I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Sala, w której znajdują się dwa łóżka, oddzielone papierowym, przesuwanym parawanem. Cała sala schludnie urządzona, białe ściany, ozdobione małymi, kwietnymi wzorami. na ścianie naprzeciwko łóżek wisiał wielki obraz, przedstawiający zieloną łąkę w środku lata. Obok łóżek znajdują się stoliki nocne, przy ścianach komody na ubrania. W sali znajdowały się także drzwi do schludnej łazieneczki oraz duże okno. ______________________________________________________________
Obudziłem się, czując lekki powiew wiatru na twarzy. Zastanawiałem się, gdzie jestem. Jeszcze niedawno byłem w górach, na Hakobe, a teraz jestem... właśnie... gdzie? Rozejrzałem się dookoła. Z wystroju sali zorientowałem się, że zapewne jestem w szpitalu. Dość... ekskluzywnie urządzona sala... Ciekawe kto mnie tu przyniósł... i kto wziął Pychę... Mam nadzieję, że dostał ją albo Loffeley albo Thetmayer. Mimo wcześniejszych nieporozumień, chyba porządny z niego gość... Właśnie... pewnie dowiem się niebawem, bo muszę mu oddać pieniądze... Problem w tym, że nie mam żadnych pieniędzy. Na stoliku leżał liścik, i butelka wody. Na kartce, ładnym pismem napisane było, iż moje konto szczęśliwie zostało zasilone kwotą 30.000 klejnotów i wdzięcznością pracodawcy, a także to, co stało się po utracie przytomności przeze mnie. A więc Chciwość ukryta jest gdzieś pod wodą? Będzie trzeba to sprawdzić...
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Nie Maj 11 2014, 21:19
Faktycznie uspokajała się z każdą chwilą coraz bardziej, na tyle by zacząć rozumieć, że jej koleżanka poświęciła jej właśnie sporą dozę swojego czasu. Wcześniej, choć przejęta tym co mogłaby innym zrobić, tak naprawdę myśli kierowała cały czas ku sobie i ku swojemu zachowaniu. To co wyglądało jak troska o zdrowie przyjaciół niewątpliwie tym właśnie było, ale jednocześnie nie sposób było uciec od myśli o tym, że tak naprawdę Kirino było do pewnego stopnia egocentryczką. To przecież ona mogła zrobić komuś coś złego, to ona przez to płakała, to ona, ona, ona. Wszędzie zawsze była ona. Na co dzień nie miała problemów z tym, że znajdowała się w czyimś cieniu (dopóki nie wchodzi w to temat bycia przydatną innym), ale kiedy działo się coś złego, dziewczyna momentalnie wskakiwała w swoją rolę pokrzywdzonej i złej osoby. Zupełnie jakby potrzebowała być najważniejszą chociaż tutaj. Widać była to kolejna rzecz, którą musiała poprawić. A tych zdawało się z chwili na chwilę przybywać. Dobrze przynajmniej, że mimo tej świadomości Kirino nie straciła ponownie głowy. Pewnie dużo było w tym zasługi Bianci, która nie tylko nie odtrąciła różowowłosej, ale wykazała się na tyle duża empatią i spokojem... pod tym kątem była naprawdę niesamowita. Sama Ayame zdążyłaby pewnie z 3 razy wybuchnąć w czasie, w którym Sheppard prowadziła z nią dialog. Nie była tak spokojna i często się popisywała, choć to ciekawe, przy koleżance takich cech za często nie pokazała. Auć. Ciekawe jak ta zareaguje jak kiedyś zobaczy tą bardziej popisową stronę Ayame. Och, znowu wróciliśmy do tematu różowowłosej. Mówiłem, że egocentryczka?
Ayame potarła swoim policzkiem o policzek dziewczyny, gdy usłyszała jej odpowiedź, niezmiernie szczęśliwa z powodu tego, że ta brzmiała właśnie tak. Była co prawda króciutka i przez chwilę Kirino zastanawiała się czy to coś oznacza, ale nie chciała popełnić grzechu nadinterpretacji, który już kilka razy zdarzyło się jej poczynić. - Naprawdę... jestem wdzięczna, że tak mówisz... - powiedziała, już innym głosem niż jeszcze jakiś czas temu, teraz miał on w sobie więcej życia i energii, zmęczonej płaczem, ale jednak widocznej i przebijającej się z niej. Kolejne słowa Sheppard zabrzmiały z kolei bardziej jak jakaś deklaracja, w uszach Kirino ich sens był nieco mocniejszy niż zwykłe potwierdzenie swojej pomocy dla drugiej osoby. Nie do końca to rozumiała i miała wrażenie, że coś jej umyka w wypowiedzi dziewczyny, ale nie mogła się zorientować czym było to coś. W tym momencie z resztą była przede wszystkim szczęśliwa z powodu tego, że w jej życiu odnajdywali się ludzie, którzy chcieli jej pomóc mimo tego kim była. I w tym momencie naprawdę cieszyła się z tego co Bian powiedziała, odsuwając policzek od jej twarz, a następnie spoglądając jej prosto w oczy, lśniące już nie tylko od łez ale także pewnej nadziei. - Mhm, dziękuję. Ty również możesz na mnie liczyć Bian. Kiedy tylko będziesz w potrzebie daj znać! - może to znów jej potrzeba przydatności się odzywała i to ona nakazywała jej nie być dłużną wobec dziewczyny? Nie, to raczej nie było to. Różowowłosa do niczego się nie zmuszała i pewna była tego, że będzie chciała okazać pomoc swojej koleżance, jeśli ta by tego kiedykolwiek potrzebowała. Co prawda, ciężko było jej wyobrazić sobie sytuację, w której to akurat Ayame byłaby w stanie zrobić coś więcej dla Bianci, ta bowiem była zdecydowanie silniejsza, mocniejsza i stabilniejsza od Kirino. Gdyby jednak kiedyś taka pomoc była potrzebna, Ayame Kirino niewątpliwie chciałaby pomóc. Nie. Nie tyle by chciała, co by to zrobiła. Kropka.
