I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Pon Sty 21 2013, 23:43
First topic message reminder :
MG
Wielki kościół utrzymany w stylu... No dobra kłamstwo. Mały biały kościołek z dzwonnicą na jego tyłach, pokryty czerwoną dachówką. Nad drzwiami wejściowymi, dębowymi, znajduje się piękny witraż przedstawiający dwunastu apostołów i białego gołębia nad nimi. Do kościoła prowadziły trzy kamienne stopnie. Wnętrze kościoła miało szerokość około 30m i długość jakichś 50 przy czym do sufitu było jakieś 10m. Ławy zaczynały się na 5 metrze i kończyły 5m przed ołtarzem, znajdowały się w 2m odstępach od siebie czyli było ich dziesięć w rzędzie a rzędów były dwa po 10m z 2.5m przerwą między nimi i po 5m przerwie od ścian, przy których stały dwa konfesjonały. Za ołtarzem prawdopodobnie znajdowała się przybudówka z wejściem na dzwonnice i pokój dla księży i ministrantów. Ołtarz był długi na 6m ustawiony równolegle do ławek, za nim była Hostia i 3m krzyż.
~~
No cóż, w radzie nie dano wam wiele... informacji. Właściwie prawie żadnej informacji, były niesamowicie ubogie. Dowiedzieliście się jedynie że waszym celem jest Blue Heart, znajdujące się gdzieś w tym kościele pod ochroną tutejszych księży. A że księża tak jak mnisi byli chronieni przez lud rada "Oficjalnie" nie mogła nic z tym zrobić. Ale wy jeszcze nie byliście w radzie... to w jaki sposób zdobędziecie serce radę nie obchodzi. Liczą się tylko i wyłącznie efekty. A jedynym wymaganym efektem było dostarczenie serca, grupowo albo pojedynczo acz w tym drugim przypadku całość nagrody nie zostanie podzielona na 6 a w całości przyznana temu co dostarczył serce... więc był to też swojego rodzaju wyścig szczurów.
Autor
Wiadomość
Alex
Liczba postów : 150
Dołączył/a : 13/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Sob Sty 26 2013, 19:36
Początek misji… wszystko fajnie pięknie… tylko zawsze musi mi się ktoś narazić, jak widać padło tym razem na tego tam no… gościa bez nazwy, geez, ale chociaż mogliby mu nadać jakąś epic ksywkę, a nie, że bezimienny, pfy… to to niby jest? Mniejsza z nim, on po prostu chyba zaczął przeginać, no po pierwsze to wyzwał Croca od niedorozwojów to jeszcze zaczął się rządzić… już było wiadome, że Drail go zbytnio nie polubi. Już go ręka świerzbiła, aby ściągnąć ostrze z pleców, by móc zanurzyć je w plecach Bezimiennego. Warknął cicho i zacisnął zęby próbując się powstrzymać od najmniej potrzebnej w tym momencie agresji. Nie spodobało mu się to, w jaki sposób próbował przekonać księdza do wymówienia lokalizacji Blue Heart. Jednak ksiądz powiedział tylko, że nic nie wie, ale może jednak… w jego zachowaniu coś się nie podobało Crocodile’owi, przecież… raczej żaden normalny ksiądz nie zachowałby tak zimnej krwi gdyby przyłożyłoby mu się nóż do głowy, czyż nie mam racji? W sumie… ten kościół wydaje się ogólnie dziwny, ale mniejsza z tym, trzeba przejść do działania. Po pierwsze to przydałoby się wymyślić jakiś kit, co by się nie zdradzić, że zostali przysłani przez radę. -Otóż… sami do końca nie wiemy, czym jest Blue Heart, ale dostaliśmy informacje, że wiedzą to osoby ściśle związane z kościołem. Czy moglibyśmy się, chociaż tutaj rozejrzeć? Np. pójść do zachrysti i go poszukać? Czy wpuściłby nas do niej?- Zmienił trochę ton, z tego Bad Ass’owego na ten milszy, którego często nie używał. W sumie, to jakby na to nie patrzeć to nawet nie przedstawił się pozostałym, może zrobi to później, gdyż teraz nie na to czas, na razie rozmawia z księdzem. Croco zaczął się zastanawiać, w końcu radni powiedzieli, że BH znajduje się w rękach ludzi z kościoła, chociaż gdyby się dogłębniej zastanowić… W końcu może sami nie wiedzieli, czym do końca ono jest. -Dobra… może zadam panu inaczej to pytanie… Czy ostatnio księża znaleźli coś dziwnego? Jakąś rzecz…- na chwile przerwał, w końcu Heart czyli serce jest żywe, więc odezwał się tu właśnie „musk” Crocosia, po czym kontynuował –Ewentualnie jakąś osobę?- w końcu o wszystko trzeba zapytać. Wziął głęboki oddech, obrócił głowę w kierunku Bezimiennego. Lekko się uśmiechnął widząc igłę wbitą w jego szyję, wolał nie ingerować, chociaż szczerze by chciał mu ją wbić jeszcze głębiej. Jednak po chwili przypomniał sobie to, co usłyszał. Wiedział, że jest źle i trzeba będzie teraz uważać. Trochę oddalił się od Bezimiennego i księdza. -To ja proponuję się rozdzielić, jeśli mamy coś znaleźć o ile, ksiądz nie będzie miał nam jak pomóc, co wy na to?- Zapytał całej grupy. Po chwili przeszedł koło Pace’a trącając go barkiem. -Sorry…- powiedział krótko, po czym dwoma szybkimi ruchami głową w bok, po czym oddalił się kawałek. -Crunchy... noga...- Rzekł lakonicznie, przyzywając swojego pupila.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Sob Sty 26 2013, 22:30
Przyglądałem się rozmowie księdza i białowłosego, a raczej groźbą tego drugiego. Spojrzałem na dziewczyny na uboczu. Gdy podeszła do nich Rena, usłyszałem wcześniej, że jedna z nich nazywa się Kawka. W zasadzie to imię jej pasowało (chyba... w każdym razie to mój własny osąd i w moim mniemaniu tak właśnie jest. Imię tak niespotykane jak egzotyczna uroda jej posiadaczki. Do tego jej sposób mowy i... akcent? Taaak, teraz już było pewne, że nie pochodzi stąd). Druga dziewczyna także tkwiła w tamtym miejscu i spoglądała na nas swoimi kocimi oczętami. Wracając do sytuacji. Miałem ochotę podejść do białowłosego i wytłumaczyć mu najprostszymi słowami, że ma się zachowywać przyzwoicie, nie przyszliśmy tu w końcu grozić starym klechom, ale pomyślałem, że może to tylko pogorszyć mój wizerunek w oczach księdza. Kiedy białowłosy skończył, ksiądz tylko przybliżył się do tego nadętego maga i wyszeptał mu coś do ucha... Po czym zwrócił się do nas tłumacząc się, że nic nie wie o Blue Heart (nawiasem mówiąc, nie uwierzyłem mu) i z pytaniem, czy może nam jeszcze w jakiś sposób pomóc... Odpowiedział mu chłopiec-krokodyl po czym ja też wtrąciłem swoje trzy grosze. -Gomen, gomen Ojii-san, za tego tu Białowłosego, co prawda nie odpowiadamy za niego, ale jako część grupy, czujemy się winni za jego bezczelne zachowanie. A tak po za tym to niech się Ojciec nami nie przejmuje, tak jak wspomniał kolega, chcielibyśmy się tylko trochę rozejrzeć, oczywiście jeśli nie ma ksiądz nic przeciwko. Skoro faktycznie ksiądz nie wie nic o Blue Heart... w końcu jest pan kapłanem Boga, więc zapewne nie okłamałby nas Ojciec to generalnie nic nie znajdziemy- Uśmiechnąłem się do księdza przyjaźnie. Ksiądz podszedł i pogłaskał Renę po głowie... Dopiero wtedy spojrzałem na białaska (bo tak będę go nazywał, dopóki nie wyjawi nas swojego imienia... chociaż, swoją drogą, wcale mi na tym nie zależało), dziwnie milczącego. Zauważyłem igłę, wystającą z jego szyi... Udając, że nic nie widzę, zacząłem cichutko gwizdać pod nosem i rozglądać się wokół... Jakież ładne sklepienie posiada ten kościółek... i te zdobienia, witraże... zaprawdę, bardzo interesujące... nadal udając, że nie widzę igły, popatrzyłem na moich towarzyszy. -Ech... ładny i słoneczny dziś dzień mamy, c' nie?- Mrugnąłem przyjacielsko do Reny *.O W tym momencie przechodzący koło mnie Kroko-chan (bo tak też miałem zamiar nazywać chłopca-krokodyla z tego też powodu, że także się jeszcze nie przedstawił) popchnął mnie ramieniem... jak się to mówi wśród młodszych, pociągnął mi z bara... Nie mocno, miało to zwrócić chyba moją uwagę. Spojrzałem na Kroko-chana, i faktycznie, dwoma ruchami głowy pokazał mi, że chyba chce ze mną porozmawiać w cztery oczy. Wzruszając ramionami, żując gumę, ruszyłem za Kroko-chanem, niby to od niechcenia, trzymając ręce w kieszeni...
