I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Zwykła, prywatna posiadłość znajdująca się na wschodzie miasta Oshibana. Jest ogrodzona wysokim kamiennym murem, który całkowicie odgradza dom od reszty miasta. Nie można przez niego zajrzeć do środka, gdyż mało kto przez niego może przejrzeć - mierzy on sobie 4 metry wysokości. W rogach murów znajdują się nawet dwie wieżyczki strażnicze, o wysokościach 10 metrów. Całość uzupełnia stalowa brama o kolorze czarnym. Nie ma na sobie żadnych zdobień, a jedynie dwie wielkie magiczne antaby, które przypominają głowy lisów. Sama willa nie jest zbyt okazała, a można nawet powiedzieć, że jest dość zwykła. Jest to dwu piętrowy budynek koloru białego, z wielką ilością okien i tarasem na przedzie. Otoczony z trzech stron zadbanym ogrodem, zaś z tyłu znajduje się basen. Kilka metrów od samego budynku znajduje się stajnia i inne budynki gospodarcze. Służba najwidoczniej mieszka wraz z właścicielami. A, zapomniałbym - tuż obok bramy znajduje się mały budynek, w którym mieszka strażnik.
MG:
Magów zebrało się aż trzech. Co prawda, lord chciał zatrudnić dwóch, ale jak sam stwierdził - czym ich więcej, tym lepiej. W końcu chodziło tutaj o dobro jego żony, prawda? Pogoda dopisywała. Było ciepło na tyle, aby chodzić w samej bluzie, do tego dochodził lekki wiatr, który co chwilę owiewał ciała przechodniów. Na niebie zbierały się czarne chmury, który trochę przyćmiewały słońce. Zbliżała się 18, więc na ulicach wciąż było pełno ludzi. Miasto jak zwykle tętniło życiem. Jedynie posiadłość Mariev'ów odcięła się od reszty świata. I tak otoczono ją murem i tak odgrodzoną ją grubą bramą. Ale teraz strażnik był o wiele bardziej czujny, a żona lorda nie wychodziła z sypialni. Sam gospodarz nie ruszał się z domu. Służba była czujna i przestraszona tym, co się działo. A gdzie byli magowie, których zatrudnił możnowładca? No właśnie, gdzie?
# Dobra, napiszcie mi tutaj jak przybyliście do posiadłości, jak by co dostaliście adres, więc go znacie... Róbta co chceta.
Anna miała ochotę jeszcze się z wami pokłócić, ale nagle dostała Wen-tangowym czarem w mięsień czworoboczny i ... wygięła się w pół, robiąc przy tym bardzo widowiskowy mostek i wydobywając z siebie krótki, ale za to bardzo głośny jęk. Widząc to, Sero puścił konia i zaczął biec w waszą stronę, natomiast drugi służący stał i nie wiedział co robić. Wen-tang podszedł do kobiety i złapał ją, zanim ta położyła się na ziemi i zaczął masować bolące miejsce. Kobieta wyglądała na zdziwioną, a przede wszystkim - na zbolałą. Nie odpowiedziała nawet na słowa Grey, a jedynie wlepiła w nią wzrok i zmarszczyła brwi. Najwidoczniej według niej to wróżka stała za tym co właśnie ją spotkało. -Ty... Wy... ...-wymruczała, a raczej wyjęczała. Sero stanął obok pani i wyciągnął dłoń, aby się nią zająć, ale nagle cofnął ja jak oparzony i zrobił kilka kroków w tył.
Torashiro przedstawił się pokojówce, ta ukłoniła się lekko, po czym po prostu odeszła. Chłopak sprawdził kwiaty. Niczym się nie różniły. Wyszedł na korytarz i ... poczuł, że jest mu zimno. Po jego ciele przeszedł dreszcz i zdał sobie sprawę z tego, że czuje na sobie czyjś wzrok. Ale czyj? O co chodziło? Rozejrzał się. I zdał sobie sprawę, że w kącie sali wisiała... no właśnie, co to było. Wyglądało jak małe oko, było jednak zrobione z czegoś w rodzaju szarej nici, w dodatku kiedy Torashiro je dostrzegł, te ... zniszczyło się. Na ziemie spadły strzępki nici, które po chwili jednak zniknęły. Tak więc nie pozostało mu nic innego, jak wyjście na zewnątrz.
Zrobiło się ciemno, zupełnie jakby ktoś nagle zasłonił słońce. A może tak było? ... Całe niebo nad posiadłością zasłonięte zostało przez czarna kopułę, która prawie w ogóle nie przepuszczała słońca. Prawie, bo były w niej mały szparki, przez które wpadały promienie słoneczne. Było jednak bardzo ponuro. Czymkolwiek to było, odgrodziło posiadłość od reszty świata.
Anna w końcu mniej więcej się ogarnęła. -Wy...! Wiem, że wy mi to zrobiliś... Ał. Zostaw mnie! Ty--- ty--- zboczeńcu!-powiedziała, i spróbowała się wyrwać Wen-tangowi, co jednak skończyło się tym, że poleciała na kolana i wylądowała na ziemi. Sero chciał podejść i ją podnieść, ale znowu jak gdyby się czegoś przestraszył i zaprzestał. Natomiast drugi służący się ogarnął i powoli podszedł do kobiety i wziął ją na ręce. -... Wracam do swojej sypialni...-powiedziała kobieta, a służący zaczął nieść ją w stronę domu.