Chwilę potem jednak temat zszedł na... włosy? Kirino naprawdę nie rozumiała tego, co Bianca miała na myśli, ale wciąż będąc bardzo blisko niej spojrzała na nią wzrokiem przepełnionym zdziwieniem, a następnie sięgnęła dłonią po swoje włosy, łapiąc ręką jedno pasemko i podciągając je nieco w kierunku oczu, a następnie przyglądając się... różowemu... kosmykowi... - C-c-c-c-c-c-c-co?! Co to jest? Skąd się to wzięło? Co t-to jest?! - krzyknęła jakby pierwsza raz zobaczyła włosy, a następnie zachwiała się niebezpiecznie, bardzo bliska spadnięcia z łóżka. Kolejne spojrzenie na Biancę wyrażało bezgraniczne zdumienie. - Ale... jak to!? - zapytała, zupełnie jakby miała nadzieję, że Bian jest jakąś wszechwiedzącą istotą, która zaraz wytłumaczy jej sens tego co właśnie widziała...
Bianca
Liczba postów : 111
Dołączył/a : 23/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Pon Maj 12 2014, 14:07
Sheppard mówiła prawdę - a przynajmniej mówiła co myślała w tej chwili, więc nie widziała szczególnego powodu by za to dziękować. Nie mniej był to znak, że mimo wszystko, Ayame docenia fakt, że ktoś tutaj został i nie uważa dziewczyny za kogoś złego, od kogo ludzie mieliby się odwracać. Wszak sama również obiecała coś z tym zrobić, więc tym dodatkowo pokazywała, iż ma dobre serce i zrobi wszystko by już nikogo nie skrzywdzić... Jak można się było na nią gniewać? Swoją drogą po tym jak Kirino pokazała na misji swe wielkie zawstydzenie, Usami nie spodziewałaby się po niej aktualnych gestów. Bo czy to nie coś podobnego? Może nie aż tak 'straszne' jak to co zaszło w Eagvill, ale po tamtym, można się było spodziewać, iż koleżanka nawet nie będzie chciała się zbliżać do ciemnowłosej, albowiem mogło to skutkować 'wspominkami'. Ba, nawet, gdy po tym Smocza Zabójczyni chwyciła towarzyszkę za rękę, to widać było, iż dalej zawstydzenie nie zeszło, a tylko się spotęgowało... Tym bardziej obecna sytuacja nie była spodziewana. Oh, Sheppard nie miała nic przeciw - co tylko pokazywała swym nie odtrącaniem - ale fakt faktem... reakcja zaskakująco pozytywna. Świadczyło to o tym, iż... cóż, aktualnie były ważniejsze kwestie niż 'to', ale przynajmniej kamień spadł Bian z serca, bo chociaż wiedziała, że koleżanka nią nie gardzi. Uśmiechnęła się natomiast delikatnie, słysząc, że w razie czego, również i ona może na Kirino liczyć. Naturalnie nie miała zamiaru jej głowy zawracać byle czym - chociaż jak na ironie, chciała by Ayame przychodziła do niej ze wszystkim - ale na pewno, jak będzie potrzebować pomocy to zwróci się do różowowłosej. Poza tym chciała by widywały się nie tylko jak coś komuś będzie zagrażać, a po prostu... ot tak, bez szczególnego powodu. Wtem koleżanka zorientowała się w końcu, że faktycznie nie ma już ładnych, zielonych włosów. Nie to żeby różowe były nieładne! Przecież już Bian mówiła, że ładna nowa fryzura... ale wiedziała, że towarzyszka na pewno była przyzwyczajona do swojego poprzedniego koloru. - Nie jestem pewna... Wydaję mi się, że stało się to przez... lub po tym... jak Terks otworzył drzwi do szpitala. Niewiele widziałam... ale zawsze można spróbować to zmyć, albo przekolorować z powrotem na zielony kolor. Próbowała dodać wróżce otuchy, więc i od razu wyszła z wyjściami z owej sytuacji. Sama nie uważała owego różowego za coś złego - jak już wspominała - ale w zieleni również było rozmówczyni do twarzy. Tak więc... to co będzie dziewczyna wolała, zależało tylko i wyłącznie od niej. Zawsze jakoś można wyjść z każdej sytuacji.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Wto Maj 13 2014, 15:27
Faktycznie, Kirino w normalnej sytuacji prawdopodobnie by się tak nie zachowała. Prawdopodobnie nie pozwoliłaby sobie na taką dawkę czułości i zażyłości, jaką okazała czarnowłosej przed kilkoma chwilami. To wszystko było zdecydowanie zbyt bezpośrednie, a ex-zielonowłosa raczej nie przywykła do tego, by tak łatwo pozwalać sobie na tego typu gesty. No i bądź co bądź znały się z Biancą nie aż tak długo - przeżyły razem sporo, więc sam czas znajomości lekko się rozmywał, niemniej mimo wszystko faktycznie razem nie spędziły aż tyle czasu, by można było o tej dwójce powiedzieć, że znały się "od dawna". Problem był tylko jeden - to nie była normalna sytuacja. Ayame nie czuła się normalnie niemal od samego początku ich rozmowy, a i teraz wciąż miała w głowie tyle różnych myśli i emocji, że na niektóre inne z nich zwyczajnie brakowało miejsca. Inna sprawa jeśli chodzi o to, co dziewczyna pomyśli o swoim zachowaniu później, bo gdy wszystko przeanalizuje może uzna, że pozwoliła sobie na zbyt wiele... nawet na pewno tak uzna. Teraz jednak przejęta była wszystkim jednocześnie, niektóre uczucia były zbyt silne, inne zamiecione pod dywan, więc jej reakcje były w kompletnym rozgardiaszu. No i trudno było oczekiwać od niej tak prostych i niewinnych reakcji jak próba schowania się bądź jąkanie, zaraz po tym jak przepłakała w ramionach Bian dłuższą chwilę. To znaczy, po innych ludziach może by i można, ale akurat nie w tej sytuacji i nie po Kirino. Gorzej jeśli Bian faktycznie poczuła się przez to jakoś niezręcznie albo źle... ale o tym też pewnie różowowłosa zacznie myśleć dopiero po wyjściu ze szpitala. Ewentualnie jak się trochę uspokoi. A na to się nie zapowiadało zbyt szybko, choć tym razem z nieco innego powodu.
