej to naprzeciwko akurat jednego z podwyższeń, na którego środku znajdowała się rura do tańczenia. Szkoda, że to miasto było Opuszczone i nie było komu na niej tańczyć... chociaż... czy aby na pewno? -Możemy stąd wyjść? Nie czuję się tu zbyt... komfortowo. - dobiegł do jego uszu kobiecy głos. Za nim stała kobieta odziana w skórzane ubranie, które zostało również wyprawione w taki sposób, by zapewniało niezbędne bezpieczeństwo w razie walki. Zaczęła również kierować się w stronę wyjścia z tej sali.
Mikazuki: Chłopak obudził się w kwiaciarni. Zapach kwiatów, choć niewatpliwie ładny i przyjemny, był jednak tutaj aż w zbyt wielkim natężeniu, co niekoniecznie dodawało im uroku. Siedział na jakimś fotelu, a przed nim, trochę z przodu jakiś mężczyzna odziany w zbroję, z krótkim sztyletem przy pasie. Obrócił się on twarzą do Mikazukiego, a widząc, że ten już się obudził wystawił do niego rękę, najpewniej chcąc pomóc mu wstać. -Jak rozumiem, będziemy współpracować. Proponuję rozpocząć od pertraktacji z innymi. Pojedyncze jednostki są łatwymi celami, stąd unifikowanie się uważam za istotne. - zaproponował, trzymając rękę wystawioną do maga. Miał czarne włosy i brodę, oraz uważne spojrzenie szarych tęczówek, wpatrujących się intensywnie w rozmówcę.
Ryukehoshi: Mag iluzji obudził się na recepcji w hotelu. A dokładniej to ocknął się, bo stał za ladą. Jakby przyjmował gościa. Przed nim natomiast stał mężczyzna. Potężnie zbudowany, odziany w zbroję płytową z delikatnym wizerunkiem krwawego kwiatu. Na plecach miał z kolei eleganckie, misternie wykonane Guan Dao. Skinął on głową, a jego czarne włosy opadły mu delikatnie na oczy. Odgarnął je na bok i spojrzał swoimi brązowymi oczami na maga złudzenia. -Honorem jest poznać innego gotowego ruszyć po spełnienie marzenia. - powiedział na powitanie, po czym dodał -Bez działania nie dokonuje się odkryć, ani nie tworzy się historii. Nie możemy czekać.
Ren: Trudno powiedzieć, by Ren sam się tu znalazł. Bardziej - on sam nie wiedział dlaczego tu jest. Jakaś magiczna siła musiała jednak uznać, że skoro wziął i wypełnił ankietę dodaną kiedyś tam do Fiore News, a ta została w jego pamięci, najwyraźniej chce wziąć udział. Tak oto znalazł się wpierw przed bramą, a następnie... w kostnicy. Leżał właśnie na stole do przeprowadzania sekcji zwłok, a przed nim stał ciemnoskóry mężczyzna, choć jego skóra miała ten "jaśniejszy" odcień brązu. Miał lekko przymróżone, jakby z niewyspania oczy, jasne, brązowe włosy, niekiedy wręcz zdające się przechodzić w blond oraz zmęczone, zielone oczy. Odziany był w lekką, jedwabną tunikę, misternie wyszywaną złotą nicią, a do tego na jego szyi, nadgarstkach i kostkach znajdowały się złote ozdoby, bardzo podobne do tych, które nosiła czerwona kobieta nad bramą. Na głowie miał złoty diadem. -Och... obudziłeś się... szkoda... - stwierdził ziewając, po czym dodał -Najchętniej to przespałbym tę całą bitwę i brał udział dopiero w jej podsumowaniu. Co ty na to? - spytał znudzony, patrząc na swojego "towarzysza".
Winter: Mag obudził się na dachu szpitala. A dokładniej to stał opierając się jedyną dłonią o siatkę, dzięki której jeszcze z niego nie zleciał. Z dachu tego budynku rozciągał się całkiem ciekawy widok na panoramę miasta. Usłyszał za sobą chrząknięcie, a gdy sie odwrócił dostrzegł rosłego, potężnie zbudowanego mężczyznę z tuniką przerzuconą przez bark, przez co doskonale widać było jego wyrzeźbione, przypakowane ciało. Górował nad magiem wzrostem, jednak zdawał się być ubrudzony jakimś ciemnym pyłem zarówno na torsie jak i na twarzy. -Witam! Nie osiągniemy niczego zwlekając! To co?! Do roboty! HAHA! - zakrzyknął wesoło i roześmiał dość głośno, kładąc dłonie na swych biodrach.
Welt: Kotowaty wampir ocknął się na moście. Pod nim wolno płynęła sobie rzeczka, z zamiarem pewnie wpłynięcia do oceny za wieledziesiąt lub wieleset kilometrów. Gdyby się rozejrzał, dostrzegły stojącego za nim na środku mostu i wpatrującymi się gdzieś w dal mężczyznę. Miał na sobie elegancką zbroję, na głowie koronę, przez jego polik przechodziła blizna. Miał ciemną brodę, ale za to bystre, czarne oczy. Jego kędzierzawe, krótkie i ciemne włosy zdawały się być równie nieposkromione co lawina. Jednak to on zdawał się nie dostrzec swojego towarzysza, będąc zbyt zajęty rozmyśleniami. Mruknął tylko coś do siebie, co oczywiście - kotowaty usłyszał: -Będzie trzeba się stąd szybko zbierać i czekać na dobry moment.
Nanaya Byakushitsune: Mistrzyni Grimoire Heart obudziła się w samym centrum studia fotograficznego, a dokładniej... siedząc na krześle przy aparacie fotograficznym. Z kolei w miejsce modela bądź modelki... stała piękna kobieta o delikatnej budowie. Wyglądała, jakby jej ciało było utworzone z wody, a odziana była w złoto i pianę morską. Rozglądała się uśmiechnięta, jakby czegoś szukając, aż w końcu jej wzrok spoczął na czarodziejce słońca. Wtedy lekko spoważniała, spuściła wzrok i powiedziała: -W-witam. Będziemy współpracować. Miło... mi... - mówiła powoli i cicho, co jakiś czas zerkając nieufnie na maginię.
Inne: W sprawie tych wątpliwości w podświadomości - jak coś będzie niejasnego z mojego posta - piszcie do mnie na GG/PW/FB. Wówczas wyjaśnię (lub się postaram) o co chodzi. Fabularnie wasze postaci podświadomie o tym wiedzą. Każdy na PW również dostanie informacje kogo dostał. Opisy ich zdolności są jednak uproszczone i bardziej "opisowe", aniżeli techniczne.
