I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Ruiny Latarni Morskiej Wto Mar 05 2013, 22:55
First topic message reminder :
Ruiny starej latarni morskiej, która służyła mieszkańcom Hargeon przez długie, długie lata, aż w końcu, nie wytrzymała próby czasu i po prostu się zawaliła. Miejsce to jest oddalone od miasta o jakieś kilkanaście kilometrów na północ, otoczone lasem i praktycznie nie dostępne. Mało kto się tu zapuszcza, głównie ze względu na to, że bardzo trudno odnaleźć to miejsce. Dlatego zawsze panuje tu cisza i spokój. Z samej latarni pozostało nie wiele, jedna ściana w kształcie łuku, kawałek schodów i kilka drewnianych desek, które spełniają funkcję dachu. W środku, można znaleźć właz do małej piwnicy, jednak raczej nikt nie jest na tyle głupi, aby do niej schodzić. Nie mniej jednak, można znaleźć tu schronienie od deszczu i zimna. Ruiny otaczają liczne drzewa i krzewy. Kilkanaście metrów dalej, znajduje się skaliste urwisko, a za nim morze.
Siwowłosy szedł powoli przez Magnolie, paląc swojego papierosa i nie odzywając się ani słowem do towarzyszącej mu Kotomi. Myślał, bowiem nad tym, co do tej pory się stało... Kupił kolczugę i zabezpieczył się w ten sposób od nie których ran, ale czy stał się przez to silniejszy? Od dłuższego czasu nie trenował, ani nie wymyślił żadnego nowego czaru. Wypuścił z ust chmurę dymu i podrapał się po głowie. Więc chyba na to pora. Najwyższa pora. Skoro masz dalej polować na inkwizycję, to przydadzą Ci się nowe czary... Tak. Więc ruszaj na trening~!-powiedział do samego siebie w myślach i ruszył w stronę dworca kolejowego, dopiero po chwili przypominają sobie o tym, że w dalszym ciągu jest z nim Kotomi. W dodatku, obiecał mistrzyni, że będzie ją pilnował. Zmarszczył brwi. I co miał teraz z nią zrobić? Nie mógł jej zabrać ze sobą, bo albo by mu przeszkadzała, albo by tylko narzekała, w dodatku by się nudziła... Więc nie miał innego wyboru, jak odprowadzić ją do domu Hotaru. Z tego co mówili jego towarzysze, to tam się wybierali. Więc mruknął coś do różowowłosej dziewczyny i poszedł w kierunku domu swojej przyjaciółki, w dalszym ciągu się nie odzywając. Nie wiedział dlaczego, ale nie miał jej nic do powiedzenia, zresztą... Nie był w najlepszym humorze. Co prawda, Mistrzyni i tej facet w sklepie, trochę mu ów humor poprawili, ale teraz... znowu zniknął. Westchnął i pożegnał Kotomi, zostawiając ją pod drzwiami domku. Jakoś nie miał ochoty wchodzić do środka. Chciał zostać sam. Tak więc zrobił. Idąc w kierunku dworca kolejowego, po raz kolejny zastanawiał się nad tym, co do tej pory się stało. Myślał o Hotaru, o inkwizycji, o Macabrze, o Grimoire Heart, o Fairy Tail, o Akane, o Mistrzyni, o Takarze, o Kuro, o Bukaju... Na Makbecie kończąc. Co jak co, ale ów facet, dawał mu wiele do myślenia. Skąd wziął się ten jego bliźniak? Nie potrafił na to odpowiedzieć. Co prawda, nie znał każdego fragmentu historii swoich rodziców, ale jakoś wątpił, co by ojciec zdradził matkę. Bo to po nim odziedziczył swój wygląd. Zanim się obejrzał, stał już w Hargeon i patrzył na falujące lekko morze. Odprężyło go to, jednak dalej czuł się dość dziwnie. Skierował się w stronę portu, w nadziei na to, że spotka swojego dawnego znajomego, Franca, żeglarza, którego poznał przy okazji, na samym początku przygody jako mag. Nie musiał długo go szukać. Blond włosy mężczyzna, z mocną opalenizną i długimi wąsami, siedział na pustych beczkach i krzyczał na swoim podopiecznych. -Dawno się nie widzieliśmy, Franc.-rzucił siwowłosy, podchodząc powoli do swojego znajomego. Ten zeskoczył z beczek i przyjrzał się uważnie swojemu rozmówcy. -Tak dawno, że już Cię nie poznaję, ar.-rzucił po chwili, swoim chrapliwym, przepitym głosem. -Hym...-mruknął Fem. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że teraz wygląda dość inaczej.-Ah, no tak, zmieniłem się nie co. To ja, Pheam. Pheam Darksworth. Marynarz uśmiechnął się szeroko i rzucił się do przodu, aby uściskać swojego przyjaciela. -Pheam, knypku, rzeczywiście dawno. Siadaj, napij się ze mną rumu...-krzyknął i nie wiadomo skąd wytrzasnął pękatą butelkę.