I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Miejsce spotkania z przewodnikiem ustaliła już wcześniej, więc była pewna, że coś musiało się stać. Przygryzła wargę, stojąc tuż na skraju kotliny. Ruiny miasta, tak dobrze widoczne z tego miejsca, wciąż wydawały się odległe, a przewodnika nie było już od trzech godzin. Zaczynała się niepokoić. Wiedziała, że alchemicy nie pozwolą nikomu bezkarnie wchodzić na ich teren, lecz skoro przewodnikowi udawało się to już tyle razu, więc dlaczego teraz nie? Dlaczego właśnie jej musiało się to przytrafić? - Ach, przeklęty dahr! - przeklęła i ruszyła po stromym zboczu ścieżką, która prowadziła do zrujnowanego miasta. Nie pozostawało jej nic innego. Musiała na własną rękę dowiedzieć się o tym, co planują alchemicy zanim... zanim będzie za późno.
Karczma pod "Ospałym bobrem" była jedną z tych, do których przychodziło się tylko w interesach. Nie dlatego, że można było liczyć na dyskrecję lub też serwowano dobre trunki, które mogły zmiękczyć nawet najbardziej zatwardziałego kupca. Dyskrecji nie było wcale, karczmarz słynął ze sprzedaży informacji, a większość trunków smakowała jak siki kota. Najważniejsze było to, że przychodziło do niej niewielu ludzi, najczęściej stałych klientów, a karczmarza dało się przekupić byle wódką, by nie wściubiał nosa w nie swoje sprawy. Sama karczma była obskurna i biada każdemu, który zechciał spędzić w niej noc - często kończył golusieńki jak go Pan Bóg stworzył. Stoły, krzesła, nawet ściany i podłoga były zrobione z ciemnego drewna, pokrytego równie ciemną, łuszczącą się już ze starości farbą, na której wciąż były plamy po niezliczonych bójkach z przeszłości. Arte, zleceniodawca, siedział pod ścianą przy dwóch złączonych stołach. Miała się tu zjawić wesoła grupka magów, więc trzeba było zadbać o miejsce i spokój. W całym pomieszczeniu był tylko on i karczmarz przekupiony kilkoma butelkami bimbru. On sam wyglądał jak ta karczma - staro i nieprzyjaźnie. Ubrany w podniszczony płaszcz podróżny i równie zdezelowane buty, roztaczał wokół siebie aurę niedostępności. Szara cera, podkrążone oczy i zaniedbana broda tylko bardziej wzmacniały uczucie beznadziejności bijące od mężczyzny. Kiedyś, nim stracił ukochaną, był pewnie pełen sił i życia, ale teraz, skurczony, w odrzucającej karczmie, wydawał się pozbawiony tego życia. Jedynie stalowoszare oczy, pełne determinacji stanowiły dowód, że jeszcze się nie poddał, że wciąż żył nadzieją na odnalezienie dziewczyny. Odchylił głowę w tył i czekał. - Ciekawe, co to za ludzie... - mruknął do siebie. Przez ostatnie siedemnaście lat zgłaszali się do nie albo same szumowiny liczące na zysk, albo 'rycerze w lśniącej zbroi', którzy myśleli tylko o jednym lub bawili się w bohaterów, a tak naprawdę zupełnie nic nie wiedzieli o życiu i niebezpieczeństwach. Bo co takiego mogą zrobić alchemicy nam, potężnym magom? Parsknął do własnych myśli i przeciągnął się, wpatrując w wejście do karczmy, zapraszając gestem do siebie magów, którzy podjęli się zadania. Czekał, aż pojawią się wszyscy, dopiero wtedy zaczął. - Nazywam się Arte. To ostatnia wyprawa do ruin Ilion, gdzie zaginęła Tsubame. Czytaliście dziennik? Jeżeli nie, macie tu kartkę z jej dziennika i przeczytajcie. Szukam jakiejkolwiek informacji na jej temat. Czy żyje, czy zginęła, nie obchodzi mnie. Chcę wiedzieć, co dokładnie jej się stało - mówił twardym, rzeczowym głosem, pełnym niezachwianej determinacji. - Czy macie jakieś pytania? Jeżeli nie, zaprowadzę was do kotliny, dalej pójdziecie sami - zakończył, czekając na wasze pytania lub ich brak.
Notatki od MG Czas odpisu 48h od mojego posta, kolejność dowolna
Claude
Liczba postów : 37
Dołączył/a : 31/01/2013
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Czw Lut 07 2013, 18:55
Miejsce spotkania: jakaś obskurna karczma, do której żaden szanujący się szlachcic by nigdy nie zajrzał. Już samo to nie pasowało młodzieńcowi, a jeszcze nawet nie wszedł do środka. Przetarł dłońmi twarz, wziął głęboki oddech i jak zwykle spokojnie uśmiechnął się, w końcu jest dobrze wychowany, musi pokazać, że mu nie przeszkadza to z kim przebywa. Powoli otworzył drzwi do karczmy, zanim jeszcze wszedł spojrzał na szyld. Pod "Ospałym bobrem", bo tak się nazywała, chłopak cicho się zaśmiał i stwierdził, że przynajmniej nazwa pasuje do miejsca. Wszedł do środka i od razu poczuł się nieswojo. Od samego wejścia bije zapach... zapach biedoty i ubóstwa, tego akurat nienawidził. Rozejrzał się, wciąż zachowując swój uśmiech, ale w jego oczach było widać obrzydzenie i pogardę dla tego miejsca. Wszystko wyglądało tak biednie i nieprzyjemnie. Od ścian, z których farba już praktycznie odpadała, przez krzesła brudne i poniszczone w bójkach, po stoły, które już pewnie ledwo stały. Tak, chłopak był już tego pewien, nigdy nie powinno go tu być, ale już za późno. Następnie zauważył tylko dwie osoby, karczmarza oraz jakiegoś staro wyglądającego mężczyznę, domyślił się od razu, że to jego zleceniodawca. Podszedł do starszego mężczyzny i się przywitał Witam, nazywam się Claude. Miło mi pana poznać. Mówiąc to pochylił się nisko i uśmiechnął się przyjacielsko, zamykając oczy, tak żeby ten nie widział pogardy, której do niego kryje, w końcu nie może pokazać zleceniodawcy, że tak naprawdę już go znienawidził. Następnie usiadł tak, żeby nie musieć patrzeć starcowi w oczy. Jako, że przyszedł jako pierwszy, poczekał razem z nim na przybycie reszty magów, dla umilenia sobie czasu, przez chwilę wymieniał uprzejmości z mężczyzną obok niego. Kiedy przybywali kolejni magowie, chłopak zawsze wstawał, i uprzejmie się przedstawiał, do tego wszystkim kobietom kłaniał się i całował w dłonie. Po tym jak wszyscy się zgromadzili, mężczyzna zaczął opowiadać o misji, żeby mieć pewność, że nikt nie dosłyszy ich rozmowy użył swojej PWM, tak żeby nikt po za grupą magów oraz ich zleceniodawcą nie słyszał rozmowy.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Czw Lut 07 2013, 21:17
Drzwi karczmy otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem, wpuszczając nieco naturalnego światła i świeżego powietrza. Jednak nie pozostawały otwarte na tyle długo by komukolwiek zrobiło to różnicę. Ot krótką chwilę jakiej potrzeba by dwoje ludzi weszło do środka. A środek prezentował się normalnie, przynajmniej dla Gumisia który przywykł do widoku i zapachu takich miejsc. W sumie można by nawet powiedzieć ze poczuł się jak w domu. Oczywiście nie czyniło to z niego jeszcze moczymordy czy bawidamka. Rozejrzał się bacznym spojrzeniem ale nie dostrzegł nic wyjątkowego prócz karczmarza i dwójki ludzi przy złączonych stołach. Szybko zrozumiał co i jak bo inaczej być nie mogło a już nie raz widywał takie sytuacje. -Tam ci dwaj to na pewno zleceniodawca i jakiś obwieś co się zgłosił. Usiądź na razie obok nich.- Rzucił spokojnie do Akane a sam zrobił coś innego podchodząc do karczmarza. Zasiadł spokojnie przy barze i przejechał dłonią po swoich włosach. -Szkockiej z lodem raczej nie macie co nie? Daj mi najlepsze szczyny jakie masz, ale nie jakieś szczyny jak Piwo tylko coś mocniejszego. Jak rum. Masz Rum Stiven...? Bo mogę ci mówić Stiven prawda?