I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Było coś dziwnego w tej misji. Właściwie, czy to na pewno była misja? Nie było zleceniodawcy, nie było żadnych konkretnych informacji. Jedynie plotka o ukrytych skarbach. Więc czy magowi, którzy tu przyszli, chcieli tylko i wyłącznie się wzbogacić? Było coś dziwnego w tej misji. Która chyba do końca nie była misją.
Więc co do cholery robiła tutaj grupka magów?
Było już późno, kiedy Randia dotarła na plac przed magazynem. Słońce chowało się powoli za resztkami muru, wiatr rozwiewał jej włosy, a śnieg, który to zamieniał się w mokrą papkę, oblepiał jej buty i utrudniał chodzenie. Czego tutaj szukała? Skarbu? Informacji? Szczęścia? Była tutaj, bo dostała pewien list oraz rozkaz od mistrza gildii, aby sprawdzić owe plotki. Ale co miała teraz robić?
Lorie dopiero co wyszła ze szpitala po walce z inkwizycją, a już dostała list i rozkazy od mistrzyni, aby sprawdzić dziwną plotkę o kryjących się w slumsach skarbach. Czy to nie było dziwne? Dlaczego gildie miały przejmować się czymś takim? Nie mniej, wyruszyła. Ale stała teraz na placu wraz z jakąś dziewczyną i nie wiedziała co robić. Czy to na pewno była misja?
Ostatnią osobą, która dostała list z rozkazami był chłopak o imieniu Jamie. Dlaczego właśnie on? Właściwie nie wiadomo. Nie widział tego dnia swojego mistrza, więc nie mógł upewnić się co do prawdziwości tych informacji. Ale na misję poszedł. Właśnie wszedł na plac i zobaczył dwie kobiety, które stały na przeciwko siebie i nie wiedziały co robić.
Cała trójka miał ze sobą list. Był on napisany na zwykłym biały papierze, czarnym atramentem. Nie było nic w tym dziwnego. Oprócz tego, że na nagłówku widniała pieczęć przypominająca z wyglądu... zegar. Nie miał on jednak wskazówek, a jedynie czarne punkty. Godzin też nie było. Pod nim znajdowało się coś w rodzaju łapy. A nad nim mała czarna kulka.
Pismo było ładne, ale chwiejne i w nie których miejscach nie dało się odczytać słów. Widać było, że ktoś się postarał przy wykonywaniu owego listu. Każdy z nich był taki sam. I zawierał tą samą wiadomość.
Skarby czekają. Jeśli chcesz zyskać coś bardzo wartościowego, coś co odmieni twoje życie, przyjdź dzisiejszej nocy do ruin magazynu. Odnajdziesz tu coś, czego szukasz. Moc? Pieniądze? Rodzina? Odpowiedzi na pytania? Znajdziesz tu wszystko.
Każdy z was otrzymał rozkazy od mistrzów gildii. Pisemnie. Nie wiedzieliście ich, więc nie wiedzieliście, czy były one prawdziwe. Ale teraz... co robić? Budynek magazynu był wielki. Pomimo faktu, iż były to ruiny, ten zdawał się być w całkiem dobrym stanie. Przynajmniej od przodu. Wielkie dębowe drzwi stały dla was otworem. Nad nimi wisiała latarnia, która nie świeciła. W środku było ciemno. I cicho. Przynajmniej na razie. Co tu teraz zrobić?
Autor
Wiadomość
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Sob Paź 05 2013, 15:50
Asthor postanowił być tak dobry i napisać posta za mnie.:
Dla Randii cała zaistniała sytuacja powoli stawała się po prostu nudna. Na pewno wolałaby się teraz znaleźć w jakimś bardziej przyjemnym miejscu. O z chęcią chciałaby się znaleźć np. w jakimś przyjemnym pokoiku na piętrze, w kilku gwiazdkowym hotelu wynajętym razem z popularnym redaktorem Fiore News, Asthorem. Zawsze o nim marzyła i pragnęła tego mężczyzny od pierwszej chwili kiedy czytała lokalną gazetę. Jego język z całą pewnością nie nadawał się do pisania artykułów dla czegoś takiego, od razu wyczuwała w nim talent do pisania erotyków, które mogłaby czytać po nocach oraz snuć fantazje o swoich najskrytszych erotycznych marzeniach. Swoimi palcami owy redaktor potrafił zrobić naprawdę wiele pisząc artykuły, ale wierzyła, że Asthor miał również inne talenty w ręce, którą pisze, ale o tym nie można pisać w postach, które będą czytane przed 22:00.
Zaczęła się zastanawiać co najwspanialszy mężczyzna na świecie, o którym zawsze marzyła zrobiłby w tej sytuacji. Odpowiedź była jedna. Podeszła do Jamiego. - A co powiecie na to, że w zamian za odpowiedzi zrobicie co tylko zechcecie z tym facetem? - spytała - możecie go zgwałcić, wychędożyć czy wypieprzy*. Możecie zrobić co chcecie. A wierzcie lub nie, ale ten facet ma specjalną moc. Jeżeli ktokolwiek się z nim prześpi dostanie potężną moc, która będzie zdolna spełnić jego marzenia
Oczywista ściema, którą mógł wymyślić tylko ktoś taki jak Asthor, największe marzenie erotyczne Randii, od kiedy tylko pamiętała. Była pewna, że jak wróci z misji umówi się z nim i zrobi z nim wiele niecenzuralnych rzeczy, tak że admini będą musieli oznakować temat [18+].
Po tym stwierdzeniu i propozycji uznała, że jest jej niewygodnie w tych ubraniach. Nie lubiła niewygodnych ciuszków. Dlatego zdjęła bluzeczkę i spódniczkę pozostając tylko w bieliźnie. - Tak jest dużo lepiej - oznajmiła - ale wyrzućcie te zbereźne myśli mogę się kochać tylko z Asthorem. Macie może wibrator?
Potem napisała na swojej prawej piersi trwałym markerem "kocham sex". Ciekawe czy ktoś potrafiłby tutaj zrobić tatuaż? Na pośladku natomiast napisała "weź mnie".
Gdyby ktoś próbował atakować jest gotowy do uników. Gdyby rozmówcy zgodzili się na wymianę za ciało Jamiego, ale ten wykazywał opór postanawia go znokautować uderzeniem w tył głowy wykorzystując element zaskoczenia.
Troszkę zbili ją z tropu. Rozejrzała nieco zdziwiona, słysząc te ich chichoty, ale w sumie nic poza tym. Zrozumiała szybko, jednak na jej twarzy nie pojawił się nawet cień strachu, który u zdrowego na umyśle człowieka powinien się ujawnić. Obdarzyła Szczura spokojnym spojrzeniem. - Rozumiem. Odpowiedziała jedynie, nie spuszczając z niego wzroku przez dłuższą chwilę. W sumie to już zdążyła zapomnieć z kim tak właściwie ma do czynienia. Że byli to zbiegli skazańcy. Nie powinno więc zaskakiwać, że ciągnęło się za nimi pasmo krwi. "Siostra". Odwróciła gwałtownie głowę w stronę Goreta, piorunując go spojrzeniem. Czy on skierował te słowa do niej? Poruszyła się niepewnie, cofnęła o krok czując jak uderza w nią wspomnienie jej brata. W końcu to jego chciała znaleźć, a spojrzenie tego mężczyzny wreszcie zasiało w niej niepokój i delikatną niepewność. Odwróciła się do niego plecami. Nie chciała widzieć tej tęsknoty w jego oczach. Przykucnęła przy ognisku, chłonąc jego ciepło całą sobą. Skoro Emet postanowił nieco po całej gromadce poopowiadać to nie zamierzała mu przerywać, a do tego skorzystać z całej sytuacji. Zsunęła kaptur z głowy, poluźniła szali i wystawiła łapki do ognia, słuchając uważnie mężczyzny. Uderzyło ją to, że przyznaje mu rację. Że przyznaje rację jogo ojcu. Sama uważała, że ludzie to najgorsze co chodzi po ziemi. Nic nie było tak okrutne, tak zachłanne, tak śle dążące do wyznaczonych sobie celów. "Widzę ludzi, ale nie widzę człowieczeństwa". Społeczeństwa zatracały się w sobie, budując swoje własne małe łady i porządki w których żyły. Podsumowując całkiem ładną wypowiedź mężczyzny, mieli tu mało ciekawą gromadkę. Co oni się tak uparli na ten motyw gwałtów? Zero oryginalności. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że powinna się trzymać z daleka zarówno od Goreta jak i Emeta. Psychopaci jedni. Chociaż o tyle o ile sam Goret ją niepokoił, to Emet nie wywierał już na niej takiego wrażenia. Z nim można było się podrażnić. - Nie gadaj głupot Jamie. Warknęła nagle, słysząc jego słowa. Rozdrażniły ją jeszcze bardziej. Był głupcem skro mówił takie rzeczy. A jeśli jego słowa wezmą na poważnie? Co wtedy? Randia nie chciała zostać sama z tymi ludźmi. Obecność chłopaka tak na prawdę upewniała ją i dodawała sił. Podniosła się, przyglądając Mery. Nie chciała się do niej zbliżać na razie, ale musiała dokładnie przyjrzeć się ranie, ale miała wrażenie, że nic nie będzie w stanie zrobić. Ale nie podobała jej się zaproponowana alternatywa. Nie chciała walczyć ze Szczurem. Niepokoił ją jego wyczulony wzrok i sam fakt, że określił ich magami ot tak. Prawda, ona użyła swoich zdolności, ale Jamie nie zrobił nic, a mimo to... Westchnęła podchodząc do blondynki i ujmując ją za podbródek. Pociągnęła jej twarz ku światłu, przyglądając się uważnie ranie. - Nie wiem, czy moja magia zrobi z tym cokolwiek. Nie chcę jednak z nim walczyć. Rzuciła obojętnie w tym samym momencie rzucając Chiryō. Zawsze można było spróbować, prawda? I mimo swych wątpliwości czarnowłosa modliła się gorliwie w myślach, żeby to się udało. - Spokojnie. Mruknęła jeszcze tylko, patrząc w oczy blondynki. Z obszaru na którym rozciągała się rana zaczęło sączyć się światło. Randia puściła Mery i cofnęła się dwa kroki. Zgięła jedną rękę, drugą oparła na niej i skubnęła wargę z zaintrygowaniem przyglądając się czy to coś w ogóle da.
