I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Wody okalające St. Ameil Wto Paź 25 2016, 11:54
First topic message reminder :
Wody, które okalają jedną z 5 ważniejszych wysp archipelagu. Ulokowana najbardziej na północny skraju archipelagu wyspa otoczona jest głębokimi, spokojnymi wodami. Kolonizatorzy lubują się w trasie przez St. Ameil, z racji spokoju morza w tym rejonie oraz łatwemu dostępu do pokarmu na pobliskiej wyspie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
MG: 1st Battle of St. Ameil: Part I
Na horyzoncie wyspa była już bardzo dobrze widoczna, jednak marynarka Midi nie przybyła tutaj, by po prostu pozwiedzać rejony kolonialne. Przybyła po to, by ugruntować swoją pozycję, jako suwerenów tego miejsca. I jedyne, co stało im na przeszkodzie, to nadciągająca z północy flota Minstrelu. Wojna dopiero się zaczynała, więc statków stricte bojowych wiele nie było. W sumie tylko 5 okrętów można by uznać za dopasowane do walki na morzu. Pozostałe 7 to były mniejsze transportowce. I na jednym z nich znajdował się obecnie Ejji. -Słuchać mnie uważnie! - krzyknął grubszy oficer do najemników. Był to starszy wiekiem Midyjczyk, acz płynnie mówił po fioryjsku. Pewnie dlatego, większość najemników, żołnierzy oraz niewolników na tym statku pochodziła z Fiore lub rozumiała ten język. -Musimy powstrzymać natarcie Minstrelu, przed zajęciem St. Ameil. W przeciwnym razie utracimy siłę ognia i możemy zostać odcięci od Midi. A bez wsparcia, nie utrzymamy oblężenia Minstrelu. - po chwili splunął za burtę i kontynuował -Nasze okręty zetrą się w boju z Minstrelskimi, a wtedy transportowce ruszą, by dokonać abordażu. Macie wyrżnąć jak najwięcej tego minstrelskiego ścierwa. ZROZUMIANO? - zakrzyknął głośno, po czym dodał -Jakieś pytania? - i... czekał. Bitwa zbliżała się wielkimi krokami, a to zdawał się być ostatni moment na jakieś pytania bądź sugestie.
Autor
Wiadomość
Hotaru
Liczba postów : 756
Dołączył/a : 14/08/2012
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Pon Lis 07 2016, 13:43
Widzieliście kiedyś małą z różową czupryną dziewczynę na wojnie? Nie? Przecież, właśnie na nią patrzycie i jest nią czarodziejka powietrza - Hotaru Gordwig. Kto mógł się spodziewać, że taka osobniczka może pojawić się na wojnie? Z pewnością nikt. Przez wielu oceniania jest jako miła dziewczyna z sąsiedztwa, a tak naprawdę jest wilkiem w owczej skórze. Stara pomagać każdej napotkanej osobie, ale jak ktoś ją wkurzy to pożałuję.Ożywanie zmarłych należała do jednej z tych rzeczy. Czy któryś z chłopaków widział kiedyś wkurwioną dziewczynę, przez okres? No, to tak plus, minus wyglądała teraz Hocia. Mimo wojny uważała, że każdej osobie po śmierci należy się odrobina szacunku i pochówek. Zmartwychwstanie jakiegokolwiek wojownika wydawało się dla niej co najmniej nieludzkie. W końcu musiała się zmienić w prawdziwego "wojownika". Hosia miała prosty plan. Po prostu stanęła i zaczęła strzelać z łuku do Ejjiego. W nadziei, że jak nie trafi w wojownika to może uda się jej trafić w Shiyume, taka z niej spryciara. Jeżeli Ejji będzie chciał podejść do Hotarci to posyła w jego stronę ostrza na różnej wysokości, a sama będzie starała się wejść w tłum. W razie potrzeby użyje, nawet strefy.
Minerva
Liczba postów : 251
Dołączył/a : 01/01/2015
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Pon Lis 07 2016, 16:16
Co raz mniej rozumiała, co się wokół niej dzieje. Doskonale wiedziała, w jakiej jest sytuacji. Że walczy, że ledwie żyje, a jej przeciwnik prawdopodobnie dalej był na tym świecie. Ale wszystko to, co działo się w międzyczasie jej co raz bardziej umykało. Czuła się co raz gorzej kompletnie nie będąc pewna, ile jeszcze pociągnie. Pewnie niewiele. Nie miała też kompletnie pojęcia, jak daleko jest od przeciwnika, czy jakikolwiek jej atak trafił. Bel rozumiejąc, że już nic więcej nie zrobi wskoczył na platformę wiedźmy. Ta znowu nie czekała - ruszyła w górę mocno zaciskając dłonie na brzegu platformy, mieczem zaś ścinałaby wszystko i wszystkich, którzy stanęliby jej na drodze. Jeżeli miecza jednak nie kontroluje, to po prostu ich mija, bo co więcej zrobi? Chciała wypatrzeć różową czuprynę Hoś i jakoś wylądować w pobliżu, najlepiej gdzieś, gdzie obecnie nie trwały walki i mogłaby w spokoju usiąść, odpocząć, poczekać na jakiegoś medyka i zjeść kawałek jakiegoś nieszczęśnika, któremu się zmarło (i zobaczyć, co właściwie daje Uczta na 1lv). I odpocząć. Wrócić do siebie. W obecnym stanie nie była zdolna do czegokolwiek. Mogła się więc tylko modlić o to, by żaden zbłąkany Midyjczyk nie znalazł jej i nie chciał dobić. I przeżyć do otrzymania pomocy. Ej, podpaliła statek, CHYBA zremisowała z Ezrą i przeżyła. To chyba odwaliła dobrą robotę, no...
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Wto Lis 08 2016, 02:05
To wspaniałe uczucie, kiedy coś się w życiu w końcu udaje... Nawet jeśli jest to tylko zabijanie... Lecz na tyle skuteczne, że nawet przeciwnicy zaczynają to doceniać i obawiają się choćby próbować starcia. Ileż to trzeba się namęczyć, żeby sobie w końcu zasłużyć na jakikolwiek szacunek... To tylko zachęca do kontynuowania tej rzezi. Jakby nie istniało już zupełnie nic innego, za co można byłoby mnie pochwalić... Więc jeżeli już to robię, zabijam bezlitośnie, to chcę to robić jak najlepiej, jak najdokładniej, jak to przystało na profesjonalistę. Złowieszczy uśmiech pojawia się na twarzy z każdym kolejnym trupem. Z każdym kolejnym trupem rośnie ekscytacja. Aż powoli zaczyna brakować na tyle odważnych przeciwników, by któremukolwiek starczyło odwagi, by się ze mną mierzyć. Tyle, że znajduje się jedna pieprzona strzała wśród tłumu, wystrzelona z taką precyzją, iż rani w ramię. Komuś chyba zbytnio przeciąga się żywot, ale... - Co do cholery? - pytam samego siebie, widząc zbliżającą się różowowłosą dziewczynę. Już nie mają kogo wystawiać do walki? Lecz ona różni się nieco od tych wszystkich typowych, ubijanych Ministrelczyków. Możliwe, że tylko sprawia wrażenie takiej, chociaż to dość irytujące widzieć taką osóbkę wśród walczących. Odnoszę wrażenie, że wyglądam w porównaniu z nią naprawdę niewinnie z moim lekkim uśmieszkiem. Ach te złowieszcze damy wojny. To całkiem urocze, że takie osóbki podejmują się walki. Nawet interesujące co może ją kierować do tych działań i do udziału w tej wojnie. Lecz to chyba nie moja sprawa... Sprawia wrażenie wściekłej i żądnej mordu. - To chyba nie najlepszy moment, żeby zaprosić cię na herbatkę? - pytam prowokująco, przyjmując postawę. Przekręcam w dłoniach miecze na odwrotny chwyt, aktywując jednocześnie Maguneshiumumōdo [ D ]. Ustawiam się do niej prawym bokiem, żeby jak najmniej obszaru zajmować i w razie strzału móc szybko wyskoczyć w przód, lub w tył, by owych strzał uniknąć. Powoli zaczynam wokół niej krążyć, wystawiając Kagayaki w jej stronę, a Furrashu trzymam blisko siebie, na wysokości klatki piersiowej. - No trudno... Dałbym jej parę razy strzelić z łuku, by jednak trochę doszlifować zdolność strzał odbijania. Z aktywnym owym trybem powinno pójść łatwiej, gdyż strzały same powinny kierować się do mieczy. Zaś dziewczyna jest na tyle blisko, że nietrudno byłoby zauważyć gdzie celuje. Zatem jakby strzelała, to wpierw próbowałbym odbić strzały mieczem wyciągniętym w jej stronę, najlepiej na bok, odskakując w drugą stronę. Drugi miecz jest po to, gdyby ten pierwszy miał zawieść. Dopiero gdybym poczuł się przez nią ignorowany na tyle, że zaczęłaby celować w kogoś innego, lub uznałaby strzelanie do mnie za bezcelowe, wtedy dopiero ruszyłbym na nią do ataku. Prosto, uważając na ewentualne strzały, tudzież inne rzeczy, by odbić je mieczem jednym, drugim, bądź obydwoma. Tym z prawej osłaniam się od pasa w górę, a tym z lewej w dół. W razie czego się przykucnie, odchyli się na bok i po prostu nie pozwolić się jej dać siebie trafić oraz dobiec do niej. Jakby się udało, to ciąłbym od jak najobszerniej prawej do lewej, żeby rozwalić jej łuk. Ta broń zdaje się w jej rękach być dość niebezpieczną.A jak ostrze sięgnie też jej, to płakać nad jej dolą nie będę. Czy ona zapłakałaby nad moją? Po pozbawieniu jej broni powinno już pójść łatwo. Skoro ona jest gotowa zabić mnie, to czemu ja miałbym być nie gotów zabić jej? Że niby miałbym się wykazać, iż mogę być kimś lepszym? Naprawdę? I niby po co? To i tak nikogo nie obchodzi... Gdyby zaś jakiś Ministrelczyk się napatoczył, to jego też się sieknie, żeby żaden nie przeszkadzał w tym starciu. Zresztą, nie powinni... Ale kto ich tam wie...
