I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Ruiny starego Bavris Nie Kwi 23 2017, 15:14
Dawno temu właśnie w tym miejscu stał kościół i warownia Bavris. Potężna twierdza na przestrzeni lat została przebudowana, odbudowana aż w końcu przeniesiona w inne miejsce. Teraz, miejsce to porósł gęsty las, gdzieniegdzie jednak wciąż znajdują się kamienie starego Bavris. Krążą też plotki o wejściu do katakumb a nawet o demonach nawiedzających to miejsce
Meredith
Liczba postów : 84
Dołączył/a : 21/04/2017
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Nie Kwi 23 2017, 20:02
Kamienie. Nie takie zwykłe kamyki jakie zalegają na wielu dróżkach i drogach, których pełno jest na całym świecie lecz prawdziwe kamulce, które na pewno wykorzystane musiały być wcześniej do budowy jakichś budynków. Jakich konkretnie tego nie mogła wiedzieć, lecz z pewnością coś tu musiało się znajdować. To miejsce miało jakąś historię, lecz niestety jej nie dane było nic na ten temat wiedzieć. Nie miała bladego pojęcia gdzie się znajdowała, nie miała pojęcia czemu się to znajdowała i jak do tego doszło. Nie pamiętała ostatnich kilku godzin, przynajmniej tak sama to oceniała, bo równie dobrze mogła nie pamiętać większej ilości czasu. Ciężko było to określić, kiedy niekoniecznie pamięta się dokładny punkt, w którym straciło się pamięć oraz ten, w którym się już coś pamiętało.
Teraz postanowiła o jeden z takich kamieni się oprzeć. Oprzeć leżąc, dla jasności. Jej głowa i plecy opierały się o jeden z kamieni, który duży był na tyle, by to umożliwić. Czapka zsunęła się jej nieco na oczy, a z jej ust wydobyło się długie westchnienie. Była tu gdzie była i tego na razie zmienić nie mogła. Być może to agenci wroga porwali ją ze swojego namiotu... aczkolwiek dlaczego zostawili ją przy życiu? To nie miało sensu. Musiała na chwilę odpocząć. Była zbyt zmęczona by racjonalnie myśleć... Tylko kilka chwil.
Tori Jeaggs
Liczba postów : 73
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pon Kwi 24 2017, 17:19
- Mer? Co Ty tutaj robisz? Jak się tu znalazłaś...? - Rzekł Tori przyszedłszy z randomowego kierunku i zamyślił się głęboko. Po chwili jednak kontynuował. - Jeśli o mnie chodzi, z początku myślałem, że to jakiś rodzaj urojonego świata lub iluzji, która została na mnie rzucona, by wyciągnąć ode mnie informacje na temat naszej taktyki, jednak z każdą przeżytą tu chwilą okazywało się, że jest tu w porządku. Trafiwszy w to miejsce, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wiadomo, naznaczony wieloma bliznami facet z ogromnym mieczem, ale to już wiesz, nie jest osobą, która budzi zaufanie. Ludzie w tych czasach skłaniają się raczej w stronę dziewczynek z uroczymi koralikami i takimi ślicznymi, buraczkowymi sukienkami... To chyba przykład tak zwanych "rori". Nie wiem, słaby jestem w nowomowę, chociaż się staram... Tak czy inaczej znalazłem nocleg w jednej z wiosek. Oczywiście na gościnę musiałem ciężko zapracować. Jak wiesz, dobrze dogaduję się ze zwierzętami. Jeden z miejscowych rolników miał konia imieniem Hasztag. Koń ten cierpiał na szczękościsk. Z początku właścicielowi, panu Józefowi, zdawało się, że koń jest po prostu bardzo szczęśliwy, jednak po moim przybyciu, szybko postawiłem właściwą diagnozę. Wstyd mi się przyznać, jednak, nieco wykorzystałem nieświadomość biednego Józefa. Miast powiedzieć mu, że to przejdzie, zaproponowałem kurację. Wiesz, że zawsze byłem ambitny. Z tego względu postanowiłem wykorzystać sytuację, że mam ze sobą potencjalną bratnią duszę, Hasztaga, i zabrałem się za nauke tańca. Zawsze interesowało mnie, co ludzie widzą w wykonywaniu osobliwych ruchów, nie mających większego praktycznego zastosowania. Rozpocząłem więc lekcję w stajni, przy zamkniętych drzwiach. Oczywiście swoje ruchy dostosowałem do tego, żeby szanowny pan koń też mógł uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Po wyczerpującej sesji tanecznej, wypełnionej piruetami, wyrzutami, gwiazdami, supernowami i sławnymi, peruwiańskimi hympfsztykami, usiadłem z nowym przyjacielem przy sianku i rozmawialiśmy o życiu. Z uprzejmości udawałem, że nie gardzę jego gościnnością i też coś sobie żuję, ale w razie czego - nie polecam. Kolega kopytny okazał się dobrym słuchaczem i przedstawiłem mu, ze szczegółami, historię, którą zaraz opowiem i Tobie. Tak czy inaczej, przybiliśmy piątkę i poszedłem powiedzieć Józefowi, że jego wierzchowiec jest już w pełni sprawny. Zarządziłem też abstynencję i ostatecznie wyznałem, że musiało mu się trochę mefedronu wysypać do siana. Oczywiście był przekonany, że moje wycieńczenie fizyczne było związane z uciążliwą terapią dolegliwości jego zwierzęcia. Postanowiłem, że wizja bezinteresownego dobroczyńcy może podbudować jego wiarę w ludzi, więc nie objaśniałem swoich akcji wykonanych tego dnia w stajni. Miało to zostać między nami - mną i Hasztagiem, ale teraz Ty również stałaś się powierniczką tego sekretu.
