I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Opuszczone miasto to tak naprawdę ogromna, niezamieszkała metropolia zbudowana z ciemnego kamienia. Idąc szerokimi ulicami tego miasta przytłacza człowieka zarówno jego ogrom, jak i przerażająca cisza przerywana niekiedy tylko podmuchami wiatru. Mimo braku w niej jakiejkolwiek żywej duszy, same budynki nie wyglądają na zaniedbane czy też porzucone w popłochu. Nie ma śladów żadnych uszkodzeń, a wyposażenie budynków nie nosi żadnych śladów zniszczeń innych niż zwyczajnego użytkowania. Znajdą się tu też normalne zapasy żywności, energii elektrycznej czy koców. Jedyne czego brakuje to... mieszkańców. No i mała ilość parków sprawia, że powietrze na ulicach zdaje się być suche i stęchłe.
MG:
Przed bramami miasta: Na wydarzenie opatrzone dumną nazwą "Bitwy Legend" ściągnęła prawdziwa rzesza ludzi. Niektórzy skuszeni obietnicą spełnienia marzenia, niektórzy pewnie sprawdzenia swoich zdolności, jeszcze inni odkryciem co się wyprawia w tym nowym kraju, a jeszcze inni być może z zupełnie innych, znanych samemu sobie. Grunt, że zebrało się tutaj naprawdę sporo osób, tworząc dość spory tłum przed bramami miasta. Bo to właśnie tu mieli się udać. Tak wiedzieli, tak czuli wszyscy, którzy zdecydowali się wziąć udział w owej bitwie. Jednak bramy były zamknięte, ale tak samo, jak wszyscy instynktownie czuli gdzie mają się udać, tak w ten sam sposób wiedzieli, że zaraz się zacznie. Jak tylko zbiorą się wszyscy. A gdy tylko to się stało i tłum urósł jeszcze bardziej, nad bramą pojawiła się zakapturzona postać, która spojrzała na wszystkich zebranych i przemówiła donośnym głosem: -Witajcie! - męski ton w każdym uchu rozbrzmiewał w języku, który znali najlepiej. -Gratuluję wytrwałości i motywacji by się tu dostać. Dla takich ludzi przyjemnością będzie spełnienie życzenia! - kontynuował, a wtedy wszyscy poczuli, jak zaczyna im lekko szczypać wierzch dłoni, a gdy nań spojrzeli, dostrzegliby coś na wzór 5 trójkątów, których wierzchołki schodzą się do centrum. Coś jak kwiat -Jednak nie będziecie walczyć sami! Na waszych dłoniach umieściłem 5 rozkazów! Każdy z nich pozwala wam walczyć ramię w ramię z Legendą! Bohaterami zamierzchłych czasów! Tymi, którzy zapisali się złotymi literami w historii! Każdy z nich posiada swoje imię. Każdy z nich posiada 5 słów, które go definiują. Znając je, możecie użyć jednego z rozkazów, by odwołać cudzego Bohatera. Wystarczy wypowiedzieć jego imię oraz właśnie te 5 słów by wyeliminować ostatecznie z konkurencji Legendę rywala. Słowa ta są tym, co definiowało te wyjątkowe osoby. A wskazówki o nich rozmieściłem po całym mieście! Dodatkowo, za każdy posiadany rozkaz możecie mieć więcej własnych Legend, o ile dana Legenda nie jest już do kogoś przypisana. Możecie też użyć ich by wzmocnić działania waszych Bohaterów lub w ostateczności uciec z Opuszczonego Miasta! Jednak kto chciałby utracić możliwość spełnienia własnego życzenia!? - rzucił donośnie przedstawiając zasady owych "5 rozkazów", nie zagłębiając się jednak w tę kwestię zanadto. -Ponadto, raz zużyte zaklęcie nie odnowi się nigdy. Możecie natomiast zyskać nowe, zabierając je przeciwnikom... np. ucinając im dłoń z rozkazami. - powiedział, po czym roześmiał się, jakby opowiedział naprawdę dobry dowcip. Jednak, czy na pewno był to dowcip? -Swoich bohaterów poznacie, gdy wpuszczę was do Miasta! I pamiętajcie... oni też chcą spełnić swoje życzenie, więc walczcie! Walczcie i spełnijcie marzenia! - następnie zaś rozłożył ręce, a obok niego pojawiła się szóstka innych postaci. -Poznajcie zwierzchników tejże bitwy. Będą oni czuwali nad prawidłowym przebiegiem waszej walki o spełnienie życzenia! - oj, a były to naprawdę ciekawe osoby. Poczynając od lewej, była to opalona, powabna kobieta, odziana w elegancki, acz kusy strój, zwiewny i jedwabny, wszystko to w odcieniach czerwieni. Jej długie, czarne włosy opadały jej na plecy, a złote ozdoby lśniły, sprawiając, że automatycznie przykuła wzrok większości mężczyzn. Zaraz obok, a dokładniej za wszystkim stał... olbrzym. Z 10 metrów wzrostu miał minimum. Potężnie zbudowany, kosturem, który kiedyś możliwe, że był jakimś drzewem, lecz ogołocony został z wszelkich gałęzi i korzeni oraz z brodą. Natomiast kolejną osobą był przy kości mężczyzna z udźcem kurczaka w dłoni, którym właśnie się zajadał. Mimo wszystko, jego twarz była całkiem pogodna i przywodziła na myśl jakiegoś "wujka dobrą radę". Obok niego stał chudy mężczyzna w płaszczu. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, poza lekko nieobecnym spojrzeniem skierowanym gdzieś za horyzont. Miał bladą skórę. Obok niego natomiast stała młoda kobieta. Nie wyglądała tak imponująca jak kobieta w czerwieni, jednak miała w sobie coś uroczego, coś, co sprawiało, że na jej widok wszyscy czuli się miło i bezpiecznie, choć ona sama zdawała się być lekko przytłoczona całym tłumem, który na nią patrzył. I wreszcie, ostatnią osobą był mężczyzna odziany w eleganckie zdobione szaty, z starannie ostrzyżonym zarostem, jednak wyrozumiałym spojrzeniu. Acz miał w sobie coś, co jasno wskazywało, że ma on w sobie tajemniczą siłę, charyzmę, która sprawia, że nie jest on kimś pierwszym, lepszym. -Jeśli któryś z zarządców uzna, że przyłożyliście się do zachowania prawidłowego przebiegu bitwy, wówczas może was nagrodzić dodatkowymi Rozkazami! - dodał jeszcze, a następnie czas na "grand opening" -Teraz, kiedy wszystko już zostało wypowiedziane, zapraszam! Niech rozpocznie się bitwa! - a następnie wszystkich otoczyła jasnobłękitna energia i przeniosła w różne części miasta nie dając za bardzo możliwości zadania jakichkolwiek pytań. Jednak, gdy jakiekolwiek wątpliwości pojawiały się w głowach magów, były one niemalże natychmiastowo wyjaśnione w ich podświadomości...
Laen: Mag prędkości ocknął się leżąc na kanapie w apartamencie. I to dość wysoko umiejscowionym. Chyba na trzydziestym piętrze. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy po tym "przebudzeniu" były otwarte, szklane drzwi, prowadzące na balkon. A z niego rozciągał się naprawdę wspaniały widok na całą panoramę Opuszczonego Miasta, które zdawało się ciągnąć jak okiem sięgnął. Nie licząc tych miejsc, gdzie widok zasłaniały inne wieżowce. A tych było tu wiele. Z kolei po rozejrzeniu się po pokoju dostrzegłby przy lustrze jasnowłosego mężczyznę, który się właśnie w nim przeglądał. Ten spojrzałby swoimi błękitnymi oczami na maga prędkości i powiedziałby: -Och wstałeś. To dobrze. Będziemy współpracować. - po czym wrócił do przyglądania się w lustrze. -Raaany, jak łatwo w tych czasach zadbać o swój wygląd. - dodał z wyraźnym podziwem. Mężczyzna ten posiadał na plecach łuk, a przy pasie kołczan. Odziany był w skórzaną zbroję oraz płaszcz w odcieniach zieleni. Po chwili, gdy uznał, że już lepiej wyglądać nie może (a przystojny był, to trzeba było mu przyznać, podszedł i usiadł na krześle naprzeciwko czarodzieja i rzekł -Jakiś plan? Czy idziemy solować całą resztę?
Rin: Czarodziejka gwiazd znajdowała się na środku jakiegoś dużego skrzyżowania. Grunt, że miasto było opuszczone, dlatego nic tu nie jeździło, więc mogła czuć się bezpiecznie. Naprzeciwko niej z kolei stała wysoka kobieta, odziana w zielone, skórzane ciuchy. W ręku miała kostur, który na szczycie rozgałęział się i siedział obecnie na nim jakiś wróbelek, który delikatnie zaćwierkał. -Miło poznać. Liczę, że razem sięgniemy po nasze marzenia. - przywitała się miło, po czym dodała -Zejdźmy może gdzieś w cień. - powiedziała, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń i pobiegły pod jeden z wieżowców, wchodząc do środka. -No. Tutaj nie jesteśmy na widoku. A nie chciałabym być zaatakowana od razu. - powiedziała, po czym dodała -Nie lubię tego miejsca. Za mało tu zieleni. Jeżeli dasz mi trochę czasu, mogę przemienić część tego miasta w las. Powietrze na tym na pewno zyska. - dodała uśmiechając się szeroko.
Never i Grey: Ten duet znalazł się w magazynie. W jednym magazynie, jednak na jego dwóch końcach. Nie był to bowiem zwykły duet. Teoretycznie byli dwoma odmiennymi istotami, dlatego każdy z nich miał przypisaną do siebie Legendę i każdy z nich miał oddzielne Rozkazy. Ale jednocześnie... byli jednym magiem. Dlatego nie zostali tak rozdzieleni jak reszta. Jednak każdy z nich wpierw musiał sprostać Bohaterowi, który został mu wybrany. Never jednak się potknął, tak, że padł na twarz na ziemię. A gdy podniósł wzrok, stał przed nim rosły, potężnie zbudowany mężczyzna ogolonej, poważnej i surowej twarzy. Jednak lekko się uśmiechnął. -No! Tak należy witać władcę! - ryknął głośno wyraźnie zadowolony z tego, jak zareagował (niechcący) Winter. Po chwili lekko się nachylił -To co?! Czas siać rozpierdziel, hę!? - znów ryknął. Jeszcze trochę i nam tu superbohater ogłuchnie. Grey naturalnie to też słyszała. Jednak ona miała przed sobą... dziewczynkę. Może z 10letnią maksymalnie na oko? Była bosa, ubrana w białą sukienkę oraz z długimi blond włosami aż do ziemi. Spoglądała ona z przejęciem na Eminence i rzuciła cicho: -W-wróżka? - spytała, po czym próbowała lekko dotknąć lewitującej istotki. A gdy to się stało (bądź też nie), odskoczyła lekko z piskiem jak nastolatka i krzyknęła głośno i radośnie -Wróżka! Wróżka! Hej, hej! Macie ogony? Dlaczego tak mało się pojawiacie? Co zazwyczaj robicie? Jak się bawicie? Gdzie mieszkacie? - była tak szczęśliwa, że chyba jej życzenie zostało już spełnione. Jednak ten pisk zwrócił uwagę krzykliwego faceta, z którym był Never. -KTO TAM!? - ryknął, szykując się do walki.
