I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Opuszczone miasto to tak naprawdę ogromna, niezamieszkała metropolia zbudowana z ciemnego kamienia. Idąc szerokimi ulicami tego miasta przytłacza człowieka zarówno jego ogrom, jak i przerażająca cisza przerywana niekiedy tylko podmuchami wiatru. Mimo braku w niej jakiejkolwiek żywej duszy, same budynki nie wyglądają na zaniedbane czy też porzucone w popłochu. Nie ma śladów żadnych uszkodzeń, a wyposażenie budynków nie nosi żadnych śladów zniszczeń innych niż zwyczajnego użytkowania. Znajdą się tu też normalne zapasy żywności, energii elektrycznej czy koców. Jedyne czego brakuje to... mieszkańców. No i mała ilość parków sprawia, że powietrze na ulicach zdaje się być suche i stęchłe.
MG:
Przed bramami miasta: Na wydarzenie opatrzone dumną nazwą "Bitwy Legend" ściągnęła prawdziwa rzesza ludzi. Niektórzy skuszeni obietnicą spełnienia marzenia, niektórzy pewnie sprawdzenia swoich zdolności, jeszcze inni odkryciem co się wyprawia w tym nowym kraju, a jeszcze inni być może z zupełnie innych, znanych samemu sobie. Grunt, że zebrało się tutaj naprawdę sporo osób, tworząc dość spory tłum przed bramami miasta. Bo to właśnie tu mieli się udać. Tak wiedzieli, tak czuli wszyscy, którzy zdecydowali się wziąć udział w owej bitwie. Jednak bramy były zamknięte, ale tak samo, jak wszyscy instynktownie czuli gdzie mają się udać, tak w ten sam sposób wiedzieli, że zaraz się zacznie. Jak tylko zbiorą się wszyscy. A gdy tylko to się stało i tłum urósł jeszcze bardziej, nad bramą pojawiła się zakapturzona postać, która spojrzała na wszystkich zebranych i przemówiła donośnym głosem: -Witajcie! - męski ton w każdym uchu rozbrzmiewał w języku, który znali najlepiej. -Gratuluję wytrwałości i motywacji by się tu dostać. Dla takich ludzi przyjemnością będzie spełnienie życzenia! - kontynuował, a wtedy wszyscy poczuli, jak zaczyna im lekko szczypać wierzch dłoni, a gdy nań spojrzeli, dostrzegliby coś na wzór 5 trójkątów, których wierzchołki schodzą się do centrum. Coś jak kwiat -Jednak nie będziecie walczyć sami! Na waszych dłoniach umieściłem 5 rozkazów! Każdy z nich pozwala wam walczyć ramię w ramię z Legendą! Bohaterami zamierzchłych czasów! Tymi, którzy zapisali się złotymi literami w historii! Każdy z nich posiada swoje imię. Każdy z nich posiada 5 słów, które go definiują. Znając je, możecie użyć jednego z rozkazów, by odwołać cudzego Bohatera. Wystarczy wypowiedzieć jego imię oraz właśnie te 5 słów by wyeliminować ostatecznie z konkurencji Legendę rywala. Słowa ta są tym, co definiowało te wyjątkowe osoby. A wskazówki o nich rozmieściłem po całym mieście! Dodatkowo, za każdy posiadany rozkaz możecie mieć więcej własnych Legend, o ile dana Legenda nie jest już do kogoś przypisana. Możecie też użyć ich by wzmocnić działania waszych Bohaterów lub w ostateczności uciec z Opuszczonego Miasta! Jednak kto chciałby utracić możliwość spełnienia własnego życzenia!? - rzucił donośnie przedstawiając zasady owych "5 rozkazów", nie zagłębiając się jednak w tę kwestię zanadto. -Ponadto, raz zużyte zaklęcie nie odnowi się nigdy. Możecie natomiast zyskać nowe, zabierając je przeciwnikom... np. ucinając im dłoń z rozkazami. - powiedział, po czym roześmiał się, jakby opowiedział naprawdę dobry dowcip. Jednak, czy na pewno był to dowcip? -Swoich bohaterów poznacie, gdy wpuszczę was do Miasta! I pamiętajcie... oni też chcą spełnić swoje życzenie, więc walczcie! Walczcie i spełnijcie marzenia! - następnie zaś rozłożył ręce, a obok niego pojawiła się szóstka innych postaci. -Poznajcie zwierzchników tejże bitwy. Będą oni czuwali nad prawidłowym przebiegiem waszej walki o spełnienie życzenia! - oj, a były to naprawdę ciekawe osoby. Poczynając od lewej, była to opalona, powabna kobieta, odziana w elegancki, acz kusy strój, zwiewny i jedwabny, wszystko to w odcieniach czerwieni. Jej długie, czarne włosy opadały jej na plecy, a złote ozdoby lśniły, sprawiając, że automatycznie przykuła wzrok większości mężczyzn. Zaraz obok, a dokładniej za wszystkim stał... olbrzym. Z 10 metrów wzrostu miał minimum. Potężnie zbudowany, kosturem, który kiedyś możliwe, że był jakimś drzewem, lecz ogołocony został z wszelkich gałęzi i korzeni oraz z brodą. Natomiast kolejną osobą był przy kości mężczyzna z udźcem kurczaka w dłoni, którym właśnie się zajadał. Mimo wszystko, jego twarz była całkiem pogodna i przywodziła na myśl jakiegoś "wujka dobrą radę". Obok niego stał chudy mężczyzna w płaszczu. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, poza lekko nieobecnym spojrzeniem skierowanym gdzieś za horyzont. Miał bladą skórę. Obok niego natomiast stała młoda kobieta. Nie wyglądała tak imponująca jak kobieta w czerwieni, jednak miała w sobie coś uroczego, coś, co sprawiało, że na jej widok wszyscy czuli się miło i bezpiecznie, choć ona sama zdawała się być lekko przytłoczona całym tłumem, który na nią patrzył. I wreszcie, ostatnią osobą był mężczyzna odziany w eleganckie zdobione szaty, z starannie ostrzyżonym zarostem, jednak wyrozumiałym spojrzeniu. Acz miał w sobie coś, co jasno wskazywało, że ma on w sobie tajemniczą siłę, charyzmę, która sprawia, że nie jest on kimś pierwszym, lepszym. -Jeśli któryś z zarządców uzna, że przyłożyliście się do zachowania prawidłowego przebiegu bitwy, wówczas może was nagrodzić dodatkowymi Rozkazami! - dodał jeszcze, a następnie czas na "grand opening" -Teraz, kiedy wszystko już zostało wypowiedziane, zapraszam! Niech rozpocznie się bitwa! - a następnie wszystkich otoczyła jasnobłękitna energia i przeniosła w różne części miasta nie dając za bardzo możliwości zadania jakichkolwiek pytań. Jednak, gdy jakiekolwiek wątpliwości pojawiały się w głowach magów, były one niemalże natychmiastowo wyjaśnione w ich podświadomości...
Laen: Mag prędkości ocknął się leżąc na kanapie w apartamencie. I to dość wysoko umiejscowionym. Chyba na trzydziestym piętrze. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy po tym "przebudzeniu" były otwarte, szklane drzwi, prowadzące na balkon. A z niego rozciągał się naprawdę wspaniały widok na całą panoramę Opuszczonego Miasta, które zdawało się ciągnąć jak okiem sięgnął. Nie licząc tych miejsc, gdzie widok zasłaniały inne wieżowce. A tych było tu wiele. Z kolei po rozejrzeniu się po pokoju dostrzegłby przy lustrze jasnowłosego mężczyznę, który się właśnie w nim przeglądał. Ten spojrzałby swoimi błękitnymi oczami na maga prędkości i powiedziałby: -Och wstałeś. To dobrze. Będziemy współpracować. - po czym wrócił do przyglądania się w lustrze. -Raaany, jak łatwo w tych czasach zadbać o swój wygląd. - dodał z wyraźnym podziwem. Mężczyzna ten posiadał na plecach łuk, a przy pasie kołczan. Odziany był w skórzaną zbroję oraz płaszcz w odcieniach zieleni. Po chwili, gdy uznał, że już lepiej wyglądać nie może (a przystojny był, to trzeba było mu przyznać, podszedł i usiadł na krześle naprzeciwko czarodzieja i rzekł -Jakiś plan? Czy idziemy solować całą resztę?
Rin: Czarodziejka gwiazd znajdowała się na środku jakiegoś dużego skrzyżowania. Grunt, że miasto było opuszczone, dlatego nic tu nie jeździło, więc mogła czuć się bezpiecznie. Naprzeciwko niej z kolei stała wysoka kobieta, odziana w zielone, skórzane ciuchy. W ręku miała kostur, który na szczycie rozgałęział się i siedział obecnie na nim jakiś wróbelek, który delikatnie zaćwierkał. -Miło poznać. Liczę, że razem sięgniemy po nasze marzenia. - przywitała się miło, po czym dodała -Zejdźmy może gdzieś w cień. - powiedziała, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń i pobiegły pod jeden z wieżowców, wchodząc do środka. -No. Tutaj nie jesteśmy na widoku. A nie chciałabym być zaatakowana od razu. - powiedziała, po czym dodała -Nie lubię tego miejsca. Za mało tu zieleni. Jeżeli dasz mi trochę czasu, mogę przemienić część tego miasta w las. Powietrze na tym na pewno zyska. - dodała uśmiechając się szeroko.
Never i Grey: Ten duet znalazł się w magazynie. W jednym magazynie, jednak na jego dwóch końcach. Nie był to bowiem zwykły duet. Teoretycznie byli dwoma odmiennymi istotami, dlatego każdy z nich miał przypisaną do siebie Legendę i każdy z nich miał oddzielne Rozkazy. Ale jednocześnie... byli jednym magiem. Dlatego nie zostali tak rozdzieleni jak reszta. Jednak każdy z nich wpierw musiał sprostać Bohaterowi, który został mu wybrany. Never jednak się potknął, tak, że padł na twarz na ziemię. A gdy podniósł wzrok, stał przed nim rosły, potężnie zbudowany mężczyzna ogolonej, poważnej i surowej twarzy. Jednak lekko się uśmiechnął. -No! Tak należy witać władcę! - ryknął głośno wyraźnie zadowolony z tego, jak zareagował (niechcący) Winter. Po chwili lekko się nachylił -To co?! Czas siać rozpierdziel, hę!? - znów ryknął. Jeszcze trochę i nam tu superbohater ogłuchnie. Grey naturalnie to też słyszała. Jednak ona miała przed sobą... dziewczynkę. Może z 10letnią maksymalnie na oko? Była bosa, ubrana w białą sukienkę oraz z długimi blond włosami aż do ziemi. Spoglądała ona z przejęciem na Eminence i rzuciła cicho: -W-wróżka? - spytała, po czym próbowała lekko dotknąć lewitującej istotki. A gdy to się stało (bądź też nie), odskoczyła lekko z piskiem jak nastolatka i krzyknęła głośno i radośnie -Wróżka! Wróżka! Hej, hej! Macie ogony? Dlaczego tak mało się pojawiacie? Co zazwyczaj robicie? Jak się bawicie? Gdzie mieszkacie? - była tak szczęśliwa, że chyba jej życzenie zostało już spełnione. Jednak ten pisk zwrócił uwagę krzykliwego faceta, z którym był Never. -KTO TAM!? - ryknął, szykując się do walki.
