I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Opuszczone tereny fabryczne Wto Kwi 29 2014, 19:52
First topic message reminder :
Oddzielone wysoką bramą tereny miasta Artail, obejmujące swoją powierzchnią szereg nieużywanych już budynków fabrycznych, wcześniej pełniących kluczową funkcję produkcyjną w trakcie budowy miasta, teraz bezużytecznych z racji przestarzałych (jak na standardy miejskie) technologii na terenie zakładów. Tereny te stosunkowo szybko, bo ledwie kilka tygodni po uroczystym otwarciu miasta zaczęły pustoszeć, pracowników przenoszono na inne stanowiska pracy w nowocześniejszych halach produkcyjnych, a miejsce to teraz stanowi swego rodzaju pomnik ku chwale i pamięci starszych technologii. Pomimo tej dumnej nazwy nie wydaje się jednak by władze miasta specjalnie dbały o to miejsce, prawdopodobnie uznając, że ewentualne środki finansowe lepiej jest zainwestować w inne projekty. Tak oto też teren ten nie wydaje się być najbezpieczniejszą okolicą Artail, a różne pogłoski mówią o tym, że nie będąc ostrożnym można tu sobie nabić więcej niż tylko guza i stracić więcej niż tylko portfel.
MG:
Jak na Mistrza Grimoire Heart przystało, Arata Tsuchimikado tłumacząc wam cel waszego zadania był bardzo lakoniczny, ale za to konkretny i drobiazgowy. Najpierw zostaliście wezwani do jego gabinetu, gdzie wyjaśniony został wam wygląd kota - jeszcze zanim w ogóle mogliście o cokolwiek zapytać, dowiedzieliście się, że jest to kot biały, stosunkowo niewielki (nawet jak na wymiary kocie), obdarzony czerwonymi oczyma, na szyi mający zawiązaną biała kokardkę. Cechy te, podkreślone kilka razy przez mistrza, miały wam kompletnie wystarczyć do zidentyfikowania akurat tego kota spośród innych ewentualnych dachowców, jakich mogliście spotkacie na terenie Artail. To również Arata podał wam informację o tym, że należy go szukać w tej okolicy, natomiast kiedy mówił o tym, że kot ma zostać sprowadzony do gildii żywy i bez uszczerbku na zdrowiu, oczy Tsuchimikado niezdrowo lśniły niewypowiedzianą na głos groźbą. Nie obchodziło go natomiast nic innego - tak długo jak wrócicie z kotem możecie robić co chcecie, zabijać, mordować, palić, gwałcić i tak dalej. Ostatnią poradą, której udzielił wam wasz zleceniodawca przed wyprawieniem was w podróż było odnalezienie grupki bezdomnych na terenie jednej z fabryk, która mogłaby wiedzieć cokolwiek więcej na temat kotów. Ponoć on sam "korzystał z usług" jednej z takich grup, ale ta niestety już nie żyła. Mistrz nie zdradził na ten temat nic więcej, subtelnie tylko się uśmiechając.
I tak własnie stanęliście przed bramą prowadzącą na tereny nieużywanych już fabryk. Bramą, dodajmy, kompletnie wyłamaną i otwartą na oścież. Wystarczyło ją tylko przekroczyć, by znaleźć się stricte w miejscu gdzie miały się rozpocząć wasze poszukiwania. W oddali, kilkaset metrów od was widać było kilka dużych budynków obdarzonych bardzo wysokimi kominami, a wokół nich znajdowały się też mniejsze budynki - wszystkie w miarę do siebie podobne. Widać też było, że budynki rozlokowane zostały całkiem blisko siebie nawzajem - o ile przed pierwszą serią budynków mieliście jeszcze plac, w którym było więcej miejsca, o tyle jasne było, że wraz z udaniem się dalej w podróż zrobi się zwyczajnie ciaśniej i mniej przyjemnie. Powodzenia.
Autor
Wiadomość
Taki
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Sro Lip 02 2014, 18:20
Plany, misja, walki, zagrożenie, przeciwnicy, ratunek i rozum. To wszystko miał na głowie dotychczasowo Taki, był zajęty tym wszystkim i w rzeczywistości musiał niestety pracować za dwójkę, gdyż jego księżniczka była... księżniczką, a te potrafią jedynie ładnie wyglądać. Problemem jednak teraz nie było samo starcie, a pewien szczególny fakt, który jest tak ważny, a jednak zapomniany. Chłopak uwielbiał zabawę do tego stopnia, że było to jego szaleństwem. Największą frajdę jednak miał z takich rozrywek, w których ktoś cierpi. A teraz? Teraz był wyjątkowo spragniony takich zajęć, gdyż od bardzo dawna nie robił nic ciekawego. O ile normalnie przy takich czynnościach zachowuje jakikolwiek rozsądek, tak teraz - jako wyjątkowo oczekujący czegoś takiego zaczął go tracić. Bo kim był Taki przede wszystkim jak nie sobą? Jego charakter to rdzeń tworzący tą osobę. Takim był człowiekiem. Zatem zaraz po przeturlaniu się unikając jakiegokolwiek ataku odskoczył kawałek śmiejąc się wesoło. Oczywiście ból tego rodzaju w nodze był mu znany i o ile intensywnie teraz go czuł to raczej niedługo zapomni o nim. Lądowanie wykonał intuicyjnie na zdrową nóżkę i na tej samej wykonał obrót wokół własnej osi śmiejąc się oraz zapominając o wrogach. Piruet zakończył lekkim dygnięciem, a następnie rozłożył szeroko ręce na boki w prawej w dalszym ciągu trzymając kunai, którym zdołał zranić przeciwnika. - Wspaniale! Wspaniale! Bawmy się! - krzyknął następnie wesoło, aż w końcu skierował lewą dłoń na zranionego w kark mężczyznę wskazując na niego. - Teraz Twoja kolej! Teraz Ty atakujesz, a ja się bronię... bądź kontratakuje. - znów radośnie podnosił głos, a jego złote oczka, aż błyszczały. Przerzucił sobie kunai do lewej dłoni ustawiając się w pozycji gotowej na... wszystko? Tak mu się zdawało. Liczył na to, że przeciwnik rzuci się na niego z pięściami. Wygibasy i uniki to jednak była specjalność Taki'ego zatem miał nadzieję uniknąć pierwszego ciosu czy kopnięcia, a następnie sprzedać mu własne trafienie pięścią pozbawione siły na rzecz szybkości, gdyż nacisk miał sam dodać za pomocą zaklęcia Vector: Value. Swoją piąstką celował w klatkę piersiową i w momencie zderzenia wartość wektora siły nacisku miała zmienić się ze śmiesznych wartości ledwo mogących muchę zabić na setki kilo zdolne zmiażdżyć człowieka. To było planem, nawet gdyby nie zdołał wykonać uniku to kontynuowałby dalszą część planu. Ponownie byłoby z krótkimi broniami. Gdyby jednak mężczyzna zaczął używać mieczy, pałek czy ogólnie czegoś dłuższego niż przeciętne noże albo zrobiłby jakieś ruchy wskazujące na użycie magii zapewne odskoczyłby dalej nie próbując unikać, a oddalić się do bezpiecznej odległości i wtedy przemyśleć. Oczywiście, gdyby jakieś ostrze pchnięciem miałoby go trafić w ciało to ratowałby się magią.