Północny Wiatr: Magnus ocknął się, siedząc na schodach prowadzących do jakiegoś dużego budynku. Chyba muzeum. Schody prowadziły w dół, na rozległy plac, na środku którego stał imponujący, minimum kilkunastometrowy filar. A przed nim, na samym dole schodów, stał mężczyzna w sile wieku. Miał może z czterdzieści do pięćdziesięciu lat, ciemne włosy, kilkudniowy zarost oraz... szczerzył się do czarodzieja. Ubrany był w kitel lekarski. Gdy dostrzegł, że Mędrzec Powietrza się ocknął, zaczął powoli iść w jego stronę, mówiąc tym samym: -Witam, witam. Niebezpiecznie jest tak siedzieć, gdy wokół... tyle szaleńców, nieprawdaż? - rozpoczął mówiąc cichym, lekko może wręcz syczącym głosem. -Lepiej nie dać im się złapać, mam rację? Trzeba ich wyleczyć. Tak! Wyleczyć. Co ty na to? - spytał, wystawiając do maga rękę, jakby chcąc tym samym potwierdzić ich "umowę" oraz pomóc wstać. Jednak, gdyby czarodziej dotknął go, wtedy poczułby, jak przez jego rękę przebiega ogromny wręcz ból, a osobnik przed nim lekko zachichotałby i powiedziałby -Ups... wybacz... przyzwyczajenie... hehehe...
Finn: Policjant ocknął się w parku. Stał, opierając się o drzewo. O to samo drzewo, tylko z boku, opierał się też inny mężczyzna o podobnym wzroście. Miał dziwnie znajome rysy twarzy, jasnobrązowe oczy oraz włosy, ubrany był w solidnie wykonaną zbroję, przy pasie miał miecz, a na plecach - jakiś płaszcz bądź pelerynę. Ta, zaczepiona o zbroję była specjalnymi, metalowymi spinkami, na których znajdował się jakiś herb. -Zaszczyt to poznać i móc współpracować. - powiedział spokojnym, męskim tonem. -Proponuję znaleźć bezpieczne schronienie oraz sojuszników. Wątpię by wielu zdecydowało się walczyć samemu, przeciwko wielu. - zasugerował kolejne kroki.
Will: Mistrz Death's Head Caucus ocknął się, siedząc w pierwszym rzędzie w teatrze. Na scenie przed nim znajdował się za to potężnie zbudowany, rosły mężczyzna w zbroi, z mieczem u pasa, krótko ściętych rudych włosach oraz brązowych oczach. -Ach! Jak to dobrze widzieć, że już wstałeś! Dobrze! Dobrze! Można działać! Tak! Pokazać im, że to właśnie nam przysługuje życzenie! Nam i nikomu innemu! - rozpoczął swą podniosłą przemowę, mocno przy tym gestykulując -Jednakże... nie jesteś za młody na tak brutalne walki? Dzieci nie powinno posyłać się na wojnę. Jesteś świadomy tego, w co się wpakowałeś młody? - przy ostatnich słowach podszedł trochę bliżej, klękając na skraju sceny i patrząc Willowi w oczy.
Władca Kasztanów: Gonzales nie miał chyba szczęścia. Obudził się bowiem w sali lekcyjnej, a tuż przed nim stał starszy mężczyzna z kosturem oraz brodą. Miał surowy wyraz twarzy i gdyby nie fakt, że odziany był w lnianą koszulę oraz płaszcz, mógłby skojarzyć się z nauczycielem. -Obudziłeś się. - stwierdził głosem, w którym dało się czuć lekką irytację, jednak czy faktem spania czy byciem młodocianym? Trudno było to powiedzieć. -Zostaniemy tu. To dobry punkt obserwacyjny oraz zdobywania wiedzy. Łatwy do obrony i kontroli. - oznajmił, po czym podszedł do tablicy i zaczął na niej rysować jakieś runy. -Znasz się na tym? - spytał jeszcze młodego wróżka, nie odwracając wzroku.
Aran: Mężczyzna znajdował się w sypialni w jakimś mieszkaniu. Nie było ono może najwyższych lotów, ale przynajmniej łóżko było wygodne. Naprzeciwko niego znajdował się mężczyzna odziany w zbroję oraz na to nałożony skórzany płaszcz. Przez ramię miał przełożony łuk, a przy pasie - kołczan. Miał spokojny wyraz twarzy, a na czole - prostą koronę. Na zbroi widniał też jakiś herb, jednak był on dość mocno zamazany. -Chodź. Nie możemy zwlekać cały dzień, gdy inni zaczynają już działać. Pośpisz sobie po wszystkim. Albo po śmierci. - mruknął, po czym wyszedł z pokoju, najwidoczniej nie planując stracić więcej czasu.
Samael: Mistrz Fairy Tail znajdował się z kolei na placu zabaw pośrodku jakiegoś blokowiska. Siedział akurat na ławce, a gdy spojrzał w bok ujrzał siedzącą na oparciu tej ławki kobietę. Brodę miał wysoko uniesioną, była opalona, szczupła, ponętna dla męskiego oka. Podobnie jak kobieta w czerwieni przed bramami miasta, jej strój był podobny. Jednak zamiast czerwieni, dominowały w niej odcienie jasne, piaskowe. Ogólnie wyglądałaby naprawdę ładnie, gdyby nie spojrzała na maga błyskawic z pogardą i nie wysyczała przez zaciśnięte zęby: -Ile mam czekać, aż wreszcie mi się pokłonisz? - warknęła, po czym dodała -Jak w ogóle śmiesz siedzieć tam, gdzie ja? - oj, była wkurzona jak na kobietę w połowie jej lat dwudziestych. Jednak ta mimika skutecznie odstrasza wszelkich adoratorów. -Pozwól, że wyjaśnię ci, co teraz zrobimy. Znajdziesz godną mnie salę, skąd przejmiemy władzę nad tą ruiną i innymi prymitywami, którzy się tu znaleźli. - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Amney: Amney stała sobie natomiast w ciemnym zaułku. Ot, jakaś wąska, ciemna uliczka, między jedną szeroką ulicą a drugą, a nad nią - wielkie wieżowce rzucające cień tak wielki, że trudno było tu cokolwiek dostrzec. Pewnie nawet nie dostrzegłaby mężczyzny stojącego tuż obok niej, gdyby ten się nie odezwał. Niestety, trudno było go dostrzec w tym bladym świetle. Wiedziała natomiast, że był odziany na czarno, chyba elegancko, był szczupły i przeciętnego wzrostu. Wyglądał elegancko, choć prosto. Z twarzy dosłownie podobny do nikogo. Jedynie elegancko przycięty zarost dookoła ust go wyróżniał. -Witam. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracować. - mówił cicho i spokojnie. -Proponuję nie wychylać się, zebrać informacje i czekać na odpowiednią okazję. - zasugerował.
Terrenco: Chłopak znajdował się na recepcji jakiejś dużej biblioteki. Trochę pachniało tu starzyzną oraz kurzem, ale w tym wszystkim dało się słyszeć lekkie nucenie piosenki. Gdyby się mag rozejrzał, dostrzegłby młodą dziewczynę ubraną jak stereotypowa wiedźma - czarna szata, szpiczasty kapelusz, tylko ze sporą stertą książek radośnie sobie mruczącą jakąś melodię pod nosem i przechodzącą z jednej półki do drugiej, przy pomocy magii powiększając i tak już spory stos w jej rączkach. Po chwili, gdy stwierdziła, że to już wszystko odwróciła się i, choć książki zdawały się zasłaniać jej wszelaką wizję, dostrzegła czarodzieja. W ten samej chwili wszystkie książki odleciały, formując krąg dookoła duetu. -Och, to do ciebie zostałam dopisana? Miło mi poznać! - powiedziała miłym dla ucha, dziewczęcym głosem. -Zostańmy tu trochę. Jak odkryjemy atrybuty innych Legend, będziemy mogli ich unicestwić nawet się stąd nie ruszając. A gdzie indziej znajdziemy dość wiedzy, jak nie tutaj? - spytała uśmiechając się uroczo.
Eris: Dziewczyna ocknęła się w piwnicy. Światło żarówki mrugało, jakby ta miała zaraz przestać działać. Z sufitu co jakiś czas kapała kropla wody. Chyba trafiła do jednej z tych "gorszych" piwnic. Co gorsza, widziała jakiś wężowy ogon, który kierował się w cień, a stamtąd parę gadzich oczu. -Witaj... - powiedział właściciel owych oczu, z lekkim syknięciem. Po chwili też wysunął się bardziej w światło. Była to istota wężowata, której tułów był może ludzki, ale od pasa w dół, był już wężowy. Całe ciało pokryte miał łuskami, przy "pasie" miał dwie katany, a na torsie i głowie - zbroję i hełm samuraja. -Ssssspróbujmy może najpierw wyjśśśść ssssstąd. - zasugerował, choć chyba gady lubią takie klimaty jak ta piwnica. -Wtedy można działaćććććć. - dodał.
Eisaku: Czarodziej metalu obudził się w jakiejś jadłodajni. Siedział przy stole, a przy nim siedział również jakiś mężczyzna. Najchudszy to on nie był, widać było, że lubi sobie dobrze zjeść. Co zresztą teraz też robił. Gdy zorientował się, że jednak jego towarzysz kontaktuje, przełknął, wytarł elegancko chusteczką usta i powiedział radosnym tonem. -Miło poznać! Obyśmy razem dokonali genialnego odkrycia! - rzucił dość głośno, a przez jego dość energetyczny ruch głową oraz szybkie uniesienie ręki w geście powitania, jego czarne afro lekko zafalowało. Ubrany był w elegancki garnitur i posiadał monokl. -Jednak przed tym wszystkim, proponuję się solidnie najeść. Nic nie wychodzi dobrze na pusty żołądek! Haha! - zaśmiał się wesoło, po czym dodał -Choć byłoby jeszcze lepiej zjeść w większym gronie, nie uważasz?
Roe: Dziewczyna znalazła się na spacerniaku w więzieniu. Oczywiście, była cisza i tylko wiatr wydawał jakikolwiek dźwięk, gdy nagle nie usłyszała prychnięcia. Na jednej z ławek znajdował się chudy mężczyzna o bladym kolorze skóry. Ubrany był w elegancką, zdobioną szatę oraz posiadał sygnet na prawej dłoni. Wydawał się trochę zmizerniały. -Więc mi się trafiła dziewczynka. Cudownie. Jakby gorzej już być nie mogło. Może jeszcze wiedźma? - rzucił wyraźnie zawiedziony "przydziałem". -Czyli robimy tak. Ty się chowasz i nie dajesz się zabić, a ja dobijam tych co uciekli z walk, pasuje? - spytał po chwili, chyba godząc się z myślą, że musi się jej słuchać.
Master of Speed: Chłopak obudził się na siłowni. Zapach jak to zapach na siłowni. Niezbyt przyjemny. Jednak to, co zwróciło jego uwagę był mężczyzna naprzeciwko niego. Umięśniony, wysoki, odziany w skórzaną zbroję z metalowym napierśnikiem, ciepły skórzany płaszcz oraz z mieczem przy pasie. -Witaj. Naszym celem jest spełnić swe pragnienia, pozwolisz więc, że zasugeruję kolejne kroki? - przedstawił się od razu przechodząc do sedna sprawy, licząc się jednak z tym, że wpierw jego towarzysz może mieć coś do powiedzenia...