-No... co Cię tu sprowadza? -Nie dzięki, nie jestem w nastroju do picia... Inny razem.-odpowiedział siwowłosy.-Właściwie jestem tutaj, aby potrenować. I tak zastanawiałem się, czy nie znasz jakiegoś miejsca, które by się do tego nadawało. Wiesz, cisza i spokój, no i przedewszystkim, co bym nikomu nie przeszkadzał. Marynarz potargał swoje wąsy i przez chwilę milczał. -Właściwie, to jest tu takie miejsce. Na północ stąd, ruiny starej latarni. Ale nie wiem, czy tam trafisz.-odpowiedział w końcu, pociągając pokaźny łyk z butelki.-Idź tamtą ścieżką, a kiedy się skończy, idź po prostu prosto, powinieneś trafić...-dorzucił, po czym uściskał go jeszcze raz i ruszył w stronę grupki majtków. -Dzięki...-mruknął czarnowłosy i ruszył drogą, którą wskazał mu marynarz. Po pewnym czasie stał w środku starej latarni morskiej, a raczej w tym, co po niej pozostało. W istocie, idealnie nadawało się to do treningu. W odosobnieniu. Nie wziął jednak ze sobą żadnego koca, ani innych przydatnych rzeczy, a wiedział, że spędzi tutaj więcej niż jeden dzień. Wkrótce tego pożałował. Nie mniej jednak, wróćmy do rzeczy ważniejszych. Kiedy tam dotarł, była już noc, więc oparł się o zimną, kamienną ścianę, zwinął w kłębek i zasnął. Obudził się wcześnie rano, wstał i rozprostował kości. [Odtąd się zaczyna trening w sumie.] Zjadł śniadanie i usiadł na brudnej podłodze, a raczej na czymś, co po niej zostało. Zapalił papierosa i zaczął myśleć. Miał w głowie już gotowe zaklęcie, które chciał przećwiczyć. Był to czar, który pozwalałby mu się na teleportowanie w małych odległościach. To dawało by mu nie znaczną przewagę w walce. Mógłby zaatakować kogoś z zaskoczenia, lepiej unikać nie których ataków, czy po prostu... móc za pomocą tego uciekać. Tak więc, najpierw musiał wymyślić, na jakiej zasadzie mógłby to robić. Pierwsze co wpadło mu do głowy, to naglą zamiana w chmurę dymu i pojawienie się w innym miejscu. I ten pomysł, wydał mu się najlepszy. Wstał więc i zaczął swój trening. Najpierw musiał pomyśleć nad tym, jak zamienić swoje ciało w dym, a potem odtworzyć je w innym miejscu. W dodatku w ułamku sekundy. Odpowiedź przyszła dość łatwo, jednak... to była tylko teoria. W praktyce nie dał rady zamienić się w całości w dym przez cały pierwszy dzień. Wieczorem padł wycieńczony na ziemie i zasnął na miejscu, bez jedzenia, ani kąpieli. Obudził się wcześnie rano, z bólem pleców i z ogromnych głodem, zjadł więc szybko śniadanie i poszedł nad morze, aby się wykąpać. Tam dalej próbował zamienić się w dym, jednak bez efektu. Wrócił do obozowiska i dopiero tam nastąpił pewien przełom. Wieczorem udało mu się zamienić w całości w dym, w dodatku w dość szybkim tempie. Zadowolony z siebie, poszedł spać. Następnego dnia padał deszcz, więc nie mógł na zewnątrz, siedział więc pod resztkami dachu i myślał nad tym, co ma robić dalej. Próbował zresztą w dalszym ciągu zamieniać się w dym, przez co opanował bardzo szybkie zamienianie się i odtwarzanie postaci. Nie mniej jednak, zostało mu jeszcze samo przenoszenie. To teraz sprawiało mu problemu. Zajął się tym dopiero czwartego dnia. Próbował więc szybko znikać i przemieszczać się w inne miejsce, ale nie bardzo mu to wychodziło. Najpierw nie potrafił przemieści się o więcej, niż kilka centymetrów, potem zatrzymywał się w połowie drogi, a w końcu, kiedy już dawał radę teleportować się tam, gdzie chciał, nie mógł utrzymać "dymnej" formy. Zawiedziony z wyników, zasnął przy ognisku. Następnego dnia wiał silny wiatr i wtedy właśnie zdał sobie sprawę z tego, co źle robi. Zużył więc kolejnego papierosa i trenował dalej. Nie wiele mu to dawało. Kiedy w końcu zdawało mu się, że zrobił wszystko dobrze, okazało się, że teleportował się nie w to miejsce co chciał. Albo za daleko, albo za blisko, albo za bardzo w prawo, albo za bardzo w lewo.. Spędził kolejny dzień na udoskonalaniu zaklęcia, aż w końcu, udało mu się osiągnąć to, czego oczekiwał. Nie mniej jednak, nie spoczął na laurach. Następnego dnia w dalszym ciągu w koło używał tego czaru, aż w końcu, zadowolony z efektu, ruszył w drogę powrotną.