Artie
Liczba postów : 107
Dołączył/a : 18/04/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Sro Lip 02 2014, 23:56
Ciemnowłosy chłonął informacje, jednak zbytnio nie przykładał do nich uwagi. Nie, żeby pytał na próżno, jednak kwestie tyczące się smętnego życia handlarza, jakoś nie fascynowały chłopaczka. Przynajmniej z tego mógł dowiedzieć się paru kwestii, a i zauważyć jego - "przyjaciół"? Niech i tam będą sobie tymczasowymi towarzyszami, póki srebrnooki miał z tego jakieś korzyści. - Nieważne - burknąłby tylko w odpowiedzi na pytanie o imię, a na dodatek ruszyłby w kierunku jednego z krzeseł. Ba! Skoro miał chwilę spokoju to może mogliby pogadać, ale... - Jeśli to konieczne, to mówcie mi Lex. A ty?* - dodane, jakby od niechcenia, ale ostatecznie jakoś podał dość mocno skróconą część jego nazewnictwa. Ach, jak pięknie, nie? I tak więcej informacji im nie było trzeba, a może go nie wezmą przez to za byle gbura. Aż westchnąłby ciężko z tego wysiłku. Do czego to człowiek musi się posunąć, aby zrealizować zadanie?! - Ta... Ten drugi tam gdzieś chyba leży. Przynajmniej spadł z budynku. - kolejne odpowiedzi, a i kolejne pytania powoli kreowane przez mózg Artka, acz ostatecznie postanowił je przemilczeć, stwierdzając, że wszystko jakoś wyjdzie w praniu prędzej, czy może lepiej i później. - Ja? Ja tylko sprzątam, a raczej... szukam kota. Taki biały z białą kokardką i czerwonymi oczami. Ponoć mały. Mojemu znajomemu bardzo na nim zależy, więc... może przysługa za przysługę? "Przyjacielsko". Dwójka debili za pomoc w poszukiwaniach, a przynajmniej jakieś informacje? - prosta kwestia, prosta kalkulacja, a i tak te trio wyszłoby na korzyść, nie? W końcu oni pozbywają się dwóch problemów, a Artek dalej brnie przed siebie ze swoim. Ponadto raczej mimowolny, a i nieco przymuszony ton mógł wkraść się w kwestii "przyjaźni". Oczywiście kto wie, jak zareagują na kota, dlatego też chłopak postanowił zachować czujność, aby ostatecznie zeskoczyć z krzesła, czy spróbować się jakoś nim przesłonić. Już starczą te rany, co ma, a irytować się bardziej - nie ma co.
*bo jeśli zrozumiałem to jest ich trzech, a ten się nie przedstawił chyba, nie? No chyba, że to zrobił pośrednio/bezpośrednio to zignoruj to pytanie
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Czw Lip 03 2014, 15:31
MG:
@Artie:
- Duwan przyjacielu, tak możesz go nazywać. - odpowiedział z uśmiechem kolejny mężczyzna, który pojawił się w pokoju, schodząc spokojnie po schodach, w ręku trzymając jeszcze jeden oszczep, który Artie z łatwością mógł rozpoznać. Był identyczny jak ten, który wcześniej przebił dzieciaka na zewnątrz. Siedzący mężczyzna przytaknął tylko głową na te słowa. Teraz Artie mógł się też im nieco lepiej przyjrzeć. Jed i Zier byli do siebie całkiem podobni, obaj mieli krótkie czarne włosy, spore brwi i nieco zapadnięte policzki. Byli też prawdopodobnie wyżsi od Duwana, choć ciężko to było dokładnie określi kiedy ten siedział. On z kolei na głowie miał włosy koloru brązowego i był nieco chudszy od swoich kolegów. Ich ubranie było bardzo proste - jeansowe, stosunkowo obcisłe spodnie oraz koszulki z długimi rękawkami były tym, co Artie mógł zaobserwować od razu. Jed miał na sobie jeszcze grubawy bezrękawnik. Duwan spojrzał na Jeda z lekkim wyrzutem w oczach. - Nie pozwalaj sobie, okej? Sam będę decydować o tym jak mnie ma nazywać. Ale Duwan jest okej. Tym razem. - odpowiedział siedzący mężczyzna. Zier w tym czasie zajął miejsce na jednym z krzeseł, a Jed uśmiechnąwszy się ze zrezygnowaniem oparł się o ścianę przy schodach. - Zapamiętam. - odpowiedział tylko, następnie spoglądając na Artiego. - Lex... w porządku Lex. - imię było dobre jak każde inne. - O, drugiego też dopadłeś? Fantastycznie. Oby tylko nikt się nim nie zajął już... - zmartwił się Duwan, odruchowo spoglądając na Ziera, który po tym spojrzeniu wstał i ponownie podszedł do kołowrotka, dalej bez słowa. - Będziemy musieli go tutaj przytargać... Pomożesz nam? - siedzący mężczyzna zapytał Artiego, a zaraz po tym wpadł mu w słowo Jed. - Spokojnie, spokojnie. Chłopak dopiero co stoczył walkę, daj mu chwilę odsapnąć. Nie ukrywam jednak, że w czwórkę spacer byłby bezpieczniejszy... - obaj mężczyźni jednak zaniemówili na opis kota, który został im przytoczony przez Artiego. To Zier odezwał się przerywając nastaną ciszę. - Pomóż, a pomogę ci z tym. -
Ani Jed, ani Duwan nie odezwali się na tę propozycję ani słowem, za to Zier rozpoczął kręcenie kołowrotkiem po raz drugi, odsłaniając na powrót wyjście z kryjówki, a chwilę później gramoląc się na zewnątrz.
@Taki, Kyoki:
Noga bolała i utrudniała koncentrację, zwłaszcza kiedy narażało się ją na dodatkowe niebezpieczeństwo, jakim były wszelakie piruety (i to nawet jeśli robione były na drugiej nodze). Również wszelkie piruety były tylko stratą czasu w walce z pospolitymi bandziorkami, które czasami może i mogły być zaskoczone przez tego typu zachowanie, ale gdy były rozeźlone, zdarzało im się o zdziwieniu zapominać. Ale takim człowiekiem właśnie był Taki, roześmiany, lubiącym siać zamęt i chaos, a przede wszystkim dobrze się z tego bawiącym - czy można mu było tego zabronić czy powiedzieć, że to coś złego? Tak czy siak, gdy Taki wyczyniał swoje ruchy z pełną gracją, raniony mężczyzna, bolącą ręką trzymając się za kark, odwrócony już w stronę Takiego ruszył w jego kierunku, zgodnie z przewidywaniami chłopaka. Szef pozostał na miejscu, za to Taki mógł zaobserwować jak drugi mężczyzna gramoli się z powrotem przez przejście, którym chłopak sam wcześniej przechodził. Teraz miał jednak inne zmartwienia na swojej głowie, a był nim atak przeciwnika. Ten faktycznie ruszył na niego z pięściami, a pierwszy unik nawet się chłopakowi udał, tyle że zaraz po nim, gdy tylko Karasuma oparł ciężar ciała na bolącej nodze, znowu odczuł skutek wcześniejszego uderzenia i niebezpiecznie zakołysał się, gdy spróbował wyprowadzić swój cios, dodatkowy wzmocniony własnym zaklęciem. Ten co prawda dotarł do przeciwnika, ale wylądował na ramieniu (drugim, lewym, "zdrowym"), nie posiadał takiej energii, a i wzmocnienie zaklęciem nie było tak potężne by posłać przeciwnika kilometry od Takiego. Chwilę po uderzeniu Taki przewrócił się na bok, a podobny los spotkał jego wroga, który upadł na swoje prawe ramię, boleśnie je obijając, a przecież już wcześniej było ono mocno uderzone. Taki znowu leżał na ziemi, tym razem jednak jeden z przeciwników leżał razem z nim - obaj bardzo blisko siebie, tak że leżąc mogli się dosięgnąć, choć nie mieli teraz z sobą kontaktu.