-Powiedział spokojnie odliczając nieco klejnotów i przesuwając po ladzie w stronę barmana. Po czym poczekał na zamówiony Rum... lub jakieś inne szczyny podawane w tej spelunie. -Słuchaj Stiven, oboje dobrze wiemy że tamci przy stoliku coś kombinują, zapewne sądzisz ze jestem z nimi. Tak, jestem. Chciałbym jednak żebyś mi coś powiedział... dokładniej rzecz biorą ile jest wyjść z karczmy oraz czy macie "Pokoje dla Vipów"... Nie musisz odpowiadać od razu. Jeśli macie takie pokoje to gdy usiądę tam- Wskazał palcem lewej dłoni na stolik w taki sposób by jego rękę przysłoniło prawe ramię i nikt stamtąd tego nie zauważył-Dasz mi znać powiedzmy... upuścisz szklankę.-To powiedziawszy zabrał swojego drinka i ruszył w kierunku stolików. Oczywiście miał ciągle nadzieje że Barman wie czym są "pokoje dla vipów' w sumie 90% spelun miało ukryte pokoje dla specjalnych gości. Nie jeden zbir się w takich czaił by zabić, szpiegował... lub też po prostu źli ludzie coś knuli. Można by się zastanowić po co Gumisiowi taki pokój, w sumie to po nic. Chciał po prostu mieć "Asa" na wypadek gdyby coś zaczęło się partaczyć. Wolał trzymać karty w dłoniach. Gumiś zrazu zajął miejsce tuż obok zleceniodawcy tak by mieć go po swojej prawicy i z drinkiem w lewej dłoni, prawą przyciągnął go do siebie jak starego kumpla od kielicha. Do tego czasu zebrała się już cała gromadka [jeśli Gumiś nie mógł tam usiąść to nie siada a staje za krzesłem Akane.] -A więc "Arte", ja nazywam się Dyzio. Dyzio Chwastkiewicz i jestem magiem chwastów. Nie lekceważ tej magii bo jest potężna. Pozwala mi tępić... chwasty.-Powiedział z niewinnym uśmiechem. Miał nadzieję że wszyscy dookoła łącznie z pracodawcą wezmą go za głupka i ciecia.-No i oczywiście miałbym do ciebie pytanie. Nawet nie jedno bo w odróżnieniu od tego tu... hmm... "Szefunia". O będę ci mówił "Szefunio"- Rzucił do Claude'a którego imienia nie poznał.-Nie zrozumiałem wszystkiego. nie jestem tak pojętny i inteligentny jak Szefunio. Więc pozwól że zacznę bo trochę tych pytań mam...- Upił łyk trunku płucząc gardło przed zalaniem kolesia pytaniami.-Po pierwsze jak wygląda owa... hmm... dziewoja? A właściwie jak wyglądała bo wyprawa była dawno. Nawet przestarzałe informacje naprowadzą nas na jakiś ślad. Przynajmniej wiedząc ze była na przykład blondynką nie będziemy szukać brunetki prawda? Równie ważnym pytaniem jest co z reszta grup poszukiwawczych? Zginęli? Zaginęli? Wrócili z pustymi rękoma? Wypadało by też, byś opisał nam drogę do samego miasta... w gruncie rzeczy to istotne. nie chce po drodze zginąć przeszyty strzałą bandytów czy pożarty przez wiwerne. magia chwastów nie chroni przed grotami strzał i ostrymi zębami wiwern.- Cały czas uśmiechał się delikatnie jak matka mówiąca do dziecka. Próbował wywrzeć "Pozytywne wrażenie". Zaznaczyć trzeba też że dziś miał na sobie t-shirt, by blizna na klacie była zasłonięta.-Poza tym czegoś nam nie mówisz... nie jednego! Kim jest twoja panna? Kim jest DLA CIEBIE. No i po co udała się do tego miasta? Poza tym mówisz że opłacasz nasze informacje. Więc hipotetycznie jeśli powiem ci że ją spotkałem i zabiłem, ba przyniosę ci jej głowę, to też mi zapłacisz?- Przekrzywił lekko głowę.-Oczywiście żartowałem, ja i ta tu Akane jesteśmy z Fairy Tail naszym zadaniem jest pomagać nie krzywdzić, ale widzisz chcę wiedzieć czy za dodatkową robotę, jak na przykład ratowanie tej twojej "Jaskółeczki" dostaniemy coś ekstra. Poza tym powiedz mi więcej... właściwie wszystko. Chcę wiedzieć wszystko co wiesz o Jaskółce, mieście i alchemikach. Jeśli nie będę wiedział tyle co ty, ciężko będzie dowiedzieć się więcej od ciebie.- Skończył znów upijając alkoholu. To zapewne nie był koniec pytań, chociaż kto wie? Po prostu Gumiś czuł dziwne mrowienie, czuł że jest coś jeszcze, ale to coś mu się wymykało. Na razie. Wiedział po prostu za mało. Zwrócił się jednak jeszcze do "Towarzyszy". -Warto by było gdybyście też podali swoje imiona czy coś no i magię jaką władacie. Wtedy jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy medycznej to zawoła medyka a nie "Jacka co miota piorunami" nie? Ja sam z mą magią specjalizuje się w sumie w walce. Zbieram na siebie przeciwników niczym tank-wojownik. Ale już z kamieniem sobie mogę nie poradzić, bo ściany z chwastów nie postawię tak? Dlatego jak nie chcecie zdradzać wszystkiego, zdradźcie co możecie, by każdy miał odpowiednie miejsce w tej... hm... drużynie.- Dokończył drinka i odstawił na stół-No chyba że bawimy się w wyścig szczurów.- Mruknął jeszcze pod nosem ale na tyle głośno by wszyscy słyszeli po czym wyjął z kieszeni paczkę fajek i włożył jedną z nich do ust, podpalając i zaciągając się dymem. Dlaczego miał to dziwne uczucie nadchodzących problemów? Misja zapowiadała się na ciężką... 17 lat... i nic? To będzie ciekawa misja... no albo wcześniej zatrudnieni magowie to mistrzowie magii kocimiętki i puszczanie pierdów. Teraz jednak gumiś miał nadzieję że trafili mu się lepsi magowie...
Caius Seius Ravilla
Liczba postów : 23
Dołączył/a : 25/01/2013
Skąd : Poznań
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Pią Lut 08 2013, 00:40
Niedługą chwilę po wejściu dwójki podróżników drzwi karczmy uchyliły się ponownie pozwalając by bogato odziany młodzieniec wsunął się do środka. Co prawda w środku panował lekki półmrok ale i tak łatwo było dojrzeć wyraz twarzy przybysza i stwierdzić, że jest co najmniej obrzydzony i zdecydowanie przerażony faktem, że musi się szlajać po takich miejscach. Kiedy jednak wreszcie się otrząsnął z pierwszego szoku dostrzegł siedzących przy jednym stoliku zleceniodawcę i dwie osoby wydające się być magami, którzy tak jak on zgłosili się do tego zadania. Nie wahając się zbyt długo, młodzian ruszył w ich stronę powiewając złotymi włosami i luźnym ubraniem. W kilku krokach znalazł się naprzeciwko zleceniodawcy i wskazał na niego palcem. - Arte? - spytał nieco bezczelnie po czym nawet nie czekając na odpowiedź odsunął sobie krzesło, przetarł je chusteczką i zasiadł. Kiedy ten cały Claude się mu przedstawił nie odpowiedział od razu lecz najpierw go zlustrował od stóp do głów. W końcu, kiedy obserwacja wypadła pomyślnie zdecydował się odpowiedzieć. Wypadało się w końcu przedstawić komuś kto wyglądał na nieco lepiej urodzonego niż miejscowe szumowiny. - Caius Seius Ravilla. - odparł w stronę maga po czym od razu zwrócił głowę w stronę Arte. Słysząc, że ten drugi najemnik, którego uznał za niegodnego by zaszczycić go powitaniem zaczął zadawać pytania całkiem podobne do tych, które on sam mógłby zadać, Caius uznał, że nie ma potrzeby by strzępił sobie język. Dlatego też, po przetarciu jego kawałka stołu i wyrzuceniu brudnej chusteczki za siebie wyjął z tuby kawałek papieru, a zza pazuchy jeden z pędzli po czym zaczął malować jaszczurkę. Wydawał się całkowicie skoncentrowany na swoim dziele, ba, nawet co jakiś czas rzucał po cichu luźną uwagę w stylu - Złe światło... - ale w rzeczywistości cały czas pilnie słuchał o czym jest mowa i starał się zapamiętać szczegóły związane z zadaniem. Ktoś kto go znał (a nie ma ich wielu) mógłby się zdziwić dlaczego postanowił on podjąć się pracy, która przecież należy do prostego ludu, ale cóż... Ekonomia się odezwała. Jak się okazuje pochodzenie nie wystarczy kiedy karczmarz domaga się spłaty piętnastu posiłków wziętych na kredyt. Tymczasem jednak malunek jaszczurki był gotowy. Caius obejrzał go krytycznie po czym zwinął go, wsadził do tuby i zastąpił kolejnym czystym kawałkiem papieru, tym razem zdecydowanie większym, na którym zaczął malować pięknie zdobiony rapier.
