I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Było coś dziwnego w tej misji. Właściwie, czy to na pewno była misja? Nie było zleceniodawcy, nie było żadnych konkretnych informacji. Jedynie plotka o ukrytych skarbach. Więc czy magowi, którzy tu przyszli, chcieli tylko i wyłącznie się wzbogacić? Było coś dziwnego w tej misji. Która chyba do końca nie była misją.
Więc co do cholery robiła tutaj grupka magów?
Było już późno, kiedy Randia dotarła na plac przed magazynem. Słońce chowało się powoli za resztkami muru, wiatr rozwiewał jej włosy, a śnieg, który to zamieniał się w mokrą papkę, oblepiał jej buty i utrudniał chodzenie. Czego tutaj szukała? Skarbu? Informacji? Szczęścia? Była tutaj, bo dostała pewien list oraz rozkaz od mistrza gildii, aby sprawdzić owe plotki. Ale co miała teraz robić?
Lorie dopiero co wyszła ze szpitala po walce z inkwizycją, a już dostała list i rozkazy od mistrzyni, aby sprawdzić dziwną plotkę o kryjących się w slumsach skarbach. Czy to nie było dziwne? Dlaczego gildie miały przejmować się czymś takim? Nie mniej, wyruszyła. Ale stała teraz na placu wraz z jakąś dziewczyną i nie wiedziała co robić. Czy to na pewno była misja?
Ostatnią osobą, która dostała list z rozkazami był chłopak o imieniu Jamie. Dlaczego właśnie on? Właściwie nie wiadomo. Nie widział tego dnia swojego mistrza, więc nie mógł upewnić się co do prawdziwości tych informacji. Ale na misję poszedł. Właśnie wszedł na plac i zobaczył dwie kobiety, które stały na przeciwko siebie i nie wiedziały co robić.
Cała trójka miał ze sobą list. Był on napisany na zwykłym biały papierze, czarnym atramentem. Nie było nic w tym dziwnego. Oprócz tego, że na nagłówku widniała pieczęć przypominająca z wyglądu... zegar. Nie miał on jednak wskazówek, a jedynie czarne punkty. Godzin też nie było. Pod nim znajdowało się coś w rodzaju łapy. A nad nim mała czarna kulka.
Pismo było ładne, ale chwiejne i w nie których miejscach nie dało się odczytać słów. Widać było, że ktoś się postarał przy wykonywaniu owego listu. Każdy z nich był taki sam. I zawierał tą samą wiadomość.
Skarby czekają. Jeśli chcesz zyskać coś bardzo wartościowego, coś co odmieni twoje życie, przyjdź dzisiejszej nocy do ruin magazynu. Odnajdziesz tu coś, czego szukasz. Moc? Pieniądze? Rodzina? Odpowiedzi na pytania? Znajdziesz tu wszystko.
Każdy z was otrzymał rozkazy od mistrzów gildii. Pisemnie. Nie wiedzieliście ich, więc nie wiedzieliście, czy były one prawdziwe. Ale teraz... co robić? Budynek magazynu był wielki. Pomimo faktu, iż były to ruiny, ten zdawał się być w całkiem dobrym stanie. Przynajmniej od przodu. Wielkie dębowe drzwi stały dla was otworem. Nad nimi wisiała latarnia, która nie świeciła. W środku było ciemno. I cicho. Przynajmniej na razie. Co tu teraz zrobić?
Autor
Wiadomość
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pon Wrz 16 2013, 21:25
Lorie była osobą mało towarzyską, nie przepadała za udzielaniem się w tłumie, często bierna, ale do ludzi nastawiona neutralnie- nie widzi w człowieku wroga, chyba że ten sam tak ją odbiera, to co innego. Lorka jest całkowicie inną osobą podczas walki, ale na tą chwilę jest to średnioważne. Trzeba przyznać, że Jamie nie zaczął znajomości zbyt dobrze- posądził dziewczynę o bycie w mrocznej gildii tylko i wyłącznie dla tego, że nie jest zbytnio towarzyska i miała broń... która służyła do optymalnego ratowania siebie i... kompanów. Całe szczęście Randia ją zrozumiała i nie skomentowała tego- chociaż jednak wyrozumiała istota. Pani Ogrodu, jak się później okazało, na nią nakrzyczała i wielce była oburzona, chłopak również... ale gdy pokazała mu znak Mermaid Creast, zrobiło mu się głupio, że ją tak bezpodstawnie osądził. Zaczął ją przepraszać, a ta jedynie się uśmiechnęła delikatnie (to już drugi raz tego dnia!), co było oznaką przyjęcia przeprosin. Potem odezwała się kobieta, która także wybaczyła jej broń i życzyła... miłej zabawy? O co mogło z tym chodzić?
Lorie po chwili znalazła się w całkowicie innym miejscu. Stała w jakiejś kałuży czy innym paskudztwie, jej buty przemokły. Niestety nie nadawały się na wyprawę w taki teren. Była na jakimś polu... całkiem sama. Gdzie podziała się Pani Ogrodu i reszta jej drużyny? Lorka rozejrzała się. Pusto... ale czy na pewno? Spojrzała na ziemię, która miała szkarłatną barwę, jakby nasiąkła czymś... krwią? Gdzieś dalej zauważyła ciała. Całkowicie zmasakrowane, ludzkie ciała. Jakby jakieś bestie je poszarpały. Te w "lepszym" stanie nie miały kończyn... czasem głowy. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Niezbyt przyjemny widok, ale nie zrobił na niej większego wrażenia- już gdzieś podobny widziała. Pamięta jak smok zrównał z ziemią jej wioskę, jak zabił praktycznie wszystkich. Owszem, było jej żal tych ludzi, ale nie miała czasu na użalanie się większe. Użyła PWM Mode: Pistol i naładowała go pięcioma nabojami z ekwipunku za pomocą PWM Automat reload. Musiała się mieć na baczności... była w środku wojny, na polu bitwy. Jednakże najbardziej zwróciło jej uwagę to, że niektóre ciała miały zbroje... czyżby cofnęła się w czasie? Czy to było w ogóle możliwe. Sama nie wiedziała. Zacisnęła mocno broń w dłoni i nasłuchiwała uważnie. W mgle trudno było jej coś zauważyć.
Usłyszała jęk i automatycznie spojrzała w stronę, z której dochodził. Nie brzmiał jak jęk bestii... był to raczej człowiek. Po chwili wyłonił się jakiś rycerz, niosący kogoś na rękach. Lorie szybko schowała broń do tyłu, za spodnie, wcześniej ją zabezpieczając. Bądź co bądź człowiek ze średniowiecza czy skądś tam nie znał takiego czegoś jak broń palna i mógł się jej przestraszyć, uznać za potencjalne zagrożenie. Sam fakt, że miała zielone włosy sprawiał, że nie wyglądała na normalną osobę... jeszcze weźmie ją za jakąś czarownicę (o ironio!) i będzie chciał spalić ją na stosie.
Nieznajomy mężczyzna spoglądał na niego ze zdziwionym wzrokiem. Lorie nic nie powiedziała, czekała aż ten pierwszy się odezwie. Gdy to zrobił Lorka zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. Skłamać, czy powiedzieć prawdę?
-Nazywają mnie Lorie.- Postanowiła jednak podać swoją prawdziwą tożsamość.- Powiedz... co tu się wydarzyło, sir...?- Tu było miejsce na jego miano.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Nie Wrz 22 2013, 15:31
MG:
Pisze tego posta drugi raz bo wyłączyłem przeglądarkę przez przypadek...
Rycerz przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Stał i wpatrywał się w Lorie tak, jak gdyby ją skądś znał. I rzeczywiście mu się tak zdawało. Miała zielone włosy... zupełnie jak... Zmarszczył brwi i poszedł trochę bliżej, aby lepiej jej się przyjrzeć. I momentalnie padł na kolana, kładąc rannego przed sobą. -Zwą mnie sir Dagonet, pani. To jest mój przyjaciel, Galahad, został ranny pod czas wojny... A cóż tu się dzieję... Wojna, pani. Wojna. Chociaż to już nawet nie jest wojna, to bardziej rzeź, pani... Ale... pani, powinnaś o tym wiedzieć. Czy posłańcy nie dotarli? Pani, jesteś potrzebna na polu walki... ale wpierw... ulecz pani mojego przyjaciela, proszę.-urwał i pochylił głowę jeszcze bardziej, patrząc w ziemię i kładąc prawą dłoń na sercu.