Jednak żadne z nich nie przejęło się pojawieniem się kopuły. Ani Anna, ani Luis... Chociaż tego nie można było powiedzieć o Sero, który spojrzał nagle w niebo, a na jego twarzy pojawił się strach. I lekko zaczął się telepać.
Torashiro wyszedł na zewnątrz w chwili, kiedy Anna wraz ze służącym docierała do drzwi. To ich zatrzymało, a chłopak mógł dostrzec kopułę.
...nie wziął jej na ręce, bo gdy tylko się doń zbliżył, w prawej dłoni Wen-Tanga pojawił się senbon, PWMką wyjęty z opaski na przedramieniu, którym chłopak ukłuł delikatnie służącego w nadgarstek. Jeden rzut okiem na niebo uświadczył Wen-Tana w przekonaniu że coś tu było nie tak, ale wiedział że tym czymś zajmie się Never wraz z Gray. Jego zadaniem było jedynie pilnować Annę i sprawić, by nic jej się nie stało.-Zostaw...-Powiedział cicho do służącego i jeśli ten cofnął dłoń, to Wen-Tang chowa Senbon i pomaga kobiecie wstać na równe nogi.-Przepraszam.-Powiedział do Anny, próbując wyrazić skruchę. Nawet puścił kobietę. Nie chciał się jej ani narzucać, ani jej krzywdzić, ale był jej ochroniarzem i musiał podjąć odpowiednie działania, dla dobra misji. W każdym razie kiedy tylko Anna o własnych siłach spróbuje pójść do rezydencji, ewentualnie wpierając się na ramieniu Baelonga, ten tylko skinie głową Neverowi, dając mu znać że się tym zajmie, po czym wraz z dziewczyną uda się w kierunku rezydencji. Cały czas jest jednak czujny i gotowy, by odepchnąć dziewczynę, zasłonić ewentualnie własnym ciałem i wykonać kontratak. Niczym rasowy zabójca, na którego był wychowywany, był gotów zabić każdego, kto spróbuje w tej chwili zagrozić bezpieczeństwu jego zadania.
PERSPEKTYWA GREY Widząc spojrzenie kobiety nie zmieniłam wyrazu twarz, aczkolwiek byłam zadowolona, że myśli, że ja to zrobiłam. Im więcej osób skupiło na mnie uwagę, tym lepiej. Dzięki temu zdolności Baelong-sana będą dłużej ukryte. Tak więc... Nie pozostało nic innego jak zająć się sprawami doczesnymi, czyż nie? Baelong-san od razu wziął się do akcji eskorty, jak dobrze wytrenowany owczarek, więc nam akurat pozostała ta kopuła, która nagle pojawiła się nad nami i wywołała u Sero-san palpitację serca. - Tak więc, Never-kun, czas zająć się zniszczeniem tej przeszkody, która się pojawiła. Czy wiesz coś może o tym, Sero-san? Rozumiem, że to nie jest jeden z tych bardziej skomplikowanych systemów alarmowych... Zwróciłam się do służącego uprzejmym głosem, spoglądając w niebo. Dostrzegłam jednak wyraz twarzy, który był po prostu przestraszony, dlatego mogłam w 90% wykluczyć go, że coś o tym wiedział. Prawdopodobnie to nasz zabójca brał się do roboty, tak więc życie Anny Mariev-san było zagrożone. Dlatego... - Uważaj, Baelong-san. Pamiętaj, że na liście ofiar mordercy był mag. Zabierz Annę Mariev-san w bezpieczne miejsce - powiedziałam do odchodzącego chłopaka, dostrzegając przy tym Byakuton-kuna. Skinęłam mu głową, a następnie wskazałam na Baelong-sana. - Dołącz do nich. Obawiam się, że zabójca wykonał pierwsze działania, więc chroń tyły celu. Potem podzielisz się z nami swoimi odkryciami. A ja, Never-kun... i Sero-san sprawdzimy, co to się stało. Chyba nie masz nic przeciwko, prawda? Zapytałam się służącego, a następnie podleciałam trochę w górę, aby sprawdzić, jak się rozciąga ta kopuła i czy nie ma z niej naprawdę wyjścia oraz czy nie można po prostu przez nią przeniknąć. Równie dobrze mogła być to iluzja, jako że Anna Mariev-san oraz Luis-san tego nie wiedzieli. Chociaż to może nic nie znaczyć... Czemu część osób to widzi, a część nie? To jest kwestia, którą teraz trzeba rozwiązać.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Sob Gru 21 2013, 14:03
~Co jest?~ pomyślał chłopak, gdy nagle poczuł zimno i to dziwne uczucie, że ktoś się tobie przygląda. Szybko się rozejrzał, a dostrzegłszy oko, z lekkim niepokojem rzekł w swej głowie z pewną dozą swoistej motywacji ~Muszę się pośpieszyć.~
Dlatego też najszybciej jak tylko mógł, udał się w kierunku wyjścia z budynku, by spotkać pozostałych magów, którzy byli z nim na tej misji. Otworzył powoli drzwi... i dostrzegł kopułę, która przysłoniła nieba. Słowa "Co jest?" przemknęły mu przez myśli, po czym dostrzegł Annę Mariev, zmierzającą do wnętrza budynku. Ochraniana przez czarodziei kobieta i jeden ze służących przystanęli widząc Byakutona, który jednak szybko przytrzymał jej drzwi, coby mogła grzecznie wejść. Jednocześnie usłyszał słowa Grey. Spojrzał na nią wzrokiem mówiącym, że niepotrzebnie marnowała słowa, gdyż po chwili sam udał się za żoną pana Dona. Podszedł do Baelonga, by następnie przekazać mu pewną informację.
