I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Sąd odważnych mieści się... no gdzieś na pewno, aczkolwiek ciężko stwierdzić gdzie. Ba, nawet jego rozmiaru nie można określić. jest to po prostu niczym nie skrępowana biała przestrzeń, po środku której znajdują się trzy filary. Przed nim zaś półkole tworzyły trzy rzędy ław. Najniższe miały 5m, każde następne były 5m wyżej. Oczywiście do każdych prowadziły schody. Same Filary miały 5m wysokości. Pierwszy rząd ław był 10m od filarów, każdy następny 5m dalej. W całym pomieszczeniu dało się słychać miarowy dźwięk chodzącego zegara... zabawne, bo nie było tu czasu. No i zegara ofc. Na dodatek w całym pomieszczeniu rozchodziły się dwa zapachy. Dla tych którzy kiedykolwiek doprowadzili innego człowieka do krwawienia, był to odór krwi i śmierci, a dla tych którzy nigdy nie splamili swych rąk krwią, był to zapach kawy i ciepłych bułeczek. Oni czuli też ciepło i delikatny wiaterek, chociaż go nie było. ~~ MG
Nieznaczny ruch głową, tyle starczyło. Kaszlnięcie wcale nie było głośne. Drzwi pojawiły się nagle, znikąd. Stukot obcasów, młodej damy niósł się echem. -Wali krwią. Kurwa mać.- Klnęła nie podobało się to im. -Jezus w mordę, czym wy jesteście- Wrzask też nie był czymś, czego oczekiwali. Zajęła miejsce. Mądrze. Znów otwarły się drzwi, tym razem nieco nad nimi. Biedak spadł. Jego krzyki... ah. Zabawnie wyglądają, gdy się na powrót składają. -Co... czy ja...?- Stękał, chyba był zdezorientowany. -Jesteśmy tu sami?- Spytał dziewczynę... ojej. -Pierdol się, spójrz na filary- Odwarknęła. Spojrzał ale nie widział. Uśmiech. Chyba lubił kawę. -Oh a to kto?- Wskazał na jednego z tych górnych. Oni też zostali zaproszeni. Nauczyciele. Krzyże. Odwróceni. Inne poziomy. Zaczynał się... sąd się zaczynał. Dwójka. Szkoda że trzeciego nie ma. Dwójka. To oznacza więcej pracy.
//Wybaczcie za dziwną formę posta, może kiedyś wyjaśnię, może sami rozkminicie. Reasumując. Od teraz macie 24h na użycie klucza, możecie to zrobić tylko raz, link do tematu wklejacie w temacie z eventem. Kto nie da rady, będzie mógł spróbować na nowo, po moim kolejnym poście jednakże... zasady użycia klucza, będą się zmieniać z każdym dniem, no i mogą się powtarzać.//
Czas na odpis: 02.07 godzina 00:00
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 00:51
MG
Siedzieli. On się nudził. Ona oglądała paznokcie. Drzwi zaczęły się otwierać. Przybywali. Więc trzecia, była dziewczyna.
Zarys drzwi pojawił się nagle w przestrzeni a z nich wyszedł Stein. Więc dziwny doktorek był trzeci. Odór krwi od razu zaatakował jego nozdrza. Prócz niego w pomieszczeniu był także chłopak o krótkich mysich włosach, ubrany w garnitur z bazaru za 500 klejnotów. Po twarzy było widać że wciąż gówniarz. Miał może około dwudziestu czterech lat, przeciętniak, którego każdy minął by na ulicy i nawet nie zwrócił na niego uwagi. Nawet twarz miał pospolitą, jedną z tych, które nie zapadają w pamięć. Był zupełnym przeciwieństwem siedzącej rząd niżej i po drugiej stronie niż chłopak, kobiety. Miała rude loki do karku, twarz pełną zmarszczek i wyzywający makijaż. Na dodatek malutki pieprzyk na lewym policzku. Zielone oczy z pogardą patrzyły na nowo przybyłego Steina, zdawała się też mieć całkowicie w pompie to co teraz się tu działo. Miała na sobie czerwoną kamizelkę, pod którą znajdował się czarny golf, przykrywający spore piersi. Prócz tego beżowe Jeansy i czerwone buty na obcasie. W ustach trzymała zapalonego papierosa a na kolanach trzymała torebkę z krokodylej skóry. Widać było że raczej do biednych nie należała. -Kurwa, wpierw jakaś banda krwawiących frajerów, zapach krwi, debil a teraz jakiś falujący pajac.-Warknęła w stronę Steina.-Krwi?-Powtórzył za nią niepewnie chłopak, siedzący w drugim rzędzie, potwierdzając tylko fakt że nie ogarniał. Zapach krwi, o tak, rzucił się Steinowi w nozdrza. Ale nie tylko on. Dwa filary, ten po prawej i ten po środku zajmowały postaci. Niby ludzkie, ubrane w brązowe togi, z workami na głowach. Na filarach, pod ich nogami, zbierały się zaś kałuże krwi. Stali tylko i patrzyli, gdzie, na co, nie można było tego określić, bo chodź oczy podpowiadały że ów postacie niczym posągi patrzą przed siebie, rozum usilnie mówił że jest inaczej. Na dodatek słowa kobiety... falujący? Stein spojrzał na swoje dłonie i spostrzegł że te, faktycznie, falują. Był jak by z mgły. Pary... ciekawe dlaczego, skoro reszta była normalna. -Otwarłeś bramę we własnym umyśle... ojej, to może doprowadzić do lekkich... komplikacji.-Wystękała jakaś postać za Steinem, gdy ten zaś się odwrócił, dostrzegł swoją własną kopię. Tylko ta była materialna i miała odwrócony krzyż na swojej dłoni.-Tak poza tym jestem Soddoma. Miło mi cię poznać, dziś będziemy współpracować.-Postać wyciągnęła do chłopaka dłoń.
Po chwili drzwi otworzyły się, przeszła przez nie ruda dziewczyna, która pierwsze co dostrzegła to stojącego niedaleko Steina. Zaraz potem uderzył ją zapach krwi. Dostrzegła też inną rudą kobietę, chłopaka w garniturze i postaci na filarach. Zdawało się nic poza tym. Tylko ten blisko niej, dziwnie falował.-Te ruda, ho no tu. My ostre laski musimy trzymać się razem.-Wrzasnęła kobieta do Nanayi, poklepując miejsce obok siebie.-Ech ten brak kultury, nigdy go nie zrozumiem. Tak czy inaczej, chyba się ostatnio nie przedstawiłem. Jestem Gaius panienko.-Rzuciła do Nanayi postać po jej prawej. Postać w której rozpoznała swojego wybawiciela z Zori.
Kolejną osobą którą wypluły drzwi była panna Carter, niemal od razu uderzona falą smrodu rozkładających się ciał i krwi. Wyszła po zupełnie drugiej stronie niż Nanaya, patrzyła więc na rudowłosą dziewczynę w towarzystwie jakiegoś kolesia. Prócz nich na sali były dwie osoby. No i dwie postaci z wizji, jakiej ta doświadczyła w szpitalu. Więc, była jedną z pierwszych osób, które się tu dostały. Zaraz jednak te w miarę miłe widoki przysłonił jej nieco inny, jej własna osoba, z odwróconym krzyżem na lewej dłoni, ponurym wzrokiem i skalpelem w dłoni.-Kazali nam wyglądać podobnie, ale ja tam lubię dodatki. Hehe.-Powiedziała druga Colcia, mocnym, męskim głosem.
Ten cudowny zapach krwi, oh tak, wypełnił on nozdrza Ayumu jak większości tu zebranych. Bo tak, był on kolejną osobą w pomieszczeniu. Kolejną patrzącą ze znudzeniem na te same sceny co reszta, no może poza faktem że po jego prawej stał on sam. Prawie idealna kopia. Prawie bo na lewej dłoni miała odwrócony krzyż no i nie posiadała twarzy.-Desu mówi motłoch.-Powiedziała postać unosząc rękę i pokazując na resztę.
I nagle z nieba spadł kot. Jak nie jebnął o ziemię, jak jego krew i wnętrzności nie rozprysnęły się na posadzce... ah co za szokująca scena. Co ciekawe, po chwili wstał i spojrzał na siebie. Nic mu nie było, mimo że przed chwilą wysrał własne flaki. W pomieszczeniu było kilka osób, puste filary i ten wszędzie obecny zapach bułeczek i kawy. Cóż za cudowne miejsce.--Ale bez jaj, kota nie będę udawała.-Wystękała postać nad Kerupim. Gdy ten zaś uniósł głowę dostrzegł dziewczynkę siedzącą po turecku i lewitującą mu nad głową. Ubrana była w białą koszulkę i miała krótkie, kręcone blond włosy oraz fiołkowe oczy. Nad głową aureolka, na plecach białe skrzydła. Na lewej dłoni krzyż.-Gloria. Tak przynajmniej ogarniesz mój majestat, kocie.-Przedstawiła się, chyba tłumacząc swój wygląd.
Biedny kot miał niestety pecha bo po chwili uderzył w niego człowiek. To Carlos upadł ze sporej wysokości, łamiąc sobie wszystkie kości, a z kota robiąc mokrą kałużę krwi, po chwili jednak z niego wstał. Zabawne, obojgu nic nie było. Carlos czuł zapach bułeczek, widział wielu ludzi, no i te puste filary. Ah, widział też siebie, z krzyżem na lewej ręce, wpatrującego się w biust długowłosej rudej dziewczyny, która chyba go nie widziała.-Ty stary... ale ona ma fajne cycki, ta za mną też ma niezłe. To jak się dzielimy? A jestem Serz-Rzucił do Carlosa, pokazując jednocześnie Colette.
Finn wyszedł z drzwi wpadając dosłownie na Ayumu. Zapach krwi dotarł do jego nozdrzy. Dostrzegł też kilka znajomych twarzy i inne dziwy. Jednak głównym faktem był jednak drugi Finnek, który siedział mu na ramieniu i był może wielkości 30cm.-Zdecydowanie jesz za dużo cukru. W tym tempie dostaniesz cukrzycy.-Wycedził drugi Finn przez zaciśnięte zęby. Na jego łapce był odwrócony krzyż.
Kolejną osobą która przeszła przez drzwi była Chihaya. Wyszła od razu obok chłopaka w tanim garniturze. Właściwie patrząc na niego, siedzącego skulonego obok niej. Zapach krwi, pobudzał członkinię Grimoire heart.-Ekhm... w-witam?-Wyjąkał nerwowo poprawiając krawat.-Wpierdol mu, kurwa po prostu mu wpierdol. Chi.-Wystękała, stojąca po jego drugiej stronie idealna kopa Chihayi. Z tym że na lewej dłoni miała odwrócony krzyż.
Poof i pojawił się Asthor, lądując na kolanach kobiety ubranej golf, z głową w jej piersiach. Prócz zapachu krwi, czuł też jej mocne perfumy. Zaraz jego głowa została poderwana a w jego polik uderzyła dłoń.-Ty zasrany zboku.-Wywrzeszczała mu prosto do twarzy. Ale chyba nie zrzucała go z kolan. W sumie mało miejsca na to było.-Kishishishishi. Moja szkoła młody. Jestem Eros.-Rzuciła kopia Asthora, z tym ze w wersji chibi, z psimi uszami i ogonem, siedząca na głowie ów kobiety. Na lewej dłoni miała odwrócony krzyż.