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Ruiny Magazynu Sob Paź 05 2013, 20:02
Lorie znów przysłuchiwała się uważnie temu, co kochana fiolotowłosa miała do powiedzenia. Coraz więcej informacji przebywało, dzięki czemu dziewczyna była w stanie ułożyć sobie wszystko w logiczną całość. Powoli puzzle zaczęły się łączyć ze sobą, tworząc obraz aktualnej sytuacji. Guide zawsze zapoznawała się z gruntem, na którym stoi. Te całe Thrylithy były dla niej czymś nieznanym i nie do końca rozumiała ich działanie. Jakieś talenty, którym jednak jest daleko do magii. Lorka nieco sceptycznie była do tego nastawiona. Przyszła tutaj po moc, a zyska coś, co jest słabsze od tego, co ma? Jaki jest w tym sens? Nie wiedziała do końca. Przymrużyła po raz kolejny oczy i odstawiła filiżankę z nienaruszoną do tej pory herbatą. - Zadaję dużo pytań, bo lubię wiedzieć na czym stoję- odpowiedziała obojętnie- Czy osoby posiadające magię mogą również mieć talent? Dopiero po chwili doszły do niej słowa o tym, kim był jej mistrz. Zaraz, zaraz? Ten sam człowiek, który był wcześniejszym posiadaczem żółtego Thrylithu był jej mistrzem? Mówiła, że jest jego aktualną posiadaczką, czyli musiała go Galahadowi zabrać... czy to ona doprowadziła mężczyznę do tego stanu? Zdenerwowana wstała i powiedziała głośniej: - Czy to ty doprowadziłaś WŁASNEGO MISTRZA do tego stanu?! Jeżeli okaże się to prawdą walka będzie najprawdopodobniej nieunikniona. Lorie miała wyrzuty sumienia, że nie była w stanie mu pomóc. Jeżeli fioletowowłosa jest przyczyną stanu mężczyzny... to się za niego zemści. Zacisnęła mocniej rękę na pistolecie, który wciąż trzymała w ręce. Była naprawdę zła na nią. Miała ochotę już teraz wpakować jej kulkę w łeb, ale się powstrzymała... nie wiedziała jednak dlaczego. Jakieś przeczucie mówiło jej, że walka z dziewczyną nie będzie łatwa. Zapewne jest to związane jej z talentem...
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Nie Paź 06 2013, 20:29
MG:
Lorie:
Dziewczyna po prostu patrzyła. Siedziała, z dłońmi na kolanach, wyprostowana z nie co pochyloną w lewo głową i patrzyła. Na Lorie. Unikała kontaktu wzrokowego, ale w dalszym ciągu się w nią wgapiała. Nie wiedziała co robić? Nie. Po prostu milczała. Obserwowała i milczała. Rzadko jej się to zdarzało. Postawa zielonowłosej dziewczyny nie co ją zaskoczyła. Ta właśnie zdenerwowała się o coś bardzo bez sensownego. Westchnął cicho i oderwała od niej swoje oczy. Popatrzył na podłoże. Na żółty, poplamiony czymś czerwonym dywan i zrobiła to jeszcze raz. Westchnęła. -Moja droga. Usiądź i zastanów się nad tym, o co pytasz. Przypomnij sobie, co mówiłam o Thrylitach. Ta wojna odbyła się wieki temu. Setki, jak nie tysiące lat temu. Myślisz, że dała bym radę tyle przeżyć? Thrylith sam wybiera sobie właściciela. Nikomu go nie zabrała. Sam do mnie przyszedł.-wyjaśniła spokojnie, nie patrząc na swoją rozmówczynie. Znowu zamilkła, dając czas Lorie na przemyślenie sytuacji i uspokojenie się. W końcu fioletowo włosa dziewczyna wstała. Jej włosy rozsypały się po ziemi. Była nie wysoka, miała może 160 centymetrów wzrostu. Garbiła się lekko, a jej oczy wbite były w podłoże. Zachowywała się jakby była nie śmiała, lub bała się spojrzeć w oczy Lorie. Dlaczego? Odeszła na kilka kroków, coś klasnęło i nad ich głowami pojawił się Stefan. -Posiadając moc musisz się liczyć z wielką odpowiedzialnością. Powtarzam to wszystkim właścicielom Thrylithu.-powiedziała, a sowa usiadła na jej ramieniu. -Galahad zainteresował się tobą. Czy jesteś gotowa podejść do próby? A może nie chcesz tej mocy? Jeśli zajmiesz moje miejsce udaremnisz coś większego, coś o czym nawet nie masz pojęcia. Talenty to nie tylko kamienie. To coś więcej. Coś więcej. Widzisz, możesz jeszcze zmienić życzenie. Chcesz mocy? Chcesz pieniędzy? Chcesz informacji? Chcesz rodziny?-zapytała jeszcze raz, podnoszą prawą rękę, w której coś zaczęło błyszczeć. Z zewnętrznej części dłoni wyłoniła się mgiełka, która powoli, monotonnie zaczęła formować się w żółty kryształ wielkości szklanej kulki do gry. Kryształ z jej naszyjnika nie zniknął.
Randia i Jamie:
Wszyscy patrzyli na Randie. Na to co robiła. Tak jak domyślił się Szczur, jej magią było światło. Ale nikt z zebranych nie pomyślał, że światłem można leczyć. Jakże więc było zdumienie towarzyszy blondynki, gdy z poparzonej twarzy zaczęła wydobywać się jasna poświata... trwało to dłuższą chwilę.
Jamie poczuł nagle, że coś szarpnęło go za prawą nogawkę i stracił równowagę. Uderzył tyłkiem o ziemię, boleśnie go tłukąc. Coś nad jego głową świsnęła, a potem w drzewo kilka metrów dalej wbiła się strzała o czarnym brzeszczocie. Ktoś krzyknął, poleciała druga strzała, tym razem wycelowana w Gorata, ale ten zgrabnie odskoczył i wylądowała ona w środku ogniska.
Cisza.
Mery odsunęła się od Randii. Jej poparzona twarz była inna, rana... nie wyglądała już tak jak wcześniej. Była teraz mniejsza, nie była już czerwona, a skóra na niej wyglądała trochę lepiej. Jednak nie dała rady uleczyć jej całkowicie. Cała piątka wstała, a Emet pociągnął Randię za ramię, również stawiając ją na nogi. Kątem oka zobaczyła, że Jamiemu wstać pomógł Szczur i cała siódemka znowu była na nogach.
Cisza.
-Jak już do nas strzelaliście, to teraz moglibyście się pokazać. Chyba nie sądzicie, że olejemy tą sytuacje i dalej będziemy rozmawiać?-zapytał na głos Szczur, machając dłonią i palcem pokazując na coś.-I tak wiemy gdzie jesteście. I tak, wiem, otoczyliście nas. Ale jest was zaledwie dziesięciu, a nas jest siódemka. Kim jesteście?
Cisza.
Strzała wbiła się w ziemię w dokładnie w miejscu, gdzie sekundę temu stała noga Mery. Blondynka jęknęła. Żadne z nich nie umiało walczyć w dystansie. I kim byli Ci ludzie?
Krzyk.
Ktoś wyłonił się z między drzew. Tak jak powiedział Szczur, było ich dziesięciu. Ubrani w zielone płaszcze i długie szare tuniki. Trzech z nich miało przy sobie łuki, ale wszyscy u prawej boku przewieszone mieli miecze. Jednoręczne miecze o pozłacanych rękojeściach. I każdy z nich miał na prawej piersi wyszyty znak - odwrócony trójkąt, podzielony na cztery mniejsze.
Cisza.
Światło ogniska, wzmocnione przez magię Randii oświetlało ich bardzo dokładnie. Widzieliście ich twarze. Dwie kobiety, osiem mężczyzn. Trzy łuki, dziesięć mieczy.
-Kim jesteście i co robicie w naszym lesie?-zapytał jeden z mężczyzn, opuszczając łuk i powoli do was podchodząc. Miał krótkie blond włosy i czerwone oczy. Spojrzał na Jamiego. -Ty. Odpowiadaj.
Mery poruszyła się niespokojnie i coś musnęło policzek Randii. W następnej chwili usłyszała cichy szept. -Użyj magii. Zdejmij którego od łuku.
Cisza. Jamie również usłyszał cichy szept, mówiący mu o tym, aby zajął się mężczyzna z którym rozmawiał. Niech zginie. - usłyszał.
Jeden z łuczników mierzył do Emeta, drugi wpatrywał się w plecy Friedrich. Dzieliła was odległość jakiś 15 metrów. Mężczyzna, który rozmawiał z Jamim stał w odległości 2 metrów od niego. I wyglądał na zniecierpliwionego.
