I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Rynek w Magnoli to miejsce naprawdę magiczne lub raczej bajkowe. Powodem tego jest wygląd oraz wykonanie. Zaczynając od samej kostki, która jest zbiorem wszelkich kolorów oraz nie posiada żadnej szparki pomiędzy kwadracikami. Dorzucając do tego fontannę, z której nie da się wyciągnąć wyrzuconych monet umiejscowionych pod wiecznie krystaliczną wodą. Przechodząc do wiecznie kwitnących roślin oraz ławek wykonanych z przeróżnych materiałów w najosobliwszych stylach. Docierając do lampionów, które rozświetlają noc, unoszą się nad tym miejscem. A kończąc na zegarze, który stoi pośrodku placu. Zegar wykonany jest dość prosto, o taki zwykły słupek, który ma pięć metrów, zakończony jest dużą przezroczystą kulą, w której to wraz z upływem czasu zmienia się kolor wskazówek, z rana są one bardzo ciemne zaś im bliżej nocy tym stają się jaśniejsze aż wreszcie świecą. Do tego nie ważne gdzie się stoi zawsze od frontu widać tarczę zegara.
MG W sumie powinienem poczekać na odpis Afuro i Belfa, ale Pheam nalegał...
Dym już powoli zdążył zniknąć, pozostawiając znikome ślady swojej obecności w powietrzu. Gdy każdy z was dotarł na miejsce nie zauważył prawie nic dziwnego. Oczywiście prawie, jednak spokojnie na pewno nic nie zostało zdemolowane! Tak gdy przybyliście na miejsce, wszystko wyglądało tak jak zwykle. Ta sama sceneria, jednak aktorzy byli nowi. Dwójka mężczyzn stała pod jedną z wielu fontann i mówiła coś do siebie. Jednak staliście za daleko aby móc cokolwiek usłyszeć, w sumie nawet ciężko wam było dostrzec dokładny wygląd osób. Jednak mieliście pewność, że jeden był niższy od drugiego i bardziej cherlawy, ten mówił głośniej, a jego piskliwy głos z odrobiną chrypy dawał dziwny pogłos. Co ważne, tim z domu Hotaru przybył od lewej strony, zaś Noc od prawej. Ogólnie to stoicie naprzeciwko siebie, na samym początku rynku. Zaś para nieznajomych prawie na samym jego końcu. W sumie to chyba tyle...
Autor
Wiadomość
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Pią Sie 15 2014, 01:30
- Ładne imię - odpowiedział dość spokojnie, by jej nie wystraszyć - Chcesz to mogę cię trochę oprowadzić po mieście. Jestem dość obeznany, często przebywam w Magnolii, chociaż osobiście mieszkam w Hosence - uśmiechnął się lekko starając się nie za bardzo przejmować pobolewającą ręką. Kiedy wspomniała o jego ręce od razu ścisnął palce lekko speszony i odwrócił wzrok w bok jakby wymyślając coś na poczekaniu. - Tak, boli. Miałem wypadek w Hargeon. Spadł mi na nią ka... skrzynka z kalmarami, ale taka ogromna... Lekarze stwierdzili, że mi jej nie złożą, bo jest tak skomplikowane złamanie - odpowiedział wracając do niej wzrokiem. Wiedział tak naprawdę, że lekarze są idiotami, bo takie rzeczy powinni robić z zamkniętymi oczami.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Pon Sie 18 2014, 11:47
~~MG~~
- Nie trzeba - odpowiedziała tylko cicho Anisia, słuchając w dalszym ciągu w stronę Ryudogona, a i wpatrując się w niego ciut przenikliwym wzrokiem, a może to tylko dziwne wrażenie. - A co jeśli... mogę to naprawić? - dopytała się tylko kobieta, dotykając delikatnie zranionego miejsca, aby coś sprawdzić? A może przyjrzeć się temu wszystkiemu dokładniej, czy też zbadać owy przedmiot, jakim był gips pokrywający łapkę mężczyzny. W każdym bądź razie z obserwacji twarzy przerzuciła się na lustrowanie faktury gipsu, a może tego - co pod niem jest.
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Pon Sie 18 2014, 12:31
Nagle usłyszał jedno magiczne zdanie... słowa, które podniosły go na duchu tak bardzo, że aż zaczął powątpiewać w ich prawdziwość - Serio możesz to zrobić..? - zapytał dość niepewnie spoglądając na nią jak obserwuje gips. Od razu chciał go zdjąć, by zaczęła mu leczyć rękę, ale się przez chwile zastanowił czy to taka dobroduszna osoba... - Jest w tym jakiś haczyk..? - spytał się - Chociaż nie ważne, jak możesz to zrobić to najlepiej jak najszybciej, zrobię wszystko, by była już sprawna - nie interesowało go ile będzie musiał za to zapłacić, ani jaką cenę...
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Wto Sie 19 2014, 21:45
~~MG~~
Kobieta tylko przysłuchiwała się słowom mężczyzny, jakby czekając na zgodę, czy przytaknięcie w sprawie chęci pomocy. Jakby wiedziała z góry, że ten takowej potrzebował... Na pytanie o haczyk uśmiechnęła się tylko nieznacznie, jednak zaraz potem, nim Ryu dokończył zdanie, ta zaczęła grzebać w swoim podręcznym bagażu, a Szczur mógł dosłyszeć ciche brzdękanie, jakby jakieś szkło obijało się o siebie. - Przysługa za przysługę, a jak... O to się nie musisz martwić - powiedziała, wyciągając flakonik z zielonkawą, gęstą substancją. - Starczy wetrzeć... dokładnie - dodałaby tylko, wyciągając rękę z flakonikiem w kierunku Ryudogona, a drugą przesuwając po rannej kończynie, czy też gipsie. Powoli, delikatnie...