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Wto Lis 08 2016, 16:58
Odczepiła się! Spadła na dół! Abri złapała się czegoś, aby sama nie ześlizgnąć się z pokładu i spojrzała na dół. Oddychała ciężko. W końcu odczepienie przymarzniętej bryły lodu do pokładu nie należało do najłatwiejszych zadań. Nie dla naszej wątłej Abruszki. Spojrzała na dół, na zamarzniętą kobietę i oceniła jej odległość od pokładu. Jeśli odwoła zaklęcie w tamtym miejscu, to powinna też pójść na dno. Chyba że potrafiła pływać. Albo ktoś ją zabierze. Albo jeszcze miała coś w zanadrzu. Tak czy inaczej Abri uznała, że to już nie jest jej problem. Zamroziła ludzi, których ona "ocaliła", kiedy wrzucała ich do wody. Abri spojrzała na sytuację w okolicy. Tam na dole, widziała Minervę i Ezrę. Ruda i Biały byli teraz dobrze widoczni. Zmiennokształtna pozwala sobie przez chwilę obserwować ich sytuację, aby upewnić się, że radzą sobie bez nich. Na drugi pokład miała nieco dalej, a nie chciała, aby w połowie drogi w kierunku Hotaru, okazało się, że jednak Minerva potrzebuje jej bardziej. Albo Ezra...
* Jeśli Minervie nie udaje się uciec od tej walki, Abri bez wahania sprawi sobie parę skrzydeł po raz kolejny (przejęcie częściowe), schowa Wskazówkę i tak szybko jak tylko może poleci złapać towarzyszkę i Bela. Nie ważne, czy ta będzie chciała jej pomocy czy nie. Nieważne czy będzie się wyrywać, krzyczeć, że ma ją postawić, czy nawet że przez Abri zginą wspólnie. Jeszcze gdzieś po drodze, poczęstuje Ezrę nieodgadnionym spojrzeniem. A tak o, żeby było ciekawiej. Tak czy inaczej będzie chciała jak najszybciej złapać zarówno Minervę jak i Bela i zabrać ich w bezpieczne miejsce, gdzieś w pobliżu Hotaru, aby móc pomóc również jej. *Jeśli Minervie udaje się oddalić od tej walki, Abri ruszy za nią. Tak czy inaczej aby ją dogonić będzie potrzebowała pomocy, więc sprawi sobie parę skrzydeł za pomocą przejęcia częściowego, a kiedy znajdzie się w pobliżu Minervy będzie można pomyśleć.
- Jesteście cali? - głupie pytanie w stylu Abri. Przecież widziała, że było zupełnie odwrotnie. Ale jakoś trzeba było zacząć. Nie mogła niestety jej pomóc opatrzyć ran. Nie znała się na tym. W kwestii pierwszej pomocy była totalną pierdołą. W ogóle była totalną pierdołą, ale my nie o tym. W końcu to jeszcze nie był koniec bitwy. Abri miała wrażenie, że - Minervo. Mogę ci pomóc? Tak jak twój przyjaciel? - zapyta, jeśli będzie miała taką okazję. Nie wiedziała co mogłoby się stać. Nie wiedziała też, czy Minerva ma w ogóle taką możliwość, ale może... Ale tylko może, Minerva z pomocą zmiennokształtnej istoty będzie mogła jeszcze na coś się przydać - Możesz w ogóle jeszcze walczyć? - to też było głupie pytanie.
* Jeśli Minerva ma jakiś znakomity plan na wykorzystanie Abri w walce, Biała wysłucha go grzecznie i dokładnie a następnie przygotuje się do działania. * Jeśli Minerva nie ma żadnego pomysłu, Abri i tak nie pomoże jej opatrzyć ran, wtedy powie jej, żeby uważała na walki, w razie czego zawołała ją, a sama znowu odbija się od pokładu i leci w kierunku Hotaru, po to, aby wylądować obok niej i zaoferować swoją pomoc.
~...~
Tak czy siak idzie zaklęcie Przejęcie częściowe [D] - para skrzydeł. Bo po co chodzić, skoro można latać?
Shiyume
Liczba postów : 454
Dołączył/a : 18/09/2016
Skąd : Zaświaty
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Wto Lis 08 2016, 19:00
Shiyume spojrzał z dumą na efekt swojego zaklęcia. Kiedyś stwierdziłby zapewne jedynie, że było to kolejne narzędzie do jego kolekcji. Od pewnego czasu miał jednak inne podejście do kwestii umierania i Nekromancji. Wierzył, że czyni słusznie. Wypełnia w końcu rozkazy samej Śmierci, dając umarłym możliwość odpokutowania swoich grzechów. Służba w Świecie Żywych jest chyba mniej okrutną opcją niż wieczne potępienie i cierpienie w Zaświatach. Parę chwil "życia" więcej, czy łamanie kołem i bieganie będąc obrywanym ze skóry? Cóż, dla większości ludzi wybór powinien być chyba oczywisty. Bo Śmierć nic miłego dla żołnierzy nie szykowała.
Mimo wszystko Masayoshi postanowił jednak przynajmniej chwilowo uszanować więź łączącą maga z jego... kamratami? Trudno mu było znaleźć lepsze określenie. Potem może każe wymierzyć im sprawiedliwość, chwilowo jednak Leinder miał się jednak skupić na defensywie, broniąc siebie i Nekromantę, w razie potrzeby używając swoich zaklęć defensywnych (Wzburzenie i Tarcza). I ewentualnie wystrzeliwując pocisk z kostura w stronę różowowłosej dziewczynki-najemniczki, która wyglądała na mocno poirytowaną całą tą sytuacją. Gdyby zaś "kolegowie" maga wody postanowili jednak go zaatakować, w ruch miały pójść kolejne pociski z kostura.
Co się tyczy samego Shiyume, ten postanowił odpocząć chwilę. Był w końcu mocno ranny. I z tą strzałą ewentualnie próbował coś robić, ale tylko wtedy, gdy nie pogorszyłoby to jego sytuacji. Potem podszedł bliżej Leindera, gładząc ręką Necronomicon. Położył na ramieniu maga wody rękę. Jeśli nieumarły kogoś zabije, Masayoshi zamierzał zebrać duszę pokonanego. W końcu bądź co bądź ożywieniec był tylko narzędziem w jego rękach, podobnie jak wcześniej miecz. Dlatego też o ile wolał się nie upewniać, czy każda zabita przez Leindera istota będzie traktowana jak zabita przez Shi, o tyle trzymając kontakt fizyczny z magiem wody dawał mu praktycznie gwarancję tego. W końcu trzymany miecz również dawał dusze.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Czw Lis 10 2016, 02:25
W powietrzu rozległ się dźwięk stali uderzającej o stal. Ezra momentalnie wykonał kilka kroków w tył, oddalając się od nowego zagrożenia, jakim okazał się być szczupły mężczyzna z peleryną z kapturem. Mag szybko ocenił swojego najnowszego przeciwnika, wciągając powietrze głębokimi haustami. Białe obłoczki powietrza opuszczały jego usta w rytm nierównego oddechu. Al Sorna zacisnął zęby, a na jego twarzy pojawił się grymas. Był już solidnie zmęczony, jedynym co utrzymywało go na nogach była żądza mordu i buffy które dawała mu jego magia. A tutaj jak na złość wyskakuje jak spod ziemi kolejny Minstrelczyk. Spojrzenie wężowych tęczówek przeniosło się na jego wcześniejszych przeciwników, którzy aktualnie znajdowali się na platformie złożonej z desek statku. - Pierdolona suka... Gdybym tylko miał więcej mocy...