Randia i Jamie powoli zaczęli iść w kierunku ognia, co raz bardziej nadstawiając ucha i próbując dojrzeć rozmówców. I udało im się to kiedy byli już bardzo blisko. Problem w tym, że było tam bardzo mało drzew, jednak udało im się schować w cieniu i przez chwilę wsłuchiwali się w rozmowę. -Tylko tylu uciekło? Ilu nas jest? 5?-zapytał czarnowłosy mężczyzna, który siedział tyłem do was. Ubrany był w czarny, skórzany kaftan. Na jego plecach widniały dwa długie na 20 centrymetrów noże, które trzymał gdzieś na wysokości nerek.- Z całego więzienia udało się uciec tylko 5...? Eh.-urwał. Odpowiedziała mu blond włosa kobieta, której wielkie zielone oczy wydawały się jarzyć w pół mroku. Miała na sobie długą, podartą na kolanach czerwoną suknie, która jednak wyglądała tak, jak gdyby chodziła w niej przez 3 lata bez przerwy. Gdzieś na wysokości piersi widniała spora plama krwi. Oprócz jej oczu, nie widzieliście jej twarzy. Przy prawym boku, na skórzanym pasie, wisiał miecz. -Wiesz, jak trudno jest uciec z tego miejsca. I tak dziwie się, że nam się udało. Naszej piątce... to bardzo dziwne, nie uważacie? Tylko nam się udało.-jej głos był bardzo kobiecy i przyjemny dla ucha. Na prawo od niej ktoś stał, ale nie mogliście dokładnie go zobaczyć, bo znajdował się centralnie po drugiej stronie ogniska i światło wam na to nie pozwalało. - To chyba dobrze, prawda? Możemy dalej kontynuować nasz plan... bo... wszystko aktualne? Pomysł ze Szczurami i w ogóle?-zapytał. W cieniu drzewa, kilka kroków od was ktoś siedział. Nie zauważyliście go, dopiero kiedy odpowiedział swoim towarzyszom zwróciliście na niego uwagę. -Wiecie, wydaje mi się, że nie tylko my przeżyliśmy. Ale ta dwójka chyba na razie nie ma zamiaru się do nas dołączać.-powiedział, niskim, cienkim głosem mężczyzna o wyglądzie ... szczura. Przynajmniej tak wyglądała jego twarz. Miał na sobie tylko długie, białe spodnie, nie miał koszulki ani butów. Jego klatka piersiowa wyglądała... nie najlepiej. Widać było mu wszystkie kości i mięśnie, które były trochę wyrzeźbione. Patrzył na was i palcem pokazywał was swoim towarzyszom. Ci poruszyli się nie spokojnie i spojrzeli w waszym kierunku. Ale tylko tamten człowiek był w stanie dostrzec was w pół mroku. Kobieta położyła dłoń na rękojeści miecza, mężczyzna, który siedział przy ognisku położył się plecami na ziemi i patrzył na was, wykrzywiając głowę do tyłu. -Wyłaźcie stamtąd, jak nie chcecie zginąć.-powiedział jeszcze ktoś inny. W końcu przy ognisku powinno być 5 osób, prawda?
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Nie Wrz 22 2013, 23:27
- Jasne, jasne, już wychodzimy! - wypalił młody mężczyzna zanim w ogóle zdołał przemyśleć konkretnie co w tej sytuacji powinien zrobić. Ich kryjówka została odkryta, oni sami wystawieni na łaskę i niełaskę ludzi, których jeszcze przed chwilą podsłuchiwali, lepiej więc było nie pogarszać sytuacji i nie dawać powodów do tego, by uznać ich za zagrożenie czy nieprzyjaciół. Co prawda nie zasięgnął rady Randii zanim wyłonił się z miejsca, w którym wcześniej przycupnął, ale czy dziewczyna mogła w tej sytuacji wymyślić cokolwiek innego poza tym, co on sam postanowił? Może mogłaby spróbować uciekać... Faktycznie, to była jakaś myśl. Pytanie tylko czy opłacało się w takiej sytuacji próbować ucieczki, przy zdecydowanej przewadze liczebnej potencjalnych przeciwników i braku znajomości tego terenu. Jamie nie miał pojęcia gdzie tak naprawdę się właśnie znajdował, a przy tym od zawsze doskwierały mu problemy z odnajdywaniem odpowiednich ścieżek w terenie i to każdym, nawet tym dobrze znanym. Gubienie się przytrafiało mu się naprawdę często, nie byłby więc specjalnie zdziwiony, gdyby próbując ucieczki wylądował ponownie w tym samym miejscu, dlatego też zrezygnował z takiej opcji niemal tak szybko, jak tylko pojawiła się ona w jego umyśle. Podnosząc się z ziemi skinął tylko przepraszającym ruchem głowy w kierunku dziewczyny mu towarzyszącej. Pomysł z podejściem bliżej w ten konkretny sposób należał do niego, w pewien sposób czuł się więc on odpowiedzialny za nią, nawet jeśli dziewczyna potrafiła o siebie zadbać. Z resztą to ona stwierdziła wcześniej, że wie co się stało. Chłopak z chęcią zapytałby o to... gdyby nie sytuacja w której się obecnie znajdowali.
Jak wspomniano, mężczyzna podniósł się z ziemi, otrzepał swoje spodnie, a następnie poprawił kapelusz, który lekko się chwilę wcześniej skrzywił, gdy nagle, zaskoczony głosem jednego z podsłuchiwanych, głowa lekko mu "podskoczyła" na ramionach. Niech to, ale tak naprawdę niech to - dojrzeli ich. Jamie nie był mistrzem ukrywania się i chowania swojej prezencji, wręcz przeciwnie biorąc pod uwagę jego przeszłość. Zwykł raczej być w centrum zainteresowania i choć sam koncept chowania się przed kimś nie był dla niego całkiem obcy, to też niekoniecznie było to jego mocną stroną. ...trzeba było jednak zrzucić z siebie balast podejrzeń, którym zapewne zostali teraz obarczeni przez ogniskową grupkę. - Nazywam się Jamie O'Sullivan i nie szukam zwady! - zaznaczył momentalnie chłopak, podając jednocześnie rękę swojej partnerce, o ile zechciała podnieść się na nogi, a nie próbować ucieczki. - Wybaczcie ten mały cyrk... Nie wiedzieliśmy z kim mamy do czynienia, nie znamy tego miejsca i nie wiedzieliśmy jakie moglibyście powziąć wobec nas zamiary! - starał się wytłumaczyć ich takie, a nie inne zachowanie najprościej jak tylko potrafił, jednocześnie drapiąc się po policzku w geście dość nonszalanckiego zakłopotania. Mężczyzna przede wszystkim chciał uspokoić swoich rozmówców. Nie uśmiechało mu się walczenie z przeważającą liczbą wrogów, jeśli by miało do tego dojść, dlatego też nie dawał "ogniskowym" żadnych powodów do uznania, że mógłby on mieć wobec nich postawę agresywną. Nie sięgał po broń, nie próbował żadnych gwałtownych ruchów, mówił dość swobodnie i pewnie. Spokój był czasami lepszą bronią niż jakakolwiek spluwa.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Wto Wrz 24 2013, 20:16
Co? Nie! Chwila! A gdzie miejsce na jej decyzje? Gdzie głos dla niej?! Nosz... zabije go. Ona go zabije. Oskalpuje. Zedrze skórę z całego ciała. Poucina członki. Wrzuci do wrzącego oleju. Utopi. Spali na stosie. Wrzuci do studni, żeby męczył się przez parę dni. Jamieeeeeeeeeee. Randia zasyczała, patrząc złowieszczo na swojego towarzysza. Na prawdę szkoda, że nie miała pod ręką rolki porządnej taśmy klejącej bo by właśnie zrobiła z niej użytek, a jej ofiarą byłby właśnie blondyn i jego usteczka, które udzieliły odpowiedzi, na jej gust, automatycznej. Mord w oczach mówił sam za siebie, bo jedyne czego teraz spojrzeniem szukała to kontakt wzrokowy, a czerwone tęczówki tylko pogłębiały to nieprzyjemne wrażenie. Niemniej jednak przyjęła podaną jej dłoń. Równie posłusznie wstała i zbliżyła się razem z nim do ogniska, słuchając tej bezsensownej paplaniny w jego wykonaniu. Można było śmiało powiedzieć, że czuła się nieco upokorzona tą paplaniną. Sama nie potrafiłaby się tak zachować. Nie próbowałaby się tłumaczyć - wręcz przeciwnie. Byłaby pewnie w stanie ludziom przy ognisku zarzucić mnóstwo rzeczy, niekoniecznie prawdziwych. Kłamstewka godne dziecka, które złapało się na zabronionych zabawach. Jamie mógł poczuć jak jej palce zaciskają się na jego dłoni z całą siłą, jakie ciało dziewczyny posiadało. No i oczywiście słowa. Ciche, pełne pasji, wypowiadane dobitnie i ze spokojem. - Zabiję cię.
