I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Rynek w Magnoli to miejsce naprawdę magiczne lub raczej bajkowe. Powodem tego jest wygląd oraz wykonanie. Zaczynając od samej kostki, która jest zbiorem wszelkich kolorów oraz nie posiada żadnej szparki pomiędzy kwadracikami. Dorzucając do tego fontannę, z której nie da się wyciągnąć wyrzuconych monet umiejscowionych pod wiecznie krystaliczną wodą. Przechodząc do wiecznie kwitnących roślin oraz ławek wykonanych z przeróżnych materiałów w najosobliwszych stylach. Docierając do lampionów, które rozświetlają noc, unoszą się nad tym miejscem. A kończąc na zegarze, który stoi pośrodku placu. Zegar wykonany jest dość prosto, o taki zwykły słupek, który ma pięć metrów, zakończony jest dużą przezroczystą kulą, w której to wraz z upływem czasu zmienia się kolor wskazówek, z rana są one bardzo ciemne zaś im bliżej nocy tym stają się jaśniejsze aż wreszcie świecą. Do tego nie ważne gdzie się stoi zawsze od frontu widać tarczę zegara.
MG W sumie powinienem poczekać na odpis Afuro i Belfa, ale Pheam nalegał...
Dym już powoli zdążył zniknąć, pozostawiając znikome ślady swojej obecności w powietrzu. Gdy każdy z was dotarł na miejsce nie zauważył prawie nic dziwnego. Oczywiście prawie, jednak spokojnie na pewno nic nie zostało zdemolowane! Tak gdy przybyliście na miejsce, wszystko wyglądało tak jak zwykle. Ta sama sceneria, jednak aktorzy byli nowi. Dwójka mężczyzn stała pod jedną z wielu fontann i mówiła coś do siebie. Jednak staliście za daleko aby móc cokolwiek usłyszeć, w sumie nawet ciężko wam było dostrzec dokładny wygląd osób. Jednak mieliście pewność, że jeden był niższy od drugiego i bardziej cherlawy, ten mówił głośniej, a jego piskliwy głos z odrobiną chrypy dawał dziwny pogłos. Co ważne, tim z domu Hotaru przybył od lewej strony, zaś Noc od prawej. Ogólnie to stoicie naprzeciwko siebie, na samym początku rynku. Zaś para nieznajomych prawie na samym jego końcu. W sumie to chyba tyle...
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Rynek Czw Maj 15 2014, 18:58
Faktycznie, nie byłoby niczym dziwnym, gdyby dwójka ta przez dłuższy czas stała na tym rynku w milczeniu, starając się ignorować wszystkie spojrzenia, które niewątpliwie pojawiły się ze strony zwykłych ludzi po tym dość dziwnym pokazie. Być może jednak niektórzy mogli uznać całe to wydarzenie za swego rodzaju performance? Byłoby co najmniej niezręcznie, gdyby ktoś teraz podszedł i rzucił im jakiegoś pieniążka pod nogi albo coś w ten deseń, ale to faktycznie mogłoby się stać. Pytanie czy Makbet lub Kirino mieliby w sobie tyle uwagi, by obdarować nią również takie zdarzenie, czy jednak cały jej zasób poświęcili tylko sobie. Ayame nie mogła mówić za chłopaka, ale jeśli o nią chodziło to była w tym momencie całkowicie skupiona na sylwetce mężczyzny, którego uratowała. Błąd. Ona właściwie nic wielkiego nie zrobiła. Postępowała tylko za wskazówkami z kartki, którą dostała bez powodu i bez własnej aktywności. Czułaby się winna z tego powodu, gdyby nie to, że czuła się szczęśliwa widząc chłopaka w całkowitym zdrowiu.
Tak, różowowłosa była szczęśliwa, że czarnowłosy został uratowany i nie miało znaczenia w jaki sposób się to odbyło, czy był to łut szczęścia, czy też wynik jej zabiegów, to nie miało żadnego znaczenia. Najważniejsze było to, że mógł on znowu normalnie się poruszać, rozmawiać i był żywym człowiekiem, a nie skamieniałą pamiątką mężczyzny, do którego wróżka żywiła tak skomplikowane uczucia. Dziewczyna lekko zatrzęsła się gdy chłopak się zbliżył i tylko przytaknęła głową, gdy ten zapytał o jej imię. Pamiętał o niej. Nie stracił pamięci, tak jak mogła sugerować notka. Istniała przecież faktyczna "obawa" o to, że mężczyzna nie będzie jej pamiętać. Być może tak byłoby lepiej dla niego lub dla nich, gdyby właśnie w ten sposób została rozwiązana ich sprawa. Oszczędziłaby i sobie, i jemu mnóstwo bólu. A tak...
