I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
W sumie co było na początku nie pamiętał żaden z nich. Jeden nie wiedział o drugim, każdy robił co innego, był gdzie indziej i w zasadzie - nic ich nie łączyło. Mogli być spokrewnieni, przyjaźnić się i wiele innych, ale w zasadzie - nic nie wskazywało na jakikolwiek system doboru. System był losowy, zawsze był. By na ziemi mogła panować harmonia, system musiał być losowy. To czy urodziłeś się Bogaty czy biedny - to wszystko wina systemu, durnego losowania, na które nawet nie masz wpływu. Ale drogi wędrowcze, to właściwie nie o tym prawda? To o nich, to o was..
Wyrwani z codziennych zajęć, z monotonii życia płynącego w Earthlandzie, zostali rzuceni w wir nowej przygody. Może niektórym przerwano ważną misję, może ktoś właśnie miał umrzeć, nie ważne, bowiem to było tu i teraz. A gdzie dokładnie? Jakieś 100m nad poziomem ziemi, szum wiatru w uszach i zbliżający się cień, widoczny z nocnego nieba, pozwolił tylko na jedną reakcję, wziętych z zaskoczenia magów - strach. Co poniektórzy może próbowali bronić się magią, może chcieli użyć swoich przedmiotów, coś jednak było nie tak, nawet bardzo nie tak. Nic nie działało. Pomoc, ratunek, bezpieczeństwo, niknęły w ułamku sekundy, zastąpione obrazami z życia, które przelatywały w ich umysłach niczym powolny film, ich ostatni film.
I wtedy uderzyli, z chlupotem a nie łoskotem, jak się spodziewali. Ich ciała zamiast rozpaść się, ugiąć i oddać ziemi swe soki, zapadły się w chłodnym bezkresie wody. Jednak czy było to wybawienie? Ciemność, zimno, strach... powoli próbowali machać kończynami by dotrzeć na powierzchnię, jednak nic z tego. Ciała ich nie słuchały, do ust wlewała się słona woda, to miał być koniec - ich koniec. Wtedy też gorący morski prąd, niczym dech samego Posejdona pchnął ich ku górze, ku wybawieniu. Bezwładne ciała wynurzyły się z wody, oświetlane blaskiem gwiazd i księżyca. Tak właśnie zastali ich marynarze na "Ferliczkonim", kierowani humanitarną postawą i ogromną empatią, charakteryzującą podwładnych TEGO kapitana, wyłowili bezwładne ciała z wody i umieścili w wolnych pokojach. Na szczęście obecnie "Ferliczkoni" obłożony był może w 2/3 więc miejsca u nich było pod dostatkiem, mimo że ostatnio nieoczekiwanych gości było coraz więcej. Tak właśnie minęła kolejna noc, na Ferliczkonim
Nastał ranek, a jasne słoneczne promienie wdzierały się przez bulaje. Te właśnie promienie, postanowiły wedrzeć się pod powieki śpiących na statku ludzi i zbudzić ich z ciężkiego snu, w który zapadli zaraz po wyciągnięciu z wody. To była dla nich bowiem ciężka noc, teraz zaś, znajdowali się w zupełnie nowym miejscu... Statek, bo sądząc po bujaniu, był to statek, był bardzo nowoczesny. Nie było to coś, do czego magowie mogli przywyknąć we Fiore. W zasadzie kajuta wyglądała jak normalny pokój, różniła się od niego może jedynie oknem. W każdej kajucie stały dwa łóżka, po przeciwległych krańcach pomieszczenia. Przykryte białym krochmalonym prześcieradłem i narzutą w prążki. Pod łóżkiem znajdowały się szuflady w których na czas podróży trzymać można było ubrania. Pod bulajem, stał drewniany stoliczek, przytwierdzony do podłoża, kolejny wraz z dwoma krzesłami, stał na środku pomieszczenia, na czerwonym dywanie. Ściany były pokryte żółtą tapetą, dwie lampki znajdowały się nad łóżkami.
Dax i Pheam: Dwójce magów z Fairy tail przypadła ta sama kajuta. Oboje też leżeli w swoich łóżkach kiedy to światło wpadło przez bulaj i zaświeciło im w oczy. Było to bardzo upierdliwe zjawisko, zakłócone dodatkowe przez jęki Daxa i nagły odgłos wymiotowania dochodzący z drugiego końca pomieszczenia. Jeden rzut oka lodowego maga, pozwolił zdefiniować źródło tego nieciekawego dźwięku. To zielony na całej twarzy Pheam, wymiotował właśnie do wiadra stojącego obok niego. Choroba morska, dotyka każdego, czy dużego, czy małego. Chłopak jednak nie zdążył się nawet ogarnąć, nim nie rozległo się pukanie, a do pokoju nie weszła Takara - trochę inna, ale Takara. Dziewczyna miała związane w koński ogon włosy, ubrana była w pasiastą turkusowo-zieloną bluzkę, jeansy na szelkach i tenisówki. Żuła najwidoczniej gumę do żucia i patrzyła na magów z zainteresowaniem. Dla porównania sami magowie przebrani byli w szare spodnie dresowe i białe lniane koszule, ich bielizna zaś, gdzieś przepadła.-Spadanie z nieba to jakaś nowa moda?-Wypaliła Takara jak do starych znajomych, zupełnie jakby to była TA Takara. Niefortunnie w tym momencie Fem znów zwymiotował.
Nanaya i Kirino: Dwie panie w jednym pomieszczeniu co to będzie, co to będzie? Tak się całkiem przypadkowo złożyło, że mimo dwóch łóżek, w nocy jedna z pań postanowiła przemaszerować przez cały pokój by wtulić się w tą drugą. Która weszła do łóżka której - nie wiadomo. Wiadomo za to że kiedy Nanaya obudziła się, ziewając przeciągle, zauważyła zdziwioną twarz Kirino, wpatrującą się z niecałych 15cm w twarz miodowo-włosej. Cóż, zaskakujący poranek. Obie panie ubrane były w szare dresy i białe koszule. ich bielizna zaś gdzieś wsiąkła.
Skowyt i Finny: Mdłości i ból głowy, właśnie to obudziło Skowyta, który odkrył, że jego nowa biała koszula i część szarych dresów, uwalona jest czymś cuchnącym a obok łóżka stoi wiadro, wypełnione tą samą breją. I jakby sam fakt jej dojrzenia i poczucia jej zapachu, spowodował że Skowyt znów sięgnął po ów narzędzie szatana i zwrócił zawartość żołądka, w skład której wchodziły resztki morskiej wody, więcej wody i żółć. Dźwięk ten, zbudził natomiast drugiego chłopaka, w postaci Finna, który podniósł się z łóżka, przecierając zaspane oczy dłońmi. W tym momencie drzwi otworzyły się a do środka wszedł starszy mężczyzna, w podobnym do ich stroju, z niebiesko-zieloną papugą na ramieniu.-Nowe ubrania, Kra-Zakraczała papuga, wskazując głową na Skowyta. Kraczące papugi czego to ten świat nie wymyśli...