Wyglądało na to, że zarówno chowaniec jak i wiedźma zostali wykluczeni z walki. Sądząc po obficie krwawiącej ręce, rudowłosa nie ucieknie za daleko, w dodatku szybko się wykrwawi o ile ktoś jej nie pomoże. Szybka ocena szans sprawiła, że białowłosy zarzucił pomysł ominięcia mężczyzny i zaatakowania Min. Wątpił, żeby tamten mu na to pozwolił, w dodatku wyglądał on na zaprawionego w boju wojownika. Chłopak czuł z jaką siłą tamten zablokował jego atak, a przecież miał po swojej stronie zaklęcia, które wzmacniały jego ciało. W dodatku udało mu się nadążyć za jego klingą, a energia magiczna maga znajdowała się na wykończeniu. Wyglądało na to, że Ezra znalazł się w sporych kłopotach... W tym momencie był w pełni skupiony na swoim przeciwniku. Zarówno Minerva jak i Bel przestali być dla niego istotni. Po raz kolejny on - Ezra Al Sorna - będzie musiał udowodnić światu, jak i sobie, że mimo swojej skazy nie można spisywać go na straty.
- Ezra. Nie rób tego. - cichy, rozkazujący głos w jego głowie zdradzał zaniepokojenie. Jednak trzeba było znać go równie dobrze co Al Sorna, by to wyłapać. Depore martwiła się o niego, lecz starała się zamaskować to gniewem. W odpowiedzi posłał jej jedynie zmęczony uśmiech. - Myślisz, że pozwoli mi odejść? Facet z pewnością widział moją walkę, a wygląda na doświadczonego wojownika. Na pewno domyśla się, że jestem zmęczony. - chłopak ujął rękę demonicy w swoją dłoń. - Poza tym... Jestem łatwą ofiarą, mam tylko jedną rękę, prawda? - Nie mów tak. Nie jesteś wcale taki sła- - Nie o to chodzi. - wszedł jej w słowo, kręcąc przy tym głową. - Widział jak walczę, widział na co mnie stać. A mimo to postanowił się wmieszać. Musi uważać, że może mnie pokonać. A ja nie mam już na tyle mocy, by osłaniać swoją lewą stronę ciała. Bursztynowe tęczówki Ezry wpatrywały się w tak podobne do jego własnych, pełne szkarłatu oczy Depore. Białowłosy czuł, jak jego ciało drży z zimna. Ciepło dobywające się z rany na plecach i spływające wzdłuż jego pleców tylko wzmagało to uczucie poprzez kontrast. Jego mięśnie protestowały przed tym co zamierzał uczynić, ale on na to nie zważał. Nie wycofa się. - Mam dla kogo walczyć... I mam dla kogo żyć. Nie zamierzam tu umrzeć. W umyśle Depore pojawiła się niewyraźna wizja, echo dawnych zdarzeń. Coś zimnego dotknęło jego policzka. Coś zimnego...i mokrego. Z trudem otworzył oczy, przeraźliwe zimno zaatakowało całe jego ciało, wbijając w nie tysiące ostrych igiełek, które przebijały się przez ubranie, skórę, mięśnie i kości, zdawać by się mogło, że godzą w samą duszę małego, ledwie dziesięcioletniego dziecka. Przez chwilę jego głowa była pozbawiona wszelkich myśli. Co tutaj robi? Czemu leży na śniegu? A potem wspomnienia powróciły, wypełniając oczy łzami. Zginęli. Wszyscy. Wszyscy w domu. Żołnierze Pergrande zabili wszystkich i podpalili rezydencję. Pan Sorna wraz z mężczyznami padł pierwszy, próbując odeprzeć atak. Pani Sorna...ocaliła go przed płonącą belką, która prawie go przygniotła. Mimo że nie była jego rodzoną matką. Nikt w tym domu nie był jego prawdziwą rodziną, a mimo to przygarnęli go jak swojego rodzonego syna, sprawiając, że nie musiał więcej żyć niczym zwierzę na ulicy. Widział, jak ponad 100-kilogramowy kawał drewna miażdży głowę osoby która stała się dla niego niczym matka, której nigdy nie miał, gdy wypchnęła go spod belki w ostatniej chwili, dzięki czemu przeżył. Prawa część twarzy paliła niczym przypiekana na ogniu. Bo i też to się z nią stało. Przerażony pobiegł w stronę wyjścia, jednak było zabarykadowane. Tak samo jak okna. Rozpacz, uczucie nieznane większości dzieci w pełni spowiła jego duszę, otulając ją niczym całun. Drapał i szarpał zabite wrota, jego delikatne paznokcie zdarły się, pokrywając palce ciepłą krwią. O dziwo nie płakał. A może to tylko panujący w środku żar i huczące za plecami płomienie wysuszyły łzy?
W końcu z trudem udało mu się wybić na zewnątrz deski zabijające jedno z okien za pomocą krzesła, które ledwo mógł unieść. W ostatniej chwili. Wyszedł przez okno i przewrócił się, przez co przeturlał się kilka metrów dalej się lądując w śniegu. Różnica temperatur i dopływ świeżego powietrza sprawiły, że chłopiec zemdlał...
Zaraz po pierwszym, napłynęło kolejne wspomnienie.
Chłopiec zamienił się już w młodego mężczyznę, Depore dawała mu nie więcej niż 16 lat. Stał przy prowizorycznej studni, znajdującej się w jakimś obozie wojskowym. Para chudych, ale silnych rąk uniosła do góry wiadro z wodą, wylewając jego zawartość na głowę. Długie, krukoczarne włosy przylepiły się do ciała, a Ezra przesunął je, odsłaniając swoje stalowoszare tęczówki. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, gdy zauważył, jak z niewielkiej odległości przygląda mu się młoda, niewysoka dziewczyna. Nie mogła być o wiele starsza od niego, dawał jej maksymalnie 20 lat. Na całkiem atrakcyjnej twarzy gościł dziwny wyraz, coś pomiędzy zaciekawieniem, a irytacją. Chłopak wzruszył ramionami, odwracając się, by założyć koszulę. - To dlatego wołają na ciebie "Biały Lis"? - usłyszał głos dziewczyny, a zaraz po nim kroki. Delikatne, acz silne palce dotknęły jego pleców, prześlizgując się po ogromnym tatuażu przedstawiającym białego lisa na jego plecach. Zamarł zaskoczony, by zaraz potem błyskawicznie się odwrócić, wpatrując się intensywnie w nieznajomą. - Nie mówisz za wiele, co? - mruknęła cicho pod nosem, a zaraz potem, już na głos powiedziała: - Mam na imię Kyo. Starszy oficer Kyo Tatsuya. A ty? Szare tęczówki wpatrywały się w nią uważnie, jak gdyby ją oceniały. Gdy cisza zaczęła przeciągać się w niezręcznie długi sposób, odpowiedział jej. - Ezra. Ezra Al Sorna. Szeregowiec. Czego ktoś zajmujący wyższe stanowisko chce od prostego żołnierza? - chociaż ton jego głosu był neutralny, dało się wyczuć, że chłopak jest raczej negatywnie nastawiony do swojej rozmówczyni. - Słyszałam o tobie wiele plotek. I owszem, zaciekawiły mnie jeśli o to miałeś zamiar zapytać. - odpowiedziała szybko, widząc jak w oczach tamtego pojawia się niechęć. - To, że masz tatuaż zakrywający poparzone plecy i blizny na twarzy już potwierdziłam. Ponoć przeżyłeś atak Pergrande na jakąś szlachecką rezydencję i uratował cię biały lis, to prawda? Ku zdziwieniu dziewczyny, na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech. Jednak od razu zauważyła, że jest to uśmiech pozbawiony wszelkiej wesołości. Czarnowłosy założył koszulę, zapinając powoli guziki. - Znowu ta głupia plotka? Nie, nie uratował mnie żaden lis, chociaż naprawdę przeżyłem taki atak. Ale nie jestem żadnym szlachcicem. Ci ludzie przygarnęli mnie wprost z ulicy i traktowali jak własnego syna. A biały lis na moich plecach to pamiątka po nich, to zwierzę było herbem rodu Al Sorna. To wszystko? Ezra odwrócił się, jak gdyby chcąc odejść, jednak poczuł, jak ktoś łapie go za koszulę. Zirytowany odwrócił się, a wtedy jego źrenice rozszerzyły się z zaskoczenia. Kyo stanęła na palcach i pocałowała go krótko w ustach, w jej oczach widział wyzwanie. - Oczywiście, że nie. Mam do ciebie więcej pytań.~
Wspomnienie urwało się momentalnie, przeskakując do momentu który demonica dobrze znała...