Czas na odpis 09.10, godzina 22:30
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pon Paź 07 2013, 16:55
Czarnowłosa patrzyła uważnie na Mery, na jej bliznę. Nikim innym w tym momencie nie zaprzątała sobie głowy, ale mimo to po prostu czuła na sobie ich wzrok. Dla niej to było oczywiste. Dla niej każdą magię można było przetworzyć w dowolny sposób, jeśli się tylko troszkę nad sposobem pomyślało. Dobrze, może nie w dowolny sposób, ale możliwości były ogromne. W końcu magia była energią. Nawet jeśli w jej przypadku było to światło to przy odrobinie rozsądnej manipulacji właściwościami jakie chciała uzyskać otrzymywała stymulację tkanek, szybszą odnowę. Jakby nie patrzeć światło było do życia niezbędne. I robiło witaminę D, na przykład. Sama uśmiechnęła się delikatnie, widząc zdumienie jakie jej zaklęcie wywołało na twarzy kobiety. Jamie. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, raczej słysząc niż widząc, że upada. Strzała przemknęła nad jego głową wbijając się dalej w pień drzewa. Potem świsnęła kolejna, ale czerwonooka nie wyłowiła w kogo została wycelowana. Ważne, że nie usłyszała by ktoś został ranny. Czuła się dumna. Serio. Nie myślała, że jej czar cokolwiek tutaj zdziała, a jednak! Może nie udało jej się uleczyć blizny blondynki całkowicie, ale wyglądała o wiele przyjemniej. Może powinna zostać medykiem? Ukierunkować swoją magię na pomaganie innym? Dobra, to było głupie. Prychnęła z pogardą w myślach do samej siebie. Nie to, że nie chciała pomagać ludziom, ale nigdy nie widziała siebie jako osoby biernej, która stoi z tyłu i leczy. Leczy, leczy i leczy. Albo nastawia połamane kości. Nah. To nie było dla niej. W końcu co chwila miała ochotę kogoś zabić czy coś mu połamać. Ludzie byli tacy głupi i kłopotliwi! Ktoś wzmógł jeszcze bardziej jej czujność, ciągnąć za ramię. Uświadomiwszy sobie, ze to Emet, wyrwała się w miarę delikatnie. W końcu zabijał ludzi, których nie lubił, a Randia zdążyła już napyskować. To był zwykły zdrowy rozsądek. Spojrzała na Szczura, który w tej chwili się odezwał. Na prawdę żaden z uciekinierów nie wyczuł tego wcześniej? Jasne: ona albo Jamie. Ale oni? Wielcy zabójcy? Tak pewni siebie, teraz najwyraźniej przyparci do muru. Jednak Szczur wydawał się pewny siebie - pewny całej gromadki, skoro tak przedstawiał położenie napastników: "zaledwie dziesięciu". Czerwone oczy dziewczyny błysnęły, uważnie przebiegając wzrokiem po wyłaniających się z mroku postaciach. Trzech łuczników. Dodatkowo każdy miał przy sobie miecz. W sumie to przypominali jej troszkę zgraję Robin Hooda - szczególnie po oznaczeniu tego lasu jako ich. Członkini Fairy Tail wręcz jęknęła gdy usłyszła, że ten czerwonooki blondyn każe udzielić odpowiedzi właśnie Jamiemu. Jamiemu! Randia właśnie wołało o pomstę do Boga. Czemu! Czemu jej to robił. Czemu to nie mógł być Friedrich, Emet albo Goret. Czemu to musiał być ten rozgadany blondynek, który powie najpewniej za dużo?! Najwyższy najwyraźniej chciał ją w tym momencie nieźle wkurzyć i sprawić, że wpakuje pięść w zęby chłopaka zanim ten zdąży się w ogóle odezwać, ale na moment jej uwagę rozproszyło co innego. Coś musnęło jej policzek, a chwilę potem usłyszała szept. Drgnęła, nie zamierzając szukać jednak źródła. Zacisnęła tylko pięści, pochylając głowę delikatnie do przodu. - Nie dotykajcie mnie. Zasyczała, wkładając w te słowa cały swój jad. Znajdowała się pomiędzy więzienną śmietanką - jej zdaniem najgorszymi, skoro to właśnie im udało się z więzienia uciec. Nie ufała im, a bliskość Mery zmieniała to w irytację. Nawet w sytuacji gdy nie powinno to mieć większego znaczenia. Czegokolwiek oczekiwały po nich przyszłe Szczury, Randia i Jamie pewnie też, nie mieli zamiaru zabijać. Ale dziewczyna była świadoma co może się tu zaraz rozegrać. Jatka. Albo dobitniej mówiąc - rzeź. Nie wątpiła, że zbiegli skazańcy sięgną po broń by poderżnąć parę gardeł. Nie pozostawało jej nic innego jak rzucić w końcu zaklęcie. Skupiła się na łucznikach, wysyłając w ich kierunku mniej więcej po równej liczbie promieni przy pomocy Hikari no Ame. To oni byli jak na razie priorytetem. Miała nadzieję, że Jamie zrobi też coś poza mówieniem - np. zajmie się panem z którym rozmawia. To nie był raczej moment na pokojowe rozwiązania. Jej skromnym zdaniem.
Hikari no Ame:
Hikari no Ame[C] – Użytkownik tworzy wiele drobnych promieni światła (max. 15), które atakują cel od góry, przez co przypominają deszcz.
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pon Paź 07 2013, 19:21
Niesamowite! Ciężko powiedzieć, by chłopak nie był pod wrażeniem widząc co Randia właśnie wyczyniała z twarzą Mery. Nawet jeśli nie udało się jej zaleczyć jej całkowicie, to i tak osiągnięty przez nią efekt dosłownie mógł powalać na kolana. Z tak niesamowitą mocą leczniczą dziewczyna powinna znaleźć sobie zatrudnienie jako najlepsza na świecie makijażystka albo genialna asystentka chirurga plastycznego, a niego marnować swoje zdolności na łażenie po magazynach i lasach albo rozmawianie ze zbiegłymi więźniami. Jamie mimowolnie uśmiechnął się widząc efekty działania jej zaklęcia. Ba, chciał ją nawet pochwalić przez chwilę i już otwierał usta by to zrobić, gdy wtem uświadomił sobie, że ta przecież wcale go nie lubi i najpewniej przyjęłaby jego pochwałę za złą monetę. O'Sullivan nie miał zbyt wiele doświadczenia w obchodzeniu się z ludźmi, którzy potrafili tak otwarcie go nienawidzić i grozić mu śmiercią. To znaczy - gdyby musiał z nią teraz rozmawiać pewnie próbował z całej tej sytuacji wybrnąć, na przykład poprzez stonowane, delikatne komplementy, ale czuł że w tym przypadku lepiej było zachować milczenie i nie przyprawić się na przykład o pokiereszowaną przez nią twarz. Skoro bowiem mogła ją tak ładnie łatać, to mogła ją również... drapać, prawda? I to nawet nie magią, a własnymi paznokciami. Dlatego lepiej było siedzieć cicho, nie odzywać się i po cichutku podziwiać robotę dziewczyny. Przypomniały mu się właśnie zabiegi własnej makijażystki sprzed wielu lat, więc nawet lepiej, że nic mówić nie musiał. Czasami milczenie było lepsze niż gadanie, choć Jamie nie do końca w to wierzył.
...niemniej, nawet jeśli chciałby cokolwiek jej powiedzieć to i tak nie zdołałby tego uczynić, bo po chwili został sprowadzony do parteru i... ktoś uratował mu w ten sposób życie? Ciężko było nie odczuć ciężaru strzały śmigającej nad własną głową i ciężko było nie poczuć potu spływającego chłopakowi zaraz po tym po plecach. Ktoś własnie uratował mu życie? Mógł je przed chwilą stracić? Ale... dlaczego?! Dlaczego ktoś do niego mierzy, co on komu zrobił, dlaczego ktoś chciał się go pozbyć, może to jakiś antyfan, zagorzały hejter z innego kraju, ale co on robił tutaj, w tym dziwnym miejscu, jak go wykryto, dlaczego go wykryto, gdzie jego bodyguard, gdzie ktoś z ochrony, gdzie rzecznik prasowy, trzeba zwołać konferencję prasową i przyjąć wobec tej sprawy stanowisko! ...a, zaraz. To już nie te czasy. Teraz nie był tamtą osobą, nie był w świetle reflektorów. Być może ktoś po prostu chciał go zabić "bo tak". Zaśmiałby się nerwowo, gdyby akurat gardła nie miał delikatnie ściśniętego, uniemożliwiającego mu taki ruch.
Blondyn podniósł się z ziemi, gdy nagle ktoś się do niego zwrócić. Aha! Czyli jednak pozostały mu jakieś dawne zdolności przywódcze i charyzmatyczne, skoro to akurat z nim chcieli rozmawiać. Co za pech, że akurat on tu był nikim w tej grupie i naprawdę nic nie wiedział. Dodatkowo, jakby tego było mało, jakiś szept nakazywał mu zabicie mężczyzny, który podszedł bliżej. Ale... dlaczego? Podchodził bliżej, opuścił broń, chciał porozmawiać! To była szansa na dyplomatyczne rozwiązanie sprawy, niech to szlag! Chłopak szybko rozejrzał się wokół siebie, zauważając kątem oka Randię, która wcale nie wyglądała na będącą w nastroju "dyplomatycznym". SZLAAAAAAG! Zaaferowany chłopak podniósł wzrok i spojrzał w oczy mężczyzny, który do niego podszedł. Nie chciał zabijać, do kroćset, nie chciał tego robić!
