I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Większość turystów wybiera się na plażę główną, bo tam są ratownicy, którzy w razie czego im pomogą, kiedy zaczną się topić w morzu. Są jednak tacy ludzie, którzy wolą unikać tłoku i szukają miejsca bardziej ustronnego, gdzie można w spokoju się zrelaksować i odpocząć. Idealnym miejscem do tego jest oto ta plaża niestrzeżona, która nie jest zapchana przez ludzi, gdzie można w spokoju zebrać swoje myśli, wsłuchując się w szum fal. Od głównej plaży jest oddalona o dwa kilometry, czyli jakieś pół godziny drogi. Jest o wiele bardziej naturalna niż ta, która jest oblegana przez ludzkość. Oprócz złocistego piasku są tu skały, które w niewiadomy sposób się tutaj znalazły, wyrzucone przez morze gałęzie, glony. Miejsce idealne wręcz dla osobnika, który kocha naturalne piękno Matki Natury.
Lorie musiała ogarnąć swoje myśli, nieco się zastanowić nad tym wszystkim. Mimo szczerych chęci nadal nie znalazła brata, a czas mijał. Musiała w końcu z nim pogadać, ale nie wiedziała, gdzie go szukać, tak naprawdę. Znała jedynie jego imię i nazwisko, które mógł tak naprawdę zmienić. Ostatni raz widziała go pięć lat temu, uciekającego z wioski. Od tamtego czasu żywi do niego urazę za to, że zostawił ją tam samą. Dziewczyna westchnęła ciężko i spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie, dużo nocy nie przespała. Lorka starała się jakoś poprawić włosy, które były w całkowitym nieładzie... niestety nie szło jej to za dobrze. No cóż, trudno się mówi. Świeżo upieczona Syrenka ubrała się w bluzkę na ramiączkach oraz spodenki, które zasłaniały jej gildyjny znak na udzie. Musiała się przyzwyczaić, że nie może już nosić ukochanych szortów... czemu nie wybrała jakiegoś innego miejsca...? Wyszła z domu zabierając ze sobą torbą, a w niej koc, prowiant, książkę oraz krem pięćdziesiątkę po czym skierowała się ku plaży, która jak zwykle była pełna ludzi. Jednakże nie tu chciała się skierować. Lorie zaczęła się przedzierać przez masę ludu, który uprawiał "smażing-plażing". Wyglądali jak sardynki w puszcze, człowiek na człowieku. Gdy w końcu udało się jej uwolnić od tego tłumu zaczęła iść znacznie szybciej. Po dwudziestu minutach marszu znalazła się tam, gdzie chciała. Na niestrzeżonej plaży, którą mało kto odwiedza. Rozłożyła się pod wielkim głazem, który dawał trochę cienia. Wysmarowała się kremikiem, nie chciała się przypadkiem opalić. Wzięła do rąk książkę i zaczęła czytać.
- I że niby to ja jestem dziecinna, a on taki dojrzały i wspaniały? - burknęła marszcząc się kiedy tamten zniknął zostawiając po sobie jedynie smród gnijących roślin. Bo jakoś dla niej oczywistym było, że jego obrażenie się, znikniecie i ten uciążliwy swąd roślin były ze sobą ściśle powiązane. Pokazał jej jaki to jest mądrzejszy. Tylko po co ta złośliwość? Naprawdę mógł sobie darować niszczenie jej ulubionego miejsca do przesiadywania. Co więc mogła zrobić innego jak tylko podnieść się i ruszyć przed siebie opuszczając brzeg, na którym tak często bywała ostatnio. Tak też zrobiła, podniosła się i mamrocząc pod nosem przekleństwa na księciunia odeszła ku miasteczku.
Tajemniczy pan A siedział na plaży na niedużym kocyku, mając rozłożone dookoła siebie książki i różne notatki, przygniecione kamieniami, by nigdzie nie uciekły. Siedział mocno zgięty, jakby coś pisał, całkowicie ignorując biegające dookoła dzieci, rozwrzeszczanych nastolatków i zmęczone rodziny. Obok siebie miał czerwony plecak. Niewiele można było wywnioskować z jego wyglądu, poza tym, że wyglądał jak przeciętny dwudziestokilkulatek z nosem w książkach... Czekał na Abri, która wzbudziła jego zainteresowanie z kilku powodów, jednak zanim to nastąpi, mógł przecież uzupełnić notatki!