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Wto Sie 19 2014, 23:02
Nie zastanawiał się długo i zdrową ręką sięgnął po flakonik od tej dziewczyny. Przysługa za przysługę to chyba bardzo dobra wymiana, prawda? Chyba? Nie zabierał ręki, niech go sobie mizia. Jeśli mu go oddała wtedy też - Chwila - po czym schowa flakonik do kieszeni kurtki i spróbuje zerwać gips. Gdy to zrobi wtedy też tak jak dziewczyna powiedziała, czyli otworzy flakonik i wetrze w łapkę ową substancję i będzie wcierał delikatnie. Oczywiście będzie to robił tak, by objęło to całe jego "złamanie", by nie było potem komplikacji.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Rynek Czw Sie 21 2014, 18:39
~~MG~~
Zrywanie gipsu, jak to zrywanie gipsu... stanowiło dość oporne zadanie dla Ryu, a przynajmniej z początku, kiedy to mężczyzna musiał znaleźć jakiś punkt zaczepienia, czy coś do dalszych akcji. W międzyczasie kobieta odsunęła się, by najwyraźniej nie wadzić Szczurkowi, a sam chłopak kilkukrotnie mógł zakląć z bólu, gdy zrywany gips szturchnięty został ciut mocniej niźli powinien, ale... tak musiało być? Możliwe, bo w końcu wyswobodził łapkę, a zaraz potem zaczął rozsmarowywać - jak się okazało po dotyku - zielonkawą substancję o konsystencji godnej galaretki, a z czasem przyjemny, kojący chłód, który mógł nawet powodować lekkie ciarki, czy coś, zaczął wywoływać coś jeszcze. Coś, co mogło się mu nie spodobać. Wrażenie, jakby coś wyżerało jego skórę i wypalało wszelkie jego tkanki zgromadzone na ręce. Jakby coś przenikało jego rękę na wylot i powodowało potwornie bolesne zmiany, które najpewniej będą nieodwracalne, ale... Czy nie mówi się, że im coś gorzej smakuje tym lepiej działa? Więc czy tak samo nie jest z bólem? Ponadto Anisia zdawała się ulotnić? Jakby zapadła się pod ziemię, a sam Ryu niedługo potem stracił przytomność. Gdy się ocknął mógł zauważyć jedną różnicę. Poza upływem czasu, który wskazywał dość późny wieczór, mógł dostrzec, iż jego ręka jest sprawna, a przynajmniej w teorii, bo przybrała raczej... Nienaturalny odcień, bladozielony kolor. Czy coś dokładniej się z nią zmieniło? Czy to była jakaś sztuczka? Efekt uboczny? A może... tak miała teraz wyglądać? Przynajmniej... działała.
Ryu - wcześniej złamana/zmiażdżona ręka przyjęła nienaturalnie bladozieloną barwę. Ponadto jest w 100% gładka, a z dotyku przypomina rośliny, których w teorii własności zachowuje, a ka potrafi wysychać, a wtedy traci na sile, czy też może zregenerować rany nie przekraczające tych z poziomu rangi D poprzez "podlanie" jej. Ofc jest też łatwopalna. Zielony kolor będzie stawał się bardziej intensywny aż do fabularnego marca o/
Ryudogon
Liczba postów : 531
Dołączył/a : 22/08/2013
Temat: Re: Rynek Czw Sie 21 2014, 21:47
Cholerna dziewczyna! Jak on mógł być taki głupi, by jej zaufać?! Przecież nic nie jest za darmo w tych czasach. Nawet za kopa w dupę trzeba czymś płacić. Wziął głęboki oddech wstając z ziemi. W końcu zemdlał, a jest już dość późno. Zaczął spoglądać na swoją rękę, która była sprawna, ale bał się efektów, które przyniesie ze sobą owa "transformacja" w to coś. Może mu wyrośnie kaktusa na ręce? Nie wiedział, ale może powinien kupić jakiś nawóz po drodze? Może darmowy groszek będzie z niej przynajmniej miał? Mogłaby tylko być w innym odcieniu, nie przepada on za zielonym. No cóż, teraz po prostu udał się w swoim kierunku... znaleźć coś do jedzenia... Może jakiś bar?