Północny Wiatr: Magnus ocknął się, siedząc na schodach prowadzących do jakiegoś dużego budynku. Chyba muzeum. Schody prowadziły w dół, na rozległy plac, na środku którego stał imponujący, minimum kilkunastometrowy filar. A przed nim, na samym dole schodów, stał mężczyzna w sile wieku. Miał może z czterdzieści do pięćdziesięciu lat, ciemne włosy, kilkudniowy zarost oraz... szczerzył się do czarodzieja. Ubrany był w kitel lekarski. Gdy dostrzegł, że Mędrzec Powietrza się ocknął, zaczął powoli iść w jego stronę, mówiąc tym samym: -Witam, witam. Niebezpiecznie jest tak siedzieć, gdy wokół... tyle szaleńców, nieprawdaż? - rozpoczął mówiąc cichym, lekko może wręcz syczącym głosem. -Lepiej nie dać im się złapać, mam rację? Trzeba ich wyleczyć. Tak! Wyleczyć. Co ty na to? - spytał, wystawiając do maga rękę, jakby chcąc tym samym potwierdzić ich "umowę" oraz pomóc wstać. Jednak, gdyby czarodziej dotknął go, wtedy poczułby, jak przez jego rękę przebiega ogromny wręcz ból, a osobnik przed nim lekko zachichotałby i powiedziałby -Ups... wybacz... przyzwyczajenie... hehehe...
Finn: Policjant ocknął się w parku. Stał, opierając się o drzewo. O to samo drzewo, tylko z boku, opierał się też inny mężczyzna o podobnym wzroście. Miał dziwnie znajome rysy twarzy, jasnobrązowe oczy oraz włosy, ubrany był w solidnie wykonaną zbroję, przy pasie miał miecz, a na plecach - jakiś płaszcz bądź pelerynę. Ta, zaczepiona o zbroję była specjalnymi, metalowymi spinkami, na których znajdował się jakiś herb. -Zaszczyt to poznać i móc współpracować. - powiedział spokojnym, męskim tonem. -Proponuję znaleźć bezpieczne schronienie oraz sojuszników. Wątpię by wielu zdecydowało się walczyć samemu, przeciwko wielu. - zasugerował kolejne kroki.
Will: Mistrz Death's Head Caucus ocknął się, siedząc w pierwszym rzędzie w teatrze. Na scenie przed nim znajdował się za to potężnie zbudowany, rosły mężczyzna w zbroi, z mieczem u pasa, krótko ściętych rudych włosach oraz brązowych oczach. -Ach! Jak to dobrze widzieć, że już wstałeś! Dobrze! Dobrze! Można działać! Tak! Pokazać im, że to właśnie nam przysługuje życzenie! Nam i nikomu innemu! - rozpoczął swą podniosłą przemowę, mocno przy tym gestykulując -Jednakże... nie jesteś za młody na tak brutalne walki? Dzieci nie powinno posyłać się na wojnę. Jesteś świadomy tego, w co się wpakowałeś młody? - przy ostatnich słowach podszedł trochę bliżej, klękając na skraju sceny i patrząc Willowi w oczy.
Władca Kasztanów: Gonzales nie miał chyba szczęścia. Obudził się bowiem w sali lekcyjnej, a tuż przed nim stał starszy mężczyzna z kosturem oraz brodą. Miał surowy wyraz twarzy i gdyby nie fakt, że odziany był w lnianą koszulę oraz płaszcz, mógłby skojarzyć się z nauczycielem. -Obudziłeś się. - stwierdził głosem, w którym dało się czuć lekką irytację, jednak czy faktem spania czy byciem młodocianym? Trudno było to powiedzieć. -Zostaniemy tu. To dobry punkt obserwacyjny oraz zdobywania wiedzy. Łatwy do obrony i kontroli. - oznajmił, po czym podszedł do tablicy i zaczął na niej rysować jakieś runy. -Znasz się na tym? - spytał jeszcze młodego wróżka, nie odwracając wzroku.
Aran: Mężczyzna znajdował się w sypialni w jakimś mieszkaniu. Nie było ono może najwyższych lotów, ale przynajmniej łóżko było wygodne. Naprzeciwko niego znajdował się mężczyzna odziany w zbroję oraz na to nałożony skórzany płaszcz. Przez ramię miał przełożony łuk, a przy pasie - kołczan. Miał spokojny wyraz twarzy, a na czole - prostą koronę. Na zbroi widniał też jakiś herb, jednak był on dość mocno zamazany. -Chodź. Nie możemy zwlekać cały dzień, gdy inni zaczynają już działać. Pośpisz sobie po wszystkim. Albo po śmierci. - mruknął, po czym wyszedł z pokoju, najwidoczniej nie planując stracić więcej czasu.
Samael: Mistrz Fairy Tail znajdował się z kolei na placu zabaw pośrodku jakiegoś blokowiska. Siedział akurat na ławce, a gdy spojrzał w bok ujrzał siedzącą na oparciu tej ławki kobietę. Brodę miał wysoko uniesioną, była opalona, szczupła, ponętna dla męskiego oka. Podobnie jak kobieta w czerwieni przed bramami miasta, jej strój był podobny. Jednak zamiast czerwieni, dominowały w niej odcienie jasne, piaskowe. Ogólnie wyglądałaby naprawdę ładnie, gdyby nie spojrzała na maga błyskawic z pogardą i nie wysyczała przez zaciśnięte zęby: -Ile mam czekać, aż wreszcie mi się pokłonisz? - warknęła, po czym dodała -Jak w ogóle śmiesz siedzieć tam, gdzie ja? - oj, była wkurzona jak na kobietę w połowie jej lat dwudziestych. Jednak ta mimika skutecznie odstrasza wszelkich adoratorów. -Pozwól, że wyjaśnię ci, co teraz zrobimy. Znajdziesz godną mnie salę, skąd przejmiemy władzę nad tą ruiną i innymi prymitywami, którzy się tu znaleźli. - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Amney: Amney stała sobie natomiast w ciemnym zaułku. Ot, jakaś wąska, ciemna uliczka, między jedną szeroką ulicą a drugą, a nad nią - wielkie wieżowce rzucające cień tak wielki, że trudno było tu cokolwiek dostrzec. Pewnie nawet nie dostrzegłaby mężczyzny stojącego tuż obok niej, gdyby ten się nie odezwał. Niestety, trudno było go dostrzec w tym bladym świetle. Wiedziała natomiast, że był odziany na czarno, chyba elegancko, był szczupły i przeciętnego wzrostu. Wyglądał elegancko, choć prosto. Z twarzy dosłownie podobny do nikogo. Jedynie elegancko przycięty zarost dookoła ust go wyróżniał. -Witam. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracować. - mówił cicho i spokojnie. -Proponuję nie wychylać się, zebrać informacje i czekać na odpowiednią okazję. - zasugerował.
Terrenco: Chłopak znajdował się na recepcji jakiejś dużej biblioteki. Trochę pachniało tu starzyzną oraz kurzem, ale w tym wszystkim dało się słyszeć lekkie nucenie piosenki. Gdyby się mag rozejrzał, dostrzegłby młodą dziewczynę ubraną jak stereotypowa wiedźma - czarna szata, szpiczasty kapelusz, tylko ze sporą stertą książek radośnie sobie mruczącą jakąś melodię pod nosem i przechodzącą z jednej półki do drugiej, przy pomocy magii powiększając i tak już spory stos w jej rączkach. Po chwili, gdy stwierdziła, że to już wszystko odwróciła się i, choć książki zdawały się zasłaniać jej wszelaką wizję, dostrzegła czarodzieja. W ten samej chwili wszystkie książki odleciały, formując krąg dookoła duetu. -Och, to do ciebie zostałam dopisana? Miło mi poznać! - powiedziała miłym dla ucha, dziewczęcym głosem. -Zostańmy tu trochę. Jak odkryjemy atrybuty innych Legend, będziemy mogli ich unicestwić nawet się stąd nie ruszając. A gdzie indziej znajdziemy dość wiedzy, jak nie tutaj? - spytała uśmiechając się uroczo.
Eris: Dziewczyna ocknęła się w piwnicy. Światło żarówki mrugało, jakby ta miała zaraz przestać działać. Z sufitu co jakiś czas kapała kropla wody. Chyba trafiła do jednej z tych "gorszych" piwnic. Co gorsza, widziała jakiś wężowy ogon, który kierował się w cień, a stamtąd parę gadzich oczu. -Witaj... - powiedział właściciel owych oczu, z lekkim syknięciem. Po chwili też wysunął się bardziej w światło. Była to istota wężowata, której tułów był może ludzki, ale od pasa w dół, był już wężowy. Całe ciało pokryte miał łuskami, przy "pasie" miał dwie katany, a na torsie i głowie - zbroję i hełm samuraja. -Ssssspróbujmy może najpierw wyjśśśść ssssstąd. - zasugerował, choć chyba gady lubią takie klimaty jak ta piwnica. -Wtedy można działaćććććć. - dodał.
Eisaku: Czarodziej metalu obudził się w jakiejś jadłodajni. Siedział przy stole, a przy nim siedział również jakiś mężczyzna. Najchudszy to on nie był, widać było, że lubi sobie dobrze zjeść. Co zresztą teraz też robił. Gdy zorientował się, że jednak jego towarzysz kontaktuje, przełknął, wytarł elegancko chusteczką usta i powiedział radosnym tonem. -Miło poznać! Obyśmy razem dokonali genialnego odkrycia! - rzucił dość głośno, a przez jego dość energetyczny ruch głową oraz szybkie uniesienie ręki w geście powitania, jego czarne afro lekko zafalowało. Ubrany był w elegancki garnitur i posiadał monokl. -Jednak przed tym wszystkim, proponuję się solidnie najeść. Nic nie wychodzi dobrze na pusty żołądek! Haha! - zaśmiał się wesoło, po czym dodał -Choć byłoby jeszcze lepiej zjeść w większym gronie, nie uważasz?
