I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Sąd odważnych mieści się... no gdzieś na pewno, aczkolwiek ciężko stwierdzić gdzie. Ba, nawet jego rozmiaru nie można określić. jest to po prostu niczym nie skrępowana biała przestrzeń, po środku której znajdują się trzy filary. Przed nim zaś półkole tworzyły trzy rzędy ław. Najniższe miały 5m, każde następne były 5m wyżej. Oczywiście do każdych prowadziły schody. Same Filary miały 5m wysokości. Pierwszy rząd ław był 10m od filarów, każdy następny 5m dalej. W całym pomieszczeniu dało się słychać miarowy dźwięk chodzącego zegara... zabawne, bo nie było tu czasu. No i zegara ofc. Na dodatek w całym pomieszczeniu rozchodziły się dwa zapachy. Dla tych którzy kiedykolwiek doprowadzili innego człowieka do krwawienia, był to odór krwi i śmierci, a dla tych którzy nigdy nie splamili swych rąk krwią, był to zapach kawy i ciepłych bułeczek. Oni czuli też ciepło i delikatny wiaterek, chociaż go nie było. ~~ MG
Nieznaczny ruch głową, tyle starczyło. Kaszlnięcie wcale nie było głośne. Drzwi pojawiły się nagle, znikąd. Stukot obcasów, młodej damy niósł się echem. -Wali krwią. Kurwa mać.- Klnęła nie podobało się to im. -Jezus w mordę, czym wy jesteście- Wrzask też nie był czymś, czego oczekiwali. Zajęła miejsce. Mądrze. Znów otwarły się drzwi, tym razem nieco nad nimi. Biedak spadł. Jego krzyki... ah. Zabawnie wyglądają, gdy się na powrót składają. -Co... czy ja...?- Stękał, chyba był zdezorientowany. -Jesteśmy tu sami?- Spytał dziewczynę... ojej. -Pierdol się, spójrz na filary- Odwarknęła. Spojrzał ale nie widział. Uśmiech. Chyba lubił kawę. -Oh a to kto?- Wskazał na jednego z tych górnych. Oni też zostali zaproszeni. Nauczyciele. Krzyże. Odwróceni. Inne poziomy. Zaczynał się... sąd się zaczynał. Dwójka. Szkoda że trzeciego nie ma. Dwójka. To oznacza więcej pracy.
//Wybaczcie za dziwną formę posta, może kiedyś wyjaśnię, może sami rozkminicie. Reasumując. Od teraz macie 24h na użycie klucza, możecie to zrobić tylko raz, link do tematu wklejacie w temacie z eventem. Kto nie da rady, będzie mógł spróbować na nowo, po moim kolejnym poście jednakże... zasady użycia klucza, będą się zmieniać z każdym dniem, no i mogą się powtarzać.//
Czas na odpis: 02.07 godzina 00:00
Autor
Wiadomość
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 08:19
Prawdę mówiąc nieco był zaskoczona tym, że jeden z przybyłych jak ona zaczął rozmowę. Oh, nie widziała w tym nic złego, ale fakt faktem, swą 'licytację' miała inaczej na myśli i sądziła, że tak też dobrze słowa dobrała. - ...Dziękuję za troskę - zaczęła łagodnym i miłym tonem - Ale dlatego starałam się podkreślić, iż 'skrócić', a nie zabrać, więc...mam nadzieję jednak, iż ta kwestia będzie zrozumiała. Jakoś nie uśmiechało jej się tracić roku z dotychczasowego życia. Wszak trochę przeżyła i utrata czegokolwiek z tych dni byłaby na pewno na minus. Tym bardziej jak się pomyśli, że można było stracić rok urodzenia i w ogóle się nie urodzić dla świata...Ponownie zdziwiła się, gdy blondyn powiedział, że jakoby o niej słyszał. Czy była to prawda? Z drugiej strony...była radną i dała już parę wywiadów do gazety, więc...może to stąd wiedza? Może powinna go sprawdzić? Najłatwiej byłoby zapytać o imię, ale chcąc nie chcąc straż...oh, czy powiedział, że ich nie widzi? To może jednak da się sprawdzić? - Mogę pomóc... - potwierdziła uprzejmie - A skoro o mnie słyszałeś to pewnie wiesz jak mam na imię? Zapytała miło, obserwując tym razem reakcje Carlosa. Co się dziwić? Nie znała go, ale i pierwsze wrażenie złe nie było - wszak chciał pomóc. Aczkolwiek dobrze się dowiedzieć czy faktycznie prawdę mówił. W każdym razie nadeszła pierwsza chwila prawdy, w której to okazało się, że stawka Carter znalazła się w...no wygrani to raczej nie byli...powiedzmy, że w trójce, która dostała swoje odpowiedzi...i jakby brązowowłosa wiedziała co to będzie to by nigdy sobie tego nie zażyczyła...ale po kolei...Ku jej zdziwieniu, wydało się, iż Nanaya należy do GH. Właściwie prócz małego zaskoczenia, to na twarzy radnej nie było widać żadnych negatywnych emocji. Jakby nie patrzeć były towarzyszkami na misji, a skoro GH nic jej nie zrobiło do tej pory, to i nie miała względem nich jakiś negatywnych emocji, więc...nie zmieniła swego stosunku do Nany. Ba...bolało ją fizyczne cierpienie miodowłosej, która traciła właśnie swój znak. Uh...w dodatku jeśli faktycznie była zżyta ze swą gildią to brak powrotu do niej musiał być straszny...będą musiały później porozmawiać...Swoją drogą wydawało się, że 'sędziowie' specjalnie odpowiadali w taki sposób by zadać więcej pytań. No...przynajmniej Carter odniosła takie wrażenie, słysząc powód, dla którego Baltazar chce się tutaj dostać. Tak czy inaczej od razu chciała ruszyć do Nany i jej pomóc, ale w tejże chwili przyszła kolej na 'życzenia' jej oraz blondyna. Nie trzeba chyba mówić jak widok zjawy Meliora ją zaskoczył? Bo niby czemu się pojawił? Przecież nawet nie wspomniała o nim ani słowem...Widziała to...straszny widok, gdy nowy znajomy, zabija kogoś kogo się tyle zna...a ona nie mogła nawet tego powstrzymać! Oh, słyszała co Carlos oferował, ale nie sądziła, że przyjdzie to w taki sposób...Teoretycznie wiedziała, że nie odebrał życia, a rok, ale...rok...z życia Meliora, a nie jej...przecież...przecież to ona miała stracić rok...Widać było jak była wstrząśnięta tym co się stało. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że strażnicy tak to odczytali...von Terks należał do jej życia, ale...poświęcając tyle dni myślała o sobie, a nie...o nim...Jej oddech był szybszy, tak jakby za chwilę miała stracić powietrze...ręce się jej trzęsły i...zapewne, gdyby nie to, że jest na wrogim terenie to już by leżała na kolanach w rozpaczy po tym co zrobiła...ale nie! Co prawda dalej była w strasznym szoku, ale stała dzielnie na równych nogach - co w obecnej chwili było o wiele trudniejsze niż się wydawało...To okropne, ale w tym momencie wolałaby być na miejscu Nanayi - ból fizyczny nie zdawał się tak straszny jak zabranie bliskiej osobie cząstki życia... - Zabrałeś...jemu...rok życia... Niby powiedziała, że może Carlosowi zdradzać co się dzieje, ale w obecnej chwili tylko tyle zdołała wydusić...Swoją drogą, odpowiedź strażników chyba niespecjalnie była zadowalająca...przynajmniej nie warta, aż takiej ceny...Nie widziała dalej związku czemu Rikkudo sądził, że potężniejszy Mel będzie chciał go szukać...Może nie dotarło to do niej przez to co się stało? A może faktycznie było tak jak myślała? Zacisnęła pięści, przygryzając nieco wargi...Tak...z poczuciem winy, powoli pojawiała się złość, której starała się nie dopuścić tutaj do siebie...Swój wzrok po chwili zwróciła...ku samej sobie. Było chyba powiedziane, że 'towarzysze' mogą wszystko przekazywać itp., więc...mogą rozmawiać w myślach? ...Dlaczego nie zabrali mojego roku...Sądzisz...że powinnam mu powiedzieć? W obecnej chwili mogła zapytać o to tylko samą siebie. Co prawda wersja ze sztyletem i...innym głosem, zdecydowanie się różniła od Carter, ale przynajmniej pytanie było skierowane właśnie do towarzysza, a nie do tych co zabierają. Przy okazji upewni się czy mogą w ten sposób rozmawiać...A to czy skorzysta z rady sobowtóra - o ile taka nadejdzie - to już inna kwestie. Po prostu...przy swym aktualnym stanie, musiała kogoś zapytać o zdanie... W tej jednak turze, wydawało się, że nie zada kolejnego pytania. Oh...mogłaby bo i miała ich trochę, ale...jak znowu da wysoką stawkę, a strażnicy obrócą to tak okrutnie przeciw niej to...trudno powiedzieć jak długo by się trzymała. Tak więc...w tej kolejce postanowiła się wstrzymać i...dać sobie chwilę spokoju...
Kerupī
Liczba postów : 40
Dołączył/a : 24/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 11:28
Kiedy Carlos przeprosił Kerupiego ten tylko kiwnął głową i zrobił to co miał zrobić. Chociaż w sumie nie, nie zrobił bo było to niemożliwe. Jakiż to dramat był dla niego. Skiknał sobie w stronę swojego opiekuna, ale nie zatrzymał się na jej kolanach tylko przez nią przeniknął lądując na posadzce. Chociaż lepszym określeniem byłoby rozbicie niżeli lądowanie. Ciekawe co reszta myśli sobie o nim. Nie dość, że jakiś futrzak znalazł się między nimi to w dodatku co chwila rozbija się o podłogę. No i do tego gada. Może reszta nie słyszy go, albo nie rozumie bo ton jego głosu nie jest zbyt donośny, ale chyba zdają sobie sprawę, że jednak mówi. Ale jego w sumie nie interesowało zdanie innych. Zaraz podniósł łepek w stronę swojego opiekuna. - Ano. - potwierdził smutno. - Teraz wiem. - dodał, ale już nie wyglądał na przybitego. Na mordce wymalowało mu się zadowolenie. Taką uciechę wywołała u niego łapka Glorii głaskająca go po łepetynie (Czy gdzieś tam.) - Przepraszam... - odpowiedział, ale nie robił tak żałosnej miny jak można było się spodziewać. - Postaram się. - dokończył zadzierając łepek. Tym razem na mordce miał nawet trochę determinacji. Ale tylko trochę, reszta to znów ten smutek, który jakby mimowolnie malował się na jego pyszczku, oczach. Jakby nie miał w ogóle wpływu na to, że cały czas to uczucie do niego wracało. Po prostu nic nie mógł na to poradzić, był smutny i tyle. - Glorio, dlaczego wy nam pomagacie? Po co wam to? - zapytał nagle, bo cisza jaka zapanowała była nie do zniesienia.