Nie zareagowała też, gdy Makbet chwycił jej włosy w swoje własne ręce. Już wcześniej zastanawiała się nad tym, jak Makbet zareaguje widząc nowy kolor jej włosów, a teraz miała już pewność, że te się mu nie spodobają. Och, jakżeby by chciała, by to był ich największy problem i by mogła teraz zwyczajnie uderzyć go w twarz lub bardziej żartobliwie w ramię i powiedzieć, by się do tego przyzwyczaił. - Trochę się działo... - odpowiedziała dziewczyna nieco zagadkowym tonem, zupełnie jakby nie była pewna tego jak ubrać w słowa własne wątpliwości i wszystkie informacje, które powinna była przekazać Makbetowi - Możesz być trochę zaskoczony, ale... misja w teatrze nie poszła nam tak jak powinna. Przez długi czas byłeś zamieniony w kamień... aż do dzisiaj. - kolejne słowa niezbyt zgrabnie sformułowane wylewały się z jej ust. Choć dziewczyna naprawdę była szczęśliwa, że jej ukochany powrócił do siebie, to jednak za wiele z tego szczęścia nie było widocznej na jej twarzy lub w słowach. Być może przygniatane było ono przez inne uczucie... i przez pewien obowiązek. - Posłuchaj mnie uważnie Maczku. To co powiedziałam na głos przed chwilą, gdy jeszcze byłeś zamieniony w posąg to szczera prawda. I właśnie dlatego musimy się rozstać. - wyrzuciła z siebie nagle i bez ostrzeżenia, a dopiero po tym jak usłyszała swój własny głos zrozumiała jak bardzo okrutne było to co mówiła. I dla niego, i dla niej. Tymi słowami zadawała sama sobie ranę okrutnie bolesną i porównywalną z tą, której doznała kilka lat temu. Teraz jednak ta była wyrządzona całkowicie przez siebie. I nie mogła nic na to poradzić. Nie powiedziała nic więcej, tylko tkwiła w miejscu i patrzyła na mężczyznę. Chciała zobaczyć jego reakcję na jej słowa. Chciała wytłumaczyć coś więcej, ale... bała się? Chwilowo po tych krótkich słowach nie potrafiła się odezwać, to zwyczajnie było za trudne. Nie wiedziała nawet czy Makbet wiedział o tym, co wypowiedziała przed chwilą, do czego publicznie przyznała się przed całym światem. Może lepiej byłoby gdyby nie wiedział.
//Nie zgadzam się na brak dramy, będę o nią walczył >.<
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Rynek Pią Maj 16 2014, 22:59
Musiał przyznać, że to było do niej niepodobne. Nie zachowywała się tak, jak zazwyczaj. Jeszcze nie tak niedawno odskoczyłaby w momencie, w którym dotknąłby jej włosów. Odskoczyłaby ze wstydu, zażenowania, czy czegokolwiek. Dlaczego teraz tego nie robiła? W międzyczasie wiele mogło się zmienić, może po prostu już się przyzwyczaiła? Mimo to, Makbet odebrał takie zachowanie raczej z niepokojem. Zero rumieńca, uciekającego spojrzenia... To mu wybitnie nie pasowało. Możliwe, że było coś nie tak. Zapewne związane z tym, czym był przed chwilą. A może wcale nie z tym. W każdym razie - zaczęła mówić. Makbet słuchał jej w milczeniu, starając się uporządkować fakty. Więc... więc mówiła, że był kamieniem. Że był zamieniony w kamień. I teraz żyje. To się za bardzo nie trzymało kupy. Cholerna magia. Mimowolnie zaczął obszukiwać kieszenie, mając nadzieję odnaleźć swoje ukochane papierosy. Klepnął kieszeń swojej kurtki i poczuł kartonowe pudełko. Odetchnął z ulgą w myślach. Przynajmniej tyle mu zostało. Już, już sięgał dłońmi po paczkę i wyciągał z niej papierosa, gdy zamarł. Najpierw nastąpiła chwila analizy. Co powiedziała? Powiedziała "Makbet?" i nic więcej. I powiedziała, że był zamieniony w kamień. Czyżby mówiła coś w teatrze, a on, głupi, zapomniał? Przełknął ślinę, wkładając jednak papierosa do ust. A nie, kiedy był zamieniony w posąg. WIĘC CO MU POWIEDZIAŁA?! Ostatnie zdanie kompletnie wytrąciło go z równowagi. Mus zapalenia okazał się niczym wobec słów wypowiedzianych przez Ayame. Papieros wypadł mężczyźnie z ust, upadł na ziemię i potoczył się pod nogi dziewczęcia. - Że jak?! - skomentował te słowa niezbyt