- Ach... - zaczął, jak zwykle od poprawienia kapelusza - Nazywam się Jamie i jestem kompletnie zwyczajnym człowiekiem, który po prostu zabłądził w dziczy, a ci mili ludzie tutaj pozwolili mi ogrzać się przy swoim, jakże pięknie dzisiaj błyszczącym i gorejącym ognisku! Nie miałem bladego pojęcia czyj obszar naruszam swoim niezdarnym wędrownictwem ani tego, że być może gwałcę prawa tego miejsca, proszę o wybaczenie... - i prawdopodobnie gdzieś w tym momencie lub nawet wcześniej zaklęcie Randzi powinno dojść do skutku. Chłopak nie widząc w tym momencie żadnych już możliwości działania... mocno zaaferowany i przejęty całą sytuacją... już wcześniej nerwowo spięty... też musiał najwyraźniej zadziałać, więc w momencie w którym przyuważył ruch Randzi sam momentalnie postanowił użyć swojego zaklęcia. Diamentowe włócznie, które postanowił szybko przywołać, byle tylko skorzystać z momentu zamieszania po zaklęci Randzi miały trafić jego rozmówcę w prawy bark i lewy bok, a chłopak następnie, zaraz po ich użyciu miał rzucić się na swojego rywala i chwycić go w mocnym uchwycie, niejako biorąc go na "zakładnika". Nie chciał go zabijać, ale miał naiwną nadzieję, że jeśli pochwyci w tej sytuacji lidera tych ludzi to łatwiej im wszystkim będzie rozmawiać, a on zdoła wytłumaczyć że nikt tu nie chce przelewać krwi i tak dalej. Co oczywiście pewnie było tylko urojonym marzeniem Jamiego, ale cóż, trudno...
Lorie zawsze na wszystkich się wpatrywała, lubiła mieć innych na oku. Gudie jest taką osóbką, która nikomu nie ufa i zawsze się ma na baczności, bo nie wiadomo, z której strony zaatakuje wróg~! W sumie ona wszystkich uważała za potencjalne niebezpieczeństwo, a tą tutaj to tym bardziej. Nie zaufałaby dziewczynie, jakby nawet okazała się dobrą duszyczką, która dba o urocze kotki, oddaje krew, interesuje się ochroną środowiska no i oczywiście troszczy się o bezdomnych. Źle jej z ryjka patrzy, więc Lorka nie miała zamiaru do końca wierzyć w jej słowa. Fakt, może się zbyt bardzo zdenerwowała, ale cóż. Bywa i tak. Jednakże nie usiadła, patrzała z góry na nieznajomą. Ręce miała wzdłuż tułowia, w prawej ręce trzymała pistolet. Gadka dziewczyny coraz bardziej ją nurtowała. Obiecała sobie, że nie chce walczyć, nie chce tej całej mocy, ale teraz... nurtowało ją to. Jednak z drugiej strony... jeżeli przegra, to umrze. Szlag by to! Westchnęła ciężko i spojrzała w sufit, widocznie się nad czymś zastanawiając. Jakby udało się jej przejąć Thrylit, zyskałaby nowe możliwości, ale czy to jest warte poświęcenia własnego życia? Niedawno odzyskała brata, chciałaby się z nim spotkać, porozmawiać. Dziewczyna walczyła ze samą sobą. Przeszła już tyle... i tak nagle się wycofać? Nie wyobrażała sobie tego, to nie było w jej stylu. Niesamowite jest to, jak bardzo człowiek może być rozdarty. Niezdecydowana jeszcze do końca, opadła na kanapę, znów na niej siadając. Nie patrzyła się na fioletowowłosą, ale czuwała, żeby przypadkiem jej nie wyskoczyła z jakimś atakiem. Lorie bardzo intensywnie. Cholera jasna, co ja mam niby teraz zrobić?- przeszło jej jedynie przez myśl. Lorie sobie nagle przypomniała to, co zdarzyło się w jej wiosce. Przed oczami stanęły jej obrazy bitwy, a raczej rzezi, jakiej dokonał smok. Dziewczyna poczuła falę nienawiści, która przeszyła każdą komórkę jej ciała. A co jak ten cały kamień, czy tam talent, sprawią, że będzie w stanie pokonać gadzinę, która zniszczyła ukochaną wioskę Gudie, skłóciła ją z bratem oraz pozbawiła ojca. Coś się w dziewczynie zmieniło. Jej twarz przybrała bardziej zaciekłego wyrazu, w oczach pojawiła się wola walki. Lorie wstała, cicho mówiąc: - Mode: Dragon Hunter. Creation: Ammunition.- zwróciła się teraz do fioletowowłosej- Nie zmieniam życzenia. Zostaje przy tym.
Spoiler:
Mode: Dragon Hunter[C]- W tej formie broń przypomina shotguna o długości lufy 50 centymetrów. Tryb powstał specjalnie z myślą o zabijaniu DS’ów i smoków. Jego specyfika polega na tym, że zaklęcia z nim związane opierają się na zmysłach, które DS’y i smoki mają bardzo, ale to bardzo czułe. Pojemność magazynka: 5 naboi.
Creation: Ammunition[D]- Każda broń potrzebuje amunicji, każdy rodzaj broni inną. Dzięki temu prostemu zaklęciu Lorie jest w stanie zaopatrzyć się w maksymalnie pięć pocisków, które są dostosowane do trybów broni(nie dotyczy PWM: Mode: Pistol, Mode: Water Gun)- Fajnym dodatkiem tego zaklęcia jest to, że po użyciu go naboje są od razu w broni i nie trzeba go naładowywać, oszczędzając na czasie -zaklęcie do każdego trybu broni.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Wto Paź 15 2013, 19:33
MG:
Lorie:
Fioletowo włosa dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, unosząc ramiona i głośno wzdychając. -Jak chcesz. Tylko potem nie płacz i nie błagaj o litość.-powiedziała, klaskając w dłonie, a stół i kanapa powoli zniknęły. Zostały same. Na pustej, jasno oświetlonej przestrzeni. Czyżby to był prawdziwy wygląd magazynu? Lorie nie miała czasu na analizę. Użyła swojego czaru i w jej ręku pojawił się shotgun z pięcioma nabojami... Jej przeciwniczka zareagowała automatycznie. Szarpnęła ramieniem, odskoczyła do tyłu, obróciła się zgrabnie na pięcie i już znajdowała się jakieś 5 metrów od Lorie. Idealny dystans do walki. Ale... był bardzo szybka. W jej dłoniach pojawiły się dwa sztylety o długości 20 centymetrów. Oba proste i srebrne. Nie miał żadnych ozdób. No, oprócz małego kawałka żółtego kryształu na rękojeściach. Stefan uniósł się do góry i... To była dosłownie sekunda. Sowa już leciała w stronę Lorie, celując w jej głowę, a użytkownik żółtego Thrylita wyrzuciła z ręki sztylet, który leciał w kierunku prawej nogi dziewczyny. Problemy w tym, że o ile sowę widziała, to lecącej broni już nie bardzo. Jedynie srebrny błysk. Ale słyszała również świst. Może uda jej się uniknąć i zaatakować?
Randia i Jamie:
Plan był dobry. Randia chciała zaatakować wszystkich trzech łuczników jednocześnie, a ponieważ większość była zajęta czymś innym, to mogło wypalić. Gdyby nie fakt, że coś powiedziała, a Jamie spojrzał na nią przez ramię. A to zwróciło uwagę łucznika. -Hej!-krzyknął, a reszta również spojrzała na środek obozu, gdzie stała Randia i... użyła swojego czaru. Wystrzeliła dokładnie 15 świetlnych wiązek, po 5 na każdego łucznika. Ten, który gadał z Jamim chciał jakoś zareagować, ale nie bardzo wiedział jak. Wiązki oślepiły go, a że był oszołomiony, odruchowo odskoczył do tyłu i potknął się. I to go uratowało od ciosu włócznia Jamiego. Ale pięć wiązek uderzyło go centralnie w klatkę piersiową, pozbawiając go na chwilę tchu i lekko ją parząc. Dwóch pozostałych łuczników miało mniej szczęścia. Zareagowało wolniej, w dodatku wiązki leciały od góry. Dostali prosto po twarzy. I to praktycznie wyeliminowało ich z rozgrywki. Wasi nowi towarzysze nie próżnowali. Korzystając z sytuacji zajeli się ludźmi z mieczami. Szczur zabił dwóch. Mery pojedynkowała się z jednem, Goret gołymi pięściami roztrzaskał czaszkę innemu, a Emet rozciał brzuch następnemu. Friendrich gdzieś zniknął razem z pozostałymi dwoma przeciwnikami. Randia i Jamie chyba nie mieli za dużo do roboty... I pewnie nie wiedzieli by co zrobić, gdyby nie fakt, że las nagle zamigotał. Na chwilę, bardzo krótką. Zamigotał. I już nie było lasu, nie było przeciwników, nie było szczurów. Stali w pokoju. Był ładnie urządzony. W kominku palił się ogień. Po środku stał stół, trzy fotele. Drewnianą podłogę pokrywał czerwony, futrzany dywan. Nad kominkiem wisiały zdjęcia.... nagła zmiana scenerii? W rękach Jamiego i Randii pojawiły się pojedyńcze kartki. Były jak gdyby wyrwanę z czegoś większego. Ponieważ nie będę wam już przedłużam oczekiwanie na posta, nie będę dokładnie pisał co na niej było, ale dokładnie to, co powinniście wiedzieć. O szczurach, których poznaliście w lesie, ich imiona, ich historia... I o tym, że wtedy właśnie powstały Szczury. Że osiedlili się w starych tunelach pod Oak... I to by było na tyle. Narazie. Do pokoju wszedł mężczyzna. Ubrany był w szaro-zielony płaszcz. Miał białe włosy, jego twarz przeorana była bliznami. Miał gęste krzaczaste brwi, a z pod nich widać było niebieskie oczy, które bacznie się wam przyglądały. W ręku trzymał gruba księgę. "Kronika", dało się odczytać z jej skórzanej oprawki. Starzec nie wydawał się być zaskoczony waszą obecnością. -Jak się wam podobało moje dzieło? -zapytał was, przekrzywiając lekko głowę.-Chyba akcja urwała się w najlepszym momencie. Ale nie jesteście tutaj, aby walczyć. Jesteście tutaj, dla informacji, prawda?-mruknął i pokazał gestem stolik, za którym sam usiadł.-Herbaty?
