I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Kamienica przy ulicy Fabioda Pon Gru 05 2016, 02:38
First topic message reminder :
Trzypiętrowa, stara kamienica z ceglanymi murami. W ziemie cieplutko, w lato chłodno w środku. Co prawda stara kanalizacja sprawia, że czasem woda zamarza w rurach, a przestarzałe świetlne lacrymy już dawno powinni wymienić na coś bezpieczniejszego, ale przynajmniej czynsz był nicki. No i opiekun kamienicy też był miły.
Mieszkanie Nanayi było na trzecim piętrze i składało się z jednej sypialni, salonu, malutkiej łazienki, ciasnego przedpokoju i kuchni, w której bez problemu mogła zmieścić się jedna osoba. Całe mieszkanie było bardzo skromnie urządzone, jakby osoba w nim mieszkająca nie miała czasu na wypełnienie wszystkich półek i szafek. Były tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Z małych luksusów, w salonie, czyli największym pomieszczeniu, znaleźć można było małą biblioteczkę oraz stojak na cały rynsztunek kobiety.
Zanim dotarła do mieszkania, zahaczyła jeszcze o sklep zoologiczny, by zaopatrzyć się choć w podstawową karmę dla kota, legowisko i miski, oraz o sklep spożywczy. Nie była pewna, czy to, co miała w lodówce się do czegokolwiek nadawało. Tak więc do mieszkania dodarła obładowana i, co by nie mówić, zmęczona. Kot zgarnięty z ulicy nie miał pcheł, choć nie była przekonana, co do robaków, ale to nie było tak naglące. Otworzyła drzwi, zamknęła je nogą i przeszła do sypialni, by położyć zwierzaka na łóżku, nim zaczęła porządkować nowe zakupy. Nie minęło dziesięć minut, jak padła na łóżko, tuż obok kota i nie ruszała się przez kilka sekund. Była zmęczona już tym wszystkim. Gildią, niańczeniem niektórych ludzi, zamartwianiem się ich problemami i sprawieniem, by wszystko szło we właściwym dla gildii kierunku. Miała już dość udawania, że wszystko jest w najlepszym porządku, a ona będzie stała na straży tego całego bałaganu, dopóki nie osiągną chociaż części dawnej siły. Wydawało się to być zbyt wiele dla niej. A jeszcze dochodził Kugo... Przewróciła się na bok, by widzieć czarną kulkę w rogu łóżka. Takiemu to dobrze, po prostu śpi szesnaście godzin dziennie i nie przejmuje się niczym, poza pełną miską... - Kto cię porzucił, mały... - mruknęła do siebie, po czym wyciągnęła rękę, by pogłaskać kota. W Fiore było dużo porzuconych zwierząt, ale rzadko widywała je w takim zrezygnowanym stanie. Czasem nawet nie dawały do siebie podejść. A tu... Pogładziła miękkie, czarne futro. - Cóż, przynajmniej dopóki nie znajdziemy twojego właściciela, zostaniesz ze mną... Co ty na to? - mówiła dalej cicho, bardziej do siebie, jak do zwierzaka. Zresztą, i tak spał, ale było coś kojącego w możliwości powiedzenia na głos swoich myśli. - Tymczasowo musisz się jakoś nazywać... Co powiesz na Welt? - spytała, a że nie dostała odpowiedzi, uznała, że pasuje. Jutro może popyta w okolicy, czy ktoś zna właściciela kotowatego, teraz nie miała na to siły.
Autor
Wiadomość
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Sro Mar 15 2017, 03:10
Reakcja Welta była bardziej negatywna, niż zwykle, dlatego też na jego słowa aż spojrzała na smętną postać, która szybko zmieniła się w kota. Coś było nie tak, nie wiedziała jednak, co. Był... zrezygnowany? Nie potrafiła określić tego uczucia, jednak widząc czarnego kotłującego się na pościeli, nie mogła się jakoś nie uśmiechnąć. Pomimo dziwnej zależności, która ich łączyła, był wciąż kotem. - Więc co powiesz na dzień, w którym cię znalazłam? - powiedziała do niego. Mogła mieć ciężko i mieć swoje problemy, ale czuła, że za tym markotnym podejściem kryje się historia, która była niezwykle bolesna. Nie zamierzała go jednak pytać o szczegóły. Mieli niezwykle dużo czasu, by temat wypłynął sam. Do tego czasu może nawet sobie zaufają? Kto wie. Myślami musiała jednak wrócić do Charliego i opowiedzieć mu wszystko, co się wydarzyło. Pomijając kilka szczegółów.
Scattershard znalazł swojego pierwszego właściciela, co ją, jako mistrza, zadowoliło. Obyło się bez pytań, bez wątpliwości. Pozostawały jedynie jej osobiste obawy. Co, jeżeli artefakt wpadnie w niepowołane ręce? Im więcej Odłamków będzie poza rdzeniem, tym większą moc będzie posiadać osoba, która trzyma władzę nad rdzeniem. Jeżeli kiedykolwiek coś jej się stanie... Rozwiała tą myśl. Na razie nic jej się nie działo, a jeżeli Rada zacznie działać, ukryje Shard poza ich zasięgiem. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać, że straci kontakt z gildią, była gotowa na to poświęcenie. Byli... ważni. Charlie był ważny. Nie mogła ich narażać ze względu na swoją niekompetencję. Westchnęła cichutko i kontynuowała historię. To był ten najtrudniejszy moment.