W sumie Randia nie potrafiła się na prawdę złościć, więc stanowszy w kręgu światła wyglądała właśnie jak takie naburmuszone dziecko, które złe na cały świat, ze zostało przyłapane, patrzy gdzieś w bok, w przestrzeń. Szybko jednak zreflektowała się i spojrzała na pierwszą lepszą osobę, która była odwrócona do niej przodem i wystarczająco oświetlona blaskiem ogniska. Właśnie - ognisko. Co się go tyczy: jeśli wszystkie osoby nie były wystarczająco oświetlone przez jego blask, to zamierzała nieco pomanipulować światłem. Starała się wzmocnić je na tyle, żeby wszyscy zgromadzeni zostali oświetleni na tyle, by mogła spokojnie sie im przyjrzeć. Robiła to powoli, z wyczuciem, jednocześnie rozglądając się po zebranych. - Nazywam się Randia. I o ile się nie mylę, mówiliście coś o Szczurach. Nie przerywajcie sobie. Mój mądry towarzysz powiedział wam już jak jest: nie wiemy kim jesteście, ani co to za miejsce. A co gorsza: jak tu trafiliśmy. Może to nam nieco rozjaśni sytuację i będziemy mogli odpowiedzieć na jakieś wasze pytania, jeśli je macie. Rzuciła dość obojętnie, przypominając zebranym porzucony wątek.
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Ruiny Magazynu Sro Wrz 25 2013, 20:03
Lorie spoglądała na mężczyznę i nie miała zielonego pojęcia, co powinna z nim zrobić. Nie wiedziała, gdzie się znalazła i co najważniejsze- jakie jest jej zadanie, co ma zrobić, by zdobyć upragnioną moc. Domyśliła się, że przechodzi aktualnie jakąś próbę, ale nie wiedziała jeszcze, co ma z tym wszystkim zrobić. Wylądowała w jakiś morkach średniowiecza, pośrodku bitwy, a przed nią stał jakiś rycerz, a na rękach miał swojego najlepszego przyjaciela, który zapewne potrzebował pomocy, ale co ona mogła zrobić? Jej magia nie miała na celu leczenia... wręcz przeciwnie. Służyła do zabijania. Właśnie po to broń palna została stworzona. Nie miała innego zastosowania. Jedyne co mogła zrobić, to go dobić, by się biedak nie męczył bardziej. Kiedy rycerz padł na kolana, dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Co on wyprawia?! Lorka była całkowicie zmieszana i nie wiedziała, co ma powiedzieć. On musiał ją z kimś pomylić, nie była osobą, za którą ją uważał. Serce się jej krajało, gdy ten błagał ją o pomoc dla przyjaciela, a ona nie była w stanie tego zrobić. Do tego niezręcznie się czuła.
- Proszę, powstań sir Dagonetcie.- spojrzała w jego stronę.- Żadnych posłańców nie było i... nawet nie wiem jak się tu znalazłam. O żadnej wojnie nic nie wiem... opowiedz mi proszę więcej.- Na chwilę się zatrzymała, spoglądając na rannego mężczyznę.- Z wielką chęcią bym pomogła twojemu przyjacielowi... ale nie mam jak.
Mógł zobaczyć na jej twarzy smutek i bezsilność, która ją trochę denerwowała. Cholera jasna no...! Co ona mogłaby zrobić, by choć trochę pomóc biednemu, rannemu mężczyźnie? Nie miała przy sobie nawet kawałka bandaża, a by się przydał. Psiakrew, nic nie idzie tak, jakby chciała!
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pią Wrz 27 2013, 23:59
MG:
Lorie:
Rycerz podniósł głowę i spojrzał Lorie prosto w oczy. -Nie było posłańców? Nie... nie jesteś pani z gildii ziemi? Nie jesteś wysłanniczką druidów? Nie wiesz nic o wojnie?-głos mężczyzny zdawał się załamywać z każdym wypowiedzianym zdaniem. Powoli wstał, zbroja zazgrzytała.-Ale... To w takim razie... Mój przyjaciel... On ...-urwał i podniósł swojego towarzysza z ziemi.-Muszę iść, pani. Muszę znaleźć kogoś kto go uleczy.... I zniknął, tak samo szybko jak się pojawił. A może... to obraz się po prostu zamazał? Lorie poczuła, że świat jej zawirował. Poczuła, że jest jej zimno.... wiatr rozwiewał jej włosy. Stała na szczycie wzgórza. Przed nią rozciągała się równina, cała pokryta czymś w rodzaju mgły. A niej... walczyli ludzie. Po jednej stronie było ich wielu, rycerze, łucznicy... chociaż ich liczba za pewne nie przekraczała setki. A po drugiej stronie... stał tylko jeden człowiek. Był ubrany w długi czarny płaszcz, który pokrywał całą jego sylwetkę. Był niski i chuderlawy... Raczej nie wyglądał na nikogo silnego. Ale walczył. I to nie byle jak. Był szybki i poruszał się zgrabnie pomiędzy przeciwnikami. Nikt za nim nie nadążał. Rycerze padali bez ruchu, ranni. Jedynie 4, która wyróżniała się z tłumu dawała sobie z nim radę. Każdy z nich wydawał się promieniować jakimś dziwnym światłem. Brązowym, Niebieskim, Czerwonym, Biały, Pomarańczowy. Oni walczyli. Jak równi z równym. Dlaczego te kolory? I dlaczego Lorie to widziała? To miało dać jej moc? Ale w koło nich toczyła się wojna. Oni walczyli. Reszta ginęła. Czy taka była konsekwencja ich mocy? Wojna? Co to miało... Zanim Lorie zdała sobie sprawę, siedziała na tapczanie. Przed nią stał stolik. Na nim stała filiżanka z herbatą. A po drugiej stronie, siedziała dziewczynka. Z wyglądu miała może 17 lat, miała długie, fioletowe włosy, które swobodnie opadały na pobliski mebel. Jej oczy były zielone i bardzo bystre. Na wisiorku, który znajdował się na jej piersi, wisiał sporej wielkości żółty kryształ. -Widziałaś, prawda? Widziałaś wojnę? Widziałaś tą bezradność? Nic nie mogłaś zrobić, nawet gdybyś tam była. Umarłabyś razem z nimi. Ta wojna... to była wojna o talenty. Galahad był osobą, po której odziedziczyłam Thrylith. Dagonet jeszcze wtedy nie odkrył swojego talentu. Ale głównie dzięki temu zdarzeniu zdał sobie sprawę o swoich nadnaturalnych zdolnościach. I potem poleciało już szybko. W każdym razie... Widziałaś, prawda? Taka jest konsekwencja posiadania mocy. Cierpienie innych. Chcesz mocy, tak? Musisz w takim razie walczyć ze mną. Jestem aktualną właścicielka żółtego Thrylitu. Chcesz o coś zapytać? Śmiało. I tak nie długo umrzesz.
Randia i Jamie:
Cisza. Tak, przy ognisku zapanowała cisza. W tej sytuacji była ona bardzo przytłaczająca. Randia w tym czasie wzmocniła światło, na tyle, że te oświetliło nawet gościa siedzącego przy drzewie. Natychmiast dało się dostrzec nawet szczegóły twarzy waszych rozmówców. Kobieta o blond włosach była ładna... ale... połowa jej twarzy była pokryta bąblami, jak gdyby przeżyła jakieś poważne poparzenie. Jej skóra była czerwona i pomarszczona. Mierzyła Randie zimnym wzrokiem, nie zwracając uwagę na Jamiego. Mężczyzna, który patrzył na was leżąc na ziemie był zwyczajne. Jego oczy były błękitne. Jednak dalej nie widzieliście mężczyzny zza ogniska. W końcu ktoś odchrząknął. -Nie wiecie kim jesteśmy? Nie wiecie jak tu się znaleźliście? Rozmawialiśmy o Szczurach i mamy kontynuować? Nikt o tym nie powinien wiedzieć. Tym bardziej wy, nieznajomi. Powinniśmy was zabić. Powiedźcie. Czy jest jakiś powód, dla którego powinniśmy was oszczędzić? Właśnie spotkaliście 5 ludzi, którzy uciekli z najlepiej strzeżonego wiezienia w Fiore. Jesteśmy kryminalistami. A wy, od tak wchodzicie tutaj i mówicie takie rzeczy. Powinniśmy was zabić. A może nie? Skąd się tu wzięliście? Kim jesteście?-zapytał mężczyzna, leżący na ziemi. Szczurkowaty towarzysz zaśmiał się pod nosem. -Ta kobieta jest magiem, wyczułem to. Zrobiła coś ze światłem. Przyjrzyjcie się uważnie. Jest teraz jakieś jaśniejsze. Od tego młodego też wyczuwam... coś.-urwał. Kim on był? Najpierw zobaczył was w pół mroku, teraz wyczuł magię. Kim był? Nie wiadomo. Ale na razie znaleźliście się w nie zbyt komfortowa sytuacji. Blondynka poruszyła się nerwowo i powoli podeszła do Randii, opierając jej dłoń na ramieniu. -Jesteś ładna. Ej, Emet, biorę ją sobie. Z chłopakiem możesz zrobić co chcesz. Ale jej nie zabijaj.-powiedziała, uśmiechając się pod nosem.
