Trakt handlowy Wschód-Zachód

-Nie...-blady mag chciał coś dodać, jednak z powodu dawno spodziewanych gości był zmuszony chwilowo dać za wygraną. -Każdy mierzy się w tym, w czym jest najlepszy...-co nie oznaczało, że zamierzał ustąpić poznanemu kilka chwil wcześniej nieznajomemu. Jeszcze przyjdzie czas na rewanż... Zwycięski dla Spinebreakera.
Kiedy pierwsza bladoniebieska gwiazdka powaliła dwójkę przeciwników za jednym zamachem, a rudzielec  zeskoczył z wozu rozprawiając się z kolejnymi dwoma, na gębie bladego maga pojawił się lekki uśmieszek. Zdecydowanie wolał proporcję 'dwóch na jednego', niż 'pięciu na dwóch', mimo faktu, iż przeciwnicy nie byli specjalnie silni, dwukrotna liczebność przeciwników nigdy nie stawiała mniejszego oddziału na wygranej pozycji. Raekwon miał wyrzucić kolejną z gwiazdek, gdy nagle to przeciwnik został wyrzucony w górę i leciał teraz wprost w stronę "Bohatera Magnolii'.
-Będzie trzy do dwóch...-okazja do zremisowania w konkursie "Blady Chuderlak kontra Rudy Mięśniak" nadarzyła się szybciej, niż Spinebreaker się tego spodziewał. Przez chwilę Ill stał bez ruchu, obserwując tor lotu ostatniego ocalałego napastnika, po czym wyrzucił drugą gwiazdkę, celując dokładnie w głowę (Ninja III) i detonując ją przy kontakcie. Następnie zrobił krok w bok i złapał za pierwszą lepszą część mebla. Na wypadek, gdyby odrzut spowodowany wybuchem był zbyt słaby i napastnik wleciałby do środka powozu, Ill zaczął okładać nią głowę przeciwnika, przestając po dziesiątym uderzeniu i licząc, że akurat tyle wystarczyłoby do uśmiercenia wroga.

-Ill's Mark (C)

Shuriken w głowę wraz z wybuchem wystarczyła, by pozbyć się przeciwnika. Jednak to spowolniło trochę Illa, bo rudzielec już zniknął mu z oczu, a z odgłosów z przodu karawany jasno dało się określić, że walki tam też trwają. A jeśli chciał "wygrać", to nie mógł pozostać na wozie, gdy cała reszta rzezimieszków szalała z przodu pochodu. Gdyby się wychylił dostrzegłby, że rudzielec wdał się już w jakiś pojedynek na miecze, a także kilku innych strażników walczyło. Wrogów jednak było więcej, ale wzrok Raekwona mówił mu, że raczej nie szaleją oni z doświadczeniem we władaniu tą bronią.

Raekwon: 170 MM

-Hmm... trzy do dwóch...- Raekwon rzucił w stronę rudowłosego kompana z wyraźną, zahaczającą o granice wyrozumiałości pewnością siebie. Blady mag w pierwszej chwili nie zwrócił nawet uwagi na to, że najemnik ruszył naprzód. Dopiero, gdy wystawił blady łeb i spojrzał w stronę drugiego końca karawany dostrzegł wymachującego mieczem rudowłosego kompana. Widząc to, Ill jedynie wypuścił nosem sporą ilość powietrza. Jego przewaga po raz kolejny topniała, choć chłopak dalej miał ten komfort, że to nie on musi teraz nadganiać. Wrócił w głąb wozu, po czym przełożył torbę przez ramię, a następnie otworzył.
-...osiem, dziewięć, dziesięć...-zrobił krótką pauzę.-...wystarczy... No to lecimy.-po czym po raz drugi blady łeb w czapce wyłonił się z wozu, a przekrwione oczy zaczęły zbierać informacje. Jak daleko znajdowali się przeciwnicy, gdzie było najwięcej ludzi w prymitywnych zbrojach i drewnianych tarczach, gdzie sytuacja wyglądała lepiej, gdzie gorzej. Dopiero po uzyskaniu odpowiedzi na wszystkie pytania Ill postawił stopy na ziemi i ruszył na przód konwoju, a ewentualne przeszkody omijał przy pomocy dziesięciu kulek, po pięć na dłoń, które po opanowaniu kilku nowych zaklęć służyły mu jedynie za miękkie podparcie pod głową podczas snu oraz za obciążenie. Wpierw chciał dotrzeć do Edwarda i upewnić się, że nie stało mu się nic strasznego. Gdyby rudowłosemu najemnikowi coś groziło, pierwsza piątka poleciałaby za plecy walczących z nim przeciwników, a po wszystkim we dwóch ruszyliby na przód karawany.

