I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Przestronne pomieszczenie pozwalające na zgromadzenie się w nim jeśli nie całości, to w każdym razie znacznej ilości członków gildii. Jego ściany ozdobione są proporcami z symbolem Grimoire Heart. Na sporych rozmiarów podwyższeniu służącego do przemów stoi rząd 7 ozdobnych krzeseł, mających upamiętniać Rodzinę Siedmiu z Purgatorium, grupę potężnych magów należących niegdyś do gildii, zaś nieco bardziej z tyłu góruje nad nimi fotel przeznaczony dla Mistrza. Obecnie rzadko używana, stanowi jednak przypomnienie o dawnej potędze, utrzymywana jest zatem w dobrym stanie.
"Towarzysze! Grimoire nie odejdzie w niepamięć przez jedną decyzję Mistrzyni! Jeśli zostaliśmy porzuceni samym sobie, to ja - Ezra Al Sorna - chwycę za stery. Ci, którzy chcą mnie wysłuchać niech zgromadzą się w hali odpraw za pół godziny.
Nadszedł czas na zmiany."
Ezra Al Sorna wkroczył do hali, kierując się wprost do podwyższenia. Przeskakując Festiną kilka stopni wylądował obok fotelu Mistrza i odwrócił się, obserwując jak do hali wchodzą kolejni członkowie dawnego Grimoire Heart. Milczał, wpatrując się w twarze swoich towarzyszy. Może i nie znał większości z nich, jednakże nadal pozostawali częścią gildii. Używając megafonów na sterowcu, mag zwołał ich tutaj, aby ogłosić objęcie przez siebie pozycji Mistrza. Część z nich przyszła tutaj pewnie z czystej ciekawości, część mogła czuć się zagubiona, wreszcie część z nich mogła uważać całą sytuację za dobry sposób na zabicie nudy i okazję do rozrywki. Szermierz liczył jednak na to, że sam fakt iż pojawili się tutaj oznacza, że gdzieś w nich tli się jednak chęć podtrzymania istnienia gildii. On zaś zamierzał nadać jej wreszcie wyraźny kierunek, o ile tylko znajdzie osoby chętne do współpracy.
Al Sorna poruszył lekko barkami, rozluźniając mięśnie. Kto wie, w końcu ktoś z tłumu może mu się sprzeciwić i próbować przejąć pieczęć Mistrza, która wraz z demoniczną maską spoczywała przypięta do pasa mężczyzny. Z drugiej strony przypiął on zdobyczny minstrelski miecz, na którym oparł teraz jedną rękę. Trzeba przyznać, że sam jego wygląd musiał sprawiać niecodzienne wrażenie. Czarne włosy przetkane gdzieniegdzie były długimi białymi pasmami. Oczy - jedno szarozielone a drugie całkiem czarne ze szkarłatną tęczówką - wpatrywały się w zgromadzonych z uwagą. Długie szpiczaste uszy, ciemna karnacja oraz wydłużone lekko kły podpowiadały, że ich właściciel nie jest do końca człowiekiem. Wrażenie to potęgował artefakt przypięty do pasa oraz specyficzna demoniczna aura, jaką dało się od niego bez problemu wyczuć. Widać było, że Ezra jest zaprawionym w walce weteranem. Przedłużającą się ciszę przerwał w końcu sam szermierz. - Tego właśnie pragniecie? - rzucił spokojnym tonem, czekając aż zgromadzeni uciszą do końca resztki zwyczajnej w takich chwilach mieszaniny szmerów i rozmów.
- Tego właśnie chcecie? - powtórzył, tym razem głośniej. - Chcecie, aby Grimoire Heart zostało rozwiązane z dnia na dzień, jedną decyzją Mistrzyni, która dla własnego widzimisię jednym zdaniem zamienia nas z członków dumnej i potężnej gildii, której nazwa sprawiała dawniej, że sama Rada Magiczna drżała ze strachu, w bandę indywidualistów, a siedzibę gildii w przytułek dla biednych, pozbawionych schronienia kryminalistów? Tym właśnie jesteśmy?
- Mistrzyni raczyła stwierdzić, że jesteśmy jedynie grupą jednostek pozbawionych wspólnego celu. Że nasza gildia nie ma sensu istnieć, bo w obecnej formie nie jesteśmy w stanie zagrozić ani gildiom ani Radzie. Jednakże zamiast spróbować to zmienić - odeszła. Odeszła pozostawiając nas bez przywództwa, zostawiając kwestię dalszego losu gildii w rękach dowolnej jednostki, która chciałaby się nim zainteresować. - Al Sorna uderzył pięścią w oparcie fotela Mistrza. - Straciliśmy wiele z dawnej siły. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy słabi. - Nazywam się Ezra Al Sorna, mag klasy S. Być może niektórzy z was mnie znają. Byłem ochroniarzem Mistrzyni i to właśnie ja zniszczyłem z nią katedrę Kardię w Magnolii. Oddałem Grimoire Heart sześć lat swojego życia. Sześć lat, by teraz patrzeć jak przepadają one w jednej chwili, pozbawione sensu. Bo też i taka była gildia ostatnio. Nie mówię, że Nanaya wszystko robiła źle. Lepsza taka Mistrzyni, niż Arata, karzący za byle przewinienie. Jednakże była zbyt miękka. Koniec końców nie podjęła żadnych stanowczych kroków, bo nie widziała w tym żadnego sensu. - mag spojrzał na słuchających go ludzi, próbując ocenić to, jakie jego słowa mogły wywrzeć efekt. - Z dniem dzisiejszym przejąłem pieczęć Mistrza. Jeśli ktokolwiek z was ma do tego jakieś zastrzeżenia, z chęcią je wysłucham o ile będzie chciał podjąć rozmowę, bądź też uciszę go swoim mieczem, udowadniając własną siłę i kompetencje. Jednakże gildia jest niczym jeśli składa się jedynie z Mistrza. To właśnie należące do niej osoby definiują jej istotę, zaś Mistrz nadaje im jedynie konkretną formę i cel. Przystąpiliście do Grimoire z różnych powodów. Część z was szukał schronienia przed Radą i Policją Magiczną. Część z rozmaitych powodów uznała ją za dobre miejsce do zaszycia się przed światem. Część szuka zemsty, inni sławy i bogactwa. Wreszcie część z was zagnał tutaj sam wiatr zmian, bez żadnego konkretnego powodu. Owszem, jesteśmy zbiorem indywidualistów. Tak jak każda inna gildia! Wszyscy jednak wybraliście Grimoire Heart na swój dom.
- Czemu zatem zostaliśmy porzuceni?! Bo nie mamy wspólnego celu?! - krzyknął, tak aby być słyszalnym przez wszystkich, przechadzając się po podwyższeniu. - Dobrze zatem, nadam wam cel! Tych którzy zdecydują kroczyć wraz ze mną powitam jako braci i siostry we wspólnej sprawie, reszcie zaś pozwolę odejść. Byliśmy niegdyś potężni! Ja zaś obiecuję wam iż ponownie tacy się staniemy, o ile udzielicie mi swojej siły! Raz jeszcze świat zatrzęsie się ze strachu, wypowiadając z należnym jej szacunkiem nazwę NASZEJ gildii!
Szermierz zatrzymał się, lustrując wzrokiem tłum i spoglądając słuchaczom prosto w oczy. - Użyczcie swej siły Grimoire Heart, a ona użyczy swej siły wam, pomagając osiągnąć wasze cele! Z dniem dzisiejszym wypowiadam wojnę Radzie i Policji Magicznej! Nie ma da nas miejsca w ich ułożonym i ugrzecznionym świecie... Zatem sami je sobie znajdziemy, na ruinach i zgliszczach ich systemu zakładając własną nację, pozbawioną obłudy i ich spaczonej "sprawiedliwości", którą traktują jak swoją dziwkę, używając jej by usprawiedliwić swoje działania! - Ezra odepnie od pasa demoniczną maskę, unosząc ją w górę. - Nie jesteśmy osamotnieni w swej walce z Radą! Zawarłem pakt z Księciem Demonów, Mefistofelesem. Grimoire objęta została jego ochroną, on sam zaś gotów jest udzielić nam swojego wsparcia. Ochroną tą objęci są jednak jedynie członkowie gildii, ta zaś została rozwiązana. Pytam zatem - udzielicie mi swej siły? Zaakceptujecie mnie jako swego Mistrza, bym z waszą pomocą mógł zrealizować to marzenie? Przysięgam wam - zrobię wszystko by pomóc wam zrealizować wasze cele. Zaprzedam nawet diabłu własną duszę. Jednakże oczekuję od was lojalności i poparcia. Ne oczekuję od was wszystkich czynnej walki. W gildii potrzebne są też inne osoby, nie tylko sami wojownicy. Dla każdego znajdę przydatną rolę. Każda para rąk będzie mile widziana. Jednakże los GH zależy od was, nie ode mnie.
Ezra zamilkł czekając na reakcję tłumu z cichym napięciem, gotów zareagować na ewentualny atak. Oczywiście ludzie mogli opuścić też samą halę, a wtedy los GH zostanie przypieczętowany...
Mejiro Shinji
Liczba postów : 545
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Wskrzeszenie Grimoire Heart. Sob Lut 03 2018, 15:25
Mejiron leżał na łóżku w swojej kabinie zastanawiając się co dalej. Co powinien zrobić po tym co się stało? Kobieta, która przyjęła go w szeregi Grimoire Heart zrezygnowała ze swojego tytułu. Nie ograniczyła się przy tym wcale do zejścia ze stołka, ona zwyczajnie postanowiła rozwiązać gildię. I to właśnie sprawiło, że on - który niedawno wstąpił w szeregi tej organizacji - nie miał pojęcia co powinien zrobić. Nie wiedział oczywiście czym kierowała się Nanaya podejmując swoją decyzję, bo i skąd mógł wiedzieć. Chociaż to było w jego przypadku najmniej istotne. Wiedza co nią kierowało na nic by mu się nie zdała i pytanie, które pojawiło się w jego głowie wciąż brzmiało by: Co dalej?
Leżał wpatrując się w sufit nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Wtedy też na sterowcu rozbrzmiało ogłoszenie. Ezra jedna z niewielu osób w Grimoire, które do tej pory Shinji poznał odpowiadała za to wezwanie. Nie zastanawiając się długo białowłosy podniósł się z łóżka, aby wysłuchać co tamten ma do powiedzenia. W końcu nie potrafił podjąć żadnej decyzji, po prostu bezsensownie marnował czas w swoim pokoju. Szybko pokonał wąskie korytarze sterowca i pojawił się w sali, w której czekał Ezra. Skinął mu głową chociaż nie wiedział czy tamten dostrzeże gest. W końcu nie był jedynym, który się pojawił. Prawdopodobnie. Tak więc stanąłby sobie gdzieś między ludźmi, aby wysłuchać co takiego jego kolega z byłej gildii ma do powiedzenia. A miał do powiedzenia całkiem sporo. Mejiron słuchał tego nie odzywając się. Właściwie to po prostu stał, a na jego mordce nie pojawiały się żadne emocje. Nie ruszało go to jak mówił o minionej potędze Grimoire czy tym ile dla tej organizacji Ezra poświęcił. Dla Mejirona było to nowe miejsce, do którego przynależności nie zdążył się nawet przyzwyczaić. Szczerze mówiąc to nawet po tym jak oficjalnie stał się kryminalistą nic się w jego życiu nie zmieniło, mógł więc po prostu stąd odejść i zapomnieć, że kiedykolwiek był członkiem tej gildii. Mógł, ale dołączył do niej z jakiegoś powodu. Miał cel, którego nie udało mu się zrealizować. I nie wiedział czy jest on w ogóle nadal możliwy do zrealizowania w tym miejscu. Aby się tego dowiedzieć pojawił się w sali odpraw i słuchał co Ezra ma do powiedzenia. Z jego słów wynikało, że owszem - nadal mógł osiągnąć swoje cele - ale nie był pewny czy to możliwe pod rządami owego mężczyzny. Nie wyrażał jednak swoich wątpliwości na głos, w ogóle się nie odzywał póki Al Sorna nie skończył. Dopiero po zakończeniu przemowy podniósł łapkę, aby zabrać głos. - Wypowiadasz wojnę Radzie i Magicznej Policji... - powtórzył słowa Ezry zastanawiając się jak ubrać w słowa to co chciał powiedzieć dalej. - Co masz na myśli? Szczerze mówiąc i ja nie chce żyć pod ich rządami. Właśnie z tego powodu jestem tutaj, ale... Co masz na myśli mówiąc, że wypowiadasz im wojnę? Nawet ja zdaję sobie sprawę, że stając przeciw nim do otwartej walki stajemy do walki z wszystkimi legalnymi gildiami i w ogóle całym Fiore. Nie wiem kim jest ten Mefistoteles, ale to chyba nie wystarczy. Więc zanim ofiaruję ci swoją lojalność chce usłyszeć co dokładnie masz na myśli mówiąc o wypowiedzeniu im wojny? Otwartą walkę czy... coś innego? - pytaniem zakończył przydługi - swoim zdaniem - wywód. Shinji uważał Radę i w ogóle rządzących za swoich wrogów, ale nie był samobójcą. Dlatego jeśli Ezra oznajmi, że chodzi tu o otwarte wypowiedzenie wojny to będzie musiał znaleźć dla siebie nowe miejsce.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Wskrzeszenie Grimoire Heart. Sob Lut 03 2018, 16:07
Al Sorna wysłuchał wątpliwości Mejiro, przy okazji przypinając znów maskę do paska. Z uwagą przyjrzał się magowi, którego siła z całą pewnością byłaby sporym atutem dla całej gildii. Gdy tamten skończył, Ezra odpowiedział: - Sensownie zadane pytanie. I pewnie wielu z was chciałoby zadać podobne. - powiedział spokojnym tonem. - Do tej pory czailiśmy się w cieniu. Co prawda oficjalnie nadal staliśmy w opozycji do Rady, ale...co z tego? Na dobrą sprawę, nie robiliśmy NIC. Nie wspomniałem o dawnej potędze przypadkiem. Grimoire zdolne zniszczyć w pojedynkę Radę? Obecnie jesteśmy jedynie cieniem tej potęgi. Taka jest brutalna prawda. Jednakże chcę odbudować ową siłę.
- Rada dowiedziała się, że nadal istniejemy dopiero po ataku na Kardię. Wcześniej zdaje się, nie byli nawet świadomi, że wciąż istniejemy. Przypomnimy im zatem o tym. Nie obawiajcie się, nie jestem samobójcą. Daleko mi także do Araty, który chociaż z jednej strony głosił przeciwstawianie się Radzie, to w praktyce ograniczył się jedynie do akcji na niewielką skalę. W dodatku karał bezsensownie za byle przewinienia, niewspółmiernie do winy. Ja proponuję wam...współpracę opartą na obustronnych korzyściach, nie niewolnicze poddaństwo. - mag odezwał się nieco głośniej. - Zdaję sobie sprawę z obecnych możliwości gildii i nie zamierzam dać się wciągnąć w otwartą walkę ze wszystkimi. Nie możemy sobie na to pozwolić. Jednakże nie zamierzam tkwić w marazmie będącym dziełem poprzednich Mistrzów. Naszą siłą jest szybkość, zaskoczenie i nieprzewidywalność. Dlatego też chcę wykorzystać sterowiec do serii błyskawicznych ataków na posterunki Policji Magicznej oraz posiadłości członków Rady. Rzecz jasna nie zaatakujemy w środku dnia Magnolii, bądź też innych większych miast. