I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zwykła, prywatna posiadłość znajdująca się na wschodzie miasta Oshibana. Jest ogrodzona wysokim kamiennym murem, który całkowicie odgradza dom od reszty miasta. Nie można przez niego zajrzeć do środka, gdyż mało kto przez niego może przejrzeć - mierzy on sobie 4 metry wysokości. W rogach murów znajdują się nawet dwie wieżyczki strażnicze, o wysokościach 10 metrów. Całość uzupełnia stalowa brama o kolorze czarnym. Nie ma na sobie żadnych zdobień, a jedynie dwie wielkie magiczne antaby, które przypominają głowy lisów. Sama willa nie jest zbyt okazała, a można nawet powiedzieć, że jest dość zwykła. Jest to dwu piętrowy budynek koloru białego, z wielką ilością okien i tarasem na przedzie. Otoczony z trzech stron zadbanym ogrodem, zaś z tyłu znajduje się basen. Kilka metrów od samego budynku znajduje się stajnia i inne budynki gospodarcze. Służba najwidoczniej mieszka wraz z właścicielami. A, zapomniałbym - tuż obok bramy znajduje się mały budynek, w którym mieszka strażnik.
MG:
Magów zebrało się aż trzech. Co prawda, lord chciał zatrudnić dwóch, ale jak sam stwierdził - czym ich więcej, tym lepiej. W końcu chodziło tutaj o dobro jego żony, prawda? Pogoda dopisywała. Było ciepło na tyle, aby chodzić w samej bluzie, do tego dochodził lekki wiatr, który co chwilę owiewał ciała przechodniów. Na niebie zbierały się czarne chmury, który trochę przyćmiewały słońce. Zbliżała się 18, więc na ulicach wciąż było pełno ludzi. Miasto jak zwykle tętniło życiem. Jedynie posiadłość Mariev'ów odcięła się od reszty świata. I tak otoczono ją murem i tak odgrodzoną ją grubą bramą. Ale teraz strażnik był o wiele bardziej czujny, a żona lorda nie wychodziła z sypialni. Sam gospodarz nie ruszał się z domu. Służba była czujna i przestraszona tym, co się działo. A gdzie byli magowie, których zatrudnił możnowładca? No właśnie, gdzie?
# Dobra, napiszcie mi tutaj jak przybyliście do posiadłości, jak by co dostaliście adres, więc go znacie... Róbta co chceta.
Co było nie tak? Wszystko! A może nic. W każdym razie kobieta przed nim nie posiadała Qi. Oj istniało kilka wytłumaczeń, ale najlogiczniejsze w tej chwili było to, iż kobieta jest... martwa. Tak, była martwa, ale się ruszała. Zombie? Kto wie, w każdym razie dalej sprawiało to że Wen-Tang musiał spróbować zabić kobietę w jakiś bardziej niekonwencjonalny sposób, śląc ją do grobu jeszcze raz. Tylko jak? Wpierw ona chciała posłać do grobu jego, należało więc wpierw jakoś przeżyć. No więc w każdym razie leci "Chugso" na mięsień kciuka, dłoni która trzyma nóż, co by ten nóż puściła, jednocześnie z tym Wen-tang odskoczył do tyłu, modląc się w duchu by mimo nieczułości na ból, dłoń nie utrzymała oręża. W każdym razie zaraz po odskoku i potencjalnym uniknięciu ciosu, następuje doskok i wbicie kolejnych dwóch senbonów, jednego w gardło, a drugiego w podniebienie kobiety, w celu przebicia tchawicy oraz głowy. Cóż, może to ją zabije? W każdym razie po tym, znów zdając się na swoją zwinność odskakuje od kobiety. Jeśli ta wciąż trzyma sprzęt kuchenny, to przy odskoku stara się uderzyć w nadgarstek, co by kobieta ostrze wypuściła. Jeśli nadal się trzyma, a Wen-tang dostrzeże lukę, którą może wykorzystać do kolejnego ataku, tym razem Senbony zostaną wbite w barki. Następne w kolana. W każdym razie jeśli gardło nie podziała, to Wen-tang wbija tak te senbony by wykorzystując swoją wiedzę medyczną, unieruchomić przeciwniczkę. Jednocześnie wbija senbony tak, by ominąć kość, co by potem jeszcze senbony odzyskać i wykorzystać.
Tak więc Never postanowił, że zostawi na klapie jakiś znak dla swoich towarzyszy, aby Ci wiedzieli, gdzie są. Po tym po prostu wskoczył do środka... Co mogło skończy się dla niego źle, ale znowu miał szczęście. Droga w dół nie była zbyt długa, wręcz przeciwnie, korytarz, który znajdował się pod spodem zdawał się prowadzić tuż pod powierzchnią podłogi. Było tutaj na tyle wysoko, aby Never mógł iść wyprostowany. Droga również była tylko jedna - korytarz prowadził w lewo, więc tam poszli nasi bohaterowie.
Korytarz oświetlony był dzięki małym kulom, które umieszczone były w ścianach po obu stronach tunelu. Rzucały one blade, żółte światło na drogę, ale to wystarczało. W końcu korytarz skręcił w lewo, a uszom Nevera i Grey dobiegł hałas z góry... Ktoś tam chyba walczył. W każdym razie korytarz wiódł dalej, więc po prostu szli.
I w końcu dotarli. Korytarz skończył się, a nasza trójka znalazła się w sporej wielkości pomieszczeniu. Dość dziwnym pomieszczeniu. Było tutaj bardzo jasno, ponieważ na przeciwko wyjścia z tunelu znajdował się ogromny piec, w którego wnętrzu palił się ogień. Oprócz tego na ścianie po lewej stronie wisiały haki do mięsa, takie jak w rzeźni, na prawo zaś ... Wisiały zdjęcia. Ale nie tylko one. Cała ściana obklejona była zdjęciami kobiet, wycinkami z gazet, portretami, kawałkami ubrań, całymi strojami, sukienkami, perukami, naszyjnikami, kwiatami, pierścieniami, pudełkami po kosmetykach... Ale na samym środku owej ściany stała trumna. Nie miała ona wieka, była otwarta, ale z tej pozycji, ani Never ani Grey nie widzieli, co znajduje się w środku. Za to Sero chyba wiedział. Bo krzyknął coś nie zrozumiale i uciekł.
Ten hałas zwrócił na was uwagę osoby, która do tej pory stała przed piecem, odwrócona do was plecami. A był to Don Mariev... Chociaż... na waszych oczach mężczyzna ten zaczął się zmieniać. Jego ciało zamigotało i nagle urósł o kilkanaście centymetrów, włosy zmieniły swój kolor na brązowy i znacznie urosły, broda zniknęła, pojawiły się za to gęste wąsy. Powoli się do was odwrócił.
I lekko się uśmiechnął.
Kimkolwiek była ta osoba, nie odezwała się nawet słowem. Po prostu stała i czekała na waszą reakcje.
Torashiro:
Chłopak usłyszał czyjś głos, więc poszedł to sprawdzić, ale nie skierował się do gabinetu, tylko do pokoju, który znajdował się tuż obok niego i powinien być pusty. Nie mniej, członek FT uchylił drzwi i zajrzał do środa, a tam... dostrzegł Elise. Stała przy ścianie na drugim końcu pokoju, trzymała w dłoni nóż i celowała nim w kierunku mężczyzny, który stał przed nią. Wydawała się być bardzo przestraszona, w jej oczach widać było, jak bardzo się boi, w dodatku cała drżała. -Przestań Krzysztof! S-stój! S-stój a-albo j-aa... -powiedziała dość głośno, jednak jej głos drżał i widać było, że nie jest w stanie zbyt wiele zdziałać. Torashiro nie stał więc w miejscu, tylko wbiegł do pomieszczenia. Elise w pierwszej chwili była bardzo zszokowana, ale nagle przestała drżeć i widoczniej się uspokoiła. -Panie Torashiro! P-pomocy!-powiedziała, a mężczyzna przed nią odwrócił się w stronę chłopaka. I tak szybko jak tylko mógł, zaatakował. Nie miał broni, walczył tylko i wyłącznie przy pomocy ciała. Zaszarżował na Torashiro, wybił się z prawej nogi w powietrze i wystawił lewą do przodu, celują nią w klatkę piersiową chłopaka. Ten miał zaledwie kilka sekund na uniknięcie tego niespodziewanego ataku.