Abri była wyjątkowa. Każdy normalny człowiek, który by dostał liścik o takiej treści, zastanawiałby się kim jest tajemniczy A, który go napisał. Później myślałby o tym, czy aby na pewno bezpiecznie jest udać się w wyznaczone we wiadomości miejsce, a potem pełen podejrzeń ruszyłby przed siebie, przygotowany na wszelkie niespodzianki. Ale nie Abri. Białowłosa zastanawiała się w jaki sposób ten liścik do niej trafił i skąd ten ktoś wiedział, gdzie jej szukać. Przecież jej domem był cały świat i nigdy nie zostawała nigdzie na dłużej niż parę dni. Nawet nie lubiła żyć w mieście, jak niektórym mogło się wydawać. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie mogła na to nic poradzić. Bardzo chciała być człowiekiem, ale jej to nie wychodziło... Tak czy inaczej z liścikiem ruszyła w drogę do kurortu po to, aby na jego granicy podać liścik swojemu nieodłącznemu towarzyszowi, który siedział jej na ramieniu i pogardliwie wzroczył na wszystko co się działo wokół. - Bubu, trzymaj go. Przyda mi się później. I trzymaj sie - powiedziała do barwnego ptaka i zaczerpnąwszy swojej magii zmieniła się w psa. Biały owczarek, z ptakiem na grzbiecie, który trzymał w dziobie list. Jakkolwiek zabawnie by to nie wyglądało, Abri o to nie dbała. Musiała teraz znaleźć tego, który ten list napisał, a kto nie wpadnie na trop listu lepiej od psa? Od psiego nosa lepszy był chyba tylko wilczy. Ale Abri nie chciała zmieniać się w wilka po to, aby paradować po mieście - mogłaby jej się stać krzywda. Nachyliła się do Bubu i powąchała list zapamiętując jego zapach. Następnie klasycznie przykleiła swój psi nos do ziemi i ruszyła przed siebie
Zatrzymała się dopiero parę kroków od tajemniczego A, który siedział sobie na plaży z nosem przyklejonym do książek. Widok te rozśmieszył Abri, ale jako pies nie dała tego po sobie poznać. Weźmie list od swojego przyjaciela do pyska i podejdzie bliżej, aby upewnić się, że to na pewno on, usiądzie na wprost niego. Przez chwile będzie się w niego wpatrywać merdając radośnie ogonem, ale kiedy nie będzie żadnej reakcji z jego strony, położy mu list na książce którą aktualnie czytał i szczeknie. Raz, bo to powinno wystarczyć aby zwrócić na siebie uwagę...
Wilk zdecydowanie wyróżniałby się w resorcie, hasając jak gdyby nigdy nic, dlatego przemiana w poczciwą psinę była idealnym pomysłem. Abri mogła spokojnie poruszać się po mieście, nie wzbudzając niczyich podejrzeń, a przy okazji szukać tajemniczej osoby, która wrzuciła liścik do jej skrzynki. Dojście po zapachu do mężczyzny na plaży zajęło jej niecałe pół godzinki. Początkowo zupełnie nie zauważył tego, że przysiadła się obok niego psina, zajęty czytaniem, jednak gdy kartka papieru zasłoniła mu tekst, musiał podnieść wzrok, by zobaczyć białą mordkę przemienionej Abri. - Och? - Wymsknęło mu się zdziwione westchnięcie, po czym spojrzał na karteczkę. Szybko przeniósł spojrzenie na psa. - Czyżby... panienka Ricatto? - zapytał, nie będąc pewien, oczekując kolejnego mądrego szczeknięcia... Lub też innego znaku potwierdzającego, że oto przed nim jest Abri.