Lorie spojrzała na przeciwniczkę z przymrużonymi oczami. Ona i płacz? I błaganie o litość?! Dobre sobie! Przeżyła atak smoka, taka dziewuszka to dla niej błahostka! W oczach dziewczyny pojawił się dziwny błysk... szaleństwa? Być może. Wiadome było jedno: miała zamiar walczyć z nią jak z gadem, który zniszczył jej wioskę. Zero litości. Uśmiechnęła się ironicznie. Zdobędzie tego Thrylita, choćby miała z siebie fraki wypluć! Nie ma szans, żeby przegrała! Wola walki zawładnęła ciałem zielonowłosej, pochłonęła każdą jej komórkę. Serce zaczęło szybciej bić pod wpływem adrenaliny, a wzrok Lorie mówił sam za siebie: "Nie poddam się!" Fioletowowłosa nie doceniała Lorki w tym momencie. Nie wiedziała, że jak ona sobie coś ubzdura, to nie ma szans, by coś, lub ktoś stanął jej na drodze. A ta dziewucha była przeszkodą do uzyskania mocy, dzięki której będzie stanie zabić smoka. A jak nie gadzinę to jego dziecko. Zemsta idealna! Guide była podekscytowana! Nawet rozpalona, można powiedzieć! Jej wzrok rejestrował każdy, najmniejszy szczegół: widziała jak dziewczyna odskakuje. Okej! Walka na odległość? Czemu nie! Jej kochana broń, jej kochany Dragon Hunter, dosięgnie ją bez problemu! Poczuje smak pocisków, które przeszywają jej jelita, przeszywają serce. Tak! To była wizja Lorie, którą miała zamiar wypełnić. ~Ona ma coś, czego pragnę. Ona ma coś, dzięki czemu zgładzę każdą gadzinę! Zapewne jest sojuszniczką ich! Czyli moim wrogiem! Najpierw zobaczyła sowę, a potem usłyszała świst rzucanego sztyletu. Reaguje szybko i odskakuje w tył, jak najdalej jest w stanie, byle tylko nie dostać po nogach. W tym samym momencie kieruje w stronę ptaszyska swojego Dragon Huntera i wystrzeliwuje dwa pociski, używając przy tym PWM Tracking. Celuje w skrzydła, by pozbawić sowy możliwości lotu. Jak nie zadziała to i ptak doleci do dziewczyny to po prostu daje mi z prawego sierpowego czy innego bokserskiego ataku, starając się przy tym ją znokautować. Jeżeli sowa upadnie Lorie kopie ptaszyskiem w stronę dziewczyny. Cały czas jest jednak gotowa na ewentualne odskoczenia w prawo/lewo/gdziekolwiek, by uniknąć ataku dziewczyny. Jak się pozbędzie sowy to strzela w stronę dziewczyny Zużywając pozostałe trzy pociski na zaklęcie Sonic bullet. Następnie znów używa zaklęcia Creation: Ammunition. Lorie jest cały czas czujna i gotowa na unik, by przypadkiem się jej nie dostało.
Spelle użyte:
Tracking- Gdy włączy te PWM, przed oczami Lorie pojawia się celownik, który pomaga jej w namierzeniu przeciwnika i oddaniu jak najlepszego strzału- gdy przeciwnik jest na środku strzał będzie najbardziej udany. Niestety celownik nie bierze pod uwagę czynników przyrodniczych takich jak wiatr etc. Gdy ktoś się schowa za drzewem/krzakiem/czymkolwiek celownik po prostu znika.
Creation: Ammunition[D]- Każda broń potrzebuje amunicji, każdy rodzaj broni inną. Dzięki temu prostemu zaklęciu Lorie jest w stanie zaopatrzyć się w maksymalnie pięć pocisków, które są dostosowane do trybów broni(nie dotyczy PWM: Mode: Pistol, Mode: Water Gun)- Fajnym dodatkiem tego zaklęcia jest to, że po użyciu go naboje są od razu w broni i nie trzeba go naładowywać, oszczędzając na czasie -zaklęcie do każdego trybu broni.
Sonic bullet[B]- Lorie wystrzeliwuje maksymalnie trzy pociski, które ze zetknięciem z celem zaczyna tworzyć dźwięk, który powoduje zawroty głowy, mroczki przed oczami, mdłości, trudności z utrzymaniem się na nogach. Efekt ten utrzymuje się dwa posty. Osoby z ponadprzeciętnym słuchem(umiejęka kocie uszy, różnorakie pasywki) odczuwają wszystko bardziej, efekt nasila się dwukrotnie (o tym, co się owej osobie stało decyduje MG).
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Wto Paź 15 2013, 23:23
Na swój sposób chłopak był całkiem zadowolony. Nie uśmiechało mu się zabijanie kogoś, nie cieszył go widok krwi, nie odnajdywał radości w pozbawianiu kogoś życia. Jego plan zakładał raczej zranienie kogoś i wykorzystanie danej osoby jako karty przetargowej, a nie faktyczny rabunek życia, ale i tak się mu to nie podobało. Wolał rozmawiać, to fakt. Potrafił walczyć, jego magia była odpowiednio wytrzymała i niezawodna, by nieraz już uratować mu tyłek lub wspomóc w trudnej sytuacji, lecz zwyczajnie odrażało go zachowanie tego rodzaju, zaatakowanie kogoś kiedy ten się kompletnie tego nie spodziewał. Choć może jeszcze inaczej - i to byłoby do przełknięcia, gdyby nie fakt, iż druga osoba chciała w tym momencie rozmawiać. Chciała się porozumiec. Jamie mógł uczestniczyć w akcjach polegających na zasadzcce tak długo, jak długo widział w takich sytuacjach sens swoich działań, miał w polu widzenia czyjeś dobro lub konkretny, mniej lub bardziej, "szlachetny" cel. To czego miał się sam dopuścić na pewno na pewien czas poskutkowałoby tym, że chłopak czułby się niedobrze sam ze sobą. Szlag, gdyby mógł zmusiłby ich wszystkich do tego, by zwyczajnie usiadli na tyłkach i rozmawiali, rozmawiali i gadali, tak długo aż nie ustalaliby consensusu i rozeszli się w pokoju. Świadomość tego, że nie jest tu jednak pośród ludzi stawiających dyplomację na pierwszym miejscu boleśnie wgryzała się w jego duszę, a rozum podpowiadał, że granie rozjemcy zwyczajnie spotkałoby sie z szybką odmową, a kto wie czy nawet nie zaostrzeniem sytuacji.
...być może i Jamie był tutaj jedynym które miał takie problemy. Widząc jak szybko i bez zastanowienia zareagowała Randia, jak zachowały się Szczury, łatwo było uwierzyć w to, że chłopak był jedynym, który posiadał jakiekolwiek problemy natury pseudomoralnej. Mediowanie się nie powiodło, ale i jego atak się nie powiódł, a to zwolniło z niego część presji i pozwoliło odetchnąć, nawet jeśli tylko w duszy z ulgą. Obserwacja tego co działo się przy ognisku wciąż nie była jednak przyjemnym doznaniem. Być może dlatego chłopak ponownie poczuł się lepiej, gdy cały świat zaczął falować. Przez chwilę nawet przestraszył się, że mdleje, choć kompletnie nie rozumiał dlaczego miałby. Nawet jeśli nie zgadzał się z pewnymi zachowaniami wciąż potrafił znosić je z odpowiednią godnością i siłą. Nie zemdlałby ot tak, bo zobaczył trochę krwi i walki. Co więc się działo? Ciężko było odpowiedzieć na to pytanie. Sceneria się zmieniła, on i Randia byli gdzie indziej, gdzieś gdzie nie było ogniska, krwi i szczęku mieczy. Najwyraźniej... znów zostali gdzieś przeniesieni. Gdzie tym razem? Czy to był koniec ich podróży, jakże ciekawej i niebezpiecznej, ale jednak nieco krótkiej... czy może dopiero kolejny etap? Kartka, którą posiadł powiedzieć mogła mu wiele na temat zdarzeń, których był świadkiem i tego czym parali się poszczególni członkowie Szczurów. Miał trochę informacji. Posiadł wiedzę, którą mógł podzielić się z całym Fiore. I zamierzał to zrobić. Jednak jeszcze nie teraz.
