I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zwykła, prywatna posiadłość znajdująca się na wschodzie miasta Oshibana. Jest ogrodzona wysokim kamiennym murem, który całkowicie odgradza dom od reszty miasta. Nie można przez niego zajrzeć do środka, gdyż mało kto przez niego może przejrzeć - mierzy on sobie 4 metry wysokości. W rogach murów znajdują się nawet dwie wieżyczki strażnicze, o wysokościach 10 metrów. Całość uzupełnia stalowa brama o kolorze czarnym. Nie ma na sobie żadnych zdobień, a jedynie dwie wielkie magiczne antaby, które przypominają głowy lisów. Sama willa nie jest zbyt okazała, a można nawet powiedzieć, że jest dość zwykła. Jest to dwu piętrowy budynek koloru białego, z wielką ilością okien i tarasem na przedzie. Otoczony z trzech stron zadbanym ogrodem, zaś z tyłu znajduje się basen. Kilka metrów od samego budynku znajduje się stajnia i inne budynki gospodarcze. Służba najwidoczniej mieszka wraz z właścicielami. A, zapomniałbym - tuż obok bramy znajduje się mały budynek, w którym mieszka strażnik.
MG:
Magów zebrało się aż trzech. Co prawda, lord chciał zatrudnić dwóch, ale jak sam stwierdził - czym ich więcej, tym lepiej. W końcu chodziło tutaj o dobro jego żony, prawda? Pogoda dopisywała. Było ciepło na tyle, aby chodzić w samej bluzie, do tego dochodził lekki wiatr, który co chwilę owiewał ciała przechodniów. Na niebie zbierały się czarne chmury, który trochę przyćmiewały słońce. Zbliżała się 18, więc na ulicach wciąż było pełno ludzi. Miasto jak zwykle tętniło życiem. Jedynie posiadłość Mariev'ów odcięła się od reszty świata. I tak otoczono ją murem i tak odgrodzoną ją grubą bramą. Ale teraz strażnik był o wiele bardziej czujny, a żona lorda nie wychodziła z sypialni. Sam gospodarz nie ruszał się z domu. Służba była czujna i przestraszona tym, co się działo. A gdzie byli magowie, których zatrudnił możnowładca? No właśnie, gdzie?
# Dobra, napiszcie mi tutaj jak przybyliście do posiadłości, jak by co dostaliście adres, więc go znacie... Róbta co chceta.
No i tak się jakoś złożyło że Tang zawędrował do tego tętniącego życiem miasta. DHC borykało się obecnie z pewnymi problemami, on jednak po rozmowie z Mimem, został wysłany tutaj, nie na Desertio, mimo że bardzo chciał pomóc mistrzowi w tej sytuacji. Mimo wszystko wsiadł w powóz i udał się do rezydencji, której adres miał na kartce. Ubrany był w skórzane buty i granatowe skórzane spodnie, oraz ciemno niebieską lnianą koszulę. Na to wszystko zarzucił gruby, biały płaszcz. Dlatego też, kiedy wysiadł z powodu, nie było wcale tak zimno. Za to przed nim wznosił się domek strażnika...a obok był mur... może powinien przejść przez mur? Chociaż z drugiej strony biorąc pod uwagę specyfikę misji, zakradanie się do zleceniodawcy mogło nie być zbyt mądrym przedsięwzięciem... Wzruszenie ramionami było odpowiedzią na niewypowiedziane pytanie, co dalej? W myśl socjologicznej idei zgłębiania zachowań ludzkich, Tang powinien przejść przez ten cholerny mur i zobaczyć jak zareagują zleceniodawcy, niemniej jednak głupi nie był i przypuszczał jak może się to skończyć, a problemów nie chciał. Przynajmniej nie na początku misji. Chętnie poczekałby na dwójkę pozostałych uczestników, ale to niestety wiązało się z oczekiwaniem, nie wiadomo jak długim. Zamiast tego postanowił, że mimo wszystko przełamie swoje własne granice i pójdzie do tego domku... Ale czy to na pewno był dobry pomysł? Może powinien po prostu wejść do posiadłości? Ech... że też nie podano dokładnych instrukcji co robić. Ostatecznie chłopak wykonał kilka kroków i zapukał szybko do drzwi strażnika, odsuwając się następnie na kilka kroków i wbijając wzrok w ziemię. Przed siebie wyciągnął tylko prawą dłoń, w której dzierżył dzielnie, kartkę ze zleceniem, by dać strażnikowi jasno do wiadomości, w jakiej sprawie przychodzi. Miał tylko nadzieję że jego kompani na tą misję, będą w miarę normalni...