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Sob Wrz 28 2013, 01:03
Powinni byli ich zabić? Zaraz, zaraz, zaraz! Coś tu wyraźnie nie grało! Tamta kobieta z magazynu nie mówiła nic o tym, że gdziekolwiek ich zaprowadzi będzie na nich czekać niebezpieczeństwo, i to tak realne! Oczywiście, że nie mieli pojęcia kim są ludzie przy ognisku, skąd w końcu mieli wiedzieć? Byli tutaj kompletnie skołowani, bez jednej konkretnej myśli na temat tego dlaczego w ogóle zostali tu skierowani. Informacje. Jamie był pewny, że odpowiedział kobiecie, iż poszukuje informacji, a nie gromadki ludzi, kryminalistów jak sami siebie nazywali, którzy byli o krok od porozcinania im brzuchów... Poprawka, jego brzucha. Randia najwyraźniej miała okazję wymknąć się spod ostrza noża dzięki swemu wyglądowi i ogólnemu urokowi, całe szczęście bo przynajmniej nie musiał martwić się o to, że będzie ją miał na sumieniu. Co prawda chłopak miał okazję odczuć jej silny uścisk wcześniej i tamten złowieszczy szept, który zwiastował mu rychłą śmierć. Och, jak fantastycznie! Nie będzie musiała sobie najwyraźniej nawet brudzić rąk skoro wyręczą ją byli więźniowie, na pewno się ucieszy na wieść o tym. Cudownie, cudownie, cudownie. Niespecjalnie poprawiło to humor chłopakowi, ale nie mógł nawet nic odpowiedzieć dziewczynie, w zbyt ciężkiej byli obecnie sytuacji, by starać się o zmianę jej nastawienia w jego kierunku, ale dość powiedzieć, że wesoły po jej oświadczeniu nie był. Jamie co prawda nie był typem kompletnego tchórza, który zaraz na wzmiankę o zagrożeniu kulił ogon pod siebie i uciekał najszybciej jak tylko mógł, ale nie był też żelaznym tytanem o nerwach ze stali, dlatego niespecjalnie mogło chyba dziwić, że w odpowiedzi na słowa spotkanych ludzi zaśmiał się wpierw nerwowo, zupełnie jakby nie do końca zrozumiał co właśnie wokół się niego działo. Umysł chłopaka pracował jednak pełną parą - co tu zrobić, by nie sprowokować ich do "zajęcia" się nim? Jasne, w najgorszym wypadku mógł użyć i swoich sztuczek magicznych i spróbować ucieczki... ale ich było po prosto więcej. Mieli przewagę liczebną, a walka z tyloma osobami zwyczajnie nie brzmiała najrozsądniej. Gdyby jego droga ucieczki została odcięta byłby w martwym punkcie.
...przez krótką idiotyczną chwilę chłopak pomyślał też o tym, że przecież sam też nie był najbrzydszym człowiekiem na świecie, więc może zaraz ktoś i jego zechce sobie zatrzymać przy życiu. Na szczęście tak szybko jak myśl się pojawiła, tak szybko uciekła zastąpiona przez bardziej racjonalne ujęcie problemu. Musiał coś powiedzieć. Koniec końców jego język i mowa nieraz ratowały go już w podobnych sytuacjach, być może i tym razem przyjdą mu one ku pomocy? Chłopak znów nerwowo potarmosił swój kapelusz, tylko po to by chwilę później przyczesać jedno z pasm swoich włosów. - ...powód dla którego powinniście nas... - tu chłopak przyjrzał się Randii i blondynce, której twarz zrobiła na nim wrażenie, a myśl o tym, że gdyby nie poparzenie to wyglądałaby bardzo ślicznie nie potrafiła opuścić jego umysłu. Westchnął znów cicho, przeklinając pierwszy raz w życiu swój los, który nakazał urodzić mu się facetem - ...czy raczej mnie pozostawić przy życiu? Naprawdę nie mam pojęcia jak się tu znaleźliśmy. Byliśmy w magazynie, w slumsach Magnolii, rozmawialiśmy z jedną kobietą i jej sową, a potem znaleźliśmy się tutaj. Tak! - chłopak postanowił postawić sprawę na ostrzu noża i posłużyć się po prostu... prawdą, nawet jeśli tak nieprawdopodobną - Wiem! To brzmi dziwnie i niezrozumiale, ale to prawda! I tak, potrafię posługiwać się magią, a nazywam się, jak mówiłem wcześniej, Jamie O'Sullivan! - ponownie przedstawił się mężczyzna, zupełnie jakby nie rozumiał dlaczego ludzie przed nim nie chcą po prostu zaakceptować jego słów. - Może... jest coś w czym mógłbym wam pomóc? - zapytał nagle, dość z głupia frant chłopak. Mógł wymieniać tysiące mniej lub bardziej rozsądnie brzmiących powodów i wymówek, które miałyby świadczyć o tym, że faktycznie należało go utrzymać przy życiu, ale czy nie lepiej było spróbować podejścia bardziej... efektywnego? Po prostu zapytać, czy nie potrzebują pomocy? Tak, to brzmiało idiotycznie, dlaczego grupka kryminalistów miałaby potrzebować pomocy od przypadkowego chłopaka... ale jednocześnie było to najrozsądniejsze pytanie w tym momencie, na jakie mógł zdobyć się Jamie. Dodatkowo, choć odczuwał ulgę wiedząc o tym, że Randia nie zostanie zabita, to jednak martwił się o nią. I martwił się przez nią. Nie miał pojęcia jak dziewczyna zareaguje na słowa blondynki, a już zdołał odczuć, nawet jeśli znali się tylko chwilę, że jego towarzyszka potrafi być dość... wybuchowa. I nie przebiera w słowach. Panie, uchowaj od jakiegoś głupiego zachowania. Proszę.
Przy tym wszystkim sam chłopak nie mógł uniknąć pewnej dozy napięcia we własnych mięśniach. Spiął się, to oczywiste, tak się działo gdy nagle znajdowało się w ciężkiej sytuacji. Gotów był odskoczyć i uniknąć ataku, gdyby taki nadszedł ze strony ludzi, których miał okazję teraz obserwować. Widząc, że coś zmierza w jego kierunku rzuciłby się od razu w bok, a następnie zaczął uciekać, to jasne. Miał tylko nadzieję, że do tego nie dojdzie, a wszystko uda się załatwić drogą... pokojową?
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Ruiny Magazynu Nie Wrz 29 2013, 20:43
Lorie chciała pomóc mężczyźnie z całego serca, ale czuła się bezradna. Rycerz pomylił ją z kimś, a przez to narobił sobie nadziei na to, że jego przyjaciel zostanie wyleczony. Nie dostała również odpowiedzi na to, co się tak dokładnie tutaj dzieje ponieważ... sir Dagonet rozmył się w powietrzu, niczym mgła. Lorka zrobiła krok do przodu, jakby chciała złapać go, ale po prostu już go tam nie było. Nagle poczuła porywisty wiatr, który sprawił, że ciarki przeszły jej przez całe ciało. Była teraz w całkowicie innym miejscu. Aktualnie znajdowała się na szczycie jakiejś góry, a nie na pobojowisku. I tym razem widziała wojnę, która się toczyła. Jeden mężczyzna przeciwko setki ludziom, a spokojnie dawał sobie radę. Poruszał się szybko między wrogami, sprawiając, że padali jak muchy. Guide widziała z jaką łatwością zabijał. Jedynie cztery osoby, mieniące się różnymi aurami, były w stanie się równać. Czy to właśnie oznacza posiadać moc? Zabijać innych, sprawiać, by inni cierpieli? Ona nie tego chciała. Była zaślepiona chęcią zemszczenia się na smoku, bądź jego dziecku, za to co zrobił jej wiosce. Za to, że zabił jej ojca, przyjaciół. Za to, że sama ledwo uszła z życiem. Wyciągnęła swój pistolet za spodni i spojrzała na niego. Ta broń... została stworzona z myślą u unicestwianiu gadów, jakimi są smoki. Ale podstawowe pytanie brzmi: czy każdy jest taki sam? Czy każdy zasługuje na śmierć? Dotychczas uważała, że owszem. Będąc jednak w środku walki, zaczęła myśleć nad tym wszystkim. Jakiś smoczy zabójca może być ojcem czyjś dzieci, a jakby udało się jej go zabić, to te dzieci poczułyby się tak jak ona- byłyby smutne, zamknęły się w sobie, zupełnie jak Lorie. Dziewczyna przymrużyła oczy. Czy posiadanie mocy jest warte cierpienia innych? Ona nie jest zła. Jest czarodziejką Mermaid Crest, legalnej gildii. Powinna pomagać innym, a nie sprawiać im ból. W oczach Guide pojawiły się łzy. Zeszła na złą drogę, zaślepiona chęcią zemsty. Uniosła głowę, chcąc zobaczyć jeszcze raz walkę... ale wtedy znów się przeniosła w zupełnie inne miejsce. Teraz siedziała na tapczanie, a naprzeciwko niej była jakaś dziewczyna, mniej więcej w jej wieku. Słuchała uważnie jej słów i nie do końca je rozumiała. Jakie zdolności? Przymrużyła oczy.