Chłopak rzucił krótkie spojrzenie swojej towarzyszce. Wszystko było z nią w porządku? Jak się czuła? Czy podczas kolejnych tego typu przenosin nie poczuła się źle? Chciał zapytać o wiele, ale wciąż miał w głowie jej słowa na jego temat. Być może lepiej było się jej nie naprzykrzać. Po co ją denerwować jeszcze bardziej? Wystarczy już, że wyraźnie nie akceptowała go takim jakim był. Było to... przykre. Ale niestety, mimo swojego ogrania na scenie nie był w stanie zawsze zadowolić wszystkich. Niestety. Lepiej nie zaczynać. Dlatego zaraz po spojrzeniu postanowił też rozejrzeć się wokoło. Tym razem był nieco mniej zdziwiony, niż gdy przeniósł się poprzedni raz, być może właśnie dlatego, iż było to kolejne tego typu zdarzenie. Do wszystkiego można było się przyzwyczaić, jak się to mówiło, choć chłopakowi wciąż zabrało chwilę zanim dostosował się do pomieszczenia, w którym teraz przebywał. Po chwili jego wrażenia zostały jeszcze wzbogacone o pojawienie się nowej osoby. Być może i na szczęście? Randia w końcu chciała go zabić, więc może lepiej było dla niego, że ktoś tu był oprócz ich dwójki?
- Twoje dzieło? To czego doświadczyliśmy było wytworem twojego pióra? Jak to zrobiłeś? To... było na swój sposób niesamowite... - przyznał, zgodnie z własnym sumieniem. Nie mógł powiedzieć, że było to najmilsze doświadczenie jego życia, ale wciąż... był raczej zadowolony z tego, że miał okazję przez to przejść. - Tak, w istocie, tak. Przynajmniej w moim przypadku tak właśnie jest! - powiedział, od razu też zaznaczając pewnego rodzaju oddzielność od Randii. Dziewczyna wypowiadała się za siebie. Nie potrzebowała jego pomocy. Pewnie nią gardziła, więc. Mimo takich myśli jednak chłopak się uśmiechał, w końcu dlaczego martwić miał kompletnie niezwiązaną ze sprawą osobę? - Jest pan bardzo uprzejmy, jeśli nie byłby to wielki problem to z chęcią bym się napił, po tych wszystkich zdarzeniach faktycznie mogło zaschnąć w gardle~ - roześmiał się krótko chłopak, a następnie podszedł do bliższego z foteli i odsunął go delikatnie, ściągając kapelusz i elegancko zataczając go przed Randią. Niestety, wciąż był sobą. Nie potrafił pozbyć się pewnych nawyków, a takim właśnie było kulturalne i eleganckie zachowanie. Zaraz po tym jak Randia zajęła, któryś z fotelów on sam zasiadł, w tym, który pozostał wolny. Gdyby Randia natomiast nie chciała usiąść on też zamierzał postać. Nie będzie siedzieć jeśli ona stoi.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Sro Paź 16 2013, 17:32
Problemy moralne? Oh. Moralność. Randia posiadała coś co nazywało sie w ten sposób. A jakże! Była w końcu wróżką, a wróżki moralność miały wykształtowaną nawet bardzo. Pomińmy oczywiście fakt, że czarnowłosa mogła być raczej postrzegana jako wróżka demoniczna. Ale tam... Randia nie potrafiłaby zabić. Nikogo. Dla niej ludzkie życie było zbyt cenne by mogła wziąć na siebie odpowiedzialność za bawienie sie w panią życia i śmierci. To nie była jej rola. Ona po prostu nie widziała tutaj miejsca na mediowanie. Może gdyby ci leśni ludzie nie strzelali do nich wcześniej to owszem, ale tak? Jamie na prawdę miał nadzieję, że Ci ludzie byliby w stanie po prostu go wysłuchać, skoro niedawno strzała minęła go o włos. Krew i tak została polana. Randia jedynie zacisnęła powieki, sycząc niezadowolona, zdawszy sobie sprawę, że coś się zmienia. Las zamigotał; przeistoczył w ładnie urządzony pokój gdzie w kominku podskakiwały płomienie. Poczuła w dłoni fakturę papieru i zacisnęła ją szybko. Podciągnęła do twarzy i przewertowała wzrokiem informacje. A potem spojrzała na mężczyznę, który wkroczył do pokoju. Przyglądała mu się nieufnie, pełna rezerwy. Szybko jednak znowu zmieniła swój obiekt zainteresowań i obdarzyła nimi księgę. "Kronikę", którą mężczyzna trzymał. Kronika szczurów? Ich dziejów? Nie. To byłoby zbyt banalne. Zbyt proste. Czy ludzie tacy jak szczury mogli prowadzić kronikę? W sumie to Randia ich nie znała, ale... po co nielegalnej organizacji coś, co świadczyło o niej w tak dobitny sposób? To było dla czarnowłosej jak samobójstwo. Gdyby coś takiego wpadło w czyjeś ręce... Drgnęła. Podnosząc wzrok i wbijając go w błękitne oczy mężczyzny. Poczuła się nieco niepewnie. Czy była to kolejna sztuczka iluzjonistki? - Ujdzie. Odpowiedziała oschle na pierwsze pytanie mężczyzny. Oderwała od niego wzrok i wlepiła czerwone oczy w Jamiego. Powierzenie informacji tak rozgadanej osobie Randia uważała za coś niezmiernie głupiego i rozsądnego. Czuła sie przez to zagrożona. Albo inaczej - czuła, że jej sprawa jej zagrożona, jej cel. Co, jeśli Jamie wygada komuś, komu nie trzeba zanim mag światła do czegokolwiek dojdzie? Co, jeśli to jest trop właściwy, a blondyn wszystko popsuje? Zasępiła się. Spuściła wzrok. - To nie kolejna sztuczka tej kobiety z ogrodu? Ciekawy sposób dzielenia się wiedzą. Powiodła wzrokiem za towarzyszem, który podszedł do foteli. Zawahała się, nie wiedząc, czy jest w stanie, i czy powinna, pozwolić sobie na tego typu rozluźnienie. A może to właśnie w tym momencie było właściwe. Jamie nie wyskoczył, wbrew jej oczekiwań, ze swoją paplaniną. Ot... odpowiedział, ale nie w nadmiernej ilości o co był posądzany. Uspokoiło ją to. Uśmiechnęła się więc do niego delikatnie, jakby z ulgą, podchodząc zaraz do fotela i siadając na nim. - Poproszę. Odpowiedziała na oferowaną herbatę z samej tylko grzeczności. Nie zamierzała tego raczej pić. Ot - żeby nie sprawić zawodu gospodarzowi. Zwykła grzeczność. - Nie było pana przy ognisku.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pon Paź 21 2013, 12:59
MG:
Lorie:
Dziewczyna walczyła. Chciała pokonać swoje przeciwka, które zaczęła utożsamiać z wrogim smokiem, który zniszczył jej wioskę. Ta determinacja dała jej siłę do walki. Jakakolwiek ona nie była, w tej chwili musiała uniknąć sowy i sztyletu. No i popełniła błąd. Odskoczyła do tyłu. Co prawda pozwoliło jej to na chwilę uniknąć lecącej w jej stronę broni, ale na dłuższą metę nic jej to nie dało. Mogła odskoczyć w bok, prędzej by go uniknęła. No cóż. Jednym susem zdołała oddalić się zaledwie 1,5 metra do tyłu, w tym czasie wycelowała do sowy i strzeliła. Raz. Futrzana kulka zmieniła trojektorie lotu, odbiła w górę i zniknęła jej z oczu, odsłaniając prawdziwego przeciwnika. Pocisk śmignął Stefanowi koło prawego boku, a za nim dziewczyna drugi raz nacisnęła spust, poczuła ból w okolicy kolana. To był sztylet, który wbił jej się jakieś 3 centymetry nad kolanem... Po czym jego ostrze samo z siebie się przekręciło, tworząc jeszcze większą ranę. Lorie krzyknęła z bólu i upadła na prawy bok. Noga krwawiła i na razie nie bardzo mogła nią poruszać. Sowa zniknęła, dziewczyna miała dalej w ręku broń i miała jeszcze 4 naboje... Jej przeciwniczka stała jakieś 5 metrów od niej i chyba się śmiała, chociaż Lorie nie była pewna. Nacisnęła spust trzy razy i użyła czaru B. Pierwsze dwa pociski uderzyły w próżnie, trzeci trafił, ale Lorie nie widziała rany. Usłyszała jednak charakterystyczny dźwięk. Fioletowowłosa zachwiała się, jak gdyby zdziwiona ... chyba w tej chwili była zdezorientowana. Ale Lorie też nie wiele więcej mogła zrobić, bo dość mocno krwawiła z prawej nogi.... I teraz rozkmina nad cała sytuacją. Wiem, że Lorie była gotowa na ewentualne uniki, ale patrz... Odskoczyłaś do tyłu, leciał w Ciebie sztylet, ty zaczęłaś strzelać do sowy [ a to trochę zajmuje, jak na moje] i w tej chwili dostałaś. Po prostu zrobiłaś troszkę błędów, gomen.
Stan: Lorie - 78% MM, głęboka na 5 centymetrów rana, która dodatkowo została "rozorana"... więc wygląda trochę jak dziura w nodze o szerokości 3 centymetrów. Dość mocno krwawi. Będziesz miała kłopoty z poruszaniem prawej nogi, bo bardzo boli. Jeszcze 1 pocisk Ci został.
