I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Na mocy nadanej mi przez magów Fairy Tail i przez fakt, że magiczna szafa wessała gdzieś Alv - otwieram tą imprezę...
Sala była dość prosta. Była to wszakże sala główna Wróżek, a przy ich temperamencie lepiej było postawić na praktyczność niż niepotrzebny przepych. Sala wyłożona była drewnianą, solidną podłogą z ciemniejszego drewna. Dość często podlewana z resztą zawartością kufli przez nieuważnych magów. Ściany utrzymane wraz z sufitem w ciepłych, bezowych barwach. Pod sufitem znaleźć można zaś było kilka lacrym świetlnych. Wszędzie widać było dużo ław czy stołów, jednak w pomieszczeniu o tak solidnych wymiarach nie zajmowały dużo miejsca. Po drugiej stronie sali na przeciwko drzwi widać było dość spory bar z kolekcją napoi procentowych na ścianie jak i kilkoma beczkami piwa. Na prawo od drzwi usytuowana została scena na której to powoli gildyjna kapela zaczynała się rozkręcać. I chociaż na miejscu już było kilka Wróżek - na pewno nie były to wszystkie. Tak, na pewno ktoś się jeszcze pojawi
Ostatnio zmieniony przez Takara dnia Czw Paź 29 2015, 17:11, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 17:33
Tora obserwował, jak Tasia irytuje się w związku z Greedersami. Nie dziwił jej się. Ten temat był drażliwy, ale nie mając określonej osoby, która by skoncentrowała całą irytację tą sprawą Tory, ten zwyczajnie... przyjął oschle tą wiadomość. Nie podobała mu się, ale nie miał do kogo "składać" zażaleń w trybie "błyskawicznym", niemalże "laserowym". Tora szybko przeszukał swoje kieszenie. W końcu znalazł. Dobrze, że nie wyrzucił tej durnej kartki byle gdzie, ale tak... pognieciona była. Podał ją Kamishirosawie. -To ona. Wybacz za jej stan. - dodał z przepraszającym uśmiechem na twarzy, po czym dodał z westchnięciem -Na razie nie słyszałem o żadnej ich działalności. Mam tylko nadzieję, że nie powstanie jakaś wojna domowa, a przynajmniej, że magowie nie dostaną dodatkowej kontroli. Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, jak każdy będzie obserwował mój ruch to ktoś tu dostanie. - rzekł z irytacją w głosie, wysnuwając pomysł, że być może Rada uzna, że genialnie byłoby teraz śledzić magów, a jednocześnie by ich mogła inwigilować. Oczywiście... "dla ich dobra i bezpieczeństwa". Nonsens.
Tak czy inaczej... również udawał wzruszenie, zresztą razem z Yugi, gdy Tasia podnosiła swój pierwszy kieliszek. Tak... to był jej pierwszy raz. Musiała go zapamiętać... chociażby jakby akurat tego pierwszego razu nie zapamiętała, to też byłoby jakieś wspomnienie. Tylko znacznie krótsze. Na jej słowa o nienawidzeniu zarówno Yugaty jak i Tory, Byakuton tylko szczerze się roześmiał. Nawet, jeśli "przegrał", jeśli chodzi o nie krzywienie się. Ale za to, rzucił jej wyzywające spojrzenie, gdy ta skrzywiła się na przybycie Kyoumy, dodając do tego lekkim szeptem: -Z opóźnieniem zadziałało? - choć oczywiście, w głosie tańcowała mu nutka rozbawienia. Jednak nie trwało to długo. Lekko spoważniał widząc jej reakcję, więc tylko uspokoił oddech. Chciał dać jej chwilę na uspokojenie się, a czy nie lepiej dopomóc czasami komuś zwyczajnym... spokojem? Normalnym, powolnym biciem serca? Spokojnym oddechem. Z lekkim uśmiechem odpowiedział Yugacie na jej żart -Cierpliwości... jeszcze nie. - dodał z uśmiechem na twarzy, mocno akcentując jedno słowo i lekko śmiejąc się po całej wypowiedzi, licząc, że trochę rozpogodzi to Yugatę. Po chwili wstał, gdy już upewnił się, że Yugi się czuje trochę lepiej i dodał -Idę po jakieś soki. Ktoś jakieś specjalne życzenia? - w razie czego, poprosiłby dawną smoczą zabójczynię, by mu potowarzyszyła, w ramach rozluźnienia, po czym ruszyłby po soki do lady. Na słowa Snowa tylko się uśmiechnął, ale jeszcze coś miał w portfeliku. Coś jeszcze miał. Ostatecznie więc wróciłby (sam lub z Yugatą) niosąc kilka litrów soku. Pomarańczowy, porzeczkowy, magi-colę (a co), a także to, co ewentualnie zamówili. Następnie zaś rozlałby każdemu soku bądź coli (według upodobań), sobie nalewając na końcu napoju o smaku pomarańczowym, a następnie w takiej samej kolejności jak ostatnio rozlewając wódkę do kieliszków. Następnie uniósłby razem z resztą osób szkło w górę i rzekł do Tasi -Twoja kolej na toast, mów! - rzucił wesoło, by powód do picia tej kolejki podała nasza już nie dziewica w piciu alkoholu. A następnie, gdy ta już podała, bądź ewentualnie zrobił to ktoś inny, wypiłby kolejkę, nie kwapiąc się za bardzo do popicia. Owszem planował, ale teraz... nie kusiło go to aż tak bardzo. Musiał pokazać pewnej białowłosej dziewoi, że wytrzyma dłużej bez popity od niej. Musiał.
Mamoru
Liczba postów : 36
Dołączył/a : 16/04/2015
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 18:10
Normalnie, znaczy kiedy byłby trzeźwy, zapewne inaczej podszedłby do rozmowy z Kyoumą, którego widział pierwszy raz na oczy. Lecz widząc, że ten z taką lekkością zagaduje do każdego, prawiąc mu komplementy i opowiadając o zapewne tylko im znanych sprawach; dodając do tego alkohol krążący w żyłach - Mamoru postanowił zagrać w tą grę i z uśmiechem powitał nieznajomego. - Sekret mojej młodości? Cóż, to w końcu sekret. - odpowiedział krótko. - Bladego pojęcie nie mam o czym ty do mnie mówisz, ale czuje się świetnie. - rzekł rozbrajająco i poklepał chłopaka po plecach. Następnie, gdy ten sobie poszedł, nasz czterooki odwrócił się do Sory i Loczka i ściszonym głosem zapytał: - Ki diabeł to był i co mu chodziło? - bo nasz bohater o niczym nie wiedział. Następnie Perci zaproponował wspólny kufel piwa, ale słysząc jak reszta się licytuje w tym kto wypije więcej, na licu Hewajimy wykwitł uśmiech. - Panie Percivalu, zdaje się że te dzieciaki chcą udawać dorosłych. Co Pan na to, by im pokazać ducha i siłę dorosłości? - wstał, a następnie podparł się prawym odnóżem o stół, by nie stracić równowagi. - DOBRA DZIATKI! Koniec tego dobrego, dorośli przejmują imprezę! Siusiu, paciorek i spać, bo obudzicie się z kacem. - zakrzyknął z szelmowskim uśmiechem, po czym zwrócił się do Wazowskiego i duszkiem opróżnił kufel piwa. Na koniec odetchnął i otarł brodę z resztek napitku. - BARMAN! 10 KUFLI DLA MNIE I TEGO PANA! Jak skończymy, dawaj pan następne dziesięć na łeb! - tak, Mamoru nie znał umiaru. Tak, był pijany. Bardzo pijany. Choć przy jego wprawie w piciu, to mowa tu była raczej o bardzo mocnym wstawieniu. ...A w sumie nie ważne. Miał szampański humor, co owocowało pewnym odstępami od jego normalnego zachowania. Był beztroski, zadziorny i nie znał umiaru. Chciał się bawić, jakby jutro miało nie nadejść.
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 18:32
- Liczy się treść. - stwierdziła spokojnie, chociaż to spokojnie to tak średnio na jeża w sumie było. Usilnie starała się nie chwycić za ławkę, wynieść jej i nie zarąbać tych, którzy całą tą hecę rozpoczęli. Przekartkowała puste strony dostając się do głównej części gazetki, uważnie czytając treść. Jednak po chwili uznała, że w sumie ważniejsza część jest po drugiej stronie. Zaczęła nieco niepewnie czytać, gdzieś pomiędzy wyłapując tylko, że w zasadzie to czyta na głos. - Grschna... E... Dax... Samael... Tora... - na moment się zatrzymała. W sumie Yugata mówiła, że same pewnie też są, jednak widok swojego nazwiska na tej liście, jeszcze tak w cholerę w sumie wysoko, nieco ją zatkało. Z drugiej strony zdawało jej się, że jest w ostatecznym rozrachunku nie takim złym magiem. Takim, któremu się w sumie nie życzy śmierci, bo w zasadzie dużo robi dobrego jak złego. Kiedy się jednak wzięło poprawkę na to, że to nic osobistego, jakoś tak się lżej człowiekowi na sercu robiło. - Ja... Alezja... Aha. - przerwała, złożyła gazetkę po czym oddała ją Torze. Zaczęła za to dość spokojnie, niemal filozoficznym tonem, który zupełnie nie pasował do jej wcześniejszego stanu. - Ja powiem tylko tyle. Ci Greedersi to samobójcy totalni. Tyle w temacie. - nie wiedziała co umie reszta z pierwszej chyba dwudziestki, ale wiedziała co umie ta pierwsza dwójka. Grschnę w akcji widziała w Koh i tyle jej starczyło by stwierdzić, że woli go mieć po swojej stronie. A E to E. Obecnie nie była pewna tego, czy w sprawie tych frajerów powinni cokolwiek robić, skoro sami chcą się poddać selekcji naturalnej. Feel free... Inna sprawa, że jakby do jej mistrza podeszli i cudem przeżyli, to sama by im łby pourywała. Ekhem... W przenośni. I w sumie tyczyło się to samo wszystkich tych nazwisk, które znała. Nie wyobrażała sobie, żeby jakiś typ spróbował ubić Alezję. No wyrwałaby mu jelita i zawiązała je w pencełek.
Tymczasem żarty, które z natury mają być śmieszne, chyba nie każdego śmieszyły. Na przykład Tasi. W ogóle nie była w humorze i nie orientowała się, dlaczego konkretnie. Słysząc słowa Yugaty w sumie nie zareagowała. Tak miało być bezpieczniej, przynajmniej wedle Tasi. Nic nie miała do Kyoumy. Zupełnie nic. Ale coś ją trafiało kiedy ktoś sugerował, nawet nieświadomie, że tak na pewno będzie. Tak się zdarzy. Jakby przyszłość byłą z góry ustalona. Tasia się tak nie bawi. I może chodziło o jakąś alternatywną przyszłość. Była w stanie to zrozumieć. Ale Torę już miała ochotę rzucić krzesłem i tylko powstrzymało ją od tego faktu, że w większości na sali są tylko ławy. A stołki przy barze, wiec za daleko. - Cóż za wielkie, dalekosiężne plany! Kurczę, Tora. Powodzenia. .. - odburknęła podirytowana, ręką szukając filiżanki z kawą. O losie, ktoś ją potłukł. Znowu przeklęła, ale tylko w myślach. Co za pechowy dzień. Pechowe było też to, że nie miało się skończyć na jednej kolejce. Nieco niepewnie z grymasem niezadowolenia po raz kolejny chwyciła kieliszek. Serio, wyglądała jakby szła na ścięcie. - Toast...? Em... to za... - nie wiedziała. byłą zupełnie zdezorientowana i miała pustkę w głowie. Coś musiała powiedzieć. Liczyli na nią. Ehh... - Za Fairy Tail...- ah, jakie kreatywne, jednak wydawało jej się to jedyną sensowną odpowiedzią. Po czym znowu niechętnie opróżniła kieliszek, po raz kolejny krzywiąc się przy tym. Za bardzo przywykła do kawy, by teraz przerzucać się, choćby nawet na chwilę, na co innego. Była dziwna. Cholernie dziwna jak nic, co wcześniej piła. I jakoś jej specjalnie nie podchodziła. - Ja spasuję. Pijcie dalej beze mnie. - stwierdziła, odstawiając kieliszek na ławę. No i dobra, napiła się. Nie powiedzą, że nie. I koniec. Nie czuła potrzeby, żeby wlewać tego w siebie więcej. - Gonzo! Gdzie ta moja kawa? - rzuciła do białowłosego młodszego Wróżka, czekając coś, przy czym jej kubki smakowe i gardło nie będą wznosić protestów. Teoretycznie na biesiadzie powinna się dobrze bawić. Nie umiała. Było za dużo rzeczy, które ją trapiło, by tak po prostu na ten czas o nich zapomnieć. Zostało tylko ładnie wysiedzieć do końca i liczyć na to, że po drodze nikomu większej krzywdy nie zrobi.
Yugata
Liczba postów : 558
Dołączył/a : 11/11/2012
Skąd : To nie ma znaczenia, skoro miejsce, z którego pochodzi, już nie istnieje
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 19:57
Torashiro nie pozostał jej dłużny i po chwili również posłał jej wyzywające spojrzenie. Odpowiedziała na nie butnym uśmieszkiem. - Chciałbyś - odparła tylko, dumnie unosząc podbródek, ale po chwili wyszczerzyła się do chłopaka szeroko. Yugata była mu wdzięczna, że kiedy potrzebowała chwili na opanowanie się, ten nie zareagował niczym nadzwyczajnym, żadnym "O MÓJ BOŻE CO SIĘ STAŁO WSZYSTKO OKEJ DAM CI CZEKOLADKĘ", tylko najzwyczajniej w świecie pozwolił, by sama się z tym uporała i tym samym nie zwrócił uwagi wszystkich na jej stan. Jego spokój rzeczywiście szybko pomógł białowłosej ukoić nerwy. Zaśmiała się mimowolnie, słysząc jego słowa. Zauważyła jednak, że choć ją to rozbawiło, nie wszystkich to śmieszyło. Takara wydawała się być dotknięta. - Ej, ej! Wszystko się może zdarzyć! - wykrzyknęła ze śmiechem białowłosa, dając Torze lekkiego kuksańca łokciem między żebra. Wiedziała, co czuje Tasia. Bo poniekąd czuła to samo. Jednak jej zawód przyszłością nie był tak widoczny, jak jej koleżanki. Bo jak na razie tylko Kyouma wiedział, że nie zdołała zrealizować swoich planów. Planów, które dotyczyły rzeczy niezwykle newralgicznych. O których samo wspomnienie doprowadzało ją do stanów skrajnej emocjonalności. Okej, może nie dowiedziała się, że ma syna. I to z kimś z gildii. Ale uważała, że w obliczu dowiedzenia się, że nie uda ci się zrealizować najważniejszego celu twojego życia, było to niewiele. Mimo wszystko poczuła się trochę źle, że próbowała się pocieszyć kosztem Takary, poniekąd - bo oczywiście nie to było jej zamiarem. Pochyliła się zatem nad nią i zniżyła głos tak, by tylko ona słyszała: - Wiesz, ja też nie jestem zachwycona wizją przyszłości Kyoumy. Niezachwycona to mało powiedziane. Najbardziej na świecie pragnę, by nie było tak, jak on to opisuje. Żarty pomagają mi zapomnieć o tym, jak to poważny temat. Sprawiają, że ta przyszłość staje się irracjonalna i nieprawdopodobna. Że nie muszę się nią przejmować. To powiedziawszy uśmiechnęła się jeszcze przepraszająco do koleżanki i zwróciła się do Sama: - Miejmy nadzieję, że masz rację. Wyszczerzyła się do niego, by po chwili obrócić się na pięcie i pomóc Torze z napojami. - A od kiedy ty jesteś barmanem? - rzuciła do Snowa biorąc się pod boki, kiedy ten obwieścił, że nie ma picia za darmo. Jak to nie ma picia za darmo? Gildia utrzymywała się z ich pracy! A to w dodatku była biesiada! Chyba mieli prawo napić się i zjeść za darmo? To w końcu były owoce tych wszystkich niebezpiecznych misji... Tak czy siak wrócili w końcu do stolika z napojami i teraz mogło rozpocząć się picie bez krzywienia się i wzdrygania się z obrzydzeniem. Yukitora uniosła ze wszystkimi pełne kieliszki i wykrzyknęła ze śmiechem, powtarzając za Takarą: - Za Fairy Tail! Już miała wlać sobie trunek do gardła i popić magi-colą, kiedy kątem oka dostrzegła, że Tora tego nie robi. Jak czysta to czysta! Odstawiła zatem swoją szklankę z popitą i jednym ruchem opróżniła kieliszek z alkoholem. Prowokująco uderzyła nim o stół podczas odstawiania i rzuciła zawadiackie spojrzenie Byakutonowi. HA! Ona też nie zamierzała się tak łatwo poddawać! A kiedy usłyszała Mamoru, który rzucał im wyzwanie... Zaśmiała się głośno. - Może lepiej nie przesadzajcie, bo jutro kac nie da wam żyć?! - krzyknęła do nich łobuzersko. Zaraz się przekonają, czym jest starość w starciu z młodością. Zwłaszcza, że widziała po ciemnowłosym, że był już nieźle wcięty. A tak mimochodem, to kiedy on wrócił? Ze dwa lata go nie widziała, myślała już, że nigdy nie wróci. A kiedy Takara powiedziała, że nie zamierza już pić, Yugata zrobiła minę zbitego psiaka. No bo jak to tak? Bez sensu było pić dwa kieliszki. Ani to smaczne, ani się nie można było upić. W normalnych okolicznościach białowłosa zmusiłaby ją do następnych kolejek, ale teraz... Dobrze po niej widziała, że nie ma nastroju do szalonej zabawy.
Endymion
Liczba postów : 100
Dołączył/a : 06/01/2015
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 20:10
Cóż, ciekawym było to, że zdołał dziewczę w ogóle rozpoznać. Stała taka bidna pod ścianą i starała się nie zwracać na siebie uwagi. Gorzej, że wszyscy chyba świetnie się bawili i tak naprawdę Kirino należała akurat do tych osób, które wyjątkowo wyróżniały się z tłumu. Wróżek było sporo i większość wydawała się zadowolona z życia, czy coś w ten deseń. Endymion też nie miał na co narzekać - od kilku lat z okładem był człowiekiem rozradowanym i korzystającym z tego, co miałby dać mu los. Wszystko toczyło się mniej więcej po jego myśli. Tak mniej więcej. Uważnie przyglądał się Kirino. Rzeczywiście, wyglądała tak, jakby niewiele spraw ją w tej chwili szczególnie zajmowało. Szczególnie spraw emocjonalnych. Słońce świeci na dworze? Mam to w dupie. Jakiś ziomek się do mnie przystawia? Mam to w dupie. Zostawiłam żelazko na gazie? Mam to w dupie. Tak, tak to mogło wyglądać z perspektywy Endymiona. Był zatem mocno zdziwiony, gdy Ayame odpowiedziała mu w większej ilości słów niż jedno. Zamrugał prędko, gdy dziewczę postarało się nawet o podtrzymanie konwersacji. Przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć, ale w końcu zebrał się w sobie i odparł: - Jest miło, ale mogłoby być lepiej. Zawsze mogłoby być lepiej, prawda? To wynika z ludzkiej natury. Z ludzkiej chciwości. Zawsze można mieć czegoś więcej, lepiej, dłużej, dalej. Endymion mimo wszystko zakładał, że skoro pojawiła się pierwsza chęć ze strony rozmówczyni na podtrzymanie konwersacji, to nie było się nawet nad czym zastanawiać w tej kwestii. Należało zwyczajnie zapewnić pannie rozrywkę. - Są dziś tacy radośni - stwierdził, obserwując sporą grupę magów. - Nie chcesz spróbować do nich dołączyć? Nie to, żeby jakoś szczególnie miał ochotę na te wszystkie ichnie zabawy, ale z drugiej strony obserwowanie jego ulubionych panien w towarzystwie zawsze go uszczęśliwiało. Czuł jednak teraz jakieś poczucie misji. Chciał po prostu chwilę posiedzieć z dziewczyną, którą miał tuż obok, a która zdawała się być dla niego małym alienem. Podszedł do nich nawet Kyouma i już, już obaj panowie chcieli się ze sobą przywitać, gdy młodemu Byakutonowi zrzedła mina. Zawsze miał do zaoferowania dziwne gadki dotyczące przyszłości albo pytał o jakieś zwariowane rzeczy, więc to samo uczynił i tym razem. Blackheartowi nie zostało nic innego, jak tylko słuchać. Sam był ciekaw odpowiedzi Ayame, z drugiej zaś strony zdawał sobie sprawę, że to może nie być nic przyjemnego.
Sora
Liczba postów : 481
Dołączył/a : 06/03/2015
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 20:18
- ...s-sieć? C-Co? S-Skąd? - wydusił z siebie zszokowany chłopaczek, spoglądając na nietypowego wielkoluda, który to zadawał masę niewygodnych pytań, a na domiar złego przyglądał mu się nazbyt natarczywie. Chciałoby się powiedzieć, iż powinien do tego dawno przywyknąć, ale nie bez przyczyny człowiek stara się od niektórych rzeczy odciąć. Mimowolnie Sora poprawił tylko kaptur na głowie, aby to odsunąć się nieco od Kyo, jakby ten stanowił jakieś zagrożenie, a przynajmniej sprawiał, że nastolatek czuł się niezręcznie. Najgorsze w tym wszystkim było to, iż wiedział rzeczy, o których praktycznie nikt inny nie wiedział! Gdyby nie przesłonięcie kapturem to pewnie większa cześć społeczeństwa dostrzegłaby lekko pobladłą twarzyczkę. - Kto to był? - powiedziawszy te słowa po tym, jak Kyouma od nich odszedł, chłopaczek spojrzał się na Percivala, licząc iż osóbka, którą ciut dłużej zna - orientuje się w zaistniałej sytuacji. Nie wiedział, kim do końca był ów gadatliwy wróżek, ale z całą pewnością zaciekawiła go jego osoba, czy też to skąd on wie. W pewnym sensie dołączył się w ten sposób do pytania Mamoru, bo z całą pewnością Sora nic o ów osóbce nie wiedział, a przynajmniej nie ot tak. Bo ponoć wyciąganie informacji na siłę nie zawsze jest dobre i miłe, czy coś. Wszystko poszłoby spokojnie, ale musiał na wierzch wyjść pewien plan. - Na pewno da pan radę? Przecież przed chwilą no... leżał pan pod stołem? - padła tylko seria pytań, której towarzyszyło podejście do Mamoru, a i przyłożenie dość delikatnej łapki do jego czoła, jakby to niebieskowłosy sprawdzał, czy z mężczyzną wszystko w porządku i ten da sobie radę z ich zmaganiem, ot co.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 20:43
Ayame przyjęła słowa Endymiona bez większego zdziwienia czy jakiejkolwiek reakcji. Zadała pytanie, a jej umysł odnotował odpowiedź, która naturalnie pojawiła się w ramach prowadzenia tej prostej interakcji. Bardziej niż fakt otrzymania w powrocie słów z ust czarnowłosego, już bardziej zadziwiający był fakt, że w ogóle ten zdecydował się nawiązać z nią rozmowę, gdy miał przed sobą masę innych ludzi, z którymi mógł się dobrze bawić. Bo Ayame świadoma była tego, że obecnie przebywanie z nią raczej dalekie było od tego, jak definiowało się "zabawę", a do "dobrej" to już trzeba by raczej zamawiać taksówkę by myśleć o dotarciu. O ile ta metafora miała jakikolwiek sens. Tak czy siak Ayame ze wzrokiem wbitym w tym momencie gdzieś przed siebie, jednocześnie nie patrząc na cokolwiek konkretnego i nie skupiając wzroku, a pozwalając mu na rozmazanie się i rozproszenie, odnotowała odpowiedź mężczyzny. Być może to atmosfera miejsca, w którym się znajdowała działała na nią, bo po wysłuchaniu jego słów wyglądała jak gdyby chciała coś jeszcze powiedzieć. I rzeczywiście, za chwilę już jej usta zaczęły się poruszać, a jej struny głosowe produkować kolejne dźwięki, nieomylnie układające się w słowa. - W jaki sposób mogłoby tak być? Czemu jest ci miło? - nie miała niczego złego na myśli i nie brzmiała jakby pytała go ze swoistą irytacją czy złośliwością w głosie. W istocie faktycznie pytała go na temat jego opinii. A zaraz potem odpowiedziała na kolejne pytanie. - Nie. Nie sądzę by to był dobry pomysł. Czemu? - zapytała, odwracając na chwilę spojrzenie w kierunku Endymiona i nawiązując z nim kontakt wzrokowy, lecz tylko przez sekundę, gdyż resztki jej atencji pochłonął po chwili Kyouma. - Dlaczego ci przykro? - zapytała po prostu, nie mając pojęcia o czym mężczyzna mówi. Jej problemem nie było spotkanie kogokolwiek... choć gdyby się tak nad tym zastanowić wszelkie zmiany w jej charakterze wynikały ze spotykania innych ludzi. Może o to mu chodziło. - Wyjaśnij. -
Samael
Liczba postów : 992
Dołączył/a : 28/01/2013
Temat: Re: Biesiada Fairy Tail Nie Paź 25 2015, 21:40
Niby zwykłe słowa zostały wypowiedziane przez maga błyskawic, a jednak okazały się mieć jakiś wpływ na Gonza. Nie specjalnie podobało mu się, w jaki sposób mag ognia postanowił wytrzeć stół, na którym jeszcze przed chwilą się znajdował , jednak w ostateczności zawsze to było coś. Znał już trochę tego osobnika, co nieco o nim miał okazję usłyszeć, nie liczył na rozpoczęcie sprzątania w tej chwili całej tej sali przez białowłosego przy pomocy mopa, czy tam innej rzeczy. Mógł za to spróbować dać mu małą lekcję, która może przynieść jakiś efekt w przyszłości albo i nie, nie będzie tego wiedział, dopóki sam tego nie spróbuje. Tak więc przez chwilę ignorował ciągnięcia jego już poplamionej koszuli, rozmawiał sobie jak i pił z pozostałymi Wróżkami. Dopiero po wzięciu toastu z tą grupą i odłożeniu szkła na bok, postanowił Sam dać odpowiedź młodszemu bratu, najpierw jednak rzucając okiem na wytarty rękaw stół. - Tak masz rację stół wygląda o wiele lepiej, tak samo szansę na pokazanie tobie tej sztuczki. Jeśli jednak chcesz, aby na pewno ci ją pokazał, musisz zrobić jedną, a raczej dwie rzeczy. Po pierwsze, przynieś Tasi kawę, a po drugie przeproś za bałagan, który stworzyłeś. O bardzo niewiele ciebie proszę, jeśli to zrobisz, ja dotrzymam słowa. Jeśli tego nie zrobisz, będę dalej wstrzymywał się - mówiąc to Białowłosy miał skierowany twarz w stronę młodszego od niego Wróżka w niezwykłych butach. Oczywiście czekał na odpowiedź Gonza, za to w głowie Śnieżnowłosego pojawiło się kilka jak nie kilkanaście różnych pomysłów na to co może zrobić ten chłopak. Były one najróżniejsze, jednak pewnie wszystkie możliwości nie przyszły mu do głowy Gick był Wróżkiem tak jak wszyscy tutaj zebrani. Czyli był również zdolny praktycznie do wszystkiego, tak jak mówiło się o członkach tej gildii. Czekał również na namówienie Takary do dalszego picia, przerywanie zapowiadającej się nieźle zabawy w opróżnianie butelek, jak i rozmowa z towarzyszami nie było w stylu Wróżek. Trochę zastanawiało go to, ile po wszystkim będzie do sprzątania czy naprawiania spowodowanych przez nich zniszczeń podczas tej biesiady. Myślał nad tym tylko przez chwilę to nie był czas na takie sprawy.