inteligentnie z podobnie mało inteligentnym wyrazem twarzy, wpatrując się w buzię Kirino. Znów należało sobie ułożyć w głowie kilka rzeczy. Po pierwsze - co oznacza rozstanie? Rozstanie, że nie będą już ze sobą (co było wątpliwe), czy też rozstanie ze względu na ilość kilometrów ich dzielących? Skąd wynikała chęć rozstania? CO MU POWIEDZIAŁA?! Znudziła się nim? Miała go dość? Wciąż miała mu za złe wydarzenia sprzed lat? Nienawidził października, a ona dodatkowo w tym miesiącu postanowiła się na nim odegrać. Straszna jędza. Ostatnia kwestia - oni w ogóle byli razem? Czy coś ich w końcu łączyło, czy nie?! Ten stan pomiędzy byciem ze sobą, a nie byciem był bardzo zdradliwy. Bo tak właściwie Makbet mógł przyznać, że odradzało się przez pewien czas to, co działo się jakiś czas temu. Czuł to nawet w swoim skamieniałym (o ironio!) serduszku. I teraz nagle ona wyskakuje z czymś takim. Jak to, do jasnej cholery, odbierać? Nagle poczuł, że zaraz wybuchnie. I zrobi się straszny. Nie, tego ostatniego raczej nie czuł. - Czy ja ci coś zrobiłem? - Chłodne spojrzenie dwojga znajomych Kirino oczu nie potrafiło obyć się w tej chwili bez kontaktu z jej ślepiami. Gorzej, że mogło być to wyjątkowo nieprzyjemne, mimo że sam Makbet nie zdawał sobie z tego sprawy. Bezdotykowo mógł sprawić, że ktoś ostatecznie nawet chciałby oskarżyć go o molestowanie albo znęcanie się, czy coś. - CZY JA CI COŚ ZROBIŁEM? - powtórzył ostrzej i przymrużył powieki. Chyba wchodził w ten stan, w którym lepiej go było nie oglądać. - A może już zdążyłaś się mną znudzić, co? Byłem więc tylko jakimś rodzajem zabawki? Tak? TAK?! Jego równowaga chwiała się nad przepaścią, znajdowała się pomiędzy stanem "odchodzę" i "zaraz ją zabiję". Chyba każdy miał nadzieję, że nie przesunie się na tę drugą stronę, ale któż mógł to wiedzieć? - Może robisz to w ramach zemsty? - Jego oczy zabłysły. Złapał Ayame za nadgarstek i mocno ścisnął, przybliżając do niej twarz. - Nie zdziwiłbym się. Zrobiłem ci coś złego, prawda? Jeśli to miało być to, to wyszło ci, gratuluję... Nie puszczał ręki dziewczyny. Wciąż wahał się pomiędzy dwiema opcjami. Obie oznaczały jedynie nieuporządkowane emocje. Obie były zdradliwe. I obie prowadziły do niechybnego rozstania.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Rynek Sob Maj 17 2014, 16:00
Obiecała sobie, że nie będzie płakać. Obiecała sobie, że przyjmie wszystko co się stanie na rynku nie uciekając do tej najprostszej z wszystkich samotni - do łez. Wiedziała, że będzie w porządku wobec Makbeta tylko wtedy, jeśli zachowa spokój i nie będzie zachowywać się tak, jak zachowałaby się każda normalna delikatna nastolatka. Nie mogła panikować. Nie mogła uciec. Plan był taki, by powiedzieć mu szybko to co chciała powiedzieć, a następnie odejść, nie mogła jednak przewidzieć jak w wielką złość wpadnie mężczyzna. Zaraz... może jednak mogła? Jak ona by zareagowała, gdyby coś takiego stało się w drugą stronę? Nie znała siebie na tyle, by dokładnie to przewidzieć, ale mogła zaryzykować stwierdzenie, że w niej również wzbudzone zostałyby bardzo gwałtowne emocje. Nie mogła się mu dziwić. Koniec końców jego pretensje, jego gniew, jego zachowanie - wszystko to było całkowicie uzasadnione i sprawiedliwe. Wszystko to było sensownie umiejscowione. Wszystko to powodowało, że cała ta sytuacja była jeszcze bardziej bolesna i dosłownie łamała jej serce już nie na dwie części, a miażdżyła je dosłownie na proch. Nie mogła płakać. Nie wolno jej było. Poza tym płakała już wcześniej, teraz wystarczy. Teraz nie wolno. Niezależnie od tego jak bardzo kolejne słowa - jej własne czy jego - spowodują, że będzie boleć, że będzie dusić, ze będzie palić - nie wolno jej było płakać. Musiała zachować jasność, spokój, musiała działać zgodnie z tym co czuła, że jest właściwe, choć właściwe kompletnie nie było.