[z/t]
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Rynek Sro Lip 06 2016, 21:16
”You needn't read it”:
Mag, który nie jest w stanie odnaleźć swojego prawdziwego ja nie jest w stanie w pełni korzystać z pokładów mocy, które w nim drzemią. Do tego doszła… no właśnie, kto? Nori? A kimże ona była? Zwykła mrówka wśród magicznego świata, dziewczę nie mające wpływu kompletnie na nic. Będąca gdzieś na marginesie, z której tak naprawdę nikt nie miał pożytku. Wróciła, by znów odejść, nie odnajdując swojego miejsca w Fiore. Wsiąknęła, zostawiając wszystkich przyjaciół daleko za swoimi plecami. Odeszła, by żyć w samotności. To mogło się wydawać absurdalne, niedorzeczne i niemożliwe. Jak to? Nori, która chciała być otaczana ludźmi przyjaznymi sobie, która tak bardzo się obawiała bycia osamotnioną… sama się osamotniła? Gdy przeszłość puka do drzwi, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Nori. Tak się nazywała. A tak chociaż jej się wydawało… Nori, która nigdy nie posiadała nazwiska. Nori, której rodzice byli członkami gildii Grimorie Heart. Zabici przez Policję Magiczną. Nori, która trafiła do sierocińca dla magicznie uzdolnionych. Nori, która postanowiła się zemścić, zejść na złą drogę… by w końcu na swojej drodze spotkać pewne osoby, które pokazały jej, że świat naprawdę może być piękny. Które obdarzyły je czymś… czymś wielkim i sprawiły, że postanowiła się zmienić. Nori, która dołączyła do Fairy Tail, stała się częścią jej społeczności. Wraz z ludźmi sobie bliskimi spędziła wiele czasu… Takara. Ta Takara, która jako pierwsza zobaczyła w niej iskierkę dobra, która stwierdziła, że… że powinni dać jej szansę. Nori, która odeszła i wróciła do Magnolii zupełnie odmieniona. Nori, która myślała, że już tu pozostanie i wszystko się ułoży… Nori, która tak bardzo się pomyliła. Była lipcowa noc X801 roku. Była pogrążona w objęciach Morfeusza, śniąc o baśniowych krainach, o których opowiadała jej mateczka, gdy jeszcze była dzieckiem. Wtem marzenie przerodziło się w istny koszmar. Cały świat na jej oczach upadał, a ona nie była w stanie nic zrobić. Wszystko wokół niej płonęło… płonęły domy, płonęli ludzie… Płonął pałac. Pałac… do którego chciała wracać. Ktoś w nim był. Ktoś… bliski jej dziecięcemu sercu. Ale nie mogła. Służąca trzymała ją mocno za rękę i prosiła, by szła szybciej… Ciągle powtarzała te same słowa: Szybciej, panienko Eleonore, proszę! Następnie Nori (Eleonore?) potknęła się o kamień i upadła, raniąc swoją delikatną niczym skrzydła motyla skórę. I w tym momencie sen się kończył, a czarnowłosa obudziła się z krzykiem, cała zalana potem. Co to było? – pytała samą siebie w myślach. Koszmar ten od tamtej pory nawiedzał ją co noc i za każdym razem kończył się tak samo – upadkiem dziewczęcia na ziemię i kompletną czernią przed oczyma. Starała się jednak to ignorować, twierdząc, że to tylko chory wymysł jej podświadomości, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że ta sama podświadomość podsuwała jej obrazy z przeszłości, o której zapomniała. A raczej o której kazano jej zapomnieć… Nieraz się Nori zdarzyło, że szła ulicą, gdy nagle uderzała ją tajemnicza wizja, w której widziała siebie… ale w sytuacjach zupełnie sobie obcych. Bawiącą się w pałacowym ogrodzie wraz z tłumem służących i nianią. Biegającą po korytarzach pałacu, bawiącą się w chowanego wraz ze swoimi opiekunkami, podczas którego zawsze się kryła zza stojakiem ze zbroją... To nie trzymało się kupy. Jej rodzice byli… prostymi ludźmi, matka wychowywała ją sama. Żadnych luksusów wychodzących poza normę. Do czternastego roku życia z nimi mieszkała, aż pewnego dnia Policja Magiczna ich zabiła, bo kiedyś mieli do czynienia z nielegalnymi gildiami. Ona zaś została rzucona na pastwę losu, musiała się tułać by w końcu trafić do „gildii”, będąca sierocińcem dla dzieciaków z magicznym potencjałem, która została również napadnięta, a Norka znów musiała żyć sama… Dołączyła do GH, następnie do Fairy Tail… To była prawda. A nie jakieś przypadkowe obrazy, które pojawiały się w jej chorym umyśle. Z tygodnia na tydzień było coraz to gorzej. Koszmary nawiedzały ją nawet na jawie, niemalże ciągle słyszała czyjeś głosy. Głosy, których przecież słyszeć nie powinna. Nori myślała, że zwariuje… o ile już się to nie stało, bo raczej takie rzeczy nie zdarzały się ludziom, którzy mieli wszystkie klepki w odpowiednim miejscu. Nocą bała się zmrużyć oczy, by nie zostać zaatakowaną ze zdwojoną siłą. Wszyscy widzieli, że coś z nią jest nie tak. Chcieli pomóc, ale ona nie chciała tej pomocy. Twierdziła, że wszystko jest w najlepszym porządku i niepotrzebnie wtykają nos w nie swoje sprawy… Aż pewnego dnia umówiła się z Alezją na spotkanie, by powiedzieć krótkie „odchodzę”. Bez wyjaśnienia. Próby wyciągnięcia z niej czegokolwiek skończyły się fiaskiem. Mistrzyni nie uzyskała odpowiedzi na żadne swoje pytanie. Musiała przyjąć rzeczywistość taką, jaką była. Nori pozbyła się znaku, który widniał na jej sercu… Znów była pozostawiona sama sobie. Na własne życzenie. Postać Eleonore chodziła za czarnowłosą niczym cień. Była z nią cały czas. Wierciła dziurę w mózgu i próby odrzucenia jej gdzieś na dno świadomości były za każdym razem nieudane. Wracała ze zdwojoną siłą, uderzała w nią niczym tornado i siała spustoszenie w spaczonym umyśle dziewczęcia. Czuła się zagubiona… jak nigdy dotąd. Nie wiedziała, kim jest, co robi na tym świecie. Miała wrażenie, że balansowała pomiędzy dwoma światami, że jej dusza była rozdarta… Jakby jakaś inna ona była gdzieś tam ukryta, zapomniana i po wielu latach dawała o sobie znać. Na początku subtelnie, ale im bardziej luzował się łańcuch, tym bardziej agresywna była. Tylko skąd ona się tam w ogóle wzięła? Każdy z nas ma swoje demony, zamknięte w głębi nas, o których istnieniu nie zawsze zdajemy sobie sprawę...