Ostatnio zmieniony przez Torashiro dnia Sob Paź 07 2017, 01:05, w całości zmieniany 7 razy
Autor
Wiadomość
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 18 2018, 18:43
PERSPEKTYWA GREY - Przesiąknięte demoniczną energią? Tch, te przeklęte demony - teraz już byłam pewna, że należało przeprowadzić eksterminację rasy. Ale przynajmniej jedna była dobra wiadomośc - Jerome-san okazał się być osobą skłonną do współpracy. - Świetnie! To oszczędzi nam problemów z układaniem jakiś warunków, skoro nie macie wrogich intencji. Niech nasza współpraca będzie owo- Nie zdążyłam jednak powiedzieć, bo osoba, która trzymała przyjaciela Samael-sana nagle oskarżyła Never-kuna... który jednocześnie został otoczony runami. - HU- Jedynie zdążył wyspanąć, zanim został zamknięty w sferze. -Pietragoras-ou-sama, poczekaj! - rzuciłam jeszcze do faraona, który mógł być w tej sytuacji naprawdę porywczy, po czym odwróciłam się do maga płomieni. - ...Co masz na myśli mówiąc że odpowiada za stan "szalejącego" towarzysza? Zapytałam się, gdy nagle przybyła kolejna postać. Świetnie, kolejna osoba z Dessertio. Z jakiegoś powodu zaczęłam bardzo nienawidzić tego kraju, z jego władcami były zawsze jakieś problemy. A teraz okazuje się że jedna z nich jest naszą przeciwniczką. I stworzyła te piaski. - Seprensis-sama! Choukichi (B=>A) (na wszystkich sojuszników i ich legendy, z wyjątkiem Never-kuna, który jest nieco odcięty od świata - przyp. Grey) Zrób coś! - krzyknęłam do kobiety, która miała takie zdolności związane z piaskiem. Miałam nadzieję że tym razem się nie fochnie na mnie i zacznie działać. - Pietragoras-ou-sama! Jeśli mógłbyś, wyciągnij nas z tego. W ogóle wiecie kto to?Zapytałam się jeszcze. W ostateczności, jak trzeba będzie, to użyje się zaklęcia rozkazu. Ale póki co wolałam tego nie zużywać jedynie na rozpoznanie. - Mavis-san, czy to ta kobieta podtrzymuje zaklęcie czy jest ono na obszarze aktywowane? Zapytałam się Pierwszej, bo mogłam jeszcze spróbować je rozproszyć używając Shougeki (B) albo Daishougeki (A). Albo poprosić Adams-sana o stworzenie bariery z wiatru. Byleby się jakoś uwolnić i spróbować kontratakować. Miałam tylko nadzieję, że Never-kun jest bezpieczny. Wtedy odezwał się do mnie Jerome-san, który najwyraźniej miał już plan. Dobrze, całkiem nieźle. - Ja może nie... ale znam kogoś kto to potrafi - skinęłam do Mavis-san, żeby zajęła się tym. W końcu ona znała się na iluzji bardzo, bardzo dobrze. - Tak długo jak uda nam się uporać z tym piaskiem. Tak więc, mina-sama! - zwróciłam się do całej drużyny. - Ja z Mavis-san ułożymy taktykę! Posłuchajcie się i spróbujcie się dopasować! Te... - zwróciłam się jeszcze do maga płomieni. - Może również nareszcie uwolnisz mojego bohatera, ponieważ to nie jest osoba której szukasz! Powiedziałam. Ja generalnie byłam zwolenniczką koncepcji zmasowanego ataku.. Co prawda wcześniej organizator sobie poradził z dwójką doświadczonych wojaków... Ale teraz jest nas znacznie, znacznie więcej, nasza siła ognia była niezrównana. Trzeba było jak najbardziej zutylizować to. Dlatego koncepcja ataku wszystkich Legend wzmocnionych szczęściem na zarządczyni, osłabioną Kyou Shogeki (B) bedzie idealnym rozwiązaniem. Pozwoliłam Mavis-san wprowadzić zmiany i ewentualne dodatkowe koncepcje, jeśli miała na nie pomysły... oczywiście zakładając, że wyzwolimy się z tego piasku.
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 18 2018, 19:49
Co to za czary?! Nie ma tutaj żadnej wróżki, a ja nie przypominam sobie abym kiedykolwiek ciężko pracowała aby zostać kapciuszkiem. Chociaż... nieważne. Od dosyć dawna wszystko muszę sama w domu robić. Oby tylko mi te ciuszki nie zniknęły kiedy wybije północ! Ale coś na miarę, ładnego i wygodnego poprawiło mi odrobinę humor, choć nie mówię, że żądza zemsty całkowicie przeminęła. Zabić, zamordować, zlikwidować. Zrobić którekolwiek z tych trzech za trzy rozkazy. To prawie połowa tego co mam! Jednak pokonali oni jednego z zarządców, a coś o nich było wspomniane przed rozpoczęciem pojedynku do ostatniego żywego. Tylko jak to szło... za zabicie ich była specjalna nagroda czy to oni nas mogli nagrodzić? Nah, w takiej sytuacji sobie prędko nie przypomnę, musiałabym siąść do tego na spokojnie. Zrobił jednak swoją obecnością pewnie niezły mętlik, więc trzeba to wykorzystać, a moja legenda pewnie dalej jest tam pomiędzy nimi, więc powtórzyłam swój rozkaz dla jego bezpieczeństwa, każąc mu stamtąd zniknąć.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sro Lis 21 2018, 00:11
MG:
Ezra al Sorna: Oko Ezry pozwoliło mu określić jedną rzecz. Ten mężczyzna nie był demonem, ani nie wykorzystywał takich mocy. Jednak co innego jakby całe to miasto... cała ta okolica. Tia. Demonami wręcz tu walił. Gdyby cząstka demonicznej mocy była jak iskierka, to pewnie by oślepł. -Organizator nie przewidział pewnej sytuacji, co sprawiło, że ta grupa miała niesłychanie potężny start, znacznie lepszy od większości z Was. Wysłał zarządcę, celem eliminacji tej przewagi, jednak zaskoczyli go i w kilkuosobowej grupie go zabili. Uznał, że nie ma sensu ich odwoływania. Zawsze znajdzie się ktoś idący przeciw zasadom. - powiedział spokojnie zarządca -To właśnie tworzy harmonię. Gdyby nie było tych idących przeciw zasadom, same zasady by nie miały racji bytu. Nie istniałyby. Jednak, ponieważ zaczęli zagrażać ogólnemu zamysłowi turniejowi, organizator postanowił sprawdzić Waszą determinację do spełnienia marzeń. Czy porzucicie doczesne niesnaski celem eliminacji większego zła, czy pozwolicie mu zwyciężyć? - wyjaśnił spokojnie, nie oglądając się na rozmówce. Może nawet go nie widział? Przekaz mentalny Ezry został wysłany, jednak nic nie wskazywało na to, że dotarł on do rozmówcy. Nawet sam al Sorna jakoś w to wątpił. Tak podświadomie. -Uważam, że to dobra okazja. Zawsze twój miecz może służyć mojej sprawie. - odpowiedziała Xin dumnie. Na podniesiony ton Ezry odezwał się jeden z minionków: -Moja Pani nie uważa by konieczne było pokazanie się wam. Może współpracować z dystansu, dbając o swoje własne bezpieczeństwo, bez potrzeby ujawnienia się. Nie zdradzi was, dodatkowo mówi, że będzie ochraniał was zarządca, gdyby miała to zrobić. - wyjaśnił w jej imieniu jakiś typowy młodzieniaszek bez cech charakterystycznych.
Amney i Laen: Cisza była tym, co spowiło ten obszar. Nikt się początkowo nie odzywał co wykorzystała Amney. Jej legenda zaczęła się ruszać i szybko do niej się udała, jednak sam z siebie mężczyzna niczego więcej nie zrobił. W końcu odezwał się towarzysz Ami. -Ja nie mam nic przeciwko. Im szybciej ruszymy, tym szybciej zyskamy te rozkazy. No i będzie można poznać zdolności przeciwników. - zasugerował, będąc skorym do takiej współpracy. Jednak szczurzyca widziała, że jej legenda była zmęczona.
Never, Grey, Samael, Gonzales i Finn: Finn uwolnił swoją legendę spod wpływu organizatora, a ta niemalże natychmiast okryła się dziwną energią, jakby niszczącą nałożone nań łańcuchy. -Legendy to ludzie z dawnych czasów. Może wyniesieni na piedestał, ale wciąż ktoś, kto kiedyś żył. Jeśli legendy nie mówią o jakichś nadzwyczajnych odpornościach, można ich traktować jak zwykłych ludzi. - powiedział Hermit. -Którzy dokonali wielkich rzeczy. - dodała Mea, jakby nie chcąc ujmować Legendom należnej im chwały. W tym samym czasie Samael i Gonzo mieli takie swoje spotkanie po "latach". Ten natomiast pozwolił swojej legendzie na poprawę stanu sama. Grubasek, choć pod czujnym okiem starszego maga dotknął ramienia chłopca, a ten poczuł, jak siły mu wracają, choć miał wrażenie, że jego skóra tak dziwnie faluje... jak jakiś materiał na wietrze, ale wkrótce zniknęło to dziwne uczucie. Znacznie większy problem miała Grey, której superbohater został nagle zamknięty w więzieniu. Starzec spojrzał na nią groźnym wzrokiem, zaś co miał na to Faraon? Cóż, w sumie dla niego Never był nikim więcej jak niewolnikiem. Może z przydatnymi mocami, ale postrzegał go jako niewolnika. Nie musiał reagować gniewem, choć jego wzrok wyraźnie wskazywał, że jego towaru się nie tyka bez zapłaty. Ale Grey zadała pytanie. Nie zdążył jednak stary mag błyskawic na nie odpowiedzieć, gdy pojawiła się inna postać, która ich zaatakowała...