[Trening Acero di Fumare] Wrócił po kilku dniach, tym razem z kocem i paczką jedzenia, bo to co przyniósł tutaj ze sobą, zniknęło prawie całkowicie. Miał zamiar trenować dalej, bo coś mu się nagle przypomniało. Przecież pod czas ostatniej misji, stracił jeden z czarów, prawda? Jaki to był czar... Usiadł na ziemi, wyciągnął przed siebie nogi i oparł się plecami o pobliskie drzewo. Dym z papierosa zawirował. Nadał potrafił bez problemu używać Nebbi, Martello di Fumare, Serpente di Fumare, Ninnananna i Spada di Fumare... Zostały więc tylko klony. A było to jego ulubione i najbardziej przydatne zaklęcie! Zgrzytnął zębami, wypluwając niedopałem papierosa i powoli wstał. Jeśli chciał nauczyć się tego czaru od nowa, to musi sobie przypomnieć, jak robił to za pierwszym razem. Po pierwsze, wyobrażał sobie w głowie, jak teraz wygląda. Potem formował dym tak, aby przybrał on rozmiar i kształty człowieka. Następnie przechodził do kontroli, potem do kontroli klonów i... Chyba tyle. Tak przynajmniej myślał. Westchnął i wyjął z kieszeni kolejnego papierosa, którego od razu zapalił. Zaczął więc od pierwszej części - zamknął oczy i wyobraził sobie samego siebie. Mężczyzna, nie zbyt wysoki, białe włosy, czerwone oczy, dość blada skóra, czarne buty, spodnie, bluza i płaszcz. Włosy ułożone trochę chaotycznie, nos trochę haczykowaty, usta wąskie, brwi dość krzaczaste, uszy przylegające ściśle do czaszki. Szyja dość chuda i umięśniona, dość szerokie barki, "normalna" klatka piersiowa. Nogi szczupłe, długie. Na plecach pas, pochwa i Kumokiri. Spodnie opięte grubym skórzanym pasem, na nich wisi Doujigiri. Na lewej nodze noże do rzucania. Tyle musiał zapamiętać. To wszystko... Potrząsnął lekko głową. Wyobrażenie sobie samego siebie nie było tak trudne, znał przecież swoje ciało bardzo dobrze i wiedział o każdym szczególe, które musiał odwzorować u klona. Dlatego ta część, tak samo jak kiedyś, poszła mu dość szybko i sprawnie. Przeszedł więc do formowania dymu, co było w tym wszystkim chyba najtrudniejsze. Otworzył oczy i prawie od razu je zmrużył. Dym z papierosa zawirował, zaczął się rozprzestrzeniać, aż w końcu, przed chłopakiem unosiła się spora chmura dymu. Zbił ją w jedną, wielką kolumnę i dopiero wtedy zaczął próbowanie. Najpierw zaczął formować sylwetkę. Dym u góry, zbił się w jedną wielką kulkę, która najprawdopodobniej miała być głową. Dół rozdzielił się na dwie mniejsze "kolumny" tworząc nogi. Po środku utworzył się korpus. Fem przyjrzał się swojemu dziełu. Oprócz tego, że zrobił to dość szybko, to efekt... był mierny. Nie poddawał się jednak. Brakowało jeszcze wielu szczegółów. Zaczął więc formować twarz, włosy, nos, oczy, usta, policzki, uszy, szyje... ubrania, bronie. Po chwili przed białowłosym stała jego podobizna. Co prawda, jego twarz wyglądała dość dziwnie. Oczy były za blisko, nos był bardziej krzywy niż powinien, uszy lekko odstawały. Szyja była za gruba, a Kumokiri, której rękojeść wystawała mu zwykle nad prawym ramieniem, teraz sterczała nad lewym. Oprócz tego, jego klon był prawie idealny. Westchnął cicho i pocieszył się w myślach, że to dopiero pierwsza próba. Pomimo tych kilku wad, spróbował poruszyć klonem. Jego prawa noga podniosła się powoli z ziemi.... I zmienił się znowu w ogromną chmurę bez kształtnego dymu. Dlatego właśnie, musiał potrenować nad kontrolą. Pod koniec dnia, udało mu się już formować doskonałego klona, w dodatku robił to już dość szybko. Prawie w jednej chwili. Położył się spać, owijając się ciepłym kocem. Następny dzień był zimniejszy, w dodatku z nad morza wiał silny wiatr, który zapewnił mu utrudnienie w treningu. Musiał bowiem utrzymać formę klona, kiedy próbował nim poruszać, w dodatku musiał uważać na wiatr. Okazało się być to bardzo pomocnym zabiegiem. Ćwiczył przez większą część dnia, dbając o to, aby klon zachowywał swoją formę, kiedy się poruszał. Pod koniec dnia, udało mu się wykonać kilka kroków, zachowując przy tym wygląd Fem'a. Ucieszony, zjadł kolację, wykąpał się w morzu i poszedł spać. Obudził się wcześnie, z myślą, że pora już skończyć ten trening. Było to przecież zaklęcie, którego już kiedyś używał, co widział i czuł. Bowiem za pierwszym razem, z samym formowaniem męczył się około 3 dni, a kontrola... zajęła mu około tygodnia. Tutaj rozprawił się ze wszystkim w ciągu kilku dni. Zmienił więc dzisiaj taktykę. Uformował tym razem 3 klony, co okazało się o wiele trudniejsze. Musiał utrzymywać formę ich wszystkich... Nauczenie się tego, zajęło mu dużą cześć dnia. Dopiero pod wieczór, zrobił to, co chciał od początku - rozkazał klonom walczyć. Ten pomysł przyniósł nie oczekiwane efekty, oraz rzeczy, których wcześnie nie dostrzegł. Bowiem zauważył, że klony pod czas walki utrzymują cały czas poker face, w dodatku zachowują się dość nie naturalnie. Musiał więc to naprawić. I tym zajmował się resztę dnia, oraz noc. Chciał bowiem skończyć to jak najszybciej. Zasnął z wycieńczenie dopiero wtedy, kiedy słońce wychodziło już zza drzew. Owinął się kocem i spał przez większość dnia. Wstał, rozprostował kości, zjadł coś, wykąpał się i wrócił do treningu. Tego dnia powtarzał już tylko to, co robił wcześniej, po to, aby utrwalić zaklęcie w głowie i używać go tak szybko, jak kiedyś. Wieczorem, zadowolony z treningu, spakował swoje rzeczy i ruszył w stronę miasta.