~*~
Słyszałeś może kiedyś o kraju, a raczej królestwie, które zwie się Eyjndrak? Nie? Nic dziwnego. Mało kto zdawał sobie sprawę z istnienia tego państewka, które było ulokowane na niewielkiej wyspie o tej samej nazwie daleko od Fiore, daleko od innych krajów. Zamknięte w swoim hermetycznym świecie, otoczone murami i potężną magią, która uniemożliwiała dostanie się nieprzyjaciela zewnątrz. Eyjndrak było samowystarczalne pod każdym względem. Samo produkowało sobie żywność, było bogate w złoża surowców naturalnych, a ludzie, którzy mieszkali w tym kraju, byli ślepo zapatrzeni w królewską parę i im oddani po kres swych dni. Nikt nie narzekał na swe życie, każdy żył na równym, godnym poziomie. Medycyna była naprawdę wysoko rozwinięta… brzmi niczym utopia, prawda? Kraj idealny, nie spaczony żadną skazą… I właśnie w tej idealności tkwił problem. Historia nieraz pokazała, że taki twór nie miał prawa istnieć. Niezależnie od tego, jak doskonale wszystko funkcjonowało, w pewnym momencie coś MUSIAŁO pójść nie tak i sprawić, że wszystko zaczęło runąć niczym domino… I tak było w tym przypadku. Zaufaniem została obdarzona osoba, która tym zaufaniem nie powinna była zostać obdarzona. Osoba ta dostała naprawdę wysokie i wpływowe stanowisko, które postanowiła wykorzystać w niekoniecznie uczciwych celach. Tysiącletnia tradycja o izolacji została złamana. Magiczna bariera, chroniąca przed wszelkim złem prysnęła niczym bańka mydlana, a Eyjndrak, które wydawało się być niezniszczalne, okazało się być kolosem na glinianych nogach. Nagle świat zewnętrzny zainteresował się niewielką wysepką… Ktoś usłyszał, że ludzie żyją tam zdecydowanie lepiej niż inni, że panuje tam dobrobyt i bogactwo. A nikt nie lubi, gdy komuś się żyje lepiej. Tak niewiele wystarczyło, żeby Eyjndrak stanęło w płomieniach, a cała okoliczna ludność wraz z nim… wciąż ślepo zapatrzona w swój kraj i chcąca zginąć wraz z nim.Legenda głosi, że na tym świecie żyje jednak wciąż osoba, która pochodzi z tej tajemniczej wyspy, która aktualnie… jest wszędzie i nigdzie jednocześnie. Ci, którzy wierzą w jej istnienie, są uznawani za szaleńców, że wymyślają sobie miejsce, które nigdy nie istnieje – Fiorańczycy nie zdają sobie sprawy z tego, że Eyjndrak naprawdę kiedyś istniało. Nawet Ci najwyżej położeni. Ta sama legenda mówi, że tą osobą jest sama księżniczka Eleonore, cudownie uratowana. To jednak zwykła bujda… mogłoby się wydawać. Ale przecież w każdej legendzie jest ziarno prawdy, czyż nie?
Nori z trzaskiem zamknęła książkę. Kompletna bzdura. Wymysły jakiegoś bajkopisarza, który był na skraju bankructwa i musiał napisać jakąś sensację, żeby mieć co do garnka włożyć. Takich farmazonów już dawno nie czytała… Ale przyznaj, czarnowłosa, że opowieść ta poruszyła twoje serce, zasiało w nim jeszcze większy niepokój a ty sama w jakiś sposób zaczęłaś się utożsamiać z tą historią, czyż nie? Wiele rzeczy z tej opowieści pokrywało się z twoimi wizjami, które wciąż nie dawały zmęczonemu umysłowi spokoju, czyż nie? Z wizjami, które łączyły się logiczną i spójną całość. I to przeraża cię najbardziej… no przyznaj! Przestań udawać, że tak nie jest! Po porcelanowych policzkach spływają łzy. Łzy bezsilności i braku zrozumienia… siebie, świata… wszystkiego. Była kompletnie w tym wszystkim zagubiona. Cztery miesiące. Tyle minęło od czasu, gdy odeszła z gildii, gdy zaczęła się włóczyć po świecie, bez konkretnego celu. Pozostawiona sama sobie… Skupiająca się na swoim wnętrzu i temu, co się w nim działo. Na tym rozdarciu, które się w niej pojawiło. Dochodziła właśnie do rozstaju drogi, którą kroczyła i musiała podjąć, którą ścieżką teraz podąży, bo nie będzie odwrotu. Drzwi się zamkną, a ona będzie musiała iść tą drogą, którą wybrała. Czemu nie ma przy niej nikogo, kto mógłby pomóc w podjęciu tej decyzji, który sprawiłby, że byłaby ona łatwiejsza? Dla przypomnienia – zostawiłaś tych ludzi cztery miesiące temu, są daleko za twoimi plecami i nie ma już możliwości, żeby cię dogonili. Nie ma też opcji, żebyś ty do nich wróciła. Jesteś samotnym wilkiem. Wilkiem pozbawionym stada i jego wsparcia. Na własne życzenie. Musisz sobie radzić sobie sama, droga Nori… ...Eleonore?