Snow czyścił sobie spokojnie kufle, kiedy ktoś rzucił hasłem iż zamawia sobie po dziesięć sztuk piwa dla siebie i dla kolegi. Starczył tylko jedno spojrzenie jego bystrych niebieskich oczu, by przeanalizować stan Mamoru i stwierdzić, że odpadnie góra po dwóch. Dlatego Pat wziął się do pracy i nalał po jednym piwie, dla każdego z panów i zapewne naleje kolejne, gdy opróżnią swoje kufle. Kto tam lubił wygazowane piwo? Chyba nikt! Dlatego stan zamawiającego nie był jedynym wyznacznikiem opieszałości Śniega do spełnienia zamówienia. Następni petenci to Tora i Yugata. Śniegu wyjął zamówione napoje z lodówki, która stała za nim i przelał je do szklanych dzbanków, ot żeby mieli później co rozbijać. Na pytanie Yugi, od kiedy jest barmanem, ten tylko się uśmiechnął i odrzekł, może trochę uszczypliwie... -Od kiedy ty przestałaś rosnąć, tygrysie.- o prosta odpowiedź na głupie pytanie. Po spełnieniu wszystkich zamówień i odprowadzeniu ostatnich petentów wzrokiem, wrócił do czyszczenia kufli i obserwacji sali. Jak na razie było dość spokojnie, dlatego nie dało się nie zauważyć, dąsającej się jak zwykle Takary -Tasia! pozbieraj puste graty...- ryknął zza swojego barku...
Udało się po części przekonać większego białowłosego, aby ten pokazał sztuczkę. Gonzales odetchnął z ulgą, acz zostały mu postawione dwa kolejne zadania. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale z pewnością będzie warto! W końcu chłopak chciał kiedyś dorównać Samaelowi w swej epickości. Kolor włosów miał już podobny, wystarczyło tylko stać się tak silnym jak on. Temu też nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób protestować, gdyż wiedział, że starszy brat w białych włosach mądrze prawi. Zacisnął piąstki i pokiwał głową z entuzjazmem, dając znać, że zgadza się na te warunki. Jednak nie mógł się powstrzymać przed żartobliwym tekstem, kiedy Takara zaczęła domagać się kawy. - Chcesz wiedzieć gdzie jest? To spójrz na swoje ubrania... Hehehe… - zaśmiał się krótko chłopak, ale szybko się ogarnął, zanim jakikolwiek głaz, laser, hamburger poleciał w jego stronę. – Spokojnie! Już po nią lecę! – rzucił machając uspokajająco ręką. W drugą zaś chwycił epickie, czarne okulary, które po przetarciu znalazły się na jego nosie. Wtedy to też chłopak dosłownie poleciał. Wystrzelił jednym z nowo poznanych zaklęć, konkretnie Flash Fly C. Ze stóp i z dłoni wystrzeliły ogniste strumienie… W ten sposób wzleciał, obdarzając jeszcze falą ciepła siedzące przy stole wróżki, podpiekając niektórym brwi! Hehehe… Bo co ma się przepychać między tłumem? Co prawda przez przypadek, za jego sprawą kilka lakrym świetlnych niebezpiecznie się zachwiało. Dopiero uczył się latać, więc nie można od niego oczekiwać za wiele… Potem prawie wleciał w bar, lecz w ostatniej chwili wyhamował. O mały włos, a znowu by coś stłukł, bądź też rozlał. Widząc, że Śnieg zajęty był nalewaniem soków, postanowił sam się obsłużyć ekspresem. Na szczęście jakoś mu się udało, ale w tej chwili chłopak uświadomił sobie jedną, dość istotną rzecz… Jeżeli Tasia zamiast pić z resztą, będzie piła kawę, to cały genialny plan trafi szlag! Niedobrze… Tak być nie może… Chce swojej kawy, to jej dostanie! Hihihihihi... Gonzales przelał większą zawartość filiżanki do jakiegoś pustego kufla, aby szybko sięgnąć po jakąś flaszkę. Wszystko robił oczywiście w takiej tajności i ukryciu, żeby żodyn go nie zauważył. W końcu każdy zajęty był czymś innym, a kto by się przejmował małym, niewinnym Gonzalesem? Schował się pod ladę i hardo polał spirytusem do filiżanki. Jednak alkohol z odrobiną kawy mało ją przypomniał. Więc sprytny chłopak dolał do niej mleka... I wszystko wyglądało ładnie i ślicznie, jak kawa! Lecz smakować mogło trochę gorzej. Szybko rozejrzał się za jakimś cukrem i srogo sypnął, jakby to miało załatwić całą sprawę. Dumny ze swojego geniuszu, ponownie uruchomił swój płomień i tym razem powoli, by nic nie rozlać wrócił do stołu, kładąc filiżankę przed Takarą. - To ten… Nie będziesz już zła? – zapytał tylko, robiąc przepraszającą minę, jakby żałował, że wcześniej rozlał na nią kawę. Zanim jednak przystąpił do przeprosin, spostrzegł, że na miejscu były jeszcze osoby, które chciały pokrzyżować mu plany swoim nie piciem, a tak być nie mogło! Chłopak zwiększając gwałtownie strumień ognia wrócił do baru i własnoręcznie się obsłużył biorąc dwie flaszki czystej. - Dopisz mi to do kajeciku… - rzucił tylko do Snowa, gdyby ten coś mówił, po czym tak szybko jak przyleciał, tak szybko odleciał w stronę Endymana i Kirino. - Nie martwcie się… Gonzales Gonzo Gick się o was troszczy… - rzucił, wciskając im flaszki. Następnie wrócił do stołu, przy którym siedziała bardziej mu znana część wróżek i na nim ostatecznie wylądował. Jejku… Ile było tego latania… - Ekhem… Hej! Słuchajcie! Będę teraz przepraszać! – zakrzyknął, by zwrócić na siebie uwagę. Zdjął okulary, przetarł je i schował do kieszeni, w celach retardacyjnych. – Tak więc przepraszam za bałagan, który stworzyłem! Czuję skruchę… Szybko i na temat. Skoro już udało się wszystko załatwić, zeskoczył ze stołu i ponownie zaczął ciągać Samaela za rękę. -Już wszystko zrobiłem! Będzie już sztuczka?!
Tora uśmiechnął się lekko, gdy Tasia przeanalizowała całą sytuację związaną z Greedersami. Chłopak zgadzał się z nią. Gorzej, jakby ktoś z czołówki listy stwierdził, że w sumie to świetna zabawa pobawić się w Chciwca. Cóż... pozostało mieć tylko nadzieję, że nikomu tak nie odbije. Odebrał od Kamishirosawy swoją gazetkę, zwinął ją naprędce i schował do kieszeni... tam gdzie się wcześniej znajdowała.