Ale w końcu jeden z głosów przerwał tą ciszę. Kerupi słuchał sobie tego i ani trochę mu się to nie podobało. A jeszcze bardziej po chwili kiedy dziewczyna w ławeczce zaczęła krzyczeć. Straszne, doprawdy straszne. Ci "strażnicy" byli okropni, źli i w ogóle wszystko co najgorsze. Aż sierściuch zwątpił w to czy powinien dalej brać udział w tej grze. Ale musiał, powiedział że bardziej się postara, więc będzie musiał. Współczuł tej kobiecie, ale jeszcze bardziej tej na której pytanie odpowiedzieli potem. "Strażnicy" odebrali rok z życia ważnej dla niej osoby. To naprawdę okrutne. Kerupi zaciskając zęby czekał aż tamci skończą. W końcu powiedzieli co mieli do powiedzenia. Odpowiedzieli na pytania, ale one tylko namieszały w głowie Kerupiego zamiast coś w niej rozjaśnić. W końcu przyszła kolej na drugą turę. Wiedział jakie pytanie zadać, a raczej mniej więcej. Teraz wiedział, że musiał słowa dopierać rozsądnie. Najpierw układał wszystko w myślach. Wciąż po głowie chodził mu ten jego wieczny pesymizm, ale teraz zaczął też myśleć o swojej przeszłości. Być może dzięki poznaniu swojej historii dowie się więcej. Ale jak powinno brzmieć pytanie? I nie tylko to, ważniejsze było co powinien ofiarować. Nie chciał splamić rąk krwią jak chłopak, który go przygniótł. Więc co? Grzechy, grzechy... Może chciwość? Czy to wystarczy? Kerupi kiwnął głową, postanowił. - Chcę ofiarować tym "strażnikom" chciwość. - powiedział w kierunku Glorii. Nigdy nie był chciwy, nie pożądał więcej niżeli potrzebował. Patrzył na swojego Anioła pytająco. Czy teraz zrobił to dobrze? Czy dziewczyna przytaknie mu, uśmiechnie się? Kot przełknął ślinę głośno. Bardziej denerwował się jak zadać pytanie. Po kilku sekundach znów przemówił w stronę swojego opiekuna. - Jak mogę odkryć tajemnice dlaczego wciąż mam taki nastrój? - nie trzeba było pytać o jaki nastrój chodzi. Wciąż na mordce Kerupiego malował się smutek. - Czy ma to związek z moją przeszłością? - dodał jeszcze. Niby są to dwa pytania, ale jednak wydawało się Kerupiemu, że mają ze sobą związek. Są jakoś powiązane. I w istocie tak właśnie było, ale brak części wspomnień sprawiał, że zwyczajnie tego nie wiedział.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 12:41
Sethorowi średnio podobało się w tym całym sądzie. Na horyzoncie, tuż obok Nanayi, dostrzegł jakiegoś napalonego zboczeńca. No cóż, niektórzy wykorzystują fakt, iż nie da się tu umrzeć do zaspokojenia swoich pierwotnych rządz. Mag przewrócił oczyma. Czyli Strażnicy nie chcieli wziąć sobie fobii i przywidzeń Sethora? Taak, tego się właśnie spodziewał. Inni ofiarowali znacznie wyższe ceny, jak na przykład Nanaya, czy Colette. Ta pierwsza, co zszokowało chłopaka, poświęciła swą przynależność gildyjną, której jeszcze nigdy wcześniej nie wyjawiła. Sethor spojrzał na dziewczynę krzywym spojrzeniem. Czy ona rzeczywiście była członkinią Grimoire Heart? Mrocznej Gildii? Ale przecież… nigdy nie wydawała się być zła, Seth nie czuł mroku w jej sercu. Wręcz przeciwnie, czuł ciepło i światło, które kierowały grupę magów nawet w najciemniejszych zakątkach świata magicznego, które przyszło im zwiedzać. A druga ze znanych Sethorowi kobiet? Colette poświęciła rok życia swojej drugiej połówki- Meliora. To musiało być dla niej traumatyczne przeżycie, lecz nie było tu czasu na użalanie się nad nieścisłościami w cenach za informacje. Nie każdy był bogiem retoryki, nie każdy uświadomił to sobie.
Koniec końców, najwygodniej dla maga Lamia Scale było wtedy, gdy inni zadawali inteligentne pytania i dawali na szali coś cennego, co mogli docenić nawet Strażnicy. Wtedy i wilk syty, i owca cała. Gdzie wilkiem był oczywiście wysoki, patykowaty mag lodu z Lamia Scale. Spryt, którym wykazywał się póki co, zatrważał samego Sethora, zazwyczaj uważał się za totalnego głupka, który… no tak, głupi ma zawsze szczęście… Z jednej strony bycie nierozgarniętym człowiekiem jak mag lodu opłacało się- po prostu fortuna mu sprzyjała, z drugiej jednak, czasem warto by było ruszyć mózgiem, a nie głową. -Seth, chciałbym Cię zapytać, co grozi za niezadawanie żadnych, lub zadawanie głupich pytań, a także za oddawanie błahych rzeczy w zamian za odpuszczenie grzechów?- dopytał się na wszelki wypadek. W tej turze zada jeszcze jakieś w miarę normalne pytanie, jednak Sethor wolałby nie ryzykować niepotrzebnie. Jeśli inni mają aż taki głód wiedzy- proszę bardzo, niech oddadzą nawet swą płodność. Mag lodu postanowił przejść się po Sali, o ile to możliwe. W sumie jest to ciekawa sposobność, by poznać nowe osoby. Jak wiadomo, im więcej znajomości tym lepiej. Sethor wytężył wzrok. -Idź do kota, idź zjedz kota- usłyszał Sethor, choć nikt nic nie mówił. -Seth, odwal się, nie jestem jakimś skończonym dziwakiem, zresztą tu nie da się nikogo zabić- puknął się w czoło mag, jakby to było oczywiste. Wzrok Lamijczyka zatrzymał się dopiero na białowłosej dziewczynie, ubranej w czarną sukienkę, czarne zakolanówki i glany na nogach. -Hmm, przywidzeniem być nie może, przecież widzę ją tuż przed sobą- pomyślał, zatrzymując się na chwilę i spoglądając po sali. To jednak był Sąd, a nie jakieś miejsce dla zbłąkanych, samotnych duszyczek… Zaraz pewnie rozpocznie się kolejna tura pytań i odpowiedzi. Sethor postanowił jednak podejść do dziewczyny, póki miał chwilę czasu. -Witaj, jestem Sethor- powiedział, gdy znalazł się blisko niej. Mag nie mógł powiedzieć, że zakochał się w dziewczynie, jednak, jako mężczyzna, nie mógł zaprzeczyć, że ciałko miała ładne. Z Sethora był jednak taki amant jak z koziej dupy trąba, więc nawet nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu przeanalizował wzrokiem dziewczynę od stóp do głów. -Czy tylko ja nie jestem tu po to, by zadawać pytania?-spytał wzdychając ciężko i spoglądając na miejsce, w którym siedziała ruda kobieta i Nanaya. Po prostu nie miał pytań, nie chciał nic poświęcać, by zadać wymuszone pytanie, na które nie chciał znać odpowiedzi. -Mi wystarczy towarzystwo pięknych niewiast, a zwłaszcza takich, których serduszka potrzebują roztopienia i ocieplenia- dodał po krótkiej chwili, spoglądając już w oczy dziewczyny. Uśmiechał się ciepło, spoglądając na krótką sukienkę dziewczyny. To było genialne miejsce, nie można tu było umrzeć, więc każdy ruch, który w normalnym świecie skutkowałby walką na śmierć i życie, tu- Sethor wspomniał w umyśle wyczyny chłopaka obok Nanayi- może to skutkować co najwyżej chwilowym bólem, który nie niesie nic ze sobą. Sethor jednak taki nie był. -Dziiiwka- usłyszał dziwny, syczący głos za plecami Sethor. Czuł czyjąś palącą obecność dosłownie tuż za sobą. Mag jednak odgonił to coś gwałtownym ruchem ręką i skoncentrował się na tym, co powie dziewczyna, stojąca przed nim. Ale chwila, przypomniało mu się o zasadach sądu, teraz musiał zadać jakieś pytanie, dopiero po chwili mógł wrócić do białowłosej… -Moim pytaniem jest: jak możemy zapobiec końcowi świata, który ma być spowodowany przez Baltazara? A poświęcam… to samo, moją fobię z Klasztoru Zori i chorobę psychiczną, uzyskaną w Os Kelebrin- powiedział głośno, twarzą w kierunku rudowłosej kobiety. Nie wiedział czemu akurat w tamtą stronę, tak wydawało mu się prawidłowo. Po wypowiedzeniu swej kwestii, powrócił wzrokiem ku osobie, którą starał się poznać. Sethor jeszcze nie słyszał od niej ani słowa, ciekawił go charakter dziewczyny.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 16:09
Nie chciał uczestniczyć? Nie obchodziło go to? Miał wszystkich gdzieś? Pewnie tak, bo nie tym teraz miał się zająć... Płacą mu za wykonywanie policyjnych obowiązków, a ktoś kazał mu posegregować papiery i inne różne akta, a teraz... Miał się targować o to, by poznać odpowiedzi na pytania, które by zadał, ale... O co miałby się pytać? Jaki dojdzie nowy smak lodów w sezonie letnim? Jaki deser lodowy będzie najbardziej opłacalny, ażeby go kupić? Reszta zdawała się potrzebować odpowiedzi znacznie bardziej, a on... - Możliwe, że inni zadają pytania, na które chce poznać odpowiedzi, prawda? - rzucił blondasek, uśmiechając się do mini siebie, zastanawiając się, co takiego zamierza robić i... - W sumie... Masz na imię jak ja? A może inaczej? Hym? - spytał się po chwili, przekładając ludzika na dłonie, aby... Aby potem wsadzić go do kieszonki w kamizelce - no chyba, że protestował, bo nic na siłę - ale jeśli tam się znalazł, to taka kieszonka za duża nie jest, więc wystawać poza nią powinien, nie? W każdym bądź razie, czy się powiodło, czy też nie... - Czasem lepiej się po prostu nie mieszać... Pewnie nie znam tutaj nikogo... Nikogo przynajmniej tak naprawdę... - przerwał, przyglądając się miniaturce, a potem zaczerpując po prostu solidny wdech powietrza, po części ignorując zamieszanie jak wypalane plecy, czy inne perypetie, które widział, czy też nie. - Wiesz Mini Ja... Chciałbyś by obcy tobie ludzie słuchali twoich myśli, by znali odpowiedzi na to, co ciebie dręczy? Co jeśli wtedy zostałoby się odrzuconym przez resztę? Całkiem sam... - takie słowa mniej więcej kieruje zaniżonym tonem do swojej miniaturka, którego imię może już zna. Po co? Może musiał się komuś najzwyczajniej w świecie... pożalić? Bolał wyłącznie fakt zatajenia prawdy, bo przecież co by się stało jakby wiedział, nie? Przecież... Zresztą... Co jednak robi następnie? Podchodzi w kierunku radnej... Chyba ją znał najbardziej ze wszystkich, nie licząc siebie, jeśli... Jeśli znał siebie chociaż odrobinę. W międzyczasie podchodząc do Colette, podaje chibi wersji jedno z ciasteczek, a sam... Sam skupia się na wędrówce. Jak znajdzie się w pobliżu Colette, kładzie rękę na jej ramieniu i... - Wszystko w... w p-porządku pan...? Znaczy się Colette? - wydukał w sumie, zamiast zapytać się, zatrzymując się nieopodal dziewczyny, by... - Może chcesz..? - to powiedziawszy podsuwa w jej kierunku gorącą czekoladę, bo przecież taki napój potrafi pomagać ludzkości, prawda?! Potem zaczeka raczej na jej reakcje, siląc się na ignorowanie reszty osobników, ale... Czekając na kolejne odpowiedzi, kolejne pytania innych. Kolejny bieg zdarzeń. - Mały Ja... Może opowiesz mi coś więcej o sobie... To jest jeśli chcesz. Jakbyś chciał to możesz nawet... - tutaj urwał, nie będąc pewnym jak owy ludzik zareagowałby na propozycję "adopcji", a może raczej wspólnego zamieszkania, a dokładniej podzielenia się kosztami za czynsz, w zamian za pożywienie i inne te duperele. Plus... We dwoje raźniej, a taki maluch by się zmieścił! Normalnie zaczął już się rozmarzać na temat chibi łóżka, a także chibi lodóweczki dla Mini siebie, a w lodóweczce byłyby różne słodycze i... I inne rzeczy! Ale... Oby tylko nie czytał w myślach!
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 21:42
Asthor niestety nie odzyskał odpowiedzi na swe pytanie niestety. Stawka, którą zaproponował widocznie nie została uznana, nie wygrał tej licytacji. Jednak odzyskanie wspomnień nie było byle czym. Trzeba było spróbować jeszcze raz. Nie mógł jednak zrobić tego przy dziewczynie, której ciało właśnie badał, bo ta dowiedziałaby się, że podanie się za strażnika było zwykłą ściemą. Dlatego po dokładnym sprawdzeniu piersi dziewczyny postanowił się oddalić. - Wydaje się, że twoje piersi są okej. Dziękuję serdecznie za współpracę. Po tych słowach postanowił się oddalić. Oczywiście Nanaya wcale nie musiała dać tak po prostu odejść magowi. W tym wypadku jest gotowy do uników czy po prostu wzięcia nóg za pas. Szkoda, że nie działa zaklęcie przyśpieszenia, aby oddalić się jak najdalej od dziewczyny, gdyby taka sytuacja nastąpiła. Ale nie powinna móc atakować, bo w końcu to ja piszę pierwszy, a atak bez możliwości obrony grzeczny nie jest, prawda? Dobrze przynajmniej, że nie może tutaj zginąć. Przynajmniej w teorii, bo nie wiadomo ile w słowach zebranych tutaj istot było prawdy, a ile kłamstwa.
Po oddaleniu się na bezpieczną odległość [oby w jednym kawałku] Asthor postanowił przystąpić do drugiej próby licytacji. Powtarzam pytanie. Jakie wspomnienia utraciłem przenosząc się z mojego pierwotnego świata. Skoro ostatnio moja stawka nie wygrała tym razem stawiam... stawiam kubełek frytek! Nie ma to jak wykorzystywać system. Cóż mag błyskawic nie miał nic lepszego do postawienia. A kto wie jaką pokrętną logiką kierowali się tutejsi strażnicy.
Po zadaniu pytania i postawieniu na szali kubełka frytek chłopak udał się w stronę dziewczyny, której nie znał, a która również pojawiła się w tym dziwnym miejscu[Colette]. Idąc w stronę dziewczyny odezwał się do swojej chibi wersji. - Okej robimy tak Eros. Ty wpadasz niby przypadkiem do biustu tej dziewczyny, a ja niby w trosce o jej bezpieczeństwo wyjmuję Cię stamtąd. Potem powiemy, że był to zwykły przypadek, powinna uwierzyć. Dokładnie taki był plan. Eros wpada, czy wchodzi jakoś pod bluzeczkę dziewczyny Asthor podchodzi do niej pewnym krokiem, kiedy towarzysz jest jeszcze w staniku. - Wybacz zaraz go wyjmę to mój towarzysz, wpadł tam na pewno przez przypadek. Mag błyskawic oczywiście chwilę szuka towarzysza dokładnie dotykając całą powierzchnię piersi dziewczyny. Kiedy w końcu go znajdzie po kilku sekundach i dokładnym zmacaniu jej piersi wyjmuje go stamtąd. - Dziękuję za pomoc i przepraszam. To ja udam się już w swoją stronę. Przy okazji ... całkiem fajny biust Mówiąc ostatnie słowa uśmiecha się całkiem miło. Nie obleśnie, ale tak jakby właśnie powiedział jakiś komplement. W sumie to była taka pochwała. Potem udaje się gdzieś...
Ame
Liczba postów : 151
Dołączył/a : 18/05/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 22:36
Chłopacy w garniturze za zwyczaj byli sztywni i tym razem też tak było. Cóż dziewczyna stwierdziła, że jest tchórzem, bo jąka się jak małe dziecko, gdy zrobi coś czego nie powinno. Jakoś nie chciała zbytnio rozmawiać z tym człowiekiem. Już za nim nie przepadała, ale jakoś musiała kontynuować rozmowę. W końcu znalazła się w Sądzie Odważnych. Chociaż wcześniej się trochę zdziwiła.. Dopiero zauważyła Nanayę.. Która.. Już nie była członkiem GH? A jakiejś kobiecie odebrano jeden rok życie ukochanego. Sama nigdy o tym nie myślała, ale już jej współczuła. Widocznie dokładnie trzeba było mówić tutaj, tak żeby nie zostać za bardzo skrzywdzonym. - Chihaya. - skoro Ham Walls się przedstawił to ona też musiała. Chociaż twierdziła, że coś pada mu psychika.. A w sumie, czy on ma tą psychikę? Człowieczek wydał się jej dziwny, a może chory psychicznie. Sama jeszcze dokładnie nie wiedziała. - Ten twój kolega jest niewidzialny, czy to twoja zmarła dziewczyna?- raz na sto lat trzeba dorzucić trochę wredoty. Sama nie wiedziała, czy chciała o tym mówić i czy właściwie taki wypizdek mamuta miałby dziewczynę, ale cóż.. Każda potwora znajdzie swojego amatora. Niektórym może mógł się widać słodki, a jej wręcz odwrotnie. Nieśmiali chłopacy jakoś nie byli w guście dziewczyny. Chociaż w sumie pewnie fajnie takiego by się straszyło podpaleniem.. Już myślała, że nic bardziej jej nie zdenerwuje. A tu jeszcze ni z uja każą jej zabijać wypizdka mamuta.. Chciała go sobie postraszyć, a jakaś nędzna za pięć groszy jej kopia każe jej go zabijać. A pff.. Co właściwie sobie ona myśli. Raz, że jej się nie chcę, a dwa że jej się nie chcę. Proste, a zarazem takie trudne do pojęcia? Wątpię. Każdy powinien czasami pomyśleć jak leń. Bo lenistwo w porównaniu do pracy nie zabija.[<3] - Jak cię tak on wkurza to może sama go zabij Babciu?- coś jeszcze miała jej do powiedzenia? Naprawdę kobietka nie lubiła jak się ją naganiało do pracy jak ktoś sam mógł to zrobić.. Chyba, że ktoś jej za to zapłaci, a ta kopia raczej niczego jej nie oferuję. W końcu jest kopią. - Ahahaha, ciebie w takim razie też - na początku zaśmiała się entuzjastycznie, a potem powiedziała zimną prawdą. Ja to ja, ty to ty, kto jest głupi ja, czy ty? Tak właściwie ich rozmowa powinna wyglądać. Sama mogła go zatłuc, sam klon też będzie gruby. Zresztą dzieci slumsów zawsze były chudy. Białowłosa woli raczej spać, niż się opychać, więc nic złego raczej jej nie groziło. Taką miała nadzieję. Bo co? Jakoś mała, słodka loli wyskoczy i powie, że jest chudsza? Za to Chi by powiedziała, że ma większe cycki i loli będzie musiała być wtedy cicho. No i przylazł kolejny dziwak. Chociaż tym razem pewniejszy co już... Mruuu... Spodobało się dziewczynie. Wydawał się całkiem normalny w porównaniu do tej nędznej kopii i Hama z jego niewidzialną dziewczyną. Jeszcze się przedstawił. Sethor tak się zwał. Właściwie dosyć normalne imię. Jednak wydawało się dziewczynie, że coś z nim nie tak.. Ale pewnie to tylko przeczucie. - Chihaya - rzuciła od niechcenia.. Znów się musiała przedstawiać. Trochę jej to przeszkadzało. Było to irytujące. Po co komuś się właściwie przedstawiać? Samemu zawsze możesz sobie wymyślać mu jakieś przezwisko. Powiedźmy jednak by ustabilizować sytuacje, że wolała być Chi, niż na przykład jakąś Śnieżynką. Wywróciła oczami, słysząc kolejne słowa chłopaka. Nie podobało jej się to. Stanowczo. Jakiś podrywacz? Może i jest to w miarę słodkie, a za razem dzikie. Zmierzyła go wzrokiem. Cóż, nie był taki zły. Poprawiła swoją czarną sukienkę. - Tak więc jeszcze raz.. Kim ten gościu, którego widziałam w kasynie nie chodzi o łysola, ani o jego towarzysza, o magów mi nie chodzi, tylko z kim walczyli? Oddam za to moje lenistwo..
Carlos
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 21/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 23:04
Dziewczyna rzuciła niestety światło wątpliwości na to jakoby Carlos ją znał, ale i na to błękitnooki był gotów. Verno przysunął się bliżej i pochylił ku niej głowę tak, że jego podbródek zastygł nad jej głową. -Tak na prawdę nie nazywam się Jarvis Moja Droga, bacz na to czy chcesz zdradzić swe imię pośród tak wielu nieznajomych i splamionych czyjąś krwią... Nieśpiesznie przestrzegł ją szeptem i jednocześnie miał nadzieję odwieść ją od dociekania poprzez wzmożenia jej podejrzeń co do reszty zgromadzonych. Carlos odsunął się zaraz po tym, nie chciał jej speszyć, wiec zakończył na lekkim i ciepłym uśmiechu nie wiedząc do końca czyby zanadto nie przesadził. Verno nie wierzył iż ten sąd odpowie mu na pytanie o Zerefa, wszak zdawał się być personą bardziej tajemniczą i budzącą krew w żyłach niźli ten cały sąd. Wszystko jednak miało się zmienić, cały pogląd na sprawę Carlosa pękł jak dźwięk łamanej gałązki poprzedzający wszystko. Najpierw potwierdziły się obawy blondyna, gdy usłyszał imię szkarłatnowłosej kobiety i nazwę mrocznej gildii... Na twarzy blondyna malował się stoicki spokój, wiedział czym jest Grimoire Heart i wiedział dobrze iż los jaki spotkał tą kobietę ni jak się miał do ofiar tej gildii... Cóż za ironia, karą, czy nagrodą było wydalenie z gildii morderców? Na to pytanie jednak blondyn już sobie nie odpowiedział, gdyż padło imię Baltazara i jakoby stwierdzenie iż zniszczenie tego miejsca może unicestwić świat. Tego co usłyszał nie szło zignorować, gdyż pytanie o niego zadała jeszcze niedawno będącą członkinią Grimoire Heart.
Parę uderzeń serca potem począł się urzeczywistniać koszmar tej gry. Błękitnooki usłyszał swój pseudonim, a następnie imię kobiece, Colette Carter, miani to mogło należeć do jego towarzyszki rozmowy, albo do białowłosej niewiasty stojącej nieco dalej. Verno poczuł nagle iż jego ciało zesztywniało obróciwszy się bokiem do Collette, gdzie tuż pomiędzy nimi pojawił się młody mężczyzna.
W dłoni Manipulującego Chwilą pojawił się sztylet, zaś jego dłoń pewni za niego chwyciła i poczęła się unosić. Carlos nie mógł wiedzieć co się dzieje, jednak instynkt mu podpowiadał, że jak czegoś nie zrobi to zrani kogoś. Błękitnooki zamarł gdy sztylet wbił się w klatkę piersiową nieznajomego, patrzył na niego jak jednym wydechem ulatnia się życie.
Mężczyzna chwilę po tym zniknął jak i ostrze zbroczone krwią niewinnego, a jego ramiona bezwiednie opadły jak i głowa której twarz ukrył dłonią. Kolejny nastąpił szok jak usłyszał wzmiankę o Zerefie, był zaskoczony i zbity z tropu, gdy tak jak od niechcenia usłyszał o miejscu pobytu jednej z największych tajemnic i niebezpieczeństw tego świata. Mężczyzna spojrzał spomiędzy palców na Colette, była cała roztrzęsiona zaś Verno wziął głębszy oddech i przyjrzał się swojej dłoni. Kobieta wypowiedziała słowa wypełnione żalem, które ubodły dotkliwie mężczyznę i obarczyły poczuciem winy. Carlos przykląkł na jedno kolano tuż przed kobietą, po czym odsłonił twarz i troskę jaką na niej skrywał. -Choć na moich dłoniach nie widnieje krew Słodka Colette, to przysięgam iż poświęcę chociażby i życie by zadośćuczynić tej zbrodni. Wiem, że nie jest to żadne pocieszenie, ale z własnej woli nigdy nie zabiłbym niewinnego człowieka... Rzucił te słowa dość cicho by tylko on go słyszała, jednakże było czuć w nich niejako rozpacz i desperację. Jednak te uczucia odeszły wraz ze słowami, a przed myśli czarodzieja wrócił zdrowy rozsądek. Blondyn wstał spoważniał przeczesując sobie włosy prawą dłonią w której nie tak dawno temu trzymał sztylet. -Twój przyjaciel zapewne jest cały, sam przeżyłem własną śmierć jak i kot w tym pomieszczeniu. Wszak nie można tu nikogo zabić, ale z pewnością można zranić. Zresztą blondyn był pewien, gdyż nie zniknął delikatny i ciepły wiaterek i przyjemny zapach kawy, czy bułeczek. Oczywiście dalej nie widział strażników, ale nie było się temu co dziwić, by popełnić grzech przed samym sobą musiał zrobić to dobrowolnie. Owszem stał się grzesznikiem, przed zebranymi i strażnikami, ale nie przed samym sobą. Gra trwała w najlepsze, Verno ustąpił miejsca żywemu chłopakowi, który pośpieszył pomóc Colette. Cóż, błękitnooki był nieco zazdrosny o tego chłopaka, ale nic nie mógł poradzić, dla niej był obcym i to takim który będzie już zawsze jej się kojarzył z utratą bliskiej jej osoby. Dalej osoby zbierały się przy szkarłatnowłosej kobiecie, niczym sępy i dopiero wtedy błękitnooki począł jej współczuć. Oczywiście nie wszyscy tutaj musieli być źli, Colette, ten chłopak z gorącą czekoladą, czy chociażby kotek. Verno nagle odwrócił się w stronę kota i zauważył, że on mówi... W sumie blondyn już wcześniej zdawał się słyszeć słowa, ale jakoś to zbagatelizował.