- Wstawaj! - wrzasnął szef, któremu najwyraźniej nie podobało się to, że jego człowiek nie radził sobie zbyt łatwo z Karasumą. Nawet nie zauważył tego, że drugi mężczyzna właśnie wygramolił się z przejścia i podnosił na równe nogi.
SP: Artie - 58%MM, prawe ramię trochę obite, boli, leciutkie zawroty głowy, cholernie bolą okolice lewego ucha, mały palec lewej dłoni cholernie boli, chyba naruszone zostały kości, ciężko nim operować. Kyoki - brak przytomności, całkowicie zlodowaciały, stan zdrowia nieznany. Taki - 92%MM, ból lewej nogi (pod kolanem), obite boleśnie lewe ramię przy upadku
Termin odpisu: 06.07
Taki
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Czw Lip 03 2014, 16:07
Normalnie można by było uznać tą akcję jako niepowodzenie, w końcu miał zmiażdżyć przeciwnika samemu nie odnosząc ran, ale czy w tym stanie psychicznym tak rzeczywiście było? Niestety nie. Teraz Taki cieszył się z takiego obrotu wydarzeń, wreszcie była akcja, wreszcie się bawili, a jego partner do rozrywki nie był wcale tak słaby i żałosny jak "szef". Upadli razem, a uśmiech z twarzyczki chłopaka nie znikł pomimo stałego odczuwania bólu, który jednak utrudniał wszystko. Leżeli obok siebie blisko, więc trzeba było to wykorzystać. W lewej dłoni dalej trzymał kunai'a zatem spróbował pchnąć nim w brzuch. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że obrażenia jakie doznał w lewe ramię nie pozwolą mu na wykonanie silnego ataku, lecz ostrze pozostawało ostrzem więc zadowalało go samo zranienie mężczyzny, gdyż miało ono odciągnąć uwagę bo prawą dłonią sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejnego kunai'a tym razem celując z pełną siłą w brzuch, a gdyby udało mu się tego dokonać pociągnąłby na bok próbując rozpruć i wypruć flaki przeciwnikowi. W końcu była jego kolej na atak, takie były zasady gry. Wiedział, że ma dużo magicznej mocy, lecz w tym momencie nie miał pomysłu w jaki zabawny sposób jej użyć zatem zrezygnował. Ataki jego oponenta też nie powinny stanowić zagrożenia, gdyż oba ramiona były ranne, a prawe teraz dotykało ziemi. Chłopak założył, że leżący obok niego człowiek jest praworęczny, gdyż zwyczajnie tych było znacznie więcej na świecie więc przygnieciona i zraniona ręka powinna zostać mocno osłabiona, zaś lewa mogła mieć wybity bark, a może nawet połamane kości po trafieniu. To jednak nie grało wielkiej roli, gdyż Taki nie zamierzał dać się zaatakować skoro to była jego tura. Musiał szybko zadziałać nie dając możliwości uniku, ani bloku przeciwnikowi. Przecież zbliżał się kolejny chętny do zabawy, a ta przewidywała tylko dwóch członków, więc musiał rozpocząć z nim nową.
Artie
Liczba postów : 107
Dołączył/a : 18/04/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Pią Lip 04 2014, 18:02
I co miał robić? Przyjrzał się po prostu kolejnym osobnikom w pomieszczeniu, aby ostatecznie skupić się na głównym rozmówcy. Mieli wyruszyć po tamten kawał mięcha, który najpewniej rozwalił mu palec, jeśli nie całą dłoń? Możliwe, bo przynajmniej bolało to w cholerę, ale Artek to nie jakiś tam mazgaj płaczący za tatusiem, więc i wielce złościć się nie będzie. - Ktoś jeszcze tutaj jest...? - dopytałby się tylko Lex, bo raczej niezbyt naturalnym zjawiskiem byłoby zajęcie się kimś takim przez kogoś, kogo nie ma. Tylko kto by tu był? Inni handlarze? Who knows~? - Wiecie coś o nim? - zadałby kolejne pytanie w sprawie białego zwierzaka, ażeby to upewnić się, czy może to jakiś bardziej unikatowy okaz, jak mogłoby się wydawać. W końcu raczej aktualny mistrz gildii nie wysłałby ich po byle jakiego Puszka, nie? - Niech będzie... - dodałby tylko ostatecznie, wzdychając raczej ciężko i podnosząc się z siadu, bo skoro mieli wyruszyć to lepiej teraz, a nie cackać się, jak z przedszkolem. Jakoś nie uśmiechała mu się wizja dłuższej współpracy, ale no cóż... Życie daje cytryny, robisz lemoniadę, prawda? Więc... wypadało ruszyć? Przynajmniej taki byłby najwyraźniej zamiar ciemnowłosego, pilnując, czy pozostali robią to samo. W końcu zostawianie informacji ot tak byłoby głupie, nie?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Pią Lip 04 2014, 20:55
Malutka uwaga do Takiego: Nie jestem pewien czy wiesz, ale w walkach nie z innymi użytkownikami nie musisz przestrzegać podziału na turę ataku i obrony. Takie rzeczy dzieją się głównie w walkach z innymi graczami, chyba, że MG zadecyduje inaczej (i da o tym znać w poście). Jeśli o tym wiedziałeś to don't mind me~
MG:
@Taki, Kyoki:
A więc walka na bardzo bliski dystans! Tak, to też na pewno mogło być w jakiś sposób zabawne dla Takiego, dlaczego więc miałby nie wykorzystać danej mu przez los okazji? Szybko podjęta decyzja na pewno plusowała w tej chwili tym, że przede wszystkim... była szybka. Zanim leżący obok chłopaka przeciwnik zdążył zareagować, Karasuma już wyprowadził cios kunaiem w jego brzuchu. Pchnięcie było też zdecydowanie lepszym pomysłem niż cięcie w przypadku używania tego rodzaju broni, nie można się więc było dziwić zbyt bardzo widząc jak zaostrzony koniec kunaia spenetrował jamę brzuszną swojego przeciwnika. Atak nie był jednak najmocniejszy, toteż sama rana nie była aż tak niebezpieczna jak mogłaby być przy wykorzystaniu większej energii - ot, energii starczyło na to by ostrze wbiło się nieznacznie w brzuch leżącego, co oczywiście było bolesne i spowodowało krwawienie, ale też nie było ciosem jednoznacznie śmiertelnym. Następny ruch chłopaka był już bardziej energiczny, ale nie zakładał jednej rzeczy - reakcji przeciwnika. Ten bowiem odruchowo wyciągnął rękę w kierunku swojego brzuchu, ta zaś stanęła na drodze ruchu drugiego kunaia. Ten wbił się z dużą energią w dloń i przebił ją na wylot, ale brzuch pozostał bezpieczny i rozszarpać się go nie udało.
Chwilę później jednak to Taki odczuł ból na wysokości swojego przedramienia (z jego zewnętrznej strony), tego na którym nie leżał, a więc prawego. Zerkając na nie chłopak zobaczyć mógł niezbyt głęboką ranę, które jednak mocno krwawiła, a nieco dalej od siebie... shuriken. Brzmi znajomo? Powinno. Tak czy siak, drugi przeciwnik Takiego ruszył teraz w jego kierunku i bynajmniej nie był to zwykły trucht, a pełnoprawny bieg.