-Przecież widzę. - rzucił z przekąsem, do Yugaty, rzekomo udającej, że to na pewno nie wódka ją wykrzywiła. Wiedział, że taka była prawda, ale przekomarzanie się bywa zabawne. Gorzej natomiast, gdy Tasia okazała się zupełnie nie być w humorze na żarty... nawet jeśli głupie. Uśmiech zszedł z twarzy Byakutona, który przy okazji westchnął i rzucił do czarodziejki ziemi: -Wybacz. To było głupie. - złożył ręce przed sobą, a jego twarz przybrała przepraszający wyraz i dodał zupełnie szczerze -Przepraszam. - cóż, nie każdego mogą bawić żarty toczące się dookoła linii czasowych, zwłaszcza, jak ktoś nie ma humoru. Nie chciał jej zasmucić. Wyszło trochę niefajnie. Mimo wszystko wysilił się na uśmiech i razem z resztą rzucił -Za Fairy Tail! - i chlup. Jak pił wcześniej było, to dla nie powtarzania tylko dodam, że gdy Takara zrezygnowała z dalszego picia, to jej nie namawiał. Wystarczająco już dzisiaj powiedział w jej kierunku i nie chciał przesadzić, choć... to też już zrobił. Więc dla bezpieczeństwa, wolał pozostać przy reszcie pijących. Nawet jakoś nie wykrzywił się specjalnie na łokieć Yukitory, bo wiedział, że zasłużył. Może nawet na coś mocniejszego. Poczekał spokojnie, aż dziewczyny się wygadają, by samemu się w końcu wtrącić. -Czas się stale zmienia. Nawet teraz. Obecna przyszłość nie będzie tą samą już za chwilę. To, że coś się stanie w jednej przyszłości, nie znaczy, że w innej będzie to samo. - dodał spokojnie, wciąż z lekkim uśmiechem, acz tym razem już nie wymuszonym. Jakoś gadanie o tym go rozluźniało. I nagle... wyzwanie. Od upitego przed chwilą mężczyzny. Heh... chce walczyć? Proszę go bardzo. Dobrze, że chociaż Sam zajął się Gonzem, a jednocześnie nadal pił z nimi. No. Tak jak być powinno. Przynajmniej dzieciak im więcej wódki nie rozleje. I w sumie... ciekawe ile Tora wytrzyma z Yugatą bez popity... oj... będzie się działo. Będzie. Chociaż... może by coś zjadł? Hmm... trzeba by pomyśleć nad tym.
Snowa zupełnie zignorowała. Już tak miała w zwyczaju, że na Śniega się średnio reaguje. Zwłaszcza jak jest daleko i próbuje być zabawny. W innym wypadku był jeszcze spokojnie do przeżycia lub o dziwo co też mu się zdarza - pomocny. Na chwilę obecną był jednak tylko irytujący jak cała ta biesiada. Zupełnie nie powinno jej tu być w takim stanie. Przeniosła za to wzrok na Gonza, który chyba serio niczego się nie bał, a który serio zasługiwał na dostanie cegłą. Spojrzała na niego jak rozjuszony wilk na owcę, lecz nim zdążyła cokolwiek mu odpowiedzieć, ten w końcu łaskawie ruszył po tasiną kawę. Jaki to był zły pomysł wysyłać po nią Gonza... Tyle, ze jeszcze o tym nie wiedziała. Tymczasem nie zostało nic innego jak wrócić do rozmowy. Morderczy wzrok jej trochę zelżał na widok przepraszającego Tory. I w sumie trochę dziwna sytuacja, bo w sumie przeprosin nie chciała. Nawet nie bardzo jej zależało na tym, by komukolwiek było przez nią smutno. Tym bardziej, że jakby się tak bardziej zastanowić, to nie zrobił nic złego. To w końcu ona roztaczała ostatnio jakąś aurę nienawiści. Westchnęła ciężko po raz kolejny szukając odruchowo ręką kawy na stole, a przez który brak po prostu położyła dłoń na stole. - Oj daj spokój. Przecież nic się nie stało. Serio myślisz, że gniewałabym się o taką bzdurę? - odpowiedziała spokojnie (a przynajmniej starała się, co jej tak nie bardzo wyszło), jednak nie koniecznie zgodnie z prawdą. To jednak było irytujące. Nie aż tak, by całkowicie odpowiadać za jej zły humor, ale jednak dokładało jakąś swoją własną cegiełkę do tego. Następnie zaś przerzuciła swoją uwagę na Yugatę. - Właśnie, wszystko się może zdarzyć. Dlaczego wiec mamy zakładać, że mając tak pi razy oko pierdyliion innych wersji rozwoju wydarzeń, powtórzymy niefortunnie idealnie całą linię czasową Kyoumy? Z resztą pal licho swatanie mnie z Torą! Nie wiem jak wy ale ja mam zamiar kilka rzeczy w niej zmienić, choćby kwestię upadku gildii. Kyouma nie jest wyrocznią w sprawie przyszłości. Choćby dlatego, że ja już zmienię jakiś jej fragment. A wy co? Tak idealnie wam ona odpowiada? Nic byście w niej nie zmienili? Teraz mamy jedyną i niepowtarzalną szansę na to, by rozegrać to wedle własnej myśli. - odpowiedziała Yugacie nieco agresywnym tonem. Czułą, że powtarza to, co już kiedyś mówiła. Chyba. Albo przynajmniej mówiła coś podobnego. Zawsze można tez niefortunnie założyć, że linia czasowa Kyoumy (czyli ta linia czasowa) przewidziała jego podróże w czasie i ich decyzje, ale jakoś łatwiej jej było przyjąć tą jej wersję. Nikt nie nie będzie kurna życia układał! Ani jakiś los ani przeznaczenie. - Wybaczcie... - rzuciła ciszej już serio spokojnie zdając sobie sprawę z tego, że przecież nikt tutaj z obecnych nie jest wcale winien temu, ze gryzie wszystkich i psuje atmosferę. Nikt przecież nie jest winny temu, że praktycznie ostatnio mało sypia. Nikt nie jest winny temu, że zaprząta sobie głowę wydarzeniami związanymi z Pergrande czy szykującym się wyjazdem do Minstrelu, który niby niczym wielkim nie jest, a podświadomie brała to za jakieś wielkie, przełomowe wydarzenie, dobrze zdając sobie sprawę z tego, ze raczej takim nie będzie. Przynajmniej chciała w to