I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Ruiny Latarni Morskiej Wto Mar 05 2013, 22:55
First topic message reminder :
Ruiny starej latarni morskiej, która służyła mieszkańcom Hargeon przez długie, długie lata, aż w końcu, nie wytrzymała próby czasu i po prostu się zawaliła. Miejsce to jest oddalone od miasta o jakieś kilkanaście kilometrów na północ, otoczone lasem i praktycznie nie dostępne. Mało kto się tu zapuszcza, głównie ze względu na to, że bardzo trudno odnaleźć to miejsce. Dlatego zawsze panuje tu cisza i spokój. Z samej latarni pozostało nie wiele, jedna ściana w kształcie łuku, kawałek schodów i kilka drewnianych desek, które spełniają funkcję dachu. W środku, można znaleźć właz do małej piwnicy, jednak raczej nikt nie jest na tyle głupi, aby do niej schodzić. Nie mniej jednak, można znaleźć tu schronienie od deszczu i zimna. Ruiny otaczają liczne drzewa i krzewy. Kilkanaście metrów dalej, znajduje się skaliste urwisko, a za nim morze.
Siwowłosy szedł powoli przez Magnolie, paląc swojego papierosa i nie odzywając się ani słowem do towarzyszącej mu Kotomi. Myślał, bowiem nad tym, co do tej pory się stało... Kupił kolczugę i zabezpieczył się w ten sposób od nie których ran, ale czy stał się przez to silniejszy? Od dłuższego czasu nie trenował, ani nie wymyślił żadnego nowego czaru. Wypuścił z ust chmurę dymu i podrapał się po głowie. Więc chyba na to pora. Najwyższa pora. Skoro masz dalej polować na inkwizycję, to przydadzą Ci się nowe czary... Tak. Więc ruszaj na trening~!-powiedział do samego siebie w myślach i ruszył w stronę dworca kolejowego, dopiero po chwili przypominają sobie o tym, że w dalszym ciągu jest z nim Kotomi. W dodatku, obiecał mistrzyni, że będzie ją pilnował. Zmarszczył brwi. I co miał teraz z nią zrobić? Nie mógł jej zabrać ze sobą, bo albo by mu przeszkadzała, albo by tylko narzekała, w dodatku by się nudziła... Więc nie miał innego wyboru, jak odprowadzić ją do domu Hotaru. Z tego co mówili jego towarzysze, to tam się wybierali. Więc mruknął coś do różowowłosej dziewczyny i poszedł w kierunku domu swojej przyjaciółki, w dalszym ciągu się nie odzywając. Nie wiedział dlaczego, ale nie miał jej nic do powiedzenia, zresztą... Nie był w najlepszym humorze. Co prawda, Mistrzyni i tej facet w sklepie, trochę mu ów humor poprawili, ale teraz... znowu zniknął. Westchnął i pożegnał Kotomi, zostawiając ją pod drzwiami domku. Jakoś nie miał ochoty wchodzić do środka. Chciał zostać sam. Tak więc zrobił. Idąc w kierunku dworca kolejowego, po raz kolejny zastanawiał się nad tym, co do tej pory się stało. Myślał o Hotaru, o inkwizycji, o Macabrze, o Grimoire Heart, o Fairy Tail, o Akane, o Mistrzyni, o Takarze, o Kuro, o Bukaju... Na Makbecie kończąc. Co jak co, ale ów facet, dawał mu wiele do myślenia. Skąd wziął się ten jego bliźniak? Nie potrafił na to odpowiedzieć. Co prawda, nie znał każdego fragmentu historii swoich rodziców, ale jakoś wątpił, co by ojciec zdradził matkę. Bo to po nim odziedziczył swój wygląd. Zanim się obejrzał, stał już w Hargeon i patrzył na falujące lekko morze. Odprężyło go to, jednak dalej czuł się dość dziwnie. Skierował się w stronę portu, w nadziei na to, że spotka swojego dawnego znajomego, Franca, żeglarza, którego poznał przy okazji, na samym początku przygody jako mag. Nie musiał długo go szukać. Blond włosy mężczyzna, z mocną opalenizną i długimi wąsami, siedział na pustych beczkach i krzyczał na swoim podopiecznych. -Dawno się nie widzieliśmy, Franc.-rzucił siwowłosy, podchodząc powoli do swojego znajomego. Ten zeskoczył z beczek i przyjrzał się uważnie swojemu rozmówcy. -Tak dawno, że już Cię nie poznaję, ar.-rzucił po chwili, swoim chrapliwym, przepitym głosem. -Hym...-mruknął Fem. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że teraz wygląda dość inaczej.-Ah, no tak, zmieniłem się nie co. To ja, Pheam. Pheam Darksworth. Marynarz uśmiechnął się szeroko i rzucił się do przodu, aby uściskać swojego przyjaciela. -Pheam, knypku, rzeczywiście dawno. Siadaj, napij się ze mną rumu...-krzyknął i nie wiadomo skąd wytrzasnął pękatą butelkę.