-Prawdopodobnie zabójca nas obserwuje- cichy szept miał przekazać owe dane Wen-Tangowi, który powinien sam domyślić się, jak teraz powinien się zachować.
Sam Byakuton wszedł w stan najwyższej ostrożności. Obserwował kobietę i jej najbliższe otoczenie, gdyż prawdopodobnie morderca ma możliwość działania w tymże domu. A bynajmniej tak Torashiro wywnioskował ze swoich obserwacji.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Nie Gru 22 2013, 16:25
MG:
Więc Wen-tang wyciągnął Senbona i ukuł nim służącego w nadgarstek, przez co ten wycofał się i pozostawił Anne ochroniarzom. Schował senbona i pomógł wstać kobiecie, która patrzyła na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedziała. Najwidoczniej zaczęła się bać. Ale nie tego, że mogła zginąć, ale was, jej ochroniarzy. Był to strach przed... przed czym? Przed tym, że mogło jej się coś stać, gdyby się wam sprzeciwiła? Nie wiadomo. W każdym razie kobieta nie zamierzała się teraz narażać nikomu, w dodatku czuła się nadal słabo, pewnie z powodu tego nagłego i oszałamiającego bólu, więc wsparła się na ramieniu Wen-tanga i pociągnęła go w kierunku rezydencji. W tym czasie Nev i Grey nie próżnowali. Wróżka zadała pytanie Sero, który wciąż przestraszony, przełknął ślinę i zaczął coś mruczeć. Jednak nic z tego nie zrozumieliście, ale ten po chwili odchrząknął i pokręcił głową. -T-ta kopułą... taka samo... pojawiła się wtedy.-powiedział, a jego towarzysz przyjrzał mu się ze zdziwieniem. -Przepraszam, ale ... o jakiej kopule mówicie?-zapytał zdziwiony. Sero spojrzał na niego z wyrzutem i pokazał niebo. -T-ta. Luis spojrzał w niebo, ale zmarszczył brwi i ze zdziwieniem wam się przyjrzał. -Ale... tam nic nie ma.-mruknął, po czym oddalił się. Sero stał tak i przyglądał się wróżce i Neverowi, po czym odpowiedział. -N-nie, nie mam nic przeciwko.
Torashiro i Wen-tang dotarli do posiadłości. W środku było zimno. I nagle zrobiło się ciemno. Wszelkie światła nagle zgasły, okna nie wpuszczały światła prawie w ogóle, bo były od zewnątrz pokryte czymś w rodzaju czarne nici. Było ciemno... i nie było to normalne. Powoli szliście do przodu, ale kiedy mijaliście kuchnię, nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i w waszą stronę wybiegły dwie osoby. Mężczyzna i kobieta. I każde z nich w ręku trzymało nóż i chciało zaatakować nim Anne. Mężczyzna trzymał w prawej dłoni 40 centymetrowy nóż, która miał uniesioną nad głową i chciał zaatakować w kierunku krtani Anny, natomiast kobieta, która stała jakieś 20 cetrymetrów od niego próbowała dźgnąć kobietę w kierunku brzucha. Anna znajdowała się miedzy wami, oboje macie do niej jakieś 0,5 metra, tamci jakiś 1 metr. Więc macie czas na reakcje.
Kopuła przylegała do muru od drugiej strony, także nie dało się przez nią wyjść, ani wejść do posiadłości. W dodatku stanowiła po prostu barierę fizyczną. Iluzja raczej to nie była, bo Wróżka poczuła pod dłonią, że jest to materiał. A dokładniej nić. Gęsto spleciona nić. I na dodatek mocna jak stal.
Vit Ferlicz
Liczba postów : 217
Dołączył/a : 19/06/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Nie Gru 22 2013, 22:02
Ona się go bała? Czyżby postąpił źle? Nie chciał... po prostu... mniejsza. Słusznością i moralnością swoich czynów będzie martwił się po misji. Teraz musiał zająć się kobietą i jakoś ją uratować. Prócz niego do pomieszczenia wszedł też Torashiro i jak wkrótce się okazało, słusznie. Jego pomoc w tym momencie była bardzo przydatna, bo gdy tylko pojawiła się dwójka agresorów, Wen-Tang capnął Anne i pociągnął w tył.-Twoi-Rzucił do Torashiro a sam zaczął ciągnąć ich cel, ku innemu pomieszczeniu, wycofując się z pola zagrożenia. Jednocześnie bardziej starał się obserwować przód niż plecy, gdzie stał Tosiek, który w razie czego ich ostrzeże, chodź sądził że z tamtą dwójką mag sobie poradzi. W każdym razie jeśli pojawi się zagrożenie, to Wen-Tang wpierw chroni Annę, a sam raczej kontratakuje, kiedy przeciwnik się zbliży. Co do tego co się działo w budynku, chłopak miał już swoje podejrzenia... nici, atakujący służący... marionetki. Zupełnie jak by znajdowali się w domu dla lalek a szalony marionetkarz, bawił się nimi. Zupełnie jak Wen-Tang swoimi Senbonami...