No i kolejna osoba. Sethor, wszedł niczym wielki władca, wychodząc z podstaw jednego z filarów. Patrzył więc na ludzi przed sobą, nie widząc postaci na filarach. Ale za to ten zapach krwi.-Ty to zawsze musisz mieć wejścia... Mów mi Seth-Wyszczerzyła się kopia Sethora, stojąca przed nim. Odwrócony krzyż na jej ręce jasno wskazywał że raczej nie jest zbyt miły. Ale przynajmniej imię miał fajne.
Minęło pięć? Dziesięć minut? Kto wie... nie mniej jednak po chwili która trwała wiecznie, postacie które stały przy każdej z osób, widoczne i słyszalne tylko dla nich, wszystkie zaczęły rozmawiać ze swoimi "Towarzyszami", widać mieli do przekazania wieść, bo wszyscy gadali jakby byli w trybie autopilota. -Witajcie więc na naszym sądzie. Zasady mogę się wam wydać niesprawiedliwa ale co poradzić. Strażnicy widzą i słyszą wszystko. Jednakże tylko osoby które splamiły ręce krwią, widzą i słyszą strażników. Tak więc mimo że wy dobrzy zadacie pytanie, nie uzyskacie na nie odpowiedzi. Teoretycznie. Bo w praktyce od tego macie nas. Anioł stróż, pokemon, prywatny chihuahua z wmontowaną funkcją smażenia frytek. Różnie nas nazywali. Zostańmy więc przy "Towarzyszach". Wytłumaczę więc zasady i przebieg sądu. Pierwsza część to zadanie pytania. Każdy ma prawo zadać jedynie jedno pytanie w danej turze. Druga część to licytacja. Ci dobrzy licytują niepopełnione przez siebie grzechy ci źli, licytują własne odkupienie. Interpretujcie te słowa jak chcecie. Trzeci krok to wybranie trzech pytań, na które strażnicy odpowiedzą. Odpowiedzi wam, nie widzącym i nie słyszącym przekażemy my. I ostatni czwarty krok to zapłata. Czwarty krok to odebranie wynagrodzenia za odpowiedzi, także za interpretowane tak jak chcieli tego strażnicy, musicie więc dobrze dobierać swoje słowa. Posiadamy znacznie więcej różnych funkcji i możliwości oraz jesteśmy do waszej dyspozycji, użyjcie nas dobrze. Nie możecie używać tu magii. A na dodatek nikt tu nie umrze, więc walka jest bezsensu.-Towarzysze przestali mówić i wyszli z trybu autopilota. Magów zaś postawiono przed czymś, nie do końca zrozumiałym.
//Ci co się nie dostali, nadal mogą próbować. Zaś co do tych co się dostali, kroki 1 i 2 zamieszczacie w swoich postach, nr. 3 i 4 ja zamieszczam w swoim//
Czas na odpis: 03.07 godzina 00:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 02:49
Biała przestrzeń. A więc tak wyglądała Wielka Halla? Trzy filary i rząd wysokich siedzisk? Przyglądała się temu nieco zdumiona. Dookoła bieli była tylko pustka. Niczym niezapisana karta... Przemknęło jej przez myśl, ale zaraz dotarł do niej zapach krwi. Puste karty raczej nie powinny tak pachnieć... Niemalże z nostalgią przyjęła metaliczny odór, choć tak nim się brzydziła. Ostatnio za dużo go miała na rękach... Spochmurniała. Świadczyło to o splugawieniu tego miejsca czy może o tym, że sama była splugawiona? Wszak był to Sąd. Kogo będą sądzić? Kto będzie ich bronić? A może to właśnie oni trafili pod sąd z własnej nieprzymuszonej woli? Krzywy uśmieszek wykwitł na jej ustach, gdy rozglądała się po Halli. Dwie postacie, niewzruszone niczym, stały na wysokich filarach i obserwowały. Dwie inne siedziały na trybunach... A może ławie oskarżonych? Kto to wiedział? Jedna stała obok, jakby rozmazana, ale w Halli szybko pojawiały się nowe osoby. Och, czy to Colette? Możliwe. Spojrzała na nią tylko katem oka. Tak samo jak na kobietę na trybunach, która się do niej zwracała. Do tego doszedł Gaius. Tak, za dużo rzeczy na raz, nie potrafiła się w tym wszystkim połapać. Za szybko, za dużo... Odetchnęła głęboko, starając się jakoś uporządkować myśli. Powoli ruszyła w stronę rudowłosej kobiety, uśmiechając się lekko w stronę tych osób, które jakoś kojarzyła. Colette, Finy... Chi... haya? Tak, chyba jakoś tak. Sethor... Ale wolała, by rudowłosa kobieta nie wydzierała się na całą Hallę, tym bardziej na nią... Wrzaski potęgowały tylko wrażenie izolacji i pustki, a o niej nikt nie musiał wiedzieć... Zresztą, już teraz zbytnio zwrócono na nią uwagę. Pozostawało przejść na miejsce. Nanaya uśmiechnęła się do towarzyszącego jej mężczyzny. - Miło mi cię poznać, Gaiusie. Ostatnio było nieco za mało czasu, byś mógł się przedstawić - zwróciła się do niego łagodnym szeptem. Miała wrażenie, że wszyscy to słyszą, wszyscy patrzą. Czyż nie był to piękny sposób napiętnowania? Duża przestrzeń, niczym nieograniczona i dwie postacie patrzące na wszystko z góry. Do tego zapach krwi. Tak... To był Sąd tych, którzy szli do piekła... Pięknie ktoś to ujął w tym liście. - Poza tym, daleko mi do panienki... Nanaya wystarczy - zwróciła się do niego z życzliwym uśmiechem. Dlaczego miała tego nie robić do kogoś, kto ją uratował? Najbardziej jednak ze wszystkiego nie spodziewała się go ujrzeć po raz kolejny. Do tego w tym miejscu. I przy tak "żywej" i "krwistej" atmosferze. Jakoś nie pasował jej do tego miejsca. Usiadła obok bogatej kobieciny, patrząc na swoje własne kolana i ignorując mężczyznę, który chyba lubował się w kobiecych kształtach. Jej wzrok zahaczył o bose stopy. Ah tak... Wciąż jestem na boso... Przemknęło jej przez myśl. Po szybkim raporcie i całej burzy myśli na temat wiadomości i klucza nie zwróciła na to większej uwagi, a teraz, siedząc obok strojnisi, czuła się wręcz głupio, z gołymi stopami i prostych ubraniach, które tak, były wygodne, ale... Do tego włosy miała upięte w skromny warkocz. Cnotka niewidka... Nanaya wyglądała jak wróbel przy pawiu. Więc, w lekkim zawstydzeniu, patrzyła na swoje kolanka, nie odzywając się za dużo. No, przynajmniej do czasu, w którym usłyszała zasady Sądu. Ah... Uniosła głowę i obojętnym wzrokiem wpatrzyła się w dwie figury na filarach. Brakuje jednej... Takie przynajmniej miała wrażenie. Strażnicy, tak? Warte zanotowania. Zwróciła uwagę na krew i uśmiechnęła się cierpko. A więc źródło już znała. Pozostawała reszta sądu. - Może to nawet lepiej, że dobrzy nie słyszą i nie widzą.... a tym bardziej nie czują tej krwi... - mruknęła do Gaiusa, gdy ten już przeszedł z zaprogramowanego trybu. Czas wypróbować nowe skille. Skoro jest jej towarzyszem to powinno wystarczyć. Nie musiała wygłaszać swoich myśli głośno, dla wszystkich. Tym bardziej tego nie chciała. Westchnęła ciężko. Odkupienie. Czy naprawdę go potrzebowała? I jak wiele mogłaby dać, by go dostąpić? Westchnęła ponownie, uśmiechając się pod nosem. - Co jeśli ktoś uważa, że nie zasługuje na odkupienie? - zapytała Gaiusa, przyglądając się postaciom w togach. Miała pytania. Tylko trzy z pytań zadanych przez wszystkich doczeka się odpowiedzi. Doprawdy, nie wiedziała, co o tym myśleć. Do tego wynagrodzenie za odpowiedzi... Ilu z nich straci coś w zamian za nie? - Powiedz mi jeszcze, czym jest wynagrodzenie i od kogo jest pobierane - dorzuciła, skupiając się już tylko i wyłącznie na pytaniu. Jedno pytanie. Zgadywała, że złożenie go nie wchodzi w grę. Tak więc... - Dlaczego Baltazar tak rozpaczliwie chce dostać się do Wielkiej Halli? Jedno proste pytanie. Choć, sądząc po ilości osób, nie oczekiwała na nie odpowiedzi lub też odpowiedzi pokroju "nie wiem", "nie powiem" czy coś w stylu "bo to Wielka Halla". Choć gorsze od tego są odpowiedzi, które nie są odpowiedziami. A sądząc po stwierdzeniu "musicie dobrze dobierać słowa" obawiała się czegoś pokroju Kronikarza. Choć... czy nie mówił czegoś o brązowych togach? Ściągnęła brwi. Bądź co bądź, nie miała ochoty na takie podchody. Czy teraz przyszła pora na licytację? Co mogła postawić za swoje odkupienie? - Jeśli chodzi o odkupienie... - mruknęła, niezbyt zadowolona z tego powodu, - stawiam na szali znak gildii - powiedziała Gaiusowi pewna, że przekaże jej decyzję. Skoro Towarzysze byli w stanie przekazywać słowa Strażników, to i jej mogli. Przypominało to grę w rosyjską ruletkę. Tylko że ona pewnie uważała, że nie zasługuje na odkupienia, czy zbawienie. Popełniła grzechy, ale skoro je popełniła, była gotowa je nieść na swoich barkach. Inaczej by tylko oszukiwała samą siebie. Speszyła się jednak i podrapała z pewnym zakłopotaniem po głowie. Czuła się jak dziecko wrzucone na głęboką wodę a do tego nie potrafiące pływać. - Jeżeli masz jakieś propozycje, to mów, proszę... Niespecjalnie rozumiem tą sytuację - zwróciła się po chwili do towarzysza, ale obserwując innych sądzonych. To chyba jednak ława oskarżonych... Pomyślała, a uśmiech wykwitł na jej twarzy. Zastanawiała się tylko, jaki będzie werdykt.