Zamilkła, nie wiedząc, co więcej mogłaby dodać. Cieszyła się, że mogła komuś o tym opowiedzieć, choć na chwilkę wyrzucić z głowy i pozbyć się ciężaru pod sercem, który uwierał niczym kolec. Sam fakt, że Charlie tu był, że jej wysłuchała sprawiał, że poczuła się odrobinkę lepiej. Nawet jeżeli Kardia była w ruinie, jej uczucia były plątaniną nieodgadniętych emocji, to był ktoś, na kogo mogła liczyć. Ale świat był przewrotny w swej naturze i gdy poczuła cichutką ulgę, Hyde gwałtownie wstał ze swojego miejsca, wmurowując ją w krzesło. Nie rozumiała, co się dzieje i dlaczego tak nagle się podniósł. Patrzyła na niego pytająco, szukając wyjaśnienia tego zrywu, ale widziała coś innego. Uczucie. Ciepłe, gorące uczucie uderzyło w nią tak samo mocno, jak pogarda, którą dostrzegła u Ezry w Kardii. Nie... To się nie może... Słowa, które mówił, nie docierały do niej. Wiedziała, że były ciepłe, ale ich sens gdzieś jej umknął, gdy pochylił się i ją pocałował. Nie opierała się. Nie chciała się opierać, pomimo wielu sprzecznych emocji. Nie wiedziała, jak zareagować, a przyspieszone bicie serca mówiło jej wiele rzeczy. Trwała w tej dziwnej chwili obaw i zaskoczenia, bojąc poruszyć się o milimetr. To było... przyjemne, szczere, inne. Przymknęła nieznacznie oczy, pozwalając emocjom na chwilę odpłynąć. W głowie jednak kołatała jej się jedna myśl - zrobiła to dla niego, czy faktycznie myślała, że mogła choć na chwilę być szczęśliwa? Nie ruszyła się, gdy się cofnął i zaczął kroczyć do tyłu. Patrzyła na niego żywymi, zielonymi oczyma, zastanawiając się, co powinna zrobić. To nie był program ani żadna wytyczna, to były uczucia Charlesa, które przebiły się przez cały system, prosto do niej. Był nie mniej zszokowany, niż ona. Tylko ona nie mogła siedzieć w miejscu i patrzeć, jak chłopak cierpi. Powoli wstała, kierując się w stronę blondyna. Był zapędzony w kozi róg. Nie było wielu możliwości ucieczki z niewielkiej kuchni, poza oknem i drzwiami, ale dojście do nich blokowała sama dziewczyna. I choć nie patrzył na nic innego, jak na Byaku, ona widziała, jak szuka jakiegoś oparcia, jakiejś drogi na wywinięcie się z tej sytuacji. Tylko ona nie zamierzała go wypuścić, a gdyby zrobił coś głupiego, zamierzała go łapać. Jeżeli nie rozwiążą tego tu i teraz... ... Czy to w porządku? - Projekt HYDE, deaktywacja... - powiedziała cicho, gdy stanęła tuż przed nim. Położyła dłoń na jego ręce trzymającej klamkę okiennicy. Zmuszało ją to do tego, by stanęła niebezpiecznie blisko chłopaka, ale wydawało jej się, że cokolwiek by nie zrobiła i tak będzie tylko gorzej. Po chwili przyglądania się czerwonej, skonfundowanej twarzy Charliego, bardzo ostrożnie go przytuliła, jakby zaraz miał ją odtrącić z powodu nadmiaru własnych emocji. Mogła to zrozumieć. - Charlie... Kim dla ciebie jestem? - zapytała cicho, nie wypuszczając go z objęć. - Wiem, że nagle stałam się Mistrzem Gildii, ale... Twoje uczucia... To nie jest coś, co zrodziło się wtedy... prawda? - Nie wiedziała, co o tym myśleć. Zawsze starała się zachowywać dystans, nawet gdy jej cyniczna natura była głęboko schowana. Mimo wszystko wiedziała doskonale, że ma za miękkie serce i choć starała się od wszystkiego odgrodzić, wychodziło jej to coraz mniej i mniej. Była tylko dziewczyną, skrzywioną własnymi decyzjami, zepsutą do stanu, w którym naprawa była niezwykle trudna. - Nie chcę cię skrzywdzić. To jedyne, co potrafię. Krzywdzić tych, na których mi zależy... Nie chcę tego - zaczęła cicho. Powoli musiała zacząć otwierać swoje serce i pozwolić tym uczuciom wydostać się. Do kogoś dotrzeć. Najbliżej znajdował się młody Ramsey. - Chcę być szczęśliwa, ale boję się, że tym szczęściem zranię innych. Nie wiem, co zrobić. Nie istnieje rozwiązanie, które sprawi, że nikt nie ucierpi. Nie chcę tego. Dlaczego to tak bardzo boli? Nie potrafię... Nie teraz... Ale jeżeli tylko cię wypuszczę, znikniesz jak każdy inny. Nie chcę, byś zniknął. Byś przepadł bez słowa, bojąc się mnie, gardząc lub czując żal. Nie chcę cię tracić. Ja... nie wiem... Nie chcę cię wykorzystać... Nie chcę cię widzieć smutnego, zranionego, opuszczonego. Potrzebuję choć skrawka nadziei, że ten świat to nie tylko smutek i cierpienie, ale... ale go nie widzę. - Głos załamywał jej się w kilku miejscach, gdy próbowała powiedzieć wszystko, co chciała. Tłumiła w sobie płacz. Gardło bolało ją od powstrzymywanych uczuć i brakowało jej powietrza, ale musiała to powiedzieć. Wszystko. Brakowało jej oparcia, stałego punktu, który będzie mógł ją potrzymać, gdy zabraknie jej sił. Nie potrzebowała księcia z bajki, który zrobi za nią wszystko. Chciała tylko czuć się bezpiecznie, bez obaw, nie martwić się o to, że zaraz ktoś umrze albo zostanie schwytany. Chciała czuć się kochana, nie tylko potrzebna. Czułość zaczęła wydawać jej się konceptem niezwykle obcym, gdy jedyne, co otrzymywała, to kolejne błędy, wyrzuty... - Co powinnam zrobić? - wyszeptała, podnosząc twarz by spojrzeć prosto na Charliego. Była złamana. Kompletnie odsłonięta i wrażliwa na każde słowo. Tak samo, jak on.
Hyde
Liczba postów : 82
Dołączył/a : 16/09/2015
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Sro Mar 15 2017, 19:43
Jestem skończony. Wszystko na co pracowałem zruinowałem tylko przez moją zachciankę. Pierwszy raz miałem okazję zrobić coś samemu, bez "jego" pomocy. Pierwszy raz mógłem zdziałać co tylko zapragnął. I wszystko zepsułem. A teraz zostanę ukarany. Cokolwiek to będzie przyjmę każdą formę pokuty. Nawet jeśli będę musiał ze sobą skończyć... Nacisnął klamkę i następnie poczuł jak jego świadomość zaczyna tonąć. Wdrażam System Awaryjny. Za chwilę nastąpi reboot świadomości. Synchronizacja za... Dziwne... przerwało? Chłopak nie rozumiał na początku co zaszło, dopóki cała jego zbroja momentalnie nie zniknęła, chowając się do obroży, a potem system...Hyde... wyłączył się. Zachłysnął się powietrzem, czując jak coś nim wstrząsa. Co... jak... dlaczego? Zdał sobie sprawę, że na nią patrzy. Z bardzo bliska. Złapała go za dłoń. Była ciepła i delikatna w dotyku. Jego tętno wzrosło, a on sam nie był w stanie się ogarnąć. Wtedy go