Asper
Liczba postów : 85
Dołączył/a : 14/01/2013
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Pią Lut 08 2013, 13:07
Wędrówka między miastami była całkiem ciekawa. Znając życie mało kto w to uwierzy, ale Asper wszystkie odległości, od Hosenki, gdzie zażywał rozkoszy gorących źródeł, do Onibusa, gdzie musiał zahaczyć o sterowiec i zapisać się na misję, a potem stamtąd już do Oak, a raczej w pobliże Oak, gdzie tą misję miał zrealizować, pokonał pieszo. Trochę jak maraton, nie? Ale w sumie, ani mu się nie spieszyło, ani pogoda nie była kiepska, więc czemu narzekać? Jak mu to zostało przykazane, rudowłosy skierował swoje kroki do obskurnej knajpy, o jakże urzekającym mianie "Pod Ospałym Bobrem", nie można się nie zgodzić, bardzo zachęcające. Ciekawe, czy "ospałość" tej knajpy polegała na wszechobecnym syfie, co patrząc na elewację było bardzo możliwe. No, ale miejsca pracy się nie wybiera, przynajmniej nie w tym fachu. Skoro misja została złożona w siedzibie Grimoire Heart znaczy, że będzie ciekawie i nie można się wycofać. Clown też ma prawo trochę się zabawić, a w takim wypadku zazwyczaj trzeba będzie coś, chociaż częściej kogoś, załatwić permanentnie, bez przepustki z powrotem do świata żywych. Ale zostawmy te rozważania filozoficzne, w końcu nic się jeszcze nie zaczęło, nie? Toteż trzeba poczekać na szczegóły, resztę uczestników, ewentualną zaliczkę od nie mogącego doczekać się sukcesu zleceniodawcy. Dobrze by było, żeby przy okazji odpocząć chwilkę, przed ewentualną szarżą na ruiny, bo z tego co orientował się Yuichi, w ruinach trzeba będzie wypełnić zadanie. Zero oryginalności, pewnie akcja zaraz przeniesie się do szpitala psychiatrycznego pełnego ożywionych trupów. Chłopak pociągnął łyk z niesionej w czarnej, obciągniętej skórą naramiennej torbie butelki, pełnej świeżego soku z pomarańczy. Nawet mag, członek mrocznej (i do tego nielegalnej) gildii może się dobrze odżywiać. Poza tym owoce, prócz niewątpliwej korzyści dla zdrowia, wszystkich tych witamin, składników odżywczych, mikroelementów i cholera tam wie czego jeszcze, miały dodatkowo wspaniały słodki smak, różną zawartość ożywczego soku, no i większość z nich wydzielała przyjemny zapach. Wszystko to na pewno było nieocenione w miejscu tak obleśnym jak karczma, do której właśnie kierował się Asper. Gdy otworzył drzwi, pęknięte w kilku miejscach, ale wciąż jakimś cudem (chyba na łasce bożej) trzymające się na zawiasach, też zresztą zardzewiałych i dosyć mocno skrzypiących, uderzył go w twarz zaduch dawno niewietrzonego wnętrza, słodkawa woń rozkładającego się jedzenia, cuch kiepskiego alkoholu, a gdzieś w tle kłębił się smród moczu. No cóż, może nie gorszego, ale obrzydliwszego miejsca nie mogli znaleźć. Wszystko tu nadawało się tylko na spalenie, a i to w dużej odległości od jakichkolwiek zabudowań, żeby przypadkiem smród nie przeniknął do mieszkań niewinnych ludzi. Rudowłosy mrugnął parę razy, nim wzrok przyzwyczaił się do panującego wewnątrz półmroku, pogłębionego ciemnymi meblami, pokrytymi dodatkowo kilkoma (kilkunastoma?) warstwami dosyć już zaskorupiałego i wiekowego brudu. Bardzo nie chciał zadawać sobie pytania, z czego składają się brunatnoczarne plamy na stołach i ławach. Mniej tajemnicze były liszaje brudu na zagrzybionych ścianach. Oczywiście nie mówię, o kolorze, zapachu czy fakturze. Po prostu niektóre z nich odcinały się wyraźnie, oddając kształt dłoni, ręki, czy całego ciała. Nie było to przerażające, chłopak widział już o wiele gorsze rzeczy, ale w miejscu tak dostępnym dla wszystkich jak karczma wydawało się szczególnie dziwne. Choć jego zaskoczenie mogło być związane z faktem, że zazwyczaj przeferował cywilizowane miejsca, które na to miano zasługiwały chociażby codziennym sprzątaniem, światłem i odpowiednią cyrkulacją powietrza. Przez cały czas, gdy kontemplował odstręczające wnętrze z jego twarzy nie znikł uśmiech. Któraś część jego myśli wyobrażała sobie to miejsce wysprzątane, odmalowane, tak jak mogło wyglądać minutę po wejściu pierwszego klienta. Oj tak, czasami marzenia są jedynym sposobem, żeby nie załamać się w otoczeniu ponurej, szarej rzeczywistości. Tej zasady Yuichi trzymał się od zawsze, jak każdy niepoprawny optymista. Wystarczy trochę wyobraźni i idąc wśród brudnych zaułków nie ma się ochoty zwrócić na którąś ze ścian nie do końca strawionego obiadu. Oględziny wnętrza, choć bardzo pobieżne, można by wyciągnąć o wiele więcej mankamentów karczmy, która zasługiwała na tą nazwę tylko przez szyld, dobiegły końca i chłopak przeniósł swój wzrok na mężczyznę wyglądającego na właściciela. I bardzo szybko przeniósł go dalej, po prostu nie miał ochoty patrzeć na kogoś, komu brakuje dosłownie milimetra, żeby utracić miano człowieka. I to nie w sposób, jak tracą je niektórzy czarodzieje, nie zyskując niezwykłej mocy i siły. Od tego... czegoś dosłownie ziało upadkiem, zniżeniem się do zaspokajania najniższych instynktów. Takich... istot Yuichi nie cierpiał najbardziej na świecie, bo nawet najgorszy z magów, chcący podbić świat, zniszczyć inne gildie, bądź po prostu osiągnąć największą moc w dziejach, zachowywał te parę ludzkich cech, po których można go było odróżnić od nurzającej się w rynsztoku świni. Prócz niego w oberży było jeszcze parę osób, siedzących przy połączonych stołach w jednym z końców "sali". Rudowłosy domyślił się, że to zapewne zleceniodawca i reszta zainteresowanych zarobkiem person. Cztery osoby... ciekawe, czy to już wszyscy, nie bardzo uśmiechało mu się ruszać na misję w dwudziestkę, bo mogłoby się to skończyć jeśli nie wysadzeniem wszystkiego w powietrze, to na pewno aktami wandalizmu, czy niewielkimi zamieszkami. Mimo to, gdy podchodził do stołów uśmiech nie znikał z jego twarzy, na którą spadały dwa ognistopomarańczowe kosmyki włosów. No cóż, nie jest tak źle, prócz faceta, który wyglądał na zleceniodawcę, reszta prezentowała się całkiem w porządku. Żadne obdartusy, a sądząc po ich postawie i zachowaniach nieobce im były maniery ludzi kulturalnych. Tak, to się ceni, jeśli ma się z kimś spędzić dłużej niż dziesięć minut. - Witajcie, jestem Asper, wygląda na to, że idę razem z wami. Przywitał się, kiwając lekko głową. Nie umknął mu fakt, że prócz jednej dziewczyny obecna na razie część grupy była stricte męska. Nie żeby mu to przeszkadzało, od taka obserwacja. Gdy wszyscy się już zebrali jeden z mężczyzn, wysoki brunet, zaczął zadawać pytania naszemu zleceniodawcy, czy jak sam kazał się zwać, Artemu. Mężczyzna robił całkiem śmieszne wrażenie, ale Asper po prostu nie mógł pozbyć się wrażenia, że skądś go zna. W pierwszej chwili było to w sumie tylko przeczucie, ale w drugiej wiedział już na pewno, że tak jak i on jest członkiem Grimoire Heart. W pamięci kołatało mu się też, że nie jest jakimś zwykłym czarodziejem, ale w tym momencie nie mógł sobie przypomnieć, na czym polegała jego wyjątkowość. Póki co nie było to ważne, ale trzeba o tym pamiętać. Yuichi uznał, że skoro... Dyzio zajął się zdobywaniem dokładniejszych informacji on może zająć się czymś nierównie ważniejszym, a konkretniej tematem drugiego śniadania, na które nie miał czasu, będąc w podróży. Ze swojej torby wyjął niewielkie pudełko, a po chwili namysłu również czysty widelec. Najprawdopodobniej nie ufał sztućcom dostarczanym przez karczmarza. Otworzył pudełko, z którego wydobyła się słodkawa woń egzotycznych owoców, składających się na surówkę owocową. Nie interesowało go, że to dieta dosyć niecodzienna i że niektórzy mogą być tym zdziwieni. Po pierwsze, miał gdzieś opinię innych ludzi, jadł to co mu smakowało. Po drugie... przy tym samym stole siedział facet, który zaczął coś rysować. I kto tu jest dziwniejszy? Zabrał się do jedzenia i nie przeszkadzał mu nawet fakt, że nad stołem rozniósł się aromat papierosowego dymu. Przywykł, a jeśli papierosy nie są jakiejś marnej, czy podrabianej marki wcale nie pachną tak źle.