@Artie:
Po tym jak ciszę przerwał Zier, inni mężczyźni też odzyskali głos. Artiemu na jego pierwsze pytanie odpowiedział Duwan. - Ktoś jeszcze? Mało powiedziane. Może nie bezpośrednio w okolicy, ale ogólnie to miejsce pełne jest różnego rodzaju ludzi - męt, szumowin czy zwykłych biedaków, którzy nie mieli gdzie się podziać we wspaniałym mieście Artail... - uśmiechnął się nieco złośliwie mężczyzna, a Jed pokiwał tylko ze zrozumieniem głową, który następnie odpowiedział chłopakowi na pytanie numer dwa. - Zależy o kim. Wiemy, że gdzieś tutaj działa nam konkurencja i nie są tak mili jak my, przyjacielu. Wiemy też o kilku oddzielnych grupkach biednych, którzy zbili się w większe całości by jakoś przetrwać. Ogólnie jednak... zagrozić nam może byle kto. A my nie chcielibyśmy stracić żadnego z naszych przyjaciół, przyjacielu. - najwyraźniej wyjaśnieniom w tym momencie nadszedł kres, nawet pomimo tego, że mężczyzna zdawał się nie do końca zrozumieć pytanie Artiego i odpowiedział chyba w inny sposób niż ten się tego spodziewał. - Głowa do góry przyjacielu, zajmiemy się szybko tą sprawą, a potem... - tutaj jednak Jed nie dokończył słów, a tylko znacząco spojrzał na Ziera, który już się nie odzywał.
Tym razem cała czwórka znalazła się na zewnątrz, a Artie poprowadził wszystkich w miejsce, w którym wcześniej miał niebywałą przyjemność powalczyć z "tatuśkiem". - ...niech to. - rzucił tylko krótko Duwan, widząc, że w miejscu w które zaprowadził ich Blancheflour widać było tylko dużą plamę krwi. Ba, od plamy krwi ciągnęła się stosunkowo wyraźna smuga, która prowadziła do jednego z pobliskich budynków, do którego stosunkowo szerokie drzwi były uchylone... - Było ich dwóch. Damy radę. - cicho powiedział Zier spoglądając na ślady blisko ciała, a następnie skierował kroki w wiadomym kierunku. Wyglądało na to, że jedyne źródło informacji o kocie oddalało się od Artiego...
SP: Artie - 58%MM, prawe ramię trochę obite, boli, leciutkie zawroty głowy, cholernie bolą okolice lewego ucha, mały palec lewej dłoni cholernie boli, chyba naruszone zostały kości, ciężko nim operować. Kyoki - brak przytomności, całkowicie zlodowaciały, stan zdrowia nieznany. Taki - 92%MM, ból lewej nogi (pod kolanem) powoli ustępuje, obite boleśnie lewe ramię przy upadku, przecięte prawie ramię obficie krwawi i trochę boli
Termin odpisu: 07.07
Artie
Liczba postów : 107
Dołączył/a : 18/04/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Nie Lip 06 2014, 11:33
- O kocie - rzuciłby tylko w trakcie wysłuchiwania odpowiedzi, acz myślał, że to raczej trafna forma pytanie się o jedną osobę, a nie zbiorowisko. No cóż... Przynajmniej dowiedział się ciut więcej, niż może sam by chciał. Ta, zawsze jakiś "pozytyw". Co zaś z samym ciemnowłosym podczas podróży? Wiele robić nie musiał, acz ostatecznie mógł podziwiać to, jak tu szybko działały służby porządkowe, bo człek był, a kilka chwil później wyparował. Pewnie jeszcze niedługo przyślą kogoś do powycierania śladów, ale to jakoś nie było zbyt istotne w tej chwili. Teraz Artek kierował się nieco za gromadką, aby... osłaniać tyły? Albo najzwyczajniej zrobić sobie z owych "przyjaciół" potencjalną tarczę wywiadowczą, bo przecież skoro i tak tam mieli wejść, to czemu nie jako pierwsi?
Taki
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Pon Lip 07 2014, 23:35
Tak wiem, że nie ma tutaj podziału na turę ataku i obrony, lecz moja postać sobie wymyśliła, że tak się pobawi z przeciwnikami. Ot zagrywka, by odgrywać dobrze charakter własnej postaci.
Może nie udało się zabić leżącego obok przeciwnika w turze ataku, lecz przynajmniej doznał kilku ran. Pierwsza na brzuchu nie wydawała się móc powstrzymać go, lecz druga przebijająca na wylot dłoń to już co innego. Z pewnością nie zaatakuje z taką swobodą, gdyż pozostała mu tylko jedna sprawna pięść i nogi. Można było zatem uznać, że ten jeden jest unieszkodliwiony - przynajmniej na chwilę. Gorzej było, że kumpel kolejnego rannego już biegł i to nie byle jak bo biegł jak cholera! Znaczy, biegł tak szybko jak tylko mógł. Czy to wprawiło w obawy Taki'ego? Oczywiście, ale nie w takie jakie każdego ponieważ ten bał się, że nadciągający mężczyzna popsuje jego zabawę i włączy się do tej, a ta przewiduje tylko dwójkę graczy zatem trzeba było zająć się nim osobno. Chłopak miał dalej w dłoniach swoje kunai zatem ułożył je tak, by się nie zranić i obrócił raz przez ramię, które niestety bolało i pewnie zaczęło boleć bardziej. Nie było to jednak ważne, celem było oddalenie się poza zasięg łapsk leżącego i szybkie wstanie, najszybciej jak tylko mógł nie zważając na swoją nadal lekko cierpiącą nogę. Już jak się podniósł miał dwa plany. Pierwszy - jeżeli wróg nadal był dosyć daleko, czyli jakieś min. 5m to Taki wymierzył dobrze prawą dłonią rzut Kunai'em celując w serce, a następnie użył zaklęcia Vector: Value automatycznie zmieniając wartość wektora prędkości na 200m/s bez większego zastanowienia. W końcu, gdy ostatnio sobie przeliczał to ta jedna setna sekundy zdecydowała, że nie trafił tak jak chciał, a wtedy już postanowił używać wcześniej wspomnianej wartości prędkości. Tutaj znów trzeba było założyć coś. Jeżeli trafił i zabił to wspaniale, zaś jeżeli trafił i nie zabił, lecz mocno ranił to sam ruszył w bieg starając się nie stawać tak mocno na bolącej nodze, a gdy się zbliżył to wycelował kunai'em w lewej dłoni w krtań przeciwnika starając się wbić i rozpruć gardło. Gdyby jednak trafił, lecz zranił lekko, bądź nie trafił wcale to zrobiłby krok do tyłu gotowy do uniku i wtedy kontrataku celując w nogi. To wszystko było planem pierwszym, drugi zakładał, że po powstaniu chłopaka jego oponent będzie już blisko zatem ustawiłby się w wygodnej pozycji, by móc uniknąć na bok ataku mężczyzny, a następnie zależnie od strony po której byłby wycelowałby jednym ostrzem w udo od wewnętrznej strony mając nadzieję obalić lub przynajmniej osłabić pozycję przeciwnika, a drugi kunai ruszyłby od razu w krtań wbijając się i rwąc. Oczywiście awaryjnym planem byłyby uniki i bloki Vector: Direction, a gdyby się dało to PWM Zmiana.
PS. Czasami wydaje mi się, że za dużo zakładam w swoich planach. Są zbyt długie i zbyt wiele chcę zrobić w jedną turę więc jak coś to daj znać, będę ograniczał. PS2. 200m/s to ponad połowa prędkości przeciętnego naboju pistoletowego. Just sayin'!