objęła. Od ponad 8 lat Charles zawsze znajdował się pod kontrolą systemu HYDE, który zaprogramowany był do służenia Mistrzowi Gildii którym był Arata. Myślał, że może robić co chce, że może myśleć co chce jednakże to nie byłą prawda. Był przedmiotem, inteligentną i zniewoloną maszyną do zabijania. A jego pamięć była niczym wiadro z klockami, układano mu w głowie to co się chciało. Nigdy nie był wolny, pojęcie "wola" było kpiną w jego przypadku. Nigdy nie miał nawet czasu o tym pomyśleć bo był tylko narzędziem. A teraz? Teraz nie było Hyde'a. Był tylko on, Charles Ramsey. I była Nanaya. Obejmująca go. Czuł jej dotyk, czuł jej zapach, słyszał jej głos, widział ją bliżej niż kiedykolwiek. Istne tsunami emocji zalało chłopaka. Co on czuł? Przypomniał sobie wszystkie chwile na sterowcu, przypomniał sobie drobne i mało znaczące misję, które teraz nabierały dla niego większego znaczenia, przypomniał sobie spotkanie już jako Mistrzyni, gdzie zdjęła z niego kajdany zwane Aratą. Kojarzyła mu się zawsze z czymś dobrym i bliskim. Z czymś cudownym i jednocześnie nieosiągalnym. Dlaczego zostało mu to zabrane? Dlaczego takie emocje były zablokowane przez jakiś głupi komputer?! Kiedy została mistrzem, nawet nie wiedział o tym jak bardzo to go zdewastowało, ponieważ usunięto mu tą część wspomnień. Ale teraz pamiętał. Chciał z nią być, ale zawsze była nieosiągalna a on zbyt młody. Liczył na to, że to się zmieni jak podrośnie, albo uczucie przeminie z wiekiem. Jednakże ono pozostało. A teraz kiedy był już dorosły, kiedy mógł nawet w najmniejszym stopniu "liczyć" na coś, ona została mistrzem. Co w rozumowaniu HYDE'a oznaczało: "To teraz Mistrz i może być tylko dla ciebie Mistrzem." Dlatego popadł w głęboką depresję, leczoną przez system w sposób brutalny i konsekwentny. Był poddawany ostatnimi czasy tak dużą ilością wstrząsów elektrycznych i innych "lekarstw", że wszelkie te uczucia zostały rozerwane i wyrzucone do kosza. A on jedynie widział jej smutek i chciał jej pomóc. Chciał jej pomóc swoimi uczuciami, które zostały mu odebrane. I kiedy myślał, że nie ma już nadzei, że to jedynie resztka tego co z niego zostało, ona... ona pozwoliła mu z powrotem to wszystko poczuć. Czy jego uczucia można było nazwać miłością? Chciał by była szczęśliwa i chciał ją uszczęśliwiać, sprawiać, że uśmiechnie się na jego widok, sprawiać by ten szary i pozbawiony pasji świat przestał taki być. Mógłby dla niej zrobić wszystko, mógłby się zabić za nią, gdyby tylko dałoby jej to choć trochę szczęścia. Jej jeden uśmiech dałby mu więcej niż całe Fiore może razem dać swoimi bogactwami i magią. A ona... ona... Złapał ją by także ją objąć. - Odkąd tylko pamiętam jesteś dla mnie wyjątkowa. Nigdy nie mogłem cokolwiek poczuć w takim względzie, nigdy nie mogłem Ci tego okazać, ale odkąd tylko jestem w gildii chciałem byś była szczęśliwa. Widziałem jak Ci ciężko, twój stres i ból. Jednakże kiedy już się szczerze uśmiechałaś odwracając się od podłości tego świata, nie widziałem wówczas nic piękniejszego na tym świecie. Teraz to wszystko rozumiem. I rozumiem co czuję oraz co chcę. A chce Ciebie. Pragnę Cię. Pożądam cię. Myślałem o tobie każdej nocy, za każdym razem zostało to jednak ze mnie usunięte. Zrobię wszystko byś była szczęśliwa, chce sprawiać byś taka była. Nie zniknę. Nie zostawię Cię. Nie zawiodę Cię. Teraz kiedy HYDE'a nie ma... a jesteś tutaj ty, ze mną. Nigdy w całym moim życiu czegoś bardziej nie chciałem niż to by z tobą być. Nie obliczał, nie kalkulował, nie przemyślał tych słów. Po prostu pozwolił płynąć głosowi prosto z jego serca, które weszło w nowe stadium częstotliwości, a całe jego ciało zdawało się mieć gorączkę co najmniej 40 stopni, tak było rozpalone. Jego oczy wpatrywały się w nią, jakby nie istniało nic innego na świecie. Wszystko co obecnie rozumiał i znał kręciło się w tym momencie wokół niej. Była... była taka piękna. Jej wygląd sprawiał, że czuł w sobie żar, który kotlił się w nim przez całe życie. Jednakże prawdziwe jej piękno było wewnątrz, a było tak wielkie i wspaniałe, że żadne słowa, obliczenia i liczby nie potrafiły tego opisać. Nie potrafił panować nad swoimi emocjami. Już nie. Jednakże nic nie zrobił. Chciał zrobić wszystko, mógł zrobić wszystko! Jednakże się tylko patrzył, tak jakby chciał wszystko to co czuł przelać spojrzeniem i słowami. Jedno jej słowo jednak wystarczy by mógł okazać to co czuł od tak bardzo dawna. Pasję, nieopisaną słowami. - Kocham Cię Nanaya. Tak bardzo cię kocham...
Welt
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 03/01/2013
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Sro Mar 15 2017, 20:49
Zaburczało mu w brzuchu. Ponura drzemka nie była zbyt dobrym pomysłem, kiedy żołądek upominał się o swoje prawa. Wampir westchnął zrezygnowany, spoglądając jedynie w kierunku kuchni. Jedna łapka, druga i... mógłby spróbować nawet tam pójść. - Nie trzeba mi tego - bąknął jedynie w odpowiedzi na słowa dziewczyny, o mały włos nie spadając z łóżka, kiedy to tylne łapki wolały spać, zamiast ruszyć z przednimi. Upierdliwe. Nie było to jednak tak problematyczne, jak scena, którą zastał. Nie wiedział, o co dokładniej chodziło, jednak coś wewnątrz kotowatego zabolało go. Głowa go rozbolała, a dziwne uczucie zdawało się wypełnić jego kocie piersi. Zupełnie tak, jakby jakiś cierń, albo pręt przebijał się przez sam środek. Przez chwilę spoglądał w kierunku pozostałych bywalców mieszkania z dziwnym bólem w oczach, aby chwilę później jego spojrzenie stało się jakby nieobecne. Nie wiedział, co to oznaczało. Nie wiedział też, czym była ta dziwna pustka, którą dostrzegł. Wszechobecny mrok, któremu towarzyszył straszny ból. Nie wiedział też, ile trwała ta krótka chwila, ale... wolał być sam. Jedyne, czego teraz pragnął, to uciec od tego, co dostrzegł i znów zapomnieć. Bo... to byłyby jego wspomnienia? Dlatego też bez większego słowa, kiedy to dwójka była zajęta czczymi słowami, które nie mogły mieć większego znaczenia, Welt ruszył w kierunku okna. Uprzednio otwartego. Jedynego, które mogło teraz pozwolić mu na to, aby odpocząć od tego... wszystkiego?
zt?