Randia i Jamie:
Mężczyzna na chwilę się uśmiechnął. Na krótko, właściwie mogło to wyglądać jak grymas na jego twarzy, ale zrobił to. Chyba. Rozlał herbatę do filiżanek i spojrzał po ich twarzach. -Ja tego nie zrobiłem, ja tylko to napisałem. To, że mogliście przeżywać to w taki sposób, to w istocie "sztuczka" pani Ogrodu. Ożywiła to dla was. To nazywa się... Ożywianie wspomnień. Tak, nie było mnie przy ognisku. Nie było mnie jeszcze wtedy na świecie. Urodziłem się dopiero jakieś 100 lat później, tak mi się przynajmniej wydaje. Ja to wszystko spisałem. Znałem ich historie, znałem tą historie od innych ludzi. Oni wszyscy mogli się oczywiście różnić. Mogli być inni. Mogli nie mieć tak na imię. Mogli mieć inne motywy, mogli przeżyć coś innego. Mogli nie spotkać Ase Arbain w lesie.... Mogli ich nie zabić, mogli nie zdobyć ich ekwipunktu. Ale na pewno, nie spotkali was. Nagięcie wspomnień... to troszkę jak magia. Szczerze powiedziawszy, ja też jestem tylko wytworem wspomnień. Znajdujemy się teraz w mojej Noże w Szczurzym Siedlisku, a działo się to jakiś rok temu. Bo wtedy dopisałem ostatni fragment do Kroniki.-urwał swój monolog i spojrzał w oczy Randii. Patrzył w nie tak długo, jak tylko mógł, po czym przeniósł je na Jamiego.-Nie wiem ile mogę wam powiedzieć, albo ile zdążę wam powiedzieć.-dopowiedział.
Czas na odpis - 24.10, godzina 22:30
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pon Paź 21 2013, 20:19
Kto by pomyślał. Najwyraźniej Randia potrafiła nie tylko "chcieć go zabić" i "zabić go na pewno" oraz "musieć go zabić", ale także potrafiła uaktywnić w sobie tryb uśmiech, na pewno przy pomocy jakiegoś magicznego przełącznika, którego chłopak nie był świadom. Nie był to chyba uśmiech fałszywy, ani sugerujący, że za dosłownie kilka sekund skończy jako kupka proszku na ziemi, a ona wciąż będzie się uśmiechać, tyle że teraz bardziej... złowieszczo. Nie, to chyba był normalny uśmiech. Odruchowo nawet, nieco zaskoczony, poświęcił może kilka sekund na to by przyjrzeć się mu dobrze i go zapamiętać. Miał wrażenie, mylne lub nie, że uśmiechy tej dziewczyny nie są czymś, co przyjdzie mu zbyt często oglądać. Zwłaszcza, że nie wiedział jak długo będzie potrafił zachowywać się z umiarem i rezerwą. Naprawdę, wiecie jak często jest ograniczać swoją własną mową, ograniczać język, nie pozwalając sobie na wypełnienie przestrzeni tego pokoju gadką, słowami i pięknymi zdaniami? To nie było łatwe. Naprawdę. A im więcej się o tym myślało, tym więcej miało się ochoty powiedzieć coś, niekoniecznie nawet związanego z całą sytuacją. Wiedział jednak, że jeśli zapytałby o cokolwiek dziwnego albo nietypowego to źle by się to skończyło. Łatwo sobie to wyobrazić, prawda? "Och, przepraszam, a czy lubi pan sorbety limonkowe? Ostatnio widziałem takie fantastyczne, z resztą wyglądały nieco jak twarz tego jednego człowieka przy ognisku, wie pan..." i w tym miejscu padłby zdzielony czymś. Przynajmniej takie miał wrażenie. Ach, dusił się, dusił!
- Sztuczka, mało powiedziane... To jest niesamowite. Posiadać taką umiejętność to magia, przy czym mam na myśli coś więcej niż tylko umiejętność, jaką dysponuje pewna część tej krainy... Mam na myśli naprawdę coś cudownego... Możliwości jakie taka umiejętność daje... - oczy chłopaka zaskrzyły się nieco, być może też dlatego, że wreszcie mógł powiedzieć coś dłuższego i niekoniecznie nastawionego na osiągnięcie jakiegokolwiek celu. On po prostu lubił wymieniać takie grzeczności. Było to przyjemne i sympatyczne. - 100 lat później, tak? Całkiem sporo... Ale wciąż nie jest to taki straszny okres. Informacje zbierał pan z pierwszej ręki od kogoś, kto znał tamtych ludzi czy może z dalszego źródła? ...proszę wybaczyć ciekawość, niejako jest to moje zboczenie zawodowe... - uśmiechnął się młody mężczyzna, popijając herbatę ze swojej filiżanki, a następnie wygodniej usadawiając się na fotelu, nawet pozwalając sobie zdjąć z głowy kapelusz, ale nie wypuszczając go ze swojej lewej dłoni. Kapelusz był ważny. Był stylowy. - Ase Arbain... To ci ludzie, którzy otoczyli nas wtedy, przy ognisku? Kim oni są? - zainteresował się blondyn, przez chwilę zapominając, że Randia siedzi obok niego i być może zaraz znów usłyszy coś niemiłego z jej strony. Był zainteresowany to pytał, na miłość Boską, nie jego wina! - Proszę spróbować opowiedzieć ile pan tylko będzie mógł... Cokolwiek pan powie na pewno będzie ciekawe! - no tak, Jamie nie miał konkretnego celu tutaj. Zbierał po prostu informacje, więc im więcej ciekawostek pozna, tym bardziej wesoły i zadowolony będzie. Na wszelki wypadek nie powiedział jednak już nic więcej. W końcu Randia... Właściwie... czemu ona tu była? Czego ona szukała? Chłopak spojrzał na nią, całkiem zwykłym, bezpośrednim spojrzeniem, bez krępacji wbijając wzrok w jej oczy. Czego ona tak dokładnie szukała? Cie-ka-we!
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Wto Paź 22 2013, 00:25
W sumie... to Randia była z siebie dumna. Tak tak, moi mili państwo - ta czarnowłosa niewiasta właśnie doszła do wniosku, że nie jest aż taka głupia i czasami potrafi błyszczeć. Oczywiście aktualnie błyszczała się jedynie w swojej główce, grzejąc swą fizyczną powłokę w tym wyimaginowanym blasku. Oh tak, oh tak. Miała racje, prawie. Ale i tak miała racje. Może nie była to iluzja, ale coś bardzo iluzji przecież podobne! Ah, Taka mądra... Nie spodziewała się tego po sobie. Ale iluzja cały czas trwała. Czy tam ożywienie wspomnień. Wciąż byli zdani na łaskę i niełaskę Pani Ogrodu. Uroczo. Doprawdy słodko. Randia słuchała go w ciszy, nie obdarzając spojrzeniem - kierowała je bowiem na księgę. Więc człowiek przed nimi spisał historię szczurów... Ah... Randia zaczynała rozumieć pobieżnie mechanikę magii Pani Ogrodu, gdy mężczyzna kontynuował. To, co zostało im przestawione było takie, jak we wspomnieniach. A przecież oczywiste było, że wspomnienia zawsze były subiektywne. Gdyby parę osób zapytać o przebieg tego samego zdarzenia, każde opisałoby je w nieco inny sposób. Bo znajdowało się w innym położeniu. Widziało to wszystko pod innym kątem. Tak... chyba rozumiała. Nie interesowały jej zamierzchłe fakty. Mężczyzna wyglądał na starego, a jeszcze powiedział, że urodził sie 100 lat po zdarzeniach im przedstawionych. To była nie jej bajka. Nie ta, która była jej teraz tak na prawdę potrzebna. Oczywiście - to sie przyda, jednak... Zależało jej na zaledwie paru latach wstecz lub na tym co było teraz. Nawet odpowiedź sprzed roku była na rękę młodej czarodziejce.
Złączyła nogi, delikatnie sunęła w bok. Korpus jednak skierowany był prosto w kierunku mężczyzny. Gdyby wbić ją w jakąś starożytną kieckę wyglądałaby jak młoda dama. Spokojna, czekająca na swoją kolej w zadaniu pytań, popijająca w międzyczasie herbatkę. W sumie ją samą czasem dziwiło jak potrafiła się zmieniać. W jednej chwili biła i krzyczała, a w drugiej nie reagowała w cale. W sumie było to niepokojące nawet dla niej. Ale w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że może wcale nie otrzymać tego po co tutaj przyszła. W końcu życie nie składało się tylko z rzeczy dobrych i wiedziała o tym doskonale. A ona brnęła po omacku, szczerze mówiąc. Goniąc za swoim widzimisię, przeczuciem zaledwie. Wzięła głębszy oddech, bijąc się ze swoimi myślami, spuszczając wzrok na filiżankę z której upiła łyk herbaty i którą teraz oparła o swoje uda. Podniosła wzrok, w sumie najpierw na Jamiego, obdarzając go dziwnym spojrzeniem. Chwila... czy Randia się bała? Czy to... Tak. Tak! Jamie mógł zobaczyć w jej oczach tą delikatną niepewność. Strach, przed negatywną odpowiedzią. Chciała zapytać, ale obawy kłębiły się jej w głowie. Spojrzenie jednak szybko stało się chłodne i twarde. Przeniosła je na mężczyznę. - Przyszłam tu z jednego powodu - brata. Poszukuję o nim informacji. Jakichkolwiek. Zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko zaklęcie, ale skoro opiera się na informacjach zawartych w Kronice powiedz mi czy był w organizacji ktoś taki jak Kaien Sanada będący magiem Światła. To wszystko. Jej głos był pewny i stanowczy. Pełen determinacji, która na szczęście dla niej zdominowała niepewności. Wypowiedź urwała się szybko, a po niej czarnowłosa znów wzięła łyk wyimaginowanej herbaty.