- ... - naprawdę trudno było odpowiedzieć na jego słowa, gdy tak je wypowiadał. Naprawdę trudno było znaleźć odpowiednie wytłumaczenie, które pozwoliłoby jej na osiągnięcie założonego przez siebie celu i jednocześnie dało by im możliwość odczucia jak najmniejszej ilości bólu. Kolejnego jego słowa, pełne agresji, zdenerwowania i emocji przeraziły ją nawet. Nie była nimi zdziwiona, może trochę, tylko na początku, ale po chwili myślenia, szybkiego, nerwowego przewracania w głowie kolejnych myśli, jedna za drugą, dochodziło się do wniosku, że jego zachowanie miało sens. Miało więcej sensu niż, przynajmniej na pozór, jej. Nie zmieniało to faktu, że gdyby tylko mogła uciekłaby stąd w tej chwili i nie wyściubiła więcej nosa z własnego pokoju. Z własnego łóżka. Ale to nie przejdzie, nie w tej sytuacji. Już raz zignorowała coś, czego nie powinna i prawie zapłaciła za to cenę. Gdyby coś stało się jemu...
Planowała wszystko nieco inaczej, ale słuchając Makbeta nowy pomysł sam narodził się jej w głowie. A może to przez to, że czytała za dużo romansów? Nigdy nie sądziła, że sama znajdzie się w tak głupiej sytuacji i będzie musiała przyjąć właśnie tę bolesną taktykę, ale... ona faktycznie gwarantowała najwięcej. Pozwalała na pewność. Pozwalała na zabicie wątpliwości i lęku przed odmianą. Pozwalała na zamknięcie wszystkiego definitywnie, nawet pomimo tego, że różowowłosa nie chciała tego wszystkiego zamykać! O tym jednak mogła krzyczeć tylko wewnątrz własnego serca i nikt inny nie powinien był jej słyszeć. Nie mógł. - Tak... - odpowiedziała w końcu Makbetowi dziewczyna, spuszczając wzrok w dół, nie chcąc patrzeć mu w tej chwili w oczy. - ...tak naprawdę nigdy tego nie zauważyłeś? - kolejne słowa znalazły miejsce w jej ustach. Nie mogła planować tego rodzaju zachowania, ale skoro Makbet nie wiedział jakie były jej poprzednie słowa - a może nie były one teraz dla niego ważne - mogła pójść w tym kierunku. - Było... zabawnie cię obserwować. Po dwóch latach czekania na ciebie, gdy się pojawiłeś, niczego bardziej nie chciałam niż doprowadzić do takiej sytuacji... - nie, to nie była prawda! To nie była prawda, a jej dusza w tym momencie krzyczała ze wszystkich sił na jej serce, by zebrało się do kupy i by zaoponowało tej sytuacji. Co z tego jednak gdy to rozum miał kontrolę nad ruchami i słowami Ayame, a ten podpowiadał jej, że to co robiła było właściwe? Dziewczyna westchnęła cicho ze zmęczeniem. - Ale już wystarczy, wiesz? Zbyt dużo namęczyłam się przy przywracaniu cię do normalnego stanu. Uznaj to za moją zapłatę za wspólny czas... - rzuciła, dalej z głową wpatrzoną w podłogę. Bała się reakcji Makbeta. Naprawdę się tego bała. Bała się, że w tej chwili może jej coś zrobić, ale czy to na swój sposób nie byłoby również odpowiednią zapłatą za jej błędy? Mimo tego jednak bała się i wiedziała, że gdyby Makbet zechciał jej wyrządzić krzywdę, fizyczną, pasującą do tej chwili, to próbowałaby się bronić, próbowałaby zablokować jego rękę swoją, jego ciało swoim. I tego bała się jeszcze bardziej, bo co jeśli wtedy znowu... - ...to boli. - dodała bardzo cicho, mając na myśli swoją rękę. W porównaniu jednak z tym co działo się wewnątrz, ból fizyczny był najmniejszym problemem.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Rynek Nie Maj 18 2014, 19:55
W dniu każdego człowieka przychodzi taki dzień, w którym nie jest w stanie utrzymać swoich emocji na wodzy. Dzień, w którym czas wypluć wszystko, co negatywne. Dzień, w którym męska agresja musi dać gdzieś swoje ujście. To był ten dzień dla Makbeta. Kiedy Kirino specjalnie lub nieopatrznie wypowiedziała te kilka zdań, które miały za zadanie zakończyć ich znajomość na dobre, już mogła się spodziewać, że nie przejdą one bez echa. I możliwe, że Makbet nawet nie będzie się odzywał. Możliwe, że tylko zatopi ostrze włóczni w jej ciele i pozbędzie się jej raz na zawsze. Mogła się spodziewać takiego obrotu sprawy. Że