- Nie zabawiłem jednak długo u Józefa. Postanowiłem, że człowiek w moim wieku powinien się rozwijać. Młodzieńczy żar serca poprowadził mnie do miasta zwanego Magnolią. W pierwszej chwili byłem zafascynowany tym, jak jasne i kolorowe jest to miasto. W drugiej jednak poczułem ogrom możliwości, który mnie otaczał. Ludzie wyglądali tu różnie. Część z nich zdawała się wykonywać pospolite rzemiosła, jak rzeźnik czy klaun. Inni zaś zdawali się wykonywać nieco ciekawsze, z punktu widzenia przeciętnego obywatela, zawody. Część taszczyła ze sobą ciała egzotycznie wyglądających bestii, część niosła przedmioty, które wyglądału jakby mogły być pradawnymi artefaktami, część zaś prowadziła sponiewieranych mieszczan, jak mniemam, porwanych przez jakąś niecną bestię. To było coś, co mógłbym robić. Uzmysłowienie sobie istnienia takiego zawodu nie stanowiło jednak największego wstrząsu, którego doświadczyłem, gdy każualowo przechodziłem jedną z głównych ulic rzeczonej miejscowości. Pewne zjawisko przyzkuło mą uwagę. Powoli zbliżałem się w jego stronę, by móc lepiej je obserwować. W pewnej chwili mężczyzna odpowiedzialny za wystąpienie tego zjawiska odezwał się do mnie. "Podać panu hot dożka? Keczupik? Majonezik? Musztardka?" zapytał. Byłem zdziwiony. Przez chwilę przerzucałem wzrok to na niego, to na obiekt, który okazał się... nie uwierzysz... Parówką w bułce. Ale nie takiej normalnej bułce. Ona była podłużna, czaisz? I rozkrojona tak, że do środka wsadzona była parówka. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Nazywają to "gorącymi psami". Nie do końca wiem, skąd wzięła się ta nazwa, ponieważ pan Wiesław, bo tak nazywał się ten sprzedawca, zarzekał się, że do produkcji w żaden sposób nie są wykorzystywane psy. Zastanawiałem się, czy może chodzi o jakiś specyficzny wpływ, który ten specjał na ma psy, jednak odłożyłem badania w tej sprawie na późniejszą datę. Musimy to kiedyś sprawdzić... Tak czy inaczej, pan Wiesław, słysząc, że nie mam tutejszej waluty, zaoferował mi gorącego psa za darmo. Był przepyszny... Mer... Źle czuję się, mówiąc, że pies był przepyszny, jednak tak właśnie było... No nieważne. Wracając do mojej historii - Wiesiek zaproponował, żebym dołączył do jednej z gildii magów. Nie byłem pewien, o co chodzi, ale podobno niektórzy ludzie potrafią tutaj czynić nadnaturalne rzeczy, jak tworzenie ognia z niczego albo... gorących psów. Tak, zgadłaś. Mój nowy przyjaciel był magiem gorących psów. Kiedyś podobno sam ratował księżniczki, jednak otrzymał parówkę w kolano i postanowił otworzyć działalność gastronomiczną. Nie jestem pewien, czy powinienem to rozumieć dosłownie, ale starałem się nie drążyć tematu. Zdawało się, że to dla niego trudny temat. Nasza przyjaźć rozwijała się i kiedy opowiadałem mu na temat hertazyjskich metod relaksacyjnych, które miały wiele wspólnego z patykami, dyniami, światłem księżyca i dokładnie trzema łyżkami niedogotowanego makaronu... słyszałaś o tym? Jeśli nie, mogę Ci opowiedzieć, ale teraz wróciłbym do właściwego tematu. Wiesław poruszony moją historią i pragnący dowiedzieć się więcej na temat egzotycznych, znanych mi technik poprawiania jakości życia, zaproponował mi, że mnie przenocuje, póki nie znajdę sobie pracy. Wiele godzin przedyskutowaliśmy na tematy diety, zdrowego trybu życia i gorących, wakacyjnych nocy w nadmorskich kurortach - to znaczy ja opowiadałem mu o naszej akcji wyswobodzenia wiosek na wybrzeży Tarilu, on natomiast o swojej przygodzie z tak zwanym "fud trakiem". - Tori w tym miejscu ponownie zamyślił się na moment.
- Pracę otrzymałem w stosunkowo osobliwy sposób. Skorzystałem wtedy z moich zdolności w zakresie radzenia sobie z niebezpiecznymi osobnikami, ponieważ okazało się, że w kanałach Magnolii zalęgli się ludzie - ameby i nocami porywali dzieci i osoby starsze. Pewnego dnia wdepnąłem w jednego z nich. Trochę się rozpaćkał, więc serdecznie go przeprosiłem i poklepałem przyjacielsko po ramieniu w ramach braterskiego pozdrowienia. Okazało się, że użyłem nieco zbyt dużo siły i mój nowy kolega uległ zniszczeniu. Przechodnie, którzy widzieli tę sytuację otoczyli mnie w tempie stosunkowo wysokim i poprosili, żebym "zrobił porządek" z ludźmi amebami. Z początku nie wiedziałem o porwaniach i nie byłem pewien, czy mam brać mopa czy miecz, ponieważ z niedoszłego kolegi faktycznie mały bajzelek się zrobił. Ostatecznie w moją podróż przez kanały zabrałem i mopa i miecz. W przypadku trzech pierwszych osobników starałem się nawiązać dialog, ale zdawali się być ludem stosunkowo agresywnym i natychmiast mnie atakowali. Nie byłem jednak pewien, czy mnie atakują czy planują serdecznie uściskać, bowiem, jak się później okazało, myślenie i rozróżnianie czegokolwiek nie było ich mocną stroną. Tak czy inaczej, jedną ręką ciąłem osobników, a drugą od razu jakoś tak spychałem ich szczątki do kanału, żeby przypadkiem ktoś nie wdepnął. W wyniku mojej akcji zostało uratowanych trzynastu starców oraz dwudziestka dzieci. Nie wiedziałem, że najtrudniejsza chwila w tamtym okresie mojego życia dopiero nadchodziła. Dzięki mojemu wyczynowi w zakresie sprzątania miasta zostałem odznaczony pomniejszym medalem zasługi oraz wylądowałem na pierwszej stronie jednej z gazet. Moja sława najwyraźniej dotarła do tamtejszej gildii, ponieważ zgłosiło się do mnie kilku członków "Fairy Tail", bo tak nazywała się ta gildia i zaproponowali mi dołączenie do ich grupy. Powiedzieli, że starają się pomagać ludziom, przy tym świetnie się bawiąc i nawiązując coraz to nowe przyjaźnie. Znasz mnie na tyle, by instynktownie stwierdzić, że to dla mnie wymarzona sytuacja. Tak też było, lecz, kiedy już zmierzałem do budynku gildii doznałem olśnienia i uświadomiłem sobie ogrom możliwości, które przede mną stały. Mogłem stać się w tym najlepszy. Miałem predyspozycje. Byłem wysoki, dobrze zbudowany, wysportowany, a i, jak wiesz, nie brak mi też charyzmy i uroku osobistego. Postanowiłem więc, że przyjmę ofertę. Zostałem chodzącym gorącym psem. Tanecznym krokiem przemierzałem ulice Magnolii, zapraszając ludzi na parówki Wieśka. Z początku byłem zadowolony ze swojej skuteczności jako żywej reklamy i maskotki działalności mojego chlebodawcy, między innymi dzięki umiejętnościom, które uzyskałem dzięki treningowi z Hasztagiem. Chwilami bowiem taniec w wielkiej bułce, bo ja, w takim pomarańczowym kostiumie, stanowiłem parówkę, kojarzył mi się z cwałem dzikiego rumaka przez równiny Boston, Massachusetts... Wiatr we włosach, dzikie tłumy nastolatek, chwalące się, że dotknęły "parówki"... Byłem w swoim żywiole. W pewnym momencie swojej kariery zacząłem naukę śpiewu. Musiałem nadrabiać gasnącą sławę Pogromcy Ameb. Musiałem stworzyć markę dużo silniejszą i nienaruszalną przez wieki. Markę człowieka parówki. Wtedy też zaczęli zgłaszać się do mnie mecenasi sztuki i właściciele różnego rodzaju jadłodajni i teatrów. Przystawałem na propozycje występów pod warunkiem, że będę mógł wziąć w nich udział w moim roboczym stroju - byłem bowiem bardzo wdzięczny Wiesiowi za wszystko, co dla mnie zrobił. To były wspaniałe czasy. W przeciągu kilku miesięcy wystąpiłem w licznych spektaklach, między innymi "Romeo i Bulia", "Bułkodyna", a także "Parówka w operze"... To ostatnie było moją najwspanialszą rolą... Czułem się jak diament. Wszystkie światła skierowane na mnie i moją bułkę, a scena ścieliła się od kwiatów. - Tym razem nasz bohater ucichł na dłużej.
- Wtedy Wiesław ciężko zachorował. Zaproponowałem, że będę kontynuował jego gorąco - psie dziedzictwo, jednak mnie zatrzymał. Wyznał, że tak naprawdę nigdy nie uratował księżniczki, choć zawsze o tym marzył. Chciał, żebym ja, jego najwierniejszy przyjaciel, który byłem dla niego jak syn, zrealizował jego marzenie. Niestety Fairy Tail było trochę solone, nie pytaj, tak się tu czasem mówi, że wybrałem karierę sceniczną i musiałem szukać innej gildii... ale to już historia na inną okazję. - Po chwili zdecydował, że powinien udzielić rozmówczyni jeszcze jednej informacji. Zaraz... udzielić informacji? - A w sumie jest tu coś konkretnego? Wyszedłem na spacer, aby ułożyć wiersz, który wyrecytuję księżniczce, gdy już jakąś uratuję.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pon Kwi 24 2017, 19:21
MG
Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Dlaczego kamienie czasem są okrągłe a czasem wcale nie? Pewnie wiele pytań przepływało przez głowę pani generał która leżała pod kamieniem. W sumie na kamieniu. Trochę. No nieważne. Czas umilała jej wspaniała muzyka burczenia w brzuchu, normalnie po wojskowemu, aż mogły się przypomnieć czasy jedzenia zupy z cienia czy martwych płodów. W każdym razie zdawało się że nic nie zmąci tego jakże fantastycznego popołudnia i Mer dokona żywota tudzież zamieni się w kamień bez żadnych niechcianych przygód. Niestety czcze były to nadzieje, gdyż jak to mawiają gdzie diabeł nie może tam Toriego pośle i tak też się stało. Niczym północny wiatr wiejący z zachodu, ze wschodu przyszedł Tori. Jego zagubiony wzrok nie wiedział jeszcze że oto wplątał się w coś bardzo nie parówkowego. Co gorsza mężczyzna zamyślony nad wierszem(A potem przejęty nagłym reunionem) nie zauważył jeszcze iż w swą epicką podróż nie zabrał plecaka z parówkami. Jego brzuch w odróżnieniu od tego Mer jeszcze nie domagał się swojej porcji papu, ale nawet gdyby to robił nie miało to znaczenia w tej chwili! W tej chwili dwójka dawno nie widzących się ludzi w końcu się spotkała i wtedy wywiązała się długa rozmowa między Torim i Torim której Mer mogła się przysłuchiwać z zapałem.