Akane
Liczba postów : 295
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : ś tam
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Pią Lut 08 2013, 16:59
Małą wycieczkę sobie urządził Gumiś, jeszcze Akane musiała mu towarzyszyć. Chociaż mogła odmówić, ale raczej przydałoby się poznać kogoś więcej z Grimoire Heart po za mistrzynią i pewną dzikuską, która najchętniej powyrywałaby jej wszystkie żyły a potem spaliła, chociaż może i nawet na odwrót? Wszystko jedno i tak by chciała, żeby Akane skończyła jako grzanka. Dzikuska. Już chyba któryś raz to powtarza? W każdy razie. Towarzyszyła Goom... Gumon... Gumisiowi w jego wyprawie do sklepu z bronią i jeszcze postanowił ją wpierw "przetestować" osobiście na jakiejś misji. Jakby nie mogli od razu załatwić zadania, które im poleciła Tsukiko. Znaczy się dziewczynie, ale chyba się nie pogniewa jeśli trochę będzie zwlekać. Liczy się efekt prawda? Tak czy siak. Przyszedł czas na stawienie się miejscu spotkania i obgadania wszystkiego z pracodawcą i tym podobne bzdury. Kiedy wraz z Gumisiem zawitali w knajpie pod "Ospałym bobrem" Akane ani trochę się nie zdzwiła kiedy zobaczyła stan tego miejsca. Sama nazwa wskazywała na to, że raczej nie ma tutaj kelnerów ubrane w pingwinie garniaki, stołów ze srebrną zastawą...tylko zwykła speluna, która zapewne niedługo się rozleci. Po za tym nikogo nie było, po za karczmarzem i pewnej osoby przy złączonych stolikach. Przynajmniej wiadomo, że nie trzeba się domyślać kto zlecił to zadanie gdyby był tutaj mały tłum. A jeszcze przy tym jakaś bójka. To nawet nie warto wspominać, gdyż Akane pewni by się dołączyła. Została na chwilę pozostawiona przez Gumisia, który raczej nie należy do abstynentów. To jeszcze przebrnie, ale niech się okaże, ze jeszcze pali. Usiadła sobie na krzesełku naprzeciwko starszego pana, który nie wyglądał najlepiej. -Akai - mruknęła właściwie swój pseudonim, którego często używała za czasów Death's Head Caucus. Co ma się przedstawiać prawdziwym imieniem? Nie miała pojęcia z kim do czynienia, tak patrząc na innych. Jeszcze do tego jeden postanowił sobie tworzyć teraz dzieło sztuki. Nie no... on chyba jest bardziej kobiecy od niej, nawet Akane nie bała się usiąść na tym prześle bez wcześniejszego przetarcia go chusteczką. Pięknie, jest bardziej męska od gościa. Chyba teraz będzie miała jakieś kompleksy. W każdym razie Gumiś powrócił i jak się spodziewała w ręce na pewno nie trzymał kieliszka z czystą źródlaną wodą. On to chyba specjalnie zgrywa z siebie idiotę, ale niech robi jak tam sobie chce. Akane na razie postanowiła się nie odzywać. Jedyne co zrobiła to przeczytała sobie kartkę z dziennika tej kobiety. Facet chyba jest jakimś maniakiem skoro, aż tak bardzo pragnie zdobyć informacje powiedzmy "byłej ukochanej" po 17 latach. Może być martwa, stwierdzając po tym zapisie nie mieszka sobie w miłej okolicy z dwójką małych dzieci i mężem. Podała ją następnej osobie, która była najbliżej. Kiedy zobaczyła papierosa w ustach Gumisia, to zrobiła jedną małą rzecz. Wyciągnęła rękę w jego stronę, złapał za papieros, ale nie na końcu, już w końcu dymił i nie chciała sobie sparzyć palca. Kiedy go chwyciła momentalnie został pokryty kryształem. -Możesz tego przy mnie nie robić? - spytała ze słodkim uśmieszkiem i cofnęła rękę. Nie znosiła tego zapachu, jeśli koniecznie chciał sobie zatruwać płuca to może wyjść, ale akane nie chce też siebie zatruwać przez wdychanie dymu- Raczej średni dystans i walka bezpośrednia, nie liczcie na specjalną obronę z mojej strony
Lilith.
Liczba postów : 29
Dołączył/a : 21/08/2012
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Sob Lut 09 2013, 13:33
Lilith udała się na miejsce zaplanowanego spotkania. Po drodze jej towarzyszka rozmyśliła się co do wspólnej misji, więc Łowczyni kontynuowała podróż sama po wcześniejszym pożegnaniu. Mimo wszystko teraz najważniejsza była misja, w końcu skoro się na nią zapisała. Trzeba tam iść by zadbać o ... dobre ... imię gildii. Tak, to zawsze wywoływało mały uśmiech na jej ustach. Na całe szczęście, przed opuszczeniem gildii zgarnęła butelkę piwa, ot co taka mała słabość... Już po jakimś czasie dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami karczmy. Która jakoś nie zapraszała ani wyglądem ani nazwą. Jednak to właśnie takie przybytki były dobrym miejscem na spotkanie... Przed wejściem, jeszcze sprawdziła stan paska... butelka, dwa magazynki ostrej, jeden błyskowy i usypiające w broni. Wszystko jest... Ostrożnie pchnęła drzwi otwierając je, tak zrobiła to ostrożnie coby drzwi nie wylądowały na podłodze i nie mówimy tu o jakiejś wielkiej sile. Po tym już pewniej weszła do środka i rozejrzała się szybko, pustawo. Więc jedyna grupka tam się znajdująca to zleceniodawca i reszta magów biorących udział w misji. Podeszła do nich zajmując pozycję gdzieś za Akane i Gumisiem, czy też obok Gumisia jeśli ten stoi. Znała tego człowieka, widziała go w gildii... no i zapamiętała go też dzięki jednemu detalowi... znaku gildii i miejscu w którym go ma. Mniejsza o to. Nie przykuła zbytnio uwagi do otaczających ją magów i zleceniodawcy. W końcu najważniejsze jest tylko to co chce... i ile za to płaci. Po wysłuchaniu tego wszystkiego co miał do powiedzenia pracodawca w obieg poszedł "dziennik", czy też raczej jego kartka. Gdy tylko Akane podała ją dalej, dziewczyna wyciągnęła ją z jej dłoni czytając dokładnie. Jeżeli cała ta informacja z dziennika mieści się na jednej stronie, automatycznie zerka na tą drugą, szukając jakichkolwiek znaków. Jeśli będzie pusta, to zmienia postać rzeczy. - To oryginalny zapis? - spytała spokojnie i machnęła lekko kartką - Skoro to pierwszy wpis, to dużo się nie rozpisała... wiesz gdzie to znaleziono i kiedy? No i czy twoja "Jaskółeczka" miała dziwny nawyk zapisywania jednej strony i przechodzenia na następną kartkę... - może takie niepotrzebne pytania, ale jednak. Oczywiście jeżeli ta informacja zapisała całą kartkę ostatniego pytania nie było. Co to mogło pokazać? To, że to był pierwszy i możliwe ostatni wpis w tym dzienniczku, czyli właścicielka albo go zgubiła, albo nie żyje? Wszystko jest możliwe. Chociaż znając takich obieżyświatów to nie gubią od tak swoich zapisków... - Eve... - mruknęła cicho, przedstawiając się - Daleki, średni dystans. Swoją drogą, słowa Gumisia mówiącego o sobie jako magu z Fairy Tail wywołały u niej uśmiech, delikatny ale zawszę. Oczywiście usta zasłaniał wysoki kołnierz. Jak tam dalej rozmawiali, Lilith wyciągnęła swoją butelkę i otworzyła ją o krzesło, któregoś z siedzących i powoli pić. Nie będzie w końcu piła u tutejszego właściciela, jakieś szczyny kota czy też wyciągi ze szczura.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Sob Lut 09 2013, 17:15
MG