Ezra al Sorna: Mag Grimoire Heart znajdował się na trybunach stadionu baseballowego, na samym dole trybun. Tuż nad polem do gry. Na nim natomiast znajdowała się młoda kobieta o jasnej skórze, powabnej figurze i misternie wykutej zbroi. Klęczała sprawdzając podłoże, po czym mruknęła: -Hm... może być. Tylko mało. - po czym się wyprostowała i odwróciła do Ezry. Zmierzyła go wzrokiem. Był to wzrok jasno mówiący, że nie traktuje go jak równego sobie. To ona była tutaj tą ważniejszą. -Serio? - rzuciła wyraźnie zawiedziona. -Dali mi kadłubka? - westchnęła. Może, gdyby jej twarz rozjaśnił uśmiech lub chociaż delikatny spokój, a nie duma, wywyższenie i pogarda byłaby naprawdę piękną, urodziwą kobietą. -Może jeszcze mam cię niańczyć? - warknęła, widząc energetyczną rękę czarodzieja -Grunt, że chociaż próbujesz... - dodała z westchnięciem, próbując chyba znaleźć choć jeden pozytyw w całej tej sytuacji.
Hotaru: Różowołosa czarodziejka ocknęła się w biurze w jakiejś fabryce. Siedziała za biurkiem tak, że mężczyzna w sile wieku, który siedział na przeciwko niej, wyglądał jakby to on został tu wezwany przez nią. Był to wysoki, umięśniony osobnik, z delikatnym zarostem na twarzy oraz czarną, metalową protezą ręki. Spojrzał na nią ze zdziwieniem i stwierdził z westchnięciem: -Ech, wolałbym nie zostać wezwany jako obrońca. - stwierdził z przekąsem, po czym spojrzał na czarodziejkę przed nim -To zaszczyt poznać. Będziemy współpracować celem wygrania tej bitwy. - powiedział, na szybko podsumowując to kim jest. Jego ton był spokojny, męski i opanowany. Nie kojarzył się w ogóle z jego wcześniejszym narzekaniem -Proponuję znaleźć innych i założyć sojusz. W grupie mamy większe szanse przetrwania do dalszych etapów bitw. Działając pojedynczo mamy mniejsze szanse powodzenia. - zasugerował.
Ryudogon: Mag po kilku przejściach z demonami ocknął się... w burdelu. Dokładniej to naprzeciwko akurat jednego z podwyższeń, na którego środku znajdowała się rura do tańczenia. Szkoda, że to miasto było Opuszczone i nie było komu na niej tańczyć... chociaż... czy aby na pewno? -Możemy stąd wyjść? Nie czuję się tu zbyt... komfortowo. - dobiegł do jego uszu kobiecy głos. Za nim stała kobieta odziana w skórzane ubranie, które zostało również wyprawione w taki sposób, by zapewniało niezbędne bezpieczeństwo w razie walki. Zaczęła również kierować się w stronę wyjścia z tej sali.
Mikazuki: Chłopak obudził się w kwiaciarni. Zapach kwiatów, choć niewatpliwie ładny i przyjemny, był jednak tutaj aż w zbyt wielkim natężeniu, co niekoniecznie dodawało im uroku. Siedział na jakimś fotelu, a przed nim, trochę z przodu jakiś mężczyzna odziany w zbroję, z krótkim sztyletem przy pasie. Obrócił się on twarzą do Mikazukiego, a widząc, że ten już się obudził wystawił do niego rękę, najpewniej chcąc pomóc mu wstać. -Jak rozumiem, będziemy współpracować. Proponuję rozpocząć od pertraktacji z innymi. Pojedyncze jednostki są łatwymi celami, stąd unifikowanie się uważam za istotne. - zaproponował, trzymając rękę wystawioną do maga. Miał czarne włosy i brodę, oraz uważne spojrzenie szarych tęczówek, wpatrujących się intensywnie w rozmówcę.
Ryukehoshi: Mag iluzji obudził się na recepcji w hotelu. A dokładniej to ocknął się, bo stał za ladą. Jakby przyjmował gościa. Przed nim natomiast stał mężczyzna. Potężnie zbudowany, odziany w zbroję płytową z delikatnym wizerunkiem krwawego kwiatu. Na plecach miał z kolei eleganckie, misternie wykonane Guan Dao. Skinął on głową, a jego czarne włosy opadły mu delikatnie na oczy. Odgarnął je na bok i spojrzał swoimi brązowymi oczami na maga złudzenia. -Honorem jest poznać innego gotowego ruszyć po spełnienie marzenia. - powiedział na powitanie, po czym dodał -Bez działania nie dokonuje się odkryć, ani nie tworzy się historii. Nie możemy czekać.
Ren: Trudno powiedzieć, by Ren sam się tu znalazł. Bardziej - on sam nie wiedział dlaczego tu jest. Jakaś magiczna siła musiała jednak uznać, że skoro wziął i wypełnił ankietę dodaną kiedyś tam do Fiore News, a ta została w jego pamięci, najwyraźniej chce wziąć udział. Tak oto znalazł się wpierw przed bramą, a następnie... w kostnicy. Leżał właśnie na stole do przeprowadzania sekcji zwłok, a przed nim stał ciemnoskóry mężczyzna, choć jego skóra miała ten "jaśniejszy" odcień brązu. Miał lekko przymróżone, jakby z niewyspania oczy, jasne, brązowe włosy, niekiedy wręcz zdające się przechodzić w blond oraz zmęczone, zielone oczy. Odziany był w lekką, jedwabną tunikę, misternie wyszywaną złotą nicią, a do tego na jego szyi, nadgarstkach i kostkach znajdowały się złote ozdoby, bardzo podobne do tych, które nosiła czerwona kobieta nad bramą. Na głowie miał złoty diadem. -Och... obudziłeś się... szkoda... - stwierdził ziewając, po czym dodał -Najchętniej to przespałbym tę całą bitwę i brał udział dopiero w jej podsumowaniu. Co ty na to? - spytał znudzony, patrząc na swojego "towarzysza".
Winter: Mag obudził się na dachu szpitala. A dokładniej to stał opierając się jedyną dłonią o siatkę, dzięki której jeszcze z niego nie zleciał. Z dachu tego budynku rozciągał się całkiem ciekawy widok na panoramę miasta. Usłyszał za sobą chrząknięcie, a gdy sie odwrócił dostrzegł rosłego, potężnie zbudowanego mężczyznę z tuniką przerzuconą przez bark, przez co doskonale widać było jego wyrzeźbione, przypakowane ciało. Górował nad magiem wzrostem, jednak zdawał się być ubrudzony jakimś ciemnym pyłem zarówno na torsie jak i na twarzy. -Witam! Nie osiągniemy niczego zwlekając! To co?! Do roboty! HAHA! - zakrzyknął wesoło i roześmiał dość głośno, kładąc dłonie na swych biodrach.
Welt: Kotowaty wampir ocknął się na moście. Pod nim wolno płynęła sobie rzeczka, z zamiarem pewnie wpłynięcia do oceny za wieledziesiąt lub wieleset kilometrów. Gdyby się rozejrzał, dostrzegły stojącego za nim na środku mostu i wpatrującymi się gdzieś w dal mężczyznę. Miał na sobie elegancką zbroję, na głowie koronę, przez jego polik przechodziła blizna. Miał ciemną brodę, ale za to bystre, czarne oczy. Jego kędzierzawe, krótkie i ciemne włosy zdawały się być równie nieposkromione co lawina. Jednak to on zdawał się nie dostrzec swojego towarzysza, będąc zbyt zajęty rozmyśleniami. Mruknął tylko coś do siebie, co oczywiście - kotowaty usłyszał: -Będzie trzeba się stąd szybko zbierać i czekać na dobry moment.
Nanaya Byakushitsune: Mistrzyni Grimoire Heart obudziła się w samym centrum studia fotograficznego, a dokładniej... siedząc na krześle przy aparacie fotograficznym. Z kolei w miejsce modela bądź modelki... stała piękna kobieta o delikatnej budowie. Wyglądała, jakby jej ciało było utworzone z wody, a odziana była w złoto i pianę morską. Rozglądała się uśmiechnięta, jakby czegoś szukając, aż w końcu jej wzrok spoczął na czarodziejce słońca. Wtedy lekko spoważniała, spuściła wzrok i powiedziała: -W-witam. Będziemy współpracować. Miło... mi... - mówiła powoli i cicho, co jakiś czas zerkając nieufnie na maginię.
Inne: W sprawie tych wątpliwości w podświadomości - jak coś będzie niejasnego z mojego posta - piszcie do mnie na GG/PW/FB. Wówczas wyjaśnię (lub się postaram) o co chodzi. Fabularnie wasze postaci podświadomie o tym wiedzą. Każdy na PW również dostanie informacje kogo dostał. Opisy ich zdolności są jednak uproszczone i bardziej "opisowe", aniżeli techniczne.
Ostatnio zmieniony przez Torashiro dnia Sob Paź 07 2017, 01:05, w całości zmieniany 7 razy
Autor
Wiadomość
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Gru 10 2018, 22:48
Białowłosy już trochę doświadczył w swoim życiu, jednak to co się działo podczas tego całego wydarzenia, jak mógł zapewne to nazwać, przebijało wszystko co do tej pory widział. Zapewne sporo wpływu na to miała obecność tych wszystkich Legend, które towarzyszyły, tego co robiły i tego co oni właśnie robili. A właśnie postanowili zrobić wbrew regułą i ostatecznie walczą z osobnikami zajmującymi się zarządzaniem tego wszystkiego. Było wiele pytań, czy przeżyją, czy przetrwają czy uda im się ostatecznie wygrać. Pytań na które teraz nie wolno było odpowiadać, teraz trzeba było działać. Czarodziej miał jeszcze ponad połowę swojej magicznej mocy, tak mu się wydawało, tak więc postawił po raz kolejny w krótkim czasie użyć jej większej ilości. A mianowicie postanowił spróbować przynajmniej spowolnić pędzącą na nich lawinę, na którą miał w swojej głowie pomysł jak zaradzić. Jak tylko ją zauważył, zamierza wybiec przed resztę, natomiast jeszcze będą w tłumie aktywować pewne zaklęcie, a mianowicie AShogekiha i to właśnie dzięki wytworzonej przez siebie fali uderzeniowej spróbować spowolnić ją. Wie, że to zaklęcie ma chwilę od aktywacji, zanim wystrzeli z jego prawej ręki, dlatego dzięki stara się ten czas skrócić do minimum na tyle ile będzie to możliwe. Uważał, że jeśli on zajmie się tym, to reszta spróbuje zrobić coś z deszczem, osobą za nim odpowiedzialną, jak i pozostałymi ważnymi sprawami. A spowolnienie pędzącej na nim lawiny i danie większych szans na jej przetrwanie dawało również większa szanse ich grupie.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Wto Gru 25 2018, 11:51
MG:
Ezra al Sorna: -Cieszę się, że to rozumiesz. - odpowiedział zarządca Ezrze. Najwidoczniej nie przejmował się jego docinkami. Może czuł się ponad to? A może po prostu patrzył na całość z innej perspektywy. -Turniej trwa nadal. Po prostu za eliminację tej grupy dostaniecie dodatkową nagrodę, a nie tylko redukcję ilości przeciwników. Gdybyśmy chcieli w pełni ich wyeliminować, moglibyśmy po prostu ich stąd wygnać, jednak w ten sposób Organizator uważa, że będzie ciekawiej. - przybliżył zarządca jego punkt widzenia. W międzyczasie także próbował wymusić na Frederice wyjście z cienia. Ta jednak odpowiedziała przez swojego minionka: -Moja Pani uważa, że nikt nie każe rzucać się na ślepo do walki. Udamy się we wskazane miejsce i przeanalizujemy zdolności, liczebność i techniki wrogów. Tak jak zarządcy wykorzystują nas do swojej roboty, tak my wykorzystamy ich walkę by zdobyć potrzebne nam informacje. Wtedy możemy obmyślać sensowną strategię. Obecnie jest to tylko gdybanie -Tsk... ma rację suka. - mruknęła wkurwiona Xin, tak że tylko Ezra ją usłyszał. Nagle odczuli wstrząs. W oddali widzieli jak pioruny nieustannie spadają w centrum lasu nieustannie. Ktokolwiek znajdował się wówczas w centrum tego wszystkiego... właśnie mierzył się z apokalipsą. -Zdaje się, że tego też nie przewidzieliśmy... - mruknął zarządca po czym udał się w tamtą stronę -Muszę ruszać ich wesprzeć. Jeśli nie chcecie, nie musicie za mną iść. - i... ruszył. Nawet biegiem. Wow.