- ...czyli to jego wina? To wina Meliora?! Wiedziałam! Wiedziałam! Ten człowiek to zło wcielone i tylko czekał na okazję by mi coś zrobić! - dziewczyna w tym momencie niemal wpadła w coś w rodzaju transu, w którym jej ręce automatycznie powędrowały w kierunku głowy, podczas gdy ta bujała się niemal na wszystkie strony. - Odwdzięczę się mu! Klnę się na swoje imię, że odwdzięczę się mu i też coś zrobię! Kiedyś! Jakoś! Obiecuję! - wykrzykiwała kolejne zdania dziewczyna, a ludzie z sąsiednich pokojów musieli być pewnie nieźle zaskoczeni tym, jak dziwne odgłosy do tej pory zdążyły do nich dojść z tego jednego pokoiku. - Nie wygląda to źle, prawda? Nie wyglądam jak jakiś clown, prawda? Myślisz, że różom będzie pasować ten kolor? Albo kwiatom wiśni? - najwyraźniej mimo zapewnień Bianci, Ayame i tak była pewna swoistej niepewności na temat swojego wyglądu. No bo kto by nie był, gdyby nagle otrzymał kompletnie nowy kolor włosów?
Dziewczyna jednak nie zamierzała ich farbować. Przynajmniej póki co nie. Nie wiedziała jeszcze do końca dlaczego, ale uznała, że nie może tego zrobić. Że przynajmniej przez pewien czas powinna tak właśnie wyglądać. Jako znak swojej porażki. Jako przypomnienie o tym, o czym nie powinna zapominać. To było dla niej bardzo ważne. Nie zamierzała już nigdy skrzywdzić nikogo tak jak skrzywdziła Bian. Zapomnienie o tym byłoby... niewybaczalne. A włosy mogły jej o tym przypominać. Ilekroć widziałaby się w lustrze. Ilekroć kosmyk opadłby jej na twarz. Ilekroć ktoś by je jakoś skomentował. Może po pewnym czasie wróci do swoich zielonych... Ale najpierw musiała trochę pobyć w tych. Również jako swoisty rodzaj kary.
- Ciekawe co by Makbet powiedział na ten temat... - westchnęła jeszcze z rezygnacją różowowłosa, ponownie gmyrając przy własnych włosach.
Bianca
Liczba postów : 111
Dołączył/a : 23/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Wto Maj 13 2014, 19:47
Oh... właściwie można było przewidzieć, że wina spadnie na Meliora, ale nie o to Biance chodziło. Nie obwiniała policjanta i sądziła, że Ayame również tego nie zrobi - zwłaszcza, że wróżka się go bała, czyż nie? Według Sheppard, Terks otworzył szpital bo Kiri tego chciała... Sama Bian zrobiłaby to tylko z tego powodu, ale fakt faktem w myślach nie czytała, więc nie miała pewności, że dlatego chłopak to zrobił. Nie mniej nie popierała zrzucania winy na niego. Nie winiła też różowowłosej bo jakby nie patrzeć, nie miała pełnych informacji i pewnie po prostu źle wszystko zrozumiała - albo Usami źle wytłumaczyła... co było bardzo prawdopodobne. - Nie wydaje mi się żeby to była jego wina, Kirino - zaczęła, dalej spokojnie i troskliwie - Nie zrobił tego specjalnie, nie wiedział co się stanie, a wiesz, że stałoby się to nawet jakbyś była przytomna, prawda? Chciałaś pomóc Baltazarowi i sama otworzyć drzwi do szpitala. Terks zrobił to co Ty byś zrobiła - miała nadzieję, że nie brzmi to jak brutalna prawda... - Wiem, że może to źle brzmieć, ale nikt z nas nie wiedział co zajdzie i każdy mógł otworzyć drzwi. Również ja i... stałoby się to samo - taka prawda - Wiedz, że Terks również próbował Cię powstrzymać od rzucenia się na Baltazara. A propo... co wiesz o tym całym Baltazarze? To on chciał ten szpital... coś się tam stało... jest naprawdę tajemniczy... Nie znam go, ale na tą chwilę, nie jest godny zaufania... Wybacz jeśli Cię to w jakiś sposób uraziło, ale to co się stało... Przerwała... co chciała powiedzieć? A no to, że przecież cały ten szpital to pomysł Baltazara - co zresztą ujawniła wcześniej. Nie miała pojęcia czy jest on dobry czy zły, ale placówka zdrowia w Eagvill wskazywała na coś niepozytywnego... trudno jednak określić jego personę jednoznacznie. Dlatego miała nadzieję, że koleżanka zdradzi coś o owej osobie - nawet jeśli będzie go bronić to może chociaż ciemnowłosa czegoś się dowie. - Nie. Nie wygląda to źle - potwierdziła delikatnie i z łagodnym uśmiechem - Jak mówiłam, wygląda bardzo ładnie, więc nie musisz się martwić - przytaknęła... prawdą. Nie uważała różowego - przynajmniej u Ayame - za coś złego. Pasowało jej i tyle - Hm? Makbet? To zwróciło jeszcze większą uwagę Smoczej Zabójczyni. Kimże jest Makbet, że Kirino go wspomina i przejmuje się tym czy fryzura mu się spodoba? Kolega? Rodzina? Chłopak? Narzeczony? Wszak nie znała aż tak dobrze wróżki, a tym bardziej nie znała jej relacji, więc... chciałaby się czegoś dowiedzieć.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Wto Maj 13 2014, 21:25
Może i faktycznie Bianca miała rację, a Meliora wcale nie powinna była w to wszystko dziewczyna mieszać? Jeśli faktycznie jej włosy zmieniły kolor tylko przez otwarcie bram szpitala... Takie rzeczy przecież się zdarzały bardzo często! Tyle, że nie do końca. No ale z drugiej strony kto i jak mógł to zrobić? W czasie gdy Ayame przebywała na misji nie zapamiętała Terksa jako osoby, która miałaby przy sobie wiaderko farby, które tylko czekało na to, by zostać wylane na głowę wróżki. Ale może je chował? Nie, to by było raczej zbyt widoczne. Nie dało się chować tyle farby przy sobie tak, by kompletnie tego nikt nie dojrzał. Niemożliwe! Zwłaszcza, że Kirino była całkiem czujna gdy mężczyzna był blisko, więc raczej by to zauważyła. Czyli wychodziło na to... że to nie jego wina? Z jakiegoś powodu uznanie Meliora za winowajcę w tej sytuacji przychodziło jej zdecydowanie łatwiej niż pójście w drugą stronę i przyznanie, że to wcale nie on nabałaganił jej w (a raczej na) głowie. Po prostu jakoś pasowało jej to do wizji niebezpiecznego i złego człowieka jakim mężczyzna, wedle niezawodnej przecież (przynajmniej w jej własnym osądzie) intuicji Kirino. Póki co jednak warto było się chyba nieco uspokoić, zaczerpnąć oddechu i pozwolić swojemu umysłowi na chociaż rozważenie tego co mówiła Bianca.