Wen-tang:
Członek DHC wiedział co robić. Chyba. Użył więc Chugsu na kciuku kobiety, co spowodowało, że ta nie mogła go używać, ale... to nie sprawiło, że wypuściła nóż z ręki. Uścisk miała mocy, więc pozostałe 4 palce wystarczyły, aby utrzymać ostrze i pewnie kobieta trafiłaby z cięciem, ale Wen-tan odskoczył. Dzięki temu ostrze tylko lekko przejechało po jego szyi ranią ją płytko. To jednak nie zatrzymało naszego bohatera, doskoczył on do kobiety i wbił w jej ciało dwa senbony, tak jak chciał. Kobieta dalej jednak stała. I patrzyła na chłopaka... jednak po upływie kilku sekund upadła i przestała się ruszać. Mijały minuty, a ona dalej nie wstawała. Nie żyła.
Anna Mariev podbiegła do chłopaka i po prostu się do niego przytuliła. Cała się trzęsła. Bała się. I w dodatku... płakała. -J-ja.... z-zabierz mnie stąd p-proszę...-wymruczała w końcu do ucha chłopaka.
Stan: Wen-tang - 76% MM płytka rana na szyi, lekko krwawi, ale to nic poważnego.
Ostatnio zmieniony przez Pheam dnia Sro Lut 05 2014, 01:04, w całości zmieniany 1 raz
Chłopak nabuzowany lekko wcześniejszą walką oraz myślami, jakie zapanowały w jego głowie po owej wymianie ciosów. Źródłem ich jednak nie był sam pojedynek, ale właśnie to, co "odkrył" tuż po nim. Gniew jednak nie opanował teraz Byakutona, który wciąż w miarę logicznie myślał. Najpierw musiał wiedzieć, co tam się dzieje by móc działać. A tam...
Elise miała kłopoty. Dziewczyna może początkowo traktowała go jak idiotę lub psychola, to jednakże jakoś mu pomagała, zresztą Torashiro całkowicie znał lub chociaż rozumiał przyczyny, dla których mogła pomyśleć tak, a nie inaczej. Poza tym... była to jedna z niewielu osób, które kojarzył z posiadłości trochę lepiej od Anny i Dona Mariev'ów. Jakoś reszta służących... nie zapadła mu bardzo w pamięć.
Dziewczyna była atakowana, więc młody czarodziej szybko wbił do środka, od razu skupiając na sobie wzrok napastnika. W chwilę później wyprowadził on atak, który mógłby się skończyć zdecydowanie nie za ciekawie, gdyby trafił Byakutona. Ataki z wyskoku, zwłaszcza, że skok wyprowadzony nie był w górę, coby tylko zwiększyć maksymalną wysokość kopnięcia, ale właśnie po to, by z potężnym impetem trafić przeciwnika. Jeśli do tego doszłaby większość masy ciała, walka mogła być zdecydowanie przegrana dla Torashiro, który widząc wyprowadzane kopnięcie z wyskoku, uskoczył w bok. Minusem kopnięć z wyskoku jest właśnie to, że nie da się zmienić trajektorii lotu ciała w powietrzu. Dlatego też mag unikał ataku, kierując się w prawo, z jednoczesnym wykorzystaniem rąk do bloku, którego głównym celem nie było przyjęcie na siebie ataku, ale dodatkowe zabezpieczenie, z jednoczesną misją zniesienia nogi przeciwnika bardziej w lewo. W połączeniu z zejściem w wykonaniu Byakutona, chłopak powinien znaleźć się za jego plecami. A wtedy, zwykłe kopnięcie w plecy powinno ładnie go odrzucić, prawdopodobnie doprowadzając go do uderzenia w jakąś ścianę lub w przypadku, gdy ten nie złapałby równowagi po swoim własnym, lecz przekierowanym przez zewnętrzny czynnik, kopnięciu, mógłby nawet upaść na ziemię. Torashiro jednak nie miał zamiaru dawać mu wytchnienia.
Zamierzał przybić go. Czy to do ściany, czy to do podłogi, nie miało to znaczenia. Szybko uderzyłby go łokciem w ramię, coby sprawić przeciwnikowi choć trochę bólu, po czym delikatnie kręcąc tą samą ręką wycelowałby w jego przeponę lub wątrobę (wszystko to zależało od tego, którą ręką wygodniej mu było zaatakować ramię przeciwnikowi). Miał nadzieję, że nie będzie potrzebował większych, genialnych pomysłów, coby unieruchomić przeciwnika i będzie mógł na spokojnie zapytać się dziewczyny, czy wszystko z nią w porządku, oraz czy nie została ranna. Najpierw jednak, musiał się upewnić, że z kolejnym przeciwnikiem nie będzie już problemów, że nie będzie się stawiał, a najlepiej, że jest już spacyfikowany i niezdolny do walki. Dopiero potem rozmowa z Elise.