- Thrylith? Co to takiego?- zapytała, nie wiedziała, co to jest.
Jednakże i tak nie miało to najmniejszego znaczenia, bo ona nie chciała z nią walczyć. Podjęła już decyzję. Spojrzała na dziewczynę jeszcze raz. Wciąż trzymała jednak swoją broń w ręce, tak dla bezpieczeństwa. Jednakże po tym wszystkim spoglądała na nią nieco inaczej- nie jako dzieło do zabijania, tylko jako coś, co ma służyć jej do obrony.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Sro Paź 02 2013, 19:24
Randia przyglądała się każdemu po kolei. Ostatecznie jednak jej wzrok spoczął na leżącym mężczyźnie. Tym który przemówił po ich wyjaśnieniach. Obdarzyła go ciepłym uśmiechem w którym można było wychwycić bardzo delikatną pobłażliwość. - Brawo, umiesz słuchać. Nie obchodzi mnie kim jesteście; kogo obrabowaliście, zgwałciliście czy komu ostatecznie poderżnęliście gardło i z jakim rozmachem to zrobiliście. Pozwolę sobie zauważyć, że zamiast zaszlachtować nas na miejscu, kazaliście nam tutaj podejść. Po co więc przerywać tą dobrą dla nas passę? Była bezczelna i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, do tego nie przestawała patrzeć mężczyźnie prosto w oczy co w sumie, biorąc pod uwagę położenie obojga mogło dawać wrażenie, że do protekcjonalnego uśmieszku dołącza się wyższość w spojrzeniu. Nic jednak bardziej mylnego, oczy patrzyły pewnie, ale w sumie dziewczyna zachowywała jakieś tam granice rozsądku. Jakieś tam. - Magiem? Uśmiechnęła się niewinnie, nie komentując wypowiedzi Szczura w jakikolwiek inny sposób. Bo po co? Miał racje i zaprzeczać nie zamierzała, a potwierdzać nie musiała. Ponadto mężczyzna zaciekawił ją. Wcześniej dostrzegł ich w tym pseudo-lesie, bo krzunów i drzew za którymi się można było schować to tu na lekarstwo, a teraz jeszcze to. No no. Gromadka miała ciekawego członka. Gdy tylko poczuła dłoń na swoim ramieniu, wzdrygnęła się. Przeniosła gwałtownie spojrzenie na kobietę. Nie zbyt spodobały się czarnowłosej jej słowa. Owszem, nie zaprzeczała swojej urodzie (chociaż co kto lubi, jak to twierdziła), ale takie słowa w ustach tej kobiety wydały jej się dość niepokojące, zważywszy na to, że gapiła się na nią od samego początku. A to dla Randii było aż nadto za długo. Przysłoniła sobą Jamiego. Raczej nie ze strachu, a w reakcji na dalszą część wypowiedzi kobiety, bo to nie spodobało jej się jeszcze bardziej. - Po pierwsze: nikt mnie nie "weźmie", nie jestem niczyją własnością. Fuknęła, patrząc na blondynę wojowniczo, omiatając wpierw jej całą twarz, na koniec wbijając wzrok w jej oczy. Sparodiowała dodatkowo jej głos, akcentując to jedno słowo. I jeszcze ten jej uśmieszek, bleh. - Po drugie: jemu też nikt nic nie zrobi. Nie spuściła z tonu, a nawet wręcz przeciwnie - zaatakowała nim jeszcze mocniej. Mimo, że ją na prawdę wpieniał w tym momencie nie mogła go nie bronić. W końcu razem trafili do tego lasu i Randia zamierzała poruszyć niebo i ziemię, żeby zostawili blondyna w spokoju. Do tego we w miarę mało brutalny sposób. Mieli przewagę liczebną, a wbrew pozorom czerwonooka była mądrą i roztropną dziewczynką mimo, że rzucała się na prawo i lewo. Spojrzała na "Szczura" wzrokiem pełnym wyrzutu i irytacji. Irytacji Jamiem, który właśnie opróżniał ich wspólny rękaw ze wszystkich asów, jakie mieli z zanadrzu. Zero tajemnic tylko prawda, prawda, prawda. Przypominał jej psa, który liże rękę, która go bije. Niecierpliwiło ją tylko czekanie czy w końcu ugryzie czy ucieknie gdzie pieprz rośnie. Niech go szlag! - Szczury! Organizacja o której nikt tak na prawdę nic nie wie. Informacje. Potrzebuję ich bo muszę kogoś znaleźć. Kogoś bardzo mi drogiego, a wy zdajecie się być do tego kluczem. Dajcie mi je, a wtedy o nas zapomnicie, a przynajmniej taką mam nadzieję. Zaczęła dość wojowniczo, ale cóż... dało się wyczuć tą rozdzierającą prośbę. Wręcz błaganie. Na prawdę jej na tym zależało. Drugą część ostatniego zdania powiadziała natomiast raczej do siebie, pod nosem, ufając że na prawdę to wszystko dzieje się tylko w ich głowach, że to iluzja tej kobiety z magazynu.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Czw Paź 03 2013, 18:21
MG:
Lorie:
-Woho, zadałaś bardzo ciekawe pytanie. No właśnie, czy są te kamyczki... Otóż, osoby, które widziałaś... to sławni swojego czasu czempioni. Nie pochodzili oni z Fiore, właściwie ta cała wojna się tam nie odbywała. To był inny kraj. I inne czasy. Wtedy nie było jeszcze magi. Znaczy, była, ale nie w takiej formie jak teraz. Ktoś, kto potrafił się nią posługiwać używać do czarów ogromnej energii, która nie miała formy. To o niej decydował. Mógł stworzyć ogień, wodę, lód, światło. Wszystko. Nie wielu potrafiło się nią posługiwać... ale jedna osoba potrafiła bardzo dobrze. Była czymś w rodzaju króla w tym państwie, no i miał swoich siedmiu czempionów. Nie byli oni magami, ale każdy z nich posiadał osobny talent, coś czym się wyróżniali. Owe talenty podpadały prawie pod magię, tak silne były. Nie wiem, co się stało, ale w końcu skończyło się to tą właśnie wojną. Król pozabijał wszystkich czempionów. Ale ponieważ zrobiło mu się ich szkoda - o ironio- to użył magii i zmienił ich ciała... w Thrylity. Które zachowały talenty swoich poprzednich właścicieli. Thrylith w ich języku dosłownie znaczy "Talent". Tym są właśnie owe kamienie.-odpowiedziała dziewczyna, bawiąc się kamieniem na swojej szyi.-Zadałaś dobre pytanie... Jeszcze jakieś? Nie śmieszy mi się w sumie... Herbatki? Bardzo dobra, parzona według receptury mojego mistrza. Spróbuj.- mruknęła, machając dłonią.