Dlatego też właśnie Ayame przestała się głupio rzucać i pozwoliła swoim włosom na spokojne opadnięcie na własne miejsce, podczas gdy jej ręce też opuściły przybytek jej fryzury. Dosłownie tylko na chwilę jednak, bo zaraz po tym ponownie jedna jej dłoń wystrzeliła w górę i okręciła się wokół pojedynczego kosmyka. Wciąż było ciężko się z tym pogodzić. - Hmmmm... Skoro tak mówisz, to może faktycznie taka właśnie jest prawda. Sama już nie wiem. - dziewczyna zerknęła ponownie na swój kosmyk, a potem przerzuciła wzrok z powrotem na Bian. - Przefarbowanie włosów to niby nic trudnego do zrobienia, ale w gruncie rzeczy Melior mógł nie mieć na to zbyt dużo czasu... Lepiej zostawić ten temat póki co, tak myślę. Najwyżej zapytam się go kiedyś przy okazji, o! - tak, Ayame zdecydowanie czuła, że kiedyś jeszcze będzie miała pecha spotkać mężczyznę. A o jej intuicji napisano już wcześniej. Poza tym Bian zapytała chyba o coś ważniejszego, więc wypadało jej odpowiedzieć. - Spotkałam Baltazara wcześniej przed misją, jakiś czas temu. Rozmawialiśmy całkiem normalnie, był miłym człowiekiem, którego trapił jakiś duży problem, ale nie chciał zdradzić jaki. Wyglądał dość smutno, więc chciałam mu pomóc, a teraz pomyślałam, że to dobra okazja na to... Jak widać nie do końca się mi udało... - zaśmiała się delikatnie nerwowo dziewczyna, ale nie powróciła od razu do swojego dołowego nastroju. To był jakiś sukces. - Właściwie co dokładnie się stało po otwarciu tamtych drzwi? Co było w środku? Szczerze powiem, że nie pamiętam zbyt wiele... - to była prawda. Kirino miała tylko fragmentaryczną pamięć z tamtego czasu i nie do końca wiedziała co i jak.
A potem padło nieco problematyczne pytanie o Makbeta (nawet pomimo tego, że było to tylko pytanie jedno-słowne), a odpowiedź na nie przyprawiła dziewczynie zdecydowanie więcej problemów niż sama się mogła spodziewać. Przez chwilę wydawało się nawet, że Ayame w ogóle na nie odpowie, ale w końcu przełamała ciszę, delikatnie przy tym się zaczerwieniając. Tak, to było zdecydowanie bardziej w stylu Kiri, by tak właśnie zareagować. - Makbet to... mój... - dziewczyna przekrzywiła głowę zastanawiając się nad własną odpowiedzią. - ...towarzysz? Trochę to ciężko określić, wiesz? Chyba nie skłamię jak powiem, że jesteśmy dość blisko... - ostatnie słowa dziewczyna wypowiedziała jakby trochę ciszej, wyraźnie zawstydzona tym czym właśnie podzieliła się z koleżanką, koniec końców pozwalała sobie przedstawić chłopaka w ten sposób bez jego zgody. Tyle, że on sam nie miał w jaki sposób w tym momencie zgody wyrazić, a niedługo... Powoli zaczynała sobie przypominać też dość ważną informację, którą dostała tuż przed przybyciem na teren misji. Na początku uznała ją za głupotę i żart, zwłaszcza że kartka na której informacja została jej przekazana była niepodpisana. Ale jeśli jej włosy potrafiły się zaróżowić ot tak, to może i ta wiadomość była warta sprawdzenia? - Bianco, będę musiała niedługo stąd wyjść. Mam coś naprawdę ważnego do załatwienia... Myślisz, że będziemy mogły się jeszcze później jakoś... spotkać czy coś? - zapytała nieco zakłopotana, spoglądając gdzieś w bok. Nie była pewna tego, czy Bian lubi spotkania poza misjami, a póki co tylko tam miała okazję ją zobaczyć. Może wolała spotykać się na niwie stricte zadaniowej, a nie tak w czasie wolnym? Pewna niepewność i ostrożność zwykle nie były czymś złym... Uśmiechnęła się też do czarnowłosej, gdy ta skomentowała jej włosy. No, skoro jednej osobie podobały się jej nowe "szaty" to może z innymi też nie będzie tak źle?