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Czw Mar 16 2017, 04:55
Nigdy nie wiedziała. Nigdy nie miała choć cienia domysłu, co do uczuć, które miotały chłopakiem, którego obejmowała. Były tak głęboko skryte pod płaczem żołnierza, że możliwe nigdy by o nich nie usłyszała, gdyby nie dzisiejszy dzień. Zawsze myślała, że są przyjaciółmi i tak traktowała go już od dłuższego czasu, nawet gdy jej kontakt z gildią chwilowo się urwał. Zawsze uważała, że ta ciepła relacja się nie zmieni. Ale wtedy została Mistrzem i wszystkie relacje, które miała, zostały wywrócone do góry nogami. Wszystkie ciepłe uczucia musiała zastąpić innymi, by chronić magów i bliskich, ale przede wszystkim siebie. Jeden błąd z jej strony, jeden przejaw współczucia i cała gildia mogła legnąć w gruzach. Tego jednak nie potrafiła. Gdy rozmawiała z Finnem podczas Igrzysk Magicznych, wciąż nie poukładała sobie wielu spraw związanych z własną pozycją... Wciąż nie poukładała sobie tych uczuć. Nawet jeśli jednak ułożyłaby je, nie szukając tak desperacko zrozumienia i akceptacji, wciąż była dla niego zagrożeniem. Nie dlatego, że byli zupełnie innym rodzajem siły. Jeśli jednak ich powiązanie, ich przyjaźń i miłość wyszłyby przypadkiem do Rady, to nie ona byłaby w największych kłopotach. To bolało. Niesamowicie bolało, ale to było nieuniknione. Mistrz Grimoire Heart nie może tak po prostu przebywać wraz z Policją, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Nie w tej rzeczywistości, gdzie wystarczy tylko domysł aktywności Demonicznego Serca, by postawić cały kraj na nogi. Pociągnęłoby to niesamowitą falę cierpienia. Więc, zabijając swoje uczucia, postąpiła jak Mistrz Gildii. Ale inne relacje nie były tak łatwe do zabicia i stłamszenia. Im dłużej była odpowiedzialna za gildię, tym częściej czuła się samotna, wyciągnięta z rzeczywistości, pozbawiona wsparcia jako człowiek. Wraz z tytułem świętej, Arata odarł ją z człowieczeństwa i z dziewczyny stała się symbolem. Symbole są adorowane, czczone, doceniane, ale nie troszczy się o nie ani nie kocha jak człowieka. Są nieosiągalne. Za każdym razem, gdy spotykała się z chłodnym "Mistrzu" ze strony magów, których uważała za bliskich, czuła się tak, jakby coś w niej umierało. Ponownie i ponownie. Ale ostatnimi czasy umierało coraz częściej, coraz mocniej, a Ezra raz za razem wnosił odrobinę nadziei, po czym wywoływał totalne spustoszenie w jej sercu. A teraz jeszcze Charlie... Nie wiedziała, co myśleć, co czuć, co zrobić. Poczuła się wrzucona a wir wydarzeń, którego nie rozumiała. Oboje się o nią troszczyli, każdy na swój własny sposób. Chciała płakać. Zwyczajnie załamać się i wypłakać każdy gram swojego smutku i żalu do świata, ale nie potrafiła się zmusić do uronienia chociaż jednej łzy. Czuła się wypruta z wszelkich nadziei na dobre zakończenie. Zadrżała, znajdując wątłe ukojenie w objęciach drugiej osoby. Jeżeli tylko bym się nie urodziła... Jeżeli nigdy bym nie istniała... Słowa, które do niej kierował, były jak kamienie. Gorące, ciężkie kamienie, które próbowały zapełnić pustkę w jej sercu. Nie bolały, nie powodowały spustoszenia. Jednak wraz z całą gamą uczuć Charliego czuła, że zaraz rozpadnie się pod ich ciężarem na drobne kawałki i już nigdy nic nie będzie w stanie pozbierać jej w całości. To czyste, szczere uczucie burzyło jej wizję chłopaka i całkowicie zmieniało to, jak powinna go odbierać. Wraz z tymi słowami wiedziała, że nie istnieje powrót do przyjaźni. On ją kochał, w każdym aspekcie tego słowa. Dokładnie to samo czuł Ezra, zanim stał się demonem na usługach Mefisto. Nie potrafiła na to odpowiedzieć. Bała się na to odpowiadać. Byłoby o wiele prościej, gdyby wszystko mogło po prostu znikać, a ona pogrążyć się w cichej, jednostajnej ciemności, skulona i zajmująca jak najmniej miejsca. W miejscu, w którym świat nie istniał, nie istniały również te skomplikowane uczucia i myśli. Gdzie nie istniał wybór, a ona mogła w spokoju "nie-istnieć". Znała to miejsce. Pamiętała ból, jaki się z nim wiązał, ale czasem... czasem przechodziło jej przez myśl, by tam wrócić i zapomnieć. Zadrżała ponownie, czując ciepło skóry blondyna. Spojrzenie, które w nią wbił, nie ułatwiało jej niczego. Był tak blisko. Wiedziała, co czuje, pogłębiając jej rozdarcie. Nie potrafiła jednak w ciągu jednego wieczoru skreślić własnych uczuć. Spuściła wzrok, po czym oparła głowę o jego pierś. Nie chciała go wypuszczać, ale gdyby to zrobiła, wszystko stałoby się prostsze. - Charlie... To najbardziej szczere słowa, jakie usłyszałam od dawna. Te, które nie są pełne złości i smutku... A ciepła. Tak pięknego ciepła, że chce mi się płakać. Nie potrafię nadpisać swoich uczuć, zmienić ich diametralnie w ciągu kilku godzin. Nie potrafię ci powiedzieć "Kocham cię", gdy moje serce garnie do kogoś innego... Nawet, jeżeli ten ktoś jest poza moim zasięgiem... Nie chcę być twoim ciężarem. Twoim niedoścignionym szczęściem. Nie chcę widzieć, jak się poświęcasz... Moment, w którym zaczniesz, już nigdy nie przestaniesz. Nie chcę, byś stał się taki, jak ja. Zepsuty... Nie chcę, byś przedkładał dobro innych, nad swoje... Będziesz cierpiał, jeżeli to zrobisz. Rozumiem twoje uczucia... Docierają do mnie, rezonują w moim sercu, wpływają na mnie... Jeżeli będziemy razem, nie będę twoja w całości, będę cię tylko ranić... Nie chcę się nad tobą litować... To zbyt okrutne... Nie wiedziała, co zrobić. Co powiedzieć. Bezsilność ją paraliżowała. Przytuliła się mocniej, próbując znaleźć jakiś punkt podparcia swojej tezy, ale obecnie czuła się przyparta do muru przez słowa innych ludzi. W głowie słyszała, po raz kolejny, wyznanie Ezry z kawiarni, a po nim żale Depore z Kardii. Słowa Charlesa były następne, po czym znów przypominała sobie Artail, w wielkim młynie niewypowiedzianych słów i skomplikowanych uczuć. Nie potrafiła ich zdradzić. Nie chciała ich wypuścić. Musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, że kiedyś byli razem. Podniosła głowę, by móc widzieć minę siedemnastolatka. Na twarzy miała wypisane setki różnych uczuć, czasem ze sobą sprzecznych. Kochała go, miłowała na tyle, by nie pozwolić mu popełnić głupstwa. Nie był to ten sam rodzaj miłości, który odczuwał chłopak. Była rozdarta, niemalże stłamszona własnymi myślami, głęboko wstrząśnięta wyznaniem, którego nigdy się nie spodziewała. Rozluźniła uścisk i uniosła dłonie do twarzy blondyna, delikatnie kładąc je na jego policzkach. Jaką minę teraz zrobi? Czy będzie miał jej za złe? Nie zdziwiłaby się, gdyby tak było. Jedyne emocje, jakie do niej ostatnio docierały dalekie były od miłych. - Co chcesz teraz zrobić? - zapytała bardzo cichutko. Sama nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Wszystko się rozmywało. Czuła, jak tonie, jak brakuje jej powietrza, ale do powierzchni było byt daleko, by mogła zaczerpnąć chociaż jeden życiodajny haust.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Czw Mar 16 2017, 18:42
MG:
I oto Nanaś znów przeszła przez głowę dziwna myśl. Zupełnie jakby zaszczepiona przez inną osobę... albo należąca do innej osoby? Na pewno była to myśl pełna pogardy. Może wymieszana z nutką rozbawienia. Zupełnie jakby ktoś przyglądał się grze maluczkich, zastanawiając się jak te prymitywy mogą uważać coś takiego za coś istotnego i śmiejąc się z ich prymitywnych problemów. ~Fenomenalnie! Drama Queen i jej orszak~ głosiła myśl. Na pewno kobieca. Byakushitsune nie miała co do tego wątpliwości. Jakby się skupiła wiedziałaby, że ten głos nie był jej głosem. I że gdzieś go już wcześniej słyszała...