[z.t]
Autor
Wiadomość
Saulo
Liczba postów : 174
Dołączył/a : 14/08/2012
Skąd : Krk
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sob Lut 04 2017, 04:27
No i przynajmniej mu się chyba udało podejść! W sumie to oczekiwał bardziej jakiegoś krzyku i wystraszenia się, a tu niestety klops. Dlatego też od razu wziął gitarę w swoje ręce i zaczął na niej grać - Kolego mój drogi, nie z nami tego głupiego Listopada wymogi - zaczął więc też swoją rymowankę, która w sumie skończyła się na tym, bo niestety nie każdy jest dobry w wymyślaniu głupich wierszyków - Nyehehe, cza, cza - przerwał ciszę, ale cóż, czego można oczekiwać. Od razu zdjął sombrero z głowy, na której w sumie pojawiło się kolejne sombrero, taka tam sobrerocepcja i położył swojemu nowemu koledze na głowie - Będzie ci pasować -w sumie to mógłby zbudować nową latarni z nich, ale niestety nie jest na tyle znudzony by to zrobić, ale w końcu najlepsze było to, że cała banda w sumie zaczęła naraz grać w sumie nie przejmując się niczym szczególnym (klikacz). A sam Saulo się do niej dołączył po krótkiej chwili grając jeszcze to głośniej, bo po co komu jednak jakaś szanta skoro można odpierdolić całą Sieste w jednym momencie przy pomocy muzyki, żaden się nie spodziewa Meksykańskich Mariachi. Odwrócił się w pewnym momencie w kierunku panów - Siesta, zarządzam przerwe na burrito - po czym w jego ręku znalazło się zielone burrito, które opierdolił ze smakiem lekko podnosząc maskę. - Ogólnie to nazywam się Saulo - powiedział z pełnymi ustami, trochę mało kulturalne, ale cóż, czego oczekiwać po pierdolonym Meksykaninie. Mieć tylko nadzieje, że król Fiore nie wybuduje ściany.
Aurvin
Liczba postów : 108
Dołączył/a : 05/05/2016
Skąd : Kraków
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sob Lut 04 2017, 11:37
Vinnie szybko stwierdził, że któryś z ich dwójki z pewnością był świrem. Nie mógł jednak przekreślać scenariusza, w którym obaj należeliby do tego znamienitego grona. Facet sięgał po coraz to nowe instrumenty i brzdąkał na nich, co, na gust Leitera, przeciętnie zgrywało się z odgłosami morza w tle. Niemniej, można było mu śmiało przypisać zasługę w postaci wprowadzenia muzyką większego luzu do rozmowy. Wbrew pozorom, gitara i grzechotki dawały sobie radę z rozładowywaniem napięcia. Nawet, jeżeli same w sobie, tak samo zresztą, jak ten cały muzyk, były dość upiorne. - Karnawał też już z dawna ustał, po co Ci ta maska trupia? - momentalnie podłapał zabawę i nie miał zamiaru jeszcze kapitulować. Pieprzony człowiek renesansu, raz zarymuje, raz przebiegnie po słomianym dachu, a i poderżnąć gardło mu się zdarzy. Każdy potrzebował szerokiego wachlarza zainteresowań. Chociaż intrumentów to mag nie umiał ani w ząb. - Trochę nie mój rozmiar. - westchnął z udawanym rozczarowaniem, gdy latynoski kapelusz opadł mu na oczy. Nic dziwnego zresztą, jeżeli wcześniej zdobił głowę jebanego drągala wyższego od Leitera o głowę. Trochę zabawnym był fakt, że faktycznie musiał teraz udawać smutek, zupełnie, jakby wcześnejsze zmartwienia poupychał po kieszeniach, aby móc spokojnie zająć się rozmową. - Smacznego. - rzucił z zakłopotaniem, bo nie bardzo wiedział, czy po ogłoszeniu tej całej późnowieczornej siesty powinien się pożegnać i odejść w swoją stronę, czy chociaż oddać sombrero zanim to zrobi. - Vin. - odparł, gdy mlaskające przedstawienie się Meksykańca przerwało mu rozmyślenia.