Takara i Nimue: Dziewczyny obudziły się niemal natychmiastowo, podrywając się do pozycji siedzącej i patrząc na siebie a potem... na mężczyznę który znajdował się w ich pokoju! Czy to jego obecność zbudziła dziewczyny, czy może było to coś innego, nie ważne. Ważne że w ICH pokoju był mężczyzna.-Przepraszam drogie panie, ale kazano mi... dostarczyć wam śniadanie...-Skrzywił się, kładąc na stole, jedno jabłko. A co do samego mężczyzny, ubrany był jak dziewczyny w szare dresy i białą koszulę. Miał szare zaczesane do tyłu włosy. Nieco spłaszczony nos, jak u nietoperza i mięsiste wargi. Białka oczu nieco pożółkłe i źrenice w kolorze siarki. Ogólnie też wydawał się nieco zmęczony i blady... uśmiechał się jednak, uśmiechem, który wprawiał dziewczyny w... zakłopotanie?
Pace i Belfast: Kolejną osobą którą obudziło wymiotowanie, był Belfast. Dźwięk jaki dochodził z drugiej strony kajuty był nie do zniesienia i chłopak chcąc nie chcąc przebudził się, patrząc wprost na zwracającego do wiadra Pace'a. Nie ma to jak wspaniały początek wspaniałego dnia.
Raekwon i Carlos: Zlany potem Carlos obudził się, gwałtownie podrywając z łózka i łapiąc powietrze w płuca. Na szczęście nie topił się, był bezpieczny, to była kajuta a nie woda. Raekwon słysząc ruch towarzysza, poruszył się niespokojnie i podniósł powoli, otwierając oczy i rozglądając się po kajucie. Nowe miejsce, nowa twarz, nowe wyzwania. Mężczyźni nie mieli jednak specjalnie dużo czasu na zapoznanie się z obecną sytuacją, do drzwi bowiem, rozległo się pukanie.
Xaki i Raziel: Chrapnięcie, potem następne i niemrawe podrapanie się po brzuchu. Nie ma to jak przyjemny sen, którego nawet oślepiające promienie słoneczne nie są w stanie przerwać. Dobre sny miała ta dwójka gości, jednak gdy tylko drzwi ich kajuty otworzyły się z hukiem, Xaki wyrwał się ze snu, podnosząc się szybko z poduszki a Raziel z przejęcia aż spadł z łóżka lądując na podłodze. Oboje z żalem spojrzeli jednak na mężczyznę który wszedł do pomieszczenia. Ubrany w biały mundur, dziwną czapkę, z masą odznaczeń... pewnie był kapitanem, tylko młody jakiś. Krótkie czarne włosy widoczne były pod czapką, bystre piwne oczy lustrowały oboje gości a przyjazny uśmieszek błąkał się delikatnie na twarzy chłopaka, bardzo młodego jak na kapitana.-Więc kogo przywiały nam wiatry tym razem? Jaką ciekawą historią mnie uraczycie podróżnicy?-Zapytał zdejmując czapkę i siadając na jednym z krzeseł.
//Żeby nie było wątpliwości. Wszyscy jesteście ubrani tak samo, wszyscy nie macie swojego EQ a nawet bielizny//
Czas na odpis: 22.02(z powodu sesji, potem pewnie nieco przyspieszymy)
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Na morzach Egiptu Nie Lut 16 2014, 02:14
Coś się działo, nagle zniknął z miejsce, w którym obecnie przebywał. To był chyba szpital o ile dobrze pamiętał, chociaż z pamiętaniem pewnych rzeczy u niego było krucho, bo amnezja i te sprawy. Spadał, to było teraz najważniejsze, kierował się w wodę, a to uderzenie mogło się dla niego źle skończyć. Bał się, bo co innego miał zrobić? Wiedział, że zaraz umrze, śmierć mu teraz spojrzała w oczy. Wszystko, co pamiętał było jak bardzo wolny film z dziurami, taki stary i bez dźwięku. Był wolny, bo nie pamiętał zbyt wiele, a drogi miał kawałek do pokonania. W końcu poczuł jak zagłębia się w zimną, chłodną wodę, a strach pomału go ogarniał z większą siłą i zanurzał się coraz głębiej. To uczucie było mu znane, nie wiedział skąd, jednak czy to ważne? Pewnie tak, ale nie warto się nad tym rozdwajać, od razu zaczął wypływać na powierzchnię niesiony przez ciepłe prądy, było to przyjemne, ale siły już nie miał i zemdlał.
Wyłowili go i teraz znajdować się w kajucie, o której nic nie wiedział. Coś go obudziło, a raczej ktoś wymiotujący. Kto to się okazał? Oczywiście Pheam, który był z jego gildii. Znajomy, przynajmniej nie ma się czego bać. - Kurwa człowieku, musisz tak głośno wymiotować- powiedział normalnie jak do człowieka, po czym przejechał do twarzy ręką, gdy nagle dotarła do niego pewna informacja - Ej, zaraz... O KURWA FEM, TY NIE MIAŁEŚ SIEDZIEĆ?!- zaskoczony, ale tak tró od razu podskoczył w miejscu, gdy nagle do pokoju weszła dziewczyna, a właściwie to była Takara. Kolejna wróżka? - He? O, cześć- powiedział do dziewczyny, po czym podrapał się po policzku - Najwidoczniej tak- uśmiechnął się głupawo, po czym podrapał po łbie. Jednak wydawała mu się inna niż taka normalna Takara jak zwykle, coś nie dawało mu spokoju. Może to przez ten kucyk, kto wie? - Co wy właściwie tu robicie?- spytał spoglądając raz na wymiotującego, a raz na dziewczynę - Przy okazji, zmieniłaś fryzurę?-
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Na morzach Egiptu Nie Lut 16 2014, 15:05
Nie od dzisiaj wiadomo, że Taśka śmigała przez życie mocno na krawędzi. Nie było wcale zaskoczeniem, że nie raz dane jej było spojrzeć Śmierci prosto w oczodoły. Ale to... to już było jakimś nieporozumieniem. Co więcej - dużym nieporozumieniem.
Przełamała czasoprzestrzeń. Rozmowa z Berą musiała wywołać wyrwę w czasie. To była pierwsza, najbardziej jak dla niej sensowna przyczyna, dlaczego właśnie się znalazła na środku bliżej nie zidentyfikowanego zbiornika wodnego. Nie to jednak było najbardziej martwiące. Nawet nie to, że rzucono ją prosto w środek apokalipsy. Najbardziej dziwna była wyrwa w pamięci. Za nic nie mogła sobie przypomnieć, jak się tam znalazła. Mimo, że owa teoria wydawała się słuszna, dalej nie miała pojęcia, czy prawdziwa.
Ale przecież nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. Nie minęło zbyt wiele czasu, by zorientować się, że właśnie tonie. Moment uderzenia o wodę umknął jej uwadze, ale co z tego? Wokół była WODA. A Tasie wody nie lubią. Wszelakie próby ratowania się spełzły na niczym. Ha... Więc tak miała skończyć. Więc wcale nie było tak, że ci "z góry" wcale nie chcieli jej śmierci - ona sie im po prostu wymykała. A teraz wszelakie drogi ucieczki nie istniały. A przynajmniej panika jaka ją ogarnęła, nie pozwoliła znaleźć jej rozwiązania sprawy. A przecież nie chciała umierać. Nie tak. Jakakolwiek walka z żywiołem zdawała się być z góry przegrana. A co zabawniejsze - wyglądało na to, że przyjdzie jej zginąć samej. Bo kto wie, co z resztą? Ta złośliwość losu... Traciła siły. Wiedziała, że dłużej już nie da rady. Ba! Przez ten cały czas zdążyła się już nawet pogodzić z tym, że nic więcej z tym nie zrobi. Ale nadzieja była. Cały czas gdzieś w tyle głowy miała, że z tego wyjdzie. Nie wiedziała jak, ale była pewna, że jakoś przeżyje. Albo inaczej - wierzyła jak nigdy, że coś lub ktoś ją uratuje. Najwyżej się tak nie stanie, cóż... Wszystko ma kiedyś swój koniec.
Jak głosi stara legenda - dopóki Tasia żyje, świat jest bezpieczny i się długo nie skończy. Wszystko było, jak było. Inkwizycja nie kwapiła się, by wyjrzeć zza grobu, żadne gwiazdy nie miały w planach przy najbliższej okazji spsuć planetę. Innymi słowy - świat dalej istniał. A idąc tym tokiem myślenia, jeżeli świat dalej był na miejscu - Tasia też.
Automatycznie poderwała się do góry. Nie miała zbytnio czasu, by zapoznać się z sytuacją, w jakiej się znalazła. Odnotowała tylko, że na pewno nie tonie i leży w łóżku. Ba! Była w jakimś pokoju. Jej wzrok natychmiast spoczął na dziewczynie. Nie znała jej. A przynajmniej nie kojarzyła. Ale co w tym dziwnego. Była gdzieś, nie wiadomo gdzie, a co było wcześniej - a cholera wiedziała. Jednego tylko była pewna. MAM SZCZĘŚCIE. JAK RAZ MAM TO PIEPRZONE SZCZĘŚCIE.... przemknęło jej przez myśl, przez chwile ignorując trzecią osobę w pokoju, jednak tylko przez chwilę. Wyraz jej twarzy zmieniał się jak w kalejdoskopie. Brak rozeznania w sytuacji sprawił, że początkowo przyglądała mu się z uwagą i bez większego zaufania, by ostatecznie się zdziwić i przejść myślowo do trybu "Kurczę, ale że co teraz?". - Em... no... ten teges.. Dziękujemy. - znalezienie odpowiedniego słowa do podstawa. Tym bardziej, że wiedziała, że ściany mają uszy. A jak nie mają, to i tak Tasia w każdej chwili może mieć przesiekierowane. Takie życie. Grunt do kultura, a jak nie - kółeczka wokół Katedry. - Em... no. Gdzie my właściwie tak no... jesteśmy? - z trudem skleciła zdanie, wzrok kierując raz to na gościa, raz to na owe śniadanie. Chociaż to może one są gośćmi?
Belfast
Liczba postów : 16
Dołączył/a : 10/03/2013
Temat: Re: Na morzach Egiptu Nie Lut 16 2014, 20:17
W głowie huczał mi jeszcze wczorajszy bimber a serce wręcz chciało się wyrwać z klatki piersiowej, jednakże nie w tym tkwił cały sęk. Ostatnie przebłyski przedstawiały mi film rodem z gatunku katastroficznego, opowiadającego o zderzeniu statku z górą lodową. Brzmiało dosyć znajomo, ale nie siliłem się na żadne skojarzenia. W zamian tego, złapałem się za głowę by przyłożyć chłodną dłoń do rozgrzanego czoła. Zacier dawał znać o tym, że nie do końca wyparował z organizmu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakiś koleś niczym Wilhelm Tell precyzyjnie wystrzelił bełta ze swoich ust do wiadra stojącego przed nim. Poziom wczorajszej imprezy naprawdę musiał zamknąć skalę. - Masz Ty rozum i godność człowieka? Żeby tak publicznie przy ludziach świnić? – Rzuciłem krótkie pytanie, ale nie oczekiwałem odpowiedzi. To było zwyczajne pytanie z kategorii tych retorycznych. Wolałem raczej kolejny raz sięgnąć w odmęty swojej zerwanej pamięci. Astrolodzy byliby zadowoleni, dawno nikt nie zarejestrował istnienia tak dużej, czarnej dziury. Pośród całej tej pustki zasysającej moje mózgowie jawiły się dwie postaci. Wesołek, hochsztapler, oraz urwis i wymuszony luzak. Zdaje się, że nazywali się Carlos i Raekwon. Ciekawe typki. Nie mogłem do końca stwierdzić, że ich polubiłem, ale tylko oni chcieli przepuścić ze mną małą fortunkę grając w karty. Odruchowo pomacałem się po kieszeniach i zauważyłem, że aktualne ubrania nie należą do mnie. Nie przypominały nawet ubioru, który kiedykolwiek nosiłem. Wszystko przepadło, a zdawało się, że udało mi się nawet coś ugrać. Zakląłem cicho pod nosem i splunąłem na podłogę. Spojrzałem jeszcze raz w stronę wymiotującego gościa i przyjrzałem się tej czynności. To zabawne jak zadziwiające być mogły czyjeś wymiociny. Jeśli ktoś by rzucił okiem na moją twarz, śmiało mógłby twierdzić, że przez chwilę nawet uśmiechnąłem się z politowaniem. Ostatecznie oderwałem swój wzrok, obróciłem się na pięcie i wyszedłem z kajuty. Miałem zamiar przejść się trochę po pokładzie by odnaleźć dwóch gałganów z poprzedniego dnia. W sumie nie tylko. Miło by było się dowiedzieć co właściwie się ze mną ostatnio stało? Czemu nie mam swoich rzeczy? Czemu nie mam czegokolwiek swojego? I najważniejsze, znaleźć jakiś procentowy środek by zabić ból głowy. Zazwyczaj nie klinowałem, żeby uniknąć delirium, ale skoro i tak cały świat mi się wywrócił na drugą stronę, to mogłem sobie pozwolić. Właściwie i tak jakoś specjalnie nie dbałem o swoje zasady, pojawiały się raz na jakiś czas i znikały, ot tak, o. Po prostu. Przy okazji, przypomniałem sobie, że o zgrozo, nigdy wcześniej nie byłem na żadnym statku, wręcz przeciwnie, ostatni przebłysk to scena z tawerny. Czyżby poniosło mnie aż tak, że postanowiłem w stanie nieważkości udać się w rejs? A może ktoś mi zrobił psikus i wrzucił mnie na pokład gdy przewróciłem się i usnąłem pijany pod pijalnią? Fale bujały łajbą na lewo i prawo, w duchu podziękowałem swojej wątrobie, że była w stanie na czas metabolizować cały alkohol, w przeciwnym wypadku pewnie podzieliłbym los kolegi i również się zrzygał. Niefartem pewnie nawet nie do wiadra, gdyż było tylko jedno. Jedynym plusem w całej tej pomylonej sytuacji było to, że nie siedziałem gdzieś pod pokładem przykuty łańcuchami do ławek i niczym czarni niewolnicy nie wiosłowałem w resztą sobie podobnych. Statek piracki też to raczej nie był, inaczej znalazłbym się od razu na przeciąganiu pod kilem. Śmiało zatem mogłem przekroczyć próg kajuty i ruszyć na zdobywanie informacji. Tak też zrobiłem nie tracąc już więcej czasu. Zadarłem czoło do góry, wypiąłem klatkę piersiową i rzuciłem się w paszczę „przygody”. - Z tego wyniknie jeszcze jakaś grubsza afera – Wyplułem w przestrzeń i trzasnąłem drzwiami.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Na morzach Egiptu Pon Lut 17 2014, 17:23
Sen... Tak! To zdecydowanie był najzwyklejszy sen, który najwyraźniej dla zielonookiego miał nie doczekać się zakończenia. Niestety, a może i tak było lepiej, że ostatecznie chłopaczek przecierać powieki obudzony przez dźwięki, które należały raczej do grona tych raczej niezbyt przyjemnych. Mruknął tylko coś niezbyt zrozumiałego pod nosem, próbując się jakoś w miarę możliwości - próbując ograniczyć akcje ruchowe - przeciągnąć, by... Nim dotarły do niego jakże wspaniałe aromaty otoczenia, spojrzeć w kierunku najpewniej niezbyt zdrowego kogoś, bo jeszcze zaspanym tonem powiedział tylko ów blondasek: - Wszys... Wszystko w... porządku? - po czym ziewnął znów, przesłaniając usta i częściowo nos, ażeby potem rozejrzeć się po pomieszczeniu, jakby szukał jakiegoś znanego tylko sobie punktu, aż do rzeczonego pokoiku ktoś wszedł. IDEALNIE! Bo akurat nasuwało się pewne pytanie, gdyż... ponieważ... - Ona mówi? - wymsknęło mu się w reakcji na gadającą papugę, nim zdążył zadać bardziej istotne pytanko, bo: - I em... Etto... Gdzie jesteśmy? J-jak? - dodał po chwili ciut niepewnie, zastanawiając się właściwie, skąd tu się wziął i czy aby na pewno dalej nie śpi, bądź kto wie inne co!
Carlos
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 21/06/2013
Temat: Re: Na morzach Egiptu Pon Lut 17 2014, 19:38
Verno przewracał się z jednego boku na drugi, niczym walczący z bólem pacjent. W swej jaźni błękitnooki dalej zmagał się z nieubłaganym żywiołem, jakim był ocean, lodowata matnia mająca pogrzebać go w ciemności. Tak też mężczyzna się ocknął stając na równe nogi i opadając po chwili na kolana łapiąc łapczywie oddech. Carlos był żywo zdezorientowany, nie znajdował się już w wodzie, gdzie kurczowo trzymając zdobną laskę walczył o haust powietrza, próbując utrzymać się na powierzchni. Zlany zimnym potem począł się rozglądać po kajucie, aż natrafił wzrokiem na budzącego się Raekwona. Uspokoiwszy oddech przesunął dłonią od czoła przez włosy odgarniając je do tyłu i próbując poukładać sobie to czego stał się ofiarą. Pierwsza myśl to był sam kompan z którym grał w pokera, jak i z jeszcze jednym mężczyzną iście pewnym siebie. A jednak, mimo skupienia Verno nie potrafił przypisać w czasie odpowiednio wydarzeń i nie był pewny co dokładnie robił przed samym incydentem. Porzucając rozważania Carlos nie chciał przestraszyć swoim zachowaniem towarzyszącego mu mężczyźnie, więc uśmiechnął się ku niemu. -Niech zagadnę, Ty też się topiłeś przyjacielu i też nie wiesz jak się tu znalazłeś? Rzucił powstając z podłogi, jednak to wszystko co zdążył zrobić gdyż rozległo się pukanie. -Proszę... Odpowiedział blondyn zwracając się tyłem ku wejściu, a przodem do łóżka i znajdujących się pod nich szuflad. Mężczyzna naturalnie szuka swoich rzeczy, gdyż nie czuł się bynajmniej komfortowo, a kołysanie utwierdzało go w przekonaniu iż wyłowiono go poprzedniej nocy. -Proszę mi wybaczyć, nie chcę być nieuprzejmy, ale pragnąłbym wiedzieć gdzie znajdują się moje rzeczy, włącznie z pierścieniem jaki nosiłem na palcu. Blondyn wypalił po otwarciu się drzwi i oczywiście tylko wtedy gdy nie zastał swych rzeczy, a był świadom iż musiały się gdzieś suszyć. Jednakże nieufność brała górę, a pierścień nie był czymś co wymagało bynajmniej suszenia. -Jestem niezmiernie wdzięczny za ratunek, ale wciąż nie wiem komu go zawdzięczam... I z tymi słowami zwrócił się już w kierunku drzwi, miał czas by ukryć zmieszanie i odznaczyć się pewnością siebie mimo nieładu w jakim to był. -A i tak gdzie me maniery... Wypowiedział jeszcze szybko nim zasłyszał jakąkolwiek odpowiedź. -Me miano, Carlos Verno, bardzo mi miło... Przedstawieniem zakończył, lekko się przy tym skłaniając i kątem oka spoglądając na wybuchowego maga z którym dzielił kajutę. Blondyn pamiętał jeszcze jak od kobiecego towarzystwa wyrwało go wyzwanie do gry w karty, ale przede wszystkim nie zapomniał swej złej passy. W minionej grze dobre było to iż mężczyzna wiedział kiedy przystopować, chociaż na rzecz Belfasta stracił całą gotówkę. Jeśli chodzi o brak funkcjonalności magii to Manipulujący Chwilą mógł trwać jeszcze długo w błogiej nieświadomości, bynajmniej nie było sensu jej używać gdy tonął i tym bardziej teraz. Tak więc, pozostało tylko odzyskać rzeczy, dowiedzieć się gdzie aktualnie się znajdują i jak mogą wrócić w znane sobie strony.
Xaki
Liczba postów : 60
Dołączył/a : 11/01/2014
Temat: Re: Na morzach Egiptu Pon Lut 17 2014, 22:10
Xaki brutalnie obudzony był zdezorientowany i mało nie spadł z łóżka. Od razu skierował wzrok na osobnika wykrzykującego coś z progu, gdy nagle JEEEEPPPPSSS pokój wypełnił głuchy odgłos jakby kawał mięcha upadł na podłogę. Mag przetarł leniwie oczy i po chwili leniwie płynące informacje z oczu do mózgu dały mu do zrozumienia, że owy hałas spowodowany był nie kawałem mięcha, lecz drugim człowiekiem, który prawdopodobnie podczas brutalnrej pobudki zleciał z łóżka. Owy chłopak był dość wysoki, miał ciemno-granatowe włosy "uczesane" nazwijmy to w "artystyczny nie ład". Ubrany był w szary dres i białą koszulę. " Szału w branży projektantów mody nie zrobi... ej zaraz.... czemu ja jestem tak samo ubrany w taki sam badziew? I gdzie są moje ciuchy do cholery." Zaczął debatować w myślach Xaki, ponieważ jego mózg z niewielkim trudnościami, ale wrócił do swojej sprawności sprzed "drzemki".
- Jestem Xaki, a wy to kto? - Wskazał obydwu mężczyzn na raz zwracając w ich strony otwarte dłonie. - I co ważniejsz skąd i dlaczego ja się tu wziąłem? No i dlaczego mam na sobie to coś, a nie swoje ubrania? -
Nimue
Liczba postów : 194
Dołączył/a : 05/03/2013
Skąd : Gniezno.
Temat: Re: Na morzach Egiptu Pon Lut 17 2014, 22:59
Właściwie nie interesowało jej jak tu się tutaj znalazła, ani gdzie. Wcześniej jadła ciastko. Teraz, ciastka nie było. W każdym razie była inna dziewczyna i chłopak. To też ją mało obchodziło. Wszyscy byli ubrani tak samo, jednak ją wyróżniały... Jej czerwone włosy, a co!~ Popatrzyła chwilę na mężczyznę i zamrugała kilkakrotnie oczkami. Zmrużyła swoje zielone ślepia. Odsunęła się troszkę od chłopaka. Nigdy nie potrafiła rozpoznawać ludzi, jednak tym razem była w stu procentach pewna, że~ - Jest pan woźnym, na pewno woźnym - wykrzyknęła Nimusia swoim piskliwym głosikiem jak gdyby nigdy nic. W końcu chłopak nie mógł być trollem, trollem był jej brat, więc on nie mógłby być. Potem spojrzała na tę dziewczynę. - A ty kim jesteś? - spytała się z ciekawości. Jeden woźny to może druga będzie sprzątaczką? Who knows~ W każdym razie niezła imprezka się szykuje.. Sprzątaczka i woźny to na pewno zgrana paczka, a w środku tego wszystkiego Nimusia! W sumie jak na sprzątaczkę, nawet mądrze gadała. Na końcu zdezorientowana Nimue już, tylko mierzyła ich swoimi zielonymi oczkami.
Raekwon
Liczba postów : 549
Dołączył/a : 21/06/2013
Temat: Re: Na morzach Egiptu Pon Lut 17 2014, 23:47
Jacht, panny, karty, pieniądze, impreza. Taka dawka mocnych wrażeń musiała się skończyć niepowodzeniem. I się skończyła. Po kolejnym kieliszku alkoholu pochodzenia niewiadomego chłopakowi urwał się film. Wyrżnął jak długi na parkiecie, jednak nie mógł uderzyć głową tak mocno, by rozwalić tamtą budę. Teraz spał sobie wygodnie, ale oczywiście ktoś kurwa musiał mu zawsze, kurwa, przeszkodzić. Chłopak odwrócił skacowany ryj w przeciwna stronę, by ujrzeć krzątającego się po pokoju znajomka. Z poprzedniego planu miał jedynie przebłyski. -Ostatnie co pamiętam, to nasza trójka, ta impreza w tej chujowej karczmie i jak graliśmy w karty. Ja pierdolę...-Ill podrapał się po głowie, nie wyczuwając swojej czapy. Instynktownie rozejrzał się dookoła, po czym dostrzegł, że ma na sobie takie same ciuchy, jak jego towarzysz z kajuty i prócz tego... zupełnie nic. Zniknęły jego ciuchy, jego magiczna torba, jego materiał. Nie miał nic. Następnie jedynie przypatrywał się krzątającemu po kajucie Carlosowi, po czym postanowił zwlec się z łóżka. Jedna noga, druga noga, wyprost, chwilowa faza spowodowana zbyt szybkim uniesieniem głowy i jesteśmy. Ill również chciał odnaleźć swoje rzeczy, ale nie miał ani siły, ani ochoty ruszać się ze swojego obecnego miejsca. Ponownie usiadł na swoim łóżku, wodząc jedynie wzrokiem za Verno. Na pukanie do drzwi zareagował jedynie przekręceniem głowy w tamtą stronę z odgłosem, jakby dwa kamienie ocierały się o siebie. -W sumie nie głupie...-cichy, zachrypnięty głos wydobył się z gardła chłopaka, po czym powrócił do rozglądania się za swoimi rzeczami. Najchętniej znowu położyłby się spać, ale odgłosy pukania do drzwi zmieszane z krzątającym się po kajucie Carlosem skutecznie mu to uniemożliwiały. Raekwon chciał chociaż jeszcze chwile poleżeć, więc ułożył się wygodnie na swoim łóżku. Przymknął jedno oko, spoglądając na pozostałą dwójkę w pomieszczeniu.
Ostatnio zmieniony przez Raekwon dnia Nie Lut 23 2014, 15:08, w całości zmieniany 2 razy
Raziel
Liczba postów : 44
Dołączył/a : 19/01/2014
Temat: Re: Na morzach Egiptu Sro Lut 19 2014, 10:02
Uwielbiam spać. Mimo, że zdradliwy, przez Niego można się spóźnić, zaspać, zostać zaskoczonym, to jest taki kojący... Kto nie lubi sobie uciąć komarka w wolnej chwili czy podtrzymywać pięknej tradycji sjesty po sytym obiadku? Gorzej, gdy człowiek zostaje wybudzony ze snu ostrym walnięciem w drzwi... Aż można spaść z łóżka, prawda? W takich chwilach człowiek musi być gotowy na wszystko. Podróżując samotnie nie raz już ktoś mnie zaskoczył podczas błogosławionego stanu snu. Zawsze jednak w takich wypadkach miałem swoją katanę blisko siebie, by natychmiast ją wyjąć. Spadając z łóżka sięgałem więc za pas, by znaleźć broń. Potrafisz wyobrazić sobie drogi czytelniku zaskoczenie, jakie mnie ogarnęło, gdy jej tam nie znalazłem? Plan B w wypadku zaskoczenia, uruchomienie magii. Tu jednak potrzebny jest ten przebłysk myśli, zastanowienie się nad sytuacją. Szybki rzut okiem - jestem w pokoju, dość dobrze urządzonym. Wdech nosem - czuję wodę morską. Zmysł równowagi - kołyszę się, ergo, jestem na morzu! Pode mną musi być inna kajuta, w najgorszym wypadku maszynownia. Magio, do dzieła! Magia nie zadziałała... Szok nie do opisania. Oczy jak pięciozłotówki, szczęka na podłodze i ten moment beznadziei... W duchu usłyszałem głos dziadka. Raz, nie daj po sobie tego poznać! Opanowanie i logika wywioda Cię z najtrudniejszych sytuacji! Analizuj, adaptuj się, przetrwaj! I chlast bambusowym kijem przez plecy... Jakoś człowiek lepiej zapamiętuje przez ból. Przynajmniej z takiego założenia wychodził dziadzio... Do pokoju wszedł jeden, trochę dziwnie ubrany gość. Razem ze mną w kajucie był inny chłopak, jakoś w moim wieku, może trochę większy. A ja leże na podłodze jak ostatni debil. Wstałem więc, usiadłem na swojej koi. Chłopak przedstawił się jako Xaki, a ten facet był jakimś kapitanem, czy coś w tym stylu. Chyba... To teraz ja?
- M..Mam na imię Kobe. Przepraszam, gdzie jesteśmy?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Na morzach Egiptu Czw Lut 20 2014, 18:49
Sny mają to do siebie, że czasem człowiek po przebudzeniu wciąż nie jest w stanie do końca określić, czy ciągle jeszcze wspomniana mara trwa, czy też może skończyła się już jakiś czas temu, a ex-śpiącemu pozostały tylko słodkie wspomnienia przeżywanych w sennych wizjach przygód. Ewentualnie straszne wspomnienia koszmarów. Tak czy siak jednak, czasami najzwyczajniej w świecie, kiedy się budzimy, nasz wzrok pada na jakiś przedmiot lub osobę, na coś lub kogoś niespodziewanego, czego za nic w świecie nie oczekiwalibyśmy ujrzeć właśnie w tym momencie. Wrażenie to potęgowane pamięcią dotyczącą mar może często przybrać formę całkowitej negacji zastanej rzeczywistości. "Nie, to wciąż mi się śni" lub "Ach, to teraz tak to będzie wyglądać..." to myśli które mogą towarzyszyć właśnie takim momentom, to reakcje mózgu na nowy bodziec, zwyczajnie nie pasujący do oczekiwanego stanu rzeczywistości. Myśli to jednak nie wszystko, bo choć od myśli wszelakich często nie sposób się opędzić, nawet o 5-6 rano, to czasami za myślami podążają jeszcze działania - konkretne akcje podejmowane przez obudzonych aktorów społecznych, wciąż negujących obraz realnego życia. Czasami akcje te nie są specjalnie bolesne i nikomu nie przeszkadzają, ot, może być to westchnięcie czy przewrócenie się na drugi bok, czasami zaś zamiast prostych reakcji tego pokroju... dzieją się rzeczy w skali zdecydowanie większej. Trzymany pod poduszką pistolet może nagle znaleźć się w dłoni, a z lufy może dymić się po ledwo wystrzelonym pocisku, upadek z łóżka może nieszczęśnikowi przekręcić kark. Bywa naprawdę różnorodnie, a nierzadko zwyczajnie dziwacznie.
I właściwie ciężko jest zapytać kto powinien ocenić daną sytuacją. Bo czy biedna zielonowłosa, która wpatrując się w liderkę Kwiatów Fiore, osobę było nie było, w jakiś sposób mogąca być uznawaną za "szefową" Ayame, mogła tak naprawdę zrozumieć cała sytuację w której się znalazła? Nie było to wcale takie łatwe dla jej umysłu, który nigdy naprawdę nie potrafił zdecydować w trudniejszych chwilach o istotności tychże. Czy można było ją winić za to, że uznała, że to faktycznie sen? Że po chwilowym zdziwieniu, na jej buzi pojawił się rozkoszny uśmiech, a cichy szept "Takich snów za często nie mam..." rozległ się tu przed tym jak dziewczyna po prostu sięgnęła do policzka Nanasi i najzwyczajniej w świecie ją pogłaskała? Przecież to był sen. Sympatyczny, nieco może bardziej dorosły sen, w którym akurat okazję miała zagrać Nanaya. A skoro był to sen, to przecież mogła pozwolić sobie na takie zachowanie prawda? Tak czy siak, po pogłaskaniu policzka, dziewczyna przejechała jeszcze ręką po włosach drugiej koleżanki, a następnie uśmiechnęła się do niej promiennie zastanawiają się kiedy się tak naprawdę obudzi... i ile z tego zapamięta.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Na morzach Egiptu Sob Lut 22 2014, 02:29
Co ona... Gdzie ona. Szum wiatru zagłuszył wszystko. Patrzyła w ciemność, czując jedynie że leci w przepaść. Żadnych innych dźwięków, żadnych zapachów, jedynie wszechogarniająca ciemność. Wiatr wyciskał łzy z oczu, ale czy na pewno tylko on? Bała się. To miał być koniec? Po tym wszystkim? Rozpaczliwie próbowała wykrzesać chociaż iskierkę światła byle zobaczyć, gdzie jest, co się dzieje... Nic. Nic nie wychodziło. Z jej ust wydobyły się jakieś błagalne jęki i... uderzyła w morską toń. Woda. Nie rozbiła się niczym krwawa plama na ziemi ani tez nie miała spadać w wieczność. Szybko jednak jej ulga przerodziła się w kolejną rozpacz, kiedy morze wypełniło jej płuca. Bolało. A ona próbowała wydostać się na powierzchnię z jeszcze większą rozpaczą, niż jeszcze ułamki sekund chwilę temu. Czemu... Czemu to się tak... Ciemność.
Światło. Już jest w niebie? Czy może woda morska spowodowała halucynacje i teraz widzi nie wiadomo co? Jednak łagodne falowanie, ciepło i miękkie łóżko sprawiało, że była skłonna uwierzyć bardziej w tą pierwszą opcję z niebem. Tylko czemu... kiedy otworzyła oczy... Zobaczyła Kirino? Nie, żeby miała coś do zielonowłosej dziewczyny, ale... Czemu spały w jednym łóżku? Nanaya mogła zrozumieć wiele, do tego niespecjalnie jej to przeszkadzało tylko... CZEMU ONA TU BYŁA?! Tak łagodnie się uśmiechała, tak delikatnie gładziła jaj policzek. Ona też przekoziołkowała w powietrzu, nie wiedząc, jak to będzie? Że to... że to już koniec? Boże... Ale jeżeli tak... Dlaczego zachowywała się tak, jakby nic się nie stało? Poczuła niewypowiedzianą ulgę. W takim razie nic jej nie było. Nie myśląc nawet o tym, co robi, objęła Ayame i przytuliła do siebie mocno, próbując ze wszystkich sił powstrzymać łzy, które cisnęły się jej do oczu. - Żyjemy... - wyszeptała łamiącym się głosem. - Żyjemy... Nic ci nie jest, prawda? Myślałam... myślałam że zginę - mówiła dalej, cicho, wtulając się w dziewczynę i próbując się jakoś uspokoić. Ale nie mogła. Było tego po prostu za dużo. A była przecież tylko człowiekiem.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Na morzach Egiptu Sob Lut 22 2014, 21:39
... Ale o co chodzi tym wszystkim królikom? Dlaczego patrzyły na Fem'a jak gdyby ten zrobił coś bardzo złego? On po prostu był głodny. Uniósł nóż i widelec w powietrze, wysoko nad swoją głowę i pokazał obrócił się w koło własnej osi, aby pokazać wszystkim zgromadzonym zwierzakom co zamierza zrobić. Z rozmachem wbił widelec w znajdujące się przed nim mięso... było mu wszystko jedno. Zginie? Rzucą się na niego? Spoko, miał nóż i widelec, a to zawsze jest jakąś broń... pociągnąłby za sobą co najmniej dwa czy trzy króliki... ale ...