Roe: Dziewczyna znalazła się na spacerniaku w więzieniu. Oczywiście, była cisza i tylko wiatr wydawał jakikolwiek dźwięk, gdy nagle nie usłyszała prychnięcia. Na jednej z ławek znajdował się chudy mężczyzna o bladym kolorze skóry. Ubrany był w elegancką, zdobioną szatę oraz posiadał sygnet na prawej dłoni. Wydawał się trochę zmizerniały. -Więc mi się trafiła dziewczynka. Cudownie. Jakby gorzej już być nie mogło. Może jeszcze wiedźma? - rzucił wyraźnie zawiedziony "przydziałem". -Czyli robimy tak. Ty się chowasz i nie dajesz się zabić, a ja dobijam tych co uciekli z walk, pasuje? - spytał po chwili, chyba godząc się z myślą, że musi się jej słuchać.
Master of Speed: Chłopak obudził się na siłowni. Zapach jak to zapach na siłowni. Niezbyt przyjemny. Jednak to, co zwróciło jego uwagę był mężczyzna naprzeciwko niego. Umięśniony, wysoki, odziany w skórzaną zbroję z metalowym napierśnikiem, ciepły skórzany płaszcz oraz z mieczem przy pasie. -Witaj. Naszym celem jest spełnić swe pragnienia, pozwolisz więc, że zasugeruję kolejne kroki? - przedstawił się od razu przechodząc do sedna sprawy, licząc się jednak z tym, że wpierw jego towarzysz może mieć coś do powiedzenia...
Ezra al Sorna: Mag Grimoire Heart znajdował się na trybunach stadionu baseballowego, na samym dole trybun. Tuż nad polem do gry. Na nim natomiast znajdowała się młoda kobieta o jasnej skórze, powabnej figurze i misternie wykutej zbroi. Klęczała sprawdzając podłoże, po czym mruknęła: -Hm... może być. Tylko mało. - po czym się wyprostowała i odwróciła do Ezry. Zmierzyła go wzrokiem. Był to wzrok jasno mówiący, że nie traktuje go jak równego sobie. To ona była tutaj tą ważniejszą. -Serio? - rzuciła wyraźnie zawiedziona. -Dali mi kadłubka? - westchnęła. Może, gdyby jej twarz rozjaśnił uśmiech lub chociaż delikatny spokój, a nie duma, wywyższenie i pogarda byłaby naprawdę piękną, urodziwą kobietą. -Może jeszcze mam cię niańczyć? - warknęła, widząc energetyczną rękę czarodzieja -Grunt, że chociaż próbujesz... - dodała z westchnięciem, próbując chyba znaleźć choć jeden pozytyw w całej tej sytuacji.
Hotaru: Różowołosa czarodziejka ocknęła się w biurze w jakiejś fabryce. Siedziała za biurkiem tak, że mężczyzna w sile wieku, który siedział na przeciwko niej, wyglądał jakby to on został tu wezwany przez nią. Był to wysoki, umięśniony osobnik, z delikatnym zarostem na twarzy oraz czarną, metalową protezą ręki. Spojrzał na nią ze zdziwieniem i stwierdził z westchnięciem: -Ech, wolałbym nie zostać wezwany jako obrońca. - stwierdził z przekąsem, po czym spojrzał na czarodziejkę przed nim -To zaszczyt poznać. Będziemy współpracować celem wygrania tej bitwy. - powiedział, na szybko podsumowując to kim jest. Jego ton był spokojny, męski i opanowany. Nie kojarzył się w ogóle z jego wcześniejszym narzekaniem -Proponuję znaleźć innych i założyć sojusz. W grupie mamy większe szanse przetrwania do dalszych etapów bitw. Działając pojedynczo mamy mniejsze szanse powodzenia. - zasugerował.
Ryudogon: Mag po kilku przejściach z demonami ocknął się... w burdelu. Dokładniej to naprzeciwko akurat jednego z podwyższeń, na którego środku znajdowała się rura do tańczenia. Szkoda, że to miasto było Opuszczone i nie było komu na niej tańczyć... chociaż... czy aby na pewno? -Możemy stąd wyjść? Nie czuję się tu zbyt... komfortowo. - dobiegł do jego uszu kobiecy głos. Za nim stała kobieta odziana w skórzane ubranie, które zostało również wyprawione w taki sposób, by zapewniało niezbędne bezpieczeństwo w razie walki. Zaczęła również kierować się w stronę wyjścia z tej sali.
Mikazuki: Chłopak obudził się w kwiaciarni. Zapach kwiatów, choć niewatpliwie ładny i przyjemny, był jednak tutaj aż w zbyt wielkim natężeniu, co niekoniecznie dodawało im uroku. Siedział na jakimś fotelu, a przed nim, trochę z przodu jakiś mężczyzna odziany w zbroję, z krótkim sztyletem przy pasie. Obrócił się on twarzą do Mikazukiego, a widząc, że ten już się obudził wystawił do niego rękę, najpewniej chcąc pomóc mu wstać. -Jak rozumiem, będziemy współpracować. Proponuję rozpocząć od pertraktacji z innymi. Pojedyncze jednostki są łatwymi celami, stąd unifikowanie się uważam za istotne. - zaproponował, trzymając rękę wystawioną do maga. Miał czarne włosy i brodę, oraz uważne spojrzenie szarych tęczówek, wpatrujących się intensywnie w rozmówcę.
Ryukehoshi: Mag iluzji obudził się na recepcji w hotelu. A dokładniej to ocknął się, bo stał za ladą. Jakby przyjmował gościa. Przed nim natomiast stał mężczyzna. Potężnie zbudowany, odziany w zbroję płytową z delikatnym wizerunkiem krwawego kwiatu. Na plecach miał z kolei eleganckie, misternie wykonane Guan Dao. Skinął on głową, a jego czarne włosy opadły mu delikatnie na oczy. Odgarnął je na bok i spojrzał swoimi brązowymi oczami na maga złudzenia. -Honorem jest poznać innego gotowego ruszyć po spełnienie marzenia. - powiedział na powitanie, po czym dodał -Bez działania nie dokonuje się odkryć, ani nie tworzy się historii. Nie możemy czekać.
Ren: Trudno powiedzieć, by Ren sam się tu znalazł. Bardziej - on sam nie wiedział dlaczego tu jest. Jakaś magiczna siła musiała jednak uznać, że skoro wziął i wypełnił ankietę dodaną kiedyś tam do Fiore News, a ta została w jego pamięci, najwyraźniej chce wziąć udział. Tak oto znalazł się wpierw przed bramą, a następnie... w kostnicy. Leżał właśnie na stole do przeprowadzania sekcji zwłok, a przed nim stał ciemnoskóry mężczyzna, choć jego skóra miała ten "jaśniejszy" odcień brązu. Miał lekko przymróżone, jakby z niewyspania oczy, jasne, brązowe włosy, niekiedy wręcz zdające się przechodzić w blond oraz zmęczone, zielone oczy. Odziany był w lekką, jedwabną tunikę, misternie wyszywaną złotą nicią, a do tego na jego szyi, nadgarstkach i kostkach znajdowały się złote ozdoby, bardzo podobne do tych, które nosiła czerwona kobieta nad bramą. Na głowie miał złoty diadem. -Och... obudziłeś się... szkoda... - stwierdził ziewając, po czym dodał -Najchętniej to przespałbym tę całą bitwę i brał udział dopiero w jej podsumowaniu. Co ty na to? - spytał znudzony, patrząc na swojego "towarzysza".
Winter: Mag obudził się na dachu szpitala. A dokładniej to stał opierając się jedyną dłonią o siatkę, dzięki której jeszcze z niego nie zleciał. Z dachu tego budynku rozciągał się całkiem ciekawy widok na panoramę miasta. Usłyszał za sobą chrząknięcie, a gdy sie odwrócił dostrzegł rosłego, potężnie zbudowanego mężczyznę z tuniką przerzuconą przez bark, przez co doskonale widać było jego wyrzeźbione, przypakowane ciało. Górował nad magiem wzrostem, jednak zdawał się być ubrudzony jakimś ciemnym pyłem zarówno na torsie jak i na twarzy. -Witam! Nie osiągniemy niczego zwlekając! To co?! Do roboty! HAHA! - zakrzyknął wesoło i roześmiał dość głośno, kładąc dłonie na swych biodrach.
Welt: Kotowaty wampir ocknął się na moście. Pod nim wolno płynęła sobie rzeczka, z zamiarem pewnie wpłynięcia do oceny za wieledziesiąt lub wieleset kilometrów. Gdyby się rozejrzał, dostrzegły stojącego za nim na środku mostu i wpatrującymi się gdzieś w dal mężczyznę. Miał na sobie elegancką zbroję, na głowie koronę, przez jego polik przechodziła blizna. Miał ciemną brodę, ale za to bystre, czarne oczy. Jego kędzierzawe, krótkie i ciemne włosy zdawały się być równie nieposkromione co lawina. Jednak to on zdawał się nie dostrzec swojego towarzysza, będąc zbyt zajęty rozmyśleniami. Mruknął tylko coś do siebie, co oczywiście - kotowaty usłyszał: -Będzie trzeba się stąd szybko zbierać i czekać na dobry moment.
Nanaya Byakushitsune: Mistrzyni Grimoire Heart obudziła się w samym centrum studia fotograficznego, a dokładniej... siedząc na krześle przy aparacie fotograficznym. Z kolei w miejsce modela bądź modelki... stała piękna kobieta o delikatnej budowie. Wyglądała, jakby jej ciało było utworzone z wody, a odziana była w złoto i pianę morską. Rozglądała się uśmiechnięta, jakby czegoś szukając, aż w końcu jej wzrok spoczął na czarodziejce słońca. Wtedy lekko spoważniała, spuściła wzrok i powiedziała: -W-witam. Będziemy współpracować. Miło... mi... - mówiła powoli i cicho, co jakiś czas zerkając nieufnie na maginię.
Inne: W sprawie tych wątpliwości w podświadomości - jak coś będzie niejasnego z mojego posta - piszcie do mnie na GG/PW/FB. Wówczas wyjaśnię (lub się postaram) o co chodzi. Fabularnie wasze postaci podświadomie o tym wiedzą. Każdy na PW również dostanie informacje kogo dostał. Opisy ich zdolności są jednak uproszczone i bardziej "opisowe", aniżeli techniczne.