Saulo
Liczba postów : 174
Dołączył/a : 14/08/2012
Skąd : Krk
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Nie Lut 05 2017, 01:19
- Bo się cieszy moja morda czasami jak głupia - dokończył kontynuuowaną rymowankę. I tak Saulo dalej zajadał się swoim burrito, które w sumie wciągnął prawie od razu zapełniając swój brzuch. Spojrzał na swojego nowego kolegę, któremu kapelusz praktycznie opadł na łeb, w sumie faktycznie może nie jego rozmiar, ale cóż, darmowe w końcu~! - Zatrzymaj je, mam ich milion - w sumie to nic dziwnego skoro może je tworzyć. Czasami lepiej nie pytać jakie to on części garderoby robił. - Dzię - przełknął - Kuje - kulturka musi być, w końcu co z niego za Mariachi bez kultury. Przynajmniej z pełnym ryjem nie śpiewa, co nie. - Więc co cię sprowadza w te miejsca? - spytał - Słyszałem że można tu spotkać dziwnych ludzi, uważaj - i w tym samym momencie złapał marakas do ręki i potrząsnął nim rytmicznie - Nyehehe, cza, cza, cza - po czym przypiął go znowu do paska, w końcu nie takie to on rzeczy ze sobą nosi. Spojrzał na Grajków i uniósł rękę w górę, a ci znowu zaczęli grę. - Niby miałem napisać szantę o upadłem latarni, ale szczerze? Nie znam się na pisaniu - niestety to była jedyna rzecz, w której nie był dobry i tego nawet nie zamierzał zmieniać jakoś przez następną dekadę, bo po co to komu.
Aurvin
Liczba postów : 108
Dołączył/a : 05/05/2016
Skąd : Kraków
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Nie Lut 05 2017, 16:25
Zdjął z głowy prezent od Saulo, bo fakt, że kapelusz zatrzymał mu się po założeniu na nosie, wcale nie pomagał w orientowaniu się w otoczeniu. Tyle dobrze, że sombrero było wyposażone w sznurek, więc mógł zawiesić je sobie na szyi i nosić póki co na plecach, by go nie zgubić. Oczywiście, sprowadzało to ze sobą zagrożenie zdrowia i życia, w końcu kto normalny naraża się na uduszenie durnym kapeluszem, gdyby tylko o coś nim mocniej zahaczyć, albo ktoś by zań szarpnął. Czarne scenariusze piszą się same. - Dwójka dziwaków pod dawno rozsypaną latarnią morską to jeszcze nie tak źle. W mieście to dopiero można spotkać ciekawe przypadki. - odparł, wciąż nie mogąc pozbyć się z twarzy głupkowatego uśmiechu po tych kilku rymowanych wymianach. Ciekawiło go, czy w bardziej nerwowych sytuacjach, ten przerośnięty grajek również pamiętałby o chrzęszczeniu swoimi zabawkami noszonymi przy pasku. Nie potrafił jednak ocenić, czy wielkolud był osobą często pakującą się w stresujące incydenty, czy raczej bujał się po świecie, niosąc ze sobą muzykę, sytuacyjne żarciki i nie wchodząc za bardzo nikomu w drogę. - Ciekawy motyw, to mogłoby się udać. A jakby nie wyszło o tej, to możesz spróbować pisać o czerwonych latarniach. - wzruszył ramionami, ilustrując sobie kolejną sprośną przyśpiewkę wtórującą wysiłkom załogi na jakimś pirackim statku. - Może akurat z szantą nie będzie problemu. Zacznij jakoś od 'promyk światła zdobił klify, wskazując kierunek statkom...' - a potem zaczęło piździć i światełko zgasło. - Albo może lepiej nie. - nie powstrzymał nerwowego śmiechu, ale postanowił zrezygnować z dzielenia się owocami swoich nagłych ataków kreatywności jeszcze przed dokończeniem rymowanki.
Ostatnio zmieniony przez Aurvin dnia Wto Lut 07 2017, 13:24, w całości zmieniany 1 raz
- Nyehehe, cza, cza, cza nie gustuje w czerwonym - potrząsnął marakasem. Zaraz po tym spojrzał na latarnie i strzelił palcami. Starając się w sumie cokolwiek wymyślić, bo w sumie pomysł miał nie głupi... Pod nosem powtarzał sobie "promyk światła zdobił klify, wskazując kierunek statkom...". Pisanie nie było takie łatwe jakby się wszystkim tutaj wydawało, zawsze mógł spróbować jakiegoś beatboxu, chociaż szkoda, że nie umie. - Promyk światła zdobił klify, wskazując kierunek statkom... Widok ten zawsze po nocach będzie się śnił - zaczął starając się dopasować odpowiednią melodię, nie wiedział już sam czy chciał z tego. - W sumie to zastanawiam się czy może zadedykować to zagubionym ludziom na morzu co by im otuchy dodawało czy też by nucili podczas rejsu, hm... - rzucił pomysłem dalej próbując coś wybrzdąkać. Niestety niezbyt mu to szło jak na razie, starał się znaleźć własne brzmienie, którego wcześniej nikt inny nie zagrał - Zmienimy to trochę - - Promyk światła po nocach się lśnił, marynarzom na samą myśl aż stawał ich kij - i od razu poszedł marakas - Cza, cza, cza - no cóż, początek na razie brzmiał dobrze, ale ile z tego wyjdzie to zupełnie inna historia - Gdy na morzu piorun w oddali się... - tutaj niestety mu nie wyszło, bo słowa odpowiedniego znaleźć nie mógł - Jakieś sugestie? - pod maską zaś jego uśmiech gościł, w sumie to dobrze mieć przy sobie kogoś kto pomoże, w końcu jakby nie patrzeć to pomógł z początkiem. Dawno się w sumie nie bawił w pisanie czegokolwiek, a tym bardziej że ta noc była na to prawie idealna.