-C4 z ekwipunku w przygotowaniu

Przeciwnicy znajdowali się niemalże na całej długości karawany - ona zaś sama miała około 25 metrów długości. Była to bowiem spora grupa rzezimieszków. Po przygotowaniu sobie odpowiednich rzeczy, mógł ruszyć do przodu. Najbliżsi przeciwnicy znajdowali się już 5 metrów od niego, ale była to strona, którą nie szarżował rudzielec. Ten bowiem przebił się jakieś 7 metrów dalej, znajdując się już na środku karawany. Spinebreaker, chcąc więc ruszyć w stronę Edwarda musiał wykorzystać przejście, zrobione mu przez "rywala". Po drodze mimo wszystko, musiał trójkę przeciwników powalić swoimi wybuchowymi prezencikami, ale w końcu, dostrzegł Edwarda. Walczył jakimś jednoręcznym mieczem, ale ustępował w polu. Miecz może i ładny, ale talent do władania nim żaden. A do niego Raekwon miał jeszcze jakieś 8 metrów!

Raekwon: 170 MM

Obmyślony na prędce plan nigdy nie mógł zwiastować pełnego sukcesu. Zwyczajnie było zbyt mało czasu przez co Ill nie mógł pomóc rudowłosemu wojownikowi i sam musiał uratować Edwarda przed napastnikami. Stracił cenną barykadę, co nie oznaczało, że nie potrafił sobie poradzić i w takiej sytuacji. Gdyby sobie nie poradził, na równinach w Bosco zostałoby po nim jedynie wgniecione w ziemię ciało, albo byłby teraz jak laleczka, sterowana magicznymi sznureczkami przez któregoś z Demonów Siódmego Kręgu, tak jak tamten białowłosy człowiek z walki w Kardii. Swoja drogą, ciekawe jak tam Grimore Heart i ich zabawy z Mefistofelesem? Od tamtego spotkania nie słyszał niczego zarówno o nim, jak i o mrocznej gildii. Ani jednej wzmianki. Najprędzej znowu zaszyli się w jakiejś norze, tak jak ostatnim razem. Znowu nie będzie o nich słychać do momentu, gdy z pomocą demonicznych hord rzucą się do gardeł Ministrów z Rady.
-Oby nie...-mruknął sam do siebie, choć w ogniu krzyków i zgrzytów mieczy mógłby to nawet wykrzyczeć i nikt nie zwróciłby uwagi, co najwyżej ściągnąłby na siebie uwagę kilku oprychów. Był w o tyle lepszym położeniu, że mógł znowu zadziałać. Szybko ocenił wzrokiem odległość na około dziesięć metrów, po czym w dłoni maga pojawił się shuriken już świecący się bladoniebieskim odcieniem.
-No to skroń... albo między oczy...-na bladej gębie Raekwona pojawił się lekki uśmiech, a gwiazdka poszybowała w okolice głowy człowieka walczącego z Edwardem (Ninja III). Jeżeli trafiłby w skroń, albo w oko, nie byłoby sensu detonować znaku na gwiazdce. Bardziej martwym nie będzie z metalem w głowie. Zamiast tego podbiegłby do ciała opryszka, wyjął shuriken i wycelował w kolejnego z napastników. Gdyby jednak nie wyszło, to zdetonowałby znak na gwiazdce, ogłuszając, lub zabijając rzezimieszka, jednocześnie dając szansę Edwardowi na ostateczne pozbycie się oponenta.
-Nie jesteś ranny?-powiedziałby, podbiegając do Baala. W pierwszej chwili chciał zadać głupie pytanie typu "W porządku?", czy "Żyjesz?", jednak w obecnej sytuacji zrobiłby z siebie idiotę. W tej chwili nic nie było w porządku, a Edward żył. Ill wolał wiedzieć, czy byłby zmuszony zostać i pilnować Edwarda, czy mógłby odejść a parę metrów sprać dupska kilku złodziejaszkom.

Shuriken wręcz perfekcyjnie trafił w czoło mężczyzny, jednak ten najwyraźniej albo był twardogłowy, albo mag wybuchów nie docenił grubości i twardości czoła jako kości. Ale wybuch już ładnie powalił bandytę, pozwalając Illowi w całym tym zamieszaniu dobiec do jego obecnego pracodawcy.
-Nie, ale było blisko. Pilnujmy towaru i niech go nikt nie niszczy! - krzyknął głośno, tak by usłyszeli go inni najemnicy. Walka się bowiem jeszcze nie skończyła i choć wielu oddało życie, wciąż wielu jeszcze walczyło, a napastnicy mieli wciąż przewagę liczebną. To nie był moment na tracenie czujności! Ogólnie z przodu sytuacja wyglądała nieco gorzej. Był Edward, Ill, dwóch innych, nieznanych mu ochroniarzy oraz 10 przeciwników, którzy zbliżali się do nich po półokręgu, jakby chcąc ich przyszpilić do wozu.