~*~
Kolejny sen dręczy twój zmęczony umysł. Kolejny koszmar, który się urywa w niewyjaśnionym momencie, a ty budzisz się znowu cała przestraszona, oblana zimnym potem daleko od miejsca, które zwykłaś zwać domem. Heh… dom. Gdzie tak naprawdę on jest? Czy było nim niewielkie mieszkanko, które wynajmowałaś w Magnolii? A może sięgnij wspomnieniami jeszcze dawniej… do niewielkiego domku, w którym mieszkałaś wraz z rodzicami? Ale czy na pewno on kiedykolwiek istniał? Jesteś w stanie w stu procentach stwierdzić jego prawdziwość? Co prawda znasz adres. Mogłaś tam pójść, wejść bez problemu i zobaczyć zdjęcia, która zapewne wciąż tam stały i się kurzyły, zupełnie zaniedbane… lecz czy jesteś pewna, że nie są one tylko zwykłą ułudą? Czyjąś mistyfikacją, iluzją nałożoną na twój umysł? Podnosisz się leniwie z łóżka i patrzysz w okno, za którym wciąż panuje mrok. Już teraz wiesz, że nie zaśniesz już i znów będziesz wyglądać niczym cień, udręczona i bez chęci do życia. Najchętniej rzuciłabyś się w przepaść… albo zasnęła i już nigdy więcej nie obudziła. Lecz zamiast tego egzystujesz z dnia na dzień… z tygodnia na tydzień, choć czas tak naprawdę nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia, czyż nie? Spójrz w lustro. W lustro, które jest poddane twej woli. Kogo widzisz? Czy jesteś wciąż tą samą osobą, za którą się uważałaś? A może… a może nawet ty nie jesteś prawdziwa? Przykładasz swoją drobną dłoń do odbicia w zwierciadle, by następnie ją zacisnąć w pięść i z całej siły uderzyć w lustrzaną taflę, nie zważając na to, że twa delikatna skóra została pokaleczona przez odłamki. Po policzkach znów płyną łzy, których ty nie jesteś w stanie opanować. Słone krople upadają na podłogę, mogłoby się wydawać, że zaleją cały pokój… Chciałabyś tego, prawda? Żeby ktoś w końcu się zainteresował, żeby zapytał, czy wszystko dobrze. Ale to się nie stanie. Wiesz o tym doskonale. Jesteś obcą, w zupełnie obcym miejscu. I tych ludzi interesują tylko pieniądze, którymi płacisz za wynajem pokoju. Nawet nie pytają, skąd je masz… Czy podjęłaś już decyzję? Czy wiesz, którą ścieżką chcesz podążyć?
~*~
– Na pewno nie będzie nic pamiętać? – upewniła się kobieta. Mężczyzna jedynie przytaknął głową. To było… dosyć potężne zaklęcie, na pewno zadziała. I przy odrobinie szczęścia jego moc nie powinna nigdy stracić na siłę. Czyli panienka Eleonore na zawsze zapomni, że kiedykolwiek należała do rodu de Blair.– Ja nie chcę, zostaw mnie! – krzyczała, ale na nic się to zdawało. Poczuła, jak niania mocno chwyta ją za ramiona, a nieznajomy mężczyzna przykłada rękę do czoła, wypowiadając jakieś słowa. – Jak śmiesz mnie dotykać?! – wydarła się na cały głos, ale nieznajomy nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Eleonore nagle poczuła jak ogarnia ją ogromna senność. Powieki stały się ciężkie, niczym były zrobione z ołowiu. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Kazała mu się wierzgać, uciekać… a to było wątłe. Martwe. Czuła, jak spada. Spada gdzieś głęboko na dno i mimo prób wydostania sięna powierzchnię, nie jest w stanie tego zrobić. Coś ją ciągnęło, tam na dół. Jakaś niewidzialna siła, która najwidoczniej pragnęła zabrać ją w swoje silne ramiona i zniewolić. Spojrzała w dół… lecz na dole nic nie było oprócz ciemności i łańcucha. Grubego łańcucha, który oplótł całe jej ciało i zabrał w bezgraniczną otchłań.###Stała, zupełnie sama wśród śniegu. Było jej zimno, bardzo zimno. Jednak nikt nie był na tyle miły, żeby wziąć ją pod swoje skrzydła, zaproponować herbatę na rozgrzanie. Co z tego, że była dzieckiem, zupełnie samym? W dzisiejszych czasach taki widok nikogo już nie dziwił. Została sama na tym świecie. Rodzice… rodzice zostali zabici, a ona musiała radzić sobie sama.Wtem do niej ktoś podszedł. Dziewczyna spojrzała na kobietę, która… nie wiedzieć czemu postanowiła się zainteresować.– Co tu robisz? Gdzie są twoi rodzice? – zapytała kobieta. Nori jednak milczała. Nie ufała jej. Ta dobroć patrząca z jej oczu… ten troskliwy głos. To wydawało się jej aż nadto podejrzane. Jaki interes miała w tym, żeby być wobec niej miłą? – Jak masz na imię? – zapytała. Dziewczynka ściągnęła brwi, wahając się przez chwilę.– Nori – szepnęła, jednak z wyraźną niechęcią. – Miło mi cię poznać, ja jestem Lina. Chodź, nie będziesz stać na mrozie. Tam mieszkam – wskazała na przytulnie wyglądający domek – wraz z moimi wychowankami. Napijesz się herbaty, zjesz coś i przeczekasz śnieżycę. Co ty na to? – zaproponowała, uśmiechając się ciepło.
