I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zwykła sala, jakich wiele w budynku szpitalnym. Białe ściany, pościele, łóżka, stoliki, parapety, wazony. Aż dziw, że kwiaty, które ktoś kiedyś tutaj przyniósł nie były białe tylko w odcieniu matowej czerwieni. Posłanie dla pacjentów umiejscowione było mniej więcej w połowie odległości między drzwiami a jedynym, dużym oknem, zajmującym niemalże większą część ściany. Przystawione węższą częścią u wezgłowia do ściany, posiadało po lewej stronie (jak się leży na plecach) małą szafkę nocną (naturalnie białą). Na niej również znajdował się wazon komponujący się z otoczeniem, acz tym razem pojedyncza roślinka wstawiona do niego, posiadła kwiat bladożółtej barwy. Chyba poza tą parą roślin jedynym urozmaiceniem kolorów, był jeszcze leżący na łóżku pacjent.
----------------------------- Torashiro, w chwilę po tym jak wrócił do miasta, od razu udał się do szpitala, by tam zajęli się jego pogryzioną, bolącą ręką. Miał stosunkowo pozytywne nastawienie. Szybko go uleczą, ewentualnie pozszywają i wyślą do domu. Tak jednak się nie stało. Badający go lekarze stwierdzili, że ten musi pozostać w szpitalu przez kilka dni. A bo może być jakaś infekcja, a bo to, a bo tamto. Wszystko, byle tylko został. Sam Byakuton nie widział w tym sensu lub może był po prostu zbyt podekscytowany faktem, że Violet Pegasus może coś wiedzieć o notatkach jego "wujka", które chciał poznać. W pewien sposób czuł, że to jest jego dziedzictwo, dziedzictwo, które musiał zdobyć.
Autor
Wiadomość
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Sro Cze 25 2014, 01:09
Nori na szczęście nie mogła mieć świadomości tego, w jak brutalny sposób rozdrapywała rany mentalne na sercu Jamiego. Pytania tego typu... czy one miały jakikolwiek sens? Pewnie gdyby chodziło o sytuację, która miała tendencję do powtarzania się, może wtedy byłoby dobrze zanalizować wszystkie błędy i wyciągnąć konkretne wnioski, ale misja w której uczestniczyli nie była chyba na tyle codzienną czynnością, by się tym kłopotać. Myślenie w stylu "gdyby babcia miała wąsy" w tym momencie nikomu nic nie dawało... może poza dodatkowym bólem i smutkiem. I Jamie rzecz jasna poczuł lodowaty uścisk na sercu, gdy tylko Nori rzuciła to pytanie, choć oczywiście nie winił jej za to. Z tego co zdążył zrozumieć wydawała się być nader wrażliwą osobą, więc tego typu pytania musiały dręczyć ją na przekór zdrowemu rozsądkowi. Tyle, że nigdzie one nie prowadziły. Przeszłość była poza ich kontrolą i nie mogli jej zmienić. Ach, gdyby tylko Jamie posługiwał się magią czasu... Wtedy wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej, nie tylko na tej misji, ale i w jego życiu. Nie, nie, nie. Odruchowo potrząsnął głową, ręką wyszukując swój kapelusz na półeczce przy łóżku i zakładając go na głowę. Tak, z nim czuł się zdecydowanie pewniej. - Ta słaba osoba, za którą się uważasz uratowała mi co najmniej raz na misji życie. Jeśli w ten sposób rozumiesz przeszkadzanie to go ahead, przeszkadzaj tak ludziom częściej, a będą cię dziękować w dwójnasób! - uśmiechnął się ciepło chłopak, na przekór różnym innym myślom wewnątrz siebie. Nawet nie zauważył tego, jak w jego wypowiedź wkradł się lekki akcent z Neverbeen, a nawet dwa słowa w tamtejszym języku. - Nie mam bladego pojęcia Nori. - tutaj jednak odpowiedział zgodnie z prawdą. Być może istniał jakiś sposób ku temu by wszystkiemu zapobiec. Być może nie. - Biorąc jednak pod uwagę ile wiedzieliśmy podczas trwania misji... robiliśmy co mogliśmy, jak mogliśmy, starając się by było jak najlepiej. Nie znaczy to, że poszło nam doskonale, ale przynajmniej pod kątem intencji nie mamy sobie nic do zarzucenia, więc rozchmurz się, bo nie przystoi takiej buzi się smucić, okej? - błysnął uśmiechem pod koniec zdania chłopak, starając się i z dziewczyny wykrzesać nieco więcej energii i entuzjazmu.
Chłopak wysłuchał też Samaela, odruchowo przytakując mu głową co kilka słów, na znak tego, że faktycznie słuchał jego wypowiedzi. O'Sullivan prawie nigdy nie pomijał niczyjego zdania i starał się zwracać uwagę na wszystko i wszystkich, więc i tym razem tak było. Uśmiechnął się nieco, gdy Samael stwierdził, że opatrywanie ran po ugryzieniu wilkołaka jest niepotrzebne, jakoś pasowało to do tego typu faceta. To była dobra współpraca przez czas, który trwała. Jamie skinął też głową Samaelowi, gdy ten wychodził, życząc sobie i jemu tego, by kiedyś jeszcze mieli okazję razem współpracować.
- Będę musiał wybrać się do siedziby gildii niedługo, załatwić kilka spraw... - rzucił w kierunku Nori, którą nieco obawiał się zostawiać samą z jej sposobem myślenia. - Ale masz przestać myśleć o sobie źle albo naślę na ciebie w nocy koszmary! ...nie żebym dysponował taką mocą, ale zobaczysz! - ta próba żartu może zbyt epicka nie była, ale przynajmniej póki co w jakiś sposób mogła odwrócić bieg myśli wróżki. Jeszcze nie wychodził z pomieszczenia, najpierw chciał zobaczyć reakcję dziewczyny na jego słowa.
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Sala nr 112 Czw Cze 26 2014, 20:43
Była jaka była. W obecnej sytuacji mówiła to, co przyszło jej do głowy, dlatego też nie zdawała sobie chyba do końca sprawy z tego, że rozdrapywała jeszcze bardziej świeże rany u siebie, ale także i u Jamiego. Jeżeli chodzi o Nori to ta misja była jej trzecią czy czwartą... i pierwszą takiej wagi. Wcześniej chodziła na rzeczy raczej proste, podczas których nawet magii używać nie musiała. A teraz, będąc w Crocus, poznała co to tak naprawdę znaczy życie maga, podczas którego człowiek ma duże szanse na jakieś obrażenia czy coś w ten deseń. Była jednak pewna jednego. To, co przeżyła nie pójdzie na marne i w pewien sposób sprawiło, że zaczęła inaczej patrzeć na to, że jest magiem. Magia przestała być w jej oczach "zabawką", ale sposobem na życie. Jakby nie ona nie byłaby w stanie zarabiać pieniędzy... i nie mogłaby pomagać innym. To, że udało im się oczyścić Crocus było jakąś zasługą dla innych ludzi, ale Nori uważała, że to nie jest koniec przygody, jeżeli chodzi o to miasto. Tam nadal stacjonowali MAK-owcy, których nie do końca udało się poznać i ich dokładnego celu. - Nic specjalnego nie zrobiłam... użyłam po prostu zaklęcia - powiedziała i spojrzała na niego. - Nawet palcem nie ruszyłam. - Taka była prawda. Ale znając Jamiego, to ten i tak będzie próbował jej wmówić, że i tak dużo zrobiła. Dziewczyna ciągle na niego spoglądała, czekając na jego odpowiedź. Mimowolnie się uśmiechnęła. No okej. Smucić się nie będzie. - Jakiej buzi? - zapytała z ciekawości. Nori spojrzała na Samaela i kiwnęła mu głową na pożegnanie, a potem znów zwróciła się w stronę Jamiego. - Spokojnie, idź, idź - powiedziała i się uśmiechnęła. - Ja odwiedzę znajomych z gildii, słyszałam, że jeszcze ktoś tu jest w szpitalu. Może Takaś spotkam. - Nie wyganiała go, po prostu nie chciała chłopaka martwić. Zmusiła się do uśmiechu, żeby nie musiała być nawiedzana przez jamieowie koszmary w nocy.
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Pią Cze 27 2014, 02:47
Jamie pokiwał głową tylko, słysząc odpowiedź jego niewielkiej rozmówczyni. Dlaczego ludzie tak często mieli w zwyczaju deprecjonować swoje własne zasługi? Tak, z tym spotykał się bardzo często. Ktoś robił coś dobrego, ale nie chciał się tym chwalić - to było w porządku, niektórzy ludzie po prostu nie lubili, gdy się o nich mówiło za dużo, nie sprawiało im to przyjemności (jakkolwiek Jamie lubił wyciągać takie sprawy na światło dzienne bo czuł, że należy się im pewna gratyfikacja, choćby w postaci dobrych słów). Ale mówić o tym co się zrobiło, że nie było to nic specjalnego, ilekroć tylko ktoś daną osobę chwalił? Nie, nie, nie, tak być nie mogło. Blondyn nachylił się nieco w kierunku blondynki i palcem wskazującym dotknął jej czoła. - Mogłaś tego zaklęcia nie użyć. Mogłaś mieć to gdzieś. Mogłaś nie chcieć marnować zasobów magicznych. Mogłaś podjąć inną decyzję. Mogłaś zrobić wiele rzeczy inaczej i nie byłoby mnie tu teraz. - w tym momencie delikatnie pstryknął on dziewczynkę w czoło, ale nie za mocno, bo przecież nie chciał jej zrobić krzywdy. - Ale jednak tu jestem. Najwidoczniej potrafisz robić więcej, gdy palcem nie ruszasz! - uśmiechnął się ciepło do niej radiowiec, po chwili już nieco odsuwając się od dziewczyny i odruchowo poprawiając swój kapelusz. - Tej buzi, która ładniej wygląda z uśmiechem! - dodał od razu. Koniec końców wszyscy ludzie prezentowali się ładniej uśmiechając się, a więc i Nori to dotyczyło. - Kimkolwiek jest ta Takaś, pozdrów ją ode mnie w takim razie, a także innych kolegów z gildii. Bo czemu nie! A ja pozwolę sobie udać się w drogę i mam nadzieję, że nasze ścieżki kiedyś się jeszcze skrzyżują! Miłego dnia Nori! - odpowiedział chłopak, a następnie zgrabnie się odwracając ruszył w kierunku drzwi. Jednocześnie gdy już tylko odwrócił się od niej, jego twarz nieco przybladła i zmarniała. Cóż, teraz już mógł sobie na takie zachowanie pozwolić, prawda?
[z/t]
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Sala nr 112 Pon Cze 30 2014, 16:17
//Tak bardzo się nie chce pisać tego posta.//
Nori spoglądała na Jamiego i obserwowała jego reakcje. Jak on mógł być tak pozytywnie do tego wszystkiego nastawiony? Jej się to w głowie po prostu nie mieściło! Ona nie potrafiła się tak szczerze uśmiechnąć, pokazać, że wszystko jest okej. Starała się, owszem, ale szło jej to słabo. Jednakże, nie chcąc martwić chłopaka, zmuszała się do uśmiechu. Nori nie myślała o tym, że Pegaz mógł przybierać uśmiech tylko po to, by jej poprawić humor. Nie znała go zbyt dobrze... - Um... pa. - Pożegnała się z chłopakiem. Westchnęła ciężko. - Pozdrowię Takarę. - Obiecała. Nori wstała z łóżka. Samael powiedział, że gdzieś tutaj jest Takaś. Powinna ją odwiedzić. Gdy była już sama wzięła głęboki wdech i spojrzała na sufit. Nie miała na nic siły, no ale nic. Pora się dokuśtykać do Takary~! Tak więc Norka wyszła z sali w poszukiwaniu Pancernej Wróżki.
zt
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Nie Gru 28 2014, 21:57
PERSPEKTYWA GREY ... Minęło już kilka dni od czasu, kiedy Never-kun skończył misję oraz powstrzymał złodziei od kradzieży receptury. Dostaliśmy dodatkowy bonus w postaci napoju i pieniędzy. Także poczułam wracającą moc. Z moim ukochanym dzielę coraz silniejszą więź, dzięki czemu coraz szybciej odzyskuję moc. Prawdopodobnie będę mogła użyć silniejszych zaklęć następnym razem gdy będziemy gdzieś musieli iść. Pozostaje tylko jeden problem. - NIE! NIE CHCĘ WIĘCEJ ZASTRZYKÓW! Never-kun właśnie uciekał przed pielęgniarką, która ścigała go z uporem maniaka. Normalnie bym protestowała, ale w tym przypadku byłam po stronie służby zdrowia. Chłopak mocno oberwał w czasie zadania i cud, że nic poważnego się nie stało. Wciąż jednak nie znosił szpitali. A w szczególności zastrzyków. Nawet wielki bohater może mieć jakąś słabość. Westchnęłam, kiedy zauważyłam, jak się wywraca, dopada go personel medyczny i zaciąga z powrotem do łóżka. Tym widokom nie ma końca.... Co tu dużo mówić, niewiele mogłam zrobić. Postanowiłam więc polecieć i rozejrzeć się, póki Never-kuna trzymają tutaj. Normalnie bym się niepokoiła, lecz obecnie zaaranżowałam odpowiednie osoby, przez co mój kochany był bezpieczny, fufufufu.
[Grey z/t]
Sonia
Liczba postów : 208
Dołączył/a : 24/11/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Sro Kwi 22 2015, 21:38
Misję przerwały dziwne okoliczności i nagle dziewczyna znalazła się z powrotem w domu, razem z innymi, w malutkiej wioseczce, w której zaczęli. Wszyscy wydawali się odnieść jakieś obrażenia, poza Ayumu, który prawdopodobnie znajdował się w środku, z dala od pyłu, stąd też... Myślała sobie, gdy siedziała w szpitalnym łóżku i powolutku czytała jedną z wielu książek, które polecił jej Lord E. Był to idealny sposób na zajęcie czasu, bo sama nie była do końca pewna, kiedy ją zwolnią. Po przeleżeniu swojego, Sonia spakowała się, podziękowała wszystkim za opiekę i opuściła szpital. Musiała zdać raport.
z/t
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Pon Maj 11 2015, 13:30
Płomienno-włosa dziewczyna poderwała się nagle, aby zauważyć, że leży w łóżeczku. Biała pościel, czystość spokój. Nie wiedziała co się dzieje, przecież przed chwilą była w zupełnie innym miejscu. Do mrocznego pokoju docierała tylko odrobina światła, ale to wystarczyło żeby dostrzec jakieś ciemne kształty na podłodze. Cass szybko zorientowała się czym są te kształty i przerażeniem napełnił ją fakt, że jeden z nich zdawała się rozpoznawać. Długie czerwone włosy, sylwetka, a nawet strój... To była mistrzyni Mermaid Crest - Sophie. Dusthert pamiętała to jak przez mgłę, to że chciała podejść do ciała. Przekonać się, że tylko się jej wydaje, że to wcale nie ciało pani Sophie leżało tam bez życia, ale dostrzegła jakiś poruszający się cień. Tajemniczy kształt zbliżał się do niej, to ostatnie co pamiętała. Potem byłą już ciemność. Ciemność, która przeplatała się ze strasznymi scenami. Już sama Cass nie wiedziała czy były to koszmary czy widziała to naprawdę, jedyne czego była pewna że to już minęło. Chyba. Albo to był kolejny sen, ale... Ale miała wrażenie, że tak nie jest. W jakiś sposób znalazła się w... szpitalu? Na to wyglądało. Nieopodal było łóżko z jej towarzyszką - Lilith. Co z panią Sophie? taka była jej pierwsza myśl. Chciała zerwać się z łóżka i znaleźć kogoś kto odpowie na jej pytania, a miała ich całą masę. Nie udało się jej. Zawroty głowy jakich dostała skutecznie powstrzymały ją od jakiegokolwiek ruchu. Opadła na poduszkę leniwie spoglądając w bok. Na nocnej szafce leżał list. Sięgnęła po niego i otworzyła. Szybko przeleciała po literkach raz, a potem drugi. Wiadomość nie była długa. Mówiła tylko o tym, że do szpitala razem Cass i Lilith trafiła jeszcze jedna osoba, jakaś młoda dziewczynka. Ani słowem nie było wspomniane o pani Sophie... Co to mogło oznaczać? Nie wiedziała i nie chciała nawet o tym myśleć. Po prostu po przeczytaniu ponownie opadła na poduszkę i zaczęła wpatrywać się w sufit starając się jakoś wszystko uporządkować w głowie. Nie wzywała nikogo, żadnej pielęgniarki. Nie budziła też Lily (jeśli ta spała) starała się po prostu wszystko jakoś poukładać, bo niewiele z ostatnich wydarzeń rozumiała. I jednocześnie ułożyć to w taki sposób, aby nie dopuścić śmierci mistrzyni MC do wiadomości...
Lilith
Liczba postów : 128
Dołączył/a : 05/01/2015
Temat: Re: Sala nr 112 Pon Maj 11 2015, 18:29
Lily otworzyła powoli oczy. Zamiast ciemności, którą spodziewała się ujrzeć, było tylko rażące, białe światło. Nie rozglądała się po pomieszczeniu, nie reagowała na żadne dźwięki, choć wyraźnie słyszała ruchy nieopodal - jakby nadal spała. A jednak nadal tępo patrzyła na sufit. Skupiała się na jednym. Na odpędzeniu od siebie tego, co zobaczyła w domku rodzeństwa Fourier. Ale nie mogła. Cały czas w jej umyśle pozostawał okropny odór, zaschnięta krew pokrywająca podłogę i 3 ciała spoczywające w ciemnościach korytarza. Choć i tak najgorszym było to, co zaatakowało obie Syrenki. Dopiero powrót w myślach o tym czymś jakby wybudził Lily z tego stanu, w jakim się znalazła. I pierwszym, co zrobiła po wybudzeniu się był cichy krzyk i poderwanie się z łóżka. W dwóch szybkich ruchach omiotła pomieszczenie wzrokiem i odrobinę uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy nie ujrzała niczego więcej poza zwykłym wyposażeniem szpitalnego pokoju oraz Cassandry na jego drugim końcu. Kiedy Lilith zobaczyła, że znajoma jest względnie spokojna, zdała sobie sprawę, w jaką panikę wpadła. Uświadomiła sobie też, że po jej policzku pociekło kilka łez, a sama cicho łkała. Nie odezwała się słowem, a jedynie upadła znów na łóżko, odwróciła się w stronę Cassandry, skuliła pod kołdrą i szczelniej nią okryła. Przemilczała kilkanaście sekund, a dopiero potem odezwała się do towarzyszki: - Co się stało? - zapytała w nadziei, że czerwonowłosa wie coś więcej. - Nie żyją, tak? - drugie pytanie zadała drżącym głosem. Nie mogła i nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mistrzyni Mermaid Crest była martwa. Jej śmierć oznaczała koniec wszystkiego, co dla Lily w większym stopniu się liczyło. Jaka była teraz szansa na odbudowanie gildii? Praktycznie zerowa. Dodatkowo znów powróciła myśl o tamtym cieniu. Czym on był, skoro mógł zabić tak potężną osobę, jaką była mistrzyni gildii? I dlaczego w takim razie nie zabił Lily wraz z towarzyszką? Było o wiele, wiele więcej pytań, ale myślenie o nich tylko wzbudzały w Syrence coraz to nowsze pokłady strachu. Wydostała dłoń spod kołdry, by przetrzeć kilka nowych łez i w myślach postanowiła choć zgrywać bardziej opanowaną. Nie chciała wyjść w oczach towarzyszki na tchórza. Choć nie dość, że prawdopodobnie było już na to za późno, to jeszcze w jakimś stopniu mogło okazać się to prawdą.
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Pon Maj 11 2015, 19:30
Szeroko otwartymi ślepkami Cass zwróciła się w kierunku łóżka Lilith od którego dobiegł zduszony krzyk. Jak gdyby nie wiedziała co się dzieje, zaskoczona poderwała się ponownie do pozycji siedzącej, a w jej łapce pojawił się nóż gotowa nim cisnąć w każdej chwili... Ale to byłą tylko Lily, dziewczyna która towarzyszyła jej w tym paskudnym zadaniu przez które znalazły się w szpitalu. Odetchnęła głęboko, a nóż zniknął tak nagle jak się pojawił kiedy płomiennowłosa uświadomiła sobie co się stało. Jasnowłosa po prostu dopiero co się przebudziła i zapewne podobnie jak i ją samą nawiedził obraz, który widziała przed utratą przytomności. Spuściła głowę nie odzywając się ani słowem, bo co mogła w takiej sytuacji powiedzieć? Nic. Wszelkie słowa były zbędne. Dłoń zacisnęła się w pięść kiedy do jej uszu dotarł zdławiony przez kołdrę, którą się przykryła. Nadal nie potrafiła wykrztusić z siebie nawet słowa. Dławiła ją bezsilność, którą czuła wtedy, w tamtym pokoju. Po prostu siedziała ze spuszczoną głową tak długo, aż nie dotarły do niej słowa fioletowowłosej. - Nie wiem... - odpowiedziała ze wzrokiem dalej wlepionym w pościel. Jeszcze mocniej zacisnęła łapkę przygryzając wargę. Mistrzyni naprawdę nie żyła. Cass była tego prawie pewna. Rozpoznała ją pośród ciał leżących na ziemi w tamtym domu. Kiwnęła głową twierdząco. Dopiero po kilku chwilach dodała: - Pani Sophie nie żyje. Ale dostała list. Jest w nim napisane, że razem z nami trafiła tu dziewczynka... - Ale kim ona była? Może to Ellie, siostra pani Sophie? Tego Cass nie wiedziała.