Randia i Jamie:
Randia po prostu wybuchła. Mówiła, mówiła i wcale nie obchodziło ją to, że mogło umrzeć. Pyskowała. Jamie również powiedział swoje. A co na to wasi rozmówcy? Właściwie w pierwszej chwili przy ognisku zapadła cisza. Facet na ziemi wyglądał na wkurzonego i już zaczynał wstawać, kobieta odsunęła się od Randii na kilka kroków patrząc na nią podejrzliwie. Szczur po prostu siedział i się uśmiechał. Facet za ogniskiem dalej milczał i udawał, że go nie ma. Ale w końcu milczenie przerwał.... głośny śmiech. Ktoś śmiał się tak głośno, że ptaki odleciały z pobliskich drzew. Jego chichot przypominał rżenie konia. I tuż obok pojawił się pewien facet. Miał może z dwa metry wzrostu, był gruby i barczysty. Jego twarz była kanciasta i przypominała wielki głaz, a jego oczy były tak głęboko osadzone w czaszce, że brwi rzucały na nie cień. Jego dłonie spoczęły na ramionach Jamiego i Randii. Miał krótko przycięte rude włosy, które zgrabnie upchnął pod czerwoną czapkę z daszkiem. -Hohohohohhoho, jesteś prawdziwą kobietą. Tylko prawdziwa kobieta potrafiła by nakrzyczeć na ludzi, którzy chcą ją zabić. Mało tego, jeszcze się do tego na nich obraziła i wyszła, trzaskając drzwiami, a oni potem by ją przepraszali. Ale nie tutaj, prawdopodobnie byś umarła. Emet nie lubi takich ludzi. Chociaż Mery się spodobałaś, nie wiem czy dałaby radę Cię obronić. A nasz drogi pan X, bo dalej nam nie przedstawił swojego imienia, prawdopodobnie siedziałby tam dalej i się cieszył. A Goret, ten pan za ogniskiem... na niego też nie liczcie. Nie odzywa się do nikogo od kiedy wyszliśmy na zewnątrz.-zakończył swój monolog i patnął Randie swoją wielką dłonią w głowę, po czym się odsunął. Nie miał przy sobie broni, ale widać było, że reszta darzy go szacunkiem. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby uspokoić Emeta, który już sięgał po sztylet, oraz jeden ruch dłonią, aby Mery kiwnęła głową i wróciła na swoje miejsce. -Dobrze, witam was, Jamie i Randio? Jestem Friedrich, miło mi was poznać. A więc chcecie informacji o tajnej organizacji? Wiecie, że jeśli będziemy wyjawiać wszystkim napotkanym na drodze ludziom takie rzeczy, ona już nie będzie tajna. Ale dobra, powiem wam. Ale pod jednym warunkiem. Problem w tym, że to wy mi teraz coś zaproponujecie. A ja wybiorę opcje, która najbardziej mi pasuję. Ale wiecie... jeśli żadna z nich nie będzie pasować, mówicie dalej. Chyba, że się wkurzę, wtedy oddam Randię Mery, żeby mogła w spokoju ją zgwałcić, a Emet po prostu obetnie jaja Jamiemu. Słyszałem, że w więzieniu często to robił.-zakończył swoją wypowiedź, siadając na ziemi i zakładając ręce na głowę.
Dobra, teraz pytanie - wolicie termin 3 dni na odpis i po tym odpisuje, czy dalej jedziemy z czekaniem na to, aż wszyscy odpiszą? Z jednej strony to dobrze, ale trochę was opóźniam tym.
Lorie
Liczba postów : 132
Dołączył/a : 08/07/2013
Skąd : Katowice~
Temat: Re: Ruiny Magazynu Czw Paź 03 2013, 19:17
Słuchała bardzo uważnie dziewczyny, nie przerywając jej chociażby na chwilkę. Lorie przyglądała się uważnie fioletowowłosej. To wszystko, co widziała, nie działo się w Fiore? Więc gdzie? Choć w sumie to nie jest najważniejsze. Najbardziej interesowały ją te całe "talenty" czy jak to tam nazwać. Jakie one były? Na czym polegały? To ją najbardziej ze wszystkiego nurtowało. Spojrzała na herbatę. W sumie chciało się jej pić, ale nie do końca jej ufała. A co jak jest zatruta? Westchnęła cicho i dla pozorów chwyciła filiżankę, założyła nogę na nogę, dalej słuchając. Mimo tego nadal zostawała przy swoim poprzednim postanowieniu: nie chce już tej mocy, nie takiej. Nie ma zamiaru pałać nienawiścią do wszystkich tylko po to, by zdobyć... to coś. Przymrużyła oczy, kiedy dziewczyna skończyła mówić, nie odezwała się od razu. Musiała wszystko to sobie w głowie uporządkować. Kiedyś nie było magii w takiej formie jak teraz? Czyżby to była magia, o której dziewczyna myślała? Ta z której wszystkie się rozwinęły? - Powiedziałaś, że jesteś właścicielką żółtego Thrylithu, tak? Jakie są jeszcze inne? Zapewne też każdy jest innym talentem. Założę się, że masz dużą wiedzę na ich temat.- Na chwilę przerwała, ale to nie był koniec jej wypowiedzi. Zainteresowanie Lorki przykuło jeszcze jedno słowo.- Kim był twój mistrz? Lorka spojrzała jeszcze raz na dziewczynę, uważnie się jej przyglądając. Nie chciała walczyć. Jak na razie odkładała tą chwilę w jak najdalszą przyszłość. Nie miała pewności, czy by sobie z nią poradziła. Nie wiedziała praktycznie nic na temat tych dziwnych kamieni. Ona z motyką na słońce rwać się nie będzie, dlatego zachowywała pełne skupienie i cały czas była czujna. Nie traciła tej czujności nawet na sekundę.
//Co do terminu- jestem za, ale dostosuję się do reszty.
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Czw Paź 03 2013, 19:36
Przyjacielskie położenie dłoni na ramieniu? Czy chłopak powinien to odebrać jaką gest oznaczający zaproszenie do wspólnej biesiady do ognisku, czy może raczej jako dużo bardziej niebezpieczne ostrzeżenie i wręcz spiąć się jeszcze bardziej? On nie chciał się spinać, kurczę! Przywykł do tego, że ludzie chcieli go dotknąć, posłuchać tego co mówi albo wyjść z nim na wspólną kolację, ale nie do tego, że ktoś chce mu obciąć coś, co było całkiem dla niego ważne... i dla przyszłości jego radia! Jakby to nagle wyglądało, gdyby kolejna audycja brzmiała, jakby przeprowadzał ją wokalista Fioree Gees albo Modern Magnolia Talking? Na pewno nie wszystkim słuchaczom spodobałaby się taka zmiana, choć pewnie niektórzy fetyszyści lub osoby o "pewnych" gustach musiałaby się ucieszyć. Tak czy siak Jamie musiał bronić zarówno swojego przyrodzenia, czystości swojej koleżanki (która przecież później w podzięce miała go zaciukać, o tym warto pamiętać), a także, tak ogólnie, ich życia. Gorzej, że O'Sullivan... obawiał się tego co powiedzieć. Nie dlatego, że bał się iż mógłby palnąć coś niesamowicie głupiego i skończyć nie tylko bez jaj, ale w ogóle bez nóg, ale dlatego że nie chciał kolejny raz usłyszeć od Randii, że ta chce go zabić. On tylko szukał ciekawych osób, interesujących tematów i fajnych przygód. Oczywiście, że robiło mu się smutno, gdy osoba, którą głupi on zaczynał traktować jako towarzyszkę nagle rzucała w niego taką frazą. Nie przywykł, okej? Nie tak zazwyczaj bywało. Ludzie nie chcieli go zabijać po pierwszym spotkaniu. Dołujące to było. Dołujące też było to, że ona brzmiała bardziej męsko niż on. Co mógł na to poradzić do cholerki?! Taki po prostu był, nie odzywał się tak agresywnie od razu, na dzień dobry, na moshimoshi czy na inne zawołanie "cześciowe".
...i w ogóle skąd pomysł, że on tak bardzo potrzebował informacji o Szczurach?! Nie mógł tego teraz powiedzieć, bo pewnie obraziłby wszystkich przy ognisku, ale on po prostu szukał ciekawych plotek do radia, a Szczury, rzecz jasną, taką mogły być. Nie zamierzał jednak za nich umierać czy oddawać jakichkolwiek części swojego ciała, nie, wszystko mogło mieć swoją cenę, ale niektóre ceny były dla niego zbyt duże, nawet jeśli wcześniej mógł sobie pozwolić niemal na wszystko, lata temu. Teraz był o tyle uważniejszy, że zwracał uwagę na to co kupuje i na ceny towarów. Musiał! Takie było życie! Niemniej, ekhem, należało się chyba w końcu odezwać, prawda? W końcu Friedrich czekał.
- ...dobry wieczór, mi również miło pana poznać, panie Friedrich! - rzucił chłopak siląc się na dozę beztroski i wesołości w głosie, koniec końców wszystkie lekcje odpowiedniego zachowania na scenie i podczas wywiadów na coś mogły się przydać w "prawdziwym" życiu. - Nie mam żadnego interesu w denerwowaniu kogokolwiek z tutaj obecnych ludzi, tak tylko zaznaczam. Szczerze mówiąc, odpowiadając już na wcześniejsze pytanie, to dotyczące tego czy moja głowa będzie miała okazję obracać się jeszcze na moich barkach, czy może wyląduje w niewątpliwie cudownej i jasnej przyszłości u któregoś z panów lub pań w gabinecie jako trofeum lub po prostu wspaniała pamiątka po dawnych czasach, wspomniałem o tym, że być może byłbym w stanie zająć się jakimś problemem państwa nękającym w zamian za wspomniane przez moją piękną towarzyszkę informacje. Na dobry początek myślę, że to całkiem niezła propozycja wstępna... Oczywiście, nie sądzę by państwo nie mogli sobie poradzić sami ze swoim problemem, jeśli taki w ogóle istnieje, ale być może łatwiej byłoby się posłużyć kimś z zewnątrz zacnej grupy? - szybko zarzucił Friedricha swoim słowotokiem, przypominając sobie jak to kiedyś podczas jednego z wywiadów koledzy z zespołu musieli dosłownie odciągnąć go sprzed mikrofonów by zamknąć jego buzinkę. Fakt, lubił gadać, ale czy to była taka straszna wada?! Z resztą, zaraz się przekonamy czy Friedrich lubi tych gadatliwych czy jednak wolałby konkretny opis tego, co Jamie może. Tak czy siak, mężczyzna brzmiał jakby mógł wytrzymać co najmniej kilka różnych propozycji od ich dwójki, razem z Randią. Nie żeby Jamie miał ochotę testować jego cierpliwość, ale... Cóż, czasami różnie bywa.