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Plaża niestrzeożona Sob Lis 19 2016, 12:31
Położyła uszy po sobie. Dawno nikt jej tak nie nazywał. Właściwie to zapomniała, że to właśnie takie nazwisko podała, kiedy dołączała do gildii. Nie lubiła go... Zarówno imię, jak i nazwisko były pożyczone tylko po to, aby wyjaśnić dlaczego Abri. Biała miała pecha kiedy wyszła do ludzi. Z jakiegoś dziwnego powodu trafiła do miejsca, w którym imię i nazwisko liczyło się za bardzo. Ona nie chciała być nazywana przez ludzi Shiro. Czuła, że to nie w porządku... Ale zaraz, chwila! Wróćmy, do rzeczywistości! Kiwnęła głową na znak, że ma rację. Ale nie odezwała się. Nie lubiła pokazywać obcym, że jako zwierze potrafi mówić. Poza tym nauczyła się tego dopiero niedawno. Gadający pies, z kolorową papugą na grzbiecie, który dodatkowo zmienia się w inne zwierzęta wystarczająco zwracałby na siebie uwagę, ściągając na Abri wszelkie niebezpieczeństwa. A tego nie chciała. Już raz ją upolowano... Spojrzała w prawo i w lewo, ptak który siedział na jej grzbiecie już wiedział co powinien zrobić, i przysiadł jaj na głowie po czym puff i Abri zmienia się w człowieka. Ale zostawia sobie uszy i ogon, bo lubi. Pomaga Bubu przenieść się na jego standardowe miejsce na jej lewym ramieniu po czym spogląda na człowieka. - Wystarczy Abri... Kim jesteś? - zapyta kiedy będzie miała ku temu okazje. Chciała go najpierw poznać. Samo A na liściku nic jej nie mówiło, a wyglądał sympatycznie. Abri musiała mieć pewność, że jest tak w rzeczywistości.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Plaża niestrzeożona Sob Lis 19 2016, 23:32
Prawie-MG
Sympatyczny pan obserwował Abri i.. och, pokiwała głową! Czyli to była czarodziejka, na którą czekał! Fantastycznie! Jego twarz natychmiastowo się rozpromieniła i chwycił abruszyną łapę i mocno nią potrząsnął, w geście przywitania, przy okazji nieco zaginając kartki książki, którą właśnie czytał. - Cudownie! Właśnie na panienkę czekałem. Zaraz gdzie to ja położyłem... - Zaczął szukać jakiejś rzeczy, podnosząc kamienie przygniatające notatki i albo je wrzucając do plecaka, albo odkładając obok siebie. Mamrotał też coś pod nosem, a w tym czasie Abri wróciła do swojej ludzkiej postaci. - Ha-ha! - wykrzyknął triumfalnie, wyciągając przed siebie strasznie pomiętą kartkę. Podał ją dziewczynie, a sam odchrząknął. - Nazywam się Archibald Gregory Oli Presley. Dla przyjaciół Archie! Zajmuję się odkrywaniem nowych, nieopisanych jeszcze magicznych bestii i stworzeń. Jak do tej pory nie udało mi się odszukać ani jednego, aaaale... - Spauzował dramatycznie, wpatrując się w jasnowłose dziewczę, po czym wskazał ją palcem. - ... Ty mi w tym pomożesz!
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Plaża niestrzeożona Sob Lis 19 2016, 23:56
Uśmiechnęła się... Archie - bo tak kazał na siebie mówić wydawał się być jeszcze bardziej sympatycznym człowiekiem, niż widziała na pierwszy rzut oka. Od razu zdobył jej zaufanie. - Archie - powtórzyła żeby zapamiętać i spojrzała na kartkę którą jej podał. Jeśli dostrzegła na niej literki - skrzywiła się mimowolnie, przez co jej mina musiała wyglądać na prze-śmieszną. Czytanie wciąż sprawiało jej problemy. Kiedy wskazał na nią palcem, właściwie wyrokując jej przyszły los (bo przecież Abri nie odmówi!), ona również na siebie wskazała. Ale nie po to, aby zapytać czemu akurat ona. Ani nawet nie spytała skąd ją znał. Po co? - Właściwie to już znalazłeś dwójkę - powiedziała wskazując na siebie i na ptaka siedzącego jej na ramieniu. Bubu zdecydowanie był magicznym ptakiem. Raz nawet Abri udało się w niego zmienić, ale nie umiała sypać tak pięknie z piórek jak on. Podejrzewała, ze to dlatego iż ona jest biała, a jednak Bubu jest kolorowy. Siebie samej zaś nie uważała za człowieka. Jak mogła być kimś, kim być nie potrafiła? Jak mogła być kimś, kim nigdy nie była? To że stała się człowiekiem było zwykłym przypadkiem. Takim jakich wiele... - To jest Bubu, mój towarzysz. Siedzi mi na ramieniu, dopóki nie uda mi się odzyskać dla niego skrzydeł - powiedziała spokojnie i spojrzała wymownie na ptaka. Ten w odpowiedzi jak zwykle zaskrzeczał coś, co Abri skwitowała krótkim przewróceniem oczu i postanowiła tego oczywiście nie tłumaczyć. - Bubu jest trochę... - zaczęła ale nie znalazła odpowiedniego słowa. Albo takowego nie posiadała jeszcze w swoim słowniku - Co to? - zmieniła temat pokazując na pomiętą kartkę którą dostała wcześniej