Vit Ferlicz
Liczba postów : 217
Dołączył/a : 19/06/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Sob Lut 08 2014, 15:40
Numer z kciukiem nie podziałał, nie ważne, ważne że kobiecie się zmarło, a co za tym idzie był to chwilowy koniec problemu. Tak czy inaczej kiedy kobieta do niego przylgnęła, pozwolił jej na to na chwilę, a potem odsunął na długość ramienia i pokręcił głową, wskazując całe pomieszczenie.-Bezpieczniej.-Zastanowił się jeszcze chwilę po czym dodał-Poczekamy, obronię cię.-Takie w końcu było jego zadanie. Dlatego wolał by Anna usiadła i przeczekała to tu, on sam zaś usadowił się tak by widzieć wejścia do kuchni i jednocześnie nie daleko Anny. Ktokolwiek przyjdzie by jej coś zrobić - umrze. Zasadniczo mógł zrobić coś z raną, ale uznał że nie była na tyle poważna by wymagać jego interwencji.
PERSPEKTYWA NEVERA Waaaah. Na szczęście, tym razem upadek był z małej wysokości. Jednak pewniej ja po prostu przyzwyczaiłem się do upadków. Bohater nigdy nie zostanie skrzywdzony, nieważne z jakiej wysokości upadnie, mwhahahaha! ... Ekhm, w każdym wypadku, jak można było się tego spodziewać, pod klapą był korytarz. Zaskakująco, nie byłem tym jakoś zdziwiony. Może to dlatego, że był to typowy zwrot akcji, jaki występował w większości komiksów, które się działy w bogatych siedzibach. Nigdy jednak nie rozumiałem, czemu oni to robili. Czyżby jakieś hobby albo coś takiego? Póki jednak co, nie pozostało nam nic innego, jak iść jedyną drogą i dowiedzieć się, czemu została zbudowana! - Tak więc chodźmy, przyjaciele! Wykrzyknąłem, wyciągając miecz i podnosząc go ku górze. Ukryte przejścia, tajemnicze lochy, niespodziewane zwroty akcji... Już czułem w powietrzu okazję do pokazania, jakim byłem bohaterem! Żwawo ruszyłem przed siebie, a za mną cicho, z dziwnie poważnym wyrazem twarzy Grey. Droga była tylko jedna. Dlatego niemożliwe było zabłądzić, ale faktem jest, że w takim wypadku nie będzie zaułków ze skrzyniami ze skarbem. Szkoda... Tak się zastanawiając, nagle usłyszałem nad sobą jakiś tupot, krzyki. Podniosłem głowę do góry, jak reszta. To musiała być moja drużyna, czy natknęła się na pierwsze przeszkody? Czy może postanowiła bronić wejścia, które ja zostawiłem? Szlachetne z ich strony to było, nie mogłem ich zawieść! Przyspieszyłem więc kroku, zaciskając mocniej rękę na uchwycie Durandala. I w końcu dotarliśmy. To był dziwny pokój... Tak, bardziej przypominał lochy z jakiegoś sztandarowego komiksu fantasy. Były tutaj haki, suknie, zdjęcia, trumny... a nie, tylko jedna trumna. Oraz piec, który rozświetlał okolicę. Wtedy usłyszałem krzyk za sobą i kiedy się odwróciłem, to już Sero nie było. Nie mogłem go jednak za to winić. Ta scena... Dobrze to czułem. Znów spojrzałem w stronę pieca, gdzie obecnie stała pewna osoba... Don Mariev! Od razu zaczął się przemieniać, powiększać. W końcu na nas spojrzał, zupełnie inny niż do tej pory. Ja wtedy zrozumiałem wszystko. A więc to tak! Wskazałem mieczem demona Marieva z nieustraszonym wyrazem twarzy. - Wszystko jasne. To ty stałeś za tym wszystkim! Od początku nas oszukiwałeś, żeby zbawić nas w pułapkę. Wiedz jednak, że twoje niecne plany właśnie się kończą, bo przybyłem ja, Never Winter, obrońca sprawiedliwości i światła. Nie pozwolę, aby zło zwyciężyło! Więc się szykuj, demonie! Toryaaaaaa! Po czym, chwytając dwoma rękami mojego wiernego Druandala, zaszarżowałem na mego przeciwnika, wyskakując wysoko, po czym opuściłem ostrze miecza. - Uooooooooooow! Sword of the Heavens! Wykonałem jedną ze swoich tajnych technik bohaterskich... Wydawało mi się, że coś powiedziała w czasie jej wykonywania Grey, ale chyba mi się wydawało. Nie mogłem teraz zresztą myśleć o niczym innym jak pokonanie mojego przeciwnika i sprawienie, aby poświęcenie moich towarzyszy nie poszło na daremno. W końcu to ja dotarłem do ostatniego bossa, jak na bohatera przystało!
---------------------------------------------------- Sword of the Heavens [D] - jeden z wielu ataków nazwanych, ma siłę normalnego cięcia z wyskoku, ale wygląda na znacznie groźniejszy.
Osoba, która wcześniej przedstawiła wam się jako Don Mariev, uśmiechnęła się lekko na słowa Nevera, jak gdyby zupełnie nie przejmując się tym, że ten właśnie zamierzał na niego zaszarżować. -Oh nie, nie od początku. Kiedy wy tutaj przybyliście jeszcze nie byłem w jego ciele.... Czy też nie byłem jego ciałem. W każdym razie to nie byłem ja. Ale bardzo fajnie mi się z wami bawiło. Niestety, to już jest koniec... brakuje mi tylko oczu, aby zakończyć swoje dzieło.-powiedział, przyglądając się poczynaniom Nevera, a kiedy ten wyskoczył na niego z mieczem, po prostu podniósł rękę, z której wystrzeliły sznurki, obwinęły się w koło tułowia Nevera po czym odstawiły go na ziemię kilka metrów od przeciwnika. -No nie dasz mi dokończyć... Ale zanim wszystko wyjaśnię, muszę wszystkich was tutaj ściągnąć... I usunąć wszystkie zaklęcia które nałożyłem na ten dom.mruknął po czym krzyknął jakieś dziwne słowo i z jego ciała wystrzeliły sznurki, które poleciały w stronę korytarza...
... Wen-tang poczuł, że coś owija się w koło jego kostki i zanim zdążył coś zrobić, upadł na ziemię, a potem coś pociągnęło go w kierunku dziury w podłodze, które niespodziewanie pokazała się w kuchni. Żeby było ciekawiej, kobieta którą miał ochraniać już znikała w ciemnościach owego otworu...
... Torashiro miał nie lada problem. Zszedł w bok, utworzył z rąk ochronę dla klatki piersiowej i troszkę oberwał, ale to nie zmieniło faktu, że ... jego przeciwnik po prostu po tej czynności upadł martwy na ziemię. Nie mniej, zdziwiony chłopak nie zrobił za wiele, bo zaraz coś pociągnęło go za nogę i wciągnęło do sąsiedniego pokoju, a potem prosto do dziury w podłodze... gdzie było cholernie ciemno...
Magowie znajdowali się trochę z tyłu, Emily troszkę z przodu, ale Anna Mariev znajdowała się w szponach waszego przeciwnika. Mężczyzna obwiązał ją sznurkami tak, że chociaż kobieta wyrywała się, nie mogła się prawie w ogóle ruszyć. Nawet usta zostały zakneblowane... Mężczyzna sięgnął do jego twarzy i pogładził po policzku. -Taaak... tego mi brakowało. Spójrzcie na jej oczy... Piękne prawda...? Zupełnie jak jej... -po tych słowach podszedł do trumny, w której ... znajdowało się ciało.
Ale nie było to zwykły ciało. Była to kobieta, jednak jej skóra w wielu miejscach była zszyta za pomocą sznurków... nawet jej głowa, czy też nos... usta... palce... piersi... nogi... stopy... palce u stóp... Nie miała jednak oczu. -Taaak... tylko brakuje mi tylko oczu, aby moja ukochana znowu była ze mną... Cała. Caaaała ~ -mruczał, po czym spojrzał na was.
-Magowie... myśleliście że uda wam się mnie powstrzymać? Od początku się z wami bawiłem. Widziałem co robicie... czekałem tylko na to, aby uruchomić pułapkę... ale kiedy zobaczyłem, że Anna próbuje opuścić dwór, a wy... jesteście dość silni... nie mogłem stać i się przyglądać... No dobra.... To teraz co z wami zrobić? Wiecie, w tym domu już nikt nie żyje. Oprócz waszej piątki... no dobrze, czwórki, bo Anne zabieram ze sobą.-powiedział i oblizał wargi.-Teraz... co z wami zrobić? Co by tu z wami zrobić... hm.... może powinienem powiesić was do góry nogami nad drzewie...? Nie, nie... Zabić? Nie, nie... wasze części ciała mi nie są potrzebne... ... Won mi stąd. Piękno mojej kobiety zostawiam tylko sobie... -mruknął, po czym zmarszczył brwi i jeszcze raz coś krzyknął, a sznurki znowu porwały was i z niesamowitą szybkością wyniosły na zewnątrz, za mury posiadłości... a potem... Cała posiadłość otoczyła się niezniszczalną barierą ze czarnej, nieprzeniknionej masy. Najwidoczniej... zamknął się tam na wieki.
Po za tym na ziemi przed wami leżał dziwny przedmiot... który na pierwszy rzut oka wygląda jak piłka do tenisa, w całości zrobiona ze sznurków. Pulsowała nieco i poruszała się to w lewo, to w prawo. W każdym razie działa on następująco... po przelaniu w niego 5% MM i rzuceniu w coś, obwiąże cel i unieruchomi go za pomocą sznurka. Trwa jeden post, użyć można tylko raz na walkę, no i musicie się nim podzielić.
Dzięki za misję i przepraszam za zwłokę z postami, wiem że długo nie odpisywałem, przepraszam jeszcze raz.
Chłopak dostał... co zbyt przyjemne nie było, ale to, co nastąpiło całkowicie wymazało wszelkie inne uczucia. Coś go nagle porwało. Byakuton był zaskoczony, a w pewnym miejscu swojego serca pewnie także i wystraszony czymś tak nagłym. Po chwili znaleźli się wszyscy w jednym miejscu. Było tam coś, co w pewien sposób było podobne do ich pracodawcy... ale po zmianie. Kolejne słowa jasno wskazały, że to on był tak naprawdę celem ich misji... misji, która wkrótce miała okazać się przegraną. Uznał, że są oni im nieprzydatni i ich wywalił z domu z zawrotną prędkością przy pomocy podobnej, jak nie tej samej techniki, za sprawą której ściągnął on ich tam wszystkich. Byakuton był wkurzony. Oj i to mocno. Nie dość, że gość zabił praktycznie wszystkich, to jeszcze chyba zostawił ich przy życiu tylko po to, by do końca życia mieli wyrzuty sumienia. Torashiro z gniewu uderzył pięścią w ziemię, przez zęby sącząc słowo "cholera". Gdyby tylko mógł go dorwać w swoje łapska. Kolejny raz coś poszło nie tak w planach czarodzieja. Spojrzał jeszcze raz na uwięzioną za zamkniętą barierą willę. Anna mogłaby przeżyć... może byłaby ślepa, ale mogłaby przeżyć. Nie musiał jej zabijać. A co z Elise? Czym mu ona zasłużyła? Albo inni służący. Byakuton jeszcze kiedyś się odegra na tym gnoju, który tak śmie się bawić cudzym życiem. Nagle dostrzegł niciowatą kulkę. Nie wiedział, czy to pułapka czy nie, ale wziął ją w ręce, mocno ścisnął i rzucił w ziemię, coby wyładować z siebie emocje. Ta odbiła się, po czym Torashiro złapał ją w ręce. Irytowała go sama jej obecność, ale było w niej coś, co kusiło go, by została. Jako swoista pamiątka porażki. Jako gorzki herb klęski, który kiedyś zostanie wykorzystany przeciwko gnojowi, który do tego wszystkiego doprowadził.
-Tak więc trzymajcie się... - rzucił markotnie do reszty towarzyszy, a w jego tonie było czuć gniew. Powolnym krokiem odszedł z tego miejsca, zabierając ze sobą kulkę, by następnie wsiąść w jakiś powóz bądź pociąg, który zabierze go do domu...
[z/t]
[P.S. Z tego co czytałem na SB, żaden z Was nie miał nic przeciwko, bym sobie wziął tą kulkę, gdyby jednak okazało się, że źle coś przeczytałem lub któremuś z Was by się odwidziało i też chciałby tą kulkę, proponuję by nasze postacie po prostu się dogadały na fabule lub nawet poza fabularnie dokonać jakiejś wymiany. Jestem otwarty na propozycje w razie takowej sytuacji. Pozdrawiam i dziękuję za wspólną misję]
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.