wierzyć. Nikt też nie był winny temu, że nie miała ka... A nie, Gonzo był winny. Tylko był trochę za daleko, by strzelić mu w łeb. A teraz, kiedy jeszcze w międzyczasie przyniósł jej kawę (przynajmniej tak optymistycznie założyła), tak jakby odkupił swoje winy. - Gorszy dzień... Czy tam tydzień... albo tysiąclecie, w sumie załóżmy że gorszy jakiś-dłuższy-okres-czasu. - chwyciła filiżankę z naparem (o losie...) słuchając słów Gonza. I przez ta jedna chwilę pomiędzy jego przeprosinami a wypiciem zawartości serio było jej go trochę żal, bo chyba się trochę tą kawą przejął (w sumie słusznie, ale nie spodziewała się). - W porządku. Ale następnym razem uważaj. - odpowiedziała Gonzowi, po czym stwierdziła, ze dobrym pomysłem byłoby czymś zagłuszyć to dziwne uczucie po wódce. A ze kawa nie wydawała jej się specjalnie gorąca, to postanowiła opróżnić zawartość jednym tchem. W pierwszej chwili coś jej nie grało, bo zdawała jej się nawet nie tyle ciepła, co w ogóle jakaś taka zimna. W drugiej chwili stwierdziła, że to nawet nie smakuje jak kawa. A w trzeciej już było za późno... W zasadzie w trzeciej chwili automatycznie pobladła. To nazwać kawą to zbrodnia przeciwko ludzkości. A jeszcze większą zbrodnią było wymieszać kawę ze spirytusem i mlekiem. Za to powinni wieszać. Albo nie wieszać... Co najmniej jakieś zmyślne tortury... Tak jak chciała zagłuszyć posmak po wódce, tak tylko teraz się pogorszyło i bez jakiegokolwiek namysłu chwyciła za jakikolwiek pierwszy lepszy sok nie kwapiąc się nawet do nalania go sobie do szklaneczki, tylko od razu wlała w siebie prosto z kartonu jakiś litr czy dwa. - TrzymajciemniebojagozarazzamoRRRRRdujępoprostu....- wyrzuciła z siebie coś, co przypominało jedno bardzo długie, złożone słowo, z bardzo konkretnym przekazem i zaakcentowanym, przedłużonym "r". Chyba to "r" odkrywało ważną rolę. Wstała nieco niepewnie lekko się trzęsąc jakby z zimna. Nie wiedziała czy efekt dość solidnej ilości procentów w tworze przygotowanym jej przez Gonza czy w ogóle kwestia tego, z czym to jeszcze wymieszał. Cholera wie. Nie szła jednak w stronę Gonza. Wyhaczyła go tylko wzrokiem, by przebić się Shieldem przez deski sali i sieknąć go w podbródek kiedy tylko stanął przed Samem. Tyle, że coś z celowaniem nie wyszło, i Shield wyskoczył pod nim nieco ukośny ale z wystarczającą siłą, by wbić się w sufit. I tak, zupełnie ją nie obchodziło, że ją Alezja za to może zabić z zimną krwią. W zasadzie byłaby to teraz ostatnia rzecz o jakiej by pomyślała. - Tora, nie schlejcie się za bardzo i pilnuj, żeby się za bardzo nikt tutaj krwią nie zalał. Jak tutaj dłużej zostanę albo zejdę, albo sama kogoś zatłukę... - rzuciła do towarzysza nieco słabym głosem, po czym ruszyła powoli w stronę schodów na górę. Było jej co najmniej po tym combo niedobrze. W duchu liczyła na to, żeby ta pseudo kawa nie rozwaliła jej czasem na dobre żołądka... Kto normalny miesza kawę, mleko i spirytus.... Chociaż może by to miało nawet więcej sensu, gdyby takiej mieszanki nie robił akurat Gonzo. Bo nie wierzyła, żeby taką hecę odwalił Snow. To byłby zupełny brak instynktu przetrwania i kompletne samobójstwo, a o coś takiego prędzej podejrzewałaby Gonza, który chyba niczego i nikogo się nie boi. Tylko teraz pytanie, dlaczego on sam się bawił za barem...? Też warte rozważenia, bo jeżeli Snow go nie wpuścił i faktycznie jest na tyle podły, to podłoga gildii zapewne ucierpi jeszcze raz. Miał na tyle szczęścia, że był za daleko, by się do niego tłuc tylko po to by mu strzelić w zęby. Zwłaszcza ze nie miała pewności, kto chciał ją tak perfidnie struć. A Taśce nie zostało nic innego jak jakoś przedrzeć się przez schody, przymknąć drzwi od gabinetu Alezji, zgarnąć papiery na bok, położyć łeb pomiędzy rączkami które to złożyła na biurku i czekać na cudowne ozdrowienie. w nieco względnej ciszy. W sumie zaparzyłaby sobie kawy bo niby wszystko do tego sobie na miejscu pochowała, jednak obecnie nie był to chyba światły pomysł.
Abri jak zwykle o niczym nie wiedziała, niczym się nie interesowała, kiedy więc pojawiła się na miejscu wcale nie była zdziwiona, o tym, że nic nie wie. Ale nie przejęła się tym zbytnio, postanowiła bowiem dołączyć do zgromadzenia. Wszak była członkiem gildii i kiedy się coś działo - wypadałoby być częścią tego, co się działo. Oczywiście pojawiła się na biesiadzie w ludzkiej postaci, więc również nie zdziwi jej, jeśli zostanie nierozpoznana. No ale po prostu nie wypadało siedzieć w takim zgromadzeniu jako kot. Przecież jej nie zrozumieją jak będzie miała coś do powiedzenia, choć szczerze w to wątpiła. Ale mniejsza. Po tym jak weszła do środka od razu skierowała się do najbliższego wolnego miejsca przy stole i nie dbając o to, czy było już wcześniej przez kogoś zajęte czy też nie - usiadła. Rozejrzała się wokół próbując rozeznać się w sytuacji, a kiedy zobaczyła obok, kufel z niedobitym trunkiem postanowiła go opróżnić. A co! Właściciel pewnie i tak już nie chciał pić, skoro zostawił prawie pół piwa. Tuż po opróżnieniu kufla odłożyła go na miejsce, żeby nie było na nią i zaczęła w milczeniu obserwować co dzieje się na sali i przysłuchiwać się rozmowom.