Akcja była dość chaotyczna. Jedna postać atakująca wiele. Każdy zareagował na swój własny sposób. Finna uratował Sabre, który zabrał go stamtąd nim piasek zdołał go unieruchomić. Mea w piorunie i w zapachu ozonu zniknęła razem z Hermitem. Na nogach Gonza pojawiły się runy, które anulowały działanie piasku. Takie same runy pojawiły się na powłoce wiążącej Nevera. -Niech ci będzie. Faktycznie, nie posiada energii organizatora. - odparł starzec do Grey, po czym pstryknięciem palcami zniszczył runiczną barierę wiążącą superbohatera. Wtedy, zabrał go stamtąd, razem z Mavis Pietiagoras. Hn'rse'al razem ze swoim mistrzem zostali zabrani przez konie, które przywołał Władca Midi. Serpensis wbiła swój sztylet w ziemię, a cały piasek w jej okolicy przestał się ruszać. Tym samym ocaliła też Sama oraz grubaska. -Ho? Nieźle. - powiedziała kobieta ze swoistego rodzaju "uszanowaniem" dla ich działań. -Myślę, że jak na kogoś z krwią jednego z władców Seven, lekcja historii nie powinna cię zaboleć. - odparła do policjanta jeszcze.
Zaczęła się walka. Naprawdę ciężka, jak się wkrótce miało okazać. Hermit skinął głową na plan Finna, a w tym czasie Mea rzuciła: -Ochraniaj mnie do tego czasu. - po czym zamknęła oczy i złożyła ręce niemalże jak do modlitwy, z tym, że stykały się tylko opuszki jej palców. Po jej ciele zaczęła wędrować zielona błyskawica, a ona sama wydawała się, że się koncentruje. Jej legenda otworzyła książkę, a kilka kartek wyleciało lewitując dookoła niej. Samael dzielnie nic nie robił. To też jakaś ważna robota, ale na razie nic nie zapowiadało, żeby akurat go mieli atakować. Z kolei Mavis mogła także działać. -Wygląda na jednorazowe zaklęcie mające za zadanie nas unieruchomić, będące wstępem do czegoś większego, prawdopodobnie Legendary Act. - skomentowała. -Tego się można było spodziewać po Wróżkowym Taktyku, Mavis Vermillion. - zaaprobowała to zarządczyni bijąc jej lekkie brawo. -Prawdopodobnie Rubea. Bazując na jej historii poza mocą związanymi z piaskiem może mieć wpływ także na finanse, handel, przekupstwo. Coś bazującego na tym. Zdolność do manipulowania. - wymieniała możliwe elementy, które można wykorzystać w walce, jednak tutaj nie było za bardzo niczego do robienia. Następnie próbowała ukryć Finniana... właśnie. Próbowała. -Moja iluzja nie działa? - rzuciła zaskoczona. Wobec takiego rozwoju wypadków, Finn spróbował użyć własnej niewidzialności, ale tutaj ponownie... coś mu przeszkodziło. To fakt faktem jeszcze bardziej mogło napędzać jego gniew, ale jednocześnie... niepokoiło? Przynajmniej było bardzo... cicho. To mistrz Hn'rse'ala ograniczył dźwięk rozchodzący się w powietrzu dookoła Finniana. I tym samym prawdopodobnie uniemożliwił ich przeciwniczce słyszenie rozmów. Tak czy inaczej wystrzelił. A efekt... był naprawdę wspaniały. Czy też raczej druzgoczący. Strzała trafiła kobietę i posłała ją kilkanaście metrów w tył, razem z ogromnym wybuchem. Mag płomieni pochłonął tę energię, tym samym ratując resztę przed oparzeniami. Walka wyglądała na zakończoną.
-Hermit, godzina 4.45. Pełen ostrzał. - powiedziała nagle Mea nie otwierając oczu, a jej legenda niemalże natychmiast posłała w tamtą stronę serię pocisków, które także wybuchły z wielką siłą. Gdy opadł kurz oczom wszystkich ukazała się piaskowa bariera, a za nią... Rubea. Zupełnie jakby nic jej nie było. -Rozumiem, mój miraż nie działa na twój zmysł wykrywania energii elektrycznej. - skomentowała spokojnie. Westchnęła. -Nie chciałam tego robić tak wcześnie, ale chyba nie mam wyjścia. - powiedziała po czym... odskoczyła w tył. -Creation of Dragon... - powiedziała spokojnie, a ziemia... się zatrzęsła. Nie... to nie była już dłużej ziemia. Rubea lądując wylądowała na głowie. Głowie ogromnego, kamiennego smoka, który właśnie powstawał z ziemi, zupełnie jakby cały czas się tam znajdował. -Wasza przygoda dobiegła końca. - powiedziała kobieta-faraon, głaskając jeden z kamieni na głowie bestii, która zaryczała, a sama siła podmuchu odrzuciła grupkę w tył. -Jej pływ magii się zmienił. - zauważyła nagle Mavis. -Tia... - dodał grubasek -To jakby ostateczny poziom mojej magii. -Kontrola i tworzenie zwierząt... prawdopodobnie by utworzyć smoka poświęciła jakiekolwiek inne zdolności. - zasugerowała Założycielka Fairy Tail. -Innymi słowy musimy wyeliminować ją i problem z głowy. - stwierdziła Mea. -Nie. - przerwał nagle Hn'rse'al -Podczas ostatniego pojedynku śmierć zarządcy nie dezaktywowała Legendary Actu. Jeżeli po pokonaniu jej smok pozostanie nadal, będziemy w kłopotach. Nie możemy postawić wszystkiego na jedna kartę. - stwierdził władca Midi. -Musimy się podzielić na dwie grupy. - powiedziała Mavis. -Jedna zajmie się eliminacją Rubei. Jej likwidacja prawdopodobnie na moment oszołomi bestię, co da nam niezbędne otwarcie do ataku. Do tego celu najlepiej nadam się ja, Serpensis-sama oraz Mea-san. Na podstawie moich obserwacji nasze połączone zdolności pozwolą nam wykonać najbardziej efektywny atak z zaskoczenia, eliminujący ją. - powiedziała spokojnie -Druga grupa będzie miała za zadanie powalić smoka. Nie może rozwinąć skrzydeł, niech każdy z was spróbuje zaatakować po jednej z nóg bestii. Powinien się przewrócić. Oczy są tkanką miękką, reszta ataku powinna pójść w nie lub w otwartą paszczę, by go jak najdotkliwiej zranić. Z tego co widziałam, towarzyszu Sabre-san, zajmij się jego prawą tylną łapą. Pietiagoras-sama, proszę o twoją siłę w kwestii ataku na przednią prawą łapę. Hn'rse'al-sama, Andrzej-dono, proszę zaatakujcie wspólnymi siłami i zdolnościami tylnią, lewą łapę. Czcigodny Starszy Magu, proszę wykorzystaj swe runy i ogień do ofensywy na przednią lewą łapę. To powinno zachwiać bestią. Hermit-sama, wyczekuj momentu na atak na tkanki miękkie smoka. Reszta, niech wspomoże innych atakujących smoka tak jak może. - przedstawiła swoją taktykę wszystkim. Pytanie tylko... czy za nią pójdą?
Info od MG:
Dzień IV: Północ Laen: 63 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 170 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń), Shoukichi 10/10 (Never), Choukichi 1/1 (Wszyscy) | Finn: 177 MM | 4 rozkazy (prawa dłoń), The Seven Deadly Sins 1/4 (Łuk), Superbia (łuk) 1/3 | Obolały, ale poza tym to nic Władca Kasztanów: 7MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) CD 0/3 | Samael: 136 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 6 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona, przygwożdżona do ziemi, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 59 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony
Termin: Poniedziałek 28 XI godz. 00.15. Bez przedłużeń
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Lis 24 2018, 12:59
Niejednokrotnie wystarczyło poznać tożsamość własnego przeciwnika. Co jeśli ten wiedział więcej o tobie, aniżeli ty o nim? Wtedy mógł pojawić się problem. Zaskoczone spojrzenie z dozą niezrozumienia padło na teoretyczną Rubeę, kiedy ta zwróciła się do niego w ten sposób, a nie inny. Niemniej, nie mieli na to teraz czasu. Przytaknął głową na znak zrozumienia słów dawnej mistrzyni wróżek. Wszystko po to, aby spróbować zrobić coś z deka innego. - Sabre, spróbuj ponacinać i osłabić wskazaną łapę. Pomogę ci za chwilę - powiedziałby tylko Jerome, puszczając przodem swoją legendę. W końcu choroba mogłaby osłabić spójność łapy monstra, a wtedy... byłoby o wiele prościej pozbawić go kończyny. Niemniej, mając łuk spróbowałby nieco odwrócić uwagę bestii. Posłałby najpierw dwie strzały, posiłkując się przy tym swoją zręcznością w kierunku oczu stworzenia. Wtedy też przewiesiłby sobie łuk, dobywając miecza i skrapiając go nieco własną krwią z lewej ręki, aby nieco się wyostrzył. Wszystko po to, aby dostać się do Sabre, chociażby miał posiłkować się teleportacją z tatuażu. Liczył, że noga będzie już nieco uszkodzona, a jego zdolności szermierki, czy sama zręczność i prędkość pomogą mu na tyle, iż nadąży z zadawaniem ran za swoją legendą. Ponadto liczył na swój ciut wyczulony wzrok, coby trafiać ostrzem w te miejsca, które były już zranione przez Teo, a które to mogły być podatniejsze na rany. Wszystko po to, aby je pogłębić. Gdyby jednak było to mało efektywne, nałożyłby nawet na swoje ostrze efekt Luxurii rangi B, coby rany się nie leczyły i były bardziej dotkliwe i na swój sposób piekące. Oczywiście liczył tez na swoją mobilność w przypadku uników, czy odskoków oraz wierzył w szybkość Sabre. Byle tylko przypadkiem nie zostać zgniecionym przez smocze cielsko, bo w końcu przy odrobinie szczęścia, narastającym wyostrzeniu miecza i osłabieniu celu przez rany... może nawet by odcięli mu łapę na dobre, a wtedy nikt raczej nie chciałby zostać plackiem.