Bianca
Liczba postów : 111
Dołączył/a : 23/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Sro Maj 14 2014, 18:39
Uff... chyba nie obraziła Kirino, faktem bronienia Terksa. Właściwie nawet go nie broniła - po prostu mówiła prawdę i nie chciała by coś zostało źle zrozumiane... a na pewno nie oskarżanie kogoś. Zwłaszcza, iż Ayame i tak obawiała się Meliora, więc lepiej nie pogarszać ich relacji. Z drugiej strony, chłopak w ogóle nie wyglądał jakby się tym przejmował... a może nawet sobie sprawy nie zdaje z lęku wróżki? Cóż... grunt by nie mieli o sobie mylnych mniemań. - Cieszy mnie to. Poza tym chyba nie myślisz, że bym mu pozwoliła przefarbować Ci włosy? - zabrzmiało jak pytanie retoryczne, przy którym pojawił się delikatny uśmiech - Byłam cały czas blisko, więc jakby trzeba było, to i przed nim bym Cię obroniła. Trzeba przyznać, iż dla Sheppard było to dość normalne zdanie. Zawsze starała się bronić innych, a zwłaszcza słabszych - w tym wypadku akurat, różowowłosa do słabszych nie należała, ale wtedy była nieprzytomna, więc nic dziwnego, iż by ją obroniła, prawda? Przynajmniej norma to dla Usami, która stara się wykonywać swe obowiązki najlepiej jak potrafi. Osobiście nie miała nic do Terksa, więc i na szczęście nie byli zwróceni przeciw sobie, ale gdyby faktycznie ktoś próbował wtedy zrobić jakiś kawał Kirino to cóż... nie udałoby mu się - już by Bian tego dopilnowała... Z wielką uwagą wysłuchała informacji na temat Baltazara. Co prawda wiele ich nie było bo i się okazało, że sama wróżka nie wie zbyt dużo, ale to zawsze lepsze niż nic. No, a poważny wyraz twarzy ciemnowłosej, tylko pokazywał, że nie traktuje tego jak żart i co jak co, ale potrafi słuchać. Wtem, przyszła kolej by napomknąć coś o tym, co zaszło. - Niewiele mogę niestety powiedzieć. Nie, dlatego, że nie chcę, ale... nie widziałam w tamtym czasie. Terks jako jedyny widział wszystko... Z tego co wiem wciągnęło szpital... lub został wciągnięty przez samego siebie... Na jego miejscu pojawiło się... nic. Nicość? Trudno mi to wyjaśnić. Poza tym zniknęła bariera wokół miasta, a nicość też po chwili zniknęła... czy też raczej wybuchał i nas spowiła. Gdy się uspokoiła i... wróciła do swego rozmiaru to... wtedy miałaś już różowe włosy. Nienawidziła czegoś takiego... Była osobą, która lubi mieć jasne informacje by jasno i szczegółowo móc pisać raporty i wiedzieć co trzeba, a teraz? Starała się wyjaśnić koleżance co zaszło, ale sama wiedziała, że nie brzmi to zbyt spójnie i... no, informacji było niewiele! Sama Sheppard wiedziała to głównie od Terksa... - Towarzysz... życia? Skoro usłyszała, iż Kiri jest blisko z Makbetem to czy to nie była prawda? Właściwie czemu wcześniej nie wpadła na to, że towarzyszka kogoś ma? Prawdę mówiąc nie zastanawiała się nad tym bo przed misją znały się mało, a na misji były ważniejsze rzeczy i... tak - dalej znają się mało... tylko czemu ciemnowłosa poczuła się... dziwnie? - Oczywiście - odpowiedziała, słysząc pytanie - Zawsze możesz o mnie zapytać w siedzibie ls. Zrozumiem jednak jeśli wolałabyś tam nie zerkać, więc... - wyciągnęła notatnik, napisała coś, wyrwała kartkę i podała ją Kirino - To mój adres... w razie czego. I pamiętaj, że nie musisz mieć specjalnego powodu do odwiedzin. Taka prawda... Obawiała się, że Ayame zechce się spotkać tylko w razie problemu - w którym oczywiście Bianca od razu pomoże! - ale chciała aby zdawała sobie sprawę z tego, że mogą się spotkać zawsze 'ot tak', dla samego spotkania.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Czw Maj 15 2014, 02:13
- Jeszcze tego by brakowało, by on i Tobie przefarbował włosy! Nie darowałabym ani sobie, ani jemu! - od razu podburzyła się Kirino na myśl o tym, że przez nią ktoś mógłby przejść przez podobny szok spowodowany włosami, jak ona! Inna sprawa, że ten szok miał pewnego rodzaju leczniczy wymiar - oto zamiast myśleć o tym jak beznadziejnie słabą istotą była, dziewczyna skupiła się na myśleniu o własnych włosach. Narcyzik? Zapewne trochę tak, ale w tym wypadku była to cecha, która działała na korzyść zielono... znaczy różowowłosej, bo to właśnie dzięki niej - oraz wielkim zabiegom Bianci, których znaczenia nie dało się przecenić - Ayame potrafiła teraz w miarę normalnie i na powrót żywo rozmawiać z dziewczyną. Gorzej, że gdyby zaczęła podążać tą linią myśli, a Bianca nie wyprowadziła jej z błędu, to jeszcze uznałaby Meliora za osobę, której należą się podziękowania za te włosy. Nie, nie, nie~! Zdecydowanie na taki układ się nie zgadzała. To szpital zafarbował jej włosy i takiej wersji od teraz się będzie trzymać. A jak ktoś zapyta w jaki niby sposób jest to możliwe, to dziewczyna odpowie, że... to magia! Dokładnie tak. Żyli w takim świecie, że wszystko było możliwe i wszystko było do wyjaśnienia własnie w ten prosty sposób. "Bo to przez magię". "A wiesz, wczoraj magia mi się przydarzyła". "No zostawiłem magię na gazie, a potem stało się to" i tak dalej, i tak dalej. Wracając jednak do tematu i Bian, która okazywała się być jeszcze bardziej troskliwą osobą niż Kirino myślała, różowowłosa tym razem nie zdołała już powstrzymać się od lekkiego zaczerwienienia na policzkach. - Ekhem... dziękuję, to naprawdę miłe... - powiedziała nieco cichszym, ale szczęśliwym głosem.
Wysłuchała oczywiście dokładnie wszystkiego co jej koleżanka miała do powiedzenia na temat zdarzeń z ostatnich minut misji, z których sama nie posiadała zbyt konkretnych i solidnych wspomnień, a następnie pokiwała głową ze zrozumieniem, w ten sposób dając znać swojej rozmówczyni, że ją słuchała i zrozumiała wszystko co zostało jej przekazane. Dużo gorsze dla wróżki było to, że Bian nie przestawała pytać o kwestię Makbeta, a ta nie czuła się zbyt dobrze omawiając tego typu kwestie bez zgody samego mężczyzny, zwłaszcza w sytuacji w której się znalazła i obliczu tego co niechybnie zamierzała niedługo zrobić. - ...nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie Bian... to nie tak, że chcę coś przed tobą ukryć czy się wstydzę, to znaczy, no, trochę się wstydzę, okej, ale naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, przepraszam... - dziewczyna skłoniła głowę przed swoją rozmówczynią w tym przepraszającym geście. Naprawdę nie wiedziała czy mogła w ten sposób odpowiedzieć koleżance. Towarzysz życia sugerował towarzysza na wszystkie dni swojej egzystencji, a z nią był ten mały problem... ten duży problem... ten gigantyczny problem, że nie była pewna jak to się ułoży.
Dużo łatwiej natomiast przyszło jej odpowiedzenie na kolejne zagadnienie, które powitała z uśmiechem, zwłaszcza ostatnie zdanie wypowiedziane przez rozmówczynie. Czyli nie byłoby niczym złym, gdyby wpadła w odwiedziny do niej tak po prostu, bez zaproszenia, bez powodu, bo tak, bo taki nastrój i w ogóle! Super fantastycznie! - W takim razie spodziewaj się mnie pewnie niedługo! - powiedziała dziewczyna zeskakując z łóżka, a następnie przebierając się w swoje normalne ubranie, podczas którego to procesu cały czas rozmawiała z Biancą. - Myślałam o tym, żeby wyskoczyć gdzieś razem, tak żeby się zrelaksować i pogadać o czymś przyjemniejszym... Ale musisz mi obiecać, że dasz mi znać jeśli zacznę się robić męcząca czy złośliwa, okej? - uśmiechnęła się dziewczyna, obracając się do Sheppard, po tym jak przebrała się już w swoje ubranie.
A potem nieco... nieśmiało... z zaczerwienionymi policzkami mniejsza z dwójki dziewcząt przytuliła mocno swoją koleżankę, mając w tym czasie promienisty uśmiech na twarzy. Cieszyło ją to, że kogoś takiego znalazła na misji, kogoś o kim wiedziała, że jest dla niej ważny, ale też że działało to w obie strony. Świadomość ta była tak ciepła, że Ayame nie mogła się powstrzymać przed tym przytuleniem i dopiero po chwili oderwała się od swojej koleżanki. - Także tego... Widzimy się jakoś niedługo... ekhem... - zdecydowanie zawstydzona swoim zachowaniem (co było znakiem tego, że wraca do formy) wycofała się kroczek po kroczku do tyłu, a następnie machając Biance na do widzenia opuściła teren szpitala.
[z/t]
Bianca
Liczba postów : 111
Dołączył/a : 23/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Pią Maj 16 2014, 08:21
Wyglądało na to, że Kiri nie do końca odebrała słowa Sheppard tak jak to powinno być, no ale cóż... grunt, że dziewczyna się nieco ożywiła. Co prawda lepiej żeby nie kierowała złości w kierunku osób raczej niewinnych - jak Terks - ale przynajmniej nie myślała już o... o tym o czym myślała dopiero co, a to swego rodzaju plus. Tym bardziej Usami nie skomentowała słów Ayame - dobrze wiedzieć, że i różowowłosa przejmowała się stanem drugiej osoby... co właściwie pokazała dzisiaj dość wyraźne - aż za bardzo! Nie powinno się zwalać całej winy na siebie - nawet jeśli to z powodu troski o kogoś bliskiego. Oh... powoli do ciemnowłosej docierało, że sama może mieć coś z hipokrytki... Niestety... np. chciała i pozwoliła koleżance się wypłakać, ale sama nigdy by tego nie zrobiła... i obwiniałaby się, gdyby zrobiła komuś krzywdę... uh... Chcąc nie chcąc, teraz liczył się stan wróżki, więc wszystko inne i tak schodziło na drugi plan, więc... nie bardzo przejęła się tym, iż osobiście trudno byłoby jej skorzystać z własnych rad. - Nie masz za co dziękować. Odpowiedziała w końcu bo... taka była prawda. Nawet jakby towarzyszka ją wyśmiała czy zwyzywała, Bianca nie cofnęłaby swoich słów, więc nie było wielkiego powodu do podziękowań, skoro Zabójczyni robiła to bo chciała, a nie, że musiała. - W porządku... to ja nie powinnam pytać. Nie moja sprawa. Bardzo dobrze zrozumiała słowa Ayame. Bywa tak, że jest się w kimś zakochanym, ale sprawy są skomplikowane, więc nie obwiniała dziewczyny o to, że nie wdaje się w szczegóły. Jakby nie patrzeć to faktycznie nie była sprawa Usami... co nieco ją zabolało, ale nie obwiniała zdania Kirino. Pewnie faktycznie nie wiedziała... acz chwilę wcześniej inaczej to brzmiało... Cóż... może kiedyś się dowie... obie dowiedzą. - Nie jesteś męcząca - podkreśliła - Ale dam znać. Dalej odczuwała ulgę, że mogą się spotkać nawet poza misją - i pomimo tego, że obie były kobietami, więc swe ciała znają to odwróciła wzrok, gdy wróżka się przebierała. Nie z powodu wstydu - bo tego nie odczuwała akurat - ale mimo wszystko, każdy chce mieć trochę prywatności, prawda? Zwłaszcza w takich momentach. No, a różowowłosa była wstydliwa - przynajmniej na misji - więc lepiej było jej nie dawać kolejnych powodów do tego. Po tym jak Kiri była już gotowa, przytuliła Sheppard - która jej nie odtrąciła - i pożegnała się... co również i ciemnowłosa uczyniła. - Do zobaczenia... Nie mniej po jej wyjściu, Usami jeszcze chwilę została w sali. Podeszła do okna by jeszcze zobaczyć oddalającą się koleżankę i... westchnęła smutna, zastanawiając się nad pewnymi sprawami. Trudno było jej ukryć swą ciekawość co do tego całego 'Makbeta', ale cóż... nie jej sprawa... Dlatego dopiero po jakimś kwadransie, jej myśli wróciły do sprawa gildyjnych - trzeba by raport zdać... więc w końcu opuściła szpital.