Raekwon: 160 MM | -1 shuriken

Ill odetchnął z ulgą. Edwardowi na szczęście nic nie dolegało, więc blady mag mógł skupić się na wysadzaniu wrogich łbów w powietrze. Miał spory wybór, widząc dziesięciu zbliżających się w ich stronę napastników. Pozostało tylko wybrać cel i wysadzić kolejny łeb. W dłoni bladego maga pojawiły się trzy shurikeny. Jeden zabłysnął bladoniebieskim odcieniem.
-Czterech na dziesięciu, ponad dwukrotna przewaga.-rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na wszystkich przeciwników. Czas do roboty... poważnej.
-Robimy tak. Na mój znak wpadasz z jednym kumplem i robicie rozpierdol. Drugi zostaje ze mną, będziemy uważać na prawą stronę.-Raekwon rzekł zachrypniętym głosem do Edwarda. Nie miał pojęcia, czy najemnicy mówią po Fioryjsku, więc zrzucił ewentualne tłumaczenia na barki Baala. W obecnej sytuacji nie było się nad czym zastanawiać, czy wymyślać skomplikowanych planów. Zwyczajnie nie było na to czasu. Wpierw musieli rozbić szyk i utworzyć sobie drogę wyjścia, gdyby coś poszło nie tak. Pierwsza z gwiazdek poszybowała w stronę drugiego przeciwnika od lewej.
-Droga wyjścia zaraz będzie...-na krótki moment na bladej gębie Ill'a pojawił się uśmiech. Gdy gwiazdka doleciała do celu, Bohater Magnolii zdetonował zaklęcie.
-Teraz.-rzucił krótko w stronę wybranej dwójki kompanów, po czym przeniósł wzrok na prawą stronę półokręgu, czekając na ruch bandytów.

Kupiec kiwnął głową, na znak zrozumienia i przyjęcia planu Bohatera Magnolii. Wszak to on miał tutaj największą renomę i doświadczenie bitewne. Na to przynajmniej wskazywałby jego tytuł. Gdy więc Shuriken efektywnie wybuchnął, zabijając jednego na miejscu, dwóch innych mocno raniąc, Edward ruszył z jednym ze strażników do przodu, szybko dobijając rannych przeciwników. Pozostała siódemka była zaskoczona tym wybuchem, co dało czas szarżującemu duetowi na powalenie jeszcze dwóch przeciwników. W międzyczasie prawa strona, na której znajdowało się obecnie czworo przeciwników wyglądała na dość zaskoczonych. Chyba nikt im nie mówił, że będą ludzi wysadzać. Szybko jednak jeden z nich coś krzyknął i zaszarżowali. Dwójka starła się z ochroniarzem, który pozostał przy Illu, druga połowa natomiast atakowali Raekwona. Biegli w lekkiej odległości od siebie, by wybuch nie dosięgnął ich obu, natomiast byli dość blisko. Jeszcze trochę, a eksplozje Spinebreakera obejmą także i jego.

Raekwon: 140 MM | -2 shuriken

-Doskonale...-chłopak wydał z siebie ciche westchnięcie zadowolenia. Załatwił całej czwórce nie tylko drogę wyjścia, ale również, z odrobiną szczęścia, jego plan posłał do grobu ponad połowę oddziału wroga. Z dziesiątki nagle zrobiła się czwórka i siły się wyrównały. Całe zadowolenie jednak szybko zniknęło, gdy pozostała dwójka napastników zaczęła szarżować w stronę Bladego Maga. Ill sięgnął do torby, wyciągając pojedynczą białą kuleczkę*, jednocześnie nie spuszczając oczu z obrazu przed sobą.
-...-nagła myśl. Powinien krzyczeć? Co jeśli Edward, albo jego kumpel nagle pobiegliby chłopakowi z pomocą? Nie przejmował się zbytnio ochroniarzami kupca, ale tuż po wybuchu obok kolejnej dwójki napastników na ziemi mógł pojawić się Baal. Ill poczekał dwie, może trzy sekundy, po czym wyrzucił kuleczkę przed siebie.
-Zamknąć oczy!-krzyknął w stronę dobijających przeciwników kompanów, samemu robiąc to samo. Kiedy kuleczka wybuchała, uwalniając oślepiające światło tuz przed głowami szarżującej na Raekwona, mag przykucnął i zaczął wycofywać się, zaczynając od przejścia pod wozem. Odwrócił głowę w lewą stronę i otwierając lewe oko spojrzał, czy mógł bezpiecznie wygramolić się spod pojazdu.
-Nie mieli łuków...-rzekł sam do siebie, po chwili wdrapując się na szczyt wozu, by chwilę później ukazać światu eksperyment, który z racji niedopracowania nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego.
-Zobaczymy...-pomyślał, gdy w jego ręce pojawił się niewielki biały ludzik** bez twarzy, taka jakby mini podróba Grshny... Ludzik poleciał tuż przed dwójkę złodziei... i niech się działo, co dzaić się miało. Małym ludzikom berka się zachciało.
-Berka czas zacząć...-Raekwon gapił się przekrwionymi oczyma na mini Grshnę, detonując laleczkę, gdyby zaczęła gonić nie tą osobę, co powinna.