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Plaża niestrzeożona Nie Lis 20 2016, 16:02
Prawie-MG
Na kartce, ku niepocieszeniu Abri, były literki! Dużo literek... Ale był też rysunek przedstawiający jakieś kropeczki, trójkąciki, krzyżyki i linie... Chyba mapa! Więc dziewczyna wolała skupić się właśnie na obrazku, jak na rządkach tekstu, jednocześnie słuchając blondyna. Gdy Abri powiedziała, że właśnie znalazł dwójkę magicznych stworzeń, entuzjazm Archiego opadł, włącznie z palcem wyciągniętym w stronę dziewczyny, a na jego twarzy wymalowało się wielkie zdziwienie i niepewność. - A-ale jak to? Już? A... A gdzie pasjonujące przygody... I... i ekscytacja z odkrywania? - wyjąkał głosem zbitego psa, patrząc to na Abri, to na Bubu. To.. To się nie zgadzało! Powinni udać się w podróż, pełną niebezpieczeństw i szalonych przygód a tu... Takie... Coś... Wydawało się, że oklapł jak balonik, patrząc na dwójkę niecodziennych towarzyszy. Westchnął ciężko, powoli pakując notatki i książki do plecaczka. - A więc ten... Bubu, tak? Jest jakimś magicznym stworzeniem...? - bąknął po chwili, prawie tak, jak naburmuszone dziecko do rodzica, kiedy coś chce. Spojrzał na kartkę. - To jest mapa wskazująca siedlisko jeżozwierzolików... - odpowiedział wciąż nieco naburmuszonym głosem, jakby zabrano mu zabawkę.
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Plaża niestrzeożona Nie Lis 20 2016, 17:11
Abri wpatrywała się w mapę nie bardzo wiedząc co powinna na niej widzieć. Na mapach potrafiła pokazać tylko gdzie są większe miasta, ale to nie było trudnym zadaniem. Chociaż nie. Coś tam o mapach wiedziała! Vista nauczyła ją, że jeśli coś znajduje się na północy, a północ jest na górze mapy, to znaczy, że trzeba iść w góry... I już nabrała powietrza, żeby wygłosić tę mądrość, ale właśnie wtedy zauważyła, że Archiemu coś się stało. Nachyliła się tak, aby spojrzeć mu w oczy. Skoro oklapł jak balonik, to trzeba było to naprawić! (żeby nie powiedzieć nadmuchać...) - To przecież nie znaczy, że na tym trzeba przestać, prawda? - powiedziała nie zmieniając swojej pozycji i cały czas wpatrując mu się w oczy. Kiedy zapytał o Bubu zastrzygła swoimi białymi uszami. Nie była pewna co mogła mu o nim powiedzieć w obecności samego ptaka. W końcu jakby nie było on doskonale rozumiał co Abri mówiła... - Tak mi się wydaje... - zaczęła jakby trochę niepewnie i spojrzała na Bubu. - Kiedy latał, to potrafił pięknie sypać z piórek, ale z mojej winy uległ wypadkowi i złamał skrzydło. Pan Pustelnik co prawda uratował mu życie, ale Bubu nie może już latać... - powiedziała i posmutniała. Hej! Smutek bardzo szybko się udziela wiecie? Uszy jej oklapły, ale właściwie tylko na moment. - Obiecałam mu, że znajdę sposób, aby znowu mógł latać - zakończyła swoją krótką opowieść, nawet nie przejmując się tym, czy Archie chciał jej słuchać czy nie. Abri nigdy nie przejmowała się takimi rzeczami, co nie raz wpędzało ją w kłopoty. Potrafiła być na prawdę gadatliwa w najmniej oczekiwanych momentach. A to, że wypapla komuś coś, czego nie powinna? Nieee, to nie było jej zmartwienie - Jeżozwierzolików? - powtórzyła zaciekawiona i spojrzała znowu na mapkę licząc, że Archie wyjaśni jej coś więcej - To w którą stronę idziemy? - dodała po chwili ponieważ, jak już wcześniej zostało wspomniane - nie znała się na mapach. Jej mapą był język. Zawsze kiedy czegoś szukała pytała. Wszystkich i o wszystko...
Archie był nieco zasmucony takim rozwojem wydarzeń. Gdzie te przygody? Cichutko spakował swój dobytek. No, niby Abri miała rację, dlatego wydął usta, mocno się nad czymś zastanawiając. Przecież nie zaprosił tutaj panienki, żeby po jednym komentarzu zaprzestać swoich poszukiwań. Nie tak robili wielcy odkrywcy! Gdy napotykali ścianę - próbowali ją przeskoczyć. - Tak, masz rację, Abri... - przyznał dziewczynie rację, po czym wstał i zarzucił plecak na ramiona. Następnie uśmiechnął się promienie do jasnowłosej i wyciągnął do niej dłoń, by pomóc jej wstać. - Chodźmy szukać cudownych stworzeń! - powiedział z entuzjazmem, którego Abri doświadczyła na samym początku spotkania. Archie ponownie spojrzał na Bubu, jakby próbując coś ocenić. - Nic się nie martw, dzielna Abri. Pomożemy twojemu przyjacielowi, na pewno. Gdzieś czytałem o magicznym źródle przywracającym wszelką sprawność... A może to były kryształy. Było też coś o eliksirze z astrogusa, ale... - zmyślił się. Dawanie zwierzęciu wyciągu z innego zwierzęcia nie wydawało się dobrym pomysłem... Uśmiechnął się do obojga pokrzepiająco. - Na pewno w naszych podróżach uda nam się znaleźć sposób, by Bubu zaczął znów latać! A co do jeżozwierzolików... - Pokazał na dróżkę prowadzącą w stronę klifów niedaleko plaży. - Ostatnie zapiski o ich pojawieniu się są z tamtej okolicy, więc pomyślałem, że dobrze będzie zacząć właśnie stamtąd! - wyjaśnił i powoli ruszył w stronę klifów. Oznaczał to, że musieli wyjść na główną drogę i powoli zacząć opuszczać Akane, by dojść do jeszcze dzikszego regionu plaży.
Przypatrywała się uważnie jak się pakował nie przerywając mu ten czynności zbędnymi słowami. Czyżby sie obraził? Pogniewał? Czemu ona miała ten talent do wyprowadzania ludzi z równowagi? Zawsze ktoś sie przez nią gniewał... albo smucił. Zawsze wypierała się tych myśli, ale kiedy coś staje się więcej niż razy, to znaczy że coś w tym jest. Nie zdążyła jednak ani westchnąć, ani przeprosić, ponieważ blondyn wstał i podał jej rękę. Przez chwilę patrzyła na niego z dołu, po czym uśmiechnęła się szeroko i pozwoliła sobie pomóc. Pierwsze wrażenie jakie wywarł? Też był wiatrem. Ale w przeciwieństwie do innych wiatrów jakie poznała, ten wydawał się być ciepłym wiatrem. Uśmiechnęła sie na tę myśl. Ludzie w ogóle zachowywali się jak wiatr. Nieprzewidywalni, każdy nawet najmniejszy podmuch mógł zmienić się w potężny wicher - czasem wystarczyło tylko jedno słowo, aby tak się stało. To już wiedziała. Chodźmy szukać cudownych stworzeń... To brzmiało jak zaproszenie do wspaniałej przygody - a Abri takie lubiła. Z Archiem pozna wiele ciekawych i interesujących zwierząt. Już była podekscytowana na tę myśl. Nowi przyjaciele, nowe możliwości. Ach jacy oni będą? Abri nie tyle rozmyślała nad gatunkami tych stworzeń, ale nad ich charakterami. Czy będą sympatyczni, czy bardziej jak Bubu? Tacy też na pewno się znajdą prawda? Pamiętała doskonale nieprzystępnego Alfę wilków. Tego pierwszego... Bała się go jak ognia. Dzielna Abri... Sama pewnie nie miałaby odwagi wyruszyć w taką podróż. A nawet jeśliby się już skusiła, to nie wiedziałaby w którą stronę iść. Ale miała ze sobą Bubu. A Bubu przechwalał się swoimi podróżami po całym świecie tak bardzo, że oczywiście nasza bohaterka wierzyła mu. I wierzyła w to, że byłby on dobrym przewodnikiem. Marudnym, ale zawsze jakimś... Czy powinna powiedzieć Archiemu, że wcale nie jest taka dzielna? Że kiedy zrobi się niebezpiecznie, to pierwszą rzeczą jaką prawdopodobnie zrobi będzie ucieczka? Spojrzała znowu na blondyna i uśmiechnęła się lekko. Jeśli będzie niebezpiecznie, to nie będzie uciekała sama! Ale nie wybierali się do ludzi, tylko do zwierząt. To ludzie byli najbardziej niebezpieczni, a jeśli stworzenia, które znajdą nie będą znały ludzi tego, do czego oni są zdolni, to nie powinna mieć problemów z dogadaniem się z nimi, prawda? Nie, zdecydowanie za dużo myślała ostatnimi czasy. Życie było trudne, kiedy się tyle myślało... - Magiczne źródło? - powtórzyła zaciekawiona i od razu złapała więcej entuzjazmu. Nigdy nie traciła nadziei na to, że uda jej się pomóc Bubu, ale teraz kiedy już usłyszała o tym, była wręcz przekonana, że jest to możliwe. Może, kiedy Bubu znowu będzie latać, nie będzie taki marudny? - To cudownie! Bubu! Słyszałeś? Znowu będziesz latać! Razem będziemy latać! - wykrzyknęła okręcając się wokół siebie radośnie. To była dobra wiadomość, nawet bardziej niż dobra! Ale! Kiedy zobaczyła, że Archie wskazał kierunek i powoli ruszył przed siebie, Abri szybko do niego doskoczyła, aby zrównać z nim krok. Nie chciała zostać, w tyle. W końcu Jeżozwierzoliki czekały właśnie na nich! Biała spojrzała uważnie na swojego nowego towarzysza pilnując się przy tym ani nawet na moment nie zostać krok w tyle. - Archie... Co masz w plecaku oprócz tych... - zapytała mając oczywiście na myśli książki, które spakował. Czy nie będzie z tym za ciężki? Ona sama nie miała przy sobie nic oprócz swojej Czarnej Wskazówki. I ubrań. I Bubu. No i teraz Archiego...
Tak, magiczne źródło! pokiwał głową. Gdzieś o tym czytał, ale nie był pewien, czy to była biblioteka, czy może jedna z historii, które podsyłała mu jego siostra. W każdym razie był pewien, że gdzieś w tym wielkim świecie musi istnieć coś, co mogło pomóc Bubu! Skoro Abri postanowiła mu pomóc, on mógł się odwdzięczyć pomocą dla jej przyjaciela! Pokiwał głową ponownie. Tak. Resztę planu obmyśli się później. Na razie musiał odzyskać utracony honor i odkryć od zera jeżozwierzoliki, mając tylko jedną wskazówkę i uroczą partnerkę! W końcu zapowiadał się niemały spacerek. - Hm, co takiego? - zapytał, nie rozumiejąc pytania Abri, przez co sam spojrzał na swój plecak. Czy coś było nie tak? Suwak był rozpięty? - Książki, dzienniczek, butelka wody i drugie śniadanie. Czemu pytasz? Pytanie Abri było niecodzienne. Czy było coś więcej, czego potrzebowali w tej wyprawie? Wydawało mu się, że nie, jednak jeżeli dziewczyna miała jakieś użyteczne propozycje... Mógł je rozważyć! Jak na razie droga wyglądała na niezwykle prosta. Dotarli do głównej drogi, dzięki której mogli opuścić granice miasta i dotrzeć do klifów. Mijali ich ludzie, dorożki, najnowsze autobile, a oni sobie szli, spokojnie rozmawiając. Spacer spokojnym tempem mógł zająć im nawet z godzinę.