Czujność Carlosa obudził człowiek który zmierzał w tę stronę od szkarłatnowłosej Nanayi, od razu było widać iż zmierzał ku Colette, więc Verno uznał go za kolejnego znajomego dziewczyny. Jednak to co zaczął wyczyniać nie spodobało mu się nic, a nic i zwrócił się ku niemu. Carlos próbuje położyć laskę na ramieniu Astora i odciągnąć go w tył, a jeśli ten zdążył już wymacać co chciał to zagradza mu swoją osobą odwrót. -Nie wydaje Ci się przyjacielu iż winny jesteś tej damie przeprosiny, a może i coś więcej? Ziemne spojrzenie uwieńczyło delikatne oparcie jednego końca laski na klatce piersiowej mężczyzny. Pozostało już tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń, Verno musiał powstrzymać się od dalszych działań wobec strażników. Uwierzył też swojemu towarzyszowi iż strażnicy są niewzruszeni, a odpowiedź którą uzyskał była nadspodziewanie cenna i to nawet jeśli Zeref właśnie odchodził stamtąd.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Sro Lip 03 2013, 23:10
Papucie, jakie dostała, przypadły jej do gustu. Plus nie było jej zimno w stopy. Przyjemne z pożytecznym, jak to mówią. Podziękowała skinieniem głowy za niespodziewany prezent. Tym zaskakującym gestem dowiedziała się o jeszcze jednej cesze swojego towarzysza - mógł naprawdę wiele. Pomimo wszelkich zapewnień o wielu możliwościach, nie wiedziała na jak wiele może sobie pozwolić. A widząc tak bezpośredni pokaz jego możliwości... Nie można było użyć magii. Nie można było umrzeć. Co nie znaczyło, że nie można walczyć, gdy zajdzie taka potrzeba. Wszak walka nie była tylko wymianą ciosów fizycznych. Jednak ważniejsze wydawały się następne słowa Gaiusa. System... Jakby spojrzeć na to z lekkim przymrużeniem oka Strażnicy byli urzędnikami. Bardzo rygorystycznymi urzędnikami, ślepo wierzących w sprawiedliwość i wartość systemu. Uśmiechnęła się krzywo. - Dziękuję za odpowiedzi... Ale mam jeszcze jedno pytanie... Czy trzeba pytać i licytować, czy można tez pozostać biernym obserwatorem? - Ciekawiło ją to. Prawie tak samo jak późniejsze obserwacje. Była tu czwarta, z tego co zdążyła zauważyć, ale ruda ani chłoptaś nie zadali swoich pytań. Natomiast cała reszta pytała otwarcie, ba, mówiła to, czym licytują! Wyglądało na to, że są inteligentniejsi od innych lub już kiedyś tu byli. Albo czekają na dogodna sytuację. Sama nie wiedziała. W każdym razie postanowiła zapytać. - Przepraszam panią, była tu pani kiedyś? - spytała uprzejmie rudą kobietę obok siebie, która skończyła już okładać blondyna klejącego się do kobiecych piersi. Należało mu się. Nie spodziewała się zupełnie, że niedługo sama będzie musiała zrobić powtórkę. Jak na razie analizowała to, co powiedział Gaius. Niskie stawki... Problem tyczył tych, którzy się nie odezwali, ale gdyby udało się przekonać innych... - Dziękuję, pomogłeś - zwróciła się do towarzysza i wtedy... Spojrzała lodowato na Asthora, który chyba uważał ją za niedorozwiniętą psychiczne, a do tego bezkarnie ją obmazywał. Strząsnęła jego ręce. - Czy ty uważasz mnie za idiotkę? - zapytała chłodno, ale też z doza niedowierzania, gotowa do każdego rodzaju samoobrony własnej. Tylko największy debil mógł wymyślić coś takiego. Głupota chyba wyżera mózgi. - Gaius, jest jakiś sposób, by ten koleś już mnie nie ruszył nawet placem? - zapytała, gotowa nawet przelać krew imbecyla, byle tylko się odczepił. Nie można umrzeć? Tym lepiej. Nie musiał umierać. Ciągły cykl narodzin i śmierci wypełniony bólem był satysfakcjonujący. Gorzej, jeśli nie dało się nic zrobić, co umożliwiłoby permanentne odizolowanie od natrętnego osobnika płci męskiej. Wtedy pozostaje po prostu próba zrzucenia go ze schodów. A nuż będzie miała odrobinę spokoju... Później przyszła ta... mało przyjemna część. Wysłuchała postanowienia Strażników. Nie będzie mogła już nigdy zostać członkiem GH? Nie do koń... Ból, jaki ją przeszedł, był nie do zniesienia. Nigdy nie wyobrażała sobie, że coś może tak potwornie boleć. Może dlatego, ze nigdy nie była palona żywcem... Świat dookoła przestał istnieć, a z jej ust wydobywały się wrzaski nie człowieka, a bestii. Skończyło się. Leżała i oddychała ciężko. Choć nic już nie bolało, wciąż pozostało widmo bólu, gdzieś tam, na granicy świadomości. Nawet nie wiedziała, kiedy złapała się za głowę. Powoli wracała jej zdolność myślenia, ale nie podnosiła się, słuchając dalszych słów Strażników. Kto... Kto był na tle głupi, by stawiać "zabójstwo" jako grzech?! przecież... Kto był takim desperatem, by chcieć mieć czyjąś krew na rękach? A do tego Colette... Och, co ona zrobiła komuś, kogo chyba kochała? Nie widziała komu, ale... Wciąż leżała na kamieniu. Skoro tak... Oddała jego życie za odpowiedź tak niepewną... Dlaczego Colette w ogóle uwierzyła Rikkudo? Oh, dlaczego? Tymczasem dwie, a może więcej osób, doskoczyło do niej. Jeden zaoferował pomoc, z której skorzystała. Jednak nie była w stanie jakoś bardziej nic powiedzieć. Albo nie chciała, bojąc się, jak będzie brzmiał jej głos. - Gaius, jest możliwość, byś przekazał wiadomość wszystkim zgromadzonym na sali? Nie mam siły, by używać głosu... - spytała, podnosząc się z ziemi dzięki Ayumu i patrząc na Strażników. Ich sędziów. Poprawiła spadający materiał i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Zastanawiała się, jak bardzo trzeba być pokręconym i potężnym, by stworzyć taką grę, z takimi zasadami i tak traktować tych, którzy są w stanie postawić na szali własne życie czy zdrowe zmysły na szali, tak protekcjonalnie. Nie podobało jej się to wszystko. Baltazar chciał ich zabić? Jeżeli zrobili coś równie okropnego jemu, jak Colette, nie dziwiła się. Gorzej jednak z drugą częścią "zniszczenia halli i wszystkich innych światów w związku z tym". O co tu naprawdę chodziło? - Mógłbyś zrobić coś z tuniką? - poprosiła staruszka, uśmiechając się przepraszająco za to, że go tak wykorzystuje. - Mógłbyś mi powiedzieć nieco o tej sytuacji z klasztoru Zori? Rozumiem, że Aren jest niebezpieczny, jednak to nie jest chyba wszystko, prawda? Każdy zadawał swoje pytania lub tez nie. Oko, miłość, chciwość, choroba, frytki, lenistwo... Nie wiedziała jedynie, co stawiali pierwsi przybysze. Gdyby spróbować na to spojrzeć w ten sposób, nikt nie oddawałby ani oka, ani miłości, gdyby były niezwykle ważne. Ryzyk-fizyk? Ale zanim to nastąpi i jest możliwość przekazania informacji do innych, Nanaya ją przekazuje: Jeżeli będziemy współpracować, każdy z nas ma szansę otrzymać odpowiedź na swoje pytanie. Trzy osoby w każdej turze mogą otrzymać odpowiedź, jeśli zadadzą pytanie i poświęcą coś o relatywnie niskiej cenie, jeśli nikt inny tego nie zrobi. W ten sposób każdy będzie mieć możliwość, by uzyskać odpowiedź na pytanie, które go nurtuje, nie poświęcając zbyt wiele... miłości, duszy... części ciała... Nie uważacie, ze to godziwy układ? Wierzcie lub nie. Nie zależy mi na tym, by was oszukiwać. Wystarczająco dużo straciłam. Gorzej jeśli się nie da. Nie miała jeszcze głosu, by coś takiego zrobić. Musiał poczekać. Zamiast tego ryzykowała dalej. Ciekawość, puzzle i głód ją do tego pchały. Zagryzła wargę. - Chyba trafił ci się desperat, Gaiusie - rzuciła cierpko, uśmiechając się do niego. - Ofiaruję wam słowo zori w zamian za odpowiedź. Co spowodowało, że Baltazar postanowił zniszczyć was, Wielką Hallę oraz wszystkie światy?
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 01:56
MG
/wstawiane za Dona
Stan Nanayi definitywnie wywołał lekkie zamieszanie, ludzie podchodzili i pomagali lub po prostu obserwowali, jak Stein. Tymczasem Ayumu podszedł do dziewczyny, wcześniej wypytując Desu o to i owo, kiedy jednak upewnił się, że nic jej nie jest, wrócił do towarzysza po odpowiedzi, których ten, o dziwo, mu udzieli pokazując łapskiem na ludzi w sali. -Colette Carter, Rada Magów, magia kart. Lamia Scale... - zawiesił się Desu wskazując na Steina - kotek. Sethor Fiberos, Lamia Scale, magia lodu. Finnian Jerome, Policja Magiczna, mag GD. Kagashimi Kagami, mag błyskawic. - Następnie wskazał na Chihaye na chwilę się zawieszając. - Grimoire Heart. - Kolejny był Carlos. - Magia czasu... - A następna Nanaya.- Byakushitsune Nanaya, mag światła. Ham Walls, mag gier. Eleonora Pitzwick, DHC, Mag ognia. - Zakończył wyliczankę, po czym przeszedł do wyjaśnienia ostatniej kwestii: -Desu umie dużo. - Prosto, zwięźle i na temat. Na wzmiankę o jego życiu tylko uśmiechnął się szerzej.
Colcia postanowiła w końcu porozmawiać z własnym klonem. Lepiej mieć do kogo gębę otworzyć i komu się wyżalić. - Oh, bo dla nich rok to nie wiele, to zaledwie kropla wody w oceanie życia, z którego zabrałaś znacznie więcej niż kroplę. Za to życie twej miłości, który jest częścią twojego życia... Ah, sama zdajesz sobie sprawę, że efekt był dużo większy - powiedział klon Colci z lekkim współczuciem na twarzy. Ale cóż, widocznie klon uważał, że Colcia zasłużyła na swój los.
Mały kot też chciał porozmawiać z duchem, miał bowiem do Glorii pytanie. Ta widocznie była zadowolona z walki ja kotek podjął z własnym smutkiem. -Niestety nie wolno nam rozmawiać na temat pracy, Kerupi - powiedziała ze smutkiem do kota. No cóż, ograniczenia, każdy jakieś miał.
Seth też się nie opierdzielał, nawet wybrał się na podryw, rozmawiając po drodze z Sethem. Ah te podobne imiona. -Oczywiście, że nic ci nie grozi. Jednakże jeśli w którejś rundzie nie padnie żadne pytanie, gra dobiegnie końca - oznajmił idąc za Sethem od niechcenia. Chyba nie był zadowolony z pracy z magiem lodu.
Finn podjął ożywioną konwersacje z małym sobą, zupełnie nie przejmując się gra, wszak inni mogą zadawać pytania a on tylko na tym skorzysta. - Nazywam się Fro i tak, inni mogą zadać takie pytania - powiedział spokojnie stworek, słuchając z uwaga słów Finna. Kiedy ten znów przemówił, stworek się zamyślił. - Po części masz rację, to twoje prywatne sprawy, z drugiej strony możesz stracić niepowtarzalną okazję na zadanie ważnych pytań. Co do drugiej kwestii... Strach przed odrzuceniem to normalna sprawa, ale też brak wiary w otaczających cię ludzi, a skoro im nie ufasz, to czy nie jesteś już samotny? Takie jest moje zdanie - odpowiedział Fro, dał też przełożyć się do kieszonki, skąd kontynuował: - Nie wolno nam rozmawiać o sprawach zawodowych, mały - Powiedział do Finna jak prawdziwy "twardziel" co w porównaniu z jego wzrostem zabrzmiało dość komicznie.
Tymczasem Asthor, który własnie obmacał Nanas, zbierał się od niej, nie przewidział jednak drobnego faktu - nagłego pieczenia odbytu. Dupa bolała go tak, jakby zapinała go w nią, cala afrykańska wioska. Przyczynę zawsze można usunąć, problem w tym, że tej Asthor nie znal. A dopóki nie znal przyczyny, nie mógł pozbyć się problemu i uczucia analnego rozdziewiczania.
Co tym czasem robiła białowłosa białogłowa? Ano rozmawiała z Hamem. Nie była to kulturalna rozmowa, chociaż to nie chłopak a dziewczyna, okazała się chamem. Walls spojrzał tylko na nią kontem oka i pozwolił sobie nie prowadzić dalszej konwersacji. Widać nie czul się tu dobrze. Co się dziwić, jak na razie wszyscy chłopaka wyzywali? Tym czasem Chihaya musiała rozmówić się jeszcze z sama sobą. Kiedy naśmiewała się z własnej kopii, ta wyszczerzyła się w niesamowicie szerokim uśmiechu a oryginalna Chihaya poczuła jak... Tyje! I nagle nie ważyła już 53 a 530kg. Sam tłuszcz, ze 4 podbródki, a jedyne co mogła to siedzieć. Widać pyskowanie towarzyszom nie kończyło się najlepiej, biedny Sethor za to własnie zaczął podrywać wieloryba. Po chwili efekt minął i Chihaya znów czuła się sobą. -Nie sraj wyżej niż możesz usiąść - wysyczała kopia Chi ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Widać nie każdy dogadywał się ze swoim klonem.
Także była członkini GH prowadziła ożywioną konwersacje z towarzyszem. Zresztą to właśnie ona maczała palce w dziwnych dolegliwościach Asthora, chociaż biedny chłopak o tym nie wiedział -Można tylko biernie obserwować - zapewnił Gaius. Podjęła też rozmowę z rudą dziewczyną. - Mów mi Eleonora. Jestem tu pierwszy raz, a ty? -Spytała patrząc na Nanayę z niewielkim zainteresowaniem, a kiedy ta zaczęła wić się z bólu, to przez twarz kobiety w golfie nie przemknął nawet grymas współczucia czy zainteresowania. Jak by los Nanayi był jej całkowicie obojętny. Kiedy dziewczyna doszła do siebie Gaius naprawił jej ciuchy. -Zboczeńcem się zająłem. Niestety nie mogę rozmawiać z reszta ludzi, o pracy też nie wolno mi mówić - powiedział przepraszająco.
Następnie wszyscy znów zaoferowali coś Strażnikom i poprosili o odpowiedzi na dręczące ich pytania. Po czym czekając na werdykt oddali się rożnym czynnościom. Do najważniejszych należały znów wyczyny Asthora, który mimo bólu dupy podszedł do Colci i nim ta zareagowała, złapał ja za piersi. Reakcja była natychmiastowa, kop w jaja tak silny, że Ast aż się zgiął, po czym Colcia chłopaka od siebie odepchnęła, odchodząc od niego. Carlos nawet nie zdążył zareagować i mógł tylko patrzeć z niedowierzaniem na zaradność kobiet. Mimo, że z dołem, nawet Colcia swoją godność miała.
I wtedy rozległy się glosy. Tym razem jednak brzmiały... A może brzmiał? Jak pękający lód, lub śnieg gnieciony ciężkimi butami. - Hamie Walls, tak jak obiecałeś, poświęcisz życia twych pacjentów. - I w tym momencie ukazała się wszystkim wizja szpitala, oddziału dziecięcego gdzie nagle szóstka małych, może 6 letnich dzieci, skonała. Wizja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a po twarzy Hama ciekły łzy. - Wasilij żyje i zaraża WDK z Romerum, zamierza stworzyć zupełnie nowego wirusa, znalazł już nawet katalizator. - Słysząc to chłopak pobladł i upadł zupełnie na duchu, łapiąc się za głowę z niedowierzania. Ale ciagle zostaly dwie osoby. - Nanaya Byakushitsune, utracisz więc ze swej pamięci słowo Zori, a razem z nim to, co sobą reprezentuje - zapomnisz Bahrę. I nawet gdy ktoś ci o nim przypomni, pamięć ta nie przetrwa w twym umyśle. - I jak powiedzieli, tak zrobili, sprawiając, że Nanaś zapomniała. - Powodem jest... Miłość. Baltazar zakochał się w kobiecie. Przestał nas słuchać, stal się zepsutym trybikiem przez błąd, jakim była ta kobieta. Dlatego ją zabiliśmy. Szukał jej jednak we wszystkich czasach, w każdym świecie. Za każdym razem ją zabijaliśmy. W pewnym momencie się poddał, ale my nie mogliśmy ryzykować. Niszczyliśmy wszystkie istniejące wersje tej kobiety. Wymazaliśmy błąd, a teraz pozostało naprawić lub usunąć niedziałający trybik. Bo system musi działać bezbłędnie - rzekł bez cienia emocji, przyznając się do jednej z najokrutniejszych rzeczy jakich mógł się dopuścić. Przyszła kolej na ostatniego. - Michaelu Stein nie ma cię tu osobiście. Twe ciało pozostało gdzieś indziej. Odpowiemy na twe pytanie, gdy tylko Soddoma je sprowadzi. - I Soddoma zniknął, tym samym kończąc druga rundę.
/Odpis do jutra 00:00, ale może się wydłużyć
Ayumu
Liczba postów : 236
Dołączył/a : 27/12/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 02:30
Haaaaah... Ayumi nie wiedział czy to jego pytanie było zbyt durne, czy może cena jaką oferował zapłacić była zbyt śmiesznie niska, by którakolwiek z osób zainteresowanych zwróciła na niego uwagę. Tak czy siak nie zamierzał rezygnować ze swojego pytania. Na ogół nie był aż tak upartym człowiekiem, ale ciekawiło go, ogromnie interesowało go kogo odpowiadający na pytania wskazaliby jako tego najważniejszego, kluczowego, istotnego dla losów świata. Kto mógł być tą osobą, od której wszystko zależało? Osobą, która miała zmienić świat? Ta osoba, być może jeszcze niekoniecznie świadoma swojej własnej wartości, momentalnie stałaby się celem blondyna, osobą, którą zechciałby poznać i zatrzymać przy sobie i być świadkiem ogromnej zmiany, jaką ta miała przynieść. Ciekawiło go to, och jak ogromnie ciekawiło. Jakie zmiany miały to być? Jakie roszady na mapie świata? Czy ten ktoś byłby w stanie tchnąć nowego ducha w zatęchłe, smutne i puste serca ludzkie na całym świecie? Czy ten ktoś byłby w stanie odmienić okrutne losy istot tytułujących się ludźmi, którymi Ayumu tak bardzo pogardzał, jednocześnie tak bardzo kochając? Chłopak tak bardzo chciał stać u boku tego kogoś, obserwować to wszystko i... dodać swoją własną cegiełkę do zmian. A może... im zapobiec? Oba wyjścia była interesujące. Ale póki co, nie miał w jaki sposób nawet za realizacją ich podążać mógł tylko... pytać.
A tymczasem kolejne rozdanie miało miejsce, kolejni ludzie płacili, a Desu opowiedział mu co nieco na temat osób tu zebranych. - Desu... gdybym Ci nakazał, potrafiłbyś zabić wszystkich ludzi w tej sali? Będąc w tej sali? Czy potrafiłbyś wyjść poza tę salę? Czy potrafiłbyś ich zabić poza salą? Desu, czy jesteś... mną? - zapytał mag, zainteresowany odpowiedziami jeszcze bardziej niż wcześniej. Desu mógł o wiele więcej niż myślał? Być może. Zainteresowany był jednak jak wiele potrafił. Jeśli Ayumu mógłby uczynić z Desu swojego kompana w świecie rzeczywistym... To byłoby zabawne. Mógłby uchodzić za jedną z jego laleczek w faktycznym świecie, jednocześnie będąc jego towarzyszem. Towarzyszem, któremu blondyn nie mógłby zaufać nawet na chwilę, innymi słowy towarzyszem idealnym. Zabawne jednak, co do kolejnych pytań i odpowiedzi, do których Ayumu niespecjalnie przykładał wagę, choć rejestrował je w swojej pamięci, ta dziewczyna... Nanaya? Ponownie osiągnęła swój cel i otrzymała zapłatę za pytania. Zaraz po wysłuchaniu odpowiedzi Desu, chłopak podszedł nieco bliżej do pechowej/szczęśliwej dziewczyny, nie mogąc wręcz darować sobie nie poczynienia pewnego komentarza. - Czy Ty naprawdę jesteś w stanie tyle poświęcić? Jak wiele jeszcze...? - zapytał, robiąc całkiem zbolałą minę, pokazując jak bardzo boli go trud dziewczyny, jak bardzo męczy go jej poświęcenie, jej ogromna chęć uzyskania odpowiedzi na pytania. To było straszne. Zabawne. Tak, to było śmieszne. Jego umysł krzyczał wręcz "jak wiele możesz jeszcze stracić, zanim całkowicie się złamiesz?", jego oblicze zachowywało jednak swój ubolewający wygląd. Okropne. Jak ona mogła sobie z tym wszystkim poradzić. - Nie lepiej żebyś odpoczęła trochę...? A przy okazji... - Ayumu musiał coś sprawdzić - Kim jest Bahra? - zapytał, chcąc przetestować faktyczną moc pytających. Jak odpowie mu dziewczyna?
Tak swoją drogą, Ayumu wcale nie ignorował innych ludzi na sali. Ot, zwyczajnie nie interesowali go oni w tym momencie tak bardzo jak umęczona kobiecina, która już kolejny raz otrzymywała swoją nagrodę. Blondyn po prostu czuł się idealnie w jej towarzystwie. Tak długo, jak tylko nie odgoniła go od siebie miał zamiar trzymać się jej w miarę blisko, ewentualnie odchodząc nieco na bok, gdy musiał zapytać o coś Desu. Co do pytań - nie nastąpiła żadna zmiana w jego intencjach.
- Powtórzę się kolejny raz - moja miłość, moje przyszłe uczucia do ukochanej, moja miłosna przyszłość za odpowiedź na pytanie "kto jest człowiekiem (!) najważniejszym na tym świecie, kto jest osobą, która zmieni świat, kto jest tym, który pchnie świat na inne tory?" - powtórzył się już kolejny raz chłopak. Tak, cały czas zadawał to samo pytanie, doskonale świadom tego, że został już dwukrotnie zignorowany. Bycie ignorowanym nie przeszkadzało mu jednak wcale. Odpowiedzi posłuchałby z chęcią, ale... mógł z nią poczekać. Nie wiedział ile potrwa licytacja, jak długo. Wiedział jednak, że może jeszcze trochę. Może więcej niż trochę. I może dane mu będzie w końcu skończyć swój blef i zaoferować lepszą cenę. Miłość? Haha. Błahostka.
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 09:34
Obmacywanie kobiet nie skończyło się dobrze dla maga błyskawic, ponieważ dość szybko poczuł jakby zaczęło go gwałcić stado murzynów. Stado murzynów, ewentualnie jedna Nanaya, ale o tym nie mógł wiedzieć. Czyżby, któryś z towarzyszy był pedałem? Ciężko to było stwierdzić, może Eros wie więcej, w końcu wygląda na mądrego jak sam Asthor. - Widzisz może za mną jakiegoś towarzysza, który dobiera się do **** moich pośladków? Wiesz skąd się to wzięło i możesz jakoś to przerwać? Z pewnością uczucie nie było przyjemne, ale w tej chwili mag nie miał nawet pojęcia co mógłby zrobić, aby bolało choć trochę mniej. Nie znał żadnej przyczyny, a tym samym nie mógł podjąć żadnych środków zaradczych przeciwko temu niemiłemu uczuciu.
Może i pomyślałby o Nanayi, ale wcześniej już wspomniane było, że w hali żadna magia nie działa. Na wszelki jednak wypadek postanowił sprawdzić prawdziwość tych słów i użył swojego PWM iskierka, aby nieco oświetlić pomieszczenie. Albo raczej sprawdzić czy słowa strażników o tym, że nie można tutaj używać magii są prawdziwe.
Jednak ból nie mógł być tak straszny skoro dał dalej radę chodzić i obmacywać dziewczyny. Potem poszedł molestować inną dziewczynę i dosyć szybko oberwał w jądra. Czyżby nie pomogła wymówka, że jego towarzysz wpadł przez przypadek do jej stanika? Skąd mogła wiedzieć, że to nie był przypadek? Jasnowidz. Tak czy inaczej chwilę później dostał potężne kopnięcie między nogi, przed którym nie miał żadnych szans się obronić, nawet wykorzystując swoje umiejętności walki wręcz. Dziewczyna była zbyt szybko i doświadczona w kopaniu w jądra. Zabolało tak, że mag błyskawic szybko opadł na ziemię chwytając się za swój najcenniejszy skarb. Jak można tak bez zahamowań kopać mężczyzn? Po chwili spojrzał w górę, aby coś powiedzieć, ale ujrzał wzrok dziewczyny, który mówił "Jeden krok, a udowodnię wszystkim tutaj, że jednak można zabić". Cóż Asthor może i był w jakimś stopniu idiotą, ale nawet zwierzę wiedziałoby, że w tej chwili lepiej nie podchodzić. Instynkt samozachowawczy Asthora postanowił nie próbować sprawdzać swoich przypuszczeń odnośnie tego spojrzenia. Dlatego podniósł się powoli z dalej bolącymi pośladkami. Musiał zadać po raz kolejny swoje pytanie i coś postawić. Przynajmniej początkowo chciał tak zrobić...
Jednak scena śmierci szóstki pacjentów oddziału dziecięcego musiała w jakimś stopniu zadziałać na każdego, kto miał choć odrobinę zdrowego rozsądku czy zahamowań. Być może mroczni magowie, którzy z pewnością tutaj byli, nie widzieli w tym nic złego, ale dla maga błyskawic, który mimo wszystko nie był czarnym charakterem musiała zadziałać pobudzająco. Mag błyskawic był naprawdę wkurzony i wstrząśnięty tym co zobaczył. Miał dalej patrzeć na śmierć niewinnych? Dość już tego, teraz nie licytowali już swoich rzeczy, ale zdrowie i życie zupełnie niewinnych osób. Asthor wiedział, że ceny za informacje są zbyt wysokie. Podszedł więc pewnym krokiem do niejakiego Hamie Wallsa i jednym silnym ruchem wymierzył mu cios w twarz. Asthor wziął potężny zamach, a następnie wystrzelił prawym sierpowym w szczękę przeciwnika. Przed uderzeniem nie powiedział nawet słowa. Niewiele obchodziło go to, że nie zabije drania na miejscu. Ważne, żeby poczuł ból, który jest tutaj realny o czym Asthor się już przekonał. - JAK MOGŁEŚ POŚWIĘCIĆ ICH ŻYCIA!! ŻYCIA MAŁYCH DZIECI, CO ONE CI ZROBIŁY DO CHOLERY! - mówił mag błyskawic chwytając prawdopodobnie lekarza za kołnierz - ONE CI UFAŁY ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ? JAK MOGŁEŚ POŚWIĘCIĆ COŚ CO NIE NALEŻAŁO TYLKO DO CIEBIE! MOŻE JA ZA ODZYSKANIE WSPOMNIEŃ POWINIENEM POŚWIĘCIĆ TWOJE ŻYCIE DO CHOLERY?! MASZ COŚ PRZECIWKO?! Mówiąc to Asthor miał zaciśnięte zęby, raz z powodu złości, a dwa z powodu bardzo nieprzyjemnego analu. Kiedy dwójka licytatorów poświęciła rok czyjegoś życia niespecjalnie ogarniał co się w ogóle stało. Teraz już wiedział, że strażnicy władają tutaj życiem i śmiercią. Nie mógł, nie potrafił dalej kontynuować tej gry. Wiedział, że strażnicy potrafią na opak interpretować stawki i zabierać nam to co najcenniejsze. Gra nie była warta świeczki. Jeszcze chwila i ktoś mógł poświęcić całą populację Fiore. Musiał jak najszybciej przerwać tą chorą grę w pseudosąd. Odpowiedzi może i były istotne, jego samego ciekawiła przeszłość, ale nie gdy stawką jest cudze życie. Musiał jak najszybciej to przerwać. - DALEJ CHCECIE BRAĆ UDZIAŁ W TYM SĄDZIE? - wykrzyknął chłopak, aby wszyscy go usłyszeli - NIE WIDZICIE JAK WYSOKIE SĄ STAWKI? NIE WIDZICIE, ŻE STRAŻNICY INTERPRETUJĄ NASZE SŁOWA NA OPAK I ZABIERAJĄ NAM TO CO NAJCENNIEJSZE? JA JUŻ NIE LICYTUJĘ, ALE CHCĘ ZOSTAĆ TUTAJ, ABY PRZYPILNOWAĆ BY NIKT WIĘCEJ NIC NIE LICYTOWAŁ! NIE CHCĘ PATRZEĆ NA KOLEJNE ŚMIERCI. A KTO DALEJ CHCE POŚWIĘCAĆ CZYJEŚ ŻYCIA BĘDZIE MIAŁ DO CZYNIENIA Z GORSZYM SĄDEM NIŻ TEN TUTAJ, Z MOIM SĄDEM. Kiedy mag błyskawic wypowiadał te słowa był naprawdę poważny i wkurzony. Jak mogli poświęcić, aż tyle. Teraz cieszył się, że żadne z jego pytań nie uzyskało odpowiedzi. Teraz chciał to przerwać nim zobaczy kolejną śmierć. Nie wiedział jak kolejne stawki zinterpretują strażnicy. Był jednak gotowy pokazać im, że z nim lepiej nie zadzierać. Co prawda nie można było tutaj zginąć, ale nadal można było pobić. Dlatego właśnie jeżeli ktokolwiek spróbuje po tych słowach dalej licytować i stawiać na szali czyjeś zdrowie i życie jest gotowy podbiec do tej osoby i po prostu przywalić jej w mordę prawym prostym jak najmocniej, aby wybić jak najwięcej ząbków. Oczywiście o ile usłyszy, że ktoś licytuje, albo usłyszy od strażników, kto wygrał licytację. Jak widać stara się to teraz jak najszybciej przerwać, nie chcąc ryzykować cudzych żyć. Stawki w tym sądzie były zbyt wysokie i mag błyskawic nie mógł pozwolić na jego kontynuację.
Asthor nie wiedział jednak jak naprawić wyrządzone krzywdy. Czy dało się cofnąć pytania? Spytał o to Erosa. - Eros jesteś ze mną? - zapytał towarzysza - Można jakoś cofnąć te pytania i sprawić, aby wszyscy odzyskali swoje życia? A nóż istnieje jakaś możliwość, chociaż teraz wydawało się, że można tylko zapobiegać kolejnym zbrodniom. Na razie chciał powstrzymać inne zebrane tutaj osoby. Potem chciał wziąć się za strażników.
W tym poście Asthor nikogo nie obmacuje.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 13:53
Przeżywasz sobie to co właśnie się stało, a wokół tyle się dalej dzieje...Była wdzięczna Finnianowi za próbę pocieszenia i zainteresowania jej złym samopoczuciem - naprawdę łagodne określenie - ale...Właściwie przyjęła gorącą czekoladę. Nie miała zamiaru jednak widać ciało pomyślałam, że gorący napój może pomoże jej przetrwać resztę tego strasznego sądu...Niestety podziękowała tylko kiwnięciem głowy, siląc się na uśmiech, który i tak nie wyszedł, więc...samo, delikatne kiwnięcie głowy musiało wystarczyć. Swoją drogą okazało się Jervis...nie ma tak na imię, ale cóż...Nie odpowiedział tym samym na test Carter, która jednak nie miała zamiaru w obecnej chwili tego drążyć. W końcu nie wydawał się złym człowiekiem...Nie obwiniała go o to co zrobił bo fakt faktem został do tego zmuszony. Tyle, że...ofiarował morderstwo...uh...sama nie wiedziała co powinna o tym myśleć... - Zapewne... Potwierdziła słowa Carlosa o tym jakoby Melior był cały bo przecież znała odpowiedź - wszak zabrano mu rok życia, a nie życie...Eh, chciałaby się cieszyć takim myśleniem, ale rok to też sporo i to ona się do tego przyczyniła. Jak widać obwiniała tylko i wyłącznie siebie, więc nie uważała by blondyn musiał się tłumaczyć. Jej wyraz twarzy wciąż był zamyślony i przygnębiony, więc tym bardziej nie wyrażał czegoś takiego jak pogarda, którą wykazywała jedynie względem swej osoby. No...do czasu... Nadszedł bowiem typ co wcześniej macał Nanayę...zapewne zauważyłaby go wcześniej i nie dopuściła do tego co miało nadejść, ale niestety...kto by się spodziewał, że znajdują się na tej sali osoby tak bez serca by macać kogoś w stanie prawi-depresji?! Może i do jej uszy dotarły niby wyjaśnienia chłopaka, ale wyjaśnieniami wcale nie były! Wszak nie widzieli oni towarzyszy innych osób, więc nawet jeśli nie kłamał to...nic go nie usprawiedliwiało! Zwłaszcza, że jeśli maca się kogoś w rozerwanym stanie psychicznym to należy liczyć się z konsekwencjami - bo chyba nie sądził, że wolno sobie dotykać kogoś przygnębionego, gdyż osóbka taka nic nie zrobi? Jak tak myślał to był w błędzie...Tak - reakcja ze strony brązowowłosej była natychmiastowa, przez co napastnikowi dostał się kop w krocze. Dobrze, że założyła takie buty, od których na pewno go trochę poboli...Co się dziwić? Ten facet dał jej idealną okazję do tego by się wyładować, a poza tym...to, że jest w takim przygnębiającym stanie, nie znaczy, że nie będzie się bronić przed czymś takim. Niech się cieszy, że mu jeszcze nie wylała gorącej czekolady w bolące miejsce... - ...Dziękuję. Nie, te słowa na pewno nie były skierowane do leżącego. Były skierowane oczywiście ku Carlosowi i Finniemy. Jakby nie patrzeć, oboje chcieli ją pocieszyć, a ona tym krótkim słowem, miała nadzieję, iż wyraziła to, że...nie obwinia o nic nie-Jervisa. Mimo wszystko przysłuchiwała się kolejnym licytacjom, a tym bardziej werdyktowi 'sędziów', który ponownie pokazał jak są okrutni...Nie pochwalała tego co się stało ani trochę...Zdziwiła się jednak nieco, słysząc odpowiedź dotyczącą Baltazara. No...zdawało się, że w jakimś tam stopniu potrafiła go zrozumieć. Gdyby była na jego miejscu...postąpiłaby inaczej? Oh, nie chciała aby ktoś taki zniszczył ich świat, ale...jak ona zachowałaby się będą w podobnej sytuacji? Zapewne zrobiłaby wszystko by odzyskać ukochaną osobę, albo...zemściłaby się na winnych, uh... Owszem był większy efekt... - wróciła do rozmowy ze swym towarzyszem - Nie zechcesz mi poradzić czy powinien o tym wiedzieć? Nie przejmowała się tym czy sobowtór mógł uważać, iż takie odkupienie należało się radnej - kara była straszna, więc i nie miała zamiaru obwiniać klona za jego inne myślenie. No, ale z drugiej strony nie dostała odpowiedzi na drugie pytanie, więc...jak widać pojawiło się ponownie...Jeśli tym razem pojawi się sugestia to prawda...może nie skorzysta, ale jednak...po prostu jakoś chciała usłyszeć zdanie kogoś na ten temat...Zwłaszcza jeśli ten ktoś wyglądał jak ona - z małymi różnicami. W tej kolejce również odpuściła pytanie...miała je, ale obawiała się stracić znów coś ważnego...O dziwo zbrodniarz, który wcześniej molestował tutejsze dziewczyny uniósł się bardzo - co nawet może i zrozumiałe by było, ale niestety...W tejże chwili Carter nie odezwała się nawet słowem, nie mając zamiaru...no, po prostu się nie odezwała i tyle.
Carlos
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 21/06/2013
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 19:15
Carlos uczuł ulgę, gdy kobieta z trudem podziękowała dwojgu blondynom. -Gdy smutku i żalu nie ma dość, gdy pustkę w sercu pokrywa tylko złość, wtedy... Pamiętaj, czasu nie cofniesz, życia nie zwrócisz, kochaj więc jakby każdy dzień był początkiem ostatniego roku.. Blondyn zadeklamował dziewczynie jakoby w podzięce za jej słowo, być może nie miał wyczucia, ale przelał zwyczajnie swe myśli i uczucia w słowa by pędziły niczym wiatr...
Wracając do rozważań nie wierzył jednak sędziom i skutkom licytacji, a przynajmniej usilnie starał się temu wszystkiemu zaprzeczyć. Zresztą mógł to czynić bardziej od innych, wszak z tego co zrozumiał z pytań wielu było zamieszanych w losy świata. Ostatecznie błękitnooki ubolewał z braku wiedzy z jaką inni tutaj przybyli, a właśnie niby w imię wiedzy tutaj się znaleźli. Wzrokiem Manipulujący Chwilą odszukał swego towarzysza, który jak zwykle nie krył swego zainteresowania płcią przeciwną. Cóż, jako dżentelmen był w obowiązku pouczyć sobowtóra i zabronić tego typu zachowań, ale jednocześnie nie czynił nikomu krzywdy, gdyż go nie widziano. -Serz... Wyszeptał jednym tchem, jakby to imię było sapnięciem gdy podszedł ku towarzyszowi. -Mam do Ciebie prośbę tym razem, potrzebuję informacji. Ciągnął swój szept mając przy tym pochyloną głowę, ale nagle urwał i zastanowił się. Wszak inni też mieli swoich towarzyszy, nawet Colette której imię zdradzili mu sami strażnicy. Istniało ryzyko iż któryś stoi przy nim i strzyże uszy jak to mawiają, a blondyn nawet by o ty nie wiedział. -Jeśli, któryś z kompanów będzie nas podsłuchiwał nie zapomnij dać mi o tym znać... Rzucił już nieco głośniej i z lekką irytacją przywołując sobie na myśl sobowtóra którejś z kobiet jak to razem z Serzem radzili, którą niewiastę zaczepić. -Inni Cię nie widzą, a Ty jesteś niematerialny, więc jeśli odpowiednio wsadzisz głowę to ujrzysz nawet to co pod ubraniami... Verno kontynuował zdawać by się mogło coraz ciszej i ciszej nie wierząc do końca co on właściwie mówi. -Znak gildii, jesteś w stanie go zobaczyć, jak i inicjały na bieliźnie... Krótko mówiąc dowiedz się jak najwięcej o zebranych... Miana, gildie... Ale takie informacje jak wymiary zachowaj dla siebie... Zakończył spoglądając z uśmiechem na Serz'a i właśnie po tym ponownie usłyszeli dziwny dźwięk poprzedzający tragedię i informację. Jednak tego Carlos nie mógł się spodziewać i doprawdy nie chciał w to wierzyć, a jednak sam poczuł jak wzbierają w nim emocje, rozpacz, bezsilność złość. Blondyn ciężko oddychał słuchając kolejnych informacji o jakichś wirusach, o powodach Baltazara... Usłyszał hasło Zori, chociaż nic mu ono nie mówiło to miał wrażenie iż jest to coś istotnego i właśnie to utraciła kobieta... Carlos zawahał się teraz, a co jeśli to była prawda? Jeśli w ciągu ostatniego roku życia drogiemu Colette on pojawi się z dnia dzisiejszego i zada śmiertelny cios? Co jeśli pewnego dnia w dłoni blondyna pojawi się zakrwawione ostrze, które już wtedy nie zniknie? Z mętliku i narastających wątpliwości wyrwał go dopiero Asthor o którym chciało by się rzec, mag z jajami, ale po ostatnim wypadku i to nie mogło być pewne. Manipulujący Chwila wykorzystał nawoływanie do rozsądku by powrócić do zdrowego myślenia. I nagle w jego głowie wymalowała się teoria, teoria za którą postanowił spróbować złapać, nawet jeśliby była zgoła błędna to dawała nadzieję. Carlos Verno podszedł pewnym krokiem ku Asthorowi, nie wiedział czy zaraz nie wywiążę się tam bójka. -Jaki to sąd jest gorszy od obecnego, chyba nie zamierzasz grozić naszym bliskim? Rzucił mierzwiąc dłonią swoje włosy i u końca zdania skierować oskarżycielsko laskę w kierunku czarodzieja błyskawic. Cóż, niejako Verno chciał wymierzyć lekką karę za zboczoną stronę Asthora, ale to tylko kropka nad i, wszak swoje już odcierpiał i Verno opuścił elegancką podporę. -Żartuję przyjacielu, jednak gniew Ci tutaj nie pomoże... Popieram Cię, jednak w dalszym Ciągu nie zgadzam się z tym wszystkim. Verno tutaj rozejrzał się po zgromadzonych i zwrócił się do nich. -Po co nas tutaj zgromadzono? Jak myślicie? Ja osobiście uważam iż nie przypadkowo każdy z nas się tutaj zjawił. Każdy ma rolę do odegrania w tym teatrze i być może ja właśnie odgrywam własną. Tak jak przed chwilą ktoś powiedział głośno coś co powinniśmy usłyszeć, odegrał swoją rolę. Verno tutaj przerwał i nabrał delikatnie powietrza w płuca zbierając przy tym myśli, po czym kontynuował. -Moim zdaniem nie bez przyczyny usłyszeliśmy miano jakim jest Baltazar i nie bez przyczyny za informację o nim trzeba było zapłacić. Ból i utrata znaku mrocznej gildii jak i niektórych wspomnień są moim zdaniem jak najbardziej symbolem odkupienia Nanayi Byakushitsune... Co do pozostałych pytań i ich skutków to śmiem twierdzić iż jesteśmy karani za odbieganie od tematu jakim jest Wielka Halla. Verno przerwał by unieść laskę i w kierunku gdzie jak mniemał znajdują się sędziowie. -Czyż nie tego chcecie naprawdę? Czyż nie sprowadziliście nas tutaj byśmy powstrzymali Baltazara? Powiedzieliście naprawić bądź usunąć niedziałający trybik, pytanie tylko jak ktoś pozbawiony miłości może zrozumieć tego kto jej zaznał, nie umiecie naprawić Baltazara! Verno zakończył ostro i oskarżycielsko, po czym opuścił laskę i dodał łagodnym tonem. -Ale my umiemy i potrzebne nam są w tym celu informację... Jednak zamiast pytać was, to pytam się tych co tutaj przybyli... Powiedzcie wszystko co o nim wiecie, sprawmy by czas i każda jego chwila sączyła się przez nasze palce uporządkowanie... Tak, Verno postanowił uwierzyć swemu przeczuciu, nie wierzył iż ten cały sąd nie ma w tym wszystkim jakiegoś interesu. Z samego początku myślał iż potężni bawią się ze słabymi dla własnej satysfakcji, ale było tak jak mówił mu Serz, oni byli niewzruszeni i zimnie skalkulowani. -Jeszcze jedno... Przerwał ciszę po swym monologu i zwrócił głowę w stronę kota. -Nie wiem ilu wśród was jest grzeszników, a ilu nie. Sądzę jednak iż wyjściem i sposobem do dalszych odpowiedzi na temat Baltazara będzie gra w wykonaniu kota. Nie spotkałem jeszcze rozmawiającego zwierzęcia, ale sądzę iż mentalnie nie różni się za bardzo od zwykłego. Innymi słowy to co jest grzechem dla kota może być czymś zgoła trywialnym dla nas. Nie przeszkadza mi jeśli po kociemu ten malec zgrzeszy chociażby na mnie by poznać dalsze odpowiedzi. Cóż, to wydawała się być najbezpieczniejsza droga, dla kota zabójstwo myszy było czymś naturalnym i mimo to kot był czysty i niewinny. Tak, czy inaczej Verno czekał na reakcje innych, miał nadzieję iż ta chora gra zmieni się we współpracę ku osiągnięciu wyższego dobra...
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 19:22
Można tylko biernie obserwować. Dobrze. Chociaż tyle dobrego w tej kwestii, ze nie musiała pytać co chwila. Problemem było jednak to, że niekoniecznie ktoś zada takie pytania, na których odpowiedzi by potrzebowała. Przynajmniej chwilowo. Jej plan komplikowało to, że Gaius nie może się porozumieć z innymi. Ale miała jeszcze kilka pomysłów na to, jak załatwić nie musząc używać głosu w nadmiarze. Wcześniej jednak Eleonora się przedstawiła i odpowiedziała na pytanie. Pierwszy raz... A wiec była inteligentniejsza od większości zgromadzonych tu osób. Westchnęła ciężko i uniosła palec do góry, pokazując w ten sposób "1". Pokiwała głową, po czym zajęła się swoimi sprawami.
- Jest szansa, byś mógł porozumieć się z innymi towarzyszami? Lub też, jeśli nie, mógłbyś utworzyć jedenaście karteczek z wiadomością? Chciałabym je rozdać. Jeszcze nie ufam własnemu głosowi... - spytała Gaiusa, bawiąc się palcami, próbując znaleźć najprostsze wyjście z tej całej sytuacji, czekając na kolejne wyroki. Treść wiadomości się nie zmieniła w żaden sposób. Jeśli to karteczki, rozda je po tej turze. - I wybacz, ze pytam o pracę... Chyba ciężko o nią nie zahaczyć - mruknęła przyjacielsko. - Mozę znowu wchodzę na ten teren, ale powiedz mi, jeśli możesz, dlaczego TY jesteś moim opiekunem w Halli? - spytała, wyraźnie zaciekawiona tym fenomenem. Już ostatnio stwierdziła, że jak pierwsze spotkanie jest jakimś sygnałem, drugie już coś oznacza. Przestawała wierzyć w przypadki.