Czyli, póki co, jednak poszło w stronę jego wersu. I w stronę tworzenia szanty wspólnymi siłami. Co za scenariusz. - Promyk światła zdobił klify, wskazując kierunek statkom... na morzu życie stracimy... pierdol się, latarnio... - trochę popłynął, nucąc sobie tę samą zwrotkę drugi raz. I choć zrezygnował z wcześniejszej wersji, nowa wcale nie była lepsza. Nie bardzo rozumiał, jakim sposobem zagubionych ludzi miały pocieszać ruiny latarni, skoro to przecież znaczyło tylko i wyłącznie tyle, że już nie ma nic, co mogłoby im pomóc w nawigacji, ale nie czepiał się. Poeci wszędzie mogli dostrzegać drugie dno. Podczas, gdy w międzyczasie zagubieni marynarze przez brak latarni na brzegu poznawaliby się z pierwszym dnem. I bulgotali z rybkami. Początek wymyślony przez Saulo faktycznie pasowałby raczej do wspomnianej, awaryjnej szanty o domach uciechy, aniżeli o jakichkolwiek ruinach, rejsach, czy dodawaniu otuchy. Za to kolejny pomysł był już budujący. Był piorun, był problem i latarnia mogła przynieść upragniony ratunek. Tylko ten piorun przydałby się trochę bliżej. A wraz z nim jakieś tornado, czy inny kataklizm. - Błysk pioruna przeciął niebo, srogi wiatr się zerwał po nim, wskaż nam drogę, latarenko, sztorm nas nie dogoni. - prawie był z siebie w tej chwili dumny, choć z pewnością nie będzie to wersja ani jedyna, ani ostateczna. Niemniej, jemu przynajmniej, trochę się idea rozjaśniała. Nie wiedział tylko, na ile jego wenie pozostało żywotności. Przydałoby się coś, by ją w ewentualnym kryzysie wzniecić. Najlepiej rum, jak przystało na marynarzy, szanty i szkorbut.
Jak widać jego kolega również miał śmieszne podejście co do śmierci, dlatego też Saulo od razu się zasmiał potrząsając marakasem słysząc pierdol się latarnio. Od razu zmienił zdanie co do piosenki, chyba będzie lepsza jak wszyscy sobie będą ją nucić, dlatego też jego muzyka przyjęła dość łagodne brzmienie. - Hej ha! Żagle stawcie. Hej ha! Żagle wnieśmy - aż z ekscytancji mu się rzuciło zaraz po tym jak jego kolega skończył - To zrobi wręcz wspaniale - tutaj niestety przerwał na moment szukając odpowiedniego rymu albo chociaż frazy, która pasowałaby do tej piosenki, czasami bywa też tak, że nawet i on ma zatwardzenie twórcze - Latarniej opowieści..? Nie, nie to gówniane... - w sumie tak pomyślał po czym spojrzał na Vina, który może będzie miał jakiś pomysł jak to wszystko złożyć do kupy.
Kto by się spodziewał, że pomysł stworzenia szanty okaże się tak zajmujący i skłoni do wysiłków dwie, zupełnie nieznające się nawzajem osoby. Jeżeli ktokolwiek do tej pory wysnuł stwierdzenie, że poezja łączy ludzi, albo, że łagodzi obyczaje, albo, że stwarza całkiem spore szanse na zaprzyjaźnianie się, to Leiter już teraz dostrzegał w tym trochę racji, a przy okazji całkiem nieźle się bawił. Nie bardzo mógł się początkowo zdecydować, czy budować kolejne wersy na poważnie, czy pozwolić myślom uciekać na boki. Szybko doszedł jednak do wniosku, że skorzystanie ze sposobów charakterystycznych dla burzy mózgów może przynieść lepsze skutki, nasunąć kolejne pomysły, a i atmosferę wprowadzi na znacznie luźniejsze tory, gdy padnie coś odpowiednio-nieodpowiedniego. Wulgaryzmy i rozpusta w słowach nieźle pasowałyby do tematyki. Poza tym, jaki był sens w powstrzymywaniu się, kiedy w gruncie rzeczy chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę podczas całego przedsięwzięcia, a nie skrajne poświęcanie się idei tworzenia mądrej, pouczającej, uszlachetniającej pieśni dla szukających pocieszenia marynarzy. Załodze też się coś od życia należało, zwłaszcza, jeżeli taka szanta miała być ostatnią rzeczą, jaką w swoim życiu zaintonują. - Hej, ha, żagle na maszcie, hej, ha, kierunek bierzmy... - nucił trochę do siebie, po usłyszeniu wersów wymyślonych przez Saulo. - Jeśli na morzu zdechniem, dupa z opowieści! - wyszczerzył się i na chwilę odpuścił. Skierował kroki w stronę ruiny. Usiadł po turecku i oparł się plecami o ścianę, pamiętając o sombrero, które założył sobie na głowę. Czy raczej, w jego sytuacji, na oczy. - Masz na czym zapisać te nasze przeboje, jak już wpadniemy na coś sensownego? - uniósł na moment kapelusz i zerknął na szkieletową maskę wyróżniającą się na tle nadmorskiej nocy.