Ayumu
Liczba postów : 236
Dołączył/a : 27/12/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 03:19
Chłopak, mimo bardzo wyraźnego znudzenia i znużenia wymalowanego na twarzy, miał tak naprawdę wiele pytań, w tym część do samego siebie, pytań dotyczących tego miejsca, jego wyglądu, tej dziwnej architektury, pozycji w której się znalazł. Przede wszystkim jednak jedno domagało się natychmiastowej odpowiedzi i gdyby nie całkiem spora silna wola młodzieńca, pewnie zadałby je z miejsca, nie bacząc na konsekwencje swojego czynu. I nie, jego pytanie wcale nie dotyczyło tego, dlaczego widzi obok siebie swojego klona, wcale nie. To również było dziwne, jednak Ayumu zdecydowanie bardziej zainteresowała specyficzna cecha sobowtóra niż jego obecność - mówiąc krótko, dlaczego nie miał on twarzy? To pierwsze pytanie zdominowało umysł chłopaka, nie pozwalając mu w pierwszej chwili nawet na odpowiednie dobranie zachowania do zastanej sytuacji. Dopiero gdy chłopak wmówił sobie po chwili, że być może "tak po prostu jest", pojawiły się kolejne pytanie, przerywając tamę wybudowaną w umyśle chłopaka - jak to się stało, że tu jest, dlaczego ten człowiek wygląda (prawie, w końcu element twarzy był...) tak jak on, co to za miejsce, co dokładnie się tu wydarzy i po co to wszystko? - Ayumu pyta dlaczego? Ayumu miło Cię poznać... - zdołał tylko odpowiedzieć chłopak, momentalnie przyjmując swoje uprzejme upodobanie, swojemu lustrzanemu odbiciu, jednocześnie rozglądając się po innych zebranych osobach i zakątkach tego miejsca, na końcu wbijając swój wzrok w "twarzy" Desu, zanim uświadomił sobie (choć widział ich już wcześniej przecież), że, poza nim w tym miejscu znajdował się szereg innych osób, różnej płci, o różnym wyglądzie, aparycji, zapewne i pozycji społecznej i wpływach. Także po chwili uświadomił sobie, że odpowiedział swojemu odbiciu używając podobnej do niego składni, a wcale nie zrobił tego dlatego, że chciał sobie z niego zażartować. Ot, wydało mu się to całkowicie naturalne w danej chwili. Zapach krwi unoszącej się w powietrzu przypominał blondynowi o kilku przyjemnych wspomnieniach, o tych nieprzyjemnych z resztą też, a przez to chłopak z trudem powstrzymywał się od uśmiechu. Uśmiechać się teraz zdecydowanie nie mógł, na ogół bowiem ten który uśmiechał się w dziwnych sytuacjach, był tym, który posiadał informacje. On natomiast informacji żadnych nie posiadał, a jego czysto sadystyczny uśmiech na pewno zostałby źle odebrany. I o co chodziło z tym krzyżem na dłoni?
A potem Desu (bo tak najwyraźniej miał na imię ten dziwny Ayumu-podobny twór) zaczął nagle mówić, mówić i mówić, a w trakcie gdy w ten dziwnie mechaniczny sposób kopia Ayumu objaśniała mu szczegóły dotyczące jego pobytu tutaj, on sam sobie odpowiadał na niektóre pytania. Owszem, jego ręce były splamione krwią, dlatego owszem widział strażników. Prywatny chihuahua z opcją smażenia frytek? Najwyraźniej ktoś tu dysponował ciekawym poczucie humoru, o czym warto było zapamiętać sobie na później. Potem pojawiły się zasady tej... "gry", którą wszyscy obecni mieli się bawić. Blondyn nie miał lepszej nazwy na to, co właśnie się tu odbywało poza tym określeniem, które według niego pasowało tu jednak idealnie. Gra. Zabawna gra, o może delikatnie odrażającym dla wielu zabarwieniu, kompletnie jednak nie przeszkadzającym młodzieńcowi i o wymiarach, a także rozmachu, który na pewno niejednego mógł zadziwić. Jak inaczej mógł nazwać sytuację, w której poszczególni ludzie mieli się "licytować" wzajemnie? Owszem, mogła być to jeszcze aukcja, tak jak przy sprzedaży niewolników, ale słowa gra tak przyjemnie łączyło się z zapachem krwi, że Ayumu nie miał serca z tej nazwy rezygnować, zwłaszcza, że on sam miał wziąć w tej grze udział, zadać pytanie i licytować się z innymi. To zdecydowanie mogło być ciekawe. Ayumu umierał wręcz z ciekawości by zobaczyć co takiego wymyślą inni tu zebrani, wśród których miał wrażenie, że kojarzył białowłosą dziewczynę... A może mu się zdawało? Natomiast samo pytanie... Jakie pytanie by tu zadać? Mógł zadać jakiekolwiek pytanie tylko przyszłoby mu do głowy, a z zaskoczeniem odnotował, że tak naprawdę nic nie przychodzi mu do głowy. Nikt wcale nie obiecywał, że udzieli odpowiedzi na zadane pytanie, jedyne co zostało im nakazane to po prostu zadanie pytania, nic więcej. Równie dobrze wszelkie zadane pytania mogły uderzyć w ścianę i nie mieć znaczenia.
- Kto jest kluczową osobą dla losów wszystkich i wszystkiego? - zadał w końcu na głos pytanie Ayumu, utrzymując swoje spokojne, niezakłócone niechęcią czy obrzydzeniem oblicze, tak jakby chciał dać znać innym, że czuje się tutaj dobrze, że zapach krwi odczuwany przez niego, w istocie jest bułeczkami. Pytanie było jednocześnie pasujące do niego, jak i niepasujące do sytuacji. Kto przy zdrowych zmysłach zadawał tak dziwne i niekonkretne pytanie? Co mogła dać mu ewentualna odpowiedź? Poznanie tożsamości osoby, która była nominalnie "najważniejszą osobą na świecie" było czymś, co Ayumu chciał uczynić od dawna. Znając taką osobę można do niej dotrzeć, można mieć ją po swojej stronie, można uczynić ją od siebie zależną, można sprawić by miała ona u ciebie dług, który kiedyś będzie musiała sprawić. Poznanie takiej osoby było kluczowe. Sama osoba miała w końcu być kluczem. A jeśli była kluczem, może była i kluczem w tej sytuacji? Teraz jednak przyszła kolej na licytację. Odkupienie Ayumu? Ile coś takiego było warte? Czy o coś takiego warto w ogóle było się licytować? Odkupienie było czymś związanym z życiem po śmierci, prawda? Ayumu był natomiast nierozerwalnie związany z tym istniejącym, fizycznym, faktologicznym światem. Gdyby jednak miał podjąć decyzję... - Jestem w stanie poświęcić całą moją miłość i szlak, który mi ona wytoczyła - powiedział ponownie swoim spokojnym, czystym głosem chłopak. Był ciekawy. Był cholernie ciekawy tego jak zrozumieją jego słowa strażnicy. On wiedział co stało za "miłością" i "szlakiem". Wiedział, że słowa te można było zrozumieć na wiele sposobów. Wcześniej jednak słysząc, iż nikt tutaj nie umrze obstawiał swoje szanse na tym właśnie zapewnieniu. Nikt tutaj nie miał umrzeć. Nie on. Nie kot. Nie kobieta. Nie mężczyzna. Nikt.
Chłopak odwrócił się po swojej deklaracji do swojego sobowtóra i zapytał go szeptem, tak by inni nie słyszeli tego co mówi - Co do twoich funkcji i możliwości... W razie potrzeby, byłbyś w stanie poświęcić za mnie swoje życie? - zapytał chłopak, na chwilę pozwalając swojemu głosowi na przesączenie go swoją cichą, chłodną nutą, tak pozbawioną emocji, jak serce Ayumu. Był ciekawy, kolejny już raz, w jakim kierunku to wszystko zmierza.
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 09:25
Asthorowi już od pierwszych chwil podobał się ten sąd odważnych, na który przybył. W końcu od razu wylądował w piersiach jakiejś kobiety. Szkoda tylko, że od razu oberwał w twarz. No, ale trudno na pewno była tsundere, taka jak Taiga z mangi Toradora, zakochała się w magu błyskawic i w ten sposób okazywała swoje uczucia do niego. Tak, na pewno, było właśnie tak. Poza tym na jej głowie pojawiła się chibi wersja najwspanialszego maga w historii. Tyle, że z uszami i ogonem, która pochwaliła jego zachowanie. Na pochwałę mag błyskawic tylko uśmiechnął się szczerze do swojego klona, pokazując kciuk w górę. Chyba nikogo nie dziwi fakt, że polubił dziwne coś, które przedstawiło się Eros. - Mnie zwą Asthor - odezwał się do swojej kopii - Muszę przyznać, że naprawdę świetnie wyglądasz. A z tymi wymiarami bez problemów jak myślę mógłbyś schować się w biuście tej dziewczyny, w końcu trochę miejsca mogłoby się tam znaleźć. Widzę, że masz naturalne uwarunkowania do tego jak przystało na moją kopię. Musisz mnie nauczyć tej sztuczki Eros. Razem moglibyśmy stworzyć największy harem na ziemi! Ale najpierw ja wracam do piersi... Znaczy się... słabo się czuję, tyle nieprzyjemnych zapachów... Po tych słowach mag błyskawic położył się, niby mdlejąc, z powrotem głową w piersiach dziewczyny, na którą upadł. Chyba dla tej osoby przydałaby się umiejętność wytrzymałości. Albo się jej wyuczy, albo zginie w tym brutalnym świecie. W pewnym momencie z błogiego snu wybudził go mechaniczny głos, który pozwolił zadać jedno pytanie oraz nakazał przeprowadzić licytację. Mag błyskawic niewiele pamiętał ze swojej przyszłości, ale z jego słów i tego co widział wyraźnie wynikało, że kiedyś splamił już swoje ręce krwią. Nie pamiętał tego i nie wiedział w jakich okolicznościach. Może w innym świecie pracował jako rzeźnik? W sumie nie czuł się mordercą. Choć nie miał pojęcia co takiego mógł zrobić w przeszłości. Po szybkiej kalkulacji mag błyskawic, chociaż zbyt inteligentny może nie był domyślił się, że wybrane zostaną pytania, których przedmiot licytowania będzie najwyższy. Że odpowiedzi uzyskają tylko osoby, które postawią najwięcej. Skoro on był niby tym złym musiał postawić coś za odkupienie swoich grzechów. Jakbym jeszcze wiedział jakie to grzechy . Część z zadaniem pytania była o wiele łatwiejsza. Może i było to egoistyczne pytanie, ale ze względu na zaistniałą sytuację nie mógł zadać innego pytania. Szczególnie, że mogła być to dla niego jedyna szansa. O to, gdzie są kobiety z największymi piersiami spyta się innym razem. - Jakie wspomnienia utraciłem odchodząc ze swego pierwotnego świata ? W pytaniu tym chodziło o to, aby dowiedzieć się jakie wspomnienia utracił mag, aby odzyskać swoją historię i zapomniane fakty, nie ważne jak bardzo byłyby drastyczne i okropne. Chciał wiedzieć. Chciał znowu poznać swoją przeszłość, którą niestety utracił. Pozostało jeszcze powiedzieć czym Asthor licytuje, jaki przedmiot stawia na szali. - Za odkupienie swoich grzechów chcę postawić to, co strażnicy uznają za stosowne, aby odpowiedzieć na moje pytanie lub odkupić moje winy, o ile nie uczyni to stałej krzywdy na moich zmysłach, ciele, psychice czy charakterze. Jeżeli jednak taka odpowiedź nie jest akceptowalna lub strażnicy uważają, że stosowne jest dla przykładu pozbawienie mnie zdrowego rozsądku, co uczyni mi stałą krzywdę to wolę zaryzykować i poświęcić siebie odkupieniu grzechów. Obiecuję, że nigdy więcej nie pozwolę nikomu splamić swoich rąk niewinną krwią. Czyli moje popełnione grzechy za przyszłe popełnione grzechy innych, którym z całych swoich sił uniemożliwię popełnianie jakichkolwiek zbrodni. Myślę, że to równoważna wymiana. Czyli swoją kwestię już odwalił. Teraz pozostało czekać na decyzję sędziów czy raczej strażników. Mag błyskawic naprawdę chciał, aby wybrano jego pytanie i udzielono mu na to odpowiedzi. Chciał poznać swoją przeszłość, którą utracił. Chciał wiedzieć kim był, ale również chciał odkupić swoje grzechy, które popełnił w przeszłości. Nie mógł tego naprawić, a z poświęcenia nogi, ręki czy miłości nic by mu nie przyszło. Dlatego najrozsądniejsze wydawało się poświęcić coś co przyczyni się dla dobra ogółu. Poświęci swój czas, swoją siłę i umiejętności, aby ochraniać słabszych, aby uniemożliwić złe czyny. Sąd powinien wziąć to pod uwagę. Ale dosyć już tego poważnego tonu, bo zaczyna robić się nudno. - Ty naprawdę umiesz robić frytki? - zapytał mag błyskawic Erosa - To ja poprosiłbym dużą porcję frytek o ile to nie problem. Po tych słowach razem ze swoją chibi wersją, mam nadzieję, udał się w stronę innych osób, które pojawiły się tutaj. Dokładnie w stronę dziewczyny z największymi piersiami [prawdopodobnie Nanaya, ale mogę się mylić]. Gdy do niej podejdzie stoi prosto, niemalże jak robot. - Jestem jednym ze strażników tego miejsca. - skłamał mag błyskawic mówiąc mechanicznym głosem, podobnie jak wcześniej mówili towarzysze - Aby przeprowadzić Cię dalej mam obowiązek sprawdzić twoje piersi, czy nadają się, aby udać się dalej. Po tych słowach Asthor wyciągnął ręce i dotknął piersi dziewczyny obiema rękami. Zapewne były naprawdę przyjemne w dotyku. Następnie kilka razy delikatnie ucisnął je w piersiach. Innymi słowy po prostu zmacał nieznaną mu dziewczynę udając jednego ze strażników. W sumie skąd mogła wiedzieć, że nie jest jednym z nich.