zt
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Czw Lip 31 2014, 15:05
Łatwo się domyśleć jakie były pierwsze myśli Carter po odzyskaniu pełnej świadomości - czy aby na pewno przeżyła? No... okazało się, że tak! Zważywszy na to jak było źle, był to sukces - zwłaszcza, że Rossana również przeżyła! Nie tylko brązowowłosa dostała propozycję awansu - z której oczywiście wiedziała, że skorzysta - ale i dostała gratulacje od samego Lorda E! Z jednej strony była nawet dumna, że dostała gratulacje od swego autorytetu, ale z drugiej... trochę było jej przykro, że mężczyzna nie zjawił się osobiście. Oh, wiedziała, że ma lepsze rzeczy do roboty - wszak to głowa Rady! Na bank był teraz czymś zajęty, a jak nie to może miał chwilę przerwy, więc nie należało mu przeszkadzać! Ale mimo wszystko było jej trochę szkoda... Gdy dowiedziała się, że znaleziono Lava, ulżyło jej - nie trzeba będzie po niego wracać. Aczkolwiek zmartwiła się, gdy się okazało, że... nie bardzo wiedziała co z misą! Wiedziała, że trafiła, gdzie miała, ale czy się udało? Jeszcze się okaże, iż tyle zachodu na nic! Czy tego chciała czy nie, czuła się winna - i to bardzo - obwiniając się o to, że właśnie przez to mogła, nie zasłużyć sobie na osobiste gratulacje Lorda. Co by miał powiedzieć? Gratulacje przeżycia, ale zadanie niewykonane? Może to lepiej, że mężczyzna nie miał czasu czy ochoty zawitać do szpitala... pewnie czułaby się jeszcze bardziej winna niż teraz. Mimo wszystko zaczęła się zastanawiać... dano im odejść? Niby próbowano ją zatrzymać, ale... tylko jeden strażnik... Lava oddali zamiast zabić lub coś podobnego... Najgorsze, że dalej nie wiedziała jakie właściwości ma Black Heart! Ugh... Dodatkowo ogarnęła, że jej włosy... jej piękne włosy zostały ścięte! Nie było to ważne, gdyby ocenić wszystko co zaszło, ale jednak to były włosy kobiety! Teraz musi je znowu zapuszczać...
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Sob Sie 02 2014, 12:21
Przeżył. To chyba dobrze prawda? Ogólnie to dość przywiązał się do swojego życia, więc powinien być z siebie dumny. Jednak to wskazywało na nieco podejrzane zjawisko. Dlaczego żył? Skoro mogli go spokojnie zabić. To nie dawało mu spokoju, ale niedługo pewno się tego dowie. NAPEWNO.
Chociaż życie, jest dość dużym powodem do szczęścia, smok trząsł się wściekły. Bardziej na samego siebie niż na świat w całokształcie. Słyszał, że Colci się udało. To dobrze. Posiedział trochę w szpitalu w sali, którą przemienił na swoją izolatkę. Kilka dni spędził tam po prostu tłukąc głową w ścianę, ale pod groźbą naczelnej pielęgniarki... bardzo niemiła i stanowcza starsza pani. Postanowił zaprzestać tego jakże "godnego pożałowania" procederu. Później poszło kilka wiązanek na temat "gdybyś był moim wnukiem...", zważywszy na jej wiek, pewno mógłby być i prawnukiem, ale tą uwagę zachował dla siebie. Sam ten fakt wbił Smoka w taki szok, że jedyne co zrobił to kiwnął głową i postanowił nie wchodzić tej kobiecie w drogę, nigdy więcej.
Trochę też trwało zanim zebrał się w sobie i wybrał się w odwiedziny. Musiał w końcu zobaczyć co z Cole, prawda? Dlatego też trochę niepewnie, udał się do sali w której przebywała i wszedł do środka. Rzucił krótkie "dobrze wyglądasz" i usiadł na krześle przy łóżku. Skrzyżował ręce na piersi, zarzucając jedną nogę na drugą i po prostu siedział z zamkniętymi oczami i kamienną twarzą.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Sob Sie 02 2014, 12:48
Szpital jak szpital - można rzec, że radna się nudziła, ale starała się znajdować sobie jakieś zajęcia. Czytała, myślała nad zaklęciami i różnymi sprawami, ale głównie zastanawiała się nad tym co zaszło i... temu, że trochę smutno przebywać samotnie w szpitalu bez znajomych osobiście gości. Uh... wszyscy byli tak zajęci? Nie bardzo ich obchodziła? Cóż... wcale by się nie zdziwiła. Aczkolwiek myślała o kilku osobach, które chciałaby tutaj zobaczyć... Tym bardziej ucieszyła się na widok Lava. Niestety szybko pojawiła się na jej twarzy niepewność - przez to, że sam policjant nie wyglądał na zbyt zachwyconego. Powodów mogło być kilka... nie cieszył się, że tu przyszedł... miał zły dzień... nie podobało mu się, że nie skończył misji... albo co najbardziej prawdopodobne - miał za złe, że tak się wszystko potoczyło, chociaż miało być inaczej. - Dzięki. Ty również dobrze się trzymasz - odruchowo dotknęła końcówek swoich krótszych włosów - Jak to wygląda? Nie chciała pytać, ale skoro sam wyszedł z dobrym wyglądem to po prostu... samo wyszło! Poza tym była dziewczyną, więc włosy były dla niej raczej ważne. Oczywiście nie znajdowały się na szczycie hierarchii ważności bo wiedziała co jest ważne, a co nie, ale mimo wszystko... zapuszczała od zawsze i lubiła fakt, że są... czy też raczej były, naprawdę długie. A teraz? Sięgały tylko do ramion, uh... Nic dziwnego, iż chciała wiedzieć czy jej pasują. Poza tym zawsze to luźniejsza część rozmowy, prawda? - Jak się czujesz? Standardowe pytanie, ale teoretycznie obejmowało i stan psychiczny i stan fizyczny. Wszak lepiej się dowiedzieć czy nie zrobili Laveth`owi czegoś więcej podczas przetrzymywania. No i było to bezpieczniejsze pytanie od czegoś w stylu, że poradziłby sobie z Verą.