//Wybacz Fem ale mapka od ciebie nie działa, to kieruje się gdziekolwiek i to na oślep//
Mężczyzna doznał lekkiego szoku gdy nagle świat wewnątrz domu spowił mrok. A po chwili w tej całej ciemnej obecnie posiadłości niemalże doszło do tragedii. Mężczyzna i kobieta wyskoczyła z bronią, chcąc zabić Annę. Byakuton odruchowo chwycił za panią Mariev odciągając ją do tyłu, co zresztą wykonał również Wen-Tang. Torashiro nie potrzebował więc większej ilości słów, by zacząć działać. Wystawił przed siebie dwie ręce, jednocześnie rzucając dwa zaklęcia i przygotowując się do ewentualnego użycia dwóch kolejnych. W mężczyznę najpierw wycelował pchnięciem, mierząc w głowę, chcąc sprawić, by się przewrócił w wyniku gwałtownego zakłócenia jego punktu równowagi. Kobietę natomiast miał zamiar spętać przy pomocy nici.
~Paradoksalne~ pomyślał z delikatnym uśmiechem mag kreacji, nawiązując do swojej wiedzy, iż zabójca prawdopodobnie używa nici do swojej magii.
Prosty plan, ale jednocześnie Byakuton musiał się zabezpieczyć przed jakąś porażką. Dlatego jest gotowy do drugiego użycia nici oraz pchnięcia, tym razem jednak na zupełnie innych celach niż w pierwotnej wersji. W końcu, jeśli mężczyzna się przewrócił, ale wciąż był ruchliwy i gotowy do ataku to spętanie go nićmi mogło być przydatne. A jeśli kobieta się jakoś wyrywała i stanowiłaby jakieś zagrożenie to pchnięcie powinno ją powstrzymać do czasu, aż nici ją unieruchomią.
Okej, co jeśli wszystko pójdzie się kochać. Well, wtedy chyba najlepszym wyjściem byłoby kopnięcie mężczyzny w brzuch, a następnie po cofnięciu kolana, kopnięciu kobiety. Prosta kombinacja Mae Geri i Yoko Geri tą samą nogą. Niezwykle szybka i skuteczna. A zważywszy na większy zasięg nogi i problemy wywołane rzuconymi niedawno przez Torashiro czarami, coś takiego powinno się udać, nawet jeśli zaklęcia nie zadziałały tak jakby chciał.
PERSPEKTYWA GREY A więc tak to wyglądało... Cała posiadłość w jednej chwili stała się zamkniętą przestrzenią, z której nie można się wydostać. Gdybym posiadała swoją dawną siłę, coś takiego nie stanowiłoby żadnego problemu, lecz obecnie ani ja, ani tym bardziej Never-kun raczej jej nie przebijemy. Przynajmniej posiadałam jedną rzecz pewną: zabójca zaczął działać. Inaczej by nie zamykał nas w tej rezydencji. Ciekawe, że to się akurat pojawiło wtedy, gdy Anna Mariev-san chciała wyjechać. Pytanie tylko, czy to było zgodne z planem zabójcy, czy też nie... Jednak takie gdybanie do niczego nie doprowadzi, więc zaczęłam porządkować nowe fakty w głowie. Ta kopuła... była zrobiona z nici. Jakby ktoś ją dosłownie utkał. Jak to się trzymało kupy, nie miałam pojęcia, ale warto było tą obserwację zanotować. Również to, że nie wszyscy mogli te nici dostrzec... Mmmm, na początku sądziłam, że magowie tylko mogą to zobaczyć, ale Sero-san... Czyżby on był kimś takim? Albo osobą z potencjałem? Póki co jednak liczyło się, że może. Jeśli zaś morderca odstawiał takie szopki za każdym razem, do nie dziwne było, że miał na swoim koncie tyle ofiar. Tym razem jednak mógł się przeliczyć... Stworzenie i utrzymanie takiej bariery musiało go dużo kosztować. Skoro już jednak to zrobił, to raczej nie będzie nas starał się trzymać tutaj w nieskończoność, tylko przejdzie szybko do ataku. Więc w tej chwili, Anna Mariev-san... Nie, Byakuton-kun i Baelong-san ją pilnowali, więc nie było powodów do zmartwień. Bardziej mnie co innego niepokoiło. Opadłam szybko na mniejszą wysokość, po czym zwróciłam się do Sero-sana i Never-kuna. - Zdaje się, że zostaliśmy tutaj uwięzieni. Większość osób nie widzi tej kopuły, a to oznacza, że może jeszcze innych rzeczy nie dostrzec. Trzeba jak najszybciej wszystkich zebrać oraz sprowadzić w bezpieczne miejsce. Zabójca najpewniej już jest tutaj i stara się nas wyeliminować, a osoby, które nie widzą tego wszystkiego, stanowią łatwy cel. Pierwsze pójdźmy po naszego pracodawcę, Don Mariev-sana, a potem zbierzmy resztę. Zaproponowałam. Zresztą on jest jedyną osobą, której położenie znałam. Powinien się nie ruszać z gabinetu, bo ma "dużo pracy". A słudzy mogą być gdziekolwiek. Never-kun spojrzał na mnie pytająco, pewnie nie rozumiejąc za bardzo tego wszystkiego, ale skinął głową na ostatnią część zdania. A Sero-san...
... Sero też kiwnął głową. Był przestraszony, co było po nim widać, głównie dlatego, że telepał się lekko i cały czas patrzył na kopułę, ale ruszył zaraz za wami. Tak więc ruszyliście. Gdy tylko znaleźliście się w środku pomieszczenia, ogarnęła was ciemność, chociaż nie aż taka, abyście nic nie widzieli. Było ciemno, ale po chwili wasze oczy przyzwyczaiły się i mniej więcej coś widzieliście. Sero szedł pierwszy, prowadząc was po posiadłości, bo teoretycznie znał ją lepiej i wkrótce staliście już przed drzwiami do gabinetu. Waszym uszom dobiegł też jakiś hałas z korytarza, ale na razie mieliście inny cel. Sero zapukał trzy razy w drzwi gabinetu. -Panie Mariev, to ważne, proszę nas wpuścić.-powiedział dość głośno, a za drzwiami coś zaszeleściło i usłyszeliście kroki. Ale po dłuższej chwili te ucichły i Sero musiał zapukać jeszcze raz, znowu trzy razy.-Panie Mariev...!-tym razem krzyknął, po czym po prostu otworzył drzwi na rozcież. Tutaj nie było ciemno. Liczne lampy oświetlały cały gabinet, który był nawet spory, ale prawie cała jego powieszchnie zajmowały papiery. Ustawiony w stosy, zajmowały miejsce między drzwiami a obszernym drewnianym biurkiem, które stało na drugim końcu. Ale... nigdzie nie było widać Don'a Marieva.
Torashiro & Wen-tang:
Tym czasem nasza dwójka zajęła się obroną Anny. Wen-tang pociągnął zdezorientowaną Anne w kierunku kuchni, zostawiając Torashiro samego z napastnikami. Ten jednak był na to przygotowany, a przynajmniej w miarę. Chciał rzucić dwa czary na raz, co jednak nie bardzo mu wyszło [Nie masz kontroli przepływu magii, a rzucanie dwóch czarów na raz nie jest takie proste] W każdym razie pchnięcie zostało rzucone [Następnym razem pisz mi nazwę czarów, których używasz], mężczyzna dostał w głowę i upadł na plecy, tym samym przeszkadzając trochę kobiecie w akcji. Ale Torashiro nie rzucił drugiego zaklęcia i miał problem. Kobieta jednak była zdezorientowana nagłym zniknięciem swojego celu i zamiast rzucić się na Torashiro, po chwili zaczęła biec w kierunku uciekającego Wen-tanga i Anny. Tym czasem mężczyzna wstał, dość szybko i teraz planował zaatakować Torashiro, ale ten po prostu spętał go przy pomocy swoich nici i ten nie mógł się ruszyć... Ale tylko przez chwilę. Po nagle nici Torashiro pękły i mężczyzna znów był wolny. I teraz chciał zaatakować Torashiro, podbiegając do niego i starając się dźgnąć go w brzuch.
Tym czasem Wen-tang zabrał Anne do lepiej oświetlonej kuchni, gdzie znaleźli się sami. Była to kuchnia jak w większości dobrych restauracji, ze stalowymi blatami i różnymi takimi rzeczami. Co było dziwne... nikogo tutaj nie było. Anna była zdyszana i z trudem łapała dech, więc usiadła na krześle jakieś 2 metry od drzwi. Nagle te otworzyły się i do środka wpadła kobieta, która wcześniej chciała ich zaatakować. Patrzyła to na Wen-tanga, to na Anne i ... jakoś nie mogła się zdecydować kogo zaatakować. Więc teraz pora na ruch Wen-tanga.
Tak jak sądził Byakuton-Hyuuk sobie poradził z problemem. Tym czasem on i Anna schronili się w kuchni. Kobieta była widocznie zmęczona i Wen-Tang by się tym zajął gdyby nie pojawienie przeciwniczki. Cholera. Sprawnym ruchem palców, wysunął za pomocą PWM dwa senbony, po jednym w każdej dłoni przy czym natychmiast, bez chwili zwłoki ruszył ku dziewczynie, lekko pochylony i lekko skręcając tułowiem, by do samego końca kobieta nie wiedziała którędy zaatakuje chłopak. Kiedy ta znalazła się metr od niego użył Chugso na jej lewej łydce, licząc że kobieta automatycznie przechyli ciało w tamtą stronę, by w naturalnym odruchu złapać się za łydkę. Sam Wen Tang, wybije się z lewej nogi, prawą wysuwając w przód, ale pod kątem nieco na prawo, tak by ciało kobiety mieć po swojej lewej i mijając ją, wbić jej Senbon w szyję. Raczej narzędzia z dłoni nie wypuści bo jego palce były niesamowicie twarde i wytrzymałe. Oczywiście przy pchnięciu wspiera się PWM, Chirurgiczna precyzja. Gdyby dziewczyna w międzyczasie próbowała dźgnąć go nożem, użyje Chugso na jej dłoni, w której dzierży oręż. Jeśli jakimś sposobem akcja się nie powiedzie, a kobieta ruszy z zamiarem zabicia Anny Mariev, to błyskawicznie reaguje wypuszczeniem senbonów i uaktywnieniem za pomocą kciuków, Yeolgi: Cakra Muladhara, a następnie obrót o 180 stopni, do skoczenie do napastniczki i podłożenie jej prawej nogi i gdy będzie upadać, złapanie palcami lewej dłoni za potylicę kobiety i "Pomoc" w uderzeniu głową w ziemię. Jeśli wszystko się uda, pozostaje mu zająć się Mariev-Nooną. -Jak najdalej od wejść.-Wskazał na nią i na krzesło. A kiedy się przeniosła(gdyby nie chciała to Wen-tang jej pomoże), używa na niej Yeol Songalag: Hwalseonghwa, oczywiście stojąc w miarę możliwości tak, by kątem oka widzieć wszystkie wejścia do pomieszczenia.
Cóż... plan może nie powiódł się w stu procentach, ale przynajmniej ograniczył ilość napastników. Byakuton wierzył, że Wen-Tang poradzi sobie z jednym przeciwnikiem płci żeńskiej. Sam natomiast już miał nadzieję, że spętany przez niego mężczyzna będzie spokojny, gdy nagle jego zaklęcie... zostało jakby zniesione. Nici pękły, ale ich wytrzymałość po prostu sprawiała Torashiro problemy ze zrozumieniem jak się to mu udało. Nie wydawał się czarodziejem, prawdopodobnie więc był to efekt jakiejś trzeciej osoby... obserwatora. Zachowanie kobiety zaskoczyło przy okazji czarodzieja. Będąc tak blisko niego, powinna mieć ułatwione zadanie wyeliminowania tak irytującego osobnika jak on sam. Czyżby więc była w jakiś sposób kontrolowana? Cóż... chyba będzie musiał to sprawdzić na atakującym go mężczyźnie.
Napastnik wyprowadzał pchnięcie, celując w brzuch Byakutona (nie widzę innej drogi dla noża w to miejsce aniżeli linia prosta), dlatego też on sam zamierzał zejść w bok, jednocześnie wykorzystując rękę przeciwną do kierunku zejścia (jak schodzi w prawo, to lewa ręka, jak w lewo to prawa), by dodatkowo zabezpieczyć się przed nadchodzącym atakiem. A w która stronę schodzi? Cóż... zależy to od jego obecnego ustawienia. Jeżeli stoi wyprostowany, nogi niemalże na jednej linii, wtedy schodzi w lewo. Jeśli natomiast jest ustawiony bardziej w pozycji do walki, czyli jedną nogę ma trochę bardziej z przodu, wtedy przechodzi w bok odpowiadający nodze wykrocznej (tej z przodu). Dodatkowo warto zaznaczyć, że schodząc, delikatnie wygina się do tyłu (ale bez przesady), żeby zwiększyć dystans dzielący koniec noża i brzuch Torashiro. Co się zaś dzieje po tymże bloku wykonanym wraz z unikiem? Ręka, która zbijała wcześniej atak leci nad ręką napastnika, wraz ze swoistym dosunięciem się do przodu (ostrze zostało zbite w bok, tak by się na nie nie nadziać), po to by po prostu przywalić mu w szczękę, co powinno go zaboleć. Następnie Byakuton przechodzi do przodu, jednocześnie zginając wcześniej atakującą rękę, tym razem wyprowadzając atak łokciem w okolice obojczyka mężczyzny. Następnie druga ręka wykonuje klasyczne uderzenie tak zwanym Ura Zuki, czyli na bliskim dystansie uderzamy pięścią, w której palce skierowane są w górę) w brzuch przeciwnika. (dalszą część walki opiszę, jak dowiem się jak ostatecznie stanąłem i którą ręką napastnik trzymał nóż... o ile oczywiście się uda)
A co jeśli plan nie do końca się uda i Torashiro jednakże dostanie? Cóż... w przypadku zwykłej rany ciętej po jego boku, stara się zignorować ból i po prostu kontynuuje ofensywę, według powyższego planu. Jeżeli natomiast dostał i ostrze się wbiło w ciało czarodzieja, wtedy ten jedną ręką przytrzymuje nadgarstek przeciwnika, po czym stara mu się drugą ręką po prostu przywalić mocno w żuchwę, coby go zmroczyło lub może odrzuciło, a Byakuton nie zamierzał przestawać go atakować, dopóki ten nie puści noża, który utknąłby mu w brzuchu, co byłoby swoją drogą lekko smutne, ale nie zawsze można mieć wszystko.