-No... co Cię tu sprowadza? -Nie dzięki, nie jestem w nastroju do picia... Inny razem.-odpowiedział siwowłosy.-Właściwie jestem tutaj, aby potrenować. I tak zastanawiałem się, czy nie znasz jakiegoś miejsca, które by się do tego nadawało. Wiesz, cisza i spokój, no i przedewszystkim, co bym nikomu nie przeszkadzał. Marynarz potargał swoje wąsy i przez chwilę milczał. -Właściwie, to jest tu takie miejsce. Na północ stąd, ruiny starej latarni. Ale nie wiem, czy tam trafisz.-odpowiedział w końcu, pociągając pokaźny łyk z butelki.-Idź tamtą ścieżką, a kiedy się skończy, idź po prostu prosto, powinieneś trafić...-dorzucił, po czym uściskał go jeszcze raz i ruszył w stronę grupki majtków. -Dzięki...-mruknął czarnowłosy i ruszył drogą, którą wskazał mu marynarz. Po pewnym czasie stał w środku starej latarni morskiej, a raczej w tym, co po niej pozostało. W istocie, idealnie nadawało się to do treningu. W odosobnieniu. Nie wziął jednak ze sobą żadnego koca, ani innych przydatnych rzeczy, a wiedział, że spędzi tutaj więcej niż jeden dzień. Wkrótce tego pożałował. Nie mniej jednak, wróćmy do rzeczy ważniejszych. Kiedy tam dotarł, była już noc, więc oparł się o zimną, kamienną ścianę, zwinął w kłębek i zasnął. Obudził się wcześnie rano, wstał i rozprostował kości. [Odtąd się zaczyna trening w sumie.] Zjadł śniadanie i usiadł na brudnej podłodze, a raczej na czymś, co po niej zostało. Zapalił papierosa i zaczął myśleć. Miał w głowie już gotowe zaklęcie, które chciał przećwiczyć. Był to czar, który pozwalałby mu się na teleportowanie w małych odległościach. To dawało by mu nie znaczną przewagę w walce. Mógłby zaatakować kogoś z zaskoczenia, lepiej unikać nie których ataków, czy po prostu... móc za pomocą tego uciekać. Tak więc, najpierw musiał wymyślić, na jakiej zasadzie mógłby to robić. Pierwsze co wpadło mu do głowy, to naglą zamiana w chmurę dymu i pojawienie się w innym miejscu. I ten pomysł, wydał mu się najlepszy. Wstał więc i zaczął swój trening. Najpierw musiał pomyśleć nad tym, jak zamienić swoje ciało w dym, a potem odtworzyć je w innym miejscu. W dodatku w ułamku sekundy. Odpowiedź przyszła dość łatwo, jednak... to była tylko teoria. W praktyce nie dał rady zamienić się w całości w dym przez cały pierwszy dzień. Wieczorem padł wycieńczony na ziemie i zasnął na miejscu, bez jedzenia, ani kąpieli. Obudził się wcześnie rano, z bólem pleców i z ogromnych głodem, zjadł więc szybko śniadanie i poszedł nad morze, aby się wykąpać. Tam dalej próbował zamienić się w dym, jednak bez efektu. Wrócił do obozowiska i dopiero tam nastąpił pewien przełom. Wieczorem udało mu się zamienić w całości w dym, w dodatku w dość szybkim tempie. Zadowolony z siebie, poszedł spać. Następnego dnia padał deszcz, więc nie mógł na zewnątrz, siedział więc pod resztkami dachu i myślał nad tym, co ma robić dalej. Próbował zresztą w dalszym ciągu zamieniać się w dym, przez co opanował bardzo szybkie zamienianie się i odtwarzanie postaci. Nie mniej jednak, zostało mu jeszcze samo przenoszenie. To teraz sprawiało mu problemu. Zajął się tym dopiero czwartego dnia. Próbował więc szybko znikać i przemieszczać się w inne miejsce, ale nie bardzo mu to wychodziło. Najpierw nie potrafił przemieści się o więcej, niż kilka centymetrów, potem zatrzymywał się w połowie drogi, a w końcu, kiedy już dawał radę teleportować się tam, gdzie chciał, nie mógł utrzymać "dymnej" formy. Zawiedziony z wyników, zasnął przy ognisku. Następnego dnia wiał silny wiatr i wtedy właśnie zdał sobie sprawę z tego, co źle robi. Zużył więc kolejnego papierosa i trenował dalej. Nie wiele mu to dawało. Kiedy w końcu zdawało mu się, że zrobił wszystko dobrze, okazało się, że teleportował się nie w to miejsce co chciał. Albo za daleko, albo za blisko, albo za bardzo w prawo, albo za bardzo w lewo.. Spędził kolejny dzień na udoskonalaniu zaklęcia, aż w końcu, udało mu się osiągnąć to, czego oczekiwał. Nie mniej jednak, nie spoczął na laurach. Następnego dnia w dalszym ciągu w koło używał tego czaru, aż w końcu, zadowolony z efektu, ruszył w drogę powrotną.