Błysk. Ostra klinga miecza tnąca jego ramię. Krew tryska z rany, a on sam przebija swoim ostrzem przeciwnika i zaciska zęby próbując powstrzymać okrzyk bólu. Wbija miecz w ziemię i osuwa się na kolana, zaciskając palce prawej dłoni na rękojeści. Czarne włosy rozsypane w nieładzie przesłaniają mu widok. Paznokcie przebijają skórę, która barwi dłoń na czerwono. Spoczywająca na śniegu kończyna wygląda dziwnie. Obco. Przed chwilą była jeszcze częścią jego ciała, a teraz jest jedynie bezwładnym strzępem mięsa. Wbija miecz w podłoże, słysząc jak otaczają go wrogowie. Jego życie za chwilę się skończy, a on nie czuje nic. Tak jak przez cały ten czas od śmierci Kyo. Nie boi się. Czuje jedynie...
...pustkę. Bezdenną otchłań samotności. Jednak gdzieś pośród tej wszechogarniającej ciemności zapala się płomyk. Z początku niewielki, ledwie iskierka, w mgnieniu oka rośnie do niewyobrażalnych rozmiarów. Czuje że pochłania ją całą. Białe włosy powiewają za nią gdy biegnąc w nadludzkim tempie przebija się przez szeregi żołnierzy. Pergrande. To oni napadli jej wioskę. Zabije ich. Zabije ich wszystkich... Pośle w otchłań nawet jeśli przy tym umrze. Ręka eksploduje bólem, gdy czarne tatuaże przebijają skórę. W powietrze wznosi się kilkadziesiąt olbrzymich czarnych ostrzy zmiatając w ułamku sekundy kilkuset przeciwników. Coś kapie jej na policzek. Wyciera płyn grzbietem dłoni, zostawiając na niej krwawą smugę. Rozgląda się zdziwiona, otaczający ją żołnierze gdzieś zniknęli, stoi w środku pustego okręgu pośrodku żołnierzy Pergrande. Na ich twarzach maluje się czyste przerażenie. Z nieba zaczyna padać deszcz krwi. Czerwona ciecz przesłania jej widok, więc ociera ją przedramieniem. Czuje, że w gardle narasta jej chichot, który przemienia się w histeryczny śmiech. Podoba jej się strach tamtych. Czas rozpocząć rzeź!
- Depore? - zabrzmiało powtórzone po raz któryś stanowczym głosem pytanie. - Nic... Nic mi nie jest. - demonica spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Wywarła na nim niezatarte piętno, naznaczając go na całe życie. A mimo to, nie miał jej tego za złe. Nawet jeśli w swoim krótkim życiu doświadczył wiele razy bólu i straty, nawet jeśli postanowił już nigdy przed nikim się nie otwierać, wybudować dookoła siebie niezniszczalny mur obojętności... Zaufał jej. To ona sprawiła, że ten mur pękał kawałek po kawałku, niszczony od środka. Ona z którą łączyło tego mężczyznę tak wiele. Jej kochanego, drogiego Ezrę. Wbrew sobie poczuła jak jej głos drży, gdy objęła jego twarz swoimi rękoma, podchodząc do niego bliżej. - Nie daj się zabić... Proszę. Błysk w zmęczonych oczach, łagodny ton z ust nienawykłych do przemawiania w ten sposób: - Ja wierzę w sie- Nie, wierzę w NAS. Pytanie czy ty sama wierzysz w NASZE siły? Poznała ten cytat, to ona użyła podobnych słów, gdy Ezra nieomal umarł w dojo podczas walki z Isamu. Uśmiechnęła się, przytulając go. - Dajmy z siebie wszystko, co?
Białowłosy wpatrywał się spokojnie w swojego przeciwnika, podczas gdy w jego głowie całą rozmowa z demonicą przebiegła w ułamku sekundy. Minstrelczyk z pewnością wyglądał na kogoś, kogo nie można lekceważyć. Ezra nie był pewien, co się z nim stanie po walce, gdy zaczną objawiać się negatywne efekty wzmocnień, ale nie zamierzał ryzykować z niczego, co mogło mu dać przewagę. Chwycił Meiyo no senshi w zęby, zaciskając je na chłodnej stali tuż za tsubą, w ten sposób, że klinga miecza, skierowana ostrą stroną ku przeciwnikowi wystawała po lewej stronie jego ciała. W razie gdyby naprawdę nie mógł inaczej zareagować, to postara się jakoś zablokować cios tym ostrzem, przechylając głowę. Oby nie musiał tego robić...
Jednocześnie poprawił chwyt na rękojeści Intetsu. Moc obu mieczy przepłynie przez jego ciało, wzmacniając je i dodając nowych sił (Buff: Siła i Szybkość +80% (Intetsu), Parowanie ataków łatwiejsze o 20%, Szybkość reagowania na bodźce: + 20%, Szybkość i Zwinność: +60% (Meiyo no senshi: 3 zablokowane ataki, 2 tury uczestnictwa w walce)). Jako że Al Sorna nie posiada lewej ręki, to postara się o to, żeby jego przeciwnik nie zaatakował z tej właśnie strony, zwracając się ku niemu nieco bardziej prawą stroną ciała, jednocześnie uważając na jego balans, tak aby szybki cios w Intetsu nie wytrącił go z równowagi.