Gdy Tori skończył, a konająca z głodu(wcale nie) Mer jęknęła, sam mężczyzna zdał sobie sprawę z tego jak bardzo jest głodny. I choć w tej chwili Mer na pewno bardzo pragnęła parówki Toriego, ten nie miał takowej by się z dziewczyną podzielić. Biedny. Bo w tej chwili sam bardzo parówki pragnął. I niestety los bywał złośliwy, parówek nie przewidział. Natomiast między tą głodną parę spadło jabłko. Dokładnie tak, jedno jabłko. A w okolicy nie było nawet pieprzonej jabłoni. Same dęby.
Meredith
Liczba postów : 84
Dołączył/a : 21/04/2017
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pon Kwi 24 2017, 22:31
Tori zawsze był niesamowicie wygadanym człowiekiem. Już gdy pierwszy raz go spotkała zdążyła to zauważyć. Ten człowiek nigdy nie wzbraniał się przed rzeczami, których pragnął, a gdy pragnął rozprawiać na tematy sobie tylko wiadome należało go wysłuchać, bo wedle Meredith często w jego słowach odnaleźć można było pewnego rodzaju mądrość. Dlatego choć wiele nie poruszyła się ze swojej pierwotnej pozycji, w ten sposób konserwując siły, pani generał słuchała pułkownika z uwagą i zrozumieniem, starając się zapamiętać jak najwięcej informacji tylko była w stanie. - Jak na ciebie przystało, nie na darmo zajmowałeś wysoką pozycję w naszej armii. - powiedziała całkiem słyszalnie, choć z widocznym trudem w głosie. Najwyraźniej jednak potrzeba bycia dokładnie zrozumianą. - Nie potrzebowałeś zbyt wielu przygotowań do tego, by przyzwyczaić się do tego świata. Tori, brakowało nam ciebie. Wiesz, że nasze wojska powinny docierać już do stolicy północy? Prawie zrobiliśmy swoje... - potrzebowała chwilę odetchnąć, więc na chwilę zamilkła. Tori miał zaskakująco wiele informacji do przekazania, a Meredith musiała część z informacji sobie przyswoić. Część pozostałych sił spożytkowała na podniesienie głowy i spojrzenie na swojego podwładnego. Żył. W dzień jego zniknięcia powstał z tego tytułu niemały rozgardiasz w namiotach oddziałów z nim związanych. Jego ludzie go lubili i ciężko było się im pogodzić z utratą swojego dowodzącego.
Wtem, między nią, a nim upadło jabłko. Źródło energii, pożywienie. Meredith była cholernie głodna, ale kto wie czy Tori też nie był. - Przedzielisz je na pół i podasz? - zapytała. - Nie powinno być to problemem, skoro wcześniej byłeś chodzącym gorącym psem... Zresztą, nie tylko to z twojej wypowiedzi robi wrażenie. - powiedziała i nie było w jej głosie cienia ironii czy sarkazmu. Generalnie pani generał traktowała Toriego całkowicie poważnie. W jego historii nie odnalazła elementów śmiesznych, a jedynie ciekawe.
I tak, nie zwróciła uwagi na brak jabłoni. Ale prawda była taka, że w tej chwili nawet gdyby zwróciła pewnie niewiele by to zmieniło.
Tori Jeaggs
Liczba postów : 73
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pią Maj 05 2017, 23:59
- Ho ho! Wspaniale! Z pewnością moi żołnierze mają w to wspaniały wkład i podtrzymują morale oraz kondycję fizyczną oraz ogólne zdrowie armii dzięki wiedzy i umiejętnościom z zakresu ćwiczeń fizycznych, zdrowej kuchni oraz zespołowych występów artystycznych. Opowiedziałbym Ci o tym, ale wydaje się, że może to nie być najlepszy moment. Kiedyś jednak będę musiał się tym z Tobą podzielić, droga przyjaciółko. - Rzekł w odpowiedzi na informację na temat postępów ich wojska.
Jego reakcja na spadające jabłko była zdaje się standardowa dla żołnierza. Momentalnie dobył jednoręcznego miecza prawą dłonią i, pokazując Mer lewą dłonią gest o treści "cichaj, bardzo uprzejmie proszę", ogarnął okolicę wzrokiem ze szczególnym uwzględnieniem miejsca, z którego powinien przylecieć owoc według jego wyliczeń. Nie przypuszczał jednak, że sprawca tego zdarzenia pozostanie w tym samym miejscu, więc wypatrywał i nasłuchiwał znaków ruchu lub samego sprawcy wszędzie wokół. Jeśli spostrzeże coś, co przykuje jego uwagę, przygotowuje się do ewentualnej obrony, stając miedzy tym obiektem, a Meredith.
- Mówiłaś, że czytałaś "The Craft of War" autorstwa Wielkiego Jug Tru... - Odpowiedział na sugestię pani generał. - Napisałem... ekhm... Wielki Jug Tru napisał tam "Choć znasz parówki, nie znasz parówki". Innymi słowy, może to być element podstępu. Świadczy o tym choćby to, że nie spostrzegłem w tej okolicy jabłoni.