[Trening Acero di Fumare] Wrócił po kilku dniach, tym razem z kocem i paczką jedzenia, bo to co przyniósł tutaj ze sobą, zniknęło prawie całkowicie. Miał zamiar trenować dalej, bo coś mu się nagle przypomniało. Przecież pod czas ostatniej misji, stracił jeden z czarów, prawda? Jaki to był czar... Usiadł na ziemi, wyciągnął przed siebie nogi i oparł się plecami o pobliskie drzewo. Dym z papierosa zawirował. Nadał potrafił bez problemu używać Nebbi, Martello di Fumare, Serpente di Fumare, Ninnananna i Spada di Fumare... Zostały więc tylko klony. A było to jego ulubione i najbardziej przydatne zaklęcie! Zgrzytnął zębami, wypluwając niedopałem papierosa i powoli wstał. Jeśli chciał nauczyć się tego czaru od nowa, to musi sobie przypomnieć, jak robił to za pierwszym razem. Po pierwsze, wyobrażał sobie w głowie, jak teraz wygląda. Potem formował dym tak, aby przybrał on rozmiar i kształty człowieka. Następnie przechodził do kontroli, potem do kontroli klonów i... Chyba tyle. Tak przynajmniej myślał. Westchnął i wyjął z kieszeni kolejnego papierosa, którego od razu zapalił. Zaczął więc od pierwszej części - zamknął oczy i wyobraził sobie samego siebie. Mężczyzna, nie zbyt wysoki, białe włosy, czerwone oczy, dość blada skóra, czarne buty, spodnie, bluza i płaszcz. Włosy ułożone trochę chaotycznie, nos trochę haczykowaty, usta wąskie, brwi dość krzaczaste, uszy przylegające ściśle do czaszki. Szyja dość chuda i umięśniona, dość szerokie barki, "normalna" klatka piersiowa. Nogi szczupłe, długie. Na plecach pas, pochwa i Kumokiri. Spodnie opięte grubym skórzanym pasem, na nich wisi Doujigiri. Na lewej nodze noże do rzucania. Tyle musiał zapamiętać. To wszystko... Potrząsnął lekko głową. Wyobrażenie sobie samego siebie nie było tak trudne, znał przecież swoje ciało bardzo dobrze i wiedział o każdym szczególe, które musiał odwzorować u klona. Dlatego ta część, tak samo jak kiedyś, poszła mu dość szybko i sprawnie. Przeszedł więc do formowania dymu, co było w tym wszystkim chyba najtrudniejsze. Otworzył oczy i prawie od razu je zmrużył. Dym z papierosa zawirował, zaczął się rozprzestrzeniać, aż w końcu, przed chłopakiem unosiła się spora chmura dymu. Zbił ją w jedną, wielką kolumnę i dopiero wtedy zaczął próbowanie. Najpierw zaczął formować sylwetkę. Dym u góry, zbił się w jedną wielką kulkę, która najprawdopodobniej miała być głową. Dół rozdzielił się na dwie mniejsze "kolumny" tworząc nogi. Po środku utworzył się korpus. Fem przyjrzał się swojemu dziełu. Oprócz tego, że zrobił to dość szybko, to efekt... był mierny. Nie poddawał się jednak. Brakowało jeszcze wielu szczegółów. Zaczął więc formować twarz, włosy, nos, oczy, usta, policzki, uszy, szyje... ubrania, bronie. Po chwili przed białowłosym stała jego podobizna. Co prawda, jego twarz wyglądała dość dziwnie. Oczy były za blisko, nos był bardziej krzywy niż powinien, uszy lekko odstawały. Szyja była za gruba, a Kumokiri, której rękojeść wystawała mu zwykle nad prawym ramieniem, teraz sterczała nad lewym. Oprócz tego, jego klon był prawie idealny. Westchnął cicho i pocieszył się w myślach, że to dopiero pierwsza próba. Pomimo tych kilku wad, spróbował poruszyć klonem. Jego prawa noga podniosła się powoli z ziemi.... I zmienił się znowu w ogromną chmurę bez kształtnego dymu. Dlatego właśnie, musiał potrenować nad kontrolą. Pod koniec dnia, udało mu się już formować doskonałego klona, w dodatku robił to już dość szybko. Prawie w jednej chwili. Położył się spać, owijając się ciepłym kocem. Następny dzień był zimniejszy, w dodatku z nad morza wiał silny wiatr, który zapewnił mu utrudnienie w treningu. Musiał bowiem utrzymać formę klona, kiedy próbował nim poruszać, w dodatku musiał uważać na wiatr. Okazało się być to bardzo pomocnym zabiegiem. Ćwiczył przez większą część dnia, dbając o to, aby klon zachowywał swoją formę, kiedy się poruszał. Pod koniec dnia, udało mu się wykonać kilka kroków, zachowując przy tym wygląd Fem'a. Ucieszony, zjadł kolację, wykąpał się w morzu i poszedł spać. Obudził się wcześnie, z myślą, że pora już skończyć ten trening. Było to przecież zaklęcie, którego już kiedyś używał, co widział i czuł. Bowiem za pierwszym razem, z samym formowaniem męczył się około 3 dni, a kontrola... zajęła mu około tygodnia. Tutaj rozprawił się ze wszystkim w ciągu kilku dni. Zmienił więc dzisiaj taktykę. Uformował tym razem 3 klony, co okazało się o wiele trudniejsze. Musiał utrzymywać formę ich wszystkich... Nauczenie się tego, zajęło mu dużą cześć dnia. Dopiero pod wieczór, zrobił to, co chciał od początku - rozkazał klonom walczyć. Ten pomysł przyniósł nie oczekiwane efekty, oraz rzeczy, których wcześnie nie dostrzegł. Bowiem zauważył, że klony pod czas walki utrzymują cały czas poker face, w dodatku zachowują się dość nie naturalnie. Musiał więc to naprawić. I tym zajmował się resztę dnia, oraz noc. Chciał bowiem skończyć to jak najszybciej. Zasnął z wycieńczenie dopiero wtedy, kiedy słońce wychodziło już zza drzew. Owinął się kocem i spał przez większość dnia. Wstał, rozprostował kości, zjadł coś, wykąpał się i wrócił do treningu. Tego dnia powtarzał już tylko to, co robił wcześniej, po to, aby utrwalić zaklęcie w głowie i używać go tak szybko, jak kiedyś. Wieczorem, zadowolony z treningu, spakował swoje rzeczy i ruszył w stronę miasta.
[z.t]
Autor
Wiadomość
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 14 2018, 03:03
Mac podążał za zjawą krętymi ścieżkami, zastanawiając się, kto i po co zbudował taki labirynt, pod zwykłą latarnią morską. Czyżby kiedyś znajdował się gdzieś blisko zamek i tutaj prowadził tunel ewakuacyjny, a wszystkie te ścieżki poboczne prowadziły do pułapek albo ślepych zaułków? Miał ochotę rozejrzeć się tutaj dokładniej, ale teraz miał inne rzeczy na głowię. Tak więc, szedł sobie za duchem i milczał, jak to miał w zwyczaju. No bo co, miał gadać coś do jakiejś dziwnej projekcji? Kto wie, może to kolejna iluzja? A jeśli nie, to czy by odpowiedziała? Zmarszczył brwi. W końcu zjawa zatrzymała się, pokazała na górę i zniknęła. Mac westchnął, po czym spojrzał ponad siebie. Znajdowała się tam klapa. Czyli co, szedł tyle przez te tunele, tylko po to, żeby słuchać szeptów i teraz z nich wyjść? No nic, chyba będzie musiał przez ta klapę przejść... Spojrzeniem oszacował odległość do klapy i jeśli nie będzie potrzebował drabiny, po prostu spróbuje ją odsunąć, aby wyjść na zewnątrz. Jeśli będzie potrzebna drabina, rozejrzy się za nią i jeśli znajdzie to jej użyje. Jeśli coś będzie blokować klapę z drugiej strony, to rozwali ją przy pomocy Uderzenia boga.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 14 2018, 03:15
MG
Otworzenie klapy nie było problemem; znajdowała się ona stosunkowo nisko; tak, że chłopak swobodnie mógł sięgnąć ręką i ówczesnym odsunięciu zasuwy - otworzyć ją, a następnie złapać za krawędzie i wyjść na świeże powietrze. Otaczał go las; drzewa szumiały cicho, a z nieba lał się blady blask księżyca w ostatniej kwadrze. Firmament częściowo przesłaniały leniwie płynące po nim chmury, przez co od czasu do czasu robiło się nieco ciemniej. Mac Dara nie był jednak sam. Jak się okazało, czekało na niego dokładnie to samo, co jeszcze chwilę temu rozpłynęło się, po wskazaniu mu klapy. Dusza dryfowała w nieznacznej odległości od niego, a kiedy tylko ten był gotowy do dalszej drogi - popłynęła między drzewami, prowadząc go przez knieję. Nie trwało to jednak długo - pomiędzy drzewami zaczęło w końcu prześwitywać żółte, ciepłe światło, co mogło sugerować sztuczne oświetlenie. Eteryczna postać zatrzymała się też w końcu i poczekała, aż Szczur zrobi to samo. - Jeśli masz pytania, zadaj je. Mac Dara: 90MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 14 2018, 03:28