Jeśli mężczyzna zaatakuje pierwszy - na co szanse powinny być raczej małe z racji buffów nałożonych na Al Sornę - wykonując cięcie, to Ezra spróbuje odskoczyć, jednocześnie zmieniając nieco tor lotu ostrza mieczem trzymanym w dłoni, korzystając przy tym ze swoich umiejętności wspomaganych magią (Szermierz lvl.1, Joker lvl.1). Kolejnym krokiem będzie szarża, Al Sorna ruszy szybko z miejsca, wykonując manewr jakby chciał ominąć mężczyznę z lewej strony, zabezpieczając przy tym swój słaby punkt przed wystawieniem na ciosy. Jako że białowłosy nie wie, czy jego przeciwnik jest w zbroi - aczkolwiek tocząca się dookoła bitwa pozwalała to spokojnie uznać za pewnik - ani nie znał jego umiejętności, to nie będzie wchodził z nim w długotrwałe wymiany ciosów. Korzystając z okazji wykona krótki, błyskawiczny cios, starając się trafić tamtego w pachwinę, dźgając ostrzem w miejsce gdzie powinny się znajdować szczeliny w zbroi, licząc na to, że tamten postara się uniknąć ciosu, bądź go skontrować. Gdyby tak się stało, wykona zwrot całego ciała, jednocześnie tnąc mieczem trzymanym w zębach, by przy wtórze warkotu opuszczającego jego gardło oddzielić głowę tamtego od tułowia, bądź poważnie go zranić. Użyje przy tym mocy ostrza zwanej Nieustępliwością, by pozbyć się wszelkich wątpliwości i zwiększyć tym samym szansę powodzenia ataku o 40%. Ezra nie będzie się kłopotał odzyskaniem Intetsu, wiedząc że ostrze i tak niedługo zniknie. Zamiast tego chwyci Meiyo no senshi, starając się zablokować ewentualną kontrę, bądź dobić przeciwnika.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Czw Lis 10 2016, 02:45
MG:
Hotaru i Abri vs Ejji: Wróżka rozpoczęła ofensywę strzałami, jednak mag z zaskakującą sprawnością je zbijał. Ba! Hotaru miała wrażenie, że przychodzi mu to aż nazbyt łatwo. Jednak jej strzały, wycelowane po części w niego, po części w Shiyume go zirytowały. Sprawiły, że ten ruszył na nią, jednakże nagle... odczuł jak na klatce piersiowej i udach coś mu się zaraz stanie. Nie dostrzegł tego, ale jego wyczulone zmysły najpewniej pozwoliły mu zareagować, by ograniczyć obrażenia. Tak się mu przynajmniej zdawało, gdy zatrzymał szarżę jakieś 3 metry od Hotaru, która zaczynała się wycofywać, jednak strzelając i celując z łuku szło to wolniej. No i nagle jeszcze obok niej doleciała jakaś białowłosa dziewczyna ze skrzydłami, chcąc jej pomóc. Ejji: 55 MM | Maguneshiumumōdo 1/2 | Możliwe, że skóra trochę zdarta z prawego polika, skaleczenie na prawym ramieniu, piecze, rozcięta klatka piersiowa, powoli krwawi i irytuje. Z przodu obu ud również posiada rozciętą skórę, która krwawi i z racji umieszczenia utrudnia trochę przemieszczanie się, większość ran Ejjiego nie jest poważna, raczej utrudnia Hotaru: 47 MM | Rozcięte lewe ramię, piecze i trochę krwawi | 7/20 strzał Abri: 108MM | Skrzydła 1/3 Ejji pierwszy
Minerva: Wiedźma zdecydowanie przeceniła swoje zdolności. Uniosła się w górę wraz z Belem, dostrzegła Hotaru, ale... nie była w stanie do niej dolecieć. Wylądowała przy zwłokach jakichś midijczyków, którzy najwyraźniej próbowali dostać się na nietonący statek. Dzięki kontroli platform była w stanie się tam utrzymać i nie sturlać na dół. Ale świadomość jej uciekała. Ba! Miała problemy z tym, by po prostu leżeć i ją zachować. A pyszne... mięso... midijskiego... żołnierza... było... na... wyciągnięcie... ręki... Stan: 0 MM | Statek 2/4 | Rozcięta lewa ręka od dłoni po bark, rana wchodzi jeszcze na plecy. Boli i krwawi jak cholera. | Miotła zmienia się na zmiotkę i kijek. Bo tak przecięta. Na granicy świadomości. Ból brzucha, tracisz świadomość powoli Bel: | Rana na plecach, pobolewa i przeszkadza troszku, poranione łapy, pysk. Boli i irytuje. Mokry, sierść się przykleja do ran. Wkurwiony. Mocna rana na prawej łapie, utrudnia poruszanie się.
Abri: Tak czy inaczej Abri udała się za Minervą, bo jej przeciwniczka była jak zmieniona w słup soli. A Minerva cóż... średnio kontaktowała. Abri miała wątpliwości, czy w ogóle ją usłyszała. Udała się więc do Hotaru. A ta wyglądała na to, że mierzyła się z jakimś zdolnym, młodym szermierzem... Stan: 108MM | Skrzydła 1/3
Shiyume; Skupienie na defensywie i uszanowanie woli Leindera sprawiło, że... nastąpił impas. Działania różowowłosej i jej walka z Ejjim również utrudniała niedawno zmarłemu użycie kostura, by jej poprzeszkadzać. Mimo wszystko, wcześniej wytworzył sobie trochę wody i teraz Shi wiedział, że Minstrelczyk miał możliwość przeprowadzenia natarcia. Choć nie chciał. No i jego towarzysze również go nie chcieli zaatakować, choć z wyraźną pogardą patrzyli na nekromantę. Mimo wszystko... mieli Midi do pokonania. Stan: 17 MM | Skrytobójca 3/3, 1 Dusza, Lainder, 2 szkatułki zajęte, maksymalna ilość many zmniejszona o 20 (110) | Rana na prawym boku, niezbyt głęboka, ból nosa, krwawienie z niego, możliwe złamanie, strzała w lewym ramieniu | Leinder: 80MM
Ezra: Oj, działo się. Szybkie przewinięcie wspomnień i przygotowanie do ataku. Ale o diwo... jego przeciwnik schował swoją lewą rękę za plecy, najwyraźniej uznając, że walka ta powinna być honorowa i wyrównana dla obydwu mieczników. Ale mimo tego... miał w sobie to coś. Zblokował atak na pachwinę, jednocześnie wykonując niski obrót, by wykorzystać blok i siłę płynącą z starcia dwóch ostrzy na pęd, na obrót. W ten sam sposób zablokował kolejne cięcie Ezry, acz... zatrzęsło nim. Cios maga naprawdę namieszał mu w szykach, tak, że musiał się cofnąć o kilka kroków. Wciąż jednak... nie używał lewej ręki. Stał i obserwował Ezrę, uważnie go obserwując. Ezra: 6 MM | Intetsu 2/2 | Obolała mocno głowa, rany na plecach zaczęły się otwierać i krwawić, a co gorsza boleć i odzywać.
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Czw Lis 10 2016, 18:54
To dość zabawne, a zarazem całkiem irytujące, że jednak trzeba z taką walczyć. Cóż mogę na to poradzić? Pozwolić odejść? Śmiem wątpić, żeby tak po prostu posłuchała. Zresztą nadszarpnęłoby to dość mocno mój złowieszczy wizerunek! Nie mogę sobie pozwolić na łagodność czy też politowanie! Sorki, ale tak chyba musi być... Przybycie kolejnej niewiasty zostaje zauważone i docenione, ale to właśnie różowowłosa dziewczynka z łukiem jest celem. Jest wystarczająco blisko. Dwa, może trzy, dalsze wykroki wystarczą by do niej sięgnąć. Nawet z tymi irytującymi ranami... Cóż... Jakoś trzeba będzie je przeboleć. Inaczej może to się zakończyć jeszcze gorzej, więc trzeba zacisnąć ząbki i walczyć dalej! Później będzie czas, żeby się nimi martwić. Później się je wyleczy... Wpierw jednak należałoby się pozbyć wszelkiego zagrożenia.
Z takiej odległości raczej niewskazane byłoby jej strzelać. Ile zdążyłaby zrobić, nim bym ją dopadł? Wyciągnąć strzałę? Może nawet nałożyć ją na cięciwę, ale cóż więcej? W tak bliskim starciu nie powinna mieć większych szans. Zaś czy ta jej skrzydlata towarzyszka zdąży zareagować, nie mam pojęcia. Być może próbowałaby przeszkadzać, lub... Raczej nie przyleciała po to, żeby się biernie przyglądać. W razie, gdyby jakoś za bardzo by się napatoczyła, odpędziłbym się od niej dość obszernym cięciem, tym mieczykiem, którym miałbym do niej bliżej. A mieczyki mam dwa, więc na jednej i na drugiej mógłbym się skupić... Ruszając na dziewczynę z łukiem, pochyliłbym się, by sprawiać wrażenie niższego i w razie czego łatwiej sięgnąć ostrzem jej kolan. Od tego wypadałoby zacząć, czyli od nie umożliwienia jej ucieczki. Zaś drugim ostrzem, o ile nie trzeba by było odganiać się od jej latającej przyjaciółki, ciąłbym po skosie, od dołu w górę, celując głównie w rękę, w której dziewczyna trzyma łuk. Jak nie będzie mogła z niego strzelać, to będzie jeszcze lepiej i w miarę nastanie spokój... Jednakże jakoś potrafi czarować... Gdyby nie potrafiła, to skąd wzięłyby się te rany? Czy koniecznie trzeba ją zabić, żeby nie sprawiała problemów? Nie każdy lubi się poddawać i siedzieć bezczynnie... A ta jej towarzyszka... Cholera! Co się będę nimi przejmował?!
Moja sytuacja jest na tyle korzystniejsza, że działam zupełnie sam, a one dwie raczej będą się troszczyć jedna o drugą, by żadna nie została zraniona. Ich uwaga będzie podzielona, moja nie... Nie zależy mi tu na nikim. Wszystko działania tutaj mają tylko i wyłącznie doprowadzić do jak najszybszego zakończenia tej bitwy, żeby ją przeżyć... Co trzeba będzie zrobić, żeby to osiągnąć? Ilu trzeba będzie zabić i kogo? To bez znaczenia... Nikt tutaj nic dla mnie nie znaczy... Zaś te dwie dziewczyny, są tylko kolejnymi przypadkowymi osobami, które miały na tyle mało szczęścia, że spotkały mnie na swojej drodze. Któraś z nich będzie musiała za to ucierpieć...