Pisanie i wymyślanie szanty przynosiło mu radość, która została jednak przerwana przez problem natury technicznej. Nie mieli kartki ani długopisu, w sumie aż mu struna pękła w gitarza jak w kreskówkach kiedy coś się zjebało. - Dios mios, hyehehe - potrząsnął marakasem kompletnie tracąc wszystko. W sumie wypadałoby im coś tam ogarnąć, a tym bardziej, że bez kartki papieru będą kompletnie w piździe. Zaczął szukać po kieszeniach, ale niestety były puste jak jego serce i odbyt po ostrym kebsie. - Vin, Amigo, chyba mamy problem - spojrzał na gitarą i brak papieru w łapach - O ile struna to najmniejsze zmartwienie w tej chwili tak troche przypał z pisaniem - po czym zaczął myśleć nad napadem i uderzenie na papierniczy, bo chyba nie będzie o tej godzinie otwarty.
Oho, no i w końcu coś najebało. Tak dobrze żarło, tak pięknie rosło, już krystalizowało się w oczach i w duszyczce, po czym rozdupcyło się w mak, bo Saulo zapomniał zgłosić nieprzygotowanie. Pocieszny grajek chyba bardziej przejął się tym, że słabo mu idzie rymowanie i pisanie utworów, niż tym, że na początek wypadałoby stworzyć sobie warunki do zapisywania swoich pomysłów, czy, już potem, ostatecznego tworu. Leiter zerwał się na nogi i spojrzał na kościstego wielkoluda z niekrytym niedowierzaniem. - Typie, nosisz ze sobą tyle bzdetów, zabawek i ustrojstw, że na poczekaniu mógłbyś tu przypierdolić w pełni wyposażonym, pstrokatym straganem, a nie masz nic do pisania? - złapał się za głowę, aż spadło mu sombrero. Może powinien je dorzucić drągalowi do jego wyimaginowego kramu. Choć właściwie wszystko jedno, skoro mógł takich mieć tysiące. Szkoda, że kartek papieru się tak nie dało trzaskać na zawołanie. Po chwili włożył kapelusz z powrotem na łeb i, trzymając jedną ręką za rondo, zaczął śmiać się do siebie. - Zbieraj grzechotki, sprzęty i resztę dobytku, poszukamy czegoś, na czym da się utrwalić ten, kurwa, epos. Przecież tak tego nie zostawimy. - zażenowanie przemieszało się z rozbawieniem, ale misji niesienia słowa ludziom w potrzebie się tak po prostu nie porzuca. Vin chwycił sombrero i cisnął nim w stronę ruin, a kapelusz, po krótkim szybowaniu, opadł na najwyższy, niezawalony jeszcze, kamienny schodek. Lepiej, żeby tu poczekał na powrót dwójki wielkich bardów. Zresztą, Saulo miał takie na zawołanie, a w ich zadaniu, zakrywając Aurvinowi pół twarzy, akcesorium mogłoby okazać się odrobinę upierdliwe.
Saulo spojrzał tylko na Aurvina, który w sumie miał racje, fakt faktem, że mógł chociaż tą cholerną kartkę papieru wziąć albo chociaż ogarnąć jakiś notesik czy coś w tym rodzaju. W tej sytuacji takie coś mogło być bardzo przydatne, dlatego też od razu zaczął pakować swoją gitarę. - Czy wyglądam jak archiwum, które zapisuje każdą myśl? Ja tu próbuje pisać piosenki co drugi dzień po czym i tak nikt nie mogę wymyślić i puff, nie ma nic - nawet za gestykulował rączkami, by podbić dramatyzm i tragedie tej całej sytuacji. Widząc lecące sombrero Saulo jedynie próbował zapisać sobie ten obraz w głowie na później, kto wie czy kiedyś by mu się nie przydał dając mu natchnienie, ale kto tam wie. Tak czy siak po zebraniu się założył gitarę na plecy i odwołał swoich grajków. Spojrzał w stronę miasta, chyba będą musieli tam poszukać, bo inaczej trochę kappa jakby nie patrzeć. - Prowadź wręcz - powiedział krótko pokazując tylko rękę pierwszeństwo do Vina.
Z racji, że papier niestety nie rósł na drzewach (?), nie było za bardzo możliwości na to, by udało im się odnaleźć przybory do pisania gdzieś w pobliżu. Pewnie gdyby się uparli, mogliby wyskrobać ostateczną treść swojej nowo powstałej szanty na murze latarni, jednak jej stan nie zapowiadał, aby ona sama jeszcze długo się trzymała, a co dopiero ewentualne zapisy na niej. Wypadało zatem ruszyć odwłoki w stronę miasta, choć w środku nocy nawet tam nie należało się spodziewać natychmiastowego rozwiązania problemu. Nikt normalny, zwłaszcza o tej porze, dobrowolnie nie sprezentuje im notesika na ich durnowate rymowanki, a na otwarcie sklepów, w których potencjalnie dałoby się zaspokoić swoje potrzeby, zmuszeni byliby wyczekiwać co najmniej do rana. Nie było zatem zbyt dużych szans na pozytywne zakończenie, dopóki korzystali z konwencjonalnych rozwiązań. Chyba, że... no właśnie. - A może coś jednak się udaje, tylko zapominasz, zamiast zapisywać. - nawet doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie każdy muzyk dysponuje talentem tekściarskim, nie powstrzymał się przed kwaśnym komentarzem. Póki co, wolał nie wiedzieć, co na ich dwójkę sprowadzą wspólne wysiłki nakierowane na pozyskanie nadającej się jeszcze do czegoś makulatury. Niemniej, ruszyli w drogę, a przed nimi było całkiem sporo kilometrów spaceru, zanim uda im się dotrzeć do Hargeon.