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Ruiny Magazynu Wto Paź 22 2013, 20:26
Walczyła. Miała motywację, ale... co z tego, jak robiła idiotyczne błędy i zamiast w bok skoczyła w tył, a to nie był dobry ruch do uniknięcia tego paskudnego sztyletu. Poczuła jak wbija się w jej nogę. Mocno ścisnęła palce na broni, by przypadkiem nie wypadła jej z ręki. Starała w sobie stłumić krzyk, nie mogła pozwolić na to, by te fioletowowłose babsko miało zaciesz z tego, że ją zraniła, oj nie. Pamiętaj Lorie! Ona ma coś, co się przyda do zgładzenia tej gadziny, jest taka sama jak smoki. Trzeba się jej pozbyć. Jeden pocisk trafił cel... nie był to zamierzany efekt, ale nawet nie czekała, żeby to dziewczyna się ocknęła z efektu. Miała jeden nabój. Postanowiła go wystrzelić w tym samym momencie, co usłyszała dźwięk, starając się namierzyć nieznajomą przy pomocy PWM Tracking. Celowała w aortę. Jednakże to nie koniec, ponieważ używa Creation: Ammunition i wystrzeliwuje kolejne dwa pociski, jednakże nie używa przy tym żadnych czarów. Musiała oszczędzać MM, więc to robiła. Jednak teraz celowała w brzuch przy użyciu tego samego PWM co wcześniej. Lorka powinna czymś zatamować ten przeklęty krwotok, ale nie miała zielonego pojęcia czym. Żadnego szalika, a muszka przy szyi nie pomoże. Kuźwa jego mać, wszystko przeciwko niej. Lorie była oczywiście gotowa by uniknąć ataku ze strony dziewczyny. Jakby poleciał kolejny sztylet to zwiałaby w lewo, by nie obciążać zbytnio prawej nogi, która paskudnie bolała. Z ust Gudie wypłynęła masa niecenzuralnych słów, których nie powstydziłby się sam szewc.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Czw Paź 24 2013, 19:51
MG:
Lorie:
Lorie miała jeszcze jedną kulę, wiedziała gdzie jest jej przeciwnik i miała zamiar to wykorzystać. Wycelowała więc przy pomocy swojego PWM i wystrzeliła. Jednak traf chciał, że we wszystkim przeszkodziło jej własne zaklęcie, przez które jej przeciwniczka zachwiała się i upadła na kolana, przez co pocisk wycelowany w aortę musnął tylko jej lewy bark. Fioletowłosa była zdezorientowana tym co się działo, nie bardzo ogarniała przez co... otoczenie w około nich na chwilę zamigotało. Tym czasem Lorie zmagała się z własnym problemem. Ból zaczął wpływać na jej ciało. Dodatkowo utrata krwi spowodowała, że zaczęła widzieć białe plamki przed oczami. Były one jednak małe, ale ... zawsze. Noga bolała. Ale dało się funkcjonować. Użyła swojego zaklęcia i przywołała kolejne 5 naboi, jednak zanim zdążyła je wystrzelić, poczuła, że ziemia pod nią zaczęła się poruszać i .. po chwili znajdowała się jakieś 2 metry nad ziemią, na kamiennym filarze, który dodatkowo ubił jej plecy. Broń wypadła jej z rąk i poleciała na dół. Niżej, jakieś 4 metry od kamiennego filaru, stał jej przeciwnik, już na nogach. Jednakowoż ta dalej bardzo się chwiała i co chwilę jak gdyby potykała...
Stan: Lorie - 72% MM, głęboka na 5 centymetrów rana, która dodatkowo została "rozorana"... więc wygląda trochę jak dziura w nodze o szerokości 3 centymetrów. Dość mocno krwawi. Będziesz miała kłopoty z poruszaniem prawej nogi, bo bardzo boli. Obite plecy [lekko]. 5 pocisków. Mroczki przed oczami [też bardzo lekkie, na razie mało odczuwalne].
Randia i Jamie:
Ich rozmówca uśmiechnął się, chociaż jego oczy w żaden sposób nie pokazywały tych emocji. Były smutne. Upił trochę herbaty z własnej filiżanki i położył dłoń na księdze, którą wcześniej położył na stole. Ta otworzyła się i powoli, leniwie zaczęła sama przewracać swoje strony. Na razie nie odpowiedział ani na pytania Randii, ani Jamiego. Czekał. Wbił swój wzrok w chłopaka i na chwilę jego brwi się uniosły. -Informacje z pierwszej ręki. A przynajmniej się starałem. Rozmawiałem z ludźmi, którzy byli ich potomkami, z ludźmi którzy znali ich potomków... Nie wiem, czy dotarłem do prawdy, ale to, co tutaj jest chyba najbliżej tych wydarzeń, które miały tam miejsce.... co do Ase Arbain... W tamtych czasach ten lud nie miał swojego państwa i po prostu wędrował. Zajmował kawałek ziemi i osiedlał się tam, na tyle, ile tylko mógł. Z czasem ich specyfika zmieniła się i stali się czymś w rodzaju strażników. Ludzie oferowali im kawałek ziemi, dom czy też coś innego w zamian, że Ci osiedlą się tam i będą strzec ich sekretów. Ci ludzie to świetni łucznicy i wojownicy. Byli też dobrzy w robieniu pułapek i innych tego rodzaju rzeczy. Znali się na różnych specyfikach, szczególnie truciznach. Nie potrafią posługiwać się magią. W tych czasach Ase Arbain już nie ma, ich potomkowie zamieszkują daleko kraj o nazwie Midi. Tyle o nich wiem.-urwał i teraz przeniósł swój wzrok na Randie. Nie mówił jednak nic, a jedynie czekał. Trzymał ją w niepewności? W końcu księga przestała przewracać swoje kartki, a ta, na której się zatrzymała została wydarta przez starca i podana czarnowłosej dziewczynie. Z chwilą, kiedy ta ją dotknęła, mag światła zaczęła widzieć obrazy. Wspomnienia.
Pamiętam dobrze ten dzień. Nie tylko dlatego, że spotkałem go wtedy po raz pierwszy. Padał deszcz. A ja nie lubię takiej pogody.
Pamiętam, że spotkałem go przypadkiem. Nie miałem nic do załatwienia na powierzchni, po prostu wyszedłem się przejść. Spotkałem Huntera. Odesłałem go do Króla, nie chciałem, aby narobił problemu. Nie miałem zamiaru tego wieczoru walczyć z magami. Nie. I dobrze, że to zrobiłem. Dobrze, że go wtedy odesłałem. Inaczej mógłby stracić jedyną możliwość, aby z bliska się mu przyjrzeć. I porozmawiać.
To był czwartek, godzina 22. Gęste chmury przysłaniały gwiazdy, a momentami nawet księżyc, więc na ulicach było ciemno. Zdziwiłem się bardzo, bo pomimo tego, że latarnie były zapalone, rzucały jedynie bardzo nikłe światło, które nie dawało rady oświetlić nawet ziemi. Było ciemno. Pomyślałem wtedy, że to dziwne, że to prawdopodobnie sprawka jakiegoś maga. Ale szedłem dalej. Kątem oka dostrzegłem jakiś błysk i na chwilę się zatrzymałem. Krople uderzały o moją twarz, pomimo tego że miałem na sobie długi, zielony płaszcz z kapturem. Odwróciłem się. Zacząłem się zastanawiać, czy jest sens sprawdzać, co się tam działo. Z jednej strony mnie to nie obchodziło. To nie była moja sprawa. Ale z drugiej... nie wiedzieć dlaczego, poczułem pewną ciekawość. Ruszyłem przed siebie.
Za rogiem budynku napotkałem pierwsze ciało. Śmierdziało. Pochyliłem się nad nim, aby przyjrzeć mu się dokładnie. To był mężczyzna. Uzbrojony w miecz, ubrany jak zwykły rabuś. Jego ciało pokryte było poparzeniami, w kilku miejscach było przedziurawione. Nie wiedziałem co to. Ale ruszyłem dalej.
Kilka metrów było jeszcze ciemniej. Byłem pewien, że ktoś majstrował tutaj przy ciemności. A może przy świetle? Wiem tylko, że jakieś 4 metry dalej zobaczyłem niebieskie oczy, które wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.
Niebieskie oczy.
Tutaj "transmisja" się urwała. Starzec nie miał jednak zamiaru na tym kończyć. Podał Randii druga kartkę.
Teraz już wiem z kim wtedy rozmawiałem. Kaien Sanada. Mag. Członek gildii Hellhound. Znany w podziemiu przestępca. Zamieszany w wiele afer, w których ginęli ludzie. Zabijaka. Skrytobójca. Jak sam mówi, nienawidzi ludzi. A czego nienawidzi - zabija. Nie dowiedziałem się o nim wiele. Większość ludzi w slumsach na sam dźwięk jego imienia przestaje mówić i szybko się wycofuje. Nikt nic nie wie. Ciężko znaleźć kogoś powiązanego z nim. Nawet ludzie z Hellhound wydają się do niego nie przyznawać. Wydaje mi się, że ma jakieś powiązania z przemytem Mungi. Kilka osób z Siedliska twierdzi, że go zna. Że tak naprawdę Kaien Sanada nie jest taki groźny i jest normalnym mężczyzną. Cóż, zdania są podzielone. Muszę jednak kontynuować swoje poszukiwania... Mungi to zło.
Słowa, które pojawiły się w jej umyśle ucichły, a starzec bardzo cicho powiedział. -To fragment z przed dwóch lat.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.