*C4: Flash Bomb (D)
** Tag Game (C)

Plan sam w sobie owszem, był genialny w swej istocie. Jednak posiadał jeden drobny błąd. Widząc co jest w stanie robić mag, a nie będąc super odważnymi ludźmi, także i wrogowie, słysząc krzyk i widząc pocisk lecący w ich stronę zamknęli oczy i odwrócili wzrok. I choć nic im nie wybuchło, ogarnęli się na tyle, by nie pozwolić czarodziejowi za bardzo uciec. Tym bardziej, że się nie zatrzymali. Owszem, był już pod wozem, jednak oni tuż za nim. I albo go dźgną, albo złapią za nogę, a z odgłosów walki nie dało się domyśleć, czy ktoś mu pomoże czy na razie musi walczyć sam. Bo za ciekawie to nie wyglądało. Zresztą, użycie miniGrshny mogło się teraz źle skończyć. Mógłby zniszczyć podwozie wozu. A pod nim się znajdował. I samemu znaleźć się w polu rażenia...

Raekwon: 133 MM | -2 shuriken

-Czyli jednak coś rozumieją...-wywnioskował Ill, gdy znikał pod wozem. W sumie każdy zwróciłby uwagę na krzyk. Teraz mógł jedynie kląć na swoją nadgorliwość. Nie chciał przecież oślepić ani Baala, ani nikogo z pozostałej dwójki ochroniarzy. W konsekwencji wyszło, jak wyszło. Okazało się też, że i pod wozem nie jest zbyt bezpiecznie. Siedzenie pod pojazdem było jednak zdecydowanie lepsze, niż stanie tuż przed dwójką nacierających na bladego maga oprychów i bezczynne czekanie na pociachanie. Nie miał czasu na zbyt intensywne zastanawianie się, mimo to, wprawiony w wymyślaniu szybkich planów na poczekaniu do głowy wpadło mu kilka opcji. Konkretnie dwie, obydwie równie dobre. Pierwsza, dalej siedzieć pod wozem i odpierać ataki, albo wyjść drugą stroną i zrobić to, co zakładał przed momentem. Wybrał tą drugą. Raekwon spojrzał za siebie, chcąc wiedzieć, czy za jego plecami toczyły się jakieś walki. W obydwu dłoniach trzymał teraz po jednej ze swoich gwiazdek, by w razie potrzeby bez pardonu wbić je atakującym go ludziom w dłonie. Gdyby było czysto, lub chociaż nie było żadnego z wrogów tuż przy wozie, Raekwon wyszedłby spod niego i ruszył w las licząc, że dwójka rzezimieszków podąży za nim. Gdyby jednak nie ruszyła, a na przykład skierowała się w stronę Baala i najemnika, Ill obszedł wóz i rzucił w plecy dwójki naładowanym Ill's Mark (C) kamieniem.

-Ill's Mark (C)

Wóz zapewniał swoistą obronę, ale też ograniczał. Chcąc przedostać się na jego drugą stronę pod nim, miał utrudnione dźgnięcie kogoś, kto złapałby go za nogę - kwestia leżenia. I to był właśnie problem, z którym obecnie się mierzył. Jakiś typ złapał go za nogę, a nim ten był w stanie go dźgnąć (co koniec końców zrobił), sam zarobił mieczem w stopę, co utrudniało mu odczołganie się, choć ktoś go gonił. No i w chwili obecnej utrudniało mu to dość znacząco poruszanie się. Ale za to wyczłapał się spod wozu, a jego wróg nie. Choć drugi chyba zmienił swój cel na kogoś innego, ale za to znany już Illowi młodzieniec z rudoblond czupryną wbił się tam do walki, wyrównując, a nawet trochę przechylając tę niekorzystną szalę na ich stronę. A Spinebreaker miał kogoś pod wozem do ogarnięcia.