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Lis 24 2018, 19:56
Zmęczenie było główną przyczyną, dla której Gonzales czuł się źle. Z tym, że mu wcześniejsza akcja trochę nie wyszła, również czyniła go smutnym, ale braciszek Sam potrafił sprawić, by całe poczucie winy uleciało z Gonzalesa. Także więc pozostało już tylko zmęczenie. I już by Kasztanów Władca odpłynąłby sobie błogo do krainy snów, gdyby nie nagła interwencja, jakiegoś tłuścioszka. Przez chwilę Gonzales nie wiedział co się działo. Ale po chwili... - HIJAAAAAAAAa! - zakrzyknął wojowniczo Gonzales, odpalając na pełnej mocy swoją Ourę PWM, która z braku mocy magicznej raczej nie była w stanie zalśnić tak pełną mocą, jak pełną energią dysponował Gonzales. Ten wybuch entuzjazmu w tej chwili mógł się okazać dość znaczący, albowiem działy się rzeczy. Gonzales spojrzał na nie przez szkła swych epickich, ciemnych okularów i szybko ocenił sprawę. - Smok? - spytał z niewielkim przejęciem. Miał już do czynienia z czymś smokopodobnym i wiedział jak walczyć z tymi bestiami. - Dałoby się to wypchać papierem kiblowym. Dysponuje ktoś nieskończoną rolką, taśmy radości? - zapytał, rozglądając się po ważnych osobistościach, które akurat omawiały plan działania. Wątpił jednak, żeby ktoś taką dysponował. - W takim razie musimy to załatwić w tradycyjny sposób... - powiedział sam do siebie, a na jego twarzyczce pojawił się wtedy typowy dla Gonzalesa złośliwy uśmiech. - A więc fajto! -zakrzyknął, kiedy już wszystko zostało uzgodnione i pozostało tylko przejść do rzeczy. Choć pozbawiony mocy magicznej, Gonzales wciąż dysponował Legendarną Międzywymiarową Bramą Przedmiotową oraz masą ukrytych w niej artjefektów. Pierwszym, który przyzwał był oczywiście Mistrzowski Rozgłośnik Puszczonego Basu i Genialnego Bitu. Albowiem, jeśli trzeba walczyć, to koniecznie przy odpowiedniej muzyce. Zwłaszcza, jeśli chodzi o smoki! Gonzales zatem odpalił na pełen regulator Epik Madżik Battel!, aby wszyscy bez wyjątku mogli poczuć inspirację do postawienia swego życia na szali, by stoczyć bitwę z potworem. A potem pozostało już tylko przystąpić do bitwy. - Staruszku, osłaniaj kogo trzeba osłaniać! Ja odwrócę uwagę tego czegoś - rzucił Gonzales do Pervolla. I kiedy niejaki Finn ruszył do ataku, Gonzales postanowił wziąć się za smoka od drugiej strony. Odbiegł kawałek, po czym wymierzył mu w oku dwa palce złożone w pistolet i zaczął w niego strzelać Flashworksami D, tą resztką many, która mu została. - Hej buraczany gadzie! Śmierdzisz czosnkiem! I cebulą! Wyglądasz jak zgniły ser! I masz małego! - Gonzales sięgnął po asortyment najbardziej obraźliwych obelg, które wykrzykiwał między kolejnymi strzałami, a kiedy już się chłopaczkowi skończyła amunicja, to wypiął do smoka tyłek, pokazał mu język i przystąpił do głównej części swego planu. Plan ten oczywiście miał polegać na sprowokowaniu smoka. Właśnie w tym celu Gonzales podjął się wszystkich powyższych akcji, by pokazać, że to on jest najbardziej irytującym punktem w tej bitwie, a i dać zarazem pozór najsłabszego ogniwa, które należałoby wykończyć w pierwszej kolejności. Zresztą, któż by się nie zirytował, gdyby mu strzelano nad głową fajerwerkami, puszczając przy tym hałaśliwą muzykę? I jeśli smok nie zwróciłby całej swej uwagi na Gonzalesie, to chłopaczkowi zależało na tym, żeby bestia dostała przynajmniej lekkiego zeza rozbieżnego. Jeśli jednak całą swą agresję stwór postanowiłby wyładować na Gonzalesie, to chłopaczek zrobiłby to, na co był gotów całe życie... Odpaliłby pełną prędkość swoich chyżych nóżek, by jak najdalej i jak najszybciej uciec przed przerażającym, wściekłym, bezlitosnym, zupełnie nie znającym się na żartach i pozbawionym poczucia humoru sąsiadem... To znaczy smokiem... Zresztą sąsiad, czy smok, co za różnica gdy gonią wkurzeni? Tylko jedno w takiej sytuacji ratuje, kogoś tak niewinnego, jak Gonzales.
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 25 2018, 14:47
Jego plan był kuszący, a szczególnie pójście i zabicie go ot tak. Ach jak ja lubię tego typu plany... ale nie. Bo jestem Szczurem i mam lepszy pomysł! Tylko z jego podzieleniem się było już trudniej. No bo po co mamy się męczyć i tracić nasze środki, kiedy reszta chętnych może odwalić za nas brudną robotę? Wtedy wystarczy tylko i sprzątnąć nagrodę sprzed nosa lub niespodziewanie odebrać - w końcu walka z takim przeciwnikiem powinna porządnie wymęczyć potencjalne ofiary, szczególnie, że walczymy tuta o wygraną już drugi dzień. Hehe, wygrać mądrze a nie ciężko. Pokiwałam przeczącą głową i dodatkowo skrzyżowałam ręce wyrażając sprzeciw tej akcji, ale za to postukałam się palcem w bok głowy pokazując, że mam jakiś plan. Niestety przez tego artystę zapodział mi się gdzieś zeszyt z pisadełkiem, niech cię szlag trafi malarzu, więc trzeba było improwizować. Hmm... jakiś patyk powinien wystarczyć do dłubania w ziemi. Albo kamień, albo noga, ostatecznie stopą bym narysowała prowizoryczne rysunki przedstawiające mój plan, plan w którym inni się biją a my w ostatniej chwili zabijamy ich oraz cel zadania. Muahahaha! Pozostawała jeszcze moja legenda. Cóż, ekhe "Legendo, rozkazuję Ci zregenerować swoje ciało do najlepszej formy jaką kiedykolwiek osiągnąłeś."