Szczęśliwie nie trzeba było długo czekać na zainteresowanych zleceniem magów. Ale ich zachowanie raczej nie świadczyło dobrze. Jeden uznał, że pobawi się w wyciszanie rozmów, drugi olewając całą resztę, a zwłaszcza zleceniodawcę, malował sobie małe gady, kolejny robił sałatkę owocową jak gdyby nigdy nic... Do tego specjalnie nikt nie przejmowała się pytaniem "Dyzia" na temat potencjału bojowego. Żyć nie umierać, po prostu. Nie wspominając o braku pytań. Jak widać większa cześć drużyny wie już wszystko na temat tego, co mają zrobić. Gumiś najpierw postanowił zamówić coś do picia i spróbować dowiedzieć się tego i owego o tym miejscu. Karczmarz łypnął na niego, po czym zamyślił się i wyglądało, że raczej nici z dogadywania się, ale jednak odburknął coś, wziął klejnoty i spod lady wyciągnął całkiem przyzwoicie wyglądającą, brudną szklankę. Idealną do tego, co się zaraz w niej znalazło. Ładnie to to nie wyglądało, do tego dziwnie pachniało, ale Gumiś nie należał do tych, co wybrzydzają i cóż... na pewno nie był to alkohol. A karczmarz nie upuścił szklanki ani niczego. Czyżby "Stiven" nie wiedział o co mu chodzi, czy też może miał go gdzieś? Arte westchnął ciężko, obserwując szóstkę magów, szczególnie skupiając się na dwójce, która wysiliła się na chociaż chwilę pomyślunku oraz na Akai, której jak widać nie przypadł do gustu zapach papierosów. Był w stanie określić, jacy są i nie bardzo mu się to uśmiechało, ale postanowił i tak zaufać tej dziwnej zgrai, bo może to właśnie o to chodziło... Uśmiechnął się lekko, ponownie wzdychając. - Wyciszanie tego pomieszczenia nic nie da, a sam karczmarz jest już przekupiony. Poza tym to dość niegrzeczne dla gospodarza - rzucił do Claude'a, uśmiechając się w jego stronę. - Przydałoby ci się trochę ogłady, młodzieniaszku, może kiedyś ci się przydać. A co do ciebie... - zwrócił się do Goomoonryonga, - kłamstwo i zgrywanie idioty nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ale co ja was będę pouczał, macie zadanie do wykonania. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się delikatnie do Akane. Jak się uśmiechał nawet nie wyglądał tak odrzucająco. Pogrzebał coś po kieszeniach i wyciągnął pięknie wyszytą, materiałową chusteczkę, którą podał dziewczynie. - Proszę, z pewnością zabije zapach papierosów - zwrócił się do niej łagodnie. Caiusa i Aspera zignorował. Przecież mieli ważniejsze zadania na głowie, prawda? - A więc zacznijmy od Eve, w końcu panie mają pierwszeństwo, prawda? To oryginalny i jedyny zapis, jaki udało mi się znaleźć niedaleko ruin miasta, dziesięć lat temu. Znam jej pismo doskonale i nie była osobą, która rozrzuca swoje notatki... Nie wiem, co się stało z resztą. Do tego to dość niezwykłe, tak, że tekstu jest tak mało, zwykle nie robiła pustych przestrzeni. - Lilith oglądając karteczkę ze wszystkich stron nie zauważyła niczego niezwykłego. Ot, wyblakła kartka papieru, nieco podniszczona, ale tekst wciąż dało się odczytać. - "Dyzo" widać chce wiedzieć dużo... - mruknął, unosząc kąciki ust i oddychając głębiej. - Od czego zacząć... Może od tego... - Poszperał za pazuchą ponownie i wyciągnął złożona karteczkę, którą wręczył członkowi GH. Rozkładając ją zobaczył portret urodziwej dziewczyny. - To jej portret, który narysowałem siedemnaście lat temu... Nie wiem, jak teraz może... wyglądać... Miała zielone oczy i jasne, złociste włosy, średniego wzrostu, a co do gabarytów... cóż, chyba widać idealnie - zakończył ze smutnym uśmiechem, jakby wspominając dawne czasy. Jednak szybko się otrząsnął i odpowiadał dalej na pytania ciekawskiego "Dyzia". - Poprzednie wyprawy skończyły się zaginięciem wszystkich członków. Może żyją, może nie, nikt nigdy więcej ich nie widział. Choć... - Tu się zamyślił. - Pięć lat temu wrócił jeden mężczyzna, jednak był w takim stanie, że nie mógł mówić, zmarł w przeciągu dnia. Zupełnie nie wiem, co go mogło spotkać, ale liczne oparzenia i ślady pazurów i kłów świadczą same za siebie... Coś na kształt lwa, może? - pytanie zawisło bez jasnej odpowiedzi. - Drogę do ruin pokażę wam sam, ale nie musicie obawiać się bandytów czy dzikich zwierząt. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszcza się w tamtą okolicę. Zejście do ruin prowadzi stromym zboczem, po przejściu przez bramę miasta punktem orientacyjnym jest zamek na niewielkim wzniesieniu, wszystkie drogi do niego prowadzą. - Odetchnął głęboko, zastanawiając się nad kolejnymi pytaniami maga ognia. No cóż... Robić mu streszczenie z życia? Nie, nie potrzebował tego. Choć trzeba przyznać, że wścibskość to chyba jego forte. - Tsubame i ja byliśmy zaręczeni. Mieliśmy się pobrać jak tylko wróci z ruin. Miała to być wyprawa na tydzień. Pójść, zbadać pozostałości po mieście, wrócić, unikać zagrożenia jak tylko się dało. Doskonale wiedziała, co jest niebezpieczne, a co nie. Doskonale wiedziała, że gdzieś tam kryją się alchemicy... Chciała się tylko dowiedzieć, kim są i co robią, a skończyło się to... Tak... Nagroda będzie adekwatna do tego, ile zrobicie... nawet jakbyś miał przynieść tutaj jej głowę i powiedzieć, ze to ty ją zabiłeś...- Schował twarz w dłoniach, ale kontynuował przyciszonym głosem. - Jedyne co mi wiadomo, to to, że alchemicy potrafią konstruować... coś, nawet nie wiem, jak to nazwać, co pozwala im na śledzenie innych i ewentualne atakowanie. Także gdy znajdziecie się w mieście mieście oczy szeroko otwarte, czy nikt was nie podgląda. Może to być kamień, fragment elewacji, posiadający 'oko'. Tylko tyle wiem o tym, czym dysponują, choć pewnie mają więcej... dziwnych wynalazków, powinniście uważać, gdzie stąpacie. - Ponownie odetchnął. Za dużo pytań, a on jeszcze chciał wiedzieć więcej. Może to i lepiej. Wstał ze swojego miejsca i zaczął kierować się do wyjścia. - Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania, nie ma co zwlekać, omówimy je w drodze do ruin. Zajmie nam to ze dwie godziny, także czasu jest sporo... - zwrócił się do całej grupki, po czym poczekał, aż podniosą swoje tyłki i ruszą za nim w stronę lasu otaczającego Oak. W czasie spaceru odpowiedział do końca na pytanie Gumisia na temat miasta oraz ewentualne pytania od innych członków tego pokręconego zespołu. W końcu może ktoś się ocknie, skoro już tyle powiedział.
- Jesteśmy - stwierdził Arte, stojąc na granicy zejścia. Byle popchniecie mogło go zabić. Ścieżka prowadząca w dół była po jego prawej i faktycznie była strona, ale przy odrobinie ostrożności nikt nie pośliźnie się na kamieniach. Sama droga przez las nie była ciężka ani do odnalezienia, ani do przejścia. Tylko często skręcała w dziwnych kierunkach. Miasto znajdowało się w kotlinie i choć wciąż widać było zarysy dawnych uliczek, natura powoli przejmowała to, co należało do niej. Ściany budynków zbudowanych z jasnego kamienia zapadły się już dawno, ukazując wnętrze domów, szkół, sklepów. Jedynie zamek wyglądał jako tako, choć już dawno nie miał wież, a jego południowa ściana zupełnie się rozpadła. Dokoła walały się kamienie i bele spróchniałego drewna. Gdyby się przyjrzeć uważniej, to faktycznie, wszystkie drogi w mieście prowadziły do zamku na wzniesieniu, po środku ruin. - Zostawię was tutaj. Uważajcie na siebie... - pożegnał się i zaczął odchodzić w stronę Oak. Czyżby to ostatni mag, którego przyjdzie wam oglądać? Kto wie? W każdym razie w pierwszej kolejności trzeba było zejść do miasta.