Tori, przyzwyczajony do magii występującym w tym świecie, nie był pewien, czego spodziewać się po jabłku. Stanąwszy więc między kobietą a jabłkiem, przyjrzał się mu. Jeśli wyglądało ewidentnie źle, podzielił się tą uwagą z towarzyszką. Jeśli jednak wyglądało na jadalne, stara się odkroić z użyciem miecza niewielki kawałek jabłka, podnosząc go z użyciem płazu oręża. Jeżeli wszystko wygląda okej, zbliża go nieco do twarzy. Jeżeli dalej wygląda okej, bierze go do ręki i odłamuje kawałek, który wącha i liże, a następnie spożywa. Jeśli w którymkolwiek z wyżej wymienionych stwierdzi, że coś jest nie tak, zaniechuje kolejnych czynności i informuje o tym Mer.
- Moment. - Mówi, odczekując chwilę po zjedzeniu jabłka. Stara się określić, czy nie dzieje się z nim nic dziwnego. Jeśli tak, stara się w żaden sposób nie narazić pani generał na szwank. Jeśli nic się nie dzieje, zjada pozostałą część odkrojonego kawałka i bierze w dłoń większy kawałek, który przeznaczony był dla jego przyjaciółki i podaje go jej z porozumiewawczym spojrzeniem typu "Ale nie szalej za bardzo". Później czuwa i ma nadzieję, że nic złego się nie stanie. Bo to dość istotne.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Nie Maj 07 2017, 14:25
MG
Wielki Jug Tru zaprawdę mędrcem wielkim był i tak jak wielu innych mędrców mawiał mądre rzeczy. Jak to też mędrcy mawiają "Lepiej nie umrzeć niż umrzeć" i kierując się tą wybitną mądrością, Tori postanowił jabłko wpierw sprawdzić a nie zjeść. Rzecz w tym, że nikogo nie było. W okolicy. No poza Meredith, ale ona się chyba nie liczyła. W tej kwestii rzecz jasna, bo poza tym liczyła się troszeczkę bardziej niż sam Tori. W każdym razie, choć nie do końca i nie specjalnie, Tori mógł dla postronnego obserwatora uchodzić za kata. Najgorszego wstrętnego skurwola na świecie. Głodująca kobieta której w brzuchu burczało na samą myśl o tym jabłku, musiała obserwować jak ten "Człowiek" wpierw na jej oczach jabłko liże, a potem z błogim uśmiechem kosztuje go, rozkoszując się jego cudownym smakiem. Tak, dla postronnego człowieka, Tori nie byłby istotą ludzką, a demonem. W każdym razie tortury w końcu się skończyły, a że jabłko było wyborne i całkiem wcale nie trujące to Tori łaskawie część oddał swojej szefowej. Choć jabłko to w żadnym wypadku nie mogło napełnić przepastnej jamy otwartej w brzuchu kobiety, było przynajmniej jako takim, wstępem, przed ucztą która na pewno gdzieś tam na nich czekała. Tylko nie tutaj, nie teraz. Tutaj i teraz nie było już specjalnie nic ciekawego. No i to nie zmieniało dość smutnej sytuacji w jakiej parka się znalazła. No właśnie. Bo tak jakby to się trochę oboje zgubili.
Meredith
Liczba postów : 84
Dołączył/a : 21/04/2017
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pon Maj 08 2017, 19:05
Faktycznie, pani generał przyglądała się z uwagą sposobowi w jaki Tori obchodził się z jabłkiem. Niedoświadczona w sprawach magii nie mogła nawet pomyśleć o tym, że jabłko zostało im jakoś magicznie podsunięte. Jeśli chodziło o zatrucie jabłka - Meredith nie widziała w tym żadnego sensu. Pewnie, mogło tak być, że jabłko owe było zatrute i spożycie go miało zakończyć jej żywot, jednak z punktu widzenia kobiety nie miało to kompletnie żadnego sensu. Jeśli ktoś chciał jej śmierci wystarczyło wymierzyć jedną strzałę w jej kierunku. Nie ruszała się, nie miała siły na unik, a Tori prawdopodobnie, nawet pomimo swoich fantastycznych wyczynów i przygód, nie zdążyłby jej zasłonić własnym ciałem. Ergo jabłko było strasznie okrężną i zwyczajnie niewydajną, a także niepewną drogą do jej śmierci.
Być może też dlatego na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech gdy Tori się nad nią "pastwił". Mężczyzna był oddany sprawie i faktycznie nie pozostawiał nawet odrobinki miejsca na wątpliwości, a przyglądanie się tak zapalonemu mężczyźnie potrafiło sprawić jakąś namiastkę radości zagłodzonej pani generał. Gdy już jednak jabłko powędrowało w jej stronę nie zamierzała ociągać się z spałaszowaniem owocu. Postanowiła też zaufać Toriemu, że ten dobrze wiedział ile sam potrzebuje jedzenia i odkroił sobie tyle ile trza.
- Tak, twój zastępca spisał się na medal. Brązowy, ale wciąż medal. Jestem pewna, że mogliśmy uniknąć wielu strat gdybyś był na miejscu, ale... przeszłość jest taka, a nie inna. - odpowiedziała Toriemu po chwili, gdy już była najedzona, a w jej członki wpłynęło choć trochę życiodajnej energii. Wciąż nie na tyle, by poczuć się dobrze, ale przynajmniej na tyle by nieco więcej mówić. I więcej rozumować. A rozum podpowiadał jej, że jabłka za często tak sobie z nieba nie spadają gdy w pobliżu nie ma jabłoni więc dobrze byłoby zmienić lokację. - Musimy zapewnić sobie jakieś racje żywnościowe Tori. Powiem szczerze, nie mam pojęcia gdzie jestem, więc jeśli dysponujesz jakąkolwiek wiedzą na temat tego terenu i tego gdzie się udać przyjmę radę z wdzięcznością. A teraz... - dziewczyna poczęła podnosić się z ziemi, wspierając się prawą ręką o powierzchnię, a następnie przechodząc do klęku na jedno kolano, by potem z mniejszymi lub większymi chybotaniami podnieść się do stania. - ...czas się podnieść. Nie sądzę bym była w stanie wiele przejść. Ale siedzieć też nie mogę. - spojrzała na Toriego w zdecydowany sposób. Musieli się zacząć ruszać.