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Nie Sty 27 2013, 16:36
W milczeniu wysłuchała odpowiedzi Kawki. Zdecydowanie nie była stąd. Inu zastanawiała się nad tym, jak zlokalizować Blue Heart. Miała już kilka typów, ale... W kontemplacji przeszkodziło jej trajkotanie dziewczyny, która to okazała się zwać Rena. Inuyasha z początku była onieśmielona otwartością rudej. - To... Nie całkiem tak - odparła czarnowłosa i przygryzła dolną wargę. - Ja jestem... Wild - przedstawiła się wreszcie i podała Renie rękę. Nawet Nekozawa musiała przyznać, że ksiądz zachowuje się co najmniej dziwnie. W końcu kto taki zachowuje absolutnie zimną krew w sytuacji, kiedy grozi mu jakiś ogromny mężczyzna o nieco zakazanej twarzy. Dziewczyna miała ochotę podbiec i wyjaśnić, że są tylko turystami i bardzo interesuje ich ten kościół, ale było już po wszystkim. Wszyscy się rzucili do powstrzymania bezimiennego, więc Tsume została na uboczu. Ani trochę nie wierzyła księdzu. A w jej przekonaniu umocnił ją fakt, że z szyi grożącego wystawała igła. Nie patyczkując się, podeszła do białowłosego i jednym ruchem wyrwała igłę z jego ciała. Obejrzała ją dokładnie, a kiedy skończyła, oddała ją mężczyźnie, a jej spojrzenie odszukało Pace'a. Zauważyła, jak Croco prosi go o rozmowę w cztery oczy. Dlatego szybko, zanim Egregoris podszedł do chłopaka-krokodyla, Wild dogoniła go i złapała za rękaw. - Pace... Zanim wszedłeś do kościoła, widziałam, że obejrzałeś go na zewnątrz... - zaczęła nieśmiało, wiedząc, że zostaje jej praca w sześć osób. - Czy zauważyłeś coś... Niecodziennego? Niezwykłego? Chodziło jej o wszystko - od podejrzanych rys na ścianach po ślady w kurzu. Dzięki temu, że szeptała, nikt oprócz chłopaka jej nie słyszał. Podejrzewała, gdzie może znajdować się Niebieskie Serce, ale chciała wiedzieć jak najwięcej. Po uzyskaniu odpiwiedzi, obeszła kościół dookoła, obserwując wszystko uważnie i co chwilę rzucając podejrzliwe spojrzenia w kierunku zebranych i modlących się. Po obejściu kościoła, postanowiła przyjrzeć się ławkom i osobom w nich siedzącym, oczywiście ostrożnie i dyskretnie. Następnie ruszyła w miejsce, gdzie znajdowała się jaszczurka.
Bezimienny
Liczba postów : 35
Dołączył/a : 11/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Pon Sty 28 2013, 11:21
Wyjąłem igłę, która wyleciała z nieznanego mi kierunku. Spojrzałem w tamtą stronę licząc na to, że może kogoś wypatrzę. Wysłuchałem co takiego ksiądz mi zaszeptał. Od razu stwierdziłem, że przestał ignorować moją groźbę, którą wyszeptałem mu do ucha. Nawet przybliżył się bardzo blisko mojego ostrza jakby zupełnie nie obawiając się ataku z mojej strony. To był jego błąd, duży błąd. Prawdopodobnie już wtedy wbiłbym mu sztylet w brzuch, ale ksiądz zdążył odejść chwilę później. Nie wiem czemu się zawahałem, ponieważ już wtedy bym go zamordował. Teraz był koło Reny, ale nie zamierzałem zmieniać swojej decyzji. Jedynym ruchem doskoczyłem do, jak wydaje się nic nie spodziewającego się duchownego i wbiłem mu sztylet w lewy bok standardowym pchnięciem jedną nogę wystawiając nieco do przodu. Nie obchodziło mnie już wtedy co zobaczą wierni. Jeżeli zobaczyli śmierć księdza.... nie przeszkadzało mu to. Miał jednak nadzieję, że uderzenie w bok nie zabije od razu duchownego, a spowoduje jedynie potężny krwotok, który niezatamowany doprowadzi do agonii. Oraz uniemożliwi mu dalszą walkę. Jeżeli ksiądz wykona jednak unik, zablokuje uderzenie lub nie będzie to wystarczająca rana to po pchnięciu wykonuję cięcie równoległe do ziemi na wysokości brzucha ewentualnie skracając dystans, aby atak miał wystarczający zasięg. Dlaczego liczył, że nikt z sojuszników go nie powstrzyma bez wcześniejszych wyjaśnień? Bo nikt się tego raczej nie spodziewał, a ksiądz był blisko mnie. Potem przemawiam do wiernych niezależni od powodzenia ataku. - Radzę wam się nie ruszać! Jesteśmy z Grimoire Heart i przyszliśmy po Blue Heart, a ten ksiądz utrudnił nam zadanie. - a jeżeli wypatrzyłem kogoś kto rzucił igłę - Tam jest jeszcze jeden z nich, zajmijcie się nim, to on rzucił igłę w moją stronę. Tak nie ma to jak zwalić winę na innych. Najpierw próbowałem zrobić wszystko po cichu, aby nikt nie dowiedział się o ingerencji rady na teren kościoła. Teraz postanowił po prostu podać się za członków mrocznej gildii. Od tej pory każdy zły czyn, który dokonają nie szedł na konto policji, a pogarszał wśród ludzi opinię Grimoire Heart. - Zapewne ciekawi was co to ścierwo szepnęło mi na ucho - powiedziałem kopiąc dodatkowo poszkodowanego w brzuch o ile pewny siebie ksiądz oberwał atakiem ostrzem - Otóż oznajmił, że igła była zatruta i mam z nim współpracować inaczej nie dostanę odtrutki. Czyli ogólnie mam wam przeszkadzać w zadaniu. Ale klecha nie wzięła pod uwagę, że równie dobrze mogę go po prostu zamordować i samemu wziąć sobie odtrutkę. Jak powiedziałeś trucizna działa dość wolno, tak? Więc mam akurat czas, żeby zabić Cię i sobie ją znaleźć w twoich zwłokach, albo w innym miejscu zapewne w zakrystii. I jak stwierdził nie powie nam tak łatwo gdzie to ukryli, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że wie więcej niż powiedział o serduszku. Tak więc nie radzę być dla niego miłym, bo jest całkiem groźny. - potem zwracałem się już tylko do księdza - Tak więc odwróćmy teraz nieco role. To TY zginiesz jeżeli nie powiesz nam gdzie jest Blue Heart. To ty zginiesz jeżeli nie powiesz mi gdzie jest odtrutka. To ty zginiesz jeżeli spróbujesz nas oszukać lub zaatakować. I uwierz mi, że ja działam szybciej niż twoja trucizna. Mówiąc to ciągle byłem blisko wroga. Jeżeli tylko poczułem jakąś próbę ataku zabijam księdza wbijając mu ostrze w brzuch. Bez mrugnięcia okiem. Potem dopiero przeszukam zwłoki licząc na znalezienie trucizny. Jeżeli mój wcześniejszy atak go zabije również przeszukuję jego zwłoki szukając antidotum.
Kawka
Liczba postów : 52
Dołączył/a : 06/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Wto Sty 29 2013, 18:12
No, no, no! To się porobiło. Kawka podrapała się w głowę, spoglądając to na swoich "towarzyszy", bo w sumie nie do końca wiedziała, kogo może nimi nazwać, to na księdza. Hmm, wydawał się rzeczywiście nie wiedzieć, o co chodzi, ale co ona miała do gadania? Poznęcają się na nim przez trochę czasu i nie będzie problemu... Zaraz, zaraz... Zdawało jej się, że znała ten dźwięk. Szybki świst, Machinalnie odwróciła głowę, by odnaleźć jego źródło. Przeczesała wzrokiem, który dostała dzięki kontaktom z ptakami całą lewą stronę kościoła, szukając tego CZEGOŚ, co dźwięk wydało. Taki świst... dmuchawka na igły czy też coś całkowicie niegroźnego? Odwróciła się i ruszyła powoli w stronę domniemanego miejsca, w którym mogło stać się coś złego. Ktoś maczał palce w jakiś złych sprawunkach...
Rena
Liczba postów : 237
Dołączył/a : 02/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Sro Sty 30 2013, 08:17
Atmosfera wewnątrz tej niby grupki wcale nie była pozytywna. Ba, wydawało się, że różne charaktery oznaczają różne zdania i chęć podzielenia się na grupki. No cóż...najważniejsze, iż rudowłosa poznała imię jednej z dziewczyn - Kawki! Osobiście, sama Rena kawy nie pija, ale imię ładne i pasujące! Notabene wydawało się, że mogła nie zrozumieć wszystkich słów Raven, ale to pewnie przez to, że mówiła szybko. W każdym razie ksiądz stwierdził, że nic nie wie. Trochę dziwne bo skoro tu jest ukryte to chyba wszyscy wiedzą? Z drugiej strony nie Renie o tym decydować - ona ma znaleźć blue heart, a nie zastanawiać się kto o tym wie lub nie. Najchętniej załatwiłaby to po ciuchu, ale...chyba nie każdy miał takie zdanie, a i ona nie należała do tych najcichszych. Cóż...Chyba sprawiała wrażenie najniewinniejszej i najmniej brutalnej osóbki skoro pogłaskano ją jak dziecko. Nie mniej jednak i ona postanowiła włączyć się do rozmów. - A co jest za tamtymi drzwiami? Zakrystia? A jak to wygląda? A ma kształt? A możemy zobaczyć? W dzieciństwie wmawiano mi, że stamtąd obserwuje się wiernych, ale nigdy tego nie widziałam. Możemy zobaczyć, możemy, możemy? Pani Jadzia byłaby zadowolona, że poszerzam horyzonty! Mówiła energicznie i dalej radośnie. Jak widać póki co postanowiła nie naciskać żadną siłą, ani niczym takim. Wszak skoro traktowana jest jak dziecko to i tak się zachowuje - albo na odwrót...Tak czy siak było to jej normalne zachowanie i w jakimś tam sensie prawda bo nawet pojęcia nie miała co to jest zakrystia. Wyglądało na to, że gość z krokodylkiem postawił na pytania również - i słusznie. Swoją drogą mało kto się przedstawił w owym towarzystwie - a gdzie kultura?! Teraz biedna Rencia będzie musiała nadać przezwiska wszystkim bezimiennym osóbkom. Zwłaszcza temu co się nie stopił i chadza ze zwierzakiem, który ma imię niczym płatki śniadaniowe! Przynajmniej rudowłosej tak się kojarzyło...Tą tezę potwierdziło zachowanie niebieskiego, który chyba chciał pogadać z Pace`m...tajemnice przed sojusznikami, uh uh. Jednakowoż na pytanie jedynego chłopaka, który raczył się przedstawić, Raven uśmiechnęła się, ale...niestety musiała i odpowiedzieć słownie. - Oczywiście, że piękny. Każdy dzień, w którym wstaje się z łóżka jest dniem pięknym - pozytywna odpowiedź bo co jak co, ale nie każdy wstaje - Choć wolę chłodniejsze dni, ale nie można pogardzać pogodą. Aż dziw, że taka krótka odpowiedź - wszak dziewczyna mogłaby gadać godzinami nawet o czymś tak banalnym jak pogoda, ale widać myślała o misji skoro nie chciała tego przeciągać. Najważniejsze jednak było to, że...znała imiona obu dziewcząt! Swoją drogą 'Kawka' i 'Wild' to dość specyficzne imiona...to na pewno imiona? Och, jak znajdzie chwilę czasu to na pewno dowie się prawdy od towarzyszek! Naturalnie zauważyła jak Bezimienny się wzdrygnął i złapał za szyję, ale igły nie zauważyła - pewnie jakby ją widziała to padłaby na ziemię niczym komandos, a tak niestety powodu nie miała. Swoją drogą podanie ich grupki za mroczną gildię było...właściwie trudno sprecyzować. Z jednej strony dobrze bo wszystkie złe uczynki pójdą na GH, ale z drugiej strony jak ktoś z tutaj obecnych dostanie się do Rady lub Policji Magicznej to ktoś z modlących się może ich kiedyś rozpoznać i twierdzić, że działali po stronie zła, więc...więc się okaże. W każdym razie jeśli nic nie przeszkodzi Bezimiennemu w jego przemowie to Raven prędko odskakuje/odsuwa się od księdza. Jest roztrzepana, ale jednak słuch ma dobry, więc i reakcja byłaby natychmiastowa - w końcu niedobrze byłoby być blisko wroga. Wtedy tylko użyłaby swego pwm - mityczne światło Ra - a bożek ze kulą światła miał pojawić się tam, gdzie wskazał towarzysz...gdzie teoretycznie powinien znajdować się wróg. Cel? Ukazanie oponenta i może chwilowe oślepienie z zaskoczenia. Naturalnie jakby coś się działo to i Raven ma plan...Póki co to plan pod tytułem 'hop siup i za ławy', ale jednak! Wszak nie chciała dostać zatrutym czymś albo gorzej... Istnieje opcja, że coś przeszkodzi Bezimiennemu w swej wypowiedzi wtedy...wtedy się zobaczy czy ksiądz pozwoli im przeszukać kościółek.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Sro Sty 30 2013, 15:57