słowa, które przed chwilą wypowiedziała, będą jej ostatnimi. Powinna pamiętać, że Żmija jest nieprzewidywalny. A może już o tym zapomniała? Może ostatnie wydarzenia uśpiły jej czujność? Może zapomniała, że ten mężczyzna zabił ogrodnika, którego tak lubiła? Może zapomniała, że był zdolny do zadawania śmierci każdemu żywemu stworzeniu? Czy jego szaleństwo, choćby to, co Kirino mogła dostrzec na placu, nie było dla niej wystarczającym powodem do zmartwień? Nie było wystarczającym ostrzeżeniem? Tym razem jej słowa miały chyba na celu jedynie rozsierdzenie będącego na skraju zdrowia psychicznego Makbeta. Więc to tak, moja droga? Więc bawiłaś się mną cały ten czas? Więc nie różnisz się niczym od tej całej masy? No tak, mogłem się tego spodziewać. - Wszystkie takie jesteście, żmije... - wycedził tylko, zaciskając mocniej dłoń na nadgarstku Kirino. Przyciągnął dziewczynę do siebie tak mocno, żeby ta ledwie mogła utrzymać równowagę. Uniósł jej rękę ku górze. Jego oczy straciły już nawet gniewny wyraz. Splunął pod nogi, po czym wolną ręką chwycił twarz Ayame, zaciskając na niej palce. Wbił paznokieć kciuka w miękki policzek dziewczęcia. Patrzył na nią w tej chwili jak na każdą pospolitą dziewuchę. A może... może wcale nie? Jego gniew był znacznie większy. Można to było zobaczyć po niewielkich znakach. Zaciśnięte zęby, szybkie oddechy, żyły pojawiające się na szyi mężczyzny. To wszystko i inne czynniki składały się na fizjologię gniewu. Prawdziwego. Takiego, który napędzał go za każdym razem, gdy miał kogoś zabić. Niemrawo poruszył ustami, jakby powstrzymując uśmiech. O tak, uśmiech był nieodłączną częścią jego gniewu. Przypominał sobie śmierć swojego kuzyna i za każdym razem uśmiechał się, gdy obraz zarzynanej świni pojawiał się w jego umyśle. Tym razem mógł pozbyć się kolejnej osoby. Tej osoby, która w chwili obecnej sprawiała mu najwięcej bólu. Jeśli ją zabije, zabije też ból w sobie. Martwi nie mówią i nie patrzą. Martwi nie wzbudzają wyrzutów sumienia. O nie, nie wzbudzają... W momencie, w którym ostry paznokieć, który naciskał coraz mocniej na policzek Ayame, doprowadził do pierwszego upływu krwi. Niewielka stróżka popłynęła po jego kciuku. To był być może moment, który uratował Kirino przed śmiercią z ręki człowieka, którego przecież kochała. Mama? Głos w jego głowie zabrzmiał jak bęben. Mamo, dlaczego płaczesz? Obraz jego matki płaczącej nad martwym ciałem jej bratanka sprawił, że zamarł. Kirino za to mogła poczuć, jak ucisk na jej policzek oraz nadgarstek staje się coraz lżejszy. Oczy Makbeta wciąż wpatrywały się w twarz dziewczyny, ale teraz wydawały się być bardziej nieobecne. Być może zaczęli też reagować gapie na rynku, w końcu o tej porze było ich całkiem sporo. A może tylko się gapili? Kto ich tam wie? Mamo, nie płacz... proszę. Nie płacz... Krew na prześcieradle, w które zawinięto Duncana już zdążyła zaschnąć. Matka nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie mogła powstrzymać się od płaczu. Ale dlaczego? To nie był jej syn. Wtedy nagle oczy Makbeta zaświeciły, prawie tak, jakby wrócił do tego świata. Nic bardziej mylnego. Kogo on właśnie trzymał? Źrenice rozszerzyły się, a Makbet gwałtownie puścił, odpychając od siebie Kirino. Wystraszony wzrok, jak u sarny i ten wyraz twarzy... Spojrzał na swój kciuk, potem na dziewczynę i znów na kciuk. Wyglądał, jakby zbierał się do ucieczki, ale cofając się, upadł na bruk. Cofnął się raz, drugi, potem kolejny, ale nie mógł podnieść się do pozycji stojącej, mimo że bardzo chciał. - M-Mamo...? - Łzy napłynęły mu do oczu. - Co ja... co ja ci... Jakże gwałtowna zmiana dokonała się w jego zachowaniu w zaledwie kilka sekund. - Mamo... nie ró-rób, n-nie rób mi n-nic. T-to nie ja... T-to nie ja! - Wrzask wydobył się dopiero przy wypowiadaniu ostatniego zdania. W końcu udało mu się podnieść i ruszyć w długą, przedzierając się najpierw przez tłumy gapiów. Zostawiając ją za sobą. Daleko za sobą.
Teraz więc stała się żmiją? Osobą niegodną niczyjego zaufania? Najbardziej znienawidzoną osobą w życiu tego chłopaka? Ponoć pomiędzy miłością, a nienawiścią istniała tylko jedna cieniutka granica, którą nie aż tak trudno było przekroczyć, a sytuacja na rynku idealnie obrazowała to powiedzenie. Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że pomiędzy nimi będzie wszystko dobrze, kontakty zaczynały się układać coraz lepiej, zaczęli nadrabiać dawno stracony czas i mieli jakąś, może większa, może mniejszą, nadzieję na przyszłość. Wszystko to runęło jak domek z kart po pchnięciu różowowłosej. Bała się. Cholernie się bała, gdy Mak patrzył na nią tym wzrokiem, w którym pełno było emocji. Bała się jeszcze bardziej, gdy przekroczył granicę wściekłości. Gdy wstrząsnęła nim ta dziwna przypadłość, którą Ayame miała okazję już kilka razy widzieć w jego obliczu. Wiedziała jednak... domyślała się jednak, że chwilowy obłęd, szaleństwo wywołane emocjami w końcu przejdzie, że chłopak odzyska tę delikatną równowagę duchową, która była dla niego tak ważna. Bala się o niego! Bała się, oczywiście! Ale gdyby teraz ruszyła za nim wszystkie słowa, która wypowiedziała przez chwilą poszłyby na marne. Wszystko co starała się osiągnąć swoimi zabiegami obróciłoby się przeciwko niej. Wszystko byłoby na nic. A na to Kirino nie mogła pozwolić. Wiedziała, że Mak wcale nie był teraz bezpieczny. Wiedziała jednak też, że tak długo jak będzie blisko niej, jak będzie starał się jej pomóc, tak długo niebezpieczeństwo nie będzie mogło go opuścić, tak długo ciągle będą żyli w strachu, że kiedyś Ayame znów coś się stanie i nie kontrolując siebie popełni zbrodnię, której nie będzie mogła sobie nigdy wybaczyć. Tchórzyła? Być może była tchórzem, być może wolała po prostu odepchnąć od siebie złowrogą wizję niż spróbować jej przeciwdziałać. Być może była tchórzem większym niż ktokolwiek innym na tej planecie. Być może. Jednocześnie jednak, nieważne czy inni chcieliby ją nazwać tchórzem czy oszustką, wiedziała, że nie mogła pozwolić Makbetowi przebywać blisko siebie. Był silny, był silniejszą z osób, które znała, ale czy byłby silny na tyle, by w razie potrzeby skierować swoją włócznię przeciwko niej? Jakkolwiek to było przykre - różowowłosa nie posiadała takiej wiary. Nie wierzyła, by mógł to zrobić. Powie ktoś - a skąd ona mogła to wiedzieć? Nie mogła. Ona tylko czuła. Tylko i aż czuła.
Bolało. Jego paznokieć wbity w jej policzek, jego gniew, wszystko to miało fizyczny wymiar bólu poza tylko jego mentalnym odpowiednikiem. Starała się zaakceptować ten gniew, przytulić ten gniew i uznać go za coś naturalnego, a jednak i tak się go bała, i tak ją bolało, i tak chciała stąd uciec. Nie odezwała się, gdy nazwał ją żmiją. Z jego perspektywy zasługiwała pewnie na dużo gorsze obelgi. Być może i tak powstrzymywał się resztkami sił. Nie ruszała się gdy jej ręka powędrowała w górę i nie próbowała się bronić. Jedynie broni ostrej się obawiała, a nie jego uderzeń. Te byłyby tu naturalne. Jeśli jedno uderzenie zagwarantowałoby mu bezpieczeństwo, Kirino bardziej niż chętnie pozwoliłaby na całą ich serię. Tak dla pewności. Teraz jednak dziewczyna się bała i ją bolało. Widziała konflikt na twarzy Makbeta, a jej własna buzia nie mogła wyglądać lepiej. Wokół ludzie już na pewno musieli uznać to wszystko za jakąś inscenizację. Taka scena nie była możliwa w normalnym życiu. Była zbyt... dziwna. Zbyt... nie z tej ziemi.
Puszczona i odepchnięta dziewczyna bezsilnie upadła na ziemię i nie ruszała się z niej przez dłuższą chwilę. Jak okropną kobietą była, że potrafiła nie reagować na takie zachowanie swojego mężczyzny? Jak wygasłe musiały stać się jej emocje i odczucia, by móc to wszystko przetrawić w ciszy i spokoju? Jak bardzo?
Dopiero gdy Makbet zniknął jej z pola widzenia dziewczyna podniosła się z ziemi. Dokonało się. Nigdy nie była tak przerażona, lecz udało się jej. Chłopak był bezpieczny. Co prawda oboje stali się w tym momencie bardziej ranni niż można było przypuszczać, ale przynajmniej on był bezpieczny. Kamień z serca, chciałoby się wręcz rzec, gdyby nie to, że byłby to kiepski żart. Z jakiego serca? Ayame przetarła dłonią swoje suche oczy, następnie z ciekawością spoglądając na swoją piąstkę. Ani kropli łzy. Przynajmniej póki co. Tak jak planowała. Przynajmniej to jedno w życiu się jej udało. Teraz... musiała odpocząć. Przemyśleć to wszystko. Zacząć działać.
I mieć nadzieję, że Makbet kiedyś zrozumie. Nie wybaczy, po prostu zrozumie.
[z/t]
Ida
Liczba postów : 51
Dołączył/a : 07/05/2014
Temat: Re: Rynek Czw Lip 31 2014, 00:20
Rynek był ślicznym miejscem. Jej samej podobał się bardzo, więc miała nadzieję, że i gościom przypadnie do gustu. W końcu był bardzo uroczy i taki… magiczny. Przebywając na nim naprawdę można było poczuć magię tętniącą w żyłach Fiore. - Więc to jest… rynek- zaczęła opowiadać wplatając bardzo mało znane szczegóły.- Zazwyczaj jest tutaj dość spokojnie, ale czasami można natknąć się na jakieś zabawy. Ludzie często przychodzą tutaj odpoczywać, czemu zresztą nie ma się co dziwić. Gdyby państwo chcieli odwiedzić jakiś sklep proszę mówić.
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Pon Sie 11 2014, 03:23
Ziewnął głośno zasłaniając swoje usta sprawną ręką. Druga była już bezużyteczna... czasem miał ochotę się jej pozbyć, ale to nie przyniosłoby mu nic dobrego. Zostałby kaleką albo czymś innym... Bez jednej ręki życie na pewno byłoby trudniejsze, ale poco ma mieć worek wypełniony mięsem, kościami, który nawet nie może się poruszyć? No właśnie, to jest dobre pytanie. O tyle dobrze, że została mu druga ręka, ta obandażowana... ta, której nienawidzi z całego serca. Ta która ciągle mu przypomina o tym co zrobił... Może gdyby ona była w takim stanie to lepiej by się czuł? Teraz będzie musiał ciągle korzystać z tej. Cóż... taki los szczura... Przechadzał się w tym momencie po rynku, by spoglądać na wszystkich tych ludzi i szukać ewentualnych celów albo też kogoś z Est... na pewno ta dziewczyna sama Ryu nie wyszła, w sumie to dałby radę się z nią spotkać i pozałatwiać swoje sprawy. W końcu ona powinna wiedzieć czy Est zostało zniszczone. Gdyby się dłużej zastanowić to wtedy to coś co wyszło z Miyu i posiliło kapłana mogło być żywe... to czarne gówno w jej oku. Chociaż kto wie? Tyle pytań, a odpowiedzi żadnej. Czemu do cholery życie musi stawiać przed nim tyle niewiadomych? Ona musi go nienawidzić z całego serca. Dlatego jak życie daje ci cytrynę to zrób z niej lemoniadę. Albo jak życie daje ci w twarz to powiedz, że bije jak baba. Tak, to będzie od dzisiaj jego życiowe motto. Przynajmniej na następne 20 minut dopóki nie zapomni o tym.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Wto Sie 12 2014, 09:43
~~MG~~
Może wszystko potoczyłoby się pięknie i fajnie, a świat nie miałby okazji zgnębić Ryu, czy doprowadzić do kolejnych uszczerbków na jego zdrowiu, jednak w pewnym momencie mniej więcej o głowę niższa osóbka zderzyła się z jego ranną ręką. Sama nosiła raczej niebieskie szaty przesłaniające jej twarz, czy inne elementy ciała, ale jedno mógł stwierdzić... była kobietą. - Przepraszam... - padło tylko dość krótkie i ciche.
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Wto Sie 12 2014, 18:21
Zacisnął mocniej zęby, gdy tylko ktoś się o niego obił. Trochę go rączka bolała, bo w końcu jakim była stanie? Przeklął w duszy starając się nie pisnąć i spojrzał w kierunku osoby. Miał już powiedzieć "jak łazisz smętny chuju!", ale się powstrzymał. W końcu ta osoba, co się z nim stłukła była kobietą... Do kobiet jest spokojny, w końcu to Ryudogon. Dziwnie wyglądała będąc ubrana w te niebieskie szaty. - Nic się nie stało - powiedział lustrując ją wzrokiem - Gdzie się tam śpieszysz, że patrzysz na drogę? - spytał spokojnie, miłym i ciepłym głosem. W końcu Ryu to gorący chłopak, co nie? Nic dziwnego, że ciepły głos. - Przy okazji, jestem Ryu - przedstawił się.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Czw Sie 14 2014, 15:38
~~MG~~
- Anisia - padło tylko ciut przytłumione, zapewne faktem, iż dziewczyna, a może raczej kobieta próbowała jakoś się ogarnąć po zderzeniu, zwłaszcza, że została dość uprzejmie potraktowana. - Jestem tutaj od niedawna i niezbyt orientuję się w okolicy... - dodała tylko, jakby na usprawiedliwienie siebie, acz w głosie raczej nie było słychać skruchy, a raczej... obojętność, a może zainteresowanie osobą Ryu? - To moja wina? - spytała się tylko lustrując jakby na wskroś Ryudogona, ostatecznie wzrok zatrzymując na rannej ręce. - Boli?
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Pią Sie 15 2014, 01:30
- Ładne imię - odpowiedział dość spokojnie, by jej nie wystraszyć - Chcesz to mogę cię trochę oprowadzić po mieście. Jestem dość obeznany, często przebywam w Magnolii, chociaż osobiście mieszkam w Hosence - uśmiechnął się lekko starając się nie za bardzo przejmować pobolewającą ręką. Kiedy wspomniała o jego ręce od razu ścisnął palce lekko speszony i odwrócił wzrok w bok jakby wymyślając coś na poczekaniu. - Tak, boli. Miałem wypadek w Hargeon. Spadł mi na nią ka... skrzynka z kalmarami, ale taka ogromna... Lekarze stwierdzili, że mi jej nie złożą, bo jest tak skomplikowane złamanie - odpowiedział wracając do niej wzrokiem. Wiedział tak naprawdę, że lekarze są idiotami, bo takie rzeczy powinni robić z zamkniętymi oczami.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Pon Sie 18 2014, 11:47
~~MG~~
- Nie trzeba - odpowiedziała tylko cicho Anisia, słuchając w dalszym ciągu w stronę Ryudogona, a i wpatrując się w niego ciut przenikliwym wzrokiem, a może to tylko dziwne wrażenie. - A co jeśli... mogę to naprawić? - dopytała się tylko kobieta, dotykając delikatnie zranionego miejsca, aby coś sprawdzić? A może przyjrzeć się temu wszystkiemu dokładniej, czy też zbadać owy przedmiot, jakim był gips pokrywający łapkę mężczyzny. W każdym bądź razie z obserwacji twarzy przerzuciła się na lustrowanie faktury gipsu, a może tego - co pod niem jest.
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Pon Sie 18 2014, 12:31
Nagle usłyszał jedno magiczne zdanie... słowa, które podniosły go na duchu tak bardzo, że aż zaczął powątpiewać w ich prawdziwość - Serio możesz to zrobić..? - zapytał dość niepewnie spoglądając na nią jak obserwuje gips. Od razu chciał go zdjąć, by zaczęła mu leczyć rękę, ale się przez chwile zastanowił czy to taka dobroduszna osoba... - Jest w tym jakiś haczyk..? - spytał się - Chociaż nie ważne, jak możesz to zrobić to najlepiej jak najszybciej, zrobię wszystko, by była już sprawna - nie interesowało go ile będzie musiał za to zapłacić, ani jaką cenę...
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Wto Sie 19 2014, 21:45
~~MG~~
Kobieta tylko przysłuchiwała się słowom mężczyzny, jakby czekając na zgodę, czy przytaknięcie w sprawie chęci pomocy. Jakby wiedziała z góry, że ten takowej potrzebował... Na pytanie o haczyk uśmiechnęła się tylko nieznacznie, jednak zaraz potem, nim Ryu dokończył zdanie, ta zaczęła grzebać w swoim podręcznym bagażu, a Szczur mógł dosłyszeć ciche brzdękanie, jakby jakieś szkło obijało się o siebie. - Przysługa za przysługę, a jak... O to się nie musisz martwić - powiedziała, wyciągając flakonik z zielonkawą, gęstą substancją. - Starczy wetrzeć... dokładnie - dodałaby tylko, wyciągając rękę z flakonikiem w kierunku Ryudogona, a drugą przesuwając po rannej kończynie, czy też gipsie. Powoli, delikatnie...
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Wto Sie 19 2014, 23:02
Nie zastanawiał się długo i zdrową ręką sięgnął po flakonik od tej dziewczyny. Przysługa za przysługę to chyba bardzo dobra wymiana, prawda? Chyba? Nie zabierał ręki, niech go sobie mizia. Jeśli mu go oddała wtedy też - Chwila - po czym schowa flakonik do kieszeni kurtki i spróbuje zerwać gips. Gdy to zrobi wtedy też tak jak dziewczyna powiedziała, czyli otworzy flakonik i wetrze w łapkę ową substancję i będzie wcierał delikatnie. Oczywiście będzie to robił tak, by objęło to całe jego "złamanie", by nie było potem komplikacji.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.