Ostatnio zmieniony przez Torashiro dnia Sob Paź 07 2017, 01:05, w całości zmieniany 7 razy
Autor
Wiadomość
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Paź 22 2018, 01:21
Siła wybuchu była tak duża, że zaskoczyła ona samego Gonzalesa. Chłopaczek z ogromnym zdumieniem obserwował spadające wokół kawałki ścian i sufitu. Blask słońca rozweselił jego oblicze. Gonzales zaśmiał się krótko i słabo. Taka moc wymagała od niego wiele wysiłku, ale wszystko wyglądało tak, jakby to miał być zwycięski koniec. Jak się jednak okazało, było to bardzo krótkie i pozorne zwycięstwo. - Ę?! - zastękał krótko Gonzales na widok mocy, która to ochroniła tego złoczyńcę. Znak Fairy Tail... Moc wspaniałej gildii wykorzystywana do celu tak okropnego... To musiało być jakieś kłamstwo, bądź też zwykłe złudzenie... Gonzales nie wierzył, by mogło być inaczej. Mimo to, cofnął się o krok, upadając przy tym ze zmęczenia na tyłek. Z trudem łapał oddech, wyraźnie zmęczony swoim dokonaniem. Chęci miał ogromne, ale czuł już w całym swoim ciele, że nie mógł dużo więcej zrobić. I tak przekroczył już granicę swoich możliwości. Rozumiał, że nie był jeszcze wystarczająco silny, aby stawić czoła wszystkim przeciwnikom. To jednak nie zmieniało jego podejścia. Za którymś głębszym oddechem, Gonzales Gonzo Gick zacisnął mocno ząbki, uśmiechając się w typowo złośliwy dla siebie sposób. Zebrał resztki sił, żeby wstać na nogi i spojrzeć na lewitującego rogacza. - Powstrzymany?! - zapytał szyderczo Gonzales. - Nic nie jest w stanie powstrzymać ognistego, szalejącego podmuchu Fairy Tail! - wykrzyknął po chwili, zaciskając z całej siły piąstki. - To, czym ty dysponujesz, jest tylko mocą... Nawet jeśli i jest ona duża, to jednak nie ma żadnego znaczenia! Nie masz pojęcia, co oznacza ten znak! - Gonzales złapał się prawą ręką za swój kark, gdzie znajdował się jego znaczek Fairy Tail. Blado biały i choć nie tworzył magicznych sfer, nie miał zbyt bogatej historii, sięgającej dalej, niż kiedy został przyciśnięty na karku Gonzalesa. Ten znak był jednak prawdziwy i świadczył o prawdziwej przynależności do wróżek. To jednak Gonzalesowi wystarczało, żeby o ten znak walczyć i uznać go za ważniejszy. Lecz był jeszcze jeden. Znak wyryty w sercu Gonzalesa, który dodawał mu otuchy, siły i napełniał go odwagą w najmroczniejszych chwilach. I prawda, Gonzales był zmęczony. Rozumiał, że samemu nie zdołałby wygrać tej walki, lecz i tak nie miał zamiaru angażować w nią kogokolwiek innego. Staruszek-legenda mógł się przez to czuć źle i Gonzales na pewien sposób to rozumiał. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru cofać swojego rozkazu. Może liczył w głębi serca na to, że w ten sposób udowodni, że niektóre metody na osiągnięcie własnych celów są niewłaściwe. Nie chciał zmuszać Perwolla do zrozumienia. Niektóre rzeczy trzeba zrozumieć samemu. Tak jak i samemu niektóre rzeczy trzeba zrobić. Ognisty podmuch wspaniałej, dumnej i potężnej Fairy Tail nie mógłby nigdy rozbłysnąć pełnym światłem, gdyby do tego rozbłysku był zmuszony. Lewa ręka Gonzalesa rozbłysnęła ładowanym Flash Bangiem B. Dla chłopaczka była to ostatnia rzecz na która mógł się zdobyć. Nie miał już tyle mocy i sił, by sprawnie kontynuować walkę, ale mógł ją prowadzić do samego końca. Mógł jeszcze pokazać swojego ducha walki. Obraz w oczach mu się rozmazywał, a niezbyt silne ciało drżało ze zmęczenia. To jednak miał być ostatni akt jego woli. Potem... Potem już musiałby odpocząć... I właśnie z tą myślą, że za chwilę odpocznie Gonzales wypuścił ze swego zaklęcia dwa mniejsze Flash Punch C, jeden za drugim w kierunku rogatego Nevera, po czym upadł przed siebie i bezradnie zmrużył oczy...
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sro Paź 24 2018, 19:54
PERSPEKTYWA GREY - ... Duża magiczna energia?... ! Czyżby... Wszyscy, przygotujcie się na ewentualną defensywę! Mavis-san, powiedz czy ta energia opada na dół czy po prostu wisi nad nami? Zapytałam się wróżki. Całe szczęście że jej zdolności sensoryczne były doskonałe. Jak tylko okaże się, że to co ma dużą ilość energii magicznej to było to coś opadającego to nie mieliśmy innego wyboru jak przygotować się na eksplozję. Na szczęście nasza drużyna miała wiele opcji defensywnych, poza oczywiście moim kochanym bohaterem Pietragoras-ou-sama miał dużą wytrzymałość, a Mavis-san i ja znamy się na zaklęciu tarczy... Never-kun w sumie też. Najlepiej byłoby wtedy jeszcze rozkazać Pietrogras-ou-sama użyć swojej siły aby natychmiast wykopać rów, który służyłby nam jako ewentualny schron. Chyba że jest takie miejsce w okolicy, gdzie można byłoby się rzucić. W przypadku gdyby to nie była wielka magiczna bomba, to należało sprawdzić, co to za magiczna siła tutaj się pojawia... Aby było na sto procent bezpiecznie, to, upewniając się że Pietragoras-ou-sama oraz Mavis-san mnie osłaniają, podlecieć odrobinę na górę i wyjrzeć zza drzew co stanowi źródło tej magicznej mocy. Była możliwość, że zbliżamy się do źródła. Wtedy wypadałoby się także rozejrzeć za możliwością wejścia na górę. Wtedy... rozstrzygnie się wszystko.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pią Lis 02 2018, 20:18
Al Sorna opatrzył swoją sojuszniczkę na tyle dobrze, na ile pozwalała mu na to jego wiedza i warunki w jakich się znajdowali. Raz czy dwa zawiesił wzrok na krągłościach Xin, jednak nie miał teraz czasu na podziwianie jej bądź co bądź kuszącego ciała. Wyglądało na to, że chwilowo Cesarzowej przeszła ochota na docinki. Mag nie zamierzał jednak się nad nią pastwić, nie teraz, gdy sytuacja wyglądała... źle.
Ezra w skupieniu wysłuchał słów Legendy, krzywiąc się lekko gdy tamta dotarła do opisu mocy Yhwain. - Kurwa. - mruknął pod nosem, kwitując całe sprawozdanie. Ich niedoszłe sojuszniczki były z pewnością kłopotliwą parą. Pozostawało pytanie co robić? Półdemon mógł dołączyć do walki, jednak istniała szansa, że zarówno wojownik, jak i łucznik uznają ich za zdrajców i zaatakują. Nawet jeśli tego nie zrobią, to nadal czekała ich walka z Friedericą. Chociaż istniały spore szanse na to, że tamta wycofa się w obliczu przeważających sił, to Al Sorna pozostałby z osłabioną Xin w towarzystwie drużyny, która już raz ich zaatakowała.
Co robić?
Mógł wycofać się z pola walki i ukryć, czekając na odzyskanie sił. Tyle że wtedy polowałyby na niego dwie drużyny. Albo tylko jedna, za to znacznie wzmocniona... Mag zmarszczył brwi. Coś tu było stanowczo nie tak. Dlaczego Friederica zaatakowała dwie w pełni sprawne Legendy, zamiast dobić jego i Xin? Nie stanowił przecież większego zagrożenia niż tamci. Chyba że... Chciała go skłócić z nimi?
Szermierz przyjrzał się uważnie swojej towarzyszce. Mógł zrobić też coś nieoczekiwanego. Tyle czy nie przypłaci tego życiem? Nie podobała mu się żadna z powyższych opcji. Był też wściekły na Friedericę za to jak sobie nim pogrywała. Myślałby kto, że dla swojego rodaka okaże się nieco milsza. - Mam nadzieję, że nadal będziemy współpracować. Przynajmniej do czasu pozbycia się Friederici, bo podejrzewam że chcesz ją dopaść za zdradę. - powiedział, patrząc jej w oczy. Następnie zamilkł na chwilę i odezwał się ponownie, przemawiając stanowczym tonem. - Xin, korzystając z mocy Rozkazu, zwracam ci pełnię sił.Może nie trawimy się wzajemnie, ale doceniam twoją siłę i charakter, nawet jeśli nie zgadzam się z poglądami. Dlatego chcę prosić cię o jedną rzecz. Wygraj ze mną ten turniej, jako równorzędna partnerka.
Jeśli Xin zgodzi się na współpracę, to Czołg zatoczy szeroki okrąg nad polem walki, uważając na ewentualne ataki i unikając ich. Następnie Cesarzowa i półdemon dołączą do walki. Jeśli uda im się zauważyć gdzieś Friedericę, pojazd zaszarżuje w jej stronę, przelatując nisko nad budynkiem, bądź ulicą. Xin za pomocą Ryuuzume odetnie drogę ucieczki wrogiej Legendzie, zaś w tym samym momencie Ezra zaatakuje wspomagany zaklęciem Infernal Vox, korzystając w razie potrzeby z Festiny (D), by zadać jak najpoważniejsze rany.
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 04 2018, 11:30
Czyli wychodziło na to, że jak nie wypowiem rozkazów to nie zadziałają... super. Zawsze pod górkę, będę musiała domagać się jakiegoś wynagrodzenia za to, że nie użyłam rozkazów. Mimo tego miałam teraz inny problem na głowie - ten rycerzyk, król czy jak się tam przedstawiał stal i lampił się! Nie ma on jakiegoś kodeksu czy honoru aby pomóc damie w potrzebie?! Przynajmniej powinien mnie za taką uważać... No i musiałam tak stać zakrywając się rękoma nie mogąc zbytnio wiele zdziałać. Jedynie na co mnie było stać to pewnie rzucenie mu wymownego spojrzenia aby się ocknął lub kopnięcie, choć nie wiem czy poczułby przez zbroję, bo ja już pewnie tak!
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 04 2018, 20:33
MG:
Laen: Czas... czas to problem. Nie każdy ma dość mocy, by móc utrzymać w nieskończoność jakiś rodzaj bariery. A w tym przypadku, wiedźma była też zmęczona tą batalią. Kimkolwiek był ten przeciwnik... był przerażający pod względem samych umiejętności. To trzeba było mu przyznać. A bariera powoli padała. A za nią już czekała jakaś grupka. Czyżby ludzie, o których mówił ten tajemniczy napastnik?
Władca Kasztanów: Sytuacja zdawała się beznadziejna. Gonzo nie miał już sił walczyć, wypuścił ostatnie dwa pociski, chcąc coś udowodnić. Czy to demonowi, czy samemu Perwollowi, trudno już powiedzieć. Mrużył już oczy ze zmęczenia, gdy nagle każdy z tych pocisków urósł do niebotycznych rozmiarów, a on sam poczuł, jak ktoś go podnosi i przerzuca przez bark. Staruszek, choć na to nie wyglądał, postanowił działać. -Tej bitwy teraz nie wygramy... - mruknął po czym wyskoczył z wieży razem z Gonzalesem. Spadali, a dookoła nich zaczęły pojawiać się płomienie, jakby wręcz mieli niedługo zamienić się w kulę ognia.