Poczuł, że coś go wciąga. Jakaś nie zbadana siła, coś silniejszego od królików, jakiś rodzaj magii którego nie znał... W każdym razie nie był już w szpitalu psychiatrycznym. Leciał. W dół. Z dużą szybkością. Najwidoczniej ktoś, lub coś co go tutaj teleportowało zamierzało po prostu go zabić. Nie myślał w tej chwili o tym, że mógł umrzeć... O nie. Było mu wszystko jedno. Przynajmniej wyrwał się z psychiatryka. Dawny Pheam Darksworth umierałby teraz ze strachu... ale nie on, nie Pheam Darksworth. On nie miał zamiaru trząść portkami. Zginie? Dobrze, najwidoczniej ktoś tak chciał, chociaż byłoby to bardzo bez sensu... Nie zginie? Jeszcze lepiej. Wyrwał się w końcu z psychiatryka, prawda? Jest wolny, nie musi użerać się z terapiami tych dziwnych ludzi...
Uderzył o tafle wody.
Topił się, ale nawet nie próbował się ratować. Pogodzone ze swoim marnym losem, zniechęcony obecnym życiem, po prostu się poddał. A raczej chciał to zrobić, bo jego ciało odruchowo chciało się ratować i chcąc nie chcąc, starał się machać kończynami i złapać powietrze. Nic z tego. Jedyne co udawało mu się pochwycić to słona woda, która wdzierała mu się do ust, nozdrzy i oczu. Najwidoczniej los tak chciał... za to wszystko, co zrobił... taaaak, należało mu się to. Mógł ginąć.
Ale nagle to wszystko ustało, już nie był w wodzie, leżał w czymś miękkim, ale czuł, że strasznie boli go brzuch... Leżał jednak, z zamkniętymi oczami i starał się spać. Tak, spać, bo nie wiedział gdzie się znajduje i co się do tej pory stało... Dalej siedział w psychiatryku? Poczuł jednak, że jego brzuch nie daje za wygraną, nagle żołądek poczuł się urażony i wszystko co się w nim znajdowało podpłynęło pod gardłem i Fem zerwał się z łóżka [?] i rozejrzał się po pomieszczeniu. To była... kajuta? Od kiedy niby znajdował się na statku? Nie było jednak czasu aby o tym myśleć. Jego żołądek nie dawał za wygraną. Czuł, że zaraz z jego ust wyleje się cała woda, która połknął, oraz to co zdążył do tej pory zjeść... Jest! Wiadro! Najszybciej jak tylko mógł, przypadł do niego i ... zwymiotował. Jego żołądek przeżył nagły skurcz, zabrakło mu tchu, a z jego ust wydostało się wszystko, co do tej pory trawił... wszystko. Skończył. Czuł się troszkę lepiej, ale nagle jego brzuch znowu zwariował i kolejny raz poczuł to dziwne uczucie w gardle... wymiotował.
Jak on tego nienawidził.
Spojrzał na Daxa i rzucił mu spojrzenie, które mówiło "jeszcze jedno słowo i zarzygam Ci buty". Nie odpowiedział jednak nic, chociaż zdziwiło go to samo... on powinien znajdować się w szpitalu. Pomiędzy wymiotami spróbował się odezwać ale skończyło się to źle. -Ku---r.... ja-----tylko to udało mu się wykrztusić. Przytulił do siebie wiadro i skupił się na tym, aby trafiać... Jakoś nie widziało mu się sprzątanie kajuty w takim stanie. Do pomieszczenia weszła Takara, ale Fem po prostu ją zignorował... Spadanie z nieba? A po co to komu? Ona nie wiedziała z kim tańczy czy co? Zwymiotował jeszcze raz, a w duchu zaczął żałować, że ktoś teleportował go ze szpitala... TAM PRZYNAJMNIEJ TAK CHOLERNIE NIE TRZĘSŁO.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Na morzach Egiptu Nie Lut 23 2014, 02:34
Obudził mnie nagły napad mdłości... Nie zwróciłem uwagi na to, gdzie się znajduję, ani w co jestem ubrany, ani nawet co się stało. Teraz obchodziło mnie tylko to, by nie rzygnąć na siebie ani na podłogę. Ludzie którzy nas tu umieścili, chyba o wszystkim pomyśleli, bo wiadro stało obok łóżka. Złapałem je tak szybko jak mogłem, chociaż gwałtowne podniesienie się do pozycji siedzącej wystawiło mnie na próbę wytrzymałości i silnej woli, by zawartość żołądka nie trafiła na łóżko. Oburącz tuląc wiadro, praktycznie włożyłem głowę do środka, oddając się nieprzyjemnej i dość głośnej czynności. Dość głośnej, bo obok nie usłyszałem zdenerwowany, pełen oburzenia głos jakiegoś typa. Po dość niemiłych słowach miałem ochotę mu nawrzucać i powiedzieć, że to nie moja wina, że nagle znikąd wzięło mnie na rzyganie, ale uniemożliwiła mi to kolejna fala mdłości. Zamiast mówić, rzuciłem tylko zmęczone spojrzenie, komunikujące, że nie obchodzi mnie to, że się obudził, bo dawno już świeci słońce i niech lepiej przyniesie mi wody... Ten jednak mruknął coś i wyszedł trzaskając drzwiami. Ja za to po całkowitym opróżnieniu żołądka postanowiłem poszukać czegoś do picia. Kiedy już zaspokoiłem pragnienie, opróżniłem wiaderko... gdzieś, gdzie było to możliwe (np. za burtę, wychodząc ówcześnie na górny pokład) i razem z nim postanowiłem rozejrzeć się po łodzi...