No, przynajmniej z tym nie było problemu. No fajnie, fajnie. Znalazł się na świeżym powietrzu i od razu wziął głęboki oddech, aby trochę odpocząć od zaduchy panującego w tunelu. Otaczał go las. Nie rozpoznawał tego miejsca, ale w sumie ciężko było odnaleźć się w miejscu, w którym rosną same drzewa i nie ma zbyt wielu punktów orientacyjnych. Niestety, chociaż warunki się poprawiły, to towarzystwo nie do końca. Duch czekał na niego na górze, aby dalej poprowadzić go w niewiadomą. Znowu czekał go spacer, tym razem wśród drzew i roślinności. Mac znowu się zamyślił, całkowicie wyłączając się na dłuższa chwilę. Jednak kiedy duch się zatrzymał, chłopak zrobił to samo i od razu wróciła mu jasność umysłu. W oddali widać było jasne światło... No i zjawa znowu się odezwała. Mac westchnął. Miał się odzywać...? Serio? Nie potrzebował zbyt wielu informacji... jeśli pójdzie tam i spotka kilku magów, po prostu zabije ich wszystkich. Ale może warto by było wiedzieć parę rzeczy? -Kogo? I dlaczego?-mruknął, mrużąc oczy. Nie były to zbyt precyzyjne pytania, ale i tak zmarnował zbyt dużo słów.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 14 2018, 04:30
MG
- Kaneonuskatew. - odpowiedziała mu dusza w pierwszym momencie, wymawiając nazwę bez zająknięcia. Przez chwilę też milczała, jakby na tym miała zakończyć cała swoją wypowiedź i wyjaśnienia, ale ostatecznie Mac na nowo usłyszał jej monotonny głos. - Zabił parę Szczurów. Zdradził i uciekł, mając nadzieję, że Szept go nie znajdzie. Że Szept o nim... zapomni. Ale Szept pamiętał. On nigdy nie zapomina. - następnie duch wyciągnął rękę i wskazał w kierunku palącego się światła. - Jest w chatce. On. Kobieta i dziecko. - następnie zjawa rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając Maca samego, nawet jeśli miał jeszcze jakieś pytania. Jeśli Mac poszedł dalej, tak jak wskazał mu duch, w kierunku światła, po parunastu metrach stanął na skraju gęstych zarośli za którymi znajdowała się chatka. Albo raczej domek. Domek miał dwa piętra, z czego światło paliło się tylko na dole. Posiadał też dwie pary drzwi - wejściowe i tylne. Na dodatek przy boku domu, obok którego znajdował się Mac, znajdowały się drzwi w podłożu, prowadzące najpewniej do piwnicy, ale zamknięte na łańcuch i kłódkę. Do domku prowadziła jedna, samotna dróżka, z wyglądu niezbyt często uczęszczana, a przynajmniej nie przez nic, co nie było człowiekiem. Mac Dara: 90MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Czw Mar 15 2018, 00:55
No imię to miał koleś wyszukane. Mac nawet nie próbował go zapamiętać. Właściwie nie wiele obchodziło go też, za co miał zginąć... ale jak już poświęcił te kilka słów, to wysłuchał ducha i nawet kiwnął głową na koniec, na znak, że zrozumiał. Jego towarzyszka zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła i chłopak mógł w spokoju pomyśleć nad kolejnym krokiem. Uważnie obserwował domek, w którym znajdował się mężczyzna. Dostrzegł kilka możliwości wejścia do środka, ale czy chciał walczyć z nim w środku budynku? Nie koniecznie... Ale jak wybawić go na zewnątrz? Podszedł bliżej, starając się kryć w cieniu, aby zajrzeć przez okno do środka. Chciał wpierw zorientować się w sytuacji. Czy ten człowiek w ogóle był w domu? Może akurat wyszedł na spacer...