Tak, miałeś... A czy znałeś uczucie, kiedy twoje nadzieje zostają bezlitośnie zniszczone? Na początku można było zauważyć wędrowca, który, podobnie jak wcześniejszy przybysz, miał nałożony na siebie biały płaszcz. Były tylko dwie różnice. Pierwsza: zakrywał jego całe ciało, kaptur miał nałożony na głowę, przez to nie było widać ani sylwetki, ani twarzy. Jednak drugi bardziej mógł niepokoić: przybysz znajdował się... na drzewie. Konkretniej na jednej z gałęzi, która chwiała się pod jego ciężarem sprawiając, że tajemnicza osoba musiała podeprzeć się na pniu, żeby nie spaść. Zacznijmy od najważniejszego pytania: po co, do cholery, ktoś miał się tam wdrapywać? Odpowiedź nadeszła po chwili: - Gdy zło wychodzi z ukrycia... sadystyczny morderca grasuje na niewinne dusze... I gdy celuje w kolejną... Pojawia się tarcza światła, młot sprawiedliwości, który wybawia pokonanych i karze grzeszników! Oto waleczny bohater, Never Winter, nadchodzi! Hahhahaha! Zaśmiałem się, zrzucając okrycie. I całe szczęście, bo było one dość grube i grzało niepomiernie. Ale to była konieczność, podobno ostatni krzyk mody, jak było napisane w "Poradniku Młodego Bohatera". Ukryty, tajemniczy, ratuje wszystkich w ostatnim momencie... - Zaraz, chyba nie przyszedłem w dobrej chwili, nie? Póki co, nic się nie działo, a "zabójca" zadzwonił do drzwi. Nie byłem może geniuszem, ale nawet ja mogłem się zorientować, że raczej nie byłby aż tak bezczelny. Teraz tylko pozostała kwestia z zejśc-TRZASK! -... Huh? Nagle usłyszałem głośny odgłos złamiania oraz wyczułem powietrze pod nogami. Spojrzałem w dół. Gałąź, na której stałem... Już jej nie było. -... WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH! Ziemia mnie bardzo lubiła, kolejny raz mnie wzywała z zaaaaaaaaaaadziwiającą prędkością! Znów jednak szczęście mi dopisało i trafiłem na garstkę liści, która zamortyzowała mój upadek. Przekoziołkowałem kilka razy i, zupełnie przypadkowo, powróciłem do pozycji stojącej, przed bramą i tym nieznajomym, który właśnie zapukał do drzwi... W sumie, to kiedy tak na niego patrzyłem z bliska, to coś mi się przypominało. Co powiedzieli na temat tej mojej debiutanckiej misji? Że będzie ktoś jeszcze spoza gildii... Chyba coś takiego. Czyżby to był on? - K-konnichiwa! - zacząłem, uśmiechając się przyjaźnie. - Czy jesteś tą osobą, która też wynajęli do ochrony, czy raczej zabójcą? Kto pyta, ten nie błądzi! Trzeba było tak od razu. -... Sigh, Never-kun - nagle za swoimi plecami usłyszałem westchnięcie znanej mi osoby. - Z reguły niewiele osób odpowiedziałoby na tą ostatnią część pytania twierdząco. Przede mnie wyleciała osóbka w żółtych włosach i swoich niebieskich ubrankach. Zupełnie tak, jak widziałem ją pierwszy raz. - E-eto... Tak? Czytałem, to złe charaktery nie kryją się ze swoimi czynami... -... ale też nie ogłaszają ich publicznie. Naprawdę... - odwróciła się wtedy do chłopaka. - Ty musisz być Baelong-san. Nazywam się Grey Eminence i jestem towarzyszką osoby również przydzielonej do tej misji, Never Wintera. Jest, co prawda, hałaśliwym idiotą, ale jeśli przyjdzie zadanie chronienia kogoś, jest niezastąpiony, więc możesz mu ufać. Ostatnich słów niestety nie słyszałem. Grey wtedy to odleciała, a ja uśmiechnąłem się szeroko. - Miło mi cię poznać! Mam nadzieję, że będzie mi się z tobą mile współpracowało! Razem ochronimy wszystkich i odeprzemy zło, jakiekolwiek ono by nie było! Skończyłem tą doniosłą przemowę, swoją drogą bardzo fajną, postanowiłem sobie po skończeniu tego zapisać ją sobie, aby ją nie zapomnieć, po czym wyciągnąłem rękę, przyjacielsko, do nowego towarzysza.
Obrazek za obrazkiem, drzewo za drzewem, aż w końcu i krajobraz za krajobrazem... nawet jeśli było to lekko przesadzone stwierdzenie. Czarodziej, którego przynależność do gildii była obecnie jednym wielkim układem równań z losową ilością niewiadomych, całą drogę do Oshibany, spędził w powozie, patrząc to na zmieniające się widoki poza powozem, a także co jakiś czas na swoją pogryzioną jakiś czas temu rękę. Coś się zmieniło... nie do końca jednak Torashiro wiedział coś. Przyglądając się swoim dłoniom wpadł w dziwne, nostalgiczne uczucie. Wspomnienia, jak to obmywał swą twarz w strumieniu po ciężkim treningu, zanim wrócił do domku swojego "wujka". Szkoda, że tak się to potoczyło... choć czy wtedy cała oś czasu byłaby zachowana? Z różnego typu rozmyślań wyrwał go jednak głos woźnicy.
-Jesteśmy w Oshibanie. - poinformował Byakutona mężczyzna, na co mag tylko kiwnął z lekkim zaskoczeniem głową i podziękował mu za cały transport.