Potem zajmą się innymi rzeczami. Piramida potrzeb. Te sprawy.
Tori Jeaggs
Liczba postów : 73
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Sob Maj 13 2017, 20:17
Tori zdawał się być mocno zakłopotany i nie czuł się komfortowo, wziąwszy pod uwagę, że działy się rzeczy, których uzasadnienie nie było do końca zagadnieniem trywialnym. Wytężywszy procesy myślowe, nadal nie mógł znaleźć uzasadnienia, dlaczego nagle w ich pobliżu znalazło się jabłko. Czy to robota jakichś złych mocy? Wrogów? Magiczna anomalia związana z rzeczami okolicznymi? Nie mógł tego wiedzieć, więc pozostawał sceptycznym Torim. - Ciesze się, że mój podwładny dobrze wykonał swoje zadanie... Nie jestem pewien, gdzie jesteśmy. Z kolei jeśli chodzi o naszą obecną sytuację, nie jestem przekonany, jeśli chodzi o to, że uda nam się tutaj coś upolować. Poszukam jadalnych owoców, może uda mi się coś znaleźć. - Rzekłszy, pomógł Meredith wstać i wyruszył w stronę lasu, by szukać jakichś leśnych rzeczy, o których wie, że są jadalne. W razie czego konsultuje się z Meredith. Na koniec, jeśli znajdzie jakieś sensowne rzeczy, daje je pani generał, żeby się posiliła.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Nie Maj 14 2017, 16:45
MG
I tak oto Tori wraz z swoją szefową ruszyli głębiej w las (dziewczyna nieco wolniej rzecz jasna). Poszukiwanie pożywienia to nie powinno być nic specjalnie trudnego dla byłego hot-doga(I wojskowego, ale to mniej). Jednak nawet Tori zdawał sobie na pewno sprawę że nie powinna być to sprawa łatwa. Niby wiadomo, las lasem a gruszki rosły na drzewach. A tymczasem rzeczy przybrały dość nie oczekiwany obrót i po kilkudziesięciu krokach między kasztanowcami, Tori dostrzegł kolejne jabłko. Leżało sobie spokojnie między dwoma kasztanowcami i zdawało się patrzeć na Toriego z takim wyzywającym "I co teraz!?". Wciąż, ani Tori ani Meredith nie dostrzegli, wyczuli, usłyszeli ani nawet nie wyniuchali niczego, co odbiegało by w jakikolwiek sposób od normy i sugerowało zasadzkę/pułapkę/coś złego. Poza jabłkiem. Ono było mało logiczne w tej chwili.
Meredith
Liczba postów : 84
Dołączył/a : 21/04/2017
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Nie Maj 14 2017, 22:29
Meredith zaśmiała się cicho pod nosem. Upolować - zdecydowanie nie. Przynajmniej nie mówiąc o sobie w liczbie mnogiej, bo jedynym na co mogła polować w tym momencie pani generał był wilk. Ten wilk, o którym się dzieciom mówi gdy siedzą na czymś zimnym. Na jakiekolwiek inne polowanie w tym momencie zdecydowanie nie miała niezbędnych sił witalnych, na całe szczęście jednak jej podwładny myślał trzeźwo, a być może nawet trzeźwiej niż ona sama w tym momencie. - Doceniam to. - powiedziała cicho lecz wyraźnie w kierunku Toriego. Swoją drogą, Meredith właśnie uzmysłowiła sobie jakie miny zrobiliby przeciwnicy, których miała okazję do tej pory pokonać, gdyby zobaczyli ją błądzącą po lesie, całkowicie pozbawioną sił i niemal całkiem zdaną na swojego towarzysza. Pewnie zaśmialiby się soczyście, choć zapewne ciężko byłoby to zrobić im teraz, gdy ich głowy nie były już połączone z ciałami. Jeśli dobrze pamiętała kilka z nich kazała wysłać do kolejnego miasta, które oblegali jako odpowiedź na zaproszenie do rozmów dyplomatycznych. Dyplomaci zadowoleni z tego ruchu nie byli, tylko że następnego dnia kolejne miasto dostało się pod kontrolę wojska Meredith, a dyplomaci... przestali pełnić swoje funkcje.
Gorzej... lub lepiej, że kolejne jabłko pojawiło się na ich drodze. Żołądek Meredith zaburczał cicho na ten widok, lecz jej umysł sam skonstatował już, że coś tu jest nie tak. - Może ktoś... jest tu jeszcze obok nas? - zapytała głośno, jednocześnie rozglądając się na boki. - I gubi jabłka? - w mniej, lub bardziej zamierzony sposób.