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Pią Mar 16 2018, 01:47
MG
Mac, zanim zabrał się do faktycznego wykonywania zadania postanowił najpierw nieco lepiej rozeznać się w sytuacji. Podszedł wiec do okna, starając się pozostać przy tym w cieniu, a potem zajrzał do środka oświetlonego pomieszczenia. Jego oczom ukazała się kuchnia: były szafki, był stół, a przy nim krzesła, a pośród tego krzątała się kobieta - jasnowłosa, odwrócona do Szczura tyłem, kroiła przy jednym z blatów jedzenie. Na jednym z krzeseł przy stole siedziała mała dziewczynka, machając nóżkami w powietrzu i rysując coś zawzięcie na kartce, którą miała przed sobą. Oprócz nich w pomieszczeniu nie zauważył nikogo, ale po drugiej stronie korytarza, który znajdował się za kuchnią, a w kolejnym pomieszczeniu, na starym fotelu zauważył czyjąś sylwetkę - osoba ta wydawała mu się mężczyzną, ale była obrócona do niego tak, że większość jej postaci kryła się za oparciem fotela w którym siedziała. Mac Dara: 90MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Pon Mar 19 2018, 20:17
Upierdliwe. Dziecko i kobieta w kuchni. Musiałby przebić się przez nie, jeśli chciałby dotrzeć do tego faceta. O ile w ogóle to był on. Nie chciało mu się zakradać. Nie miał zamiaru bawić się w chowanego. Westchnął i zaczął kierować się w kierunku drzwi wejściowych. Jak to w ogóle się stało, że znalazł się w takiej sytuacji? Chciał sobie w spokoju pomedytować. Ułożyć swoje myśli i spróbować odpocząć od tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło mu w większych miastach. Nie mógł zdzierżyć myśli, że dzieli powietrze z tymi parszywymi magami. Wszędzie było ich pełno... A o ile był bardzo gorliwym wyznawcą religii, to nie był głupi. Już raz prawie umarł przez to, że bez myślenia rzucił się do walki... Teraz już trochę to opanował... Dlatego leciał z pięściami na każdego napotkanego grzesznika... Wyczekiwał na odpowiednią okazję i dopiero wtedy atakował. Samotną ofiarę... To znaczy niewiernego. Grzesznika. Plugastwo... Wszystko po to, aby pomóc mu się nawrócić. Eh. Robił to dla tych ludzi, ale oni nawet nie potrafili okazać mu wdzięczności. No i ta Policja Magiczna... Wszędzie ich pełno, w dodatku w grupach. Wyrwał się z zamyślenia, kiedy dotarł do drzwi. Stanął i po prostu w nie zapukał. Dwa razy. Trzy. Głośno. Aby na pewno go usłyszeli. Po co sobie utrudniać, kiedy mógł to rozwiązać w prostszy sposób?
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 21 2018, 00:01
MG
Mac Dara postanowił obrać najprostszą taktykę - zapukać do drzwi. No cóż...zawsze był to jakiś sposób i niewątpliwie jawił się on o wiele bardziej obiecująco jak przebijanie się czystą, fizyczną, lub raczej magiczną, siłą wprost do celu, który wskazały mu duchy. Podszedł więc do drzwi i zapukał w nie trzy razy. Mocno. I w sumie nie musiał czekać długo na jakąkolwiek odpowiedź, bo zaraz usłyszał głośne tuptanie dziecięcych kroków, a następnie dźwięk przekręcanego w zamku klucza i szczęk klamki. Drzwi otworzyła mu dziewczynka, którą wcześniej widział przez okno - w jednej ręce ściskała czerwoną kredkę, a drugą wciąż ściskała klamkę, samej nieco chowając się za skrzydłem drzwi. Nie otworzyła ich też na ścież, przez co Mac widział tylko kawałek przedpokoju znajdującego się za nią i wejście do kuchni, z której plama światła rozlewała się na podłodze. - Sucham. - zapytała wojowniczo, w ogóle nie zdjęta jakimkolwiek speszeniem, które teoretycznie powinna u niej wywołać obca osoba. - O so chodzi. Mac Dara: 90MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 21 2018, 22:54