[z/t Saulo&Vin]
Yves
Liczba postów : 35
Dołączył/a : 09/05/2017
Skąd : Kraków
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Nie Cze 25 2017, 11:35
- Oto jesteśmy. - radośnie przez tajemniczo rzucił przed siebie, prowadząc Emkę w stronę ruin latarni morskiej, która jeszcze chyba nie zdążyła ostygnąć od niedawnych wariactw, które mogły doprowadzić do całkiem niespodziewanych nadprzyrodzonych aktywności wokół obiektu. Mówiło się bowiem, że historia tej latarni była związana z pirackimi legendami, a za każdym razem, gdy wokół niej odbywały się śpiewy i tańce, historia ożywała na nowo, odwiedzającym serwując różnorakie konsekwencje i wrażenia. - Nie wiem, czy do końca chodziło Ci o takie atrakcje, ale ja bym nie liczył na nudę. - choć wcale nie był pewny tego, że rzeczywiście po raz kolejny może tutaj dojść do aktywności duchów i innych dziwności, to brzmiał zupełnie tak, jakby coś ciekawego spotykało go podczas każdej wizyty tutaj i był gotowy na jeszcze więcej. Może i zdawał sobie sprawę, że Okita zapewne wcale nie chciała jakichś drastycznych dawek przygód, a wyłącznie ciekawych miejsc na zwiedzanie, jednak mag płomyków miał niekiedy tendencję do nadinterpretacji. Jako, że nie spodziewał się fajerwerków od samego początku, a do tego nie wiedział nawet, czy powinien czegokolwiek spodziewać się tym razem, najpierw udał się do samych ruin, gdzie usiadł na schodkach, gotowy opowiadać o legendach związanych z tą latarnią morską, z tutejszych portem, czy grasującymi po morzach piratami. Może właśnie któraś z takich opowieści byłyby zdolne przebudzić zmarłych?
Emily
Liczba postów : 62
Dołączył/a : 05/03/2017
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Nie Cze 25 2017, 14:18
Chichotki to naprawdę uroczę stworzenia, to co zrobiły w parku skradło nawet te najgłębsze przychylności, których dziewczyna nie chciała nikomu dawać. Całe Emkowe serduszko należało do tych przeuroczych stworków, w końcu jak tu ich nie kochać. Są takie malutkie, takie słodkie i mądre! \ Jednak wypadałoby teraz powiedzieć nieco więcej o czynach niż rozmyślaniach. Grzecznie dreptała za Yvesem zadowolona, że pokaże jej miasto. W końcu rzadko się zdarzało, że ktoś byłby na tyle chętny na tą fuchę. Jeszcze jedno co nie dawało jej spokoju było to, że nie powiedział z jakiej jest gildii. Czyżby samotnik? Możliwe, bardzo możliwe. Do GH raczej nie za bardzo pasuje, w końcu zgodził się oprowadzić obcą sobie dziewczynę po Hargeonie. Chyba, że zaprowadzi ją do podejrzanych miejsc i zrobi kuku. Wtedy pasowałby do szkicu maga z nielegalnej gildii. Tylko wtedy mógłby się nieco zaskoczyć, w końcu to ona jest straszna, nie inni.
- Łaaaa. Powiedziała to złe sformułowanie, wręcz było to westchnięcie. Budowla robiła wrażenie, a ton chłopaka sugerował, że może spotkać ją tu parę niespodzianek. - Jest fantastycznie. Powiedziała zafascynowanym głosem. Tu straszy tak? Pewnie o to mu chodziło, więc powinna czuć się jak w domu. Pójdzie grzecznie za chłopakiem czekając na rzeczy, co ma się dziać, albo co sam ziomek zrobi.
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Nie Cze 25 2017, 15:37
MG
Opuszczone ruiny pewnej latarni morskiej zdawały się być idealnym przykładem miejsca, w którym zdrowo myślący człowiek chcący spotkać jakieś paranormalne byty winien się udać. Tak tez zrobił Yves, który przy okazji zabrał ze sobą Emily. Nikt jednak nie przypuszczał, że niedawne ulewy odbiją na drodze do niej swój ślad pozostawiając drogę błotnistą i ciężką do przebrnięcia. Ostatecznie jednak udało się, jednak zeszły z tym na tyle długo, ze zdążył zapaść zmrok. Ale czy komukolwiek by to przeszkadzało biorąc pod uwagę niejako cel wędrówki? Yves usiadł po schodkach i chociaż był już gotów do snucia opowieści o duchach, mógłby poprzysiąc że usłyszał śmiech. Cichutki, na który składało się kilka głosów, a który zdawać by się mogło pochodzić gdzieś spod ziemi, gdzieś od strony latarni, a przecież oboje byli pewni że nikogo tam nie ma. Przypadek? Ciężko stwierdzić. Zdawało im się? Być może.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.