Michael Stein
Liczba postów : 44
Dołączył/a : 28/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 10:56
-Wszedłem tu przez Soul Room. więc moje ciało nadal śpi spokojnie w Wielkiej Bibliotece Shirotsume... - Stein uśmiechnął się, spacerując w tę i z powrotem za ostatnim rzędem ław. Nareszcie czuł sie dobrze. Tutaj nie wiedział nic. Czym był przestrzeń w której się znajdował? Gdzie jest położona? Kim są pozostali ludzie? Tak... te pytania były tym, co nakręcało już i tak ledwie trzymający się umysł doktora Steina. -Soddoma, hmm? - zerknął na swoją kopię i spokojnie uścisnął wyciągniętą dłoń. Zaraz po tym wyciągnął papierosa i zapalił go. Skoro jego ciało zostało w Bibliotece, czy to znaczy że może do niego wrócić? Z tego co zaobserwował, ludzie tutaj przyszli w całości, z materialnymi ciałami. Jeśli zostaną źle osądzeni, jest szansa, że nie wrócą. Ale Stein... on tu dosłownie wszedł przez własną głowę. Jego ciało nadal pozostało nietknięte. A może po odebraniu "zapłaty", ciało po prostu zniknie? Wszystko jest niezwykle zajmujące i Stein chętnie poświęciłby więcej czasu by móc przeprowadzić sekcję chociaż jednego z tym tzw Strażników. No i jeszcze ona... -Kihihihi~ Aż mam ochotę zrobić jej sekcję, tak mnie wkurwia~ - Stein zerknął w stronę rudej baby w golfie, rzucającą się do wszystkich. - Ciekawe co tak napędza jej paszczę~
-Soddoma... powiedz... skoro nie mogę tu nic zdziałać... czy za twoim pośrednictwem jestem w stanie wykonać Soul Vision? - odezwał się po chwili, siadając nie na krześle a na jednej z ostatnich ław. Oprócz Steina przybyło tu wiele interesujących osób, a chęć otworzenia ich ciał stała się o wiele silniejsza. Z całą pewnością znajdowały się tu potężne dusze. Może przez Soddomę, Stein da radę je dostrzec. Zawsze to, wiedzieć więcej o innych jest przydatne. Zwłaszcza, jeśli oni nie wiedzą o tobie nic. Po wysłuchaniu komunikatu, przyszedł czas by określić stawkę licytacji. -Oh, z rozkoszą oddam do piekła swoje szaleństwo. Było częścią mnie od 22 lat... i chodź jest zaraźliwe i uzależniające... khihi~... przynosi więcej szkód niż korzyści... Oto jego propozycja - część swojej osobowości. Te niezwykłe pokładny szaleństwa i nieobliczalności, kumulujące się od czasów pierwszej sekcji. Gdyby można było je ucieleśnić, co najmniej połowa zgromadzonych oszalałaby. W międzyczasie, Stein rozejrzał się po zgromadzonych. Dostrzegł zboczeńca, który notorycznie tulił się do piersi obu rudych kobiet. No takim to tylko lobotomię, by poznać co w głowie siedzi. Z różnych miejsc spadali różni ludzie: kobiety, mężczyźni, koty...(?). Logika Steina była poprawna - klucze, które otrzymali pasują wszędzie, można było nim otworzyć wszystko co posiadało zamek... i tylko on jeden wszedł przez własną głowę. Ale pozostała kwestia pytania. Pytanie, które mogło dotyczyć wszystkiego. Można zapytać o numery na loterii, o esencję życia lub czym naprawdę jest magia! To były pytania ciążące na umyśle doktora Steina od lat. Ale nie zamierzał ich zadawać - chciał dość do odpowiedzi sam. W tym właśnie jest caly sens bycia naukowcem, w odtrącaniu odpowiedzi podanych na tacy. Mimo wszystko, pytanie musiało być zadane. Dobrze więc... jest jedno. -...Jaką mamy pewność, że wszyscy przeżyjemy ten Sąd...? - to było jego pytanie. Wprawdzie Towarzysze powiedzieli, że "nikt nie umrze", ale podczas sądzenia właśnie takich jak Stein różne rzeczy mogą się wydarzyć. Jego dusza do najczystszych nie należy.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 11:06
Okazało się, że kluczyk nie tylko nie był żartem, ale był...iście podejrzany, zważywszy na to, gdzie się dziewczyna znalazła - jakoś wątpiła by to miejsce znajdowało się w składziku posterunku Shirotsume...Tak czy inaczej, gdy tylko znalazła się w tym jakże niecodziennym miejscu, momentalnie poczuła odór krwi, a co najgorsze - rozpadających się ciał. Ugh...Mogliby tutaj używać jakiegoś odświeżacza, a nie tak gości witać. Swoją drogą dopiero po tym mogła uważniej przyjrzeć się otoczeniu. Białe...z kolumnami...rząd ław...O, i nawet Nanaya tutaj była! Kto by pomyślał, że tak szybko się spotkają? Naturalnie na towarzysza znajomej, również uwagę zwróciła, ale jakby nie patrzeć bardziej interesował ją sam fakt przybycia tutaj Byaku. Czyżby trafiła tutaj w podobny sposób? A może wie więcej niż się wydaje? Nagle przed nią pojawiła się...ona sama! Trzeba przyznać, iż to było zaskakujące. Zwłaszcza, iż paroma szczególikami druga Cole nieco różniła się od oryginału. Tak tak - krzyż przykuł wzrok radnej, a następnie skalpel...Chcąc nie chcąc od razu przypomniała sobie motel i to co musiała tam robić by przeżyć. Wspomnienie niezbyt miłe, ale jednak...no dobra, było to złe. Zabijanie jest be i w ogóle, ale w tamtych chwilach brązowowłosa myślała tylko o przeżyciu i dorwaniu pewnej osoby. Nie można, więc jej winić za to, że...nie odczuwała w tym swej winy. Robiła to w samoobronie i po prostu...czuła, że jej sumienie jest czyste - niestety...Naturalnie głos drugiej siebie, nie uszedł jej uwadze. Kurcze...kto to jest?! Ukryty mężczyzna? Czy można akurat jej odbicie ma dziwnie brzmiącą chrypkę? Pojawiło się jeszcze parę osób - w tym kilka o dziwo znanych radnej - a następnie usłyszała...no, nie swój głos, ale miała świadomość, iż sobowtór wyjaśnia sytuację. Tak...nietypową sytuację, która pod pewnymi względami była iście zastanawiająca. Eh...następnym razem chyba wyrzuci podejrzany klucz...Strażnicy widoczni tylko tym, którzy splamili się krwią, huh - w tym przypadku akurat nie miała wątpliwości do jakiej grupy należy...No nic, słuchała uważnie dalszych słów towarzysza, zastanawiając się od razu nad tym jakie może zadać pytanie. Oh, miała ich wiele, ale problemik polegał na tym, iż nie do końca wiedziała jak powinna się licytować ze swym odkupieniem. Co powinna postawić na szali? Łatwiej chyba byłoby licytować niepopełnione przez siebie grzechy, ale...skoro krew czuła i wiedziała co zrobiła w przeszłości to niespecjalnie zaliczała się raczej do takiej grupki...Tyle, że nie czuła też potrzeby odkupienia swych win - cały czas tłumaczyła sobie, że zrobiła to co musiała. Uh uh... - Dlaczego Rikkudo zakładał, że Melior będzie go szukać? Zapytałaby o Golden, ale teoretycznie znała odpowiedź na temat Anastazji, a nigdy nie kryła tego, że najbardziej interesuje się planami Rikka. Najchętniej zapytałaby o całą biografię, ale mogłoby to być zbyt obszerne...Poza tym pytane Nany było dość logiczne i trafione. Wszak osoba Baltazara była dość tajemnicza, a zdawał się naprawdę istotną personą - niekoniecznie stojącą w dobrym świetle, ale mieli jeszcze nie wybierać stron, więc cóż...Postanowiła skupić się na wampirzej rodzinie von Terksa...Naturalnie nie miała pewności, że Rikk wciąż myśli, iż Mel będzie go szukać, dlatego zapytała 'zakładał'. W końcu to, że tak myślał, nie znaczy, że tak się stanie lub dalej tak sądził, prawda? Pozostawała kwestia zapłaty...czy też raczej odkupienia. Myśląc o tym właśnie, myślała o osobach, które zabiła lub, które straciły życie przez nią i...tylko dwie jej na myśl przychodziły. No cóż...jeśli było ich więcej to widać pamięć nie najlepsza i nie zwróciła na nich zbytniej uwagi. Tak więc...może cząstka życia za życie? - Jako odkupienie stawiam...skrócenie mego życia o rok. Według siebie nie miała nic wartościowego - a przynajmniej nie takiego co by mogła oddać ot tak. Nawet skrócenie życia, poprzez zabranie jednego roku byłoby dla niej straszne - żyć z myślą, że na łożu śmierci może sobie przypomnieć ową chwilę i mieć świadomość, że mogłaby jeszcze przeżyć ten jeden wspaniały rok...Czy 1 to mało? Dla kogoś kto wrócił z przeszłości, tracąc już pięć lat to sam rok był cholernie drogim dla niej poświęceniem...ale cóż...Może akurat jej 'odkupienie' nie będzie wysoko i nie straci niczego?
Kerupī
Liczba postów : 40
Dołączył/a : 24/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 12:35
" Dlaczego spadam? Co się dzieje? - zdążył pomyśleć spadając z dużą szybkością. Po tym automatycznie przełączył się w tryb "kota" coby spaść na cztery łapki i nic sobie nie uszkodzić. To był odruch, każdy kot tak miał, przynajmniej tak Kerupi słyszał. No i zbliżał się już do podłoża w odpowiedniej pozycji, ale nic z tego. Wyrżnął w posadzkę tak, że prawie nic z niego nie zostało. - Nędzny koniec. Jestem tak beznadziejnym kotem, ze nie potrafię nawet na cztery łapy spaść porządnie... - powiedział przybity. Zaraz! Ten głos dotarł do jego uszu. Podniósł się... I nic mu nie było! Był taki jak wcześniej. Jakie szczęście, już niemal jego pyszczek z "Najsmutniejszy kot świata" rozpromienił się na "smutny kot". Ale coś sobie uświadomił. Skoro stał się morką plamą, a teraz znów był cały oznaczało to jedno, umarł. Umarł a teraz trafił... no właściwie nie wiadomo gdzie. Dookoła biała przestrzeń, jakieś trzy puste filary i sporo ludzi. Automatycznie podniósł łepek do góry słysząc jak ktoś o nim mówi dodając przy tym - Wybacz.. - już zrobił coś źle. Smutne srebrzyste oczy zatrzymały się na dziewczynie nad nim. " Anioł? Trafiłem do nieba?" - czy to rzeczywiście prawda? Chciał odsunąć się kawałek, żeby rzucić okiem na całą jej postać. Nic z tego. Właśnie został przygnieciony przez jakiegoś człowieczka ponownie zamieniając się w mokrą papkę. Żadna to przyjemność, a jemu oczywiście przytrafiło się już drugi raz tego samego dnia. Czyż nie jest on największym pechowcem na świecie? Jak tylko odzyskał swoją postać odskoczył coby go znowu to nie spotkało. Trzy razy byłoby za wiele. Może nawet by nie złożył się do kupy, w końcu mówi się do trzech razy sztuka nie? I trzeci raz byłby już tym ostatecznym. Chociaż mówi się też, że koty mają 9 żyć. Czyli wychodziłoby, że zostało mu jeszcze 7...
Ależ głupoty chodziły po głowie Kerupiego. I tak dziwną rzecz zastępowała jeszcze dziwniejsza. Na szczęście (nie)długo nadeszła wiadomość. Czyli jednak nie umarł, a trafił do jakiegoś sądu. Miał zadać pytanie a potem ma jeszcze licytować niepopełnione przez siebie grzechy. Się porobiło. Biedny kot chciał się tylko schować przed deszczem. A teraz nie wie co ma zrobić. Mętlik w głowie. Już chyba lepiej było umrzeć. Co dziwne czarny sierściuch chyba naprawdę tak myślał. Mniej byłoby problemów. Śmierć zakończyłaby w końcu jego smutny los. Ale nie, jego spotkało coś dziwnego. I co teraz? Warto może najpierw zapoznać się z tym "towarzyszem". - Ja jestem Kerupi aniołku... - przedstawił się smutno kiedy Gloria skończyła. Patrzył sobie na na tego swojego "towarzysza", który już na początku okazał niezadowolenie faktem jaki podopieczny mu się trafił. I zrobił coś z czym walczył od samego początku. Kicnął sobie w kierunku swojej opiekunki. Może kiedy usiądzie sobie na kolankach lewitującego anioła ten jego podły żywot wyda się odrobinę jaśniejszy, zobaczymy... Dobra, ale teraz to o czym Gloria mówiła. Pytanie. Jakie by tu pytanie mógł zadać? Nic mu nie przychodziło do głowy jeśli chodzi o to "właściwe" pytanie. Miał za to jedno do samego towarzysza. - Powiedz mi, czy każdy usłyszy odpowiedzi? Nawet jeśli nie on zadawał pytanie... - powiedział zadzierając łepek do góry, żeby nawiązać kontakt wzrokowy. Jego smutne srebrne oczka teraz nie były, aż tak smutne. Chyba siedzenie na kolanach anioła rzeczywiście poprawiało nastrój, przynajmniej tego kota. Wtedy zrobił głupią minę. Czy Gloria zdaje sobie sprawę, że pytanie miało być do niej, a nie do tych tajemniczych strażników? - To nie to pytanie! - rzucił nerwowo podniesionym głosem. Teraz już wiedział jakie pytanie powinien zadać. Tylko czy nie jest już za późno? Znów zadarł łepek. - Dlaczego zawsze jestem taki smutny i ponury chociaż tego nie chce? - to było "to" pytanie. Przez chwilę jeszcze patrzył na nią od dołu. I wtedy pojawiło się kolejne pytanie. Jak do diabła ma licytować niepopełnione przez siebie grzechy?! To dopiero zagadka. Weź tu bądź mądry. Nie mogąc wymyślić nic, i to zupełnie Karupi rzucił zdanie, które jako pierwsze zaświtało w jego małej główce. - Mogę zaproponować to czego mam w nadmiarze... Przygnębienie~ - kolejna bezsensowna wypowiedź ze strony kota. Przynajmniej w jego własnej ocenie. Ale w sumie co mógł ofiarować za niepopełnione grzechy? Zobaczymy jak ocenią je "strażnicy".
Ame
Liczba postów : 151
Dołączył/a : 18/05/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 14:37
I nagle pojawiła się w miejscu, w którym tak właściwie nie miała zamiaru się znaleźć. Myślała, że wejdzie do jakiegoś pokoju z mopami, lub domostwa, które znajdowało się nad cukiernią, a tu patrzcie znalazła się w miejscu, w którym tak właściwie nie chciała się znaleźć. Zagryzła dolną wargę. Szczerze, mówiąc miała inne plany. Leżenie całym dniem na kanapie byłoby dobre. Tani garnitur? Wywróciła oczami. Dla niej ktoś taki był szlachtą, ważną osobą, bo miał garnitur. W slumsach, nawet takiego taniego nikt nie posiadał. Zostawały tam, tylko głód, halucynacje z niedożywienia i śmierć. Lepsze wizje malowały się w bardziej krwawy, mroczny, lub biedny sposób. Zapach krwi był dziewczynie dobrze znany, więc starała się go mocno zignorować i po prostu olać. - Mówiłeś coś do mnie tchórzu, czy co? - nie za bardzo chciała z kimkolwiek rozmawiać, ale mus to mus. Jeżeli musi gadać to pogada od tak sobie por prostu. Chihaya wywróciła oczami i spojrzała się na kobiecy głos, który postanowił coś powiedzieć i jej rozkazywać. W sumie to rozkazywanie było w sumie dla niej ciekawe, interesujące. Nie wiedziała, co ma zrobić, więc kilka razy pomlaskała ustami. Nadęła swoje policzki, włosami zarzuciła do tyłu i spojrzała na swoja kopię. Wyglądała jak Chi, ale nią nie biła. Sama sobie nigdy by nie rozkazała bić kogoś bez powodu.Chwyciła się za boki i tak patrzyła się na samą siebie.. Szczerze, mówiąc wcześniej myślała, że jest bardziej chuda i ma trochę więcej w niektórych miejscach. - Po kijka mam tego gościa rozpierdolić, co? Może i jestem zUem, ale także leniem, więc nie chcę mi się.. - po co miałaś jakiemuś gostkowi wpierdolić? Może i jest zUem i jest ze slumsów, ale i tak bez powodu tego nie zrobi. Czekolada, pieniądze, fajeczki? W sumie... - Kim ten gościu, którego widziałam w kasynie nie chodzi o łysola, ani o jego towarzysza, o magów mi nie chodzi, tylko z kim walczyli?
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 17:02
- Przepraszam... - burknął tylko, gdy na kogoś wpadł. Najwyraźniej uznał, iż ktoś inny miał takie samo zadanie, co on więc przeszkadzać nie będzie, a skupi się na... - Za dużo hym... Mały Ja? Nie da się przecież za dużo... - stwierdził nieco naburmuszony, obracając głowę w kierunku osobnika z krzyżykiem na dłoni, obrzucając osobnika jakby wyrzutem. Pewnie... Pewnie zazdrosny, czy coś, o! - Jeśli chcesz, możesz się poczęstować... - to dodając ciut ciszej, pokiwał głową, podając kawałek maślanej bułeczki miniaturowemu sobie, niemalże całkiem ignorując póki co zapachy, czy słowa, włączając swoją świadomość po zjedzeniu drugiej dzierżonej połówki. - Hm? - mruknął tylko zdezorientowany natłokiem informacji, rozważając akurat opcje utrzymania owego mini siebie. Drogo by nie było raczej, a miałby kogoś z kim mógłby pogadać... Nie byłby sam... - Towarzysze? Więc będziecie nam towarzyszyć... - stwierdził, jakże błyskotliwie, planując już w myślach umiejscowienie łóżeczka i półki z naczyniami dla malucha i oczywiście chibi lodóweczki z mlekiem, by urósł! O i jeszcze taką miarkę przy ścianie by zaznaczać zmiany wzrostu, o! O! Ale... - Krew..? - dopiero teraz dorzucił krótkie stwierdzenie nieco pytającym tonem, czując zapach owej cieczy, ale... Ktoś był ranny? Komuś potrzebna była pomoc? Ktoś krwawił? Temu też blondasek rozgląda się za rannymi, bo pomoc rzecz ważna! Zaś znajome twarze raczej ignoruje... Po co ma się skupiać na nich... Po co? - Ej Mały Ja... Co robimy? Chcesz jeszcze trochę? Trzeba się bawić w te kroki? - to rzuciwszy podałby kolejny kawałek chibi na ramieniu, zastanawiając się o co mogło mu dokładniej chodzić, bo jak chce coś od niego to niech nie liczy, że ot tak odda mu coś innego jak odrobinę prowiantu. Tym się może podzielić, ale więcej coś... Raczej nie, chociaż... Może ewentualnie odda gorącą czekoladę, ale nic więcej i nic co w stu procentach jest jego częścią, czy jego personą i tyle, o!
Carlos
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 21/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 17:58
Carlos nie czekał widząc iż otwarte drzwi prowadzą w zgoła inne miejsce wkroczył do środka nabierając haust powietrza w płuca. Niestety błękitnooki nie postawił nawet kroku w pomieszczeniu w jakim się znalazł, a za to miał sklepienie sali na wyciągnięcie dłoni. Niestety sala ta nie była niska to blondyn pojawił się wysoko nad zgromadzonymi, a siła grawitacji przypomniała sobie o nim niechybnie. No cóż, co robi bohater podczas sromotnego upadku? Verno nie był w stanie zadać sobie tego pytania był zajęty wrzeszczeniem adekwatnym do sytuacji. Carlos spadł krótką chwilę po tym jak pojawił się w pomieszczeniu, a wszechobecne dźwięki zagłuszył trzask łamanego karku. Ból był chwilowy i chciał mu rozsadzić głowę. Jednak świata nie przysłoniła czarna mgła śmierci, zaś do nozdrzy mężczyzny dolatywał aromat kawy i przyjemna woń świeżego pieczywa. Verno podniósł się na równe nogi zaskoczony faktem iż nic mu nie jest, jakby zbudził się z koszmaru, zaś spod miejsca upadku odskoczył smoliście czarny kot o przepełnionych smutkiem oczach. -Wybacz malutki przyjacielu... Rzucił z przepraszającym uśmiechem lekko pochylając głowę w akcie skruchy. Mężczyzna przybrany w czarny frak rozejrzał się dookoła, tajemnicze kolumny, ławy i rozmaite osoby obojga płci. Jednak to co wywołało uśmiech na twarzy Carlosa to widok niejako samego siebie wpatrującego się bezczelnie w biust kobiety o szkarłatnych włosach. Jednak mimo tak zajmującej czynności był w pełni świadom pojawienia się blondyna składając dość intrygującą propozycje i przedstawiając się zarazem. -Cóż, nawet jeśli mnie pytasz to ewidentnie już swą zdobycz obrałeś, a dla mnie wybrałeś drugą kobietę. Odrzekł mu z lekkim uśmiechem, po czym przełożył swoją zdobną laskę do lewej dłoni, a prawą ułożył na ramieniu klona przyciągając go do siebie i szepcząc przy tym do ucha... -Dobrze, zdam się na Twój osąd i uznam iż ona jest mym kolejnym kluczem. Wyszeptał sądząc iż to wszystko jest grą, a zebrani tutaj są jej częścią niźli graczami jak i on. Blondyn zwrócił teraz wzrok w stronę wskazanej mu kobiety o bujnych kasztanowych włosach i niejako urzędowym stroju. Puścił on ramię sobowtóra i chciał już iść w stronę Colette ze stonowanym uśmiechem na ustach, gdy wstrzymał się jeszcze. Starał się możliwie jak najlepiej kątem oczu lustrować otoczenie, nie był pewny czy Ci ludzie choć próbują udawać normalnych. Jednak nie mógł teraz pokazać niepewności, nie chciał zrobić z siebie owcy zamkniętej z wilkami, tak więc i on będzie musiał pokazać pazurki. Wszelkie rozważania przerwał przekaz jaki wydobył się z ust klona jakoby ktoś zza sceny kontrolował go. Błękitnooki słuchał go i jednocześnie bacznie acz spokojnie spoglądał na kolejnych zgromadzonych by mieć pewność iż to nie jeden z nich używa tutaj magii by Serz mówił tym wymuszonym głosem. Strażnicy i splamienie krwią, sąd i licytacja, pytanie. Manipulujący Chwilą czarodziej zastanowił się głęboko nad znaczeniem każdego z nich i począł obserwować reakcję innych. W pierwszej kolejności szukał potwierdzenia w tym co było powiedziane, czyli o strażnikach. Tak, swoje pytania większość rzucała w stronę gdzie blondyn nic nie dostrzegał i to właśnie tam zaakceptował ich osoby. -Serz z tego co zrozumiałem jesteś moim towarzyszem i pomocnikiem, a wiec o pomoc Cię proszę... Tutaj czarodziej począł szeptać. -Bądź moimi oczami, nie tylko uszami. Chociaż może to dotrzeć do strażników, chce byś mi ich opisał i reakcję na poszczególne wypowiedzi. A jeśli tęczówki zejdą Ci w to samo miejsce to lustruj strażników chociaż kątem oka. Zakończył wspominając o zaobserwowanej przez Serza lubości do kobiecych kształtów i przypomniał sobie coś jeszcze, wszak nie wyglądało na to iż kobieta widziała jego klona... -Jeśli inni zgromadzeni Cię nie widzą to nie omieszkaj mi o tym powiedzieć. Liczę na Ciebie Serz. Wypowiedziawszy te słowa odwrócił się w stronę Colette, która właśnie oferowała rok swego życia.
Verno wolnym krokiem podszedł do kobiety, gdzie lekkim uśmiechem i błyskiem w oczach oddawał hołd jej urodzie. -Wybacz proszę Pani iż przerywam tą jakże owocną licytację wtrąceniem, ale czy rozsądne jest licytowanie roku swego istnienia? A co jeśli sądzący wybiorą rok Twych narodzin? Rzucił jakoby z malującą się troską, każdy rzucał hasła pozostawiające zbyt wiele miejsca do interpretacji. -Słyszałem o Pani, więc niejako nie jest mi Twoja osoba i Twój los obcy... Skłamał celowo, gdyż nie znał kobiety i musiał ograniczyć jej możliwość zbycia go na wstępie. Błękitne tęczówki niezmiennie wpatrywały się kobiecie w oczy, natomiast lekki uśmiech znikł ustępując powadze. -Pomóż mi, a odwdzięczę się z nawiązką, gdy zadam pytanie patrz na strażników, gdyż ja ich nie widzę... Zakończył lekkim uśmiechem i puszczeniem oczka kobiecie, czas było zacząć przedstawienie i wystawić samych strażników na próbę. Czy były to osoby w istocie decydujące o grzechu i odkupieniu? Czy może kryło się za tym coś innego, Verno postanowił zagrać ryzykowną kartą w tej grze. -Eghm! Eghm! Odchrząknął mając nadzieję zwrócić na siebie uwagę po czym skierował poważną minę w stronę gdzie sądził iż znajdują się strażnicy. -Na tym sądzie słyszeliśmy już wiele pytań i każde z nich z pewnością było istotne. Jednak ja zadam inne pytanie, gdzie... Gdzie znajduję się Czarny Mag Zeref! Ostatnie słowa wypowiedział z dobitną stanowczością, gdy stał przed radą sądzących aniołów rzucił im w twarz imieniem diabła. Mężczyzna zerknął kątem oka na Colette i uniósł swoją elegancką laskę w stronę gdzie podążały jej oczy. -Zaś ja Jarvis Baskervill oddaję grzech pod licytację taki jak zabójstwo. Rzucił na koniec jako osoba która nigdy nikogo nie zabiła, był jak niedowiarek rzucający wyzwanie fałszywym bogom. Zdawał sobie sprawę iż dla osób przed którymi stoi jest słaby i pełen niemocy, jednak jedną z najpotężniejszych broni człowieka od wieków były słowa. Carlos miał nadzieję teraz dowiedzieć się od Serza i Colette o wyniku swego hazardu, nie mniej jednak liczył na to iż jego tożsamość nie jest obrońcom do końca znana i dlatego podał fałszywe imię i nazwisko...
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Sąd Odważnych Wto Lip 02 2013, 18:22
-To dziwne- pomyślał Seth, wchodząc do dużej sali, pełnej dziwnych, lub znajomych ludzi. Wśród tych, których znał była Nanaya, Finnian i Colette, reszta była mu obca. Chwila… moment, czy Lamijczyk nie wychodził chwilę temu z kawiarni? Przecież tylko włożył klucz ze skrzynki pocztowej do drzwi kawiarni w Magnolii, a teraz jest… gdzieś? Nieważne, najważniejszym faktem było to, że espresso wypite przed wejściem tu pobudziło go na tyle, że miał siły, by działać.
-Piękne wejście jest mniej warte niż piękne wyjście, nieprawdaż, Seth?- odpowiedział swojemu klonowi z odwróconym krzyżem na ręce. Sethor zaciągnął się mocno powietrzem z tegoż pomieszczenia. -Uwielbiam zapach krwi i śmierci o poranku- pomyślał gorzko, oddychając już przez usta. Nie tolerował tego zapachu, nie pasował do jego samego. -Seth, czym Ty do cholery jesteś i gdzie ja jestem. I co ważniejsze: czemu tu jestem?- warknął przez zaciśnięte zęby Sethor, obserwując postaci dookoła w tej przedziwnej sali, przypominającej abstrakcyjną salę sądową. Mimo, że kolumny, znajdujące się tu były niemożliwe do ogarnięcia wzrokiem z takiej pozycji, mag lodu był wręcz pewien, że ktoś tam jest i obserwuje każdy ruch maga. Obserwował i każdy jego czyn, każde słowo, każdy ruch, ważył na szalkach, by później dopaść go i zamordować za jego błędy. Nagle mag usłyszał dźwięk jakby drewna, płonącego w ognisku. Najpierw cicho, później coraz głośniej, aż w końcu tak głośno, że mag zatkał sobie uszy. Nie pomogło mu to. -Kurwa- zaklął w myślach- jestem jakimś pierdolonym psycholem a to wszystko to pewnie jakiś sen albo inny szajs- zirytował się po raz pierwszy aż tak Sethor. Jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się aż tak klnąć, nawet w myślach. Po chwili jednak skarcił sam siebie. -Trochę kultury, Sethor, do jasnej Anielki- powiedział półszeptem, obserwując raz jeszcze salę sądową. Musiał się opanować i zignorować swoje lęki i halucynacje. Był przecież w sądzie… Hehe… Maga lodu bardzo ciekawiło, kto będzie sądzony, kto będzie sądzić i inne suche fakty, dotyczące sprawy stricte sądowej. Poważnym i lekko błyszczącym spojrzeniem, mag spojrzał w kierunku Nanayi i jakiejś rudej kobiety obok niej. Następnie zmierzył wzrokiem łachmaniarza w garniturze. Wydawali się odbiegać od reszty swoim wyglądem i swoją obecnością, jednak kto wie, może to też byli magowie. Ręce Sethora zaczęły się trząść. -To wszystko przez to espresso, to na pewno wina tej pieprzonej kawy- myślał, rwąc sobie włosy z głowy. Był rozbiegany i rozstrojony emocjonalnie, nie wiedział, co ma robić. Na szczęście, z transu szaleństwa wyrwał Setha jego Towarzysz-klon. Jacy strażnicy? Seth nie widział nikogo, kto by go obserwował… Nagle serce podleciało mu do gardła. -M-myślałem, że to halucynacje… że to moje urojenia- powiedział, a głos zaczął mu drżeć. To było zbyt dziwne, zbyt psychodeliczne, by było prawdziwe… Może po prostu Sethor wychodząc z kafeterii oberwał drzwiami w głowę i teraz jest w stanie omdlenia? Taak, to by było bardzo wygodne, jednak życie nie ma w zwyczaju upraszczać żadnych spraw. Mag Lamia Scale mógł zadać jakieś pytanie, a następnie licytować co? Odkupienie własnych win? W głowie Sethora przelatywały jak stop-klatki wydarzenia z jego życia. Te przyjemne, i te mniej. Jednak ciężko mu było uzmysłowić sobie, jakie grzechy popełnił. No dobrze, czasem przeklina, czasem brzydko myśli, jest ironiczny. Jednak… czy jego postępowanie winno zaprowadzić go do piekła? Później przypomniały mu się misje, które przeżył. Tam rozlał odrobinę krwi, jednak… czy to były grzechy? Czy to, co zrobił nie było słuszne? Po dziś dzień żył w przekonaniu, że postępuje prawidłowo i zgodnie z kodeksem moralnym. Teraz więc nastał czas chwilowej i w ekspresowym tempie zadumy… Jakie zadać pytanie? Co interesowało maga lodu? Może i nie było to jakieś super najmądrzejsze pytanie, jednak Sethora ciekawiło bardzo, jak wyglądać będzie koniec świata. Czy rzeczywiście „Nie hukiem, ale skomleniem” skończy się nasz świat? -Na czym polega, lub polegać będzie koniec świata, o którym wspominał Baltazar?- spytał głośnym i zdecydowanym głosem Sethor, prostując się i wyprężając klatkę piersiową. No, pierwsza część wypełniona, teraz musiał poświęcić coś, jako kaucję za odkupienie grzechów. Nad tym pomyślał i w sumie miał już ideę. -W zamian za grzechów odpuszczenie, chcę się pozb…chcę ofiarować moją fobię z Klasztoru Zori, a także halucynacje i przywidzenia, które prześladują mnie co i rusz- wypowiedział równie hardym głosem, po tym jednak milcząc. Nie miał już nic do powiedzenia, a to, co chciał ofiarować, było chyba lekkim kantowaniem. Cóż, warto spróbować, a nuż się uda. Może i to, co Sethor wymienił wcześniej było częścią jego samego, jednak, czy warto egzystować z takimi skazami na psychice? Toż to znamiona, których nie powstydziłby się niejeden zbłąkany pustelnik. A Sethor chciał żyć pełnią życia, jako poczciwy obywatel Fiore.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 00:00
MG
Gaius uśmiechnął się do Nanayi wymieniając z nią uprzejmości.-Niech będzie więc, Nanaya.-Skinął jej głową, widocznie zadowolony z partnerki jaka mu się trafiła... a może on jej? W sumie, co za różnica. Tak czy owak, nie tylko dziewczyna dostrzegła brak butów na swoich stopach bo Gaius też fakt ten zauważył, zaraz więc na jej małych stópkach pojawiły się skarpetki z palcami, w poziome, fioletowo białe pasy, i puchate paputki przypominające nieco małpki bez ogonów. Gaius zaś mrugnął do dziewczyny, nie kryjąc uśmiechu na swojej twarzy. Każdy może się czasem powygłupiać.-Ich to nie interesuje moja droga. To co ty sądzisz nie ma znaczenia, liczy się to co jest dobre dla systemu.-Odpowiedział na pierwsze pytanie dziewczyny.-Wynagrodzenie to rzecz którą stawiasz na szali, pobierają ją oczywiście od osób, na które pytania odpowiedzieli.-Powiedział, czekając na decyzję dziewczyny
Tymczasem Ayumu natrafił na przedziwnego rozmówcę. No a przynajmniej mówiącego w pewien nietypowy sposób. Sposób który mógł lecz nie musiał, utrudniać komunikację między tym dwojgiem. Odpowiedział więc mu w podobny sposób, co spowodowało powolne, mechaniczne niczym u lalki odwrócenie głowy tak by patrzeć prosto w oczy Ayumu, tylko teraz Desu miał twarz. Paciorkowate oczy, jak by narysowane kredką na białym płótnie i poruszające się usta, wyposażone w ostre jak u rekina kły, oczywiście całość wyglądała jak narysowana czarną kredką na kartce papieru i powołana do życia. Nawet była w 2D-Zbyt łatwo, pożreć-Wyszczerzył się z nieskrywaną satysfakcją.