Hyde
Liczba postów : 82
Dołączył/a : 16/09/2015
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Pią Mar 17 2017, 21:55
Wysłuchał ją. Cierpliwie i pełen nielogicznego w jego stanie opanowania. Spijał z jej ust każde najmniejsze słowo, każdy dźwięk. Brzmiały tak ciężko, jakby wylewała z siebie gorycz z czystej postaci, jakby ważyły więcej niż kiedykolwiek mogła tyle udźwignąć. Nie potrafił na to patrzeć, nigdy nie mógł znieść jej bólu, kiedy widział, że cierpi. Miałby ochotę zabrać od niej całe zło jakie na nią spadło i wziąć na swoje barki. Jednakże teraz wiedział, że nie o to chodziło. Że tak to nie działa. Ona... chciała z nim być. Część jej akceptowała jego uczucia i odwzajemniało choć odrobinę. Była rozdarta pomiędzy inne osoby. Tak powiedziała, czyżby kochała kogoś innego? Nawet jeśli to nie miało znaczenia. Ponieważ on nie liczył nawet w najmniejszy sposób na odwzajemnienie jego emocji. Powiedział to, bo wreszcie mógł uwolnić swoje rozszarpane serce i pokazać je w geście desperacji. A ona je przyjęła. Nawet jeśli nigdy go nie pokocha jak on ją to więcej niż kiedykolwiek mógłby marzyć. Jeśli był to sen, to nie chciał się obudzić. Niech to będzie śpiączka, z której nic i nikt go niech nie wybudza. Był z nią tak blisko. Jej słowa koiły jego rany niczym boski nektar. Gdyby nie przerobiony oczy, zapewne popłynęły by z nich łzy niewymownego szczęścia. Kiedy dotknęła jego twarzy i ze smutkiem oraz nutą nadziei w jej głosie zadała mu pytanie, nie mógł już dłużej na to patrzeć. Mógł dokonać wyboru. I bez zastanowienia to zrobił. Bez słowa zbliżył się do niej obejmując ją mocniej do siebie i ponownie składając na jej ustach pocałunek. Spokojny i pełen pasji, jednakże w odróżnieniu do poprzedniego nie wahał się już. Był pewien tego co robił. Tego co chciał. Jeżeli ona chciała by jej szczęście współgrało z jego, nawet jeśli miałoby być to tylko i wyłącznie teraz, to nie zwątpi w siebie. Każda cząstka jego serca należała do niej i tylko do niej. W pewnym momencie odsunie się odrobinę tak, że będzie mógł wciąż czuć jej oddech i spojrzy się jej w oczy. - Teraz chce byś była szczęśliwa. Ze mną, tutaj i teraz. Przyszłość pokaże co będzie, ale ja zawsze będę dla ciebie, nigdy cię nie zawiodę i będę wspierał wszystko co zdecydujesz. Nie musisz mnie kochać jak ja ciebie, ale... jeśli choć przez chwilę moja miłość może uczynić cię szczęśliwszą, to niczego więcej w życiu nie potrzebuje. - Powiedział do niej szeptem, pozwalając swoim ostatnim kłębiącym się myślom na znalezienie ujścia, a następnie dał się prowadzić instynktom. Pocałował ją kolejny raz tym razem odważniej, bardziej emocjonalnie i czule. Pragnął ją, a każdy dotyk ich ust powodował w nim falę niewypowiedzianego szczęścia. Dlatego też nie mógł się powstrzymywać i mimo pocałunków na jego twarzy zagościł uśmiech, jeden z pierwszych i szczerych jakie kiedykolwiek okazał. Niech ta chwila trwa wiecznie... błagam... Pasja jaką starał się jej przekazać swoimi czułymi gestami zaczęła w nim rosnąć z każdą chwilą, jednakże nie starał się tutaj zadowalać siebie, ale ją. Bo tego pragnął znacznie bardziej. W pewnym momencie chwycił ją tak by ją unieść do góry i następnie upadł z nią na wolne łóżko, tak że prawie leżał na niej. Jedną dłonią podtrzymywał jej głowę, zaś drugą położył na jej talii trzymając ją. Pocałunków z jego strony nie było wręcz końca, choć co jakiś czas przerywał, żeby wręcz wziąśc oddech lub na chwilę wręcz delikatnie się zaśmiać. Z czego się śmiał? Tego on nawet sam nie wiedział. Może chodziło o niedowierzanie? Może to była reakcja przepełnionego od tylu lat emocjami organizmu chłopaka? A może po prostu po raz pierwszy mógł cieszyć się z miłości...