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Wto Lip 08 2014, 03:46
MG:
@Artie:
"O kocie" musiało chyba teraz jednak poczekać, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyźni zajmowali się czymś kompletnie innym niż kwestia kota. Natomiast Artie chyba nie specjalnie brał pod uwagę fakt, że na pierwszy ogień wysyła mężczyznę, który jako jedyny póki co, w ogóle cokolwiek na temat kota wiedział i nawet chciał tym z chłopakiem podzielić. Co w sytuacji gdyby coś mu się stało? Może jednak Artie po prostu lubił utrudniać sobie zadanie i ryzykować. Niektórzy tak mieli - całe życie na ryzyku, tak brzmiało ich motto.
I być może to ryzyko właśnie w tym momencie postanowiło dać znać o sobie, a to sam Artie miał ocenić czy podjął dobrą decyzję wcześniej, czy jednak nie do końca. Oto bowiem gdy Zier był już tuż tuż przy drzwiach, w tym momencie coś z całkiem sporą prędkością uderzyło w niego, odrzucając go do tyłu na dobrych kilka metrów i kompletnie zwalając z nóg. Siła uderzenia była spora do tego stopnia, że sam mężczyzna nie zdołał wydobyć z siebie nawet pisku. Dopiero po chwili wszyscy zorientowali się, że ich kolega został znokautowany... innym ludzkim ciałem. W środku budynku natomiast dało się usłyszeć potężny ryk bólu.
- Cholera jasna... Zier! Żyjesz? - krzyknął Duwan, nie ruszając się jednak z miejsca, oczyma wpatrując się w wejście do budynku, zupełnie jakby obawiał się, że za chwilę wyleci z niego kolejny "pocisk". Tymczasem Jed już podbiegł do uderzonego towarzysza, najwyraźniej przełamując cały ten szok i postanawiając zadziałać. Szybko też udzielił reszcie odpowiedzi. - Stracił przytomność. A ten drugi... martwy. Z tego co widzę to skręcony kark... potężnie skręcony kark... - Duwan nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z tej odpowiedzi. Bądź co bądź odpadł im właśnie towarzysz, przynajmniej na tę chwilę... - Szlag by to, wchodzimy! - krzyknął tylko, a następnie ruszył do środka budynku, pozostawiając za sobą resztę paczki. Jed zdążył tylko unieść rękę, ale nie powstrzymał go przed wejściem. - Przyjacielu, byłbyś tak miły i podążył za tym popędliwym człowiekiem? Wybacz, ale byłbym spokojniejszy wiedząc, że nie jest tam sam, a muszę zająć się Zierem... - powiedział mężczyzna, który teraz starał się wyciągnąć towarzysza spod drugiego ciała. Co natomiast zrobił Artie, to zależało już od niego. Chłopak przecież chyba nie lubił mieszać się w nieswoje problemy... Gorzej, że ze środka usłyszeć można było kolejny krzyk.
@Taki, Kyoki:
Od razu ośmielę się zauważyć, że wbicie kunaia w dłoń, dodatkowo wbicie na wylot, spowodowało, że nie tak łatwo było go z powrotem wyszarpnąć. Względnie gładka powierzchnia broni ułatwiałaby oczywiście ten manewr, ale po wbiciu ostrza ręka przeciwnika nie pozostała w bezruchu, a właśnie mocniej się szarpnęła, co było dość naturalne w tej sytuacji. Co za tym idzie - Taki by wykonać swój manewr opisany w poście musiał zrezygnować z odzyskania tego ostrza. Drugie, to którym pchnął w brzuch, to było jednak na swoim miejscu, czyli w jego dłoni, bo zdecydowanie łatwiej było je wyciągnąć. Chwilę później chłopak zaryzykował powiększenie swojego bólu, nie bez powodu jednak. Zebrawszy się na nogi, lekko chwiejąc się z powodu bólu w jednej z nich, chłopak począł celować w swojego przeciwnika, który wciąż jednak nie był tak blisko. Rzut kunaiem był też lekko utrudniony z uwagi na nieznacznie bolące prawe ramię, ale skupiony Taki nie był byle kim kiedy przychodziło do rzucania tego typu bronią. Kunai wyleciał z jego ręki, dodatkowo jeszcze wzmocniony zaklęciem chłopaka i tym razem nikt już nie zdołał się przed tym atakiem zasłonić. Ostre ostrze wbiło się jednak nie w serce, a mniej więcej w środek klatki piersiowej - cóż jednak za różnica, kiedy mężczyzna runął na ziemię jak długi po tym ataku? Po czymś takim nie mógł się już poruszyć, nie licząc licznych drgawek przechodzących przez jego ciało.
Co zaś działo się z innymi ludźmi w tym miejscu. "Szefa" nigdzie nie było widać, o dziwo. Gdzie mógł się udać ten człowiek w tej chwili - ciężko było powiedzieć. Mężczyzna wcześniej raniony przez Takiego sapał z bólu i próbował wyciągnąć kunai ze swojej dłoni. Po chwili nawet się mu to udało, ale zmęczony tym wysiłkiem opadł całkiem na podłogę, a jego twarz skierowała się w kierunku Takiego. - Spieprzaj... stąd... pochrzaniony szczeniaku... - wycedził przez zaciśnięte zęby, nawet mimo tego, że chyba nie był w najlepszej pozycji do tego, by rzucać inwektywami. Wyglądało na to, że Taki zajął się wszystkimi przeciwnikami przy stosunkowo niskich kosztach własnych. Ale... co teraz?
SP: Artie - 58%MM, prawe ramię trochę obite, boli, cholernie bolą okolice lewego ucha, mały palec lewej dłoni cholernie boli, chyba naruszone zostały kości, ciężko nim operować. Kyoki - brak przytomności, całkowicie zlodowaciały, stan zdrowia nieznany. Taki - 84%MM, ból lewej nogi (pod kolanem), obite boleśnie lewe ramię przy upadku, ból teraz jeszcze się wzmógł, przecięte prawie ramię obficie krwawi i trochę boli, -3 kunaie, -1 shuriken (wcześniej nie podliczyłem, dopiero teraz to robię)
Termin odpisu: 11.07
//Taki, zasadniczo zwykłem wyznaczać limit do trzech akcji w kwestii przewidywania tego co się stanie przez postacie, więc możesz się tego trzymać, aczkolwiek do tej pory nie odczułem jakoś boleśnie tego byś przesadzał w tej kwestii.
Taki
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Sro Lip 09 2014, 02:47
Zabawa, zabawa! Wszystko było wspaniałe! Rozrywka przednia pomimo, że raczej jeszcze nikogo nie zabił o ile ostatnia ofiara jednak żyje. Względnie starał się nie zabijać, by jedynie potęgować swoją frajdę, a później móc ją zakończyć dając sobie możliwość kolejnej zabawy. Ból pomimo swoich negatywnych wpływów był jednak całkiem ciekawy. Zazwyczaj chłopak nie dawał siebie zranić blokując wszystko zaklęciami, bądź PWM jednak tym razem było inaczej, oszczędzał swoją magiczną moc zatem mógł przeżywać coś nowego, coś interesującego, coś co w pewnym stopniu było przyjemne. Nowe doznania zawsze są miłe, lecz po jakimś czasie nudzą nam się, a to jeszcze utrudniało manewry jakie stosował Taki więc trzeba było się go pozbyć. Pan z dziurką na oczko w dłoni kazał mu delikatnie mówiąc uciekać, a śmierdziuszka nie było. To interesujące, że ktoś z tak ranioną nogą potrafił czmychnąć nie robiąc hałasu. - Haha! Dlaczego? Coś złego nadciąga? Pewnie ten wasz "szef" ujawni mi coś interesującego! Uwielbiam zagadki! Gdzie on jest?! - krzyknął robiąc dosyć sporo hałasu i podszedł pod Kyoki, która już leżała nieprzytomna od jakiegoś czasu. Kucnął obok niej przyglądając się chwilę i zlizując krew z rannego przedramienia. - Hej, hej! Śpiąca królewno! Czas wstawać...~! - przeciągnął ostatnie słowa niczym troskliwa mamusia budząca swoją pociechę. Metaliczny smak własnej posoki był... nowy i interesujący, lecz niezbyt przypadł do gustu chłopakowi. W sumie to nawet nie był taki nowy bo przypominał dzieciństwo, w którym często krwawił z powodu jego kochanych rodziców. Wracając do tematu. - No wstawaj, bo będę musiał obudzić Cię buziakiem~ - znów z szerokim uśmiechem melodyjnie wypowiedział tą kwestię zbliżając własne usta do warg leżącej piękności, zbliżał się powoli, a gdy już miało dojść do pocałunku odwrócił głowę uchem do ust sprawdzając czy oddycha, kolejnym ruchem miało być sprawdzenie pulsu. - Żartowałem~! Powinnaś dostać klapsa za złe sprawowanie. - ostatnie zdanie wypowiedział jakby naburmuszony bez względu czy towarzyszka żyła, czy nie. Jednak dalsza część planu sporo zależała od tego stanu. Jeżeli nadal oddychała, chociaż lekko to wyciągnął strzykawkę i igłę, którą zamontował na odpowiednim miejscu, a następnie wbił ją prosto w mięsień sercowy wstrzykując połowę zawartości. W sumie to nie miał zielonego pojęcia czy w ten sposób zabije ją, czy uzdrowi, ale ryzyko było podstawą zabaw. Po tym rozłożyłby znów na dwie części strzykawkę i schował ją do swojej kieszonki. Oczywiście jeżeli jego panienka nie żyje to zajmie się sobą. Oderwałby kawałek ubrania z niej robiąc dwa bandaże. Jeden mniejszy, by zawiązać go nad raną, aby ta tak mocno nie krwawiła, a drugi większy na ranie zapobiegając dodatkowej utraty krwi. To samo miał w planie zrobić też po podaniu remedium Kyoki tyle, że później. Ogólnie to trochę zapomniał o głównym celu misji, teraz ratował księżniczki, walczył ze "złymi", a całkowicie zapomniał, że jest tutaj po małego, białego kotka, no i jest gdzieś w okolicy też jeden z jego "sojuszników" - Arczi!
Artie
Liczba postów : 107
Dołączył/a : 18/04/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Czw Lip 10 2014, 10:52
Ciężkie westchnienie mimowolnie wydobyło się z ust ciemnowłosego, jakby dając znak całego niezadowolenia zaistniałą sytuacją. Nie dość, że tracił potencjalnych informatorów, to na dodatek teraz miał robić za niańkę? Gdyby nie to, że potrzebował tych wiadomości, to pewnie prychnąłby i machnął na to ręką, ale w sumie... obiecał mu pomóc, nie? Dlatego też ruszył za Duwanem. Chcąc nie chcąc, acz... nie miał zamiaru raczej powstrzymywać mężczyzny, co zadbać o jego bezpieczeństwo. Tak. Jakby coś leciało w stronę mężczyzny to spróbowałby odciągnąć go, odskakując na bok, bądź jakby nie był w pobliżu niego, przyzwałby za pomocą Chimare (D) Wilka, który miałby odepchnąć Duwana z trajektorii lotu, bądź przesłonić go chociaż, przyjmując impet ciosu. Sam zaś Artur uważałby na potencjalne ataki, które skierowane byłyby w niego. W końcu może nie dać połamać "sojusznika", ale też i samemu nie umrzyć przypadkiem, nie? *potencjalne zastosowanie Skrytobójcy, ne?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Czw Lip 10 2014, 16:40
MG:
@Taki, Kyoki:
Taki uwielbiał zagadki, ale czy zagadki uwielbiały Takiego? To było pytanie, które należało sobie zadać w tym momencie. Mężczyzna, którego Taki właśnie postanowił wypytać o wszystkie wątpliwości nie wyglądał w tym momencie na zbyt skorego do grzecznego odpowiadania na pytania, ale czy można było się mu dziwić? - ...niby skąd mam to wiedzieć...? - odpowiedział chłopakowi, a następnie zamachnął się kunaiem, który jednak nie trafił w chłopaka, a upadł na ziemie krok przed nim. - Cholera... Kim ty w ogóle jesteś? Po coś tu przylazł bachorze?! - no tak, w końcu ten mężczyzna nie do końca był wtajemniczony w całą sytuację, która miała tu miejsce. Szef kazał atakować, to mężczyzna zadziałał instynktownie, dopiero teraz zadając pytanie, które może warto było zadać wcześniej. No ale przecież miał konkretny rozkaz i cel, więc niby dlaczego miałby o cokolwiek pytać?
Taki usłyszał pytanie, kiedy zajmował się Kyoki, więc w żaden sposób nie przeszkadzało mu to w badaniu jej stanu. Ciężko jednak było sprawdzić cokolwiek przy chłopaku, który był mocno zlodowaciały - dopiero teraz Karasuma mógł zauważyć, że ciało "księżniczki" pokryte było kilku centymetrową warstwą lodu, więc zarówno potencjalny pocałunek (ku rozpaczy zapewne zarówno Kyokiego, jak i Takiego), nawet gdyby miał się faktycznie odbyć byłby jak danie sobie buzi przez zimną szybę. Podobnie rzecz jasna sprawa miała się z oderwaniem sobie elementu ubrania Kyokiego do przewiązania własnych ran. O dziwo jednak użycie strzykawki wcale nie sprawiło chłopakowi problemu - być może igła przygotowana była specjalna lub coś w ten deseń. Po chwili członek GH wstrzyknął połówkę zawartości strzykawki swojemu pacjentowi. Skutki nie były natychmiastowe, ale po chwili widać było, że lód pokrywa się warstwą wody... a może po prostu sam zamieniał się w wodę? Nadchodził czas roztopów i wyglądało na to, że Karasumie udało się przynajmniej zapoczątkować ten proces, aczkolwiek kto wie czy rozmrożony Kyoki okaże się żywym?
@Artie:
Artur do środka niebezpiecznego budynku wchodził z dużą ostrożnością, już w tym momencie planując co powinien zrobić, by nie ucierpieć zaraz na "dzień dobry". Faktycznie, to mógł być dobry pomysł, a taką czujnością zwykli wykazywać się ci, którym życie było miłe i którzy za szybko nie chcieli opuścić tego padołu łez. Musiał jednak szybko zamrugać raz i drugi, gdy po wejściu do środka zobaczył nietypową scenę. Wielki facet, "tatusiek", z którym swego czasu Artie walczył i któremu zawdzięczał bolący palec, ten który powinien być martwy, a przynajmniej mocno pogruchotany po upadku, stał w tym momencie na swoich nogach i wysoko nad sobą trzymał w rękach jakiegoś nieznanego Artiemu mężczyznę. Z pyska "tatuśka" kipiała wręcz piana, jakby gotował w niej sobie tony wody na herbatę, a jego oczy wyrażały dziwną pustkę. Co tu się działo? Ciężko było określić. Samo pomieszczenie nie było specjalnie duże. Od wejścia, którego nieopodal stał Artie, do przeciwnika było z jakieś 10-15 kroków. Duwan stał nieco bliżej, bo jego od zapienionego dzieliło na oko 8 kroków. Samo miejsce było puste, nie licząc pojedynczego stołu z klamerkami, który mógł służyć do obezwładnienia i przytrzymania kogokolwiek tylko chciałoby się tam położyć. Pomijając fakt, że stół wydawał się nie być odpowiednio duży dla tatuśka. Swoją drogą ten wydawał się jakiś... większy? O głowę? Ach, w pomieszczaniu znajdowały się jeszcze... beczki. Zwykłe beczki, takie jakich pełno w fabrykach, tyle, że niektóre z nich były puste, a niektóre... pełne? Od tych, które swym zachlapaniem zdawały się sugerować o wypełnieniu wytknięte były rurki, które przechodziły obok wspomnianego stołu. Jedna z tych rurek była przegryziona, a płyn ściekał na ziemię.