Raekwon: 133 MM | -2 shuriken | Przebita stopa mieczem, krwawi, boli, nie można na niej stać.

Choć nie bez uszkodzeń, Ill mógł nieco odetchnąć z ulgą. Wydostał się spod pojazdu, mając za sobą jednego napastnika i upierdliwą ranę, która od razu przypomniała chłopakowi o wyprawie i przeprawie na Ember. Nie ważne, czy to przestrzelona na wylot ręka, czy przebita mieczem noga, ból był taki sam. Blady mag miał jedynie nadzieję, że oprócz najemników, podróżował również choć jeden medyk, lub ktoś z magią leczącą. Wytaczając się spod wozu na krótki moment oparł ciężar ciała na przebitej stopie i dość dobitnie dowiedział się, że jakiekolwiek nacisk będzie skutkował rwącym bólem, którego swoja drogą nie cierpiał. Ill wiedział, że do momentu wyleczenia nie będzie nawet próbował stawać na chorej stopie. Musiał jednak załatwić jeszcze jedną sprawę, nim na dobre zająłby się szukaniem lekarza.
-Hmm...-uśmiechnął się sam do siebie, po czym dorwał pierwszy lepszy kamień i naładował go Ill's Mark (C), po czym rzucił pod ciało znajdującego się pod wozem napastnika. Odczołgał się kilka metrów dalej i zdetonował znajdujący się pod przeciwnikiem znaczek.
-Wybuch zabije przeciwnika, przy okazji nie niszcząc powozu. Doskonale.-blady mag wiedział jednak, że to może nie wystarczyć, więc zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu upuszczonego miecza, lub czegoś, czym mógł zakończyć żywot złodzieja, gdyby wybuch nie wysłałby go na tamten świat.

-1x Ill's Mark (C)

Walka chyliła się już ku końcowi. Mag wybuchów odszedł trochę od wozu i rzucił w stronę przeciwnika, który właśnie się spod niego wygramalał. Wybuch jednak skutecznie pokrzyżował jego plany, tak wręcz ostatecznie. No i jego ciało zamortyzowało ewentualne zniszczenia, jakie mógłby odnieść wóz. Był to też jeden z ostatnich żywych jeszcze przeciwników. Reszta bowiem walczyła w innych częściach konwoju. Wkrótce wszystko było jasne. Ich przeciwników było około 20, może 30. Cześć pewnie uciekła do lasu. Oni sami natomiast stracili 15 dobrych ludzi i drugie tyle było solidnie rannych. I to też tacy, którzy wymagali znacznie większej uwagi lekarzy niż sam Ill. Go oczywiście opatrzyli, jednak nie mogli poświęcić im dostatecznej uwagi.
-Bardzo dziękujemy za pomoc panie Spinebreaker. - powiedział kupiec, siadając na wozie. Nie mogli jeszcze ruszyć. Trzeba było wpierw opatrzeć rannych. Rudzielca natomiast gdzieś nie było.

Raekwon: 123 MM | -2 shuriken | Przebita stopa mieczem, krwawi, boli, nie można na niej stać

Raekwon jedynie kiwnął głową opatrującym go osobom w podziękowaniu, gdy jego przebita na wylot stopa była już ogarnięta. Blady mag jednak doskonale wiedział, że minie trochę czasu, nim będzie w stanie stanąć na nogi. Na szczęście poza nogą i lekko pobrudzonym ubraniem nic więcej mu nie dolegało. Przysłuchując się raportom na temat przybliżonej liczby przeciwników oraz strat poniesionych po swojej stronie barykady, Ill cieszył się, że był w tym znikomym procencie społeczeństwa posiadającym zdolności magiczne. Ile to już razy magia ratowała mu dupsko od pewnej śmierci... A tu podczas jednej akcji padła piętnastka sojuszników.
-Słabi ci najemnicy...-Ill wzdrygnął się na myśl o umiejętnościach bojowych reszty oddziału. Dawno nie słyszał, żeby dwudziestka ludzi zabiła piętnaście osób i raniła trzydzieści. -...albo silni bandyci. Mógł mieć tylko nadzieję, że więcej takich wybryków nie będzie. Ill spojrzał w niebo, szukając oznak pogarszającej się pogody.
-Pomóżcie mi wejść na dach najwyższego wozu. Gdy nadjedzie kolejny atak będę mógł pomóc większej liczbie osób bez ruszania się z miejsca.-zwrócił się do Edwarda, jeśli na niebie nie było żadnych chmur.