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Nie Mar 19 2017, 01:23
Uczucia, które czuła, nie należały tylko do niej. Charlie nie krył się ze swoimi emocjami, a one niczym wartki strumień mknęły prosto do niej, wywołując istną lawinę, burząc wiele rzeczy, w które do tej pory wierzyła. Ich siła niemalże ją przytłaczała, a rozróżnienie, które uczucia były tylko jej, stawało się coraz cięższe. To niewypowiedziane szczęście, które odczuwał tylko przez jej obecność było szczególnie dla niej bolesne. Ta ekscytacja wywołana jej osobą i słowami, bez wyrzutów lub oczekiwań. Tak, jakby na świecie nie liczyło się nic więcej. Nie potrafiła tak czuć w stosunku do niego. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że przez jego słowa poczuła się uratowana. Choć troszkę. Jakby jakiś ciężar został zabrany z jej serca, a ona po raz pierwszy mogła próbować odetchnąć. Nie rozwiązywało to jej problemów w najmniejszym wypadku, jedynie dokładało kolejną cegiełkę do wielu zmartwień, ale jednocześnie czuła się uratowana z wielkiej ciemności, która ostatnimi czasy zaciskała się wokół niej mocniej i mocniej. Jakby po raz pierwszy było jej dane zobaczyć światło. Nawet dziwna, niepokojąca myśl, która pojawiła się w jej głowie nie cofnęła jej w to ciemne i zimne miejsce. Mimo to, w jej myślach był zupełnie kto inny. Nawet kolejny pocałunek, tak samo zaskakujący, jak pierwszy, nie potrafił skreślić tych uczuć. Nie potrafił całkowicie wyłączyć jej myśli i obaw, ani zastąpić jej uczuć względem Al Sorny. Pomimo ciepła, spokoju i niesamowitej pasji, jakie biły od blondyna, nie potrafiła się zmusić do tego, by odwzajemnić te uczucia i choć na chwilę zapomnieć. Nawet jeżeli wiedziała, że to zapomnienie jest jej bardzo potrzebne. Opuściła dłonie z jego twarzy, kładąc je na ramionach chłopaka. Zacisnęła dłonie, czując wzbierające emocje. To było... złe. To, co właśnie robili. To, do czego właśnie dopuściła było niewłaściwe. To, że jej ciało reagowało w ten sposób na kogokolwiek innego było niczym jak profanacja. I choć serce należało tylko do niej, ciało kierowało się czym innym. Odetchnęła głębiej, gdy odsunął się na chwilkę. Był blisko. Rzadko kiedy ktoś był tak blisko niej, by mogła czuć jego oddech na swojej skórze. Patrzyła na niego, próbując odgadnąć fenomen jego uczuć. Skąd się wzięły? Kiedy tak mocno rozkwitły? Z momentem, w którym dotarły do niej jego słowa, zadrżała. Nie żartował. Pragnął jej. W natłoku różnych emocji, nie potrafiła złożyć składniej odpowiedzi. Kolejny pocałunek odebrał jej siły. Zamknęła oczy, skupiając się na innych zmysłach. Każdy jego dotyk wywoływał drobny dreszcz. - Charlie... - zaczęła cichutko, nim jej usta nie zostały zamknięte w kolejnym pocałunku. Chciała mu powiedzieć, co czuje. Nie chciała tego, nie w ten sposób, nie takim kosztem. Nie w momencie, w którym tylko jej osoba była ważna. Uczucia mieszały się i przeplatały w chaotycznym wirze za i przeciw oraz emocji, których nie czuła od dawna. Tęsknota i namiętność, które powstrzymywała przez te wszystkie miesiące dawały o sobie znać. Pocałunek za pocałunkiem jej ciało rozgrzewało się, do stopnia, którego się nie spodziewała. Wywoływało to w niej wstyd, a jej poliki były czerwieńsza, niż być powinny. Jej oddech był płytszy, niż jeszcze chwilkę temu. - Charlie - powtórzyła raz jeszcze, gdy znalazł się nad nią. Łóżko. Coś się w niej skręciło z podniecenia. Wiedziała, do czego to zmierza i wizja ta przerażała ją tam samo, jak ekscytowała. Ale na samym końcu wywoła zupełnie inny efekt. Znała się zbyt dobrze. Uniosła dłoń w górę, by pogładzić go po policzku, a po chwili przyłożyła palce do jego ust. Były miękkie, mokre... Zaczerpnęła powietrza, próbując opanować bijące serce. Przyglądała mu się. Jej zielone oczy były zaszklone z podniecenia, które właśnie odczuwała, a usta stały się niemalże szkarłatne. - Nie będę szczęśliwa w ten sposób. Nie chcę- powiedziała cicho, próbując złożyć składne zdanie i opanować własne drżenie. - Po tej nocy przyjdzie ranek i mimo przyjemności, zostanie wstyd. Nie chcę się wstydzić. Nie chcę czuć smutku i żalu z powodu twojej miłości. To nie tak. Nie w tej kolejności. Nie chcę tego później żałować. - Już sama nie wiedziała, czego chce. Pragnęła, by ktoś ja przytulił i został z nią na zawsze. Ten ktoś własnie był przy niej, gotów poświecić wszystko, tylko dla niej. Jej serce z kolei lgnęło do kogoś innego, pomimo wszystkich jego wad, pomimo kłótni i... Poczuła ukłucie bólu na samo wspomnienie obrzydzenia, jakie Ezra do niej poczuł po zawarciu kontraktu. Czy to w ogóle miało jakieś szanse? Wątpiła we wszystko coraz bardziej. Odwróciła na chwilę wzrok, próbując nie okazać własnego smutku, ale było to ciężkie. - Nie chcę cię zniszczyć, Charlie... - wyszeptała, delikatnie go obejmując i przytulając do siebie. Czy potrafił to zrozumieć? Ten cały mętlik uczuć i zasad, który miała obecnie w głowie? Wszystkie jej zwątpienia i nadzieje? Nie wiedziała. Już nie była pewna, czy ktokolwiek to zrozumie po tym, co usłyszała w Kardii.
Hyde
Liczba postów : 82
Dołączył/a : 16/09/2015
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Sro Mar 22 2017, 00:23
Rozkosz i ekscytacja. Te uczucia przepełniały Cyborga do skrajów możliwości, kiedy pozwolił sobie utopić się w składanych pocałunkach na tej, na której mu zależało. Była blisko, tak bardzo blisko. Nie chciał by odeszła od niego, nie chciał sam odchodzić. Chciał pozostać tak blisko jak teraz, już na zawsze. Jednakże nie było to największe pragnienie chłopaka. On pragnął by Nanayi było dobrze, by nie posiadała w sobie tyle zmartwień, by choć na chwilę mogła się rozluźnić. A on mógł to zrobić, nie zabraniała mu, pozwoliła mu nawet o tym zdecydować. Kiedy usłyszał swoje imię wyszeptane przez nią oraz poczuł jak chwyta go za ramiona, jego serce aż podskoczyło z i tak już podwyższonej ekscytacji. Nie myślał racjonalnie, dział na zasadzie instynktu, który zawsze miał stłumiony przez system. Dlatego jedynie co zrozumiał z jej słów, to podzielenie tego samego pragnienia. Czuł jej przyśpieszony oddech, pławił się w jej małych odwzajemnionych pocałunkach, widział delikatne dreszcze na jej ciele. Ona go chciała. Nic więcej nie potrzebował wiedzieć. Kiedy znaleźli się na łóżku, ponownie wypowiedziała jego imię co spowodowało jeszcze większy zapał z jego strony. Nie mógł i nie chciał już nad sobą panować, nie rozumiejąc w ten sposób jej słowa. Gdyby przestał poddawać się temu uczuciu, wówczas nie dałby rady otaczać ją czułościami i adorować każdym gestem, chcąc jedynie sprawić jej przyjemność. Tak bardzo jej chciał. Tak bardzo nie chciał jej zawieść pod tym względem, nie mógł pozwolić na najmniejszy zawód. Kiedy go delikatnie od siebie odsunęła, spojrzał na nią zaskoczony nie rozumiejąc czemu rozkoszna kraina nagle zniknęła, a jego ciała było nabuzowane do stadium wytrzymałości. Wsłuchał się w jej słowa, patrząc się w jej przepiękne oczy. Zamarł. Pomylił się. One nie czuła tego co on... ona nie chciała tego co on. Czuł jak zbiera się w nim wstręt i wstyd do samego siebie. Jak on mógł... wbrew jej woli... Jego myśli zaczęła spowijać czarna mgła i pewnie zakryłaby do końca, gdyby się nie przytuliła do niego mocno. Próbował zrozumieć co się dzieję, co zrobił, co zrobić, dlaczego to się dzieję, ale myślenie o konkretnej rzeczy w oceanie pytań było trudne. Zamknął on oczy i złapał się mocno za twarz, ściskając ją palcami z frustracji. Zaczął się trząść z nerwów i wściekłości. Jego zęby zacisnęły się pod wpływem napięcia się żuchwy. Trwało to chwilę nim napięcie ustało z niego pozostawiając za sobą bezradność oraz... nadzieję. Nie pragnęła okazania głębokiej miłości, ale potrzebowała bliskości. Wsparcia o którym wspomniała wcześniej. A jednocześnie myślała także o nim. Nie rozumiał tego do końca, może nie powinien zrozumieć. Ale postanowił to zaakceptować. Zszedł pomału z niej kładąc się obok, na boku. Chwycił ją za dłoń i ośmielił się pocałować ją w rękę, po czym spojrzał jej się w oczy tak by ich wzrok się napotkał. - Pozwól mi przynajmniej zostać. Jeszcze... jeszcze nie wiem co muszę zrobić, ale nauczę się. Zależy mi jedynie na twoim szczęściu. - Powiedział do niej równie cicho co ona, gdy do niego mówiła. Miał nadzieję, że pozwoli mu na chociażby ten jeden, jedyny akt czułości. W końcu sama go przejawiała, obejmując go lub przytulając. Jeżeli wystarczyło, żeby po prostu był blisko niej by poczuła się lepiej, nic więcej nie będzie mu potrzebne do bycia. Odważył się, mimo pierwszych oporów jakie zaczął już odczuwać, na objęciem jej ramieniem i przyciągnięcie jej do siebie nieco bliżej. Przez pewien czas jego wzrok zawiesił się na jej cudnych, zielonych oczach, potem jednak odwrócił wzrok na bok. Nie wiedział już czy robił dobrze czy źle. NIe wiedział, czy tak powinien czy nie. Nawet nie myślał o konsekwencjach za jego bezczelność jeśli wszystko zepsuje. Nie rozumiał i nie zrozumie, dopóki ona mu tego nie powie, bądź nie okaże, że to co robi jest... słuszne? Miłe? Odpowiednie? Czy może po prostu akceptowalne...
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Pią Mar 24 2017, 07:45
MG:
Gdy Charlie wysunął się z objęć mistrzyni gildii poczuł coś dziwnego. Nanaya zresztą też. Nie wiedziała jednak co. Nic nie przeszkadzało im w wyrażaniu swoich uczuć i emocji, w wyrażaniu swoich potrzeb i swoistych trosk. A jednak, gdy tylko Ramsey puścił dłoń Byakushitsune zobaczył, jak cienkie nitki lepią się do ich obu dłoni, zupełnie jakby ktoś chciał je skleić. Podobnie byłoby, gdyby objął ją ramieniem - cienkie nitki pojawiłyby się na ciele i ubraniu czarodziejki Grimoire Heart, lepiąc się zarówno do niej jak i do ręki i ubrań Hyde'a. W tym samym momencie Byakushitsune usłyszała cichy śmiech, chichot. Tak ledwo słyszalny, że wręcz nie wiedziała, czy się nie przesłyszała.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Pon Mar 27 2017, 00:38
Zrozumiał, choć prawda niezwykle mocno go zabolała. Nie dziwiła się. Czuła jego pożądanie niezwykle wyraźnie, ale nie potrafiła go odwzajemnić. Blokowała ją myśl, że mogłaby zdradzić. Zadrżała, widząc, jak diametralnie zmienia się postawa chłopaka, ale nie mogła. Jeżeli myślałaby tylko o nim, lub tylko o sobie... Jej uczucia jednak były zbyt skomplikowane, by mogła nimi dowolnie żonglować i skakać między jednym, a drugim, wchodząc na jeszcze wyższy poziom manipulacji. Chciała być szczera. Objęła go mocniej, gdy zaczął się trząść, rozumiejąc zbyt dobrze, przez co właśnie przechodził, a łzy mimowolnie nabiegły do jej oczy. Nie chciał tego bólu, ale gdyby trwałby w kłamstwie jej uczuć, bolałoby to dużo bardziej. Obserwowała go uważnie, bojąc się, że zaraz zniknie. Tak jak wszyscy. Ale nie zniknął. Wciąż był obok, choć dużo bardziej zagubiony niepewny, niż jeszcze chwilkę temu. Odetchnęła głębiej, przewracając się na bok, by móc go lepiej widzieć. Nie wyrwała swojej dłoni. - Chcę, żebyś został, ale... nie mogę być twoim szczęściem - odpowiedziała równie cicho, patrząc na ich złączone dłonie. Nie miała nic przeciw bliskości. Czułości. Okazywaniu wzajemnego wsparcia i szacunku. Ale istniała granica, której nie potrafiła przekroczyć z Charliem. Ostrożnie się wtuliła w te niepewne objęcia. Nie było powrotu do tego spokoju sprzed godziny. Do relacji, która była zanim pozwoliła mu "czuć". Była jednak gotowa ponieść tego konsekwencje. Tylko te nitki... Patrzyła na seterek i nagą skórę, nie rozumiejąc, co się właśnie z nią dzieje. Śmiech z tyłu głowy. Zadrżała. - Charlie, coś się ze mną dzieje - powiedziała nadzwyczaj opanowanym tonem, delikatnie się cofając, by spojrzeć na swoje ciało, które zaczęło dziwnie się zmieniać. Niecodzienne zjawisko... - Hej. Nie jesteś tylko głosem w mojej głowie, prawda? - rzuciła w myślach do bliżej nieokreślonego bytu, którego głos wcześniej mogła po prostu wziąć za objaw załamania nerwowego. Teraz nie była taka pewna.
Hyde
Liczba postów : 82
Dołączył/a : 16/09/2015
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Czw Kwi 13 2017, 18:11
- To mi wystarczy. - Powiedział niemalże od razu, gdy pozwoliła mu zostać. Zdawał sobie z tego sprawę i wreszcie mógł zrozumieć w jakiej sytuacji się teraz znajdował. Jego umysł zdawał się być już znacznie bardziej przejrzysty, a niewyobrażalna powódź emocji zdawała się pomału opadać. Chciał by była szczęśliwa. Bez względu na wszystko. Jego obecność obok niej wydaje się czymś co w tym momencie potrzebowała, jednakże nie jako obiekt miłości... ale troski. Wsparcia. I zamierzał dać jej właśnie to. Nie musiał czuć się kochany. Mógł zakopać, zasypać to uczucie na tyle, by mógł funkcjonować i pomagać jej. Poza tym powiedziała, że nie może być jego szczęściem. Tyle, że już nim od dawna jest, co oznaczało, że ma przestać nim być? Jeśli tak, to niestety nie było to zbytnio możliwe. Jeżeli chciałaby uzyskać taki efekt wystarczy, że wyprowadzi na odpowiednie tory HYDE'a i usunie mu tego typu emocje i wspomnienia. A tego nie chciała...prawda? W pewną konsternację zaczęły go wprawiać dziwne nitki, niczym pajęczyny, które pojawiały się przy bliskim kontakcie z Nanayą. Nie wiedział, czy to coś co naturalnie pochodziło od niej czy może to jakieś zaklęcie które zastosowała, a jeśli tak to dlaczego? Kiedy jednak odezwała się spojrzał się na nią z niepokojem. Reakcja była natychmiastowa. Projekt Hyde się nie aktywował, jednakże włączył podstawowe funkcje które potrzebne są do manualnej obsługi dronów. Ten który stał na półce wzleciał odrobinę w powietrze, a jego kamera zaczęła się "zmieniać" pod wpływem zaklęcia Wizja Magiczna, która została na nim zastosowana. Następnie dron zaczął wnikliwie skanować Nanaye pod tym względem, próbując znaleźć wszelkie anomalie jakie mogły na nią wpłynąć. Jednocześnie rozglądnął się dookoła, chcąc zobaczyć czy może w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze i ten cel także został przeznaczony dla drugiego drona, który to rozglądał się po mieszkaniu w celu odnalezienia niejasności. Złapał mocniej i znacznie już pewien siebie Mistrzynie. Nie pozwoli by stało jej się coś złego.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Sob Kwi 15 2017, 19:19
MG:
Gdy Nanaś odsunęła się na moment od Hyde'a, mogła dostrzec, jak jej skóra delikatnie połyskuje. Efekt sam w sobie mogłaby przyrównać do potu na ciele po ciężkim treningu... tylko bez widocznych kropelek. I zapachu. Wiadomo chyba o co chodzi. Ten sam efekt był na jej ubraniu. Gdy wysłała mentalne pytanie, głos tym razem nie odpowiedział. Chyba, ze za odpowiedź uznać chichot. To tak, zachichotało coś w odpowiedzi. W tym samym czasie Hyde ogarnął pomieszczenie i samą Nanaś. Jak w domu nikogo nie było, tak energia magiczna Nanaś... wyglądała ciekawie. Zupełnie tak, jakby część jej energii działała zupełnie inaczej od reszty. Ale nie dostrzegał niczego, co by jakoś rozróżniało te dwa różne zachowania de facto tej samej energii magicznej. Gdy Charles ponownie złapał Nanaś poczuł ponownie, jak się do niej "przykleja" na owe nitki.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Sob Cze 03 2017, 02:59
Chichot był jednoznaczną odpowiedzią dla Nanayi. Znała podobne zagrywki, jednakże ostatnim razem przynajmniej wiedziała, na co się godzi. Teraz jednak nie miała bladego pojęcia, kiedy i jak to się stało. Obecność drugiej duszy była niekomfortowa. Duszy? Nie, tego też nie była pewna, ale tak najprościej było jej ująć byt, który chwilowo pomieszkiwał gdzieś w zakamarkach jej osoby. Nieco zesztywniała, zdając sobie sprawę z następstw istnienia nieproszonego gościa, po czym spojrzała na Charliego. Ostatnim razem, gdy pozwoliła obcej "sobie" robić, co jej się żywnie podoba nie skończyło się to za dobrze. Delikatnie podniosła się do góry, wspierając się na łokciach. Zmuszało to chłopaka do rozluźnienia uścisku, mimo wszystko. - Wygląda na to, że coś w mnie jest. Jak druga osoba. Obca. Gdy ostatnio tak było, doszło do złych rzeczy, więc... proszę, to nie jest coś, przed czym możesz mnie ochronić. To już się stało. Mógłbyś się odsunąć? Nie chcę cię skrzywdzić. - powiedziała cicho. Choć wolałaby czuć bliskość drugiej osoby, była odpowiedzialna za bezpieczeństwo tej osoby. Jeżeli miałaby stać się zagrożeniem, wolała zapewnić Charliemu choć odrobinę szans na obronę. Skrzywiła się lekko na samą myśl. Nie mogła mu zagwarantować bezpieczeństwa, ale wiedziała, że powiedzenie mu, by wyszedł nie przyniosłoby skutku. Nie po tym, co sobie powiedzieli. - Zostań ze mną, ale, proszę, zachowaj dystans... Nie wybaczę sobie zranienia kolejnej osoby - wyszeptała, całkowicie się prostując, niemalże zrzucając młodego Ramseya. Może były to tylko dziwne, klejące nitki, ale nie była pewna, co jeszcze się stanie, co jeszcze się zmieni. Spojrzała głęboko w oczy młodzieńca. Była śmiertelnie poważna, choć niezwykle blada. Czy mogła pozwolić sobie na sen? - Jeżeli... coś się ze mną stanie, spróbuj sprowadzić pomoc lub... pozbaw mnie przytomności. Nie wiem, co może się stać - zakończyła, odsuwając się ostatecznie od Charliego. Przesunęła się na drugi koniec łóżka, pod zagłówek i podwinęła nogi, otulając je ramionami. Równie dobrze mogło się nic nie wydarzyć aż do świtu, ale wolała być ostrożna. Gdy bywała mniej... Działy się złe rzeczy. Przyglądała się poczynaniom chłopaka. Nie chciała posuwać się do drastycznych celów, ale gdyby dał jej choć jeden zły sygnał... Przymknęła oczy. Nie powinna myśleć w ten sposób. Odetchnęła głębiej, próbując wyczuć wszelkie zmiany w swoim ciele. Skupić się tylko na sobie...
Hyde
Liczba postów : 82
Dołączył/a : 16/09/2015
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Pią Cze 09 2017, 15:10
- Przyjąłem. - Odpowiedział jedynie siadając w pozycji wyprostowanej. Obserwował ją czujnie, zarówno przez kamery jak i osobiście. Wizja magiczna powinna dostarczać mu informacje o wszelkich zmianach jakie w niej zajdą. Jego twarz została ponownie przysłonięta przez maskę z filtrem, gdyż pozwolił sobie przywrócić nieco więcej funkcji systemu. Jednakże wciąż to była jego decyzja, a cała "wola" HYDE'a była kompletnie nie aktywna. I nie miał zamiaru jej przywracać. W tym momencie mało jednak się martwił o swoją swobodę, a o stan Nanayi. Nie chciał, nie mógł i nie pozwoli, żeby coś jej się stało. Czyżby została opętana? A może to wpływ jakiejś magii zewnętrznej? Nie dostrzegł żadnych powiązań z innymi osobami, więc niewykluczone, że była to forma opętania. Nie posiadał odpowiedniej wiedzy co mógłby uczynić w tym momencie. Pozostało mu jedynie czekać i patrzeć, a jeśli zajdzie potrzeba... zainterweniuje.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Kamienica przy ulicy Fabioda Pon Cze 12 2017, 22:34
MG:
Nastąpił moment ciszy. Długiej niezręcznej ciszy. Wszyscy koncentrowali się na tym, by wyczuć zmiany w Nanayi. Jak Charles nie dostrzegł niczego nowego, tak Nanaya doskonale znała swoje ciało, a jej rozwinięte zmysły i kontrola nad magią pozwalały jej "dostrzec" więcej. Po pierwsze to była jej energia, ale jakby kompletnie oderwana od jej naturalnego źródła magii. Nie czuła jednak ubytku w swojej własnej mocy magicznej, więc z innego miejsca musiała być ona pobierana. Mimo wszystko... to była jej energia. Gdyby się postarała, bardzo możliwe, że byłaby w stanie nad tym zapanować. Jednak na chwilę obecną, całe to nagromadzenie rozlewało się tuż pod powierzchnią jej skóry, delikatnie wpływając na jej ciało. Nie mogła jednak na razie określić w jaki sposób. Poza tym, że znaczna ich część gromadziła się na plecach.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.