Jeżeli ta skrzydlata byłaby za bardzo natrętna i nie wystarczyłoby tylko raz odpędzić się od niej mieczem, a ta z łukiem poczęłaby już sobie uciekać, to swoją uwagę przeniósłbym na tę latającą. Ona jednak nie musi być tego świadoma. Udawałbym całkowite skupienie na łuczniczce, kontynuując atak na nią, ale uważałbym na tę ze skrzydłami, a jak tylko zbliżyłaby się, by coraz bardziej przeszkadzać, wyskoczyłbym do niej, by wbić w nią obydwa ostrza, najlepiej w nogi, by ściągnąć ją na dół. Gdyby zaś stanęły obok siebie, to jednak ta z łukiem wydaje się być bardziej niebezpieczną i to ją wolałbym zranić... W razie czego ta skrzydlata zabierze ją z pola walki... Jeżeli uciekając nie byłyby w stanie do kontynuowania bitwy, wtedy bym im odpuścił. Wszakże jest tu jeszcze wielu, których należałoby się pozbyć. Jedyne czym one mi tutaj zawiniły, to tym, że są... Nie miałbym nic przeciwko jeżeliby zniknęły... Gdybym spotkał je w innych okolicznościach, to zapewne nigdy nawet nie próbowałbym z nimi walczyć. Ale tu jest inaczej... Tu jest wojna... I wypadałoby ją przeżyć...
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Pią Lis 11 2016, 12:55
- Hotaru! - wykrzyknęła zbliżając się do dziewczyny, ale nie zrobiła tego, co byś może po niej oczekiwano. Nie rzuciła się w stronę przeciwnika, choć początkowo miała taki plan. Wystarczył jej krótki rzut okiem na sytuację, żeby wiedzieć, że w walce z nim za bardzo nie poszaleje. Nie ona. Ale mogła zrobić coś zupełnie innego. Złapała Hotaru i uniosła ją w powietrze. Czy to w ostatniej chwili przed nadchodzącym atakiem, czy też nie - to nie od niej zależało. Chciała unieść towarzyszkę w górę. Walka na zamarzniętym pokładzie do łatwych należeć nie mogła. - Póki mogę będę twoimi skrzydłami. Mów mi jak sie dopasować - powiedziała dziewczynie starając trzymać ją tak, aby umożliwić korzystanie z łuku. To była najlepsza z możliwych opcji. Mogła spokojnie unieść Hotaru, a jeśli okaże się, że nie utrzyma jej za długo, będzie mogła zostawić ją w bezpiecznym miejscu. Łucznik walczy z dystansu. Czy mogła zrobić coś lepszego, od tego, aby dać jej ten dystans? I tak, unosząc się z Hotaru, skupiającą się na przeciwniku, Abri wykonuje jej polecenia. Czy to "trochę w prawo", czy to "zrób coś żeby uwolnić mi rękę", czy nawet "zbliż sie do tego lub tamtego" - biała to robi przy okazji szukając miejsca w którym będzie mogła łuczniczkę odstawić. *Jeśli dane jej będzie znaleźć takie miejsce i jeśli Hotaru zechce skorzystać z tej opcji i być tam zostawiona - Abri to zrobi i wróci do walki. Wtedy odlatując od wróżki, rzuci jej krótką prośbę o wspieranie jej działań i rzuci się w stronę Ejji'ego tak, aby atakować go Czarną Wskazówką z upierdliwością muchy, która tylko chce na kimś przysiąść na chwilę, tylko po to, aby ją znowu przegoniono i znowu przysiąść. Tylko, że Abri nie będzie przysiadać na przeciwniku, ale będzie starała się zaatakować go Wskazówką. A to tutaj machnąć na rękę i szybko odlecieć, A to z drugiej strony zamachnąć się na plecy i znowu szybko odlecieć. A to może od frontu spróbować dźgnąć w tors lub w brzuch i znowu szybciutko odlecieć, a to zaś z innej strony znowu w rękę... Przy całej akcji bardzo uważa, aby nie zostać zranioną. Najmniejszy ruch przeciwnika powoduje w niej odruch ucieczki. Abri nie chce być zraniona. I stara się też uważać na skrzydła. Nie chciała, aby te zostały zranione. Nie lubiła gubić piór. Owszem, zawsze mogła pożyczyć skrzydeł od innego ptaka, ale nie o to chodziło... Trzeba tutaj również zaznaczyć, że Abri skupia się przede wszystkim na ostrożnej walce, ale jednak walce. Nie stara się na siłę umożliwić Hotaru okazji do ataku - wprawiona łuczniczka powinna sama znaleźć sobie taką okazję. Skrzydlata zwraca szczególną uwagę na ruchy przeciwnika, a szczególnie na jego ostrza. Korzystając ze wszystkich swoich umiejętności jakie posiada, stara się jak najskuteczniej unikać jego ataków. I tak też sie dzieje, w przypadku, kiedy Ejji przypuszcza atak na jej nogi - dziewczyna stara się ja najszybciej uciec z zasięgu jego ostrzy przy okazji zasłaniając się własnym. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli zostanie zraniona - walka będzie skończona... *Ale jeśli Hotaru nie będzie chciała być zostawiona i korzystać z możliwości lotu jak najdłużej, to oczywiście nie jest dla Abruszki żadnym problemem. Dalej będzie jej skrzydłami, a nuż i podpowie do kogo i z której strony strzelać. Może Hotaru strzeli w tego, który tylko stoi i rozkazuje?
Minerva
Liczba postów : 251
Dołączył/a : 01/01/2015
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Pią Lis 11 2016, 14:58
Było źle. Bardzo źle. Zdawać by się mogło, że największe niebezpieczeństwo już minęło, a jednak życie Minervy dalej było zagrożone. I nie mogła krzyknąć po Hoś, bo nawet nie wiedziała, czy obecnie cokolwiek by z siebie wydusiła nie mówiąc już o tym, że mogłaby ściągnąć na siebie uwagę nieodpowiednich osób. Bel widząc, co się święci złapał w kły rękę midyjczyka dociągając j bliżej Minervy, a żeby ta mogła się posilić. Jeżeli to dalej będzie za mało, to jak pisklę - Bel odgryzałby mięso z Midyjczyka, a zamiast połykać zaniósłby je wiedźmie. Byle żeby mogła coś zjeść, nabrać siły. Dalej to jednak nie rozwiązywało problemy ręki, ale w obecnym stanie i tak nic z nią nie mogła zrobić. Mogła tylko liczyć na to, że przestanie krwawić, a Minerva utrzyma świadomość, o któą tak bardzo walczyła. bel z resztą też - w razie potrzeby był gotów drapnąć boleśnie wiedźmę, byleby wróciła jej świadomość.
Shiyume
Liczba postów : 454
Dołączył/a : 18/09/2016
Skąd : Zaświaty
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Pią Lis 11 2016, 22:26
Shiyume spojrzał na wysiłki najemnika, walczącego już z dwójką czarodziejek. Nie zamierzał się jakoś specjalnie wtrącać, jednak na wszelki wypadek polecił Leindarowi ochronienie za pomocą defensywnych zaklęć tego chłopaka, gdyby pomknął w jego stronę jakiś atak, którego nie sposób było inaczej zablokować. Mimo wszystko strata tak interesującego obiektu mogłaby być rozczarowująca. Nie chciał się jednak wtrącać bardziej niż to będzie koniecznie, wolał postawić na defensywę i kontynuować odpoczywanie.
Masayoshi wyostrzył jednak swoje magiczne zmysły. Potrafił wyczuwać śmierć, na tak bliskim zasięgu powinien być w stanie wyczuć śmierć potężniejszych jednostek. Gdyby jakiś silniejszy mag zginął, zamierzał się nim zainteresować potem. Jednocześnie dalej starał się wykorzystywać Leindera do defensywy. Nie potrzebował atakować, jemu ten impas dość odpowiadał i najwyraźniej jego wrogom też. Z przeprawianiem dusz na tamten świat postanowił poczekać do końca walki.