Amney i Laen: Poszukiwania miejsca noclegowego i jednocześnie dobrego pola do obserwacji było trudne. Zwłaszcza, że słyszeli ryki. Bardzo... donośne. I wszyscy, nawet niemagiczna Ami odczuwała wielką presję pod względem samego Ethernano, które drgało w powietrzu jakby dostało padaczki. Tak bardzo trwająca tam walka była odczuwalna. -Będę ich obserwował. Wy odpocznijcie, poinformuję was gdy będzie dobra okazja do ataku. - powiedziała legenda Ami. A przynajmniej zasugerowała. Był to przynajmniej jakiś plan. Jednak było coś gorszego. Usłyszeli nagle wstrząs. Ogromny wstrząs i widzieli w oddali jak istny deszcz piorunów spada w lesie. Widok istnej grozy przypominający niektóre portrety apokalipsy. Zapach ozonu i powiewy wiatru docierały aż tutaj. Widzieli także dym. Las musiał zacząć płonąć.
Never, Grey, Samael, Gonzales i Finn: Gdy wszyscy już myśleli, że walka została zakończona stało się coś, czego nie przewidzieli. Nowi przeciwnicy. Na dodatek mocno wspierający już wyeliminowanych. Nie mieli nawet czasu by porządnie odpocząć bądź się zregenerować. Co gorsza, jeśli to był drugi zarządca mieli problem. I to dość poważny. Może faktycznie, jak mówiła Mavis, nie był to jedyny wysłany na nich przeciwnik. Kto wie, ilu jeszcze może tu dołączyć?
Gonzo razem z Adamsem i Hn'rse'alem skutecznie oddalili się na swoich wierzchowcach z zasięgu ryku kamiennego smoka. Jednocześnie, Władca Kasztanów widział, że Hermit miał problem z ucieczką z zasięgu ataku, toteż pomógł mu w tym. Jego legendę zaś ocalił wierzchowiec ich sojuszników. Co więcej, Finn zdołał przedstawić swój plan na chwilę przed tym, jak Sabre wyniósł go z zasięgu rażenia smoka. To dało mu pole do manewru i ostrzelania. Przeciwnika. Idealny moment na użycie Kyou Shougeki w wykonaniu Grey. Bestia zaczęła robić uniki, jednak robiła to jakoś... niezręcznie. Bardzo. Jakby była pijana? Trudno powiedzieć. Nagle jednak usłyszeli z góry pisk i zobaczyli jak ktoś spada z grzbietu bestii. Czyżby prawdziwa przyczyna tego zaklęcia? Zwinny Andrzej uniknął sam! Bo Serpensis to też zdolna bestia i nie zwlekała aż atak w nią trafi. Pietiagoras posłuchał się Grey. Ale w inny sposób niż się spodziewała. Chwycił swojego niewolnika (Nevera) oraz dwie małe dziewczynki (Grey i Mavis) i potężnym skokiem oddalił się z zasięgu ryku. Cóż, wciąż jeszcze pozostawał Sam i Mea. Mistrz Wróżek, jak prawdziwy synonim słowa Yolo postanowił przyjąć lawinę i ją spowolnić. Niestety... nie było mu to dane. -Idiota! - usłyszał syknięcie Mei, a następnie poczuł jej dotyk na plecach. Jego włosy automatycznie się zelektryzowały, on sam poczuł silny, wręcz palący zapach ozonu, a znalazł się... za Rubeą. Użyte przez niego zaklęcie odrzuciło kobietę przed smoka, a następnie potężny piorun uderzył w niego wzmacniany na dodatek wodą. Zarządczyni znalazła się w mega nieciekawym położeniu. Nie dość, że była wciąż leczona, to piorun zadał jej potężne obrażenia. Jej umęczone ciało wpadło w lawinę jej smoka, który natychmiast przerwał atak, by jej bardziej nie ranić. Nie da się jednak zaprzeczyć, że wyglądała jak pięć nieszczęść.
Jednak nie to było najgorsze w tym wszystkim. Smok zdawał się być kompletnie obojętny na pioruny. Rozdzielona grupa nie znajdowała się już dłużej pod ochronną powietrzną strefą mistrza Hn'rse'ala i wszyscy na powrót zaczęli odczuwać senność. A to przeszkadzało w dalszym celowaniu. Ogólnie pojawiło się kilka problemów. Finn, wybitnie obecnie strzelający z łuku miał problem z precyzją swoich strzałów i celowaniem, gdy podniebna jaszczurka leciała złapać swoją Panią. Na szczęście, nie był to jedyny ostrzał wykonywany w ich stronę. Hermit miał problem także z wycelowaniem, ale to podniebna bestia miała problem ze szczęściem! Kobieta, która spadała zaczęła otaczać się jakąś wodną sferą, jednak działo to bardzo powoli. Deszcz powoli przechodził, zupełnie jakby bardziej skupiała się na własnej ochronie aniżeli na deszczu. Jednak ziemia zbliżała się nieubłalnie. -Jeśli się nie mylę, są to Killeeny... smoki sińskie. Tylko jedna osoba zdołała je przekonać do współpracy. Eniss, pierwsza kapłanka. - określiła Mavis. -Niektórzy twierdzą, że utworzyło źródło życia swoimi łzami. -Killeen's Defense! - usłyszeli paniczny krzyk spadającej kapłanki i nagle niebo wręcz zaroiło się od kilkunastu takich latających jaszczurów dookoła niej. Na pewno, któryś ją złapał. Rodziło to jednak też swoisty fart. Ostrzał wykonany przez Perwolla, Hermita, Finna sprawił, że kilka bestii spadło bez życia, jednak i tak... mieli obecnie smoka ziemi na ziemi, chmarę Killenów nad nimi i próbującą się zregenerować.
-Tsk... - syknęła Mea lądując przed smokiem. -Wszyscy, odsuńcie się! - krzyknęła czarodziejka piorunów unosząc do góry prawą rękę. Pierścień na jej palcu serdecznym zalśnił bielą. -Deacon of Electricity Faculty! - zakrzyknęła a ogromny, złoty krąg magiczny pojawił się na ziemi, z nią w centrum. Obszar ten znajdował się także pod smokiem ziemi Release! - Biały krąg magiczny pojawił się wysoko na niebie, nad chmarą Killenów -Hermit, musisz potem mnie ochronić i zregenerować. Uważajcie na następnych zarządców! - poinstruowała jeszcze, gdy kilka dodatkowych kręgów magicznych pojawiało się na całej wysokości tworząc kilkuset metrową, jak nie większą wieżę utworzoną z najróżniejszych kręgów magicznych. Po wszystkich z nich przebiegały pioruny, jednak koloru ich trudno było określić. -Temple of the Dawn! - dokończyła a fala piorunów spadła na ziemię. Ogromny powiew wiatru spowodowany hukiem i uderzeniami piorunów odrzucił do tyłu Grey i Mavis, jednak złapał je Pietiagoras. Niektóre pioruny uderzały w drzewa sprawiając, że te zaczęły płonąć. Jednak żaden z nich nie trafił w grupę. Cokolwiek właśnie zrobiła Mea... wyeliminowała całą falę Killeenów. Smok, mimo wrodzonej odporności na elektryczność także nosił ślady obrażeń. Najgorzej z tego wszystkiego miał Sam. Jeden z piorunów trafił bardzo blisko niego, sprawiając, że odleciał on kilkanaście metrów, jednak tutaj... Andrzej go złapał. Sama kobieta, która wykonała to... straszne coś ponownie wystawiła rękę w górę. Pioruny niczym do piorunochrony udały się w jej stronę, a ona sama wyglądała teraz jakby nosiła koronę z błyskawic, a jej włosy były wyładowaniami. Zrobiła wykrok w tył cofając rękę naładowaną piorunami. A następnie krok w przód z uderzeniem w powietrze. Ogromna fala energii elektrycznej przecięła powietrze, a takiego stężenia mocy magicznej chyba nikt nigdy nie czuł. Widzieli natomiast jedno. Ten jeden, ostatni atak... zniszczył wieżę, w której jeszcze całkiem niedawno Gonzo walczył z organizatorem. Ruiny jego siedziby zaczęły spadać, gdy wygląd Mei wrócił do normy, a ona sama... zemdlała. Pierwszym, który do niej ruszył był Hermit, który przy pomocy kilku talizmanów zaczął ją leczyć. Była rozgorączkowana, bez przytomności i bez wyczuwalnej energii magicznej. Cokolwiek to było... mieli problemy.
-Co to do licha było... - powiedział zszokowany Perwoll. -Temple of Dawn... - mruknął Hermit wyraźnie zaniepokojony -Nie przypuszczałem, że dadzą do tego dostęp komuś tak młodemu. -Ten poziom skomplikowania kręgów magicznych... - powiedziała powoli Mavis -Dzieło z Bellum, prawda? -Powiedziałabym, że działo. - podsumowała pierwsza kobieta-faraon. -Tak czy inaczej... walka nie jest zakończona. Jeżeli to była siedziba organizatora, on także zaraz tu będzie... - powiedziała Mavis, wiedząc, że nie mogą pozwolić sobie na więcej tłumaczeń.
