I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Cóż, jaka nazwa karczmy, taki i środek. Radosne potańcówki panów z małą ilością pań, które zwyczajnie tutaj pracują. Oczywiście, nie tylko żeby potańcować towarzysko, ale też w nieco inny sposób. Nie jest to całkowita melina, ale też nie należy do bardziej... hmm... wyszukanych lokali. Karczmarz to ubogi i skromny facet, który nie pcha się w żadne kłopoty, a przynajmniej bardzo się stara. Wielu tu podejrzanych typków - panie powinny się ich wystrzegać i trzymać na dystans.
Gospodarz stoi przy ladzie i czyści kufle. Tłum mężczyzn oglada tańczącą kobietę, która przybiera półkocią postać. Widać, że wyjątkowo całość im się podoba. Nikt nie zwraca na was uwagi. Na razie.
Widziała, że chłopak się cieszy. Ale to nie było tak jakby jego złe zamiary były bliższe spełnienia, tylko, jakby przytrafiło mu się coś dobrego, czego się nie spodziewał i tym uśmiechem jakby dziękował światu za taki "prezent". Takie przemyślenia zmusiły Shadi do lekkiego uśmieszku. Skinęła głową gdy odsunął jej krzesło. Wstała. Poprawiła ubranie, przeczesała włosy dłonią i ruszyła pierwsza, przodem do wyjścia.
Potarła skronie, próbując ułożyć sobie wszystko w jednolitą całość. Chociaż nieprzyjemna myśl o tym, że ludzie potrafią być głośni i irytujący przodowała w takiej sytuacji. Dlatego nie lubiła zatłoczonych miejsc. A gorzej gdy ludzie przychodzili do takich lokali na randki. Nigdy nie mogła zrozumieć takiego postępowania, co było fajnego w takich rzeczach? Dodatkowo… Trochę było jej zimno. Jakoś źle odczuwała skutki braku suchego i gorącego powietrza. Misja. Brzmiało ciekawie. Nawet bardzo. Jakby nie patrzeć potrzebowała trochę pieniędzy, bo podróż kosztowała ją więcej niż się spodziewała. I tak większość przebyła, a przynajmniej starała się to robić o własnych nogach, jednak nie zawsze jej to wychodziło. Rozważając wszelkie za i przeciw, udania się z tym ludzi gdziekolwiek… W sumie nie powinna im ufać tak od razu z marszu. Nic z tych spraw, jej zgoda nie oznaczała automatycznego poparcia. Sytuacja wymagała od niej dystansu do wszystkiego, więc tak zrobi. - Nie mam nic ciekawszego do roboty, więc zgadzam się. – odpowiedziała spokojnie, patrząc Baekowi prosto w oczy. Był dziwny, jednak nie odczuwała strachu.
A więc się zgodziła co... Baek rozejrzał się ostatni raz po barze po czym wstał i ruszył powoli w stronę drzwi.-No więc pora pozbyć się kilku robaków...-Miał pewną misję na oku, aczkolwiek znając jego szczęście, zlegnie się sporo robactwa chętnego wykonać owe zadanie. I dobrze, robaki zawsze można wykorzystać... oczywiście póty, póki wykonują jego polecenia. Włożył ręce do kieszeni i obejrzał się jeszcze za Reszką. Jednak czy ruszyła za nim czy nie, wyszedł z pomieszczenia
I co w takiej sytuacji miała zrobić biedna Amatullahimititahllamis? Skoro już powiedziała, że z chęcią pójdzie z tym oto człowiekiem na misję, którego nie znała nawet imienia. To się nazywa prawdzie życie na krawędzi. Nie wiadomo co może jej zrobić, chociaż nie wyglądał na człowieka co może ją skrzywdzić. Jedynie zabić… A to w sumie takie straszne nie jest. Wszak spotkani ludzie w podrzędnej jakości barach w Fiore nie mogli być tacy groźni. To prawie jak spotkanie wędrowca na pustyni, nic trudnego i strasznego. Gdy tylko Baek wstał, ona postąpiła podobnie, choć z pewnym opóźnieniem. Spojrzała jeszcze tylko niechętnie na barmana, chwyciła swoje rzeczy i wyszła za mężczyzną. Przecież nie chciała, żeby on na nią czekał.
Weszliśmy razem z Gonzim do - ekhem - lokalu. Wnętrze nie było już tak zachwycające jak nazwa samej karczmy, ale panny, które wędrowały między stołami i ta nekomimi w tle były niczego sobie... eee... o czym to ja? Ah, no tak! Podeszliśmy do baru jak gdyby nigdy nic. Wbrew temu co na początku myślałem, wewnątrz nie było zbyt wiele osób, ale zachowywały się one dość głośno. Chyba byli podpici. Napewno byli podpici. Oby tylko Gonzalesowi nie wpadło do głowy wywinąć im jakiegoś numeru. Karczmarz, stojąc za szynkiem, wycierał szkło. Zamówiłem sobie zwykłą wodę i przy okazji zacząłem wypytywać właściciela o różne rzeczy (w tym czy nie widział rodziny Mistrza). Spuściłem Gonziego z oczu, ale byłem prawie pewien, że stoi obok mnie.