Dwa światy kompletnie się ze sobą mieszały. Nori nie miała już pojęcia, co ma uważać za prawdę, a co za ułudę i wymysł jej chorego umysłu. Zmęczona tym wszystkim bała się zasypiać z obawą, że koszmary znowu wrócą i jeszcze bardziej pomieszają jej w głowie. Powoli miała tego wszystkiego dość. Im dłużej przebywała poza Magnolią, im dłużej się z tym wszystkim próbowała mierzyć… tym gorzej na tym wychodziła.
~*~
Starucha spojrzała na Nori, uśmiechając się paskudnie. Dziewczyna rzuciła jej na stół sakiewkę z pieniędzmi. Nie zamierzała oszczędzać. Podobno ona posiada… potężną magię, która mogła jej pomóc. Poszukiwanie sama, na oślep nie miało najmniejszego sensu. Czarnulka uciekała się do wszystkiego, co dawało chociaż cień szans na wyjaśnienie tego wszystkiego… – Usiądź, kochanie, usiądź. Herbaty? – zapytała. Dziewczyna jedynie pokręciła przecząco głową. Wiedziała po co przyszła, tylko to ją interesowało. Babuszka westchnęła ciężko i chwyciła Nori za rękę. Zaczęła się jej uważnie przyglądać. – Widzisz coś tam? – zapytała, gryząc się język by nie powiedzieć „starucho”… Wiedźma nie odezwała się tylko uniosła dłoń, uciszając Norkę. Zamknęła oczy i zaczęła coś mruczeć pod nosem. Gdy otworzyła oczy jej gałki oczne były całe białe, pozbawione tęczówek i źrenic. Wyglądały, jakby naszła na nie jakaś mgła. Usta staruszki były szeroko otwarte. Zawiał silny wiatr… (skąd?!) i nagle kobieta wróciła do normalnego wyglądu. – Masz bogatą przeszłość, kochanie, naprawdę bogatą – powiedziała, uśmiechając się tajemniczo. – Przeszłość, o której kazano Ci zapomnieć, nadając zupełnie inną… by teraz zaczęła do ciebie wracać. Czyż tak nie jest? Ha! Nie odpowiadaj. Wiem, jaka jest prawda. Naprawdę, ciekawe, ciekawe… – Do rzeczy – pogoniła ją. Niecierpliwiła się. Nie miała czasu na słuchanie farmazonów, które niczego konkretnego jej nie mówiły. Jak nie pomoże ona, znajdzie kogoś innego. Już miała wstawać i wychodzić, gdy starucha złapała ją za rękę. – Proszę wybaczyć, panienko Eleonore. Nie chciałam panienki urazić. Jak się ma… Eyjndark? Och. No tak. Nie istnieje. Wraz z jego upadkiem, upadłaś i Ty, księżniczko. Princessa Eleonore Louise Marie de Blair… na zawsze wymazana z ludzkiej pamięci, by odrodzić się jako zwykła dziewczyna o imieniu Nori. – Zaśmiała się. Czarnowłosa przymrużyła oczy. Skąd ona… ona o tym wszystkim wiedziała? Nie wspominała jak się nazywa, nie mówiła o swoich snach. Czyżby potrafiła czytać w myślach? Tak, to na pewno to! – Na głowę upadłaś – warknęła w jej stronę. Babuszka jednak uśmiechnęła się do niej paskudnie, pokazując swoje wybrakowane uzębienie. Nic jednak nie odpowiedziała. Zamiast to, rozmyła się niczym mgła. Zniknęła. Nori została sama. A może… Eleonore?