- A nie masz za mało jedzenia? - zapytała znowu. Butelka wody i drugie śniadanie... - A jak sie okaże, że będziemy musieli iść gdzieś...dalej? Albo polecieć? - dodała po chwili. Właściwie to pytała o wszystko. Zarówno o jedzenie, jak i o inne sprawy o których tylko ona myślała. Owszem, Abri mogłaby zapolować dla niego, ale musiałaby się całkowicie poddać instynktom. Nie lubiła polować, a nie była pewna, czy jemu - tak jak jej, wystarczą same owoce. Cóż... wybierali sie w podróż w poszukiwaniu jeżozwierzolików. Wybierali się w stronę klifów z książkami, dzienniczkiem i drugim śniadaniem. Czy to było wystarczające? Czy nie powinni pomyśleć o bardziej przydatnym bagażu? Jak np jakimś nożu? Linie? Innych cudach? Nie. Nie przyszło jej to nawet do głowy. Gdzie trzeba będzie to wleci. Gdzie trzeba będzie, to i Archie wleci! Nie było z tym najmniejszego problemu. A jak faktycznie będzie za ciężki, to zostawi się ten plecak. Przecież z Abri nie powinien być mu potrzebny! Ale w tym momencie zatrzyma się za Archiem i spróbuje dźwignąć plecak na jego plecach chcąc sprawdzić, czy ten nie będzie za ciężki. Jeśli okaże się za ciężki - ugryzie się w policzek i oklapną jej uszy. Przeprosi za swoje zachowanie i wróci do dalszego spaceru. Ale jak jednak plecak nie będzie dla niej za ciężki, to uśmiechnie się wesoło i wybiegnie kilka kroków przed niego, zatrzyma się i odwróci do niego, aby zapytać o następną rzecz. - A nie masz lęku wysokości? - zapyta dochodząc do wniosku, ze dziwnie by było, gdyby w najważniejszym momencie okazało się, że jej towarzysz ma lęk wysokości. Nie chciała sama spotykać się z jeżozwierzolikami. To on chciał je odkryć. Abri tylko chce je poznać. To nie ona ma zobaczyć je pierwsza... Pokręci szybko głową jakby odrzucając od siebie wszystkie niepotrzebne myśli. - Archie... A tak w ogóle to czym są jeżozwierzoliki? Wiesz coś o nich? - zapyta z dziecięcą ciekawością. Liczy na to, że opowie jej coś ciekawego, aby zabić nieco czasu podczas tego spokojnego spaceru.
Archie nie miał zielonego pojęcia, do czego bije Abri. Przecież nie zamierzał tu spędzić całego dnia, haha! Podrapał się w głowę z zakłopotaniem. A może coś przeoczył i zapominał o jakimś ważnym szczególe? Niestety nic takiego nie przychodziło mu do głowy. - Tak mi się wydaje... dlaczego pytasz? Nie wydaje mi się byśmy musieli dzisiaj zboczyć z drogi... I... co masz na myśli przez "polecieć"? - zapytał z jakimś takim zainteresowanym błyskiem w oku, patrząc na swoją towarzyszkę. Czyżby miała za pasem inne umiejętności, niż wielka pasja do wszelakich stworzeń i umiejętność przemiany w psa? Najwidoczniej żadne z nich nie myślało naprawdę praktycznych rzeczach. Archie wydawał się bujać w obłokach i pomimo swoich zapędów, był dopiero początkującym odkrywcą, natomiast Abri była Abri. Idealny duet w poszukiwaniu bestii. Plecaczek okazał się być niezbyt ciężki. Taki w sam raz, by ewentualnie dziewczyna mogła unieść Archiego razem z nim. Zapytany o lęk wysokości, pokręcił głową. Trzeba było przyznać, że Abruszka zadawała przeróżne pytania... - Hm... Jeżozwierzoliki zostały opisane po raz pierwszy z x678 roku przez wspaniałego badacza Frygbendalda Harsa. Co prawda niektórzy uznają go za pomylonego, a te wszystkie stworzenia to wytwór jego wyobraźni, ale... Przy tylu opisanych gatunkach musiał mieć rację! Jeżozwierzoliki były niezwykle często przez niego przytaczane, jako wierni towarzysze i zwierzątka domowe plemienia kobiet-wojowniczek jeszcze z czasów przed Agalastem, pierwszym magiem... Tak chyba miał na imię. W każdym razie posiadają przepiękne, złoto brunatne futerko i ogółem wyglądają jak zwykłe króliki, ale... Podobno, kiedy się przestraszą lub zirytują, strzelają kolcami a z ich futerka wyrastają całe rzędy długich kolców, wyglądem przypominające właśnie jeżozwierza. Stąd też pewnie nazwa. Frygbendald opisał ich siedliska bardzo dokładnie. Lubią wysokie miejsca z widokiem na morze, z dala od ludzkich siedzib. Preferują piaszczyste łąki z fafsturcją jako główne źródło pokarmu. A tak się składa, że właśnie te klify spełniają wszystkie te wymagania! Czyż to nie wspaniałe, Abri?