Never Winter
Liczba postów : 641
Dołączył/a : 19/05/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Sob Sty 04 2014, 16:17
PERSPEKTYWA GREY Nie podobało mi się to. Z jakiegoś powodu nie było światła, panował straszny mrok. Normalnie nie stwarzałoby to problemów, ale to stwarzało dodatkowe okazje dla zabójcy. Pytanie tylko, kiedy wykona jakieś poważniejsze ruchy... Sero-san szybko prowadził nas do gabinetu. Całe szczęście, że postanowiłam go zatrzymać przy nas, inaczej błądzenie w tym mroku byłoby naprawdę trudne. Co jakiś czas dochodziły do nas jakieś odgłosy sprawiając, że Never-kun mimowolnie raz czy dwa się odwrócił, ale szedł dalej. Nie powinniśmy zbaczać z raz objętego celu. W końcu dotarliśmy. Od razu Sero-san zaczął pukać, pytając się pierwsze o pozwolenie na wejście... Już słyszeliśmy kroki, pewnie Don Mariev-san przychodził, aby nam otworzyć... Jednak to nie nastąpiło, za to jakiekolwiek dźwięki zza drzwiami ucichły. Zniecierpliwiłam się, co nasz pracodawca mógł sobie myśleć? Sero-san chyba również miał podobne przemyślenia, jako że po chwili otworzył drzwi. Wtedy naszym oczom ukazał się jego gabinet. Powiedziałabym, typowy dla jakiegoś biurokraty, wszędzie sterty papierów. Brakowało tylko jednego: urzędnika, Dona Mariev-sana. Ściągnęłam brwi. Byłam pewna, że wewnątrz ktoś był wcześniej. A teraz... nikogo nie ma? - Przeszukajmy biuro - zarządziłam, wlatując do środka, po czym zaczęłam się po nim rozglądać z wysokości. - Don Mariev-san nie mógł się rozpłynąć ot tak... Sero-san, jako że tutaj pracowałeś, powinieneś wiedzieć: czy są tutaj jakieś tajne przejścia albo kryjówki? Możliwe, że nasz pracodawca się przestraszył czegoś i postanowił uciec. Nie dodawałam, że w jego biurze mógł być ktoś inny. Ta możliwość wydawała mi się za bardzo ponura. Musieliśmy jednak coś znaleźć. Jeśli nie wiedział, nie pozostawało nam nic innego jak właśnie żmudne przeszukiwanie. Poleciłam Never-kunowi pomóc w poszukiwaniach, a sama zajęłam się lataniem nad biurem, może z góry coś mi się wydawałoby podejrzane. Ewentualnie, gdyby wciąż nie udało nam się nic znaleźć, pozostało jeszcze użycie Kichi i zaufanie losowi, że akurat trafimy na jakiś ślad dzięki ślepemu szczęściu.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Sob Sty 11 2014, 18:16
MG:
Never:
W gabinecie istotnie nikogo nie było. Sero wydawał się być zdziwiony pytaniem wróżki, ale widać było po jego twarzy, że zastanawia się nad czymś. W końcu jednak pokręcił głową. -Nie, nie przypominam sobie... Ale my nie mamy dostępu do gabinetu, więc nawet jeśli jakieś by było i tak byśmy nie widzieli.-odpowiedział przeszukując biuro wraz z Never. Nic takiego jednak nie znaleźliście ... dopóki nie zostało użyte Kichi. Wtedy właśnie Never wywalił się tuż koło biurka Don'a Mariev'a i uderzył o ziemię, ale kiedy już się pozbierał, zdał sobie sprawę z tego, że tuż przed sobą ma nie domknięta klapę w podłodze. Z której wiał lekkim wiatr. Najwidoczniej prowadziła gdzieś na zewnątrz.
Wen-tang:
Wen-tang nie czekał. Przyzwał swoje dwa senbony i zaczął iść w stronę kobiety, która patrzyła na niego dość nieprzytomnym wzrokiem i nie poruszała się, ale kiedy ten znalazł się już ten metr od niej i użył swojego zaklęcia... wbrew pozorom nie złapała się za łydkę, ale skurcz mięśnia ograniczył jej akcje, ponieważ ta chciała zrobić krok w stronę Wen-tanga, ale użycie czaru spodowowało, że zachwiała się i przystanęła. Jakimś jednak cudem udało jej się odzyskać równowagę i nie wywaliła się, ale to wystarczyło Wen-tangowi, aby ominąć ją i wbić jej Senbony w szyję... co spowodowało... No właśnie, co? Kobieta na chwilę się zatrzymała, ale po upływie kilku sekund, ignorując całkowicie ból, oraz rany odwróciła się w stronę Wen-tanga, który stał o jej prawej stronie po skosie i zaatakowała lewą dłonią, próbując wykonać cięcie w kierunku jego szyi. Czymkolwiek była ta kobieta, to Wen-tang zdał sobie sprawę, że nie ma w niej ani krzty Qi. Ignorowała też ból... i rany.
Torashiro:
Plan Torashiro był prosty i właściwie skuteczny. Udało mu się uniknąć cięcia, koleś dostał w szczękę, a następnie w brzuch i w obojczyk, co spowodowało, że nóż wypadł mu z ręki. Mężczyzna nie wiadomo upadł na ziemię i przestał się ruszać, a jeśli chłopak sprawdził tętno owego faceta, zdał sobie sprawę z tego... że on nie żyje. W każdym razie komuś chyba znudziło się bawienie z Torashiro i przeszedł do innych czynności. Dodatkowo, właśnie w tej samej chwili korytarz znowu stał się jasny a nici, które blokowały okna zniknęły. Tylko teraz gdzie podział się Wen-tang? Torashiro słyszał głosy gdzieś za sobą, dochodzące z innego pomieszczenia - z gabinetu, o ile dobrze pamiętał plan.
PERSPEKTYWA NEVERA I tak Grey zagoniła nas do szukania. Powiedziała coś o "tajnych kryjówkach bądź przejściach". Cóż... zawsze była bystrzejsza, więc pewnie lepiej orientowała się w takich sprawach. Lecz nie było wyzwań niemożliwych przed superbohaterem! ...Wciąż jednak było trudno znaleźć coś ukrytego, o czym się nie wiedziało. W tych papierach można było utonąć, a kiedy próbowałem je przeczytać, to rozbolała mnie głowa, zanim zostałem zganiony przez Grey. Mimo naszych usilnych starań nic nie mogliśmy znaleźć. Już miałem się poddać, gdy nagle poczułem się lepiej, jakby ogarnęła mnie nieznana siła, zupełnie kiedy używałem na siebie Celestial Ally. Już miałem się odwracać i zapytać o to Grey, gdy zaplątałem się o własne nogi i wywaliłem. - Itatata... Chwyciłem się za głowę, masując... I wtedy poczułem łaskotanie na szyi. Kiedy spojrzałem w tamtym kierunku, dostrzegłem niedomkniętą klapę! Zabawne! Tylko dlatego, że się wywróciłem! Zacząłem się śmiać. - Hahahahahaha. Tak jak było to zapisane, coś takiego nie mogło się ukryć przed oczami herosa! Spójrzcie na to! Wstałem, po czym bohatersko podniosłem kawałek drewna, otwierając to zamknięte przejście. Przy okazji Grey do mnie podleciała i kiwnęła z uznaniem głową. - Bardzo dobrze, Never-kun. Tak jak się tego po tobie spodziewałam. A teraz... - nagle spojrzała na drzwi, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym pokręciła głową. - Sprawdźmy może to przejście. Ciekawi mnie, gdzie ono prowadzi.... Może jeszcze dam jakiś symbol, żeby reszta wiedziała, że my tu byliśmy. Na przykład kartkę z inicjałami. - Zostaw to mnie! Po tych słowach chwyciłem za pierwszą lepszą rzecz do pisania i papier tutaj, narysowałem miecz i podpisałem to literami NW i umieszczając przed klapą. Hmmm, może by zaaplikować poprawki... - Może zostawmy to na inną porę, Never-kun. Nasz pracodawca czeka. - Racja! Najważniejsze jest uratowanie ludzi. Tak więc nie bój się nic, Donie Mariev, nadchodzimy! Po tych słowach pewnie wskoczyłem do wejścia, a Grey, uprzednio kiwając w stronę Sero, tuż za mną. - Poczekaj, Never-kun, może ja spr- - O nic się nie martw, Grey, ja będę chronił wszystkich! Wtedy wróżka zaczęła mruczeć coś do siebie, kręcąc głową, ale więcej już nic nie powiedziała.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Posiadłość Mariev'ów Nie Sty 19 2014, 22:18
Całość akcji zaplanowana przez Byakutona przeszła niemalże bez większych problemów. Po krótkiej kombinacji ciosów i uderzeń jego przeciwnik padł jak trup na ziemię, co jednak było lekkim zaskoczeniem. Szczerze mówiąc spodziewał się, że raczej jego przeciwnik pojęczy troszkę z bólu, ponarzeka, wkurzy się czy coś. Ten natomiast... legł jak martwy. Wkrótce jednak miało się okazać, że on naprawdę nie żyje, co totalnie zszokowało Torashiro. Wątpił, by coś, co mu sprezentował, skończyło się jego śmiercią. I nagle przyszło swoiste olśnienie, które sprawiło, że krew zawrzała w osiemnastolatku. Mógł wysnuć chyba tylko jedną teorię. Ktoś postanowił manipulować martwymi już osobami. Dla Byakutona było to coś porównywalne niemalże z bezczeszczeniem zwłok. Oj... wkurzył się. Zdecydowanie, miał ochotę znaleźć osobę odpowiedzialną za to wszystko i z ogromną furią połamać mu niemalże każdą kosteczkę w ciele, by cierpiał długo i boleśnie. Gniew narastał, gdy nagle znów się nad czymś zorientował. Czym wtedy różniłby się od oszalałego zwierzęcia? Poza budową ciała, to jego zachowanie raczej nie odbiegałoby od jakiejś bestii. Musiał się uspokoić i dokopać temu, kto doprowadził do tego, a nie pogrążać się w zemście. Po chwili do jego uszu doszły jakieś przytłumione przez drzwi i ściany głosy zza jego pleców. Obrócił się i powoli podszedł do nich, delikatnie je uchylając, by zobaczyć kto to znajduje się wewnątrz pomieszczenia.
Jeśli byłby to Don Mariev, który by na niego wyskoczył, że przeszkadzam, to tylko powiedziałby co się właśnie dzieje. Wątpliwym to było, głównie dlatego, że obecnie Never i spółka przeszukują jego gabinet (o czym Tora nie wie). Dlatego jeśli trafiłby na znajomego maga i towarzystwo, to chciałby ich powiadomić o tym, co właśnie go spotkało oraz, że zostawił Annę Mariev wraz z Wen-Tangiem i się rozdzielili, a Byakuton nie wie gdzie teraz są. Potem zaoferowałby, że im pomoże. Starałby się nie wspominać o trupie... wolał to załatwić solo, choć najpewniej Baelong też wkrótce się o tym dowie. Jeśli natomiast jego plan posiadłości, jaki miał w głowie okazałby się błędnym, ostrożnie sprawdziłby, kto był źródłem owych głosów w tymże pomieszczeniu. Może nawet ktoś będzie potrzebować pomocy? Wtedy Torashiro zdecydowanie będzie miał zamiar jej udzielić.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.