Info od MG:
Dzień V: Przedpołudnie Laen: 113 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 74 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Senny Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń) | Senna | Choukichi 2/3 (8 Legend), Shoukyou 2/5 (Rubea i smok) Finn: 177 MM | 4 rozkazy (prawa dłoń) | Senny | The Seven Deadly Sins 3/4 (Łuk), Superbia (łuk) 3/3 | Obolały, ale poza tym to nic Władca Kasztanów: 0 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Senny Samael: 70 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Wybita lewa ręka, boli, senny, prawdopodobnie złamanych kilka żeber Amney: --- | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 109 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony
Termin: Wtorek I I godz. 12.00
Ostatnio zmieniony przez Torashiro dnia Pią Gru 28 2018, 16:00, w całości zmieniany 1 raz
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Wto Gru 25 2018, 13:14
- O-ho - mruknął jedynie jasnowłosy policjant, przyglądając się temu, co stało się przed jego oczyma. Nie dało się zaprzeczyć, że siła rażenia wykraczała poza jakiekolwiek ludzkie pojęcie, a całość mogła im rzeczywiście pomóc. Pytaniem było jednak to, czy aby na pewno była to bezpieczna opcja. Młody Jerome ruszył więc w kierunku jego towarzyszki, aby dołączyć do pomocy jej osobie. - Sabre, zachowaj czujność. Reszta powinna przygotować się na hm... obronę? Jeśli któraś zarządczyni to przetrwała mogę spróbować wyłączyć wpływ organizatora* - dodał tylko Finn, mając na uwadze to, że chociaż walka się skończyła, nie znali dokładnego stanu pola bitwy, czy działań innych uczestników. Do tego Mea raczej potraktowała coś, co mogło być siedziba organizatora solidną porcją energii. - Przypilnuję jej, jak skończysz leczenie - powiedziałby jeszcze w kierunku Hermita, mając na uwadze fakt, że raczej same legendy posiadały większe spektrum możliwości. Sam zaś stanąłby koło dziewczyny, będąc gotowym, aby wziąć ją na ręce i zręcznie odskoczyć przed potencjalnym atakiem, czy przenieść się wraz z nią za pomocą tatuażu. Przy okazji spróbowałby też podzielić się mocą magiczną z towarzyszką, albo nawet pożyczyć jej chwilowo sygnet arenów, albo wykorzystać część jego energii magicznej by uzupełnić zapasy dziewczyny. Prócz tego by czuwał, przyglądał się terenowi i w razie zagrożenia - ostrzegłby resztę tym, co spostrzegł. Przyzwałby nawet swoją księgę z demonicznym spisem, aby w razie czego mieć możliwość poznania głównej przyczyny.
*PWM Absolution? XD P.S. Finn przed wszystkim miał już kontrole na 3, czyli neguje częściowo debuffy działające na ciało - senność plus miał Posłańca, który daje odporność na zaklęcia oparte na umyśle jak pamiętam o/ To tak przy okazji lepszej możliwości zachowania czujności czy coś.
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sro Gru 26 2018, 22:25
Ilość dziejących się rzeczy i ich rozmach były tak wielkie, że Gonzales najzwyczajniej poczuł się bardzo drobniutki wobec tego wszystkiego. Nawet z pełną magiczną mocą nie zdołałby osiągnąć połowy z tego, co się tutaj właśnie stało. Walka była zażarta i pełna ofiar w smokach. Jedyne, co chłopaczek był w tej sytuacji w stanie zrobić, to wycofać się poza strefę zagrożenia. Zrozumiał, że to wszystko trochę go przerastało. I głupio się poczuł, iż chciał samemu sobie z tym wszystkim poradzić. Nie dałby rady ani zarządcom, ani organizatorowi. A jednak kolejne starcie z nim było bliższe, niż chłopaczek mógł tego oczekiwać. Choć bitwa ze smokami była względnie wygrana, to wojna trwała, a zbliżające się zagrożenie było zbyt wielkie. Gonzales westchnął sobie i przetarł rękawem czoło. Odchrząknął i popędził konika w kierunku swej legendy, staruszka Pervolla. Będąc już przed nim, Gonzales zszedł z wierzchowca, by zamienić go z powrotem w pionek i odesłał go do innego wymiaru. - Staru... Panie Pervoll, chyba się myliłem - powiedział Gonzales, spuszczając głowę przed Pervollem. - Nie powinienem decydować za innych, co powinni, co mogą, a czego nie i co jest dobre, a co złe. Być może powinienem był się spodziewać, jak to się skończy i w jaki sposób do tego dojdzie, ale nie chciałem tego zaakceptować. I teraz chyba już rozumiem, że pewne rzeczy czasem trzeba zrobić. I dlatego na mocy rozkazu, zdejmuję z ciebie ograniczenie, które na ciebie narzuciłem, byś nie mógł nikogo skrzywdzić. Kolejnym rozkazem, uwalniam cię ze wszystkich zobowiązań, czy też tam innych rzeczy, które w jakikolwiek wpływają na twoje decyzje. Od tej pory możesz robić, co tylko zechcesz według własnego uznania! A teraz... Pozostaje mi tylko prosić cię o to, byś użył całej swej mocy w nadchodzącej walce i byś skopał tyłki tym cuchnącym draniom, którzy są za to wszystko odpowiedzialni! - wykrzyczał Gonzales Gonzo Gick, a w oczach zakręciły mu się łezki determinacji. Wiedział, że znajdował się na polu walki. Takim, na którym walczył jego starszy brat w białych włosach, a także inne osoby, które nie miały zamiaru się cofać. I choć Gonzales zdawał sobie sprawę, że nie mógł zbyt wiele, to chciał jednak zostać i razem z nimi stawić czoło temu, co miało nadejść.
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Gru 31 2018, 20:23
Białowłosego zaklęcie nie trafiło w to co początkowo celował i to nie tak, że chybił czy coś, najpewniej udało by mu się trafić w lawinę, pewnie co z czasem uznał było co najmniej głupim pomysłem, ale jednak by trafił. Został przeniesiony wbrew swojej woli przez co to w co trafił falą uderzeniową również się zmieniło, może początkowo był niezadowolony z tego zmuszenia, lecz po pewnym czasie musiał stwierdził, że to co się stało miało przyniosło znacznie większy efekt niż to co sam planował zrobić. Był ranny, dlatego też postanowił skorzystać z pomocy jednej ze swoich legend, tak aby chociaż nieco poprawić swój stan, który nie wyglądał do najlepszych. Senność która go nawiedziła nie był zbyt przyjemna, musiał coś z nią zrobić, a przynajmniej spróbować, gdyż nic nie wskazywało na to, że właśnie udało jego zespołowi zakończyć to co tutaj zaczęli. Wydawało się, że do końca jeszcze trochę, tak więc nie mógł sobie pozwolić na zaśnięcie właśnie w tym momencie tym bardziej, że jeszcze miał w sobie pewną ilość swojej mocy magicznej. Oprócz próbowania nie myśleć o śnie oraz o rzeczach z nim związanych postanowił również kilkukrotnie uderzyć się otwartą dłonią po twarzy, ty sposobem zwiększyć swoje szanse na jakieś dalsze działanie. A mogło wydarzyć się dosłownie wszystko, jakby nie patrzeć niecodziennie widzi się takie użycie magii jak i smoki, które już same w sobie robią ogromne wrażenie. A mag błyskawic nie zamierzał jakoś odpuszczać, być czujnym na tyle ile jest to możliwe, aby w razie zauważenia jakiegoś nowego zagrożenia, ostrzec ich grupę. I o to samo prosi swoje Legendy, bez których nie doszedłby tak daleko, pomimo tego jak bardzo różniły się do siebie jak i zdolnościami, które miał okazje widzieć do tej pory.
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Gru 31 2018, 21:28
PERSPEKTYWA GREY - Andrzej-san, pomóż Hermitowi-san leczyć naszą tutaj bohaterkę. Pietragoras-ou-sama, jeśli byłbyś tak dobry, sprawdź czy ta bestia jest na pewno martwa. Oraz zarządczynie. Powiedziałam, jednocześnie analizując sytuację, jednocześnie starając się powstrzymać senność. Potyczka się zakończyła. Co prawda, Pietragoras-ou-sama uratował nas inaczej, ale przynajmniej nas uchronił. Był szybszy niż się spodziewałam, to jest prawda. Jak coś tak wielkiego może być tak szybkie... Ale nie czas był na te rozważania. Jedna z naszych Legend, która właśnie pozamiatała wszystko. Całkiem nieźle jak na kogoś z wiekiem mniejszym niż stulecie. Ale obecnie nasza sytuacja, mimo że zwyciężyliśmy potyczkę, nie była najlepsza... Efekty tego deszczu wciąż na nas działały. To... nie było dobre... Plus zanim się otrząsnęłam, to podopieczny Samael-sana wydał dość samobójcze rozkazy, w takiej sytuacji. Och cóż, miejmy nadzieję że Legenda będzie się słuchała... przynajmniej przez chwilę. - Moim zdaniem po prostu nie powinniśmy czekać - zwróciłam się do grupy na tyle cicho, aby nie słyszał poza nią - Tamci mogą zbierać siły, mogą pozwolić sobie na czekanie i sprowadzą nam na głowę coś gorszego niż ten deszcz. Jako że nie możemy się wycofać... Najlepiej będzie odpowiedzieć kontratakiem. Jeśli siedziba rzeczywiście została zniszczona, to pewnie nie ma za dużo środków defensywnych, które by chroniły centrum. To może być klucz do dostania się do mechanizmu kontroli tej "gry", czymkolwiek to jest. Chociaż... - nagle mi wpadła pewna myśl do głowy. Organizator niedługo tutaj przyjdzie. Zapewne z resztą zarządców. To oznacza że wszystkie jego siły zostaną skoncentrowane na nas. Możliwe, że - nikogo nie będzie do obrony. Nie wiem, jakie zostały mu środki, ale to może być idealna okazja do zrobienia zwiadu. Serpensis-sama... Ty potrafiłaś przekraść się do nas bez ostrzeżenia. Jesteś w stanie dojść i zobaczyć, co kryje królicza nora? Czy jesteśmy w stanie nad nią przejąć kontrolę lub wyłączyć? Jak nie, to zawsze pozostaje "podejście czystej siły". Po prostu spróbujemy się tam przebić - zaproponowałam. - Twoja iluzja, Mavis-san, może się tutaj naprawdę przydać. Przynajmniej potrzebujemy, żeby Seprensis-sama "była" tutaj przez jakiś czas. Pamiętajcie - odwróciłam się do reszty - nie musimy zabijać wszystkich... Jako że nieczyste siły maczały w tym palce, "remis" jest dla nas równoznaczny ze "zwycięstwem". Spojrzałam na Mavis-san z pytaniem, czy ma jakieś dodatkowe sugestie. Oczywiście były problemy, chociażby to że Serpensis-sama nie do końca może być zainteresowana spełnieniem poleceń i w ostatniej chwili chciwość może wygrać, gubiąc nas wszystkich. Na to miałam na szczęście sposób, chociaż przydałby się nam jeszcze jeden "zabójca", gdyby okazało się że nasz cel jest strzeżony bardziej niż się spodziewałam. Ledwo nam się udało poradzić z dwoma zarządcami, a był jeszcze trzeci wraz z organizatorem. Teraz sądziłam że zaatakują razem. Należało przede wszystkim... cholera! - Hermit-san, Andrzej-san, albo ktokolwiek? Ktoś jest w stanie zrobić z tą sennością? Jeśli trzeba, to z zaklęciami rozkazu... - ja mogłam jeszcze uruchamiając procesy myślowe odepchnąć ją trochę, ale mój bohater ziewał mocno i chyba niedługo miał zasnąć. - Musimy znaleźć jakieś dobre miejsce skąd możemy się bronić. Albo kontratakować. To będzie nasza ostateczna bitwa. Musimy użyć wszystkiego co mamy... Łącznie z zaklęciami rozkazu oraz ich mocą, jak trzeba będzie. Oczywiście, nie wiedząc dokładnie co potrafią zarządcy, będzie trudno się przed nimi bronić... Chociaż... jeszcze jedna myśl mi przyszła do głowy. Która powinna przyjść na samym początku. - Mavis-san... Czy jeśli byś wiedziała jak zarządca wygląda, jesteś w stanie go zidentyfikować? Czemu nie wpadłam na to od początku. Nawet jeśli Mavis-san nie wiedziała, to mieliśmy tutaj grupę ludzi z różnych okresów. Przy odrobinie szczęścia uda nam się każdego rozponzać i będziemy mieli okazję do przygotwań! Oczywiście pozostała jeszcze kwestia organizatora. Never Winter... Były dwie opcje. Albo to był ten przeklęty demon. Albo... (oczywiście jest jeszcze planowanie szczegółów ataku/obrony z Mavis-san. Jak trzeba będzie, "zabójca" bądź cała grupa zostaną wzmocnieni zaklęciem szczęścia podładowanym rozkazem. Teraz Grey już niczego nie oszczędza - przyp. Grey)
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Czw Sty 03 2019, 00:04
Mag skinął krótko głową Xin, a następnie spojrzał na minionka, zamierzając coś odpowiedzieć. Nie dane mu było jednak to zrobić, ponieważ przeszkodził mu potężny wstrząs. Zdawać by się mogło, że w środku lasu rozpętała się apokalipsa. A Zarządca nagle postanowił dołączyć do walki. Ezra westchnął ciężko. Jak zwykle wszystkie plany brały w łeb.
Mistrz GH popatrzy na Cesarzową, przypatrując się jej z lekką zadumą. - Powiedz Xin... Czy możesz się ze mną podzielić wcześniej stworzoną bronią? No i...
- Skoro zwróciłem ci pełnię mocy, to jak mniemam nasz środek transportu nadal działa? - Al Sorna spojrzy na swoich nowych sojuszników, wojownika i łucznika oraz ich mistrza. - Zmieścimy się w nim wszyscy? Z góry będziemy mieć lepszy widok, bez konieczności podchodzenia do przeciwników. W dodatku mam wrażenie że za chwilę ten las stanie cały w płomieniach, a pchanie się prosto w nie także nie jest dobrym pomysłem .
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Wto Sty 08 2019, 19:54
Faktycznie, tocząca się tam walka musiała być na całkowicie innym poziomie niż jakiekolwiek miałam okazję widzieć do tej chwili. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić co się tam działo, a widok błyskawic zamiast deszczu tylko pobudzał moje wyobrażenia. Ale to znowu sprawiało, że nie mogłam wpaść na nic genialnego do pokonania takiej mocy, a to z kolei sprawiało, że się krzywiłam z lekkiej złości i bezsilności. Przecież... jak mam to wygrać wobec takiej potęgi magicznej? Czy wstręt do magii to jednak za mało? Nie miałam nic przeciwko temu aby to on poszedł jako pierwszy. Przede wszystkim dzięki rozkazowi nie musiał już odpoczywać tak jak ja i pozostała dwójka. Tym bardziej, że przy tych warunkach to pewnie nawet nie zaśniemy. Będę więc musiała otoczyć się większą ilością bezpieczeństwa, większą ilością lojalności bo nawet sojusznikom już powoli ufać nie mogę... "Legendo! Rozkazuję ci w tym samym czasie znaleźć drugą legendę której będziesz panem - ty samym wręczam ci dwa rozkazy." no i to powinno załatwić sprawę. Ja nie będę musiała się zbytnio obawiać zdrady, trudniej będzie również stwierdzić które z nas jest mistrzem. Ha! Jestem genialna! Teraz jeszcze tylko przeżyć do czasu jego powrotu, więc postanowiłam wejść na drzewo i odpocząć na jakimś grubym konarze lub skryta w koronie liści. Chociaż nie ma szans abym tutaj zasnęła, zawsze jest to jakiś odpoczynek.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Wto Sty 15 2019, 17:54
MG:
Ezra al Sorna: Xin spojrzała na Ezrę i odpowiedziała: -Broń mogę przygotować. To nie ma problemu. - odpowiedziała spokojnie, czekając może na jakieś doprecyzowanie, o które ostrze specyficznie al Sornie chodzi, po czym spojrzała na wszystkich: -Mogę pomieścić obecnych tu współczesnych i legendy. Część sług Friederici może się zmieści w środku, część może na wierzchu, ale znacząca większość będzie musiała iść pieszo. - stwierdziła. W końcu zaprojektowała czołg. A nie największy na świecie autokar bojowy. -Wsiadajcie, jak mamy coś zyskać, to lepiej ruszyć teraz. - powiedziała po czym wsiadła. A reszta zaproszonych za nią, choć część... na wóz. -Miejcie oko na jej gówniaków. - mruknęła jeszcze cicho do jedynych osób, które tu jeszcze Ezry nie zdradziły, choć nie da się zaprzeczyć, że zabić próbowali. Następnie zaś ruszyli, zbliżając się znacząco do lasu, a później... do epicentrum apokalipsy, które tak gwałtownie jak się rozpoczęło, tak gwałtownie się skończyło.
Amney: Grupa zajęta była sama sobą. Legenda Ami skinęła głową na jej rozkaz. Właściwie to nie był rozkaz. Po prostu przekazała dwa rozkazy komuś innemu, co najwyraźniej nie było zakazane. Jej towarzysz z dawnych czasów ukrył dłoń tak, że nie było widać zmiany i mogli... odpocząć. Ami odpoczywała całkiem spokojnie, gdy nagle poczuła swąd. Pożar lasu się rozprzestrzeniał i musieli uciekać. A to robiło problemy. Była sama, jej legendy nie było, a to tworzyło masę problemów. Usłyszała krzyk. Chłopak, z którym zawali pakt padł ofiarą gałęzi i wkrótce płomienie zakończyły jego żywot na turnieju. Tym samym, jego dwie legendy zostały wolne. A jej wcześniejsi sojusznicy? Cóż, było to problematyczne, ale się rozdzielili. Idealna okazja do zawarcia nowych paktów. -Wiem, że między nami nie było najlepiej, ale proponuję zawrzeć sojusz. - odezwała się nagle legenda Amiego, która pojawiła się znikąd. -Zawrzyjcie pakt ze mną, a dojdziemy do finału. - powiedział choć im się to nie podobało. Przynajmniej łucznikowi. -Niech będzie... - odpowiedziała wiedźma, niezbyt będąc tym ukontentowana. -Co? - odpowiedział zdziwiony łucznik. -Był dość silny, by przekierować moje Voodoo, a także radził sobie z naszą dwójką jednocześnie. Mało jest takich osób. - skomentowała, po czym skinęła głową. -Zabierz nas stąd do naszych sojuszników, a mnie przenieś bliżej pola walki. - poinstruował ją, po czym... Ami znów była razem z resztą. Był współczesny mag, mężczyzna w zbroi, łucznik, nowa legenda jej legendy. Cały komplet. Nie licząc spalonego chłopaka.
Never, Grey, Samael, Gonzales i Finn: Gdy wszystko już się "uspokoiło", jeśli można tak nazwać rozszerzający się pożar całego lasu, pierwszym do działania był Finn. Przekazał on Mei pierścień i szybko zauważył, że całość jego energii została pochłonięta, a na pierścieniu pojawiła się lekka rysa. -Dzięki... - mruknął Hermit zajmujący się leczeniem czarodziejki -Temple of Dawn konwertuje ogromną ilość ethernano w formie elektrycznej. Przyjęcie jego do siebie, jak zrobiła to Mea musiało równie dobrze pozbawić jej wszelkiej energii magicznej do poziomu przybliżonego do choroby utraty energii magicznej. - wyjaśnił co się stało -Twój pierścień prawdopodobnie ocalił jej życie. Choć nie wiem czy będzie w stanie jeszcze walczyć. - powiedział wyraźnie nieukontentowany tym faktem.
Dużo osób wykorzystało ten chwilowy moment spokoju na odpoczynek. Dookoła świat płonął, jednak im to nie groziło. Cokolwiek zrobiła Mea wyczyściło najbliższy obszar dość dobrze, by pożar im nie groził... za bardzo. Wykorzystał to młody mag ognia. Zdecydował on się na "pogodzenie" ze swoją legendą. Starzec nie przerywał Gonzalesowi, gdy ten mówił, a gdy ten wykorzystał dwa rozkazy, bladoczerwona aura pojawiła się na ciele mędrca, aż ostatecznie zdawała się roztrzaskać niczym szklany twór. -By się podnieść, trzeba wpierw upaść. A ludzie uczą się na błędach. - powiedział starzec spoglądając na maga płomieni i jego łzy w oczach. -A teraz przestań się mazać. Nie zrobię za Ciebie całej roboty, a niedługo zacznie się dalsza bitwa.
"Starszy brat" młodego maga miał natomiast inne rzeczy do zrobienia. Jak regeneracja. Andrzej natomiast, widząc jak Hermit zajęty jest Meą, zdecydował się pomóc wszystkim, lecząc ich rany i obrażenia. Gdy przestał padać deszcz nie czuł się już śpiący, a zdolności Andrzeja nie wymagały od niego koncentracji przy procesie leczenia. Dlatego ostatecznie zdecydował się pomóc Hermitowi, najpewniej zwiększając jej zdolności regeneracyjne. Mimo wszystko, wyglądali nieciekawie. Jak grupa wykończonych podróżników. I w sumie było to całkiem adekwatne.
Jedyną osobą, która zachowała największą "przytomność umysłu" w tej sytuacji była Grey, która chciała wpierw się upewnić, że nic naraz ich nie zabije. Pietiagoras szczęśliwie potwierdził ich, chwilowe bo chwilowe, ale bezpieczeństwo. Szczęśliwie, efekt deszczu zanikał i wkrótce nie czuli senności. Co najwyżej wyczerpanie tymi walkami. Serpensis jednak nie była skłonna do współpracy. Nie bez polecenia "odgórnego". To był problem. -Tia... myślę, że mogłoby mi się udać. Z odpowiednią ilością czasu. - powiedziała Mavis. Zawsze to było coś.
Czasu niestety nie mieli. -Rany rany... była to prawie moja pierwsza śmierć w tym pokoleniu, jak mnie pamięć nie myli. - usłyszeli głos. Gonzales i Perwoll znali go aż za dobrze. Organizator. Pojawił się "za grupą", o ile można to tak powiedzieć. Ot, był w miejscu, gdzie się go nie spodziewali. Płaszcz, który nosił był zniszczony, a on sam miał na twarzy kilka otarć. Nawet on nie wyszedł bez szwanku z tego wszystkiego. Jedna rzecz była jasna. Nikogo nie dziwiło to, że Perwoll zaatakował Nevera. Twarz zarządcy wyglądała jak starsza o 20 lat twarz Wintera. Przez prawe oko przechodził czarny tatuaż, nie wpływający wyglądem jednak na prawą gałkę oczną. Ze skroni wychodziły mu dwa rogi skierowane w dół. -Nie przypuszczałem, że będę świadkiem czegoś takiego. Bellum wspomniałaś, prawda Mavis? - rzucił luźno i złapał się za brodę. -Nic dziwnego, że o tym nie wiem. Tak zamknięty, pilnie strzeżony kraj ma swoje tajemnice. Nawet przywołanie legend stamtąd było wyzwaniem w porównaniu do reszty. - mruknął do siebie. Na razie był sam. -Więc... co teraz planujesz zrobić Grey-san? - rzucił po chwili ciszy patrząc na wróżkę.