Tori Jeaggs
Liczba postów : 73
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pon Maj 22 2017, 23:42
- Naturalnie, ktoś lub coś jest źródłem tego fenomenu. Musisz wiedzieć, że w tym świecie istnieje magia, pozwalająca na czynienie rzeczy nadnaturalnych, jak na przykład stwarzanie jabłek, miotanie kulami ognia czy nawet wpływanie na umysły ludzi. Możliwe, że nawet teraz jesteśmy pod wpływem iluzji. Wygląda na to, że ktoś lub coś kieruje nas śladem tych jabłek lub chce uśpić naszą czujność i się nas pozbyć. Jeśli to drugie jest prawdą, to na pewno nie są to żołnierze, ale niektórzy magowie - przestępcy lubują się zabawie ze swymi ofiarami. W normalnych okolicznościach zasugerowałbym odwrót, ale wziąwszy pod uwagę to, że nie wiemy, gdzie się znajdujemy, nasz potencjalny przeciwnik ma nad nami przewagę. Myślę więc, że należy go wypatrywać, jednocześnie zachowując ostrożność i grając w jego grę. Jak mówiłem, jeśli jego celem byłoby jedynie unieszkodliwienie nas, z dużym prawdopodobieństwem już bylibyśmy martwi. - Przekazując pani generał swoją wizję sytuacji, w której aktualnie się znajdują, wykonywał te same czynności, co w przypadku poprzedniego jabłka, jednocześnie wypatrując ewentualnego niebezpieczeństwa i kolejnego owocu. Po znalezieniu kolejnej wskazówki, rusza w jej kierunku zachowując umiarkowaną ostrożność. - Innymi słowy - wiedz, że występują tu rzeczy, których nie będziesz potrafiła uzasadnić, a obecnie ktoś chce nas wykorzystać lub się nami zabawia. Odniósłbym się do jednego z dzieł Jug Tru, ale jak pewnie zauważyłaś, ostatnio nauczyłem się ograniczać swoje wypowiedzi jedynie do najistotniejszych elementów. Swoją drogą niedawno nauczyłem się robić wyborne risotto. Jak już się stąd wydostaniemy, chętnie Ci je przygotuję! - Ważne, by w takich sytuacjach podnosić swoją wartość, żeby potencjalny zły człowiek wiedział, że w razie potrzeby będzie mógł liczyć na Toriego, jeśli zachce mu się risotto. Chociaż tak naprawdę Tori nie jest skłonny czynić dobro złu. To wbrew kodeksowi hot doga.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Sro Maj 24 2017, 17:01
MG
Oczywiście to jabłko również nie było zatrute. Nie było też pułapką. Było za to całkiem smaczne, takie jabłko 10/10 które widuje się tylko czasami na samym szczycie drzewa bez żadnej możliwości pochwycenia albowiem nie dysponuje się drabiną o należytych rozmiarach. W każdym razie, Tori miał rację. Chyba. Bo pojawiło się kolejne jabłko, nieco dalej, o kilku następnych krokach. Rzecz jasna pojawiło to nie do końca poprawne słowo ponieważ nie zmaterializowało się ono nagle przed oczami bohaterów tak o, z powietrza. Przechodząc obok krzaka, dostrzegli po prostu leżące tam jabłko. I jak wiadomo, jabłka lubią sobie czasem spaść z drzewa i poleżeć na ziemi, ale raczej nie jest to nader często spotykana sytuacja w lasach pozbawionych jabłoni. W każdym razie niezależnie od akcji podjętej względem rzeczonego jabłka, następne znalezione zostało kilka kroków dalej, aczkolwiek tym razem, nieco głębiej w lesie, jakby kusiło do zboczenia z obranej ścieżki i udania się tropem jabłek. Jako że Tori za cel postawił sobie kierowanie się szlakiem wytyczanym przez pojawiające się jabłka, wraz ze swoją towarzyszką udał się dalej, przedzierając dzielnie przez krzaki, drzewa i agresywne korzenie które doprowadziły do aż DWÓCH upadków Meredith. To nie tak że była ciapą, po prostu las był całkiem ciemny, gęsty a ona no trochę osłabiona. W każdym razie po siedmiu jabłkach od skręcenia głębiej w las, oczom podróżników ukazała się polana, w zasadzie całkiem spora polana, na której, kilkanaście metrów od granicy lasu, znajdował się jakiś budynek. Trochę przypominał kościół. Był biały, miał dzwonnicę... tylko zdawał się nieco większy od przeciętnego kościoła i jakoś tak inaczej zbudowany. Miał więcej tych no, normalnych okien. W każdym razie Meredith nie mogła wiedzieć z całą pewnością cóż to za przybytek, taką jednak wiedzą dysponował Tori! Ponieważ mimo tego że oboje widzieli tabliczkę wbitą w ziemię, nieco bliżej nich niż sam budynek, to tylko Tori potrafił odczytać "tajemnicze pismo" na niej zapisane. A tabliczka ta oznajmiała iż jest to "Sierociniec".
Meredith
Liczba postów : 84
Dołączył/a : 21/04/2017
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Czw Maj 25 2017, 02:36
Magia? Kule ognia? Rzeczy, których nie mogła racjonalnie wyjaśnić? Nadnaturalne? Iluzje?
Oczy Meredith zaświeciły się czerwonym blaskiem, którego brakowało im do tej pory. To o czym opowiadał Tori było niesamowicie interesujące. Tak, risotto też, jeśli ktoś chciałby o to zapytać. Jeśli na tym świecie istniały takie rzeczy o jakich mówił jej podwładny, to wszystko to było nader niesamowite. Ten świat, świat w którym byli, rządziłby się wtedy innymi zasadami. Reguły gry zostałyby zmienione, a nie tylko plansza. W skrócie - ktoś rzuciłby jej nową grę, której zasady dopiero musiałaby poznać. Meredith nigdy nie była zanadto nadęta, choć zawsze była pewna swoich umiejętności, a gdy prowadziła swoje oddziały wiedziała, że to co robi ma sens bo grała w grę, w którą grała od dawna. Jeśli w tym świecie czekały na nią rozgrywki, których zasad dopiero miała się nauczyć... jakże to dopiero było intrygujące? Musiała się tego wszystkiego nauczyć, doświadczyć samej, a potem wykorzystać. Tak jak zawsze to robiła.