Eros i Asthor od razu znaleźli wspólny język, zresztą, dziwnym by było, gdyby było inaczej, ale Asthor dzielący się kobietami? Niespotykane. Tak czy siak, widać że świetnie dogadywał się ze swoim towarzyszem. Po złożonej ofercie, na którą Eros nie zdążył i chyba nie zamierzał odpowiadać, twarz Asthora zanurzyła się w biuście rudej, co sprawiło że na czoło tej wystąpiła pulsująca żyłka, lewą ręką chwyciła Asthora za kołnierz a prawą zaczęła prać po twarzy z dużą siłą. Następnie zrzuciła go na ziemię i okopała, ze szczególnym okrucieństwem depcząc jego jaja.
Stein wydawał się zaciekawiony nie tylko obecną sytuacją ale też formą w jakiej dane było mu się tu pojawić. No i jeszcze Soddoma, tak jego towarzysz też go zainteresował. Tak czy owak, bardzo szybko postanowił wykorzystać swój twór, który nie odpowiedział od razu, chyba zastanawiając się nad odpowiedzią.-Teoretycznie było by to możliwe... albo raczej ja mógłbym to zrobić i opowiedzieć ci o efektach.-Powiedział po chwili, zapewne nie był to łatwy proces, dlatego przemyślenie tego trochę mu zajęło.
Colcia natomiast postanowiła całkowicie zignorować swojego towarzysza, widać jego twarz, a właściwie forma, przypominała jej o rzeczach o których kto wie, może nie chciała pamiętać? Tak czy owak postanowiła nie wdawać się w rozmowę ze swoją kopią.
-Może być i anioł, ale wolę Gloria...-Westchnęła dziewczyna, widząc miażdżonego Kerupiego. Kiedy kot już się pozbierał wpadł na genialny w swym mniemaniu pomysł, dlaczego by nie wskoczyć na Gloriowe kolanka. Dlatego jak postanowił tak zrobił, by przez nie przeleć i z plaskiem rozbić się na podłodze. Szczęście że nie bolało, ale lewitujące koty to chyba nie ta bajka.-Ja tak nie bardzo mam tu ciało, wiesz?-Westchnęła. Po czym chyba zużyła część swojej energii, tylko po to by pogłaskać Kerupiego. Chyba było jej go żal, a wszak był jej towarzyszem.-Tak, usłyszysz odpowiedzi, mimo że to nie ty pytałeś. Można by powiedzieć że to taki bonus za uczestnictwo.-Uśmiechnęła się pokrzepiająco do kota. Cóż, skoro trafił się jej emo kot, to trzeba go jakoś pokrzepić.
Chihaya w tym czasie postanowiła naskoczyć na chłopaka w garniturze.-N-nie jestem tchórzem... i nazywam się Ham Walls.-Wydukał odwracając wzrok i pokazując palcem na swoje kolana-A to jest Pineapple-Powiedział o czymś, czego w sumie tam nie było. Chyba chciał się zaprzyjaźnić.-Oj czy to ważne? Wkurwia nas to go zabij. Jezu z takim podejściem nic dziwnego że ci dupa rośnie. Niedługo będzie cię łatwiej obejść niż przeskoczyć.-Zaszydziła kopia Chihayi, ze swej partnerki.-Poza tym jak ich o coś pytasz, to coś oferuj, bo tak to ci nie odpowiedzą, a ja nie znam odpowiedzi.-Powiedziała, zakładając ręce na piersi.
Finny chyba nie bardzo chciał uczestniczyć w tej zabawie, czuł się nie pewnie, był zagubiony i jeszcze na dodatek jego towarzysz zabraniał mu jeść słodyczy. Jaki ten świat niesprawiedliwy! Kiedy jednak Finn podzielił się pokarmem ze swoim nowym kolegą, jego niechęć do tego typu wyrobów chyba nieco stopniała, bo z apetytem wgryzł się w podarek.-Nie musisz nic robić. Możesz jedynie słuchać... ale ominie cię własna wiedza. Jesteś tego pewien?-Spytał Finna z uwagą.
Miażdżenie kotów, z której strony by nie spojrzeć nie należało do czynności miłych. Takiej jednak czynności dopuścił się Carlos, chcący czy nie, przeprosił kota za swój czyn i zajął się czym innym. Mianowicie Serz'em który chyba przypadł mu do gustu. Niestety próba położenia dłoni na jego ramieniu poszła na marne, przelatując przez powietrze.-Nie zareagują. Oni rzadko reagują. Ale jeśli tego chcesz będę ich obserwował. Nie spodziewaj się jednak niczego wyjątkowego.-Stwierdził wzruszając ramionami.-I tak, reszta ani mnie nie widzi, ani nie słyszy. Jestem tu tylko dla ciebie.-Zasalutował i zajął się oglądaniem tyłka Colci, do której teraz podszedł jego "Szef".
Towarzysz Sethora zaczął masować swoje skronie słysząc podopiecznego i po westchnięciu mu odpowiedział.-To takie typowe, czy naprawdę tak ciężko przeczytać list, dołączony do klucza?-Na szczęście resztę wątpliwości załatwiła automatyczna sekretarka. Pozostały już tylko pytania.
I każdy je zadał. Każdy zadał swoje pytanie, każdy też wyłożył coś na szalę. Nic jednak się nie stało, widać, strażnicy myśleli.
Na tym jednak nie koniec bo np. taka Nanaya miała wciąż pytania do swojego towarzysza.-Mam dla ciebie dwie propozycje. Tak naprawdę ta gra ma prosty cel, pokazać waszą determinację do posiadania wiedzy lub... intelekt. Pierwsza forma to po prostu licytowanie jak największych stawek, lecz ciężko ocenić jak dana stawka prezentuje się w oczach strażników. Druga opcja to... jeśli wszyscy dadzą niskie stawki, lub nie dadzą ich wcale, nawet z niską stawką masz szansę wygrać.-Podpowiedział co nieco Nanayi, nie zdradzając jednak zbyt wiele.
-Życie Desu?-Zapytał przekrzywiając głowę i patrząc na Ayumu, nie będąc pewnym jak odpowiedzieć na to pytanie.-Taak... Desu poświęci życie...-Wysyczał z niebezpieczną nutką w głosie. Chyba propozycja Ayumu bardzo mu się spodobała bo na jego twarzy zakwitł jeszcze szerszy uśmiech niż wcześniej.
Tym czasem Asthor który zdążył się pozbierać po zostaniu workiem treningowym, poprosił towarzysza o frytki, które zaraz zostały przywołane, lądując obok zajętego piersiami Nanayi, Asthora. Cały kubełek, kilogram złocistych i smacznych frytek których zapach dostał się do nosa, najbliżej siedzących. Dziewczyna w golfie spojrzała na Asthora z pogardą, a Nanaya... Nanaya chyba była właśnie molestowana seksualnie.
Tymczasem Gloria westchnęła znajdując się przy kocie i znów włożyła nieco mocy w pogłaskanie go.-Słuchaj, musisz im zaproponować grzech którego jeszcze nie popełniłeś. To co zrobiłeś ty, na pewno ich nie zadowoli, postaraj się bardziej, dobrze?-Uśmiechnęła się ciepło do kota, zagrzewając go do dalszej walki.