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 25 2018, 20:34
PERSPEKTYWA GREY ... Wszyscy przedstawili swój punkt widzenia. Na szczęście wszystko się wyjaśniło i Never-kun był już wolny. Oczywiście nie zmniejszało to naszych problemów, którego głównym źródłem była Rubea i jej stworzony smok. Geeez, jakby mało było problemów z samym zarządcą. - Miejmy nadzieję że poświęciła... Ta zdolność anulowania innych umiejętności jest dość kłopotliwa - przypomina mi to moje Shougeki. Ale jeśli to poświęciła, to... - Może jak umrze, będę mogła powstrzymać ewentualne "przekazanie". Wcześniejszy zarządca użył tego, żeby podtrzymać swoją armię. Oczywiście nie mogłam być taka naiwna, żeby uwierzyć że w tym wypadku będzie identycznie, lecz warto się przygotować. I tak trzeba było poświęcić część zasobów na powstrzymanie smoka przed rozszarpaniem nas. - Dlatego ja będę głównie obserwować Rubeę. Jak tylko zobaczę okazję, może uda się ją szybciej wyeliminować. Poza tym... Mavis-san, nie wydaje ci się to dziwne, że na razie nie jest tak ciężko jak mogło by być? Zapytałam się wróżki. To chodziło mi po głowie od pewnego czasu... Ale skoro zarządcy są tacy potężni... - Dlaczego nie wyślą na nas wszystkich? Czyżby przeciwnik uważał że jesteśmy tacy słabi że nie damy rady? Z drugiej strony wyeliminowaliśmy jednego zarządcę już... to powinien być dla nich sygnał. Może więc jest inny powód? Teraz jednak nie warto było zawracać sobie tym głowę, bo mieliśmy smoka do wyeliminowania. Póki co plan Mavis-san zdawał się być najsensowniejszy. Tak więc... - Trzeba wspomóc wszystkie Legendy! To one były kluczem do wygrania z bestią. Żeby zapewnić im powodzenie w ataku, użyłam na nich Choukichi (B=>A), a na dwójkę wrogów Shoukyou (C=>B), aby wzmocnić nasze szanse wygranej. W przypadku gdyby Hermit-san chciał zaatakować te miękkie tkanki, wspomogłam jego siłę Sure Criticalem (C=>B), Gdyby w tym czasie udało się grupie "zabójców" dostać Rubeę, to gdyby znów starała się przekazać moc albo zrobić cokolwiek, to użyłam na niej Daikyou Shougeki (A), aby jej się nie udało ostatnim tchnieniem odwrócić losy bitwy. Po czym... - Never-kun! Zawołałam swojego bohatera.
PERSPEKTYWA NEVERA T-to.. było dziwne. W jednej chwili jestem ze wszystkimi, po czym wszystko znika, żeby potem znów się pojawiło. Tym razem jednak przede mną wyrósł wielki gad. To... to był smok! Najprawdziwszy smok! Aczkolwiek już wiele razy widziałem bestię w magazynach, kilka razy śniłem że jestem smokiem, to teraz... - Never-kun! - nagle zawołała moja towarzyszka Grey. - Mamy przed sobą groźnego wroga! Jest to smok! Pomóż innym go jakoś zająć... I przede wszystkim chroń sojuszników! Nie możemy pozwolić, aby niewinnym stała się krzywda. - Eto... sojuszników czyli... - Wszystkich którzy walczą ze smokiem! - Ach... HAHAHHAHAH! Oczywiście, Superbohater zawsze stoi po stronie sprawiedliwości! Zaśmiałem się, chwytając za młot i tarczę. Nie było innego wyjścia niż zrobić śmiały krok do przodu i... - UOOOOOOOOOW! ZAMIERZAM CIĘ POKONAĆ, PRZEROŚNIĘTA KREATURO! Dołączyć do grupy walczącej ze smokiem i spróbować ją pokonać! (Never-kun oczywiście koncentruje się na walce, jednak bardziej uważa na bezpieczeństwo sojuszników, zdając się na instynkt i odpycha nie-legendarnych magów, gdyby w nich wycelowany był atak, bo oni mogą nie przeżyć ataku smoka. Oczywiście sam stara się przede wszystkim unikać ataków, gdyby były wycelowane w niego, używając do tego swojego instynktu oraz szczęścia, jak zwykle, bo mam dziwne wrażenie że zablokowanie łapy tarczą nic nie da. W przypadku jednak gdyby próbował zionąć ogniem, to oczywiście używa Aura Shield (C), aby nieco zniwelować jego działanie - przyp. Grey)
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sro Lis 28 2018, 13:04
Białowłosy chyba tak jak cześć tutaj znajdujących się postaci z teraźniejszości oraz Legend, które były do nich przypisane, mogły być co najmniej nieco zaskoczone. A przynajmniej tak mogło się wydawać, w sumie to przynajmniej Wróżek nie spodziewał się, że jeden z zarządców przy pomocy swojej mocy spowoduje, że pojawi się tutaj smok. Na szczęście tym razem nie zamierzał on jakoś długo przyglądać się temu co się tutaj działo, udać się w swoim umyśle gdzieś daleko i przy okazji otrzymać kilka solidnych ran na ciele. Nie tym razem, gdyż oprócz nowo powstałego problemu z którym jego grupa musiała zrobić porządek, zostawały jeszcze dla maga błyskawic dwie rzeczy. Pierwszą było to, że do tej pory jakoś zbytnio nie wykazał się umiejętnościami czy siłą, przez co zaczynał się czuć nieco pomijany przy planowaniu następnych kroków jego drużyny. A chciał to zmienić, nie on musiał to zmienić, pokazać, że i on coś potrafi, a przynajmniej tak uważa. No i był także obecnym Mistrzem Fairy Tail, a była tutaj założycielka tej gildii, tak więc i to był ważny powód, który spowodował, że czarodziej postanowił działać. Drugą rzeczą, którą Białowłosy postanowił się zająć, był w sumie zbiór pytań, który chciał zadać jednej znajdującej się tutaj osobie. Chciał zrobić już to wcześniej, jednak jak zwykle coś musiał się stać, przez co nie był w stanie tego zrobić, jak i również wcześniej nie uważał to za priorytet. No i również wcześniej miał ich zaledwie jedno, może dwa, teraz już miał ich znacznie więcej. Zadanie ich w tej chwili może jednak okazać się nie do końca dobrym pomysłem, a może dodatkowo spowodować pewne zamieszanie w ich gronie, które może przynieść nieprzyjemne skutki. Tak więc Samael uznał, że najlepszym momentem na to będzie jak tylko poradzą sobie z tym smokiem oraz jego twórczynią. Plan działania Białowłosego jest prosty, wpierw zrzuca z siebie o ułamku sekund, a przynajmniej tyle to mu się wydaje, bo w sumie robił to już dziesiątki jak nie setki razy, swój ciemny płaszcz. Było to spowodowane z dwóch powodów, po pierwsze natomiast nie chciał go stracić, wiele z nim przeżył i równie tyle dla niego znaczył. Drugi powód był raczej informacyjny, dla ludzi którzy go znali, była to informacja, że mag błyskawic nie zamierza się hamować i dać z siebie wszystko. Gdy to szybko będzie miał już za sobą, rusza z swoją maksymalną prędkością bez magii w kierunku smoka, a dokładnie zamierza spróbować wbiec pod niego, między jego łapami, a przynajmniej znaleźć się pod jego głową. Wszystko po to, aby spróbować nie być w zasięgu osoby, która była odpowiedzialna za jego stworzenie, a którą chciał się zająć tym samym zająć. Oczywiście przy tej swojej zmianie pozycji stara się na nikogo nie trafić, ani także nie zostać nagle zdeptanym przez którąś z kończyn bestii. Gdy już uda mu się zająć odpowiednią pozycję lub chociaż być w miejscu niewidocznym dla swojego celu, używa zaklęcia Raisoku Arashi. Pod postacią błyskawicy rusza prosto w górę w stronę brzucha wielkiego jaszczura, a gdy tylko się przy nim znajdzie korzystając z zdolności orientacji w przestrzeni w tej formie rusza w stronę szyi lub czegoś co tam ma. Jego cel, a przynajmniej, gdy widział przy tworzeniu smoka, był skierowany w stronę grupy, tak się mogło tak być nadal i istniała szansa na wykonanie ataku z zaskoczenia. Tak więc, gdy już będzie gdzieś w okolicach szyi, zamierza skierować się w stronę grzbietu tej bestii, a następnie w stronę głowy, gdzie powinna być zarządczyni, a którą dokładną lokalizację zamierza wykryć dzięki wyczuwania impulsów elektrycznych w tej formie. W sumie oprócz niej, nikogo w tej chwili nie spodziewał się wyczuć, tak więc, gdy to mu się uda rusza w jej kierunku, wznosząc się jeszcze nad bestią tak z 2-3 metry, aby z góry dokonać ataku, przed którym wróci do swojej ludzkiej formy. Wbić się w nią z góry, obalając ją i przy okazji zadać jak najwięcej obrażeń, które powinny być odczuwalne, a które są wykonane rękawicami z ćwiekami. Problem może się okazać wtedy, jeśli wyczuje kogoś jeszcze, jakiegoś nowego przeciwnika bądź osobą z jego grupy, która znalazła się tam na górze wcześniej niż on. Nie zamierza wtedy ryzykować i zaatakować nie tego co trzeba, gdy znajdzie się wystarczająco blisko wyczuwalnych impulsów i wtedy także zamierza się odmienić. Będąc już ludzkiej formie szybko rozejrzeć się po otoczeniu i wtedy zaatakować cel przy pomocy własnego ciała, rezygnując tym samym z elementu zaskoczenia i ataku z powietrza.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Czw Lis 29 2018, 04:17