Yugata
Liczba postów : 558
Dołączył/a : 11/11/2012
Skąd : To nie ma znaczenia, skoro miejsce, z którego pochodzi, już nie istnieje
Yugata na tę odpowiedź skrzyżowała ręce na piersi i pokazała Torze język. Wiedziała, że on wie, ale nie mogła tak tego docinka puścić mimo uszu. Gdyby puściła, nie byłaby sobą. Przecież to ona zawsze musi mieć ostatnie słowo! Potem, na słowa Tasi, przewróciła oczami. Przecież widać było, że była dotknięta. A jeszcze udawała, że wcale nie. I robiła to tak nieudolnie. (co za hipokryzja! dop. autorki) - No tak, zapomniałam, że "Kamishirosawa Takara" to synonim do "wszystko po mnie spływa jak po kaczce" - mruknęła pod nosem Yugi. Pod nosem, bo nie chciała koleżance sprawić jeszcze więcej przykrości; wystarczająco się dziś popisała i było jej głupio. A ponieważ sama nienawidziła przepraszać, to bardzo wiele dla niej znaczyło, jeśli już ktoś kierował do niej słowa szczerej skruchy. A zatem jeśli ktoś w taki sposób traktował przeprosiny, strasznie działało to białowłosej na nerwy. No, może nie było tak, że Takara je ODRZUCIŁA. Ale powiedziała, że absolutnie nie były potrzebne, a według Yukitory była to jawna protekcjonalność i brak poważnego traktowania w stosunku do przepraszającego. A nie od tego są przeprosiny, żeby zarzucać im bezpodstawność. - Ale my tego absolutnie nie zakładamy! - wykrzyknęła Tygrysica, potrząsając głową. Zamysł żartów tutaj był zupełnie inny. - Zrobię wszystko. Absolutnie wszystko, co trzeba będzie, żeby losy się tak nie potoczyły - dodała poważnie, z determinacją w głosie i niezwykłym błyskiem w oku. - Pierwszą rzeczą działającą na naszą korzyść jest pojawienie się Kyoumy, mimo wszystko. W jego linii czasowej najprawdopodobniej się nie pojawił przed swoimi narodzinami. Co oznacza, że bieg naszej linii czasowej jest już zmieniony. Teraz tylko musimy czekać, aż efekt motyla się spiętrzy. Oczywiście, jako Fairy Tail, nie będziemy tego robić biernie - wyszczerzyła się na koniec i wyciągnęła do Takary zaciśniętą pięść, by ta mogła przybić jej żółwika. Trochę na zgodę, ale głównie to by podbudować morale. I zaznaczyć, że jak to Wróżki, będą się wspierać z całych sił. Do końca. Kiedy koleżanka się uspokoiła, Yugi położyła jej dłoń na ramieniu. Rozumiała. Gorszy dzień, gorsze życie w ogóle... Ona też się tak czasem czuła. Ale starała się to zwalczać, nie myśleć o tym. Nie myśleć o większym obrazie. Starała się skupiać na szczegółach; na dnach, na chwilach - zamiast na całym życiu. To pomagało. Kiedy gniew znów wstrząsnął Kamishirosawą, Tygrysica westchnęła głośno i zgromiła wzrokiem Gonzalesa. Już się udało ją uspokoić, już można było próbować ją rozbawiać, a ten musiał ją znowu wkurwić. I wiedziała, że teraz nie będzie już ale. Po prostu pożegnała ją skinieniem głowy i smutną minką, kiedy ta szła na górę. Ale... "Nie schlejcie się za bardzo"? Białowłosa uniosła brew i rzuciła pytające spojrzenie drugiemu Tygrysowi. To chyba nie wchodziło w grę. Nie dość, że oni sami mieli konkurs, to jeszcze Mamoru i Percival rzucili im wyzwanie. A ona prędzej zginie, niż odpuści. - Jak mamy pokonać te stare pierniki, to lepiej coś opierniczmy - rzekła tylko z uśmiechem, niedbale wskazując kciukiem na walących browce mężczyzn. Zatarła ręce na samą myśl o jedzonku. Przydałoby się coś zjeść, skoro tamta drużyna postawiła na słabszy trunek. - Poza tym, pamiętasz, ile jest? - zapytała, przykładając palec wskazujący do twarzy w geście zamyślenia. - Dwadzieścia dwa do dwudziestu dwóch? Jak na jej gust był remis. Albo bardzo blisko remisu. Jeszcze nigdy żadnemu nie udało się uzyskać dwupunktowej przewagi. Zwłaszcza, że często nawet w pojedynczym pojedynku ciężko było wyłonić definitywnego zwycięzcę.
Yugata mogła udawać, Tora mógł udawać, dobrze, że chociaż oboje mieli z tego jakiś ubaw. A przynajmniej jakiś jego rodzaj. Mimo wszystko Byakuton tylko pokiwał głową z lekką dezaprobatą, jakoby nie przyjmował jej wyjaśnień dla siebie. Ot udawał, że wie lepiej. A co, niech się podroczą jeszcze chwilę. Bo mogą, a co!
Słowa Tasi nie były najbardziej przekonywującymi słowami na świecie. I pewnie każdy z tego wspaniałego trio miał tego świadomość. Mimo wszystko dyskusja na temat jakoś ożywiła atmosferę i pozwoliła wrócić do poprzedniego swojego stanu. Zawsze coś, prawda? -Pamiętaj, że nie planuję tak łatwo oddać statusu najsilniejszego maga. - rzucił lekko wystawiając język do Kamishirosawy, po czym się uśmiechnął szerzej i dodał -Poza tym pewnie wszystko zdążymy zmienić. Z 3 razy. - dodał zgadzając się z Yugatą. Bo może. Jeśli nie chodzi o picie to może. A jak! Po chwili, gdy Tasia zaczęła się już lekko uspokajać i przepraszać Tora wstał, poklepał ją przyjacielska po plecach i dodał -Spokojnie. Będzie lepiej. - dodał dla otuchy, choć pewnie nie pomoże to za wiele.
No i za chwilę stała się rzeź i mord. A przynajmniej był w planach, bo na razie ranę otrzymał budynek gildii. Cóż... zaczyna się. Oj... Gonzo przesadził. Za bardzo przesadził. Tora osobiście sam by go jakoś ukarał, ale wystarczyło, że Tasia sama w sobie wyglądała już obecnie nie za ciekawie i zdecydowanie potrzebowała odpocząć. Nawet zaczęła jakoś iść dalej. -Zaraz wrócę, upewnię się, że sama dojdzie gdzie chce. Możesz mi zamówić to co zwykle? Pamiętasz chyba co, nie? Ah, możesz też polać. - rzucił jeszcze do Yugaty, po czym poszedł za Tasią. W sumie byłaby szkoda, gdyby się potknęła i popsuła schody. Albo siebie co gorsza. Więc po prostu w razie czego, gdyby się jakoś zataczała czy coś, to po prostu pomógłby jej dojść do gabinetu, tam jeszcze się pytając czy nie chce czegoś do picia, by w razie czego jej podać/przygotować jakiś napój. A potem, upewniając się, że przeżyje, wrócić do grupy na sali biesiadnej.
Ciekawiło go, czy Yugata już zamówiła dla niego jego danie. I czy pamiętała, że w sumie póki było tam mięso, surówka oraz grzyby lub sos grzybowy, to praktycznie był w raju żywieniowym. A Tora oczywiście wcześniej zgodził się lekkim skinieniem głowy, że "nie schlanie się za bardzo" jest czczą prośbą. Nie da się. Słysząc pytanie o wynik nie mógł się powstrzymać. Z chytrym uśmiechem spojrzał na białowłosą i rzucił: -A przypadkiem nie 25 do 24 dla mnie? - po czym wyzywająco spojrzał jej w oczy. Po dłuższej chwili, gdy utrzymywał pełną powagę na twarzy jednak cicho się zaśmiał, gdy Yugata jakoś by zaczęła nie dowierzać, powątpiewać lub pokornie przyjęła ten wynik i dodał z uśmiechem -A tak na poważnie to 24 do 24. To co? Pijem? - to powiedziawszy zatarł dłonie i wziął kieliszek w dłoń, czekając na jakiś toast ze strony Yugi, lub, gdyby ta nie polała, gdy go nie było, sam by najpierw polał, a potem wzniósł w górę, wymownie spoglądając na Yukitorę, oczekując na toast.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.