//Kompletnie mi wszystko jedno, jeśli Randzia też będzie za, to można uznać, że nie zgłaszam sprzeciwu, a jeśli nie, to oddaję decyzję w Twoje ręce Fem i to jak Ci lepiej~ ^^.
Randia
Liczba postów : 607
Dołączył/a : 01/10/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Czw Paź 03 2013, 21:01
W sumie to poczuła satysfakcję gdy pierwszą odpowiedzią na jej słowa było milczenie. Z lubością przyglądała się jak facetowi na ziemi wypełza na gębę złość, jak kobieta odsuwa się od niej. Ah, była taka wspaniała. Czasami. Ale ktoś musiał to popsuć. W sumie to dziewczynie spodobała się dalsza wizja sprzeczki. Mogłaby sobie popyskować temu parszywcowi na ziemi, a tak nie miała jak. Głośny śmiech zaskoczył ją. Wzdrygnęła się i zrobiła to znowu, gdy tylko obok nich pojawił się facet. Wielki, przypominający jej pień starego drzewa, albo głaz. Nie spodobało jej się, że znowu ktoś jej dotyka, ale zachowała uwagę dla siebie. Cóż... może gdyby faktycznie były tu drzwi to Randia skorzystałaby z nich dla samej teatralności. W końcu tego typu gra byłaby dopełnieniem całości, zbiłaby z tropu całą tą bandę, która raczej nie spodziewałaby się takiej reakcji i uprzedzającej tego pyskówki. Ograniczyła się więc do teatralnego naburmuszenie, rzucenia zirytowanego spojrzenia w bok i spleceniu rąk przed sobą. Emet nie lubił takich ludzi? To ma jej nieprzychylność. Oko za oko, oczywiście broń Panie Boże dosłownie! I uchowaj przed obroną ze strony Mery. Dostawała mdłości na myśl o tej kobiecie i jej niecnych zamiarach. Odpędziła je gwałtownie, potrząsając głową i cichutko prychając pod nosem. Do tego niemowa i nieznajomy... czyli Szczur. Ładne przezwisko, niech mu tak zostanie. - Oh. Ja wcale nie mówię, że macie wyjawiać je wszystkim. Tylko nam, to niewiele. Żachnęła się, spoglądając na niego z ukosa, wciąż jakby obrażona. W głowie jednak właśnie zachodziły skomplikowane procesy myślowe. W sumie to w pierwszy momencie nie miała w ogóle pomysłu na to, co może/mogą im zaoferować. Nie miała zamiaru dopuścić do siebie tą straszna, zboczoną babę. W sumie to Jamie chyba źle odebrał to całe 'zabiję cię'. To tak, jakby nikt w życiu nie rzucił mu takiego tekstu, co dla niej było porównywalne do 'nienawidzę cię'. Drobne tekściki obrażonych dziewuszek, lub w jej przypadku nieźle wkurzonych. No bo kurczę! Miała powód. Jak można tyle mówić, no jak? JAK?! A do tego jeszcze ta grzeczność. Tak, chyba brzmiała bardziej męsko od niego, pocieszyła się jednak w duchu, że na pewno wyglądać nie wygląda. A przynajmniej tak twierdziła Mary... Matko... Mary... Powiodła delikatnie przymglonym spojrzeniem po twarzach zgromadzonych tutaj ludzi, może nieco dłużej zatrzymując się na sylwetce mężczyzny, który siedział za ogniskiem. Ciekawił ją, bardzo. Powoli więc, zaczęła obchodzić ognisko, ni to wpatrując się w płomienie, ni to znowu w każdego po kolei. Oczywiście najdłużej przyglądając się owemu milczącemu jegomościowi.Wyswobodziła jedną rękę i opierając się wciąż na drugiej łokciem, zaczęła drugą skubać wargę. - Więc... Uciekliście z najlepiej strzeżonego więzienia w Fiore... W sumie zatrzymała się bezczelnie przed nim, a potem znów spojrzała w ogień. Nie przeszkadzał jej, było to w końcu światło naturalne. Nie oślepiało i nie przeszkadzało w szybkim przeniesieniu wzroku w ciemny las. Obdarzyła jednak spojrzeniem księżyc, zadzierając główkę i opierając dłonie na biodrach. Delikatnie do tego odchyliła się w tył. - Pomoc? W końcu uciekliście z więzienia. Na pewno ktoś was szuka. Pomoc w oddaleniu się na bezpieczną odległość? Jeśli nie to powiedzcie w którą stronę najlepiej myśleć. Zgadywanki są głupie.
/i tak jesteś mendą. ._.
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Ruiny Magazynu Czw Paź 03 2013, 23:01
MG:
Lorie:
Na chwilę oczy Lorie i jej rozmówczyni się spotkały. Dziewczyna uniosła brwi i bardzo szybko odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć jej w oczy. Zamiast tego znowu zaczęła bawić się Thrylithem. Odchrząknęła i odpowiedziała: -A tak, wiem. Ale głównie dlatego, że mistrz mi o nich opowiedział. Inne? Jest ich siedem. Żółty, Zielony, Czerwony, Niebieski, Brązowy, Pomarańczowy i Biały. Tak, każdy daje inny talen, ale głównie dlatego... że Thrylith dostosowuje się do samego użytkownika. Uaktywnia w nim drzemiący talent. Bardzo rzadko zdarza się, aby ktoś posiadał te same zdolności co czempioni, ale jeśli już się tak stanie, Thrylith daje jeszcze większa moc. Owe kamienie same wybierają sobie właścicieli, mało tego... Drzemią w nich resztki świadomości czempionów. Ich myśli, wspomnienia, uczucia, ich historia... Nie którzy potrafią dalej rozmawiać. Tak jak mój mistrz. Mój mistrz to Galahad. Jego talentem było "Ożywienie". Hm... polegało to na tym, że przy pomocy siły woli potrafił wprawiać w ruch jakieś przedmioty. To była magia? Nie. To nie magia. Daleko temu do magii. A ja... szczęśliwym trafem również posiadam ten talent.-urwała i przekrzywiła głowę.-A ty chcesz wiedzieć zaskakująco wiele. W dodatku, właśnie powiedziałam Ci o moich umiejętnościach. Będziesz miała małe udogodnienie jak przyjdzie już do walki.