Jedyną dostrzegalną reakcją jaką wywołał ogrom demonicznej mocy w mieście było lekkie zmarszczenie brwi, które równie dobrze mogło zostać odebrane jako wyraz zniechęcenia do niekompetencji Zarządcy. Ezra odnotował jednak kilka rzeczy: sami Zarządcy nie są demonami, są one jednak na pewno powiązane z całym turniejem. Ponadto spomiędzy rozważań na temat harmonii i ładu, szermierz wyłuskał także informację o tym, że grupa przeciwstawia się celowi turnieju. Mag pokręcił lekko głową, wyraźnie zirytowany słowami posłańca. Nie mógł jednak złośliwie nie zauważyć w myślach, że walka z nieznanymi przeciwnikami - kimkolwiek byli - prowadziła raczej do zwycięstwa "złej strony". W końcu prawie oślepł od tej całej mocy wypełniającej miasto... - Nie odpowiedziałeś na pytanie. I nie zasłaniaj się zasadami. - warknął gniewnie. - Zamiast dysput o naturze porządku i łamaniu zasad wolałbym bardziej informacje o swoich przeciwnikach. Skoro zabili jednego z Zarządców, to zyskali też większą ilość rozkazów. Sam fakt że udało im się to zrobić dowodzi tego, że już wcześniej dysponowali sporą mocą, teraz zaś chcesz byśmy walczyli z kimś, kto posiada prawdopodobnie jakąś chorą wręcz ilość rozkazów. Potrzebujemy ułożyć jakiś plan działania, a do tego informacje są niezbędne. Chociażby to jak do cholery wyglądają. Co jeśli wyślą kogoś na zwiad, a my dopuścimy taką osobę do siebie? Słysząc słowa "minionka", popatrzył na niego przeciągle, a następnie odpowiedział: - Jeśli nie ma dość odwagi, by po wbiciu noża w plecy, spojrzeć nam w oczy to niech tak będzie. Lecz przekaż jej, że miałem lepsze zdanie o władczyni Isenbergu. Oczekiwałem po niej chociaż odrobiny...jaj, by była w stanie udźwignąć ciężar własnych decyzji. Jednak widocznie się pomyliłem.
Al Sorna popatrzył uważniej na Cesarzową i westchnął lekko. Zgodziła się na współpracę, co go ucieszyło, ale miał wrażenie, że lada moment znowu się o coś pokłócą. Cóż, ich sojusz powinien przetrwać przynajmniej do czasu gdy Fiederica nie skończy jako szaszłyk. Skinął dziewczynie lekko głową, odchodząc z nią nieco na bok. Z jego twarzy zniknie wyraz irytacji, zostawiając za sobą pozbawioną masek twarz maga. Zmęczoną twarz. Ezra najchętniej przespałby się kilka godzin i wziął długą relaksującą kąpiel. Ale na to nie mógł raczej liczyć. No chyba że miał zamiar kąpać się w krwi. - Wiesz co? Może i by się jej przysłużył, ale widzę pewien problem. Wśród tych wszystkich przemów zapomniałaś wspomnieć o tym, jaki on jest. - szermierz popatrzy w oczy swojej rozmówczyni. - Czego pragnie Xin?
Czekając na odpowiedź, spróbuje jeszcze jednej rzeczy. Próby mentalnej komunikacji zawiodły, ale widok otaczającej go piekielnej energii kazał zastanowić się Al Sornie nad jedną rzeczą. Walka prawdopodobnie nie będzie należała do łatwych, jemu zaś daleko było od idealnej kondycji. Nie posiadał taż zbyt wiele mocy magicznej. Dlatego też skupił się na otaczającej go mocy oraz na własnej demonicznej części swojego bytu, a następnie spróbował "zassać" moc z otoczenia.
Kto wie, może mu się uda?
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Gru 02 2018, 13:33
MG:
Ezra al Sorna: Zarządca obrócił się stronę Ezry, jednak jego wzrok nadal wydawał się być pusty. Trochę to przerażające. -Póki jestem z wami, nie dam wam się zaskoczyć przez nich. Poza tym, sa obecnie zajęci walką z kolejnym zarządcą, która kupuje nam czas, byśmy zdążyli dołączyć do walk. - wyjaśnił, najwyraźniej nie planując dzielić się szczegółowymi informacjami. -Jak wspominałem, powalili w grupie zarządcę, za co pozwolono im kontynuować udział w turnieju. Koniec końców i tak mieli skierować się przeciwko sobie, dlatego nie pomożemy wam pokonać kogoś, obchodząc zasady turnieju. Pokonajcie ich własną siłą. Tak jak oni muszą pokonać system. - zagmatwany staruszek. Po tym wszystkim, Xin zgodziła się odejść na bok i pogadać z Ezrą. Nie przejęła się jego wyglądem czy pokorą. Mimo wszystko, była pełna dumy nadal: -Pokaż, że jesteś godzien walczyć dla niej, a powiem ci w najbliższym czasie. - czyżby mówiąc to przez jej twarz przemknął jakiś cień uśmiechu. Obróciła się plecami do Ezry -Chodź, potrzebujesz tych rozkazów, byśmy mogli dalej współpracować. Bez nich, może być ciężko, a nie chcę wiązać się z kimś, kogo kompletnie nie znam. - dodała wracając do grupki. Niestety, al Sornie nie udało się pobrać energii magicznej z tego miejsca. Warto jednak zaznaczyć, że i tak przerwa w walkach pozwoliła mu na częściowe odzyskanie tej energii.
Amney i Laen: Ami wykorzystała rozkaz by uleczyć i jednocześnie sprawić, by jej legenda odpoczęła. Najwyraźniej, jego obecny wiek to był już szczyt jego możliwości. Albo Rozkaz nie miał dość mocy. Tak czy inaczej szczurzyca przedstawiła swój plan. I o ile kilku honorowych rycerzy mogłoby się burzyć, wszyscy tu zebrani zgodzili się z sensownością tych działań i je poparli... no może poza zarządcą. -Zrobicie jak uważacie za słuszne. Ja niestety nie mogę w tym uczestniczyć, moja pozycja zobowiązuje mnie do wzięcia udziału w tej batalii bezpośrednio. - wyjaśnił grupie. I jeśli nie było nic więcej... mogli ruszać.
Never, Grey, Samael, Gonzales i Finn: Walka trwała w najlepsze. Finn wysłał przodem swoją Legendę, coby rozpoczęła ofensywę, on sam z kolei posłał w stronę smoka kilka strzał, mając za zadanie go rozkojarzyć. Jednak ten tylko mrugnął, a strzały odbiły się od pokrytej kamieniami powieki. W tym czasie jednak Sabre już był przy jego łapie. Tam sytuacja także nie wyglądała za ciekawie. Zupełnie jakby kamienne łuski nie chciały pęknąć pod wpływem cięć i pchnięć. Bestia prawdopodobnie nawet tego nie odczuła. Podobnie jak Finn dołączył do prób zadawania obrażeń. -Bez sensu... - mruknął Sabre, po czym wskoczył na łapę -Spróbuję jeszcze coś... - dodał po chwili, spoglądając na Finna wzrokiem mówiącym, by nie szedł za nim. Ukleknął on na grzbiecie smoczej łapy i przyłożył swoje ostrze do jednej z wielu łusek. Zaczął napierać, a po pewnym czasie... łuska zaczęła być przeżerana niczym przez kwas. Był to jednak długi proces, i na razie... niezbyt efektywny.
W tym samym czasie Gonzales postanowił działać. Dla tak dużego potwora jakim był smok jego krzyki nie robiły większego wrażenia. Może sam bit by coś poradził, ale przy całym chaosie bitwy trudno było to rozpracować. Kasztani Władca wystrzelił w stronę bestii kilka pocisków, a wtedy usłyszał pstryknięcie od strony Perwolla. Kilka niegroźnych fajerwerków stało się nagle ogromnymi kulami ognia, które uderzyły w łeb bestii odpychając ją w bok i znacząco podwyższając temperaturę w całej okolicy. Bestia zaryczała wściekle, chcąc chyba rzucić się na młodego maga jako pierwszą ofiarę, gdy nagle ziemia pod łapą, którą miał się zająć ognisty mag... wybuchła, sprawiając, że bestia straciła równowagę, gdy nagle grunt się pod jedną z jej łap załamał. Stary czarodziej wskazał na tę łapę ręką i potężny strumień ognia poleciał w tamtą stronę, nieustannie próbując stopić kamienne łuski. Na pewno stopiła się sama ziemia, choć widać było, że utrzymanie takiej ofensywy bardzo męczyło Perwolla.