~*~
Nori pakowała w pośpiechu swoje rzeczy. Musiała wracać do Magnolii. Doszły ją słuchy, że nieciekawie się tam robi. Nie poznała jeszcze całej prawdy. Nie wiedziała, czy słowa, które powiedziała tamta starucha były prawdą. Nie miała jednak czasu dociekać tego. Teraz były ważniejsze sprawy niżeli jakaś jej zaginiona tożsamość. Aktualnie liczyło się tu i teraz, nieprawdaż? Czarnowłosa założyła plecak na swoje barki i spojrzała ostatni raz w lustro. Zmieniła się… znowu. Z każdym rokiem przypominała siebie coraz mniej. Westchnęła ciężko i tylko zarzuciła kaptur na głowę. – Magnolio, Fairy Tail… wracam do was – powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Nori wkroczyła do Magnolii. Obcasy stukały po wybrukowanej drodze, odbijając się głuchym echem od ścian budynków. Miasto, które tak bardzo kochała... było opustoszałe. I to chyba najbardziej ją przerażało. Czuła się po części winna temu, że… jest tak a nie inaczej. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Kroczyła powoli przez ulice, rozglądając się uważnie. Cisza przed burzą. Czuła, że coś wisiało w powietrzu. Tylko… co? Cóż to było? Co to za wróg, którego na chwilę obecną nie było ani widać, ani słychać. Niedoszła księżniczka była jednak pewna, że przyjdzie jej się zmierzyć z kimś… silnym. Czy sobie poradzi? Tak dawno nie walczyła… jednak z tym było niczym z jazdą na rowerze. Podobno. Nie powinno się tego zapominać. Zacisnęła mocniej palce na rękojeści swojego sztyletu. Była zwarta i gotowa. Mogła uważać to za swój wielki powrót. Jeszcze przyjdzie jej się zrehabilitować za to odejście i zostawienie przyjaciół bez słowa wyjaśnienia. O ile będą chcieli jej wybaczyć i znów przyjąć pod swoje skrzydła. Jeżeli nie… cóż. Pogodzi się z tym. Sama wybrała taką ścieżkę i jeżeli nie znajdzie się jakieś przejście, będzie wciąż nią kroczyła. Na jej końcu coś zapewne jest. Co? Tego wiedzieć prawa nie miała. To tajemnica, zagadka, którą poznaje się wraz z dniem, w którym odchodzi się na drugą stronę. Była gotowa. Stanęła na samym środku rynku. Niczym zmora albo cień, w długiej, czarnej pelerynie, z kapturem na głowie, który zasłaniał praktycznie całą jej twarz. Mogłoby się wydawać, że to ona jest tym złem, które nawiedziło Magnolię. Jednakże tak nie było. Zamierzała być niczym rycerz na białym koniu. Albo uwolni to miasto, albo stanie się ono jej grobowcem. Czarnowłosa jednym ruchem dłoni odpięła spinkę trzymającą pelerynę i zrzuciła ją na siebie. Materiał został porwany przez wiatr. Niesforne kosmyki, których nie była w stanie złapać w warkocz, owiewały jej twarz. Niech się dzieje, co chce. Była gotowa. – Przybywam oto ja. Eleonore Louise Marie de Blair. Zwaną również Nori. Gdzie jesteście, ci, którzy ośmieli się zaatakować dom mój? Pokażcie się! – krzyknęła w powietrze. To czas twej ekspiacji. Wykorzystaj go dobrze. Bo drugiej szansy nie dostaniesz.
Ostatnio zmieniony przez Nori dnia Sob Lip 09 2016, 20:08, w całości zmieniany 1 raz
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Rynek Sob Lip 09 2016, 10:03
MG:
Cisza. Tylko wiatr hulający w ulicach zdawał się być jedynym obecnym mieszkańcem Magnolii. I w tej właśnie scenerii pojawiła się Nori. Rzuciła głucho w przestrzeń odważne słowa. Słowa, na które mało kto spodziewałby się odpowiedzi. Może nawet sama Nori niezbyt wierzyła w głębi serca, żeby ktokolwiek jej odpowiedział. Ale tak się właśnie stało. Ktoś jej odpowiedział. -Na imię mi Mefistofeles, demoniczny książę, którego nawet najwyższy Lucyfer się obawia. Zanim staniesz przed mym obliczem okaż się godna tego zaszczytu! - usłyszała głos zewsząd i znikąd, który po chwili umilkł tak gwałtownie, jak się pojawił. Ciszę tym razem przerwał odgłos upadającego, metalu za rogiem. Chyba ktoś coś przewrócił...
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Rynek Sob Lip 09 2016, 19:08
Mogłoby się wydawać, że jest zupełnie sama, że otaczają ją tylko puste domy i wiatr, który między nimi wędrował. Na pierwszy rzut oka tak to mogło wyglądać. Podczas swojego krótkiego życia nauczyła się jednak, że taka cisza niczego dobrego nie zwiastuje i trzeba się spodziewać… zdecydowanie czegoś więcej. To tylko pozorny spokój przed rozpętaniem się prawdziwego piekła. Rzucając swe słowa w przestrzeń, wierzyła, że zyska na nie odpowiedź. Długo nie musiała czekać. Kącik wiśniowych ust dziewczyny uniósł się nieznacznie do góry. Miała udowodnić, że jest godna tego zaszczytu? – W moich żyłach również płynie błękitna krew, książę. Nie wypada odmawiać księżniczce, nieprawdaż? – Och, Norko, Norko! Od niedawna wiesz już o swoim prawdziwym pochodzeniu, nawet nie jesteś w stu procentach pewna jego prawdziwości, a i tak bezczelnie je wykorzystujesz? Cóż, czasem trzeba. Cel uświęca środki. A zamierzała bronić Magnolii przed złem, za wszelką cenę. Nawet własnego życia. Czarnowłosa kątem oka spojrzała w stronę, z której wydobył się tajemniczy dźwięk. To… wydało się jej podejrzane. Była sama, tylko wiatr jej towarzyszył… to może on coś przewrócił? Nori ściągnęła brwi i rozejrzała się jeszcze raz uważnie po rynku. Żadnej żywej duszy. Powoli, uważnie poszła w tamtym kierunku, by zbadać, co było źródłem dźwięku. Jednakże cały czas zachowywała czujność, nasłuchiwała i bacznie się rozglądała, w razie czego gotowa do uniku.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Rynek Sro Lip 13 2016, 08:16
MG:
Nikt jednak już nie odpowiedział na słowa Eleonore. Zdawać by się mogło, że cisza znów zamieszka w tym miejscu, gdyby nie fakt, że coś jakieś dziwne odgłosy wydawało. Gdy kobieta już się zakradła zobaczyła następujący obraz. Jakaś drobna, odziana w stary, podarty, brudny i płaszcza praktycznie klęcząca przy przewróconym śmietniku, przeszukującym jego wysypaną zawartość. Chyba nawet nie wiedziała, że ktoś tu jest przy okazji.