Meredith była szczęśliwa. Nawet jeśli obecnie była pozbawiona większości sił i zdarzało się jej upaść, to podnosiła się na równe nogi nie tracąc ani grama ze szczęścia, którego właśnie doświadczyła.
- Tori. Czy nasze wojska miałyby hipotetyczne szanse z wojskami posługującymi się... tymi zdolnościami o których mówisz? Przecież też mamy szpiegów, którzy potrafią mącić ludziom w głowach, katapulty wystrzeliwujące ogniste pociski, a także zapasy trucizny. - chciała usłyszeć co powie Tori, choć wiedziała, że miał na myśli coś kompletnie innego niż ona sama wskazywała. Ostatecznie jej kompan mówił o czymś niewytłumaczalnym, a nie tylko o sprawniejszym stosowaniu jej znanych technik. A pytanie zadała między jednym upadkiem a drugim, ot idealnie znajdując na nie czas. - Tori. Cieszę się, że tu jesteś. - dodała po chwili nie tłumacząc jednak niczego więcej. Meredith była jednak zdania, że czasem swe uczucia w stosunku do osób zaufanych należało po prostu wyrażać. I tyle.
Gdy dotarli do budynku oraz tabliczki Meredith poprawiła kapelusz, przyglądając się uważnie znakom, które na niej występowały. No tak. Obcy język. Mogła się tego spodziewać. Spojrzała pytająco na Toriego, gdy tylko uświadomiła sobie, że sama tego nie przeczyta. Może ją zaskoczy? A może za mało jeszcze przebywał w tym świecie? Faktycznie jednak budynek przypominał jej kościół. Przyglądając się mu i starając się dojrzeć czy w oknach zaraz nie ujrzy łuczników lub snajperów zadała Toriemu kolejne pytanie. - W co tutaj w ogóle się wierzy? Do kogo modlą się przed walką żołnierze i kogo przeklinają przegrańcy? -
Chyba odruchowo zaczęła wymagać od Toriego całkiem sporo. Ostatecznie jednak zawsze mógł jej powiedzieć, że nie wie.
A skoro jabłka prowadziły do tego miejsca... cokolwiek miało się tutaj wydarzyć mogło wpłynąć na ich dwójkę.
Tori Jeaggs
Liczba postów : 73
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Ruiny starego Bavris Pią Maj 26 2017, 22:29
- To zależy. Umiejętności magów, bo tak nazywają się ludzie władający tą mocą, są bardzo zróżnicowany. Jeden z wielkim trudem rozpali ognisko plując w nie ogniem, drugi skinieniem dłoni zrówna miasto z ziemią.- Odpowiedział na pytanie towarzyszki. Chciałby udzielić jej bardziej rzeczowej odpowiedzi, jednak żeby choć trochę przedstawić jej temat magii, musiałby najprawdopodobniej poświęcić na to kilka godzin. Postanowił to więc odłożyć w czasie, dając jej jedynie wprowadzenie, które, miał nadzieję, skłoni dziewczynę to wzmożonej ostrożności.
- To sierociniec. - Rzekłszy, wskazał na napis, z którego to wyczytał. - To... skomplikowane. Istnieją istoty zwane bogami, jednak to, czy są szeroko czczeni... Z pełną skromnością mogę rzec, że za czasów gorąco psiej świetności miałem tylu fanów, co niejeden bóg czcicieli.
- Idziemy. Trzymaj się z tyłu i wypatruj niebezpieczeństwa lub.. wszystkiego, co wyda Ci się interesujące. Weź pod uwagę, że wszelkie malowane, wyryte, czy utrwalone w inny sposób np znaki mogą służyć podtrzymaniu zaklęcia. W wielu książkach czytałem o sytuacjach, gdzie nieświadomi podróżnicy przełamywali tego typu zaklęcia, tym samym sprowadzając na siebie... zazwyczaj śmierć. Także polecam informowanie mnie o wszelkich tego typu obiektach i wzmożoną uwagę. W końcu coś lub ktoś nas tu prowadzi, a istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że chce, żebyśmy dokonali czegoś bezwiednie. - Rzekłszy, ruszył w kierunku budowli z pełną ostrożnością. Wypatrywał przy tym wszelkich znaków otaczających ten obszar i innych rzeczy, które by mu pasowały do obiektów wspomnianych w wykładzie. Jeśli jakieś napotka, zawiesza dalsze działania poza tymi bezpośrednio związanymi z bezpieczeństwem swoim i/ lub pani generał. Najpierw, trzymając miecz jednoręczny przed sobą, w prawej dłoni, spojrzy w najbliższe z okien. Stopniowo podchodząc coraz bliżej i pozycjonując oręż tak, by w razie wystąpienia niebezpieczeństwa oddzielić się nim od niego i, jeśli nie będzie to obiekt w jakiś sposób przydatny w stanie nieuszkodzonym, a uzna przedziabanie go za stosowne, to przedziabuje. Po wstępnych oględzinach wzrokowych, podchodzi do ściany tak, by ewentualny atak ze środka, przez okno, był mocno utrudniony i gestem sugeruje Meredith, by nie produkowała decybeli, po czym nasłuchuje. Mężczyzna wie, że ktoś lub coś jest doskonale świadom ich obecności, jednak uzyskanie dodatkowych informacji na pewno nie zaszkodzi. Rozgląda się też za ewentualnymi obiektami lub zjawiskami, które wskazywałyby na rzeczy. Przy tym zwraca też uwagę na Meredith, która może wskazywać mu w tym czasie niebezpieczeństwo lub inną istotną rzecz.
W razie zaistnienia niebezpieczeństwa Tori wykonuje akcje, która, w jego mniemaniu, pozytywnie wpłyną na bezpieczeństwo jego i towarzyski.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.