MG
Co tu dużo mówić nic nie poszło zgodnie z planem magów, za co bezpośrednio odpowiadał Bezimienny. Doskoczył on bowiem do księdza i wbił mu tanto w bok, sprawiając że zaskoczony ksiądz zalał się krwią i bezwładnie osunął na ziemię. Oj żył, żył ale zrobił się bezużyteczny, widać rana przysporzyła go o szok i pozbawiła przytomności. Lajf is brutal. Niemniej jednak wywołało to panikę a wszyscy emeryci wybiegli. No prawie wszyscy. Jeden z nich, błyskawicznie doskoczył do kawki która odwróciła głowę by znaleźć człowieka od dmuchawki. Jednak zamiast dmuchawkę dostrzegła sztylet, który zaraz znalazł się przy jej szyi. Drugi z emerytów przyzwał miecz, który pojawił się w jego dłoniach. Wielki dwuręczny miecz o ostrzu długości około 110cm i rękojeści długiej na jakieś 35cm. Wydawał się zdecydowanie za ciężki dla dziadka, ten jednak nie miał problemu z utrzymaniem broni w dłoniach. Obaj staruszkowie znajdowali się z tyłu i po prawej stronie kościoła. Mieli więc blisko do Wild, która stała jakieś 6m na prawo od nich(twarzą byli skierowani w kierunku większej grupki magów, czyli ku lewej części kościoła). Reszta miała nieco dalej, bo grupka nie zdążyła się rozejść i tłumnie stała jakieś 20m dalej. -Jeśli nie chcecie by ta dziewczyna umarła, lepiej róbcie co każę bo skończy się to dla niej tragicznie. Oczywiście nie tyczy się to ciebie księżobójco. Ty i tak nie zrobisz co ci każą prawda? Zabiłeś ojca Fryderyka i czeka cię za to kara.- Powiedział emeryt trzymający sztylet przy Kawkowym gardle. Jak na znak, drugi z emerytów ruszył nieco do przodu, jednak w połowie drogi, zatrzymał się i rzekł. -Nic do was nie mamy, tylko on zgrzeszył i spotkać go musi kara. Dam wam jednak szansę. Odpowiemy na jedno pytanie osoby, która odda nam jego głowę.- Tym samym dając magom do zrozumienia że być może wiedzą gdzie jest Blue heart a zarazem że to tylko na głowie Bezimiennego im zależy. Cóż chłopak chyba podpisał na siebie wyrok. A może jednak reszta będzie chciała z nim współpracować i mu pomoże?
Alex
Liczba postów : 150
Dołączył/a : 13/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Sro Sty 30 2013, 17:18
Chłopak spojrzał na bezimiennego, całkowicie go zaskoczyło to, co powiedział… a nie jednak nie tylko mogło się wydać, w końcu słyszał wcześniej jak ksiądz powiedział o tym ze zabije białaska, gdy tylko ten nie zrobi tego, co on mu każe, w końcu raczej dziwne, że duchowny mówi takie rzeczy nie? Jednak dalej nie jest dobrze, mianowicie on go zabił… no ludzie to przecież zaraz przysporzy im więcej problemów niż inny gorszy wybryk, nie dość, że ten debil zabił tą klechę na oczach wszystkich to jest w kościele… no ludzie! Dobra… myślałem, że się zdenerwuje podczas tego, gdy nazwał ich magami mrocznej gildii, mimo tego, że Croc magiem nie jest! Ech… pozostaje jeszcze tylko jedna sprawa, KIM DO JASNEJ CHOLERY SĄ TE DZIADY?! No niby coś nowego, bo przecież nie każdy z nas ma możliwość zobaczenia dziadka z ogromnym mieczyskiem w łapie, a do tego drugiego z nożem w łapie no… obrońcy krzyża się znaleźli. Trzeba po pierwsze coś zrobić, bo raczej tych starych pierdzieli chłopak się słuchać nie będzie. W sumie… to ich oferta była kusząca, oddać głowę Białasa za informacje, jak dla mnie… interes wręcz zajebisty, nie wiem jednak, co na to inni. Croco wziął głęboki oddech, po czym przyłożył rękę do twarzy, nie do końca, gdyż tylko palcem wskazującym dotknął punktu łączenia się łuków brwiowych, tuż nad nosem. -A się wrąbałeś w niezłą kabałę białasku… ale wiesz, dla mnie ich oferta jest całkiem interesująca, nie dość że jeden w tym „wyścigu szczurów” jak to ująłeś mniej, to jeszcze mogę cię zabić, i tak mi już działałeś całkowicie na nerwy. No cóż, zmów paciorek, pomódl się do Boga, przy okazji pozdrów do ode mnie- Powiedział mag z pełną powagą w głosie, po czym ze swoich pleców zdjął ogromny miecz, jakim walczy zwykle. Zostawił Pace’a i wyszedł na przód całej grupy, kierując się w stronę Bezimiennego. Miecz wlókł po ziemi, zostawiając za sobą dość cienki ślad ostrza. -Dobra stary… nie miło było cię poznać…- Powiedział idąc w stronę bezimiennego, przy tym unosząc miecz. Wyglądał jakby miał niezbyt dobre intencje i że zrobi to naprawdę. Gdy tylko stanął obok niego to puścił mu oczko. -Bye… bye…- zarzucił krótko. Nagle jego usta przybrały wręcz chytry uśmieszek i pobiegł w stronę dziadka z mieczem. Ostrze było oczywiście nie lekkie, ale też nie za ciężkie dla niego, tak jak kiedyś, w końcu dla niego jego ciężar to prawie nic, unosi go jakby to był nóż do chleba. Niespodziewany zwrot akcji! Pora się wykazać umiejętnościami posługiwania się mieczem, bo na rany Chrystusa, w końcu on nie jest magiem, więc fajerbolem nie walnie, czyż nie? Gdy tylko zbliży się na odpowiednią odległość do przeciwnika to zacznie hamować, tak by jego buty zdołały pojechać po posadzce kościoła, uważając tym samym żeby nie stracić równowagi. Gdy będzie „jechał” to weźmie zamach swoim mieczem, tak by uderzenie było dość solidne. Jego miecz jest większy, więc zasięg powinien nie grać większej roli, chociaż jest inny problem, mianowicie taki, że jest możliwość podczas tego manewru stracenia całkowitej równowagi i padnięcia tuż przed dziadkiem, jednak wtedy nawet jak padnie to będzie starał się ciąć po nogach, Ew. blokować w danym momencie, przy użyciu swojej broni. Jednak, jeśli będzie próbował sparować, to Croco mu walnie buta na kolano, po czym cofnie się do tyłu, a następnie uderzy ponownie, o ile się mu to uda, bo może zdarzyć się tak, że zostanie odepchnięty przez parującego jego atak przeciwnika. Gdy tylko ich ostrza się spotkają, wtedy pewnie zarzuci coś w stylu: -Fajny miecz… kowal robi męskie?- Kpiąc tym samym ze swojego przeciwnik, starając się go zdenerwować. Oczywiście, jeśli zostanie odepchnięty to będzie starał się złapać równowagę i uderzyć ponownie, jednak mimo tego, iż jest mu łatwiej dzięki byciu „paladynem”(tak, nawiązuje do umiejki XD) to miecz swoje waży i cięcia nie będą jakoś nadzwyczajnie szybkie. Dobra, jeśli da radę złapać równowagę i nie będzie zmuszony do obrony to zada horyzontalne cięcie, na wysokości łokci przeciwnika, po czym będzie ciął na wysokości barków. Jednak, jeśli się nie uda i ponownie zostanie sprawowany, to spróbuje powtórzyć. Otóż, jeśli zostanie zmuszony do defensywy wtedy sprawa wygląda nie, co inaczej, gdyż będzie próbował blokować każde uderzenie staruszka, przy pomocy swego miecza, czasem będzie próbował parować uderzenia, jednak, gdy siądzie jakieś takie wręcz idealne do takiej akcji, że gdy ten uderza, a Croco paruje, to będzie próbował pchnąć go do tyłu, by spróbować wytrącić go z równowagi. Gdy to się uda i przeciwnik upadnie, ten będzie starał się wbić mu miecz w brzuch, tudzież klatkę piersiową. Jednak, jeśli takie coś w ogóle nie będzie miało miejsca i to dziadek zaatakuje Croca pierwszy, wtedy ten będzie próbował blokować na każdy możliwy sposób, by następnie znaleźć taki moment, by uderzyć we właściwym momencie.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Czw Sty 31 2013, 18:01
///Wild, nie zignorowałem, tylko według postu Dona, zostałaś na miejscu xD///
Gdy odchodziłem już od grupki, by zamienić słowo z Kroko-chan, Białasek zrobił najgorszą z możliwych rzeczy... Po prostu, bez mrugnięcia okiem zarżnął księdza, który nie wydawał się złym człowiekiem, a zareagował tak, na debilne zachowanie białowłosego. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, jednak poczułem gniew na tego dupka. Widziałem już dużo podczas moich wędrówek... Gdy już jak wspomniałem, zarżnął bezczelnie starego kleche, oznajmił nam wszystkim, że igła którą oberwał była zatruta. Przez głowę przeleciała mi myśl, że dobrze mu tak, ma za swoje ale prysnęła tak szybko jak się pojawiła... No nic... na głupotę człowiek nic nie poradzi... Brak myślenia jednak może bardzo zaszkodzić, więc powinien nauczyć się ruszać od czasu do czasu muskiem, a nie działać tylko mięśniami. Kroko-chan nic mi już nie wyjaśniał, wszyscy patrzyliśmy z niedowierzaniem na Białasa! Wszystkie Mohery wybiegły z kościoła... no, prawie wszystkie. Zostali tylko dwoje staruszków, którzy nie wyglądali na schorowane, w podeszłym wieku osoby. Jeden z nich dzierżył dwuręczny miecz, którego wyczarował nie wiadomo skąd... Wniosek jeden, no, w zasadzie dwa: -Uważajcie! Primo: Przynajmniej jeden z dziadziów jest prawdopodobnie magiem, secundo: wcale nie zachowują się jak na dziadziów przystało... No dobra... drugi z moherowych beretów zaszedł kawkę od tyłu i przyłożył jej sztylet do szyi. Chwilę po tym, jeden z nich odezwał się i kazał nam robić to co każą, bo inaczej Kawka zginie. No i widać było, że chcą dorwać Białaska. Słowa drugiego jeszcze bardziej utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Chcą tylko jego. W dodatku, jeśli go im oddamy, odpowiedzą na nasze pytanie. Hehehehe... to byłoby zbyt proste. Kusząca propozycja; nie darzyłem bowiem sympatią białowłosego, jednak, jakby nie patrzyć, jest naszym towarzyszem. Choć wcale się tak nie zachowywał. Jeśli ktoś z nas bynajmniej będzie chciał go dorwać, nie zamierzałem stawać mu na drodze. Po chwili odezwał się Kroko-chan. Ściągnął miecz z pleców i ruszył wolnym krokiem w kierunku Białaska. Uśmiechnąłem się, słysząc, że chłopak użył tego samego określenia, jakie nadałem białowłosemu. Jednak to co zrobił Kroko było zmyłką. Pobiegł z dużą prędkością na staruszka z mieczem. Pokiwałem głową z zażenowaniem... Wszystko poszło nie tak... Ale co tu robić, trzeba ratować przyszłych przyjaciół. Zanim drugi moherek zdąży się zorientować o małym buncie, wyciągam dwa Shurikeny... Nie moge rzucać wodnymi pociskami, ponieważ nie są tak precyzyjne jak broń miotana. Spojrzę Kawce w oczy, powinna zauważyć już co chcę zrobić. Skupiam się, wyciszam i modlę się, żeby trafić w cel. Najdalej wysunięty, więc najdalej od Kawki jak to było możliwe, był łokieć ręki, w której dziadunio trzymał sztylet. Rzuciam, jeden za drugim dwa shurikeny i modlę się żeby trafiły. Zamykam oczy i wyczekuję na jakikolwiek dźwięk, oznaczający to że trafiam w cel.