Info od MG:
Dzień V: Wieczór Never Winter: 74 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń) | | Choukichi 3/3 (8 Legend), Shoukyou 3/5 (Rubea i smok) Finn: 177 MM | 4 rozkazy (prawa dłoń) | | The Seven Deadly Sins 4/4 (Łuk) | Pusty pierścień Arenów, pojawiła się na nim lekka rysa. Władca Kasztanów: 0 MM | 1 rozkaz (prawa dłoń) | Samael: 70 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 3 rozkazy (prawa dłoń), 2 rozkazy u legendy | Zmęczona, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 109 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana już nie krwawi ale boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana też już nie krwawi, ale też wciaż boli. Zmęczony
Termin: Wtorek 22 I godz. 18.00
Odpada: Laen: Oparzenia na całym ciele, które mogą boleć przy ruchach, nie znikną do sierpnia x804 roku, do tego paniczny strach przed ogniem i deszczem. Wszystko można leczyć fabularnie, + 10PD
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Sty 21 2019, 16:48
PERSPEKTYWA GREY Ech. OCZYWIŚCIE, Serpensis-sama nie posłuchała się mnie. Dlatego gdy tylko usłyszałam odpowiedź odmowną, skinęłam do mistrza wróżek. - Samael-san, proszę cię, ty wydaj te polecenia. Muszą zostać spełnione... nieważne jakim kosztem. Miałam nadzieję, że zrozumie, że chodzi o ewentualne zużycie zaklęcia rozkazu. Bo naprawdę... z tą kobietą naprawdę było trudno rozmawiać. Gdy tylko usłyszałam potwierdzenie od Mavis-san, że jest to możliwe, to do niej skinęłam. - Doskonale. Tak więc najlepiej zrób to. Mamy mało czas- Nagle zostało nam to przerwane poprzez pojawienie się pewnego osobnika, który wyglądem rzeczywiście bardzo przypominał Never-kuna. Ale... To nie był ten drań Mefisto, jak się okazało. Nie czułam od niego żadnej aury. Aczkolwiek jeśli chodzi o arogancję to byli sobie równi. Ściągnęłam brwi. Nie podobało mi się to. Skąd do cholery wiedział co Mavis-san powiedziała przed chwilą? Podsłuchiwał nas? Jeśli tak, to było źle... - Cóż, zacznijmy od tego, że dlaczego do cholery mam ci podawać moje plany? - spojrzałam nieprzyjaźnie na osobnika. -W ogóle kim ty jesteś i dlaczego przypominasz Never... kuna? Nagle poczułam pewien niepokój. To... Był mój bohater który...
PERSPEKTYWA NEVERA MWHAHAHAHA! Zło zostało oczywiście pokonane! Dzięki wspólnej naszej sile oraz sprawiedliwości wygraliśmy! Oczywiście, nie mogliśmy spuścić gardy! Diabelskie moce tylko na to czekały, a jeszcze powinno być kilku przeciwników. Grey, jak zwykle, mówiła o planach. To... było skomplikowane. Ale chyba chodziło o to aby wygrać, nie? (nie, wystarczy nam remis, Never-kun - przyp. Grey). W każdym wypadku, gotowy, chwyciłem za młot i... -... Huh? Zobaczyłem jego. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to wróg. Nawet nie chciał ukryć tych rogów. Miał jeszcze czarny tatuaż. Jednak dopiero jego twarz sprawiła mi szok. To był... To był... - Ugh... Poczułem uścisk w sercu. To coś... Nie powinno tutaj być... Nie powinno żyć... NIE POWINNO ISTNIEĆ! Dlaczego? Dlaczego ON istnieje. Cholera! Cholera.... -... Czemu... Nie powinno... cię tu być... Udało mi się jedynie wyrzucić z siebie, cofając się o krok. Czułem to... Ale na razie to odsunąłem... Głębokie oddechy, głębokie oddechy... zło nie może zwyciężyć, tylko bohater może je powstrzymać. Prawdziwy bohater.
PERSPEKTYWA GREY Patrzyłam na dziwne zachowanie Never-kuna. Ten gościu miał na niego dziwny wpływ. Była więc opcja, że to był... - Tak więc... chyba nie przyszedłeś tutaj aby komentować. O mnie nie musisz się martwić. Powiedz tylko, kim jesteś i co zamierzasz zrobić... Jesteś krewnym Never-kuna? Zapytałam się, nieco się oddalając. Miałam nadzieję że Mavis-san kontynuuje przygotowania. Czas było ustalić jakiś plan działania... i kupić jak najwięcej czasu. Jednocześnie kątem oka starałam się dostrzec ewentualnie inne zagrożenia. Coś mi mówiło, że najgorsze może dopiero nadejść. Oby reszta też o tym myślała.
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Sty 21 2019, 18:56
- To on... - wykrztusił z siebie cicho Gonzales, kiedy pojawił się ostateczny wróg. Widać było jednak po nim, iż nie znajdował się w najlepszym stanie. Sam nawet śmiał przyznać, że prawie umarł. Prawie... Trochę jeszcze do tego brakowało. - Uważajcie na niego. Potrafi w jakiś dziwny sposób trząść powietrzem i unikać ataków. Chyba - powiedział Gonzales do osób stojących w pobliżu. Walcząc z organizatorem większość ataków Gonzalesa najzwyczajniej go mijała, mimo iż tamten wcale nie ruszał się z miejsca. Młody wróżek postanowił podzielić się tą wiedzą z innymi. Może mogła się im ona na coś przydać. Oprócz tego Gonzales stanął obok Pervolla i przyzwał Sssslithera, którego nałożył na lewą rączkę, a do prawej przyzwał Piątek. Pomimo braku magicznej mocy Gonzales miał w zanadrzu jeszcze swoje szybkie nóżki. Poprawił więc swoje epickie czarne okulary i przykucnął, przygotowując się do biegu. Czekał na to, aż ktoś mądrzejszy od niego wyda polecenie do ataku, a gdyby takiego polecenia nie było, a pojawiłoby się jakieś zagrożenie, wtedy Gonzales na pełnej prędkości odbiegłby na bok, aby niczym nie oberwać. Ale gdyby zagrożenia nigdzie nie było, to Gonzales Gonzo Gick, po prostu czekałby na właściwą chwilę do działania.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sob Sty 26 2019, 23:05
- Chodzi mi o ostrza, które miałaś przygotować do walki z naszymi...aktualnymi sojusznikami - Ryuuzume. - odpowie mag. - Oczywiście powinny mieć wszystkie właściwości jakie opisałem ci wcześniej, bo inaczej nie będę mógł się nimi posłużyć. Byłbym wdzięczny, gdybyś mi je przekazała. Drugą wersję zachowaj dla siebie. Jak długo będą działać po tym, jak go aktywuję?
Mag wsiadł razem z resztą do czołgu, chociaż nieco nie podobało mu się to, że wszyscy podróżowali nim razem. Stanowili dosyć łatwy cel będąc w powietrzu. Podróże głównej siły bojowej jednym pojazdem mogła łatwo skończyć się bardzo źle. Mimo wszystko lepsze to, niż podróżowanie pieszo. Będąc w powietrzu, szermierz postara się ocenić wstępnie teren, wyszukując przeciwników i zwracając uwagę na jego ukształtowanie. Gdy oceni mniej więcej sytuację, zwróci się do swoich sojuszników. - Nie wiem z kim będziemy walczyć, ale i tak musimy ustalić jakąś strategię. Jak rozumiem dysponujemy jednym łucznikiem i jednym włócznikiem. Xin jest w stanie zapewnić ogólne wsparcie, więc pozostawiam do jej dyspozycji to w jaki sposób zamierza walczyć, chociaż nie ukrywam, że czułbym się bezpieczniej z nią przy boku. Friederica może zaatakować za pomocą swoich minionów, wspierając je za pomocą łuku. Dzięki swojej Mistrzyni uniknie jednocześnie wykrycia. - powie, spoglądając na Legendy z którymi walczył wcześniej, a następnie na ich Mistrza. - A ciebie na co stać? Umiesz walczyć?
Gdy usłyszy odpowiedź, skinie krótko głową. - Proponuję podział naszych sił na dwie grupy. Pierwszą z nich stanowić będzie Friederica, Yhwain oraz Ilmion i jego Mistrz...nie wiem jak macie na imię, więc tak będę się do was zwracał dobrze? Waszym zadaniem będzie atak z dystansu oraz dezorientacja przeciwników.Kolejną grupę stanowić będzie Bardżuk oraz Xin i ja. Dzięki swojej sile, Cesarzowa będzie w stanie osłonić nas przed kontratakiem. Dzięki czołgowi będziemy w stanie wbić się w przeciwników i wyprowadzić atak. Ja i Bardżuk zajmiemy się walką bezpośrednią, Cesarzowa dołączy do nas walcząc wedle uznania. Pamiętajcie, że jeśli dostrzeżecie wrogich magów, to na nich skupcie swój ostrzał, są naszym głównym celem. Bez nich ich Legendy będą zmuszone się poddać jeśli nie chcą zniknąć.
- Proponuję, żebyśmy uderzyli bezpośrednio. Grupa pierwsza opuści wcześniej czołg, zajmie pozycje do ostrzału i zaatakuje pełną mocą. Ilmion uderzy jako pierwszy. Oczywiście ktoś najprawdopodobniej ruszy w waszym kierunku, ale miniony Friederici powinny zatrzymać ich na chwilę, zaś dzięki magii Yhwain nie będą w stanie was namierzyć. W tym czasie my, czyli grupa druga uderzymy od tyłu bezpośrednio na wroga, skupiając się na przeciwnikach walczących z dystansu oraz używających zaklęć dalekiego zasięgu. Zaatakujemy w momencie gdy cała uwaga skupi się na grupie pierwszej. Bardżuk da swojemu Mistrzowi znać, gdy zajmiemy już swoją pozycję. Wtedy zaatakujecie, a my wkroczymy gdy tamci skupią się na was. Powinienem być w stanie odeprzeć atak dwóch przeciwników, chociaż nie na długo jeśli będą to dwie Legendy. Gdyby okazało się, że są od nas silniejsi, to dzięki ścianie rydwanów Cesarzowej powinniśmy być w stanie się wycofać. - Al Sorna skrzywi się lekko. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale przeciwnicy byli w końcu w stanie pokonać Organizatorów... - Nie spodziewają się nas, więc musimy jak najlepiej wykorzystać przewagę zaskoczenia. Jakieś uwagi?
Gdy cały "oddział" wysadzi już grupę pierwszą w odległości wystarczającej do tego, aby mogli niezauważenie podejść bliżej i przyszykować się do ataku, czołg Cesarzowej odleci nieco dalej. Gdy grupa druga wysiądzie z niego na tyłach wroga, jednak nadal skryta przed ich wzrokiem, Ezra spojrzy na Bardżuka oraz Qin. - Dobra... Pewnie wam się to nie spodoba, ale przedstawię wam teraz mój plan ataku. Użyjemy Czołgu jak pocisku, wymierzając go w naszych przeciwników. Powinien dotrzeć do celu dzięki temu jak jest wytrzymały. Przy odrobinie szczęścia zabijemy może jakąś Legendę. Jeśli nie...cóż. Stworzymy okazję do ataku dla grupy pierwszej, kiedy przeciwnicy zostaną zdezorientowani. Największe zagrożenie stanowić będzie dla nas moment gdy będziemy musieli skrócić dystans, dlatego musimy zgrać go w czasie z uderzeniem Czołgu. Jeśli możesz, to użyj swojej mocy, aby zapewnić nam leczenie, Bardżuku. Dzięki temu nie będziemy musieli przejmować się mniejszymi ranami.