Opuściwszy więc pojazd, udał się powoli w stronę posiadłości zleceniodawcy. Nie miał zamiaru oczekiwać na jakieś losowe wydarzenia, więc spokojnym tempem, udał się na miejsce. Odziany był stosunkowo zwyczajnie. Ciemne jeansy, czarne sportowe buty, a do tego biały T-shirt i ciemnoszara bluza. Przy sobie miał również niewielki pakunek, którym mianowicie był specyficznie złożony i związany płaszcz. Naturalnie... w ciemnych odcieniach, wzięty tak na zaś. Nie czuł potrzeby zakładania go teraz, dlatego tez przenosił go w taki a nie inny sposób. Po kilkunastu może minutach, trafił wreszcie pod wyznaczony adres, dostrzegając tam aż trzy osoby. Dwie nawet kojarzył.
~Serio?~ pomyślał, przypominając sobie zachowanie Nevera w szpitalu, co jednak wywołało delikatny uśmiech na twarzy Torashiro ~Może teraz się czegoś dowiem?~
Z takimi oto myślami podszedł do owej dwójki, a mianowicie, zachodząc bardziej Nevera od tyłu niczym partyzant armię, miał zamiar niemalże przerzucić swe ramię przez jego barki i z uśmiechem przywitać się ze znaną mu dwójką:
-Siemka Never, witaj Grey - a to wszystko obarczone jakże wielkim, popularnie nazywanym, zacieszem na ryju, by po chwili zwrócić się również do trzeciej znajdującej się tu osoby -Hej, jestem Torashiro. Co tam? - ach, zdecydowanie nie ma nic lepszego od gwałtownego i jakże zaskakującego powitania swych prawdopodobnych towarzyszy misji.
Zanim zacznę - Torashiro, mógłbyś zmienić kolor czcionki wypowiedzi? Bo jest na tym layoucie mało czytelna...
No więc cała czwórka w końcu się zebrała. Problem w tym, że tylko Wen-Tang zrobić coś istotnego. Zapukał do domku strażnika. Co prawda strażnik i tak obserwował cała gromadkę, ale nie miał zamiaru interweniować, bo niby po co? Dopóki nie zrobili nic złego, nie miał nic do roboty. Nie mniej, w końcu musiał ruszyć swoje cztery litery i otworzyć drzwi. Zanim zdążył zapytać, o co chodzi, zobaczył, że chłopiec trzyma w ręku kartkę... przyjrzał się jej bliżej i pokiwał głową. Wiedział o co chodziło. Wyglądał dość młodo, głównie przez twarz, która nie nosiła żadnego śladu starości - nie miał zmarszczek, blizn, jego skóra nie wiedzieć dlaczego lekko lśniła, no i nie miał ani jednego włosa na twarzy. Co za tym idzie, nie posiadał brody ani wąsów. Za to jego brwi były bardzo dziwne. Były zrośnięte w jedną długą, no i były bardzo krzaczaste. Na głowie miał niebieską, kwadratową czapkę, pod która upchnął swoje blond włosy. Ubrany w niebieski mundur z wieloma kieszeniami. Był wzrostu Nevera, ale w przeciwności do niego był o wiele chudszy i wyglądał dość mizernie. Ogólnie prezentował się dość słabo, jak na strażnika takiej rezydencji. Mimo to uśmiechnął się do Wen-Tang'a i gestem pokazał mu, aby schował kartkę. Spojrzał po twarzach przybyłych i zmarszczył brwi, a właściwie brew. -Wydawało mi się, że była mowa o trzech magach. A tu widzę cztery osoby. Na dodatek to dziecko. To nie przedszkole... Jak bardzo jesteście nie poważni, aby zabierać ze sobą własne dzieci na misję, w której macie obronić kogoś życie?-powiedział z surową miną, przyglądając się Grey. I robiąc kilka kroków w waszą stronę.-Wasze imiona i nazwiska?-dorzucił.
//Wydawało mi się, że Grey jest małą wróżką która lata za Neverem, ale po przeczytaniu jej opisu doszedłem do wniosku, że ona wygląda jak małe dziecko o.o Może źle przeczytałem...?
Spokojnie stał, pod drzwiami domu, kiedy za sobą usłyszał dźwięk pękającej gałęzi. Kiedy zaś się odwrócił, dostrzegł człowieka, wykonującego niesamowite powietrzne akrobacje. W pierwszym odruchy Wen pomyślał że człowiek ten jest po prostu głupi, ale może, po prostu był odważny i pewny swoich umiejętności? Dość sceptycznie zmarszczył brwi, na razie woląc nie oceniać pochopnie ów człowieka, który teraz się do niego zbliżał. Mało że zbliżał, zagadał do niego! Na dodatek obok niego pojawiła się... wróżka!? Mała... wróżka... mimowolnie blady Już Wen pobladł jeszcze trochę i odsunął się krok do tyłu, spojrzeniem przeskakując z jednego na drugie, gdy niczym karabiny maszynowe, wymieniali miedzy sobą słowa. Byli bardzo otwarci i wygadani, jego zupełne przeciwieństwa. Tego było jednak mało! Bo przybył kolejny mężczyzna. Facet wyglądał w sumie jak superbohater a ten co dopiero przyszedł, jak jego wierny pomocnik. Kiedyś czytał o superbohaterach. Byli super i w ogóle. To był jeden z nich? Oczy Baelonga mimo wszystko zrobiły się nieco większe a on nie śmiało się uśmiechnął, kłaniając obu panom.-Wen-Tang Baelong-Przedstawił się, po czym speszony odwrócił głowę na bok, by nie patrzeć na dwójkę wyższych mężczyzn. Miał tylko nadzieję że wróżka sobie pójdzie i nie będzie za bardzo się z nim spoufalała. Była taka... drobna. Kiedy zaś z strażnicy wyszedł strażnik i zaczął na nich krzyczeć, Baelong zmieszał się jeszcze bardziej, odsuwając od niego i tym samym wpadając na chłopaków za nim. To zmieszało go jeszcze bardziej i ze zbolałą miną zaczął kręcić głową to od strażnika to do superbohaterów, po czym szybko odwrócił się do strażnika i jemu też się skłonił.-Wen-Tang Baelong-Przedstawił się już drugi raz w ciągu chwili. I całe marzenia o jak najmniejszym odzywaniu legły w gruzach.Zresztą, misja zapowiadała się naprawdę strasznie, tylu... ludzi. A miał tylko zabić zabójce. I wszystko było by dobrze a teraz...