Cisza nie trwała jednak w nieskończoność. Wszyscy usłyszeli głośny trzask, jakby łamanej gałęzi a następnie szelest.-Postanowione.-Powiedział głos, w głowach zebranych. Głos stary i nieprzyjemny. Chodź co ciekawe, głos ten zmieniał się z każdą sylabą. Widocznie strażnicy mogli zmieniać go wedle woli.-Nanayo Byakushitsune. Nie jesteś już członkinią Grimoire Heart i już nigdy nią nie zostaniesz. Jeśli bowiem dołączysz do tej gildii, umrzesz.-Oznajmił złowieszczy głos, a dziewczyna zawyła z bólu. Potwornego i przerażającego bólu, w powietrze uniósł się swąd palonej skóry a Nanaya wiła się na podłodze niczym larwa. Ból po chwili minął, a Asthor, mógł dostrzec, że ciuchy dziewczyny na plecach spłonęły, zaś między łopatkami, miała wypaloną sporą, okrągłą bliznę.-Baltazar chce dostać się do Wielkiej Halli z bardzo prostego powodu. Chce nas zabić i zniszczyć Wielką Hallę a razem z nią, wszystkie istniejące światy na każdej granicy pojmowania.-Powiedział, chociaż właściwie nie było wiadome, który z nich to mówi.-Jarvisie Baskervill-Imię wypowiedziane z pogardą.-I Colette Carter.-Dokończył mówić.-Spełnimy wasze prośby-I tak się stało. Przed Colette pojawiło się widmo Meliora a w dłoniach Carlosa sztylet. Nie ważne jak bardzo chłopak się opierał uniósł dłoń i umoczył ostrze w klatce piersiowej widmowego Mela, który wrzasnął, zapewne przez sen. Po chwili i widmo i ostrze zniknęły a Colette i Carlos odzyskali panowanie nad ciałami.-Splamiłeś swe ręce krwią niewinnego. A ty Carter, poświęciłaś Rok swego życia, a twym życiem był tamten chłopiec, który dzięki tobie będzie żył o rok krócej.-O tak, strażnicy niewątpliwie byli okrutni i nie przebierali w środkach. Kary, nie były lekkie. Chodź przy Nanayi i Colette, ta Carlosa była znacząco słabsza. Może dlatego że on popełnił grzech?-Zacznę od tego którego zwiecie czarnym Magiem Zerefem. Obecnie znajdziecie go w ruinach Crocus, ale spieszcie się... wkrótce stamtąd odejdzie.-Powiedział bez najmniejszego zawahania... jeden ze strażników.-Rikkudo, potomek Delosa, zakładał przybycie Meliora, ponieważ wywróżono mu spotkanie z Meliorem, który jest dużo potężniejszy niż ten dobrze mu znany. Rikkudo zakładał więc, że ten drugi Melior będzie go szukał. Ale jak to wy ludzie... i wampiry macie w zwyczaju, często się mylicie.-Powiedział z delikatną nutką pogardy w głosie. Tym samym strażnicy odpowiedzieli na zadane im pytania.
Czas na odpis: 04.07 godzina 00:00
Michael Stein
Liczba postów : 44
Dołączył/a : 28/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 00:39
-Musimy spróbować... - Stein zaczął odpowiadać Soddomie, ale nagle przerwano mu dość brutalnie i bez ostrzeżenia. W zamian jednak dowiedział się kilku ciekawych rzeczy. Że rudowłosa należała do Grimoire Heart, jednej z bardziej interesujących Steina gildii... później było kilka mało interesujących faktów, w tym doświadczenie morderstwa w świecie rzeczywistym. I Zeref... bardzo znane imię. To też było ciekawe, wiedzieć że żyje i się ukrywa. "Ciekawe czy to ciało jeszcze jest dobre do przeprowadzenia sekcji?" - przemknęło mu szybko przez myśl, ale zaraz skupił się na nieco ciekawszych wydarzeniach. Otóż dziewczyna z Grimoire Heart miała teraz wypaloną na plecach bliznę, zapewne w miejscu jej byłego znaku. Nieprzyjemny proces, to pewne, choć niezwykle interesujący. Z całą pewnością dziewczynie przydałoby się teraz chwilę odpoczynku i lekkie uśmierzenie bólu. Może nawet zgodzi się na sekcję~? -Idziemy, Soddoma - rzucił tylko Stein, zeskakując kilka schodów i doskoczył tuż to rudowłosej. -Nie wygląda to dobrze - stwierdził - Szybko się goi, ale ból pozostanie jeszcze dobrych kilka godzin... W międzyczasie, zerknął tylko po wszystkich zgromadzonych i na sekundę przeniósł wzrok na swojego Towarzysza. -"Soul Vision..." - zajrzał w duszę rudowłosej. Dopatrzył się osoby łagodnej, cierpliwej i bezkonfliktowej. Za to nieco głębiej ujrzął niewielki zalążek zaczepnej złośliwości. Chyba zachowywała się tak już nieco po zawarciu znajomości. Najciekawszą rzeczą, jaką Stein dostrzegł, był zaś ksztat jej duszy. Był to dosłownie obraz Słońca. Kula otoczona kolcami z której promieniowało światło i dało się wyczuć ciepło. Zdecydowanie warta większej uwagi.
Niestety, to była tylko częśc informacji. Można było uzyskać więcej, ale zapewne i ceny szły w górę. Ale dobrze, w notatkach Steina stworzyło się jedno pytanie. Pytanie o informację której nigdy nie znalazł. -Czym są Serca? - zapytał - Green Heart, Blue Heart... Golden Heart.... Czytałem o nich, choć nie znalazłem nic więcej na ten temat. Czym są? Jakie mają właściwości? Chyba zawarł sens pytania. Pozostała jeszcze stawka. Teraz może się okazać nieco ciężej, ale właśnie od tego jest nauka. Od poświęceń -Za odpowiedź oddam swoje lewe oko.
Ayumu
Liczba postów : 236
Dołączył/a : 27/12/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 01:39
Ayumu przyjrzał się nieco dokładniej zachowaniu swojego klona. Sposób w jaki artykułował słowa, jego ruchy, pewna mechaniczność w tym co mówił i robił, wszystko to podsuwało mu pod myśl tylko jedną ewentualność. Co jeśli ten cały towarzysz w jakiś sposób... był jego całkowitym przeciwieństwem? Przeciwieństwem, który dodatkowo czerpał garściami z życia Ayumu, z jego cech charakterystycznych, z jego wspomnień? Porównanie sobowtóra do lalki, praca nad którą została nagłe porzucona w kluczowej fazie tworzenia jej twarzy, oblicza, tak przecież walnego u każdej z lalek, było porównaniem, które w głowie blondyna zakwitło niemal od razu po tym, jak tylko zdołał przysłuchać się swojemu odbiciu nieco dłużej i dokładniej. Pal sześć licho, jeśli był jego faktycznym przeciwieństwem oznaczało to taką samą dawkę kłopotów jak i pożytku, a chłopak nie był w stanie powiedzieć czy taka sytuacja mu się podoba, czy raczej irytuje. Widzieć kogoś, kto wygląda jak ty (poza nieszczęsną twarzą), lecz zachowuje się inaczej nie był specjalnie przyjemny i poprawiający nastrój. Miał tylko nadzieję, że inni faktycznie nie widzą tej postaci i Ayumu rzeczywiście był jedynym, który mógł porozumieć się ze swoim "alter ego". Choć czy na pewno alter ego? A jeśli bliżej mu było do czegoś zdecydowanie bardziej... głębokiego i bliższego blondynowi?
Zostawmy to jednak na boku. Słowa Desu wyraźnie sugerowały, że nie żywi on szacunku do innych ludzi zebranych na sali, uważając ich za słabych i niewymagających przeciwników. Fakt, że z miejsca zakwalifikował ich on w ten sposób wydał się blondynowi nieco... naiwny? Przedwczesny? Sam nie był tego taki pewien. Nie znał tych ludzi, ale też nie wierzył, by pojawili się oni tu całkiem przypadkiem, ot, jak w jakiejś ulicznej łapance. Czy ich bytowanie tutaj miało jakiś głębszy sens, czy może wśród ogromnej masy ludzi ukryto jakąś ważną personę, niczym diamenty w błocie, tego chłopak nie wiedział. - Desu, wiesz cokolwiek o ludziach tutaj przebywających? Imiona, status społeczny, pozycja, biografie? - zapytał, znów szeptem, nie zamierzając zdradzać się ze swoimi pytaniami przed innymi ludźmi. - Potrafiłbyś przygotować mi szczegóły ich życia, na przykład w postaci... Bezpośredniego nasycenia informacjami mojego mózgu? - pytanie zadane było pół serio, pół żartem, choć zdawać by się mogło, że Ayumu rzadko kiedy żartował. Być może to jego instynkt dostosowawczy znów wchodził w grę i próbował przyporządkować go jakiejś konkretnej roli. Tego nawet sam on nie wiedział. Tak czy siak, pytać swojego towarzysza mógł o takie rzeczy do woli, bez konieczności uiszczania jakiejkolwiek zapłaty, dlatego postanowił zadać mu jeszcze kolejne pytania. - Przy okazji, jaką siłą dysponujesz? Fizyczną, mentalną? Ile możesz zrobić? I mówiąc życie miałem na myśli Twoje życie, nie moje - wyjaśnił chłopak, choć mina Desu zdawała się go bawić. Zwłaszcza te żeby wydawały się być takie fantastycznie użyteczne i przydatne...
Przyszły odpowiedzi, zapłaty zostały odebrane... Jedna ciekawsza od drugiej. Gdyby uczucia Ayumu mogły mówić za niego, prawdopodobnie cieszyłyby się teraz i uczestniczyły w przyjemnym dowcipkowaniu i wymienianiu opinii na temat tego, co było bardziej pocieszne, fizyczne cierpienie Nanayi, której zapłata była bardzo bolesna, czy może cierpienie Carter, która najwidoczniej zraniła jakiegoś chłopaka. Zdecydowanie bardziej interesowało go to, kto następny będzie poddany jakiemuś bolesnemu zabiegowi, niż odpowiedzi na pytania, udzielone przez te dziwne postacie, legitymujące się taką obszerną, niesamowitą wiedzą. Mówiły prawdę? Kto to wie? Nawet gdyby je o to zapytać, nikt nie byłby jednak pewny czy mówią prawdę czy znów kłamią. A chłopak jak nikt inny wiedział, że przecież kłamać było bardzo łatwo. Ale mniejsza z tymi kłamstwami, zabawnie było obserwować innych ludzi, którym najwyraźniej tak bardzo zależało na osiągnięciu jakiegoś konkretnego celu, kiedy jego własny pobyt tutaj sprowadzał się głównie do zwykłego, rutynowego "badania terenu". Musiał jednak zachować swoją publiczną twarz, więc...
- Zostań tu i poczekaj na mnie z odpowiedziami - powiedział do Desu... a następnie ruszył w kierunku Nanayi, mocno sponiewieranej przez los i pomógł jej wstać. Dokładnie tak, wysunął swoją rękę do niej i z nieco zaniepokojonym spojrzeniem przyjrzał się jej, starając się zrozumieć jak dokładnie ból transmitowany był w jej ciele. Zawsze go to ciekawiło, choć tym razem jego wyraz twarzy był szczerze... przerażony? Zniesmaczony? Przyklękając przy dziewczynie chłopak odwrócił się w kierunku dziwnych postaci i krzyknął. - Żadnych zabójstw tak? Żadnych śmierci, prawda?! I to nie jest pytanie! - starając się upewnić, czy to co spotkało Nanayę mogło skończyć się czymś gorszym niż tylko bólem. - Niech to szlag... - mruknął na głos do siebie - Wszystko w porządku? Dasz radę wstać? - zapytał, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że tak nie jest. Gdy tylko dziewczynie udało się podnieść na własne nogi z jego, czy też bez jego pomocy, chłopak spojrzał tylko na nią porozumiewawczo i wrócił do Desu, który, jeśli tylko miał zamiar go posłuchać, dopiero teraz miał udzielić mu odpowiedzi na tych kilka pytań które zadał.
A następnie chłopak zapytał prosto z mostu i tak samo postąpił z licytacją. Bez przedłużania i zbędnych mecyji, szybko i sprawnie, choć jego głos był nieco przybity.
- Najważniejsza osoba na świecie. Kto nią jest? Moja licytacja pozostaje taka sama - cała moja miłość na szali... - miłość nie mogła go więcej obchodzić co zeszłoroczny śnieg.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.