Al Sorna zdejmie opaskę zasłaniającą jego demoniczne oko. Gdy Czołg sterowany przez Cesarzową zajmie odpowiednią pozycję, najpierw oddalając się od pola bitwy, a następnie wzlatując w niebo wystarczająco daleko by tamci nie mogli go zobaczyć - dużo, dużo wyżej niż ich przeciwnicy - szermierz skinie głową swojemu sojusznikowi, by ten dał sygnał do rozpoczęcia ataku. Ezra nie przejmował się zbytnio bezpieczeństwem Qin. Była w stanie bez problemu wyskoczyć z Czołgu, posyłając go w przeciwników i stworzyć kolejny rydwan, dzięki któremu nie spadnie na dół. Swoją uwagę skupi teraz na przeciwnikach. Gdy tylko Ilmion rozpocznie ostrzał, dobędzie swojego miecza i aktywuje Ryuuzume, przywołując do siebie 3 latające ostrza, używając ich wytrzymalszego i szybszego wariantu. Nałoży na nie zaklęcie Dies Irae (x3), aby móc bez problemu przebić się przez ewentualne tarcze czy bariery. Używając swoich umiejętności (Szermierz 3 + buff 20%) zaszarżuje na przeciwników, korzystając z zamętu, w razie potrzeby używając ostrzy, by odbić się od nich, unikając ataku, bądź zasłonić się nimi niczym tarczą, gdyby miało mu się nie udać. Jego celem będą magowie wyglądający na Mistrzów, bądź pozostające z tyłu Legendy. Wykorzysta przewagę jaką da mu zasięg Ryuuzume, atakując gdy tyko skróci dystans do 10 m.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sro Sty 30 2019, 20:44
Sprawy przybrały niecodziennego obrotu. Co prawda, policjant znajdywał się aktualnie poza głównym zainteresowaniem otoczenia, jednak nie oznaczało to braku czujności, czy jakiejś uwagi. - Ważne, że będzie z nią wszystko w porządku. Najwyżej później upomnę się o kawę, czy ciasto - stwierdził tylko, czuwając przy swojej towarzyszce. Wszystko po to, aby przyglądać się z pewnego dystansu nowemu jegomościowi, czekając na jakieś wyjaśnienia, czy objaśnienia ich sytuacji. Czuwał też, czy nikt nie atakuje z okolicy, a w razie zagrożenia pochwyciłby tylko dziewczynę i przeniósł z nią w bezpieczne miejsce. Zawołałby tylko imię jej legendy, czy pseudonim własnej, dając im tym znak do działania. Miał jednak ten sokoli wzrok to może prędzej coś wyłapie. Sam zaś ewentualnie w razie spokoju zadałby tylko jedne pytanie do wróżki, czy też jej kompana z igrzysk: - Jakiś krewny?
/sorki, że bez polotu, ale nie chcę wstrzymywać, a mam lekki zapierdziel
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pią Lut 01 2019, 21:12
No i wszystko potoczyło się tak jak myślałam. Przyznać muszę również, że kora nie jest wygodna do odpoczynku na dłużej. Znacznie lepsza byłaby trawa, no ale wolałam czuć się bezpieczniejsza w tej nieciekawej sytuacji. Szybko odeszło, szybko przyszło, jestem ciekawa do czego jeszcze jest zdolny. Myślałam, że znalezienie drugiej legendy zajmie mu znacznie więcej czasu, a tu proszę - dwie od razu! Wreszcie też jakaś kobieta! Tamta rozebrana przez tego imbecyla "artystę" gdzieś zniknęła... wraz z moimi poprzednimi ciuchami! Nie żebym na nowe narzekała czy co. Nadal nie wierzyłam w to co widziałam. Dwie legendy! Aż musiałam swojej pierwszej wystawić dwa palce z rozwartymi oczami, a potem wskazać palcem na nie. Czy to aby naprawdę się działo?!
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lut 03 2019, 18:55
MG:
Ezra al Sorna: Xin spojrzała na herolda Mefistofelesa. -Za kogo ty mnie masz? Póki mam pełnię sił, póty będą działać. Znajdują się na tyłach czołgu, w skrzyni schowane. Mimo wszystko nie gwarantuję, że są identyczne. Odwzorowywałam to, co opisałeś. No i nie specjalizuję się w magicznych broniach. - wyjaśniła swoją wyższość, po czym spojrzała przed siebie, gdy się zbliżali z zatrważającą prędkością. Pojawił się jednak inny problem. Mimo ogromnej mocy Qi, ta nie mogła stworzyć czołgu posiadającego wszystko. W tym między innymi zdolności latania z tak wielkim obciążeniem. Wciąż jednak ich plan działał. Nikt za bardzo nie składał zażaleń czy wątpliwości co do planu. -Moja mistrzyni nie będzie w stanie zmącić tak wielu osób. - odpowiedział minionek na plan dotyczący Yhwaine. -A moja magia nie jest bojowa - stwierdził mistrz dwóch legend. No cóż, był peszek. Ale za to plan Ezry się przyjął i można było działać!
Amney: Cóż, problemy, problemy. Wiedźma na pewno była skłonna dołączyć do mężczyzny, który oryginalnie towarzyszył Amney, ale co z łucznikiem? Ten zdecydowanie był mniej skory do współpracy. -Pod jednym warunkiem. Nie wykorzystasz nas jako żywej tarczy, a o tym, kto ostatecznie uzyska spełnienie życzenia zadecyduje uczciwa walka. - postawił swoje warunki. -Zgoda. - odpowiedziała Legenda Szczurzycy. -Co tu się dzieje? - spytał mężczyzna, który początkowo zawarł sojusz z Ami. Obecnie się tu działo no... ciekawie. Nagle legenda ma legendy. Niedługo może się podziać... A jednocześnie zmieniało balans sił. Nieciekawie...
Never, Grey, Samael, Gonzales, Finn i Ezra: Sytuacja była napięta. Nawet wracające zwierzątka nie polepszały całości. Mavis wyglądała nagle na zaskoczoną, gdy jakiś ptaszek zaćwierkał jej do uszka. Grey wyraźnie podirytowana psuciem się ich wszystkich planów warknęła na nowoprzybyłego: -Oh? No nie bądź taka. W imię starej znajomości. W końcu cóż mogę zdziałać przeciwko Wróżce Losu? - wtedy jednak dziwne zachowanie Nevera przykuło uwagę chyba większości. Sam demon spoglądał na niego chwilę, jakby nie do końca rozumiejąc zachowanie bohatera. Aż w końcu go olśniło. -Oh, rozumiem. Musisz być jednym z moich bękartów. Wiesz, w przeciągu tysiącleci tyle ich było, że straciłem rachubę. Jak cię robiłem jak się zwałem? Ferdynand? Fellan? Fullbuster? Fixes? Nie pamiętam... - stwierdził wyraźnie nieukontentowany takim nierozgarnięciem ze swojej strony. -Moje prawdziwe imię brzmi Focalor i wśród demonicznych książąt noszę tytuł "Mroki historii". Miło poznać. - powiedział kłaniając się lekko do wszystkich. Całkiem kulturalny ten demon. No i nie zaczął od podboju miasta jak Mefisto. Choć z drugiej strony demony podbiły część Norgath... Gonzales i reszta przygotowywała się do bitwy, gdy Mavis zacisnęła zęby. Ale to widziała tylko Grey. Finn także był gotowy do działania, choć nie ofensywnego. I wtedy nagle coś usłyszeli. Szum, a potem raban istny. -NIE RUSZAJCIE SIĘ! - krzyknęła Mavis unosząc ręce. Focalor podniósł oczy ze zdziwienia, po czym z lasu istna salwa strzał poleciała prosto w stronę demona. Te jednak zdawały się kompletnie go spudłować. -Ho? - mruknął zdziwiony, ale jednocześnie jakby zadowolony -Ciekawy plan. Wykorzystać cudzy atak. - nawet zaczął bić brawo. Jednak wtedy nastąpiły krzyki i rozpoczęła się ofensywa. Z lasu po ich lewej stronie wybiegło kilkanaście osób. Nie wyglądali może jak regularna armia, ale wpierw kierowali się na Focalora. Jakby tam widzieli zagrożenie.
Jednak to rodziło swoisty problem dla Mavis. -Zorientują się, że wykorzystałam iluzję! - zakrzyknęła, po czym Perwoll pstryknął palcami. Kilkanaście wybuchów ognia posłało ofensywę do spania. -Rozprosz iluzję i zachowaj ją na lepszy moment. Samo to ich powinno zdekoncentrować! - powiedział staruszek walczący u boku Gonza. Hermit przywołał kilka kartek z magicznymi zapisami i razem z magiem ognia posłali potężną falę ofensywy w stronę lasu, przerywając tym samym łuczniczy ostrzał, który zdecydowanie był zmieszany, po nagłej relokalizacji ich celów.
-Co do... - powiedział nagle Pietiagoras gdy dostrzegł lecący w ich stronę pojazd. -Zabierzcie się stąd wszyscy jak najbardziej. - krzyknęła Mavis spoglądając w tamtą stronę -Hermit, zostawiam tobie ich ostrzał! - mruknął Perwoll, po czym się odwrócił wystawiając rękę i tworząc ogromną barierę runiczną, która zaczęła spowalniać czołg! W tym samym czasie Sabre, Pietiagoras, Andrzej oraz Hn'rse'al zaczęli zabierać większość osób z pola rażenia.
Reszta grupy ofensywnej od drugiej strony czekała na odpowiedni moment do ataku, zaraz po ofensywie czołgu. Jednak ten zatrzymał się na barierze. Ta jednak nie miała możliwości powstrzymania Legendary Actu Xin. Ale na pewno kupowała im czas. Na szczęście byli dość ranni, żeby nie uciekać... choć nagle obraz się rozmył, gdy grupa była ewakuowana.
-Mają kogoś, kto jest w stanie rozproszyć moje iluzje. - mruknęła Mavis. -Andrzej-san! - krzyknęła. -Już o to zadbałem! - odpowiedziała grubiutka legenda Samaela. Na barku każdej osoby po chwili pojawił się nietoperz. I każdemu wyszeptał do uszka: -Będę przekazywał inforrrrmację. - choć ton był lekko papugowy.
-Hahahah, nieźle, naprawdę nieźle... - rozległ się głos Focalora, gdy przyglądał się całej akcji. No i Ezra z resztą mieli okazję dojrzeć kogoś nieznajomego. Jakby starszą wersję Nevera... z mocą identyczną jak tą, emanującą od organizatora. No i al Sorna jeszcze czuł od niego demona. Najgorsze jednak to, że przez iluzję i bariery, stracili pełen efekt zaskoczenia. Tylko... jak ich wykryli?
Z drugiej strony... Ezra z Bardżurukiem i resztą jeszcze nie zaatakowali z drugiej strony. Byli ukryci, a ewentualna ofensywa z drugiej strony została w pełni skoncentrowana na Xin i jej czołgu. Ich wrogowie byli pogrupowani i zgrupowani w jednym miejscu, a czołg lada moment się przebije. Ale czasu wiele nie mieli.
Info od MG:
Dzień V: Północ Never Winter: 74 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń) | Shoukyou 4/5 (Rubea i smok) Finn: 177 MM | 4 rozkazy (prawa dłoń) | | Pusty pierścień Arenów, pojawiła się na nim lekka rysa. Władca Kasztanów: 0 MM | 1 rozkaz (prawa dłoń) | Samael: 70 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 3 rozkazy (prawa dłoń), 2 rozkazy u legendy | Zmęczona, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 109 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana już nie krwawi ale boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana też już nie krwawi, ale też wciaż boli. Zmęczony
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.