-Ale tu śmierdzi… - burknął Gonzales, kiedy weszli do karczmy. Smród alkoholu nie był wcale przyjemny. Zaś tancerki nie cieszyły jego oczu. Kobiety nie są śmieszne… W sumie nie ma tu nic śmiesznego – pomyślał Gonzales, który bardzo nie lubił nie śmiesznych miejsc. Jego wyraz twarzy najpierw stał się zaspały, a później Gonzo ziewnął przeciągle. Na chwilę zapomniał czemu i z kim tu przyszedł. Nie mógł zostawić tego nudnego miejsca w takim stanie. Skoro już śmierdziało to niech przynajmniej będzie zabawnie. Rozejrzał się krótko za czymś, co można by było zrobić. Spalić dziewczynom ubrania? Nie, to za wredne. Zaalarmować o ataku piratów? Nie, na to nikt się nie nabierze. I wtedy jego wzrok zwrócił się w stronę podpitych gości, a do głowy przyszedł mu stary, śmieszny żart. Chłopak na samą myśl już się zaśmiał, ale krótko. W końcu cały dowcip wymagał dyskrecji i odpowiedniej charakteryzacji. Gonzales odchrząknął, wyjął i przetarł ciemne okulary, aby potem je z powrotem schować. Spojrzał krótko na Ryotaro, ale ten był zajęty swoimi sprawami. Nawet się nie zorientuje czy coś się stało Białowłosy więc ruszył w stronę stolika, przy którym siedzieli pijący mężczyźni. Jego twarz stała się smutna, a nawet udało mu się wymusić łzy! Podszedł do największego spośród nich i pociągnął go słabo za koszulę, zwracając na siebie jego uwagę, a potem przemówił. -Tato… Obiecałeś przecież, że więcej się nie upijesz… Bo, bo… Jak wracasz do domu pijany… to zawsze sikasz w majtki, a potem od ciebie brzydko pachnie… Mama powiedziała, że więcej już nie upierze ci spodni, a w te które masz na sobie zsikałeś się już ze cztery razy… Gonzales mówił na tyle głośno, że każdy z kolegów mężczyzny mógł go wyraźnie usłyszeć, a nawet parę tancerek. Potem spojrzał w górę łzawiącymi oczami, lecz na jego twarzy już rysował się złośliwy uśmiech. W każdej chwili Gonzales był gotów odskoczyć w tył i rozpocząć radosną ucieczkę przed mężczyzną po karczmie.
Zupełnie nieświadomy sceny jaka rozgrywała się za moimi plecami, rozmawiałem z karczmarzem o sytuacji w mieście. W pewnym momencie tknęło mnie, że Gick coś długo się nie odzywa. O ile znałem ten typ, cisza oznaczała, że... Szybko się obróciłem poszukując młodego. ... rozrabia... Gonzales stał koło jakiegoś pijanego mężczyzny i jego towarzyszy. Łatwo było się zorientować, że juz coś zbroił: goście naokoło śmiali się w głos, a ten najbliżej chłopca miał twarz wykrzywioną w grymasie niezadowolenia. - Damn you kiddo...- zakląłem pod nosem, szykując się na kłopoty.
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Karczma "Pod Tańczącą Dziewoją" Sob Mar 07 2015, 22:48
Oczekiwał, że będzie musiał uciekać. Chciał wywołać burdę w karczmie. To miał być kolejny super śmieszny żart! A co się stało? Nic. Pijany mężczyzna spojrzał jedynie na Gonza, a potem padł nieprzytomny. Potem zaczął strasznie głośno chrapać. Gonzales stał nad nim zażenowany. Sytuacja mogła wydawać się całkiem śmieszna, ale nie dla białowłosego, który wiedział, że to nie jest jego zasługa, a tylko i wyłącznie alkoholu. Co jest z tymi ludźmi? Czy oni tutaj tylko piją? W ogóle nie znają się na żartach! Nuuuuudno tu! – jęknął w myśli. Skoro żart mu nie wyszedł to nie było sensu dalej przebywać w tym miejscu, przynajmniej tak uważał Gonzo. Chęć zjedzenia czegoś również zniknęła. Chłopak westchnął i wrócił do towarzysza. Był strasznie znudzony. Widocznie jedynym śmiesznym człowiekiem w okolicy, który właściwie reagował na żarty Gonzalesa, był Kashima. -Kasza, wychodzimy… - powiedział stając obok Ryotaro. - To miejsce jest nudne, głupie i nie ma tu nic ciekawego… Możemy już zacząć szukać twoich przyjaciółek. Wiesz już gdzie są?