Randia i Jamie:
Friedrich przyglądał się wam w milczeniu, raz po raz chrząkając i skubiąc brodę. W końcu spojrzał na Mary, potem na Emeta, potem na Szczurkowatego i Goreta, po czym ziewnął. -W sumie mała ma racje, powinni nas szukać, prawda? Haaaah.-zaśmiał się krótko, unosząc wysoko brwi. Jego towarzyszę zaczęli chichotać. -Szukać.. Nas... -Ahahah... -Meeeh... Szczur wstał i przysiadł się bliżej ogniska. Spojrzał na Randie i przekrzywił nie co głowę, patrząc na nią dziwnie. -Otóż to dziewczyno, powinni nas szukać. Chodzi o to, że my po prostu wszystkich, kto mógł poinformować służby porządkowe... wszystkich zabiliśmy. Odcięliśmy im komunikację ze światem. Potem bunt. Zabiliśmy wszystkich. Ale również więźniowie umarli. Wielu. W sumie prawie wszyscy. Dopiero jutro rano ktoś zda sobie sprawę, co się stało. I dopiero jutro rano ktoś wyśle pościg. Ale w ten czas nie będzie już czego szukać. W tym nam nie pomożesz... chyba.-odpowiedział za samego Friedrich'a, który tylko potaknął. Mery wstała i powoli podeszła do Jamiego, pochyliła się nad nim i przekręciła głowę tak, aby ten mógł zobaczyć jej poparzoną część twarzy. -Mój problem to ta twarz. Widzisz to? Jesteś w stanie to uleczyć? Jeśli tak to to zrób. A jeśli nie, to nie jesteś w stanie mi pomóc. Proste.-powiedziała. Goret poruszył się niespokojnie i wlepił swój wzrok w Randie. -Siostra.-powiedział, a jego głos był gruby i szorstki. Friedrich machnął tylko ręką i palcami pokazał jakiś znak, a jego towarzysz się uspokoił. Ale dalej patrzył na Randie swoimi wielkimi, zielonymi oczami, w których widać było straszną tęsknotę. Emet odszedł na kilka kroków, a po chwili wrócił z garstką patyków, które wrzucił do ogniska. -Pomóc... Umrzyj, tym mi pomożesz. W tej chwili trochę nam przeszkadzacie. Ale... tak jak powiedziała twoja pyskata dziewczyna, nie zabiliśmy was od razu z jakiegoś powodu. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co kiedyś. Teraz będzie inaczej. Chyba.-mruknął, patrząc na patyki, które zaczęły trawić płomienie. -Otóż to, otóż to. Nie wiem, skąd wiesz, że Szczury to tajna organizacja, ale ... my ich jeszcze nie stworzyliśmy. I w naszym zamyśle nie jest to organizacja, a po prostu grupa ludzi, która razem żyje. Ups, wygadałem się. Kuźwa.-urwał i spojrzał po twarzach swoich towarzyszy.-Mieszkałem z ojcem w lesie. W koło nie było nigdy żadnych ludzi, nie miałem przyjaciół, a tata uczył mnie jak posługiwać się mieczem i łukiem. I uczył mnie tego, że ludzie to paskudne istoty. Najgorsze stworzenia, jakie stąpają po ziemi. I uczył... zabijać. Zabijałem. Ale dopiero w wieku dwudziestu paru lat mnie złapali i przymknęli. Teraz mam ponad trzydzieści.... Mery była prostytutką. Byłą tą najpiękniejszą i najbardziej popularną, dopóki nie straciła połowy twarzy w wypadku, który właściwie nie był wypadkiem, a celową robotą. Po tym zaczęła zabijać każdego klienta, który do niej przyszedł... Zabiła ponad 30 i dopiero ją złapali. Goret miał tylko siostrę. Bardzo ją kochał i cały czas byli razem. Ale pewnego dnia jacyś ludzie próbowali ją zgwałcić i kiedy ten rzucił się jej na ratunek, przez przypadek ją zabił. Popadł w rozpacz i od tamtej chwili we wszystkich kobietach widzi swoją siostrę. A kiedy to widzi, wpada w taką rozpacz, że musi tą kobietę zabić. W ten sposób wymordował sporo... wiele. Emet miał dwanaście lat, kiedy przyjaciel ojca próbował go zgwałcić. Odciął mu wtedy przyrodzenie za pomocą noża kuchennego. Od tamtej pory zabijał gwałcicieli i wielu innych. To maniak. Nie lubi wielu ludzi, a kogo nie lubi - zabija. Taki jest. Tacy byliśmy. Taka jest nasza historia. Ciekawa? Nie wiem. Właściwie nie wiem po co wam to mówię.-mruknął. Cała piątka patrzyła w ognisko, a w ich oczach widać było smutek. Nagle... zrobiło się jakoś bardziej sielsko? Nerwowość opadła. -Tylko o panu X nic nie wiemy. A jest dość dziwną postacią.-dodał po chwili, a Szczur tylko się uśmiechnął. -W każdym bądź razie... umiecie pomóc Mary? Jeśli nie, spróbujemy czegoś innego. Na przykład... Jeśli pokonacie pana X w walce, powiem wam wszystko co chcecie wiedzieć. Jeśli nie, to po prostu odejdziecie. Oczywiście pan X was nie zabije. Ale zranić może. Walczycie do momentu, aż któraś ze stron się podda? Może być? W sumie brak nam rozrywki...
Czas na odpis - 6.10 godzina 23.30
Jamie
Liczba postów : 233
Dołączył/a : 23/08/2013
Temat: Re: Ruiny Magazynu Pią Paź 04 2013, 20:37
Owszem, faktycznie i rzeczywiście. Patrząc na Randię i Jamiego można było pomyśleć sobie niechcący, że ktoś tu dokonał dziwnej operacji na ich mózgach i przeszczepił jedną duszę i osobowość w ciało drugiej osoby, takie wytłumaczenie o dziwo mogłoby mieć całkiem sporo sensu. Przede wszystkim - tłumaczyłoby dlaczego on, facet, chłopak, stereotypowo persona pojmowana jako ta, która powinna zajmować się byciem twardym, jedzeniem steków i posiadaniem wielkich jak hipopotam po dobrym obiedzie mułów był raczej spokojny i kulturalny, sprawiając dość "delikatne" wrażenie, a ona, dziewczyna, czyli ta, która de facto powinna być tu raczej tą "słabszą" był tak wyraźnie dominującą osobowością w całej tej rozmowie. Co prawda on może i mówił dużo, ale to ona mówiła dobitnie. Jego miliard słów w pewien magiczny sposób odpowiadał jej kilku, a przynajmniej tak mógł chłopak wnioskować po reakcjach jakimi ich duet był darzony. Okej, może to wszystko było po prostu pozostałością po dawnych czasach, może Jamie za bardzo przywykł do tego, że niejako miękka osobowość zawsze była dobrą odpowiedzią na problemy? Ilekroć pod sceną fanki czegoś się domagały wystarczyło się uśmiechnąć, pomachać im i powiedzieć kilka słów, a od razu atmosfera robiła się bardzo miła i sympatyczna lub... dużo bardziej nagrzana. Tutaj jednak ciężko było mówić o tym, by ludzie chcący obciąć mu przyrodzenie byli jego fanami. Co prawda kiedyś zdarzyło mu się dostać pewną propozycję, która akurat tę część ciała dość swobodnie omawiała, ale raczej w nieco innym kontekście. Na swój sposób można było powiedzieć, że wiele dziewcząt, młodych, rozentuzjazmowanych fanek próbowało skraść mu serce, ale nikt nigdy, aż do dzisiaj, nie próbował skraść mu jaj. I w sumie mężczyźnie nigdy to nie przeszkadzało!
Blondyn zerknął niepewnie na swoją towarzyszkę, zupełnie jakby obawiał się, że ta za chwilę rzuci się na rozmówców ze swymi zębami, kłami i pazurami, zacznie gryźć, kopać i awanturować się, a to wszystko skończy się bardzo nieprzyjemnie. Boże, nie, uchowaj, uratuj. Nie chciał czegoś takiego przeżyć. Nerwowe gniecenie kapelusza było już niewystarczające, dlatego teraz nerwowo poprawił sobie rękawiczki na dłoniach, mocno naciągając je na ręce. Znalazł się między dzikimi bestiami i to było jasne. Mordercy, gwałciciele, kobiety chcące go zabić, to wszystko było wokół niego, a on mógł tylko mieć nadzieję, że nie za szybko się na niego rzucą. I że pozwolą mu mówić, a on swoim kwiecistym językiem da radę tak długo odwlekać egzekucję, aż pojawią się tu jakieś organy ścigania... które jednak, wnioskując po słowach "szczurów" miały raczej za szybko się nie pojawić. Albo w ogóle. - Obawiam się, że moja śmierć w długoterminowym dystansie czasowym za wiele dobrego państwu nie przysporzy, dużo więcej mogę zdziałać będąc żywym, państwo wybaczy... - rzucił niby niedbale tę uwagę, choć naprawdę wiele odwagi kosztowało go posługiwanie się takim tonem w tym otoczeniu. Przydałoby się mu jakieś mentalne wsparcie, ale oczywiście takiego nigdzie nie było. Chłopak zawsze był lepszym graczem zespołowym niż solowym...
Mery, bo jej należy poświęcić osobny akapit, była natomiast dziwną osobą. Tak bardzo jak chłopak potrafił docenić jej zdrową część twarzy, tak bardzo czuł też dziwne uczucie, gdy tylko spoglądał na jej poranioną partię. Nie odczuwał jednak obrzydzenia, o dziwo, nie, to było raczej bardziej skomplikowane, niejednoznacznie złe uczucie. Tak jakby... współczucie pomieszane ze smutkiem? Chłopakiem w dość dziwnym, nerwowym, a jednak delikatnym ruchu uniósł swoją dłoń na wysokości twarzy kobiety znajdującej się przed nią i podobnie delikatnie, wierzchem tejże musnął poranioną część, nie chcąc w żaden sposób sprawić jej bólu. Być może zachował się właśnie bardzo źle i czeka go za to kara, nawet jednak pośrodku całego tego zła i lęku, który go otaczał nie mógł się zwyczajnie powstrzymać, nie mógł ugasić swojej głupiej natury. Gdy dłoń znalazła się już na jej policzku, chłopak uśmiechnął się smutnie w jej kierunku - Być może faktycznie powinienem umrzeć nie będąc w stanie pomóc tak pięknej pani jak Tobie pani Mery... Wiedz jednak, że jeśli jakiś sposób istnieje to z chęcią i natychmiast poddałbym się do dyspozycji byle tylko naprawić wszystkie krzywdy... - powiedział cicho i spokojnie, po chwili oddalając swoją dłoń od jej twarzy i przyglądając się jej. Nie było w jego spojrzeniu odrazy, a teraz nawet i współczucia. Była tylko faktyczne szczera chęć pomocy i ból, ponieważ chłopak własnoręcznie nic uczynić nie potrafił.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.