Grey wcześniej jednak analizowała zanim zaczęła działać, konsultując sytuację ze swoją legendą, do której już podeszła Mea. -Może wysłali... - skomentowała z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy założycielka Fairy Tail. -Musimy być gotowi, że ktoś może ją wspomóc... - mówiła cicho, jakby nie chciała by wiele osób to słyszało. Możliwe, że chodziło o same morale zespołu. Jednak walka trwałą dalej. Serpensis dołączyła do grupy zabójców, widząc, że Sam nie ma nic przeciwko temu planowi i można było działać dalej...
W tym samym czasie grubasek poklepał się po brzuchu, a następnie po udach i zaczął... szczupleć? Tak to wyglądało. Teraz to już naprawdę model jak z okładki wyglądał. Ruszył sprintem przed siebie wyprzedzając nawet Pietiagorasa, chcąc złapać przednią łapę przed władcą Dessertio. Jeśli ktokolwiek miał czas widział, jak łuski smoka zmieniają barwę, a następnie odpadają. Wykorzystał to faraon który potężnym cięciem mocno wbił się w ciało bestii i planował kontynuować swój atak. Grubasek jednak nie zwlekał. Zaraz po tym skoczył w kierunku łapy, z którą męczył się Sabre z Finnem i także, mutując jego łuski sprawił, że grupa mogła zacząć wreszcie zadawać naprawdę pokaźne obrażenia. Dopiero wówczas ruszył do łapy, na którą szarżował Hn'rse'al, także ją osłabiając dostatecznie mocno, by lanca praktycznie przebiła łapę na wylot. Następny cios zadany był toporem, a sam Andrzej zmutował swoje paznokcie by rozdrapać osłabioną skórę smoka i następnie wbić w nią swoją rękę.
Grupa zabójców się teleportowała. Rubea odwróciła się zdziwiona, jednak nie zdążyła zareagować na atak Serpensis. Choć jest to lekkie niedopowiedzenie. Zdążyła zareagować... jednak na iluzję utworzoną przez Mavis, podczas gdy prawdziwy atak sprawił, że zarządczyni skończyła z dwoma sztyletami wbitymi w plecy, leżąc na grzbiecie smoka. Sam w tym czasie dopiero się tam odmienił. -Spóźniłeś się... - zauważyła Serpensis. -Cóż, wciąż musimy powalić smoka. - zauważyła Mea wzruszając ramionami.
Jednak to już był ten moment. Gdy Andrzej dostatecznie zmutował trzy łapy bestii, zarówno legendy jak i wspierający ich współcześni uczestnicy bitwy legend zraniły mocno, sam Perwoll swoimi runami zaś zachwiał równowagę bestii, co było więcej niż wymaganym otwarciem dla Hermita. Wzmocniony przez Grey jego atak wyrządził ogromne krzywdy zarówno oczom jak i wnętrzu jego paszczy. Sama Mea zabrała Samaela i dwie legendy z głowy bestii, tuż przed nastąpieniem tego ataku. Cóż, poruszanie się jako błyskawica na pewno było szybsze. Smok leżał bez życia, a na jego grzbiecie leżało ciało Rubei z wbitymi sztyletami. Wszystkie inne legendy zdołały oddalić się od smoka przed tym kończącym atakiem. Można było sobie pogratulować. Aż zaczął z tych emocji padać deszcz.
Deszcz... Wszyscy poczuli się nagle bardziej... senni. Każda kropelka deszczu zdawała się wręcz sprawiać, że chcieli bardziej spać. -C-co jest? - rzucił Andrzej w swojej fit formie, wskazując na obrażenia zadane smokowi. Te z każdą łzą zdawały się leczyć. -To deszcz... - rzucił zaskoczony Perwoll. Wtedy Adams wzniósł ręce i zebrał się wiatr, który rozgonił nad całą grupą deszcz. -Tam, w górze! - rzucił towarzysz Hn'rse'ala, wskazując na jakiś... jaszczurkowaty cień widoczny za chmurami. -Tak jak myślałam... jest ich więcej. - mruknęła Mavis. -Ma ktoś możliwość latania, by wyeliminować osobę z góry? Musi uzdrawiać Rubeę i jej smoka. -Dokładnie to robi. - warknęła Rubea wstając. Jej smok zaryczał wściekle, po czym "zionął". Ale nie ogniem. O nie. Jego ryk przypominał raczej lawinę. Lawinę rozpędzoną prosto w grupę magów, z zawrotną prędkością.
Info od MG:
Dzień V: Późna noc Laen: 113 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 107 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń) | Choukichi 1/3 (8 Legend), Shoukyou 1/5 (Rubea i smok) Finn: 177 MM | 4 rozkazy (prawa dłoń), The Seven Deadly Sins 2/4 (Łuk), Superbia (łuk) 2/3 | Obolały, ale poza tym to nic Władca Kasztanów: 0 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) CD 0/3 | Samael: 103 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 109 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony
Termin: Niedziela 9 XII godz. 13.30
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Gru 03 2018, 21:34
No i kolejny smok na koncie Gonzalesa Gonzo Gicka! Może i sam go nie zabił, ale miał w swój udział w asyście. Od razu wyłączył dręczącą muzykę, zastępując ją Fanfarą Zwycięstwa. Przy czym rozpoczął swój taniec chwały, polegających na kręceniu młynków rękoma i co jakiś czas wyrzucaniu kciuka na bok. A potem wzruszył sobie ramionami, jakby to nie stało się nic wielkiego. - Dobra, bestia załatwiona, czas zdobyć resztę świata! - powiedział, rozglądając się po towarzyszach z drużyny, a wtedy zaczął padać dziwny deszcz. Gonzales przetarł oczy, czując nawrót zmęczenia. - Znowu? - zapytał sennie, lecz nie była to aż tak drastyczna utrata sił, jaka nastąpiła po walce z organizatorem tego przedsięwzięcia. Zaledwie lekko zelżyła entuzjazm Gonzalesa, który to nagle powrócił, w momencie zregenerowania się pani zarządczyni i jej smoka. - Kolejny smok! To już będą trzy! Ale jazda! - powiedział bardziej rozbawiony, niż przerażony. Nie brał wcale pod uwagę tego, że ten smok był tym samym smokiem, co wcześniej, ale po prostu zregenerowanym. Ba! Nawet już zaczął sobie w głowie układać opowieść, jak to reszta zespołu i legendy padły, a on został sam jeden na polu bitwy, by stawić czoła groźnej bestii. Co prawda jednak Gonzales nie miał już many. Takie zero. Nawet drugie źródło mu się wyczerpało. Ale Władca Kasztanów miał w zanadrzu jeszcze jedno! Swe epickie Artjefekty! Przyzwał wpierw Konika, na którego soczyście splunął, aby konik stał się konikiem. Prędko Gonzales wskoczył na konika, lewą ręką chwycił go za gałęzianą grzywę, a w prawicę Gonzales przyzwał epicki młot - Piątek. - Iśta wio! - popędził konika, który to sam powinien wiedzieć, jak pognać, aby skutecznie uniknąć skalnej lawiny. Gdyby ktoś był w niebezpieczeństwie, to Gonzales pognałby na koniku, by tego kogoś z niebezpieczeństwa wyratować, a gdyby jakiś głaz zbliżał się do Gonzalesa, to chłopaczek odbiłby go nic nieważącym, niezniszczalnym młotem. Cel dla konika był rzecz jasna prosty. Miał on znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, z którego wygodnie byłoby przejść do kontrataku.
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pią Gru 07 2018, 20:59
No proszę, kto by się spodziewał, że nawet ten rycerz z "sojuszu" poprze mój plan. Hehe, czyżby wygrana ponad wszystko wzięła górę nad jego rycerskością? Hmm... zresztą co mnie. Nie było żadnych zażaleń więc jest dobrze! Spojrzałam na niebo, było ciemno. Zarządca pojawił się dosyć niedawno, czyli wszyscy walczyli teraz zapewne po ciemku. Poniekąd było to na rękę wszelkim zabójcą, ale sprawiało to też, że nasza czwórka nie spała blisko dwa dni. Wczoraj, dzisiaj - nieważne kiedy dokładniej i tak mówię do siebie, przez ten czas ani razu nie stanęliśmy na porządny odpoczynek. A teraz pasowałoby przespać chociaż kilka godzin. Ale jedna osoba była już tutaj wypoczęta, z mojego rozkazu... Trzeba będzie to wykorzystać w odpowiednim momencie. Tymczasem dalej bazgrąc czymś po ziemi, zaproponowałam znalezienie celu oraz miejsca do obserwowania ich.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pią Gru 07 2018, 23:34
Nie był urodzonym przywódcą. Z pewnością lepiej czuł się jako niewiele znacząca osóbka, której decyzja nie zaważy o losie walki. Mimo wszystko, miał nieco odporniejszy organizm, który na swój sposób potrafił zwalczyć takie sztuczki, jak iluzje i sny. Niemniej, nieco uspokoił się w chwili, w której to zlokalizowano główną przyczynę tego zjawiska. Przygryzł wargę. - Her, ile materiału potrzebowałbyś by przenieść tam kogoś? - podpytałby się białowłosy, próbując zwalczyć nieodpartą chęć ziewnięcia. Przesłonił więc usta w geście zamyślenia. Zupełnie tak, jakby chciał rozporządzić jakoś ich siłami. Sam nie potrafił raczej latać, jednak miał jeszcze łuk i zwiększoną wprawę w jego użyciu. Co więcej, smok zdawał się wracać do życia, a to nie było najlepszym pomysłem. - Spróbowałbym ostrzelać przeciwnika z dołu, podczas gdy Herm podleciałby tam z kimś innym. Najlepiej kimś, kto mógłby ukryć ich obecność. W przypadku Rubei możemy wykorzystać ten sam deszcz co ją leczy. Co jeśli zaatakujemy sam deszcz prądem i w ten sposób porazimy wszystko, co jest przez niego namaczane? - spróbowałby znaleźć rozwiązanie tego problemu. Co prawda, oni nie mieli już deszczu nad sobą, jednak ten najpewniej dalej leczył zarządczynię. Dlaczego więc nie użyć tego jako pewnika w trafieniu jej i zelektryzowaniu jej ciała? Powinno to ją przynajmniej spowolnić. Pozostawałby jednak problem samej lawiny. Dałby radę jej uniknąć poprzez sprawniejsze użycie swojego tatuażu. W końcu mając dość dobrą zręczność, nie stanowiłoby dla niego problemu przenieść się powyżej poziomu skał, aby następnie znaleźć się za lawiną w bezpiecznym już miejscu. - Sabre, dasz radę mnie osłaniać? - upewniłby się jeszcze, mając na uwadze jakąś asekuracje. Sam w końcu miał też zamiar ostrzelać strzałami unoszącego się przeciwnika. Tak by musiała skupić się bardziej na unikach, aniżeli samym leczeniu.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Gru 09 2018, 14:27
- Cholera... Tego właśnie się obawiał. Al Sorna nie wiedział kim są Zarządcy, jednak zdążył już stwierdzić, że na pewną mają nie po kolei w głowie. - Więc chcesz, żeby nasza grupa stanęła do walki z inną, która w międzyczasie zdążyła zabić jednego z Zarządców, jednocześnie odmawiając nam jakichkolwiek informacji. Pieprzyć już umiejętności, do kurwy nędzy nie wiemy nawet ilu ich jest. No świetnie. Cudownie wręcz. Prawdopodobnie zasypią nas swoimi Rozkazami i tyle z tego będzie. Atak na wroga o którym nim nie wiemy jest głupotą. Ale jak widać, to wasza specjalność. - warknie. - Łamanie reguł? Czy nie powiedziałeś przed chwilą, że to tamta strona zrobiła coś czego nie powinna? Koniec końców jak wspomniałeś i tak będziemy walczyć między sobą. Dlatego kilka informacji nie zaszkodzi, zwłaszcza że gdybyś nie zauważył, nasza grupa nie znajduje się w najlepszej kondycji.
Mag pokręci z lekko głową. Xin nadal pozostawała sobą. Jednak nie zaczęła się wykłócać, a to już coś. Ba, podejrzewał że na swój sposób go polubiła, jeśli sądzić po jej słowach. Szermierz westchnął ciężko, masując lekko skronie. Był nieludzko wręcz zmęczony. Nie spał od kilku dni, mało tego prawie cały czas zmuszony był walczyć. A teraz jeszcze ten cyrk... Gdyby chociaż udało mu się zregenerować moc magiczną... Ale nie. Czekała go walka z nieznanym wrogiem - nieznanym SILNYM wrogiem - a on dysponował ledwie połową mocy jaką mógł. Nie podobało mu się to, zwłaszcza że miał przed sobą perspektywę walki z innymi magami i ich Legendami. Zerknął irytowany na jednego z "minionków". - Przekaż swojej pani, że jeśli zależy jej na zdobyciu tych rozkazów, to będzie musiała uzgodnić z nami jakąś strategię i podzielić się wiedzą o tym co potrafi. Inaczej nie obmyślimy żadnej sensownej strategii. Chociaż... - spojrzy na Zarządcę. - ...niektórzy najwyraźniej oczekują, że rzucimy się do walki na ślepo i poginiemy. Zresztą...ruszajmy.
Ostatnio zmieniony przez Ezra Al Sorna dnia Wto Gru 11 2018, 02:13, w całości zmieniany 1 raz
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Gru 09 2018, 15:07
PERSPEKTYWA GREY Cóż... poszło łatwiej niż mi się zdawało. Przeciwko jednemu zarządcy mieliśmy niesamowitą przewagę pod względem siły ognia. To był jednak tylko jeden zarządca... wciąż wrogowie nie pokazali pełnej siły, co mnie bardzo niepokoiło. I jak na zawołanie przybył deszcz, który wywołał kolejny przeciwnik. Great. - Po co latać, skoro można sprowadzić go na ziemię? Strzelajcie w niego! Ja spróbuję sprawić aby on NIE uniknął ataku! Krzyknęłam, starając się na moment odegnać senność. Zapewne to był efekt tego deszczu. Jednoczesny atak i leczenie. Paskudna rzecz, która nam by się przydała. Na gościa oczywiście istniał jeden sposób - Kyou Shougeki (B=>A), jakby ktoś w niego strzelał. Powinno to mu skutecznie utrudnić bądź nawet uniemożliwić unik, co powinno PRZYNAJMNIEJ sprowadzić go do parteru. Jest jeszcze jednak kwestia kontrataku, który zaczął się od niezbyt przyjemnego zionięcia smoka ziemi. Tego nam tylko brakowało. No cóż, na to było kilka opcji (w zależności jakie było to zionięcie, bo opis nie do końca mówi o potędze tej fali - przyp. Grey) a) W przypadku tego jak to jest raczej lawinka, na którą wystarczy zwykły unik, jak to robi reszta grupy... Do tego można było użyć Pietragorasa-ou-sama. - Pietragoras-ou-sama, proszę, ochroń Never-kuna - i mnie, ale tego nie powiedziałam. Zamiast tego po prostu poleciałam za jego plecy. Jeszcze wzmocniłabym przód Aura Shield (C), aby zniwelować siłę uderzenia. Mavis-san miała dokładnie to samo zrobić. b) W przypadku postapokaliptycznego tsunami z ziemi, które pochłonie wszystkich którzy próbują uciec/uniknąć, to było rozwiązanie bardziej radykalne - użycie Fairy Sphere Mavis-san. Co prawda wolałam zostawić asy w rękawie na później, ale gdyby wiązało się to z zagładą całej grupy, to lepiej by było użyć tego teraz. Oczywiście, najlepiej byłoby najlepiej użyć tego LA do zamknięcia smoka, ochronić zarówno nas, jak i odciąć ich od "zbawczego działania deszczu". Wtedy przynajmniej mielibyśmy czas aby wyeliminować naszą maszynę leczącą.
Nieważne jednak jaka opcja by wygrała, trzeba było wypatrzyć się posiłków. Całe szczęście że na razie zarządców było dwóch. Plus jeden z nich to był wyraźny supportowiec. Pozbycie się go sprawiało że pozbawilibyśmy naszych wrogów możliwości szybkiego opatrywania ran. - Mavis-san, wiesz kto to może być? Zapytałam się jeszcze, rozglądając się po okolicy.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.