Aran: Brak dostatecznej reakcji to problem. Problem, który Aran wkrótce poczuł, gdy ostrze przebiło mu brzuch. Jeden z przeciwników się za niego zakradł, tym samym eliminując go z walki. Łucznik wyglądał na zaskoczonego. Zupełnie, jakby ich przeciwnik całkowicie wyeliminował swoją obecność, sam fakt bycia wykrytym. Ostatnim co usłyszał Aran było tylko: -Na mocy zaklęcia Rozkazu wzmacniam twój następny atak łuczniku. - więc chyba natrafił koniec końców na partnera, który pomoże mu w realizacji tego ataku.
Never, Grey i Samael: Poza lecącymi fragmentami nic nie było widać. Przynajmniej początkowo. Mavis machnęła ręką, a cały obszar nad nimi zawirował. Zauważyli dwie rzeczy. Po pierwsze... lewitującą wieże, która pojawiła się znikąd oraz lewitujący dywan z jakimiś karteczkami przyczepiony do niego od spodu. -Była ukryta potężnym zaklęciem iluzji. Gdy jednak na górze coś się stało, stała się ona łatwa do rozproszenia. - poinformowała. -Z tego co widzę, to ktoś stamtąd wyskoczył. - poinformował grubasek, którego oczy nagle przybrały inny wygląd... zupełnie jak u jakiegoś ptaka drapieżnego. I faktycznie, jakby tak spojrzeć to nagle zaczęła w ich stronę spadać kula ognia. -Otaczają się płomieniami? - zdziwił się mężczyzna. -Wycofajmy się. - powiedział Hn'rse'al, a wszyscy się z tym zgodzili, i zaczęli się wycofywać. Gdy nagle tuż przed nimi uderzyła potężna, śnieżnobiała błyskawica.
Ezra al Sorna: Ezra "uwolnił się" od Xin. Mógł za to słono zapłacić, jednak widział w jej oczach rządzę zemsty. Rządzę napędzaną jej dumą. Dołączyli do walki eliminując szaraczki Friederici. -Jak rozumiem, zdradziła was tamta łuczniczka? - odpowiedział mężczyzna w Guan Dao, samemu powalając wrogów. Po kilkunastu minutach walka została zakończona, a grupa mogła odpocząć. -Czy tym samym, możemy uznać nasz sojusz za oficjalny? - spytał łucznik z utworzonej przez siebie wieży, z wciąż nałożoną strzałą na cięciwę. Pewnie na wszelki wypadek...
Amney: Chodziło o coś innego. Nie o fakt, że nie wypowiedziała rozkazu. Wiedziała, że rozkaz by zadziałał gdyby tego chciała, nawet bez wypowiadania słów. Ale jednocześnie wiedziała, że tym razem coś go zagłuszyło. Wszyscy patrzyli na barierę przed nimi, nie za bardzo wiedząc co zrobić, aż ta zaczęła słabnąć i wewnątrz niej widziała 4 osoby. 3 nieznane i... swoją legendę. Ta wyglądała na taką, będącą w tarapatach. Czyżby ta bariera i być może sytuacja, w jakiej się ona znalazła były przyczyną, dla którego rozkaz nie zadziałał?
Finn: Lecieli, gdy nagle... powietrze zawirowało i przed nimi znajdowała się budowla. -Ktoś rozproszył wszelką iluzję, w tym moją niewidzialność! - poinformował szybko Hermit, a Mea, nie czekała. Dotknęła szybko wszystkich po kolei i skupiła energię magiczną. Widzieli jeszcze, jak w ich stronę ktoś leci. Ktoś, kto otacza się piorunami, gdy nagle poczuli ozon i... znaleźli się na ziemi.
Never, Grey, Samael, Gonzales i Finn: Tak oto cała grupa (całkiem spora już) znalazła się naprzeciwko siebie. Grupa Nevera i Samaela szybko rozpoznała zwycięzcę Igrzysk Magicznych, Finniana Jerome, jednak nie rozpoznali kobiety przy nim oraz dwójki mężczyzn. Kobieta była szczupła, w wieku współczesnego maga, a jej jasne włosy miały końcówki z zielonym zabarwieniem. Po jej ciele w chwili obecnej wędrowały pioruny, niemalże jednoznacznie wskazując ją jako winną całego tego "zamieszania". Jeden z nich miał jasnobrązowe włosy, podobne do policjanta rysy twarzy oraz solidną zbroję i płaszcz na nią narzucony. Drugi miał na oko 4-50 lat i ubrany był w długą szatę. W ręce trzymał książkę, a na nosie miał okulary. Zarówno włosy jak i brodę miał zadbane, choć widać było, że zaczyna już siwieć. Druga strona też była stosunkowo dobrze znana. Zarówno Grey, Never i Samael brali udział w Igrzyskach Magicznych. Z kolei ich towarzysze to też nie byle kto. Jednym z nich był rosły, potężnie zbudowany mężczyzna o ogolonej i surowej twarzy. Drugą z nich była... niewielka dziewczynka, chodząca boso, wyglądająca na 10 lat, ubrana w białą sukienkę, a także z długimi aż do ziemi blond włosami. Jakby dla przeciwieństwa, razem z nimi stał grubasek o potulnym wyrazie twarzy z monoklem oraz eleganckim, acz już zniszczonym niestety garniturze. Całości dopełniała jeszcze szczupła, opalona kobieta, ubrana podobnie jak jedna z zarządców całej tej bitwy, jednak jej strój nie posiadał czerwonych odcieni, a raczej jasne, piaskowe. Jej wzrok był przebiegły i na swój sposób... budził obawy. Do tego był jeszcze mężczyzna w pełnej zbroi oraz wyglądający kompletnie przeciętnie współczesny mag. Szczęśliwie, wszyscy odsunęli się dość daleko od miejsca... lądowania. Potężne uderzenie ognia "pod" lewitującą wieżą spowodowało falę gorąca, jednak nikomu nic się nie stało. Wśród całej tej pożogi widzieli dwie osoby. Jedną z nich był starszy mężczyzna, z poważną, wręcz surową twarzą, odziany w lnianą koszulę i płaszcz, a w ręce dzierżący kostur. Na jego barku zaś leżał białowłosy dzieciak ze znakiem Fairy Tail na karku. Duet otaczały płomienie, a starszy mag dyszał, wyraźnie zmęczony. Otoczył się jednak ostrożnie płomieniami, jakby nie do końca wiedząc co teraz zrobić. Coś czuł, że wpakował się w niezłe tarapaty.
Info od MG:
Dzień IV: Popołudnie Laen: 63 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 210 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń), Shoukichi 8/10 (Never) | Finn: 230 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Obolały, ale poza tym to nic Władca Kasztanów: 7MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) CD 0/3 | Bardzo zmęczony Aran: 77 MM | 7 rozkazów (prawa dłoń) | Wyspany, wypoczęty Samael: 136 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 7 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona, przygwożdżona do ziemi, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 64 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony
Termin: Niedziela 11 XI godz. 21.00. Bez przedłużeń
Wyeliminowani: Aran: + 35 PD, ciągły ból brzucha, do sierpnia x804 roku
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 04 2018, 23:12
Taktyczny odwrót, w celu zebrania sił bywał często stosowany przez Gonzalesa. Czasem taki taktyczny odwrót nie miał już powrotu, gdyż nie było warto po raz drugi się bez sensu narażać. Tym razem jednak Gonzales nie brał pod uwagę możliwości odwrotu. Nie tylko dlatego, iż nie sądził by ten był możliwy, ale czuł całym sercem, że ta walka miała swój cel. Cel, którego nie mógł porzucić, bez względu na to w jak beznadziejnej sytuacji się znajdował. I kiedy już upadł, przekonany, że zrobił wszystko, co tylko mógł, przemówił do niego głos rozsądku. Taki, że jeszcze przez chwilę Gonzales postanowił zawalczyć ze swym zmęczeniem. - Eeee... A później? - wybełkotał pytająco. Potem jednak przeszła przez głowę Gonzalesa bardzo ponura myśl, że może już nie być później... I to aż sprawiło, że przełknął nerwowo ślinkę. Na szczęście głos rozsądku okazał się być nie tylko głosem, który zabrzmiał w głowie Gonzalesa. Uczynił to, czego Gonzales nie był w stanie zrobić. Gdzie i w jaki sposób Gonzales się przeniósł, tego nie był w pełni świadom. Kolejna ponura myśl przemknęła przez głowę Gonzalesa, iż zawiódł... Zabrakło mu siły... Tę myśli jednak wypchnięte zostały przez te, które mu podpowiedziały, że dostał okazję, aby je zebrać i dokończyć to, co już zaczął. Leżąc na ramieniu Perwolla uśmiechnął się. Postanowił się teraz zdać na jego wieloletnie doświadczenie. Nie miał siły, by podnosić głowę i sprawdzać co się działo dookoła. Ufał, że Perwoll wiedział, co należało teraz zrobić. Gonzales nie musiał mu chyba niczego dyktować. Zresztą wiedział, że on i tak teraz nikogo nie skrzywdzi. Nie musiał i nie chciało się chłopaczkowi pilnować dziadka. - Dzięki staruszku - powiedział słabo, po czym odetchnął sobie z ulgą.