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Na morzach Egiptu Nie Lut 23 2014, 15:41
MG
Pheam i Dax: Fem przytulił się do wiadra, jak by to była jego nowa miłość, zaś Dax rozpoczął flirt z inną niewiastą w tym pomieszczeniu - nie, nie Femem, Takarą. Ta zaś słysząc słowa Daxa, zrobiła nieco zdziwioną minę i cofnęła się o krok jak by Dax był jakimś creepy zbokiem.-Yyy... tak... my się znamy?-Zapytała nie pewnie.-Jestem córką kapitana... Takara, miło mi... a wy jesteście...?-Zapytała niepewnie, nieco zbita z tropu pytaniem o włosy, które teraz przeczesywała dłonią.
Takara i Nimue: Takaś patrzyła na gościa, a gość na Takaś. Moe one były gośćmi...? A może śniadaniem... w każdym razie mężczyzna na pytanie o to gdzie są, rozejrzał się lekko po pomieszczeniu i znów spojrzał na Takarę.-Na statku...-Powiedział coś nieziemsko... prawdziwego. Oh i na pewno bardzo dokładnego. W każdym razie gdy odezwała się czerwonowłosa, mężczyzna zacisnął wargi i nieco... zbladł? W każdym razie coś błysnęło w jego oczach, kiedy przerzucił spojrzenie na dziewczynę.-Woźnym... taak...-I znów spojrzał na Takarę.-Kapitan chciał cię widzieć. Wyjdź i cały czas prosto do pokoju 515, poczekaj tam na niego...-"Uśmiechnął się do Takary, samemu stojąc tak, że Takara z pokoju wyjdzie, ale by Nimue wyszła... musi minąć "Woźnego", który znów na nią spojrzał, jak kot na mysz...
Belfast i Pace: Jeden z dwójki panów, widocznie miał dość oglądania haftującego kolegi. Wszak zapach wymiocin raczej źle współdziałał z domniemanym kacem. Toteż pan, który oglądać zawartości żołądka kolegi nie chciał, czym prędzej opuścił kabinę, trzaskając kulturalnie drzwiami. Nie mniej w swojej ignorancji a może z powodu bólu głowy, nie dostrzegł na czas, osóbki pędzącej korytarzem w którym to znalazł się po opuszczeniu kajuty. Osóbka ów, więc naturalną koleją rzeczy, uderzyła w sporego mężczyznę i przewróciła się na ziemię. Dopiero ta czynność, jaką było niefortunne zderzenie, zmusiło wręcz Belfasta do spojrzenia na to, z czym przyszło mu się zderzyć. Lub raczej, na to, co w niego uderzyło. A była to oczywiście niewiasta. Jak to bywa często w opowieściach, zawsze na faceta wpada dziewczyna, przewraca się, on na nią a potem są dzieci. Niestety Belfast chyba się w to nie bawił, bo się na dziewczynkę nie przewalił. Tak, niewiasta czy nie, ta zalatywała dziesięciolatką. Szybko też z ziemi wstała, zaś Belfastowi tylko do piersi sięgała. Niebieskie włosy opadały jej niemal do pasa, ubrana w białą sukienkę na boso chadzała. Spojrzała na niego błękitnymi oczami, nadęła się... i kopnęła go w kolano, a phy, na kobietę wpadać. Żeby tego było mało, w plecy chłopaka drzwi uderzyły popychając go lekko do przodu, bo o to na korytarz z wiadrem pełnym wymiocin, wyszedł Pace, niczym cień, ścigając mrocznego bohatera. Jak nic, to nie był dobry dzień, dla ludzi z kacem. No i dziewczynka przez nich, nie miała jak przejść...
Finny i Skowyt: Skowyt chyba nie miał ochoty na rozmowy, w jego stanie zresztą co się dziwić, Finn zaś od razu niemal pokazał, jak bardzo kocha zwierzęta.-Fangę w nos mu, kra-Odpowiedziała papuga, wskazując głową Finna, a jej właściciel spojrzał na niego spode łba.-Na statku, kra. Z nieba, kra, z nieba, kra, kra.-Odpowiedziała papuga za mężczyznę, widocznie bowiem ten, jak Skowyt ochoty rozmawiać nie miał. W każdym razie popatrzył jeszcze chwilę na Skowyta i Finna, po czym skinął na nich dłonią i wyszedł. Zapewne oni mieli pójść za nim...
Carlos i Raekwon: Kiedy dwoje mężczyzn krzątało się szukając swoich rzeczy w szufladach, do pomieszczenia weszła nowa osoba. Oczywiście w samych szufladach nic co do nich należało nie było, to też Carlos mógł skupić się na nowo przybyłym. Średniego wzrostu, eleganckim mężczyźnie, w garniturze. Miał czarne włosy i lodowato niebieskie oczy, którymi lustrował obu mężczyzn.-Hmm...-Mruknął i uniósł brwi, robiąc kilka kroków wgłąb kajuty. Sięgnął dłonią w głąb kieszeni i wyjął pierścień należący do Verno.-Ten?-Zapytał niepewnie, po czym zamknął go w pięści a gdy ponownie rozwarł palce, pierścienia nie było.-Wybacz, chyba nie widziałem.-Uśmiechnął się, po czym gestem nakazał mężczyzną by usiedli.-Porozmawiajmy... sądzę że to będzie ciekawe...-Uśmiechnął się jeszcze szerzej i czekał aż dwójka mężczyzn usiądzie... a może zaskoczą go innym działaniem?
Xaki i Raziel: Mężczyzna uśmiechnął się do dwójki gości i potarł podbródek.-Obawiam się moi drodzy że jestem kapitanem tej łajby. Znajdujecie się na najwspanialszym okręcie turystycznym jaki widział świat, "Ferliczkonim", a ja jestem jego kapitanem, Kugo Byakushitsune.-Uśmiechnął się-Wczorajszego wieczoru spadliście z nieba wprost w głębiny morza, moi chłopcy was wyłowili no i... jesteście.-Wzruszył ramionami.-Mógłbym więc wiedzieć, cóż takiego spowodowało że wpadliście do wody? No i skąd jesteście? Bo niestety obawiam się że spędzimy razem najbliższe trzy dni. Dopiero za tyle zawijamy do portu... mam nadzieję że jeśli wysadzimy was w Porcie w Aleksandrii. Niestety z tego co widzę nie macie żadnych dokumentów więc... będę musiał zawiadomić odpowiednie służby, sami rozumiecie.-Powiedział spokojnie, patrząc na "Rozbitków".
Nanaya i Kirino: Słodką scenę, może nieco smutną coś musiało przerwać. Zawsze coś je przerywało, więc dlaczego teraz miało by być inaczej? Drzwi otworzyły się nagle a do środka wparowała dość dobrze znana dziewczynom postać Sugito. Spojrzał on na nie z wielkim zdziwieniem, niemal tak wielkim jak one na niego, spojrzał jeszcze raz, mrugając kilka razy i powoli analizując obecną sytuację, po czym lekko poczerwieniał, odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Po raz kolejny bezwstydne i rozpustne Kiri-Nanaś speszyły Sugito, brawo~!
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.