Melior
Liczba postów : 791
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Sob Sie 02 2014, 14:21
MG
Nagle do pokoju wszedł mężczyzna w stroju listonosza. Cóż tu robił? No to chyba oczywiste roznosił pocztę. Czyżby miał dla kogoś z tu obecnych przesyłkę? Całkiem możliwe. - Colette Carter? Mam list dla pani. - Rzucił spokojnym tonem po czym podał list dziewczynie o ile ta potwierdziła swoją tożsamość. Następnie uzyskawszy od niej podpis na jakiejś liście wyszedł żegnając się. Cole sprawdzając kopertę mogła zauważyć, iż przysłał ją Melior. Skąd wiedział, że tu będzie? Cóż wiele można było mieć przypuszczeń w tej sprawie, jak np. jego magiczne gadżety. Jeśli dziewczyna zaczęła czytać mogła zobaczyć, iż w głównej mierze to pozdrowienia od siwowłosego oraz informacja, że na jakiś czas zostawia on jej parę swoich rzeczy i zwierzaka.
(więcej będzie na PW)
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Sob Sie 02 2014, 17:38
Tymczasem nienawiść do swojej osoby przodowała przed nienawiścią do świata. Był tutaj, bo uważał że powinien odwiedzić Radną, w końcu byli razem na misji, a on zawalił prawda? Kiedy zadała pytanie otworzył jedno oko i przyjrzał się dziewczynie. Uśmiechnął się delikatnie i nie był to ten uśmiech z wachlarza drwin. Był to w sumie najzwyklejszy przyjazny uśmiech na jaki było stać Zabójce Smoków. - No... chwilę mi zejdzie, żeby się przyzwyczaić... ale nie jest źle - wypowiedział te słowa uśmiechając się dalej. No to był chyba najdłuższy zanotowany uśmiech podczas jego życia! Colcia mogła być dumna. Po chwili Lav wrócił do swojego starego milczącego i zimnego "ja". W odpowiedzi na pytanie Radnej, wzruszył ramionami i burknął coś podobnego do "bywało lepiej, ale przeżyje". Policjant spokojnie odczekał, aż Radna zajmie się listonoszem i listem...
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Nie Sie 03 2014, 11:07
Wow... chyba powinna zapisać sobie ten dzień w kalendarzu. Kto wie kiedy ponownie zobaczy zwykły - ale jakże niezwykły! - uśmiech Lavetha? Do tej pory nie sądziła nawet, że stać go na coś tak miłego i... ludzkiego! Zazwyczaj były to złośliwe uśmieszki albo coś podobnego, a teraz... no zdecydowany plus! Szkoda, że nie miała ze sobą aparatu bo chętnie by mu zdjęcie zrobiła na pamiątkę. Pewnie byłoby dość wartościowe zważywszy na rzadkość tego zjawiska. - Heh... dzięki - uśmiechnęła się z podziękowaniem, chociaż pewnie jej samej trochę zajmie niż się przyzwyczai do nowe fryzury - A właśnie... - wyczarowała swój karciany plecak, z którego wyjęła maskę Smoczego Zabójcy, a karta zniknęła - Oddaję. Dodała pokazując maskę, którą przed wejściem do Osady schowała w swym 'plecaku'. Aczkolwiek nie podniosła się z miejsca. Jakby nie patrzeć była teraz pacjentem, więc lepiej by akurat ona się kurowała, prawda? A bezpieczniej, gdy 'chora' leży w łóżku - słucha się lekarzy! W pewnym momencie w sali pojawił się listonosz. Nieco to zdziwiło Radną, chociaż... z drugiej strony pewnie było to coś zwykłego tutaj. Po prostu Carter nie często dostawała listy, a jak już to zazwyczaj służbowe. Tym bardziej zaskoczył ją list od Meliora. Przeprosiła odruchowo Smoczego Zabójcę, po czym zaczęła czytać... w myślach oczywiście! Wszak to osobista poczta... Niestety po chwili jej mina nie była już taka wesoła. Właściwie sama nie wiedziała co ma o tym myśleć... Z jednej strony zakończenie listu było miłe, a z drugiej... uh... czuła się jakby właśnie została całkowicie sama, a lata nadziei prysnęły w jednym momencie. Nic dziwnego, iż w pewnej chwili wyglądała na dość przygnębioną. Na szczęście dalej pamiętała, że nie jest sama, więc nie pozwoliła sobie na więcej negatywnych rozmyślań... Złożyła list, wzięła głębszy wdech i wróciła wzrokiem do Lava. - Wybacz... A co do tego co się stało... - jak powinna to powiedzieć by nie urazić jego dumy? Uh... - Naprawdę nie powinieneś się przejmować. Wiesz... oboje wyszliśmy cało... prawie - dotknęła odruchowo swych włosów - Więc lepiej będzie skupić się na przyszłości. Jej samej będzie trudno zważywszy na to czego się dowiedziała, ale jeśli chodziło o osadę to miała nadzieję, że policjant się nie załamie czy coś podobnego. Nie sprawiał wrażenia takiej osoby, ale... jak się jest złym to można podejmować również nieodpowiednie decyzje.
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Sala nr. 9 Nie Sie 03 2014, 14:39
Szczerze powiedziawszy to Smok zdążył już zapomnieć o swojej masce. Nic dziwnego miał w głowie niemały mętlik. Dobrze, że ktoś pamiętał o takich rzeczach. Odebrał od dziewczyny maskę, skinieniem głowy dziękując jej za to. Dodatkowo z wnętrza maski wyciągnął swój "skarb" czyli naszyjnik, który pozostał mu po smoku. Przyjrzał mu się szybko i znów przewiązał go za szyją, chowając łuski pod ubraniem. Przez chwilę poczuł się nawet lepiej z tego powodu. Maskę tradycyjnie przyczepił do paska, żeby mu zbytnio nie zawadzała. Kiedy Radna czytała list, Lav zaobserwował zmiany w jej osobie, jednak nie zamierzał nic mówić czy komentować. No bo po co...?
Czuł, że w końcu nadejdzie temat misji... gdy tylko wspomniała o tym, że ma się nie przejmować. Odwrócił lekko wzrok i skwitował to krótkim "tsy...". - Taa.. tylko się cieszyć - mruknął pod nosem. Skupić na przyszłości? On już miał swoje plany. Jeszcze tam wróci, coś mu tam śmierdziało, a on dowie się co i nikt go nie powstrzyma.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.