Duwan postanowił działać najszybciej jak mógł, dlatego ruszył w kierunku wielkiego przeciwnika wyciągając zza pasa dwa sztylety, które choć same naturalnych rozmiarów, w obliczu wroga wyglądały niezbyt potężnie. Ten jednak zaaferowany był trzymanym przez siebie mężczyzną, który jęczał wniebogłosy, najwyraźniej ściskany do samej śmierci przez "tatuśka". Po chwili jęki jednak ustały, a towarzyszył temu nieprzyjemny chrobot łamanych kości, gdy ciało mężczyzny podzielone zostało na dwie części. Dopiero teraz przeciwnik przyjrzał się nadciągającemu Duwanowi, który jednak był już bardzo blisko i wbił jeden ze sztyletów w brzuch tatuśka. A ten nawet tego nie zauważył. Zdziwiony tym Duwan ponowił atak drugim sztyletem, wbijając go zaraz obok drugiego, przez co nie zauważył nadciągającego ataku "tatuśka", który górnej połówki ciała rozpołowionego faceta użył jak broni. Duwan mógłby zostać mocno poharatany, gdyby nie to, że w tym momencie wilk Artiego zepchnął go z trasy ataku... tyle, że przez to sam ucierpiał. I to potężnie. Odrzucony na ścianę wilk znieruchomiał kompletnie, osuwając się po niej i zostawiając ogromną plamę krwi. Nie wyglądało na to, że się podniesie.
SP: Artie - 53%MM, prawe ramię trochę obite, boli, cholernie bolą okolice lewego ucha, mały palec lewej dłoni cholernie boli, chyba naruszone zostały kości, ciężko nim operować. Kyoki - brak przytomności, proces odmrażania w toku 1/3, stan zdrowia nieznany. Taki - 84%MM, ból lewej nogi (pod kolanem), obite boleśnie lewe ramię przy upadku, ból teraz jeszcze się wzmógł, przecięte prawie ramię obficie krwawi i trochę boli, -3 kunaie, -1 shuriken
Termin odpisu: 13.07
Artie
Liczba postów : 107
Dołączył/a : 18/04/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Pią Lip 11 2014, 17:40
Masz babo placek, a może raczej Artku wielkoluda? Człowiek spodziewa się tego, że ma już z głowy ojczulka, a ten raczej nie stanowi już problemu, a przynajmniej nie takiego, jak upierdliwy bachor, a tu... Niespodzianka! Pasożyty dalej plątają się pod nogami, uprzykrzając swą egzystencją, bytowanie w tej okolicy. Perfidny los? Możliwe, jednak w tej chwili liczyło się głównie bezpieczeństwo informatorów, a więc w tym i Duwana. - Odsuń się... - rzuciłby tylko w kierunku "towarzysza", licząc, że ten raczej ma trochę oleju w głowie, a i że humanoid skupi się na dwóch jaskrawych kanarkach przyzwanych za pomocą pwm Chimare, a które miały na celu poharatanie oczu człekoluda. Oczywiście w międzyczasie ciemnowłosy odesłałby biednego wilczka, który już i tak zrobił, a musiał mierzyć się z tym kretynem... Idiotą, który ponownie zadzierał z zwierzęcym towarzystwem srebrnookiego! - ...zbadaj beczki. - dopowiedziałby tylko krótko, licząc, że Duwan ma czas się tam przetransportować, a samemu sięgając po jakiś kamień, którym względnie swobodnie dało się rzucić w oponenta. Czemu? Rozwścieczać przeciwnika raczej nie musiał, ale skupić uwagę nie zaszkodzi, bo Artur spróbuje ustawić się pod ścianą tak, by drewno/beton stanowiły powierzchnię nieco za nim. Czemu? Jeśli oponent go zaatakuje to ten spróbuje odskoczyć, aktywując Imparare Camalonte (C), a ten siłą rozpędu powinien wpaść w ścianę, a z odrobiną szczęścia... dałoby to Lexowi wystarczającą ilość czasu, aby zajść goryla od tyłu i przebić jego klatkę piersiową od spodu w kierunku serca/płuc. Nie da się obezwładnić, to chociaż... uśpić... ciut brutalniej. Tak. Jakby wypaliło wbijanie, to najpewniej przekręciłby tylko ostrze, aby mieć pewność, że organy wewnętrzne zostały dość mocno naruszone, a sam... sam odskoczyłby od przeciwnika, jak najdalej...
Co jeśli ten by nie szarżował, a rzucał w biednego Blanchenfloura? Wtedy pozostawało robić uniki, czy odskoki, polegając na dobrej kondycji, a także ciut lepszej zręczności. Zdecydowanie trzeba było coś zrobić, ale raczej z odległości nie miał większych szans. Gdyby jednak nadarzyła się wyżej opisana sytuacja, spróbowałby manewru z unikiem pod ścianą. A jakby skupiał się olbrzym na Duwanie, to najwyżej poleci w kierunku jego głowy kolejny kamień, bądź w przypadku braku przedmiotów, jakiś twardy przedmiot, bądź... sztylet? Wszystko raczej ujdzie i skupi uwagę, prawda? Chyba...