Oczy Śmierci
Spoiler:
W zasadzie nie jest to zdolność oparta na wzroku, Nekromanta jest jednak wstanie wyczuwać śmierć. Tutaj jednak trudno być pewnym, jak skuteczne to się okaże, zależy to bowiem od wielu czynników. Najłatwiej Nekromancie wyczuć jest śmierć bliskich i masowe mordy. Tak więc zginie mu dziewczyna na drugim końcu świata - będzie wiedział; ktoś wymorduje całą wioskę w okolicy - będzie wiedział. Ewentualnie wyczuje też Maga Śmierci czy innego Nekromantę. Nekromanta może też od razu odróżnić osobę z Mroczną Duszą od tej z Czystą. No, i jako dodatek - przy używaniu magii oczy Nekromanty świecą się lekko na jasnozielono, przy niektórych zaklęciach może się też pojawić trochę zielonkawej mgły. Shiyume zdarza się też czasem obudzić z siwymi włosami, a następnego dnia z powrotem z czarnymi.
Necronomicon
Spoiler:
Necronomicon, czyli księga umarłych. To w niej znajdują się wszystkie zapiski Nekromanty z jego badań, jak również w niej zapieczętowane zostają dusze wszystkich zabitych przez Nekromantę grzeszników, czyli posiadaczy Mrocznych Dusz. Zapieczętowana dusza powoli się oczyszcza, zazwyczaj trwa to nie więcej niż tydzień fabularny, wyjątkiem są tu osoby z wielkimi zbrodniami na koncie. Jeśli w Necronomiconie "czyści się" aktualnie jakaś dusza, można ją wykorzystać do wzmocnienia jakiegoś zaklęcia. Istnieją dwie opcje:
zastąpić konieczność czyjejś śmierci (np. zastępując żywą ofiarę w zaklęciu Necro - Geboku, czy wzmacniając Soul Siphon) wykorzystaniem Mrocznej Duszy
użyć duszy jako debuffa lub buffa na dowolną osobę, obniżając/podwyższając dowolną jej umkę o 1 poziom na 3 posty
W opcji nr. 1 nie można wykorzystać Mrocznej Duszy, z której śmierci magia Nekromanty już skorzystała. Niezależnie od użytej opcji, Mroczna Dusza natychmiastowo kończy swoją pokutę, stając się czystą. W przypadku wspomnianych wcześniej dusz z wielkimi zbrodniami na koncie, pokuta trwa nadal, nie można jednak takiej duszy znów wykorzystać.
Hotaru
Liczba postów : 756
Dołączył/a : 14/08/2012
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Pią Lis 11 2016, 22:48
Plan był ostry. Nie chciała w żaden sposób nikogo uszkodzić, skrzywdzić, ani zabić. Usłyszała głos Abri, towarzyszki z jej gildii. Musiała jednak jeszcze raz opóźnić szermierza. Od razu puściła ostrza z nadzieją, że spowolnią one mężczyznę na tyle, by jej towarzyszka zdążyła ją opuścić. W co celowała? No starała się mimo wszystko w głowę. Nie chciała go zabijać, jednak co głupia wróżka może wiedzieć o zadawaniu ran? W gruncie rzeczy Hotaru bardzo wierzy w umiejętności Abrusi. Na razie ma aspirację, tylko na to by odlecieć daleko od szermierza. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Abri uniesie ją i wszystko pójdzie zgodnie z planem kobiet, wtedy Hotaru skupi się na Shiyume. Postara się strzelić w niego strzałą. Robin Hoodem to jeszcze nie można jej nazwać. Jednak cała jej determinacja byłaby skupiona na tym. - Abri, co z Minervą? - krzyknęła jeszcze podczas lotu. Zamartwiała się towarzyszką wojny. Dziwnie byłoby, żeby jedna z niewielu wiedźm, które zna Hotaru, umarła.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Sob Lis 12 2016, 00:34
Ezra miał ochotę wyć ze złości. Dosłownie. Ze złości i zmęczenia. Miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę i schować się w jakimś spokojnym kącie. A potem spać przez kilka dni bez przerwy. Potężne cięcie jakie wyprowadził zatrzęsło co prawda jego przeciwnikiem, ale nie zraniło go. Wyglądało na to, że przeciwnik jest o wiele lepiej wyszkolony od Al Sorny. - Jesteśmy niczym miecze, które dzierżymy. - odezwie się do tamtego we Wspólnym języku, nie wiedział jednak, czy tamten go zrozumie.
* Białowłosy prychnął zirytowany pod nosem, widząc jak tamten uniesiony honorem i dumą chowa za siebie jedną rękę. Wyglądało na to, że trafił na "prawego" rycerza. Takiego, który potrafi nawet zrezygnować z przewagi jaką dają mu obie ręce, byleby tylko pojedynek toczył się na równych zasadach. Mimo wszystko Al Sorna musiał przyznać, że tamten zasłużył sobie a odrobinę szacunku. Ezra cofnął się dwa kroki, oddalając nieco od swojego przeciwnika. Bursztynowe tęczówki oceniały przeciwnika. Nagle chłopak korzystając ze swojego miecza wyciął w lodzie przed sobą prostą linię, by potem schować miecz do saya i zająć pozycję umożliwiającą wyjęcie ostrza jednym płynnym ruchem. Gdy już to zrobił, spojrzał wyczekująco na swojego przeciwnika.
Ezra postara się skorzystać z poczucia honoru przeciwnika. Powinno mu się udać sprowokować go do rozstrzygnięcia starcia poprzez jedno decydujące cięcie. Korzystając ze swoich możliwości oraz mocy miecza mag GH włoży w to cięcie wszystkie swoje siły (Szermierz lvl.1, Joker lvl.1; Parowanie ataków łatwiejsze o 20%, Szybkość reagowania na bodźce: + 30%, Szybkość i Zwinność: +80%; 3 tury uczestnictwa w walce, 4 zablokowane ciosy). Już raz znajdował się w podobnej sytuacji i przeżył, a wtedy przeciwnik z którym się mierzył był o wiele potężniejszy. Isamu już dawno by go zabił. Dlatego też gdyby udało mu się sprowokować swojego przeciwnika, to błyskawicznie dobędzie miecza, tnąc potężnie w poprzek ciała swojego oponenta, jednocześnie starając się jakoś zablokować i uniknąć jego ataku. Prawdopodobnie cios wycelowany będzie w prawą stronę ciała, dlatego też białowłosy będzie wiedział na co mniej-więcej uważać. Istniała jednak możliwość, że jego przeciwnik zaatakuje z innej strony, dlatego na nią chłopak też będzie uważał. Gdyby widział, że nie uda mu się przegonić lub uniknąć ciosy, to postara się zaskoczyć mężczyznę, korzystając z lodu, by wślizgnąć się z nogi przeciwnika, przewracając go na siebie, jednocześnie tnąc mieczem tak, by zabić.
*Jeśli jednak przeciwnik zaatakuje pierwszy, lub wda się w wymianę ciosów, to Ezra będzie starał się parować jego ciosy, ostrożnie przemieszczając się po lodzie by nie przewrócić się na nim, cały czas pozostając na granicy zasięgu miecza swojego oponenta. Kiedy wyczuje odpowiedni moment, wykona gwałtowny zwrot tułowia, sprawiając, że luźno zwisający rękaw kimona powędruje w stronę oczu jego przeciwnika, ograniczając mu widoczność. Wtedy też Ezra postara się zaatakować, jednym, błyskawicznym cięciem, starając się rozciąć szyję wroga, bądź pozbawić go głowy.
Gdyby tamten złapał jego rękaw i starał się wytrącić Ezrę z równowagi lub wykorzystać ten moment do ataku, to Biały Lis szybko odetnie kawałek ubrania, co powinno wytrącić tamtego z równowagi. Kolejnym krokiem będzie szybki niczym myśl kontratak, wymierzony w dłoń którą tamten trzymał miecz. Al Sora spróbuje pozbawić go tej części ciała, zaś jeśli będzie pewien, że tamten nie wyprowadzi kontry, to zabije go na miejscu.