Lilith
Liczba postów : 128
Dołączył/a : 05/01/2015
Temat: Re: Sala nr 112 Wto Maj 12 2015, 00:02
Zgodnie ze swoim postanowieniem, Lily nie uroniła więcej żadnej łzy. I nie odezwała się, póki nie była pewna, że jej głos nie załamie się w połowie zdania. Zmieniła pozycję na łóżku, by znów móc wpatrywać się w sufit. Milczała dłuższą chwilę wysłuchując Cassandry i jeszcze raz powtarzając sobie wszystko w myślach. Dopiero po paru minutach odezwała się do płomiennowłosej: - Chyba... Musimy znaleźć tę dziewczynkę. - powiedziała niepewnie. Lily nie wiedziała czy rzeczywiście tego chce. Dalsze interesowanie się tą sprawą mogło prowadzić do ponownego spotkania tego cienia. A to było coś, czego młoda czarodziejka zdecydowania chciała uniknąć. Jednak jak mogłaby odpuścić sobie coś tak ważnego przez strach? Wtedy śmierć Sophie nie zostałaby nawet pomszczona, a i nikt nigdy nie wiedziałby dlaczego mistrzyni Syrenek zginęła. Lilith była okropnie rozdarta. Gdyby nadal miała ze sobą gildię, zapewne nawet nie wahałaby się i wybrała swoje bezpieczeństwo. Jednak kiedy upadło Mermaid Crest, co zrobiłaby fioletowowłosa wiedząc, że pominęła okazję do wyświadczenia swojej rodzinie ostatniej przysługi? Zaraz jednak do głowy przyszła jej inna ważna rzecz. - Przepraszam. - powiedziała nagle znów układając się na boku i spoglądając na Cassandrę. - Nie byłaś jeszcze nawet członkinią gildii, a mogłaś przez nią nawet zginąć. To chyba było jasne, że płomiennowłosa mogła czuć się... Rozczarowana? Oszukana? I zdecydowanie zasługiwała na przeprosiny. A skoro mistrzyni gildii była martwa, Lilith uznała, że to właśnie ona powinna przejąć od niej ten obowiązek. Co prawda przeprosiny nie oddadzą Cassandrze czasu spędzonego w szpitalu, ani nie wynagrodzą całego zajścia, jednak wypadało zrobić przynajmniej to.
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Sro Maj 13 2015, 12:34
Znów na jakiś czas zapadło milczenie. Zwykle rozgadana i pełna życia płomiennowłosa teraz taka nie była. Lilith również milczała, taka po prostu była. Raczej milcząca i spokojna, taką widziała ją Cass. Ale tym razem to milczenie miał konkretny powód. Ten sam powód, przez który Dusthert milczała wpatrzona we własną pościel. - Tak... Chyba tak. - odpowiedziała jakby trochę nieobecna. - Przynajmniej ja chce ją zobaczyć. Przekonać się kim jest. - dodała tylko tym samym nieobecnym tonem pogrążona w myślach. Myślała tylko o tym, że nie zdążyła na czas odnaleźć pani Sophie, że nie zdążyła jej uratować. A teraz chciała tylko zobaczyć tą dziewczynkę, przekonać się kim jest. I miała nadzieję, że to właśnie siostra Mistrzyni. Że chociaż ją zdążyły ocalić. Zacisnęła mocno ślepka kiedy myśli same wróciły do tamtego domku. Bo jeśli była tam pani Sophie i ta dziewczynka to trzecią osobą był brat mistrzyni? Paskudne myśli nie chciały wyjść z jej głowy, nie potrafiła ich odgonić. Od tego wszystkiego zaczynała ją lekko boleć głowa. Położyła się i zaczęła wpatrywać w sufit z nadzieję, że tak pozbędzie się tych myśli. Nie pozbyła się. Ale słowa dziewczyny na drugim łóżku już jakoś w tym pomogły. - Nie masz za co. Zrobiłam to bo sama tego chciałam. odpowiedziała. Naprawdę nie czuła, żeby jakieś przeprosiny się jej należały. Acz był to miły gest ze strony fioletowowłosej i Cass spróbowała się do niej uśmiechnąć pokrzepiającą. Ale uśmiech wyszedł raczej smutny niż pokrzepiający.