Ostatnio zmieniony przez Pace dnia Pon Lut 04 2013, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Pon Lut 04 2013, 00:38
Została trochę przez Pace'a zignorowana, ale to nic. Przedstawiła się pięknie Renie, a jej uszy zaczęły więdnąć, przy nieco nieznośnym trajkotaniu rudej. Wild była z tych wolących ciszę i względny spokój. Dlatego zaczęła oddalać się od grupy, do miejsca, jakie znalazła jej jaszczurka. Musiała to sprawdzić. Podejrzewała, gdzie może znajdować się Blue Heart, ale potrzebowała również mieć pewność, że to jedyne miejsca do sprawdzenia. Jednak coś miało utrudnić jej to zadanie. Białowłosy ot tak dźgnął księdza. Inu zjeżyły się włosy na głowie, kiedy słyszała słowa Bezimiennego. Skąd ona wiedziała, że będzie źle? Może przez tych podejrzanych dziadków. Zaraz, zaraz... Wracając do dziadków. Nagle okazali się być bardziej żywotnymi staruszkami, niż czarnowłosa z początku przypuszczała. Kiedy zapanował wszechogarniający chaos związany z nagłą przemianą starców w jakichś mocarnych wojowników, zareagował instynkt dziewczyny. Momentalnie nastroszyła ogon i czmychnęła za najbliższą ławkę. Jeśli któryś z dziadków to zauważył, bo w końcu mieli do niej blisko i postanowił ją złapać, Inuyasha rozpoczęła wielką gonitwę po kościele, która miała na celu zmęczenie dziaduleńka. Jeżeli jednak dziadek wykazywał się większą zwinnością i szybkością niż Tsume, ta popędziła w kierunku grupki, po obiegnięciu krętą drogą kościółka, mając nadzieję, że ktoś, kto ma broń, pomoże jej w opresji. Jednocześnie próbowała przyzwać do siebie jakieś zwierze, potrafiące zadać większe obrażenia niż zwyczajna jaszczurka. Na pewno w okolicy znajdował się jakiś pies, albo przynajmniej spory szczur. Jeśli natomiast żaden ze staruszków się nią nie zainteresował, dziewczyna szukała spojrzeniem jakiegoś względnie niebezpiecznego narzędzia, ostrego lub ciężkiego - jak na przykład spory krzyż albo chociaż świecznik. Oceniła też, który z dziadków znajduje się bliżej niej. Jeżeli był to ten z mieczem - Wild posunęła się do owego narzędzia, jeśli takowe znalazła, tak, aby żaden z wrogów jej nie zauważył i chwyciła je kurczowo. Następnie bezszelestnie podkradła się do dziadka z mieczem (jeśli ją usłyszał, skupiła się na unikach i ucieczce, a także odciąganiu jego uwagi, by Crocodile mógł zadać mu obrażenia) i z całych sił uderzyła go w potylicę ciężkim narzędziem (jeśli znalazła ostre, cięła go w rękę, w której trzymał miecz, po czym odskoczyła i unikając ciosów, starała się zadać inne rany cięte, a jednocześnie czekała na pomoc ze strony Croc'a), mając nadzieję, że pozbawi go przytomności. Jeżeli narzędzia żadnego nie znalazła, złożyła obie dłonie jak do modlitwy, wzięła zamach i to nimi trzasnęła o głowę starca, starając się doprowadzić go do omdlenia. Jeśli to nie zadziałało, skupiła się na unikach, zyskiwaniu czasu i odwracaniu jego uwagi od osób, które mogły więcej mu zrobić, bo miały jakąkolwiek broń. Jeżeli bliżej niej był emeryt trzymający Kawkę, sprawa przedstawiała się nieco inaczej. Tsume również do niego zamierzała się zakraść i pozbawić go przytomności, tak, jak opisane to zostało wyżej, ale wykonywała to w momencie, w którym Pace rzucał shurikenem, a sama uważała, by jej nie trafił. Inaczej było, gdyby nie znalazła czegoś ciężkiego. Jeżeli Pace by nie trafił, jak najszybciej dźgnęłaby dziada w łokieć swoim nożykiem do rzeźbienia, wbijając go w nerw, jak najgłębiej się dało, co powinno sprawić, że puści Kawkę, a przynajmniej spowodować rozkurczenie mięśni jego ręki, przez co nie mógłby trzymać noża. Następnie wyrwałaby ostrze z ciała wroga i kiedy tylko zdążyłby się odwrócić, oberwałby pięścią w brodę (na brodzie jest nerw, w którego uderzenie pozbawia człowieka przytomności). Jeśli by się nie odwrócił, dziewczyna kopnęła by go w miejsce pod kolanem, co powinno sprawić, że dziadek opadnie na stosowną wysokość, chwyciłaby go rękami za głowę, splatając palce na jego czole i szarpnęłaby jego czaszką w dół - jednocześnie szybkim ruchem uniosłaby swoje lewe kolano, na spotkanie z jego potylicą. Taka akcja na pewno powinna "odciąć zasilanie" staruszkowi. Jeżeli jednak i to by zawiodło, Wild skupiłaby się przede wszystkim na unikach, próbowałaby wytrącić broń z ręki napastnika - również w każdej innej sytuacji. Gdyby oceniła swoje szanse na powodzenie owych działań na zbyt niskie, zwyczajnie czmychnęłaby w kierunku grupki magów i tam próbowała się bronić.
Ostatnio zmieniony przez Wild dnia Wto Lut 05 2013, 00:46, w całości zmieniany 1 raz
Bezimienny
Liczba postów : 35
Dołączył/a : 11/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Pon Lut 04 2013, 15:23
Cóż mój atak widocznie był zbyt silny dla księdza, który próbował grać Boga, osobę pociągającą za sznurki, kiedy tak naprawdę niewiele był wart. Szybko zostało udowodnione mu jak jego życie jest mało warte. Jednak znaleźli się ludzie, którzy widocznie chcieli zemścić się za to co zrobiłem. Niespecjalnie się tym przejąłem, a na słowa, że mnie i tak czeka kara wywołała na mojej twarzy mały uśmieszek. Przynajmniej nie miałem dylematu czy wydać konkurenta na stanowisko czy z nim współpracować. Na pewno musiałem stanąć naprzeciw wrogowi. Kiedy jeden z jego chwilowych towarzyszy stwierdził, że jestem jego wrogiem zrobiłem to co powinienem zrobić w tej sytuacji czyli wyjąłem oba ostrza i przyjąłem pozycję bojową skierowaną w stronę oponenta czekając jednak na podjęcie decyzji przez resztę konkurentów do rady. Tak więc kiedy ten zaczął do mnie podchodzić przygotowałem się na odskok w lewą stronę z możliwością wykonania szybkiego kontrataku przez pchnięcie ostrzem. Jak się jednak później okazało był to tylko wywód, który miał na uwadze odwrócić uwagę przeciwników. Na tyle spodobało mi się to, że postanowiłem pomóc chłopakowi. Dlatego w wypadku próby sparowania przez Dziadka uderzenia mieczem, który posiadał, rozproszę to zaklęcie swoją mocą na randze C. Występuje ta akcja tylko w wypadku próby bloku, aby miecz konkurenta do rady nie napotkał oporu, a dziadek nie miał okazji i czasu na zmianę reakcji. Jeżeli jednak nie będzie miał zamiaru blokować lub parować ciosu to akcja ta nie następuje. Reszta również zaczęła walczyć w różny sposób. Jednak skupili się na dwóch emerytach, a chyba zapomnieli o wcześniejszej igle, którą musiałem wyjąć z szyi. Raczej wątpiłem, by osoba z dmuchawką biernie się wszystkiemu przyglądała. Nic więc dziwnego, że kiedy tam trwała walka ja postanowiłem odwdzięczyć się za to co mnie spotkało. W jaki sposób? Podnoszę to co kiedyś było księdzem chwytając za jakiś skrawek ubrania lub podbródek, tak aby wykorzystać go pokonanego jako tarczę. Nie miałem szans z ukrytym wrogiem atakującym na dystans bez elementu osłony. Wydawało się, że osoba, którą zaatakowałem była kimś ważnym więc raczej nie odważą się, aby zadać zaatakować w taki cel. Idę w stronę skąd nadleciała igła osłaniając się dokładnie księdzem jak tarczą. Kiedy zobaczę wroga i będę blisko niego rzucam ciało księdza na wroga, i przemieszczając się zwinnie po łuku staram się wbić przeciwnikowi ostrze w bok prostym pchnięciem. Jeżeli przeciwnik robi unik od razu do niego doskakuje i ponownie wykonuję pchnięcie. Na bliski dystans miałem większą szanse niż na odległość. Przy okazji starałem się uważać na ataki innych nawet moich sojuszników. Cóż nigdy nie można komuś zaufać do końca. W razie ataku odskakuję na bok.