Ogólnie Ezra stara się wyczuć swojego przeciwnika i nie wdawać w siłową wymianę ciosów. W końcu posiada jedną rękę, jest więc świadomy tego, ze jego ciosy nie będą tak silne jak jego przeciwnika, gdyby tamten nagle zapragnął użyć obu dłoni. Ponadto Al Sorna ostrożnie porusza się po śliskiej powierzchni. Jest już zmęczony, jednak wie, że magia jego miecza wzmacnia go wraz z upływem czasu, więc nie będzie wykonywał ryzykownych ataków.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Sob Lis 12 2016, 01:57
MG:
Hotaru i Abri vs Ejji i Shiyume: Cóż, walka była niezwykle ciężka i zacięta. Ejji zaatakował, a Abri w tym czasie próbowała zabrać Hotaru z pola walki. Jej działania były jednak trochę wolniejsze i cięcia Ejjiego, choć dosięgły celu i zraniły obie czarodziejki, koniec końców nie dały zbyt zadowalającego rezultatu. Co ciekawe, cięcia wiatru Hotaru zostały zblokowane wodną tarczą, która pojawiła się dookoła Ejjiego, powstrzymując ofensywę. Dwie strzały posłane w nekromantę zostały zablokowane również wodą. Z tego pola widziały dwójkę magów (i jednego zombie), a dookoła przywołańca Shiyume była wodna kałuża, z której to powstały owe dwie niewielkie tarcze, które zblokowały strzały posłane w summonera. A Abri czuła, że za bardzo nie pounosi Hotaru. Ale za to widziały ledwie żywą Minervą, która coś próbowała kontaktować, acz krwawiła dość ostro. Ejji: 55 MM | Maguneshiumumōdo 2/2 | Możliwe, że skóra trochę zdarta z prawego polika, skaleczenie na prawym ramieniu, piecze, rozcięta klatka piersiowa, powoli krwawi i irytuje. Z przodu obu ud również posiada rozciętą skórę, która krwawi i z racji umieszczenia utrudnia trochę przemieszczanie się, większość ran Ejjiego nie jest poważna, raczej utrudnia Shiyume: 17 MM | 1 Dusza, Lainder, 2 szkatułki zajęte, maksymalna ilość many zmniejszona o 20 (110) | Rana na prawym boku, niezbyt głęboka, ból nosa, krwawienie z niego, możliwe złamanie, strzała w lewym ramieniu | Leinder: 60MM Hotaru: 47 MM | Rozcięte lewe ramię, piecze i trochę krwawi, rozcięte nogi na wysokości piszczeli, krwawią i pobolewają | 5/20 strzał Abri: 108MM | Skrzydła 2/3 | Rozcięty bok lewego uda, piecze Abri i Hotaru pierwsze
Minerva: Kobieta zdecydowanie nie należała do tych w najlepszym stanie. Ciągle upływająca krew z rany sprawiała, że czuła się coraz gorzej. Bel w trosce o swoją panią przynosił jej kawałki pobliskiego midijczyka i ją... karmił. Chyba tylko ten posiłek, przełykany z trudem, utrzymywał ją przy świadomości. Potrzebowała szybkiej pomocy medycznej. Posiłek (bo umka, bo pwmka) dał jej kilka cennych chwil. Nie mógł jednak zregenerować jej utraconej krwi ani zasklepić ran. A to one tak bardzo ją osłabiały. Stan: 0 MM | Statek 3/4 | Rozcięta lewa ręka od dłoni po bark, rana wchodzi jeszcze na plecy. Boli i krwawi jak cholera. | Miotła zmienia się na zmiotkę i kijek. Bo tak przecięta. Na granicy świadomości. Ból brzucha, tracisz świadomość powoli Bel: | Rana na plecach, pobolewa i przeszkadza troszku, poranione łapy, pysk. Boli i irytuje. Mokry, sierść się przykleja do ran. Wkurwiony. Mocna rana na prawej łapie, utrudnia poruszanie się.
Ezra: Przeciwnik słysząc słowa Ezry wyprostował się i odpowiedział: -W sztuce fechtunku zaklęta jest dusza wojownika. - wręcz równie poetycko co mag mrocznej gildii. Już miał zgodzić się na rozstrzygnięcie tego w jednym cięciu, gdy nagle... odskoczył w tył, w ułamku sekundy unikając od lodowego sopla, który wyrósł tuż przed nim, a miał zamiar najpewniej go przebić. Po nim, następne trzy zaatakowały. -Rany... mało brakowało, a bym umarła od tamtej latającej suki... - usłyszał w wspólnej mowie Ezra zza swoich pleców, po czym poczuł delikatny dotyk na plecach. Chłodne uczucie ukoiło ból i najwyraźniej zamknęło rany. Co więcej, w miejscu kikuta zaczęła wyrastać lodowa ręka, którą... mógł się posługiwać. Sprawcą tego zamieszania była kobieta. Ta sama, co zamroziła wodę i ta sama, która się trochę przez Arisu potłukła. Najwyraźniej już się rozmroziła, jednak "odłupane" i popękane kawałki pozostawiły na jej ciele masę blizn i ran. Ba, kulała ledwo, ale wciąż mogła walczyć. I wobec tych rewelacji jego przeciwnik chwycił pewnie miecz oburącz, spoglądając na duet. Najwidoczniej nie planował ustąpić. Ezra: 6 MM | | Obolała mocno głowa, rany na plecach zamarzły, jednak nie odczuwa się wielkiego bólu i chłodu, nie krwawią. Lodowa ręka
Ostatnio zmieniony przez Kufel dnia Sro Lis 16 2016, 02:57, w całości zmieniany 1 raz
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Wody okalające St. Ameil Sob Lis 12 2016, 12:20
Abri unosiła się wysoko nad polem walki cały czas trzymając Hotaru. Rana którą otrzymała rozproszyła ją totalnie - nie wiedziała co powinna zrobić, ani jak się zachować. Czy walczyć dalej? Ale... Ranna Abri nie walczy. Zawsze, kiedy była raniona wycofywała się z walki. Powód ku temu był prosty - Abri nade wszystko ceniła sobie życie. Nie ważne kim, lub czym była, jedno było pewne. Umrzeć nie chciała. Dlatego właśnie pojawienie się jej krwi, choćby tylko niewielkie, powodowało uruchomienie się w jej umyśle instynktów przetrwania. Jeszcze kiedy walczyła jako drapieżnik, mogła przedłużać walkę, ale kiedy walczyła w ludzkiej postaci, nie potrafiła myśleć o niczym innym niż o odwrocie. I tak też zrobiła, kiedy tylko dostrzegła Minervę. Czas pomóc towarzyszce. Skieruje się w stronę wiedźmy tak szybko jak tylko może, cały czas zwracając uwagę na wszelkie przeszkody, które mogą jej stanąć na drodze, czy pociski zmierzające w ich stronę. Minerva była na innym statku. W jej najbliższej okolicy było w miarę bezpiecznie - większość ludzi to tylko ciała. Po policzku białowłosej popłynęła kolejna samotna łza. Co ona tu w ogóle robiła? Jak tutaj trafiła? Walczyła dla obcego państwa, którego nawet nie znała. Dla tego konfliktu wyrzuciła ludzi za burtę i nawet pozwoliła się zranić. Wszystko to po co? Dla pieniędzy? Czy dla zaspokojenia własnych przerośniętych ambicji? Tak jakby Minstrel miał mało ziem. Nie, oni jednak muszą iść na wojnę i bezsensownie tracić życie. Jeszcze zwołać magów z Fiore, żeby wybijali sie wzajemnie. Nagle w głowie Abri pojawiła się myśl. Może właśnie o to im chodziło? Tak czy inaczej koniec żartów. Czas zakończyć te walki... Ale najpierw Abri, niosąc drugą wróżkę zmierza do Minervy. Jeśli udaje jej się to zrobić bez większych problemów, ląduje na pokładzie tuż obok wiedźmy i pozwala Hotaru zająć się ranną. - Co mam robić? - zapyta towarzyszkę. Abri nie znała się na pomaganiu rannym. Nie potrafiła nawet dobrze owinąć bandaża, a co dopiero wiedzieć w jaki sposób dbać o rany czy nawet przedłużyć rannemu życie. Nie...ona była w tym totalnie kiepska. Ale nawet pomimo tego mogła się na coś przydać i przyspieszyć proces udzielania pierwszej pomocy. Jeśli Hotaru poleci jej znaleźć coś, czym można owinąć ranę, dla Abri to nie będzie większym problemem - wokół było mnóstwo ciał. Dziewczyna ugryzie się w policzek, dla odzyskania przytomności umysłu i zacznie zdobywać wszystko to, czego będzie potrzebowała Hotaru. Jeszcze dopóki ma skrzydła, to jest bezpieczna. Ale co później? - Minervo, jeśli utrzymasz się w pozycji siedzącej i nie spadniesz, mogę cie stąd zabrać - powiedziała. Miała plan, ale żeby go wykonać byłoby bezpieczniej, gdyby mogła najpierw zabrać dziewczyny i Bela z pola bitwy. Ważne było, aby Minerva potrafiła się sama utrzymać. Hotaru wzięłaby wtedy Bela, a ona sama zrobiłaby najważniejsze. Ale musiała to wszystko powiedzieć przed rozpoczęciem działania. Później dziewczyny jej nie zrozumieją...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.