No tak, bo życie nie mogła być proste. Dlaczego małe dziecko otwierało drzwi nieznajomym? Co było nie tak z jej rodzicami? Westchnął, przyglądając się dziewczynce spod grzywki. Nie mógł zrobić jej krzywdy, więc plan wbicia na chatę z buta nie wypalił... Co teraz? Zapytać o rodziców? Bezpośrednio o faceta? Miał ochotę głośno pomarudzić w myślach, ale nie bardzo miał na to czasu. Westchnął jeszcze raz. I jeszcze raz. O co chodzi? -Jest tata w domu?-mruknął cicho, starając się zachować neutralny głos. Boże, ile słów wypowiedział już tego dnia... Zaczynało go to męczyć. Ale z drugiej strony - wizja zabicia maga podnosiła go na duchu... I tylko to powstrzymywało go przed jebnięciem tego wszystkiego i pójściem w pizdu. Po ostatnich kilku godzinnych modlitwach, doszedł do wniosku, że musi gorliwiej wziąć się za usuwanie ze świata plugastwa, bo Bóg był z niego niezadowolony. A tego Dara nie chciał.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sro Mar 21 2018, 23:22
MG
Gdyby wszystko w życiu było takie proste... Gdyby na świecie nie było magów, albo gdyby chociaż to nie ta smarkula otworzyła Mac Darze drzwi, a tak... tak wychodziło w sumie na to, że kolejne cenne słowa, które wypełzły z jego ust nie mogły otrzymać prostej odpowiedzi. Dziewczynka bowiem spojrzała na niego niezadowolonym wzrokiem, jakby właśnie powiedział coś, co kategorycznie jej nie odpowiadało. - Tata? - burknęła w jego stronę niechętnie. - Tata już od... - jej wyraz twarzy zasugerował, że właśnie przeprowadzała w myślach skomplikowane kalkulacje. - Od pięciu wiosen w domu nie był. Tak mama mówi! Nie ma! - zakrzyknęła wyraźnie zbulwersowana poruszonym tematem. Zaraz po tym do uszu Maca dotarły odgłosy kroków. Z kuchni też wyłoniła się kobieta, która szybko odsunęła dziewczynkę od drzwi. - Devika, wracaj do kuchni. - wyszeptała w stronę dziewczynki, gestem pchając ją we wspomnianym kierunku. Ta tylko zacisnęła na kredce mocniej palce, posłała Szczurowi ostatnie, przeszywające i pełne bojowości spojrzenie, po czym udała się tam, gdzie jej kazano, ostentacyjnie tupiąc nogami w podłogę. - Przepraszam za nią. Mąż naturalnie jest w domu, słyszałam że pan o niego pytał. W czymś mogę pomóc? - uśmiechnęła się do niego grzecznie, częściowo kryjąc się za drzwiami, dokładnie tak, jak wcześniej zrobiła to mała. Mac Dara: 90MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Pią Mar 23 2018, 21:50
Mac brał pod uwagę fakt, że ojcem tej dziewczynki mógł być zupełnie inny mężczyzna, ale wiedział, że może zaryzykować. Albo dotrze do celu, albo wywoła lekkie zamieszanie, które powinno zaalarmować dorosłych znajdujących się w budynku. A to ułatwiało robotę. Tak więc, kiedy dziewczynka wypowiedziała swoje słowa, Mac wcale nie zdziwił się jej reakcją. Niestety, potwierdziły się jego obawy i będzie musiał po raz kolejny zmieniać plan. A właściwie brak planu, bo w sumie to cały czas improwizował. Ale sprawa nie była jeszcze stracona, ani utrudniona do granic możliwości. Wyglądało na to, że nie będzie musiał robić krzywdy niewinnej dziewczynce... Ale matka... to co innego. Problem polegał na tym, że cały czas ukrywały się za drzwiami. Obawiały się go. Z jednej strony to dobrze, ale w tej sytuacji mu to nie odpowiadało. Ciężko jednak byłoby mu ocieplić wizerunek. Zresztą... Nie chciało mu się. Westchnął. -Chciałbym z nim porozmawiać.-odpowiedział, starając się, aby wyraz twarzy nie był zbyt groźny. Albo chociaż neutralny.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Sob Mar 24 2018, 13:00
MG
- Porozmawiać? - odparła kobieta, mierząc Maca od stóp do głów. - O czym? Mąż jest zmęczony i jestem pewna, że nic się nie stanie, jeśli poczeka pan do jutra. - uśmiechnęła się do niego grzecznie, jednak w tym uśmiechu wciąż czaiła się obawa. Kobieta ewidentnie nie chciała wpuścić go do środka czy to w tym momencie, czy to w ogóle. Ewidentnie też grała na zwłokę, a Mac w pewnym momencie miał wrażenie, że do jego uszu doszło ciche skrzypienie podłogi i nie dobiegało ono z kuchni mimo, że w tym samym momencie zza wejścia do niej wychynęło oko dziewczynki, która jeszcze przed chwilą stała w drzwiach. Oko patrzyło na niego intensywnie, ale nie było w nim ani grama strachu. Tylko ciekawość. Mac Dara: 90MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Nie Mar 25 2018, 18:34