Uwagi od MG Wszelkie pytania, które chcecie zadać podczas wędrówki do ruin napiszcie mi na PW/GG Czas odpisu: 48h od mojego odpisu.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Sob Lut 09 2013, 18:34
Coś co dostał... dobra nie chciał wiedzieć co to jest, cokolwiek to było, wypił do końca i odłożył szklankę na stół. Prawdziwy mężczyzna nie przestaje pić nawet gdy okoliczności są niesprzyjające! Co jednak było ciekawsze to rzeczy dziejące się przy stole. Po pierwsze znalazł się w drużynie ze zgrają imbecyli. Tylko kobiety wykazały resztki inteligencji. Faceci może by się przydali jako mięso armatnie ale nie znał nawet ich możliwości. No i jak tu pracować z bandą baranów? Co gorsza, Akane zgasiła jego papierosa, co skwitował mlasknięciem i dołożeniem nowego "Itemu" do kieszeni. Tymczasem pracodawca zdołał go rozgryźć co sprawiło że na twarzy Gumisia zakwitł wielki uśmiech... ale nic więcej nie powiedział. Do czasu, do kiedy pracodawca nie zaczął Mówić. No i nie dał mu zdjęcia dziewczyny przy którym Gumiś cicho zagwizdał. Była niezła. Jednak co zrobił z podobizną dziewczyny? Na oczach ludzi w barze, podarł je na drobne kawałki ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Oglądał zdjęcie trzymając je przed twarzą Akane wiec zarówno Akane jak i Lilith widziały podobiznę kobiety. Cóż, one na to zasłużyły. -Alea acta est...- Wysyczał po cichu Gumiś, ale na tyle głośno by wszyscy słyszeli, po czym ruszył zaraz za pracodawcą. Ogień... Gumiś czuł ogień. A uśmiech na jego twarzy rósł z każdym krokiem i z każdym słowem wypowiedzianym przez Artiego. Tak samo jak rosła lista jego pytań. -Skąd wiedziałeś że kłamię i udaję? Może faktycznie nazywam się Dyzio i władam mocą chwastów?- Spytał spokojnie pracodawcę drepcząc tuż obok niego i siłą woli powstrzymując się przed wyjęciem kolejnego fajka. Cholera musi rzucić ten syf.-Co do twojej panny to przyznam szczerze dorodne dziewczę kiedyś z niej było... jaką miała miseczkę? Wymiary? Lubisz takie? W sensie na moje to ma C, ale wracając do poprzedniej rozmowy. Ile było takich wypraw? W jakich odstępach czasowych i kiedy była ostatnia z nich?- Spytał wkładając dłonie do kieszeni. Dużo już wiedział? Nie, nie wiedział prawie nic. Jedynie kilka... nie liczne, informacje posiadł. A chciał mieć ich więcej.-To że nie mógł mówić nie znaczą że nie mógł pisać....- Zastanawiał się Gumiś-Poza tym bądźmy szczerzy, wynajmujesz głównie mroczną gildię, umawiasz się na spotkanie w spelunie... dlaczego? Kim jesteś? No i co najważniejsze nie wyglądasz mi na faceta który chcąc poznać te informacje ot tak zostawił by kolesia w spokoju tylko dlatego że nie może mówić.- Teraz Gumiś zwolnił i nieco ściszył głos-Nie wiem kim jesteś a chcę się dowiedzieć dla kogo pracuje, mało tego po co ci te informacje? Gdybyś faktycznie chciał się dowiedzieć co z nią, posłałbyś Fairy tail, większa szansa ze dziewczyna bezpiecznie wróci do domu. No i... dlaczego chcesz tylko informacje? Dlaczego misja nie jest "Uratujcie moją narzeczoną"? Coś ściemniasz mości Arte...- Zakończył gniewnym pomrukiem Gumiś oblizując wargi. Definitywnie ich zleceniodawca śmierdział na kilometr. Wszystko od knajpy, po treść zadania i wynajętych magów, nie wskazywało na misję ratunkową a koleś... koleś bynajmniej nie wydawał się zakochany. Gdyby jemu porwano ukochaną to poruszył by niebo i ziemię by ją odbić, a ten tu niby siedział przez 17 lat i wynajmował tylko co raz to nowych magów? Można to tłumaczyć brakami w mocy ale... -Co dalej powiedziałeś że był poparzony i podrapany, dlaczego w takim razie założyłeś Lwa? Może się nie znam ale Lwy nie zioną ogniem ani nic z tych rzeczy.- W tym momencie Gumiś się zatrzymał, znów olśniony po czym kontynuował wędrówkę za rozmówcą-Kurwa, nie mówisz nam wszystkiego. Zamek? Wszystkie drogi do niego prowadzą? A wiec już tam byłeś. A skoro tam byłeś to kiedy i po co?-Może jednak źle go ocenił i próbował odbić dziewczynę? Kto wie... bynajmniej sprawa mu się nie podobała. Bardzo. Dobrze zrobił, nie mówiąc o swojej magii temu kolesiowi. -Powiedziałeś że byliście zaręczeni. I wiedziała o mieście wszystko... więc w takim razie skoro byliście tak blisko powiedziała ci to prawda? Też wiesz co jest tam niebezpieczne i dlatego masz mi to powiedzieć. Nie wierzę że dwie osoby będące ze sobą tak blisko nie rozmawiały o tak ważnych dla siebie rzeczach.- Wycedził przez zaciśnięte zęby. Wszystkie mięśnie Gumisia naprężały się delikatnie, o tak był nieco zdenerwowany. Na przemian unosił się i łagodniał. Wpadł w pewien stan huśtawki nastrojów, nie był po prostu pewien. Nie był pewien czy ufa Artemu. Albo był faktycznie zaręczony z Tsubame, albo jest kimś innym niż twierdzi a jego celem w cale nie jest domniemana narzeczona. Mimo wszystko to co odpowie na zagrożenia i tak się przyda. Nawet jeśli było by tylko ściemą, da to Gumisiowi do myślenia. -Bądźmy szczerzy ja nie ufam tobie a ty mnie. Ale nic do ciebie nie mam. Masz tam jakąś sprawę, ja chcę zarobku. Póki nie wychodzimy ponad te relacje to wszystko jest w porządku. Ale widzisz jeśli przez ciebie i twoje kłamstwa znajdę się w kiepskiej sytuacji to odnajdę cię i odgryzę ci krtań, patrząc jak krztusisz się własną krwią.- Powiedział na pożegnanie do kolesia i odwrócił się do "Swoich" -Akai nie wiem czy potrafisz ale jeśli ktoś miałby spaść z tej... ścieżki postaraj się zrobić obok niego jakąś ściankę czy coś. Dlatego proszę byś szła w środku. Co do ciebie Ev. staraj poruszać się z tyłu, ktoś ogarnięty powinien mieć wszystkich na oku... ja zaś... ja Pójdę przodem. W razie czego zgarnę na siebie ciosy potencjalnych przeciwników.- Kto jak kto ale to smoczy nakurwiator z łuskami musiał robić za Tanka. Co do Aspera, Szefunia i pięknisia to Gumiś miał na nich wyjebane. Na razie nie zasłużyli na jego uwagę. Dlatego powoli zaczął schodzić stromym zboczem, przyciskając ciało raczej do skalnej ściany która po jakimś czasie znalazłaby się obok niego. Stara się iść na ugiętych w kolanach nogach, uważnie i ostrożnie stawiając stopy. W razie gdyby ścieżka zrobiła się wąska, przyciska plecy do skały i posuwa się bokiem.
Claude
Liczba postów : 37
Dołączył/a : 31/01/2013
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Sob Lut 09 2013, 19:14
Spokojnie... tylko spokojnie myślał Claude, kiedy tylko usłyszał pierwsze słowa od "Dyzia" jak kazała nazywać siebie jego przyszły towarzysz. Jak ktoś może być tak zuchwały i niekulturalny, żeby nazywać mnie "Szefuńciem"? Tak chłopak był zdecydowanie wybity z równowagi... Ale stwierdził, że "Dyzio" ma racje i przyda się wiedza o magii innych, tak więc skorzystał z chwili jaką jego kompan dał pijąc swój trunek i odparł Po pierwsze, jestem Claude, a nie "szefuńcio", po drugie korzystam z magii dźwięku, preferuje średni dystans, ale potrafię sobie poradzić w walce kontaktowej. Po czym uciszył się i czekał na rozwój wydarzeń. Pierwsze co go zaskoczyło, to dziwnie mądre pytania "Dyzia", ale potem było jeszcze dziwniej. Po pierwsze ich zleceniodawca zauważył to, że Claude wyciszył ich rozmowę oraz przejrzał kłamstwa "Dyzia", chociaż to drugie nie było takie ciężkie to rozgryzienia. W spokoju słuchał odpowiedzi staruszka i strasznie długiej litanii kogoś, kto podawał się za "maga chwastów". Znowu musiał mu przyznać, że gada mądrze, o dziwo. Chłopak nie miał zamiaru się mu wtrącać w konwersację, więc spokojnie słuchał tego co mówi. Tak, jego kłamliwy towarzysz zdecydowanie go zaciekawił, mimo początkowego złego wrażenia. Mam nadzieję, że pochodzi z szlacheckiego rodu, bo może być zdecydowanie przydatnym kompanem. Mimo wszystko, najbardziej zainteresował go malarz. Nie był tacy jak inni, był zdecydowanie bardziej szlachetny. W trakcie podróży szlachcic podszedł do Caiusa i próbował z nim nawiązać rozmowę, wciąż słuchając jednym uchem rozmowy narwanego maga i staruszka. Droga ma zająć dwie godziny, więc żeby ją trochę skrócić, chciałbym z kimś porozmawiać, a nie zwykłem mówić do ludzi o niższej klasie społecznej ode mnie, a po Tobie widać, że nie pochodzisz z byle jakiej rodziny. Jesteś zdecydowanie lepiej wychowany, oraz bardziej wrażliwy od reszty tutaj. Powiedz mi, czyżbyś pochodził z jakiejś potężnej rodziny szlacheckiej? Tak próbując nawiązać rozmowę i ewentualnie ciągnąć ją zaczynając mówić o sztuce (jak domyślił się Claude, Caius znał się na sztuce, w końcu sam malował), przebył jakoś drogę w ok. dwie godziny. Na miejscu gdzie mieli rozstać się z przewodnikiem, samozwańczy lider grupy "Dyzio" wysunął się do przodu, wysłał jedną dziewczynę na środek grupy, a drugą na koniec, chcąc się dowiedzieć trochę o "liderze" grupy, szedł tuż za nim, znowu próbując zacząć rozmowę. Pewnie Cię to zdziwi, ale nie jestem na tyle głupi, żebym uwierzył, że masz na imię "Dyzio" i władał magią chwastów, więc w ramach zaufania i budowania relacji w drużynie, mógłbyś zdradzić swoje prawdziwe imię oraz jakim rodzajem magii się posługujesz? Wiesz, w końcu nie chcę przypadkiem zawołać Cię do pomocy przy opatrywaniu ran, po czym dowiedzieć się, że władasz magią trucizn, i omyłkowo wprowadziłeś śmiercionośną truciznę do mojego krwiobiegu.