Rena
Liczba postów : 237
Dołączył/a : 02/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Pią Lut 08 2013, 09:49
No i spokojne zadanie diabli wzięli...Czy diabli powinni pojawiać się w kościele? Raven zawsze sądziła, że to miejsce Boga - lub dla niej bóstw wielu - ale widać nie czuwają tak jak należy skoro jeden z tymczasowych towarzyszy dźgnął księdza. Uh uh...faceci to jednak wpierw działają, a potem myślą. Było wiadome, że coś takiego nie pozostanie bez odzewu. Aczkolwiek byłoby miło jakby po prostu wierni uciekli, a oni sobie poszli szukać serduszka. Niestety zamiast tego mieli stawić czoła krwiożerczym staruszkom! Wyglądało jednak na to, że reszta pierwsze co zrobiła to właśnie...stawienie im czoła, a ksiądz przecież żył. Co prawda nieprzytomny, ale to postanowiła wykorzystać Rena. Miała zamiar po prostu obszukać kieszenie - o ile jakieś były - niczym rasowy poszukiwacz. Wszak może znajdzie coś przydatnego? Jak klucze, zapałki albo coś? Fakt faktem mogli teraz otwierać drzwi z buta - albo inną częścią ciała - ale klucze dobra rzecz. Z tego też powodu jakby znalazła przydatne rzeczy to sobie zabiera (dzieje się to dość prędko, więc jeszcze przed reakcją Bezimiennego). Po udanej - lub nie - akcji poszukiwawczej trzeba było prędko zwrócić uwagę na innych. Wszak nie zbyt dobrze jakby dostała czymś, więc nawet przy poszukiwaniach uważa na otoczenie - z drugiej strony jest spora nadzieja, że oponenci są skupieni bardziej na innych. Tak czy siak to podłe brać nową koleżankę rudowłosej na zakładnika! Biedna Kawka! Wyglądało jednak, iż parę osóbek rzuciło się jej na pomoc, a i dziewczyna na pewno coś potrafiła. Chociaż Rena bardzo chciałaby pomóc! Drugi dziadek tymczasem przywołał miecz - jacie, mag! - i wyszedł z propozycją. Uh...Raven ani przez chwilę nie myślała by się zgodzić. Och, chciała by Kawce nic się nie stało, ale chce do policji magicznej, więc - według rudej - musi umieć współpracować i nie zdradzać innych. Nie wie jak tam w radzie jest, ale ona nie bardzo mogłaby zdradzić nawet jakby chciała - a nie chce! Dlatego też miała nadzieję, że reszta poradzi sobie z tym problemem. Co mogła zrobić Rena? Właściwie pewnie sporo, ale gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, więc wyszła z założenia, że mogłaby nie tyle w czymś przeszkodzić, ale dostać za innych...Tak więc w chwili, gdy/jeśli Bezimienny zabierze księdza - czego Raven nie pochwalała - a Kawka dalej będzie zagrożona to rudowłosa używa zaklęcia 'Hełm Hadesa' by stać się niewidzialna i szybko znaleźć się przy Kawce i jej przeciwniku. Naturalnie po drodze uważała by nikt w nią nie trafił, a już powinno być po ataku Pace`a, więc z shurikena raczej nie dostanie - ale i tak uważa. Jeśli znajdzie się bezpiecznie przy Kawce i dziadku, który jej grozi, wyciąga swój sztylet i...rękę! Nie czyjąś, a swoją - wszak nie nosi czyiś rąk przy sobie bo to straszne i niewygodne. W każdym razie miała zamiar dźgnąć dziadka w rękę, w której trzymał ostrze przy szyi dziewczyny. Miała świadomość, że takie coś może sprawić, iż Kawce się dostanie, dlatego w tym samym czasie, w którym miała zamiar dźgnąć, miała również zamiar chwycić rękę z bronią, swoją dłonią by jednocześnie dźgnąć i odsunąć ostrze od szyi ciemnowłosej w tym samym czasie. Należy podkreślić, iż 'akcja' z Kawką i jej oprawcą jest tylko wtedy jak faktycznie sobie sama nie poradzi, albo ktoś jej nie pomoże. W innym wypadku Raven po prostu pozostaje czujna - tam gdzie stała wcześniej - by nie oberwać. Wszak nie będzie wchodzić innym pod nogi by sprawę zawalić - ma się rozumek!
Kawka
Liczba postów : 52
Dołączył/a : 06/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Nie Lut 10 2013, 21:04
Cóż, tego, co miała się doszukać, nie doszukała, ale... w tej samej chwili ktoś ją złapał i przyłożył nóż do jej szyi. Stara ręka. Zapach starego człowieka. Wszystko było nie tak. Jeszcze ten głupi długowłosy zabił tego miłego staruszka, który mówił coś o wyspowiacośtam. Odetchnęła głęboko, widząc jaka jest sytuacja i zaczęła mimowolnie gwizdać piosenkę kosa, którą to znała na pamięć. Czas zastosować nauki plemienia.
Chwyta ręką dłoń z nożem i w tej samej chwili, wbija z całej siły nogę w stopę dziadka. Wolną ręką chce pociągnąć jeszcze stojącego za nią przeciwnika z łokcia, przez cały czas starając się powstrzymać zagrożenie ze strony noża w jakikolwiek sposób. Jeśli jej się udaje, stara się wywinąć spod zagrażającej jej ręki i szybko stanąć na przeciwko dziadka, by następnie kopnąć go nogą w brzuch, jeśli bogowie dadzą jej taką możliwość.
Jeśli nie uda jej się wywinąć, nie pozostaje jej nic innego, jak starać się odciągnąć jak najdalej rękę z nożem i zacieśniać uścisk, dodając drugą rękę.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Wto Lut 12 2013, 15:40
MG
I nagle wszystko w pizdu poszło i cały plan też w pizdu. Plan każdego z was zakładał istnienie dwójki staruszków i księdza. Ale ich nie było. Tak, w jednym momencie byli a w drugiej zniknęli. Mało tego znajdowaliście się... w ruinach! Całe wasze otoczenie, poczynając od wejścia po ławy i ołtarz postarzały się o jakieś tysiąc lat na dodatek porosły bluszczem i innymi tego typu roślinami. Chodź dało się dostrzec liczne działanie czasu jak popękane ławki, uwagę zwrócił przede wszystkim ołtarz, przesunięty ukazując wejście do podziemi. Ale mało tego bo większą uwagę zwrócił ciche chrząknięcie dobiegające z drzwi wejściowych - teraz notabene zastawionych ciężką, kamienną płytą. Tuż przed płytą zaś stał chłopak, na pierwszy rzut oka nastolatek ale mógł być nieco starszy. Wzrostu przeciętnego miał może z metr siedemdziesiąt, sylwetka ni to umięśniona ni to wychudzona, taki normalny zwyczajny chłopak. Ubrany w czarny płaszcz narzucony luźno na czarny garnitur, na dłoniach miał czarne rękawiczki a na stopach wypastowane czarne półbuty. Czarne jak noc włosy miał zaczesane na bok, chodź kilka kosmyków włosów opadało mu na czoło. Czoło dość wysokie zdradzające nieprzeciętną inteligencję. Błękitne, zimne oczu lustrujące otoczenie z uwagą i pogardą, którą zresztą miał wypisaną na twarzy. Wąskie, zaciśnięte wargi i niesamowicie jasna cera, sprawiały że chłopak wyglądał jak wyciosany z kawałka marmuru. jego poza jednak nie pasowała do stroju i wyglądu. niechlujnie opierał się o kamień który zastawiał wejście. -Veni... vidi... bądź co bądź vici było by w tym przypadku zbyt proste. Przepraszam ale możecie mi powiedzieć gdzie jestem?- Spytał uprzejmie, mocnym i dość wysokim głosem. Obserwując was spokojnie, bez zbędnego stresu, zupełnie nie przejmując się waszą ronią czy czymkolwiek innym. Swoją drogą temperatura w pomieszczeniu dość szybko spadała...
