Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
| Temat: Portsmouth Sro Sty 09 2019, 18:18 | |
| Niewielka wieś usytuowana nad szerszą częścią Sciliori. Większa część miejscowości usytuowana jest na wykarczowanym terenie pomiędzy rzeką, a lasem. Niezbyt wyróżniająca się miejscowość. Całkiem sporo domków, jakiś kościół, kilka sklepów, rynek... Może kiedyś nawet zostanie miastem, jednak to jeszcze nie ten dzień. Na rzece położony jest niewielki port, w którym cumują same kutry rybackie i jedna jedyna dżonka bardzo małych rozmiarów stanowiącą tutejszą atrakcję turystyczną, chociaż ciężko mówić o jakichkolwiek turystach. Kilka kilometrów za wsią na niewielkim pagórku znajduje się zaś stara latarnia morska - nieczynna. Właściwie to nigdy nie była używana, a o powodach jej zbudowania nikt nic nie wie. Po prostu stoi. Zawsze tam stała.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_- Kłamstwem byłoby stwierdzić, że Erlik nie znał miejsca, które właśnie teraz oglądał swoimi oczami. Miejsca, które dane my było oglądać przez setki lat nie da się tak zwyczajnie wymazać z pamięci - mgła opatulała wszystko w zasięgu wzroku, zaś jedynym źródłem światła były kamienie roztaczające purpurowy blask czy fosforyzujące na niebiesko grzyby. Może nawet widok ten byłby w jakikolwiek sposób interesujący czy intrygujący, jednak nie przez tyle czasu! Któż jednak mógłby się napawać, nawet tak monotonnym widokiem, przy ciągłym cichym wyciu tysięcy czy nawet milionów dusz, których sylwetki z trudem przedzierały się przez ciemną mgłę? Jeden ryk był jednak czymś, czego mężczyzna nie był w stanie rozpoznać. Był groźny i niepokojący - słychać go było znad przeciwka. Chociaż zdawało się, że dochodzi on z oddali, dosłownie kilka kroków starczyło, bo ciemna mgła rozwiała się na tyle, by ukazać wnętrze komnaty. Tej komnaty. Komnaty, która powinna być w innym miejscu, ale okazała się być tuż pod nosem Erlika. Komnaty z czarnego obsydianu, pod której ścianą na podwyższeniu znajdował się tron z czegoś płynnego o czarnej, błyszczącej barwie. Na tronie tym zasiadała kobieta w zielonej sukni. Jej też nie sposób było magowi nie znać, wszakże to była ta sama Pani Pustki, co zawsze. I jak zawsze ze swoją nieuchwytną dla pamięci twarzą, chociaż mogło to być spowodowane trzymaniem własnej głowy w paszczy ogromnego... czegoś. Czegoś, czego Erlik nigdy w Czarnej Mgle nie widział. Czegoś, co nie należało do tego świata. Bydle wysokie na dwa metry bez jakiejkolwiek skóry stało na dwóch łapach za tronem. Jedna z większych paszczy umieszczona na brzuchu uzbrojona była w szeregi chudych, długich i szpiczastych zębów poplamionych dodatkowo czymś smolistym i czarnym kiedy tylko zbyt mocno zacisnęły się na szyi kobiety. Całą sale zaczął wypełniać zapach zgnilizny niepodobny do tego miejsca. Po tym zaś kilka par oczu umieszczonych na barkach stwora zwróciło swój wzrok w stronę mężczyzny. Erlik! Dwa głosy, niemal w tym samym czasie wydobyły się znikąd. Jeden definitywnie należał do Pani - wołający z nadzieją, błagający o pomoc. Drugi, basowy zdawał się nawoływać maga bliżej siebie. Czy to był głos tego potwora? Czyj to był głos? Ten sam, który jeszcze rozbrzmiewał w głowie po obudzeniu? Gdzie podziało wszystko to, co widział, a zdawało się być tak namacalne? Przepadło pozostawiając po sobie jedynie to, co Erlik widział nim zasnął w cieniu drzew. Ah tak! Miał spełnić swoją powinność grabarza. Ciało mężczyzny już znajdowało się w grobie, łopata wsparta o drzewo jedynie czekała, by ziemią przysypać świeżego jeszcze nieboszczyka, chociaż już sinego i nieco obrzmiałego. Żeby jeszcze leżał w trumnie, a nie tak w ziemi... Pogoda też nie bardzo zachęcała. Było zbyt ciepło i zbyt duszno, by ruszać się z cienia. Tyle dobrze, że zdążył go sobie odpowiednio pomierzyć przed ułożeniem go w dole. Tak - tylko kilka machnięć łopatą dzieliło go od zakończenia "misji" i obiecanej zapłaty. |
|