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Wto Lis 06 2018, 22:36
Białowłosy mógł powiedzieć, że od pewnego czasu wiele się działo, a on tylko przyglądał się temu wszystkiemu, jednak to byłoby swego rodzaju niedopowiedzenie. On po prostu po raz kolejny biorą udział w tym niecodziennym i nietypowym wydarzeniu zachował się tak, jakby go tutaj nie było, może i ciałem podróżował z innymi, ale nie jego umysł. Będzie musiał naprawdę po tym wszystkim coś z tym w końcu zrobić, już raz to sobie powiedział, teraz to prawie przysiągł w swojej głowie. Tym razem miał znacznie więcej szczęścia, nic w tym czasie bardzo ważnego się nie stało, najważniejsze najwyraźniej miało się właśnie zacząć, kiedy wrócił do żywych. Bo w sumie do tego można chyba zaliczyć nagłe pojawienie się latającej wieży, która jak się później okazała była ukryta pod iluzją, a która została rozproszona przez Pierwszą. Czytał wiele, jako obecny Mistrz Wróżek, na temat swoich poprzedników, sporo z tego nie była dostępne jak i przeznaczona dla pozostałych czarodziejów z gildii, nie mówiąc już o osobach spoza niej. Wiedział, że Założycielka była naprawdę kimś niesamowitym, jednak widzenie tego co może, a zapewne to była tylko pewna cząstka jej siły, było czymś większym. To w takich chwilach człowiek zaczyna rozumieć, jak czasami mało w porównaniu do innych potrafi, jak i zadaje sobie pytanie, czy kiedyś w przyszłości osiągnie posiądzie chociaż cząstkę takich umiejętności. Wiele natomiast wskazywało, że niedługo może tutaj do jakiegoś większego starcia, a tak przynajmniej uznał mag błyskawic, który teraz postanowił za wszelką cenę skupić na tym co się tutaj dzieje. Nie pozwolić na oderwanie się od rzeczywistości tak jak to miało przed chwilą, jak i znacznie wcześniej, mogło to być zbyt niebezpieczne. Widział tutaj dwie rzeczy, które chyba najbardziej przykuły jego uwagę, jednak starał się nie skupiać oczywiście wyłącznie na nich. Jedną z nich była ta lecą w kierunku ziemi kula ognia, która gdy tylko została przez Sama zauważona spowodowała myślenie o jednej konkretnej osobie. Gonzo, jego "młodszy brat" jak od pewnego czasu zaczął go uważać, a któremu również przypadło to do gustu. Nie wiedział czy chłopak jeszcze bierze udział w tych zmaganiach, widział go tylko przed rozpoczęciem, w sumie to również nie miał pojęcia jak idzie pozostałym Wróżkom. Jednak to właśnie o tym co się dzieje z młodym czarodziejem myślał niż o innych, o których miał nadzieję, że jeszcze biorą w tym udział, a jeśli jednak tak nie było, to nic poważnego im się nie stało. Widok tej kuli sprawił, że Białowłosy zaczął wierzyć, albo może nawet czuł, że to mogła być sprawka właśnie innego maga o takich samych włosach co on. I jak się okazało, tak właśnie było, jednak Gonzales nie wyglądał na takiego który od razu po wylądowaniu miał kontynuować swoje żarty lub coś podobnego. Osłabiony, zmęczony tak, lecz najważniejsze, że wydało się, iż nie doznał jakieś większej rany wcześniej czy podczas samego lądowania, był cały. Lecz czy będzie tak dalej to miało się okazać najpewniej w ciągu kilku najbliższych chwil, a mogło stać się wiele. Druga rzecz, na którą obecny Mistrz Fairy Tail zwrócił najbardziej uwagę to ta błyskawica, która uderzyła przed nimi, a która wydawała się mieć w sobie bardzo dużo siły. I która na dodatek okazała się być jeszcze nie widzianym przez czarodzieja barwie, była ona śnieżnobiała. Widział i mierzył się ze zwykłą podczas Igrzysk Magicznych, a przynajmniej wtedy taka mu się wydawała i którego użytkownika udało mu się pokonać, może nie do końca sam, gdzieś tam był również Tora, ale to właśnie Wróżek mierzył się z nimi. Potem były czarne błyskawice z którymi Białowłosy może i przegrał, jednak przez pewien czas jakoś udawało mu stawiać im czoła, dzięki czemu coś z tego pojedynku wyniósł. Teraz ostatni kolor, Biały, można powiedzieć, że w końcu wszystkie kolory takiej magii jak on widział, Sam przecież sam mógł stworzyć błyskawice o różnej barwie. Pojawiało się teraz pytanie, co ten, niewidziany do tej pory kolor potrafi jeszcze oprócz już widzianej może zdziałać. Starał się przygotować na wszystko, choć to pewnie nie możliwe, jednak to właśnie próbować robić, gdyż istniało pewne prawdopodobieństwo, że to właśnie jemu przyjdzie się zmierzyć z nimi. Starał się ciągle mieć na oku osobę, chcą także lepiej ją ocenić, która jest posiadaczem tej magii, gdyż najpierw postanowił się zając swoim "młodszym bratem". - Nie wiem kim jesteś, ale wydajesz się opiekować Gonzalesem... A może dokładniej, ognistego, szalejącego podmuchy Fairy Tail - powiedział do starszego mężczyzny Samael, chcąc w ten sposób zwrócić na siebie jego uwagę jak i pokazać, że zna maga ognia, który leżał na jego plecach. Gdy już to zrobił, wykonał jeden krok w stronę tej dwójki starając się mieć na uwadze to co się dzieje wokół nich jak i spróbować zrobić odskok lub jakiś unik. Ta pierwsza błyskawica w ziemie mogła się okazać być ostrzeżeniem, po którym nastąpi atak, tym razem znacznie bardziej celniejszy od poprzedniego. - Wszystko z nim w porządku? Jest ranny? - po chwili czarodziej zadał dwa krótkie pytania, chcą się dowiedzieć czegoś o stanie jednego ze swoich podopiecznych. Może jakoś daleko od nich się nie znajdował, jednak z tej odległości mógł czegoś nie zauważyć, wszak nie miał jakiegoś niesamowitego wzroku czy coś. Rozmowy bądź jakieś inne negocjacje z drugą znaczną grupą Białowłosy przynajmniej na obecną chwilę postanowił pozostawić Grey, jak na razie wydawało się, że ona w ich drużynie dowodzi. Na razie nie szło jej jakoś źle czy coś, tak wiec postanowił na razie tą kwestie pozostawić jej, gdyż jego zdaniem miał jedno, nieco inne i dla niego ważniejszą sprawę w tej chwili.
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Sro Lis 07 2018, 20:52
PERSPEKTYWA GREY Świetnie. Widać było że mój instynkt mnie teraz nie zawiódł. Rzeczywiście coś tam było... I to ukryte przy użyciu iluzji. Całe szczęście, że dla Mavis-chan to było nic. W każdym wypadku odsłoniło nam to widok, którego najważniejszym elementem była kula ognia, na którą na szczęście byliśmy przygotowani. Ale nie na uderzenie pioruna. Ajć... W końcu jednak kurz opadł i przed nami pojawił się jeden z uczestników Igrzysk Magicznych... Chociaż gdzie uczestników, to był sam zwycięzca, Finnan Jerome. Wraz z innymi osobami, które nie rozpoznawałam... ale prawdopodobnie to były jego Legendy. Wraz z kulą ognia... a właściwie staruszkiem, który otaczał się płomieniami. Wraz z dzieciakiem na jego barku. Miałam naprawdę fatalne przeczucia, coś mi mówiło że ta iluzja nie była wytworzona przez uczestników "turnieju" i zrobiliśmy coś co sprawi że za chwile wydarzy się tu piekło. Więc warto przynajmniej postarać się, aby nie było walk na kilka frontów. Wyglądało na to, że Samael-san kogoś rozpoznawał. Dobrze. To jeden problem mniej. Co do drugich, to niestety nie miałam absolutnej pewności, jako że ta kobieta otoczona piorunami wywołała to wszystko. - Mavis-san. Zostawiam tobie przygotowania bo mam wrażenie że najgorsze dopiero nadejdzie. Szepnęłam do wróżki. Ja w tym czasie odwróciłam się do zwycięzcy Igrzysk Magicznych i podniosłam rękę w geście, że nie mam nieprzyjaznych zamiarów... oraz chcę zadać pytanie. - Chciałabym się zapytać... Czy ścigacie tą dwójkę? Czy wywołaliście tą iluzję? Zresztą mała propozycja: póki wszystko sobie nie wyjaśnimy to zróbmy zawieszenie broni... Miałam tylko nadzieję że zwycięzca Igrzysk jest bardziej rozsądny niż Never-kun oraz nie zaatakuje nas. W wypadku gdyby jednak maczał palce... cóż, gdyby tylko Samael-san przekonał dwójkę, to mielibyśmy przewagę liczebną. Chociaż wciąż liczyłam, że Jerome-san znalazł się tutaj przypadkowo. Trzeba było działać szybko. Nie tylko z powodu nadchodzących zagrożeń, a także Never-kuna. Ponieważ to wszystko działo się szybko, mój bohater miał problemy z pogrupowaniem sobie wydarzeń, ale gdy tylko poskłada puzzle, to może wyjść w jego głowie, że to jest pościg jakiegoś niewinnego człowieka i rzuci się do walki, czego chciałam naprawdę uniknąć. Do czasu przerwania negocjacji i ewentualnego zawiązania sojuszu albo sojuszów... wolałam unikać walki.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Czw Lis 08 2018, 19:09
Białowłosy z pewnością się zamyślił. Ciche westchnienie dobyło się z jego strony, kiedy tylko przetworzył te kilka ostatnich chwil. Pomijając już kwestie, które jakoś był w stanie wyjaśnić za pomocą składniejszych słów, mieli teraz niemały ambaras. Kilka grup w jednym miejscu, a na domiar wszystkiego - młody Jerome raczej mógł poznać swoich przeciwników z stosunkowo odległego już okresu w czasie. Chociaż sam zmienił się nieco, to liczył jednak na to, że jego tożsamość jakoś za bardzo nie wypłynie. Inaczej jego alternatywne imię podane jego towarzyszce byłoby przynajmniej nietypowym zabiegiem. Cóż... - Heh, co robimy teraz Pani kapitan? - zadałby proste pytanie do swojej towarzyszki, spoglądając to na ich Legendy, to na ich przeciwników lub sojuszników. Sam wolał nie wychylać się przed szereg, jednak zważywszy na zaistniałą sytuację, wypadało podać jakieś wyjaśnienia. Coś, co mogłoby wytłumaczyć wszystko, a jeśli pamiętał wystarczająco dobrze pewne kwestie... powinien być w stanie jakoś wybrnąć z tej sytuacji, w której to oni wyglądają jak ci źli, niedobrzy ludzie, pastwiący się nad starcem z dzieckiem. - Nie sądzę by walka, czy dalsze zmagania miały większy cel. Całe to wydarzenie, nie... całe to miasto zdaje się być przesiąknięte demoniczną energią, a zważywszy na to, co stało się ostatnio z Magnolią... myślę, że powinniśmy współpracować, aby dowiedzieć się o tym coś więcej - powiedziałby tylko na wstępie do wróżki, mając na uwadze to, że w tamtejszych wydarzeniach ten duet brał raczej udział. Przynajmniej sam policjant mógłby to znaleźć w policyjnych aktach jego posterunku w stolicy królestwa. Niemniej, wypadało dodać też pewne wyjaśnienia. - Może to zabrzmieć dziwnie, ale lecieliśmy sprawdzić walące się na głowy niebo. Czy też gruz, który spadał znikąd. Mimo wszystko, główna decyzja należy do tej pani - dodawszy to spojrzałby tylko na Meę, aby upewnić się jakie było jej zdanie w całej tej sprawie. Na dobrą sprawę wykończenie przynajmniej dwóch przeciwników nie powinno stanowić problemu, a w porównaniu do reszty raczej byli w lepszym stanie. Nawet mimo niekorzystnej liczebności. Niemniej, dodałby jeszcze w sveńskim języku krótką uwagę do swojej Legendy: - Sabre, spokojnie. Co zaś jeśli ich potencjalni sojusznicy zachcieliby dowodu? Wtedy najpewniej spróbowałby jakoś podzielić się wglądem do samego Grymuaru wynikającego z jego podstawowej zdolności magii. Może oni wiedzieliby coś więcej o istotach z listy. Warto też pamiętać, że ma jednak stosunkowo wysoką retorykę wynikającą z jego podstaw magii, czy nieco lepszą prezencje poprzez nagrodę za Sanktuarium w postaci Unballanced Love. Niemniej, kojarzył też możliwości ludzi, toteż skupił się raczej na ich legendach, coby uniknąć potencjalnego ataku, który... raczej miał nie nadejść, prawda? Co jednak jeśli by taki zaistniał? Wtedy najpewniej posiłkując się swoją zręcznością spróbowałby albo sparować cios, albo też odskoczyć razem z Meą. Nie wypada narażać sojusznika.