Akane
Liczba postów : 295
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : ś tam
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Nie Lut 10 2013, 17:37
Akane siedziała i w sumie tylko słuchała wszystkiego dokładnie co miał do powiedzenia zleceniodawca. Każdy szczegół się liczył na temat poszukiwanej. Jakoś nie czuła tej potrzeby by od siebie coś dodać, jeśli chodzi o misje grupowe Akane zalicza się do tych osób, które są raczej od części odpowiedzialnej za skuteczność, działanie czy jak to tam. Ważne było by wiedziała co powinna robić i w ogóle. Siedziała tak ze skrzyżowanymi rękoma i przy okazji miała szanse by zobaczyć rysunek poszukiwanej, ale jednak sprzed 17 lat. Kto wie jak teraz może wyglądać, chociaż ogólne cechy powinny zostać takie same. Kolor oczu i włosów między innymi. Jak widać Gumiś miał wiele do powiedzenia, nie spodziewała się, że taki jest. Po wyglądzie można było stwierdzić z początku, że to zwykły mięśniak, który lubi bójki i takie tam. Pozory mylą. Nawet Akane nie przyszły by do głowy takie rzeczy. Czekała już tylko by pracodawca zaprowadził ich na miejsce, z którego mogą się dostać do celu czyli zamku. Oparła twarz na dłoni i czekała, aż tak pierwsza rozmowa się zakończy i w końcu wyruszą. Po kilku minutach w końcu się doczekała i wstała leniwie w krzesełka. Chyba w sumie już tak się zanudziła, że wyszła ostatnia i szła praktycznie na szarym końcu całej grupy podziwiając okolice. Dwie godziny wędrówki, jakby nie mogli się zebrać troszkę bliżej od tego miejsca.W każdym razie, szła dość powolnym krokiem oddalona od wszystkich i tylko myślała co ich czeka na miejscu. Alchemicy, wszędzie trzeba będzie uważać. Jeśli naprawdę z każdego miejsca będą mogli ich obserwować to będzie trudno nawet się ugadać co i jak. Chociaż w sumie, jeden z nich używa magii dźwięku. To chyba powinno im trochę pomóc. Byli już na miejscu w końcu. Akane stanęła na brzegu zejścia. -Fiu, fiu... - powiedziała patrząc w dół - Ściankę mówisz? W sumie mogłabym tworzyć kolejno stopnie by było bezpieczniej zejść - odpowiedziała Gumisiowi i cofnęła się do tyłu, żeby nie było, że nagle się poślizgnie i wyląduje na dole.
Caius Seius Ravilla
Liczba postów : 23
Dołączył/a : 25/01/2013
Skąd : Poznań
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Nie Lut 10 2013, 21:28
Chłopak kontynuował malowanie i już po paru minutach skończył całkiem udany malunek rapieru, który podobnie jak poprzedni zwinął i schował do tuby. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że dla zleceniodawcy i ludzi, którzy najwyraźniej będą go wspierać podczas poszukiwań musiało to wyglądać na skrajny brak zainteresowania pracą, ale nie miał czasu wcześniej przygotować paru zaklęć i musiał się tym zająć od razu. Zdawał bowiem sobie sprawę, że zaskoczony był zdecydowanie zbyt łatwym celem. Do tej pory nie odzywał się i po prostu chłonął informacje, ale impertynenckie zachowanie tego osobnika, który twierdził, że jest magiem chwastów wymagało reakcji. - Pomijając nawet możliwość, że może nie być jej już na tym padole, po siedemnastu latach trudno oczekiwać by ta dziewczyna nadal była w tym samym miejscu, więc nic dziwnego, że szuka bardziej informacji niż ratunku... - odezwał się cicho, patrząc "Dyziowi" prosto w oczy co w niektórych kulturach mogło być odebrane jako wyzwanie. - Pozostałe argumenty są prawidłowe. - stwierdził po chwili, nie myśląc nawet o dodaniu "moim zdaniem" do ostatniej wypowiedzi. Przez resztę dyskusji milczał rzucając jedynie luźną uwagę odnośnie stworzenia, które mogło poszarpać i jednocześnie podpalić nieszczęśnika, któremu udało się wrócić. - Nie jest wykluczone, że jakiś potwór znalazł sobie leże w ruinach albo ktoś komu nie zależy na badaniu tychże ma jakiegoś za pupilka. - rzekł spokojnie. Nie miał zbyt dużego doświadczenia ani wiedzy o monstrach żyjących w tych okolicach, ale przecież było to możliwe. Kiedy w końcu ruszyli w drogę Caius ustawił się tak by być w środku grupy, zdając sobie sprawę, że przyjdzie mu wspierać resztę jakby przyszło co do czego. Trochę zdziwił się kiedy nagle Claude podszedł do niego i zapytał o pochodzenie, ale cóż, wypadało odpowiedzieć szlachcicowi. - Ród Ravilla nie jest obecnie zbyt znany. Nie zmienia to oczywiście faktu, że większość dużych biznesów we Fiore co roku przelewa dziesięć procent swoich dochodów na jego rachunek, ale w przeszłości byli wasalami króla i mieli Reputację przez duże R. Od czasów mojego dziadka Ravilla zeszli jednak ze sceny zamieniając aktorstwo na reżyserię, jeśli wybaczysz mi tą nieco nadętą metaforę. - wytłumaczył bez większych emocji samemu nawet nie zauważając jak skrzętnie nie zaliczał siebie do grupy o której mówił. Kiedy Claude odezwał się do ich towarzysza, Caius postanowił nie komentować oczywistej oczywistości jaką była utajniona osobowość gadatliwego mężczyzny. Zamiast tego postanowił wreszcie przyznać się co potrafi, oczywiście nie wprost. - Skoro już przyszło nam współpracować to powiem wprost: Nie oczekujcie po mnie walki wręcz czy ogólnego wchodzenia w drogę ewentualnym przeciwnikom. Moja Sztuka nie jest jakąś tam prymitywną magią, więc nie opiera się na zwyczajnym rzucaniem kulami ognistymi czy innymi wiązkami energii. Nie mam zamiaru zdradzać zbyt dużo bez potrzeby, więc powiem tyle - opłaca się wam mnie chronić gdyż prawie na pewno będę przydatny w dowolnych okolicznościach. - powiedział pewien siebie szlachcic. Co jak co, ale trzeba było w końcu przyznać, że magia Malarska dawała mu sporo możliwości, tak w walce jak i po za nią.
Asper
Liczba postów : 85
Dołączył/a : 14/01/2013
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Pon Lut 11 2013, 17:28
Mało kto wie, jak bolesnym dla osoby zdrowo odżywiającej się jest widok ludzi nie interesującej się zbawiennym wpływem odpowiedniej diety na formę i sposobność do czynności wymagających mniejszej bądź większej aktywności fizycznej. Na szczęście Asper nie cierpiał z tego powodu, uważał że każdy sam wybiera swój sposób odżywiania się. Natomiast jeśli chodzi o niego samego za bardzo skupiony był na swojej sałatce, żeby interesować się co dzieje się dookoła. Mogło się to wydawać dziwne, ale przecież po to idą grupką, żeby nie wszyscy musieli wiedzieć wszystko, nie? Poza tym... chłopak był wystarczająco zmotywowany, żeby pojawić się bez spóźnienia w tym miejscu, nie żeby dodatkowo się udzielać. Niezależnie od tego wszystkiego, gdy Yuichi skończył swoją sałatkę i popił kolejnym łykiem soku postanowił trochę się otworzyć. Nie, żeby bardzo tego potrzebował, ale skoro jego... "towarzysze" chcieliby coś więcej wiedzieć... czemu nie? - Hmmm, skłaniam się ku bliskiemu, bądź średniemu dystansowi. Rzucił, zastanawiając się, czy kogoś to w ogóle zainteresuje. Jego nie bardzo ciekawiłyby fakty, szczególnie po oratorskim popisie kolegi od chwastów. Chociaż nie... słowo "kolega" lepiej byłoby zastąpić na przykład "tymczasowym sprzymierzeńcem". Swoją drogą, Arte nieco mu zaimponował. Przejrzał dosyć szybko całe to gadanie czarnowłosego. Nie, żeby te teksty mało kto uznałby za prawdę, no ale cóż, świat jest bardzo różny i wszystko jest możliwe. No, ale dostrzegł też zaklęcie tego szlachcica, czy kim tam on był. Wyglądał na eleganckiego fircyka, który nadaje się do salonu, nie na przeszukiwanie ruin. No, ale szkoda gadać, w końcu wspaniała Drużyna Ewakuacyjno-Informacyjna pod wezwaniem świętego Artemiusza mogła ruszać. Trudno było nie zauważyć, że nie tylko Asper miał dosć siedzenia w tej podrzędnej budzie.
Ciężko być zupełnie pewnym, czy przypadkiem siedzenie w zasyfionej budzie pełnej grzyba i pleśni nie było ciut (ale tylko ciut) lepsze od schodzenia ścieżką, który każdy interesujący się nieco mniej matematyką określiłby jako "pionowa". Asper na szczęście posiadał wiedzę, dzięki której określił, że mimo wszystko zejściu bliżej do poziomu niż pionu, więc ruszenie nią jest ryzykowne, ale nie równa się automatycznie ze śmiercią. Jeśli oczywiście nie idzie się pod wpływem różnorakich napojów dodających energii i werwy, czy innych proszków dających uczucie posiadania skrzydeł, czy latania w inny sposób. Yuichi mógł się poczuć nieco pominięty przez faceta, który chyba dobrze się poczuł w roli lidera. Trudno, jeśli mu to dobrze wychodzi to czemu nie? Tak naprawdę ciężko było narazić się na złość Aspera, szczególnie w takiej błachej sprawie. Nie jego wina, że władza go nie interesuje. Po wysłuchaniu planu Hana (tak, w końcu sobie przypomniałem, że wiem jak się nazywa) uznał, że straż tylna nie jest złym wyborem. Puścił przodem dwóch gości, którzy na dodatek okazali się obaj szlachcicami i chyba nie bardzo mieli ochotę rozmawiać z kimś "niższego urodzenia". Cóż, kretynizm ludzki ciężko wyplenić. Asper rusza wolnym krokiem, równo z czołem kolumny. Gdyby miało się na niego coś obsunąć, czy spotkałoby ekipę lokalne trzęsienie ziemi raczej nic nie zrobi, ale w przypadku ewentualnego ataku z tyłu Juggalette czeka.