I zaczęło się. Kolejna tura odpowiedzi i wynagrodzeń. Poświecić pacjentów... Nanaya patrzyła na umierające dzieci z bladością na twarzy. Mój Boże... Tylko, czy powinna to mówić, kiedy Strażnicy posiadali tak zatrważającą moc i sami byli "ich" bogami? Walls płakał. Pewnie nie wiedział, co robi... Albo faktycznie poświecił szóstkę dzieci, ale wtedy... nie płakałby tak rzewnie. Później przyszła pora na nią. Wstawała, by podejść do chłopaka w tanim graniaku, kiedy zmroziło ją jej własne imię. Po raz kolejny? Spojrzała lodowato na Strażników. Bahra... przepraszam... Pomyślała, zamykając oczy. Później już nie pamiętała. Kim był, co zrobił... Może to lepiej, może nie... Ale odpowiedź... Bladość na jej twarzy jeszcze bardziej się pogłębiła, a świat zawirował. Zacisnęła mocno pieści. A wiec to tak... Zagryzła wargę, by nie zacząć krzyczeć. Nic by to nie zmieniło, a tylko pogorszyło stan jej gardła. Postanowiła ruszyć do Wallsa, trzęsąc się ze złości i czystej nienawiści. Nie, nie do biednego mężczyzny, na którego spadła teraz wrogość Asthora. Szczerze nienawidziła Strażników. System... - Odsuń się palancie. Nikogo nie obchodzą ani twoje wrzaski, ani twój "sąd". Kim jesteś by sądzić ludzi, o wielki majestacie? - prychnęła w jego stronę nienawistnie, odpychając go od Hama. Musiało brzmieć to dość nieprzyjemnie z jej zachrypniętym głosem. - Zamiast pieprzyć od rzeczy, zrozum zasady tej gry - warknęła, patrząc na niego z nieukrywaną chęcią mordu w oczach. Tylko ją irytował. - Jest jakiś sposób, by zamknął sie na dobre? - zapytała Gaiusa, patrząc z obryzdzeniem na zboczeńca. Małą tylko nadzieję, że nie zacznie ponownie wrzeszczeć czy się wykłócać o coś, na co nie miał wpływu. Nie była już członkiem Grimoire Heart, to prawda, ale wciąż była zdolna do tego, by przysporzyć kretynowi bólu. Westchnęła i uklęknęła przed załamanym mężczyzną. - WDK... Czy to nie ta choroba, która pojawiła się na wschodzie? - zapytała, siląc się na łagodny ton. Choć w chwili obecnej była tak roztrzęsiona, ze najchętniej rzuciłaby wszystko w pieruny i opuściła Hallę, chcąc odnaleźć pieprzonego Baltazara. Potrzebowała jednak odpowiedzi na jeszcze jedno pytanie. Odetchnęła głęboko i chrząknęła, chcąc naprawić swój głos. - Hej... - mruknęła, chcąc spojrzeć w twarz Wallsa. - Zrobiłeś straszną rzecz, to prawda. Stałeś się bogiem tych dzieci, skazując je na śmierć... Ból, rozpacz... Nie wiem, jak inni to czują... Ale nie możesz rozpaczać, bo wtedy to, co zrobiłeś straci sens. Otrzymałeś odpowiedź. Musisz ją wykorzystać tak, byś szedł dalej - mówiła do niego spokojnie, bez wyrzutów. I pewnie by go objęła, gdyby nie był to zupełnie obcy człowiek dotknięty katastrofą. Był lekarzem? A może naukowcem? Kto wiedziała... W każdym razie doznał krzywdy, której ona nigdy nie doświadczyła. Już bardziej zgrzeszyć nie mógł. - Nie zabijaj już więcej, dobrze? Nie jesteś raczej z tych, co zabijają... Więc pomagaj. Na świecie jest już wystarczająco takich, którzy przelewają cudzą krew. - Uśmiechnęła się nań smutno i wyprostowała. Nie potrafiła pocieszać ludzi. Do tego narażała się na wielkie pośmiewisko. Nie znała go, nie wiedziała nic, kierowała się tylko swoim sercem. Westchnęła. Wtedy to podszedł Ayumu z dość zabawnym wyrazem na twarzy. Nic nie stracił więc, co mu było? Ból brzucha? Uśmiechnęła się też i do niego, tylko krzywo, mierząc go od stóp do głów. - Nie wiem, o kim mówisz. Może ktoś wie, kim jest Bahra, ale nie jestem to ja - odpowiedziała, zaczynając od końca jego pytań. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co utraciła wraz ze słowem, które miało bronić przed mrokiem. Kolejne pytania były coraz ciekawsze. Jej uśmiech poszerzył się, ale nie było w nim nic przyjemnego. Była zbyt zmęczona na uprzejmości. - Skoro nie ubolewam nad żadną ze strat, to chyba o czymś świadczy, nie sądzisz? Nie odebrałam życia swojemu ukochanemu, nie poświęcam własnego ciała ani innych. Jak myślisz, jak wiele rzeczy mogę jeszcze zaoferować za wiedzę, skoro nic się we mnie nie zmieniło? - zapytała, nadal się uśmiechając. - Przy okazji... chyba musisz bardzo gardzić miłością, skoro nie jest ona nawet przebić zwykłego słowa - mruknęła, siadając obok Wallsa, podciągając nogi pod brodę i obejmując je rękoma. - Aczkolwiek istnieje sposób, byś otrzymał odpowiedzi, której oczekujesz nawet za taką cenę... - dodała, i zamilkła, zagłębiając się w swoje własne rozmyślania. System musi działać bezbłędnie... Zdanie to odbijało się w jej umyśle niczym mantra. Nie była w stanie pojąć okrucieństwa ich czynów. Wykraczało to poza jej pojmowanie. Skuliła się bardziej, chowając głowę w ramionach. To dlatego był taki smutny... Ile lat... ile wieków musiał spędzić, szukając jej wszędzie, by ostatecznie dowiedzieć się, że zginęła z ich ręki? I jak przerażająca musi być świadomość, że zabijali ją nawet wtedy, gdy przestał jej szukać? Dobiło ją to do końca. Musiała go odnaleźć, zanim zniszczy świat. Już wiedziała, że nie może do tego dopuścić, od momentu, w którym się o tym dowiedziała. Teraz jednak zastanawiała się, kogo nienawidzi bardziej. Zagryzła wargę. Nie mów pytania, Nanayo, bo zemści się to na tobie. Upomniała się, próbując pozbyć się pokładów mrocznego uczucia. - Jest sposób, byśmy otrzymali odpowiedź na swoje pytania bez poświęcania nikogo i niczego wartościowego... - zaczęła mówić. Najpierw cicho, później głośniej. Odsłoniła twarz. Nie poleciała żadna łza. Wpatrywała się płomiennie w Strażników. - W każdej turze odpowiadają na trzy pytania, prawda? Jeżeli trzy osoby zapytają podając małą cenę, otrzymają odpowiedź na swoje pytania. Tak długo, jak będą to tylko trzy osoby. nawet ten durny kubełek frytek może stać się ceną za pytanie, o ile będziecie uczciwi... Jedno pytanie już padło. Jedno wciąż czeka na odpowiedź. Sami zadecydujcie, kto ma następne - zakończyła głośno, mając dość tej całej farsy. Musieli współpracować, a nie walczyć. Niech to zrozumieją, proszę... Jęknęła w myślach, wracając do swojej zamkniętej pozy. - Proszę, popraw mnie, jeśli się mylę w tym, co robię - poprosiła błagalnie Gaiusa, nie podnosząc nawet głowy. A później rozegrał się istny chaos, bo dotarło do niej, że ktoś gadał o jej odkupieniu. Spojrzała na Carlosa nieco smutnym wzrokiem, uśmiechając się do niego. - Nie zasługuję na odkupienie w żadnej formie. Utrata gildii też nim nie jest. Z Grimoire Heart nie da się odejść tak łatwo, jak myślisz - Chciała zaznaczyć tą jedną rzecz tak mocno, jak tylko się dało. A dalej było już tylko gorzej. - To prawda, że przybyłam tu w konkretnym celu i zadaję konkretne pytania, ale nie znaczy to, że moje grzechy zostały odkupione a wy musicie pytać o Baltazara. Jest trybikiem... tak samo jak my wszyscy. Moje grzechy wciąż tkwią w mojej pamięci jak śnieg - gdy ich dotkniesz, twoje dłonie zmarzną, a później będą czerwone, pokute igiełkami lodu... I tak też będzie z tobą. Wszak splamiłeś swoje ręce krwią niewinnej osoby. A innym nie powinno odbierać się szansy zyskania wiedzy przez to, że przed tobą rozpościera się wizja kogoś, kto chce zniszczyć swoich oprawców, co jednocześnie zniszczy też wszystko - odpowiedziała spokojnie, tonem wypranym z wszelkich emocji. Rezygnacja? Możliwe... może rezygnowała. Albo po prostu schowała swoje serce, by nie rzucić się na tych, których nienawidziła.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Sąd Odważnych Czw Lip 04 2013, 20:04
- Więc masz na imię Fro... - rzucił, zamyślając się nad czymś, a w jego myślach krążyły różne... zdrobnienia! Froś... Frodzio... Frodek? Frosiek? - przelatywały przez umysł nastolatka, a ten przy okazji spoglądał na małego siebie, powoli dochodząc do pewnego wniosku. Bardzo klarownego związku... - Fro brzmi lepiej niż zdrobnienia!Chyba, że wolisz Froś? - rzucił z jakby... żalem? smutkiem? bólem? Chociaż nawet nie pomyślał, czy Mały On chciałby być zdrabniany i czy by na to pozwolił...
- N-nie ma za co... - odpowiedział zaś w kierunku radnej, która dziękowała, ale... Czy aby na pewno mu? Czy nie wyrwał się przypadkiem jak ostatni głupek z odpowiedzią na słowa Colette? Może w tej chwili powinien jednak ugryźć się w język i dać sobie spokój z rozmowami? - Czy aby na pewno niepowtarza... - chciał podjąć znów konwersacje, aż tutaj nastąpił wyrok. Śmierć dużej grupy dzieci. Chyba nawet nie musiał kończyć swojego stwierdzenia, które urwane zostało głuchą ciszą, przerwaną jedynie przełknięciem śliny i zszokowanym wpatrywaniem się w niezbyt miłą scenerie. Aż nie czekał do końca i odwrócił wzrok, mówiąc tylko krótko i dość cicho: - Straszne... Potem nastała cisza z jego strony, a on spróbował usiąść na podłodze zupełnie tak, jakby opuściły go siły. Zresztą jego nogi teraz zdawały się mieć watową konsystencje, bo przecież... Dlaczego poświęcają aż tyle dla głupich odpowiedzi? - pomyślał nastolatek, spoglądając w dół, czyli mimowolnie w kierunku Fro, jakby to do niego kierował te słowa, jakby od niego wymagał odpowiedzi, ale... Względnie pusty wzrok mógł temu przeczyć. - Dlatego wolę nie pytać... Czasem lepiej milczeć, niż mówić wszystko na głos, nie? - rzucił to cicho do Towarzysza, a na dodatek... Finnek się czegoś nauczył po latach wrażeń, a może ostatnich paru miesiącach, czy... Czy chociażby... - Bahra... - wyszeptał tylko mimowolnie, jak usłyszał słowa Nanayi. Jego głos teraz zdawał się jakby posmutnieć, jednak na ustach pojawił się lekki uśmiech. Informacja... On ją posiadał, ale czy chciał się nią podzielić, czy lepiej zataić pewne fakty, jak niektórzy. - Był szczerym człowiekiem z Zori, co oddał za nas życie... Taki mnich... - rzucił, stwierdzając, iż pozostałe szczegóły i szczególiki można pominąć, bo po co więcej wiadomości. Po co świat ma wiedzieć, iż Bahra był sługą Arena, iż był jego niewolnikiem, a mimo wszystko zginął z ręki osoby, którą chyba znienawidził przez lata przymusowej służby. Nikt nie musi wiedzieć o potworze, którego skrywał w sobie i o dziwnym cosiu, które na nim żerowało. Ale nie musiał o tym teraz rozmyślać... Wolał o tym nie myśleć... Nie w tej chwili, nie teraz. Teraz spojrzał ponownie na Fro, bo przecież prowadzili sobie rozmowę, którą jakby przerwał. - Tylko jak komuś zaufać, gdy zmarnuje już raz nasze zaufanie? - rzucił do malucha, zapominając zaniżyć ton, więc pewnie okoliczne osoby to słyszały, ale... - Nie chcę być sam, ale raczej to nikogo nie obchodzi... - burknął już ciszej i to znacznie ciszej, a także... Lekko mimowolnie nadął policzki, jakby oczywiste było, iż nie chce być samotny, bo kto by chciał?! - Wiesz... Teoretycznie to i tak jestem sam... - dorzucił podobnym poziomem decybeli, ale tutaj doszedł jakby... smutek, który miał być zamaskowany nieco wymuszonym uśmiechem. Jeszcze ktoś by się nim przejął, a wtedy... Wtedy co? - pomyślał nastolatek, podciągając tylko nogi, a jeśli miało to jakoś zaszkodzić Fro, wyciągając go z kieszonki, by znalazł się w bezpiecznym miejscu. - Wiesz... Przydałby mi się ktoś taki jak ty... Ktoś z kim mógłbym porozmawiać... Pewnie ta praca, o której mówisz nie pozwoliłaby ci na mieszkanie w domku głupawego policjanta, ne? Nawet jakbym zaproponował ci magazynek słodyczy do twojego użytku, czy wygodne łóżko, prawda? - dodał, a może raczej westchnął, mimowolnie budząc jakąś iskierkę nadziei? wiary? Nie była ona jakaś istotna, bo i tak zdawał sobie sprawę, iż zaraz zgaśnie... Iż nawet nie ma cienia szans by ludzik z krzyżykiem na ręce mógł towarzyszyć Finnkowi także poza sądem, a może... Został jego przyjacielem? Kimś komu by zaufał? W końcu jak można nie ufać swojej mniejszej wersji, ne?!
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.