Kashima
Liczba postów : 184
Dołączył/a : 09/02/2015
Skąd : -
Temat: Re: Karczma "Pod Tańczącą Dziewoją" Sob Mar 07 2015, 23:07
Kasza..? Byłem niemal pewny, że mężczyzna zmiażdży Gonza zanim w ogóle zdążę zareagować, ale okazało się, że był zbyt pijany. Chłopak miał chyba więcej szczęścia niż rozumu (choć tego mu racze też nie brakowało skoro potrafił tak zmanipulować tymi pijakami) ale... cóż, miał rację, nie było sensu dłużej się tutaj kręcić, nie uzyskałem żadnych ciekawych informacji. - Myślę, że to dobry pomysł.- Odpowiedziałem mu, odwracając wzrok od stolika, przy którym był chwilę wcześniej. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że nie do końca wiem gdzie ich szukać... Ostatni ślad to Altair. - Jak dużo masz czasu?
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Karczma "Pod Tańczącą Dziewoją" Nie Mar 08 2015, 00:12
-Czas? Pytasz o taki co mam ze sobą, czy o ten co zostawiłem w domu? – Da bum! Tsss… - Żartuję tylko. Mam go dość sporo. Rzekłbym nawet, że dużo. Chcesz może trochę? Gonzales nie miał nic ciekawego do roboty. Nic również nie trzymało go już w tym mieście. Był gotów wyruszyć w każdej chwili. Nieważne gdzie. Nieważne po co. Ważne żeby było śmiesznie. Kashima natomiast był bardzo śmiesznym człowiekiem. Od samego patrzenia na niego na twarzy Gonza pojawiał się uśmiech. W jego towarzystwie zawsze będzie miał z kogo żartować, mimo że to zapewne będzie tylko biedny Ryotaro, to już inna sprawa. Turyści są tacy śmieszni. Szkoda, że nie ma ich więcej. Jak dorosnę zostanę przewodnikiem! -Skoro nic już nas tu nie trzyma to ruszajmy! Prowadź wodzu! – krzyknął energicznie Gonzales. Po czym opuścił nudną i zatęchłą gospodę.
[z/t]
Kashima
Liczba postów : 184
Dołączył/a : 09/02/2015
Skąd : -
Temat: Re: Karczma "Pod Tańczącą Dziewoją" Nie Mar 08 2015, 01:06
- Gonzalez!- Zawołałem za wychodzącym chłopakiem. Naprawdę, żywotny osobnik. Dobrze, potrzebny mi taki towarzysz, nie będzie mi się przynajmniej nudziło. Tak, wiem, prędzej czy później wypluję te słowa... Mam nadzieję, że później. Goniąc ulicą za chłopcem, który wyszedł przede mną, rozmyslałem nad wszystkim co zdarzyło sie w ostatnich miesiącach. To był dopiero początek. Teraz pocieszę się tą nową przygodą. Zobaczę, co przyniesie mi przyszłość. Podróż do Altairu czas zacząć!
Hargeon to naprawdę piękne miasto. Od momentu, gdy Kiana postawiła w nim pierwszy krok mogła poczuć ten znajomy morski klimat. No może tu było trochę chłodniej, wszędzie było więcej ludzi i ogólnie więcej wszystkiego, ale czuła się prawie jak w domu. Dziewczyna chodziła tam, gdzie ją nogi niosły, wszystko oglądała i się zachwycała każdą napotkaną rzeczą. Kto by pomyślał, że do szczęścia potrzeba jest tak niewiele. Ale musi pamiętać, że jest na poszukiwaniach! Tak, dokładnie tak. Przecież musi zebrać więcej artefaktów do swojego arsenału, a w tych czasach nie jest tak łatwo znaleźć takie związane z Księżycem... Westchnęła cicho pod nosem, rozmyślając, gdzie może zdobyć najwięcej informacji. Nagle jej oczom ukazał się szyld karczmy o jakże zacnej nazwie „Pod Tańczącą Dziewoją”. Podbiegła do okna, by zajrzeć do środka, ale mało zobaczyła. Takie uwalone okna to u Perfekcyjnej Pani Domu by nie przeszły. - No nic, trzeba samemu sprawdzić co się tam dzieje. - powiedziała do siebie z uśmiechem. Jeszcze tylko jeden głęboki wdech, nacisnęła klamkę, popchnęła drzwi iii... Uderzyła w nie, bo się otwierają w drugą stronę. No to z lekkim bólem głowy pociągnęła drzwi i weszła do środka, rozglądając się zaraz. - No nazwa adekwatna do miejsca, ale ja tu tylko po informację. - wyszeptała do siebie, wchodząc w głąb karczmy. Teraz już nie ma odwrotu, musi kogoś znaleźć. Usiadła przy pierwszym lepszym stoliku, dalej się rozglądając i nasłuchując co ludzie mówią.