Taki
Liczba postów : 109
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Nie Lip 13 2014, 20:33
Zawiedzenie. To właśnie czuł Taki, gdy dotarło do niego, że Kyoki z pewnością już nie żyje pokryta warstwą lodu. W sumie to logicznym teraz było w pełni dlaczego igła była wyjątkowo mocna i ostra. Akcja ratunkowa poszła świetnie, pacjent nie żyje - tak w myślach podsumował siebie chłopak niechcący lekko rozśmieszając się. No cóż, chociaż rozmroził ją i zachował połowę remedium dla siebie, w razie gdyby sam został poczęstowany tą zieloną mazią. Ranny rzucił kunai'em i zadał kilka ważnych pytań. Zabawne jak ludzie pozostawali ślepi na rozkazy. W sumie to mógł wydawać się hipokrytą skoro sam teraz był na misji zleconej przez mistrza, ale jemu to nie przeszkadzało - w końcu lubił się bawić. Może ten facet też lubił walczyć? - Dzięki za oddanie broni. Mama Cię wspaniale wychowała. Pewnie jest z Ciebie dumna. - powiedział radośnie z uśmiechem udając wyjątkowo uprzejmego. Nawet skinął głową na znak podziękowania, a następnie wziął do lewej dłoni leżące ostrze. - Jestem Taki Karasuma! Miło mi Ciebie poznać. - odpowiedział na jedno z pytań kłaniając się i przykładając prawą dłoń do serca niczym prawdziwy dżentelmen. - A Ty jak się nazywasz? - zapytał, a następnie odwrócił się i postanowił ruszyć do drugiego, który zakończył prawdopodobnie swój żywot na biegu. Szedł powoli przyglądając się mu, w końcu mógł udawać martwego, bądź nieprzytomnego zatem gotowy był do jakichś zgrabnych uników starając się nie obciążać zbytnio bolącej nogi. - Przyszedłem tutaj po małego, białego kotka. Wystarczyło mnie zaprowadzić do niego, albo podać informację i nic, by się wam nie stało, prawdopodobnie. - oznajmił ciągle obserwując leżącego. Chciał zbliżyć się, lecz zatrzymać krok od zasięgu jego ramion, a następnie rzucić mocno trzymaną bronią w jego czaszkę upewniając się, że będzie martwy. Taki miał dość zwarcia, tylko doznał ran, a do celu misji go nie przybliżyło to. Gdy już wykonał co chciał to wyciągnąłby obie bronie i schował do kieszonek wcześniej ocierając z krwi o odzież martwego. Później wykorzystałby właśnie jego ubrania do stworzenia dwóch wcześniej wspomnianych bandaży, którymi opatrzyłby się. A gdyby jakimś cudem jego ubranie znikło, wyparowało, zamroziło się to użyłby własnego do zatamowania krwi. Nie mógł dłużej tracić posoki, w końcu kiedyś może doznać anemii. - Jak ładnie mi powiesz wszystko co wiesz na temat swojego szefa i kotka to przeżyjesz. Jestem grzecznym chłopczykiem. - powiedziałby gdzieś w trakcie wykonywania zamierzonych czynności.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Opuszczone tereny fabryczne Pon Lip 14 2014, 14:25
MG:
@Artie:
Na kłopoty kanarki - można by powiedzieć. Te rzuciły się do oczu wielkoluda starając się odciągnąć jego uwagę od Duwana, który niżej znajdował się w niezbyt dobrej sytuacji, leżąc na ziemi bez żadnego sposobu bronienia się przed mogącym nadejść niedługo atakiem. Słysząc głos Artiego zareagował instynktownie - podniósł się z ziemi i faktycznie ruszył w kierunku beczek. Tymczasem kanarki Blanchefloura okazały się niezbyt wytrzymałym rywalem dla swojego przeciwnika. Ten jednym mocnym ruchem ręki praktycznie zmiażdżył je trzymaną w lewej dłoni połówką ciała, a następnie rozejrzał się wokoło chcąc odnaleźć swój kolejny cel. Najbliżej niego znajdował się, co nie było specjalnie dziwne w tej sytuacji, ponownie Duwan. Artie w tym czasie poszukiwał jakiegoś kamienia na ziemi, ale tutaj go nie było - być może na zewnątrz budynku znalazłby takowego, ale nie wewnątrz, gdzie podłoga trzymała się w całkiem niezłej kondycji. Z planu chłopaka wyszły więc nici, a jego towarzysz szybko zrozumiał, że stał się potencjalnym obiektem kolejnego ataku dlatego zanurkował szybko na ziemię, chowając się za stołem. - Nie mam niczego przy sobie! - wrzasnął w kierunku Artiego, dając mu do zrozumienia, że najzwyczajniej w świecie nie ma jak bronić się przed tą masą ciała, która na niego polowała. Schowany za stołem Duwan, ze zdziwieniem mógł jednak obserwować jak wielkolud przestaje go gonić i odwraca się w kierunku Blanchefloura, zupełnie jakby stracił zainteresowanie wcześniejszym celem. Nie biegł on jednak w kierunku chłopaka, a ruszył do niego powolnym krokiem, z każdym jednak zbliżając się coraz bardziej i bardziej...
@Taki, Kyoki:
Biedny zawiedziony Taki, we własnym rozumku musiał się powoli godzić ze śmiercią Kyokiego, nawet jeśli ta nie była jeszcze ani pewna, ani potwierdzona. Każdy jednak mógł dochodzić do własnych wniosków, a skoro takim był efekt rozumowania Karasumy to należało to uszanować. On zresztą miał teraz inne sprawy na głowie, którymi postanowił się rychło zająć. Oddane mu posłusznie ostrze posłużyło łatwo do upewnienia się o śmierci jednego z przeciwników, kiedy to dogłębnie zbadało jego czaszkę. Czy mężczyzna wcześniej już nie żył? Być może. Teraz jednak nie żył już na pewno i nie było co do tego żadnych wątpliwości. W międzyczasie Taki zadał kilka pytań, które w pierwszej chwili zostały zignorowane przez żyjącego (tak dla odmiany) przeciwnika, najwyraźniej niechętnego odpowiadania komuś, kto przed chwilą ostro sponiewierał jego osobę. Widząc jednak co młodzian uczynił z głową swojego kolegi, coś najwyraźniej musiało zaskoczyć w głowie drugiego walczaka, bo ten momentalnie zaczął mówić. Chyba zrozumiał teraz, że Taki się nie wygłupia. - ...jestem Cire. Razem z... tym drugim i szefem żyliśmy w tej okolicy próbując jakoś zaspokoić podstawowe potrzeby. Zwłaszcza głód. Bez pieniędzy ciężko jest załatwić sobie normalne jedzenie, dlatego zaczęliśmy kombinować z szefem... swoją droga mówiąc szef mam na myśli "szefa kuchni", a nie szefa naszego. Wszyscy mniej więcej byliśmy równi, ale on wiedział jak przyprawiać... to co zdobyliśmy do jedzenia. To co przyszło do nas prosząc się byśmy je zjedli. - Cire przerwał na chwilę, by zaczerpnąć oddechu. Nie wyglądało na to, by miał zamiar dokładniej opisać napoczęty przez niego temat. Taki mógł dojść do własnych wniosków. W następnych słowach facetach słychać było lekki strach, ale też zrezygnowanie. - Oprócz tego jesteśmy nikim. Zwłaszcza teraz, dzięki tobie. A kot... - tutaj strach wyraźnie się zwiększył, a mężczyzna przełknął nerwowo ślinę. Najwyraźniej myśl o kocie była dla niego straszniejsza niż wszystko co tutaj się wcześniej stało. - ...jeśli faktycznie masz na myśli tego kota... to nie wiem po co ci on, ale życzę ci żebyś go znalazł i żałował tego do końca swojego życia. Ten kot to istota-widmo tego terenu. Nie wszyscy go widzieli, ale nawet tacy wiedzą, by uciekać na jego widok. To jest, jeśli tylko mają na tyle oleju w głowie. Pojawia się w różnych miejscach, raz tu, raz tam, ale na ogół mówi się, by nie kierować się w tereny położone z samego tyłu fabryk. - mężczyzna zakończył swoją opowiastkę, a Taki zajął się swoimi ranami, które obwiązał ubraniem swojego pokonanego przeciwnika. Oby tylko nigdzie w jego ubraniu nie było żadnej krwi, bo inaczej Karasuma mógł ryzykować ewentualnym zakażeniem. Tymczasem Kyoki była coraz mnie zmrożona. Wyglądało na to, że lada chwila wróci do normalnego, nie-zmrożonego stanu.
SP: Artie - 53%MM, prawe ramię trochę obite, boli, cholernie bolą okolice lewego ucha, mały palec lewej dłoni cholernie boli, chyba naruszone zostały kości, ciężko nim operować. Kyoki - brak przytomności, proces odmrażania w toku 2/3, stan zdrowia nieznany. Taki - 84%MM, ból lewej nogi (pod kolanem), obite boleśnie lewe ramię przy upadku, ból teraz jeszcze się wzmógł, przecięte prawie ramię prowizorycznie obandażowane i trochę boli, -2 kunaie, -1 shuriken
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.