Amney
Liczba postów : 714
Dołączył/a : 24/08/2016
Skąd : Spod harnasiowego tronu
Temat: Re: Opuszczone Miasto Nie Lis 11 2018, 22:00
Powoli zaczynałam kojarzyć fakty, układać puzzle w tej układance. Może mowa tak jak myślałam do tej pory, nie była faktycznie problemem? Tym bardziej, że pozostali z "sojuszu", trzeba prędzej czy później ich wykorzystać na moją korzyść, poszli ją sprawdzić. Tylko jeszcze On... no nie no, muszę mu pomóc. Sama nie dam rady na tym etapie i nie w tym stroju! A raczej jego braku! Nadal pozostawało mi zakrywać się jakoś rękoma przed ewentualnymi ukrytymi obserwatorami. Grr! Jak ten "artysta" kiedykolwiek wróci to odnajdę go i się zemszczę! Teraz nie dano mi okazji do tego. A, ach! Moja legenda! W-wiec może teraz zadziała jak bariera upadła?! EKhe - legendo, rozkazuję Ci użyć Legendary Act'u!. I jeden rozkaz powinien pójść, a zaraz po nim kolejny - legendo, zniknij im z oczu! Ciekawe czy podziałało. Ciekawe też były czy słyszał mój głos w umyślę podczas tego. Mi pozostało szybko zdjąć jakieś ubrania z nieboszczyka by nie świecić swoją... intymnością...
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Lis 12 2018, 21:16
MG:
Ezra al Sorna: Walka trwałaby nadal, gdy nagle... Stało się coś niesamowitego. Pojawiła się masa różnego rodzaju duchów, które powstrzymywały jakąkolwiek ofensywę, rozdzielając walczących. W tym całym chaosie, pośrodku wszystkiego pojawił się on. Jeden z zarządców. Nie wyglądał imponująco, ale właśnie zaprzestał walki między kilkoma legendami, pozornie bez jakichkolwiek problemów. -Na moment zaprzestańcie walki. - powiedział chudy mężczyzna w płaszczu o bardzo bladym cieniu i wzroku nieobecnym, niemalże jak u osoby ślepej. -Zdarzyła się pewna niedogodność. Organizator planuje nagrodzić dodatkowymi 3 rozkazami każdego, kto pomoże mu pozbyć się osób naruszających zasad. Grupa ta jest także odpowiedzialna za śmierć jednego z zarządców. Proponuję czwórce waszych legend utworzyć sojusz i ich zaatakować. Wesprę was w walce, dopilnowując, by nikt nie wbił nikomu noża w plecy dopóki trwa walka przeciwko osobom zagrażających naszym regułom. Co wy na to? - zapytał, a armia duchów dookoła niego nie pozwalała na jakiekolwiek agresywne bądź nawet gwałtowne zachowania, błyskawicznie znajdując się tuż przy takich osobnikach i będąc gotowymi do... walki.
Amney i Laen: Bariera upadła nim Amney w pełni zdążyła wykorzystać rozkazy. Wiedziała jednak jedno. Jej legenda nie mogła użyć swojego Legendary Actu, gdy ten był już aktywny. Samo to w sobie już mogło być zdziwione, jednak gdy miała użyć drugiego rozkazu, wszyscy usłyszeli jedno. -Wstrzymaj się na chwilę. - głos był niski, dudniący, wręcz sprawiał, że ziemia się zatrzęsła. Laen znał ten głos. Jeden z zarządców, gigant przemówił. Po chwili na Amney pojawiły się ciuchy stworzone z tajemniczego materiału, najpewniej skóry jakiegoś zwierzęcia. Były jednak delikatne w dotyku, wydawały się wytrzymalsze od zwykłego lnu czy bawełny, a jednocześnie nie krępowały. Wszystko spowił cień. Cień tego gigantycznego osobnika będącego jednocześnie zarządcą -Wystąpił pewien problem. Mamy grupę osób, która złamała zasady i zamordowała jednego z zarządców. Wszystkich, którzy wspomogą nas w ich eliminacji nagrodzimy 3 rozkazami. Co wy na to? - zaproponował wszystkim tu zebranym, uważnie na wszystkich spoglądając.
Never, Grey, Samael, Gonzales i Finn: Wymęczony Gonazeles podziękował staruszkowi tak cicho, że tylko on mógł go usłyszeć. Usłyszał on natomiast bardzo dobrze głos Samaela. -Szalejący... zdecydowanie pasuje. - powiedział starszy mag prostując się i mierząc Samaela wzrokiem. -Nie otrzymał wielu obrażeń, ale wycieńczył swój organizm. Potrzebuje sporo odpoczynku by zregenerować chociaż siłę fizyczną. Nie wiem ile czasu zajmie mu regeneracja many. - odpowiedział, choć nie opuścił on bariery ognistej. -Mogę mu pomóc. - powiedział grubasek o pogodnej twarzy, który już wcześniej pokazał, że faktycznie umie wpływać na ludzkie ciała. Tymczasem Grey prowadziła rozmowę dyplomatyczną pomiędzy ich grupą, a świeżo przybyłą grupą Finna. -Tak jak myślałam... - podsumowała Mea. -Te zawody trzeba zakończyć. To rytuał podobny do tego, jaki miał miejsce w Depr. - poinformowała. -A-ale jak to przerwać. Przecież, to bez sen... - zaczął Hermit gdy kobieta mu przerwała. -Na mocy rozkazu zdejmuję z Ciebie wszystkie ograniczenia nałożone przez organizatora. - powiedziała gwałtownym głosem, a ciało mężczyzny w okularach i z książką rozbłysnęło jasnoczerwonym blaskiem. -C-co jest... - powiedział gdy całość się skończyła. -Więc... to tak... - powiedział wyraźnie zszokowany. -Jeżeli chcą nam pomóc, też muszą uwolnić swoje legendy z tego ograniczenia... - skomentował już prostując się do końca. Nagle jednak stało się coś dziwnego. Dookoła Nevera pojawiło się kilka run, zamykając go w jakiejś dziwnej strefie. -Czemu współpracujesz razem z organizatorem. - powiedział nagle mag płomieni, trzymający na barkach Gonzalesa i wskazując na Nevera z wyraźnym gniewem w oczach. -On odpowiada za stan twojego "szalejącego" towarzysza. - warknął, wyraźnie zirytowany tą "dwulicowością" Sama, jak mu się na ten moment to wydawało. -Nie nie nie, to nie tak. On nie jest organizatorem. - usłyszeli nagle inny głos. Była to kobieta. Poznali ją natychmiast. Jedna z zarządców, ciemnoskóra kobieta odziana zbyt podobnie do Serpensis. -Wielką mi przykrość sprawia, że muszę pokonać swoich braci i siostry z Nieskończonej Pustyni. - wspomniała po czym wyraźnie wzrósł jej poziom energii magicznej. Podobnie jak wtedy, gdy poprzedni zarządca przywołał nieskończoną wręcz ilość armii. -Żegnajcie. - po tych słowach ziemia u stóp całej grupy zmieniła się w piach, który zaczął ich otaczać, mając za zadanie ich unieruchomić. Przynajmniej tak to teraz wyglądało...