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Sob Paź 26 2013, 22:35
PERSPEKTYWA GREY Mmm, tak szybko? Pomyślałam, kiedy chłopak się odsunął od nas, blady jak sama śmierć. Biedaczek, musiał być przerażony zarówno mną, jak i Never-kunem, który tak stał z wyciągniętą ręką, nie za bardzo wiedząc, o co chodzi. I wtedy przybył jeszcze jeden mag, co musiało go totalnie skonfudować. Aktualnie, był mi on dobrze znany. - Witaj, Byakuton-kun. Spodziewałam się ciebie. Zleceniodawca najął trzy osoby, więc logiczne było, że stawi się jeszcze ktoś. Wystarczyło przejrzeć odpowiednie papiery, popytać się kilku osób i już się wiedziało, kto miał brać udział. Miałam takie przeczucie w szpitalu, że spotkamy się prędko, ale nie sądziłam, że aż tak. Pewnie będzie mnie wypytywał o swojego "wujka"... No cóż, chyba mogłam mu udzielić paru informacji, mniej istotnych, resztę zachowujac dla siebie. - 'Hayo, Torashirou! Więc i ty również przybyłeś... Teraz nasze połączone siły rozświetlą każdą ciemność. Ten zabójca może równie dobrze zrezygnować ze swoich zamiarów! Oznajmił mój kochany swoimi sztampowymi liniami, podnosząc pięść do góry. Baelong-san również wybudził się ze skamienienia i nareszcie się skłonił, aczkolwiek dostrzegłam, jak unikał mojego wzroku. Czyżby się mnie bał aż tak bardzo? Mimo, że chłopak nie był wysoki, to ja byłam jeszcze niższa! Nie wiedziałam, skąd ten lęk. I wtedy właśnie nareszcie otwarły się drzwi i wyszedł strażnik. Na początku wpadła mi w oko jego sylwetka. Tylko skóra i kości! Never-kun, co prawda, miał niedowagę, lecz przy tamtym wyglądał na dobrze odżywionego kupca. Po tym, patrząc na kolejne twarze, zatrzymał swój wzrok na mnie i powiedział coś naprawdę niemiłego. Wypraszam sobie! Mój wzrost nie był wysoki, lecz to nie powód, aby mnie traktować jako dziecko! Gdyby usłyszał mój prawdziwy wiek, dostałby pewnie apopleksji, ale nie miałam powodów, aby mu go zdradzać. Zamiast tego odchrząknęłam, po czym uniosłam się z półtora metra nad ziemię i spojrzałam na niego z wysoka. - Nie jestem dzieckiem, a chowańcem - oznajmiłam dobitnie. Nawet chyba taki idiota jak ten tutaj strażnik powinien kojarzyć słowo. - I radziłabym zachować większy szacunek do kogoś, kogo się nie zna... Dodałam chłodno, a następnie odleciałam za plecy Never-kuna, który był zdezorientowany całą tą sytuacją, jednak po chwili zaśmiał się i zaplótł ramiona. - Nazywam się Winter! Never Winter! Przybyłem na wezwanie, żeby bronić niewinnych przed plugawym dotykiem zła! ... Cóż, mojego kochanego takie oziębłe traktowanie nie dotknęło. Prawdopodobnie był zbyt głupi, aby się o tym zorientować. Ach, mój Never-kun, taki nieporadny...
________________________________ Dobrze kojarzysz, Fem. Nie było w FT póki co żadnej wróżki, więc pozwoliłem sobie na odrobinę własnej inwencji twórczej >_< Mam jednak nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Nie Paź 27 2013, 10:47
Postaram się zmienić, ale wciąż szukam jakiegoś w tych odcieniach do wypowiedzi :(, więc będzie trochę eksperymentów
W sumie ciekawie się zapowiadała ta misja. Nie był z obcymi ludźmi, kogoś nawet znał, więc trochę raźniej było. Chociaż... Never jak zwykle przesadzał, czym lekko załamał Byakutona, chociaż chyba powinien zacząć się przyzwyczajać. Jeszcze trochę i zapewne będzie go spotykał częściej.