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Rynek Sro Lip 20 2016, 12:23
Mimo że czarnowłosej odpowiedziała tylko cisza, Książę nie uraczył się odezwać choćby słowem, czuła, że nie jest tu sama. Kobieca intuicja? A może po prostu zwykłe doświadczenie? Nie chodziła po tym świecie zbyt długo, fakt, ale to nie zmieniało faktu, że po prostu czuła w kościach, że szykuje się tutaj coś większego. Dlatego też była cały czas czujna, nasłuchiwała i uważnie obserwowała otoczenie. Idąc w stronę tajemniczego dźwięku, stawiała uważnie kroki, gotowa w razie czego do uniku. W każdej chwili, z każdej strony, mógł ją ktoś zaatakować, więc musiała się mieć na baczności. Zacisnęła mocniej palce na rękojeści swojego sztyletu. Widok, który zastała… był nieco szokujący, ale nie był on powodem do zmniejszenia ostrożności młodej magiczki, wręcz przeciwnie. Jej czujność jeszcze bardziej się wyostrzyła. – Kim jesteś? – zapytała w kierunku tajemniczej persony, uważnie obserwując każdy jej ruch i nasłuchując otoczenie.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Rynek Sro Lip 20 2016, 22:37
MG:
Kobieta, co dało się poznać po jej sylwetce wzdrygnęła się na głos Norki. Ale zamiast się odwrócić zasłoniła tylko swoim płaszczem resztki śmieci z kosza i rzuciła: -Byłam tu pierwsza. Idź znajdź sobie swoje. - powiedziała lekko oburzona, po czym dodała -Choć pewnie taka nowobogacka ma w dupie takich jak my. - po czym wróciła do czynności szukania czegoś w śmieciach. Jak tak Eleonore sobie tu stała, tak wyczuła w końcu pewną woń... niezbyt przyjemną. Ta kobieta z pewnością wiele wycierpiała, a i prysznic pewnie był dla niej towarem deficytowym. Mimo wszystko, jakoś sobie radziła, choć sposób, w jaki to robiła, zachęcający zdecydowanie nie był.
Nori
Liczba postów : 463
Dołączył/a : 06/02/2013
Skąd : Katowice
Temat: Re: Rynek Pią Lip 22 2016, 22:34
Ci, którzy zostali w Magnolii, zapewne nie mieli łatwego życia. Miasto wydawało się być zupełnie wymarłe, żadne dostawy żywności raczej nie przychodziły, więc musieli korzystać z tego, co pozostało. A jak wiadomo, nic nie jest wieczne i w końcu się zepsuje. Nori domyśliła się, że kobieta szuka czegoś do jedzenia, to było aż nadto oczywiste. Czarnowłosa głodna nie była i nie zamierzała jej odbierać tego, co tam wynalazła. Ba! Nawet wyciągnęła ze swojej torby jedną tabliczkę czekolady [mam w ekwipunku] i wyciągnęła w kierunku nieznajomej ją z zamiarem dania jej tego łakocia. – Nie chcę Ci niczego zabierać… proszę, weź to – Uśmiechnęła się i zrobiła jeden krok w kierunku kobiety. Zapach jej ciała może do najlepszych nie należał, ale starała się go po prostu ignorować. – Nie jestem żadną nowobogacką. Przyjechałam do Magnolii po długiej nieobecności. Możesz mi powiedzieć… co tu się w ogóle stało? – zapytała ciepłym głosem. Chciała, żeby kobieta choć trochę jej zaufała. Dziewczyna miała nadzieję, że będzie miała blade pojęcie z czym ma w ogóle do czynienia. Wciąż była jednak czujna, to trzeba podkreślić. Nasłuchiwała i obserwowała otoczenie, żeby przypadkiem się nie sparzyć na chwili dekoncentracji. Nie mogła w żadnym wypadku na to sobie pozwolić.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Rynek Pon Lip 25 2016, 23:01
MG:
Gdy Nori zaoferowała kobiecie darowiznę, ta odwróciła się nieufnie. Gdy więc nieznajoma spoglądała na czekoladę podejrzliwie, Nori zamarła. Widziała swoją twarz. Fakt faktem, oblepioną pyłem, z tłustymi, klejącymi się włosami, z jakąś blizną, zapewne po jakimś uderzeniu batem w okolice twarzy, worami pod oczami oraz ogólnym niewyspaniem wymalowanym na jej twarzy. Nieufnie wyciągnęła rękę z zaniedbanymi dłońmi i obgryzionymi paznokciami, by następnie ułamać kawałek czekolady. Szybko go wzięła i przyciągnęła do siebie, jakby bojąc się, że czarodziejka go jej zabierze zaraz. Tak się jednak nie stało, więc szybko spałaszowała słodycz i mruknęła. -Dziękuję. - burknięcie jak burknięcie, ale zawsze coś. -Po prostu... ludzie nie znieśli samych siebie. - odpowiedziała po chwili ciszy, siedząc na zimnej ziemi.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.