Lilith.
Liczba postów : 29
Dołączył/a : 21/08/2012
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Pon Lut 11 2013, 23:15
Przyjrzała się oczywiście zdjęciu, które to pokazał im Gumiś. Jak to bywa w zawodzie snajpera, Lilith zobaczyła, zapamiętała i teraz pozostało jedynie zabi.... postarać się znaleźć osobę o podobnym wyglądzie. Zapamiętane! Dobra po wysłuchaniu wszystkiego co miał do powiedzenia pracodawca udali się w podróż! Jej, całe dwie godziny drogi i tutaj, trzeba zaznaczyć, że nikt inny tylko Lilith zamykała pochód idąc oczywiście na końcu. Nie żeby coś, ale oglądała naturę~! Tak tak, naturalne wzniesienia, obniżenia terenu, zalesienie i te inne... to wszystko pomagało się rozeznać w otoczeniu i w razie konieczności wybrać odpowiednie miejsce by się zaczaić. Mimo wszystko ich cel był dalej, ale może kiedyś to się przyda? Ogólnie kiedy dotarli na miejsce, Lilith walczyła ze sobą, by nie popchnąć przypadkiem niektóre osoby. Jeszcze przed wyruszeniem Goo.... jako TANKA, Lil prześliznęła się to tu to tam, zdejmując broń z ramienia i zaczęła dokładnie (za pomocą lunety) sondować zabudowania na dole i okolice, stąd był bardzo ładny widok i mimo odległości... to i tak wprawny snajper "zdjął" by cel. Kiedy tylko Gumiś przydzielił jej rolę "doglądania pleców", skinęła tylko głową i kiedy Ci ruszyli w dół, Lilith została na pozycji dalej wszystko badając, dopiero później zaczęła powoli schodzić, zatrzymując się co kilka kroków by znów sondować otoczenie. Jak na razie termowizja i te inne bajery były nieprzydatne, więc pozostawała luneta. Już na zejściu Lilith zaczęła nico zlewać się z otoczeniem... a takie tam przyzwyczajenie....
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Ruiny miasta Ilion Wto Lut 12 2013, 17:30
MG
Z racji lenistwa MG, postanawia on podzielić odpisy dla łatwiejszego odpisywania.
Gumiś Kości, nie kości, na pewno Gumiś utrudnił co niektórym zadanie, ale przecież kto tu mówił o współpracy? Na pewno nie on... W każdym razie miał maaaaasnę pytań, na które Arte musiał według niego odpowiedzieć. Dobrze, że wędrowanie zajęło im tyle czasu, bo ciężko stwierdzić, czy zleceniodawca dałby radę. Jedynym plusem ich wymiany zdań było to, że Gumiś nie krył się ze swoimi pytaniami i wszyscy mogli słyszeć, o cóż takiego pyta i jakie są odpowiedzi. Z pewnością nieco to wyjaśniało. - Może faktycznie nazywasz się Dyzio Chwastkiewicz, nie wnikam w to, ale na pewno nie posługujesz się magią chwastów - odpowiedział równie spokojnie, unosząc lekko kąciki ust. - A co, podoba ci się? - zapytał z nieukrywanym rozbawieniem, kręcąc głową. Na pewne rzeczy i on nie musiał odpowiadać. Spoważniał jednak, kiedy zaczął odpowiadać na 'właściwe' pytania. - Na początku sam chodziłem do tych ruin... Przez pierwsze trzy lata, tydzień w tydzień, szukając odpowiedzi, gdzie mogła zniknąć lub co się z nią stało. Później już rzadziej... zacząłem wynajmować magów, raz na trzy, cztery miesiące? Gdy pierwsza wyprawa zniknęła, niezbyt się zaniepokoiłem... Może uciekli lub znaleźli coś lepszego do roboty? Ale po trzeciej takiej wyprawie zrozumiałem, że coś jest nie tak. Choć mi zawsze udawało się powrócić z ruin to żaden z wynajętych magów nie wrócił... No, poza tym jednym. Z poparzonymi rękami i mięsem odchodzącym od kości dość ciężko pisać... Choć ty pewnie nie wiesz, jak to jest - mruknął. Ale dobry humor szybko mu prysł, kiedy usłyszał następne pytania. Zmierzył smoczego zabójcę wzrokiem chłodnym niczym stal i wyprostował się bardziej. Teraz niewiele brakowało mu do wzrostu tanka. - Czy ci się to podoba czy nie, jesteście jedynymi, którzy odważyli się przyjąć tą misję wiedząc, jakie jest ryzyko - odpowiedział chłodno. - Co więcej ze speluny jest najbliżej do tego miejsca. Prawda, zawsze mogliśmy się spotkać w przyjemniejszym miejscu, nadkładając kolejne godziny. A wam coś widzę się spieszy... A do tego myślicie, że kłamię. - Mimo wszystko nie był typem człowieka, który pozwoli sobie na takie kpiny z jego osoby. Nie po to spędził siedemnaście lat życia, by teraz jakaś banda grzdyli, co wciąż ma mleko pod nosem, mówiła mu, co powinien mówić i co robić. Zapowiadało się na ostrą burzę, ale na szczęście,wasz zleceniodawca się uspokoił, dalej gromiąc wzrokiem Goomoonryonga. - Zachowałem jeszcze na tyle człowieczeństwa, by dać konającym umrzeć w spokoju. Choć może ty potrafisz rozczytać się z nic nie znaczących, bolesnych bazgrołów i równie cierpiętniczych jęków człowieka, który widział i przeżył piekło. W końcu Grimoire Heart specjalizuje się w tego typu sprawach - wysyczał. Powiedziawszy to, przyspieszył, nie mając ochoty na dalsze przesłuchanie ze strony mości łaskawego Gumisia.
Po tym, jak pracodawca was opuścił Ostatnia zaczepka z ust Gumisia jakby nie doszła do uszu Arte. Ot, odszedł, zostawiając was z problemem zejścia na własną rękę. Może i znał sposób, ale Gumiś raczej dyplomatą nie był i nici z pomocy. Tymczasem Lilith korzystając z własnego wyposażenia sprawdziła, cóż takiego się kryje w mieście. Ruiny, ruiny, ruiny. Żadnej żywej duszy, czy nawet jej cienia. Zobaczyła jedynie stertę głazów, rośliny i.. coś błysnęło w jej lunecie, jednak zniknęło za szybko, by mogła się temu uważniej przyjrzeć. I tak magowie zaczęli schodzić. Czy też może próbowali zejść, ale specjalnie dobrze im to nie wyszło. Akane, przyglądając się dróżce w pewnej chwili doszła do wniosku, że robienie stopni będzie zbyt niebezpieczne. A jeżeli, mimo wszystko, pod kryształem coś się obsunie? Tak wiec musieli iść po kamieniach. Gumiś na przedzie, a Claude za nim, nawijając jak szalony i nie patrząc pod nogi, bo przecież który szlachcic patrzy pod nogi? I tak też musiało się to skończyć pośliźnięciem. Nagła utrata równowagi i Claude nawet nie zdążył pomyśleć "Co się dzieje?", kiedy wylądował na swoich czterech literach i plecach, oraz nieco się ześliznął, ale... Gumiś zadziałał jak tank i go zatrzymał! Widzicie, jaki dobry tank? Choć czarnowłose książątko pewnie tak nie uważało z powodu boleśnie obitego zadka i nabiegłych łzami oczu. Tymczasem reszta grupki przeszła w miarę bezpiecznie. Caius pośliznął się, ale zdołał utrzymać równowagę, tak samo Akane i Asper, choć w przypadku tego pierwszego niewielkich potknięć było znacznie więcej. Ale to Akane prawie nie zaliczyła równie bolesnego potknięcia, co idący na przedzie Claude. Natomiast Lilith radziła sobie bardzo dobrze, czując się prawie w swoim żywiole. W końcu myśliwy nie raz musi chodzić po górach... stapiając się z otoczeniem. Gdy już byli na dole, mając ściankę za sobą. Asper spojrzał w górę. Z tej perspektywy wydawała się być bardziej pionowa... Czy na pewno ktoś strasznie ranny byłby w stanie ją sforsować? Wątpliwe. A więc do miasta! Droga była prosta, w przeciwieństwie do tej leśnej.Choć też rosły tu drzewa, były znacznie niższe niż nad wami, młode, a ścieżka była widoczna. W oddali mogliście dostrzec pierwsze kamienne bloki.
Uwagi od MG Claude: poobijana kość ogonowa, niedługo ci przejdzie, ale poruszanie się jest bolesne, o czym dobitnie świadczą załzawione oczy Akane: wzięłaś chusteczkę od Arte (uzupełnienie posta) Lilith: UZUPEŁNIJ PROFIL I WSTAW ODNOŚNIK DO KP! Dziękuję Czas na odpis: 48h od mojego odpisu
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.