-Never... - zaczął powoli wypowiedź -Nie mów do mnie w ten... sposób. - po prostu Torashiro nie przepadał za tego typu wypowiedziami i wolał sobie darować słuchanie ich w większej ilości, niż byłoby to konieczne. Po chwili czarodziej spojrzał na lewitującą dziewczynkę i rzekł do niej -Będziemy musieli potem porozmawiać Grey-san. - z kolei jego kolejnym odbiorcą wiadomości, był trzeci chłopak tutaj -Mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracować.
Po chwili wyszedł również i strażnik, który nie wykazał się miłym powitaniem... które było stosunkowo komiczne w porównaniu do jego wyglądu. Nie wydawał się on mu strasznym i budzącym gigantyczny respekt ochroniarzem posiadłości. Jednakże Baelong najwyraźniej był nieźle zmieszany owym zajściem, gdyż najpewniej by upadł na ziemię, gdyby nie dwójka pozostałych magów, na których wpadł.
-Byakuton Torashiro - krótko odpowiedział strażnikowi, nie widząc sensu w bardziej rozwiniętej wypowiedzi.
Nie było to od niego wymagane, więc nie czuł też wewnętrznej potrzeby zagadania mężczyzny na śmierć.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Nie Paź 27 2013, 22:36
MG:
Strażnik podrapał się tylko po głowie. Bo w sumie co miał zrobić? Przedstawili się tak jak chciał, prawda? Gadali coś tam do siebie, jakieś pierdoły... Ziewnął krótko i odpowiedział wróżce: -Chowaniec, mówisz? To coś w rodzaju zwierzątka, tak? Hm....-zaczął mruczeć coś pod nosem, po czym machnął tylko ręką.-Nieważne.-dorzucił i na chwile zniknął wam z oczu, gdyż skierował się z powrotem do swojej klitki. Tam gadał coś jak by do siebie, po czym wrócił z kawałkiem kartki. -Torashiro, Never i Wen-Tang... No tak, wszystko się zgadza. Dobra, nie będę was więcej zatrzymywał. Idźcie...-mruknął, jeszcze raz podrapał się po głowie i znowu wrócił do domku. Po chwili usłyszeliście cichy zgrzyt, a brama powoli otworzyła się.
Waszym oczom ukazała się kamienna droga, która prowadziła w głąb ogrodu, omijała dwupiętrowy budynek i znikała za rogiem. Obok niej, od bramy do domu ciągła się żużlowa ścieżka, otoczona różnymi rodzajami krzewów, drzew, kwiatów, oraz - miejscami - żywopłotem. Na pierwszy rzut oka widać było, że właściciel poświęca mu wiele uwagi, ponieważ był bardzo zadbany oraz rozbudowany. Znajdowały się tutaj nawet ławki, na których można było usiąść, fontanny, liczne figury i popiesia, a także wiele innych ogrodowych akcesoriów. Ale to nie było ważne.
Ważne było to, że na drugim końcu ścieżki czekał mężczyzna. Był raczej niski, Wan-Tang przerastał go prawie o głowę, więc liczyć sobie mógł nie więcej niż 155 centymetrów wzrostu i chudy- ubrania, które na sobie miał widocznie od niego odstawały. Rękawy od koszuli podwinięte miał kilka razy, nogawki garnituru ciągnęły się po ziemi, a same spodnie z niego spadały i co chwile je podciągał. Nie miał krawata, ani muszki, ani marynarki, ale za to jego głowę zdobił sporej wielkości kapelusz, a w prawym oku siedział monokl. Miał krótko przycięte zielone włosy, żółte zęby oraz dość długą brodę w której widać było resztki jego śniadania. Jego małe, czarne oczy przyglądały się wam uważnie. W prawej dłoni trzymał laskę, na której się opierał.
-To wy jesteście magami, których zatrudniłem?-zapytał, a jego głos był bardzo gruby i męski, tak, że w ogóle nie pasował do jego wyglądu.-Pytania?
Wszystko przebiegało już dobrze i spokojnie. Strażnik nie robił problemów, a Gray się do niego nie zbliżała. Nawet towarzysze za dużo do niego nie mówili, dzięki czemu mógł w spokoju iść obok niech, zmierzając ku rezydencji. No właśnie, to jest ta chwila, w której wszystko zaczęło się psuć, bowiem pojawił się ich, prawdopodobnie, zleceniodawca. Już wcześniej wiedział że za wiele nie powie i dopyta jak towarzysze nie spytają o coś ważnego. Teraz jednak sytuacja nieco się zmieniła. Bowiem ich zleceniodawca był bardzo niski, więc Tang się wzdrygnął i wycofał nieco do tyłu, stając częścią ciała za Never Winterem. Był Superbohaterem, to on powinien być z przodu i rozmawiać z niskim panem, nie Baelong! Niemniej uważnie słuchał i obserwował karzełka. Dobrze wiedział jak bardzo, tacy potrafią być niebezpieczni, no i ciężko takiego trafić. Najchętniej przegryzł by mu aortę, ale to był zleceniodawca i nie wolno. Dlatego jakoś panował nad tą mieszaniną lęku i gniewu. Co nie zmieniało faktu że zmarszczone brwi, pałające gniewem oczy i obronna postawa, były świetnie widoczne, u małego Wen-Tanga.
PERSPEKTYWA GREY Strażnik był ewidentnie idiotą, skoro kojarzył mówiącą istotę ze zwierzątkiem, ale jak sam przyznał, to nie warto było się tym przejmować. Jedynie mnie niepokoiło, że jeśli każdy ochroniarz "cywilny" byłby taki jak ten, równie dobrze możemy liczyć jedynie na siebie. Za to okolicą bardziej się przejęłam, wbrew pozorom, to wcale nie było takie "nieważne". Żywopłoty, fontanny, rzeźby, rośliny, krzaki... Wszystko to było ładne. I równie łatwo było się za tym schować, a po zmroku... Potem jednak będziemy się skupiać na kwestiach ochrony. Bo nareszcie można było dostrzec owego jegomościa. Był niewiele wyższy ode mnie, chudy i generalnie nie wyglądał na najbardziej atrakcyjnego mężczyznę na świecie. Jego ubiór mnie jednak utwierdził w przekonaniu, że obecnie nie wiedzie mu się zbyt dobrze. Albo był niewiarygodną sknerą, któremu żal było na wszystko, dlatego nie kupi sobie jakiegoś przyzwoitego garnituru. Zauważyłam również, że Baelong-san wyglądał na zaniepokojonego i od razu schował się za plecami mojego ukochanego. Ciekawe, czemu się tak obawia innych? A może to coś ze wzrostem? W każdym razie, nasz zleceniodawca ewidentnie nie tracił czasu na formalności ani ciepłe powitania, tylko od razu przeszedł do pytań, nawet nie wyjaśniając w pełni sprawy. Westchnęłam, bo to wyraźnie skonfundowało Never-kuna, który nie specjalizował się we sprawnym myśleniu. Więc zanim palnął jakieś głupstwo, ja go ucięłam: - Never-kun. Ja się tym zajmę, ty posłuchaj i ułóż plany - chłopak kiwnął energicznie głową, po czym zanurzył się w swoim świecie. Świetnie, to go powinno zająć przez jakiś czas! Ja w tym czasie odwróciłam się do zleceniodawcy - Dobry wieczór. Jestem Grey Eminence, chowaniec Never Wintera. Mariev-san, jeśli mogę się tak do Pana zwracać - zaczęłam, wylatując na przód zgrupowania. - Chcielibyśmy poznać konkrety naszej pracy. Dowiedzieliśmy się tylko, że legenda znów straszy, ale równie dobrze może to być głupi żart. Przez ile mamy pełnić straż? Czy ten zabójca-fantom ma jakiś ustalony terminarz, po którym jego ofiary umierają? Co z poprzednimi kobietami, które zostały zabite? Kim były, w jaki sposób umarły? Ważne jest także, gdzie znaleźliście ten bukiet? Kto go dostarczył? Co się z nim stało? Cała treść tej legendy ze szczegółami byłaby pomocna. Poza tym, czy możemy dostać plan budynku wraz z rozmieszeniem wszelkich rur, ukrytych schowków i innych, bardziej kluczowych możliwości dostania się do wewnątrz? Chcielibyśmy się jeszcze dowiedzieć coś o pracujących tutaj ludziach, pełna lista robotników wraz z rozpiską ich zajęć oraz stażem byłaby nieocenioną pomocą. Również, jeśli Mariev-san pozwoli, można byłoby się dowiedzieć, co robiła i gdzie przebywała Pańska żona, zanim zaczęły się morderstwa i dostała te róże? Skończyłam swoją nawałnicę pytań, po czym zaplotłam ramiona, czekając na odpowiedź mężczyzny. Zabawne było, że obecnie wszyscy byli za moimi plecami, osoby najmniejszej. Używałam liczby mnogiej nie bez powodu. Inaczej Mariev-san mógłby mieć wątpliwości co do mojej osoby. Wciąż pewnie miał, jak tamten ochroniarz, ale tak mógłby odpowiedzieć chociaż na kilka pytań.
Co tu wiele mówić. Byakuton postanowił zbytnio się nie rozgadywać i takową metodą postanowił dotrwać do samego końca. Dlatego też widząc ich zleceniodawcę skinął mu głową na powitanie i wypowiedział krótkie przywitanie. Nie zamierzał się rozwodzić nad jakąkolwiek kwestią, chociaż szczerze mówiąc, Torashiro nieźle się powstrzymywał, by zaraz nie wybuchnąć śmiechem lub nie zrobić czegoś niestosownego. Na szczęście, swoistą pałeczkę przejęła Grey, więc mag, którego wiek jest niezwykle skomplikowaną kwestią, mógł skryć się za jej niewielkim, acz lewitującym ciałkiem. Dopiero, na sam koniec jej wypowiedzi, postanowił się odezwać. -Informacja, gdzie też przebywa pańska żona również byłaby przydatna, ze względu na to, że to właśnie ją mamy ochronić. - to powiedziawszy uważnie przyglądał się reakcji niższego mężczyzny. Równie dobrze, mógł on być na tyle podejrzliwy, że zaraz oskarży Byakutona o bycie mordercą, bo chce sobie ułatwić dostęp do ofiary. Co tak naprawdę byłoby niezwykle głupie, ale z perspektywy zatroskanego męża, trudne do odrzucenia.