Dobra, koniec tego dobrego. Nie miał czasu do stracenia, tym bardziej, że dziwny jegomość chyba stwierdził, że najłatwiej będzie uciec od zagrożenia, nie czekając na rozwój akcji. Dlatego Mac się już nie cackał. Nie obchodziło go, że to kobieta, nie obchodziło go, że dziecko mogło oberwać... Wykonał szybki cios prawą ręką i użył zaklęcia Uderzenia boga (B), wysyłając wiązkę mocy magicznej prosto w drzwi, za którymi ukrywała się kobieta. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to powinny zostać zniszczone, zaś kobieta chociaż odrzucona i nie powinna staać mu na drodzę. Dlatego jeśli drzwi rozpadły się w drobny mak, Curroi wbiegł do środka i kierując się do pomieszczenia, gdzie wcześniej widział mężczyznę. Cały czas jednak uważnie obserwuje poczynania kobiety... Może się przecież zdarzyć, że ona też była magiem i nic się jej nie stało. Jeśli jednak drzwi nie rozpadły się po myśli Maca, ale kobieta chociaż zostanie od nich odepnięta, bądź straci równowagę, napiera na nie ciałem, aby się otworzyły, po czym biegnie w kierunku pomieszczenia gdzie siedział wcześniej facet. Chociaż pewnie już go tam nie było.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Pon Mar 26 2018, 02:57
MG
Mac Dara miał dość - wykonał więc ręką cios, posyłając za jego pomocą energię magiczną w kierunku drzwi, co spowodowało, że... no może nie rozsypały się w drobny mak, ale energia magiczna wyrwała je z zawiasów, częściowo też przebijając się przez nie całkowicie, dodatkowo posyłając i je, i kobietę za nimi stojącą, do tyłu, na podłogę. Tym oto sposobem drzwi tego domostwa stanęły przed Szczurem otworem. Dziewczynka nawet nie pisnęła, tylko schowała się za ścianą, chroniąc przed nielicznymi odpryskami drewna, które posypały się dookoła. Kobieta natomiast jęknęła przeciągle, chwilowo zbyt oszołomiona by cokolwiek zrobić, nie mówiąc o tym, że leżały na niej kawałki drewna. W tym momencie chłopak usłyszał też kroki - szybkie, o wiele cięższe, jakby ktoś biegł, a do tego dochodzące z pomieszczenia przed nimi. Problem w tym, że nie widział nigdzie bezpośredniego wejścia do niego, co znaczyło najpewniej, że prowadziło ono przez sąsiadujący pokój lub kuchnię. Mac Dara: 70MM
Mac Dara
Liczba postów : 43
Dołączył/a : 12/09/2014
Temat: Re: Ruiny Latarni Morskiej Pon Mar 26 2018, 03:13
Dobra, pierwszego przeciwnika w postaci Drzwi miał już za sobą. Został pokonany, chociaż nie do końca tak to sobie rozplanował. W każdym razie znalazł się w środku budynku, więc sprawy powinny pójść gładko - wystarczyło znaleźć mężczyznę, wpierdolić mu i do widzenia. Chociaż cały czas miał obawy co do tamtej kobiety... Jednego maga mógł rozwalić, ale jeśli będzie musiał walczyć z dwoma, to prawdopodobnie będzie musiał uciekać. Albo zginie. Ale musiał zaryzykować. Grzesznicy się sami nie zabiją... niestety. Dlatego ruszył biegiem w kierunku kuchni, aby sprawdzić, czy znajdzie tam przejście do kolejnego pokoju, gdzie słyszał kroki. Miał tylko nadzieję, że facet nie zdąży mu uciec przez okno, czy też jakieś inne przejście. Swoją drogą, cóż to za samiec alfa, który wysyła swoją kobietę na pierwszy ogień, a sam zostawia dziecko i ucieka? Naraża ich na niebezpieczeństwo, aby ratować swoją skórę? To dodatkowo zmotywowało Curroia, aby mu wpierdolić. Zajebać tego parszywego kundla. Nie dość, że mag to jeszcze strasznie nie honorowy i w ogóle. Jebać go.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.