Lilith
Liczba postów : 128
Dołączył/a : 05/01/2015
Temat: Re: Sala nr 112 Pią Maj 15 2015, 11:57
Lily powróciła do poprzedniej pozycji wzdychając ciężko. Dłuższą chwilę nie robiła nic, prócz patrzenia w sufit. Jakimś sposobem dała rade odpędzić od siebie obraz trzech martwych ciał, ale temat, na jaki zeszła wcale nie był lepszy. Cóż będzie z nią, kiedy Mermaid Crest nie będzie? Miała zostać bez gildii? Dobrze wiedziała, że wielu magów jest niezrzeszonych, jednak zawsze miała o nich gorsze mniemanie niż o innych. Póki co jednak nie widziała innego wyjścia. I to przygnębiało ją jeszcze bardziej. W końcu jednak odrzuciła kołdrę na bok i siadła na skraju łóżka. Powoli, mając nadzieję, że nie napadną ją żadne zawrotu głowy czy tego typu przypadłości. - W takim razie chodźmy. Chyba nie ma sensu czekać. - zwróciła się do Cassandry. Powoli wstała z łózka i zerknęła na towarzyszkę. Zaczekała aż i ta się zbierze, a następnie podeszła do drzwi pokoju szpitalnego, otworzyła je i wyszła na korytarz, po czym rozejrzała się. Chciała wypatrzeć i zawołać pielęgniarkę, których przecież powinno być tu dosyć sporo. A kiedy już jakąś udałoby się przywołać, planowała zapytać o dziewczynkę, która podobno trafiła do tegoż szpitala razem z dwiema towarzyszkami.
Liv
Liczba postów : 21
Dołączył/a : 30/04/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Pią Maj 15 2015, 16:18
~~MG~~
Wszystko zdawało się układać w swego rodzaju spójną całość, a jakiś plan zrodził się w głowie ognisto- i fioletowowłosej syrenki. Dwójka dziewczyn musiała jednak powstrzymać swoje zamiary, bo nim wstały i gdziekolwiek ruszyły w wejściu do pomieszczenia pojawiła się Billiart, która to bardziej przypominała aktualnie siedem nieszczęść, bądź osobnika, który to przeżył jakimś cudem siedem plag egipskich! Ubrana w czarną sukienkę, wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie, by powiedzieć: - Wszystko w porządku? - padło tylko stosunkowo obojętne i pozbawione jakichkolwiek pozytywnych emocji, zaś spojrzenie różowowłosej powędrowało w kierunku Dusthert, która to mogła dostrzec, iż jej znajoma miała silnie podkrążone oczy, jakby od kilku dni nie spała, a jej cera zdawała się być nad wyraz blada. - Powinnyście odpocząć. Zająć się sobą. To już... Już i tak nie ma sensu. Dopilnuję wszelkich spraw związanych z... ceremonią - dodała tylko, zawieszając się przed ostatnim słowem, by spuścić głowę tak, że włosy aktualnie przesłaniały jej twarz. - Jeśli nie macie pytań, to... To już pójdę. Przepraszam was za wszystko - dopowiedziała jeszcze tylko, odwracając się ponownie w kierunku drzwi, jednak ewidentnie dało się usłyszeć, iż głos kobiety zdawał się - podłamać? I z całą pewnością nie przypominał on tego wcześniejszego tonu, który towarzyszył syrence.
Jeśli zdążycie z postami do poniedziałku, to pewnie dam radę jeszcze odpisać jakoś ogarnięcie
Cassandra
Liczba postów : 546
Dołączył/a : 04/06/2013
Temat: Re: Sala nr 112 Pon Maj 18 2015, 08:45
Cass kiwnęła lekko głową na propozycję Lilith. Naprawdę nie było sensu dłużej siedzieć czy tam leżeć w łóżku. Właściwie to płomiennowłosa wcale nie miała ochoty z niego wychodzić, jeszcze nie. I gdyby była w pokoju sama to szybko by to nie minęło i nawet po przeczytaniu wiadomości nie wyszłaby z niego pewnie do jutro. Na szczęście byłą tutaj Lilith, która wpłynęła na Dusthert, która zaczęła wygrzebywać się spod pościeli. Trwało to nieco dłużej niż w przypadku fioletowowłosej, ale była prawie gotowa kiedy pojawiła się Liv... Była inna niż zwykle, ale to raczej w takiej sytuacji normalne. Jej głos był... pusty? Jak gdyby bez żadnych emocji. Ale syrenka, zapytała dziewczyny czy z nimi wszystko okey. - Nie... - odpowiedziała niedoszła syrenka. - W porządku na pewno nie. - dokończyła z łóżka, nadal siedząc, dopiero po tym podniosła się podchodząc do Olivii. A raczej chciała to zrobić, ale ta powiedziała o tym, że będzie musiała się wszystkim zająć. Więc Cass zrezygnowała z tego, żeby Liv raczej spojrzała w lustro i zastanowiła się nad tym czy powinna martwić się o innych. Nie, to było... To było niedobre miejsce i czas... - Nie ma sensu? - zapytała jakby trochę zła. Ale tylko zacisnęła dłoń w piąstkę nie dodając już nic więcej. Widziała wszak w jakim stanie jest aktualnie Biliart. - Ja mam. Dostałam wiadomość, że do szpitala razem z nami trafiła dziewczynka. Kim ona jest? Chce ją zobaczyć... - powiedziała nie zwracając uwagi na przeprosiny. Przed chwilą i Lilith ją przepraszała i płomiennowłosa miała ochotę powtórzyć to samo co kilka chwil wcześniej. Nie zrobiła tego. Czemu? Może ze względu na Lily, w końcu może ona widziała to inaczej.
_____ Gomen. ;-;
Lilith
Liczba postów : 128
Dołączył/a : 05/01/2015
Temat: Re: Sala nr 112 Czw Maj 21 2015, 12:16
Lily zamarła w bezruchu siedząc na skraju łóżka, kiedy zobaczyła Liv. Wcześniej myślała jedynie o gildii, sobie i Cassandrze, jednak ani na chwilę nie zastanowiła się co przeżywa Olivia. A właśnie ją prawdopodobnie wszystko bolało najbardziej. Przez dłuższą chwilę Syrenka nie była w stanie nic powiedzieć, a i później jedynie wzięła głębszy oddech i spuściła głowę wbijając spojrzenie raz jeszcze zaszklonych od łez oczu w podłogę. Nie podniosła wzroku, kiedy Cassandra wstała, by podejść do Liv, ani potem, kiedy towarzyszka mówiła o dziewczynce. Dlaczego? Po prostu nie miała pojęcia co powiedzieć, jak się zachować. I co ważniejsze, nie chciała spoglądać w twarz zrozpaczonej Syrenki, gdyż wiedziała, że sama rozpłakałaby się nie mogąc znieść tego widoku bezpośrednio przypominającego wszystkie ostatnie wydarzenia. W końcu jednak zdecydowała, że nie może wiecznie milczeć. Przetarła oczy dłońmi i podniosła się, po czym podeszła bliżej do pozostałej dwójki podnosząc wreszcie wzrok. Udało jej się powstrzymać kolejne łzy, jednak skarciła się w myślach widząc postawę Cassandry. Ta wyrażała przynajmniej jakąś determinację, chęć poznania dziewczynki, o której mówił list. Natomiast Lily znów zamieniła się w małą, przestraszoną dziewczynkę, kiedy zobaczyła Olivię. Wzięła jednak kolejny głęboki wdech postanawiając wreszcie trochę się otrząsnąć. - Co ją mogło zabić? - zapytała ponuro. Może nie był to najlepszy początek rozmowy ze strony fioletowowłosej, jednak uznała wszystkie pytania typu "Jak się czujesz?" za niepotrzebne. Raczej odpowiedzi na nie nie były trudne do odgadnięcia. Zamiast tego dociekała odpowiedzi na pytanie, które ją zastanawiało. Cóż za twór był na tyle silny, by zabić mistrzynię gildii? - I czemu nie zabiło Nas? - kontynuowała z większą ciekawością w głosie podejrzewając jednak, że Olivia nie będzie wiedziała nic więcej, niż sama Lily. Miała dodatkowo zadawać pytanie odnoście dziewczynki, która trafiła tu razem z Syrenkami, jednak Cassandra wyręczyła ją już wcześniej. Fioletowowłosa zdawała sobie sprawę, że wszystko, co powiedziała mogło wprawić Olivię w jeszcz gorszy nastrój, jednak już o to nawet nie dbała oczekując jedynie odpowiedzi na swoje pytania.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.