Gospodarz zauważył minę Wen-Tanga i odsunął się gwałtownie, jak gdyby rażony prądem, przez co nadepnął sobie na nogawkę, zachwiał się i upadł... Ale zanim jeszcze sięgnął ziemie, coś jak gdyby go odbiło i wrócił do poziomu. Nagle. Niziołek nie popatrzył już na chłopaka, tylko spojrzał na Grey, która była jeszcze niższa niż on sam i uważnie jej słuchał. Potem zrobił to samo przy Torashiro. -Don Mariev, miło mi was poznać, Grey, Never...-tutaj urwał i spojrzał na Wen-tanga i Torashiro, którzy się nie przedstawili. Nie mniej, ukłonił się im wszystkim.-Pani Wróżka chce wiedzieć bardzo dużo, jak by nie patrzeć, bardzo dużo. Odpowiem na co będę w stanie, powiem szczerze, że nie znam całej legendy, a także całego życiorysu swoich służących, ale odpowiem na co mogę. A więc tak... Macie pełnić straż przez najbliższe 3 dni. Jeśli do tej pory nie pojawi się zabójca, oddeleguje was, oczywiście, zapłacę wam. Od czasu, kiedy dostała bukiet róż, minęły 3 dni. Z tego co wiem, o poprzednich ofiarach, zawsze odbywało się to o wiele szybciej, czasem dzień po odebraniu upominku, czasem dwa, czasem trzy. Dokładnie było 3 ofiary. Wszystkie to kobiety. Jedna - zwykła sprzedawczyni w sklepie w Magnolii, z tego co wiem, sprzedawała chleb. Niczym się nie wyróżniała. Ludzie znaleźli jej ciało na następny dzień, nie miała głowy, zidentyfikowali ją tylko dlatego, że miała obrączkę. Druga - mag z jakiejś mało znanej gildii. Była ładna, każdy jej to mówił. Umarła przez odcięcie głowy, ciała nikt nie znalazł, wiemy to tylko dlatego, że było kilku naocznych światków tego zdarzenia. Złoczyńca zabrał jej ciało. Nikt nie potrafił dokładnie opisać tego zbrodniarza. Trzecia kobieta to właściwie przyjaciółka mojej żony, Izabella Netword, też szlachcianka... gdy ją znaleziono nie miała obu ramion. Bukiet dostarczył strażnik, przynajmniej w naszym przypadku. Nie widział, kto go zostawił, po prostu z rana znalazł go u siebie, z liścikiem, że jest on dla mojej żony. Właściwie to stoi on w sypialni mojej żony w wazonie... były tak piękne, że Anna zabroniła je wyrzucić. Co do reszty... mapę dostarczy wam służący, o resztę możecie zapytać jego. Moja żona znajduje się w swojej sypialni, zaraz was do niej zaprowadzę. A właściwie już, będziecie mogli zadać jej kilka pytań, no i przedstawię was, żeby nie musiała się was obawiać... Anna jest teraz bardzo przestraszona... Ciężko to znosi. Śmierć przyjaciółki, teraz to...-urwał i pokręcił głową, aż cylinder spadł na ziemię. Klasnął, a obok pojawił się wyższy od niego mężczyzna w czarnym garniturze. Miał też czarne włosy oraz oczy, ale wyglądał na bardzo przymulonego. Na osobę, która dawno porządnie się nie wyspała. Trzymał w ręku pustą tacę, patrzył na was, jak gdyby nie wiedział o co chodzi, ale zaraz się ogarnął i powiedział zaspanym głosem. -Ah, zaprowadzić... Tak..-mruknął, po czym gestem pokazał wam, abyście poszli za nim. Don Mariev wam towarzyszył. Szedł między Torashiro a Neverem i uważnie się im przyglądał. -To Sero, jeden ze służących. Zatrudniliśmy go stosunkowo nie dawno, w sumie nawet nie pamiętam kiedy... Jest łajzowaty i wiecznie przymulony, ale żona nie chce, abym go wyrzucał. Nie wiem czemu.-powiedział po drodze. Szliście długim korytarzem, dobrze oświetlonym, który prowadził najpierw w lewo, potem w prawo. Następnie weszliście schodami na górę, gdzie rozciągał się kolejny długi korytarz, a na jego końcu widać było stalowe wrota. Przed nimi stał uzbrojony w kij od szczotki mężczyzna, który wyglądał na przestraszonego. Na wasz widok zasalutował i otworzył drzwi. Weszliście do ogromnej sypialni, w której znajdowały się drewniane meble, kilka stolików i foteli, oraz ogromne łożę, na którym siedziała kobieta. Była o wiele, wiele wyższa od swojego męża - miała może 170 cm wzrostu. Była blondynką o pięknych, zielonych oczach, które od razu zauważyliście. Ubrana w piękną turkusową suknie, miała spore piersi, długie nogi... ogólnie była bardzo ładna i atrakcyjna. Ale wydawała się być przestraszona. Miała wory pod oczami, paznokcie wyglądały na obgryzane, a kiedy weszliście do sypialni, aż podskoczyła, zerwała się ze swojego miejsca i schowała po drugiej stronie łóżka. -To moja żona, Anna Mariev.-przedstawiła ją Don, podchodząc do niej i przytulając, aby dodać jej otuchy.
Vit Ferlicz
Liczba postów : 217
Dołączył/a : 19/06/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Sob Lis 02 2013, 21:20
Mały Tang uważnie słuchał wszystkie co persony znajdujące się w tym miejscu miały do powiedzenia. Mała wróżka okazała się zaskakująco inteligentna i zapytała o większość rzeczy o które i Baelong by zapytał, co czyniło ją użytecznym kamratem. Torashiro także wykazał się jako taką inicjatywą dzięki czemu Never nie musiał robić zbyt wiele, zaraz też pojawił się lokaj a ich zaprowadzono do kobiety, którą mieli chronić. Nie trzeba było mówić że wiele rzeczy po drodze, znacząco się Wen-Tangowi nie spodobało. Tylko jak miał to załatwić, skoro nie chciał rozmawiać z niskim człowiekiem, ani najlepiej w ogóle nie rozmawiać? Ostatecznie zrezygnował z jakichkolwiek niepotrzebnych ruchów i pociągnął Torashiro za rękaw by ten się nieco nachylił.-Kwiaty. Sero. Mapy. Ochroniarz.-I pokręcił szybko głową dając do zrozumienia Torashiro że ani trochę nie podobają mu się te elementy. Chodź niestety zbyt się w tej chwili stresował, by wytłumaczyć to bardziej, miał nadzieję że chociaż naprowadzi tym chłopaka na jakieś wnioski, samemu usunął się nieco w tył, zmartwiony tym że na razie jest bardziej kłodom pod nogami niż przydatnym członkiem misji. Aczkolwiek Baelong nie zamierzał tracić czasu tylko na zamartwianie się o nie. Przyjrzał się jego zdaniem najważniejszym rzeczom w pomieszczeniu czyli wszelkim oknom, drzwiom i innym tego typu rzeczom. Bez mapy na razie nie był zresztą w stanie, powiedzieć zbyt wiele. Zresztą w takich sytuacjach zawsze było trzeba podjąć jakąś decyzję i nie zawsze była ona dobra...
Chłopak widząc, że ich pracodawca się chce z nimi przywitać, dopowiedział mu swoje imię, o którym zapomniał wspomnieć wcześniej.
-Byakuton Torashiro- po czym uważnie przyglądał się całej akcji, która była dla niego dość zaskakująca, ale może też w pewien sposób komiczna.
W końcu, kto normalny odskakuje od podłoża jak spada, jakby niewidzialna sprężyna go odbiła, a co więcej zachowuje się jakby nic się nie stało? Tak czy inaczej wolał o to nie pytać, tylko skinieniem głowy na samym końcu w swoisty sposób potwierdził chęć uczestniczenia w podróży do sypialni. Podczas tejże wędrówki, uważnie przyglądał się budynkowi, starając się jednocześnie zapamiętać z niego jak najwięcej. Pomiędzy nim a Neverem szedł oczywiście Don Mariev, a obok czarodzieja o skomplikowanej sytuacji przynależności gildyjnej, szedł obok jeszcze Wen-Tang. Najniższy z magów, który był razem z Byakutonem na misji zdawał się niezwykle stresować, ale jednocześnie starał się coś przeanalizować, co zostało urzeczywistnione w słowach, jakie on wypowiedział. Sam Torashiro uśmiechnął się do niego mile i odpowiedział:
-Mhm, dobrze. Zapamiętam. Spokojnie, nie denerwuj się. Nie wszystko musi się od razu zdarzyć i najpewniej będziemy mieli jeszcze czas, żeby wszystko uzgodnić. - to mówiąc poklepał chłopaka po ramieniu w geście aprobaty, coby ten też nie czuł się jakoś niepotrzebny czy cuś.
W pewien sposób więc cała ta niewielka trasa, przypominała jakąś epicką podróż. Ale co jest najlepsze w takich wędrówkach, które trzeba przejść? Skarby! Tutaj może nie było ton złota i klejnotów, chronionych przez smoka, była jednak niezwykle urodziwa kobieta, że aż Byakuton skinął jej głową i z delikatnym uśmiechem przywitał się także i z żoną pracodawcy.
-Jestem Byakuton Torashiro. Miło mi panią poznać. - i z pewnością chciałby rozwinąć z nią o wiele większą konwersację, ale jego własne sumienie i moralność mu nie pozwalała, więc ograniczył się do powiedzenia jej słów otuchy -Proszę się nie martwić. Nic się pani nie stanie.
Zaraz po tych słowach, szybko przewertował pokój chcąc dostrzec i zapamiętać kilka szczegółów, a zwłaszcza takich, które w jakikolwiek sposób pomogłyby mordercy się dostać do pomieszczenia, które mimo swoistej "straży" nie napawałoby Byakutona większym uczuciem bezpieczeństwa. Wszelkie więc okna, drzwi do innych pomieszczeń, kominek czy co tam jeszcze, powinno zostać najlepiej zarejestrowane przez Torashiro. Zaraz po tym, w obserwację poszłoby cokolwiek, co w jakiś sposób mogło się przydać owemu nieznanemu napastnikowi, a także cokolwiek co było z nim związane... a w tym przypadku kwiaty. Chciał się im przyjrzeć, ot z czystej ciekawości... w końcu do planowania ochrony jeszcze dojdą.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.