Info od MG:
Dzień IV: Wieczór Laen: 63 MM | 11 rozkazów (prawa dłoń) | Złamane lewe żebro Never Winter: 210 MM | 2 rozkazy (lewa dłoń) | Grey Eminence: 0 MM | 4 rozkazy (lewa dłoń), Shoukichi 9/10 (Never) | Finn: 230 MM | 5 rozkazów (prawa dłoń) | Obolały, ale poza tym to nic Władca Kasztanów: 7MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) CD 0/3 | Bardzo zmęczony Samael: 136 MM | 3 rozkazy (prawa dłoń) | Amney: --- | 7 rozkazów (prawa dłoń) | Zmęczona, przygwożdżona do ziemi, malinka po lewej stronie szyi Ezra al Sorna: 64 MM | 0 rozkazów (prawa dłoń) | Rozcięta twarz, lekko krwawi i piecze, na prawo od lewego barku, rana krwawi i boli, utrudnia władanie lewą ręką, w prawym udzie rana krwawi i boli. Zmęczony
Termin: Poniedziałek 19 XI godz. 21.00. Bez przedłużeń
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pon Lis 12 2018, 23:26
Miał nadzieje, że ich aktualna sytuacja wyglądała nieco lepiej, aniżeli chwilę temu. Niemniej, sprawy lubiły się komplikować. Co zaś z samym rozkazem policjanta? Ten oczywistym sposobem uwolniłby swojego Sabre spod wpływów organizatora, aby ten mógł własnowolnie zdecydować, co powinien uznać za słuszne. Mimo wszystko, miał zamiar podpytać o jedną kwestię. - Czy legenda posiada jakiś słaby punkt? Inny niż słowa - skierowałby to pytanie zarówno do samego Hermita, co jego miecznika. Kwestia ta mogłaby się okazać dość istotną, bo być może wystarczyło celować w punkty witalne, jak w przypadku zwykłego człowieka. Gorzej, jeśli ci potrafiliby je zregenerować. Mimo wszystko, nie mieliby wiele czasu na zastanawianie się, kiedy to jakiś nietypowy pościg pojawiłby się przed nimi. Roznegliżowana kobieta, prawie że organizatorka. - Przepraszam, a może przed naszą śmiercią raczyłaby się pani Legenda przedstawić - zasugerowałby tylko, korzystając przy tym ze swoich nader niezwykłych zdolności retoryki. Wszystko po to, aby zaraz później zarządzić jedną komendę jego towarzyszowi. - Sabre, spróbuj nas oddzielić od piasku. Piasek nie wróżył nic dobrego. Liczył na to, że prędkość jego szermierza pomorze im jakoś odepchnąć zagrożenie spod nóg, a być może inni sojusznicy zajmą się jakoś inną formą defensywy. Liczył też, że uzyskał odpowiedzi względem słabego punktu, bo jeśli takowego by nie znał... pozostawałaby głowa. Westchnął jedynie cicho, walcząc z tą myślą. Mimo wszystko, nie sądził, aby mordowanie przynosiło jakieś korzyści, jednak mieli tutaj do czynienia z kimś, kto de facto już nie żył. - Jeśli dacie radę ją zająć i ukryć moją obecność, spróbuję coś zrobić - powiedział cichym, acz przekonanym tonem w kierunku wróżki towarzyszącej innemu 'magowi', który to lubił uchodzić za bohatera. Zresztą sama Mea, czy Hermit śmiało mogli podłapać ten plan, który miał jeden szczególny punkt. - Jeśli się uda, Herm... spróbowałbyś dobić cel? Nie mógł rozkazać cudzej legendzie, jednak nie mógł polegać tutaj raczej na nikim innym, aniżeli użytkowniku talizmanów. Szczęście, siła rażenia i efekt zaskoczenia. Tego teraz potrzebowali. Dlatego też liczył, że jego sojusznicy odwrócą uwagę nadzorczyni. Liczył, że uda mu się znaleźć chwilę spokoju, aby przyzwać swoje Sacred Relict w formie łuku, uzyskując tym zdolność łucznika na poziomie drugim. Aktywowałby nawet zaklęcie rangi C Superbia, które miałoby jeszcze bardziej poprawić jego celność. Zwinności mu nie brakło. Szybkości też nie. Opanowanie miał jakby z głowy za sprawą kontroli i dozy pewności siebie z podstaw jego magii. Pozostawała mu więc już tylko jedna kwestia, a dokładniej... siła rażenia. Ta miała być zapewniona w prosty sposób. Prosty, acz niosący za sobą pewne konsekwencje. Otóż sam Jerome miał zamiar użyć swojego gniewu, czy irytacji na taki przebieg zdarzeń pod postacią Iry rangi A. Wszystko to przelałby na strzałę, którą miałby posłać w kierunku głowy przeciwniczki. Jeden, potężny strzał wymierzony mniej więcej w głowę, czy też szyję osoby. Z tą siłą rażenia raczej nie powinno robić to większej różnicy. Mimo wszystko... było tutaj wiele luk i wiele zależności. Gdyby jednak nikt nie potrafił ukryć obecności policjanta, wtedy ten skorzystałby z Accedii rangi C. Ponadto warto tutaj pamiętać o chmarze umiejętności pod postacią rzeczonej wcześniej kontroli, czy samego jokera, zwiększającego prędkość ataków. Ważną rolę także odegra tutaj Support, podnoszący jeszcze bardziej zdolności strzeleckie chłopaka. Co więcej, jakby znalazł się w większym zagrożeniu, nie przerywając celowania dzięki swojej zręczności oraz kontroli, odskoczyłby tatuażem trzy metry w inne miejsce, aby zaraz potem wystrzelić. Gdyby jednak akcja się udała, to posłałby też drugą strzałę prosto w serce przeciwniczki. Ta jednak bez zbytniego wspomagania. Ponadto mógłby tutaj też liczyć na pozytywny efekt jego starej monety, która nieraz potrafiła go obdarzyć sporą porcją szczęścia. Oczywiście, jeśli znałby słaby punkt legendy, to celowałby w niego, a nie w głowę, czy serce. Nie wypada tracić elementu zaskoczenia, prawda?
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Czw Lis 15 2018, 03:56
Al Sorna skwitował pytania swoich nowych sojuszników skinięciem głowy. - Owszem. - odpowiedział jednym słowem na aż dwa pytania.
Jednak jakąkolwiek dalszą walkę przerwało pojawienie się jednego z Zarządców. Półdemon wysłuchał jego słów, jednocześnie aktywując PWM Demonic Eye, by sprawdzić czy jest on demonem. Cały turniej strasznie mocno zalatywał mu demonami... I jeszcze ten brak połączenia z Mefistofelesem oraz wzrok organizatora, gdy próbował skontaktować się z Księciem... Mógł się mylić, ale gdyby tamten był po tej "dobrej" stronie, to samo to że Ezra współpracował z demonami stanowiłoby dobry powód do wyeliminowania go. No i lokacja samego Opuszczonego Miasta. Norgath. Tak... Zdecydowanie za dużo rzeczy kręciło się tutaj wokół demonów.
Ale nie tylko to było podejrzane. - Czemu Zarządcy sami ich nie zlikwidują? Podejrzewam, że dysponujecie znaczącą mocą. Nie byłoby prościej odesłać Legendy i pozbyć się magów? - zapyta, a następnie doda lekko zirytowanym tonem. - Podejrzewam, że nie jesteście w stanie tego zrobić. Inaczej jeden z was by nie zginął. Dlatego oczekuję, że podzielisz się z nami wiedzą o ich liczebności oraz tym kim są Legendy i jakimi mocami dysponują. To chyba uczciwe żądania?
Korzystając z kolejnego PWM - Herald of Hell - wyśle do niego telepatyczny przekaz:
Jaki jest wasz cel?
Mag odwróci się do Xin: - Co o tym sądzisz, Cesarzowo? - zapyta, chyba pierwszy raz od początku ich znajomości używając jej tytułu. Skoro jednak ją uwolnił, to uznał, że powinien w końcu skończyć te dziecinne przepychanki słowne i samemu zacząć zachowywać się jak równorzędny partner. Nawet jeśli w jego pamięci wciąż pozostawał wyraźny obraz jej piersi, z chwili gdy ją opatrywał. - Nic cię tutaj nie trzyma. Jednak chciałbym, byś mi pomogła. Razem mamy większe szanse, chociaż najchętniej zobaczyłbym Friedericę nabitą na swój miecz.
Gdy usłyszy odpowiedź, rozejrzy się po okolicy i podniesie głos: - Friederico, bądź tak miła i rusz tutaj swój kształtny tyłek. Mamy bitwę do zaplanowania. - warknie. - Chyba, że wstydzisz się spojrzeć nam prosto w twarz? Przyprowadź też twoją panią.
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Opuszczone Miasto Czw Lis 15 2018, 17:32
Znajdując się gdzieś na granicy świadomości, u bram wyimaginowanego pokoiku, gdzie na Gonzalesa czekało już tylko wygodne łóżeczko oraz szklanka mleka przed snem, chłopaczek nagle usłyszał swoje imię. Myślą więc wrócił do świata, unosząc lekko głowę. No tak... Wciąż brał udział w jakiejś wielkiej grze, której to nieudolnie próbował przed chwilą zapobiec. Ale jak się okazało, znalazł się w takim miejscu i w takim towarzystwie, że przestał się o cokolwiek martwić. - Braciszek Sam?! - zapytał z niedowierzaniem, gdy tylko ujrzał, że Samael też tam był. Wewnętrzny miernik epickości Gonzalesa nagle podskoczył do poziomu, w którym chłopaczek przestawał zwracać uwagę na zmęczenie. Wyrwał się prędko z uścisku staruszka i rzucił się braterskim przytulasem w Samaela. Pozostała część grupki za specjalnie Gonzalesa nie obchodziła. To nie oni mieli w sobie prawdziwą siłę, by wszystko naprawić. Oni nie wiedzieli, czym jest prawdziwy Duch Fairy Tail oraz bezgraniczna wiara w towarzyszy. - Chciałem temu zapobiec... Powstrzymać zło... Ale zabrakło mi sił! - wykrzyknął zaszlochany Gonzales. - Znalazłem tego potwora, który za to odpowiada... Chciałem to skończyć, tak by inni nie musieli... Zawiodłem... - Gonzales odsunął się w tym momencie od Samaela, by rękawem otrzeć cieknące mu z oczu łzy. Trochę nim wtedy zachwiało. Był dość zmęczony, a wokół jeszcze zaczęły się dziać jakieś rzeczy, z którymi Gonzales raczej nie poradziłby sobie w obecnym stanie. - Zajmiesz się resztą, bracie? - burknął nieśmiało do Samaela, trzymając spuszczoną głowę. Wierzył, że siła maga błyskawic była tak ogromna, iż mógłby on sam zakończyć cały ten turniej, ale nie zrobił tego jeszcze, ponieważ byłoby to niesprawiedliwe wobec innych uczestników. Teraz jednak reguły nie miały już żadnego znaczenia. A Gonzalesowi nie pozostało teraz już nic innego, jak tylko wiara w innych.
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Opuszczone Miasto Pią Lis 16 2018, 12:10
Białowłosy i jego niecodzienna więź z jego "młodszym bratem" mogła niektórych tutaj zebranych, zarówno w jego jak i w tej drugiej drużynie zaskoczyć. Ba, w sumie to nawet nieco sam Sam był zaskoczony tym, że ten konkretny młody czarodziej zareagował na niego w taki, a nie w inny sposób. Na szczęście to dosyć szybko zakończyło się, dzięki czemu mag błyskawic mógł lepiej skupić się na tym wszystkim co się tutaj działo jak i na samym Gonzalesie, który najwyraźniej zmagał się z czymś silnym. I z czymś wartym uwagi, a przynajmniej tak mógł uznać po zachowaniu Wróżka, znał chłopaka więc był w stanie chyba najlepiej ze wszystkich tutaj go zrozumieć. - Jeśli to teraz nie jest dla ciebie problem - powiedział obecny Mistrz FT do grubaska, chcąc w ten sposób polepszyć stan w jaki obecnie znajdował się Gonzo, który nie był za ciekawy, na którego głowę położył swoją ręką, a którą kilka krotnie poruszył, zmieniając tym samym nieco jego fryzurę. Taki prosty gest mógł się wydawać, jednak do tej pory pomagało to zarówno mu jak i magowi ognia, który jak widać być bardzo zmęczony. - Po pierwsze, nie zawiodłeś... Zawiódłbyś, jeśli byś nie spróbował, a i to czasami też warto sobie odpuścić... Jak ci już kiedyś o tym nie raz mówiłem - kolejne słowa były skierowane przez Białowłosego do osoby, która obecnie najbardziej z nich wszystkich tutaj potrzebowała odpoczynku. Zapewne jego zajmowanie i taka opieka nad pewną konkretną najbliższą z tutaj zebranych osób trwała by dalej i na niej skupiony byłby przede wszystkim Wróżek, jednak jak to bywa musiała coś się stać. Coś co w pierwszej chwili czarodziej nie do końca rozumiał z powodu skupienia swojej uwagi przez krótką chwilę na "młodszym bracie", gdy ziemia pod nim jak innymi zmieniła się w piach. Mogło to być złą decyzją, jednak na razie nie zamierzał działać, postanowił zostawić to innym i nie przeszkadzać, a skupić się na tym, aby w razie czego nie pozwolić zranić Gonza, siebie oraz swoich Legend. Na razie nie chciał ich wykorzystywać przy pomocy Rozkazu, jeśli natomiast zamierzają sami coś zrobić z osobą odpowiedzialną za tą próbę unieruchomienia, nie zamierza ich zatrzymywać.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.