W karczmie o tej porze nie było zbyt wielu gości, ot zaledwie paru stałych klientów, którzy teraz zamiast żłopać piwsko gapili się nieuprzejmie na młodą dziewczynę, która pojawiła się w drzwiach i mamrotała coś do siebie. Tancerki, które cieszyły odwiedzających wieczorami w tej chwili były nieobecne. Po sali kręciła się tylko jedna kelnerka, która też zatrzymała się nagle i wpatrywała się w Kianę. Czy to się tylko wydawało, czy nie było to zbyt przyjemne powitanie? Młoda czarodziejka usiadła przy jednym z wolnych stolików z zamiarem podsłuchiwania rozmów, które w tej chwili jednak się nie toczyły. Przez chwilę jeszcze wszyscy wokół patrzyli podejrzliwie na tę kolorową, młodą dziewczyną. Skąd się urwała i po co odwiedziła ten przybytek? Na pierwszy rzut oka widać było, że nie pasuje do scenerii. - Hej ty, to nie jest plac zabaw. Jak nie szukasz pracy, to zabieraj sie stąd! - nie było to zbyt uprzejme przerwanie ciszy. Głos dochodził gdzieś z okolicy baru, jednak Kiana nie była w stanie określić, czy to słowa gospodarza, który krzątał się za ladą, czy też osobnika, który siedział przy kuflu i wydawał się mieć wszystko w głębokim poważaniu.
Śmietanka towarzyska wysokiego poziomu jak widać. Widać, że to typowe „męskie miejsce dla prawdziwych mężczyzn, którzy są męscy”, tak, to idealnie nazywa to miejsce. No nic, stała się obiektem uwagi, chyba nic dziwnego skoro nie miała co się porównywać ani do jakichś tancerek, ani tutejszej kelnerki, faktycznie była z innej bajki, ale nie bała się, ona to zdolna dziołcha, poradziła sobie sama w podróży z wyspy do Fiore... No przy lekkiej pomocy rybaków pod koniec, ale głównie sama! - Myślałam, że będą bardziej rozmowni na temat różnych skarbów okolicznych albo czegoś takiego... - wymamrotała sama do siebie, postukując lekko palcami o blat. Może się zdecydują jednak porozmawiać ze sobą? Czy ona naprawdę sprawiła, że wszyscy tutaj stali się tacy nieśmiali? No chyba tak! Jak to jedna różnica w otoczeniu potrafi wszystko zmienić. No ale ktoś odezwał, nawet do niej. Szał normalnie. Czy wysłuchała osoby, która się do niej odezwała? Jak najbardziej. Czy wzięła ją na poważnie? Niekoniecznie. Cóż, skoro ktoś jest niemiły dla niej, to ona tym bardziej. - Och, przepraszam. Po prostu szłam sobie pooglądać sobie szympansy w zoo, ale że zauważyłam Ciebie to pomyślałam, że będę mogła zobaczyć małpę za darmo. - odpowiedziała spokojnie, podpierając twarz na dłoni. - A tak na poważnie, to jak chciałbyś prowadzić ze mną jakąkolwiek konwersacje to zapraszam do mnie, wolne miejsce jest to sobie porozmawiamy. - dodała po chwili, wskazując dłonią wolne miejsce. Jakby coś było nie tak, to będzie umiała się obronić. Ma i swój miecz, i swoje bardziej magiczne bronie, więc nie czuje strachu.
Nie było odzewu, nie było reakcji. Kiana mogła spokojnie wyczuć, że nie jest tutaj mile widziana, a przynajmniej nie w tym wieku i nie w tych barwach. Tak czy inaczej rozmowy w karczmie powróciły, choć były bardziej ściszone niż powinny. Nie dotyczyły jednak niczego co mogłoby zaciekawić Kianę. Ot marudzenia na żony, zachwyty kelnerką, czy nawet jeszcze bardziej ściszone ale śmiałe plany dotyczące nowo przybyłej dziewczyny. Osobnik siedzący przy barze pociągnął solidny łyk i odstawił głośno kufel prosząc o dolewkę. Gospodarz skinął głową na kelnerkę i zajął się klientem. Kelnerka zaś dokończyła to, co wcześniej zostało jej przerwane i podeszła do nowej klientki. - Coś podać? - zapytała z uśmiechem. W jej zachowaniu nie sposób było poznać niepewności, która pojawiła się wraz z przybyciem Kiany. Wszak praca to praca, a klient nasz pan.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.