Alex
Liczba postów : 150
Dołączył/a : 13/01/2013
Temat: Re: Kościół pod wezwaniem ducha świętego Czw Lut 14 2013, 20:12
NO I Z PIDZU WYLĄDOWAŁ! I CAŁY MISTERNY PLAN TEŻ W PIZDU! Chyba najlepsze określenie, jakiego można użyć w zaistniałem sytuacji, chociaż pewnie znalazło się jeszcze jakieś lepsze, ale zawierałoby +/- 6 przekleńst dobra… trzeba w końcu napisać coś konkretnego… Croco biegł na dziadka, gdy ten nagle rozpłynął się w powietrzu, zjadła go istna Amba Fatima! Takie było, jest i ni ma! Normalnie jakiś abra kadabra medżik man! Jakoś nie wyglądało to na normalne zjawisko, przecież ludzie od tak sobie nie wyparowują prawda? Rozejrzał się we wszystkie strony świata, w końcu raczej nie codziennie tak szybko dostaje się kilkasetek lat na kark nie? -Hm… mam dziwne wrażenie, że nie jesteśmy już w Kansas…- Rzekł nawiązując do czarnoksiężnika z krainy Oz. Zobaczył swoim tępym, berserkowskim spojrzeniem na rośliny, które pokrywały wszystko wokół. -Chyba ogrodnik zapomniał przystrzyc ogródek…- Stwierdził Croco, kpiąc sobie dalej z tej całej sytuacji jak to miał w swoich zwyczajach. Jakoś dziwnie się czuł, w jednym momencie leciał na gościa z mieczyskiem, które miał mu wbić w brzuch, a po chwili jest bóg wie gdzie! Chociaż w sumie, to wie gdzie jest… może lepiej zapytać „Kiedy jest?” Raczej to wszystko nie wygląda jak coś, co można normalnie opisać. Miecz trzymał dalej w ręce, jego uwagę przykuł odgłos chrząknięcia. Obrócił głowę, w kierunku dźwięku. Jego wzrok skupił na sobie nowy osobnik, a dokładniej jego czoło… IS SOŁ MACZ BIG, ale to takie wrażenie Croca. -Witamy w ukrytej kamerze! Zostałeś właśnie wrobiony przez swoich kolegów, o ile takowych posiadasz z przesiadywaniem z nami po tej stronie drzwi i uwaga!- Tu zrobił moment, bo zobaczył, że drzwi są zasłonięte kamienną płytą, po czym kontynuował –Zostałeś tu zamknięty razem z nami, więc my i ty się raczej stąd nie wydostaniemy za szybko, o ile chcesz się w ogóle stąd wydostać- dopowiedział, po czym odczuł na swojej skórze spadającą temperaturę. -Cholera… jest tu chłodniej niż przed chwilą…- Pomyślał nie-mag, Gwizdnął na palcach, przywołując do siebie swojego zwierzaka. Ten przybiegł w podskokach jak oparzony do swojego pana. Chłopak wziął go na ręce. -Dobra, że się tak zapytam… Ale za przeproszeniem, kim ty ku*wa jesteś?- Zapytał otwarcie nie skrępowany niczym. Nagle chłopaka olśniło, że to miejsce nie musi być koniecznie prawdziwe, w końcu, nagle taki przeskok w czasoprzestrzeni to nic fajnego, a ni możliwego. Rozglądnął się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby rzucić, nawet jakiegoś kamulca… Po co mu jednak kamień? A do wybicia szyby, czy czegoś tam. Teraz trzeba użyć BERSERKOWSKIEJ NATURKI! Croco nie będzie się pierdzielił z zabawami, tylko od razu przejdzie do jakiegoś działania, by sprawdzić, czy czasem wszystko jest tu najprawdziwsze. Po pierwsze to podchodzi do najbliższej ławki i przypie*dala z całej siły w ławkę, przy pomocy swojego miecza. Mamy ławeczkę w kawałeczka, teraz uderzy po raz ponownie w mały fragment i dzieli na o wiele mniejszy kawałek, którym będzie był w stanie cisnąć, w witraż. Miecz zakłada na plecy, a odrąbany kawałek bierze do łapy. -Pewnie zapytacie, po co mi on… a ja wam… nie, jednak wam nie odpowiem, zaraz sami się przekonacie. Stanął jak profesjonalny, bejsbolista, a następnie rzucił kawałkiem drewna z ławki w witraż, by go rozbić. Jeśli się udało to pewny siebie uśmiechnie się do reszty, jeśli nie… to dupa. -Dobra… powiem wam, że temperatura tutaj spada i musimy coś zrobić, by się ogrzać. Tak więc… nie, nie mam na myśli żadnych przytulasów, czy innych tych pierdół, musimy rozpalić ogień!- Powiedział, po czym poszatkował przy pomocy miecza ławeczką i ułożyć ją w kupkę, a z roślin zrobić coś w rodzaju prowizorycznej rozpałki. -Dobra, mam do was wszystkich zasadnicze pytanie, ma ktoś zapalniczkę, zapałki..?- Zapytał, po czym zależnie od odpowiedzi: A) Jeśli ktoś ma zapalniczkę to od razu ją od kogoś bierze i próbuje rozpalić ogień, ze swojego stosiku, który zrobił z drewna i roślinek. B) Jeśli nikt nie ma, to próbuje znaleźć jakiś kamulec i pocierając mieczem nim o miecz, będzie starał się o jakieś iskry, by go rozpalić. C) Jeśli nic się nie udaje, to ma na to wyje*ane.
-Dobrze… Musimy się rozdzielić i przeszukać ten kościół. To ja proponuję się podzielić, mniej więcej przewiduje takie pary jak..:
Rena – Kawka Wild – Pace Crocodile – Bezimienny
Rena – Pace Kawka – Wild Croco – Bezimienny
Rena- Croco Kawka – Pace Wild – Bezimienny
Kawka – Bezimienny Croco – Pace Rena – Wild
Croco – Kawka Pace – Rena Wild – Bezimienny
Nie musicie się ze mną zgadzać, ale według mnie to najlepsze rozwiązanie… A tak na poczekaniu… Co robimy z tym wielkim czołem?- Zaproponował i zapytał jak to kultura wymagała. Spojrzał na tego gościa, jakoś nie wydawał mu się jakoś zbytnio groźny, jednak może to być wilk w owczej skórze…
(Dobra, w przypadku, gdy Donowi nie będzie się chciało czytać i zmieni nam scenerie to wtedy Croco wykona każdą z tych akcji, w tym filmiku https://www.youtube.com/watch?v=485w7CU2zaM )
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.