Jak to co miała na myśli przez "polecieć"? Dokłądnie to co powiedziała! Przecież nigdy nie wiadomo gdzie będzie trzeba się dostać i co poświęcić, aby znaleźć jeżozwierzoliki. A Abri nie chciała być wtedy sama. Chciała, zeby mimo wszystko to Archie był tym, który pierwszy je zobaczy. A ona mu w tym pomoże. W końcu po to ją wezwał, prawda? Ucieszyła się ogromnie, kiedy dowiedziała się, że Archie nie ma lęku wysokości i już chciała zapytać o coś innego, ale wtedy otrzymała wykład na temat jeżozwierzolików. Słuchała uważnie, wpatrując się w jego twarz, jakby nie chciała zgubić ani jednego jego słowa, przez co nie raz potykała się o własne nogi, ale udawało jej się jakoś utrzymać równowagę. Starała się zapamiętać jak najwięcej, ale nie ogarnęła tego w którym to roku ten badacz opisał te stworzenia. Właściwie nawet nie była w stanie powtórzyć jego imienia w myślach. Było dla niej troche za trudne. Zresztą każde imie, które brzmiało na skomplikowane, a jeszcze dokładane było do niego nazwisko było dla niej pewnego rodzaju torturą. Dobrze że Archie pozwolił na siebie mówić Archie... Całego imienia i tak by nie zapamiętała... - Króliki z kolcami? - powtórzyła zaciekawiona. Jeżozwierz? Tak...znała jeżozwierza, ale nie umiała wyobrazić go sobie jako królika. Ale nazwa rzeczywiście była ciekawa. I nawet trochę ją śmieszyła. - Faf-czym? - znowu powtórzyła, ale tym razem bardziej zdziwiona. Łąki z jakąś fafcosią? Co to znaczyło? Czym to było? Mówił o pokarmie, więc to może jakaś roślinka, albo jakieś inne stworzenie którego nie znała? Ale kiedy zapytał ją czy to nie wspaniałe, Abri od razu zapomniała o wszystkim o czym myślała. To dlatego zawsze wtrącała się z wszelkimi pytaniami w monologi innych. - Tak! To wspaniałe! Klify są wysokie, z widokiem na morze. Na pewno znajdziemy tam mnóstwo jeżozwierzolików, które TY będziesz mógł opisać! - niemal wykrzyknęła podekscytowana, a na pewno podskoczyła tak, że Bubu wydał z siebie skrzek pełen niezadowolenia. - Oj nie bądź taki Bubu. Widziałeś kiedyś jeżozwierzoliki? Zwiedziłeś cały świat, na pewno znasz te stworzenia! - po tych słowach sięgnęła lewą dłonią do dzioba swojego przyjaciela jakby chciała go po nim pogłaskać, ale ptak - zresztą jak zawsze tylko odwrócił głowę w drugą stronę. Białowłosa westchnęła i znowu wróciła wzrokiem do swojego nowego towarzysza. - Archie... A ty jesteś magiem? - zapytała ni z tego ni z owego. Wiedziała już co ma w plecaku, wiedziała też, że nie ma lęku wysokości, ale było coś jeszcze co musiała wiedzieć. - Nie boisz się różnych zwierząt prawda? Abri musiała wiedzieć, czy aby na pewno będzie mogła przy nim korzystać ze swojej magii. Odchodzenie gdzieś na bok mogłoby być uciążliwe podczas podróży...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.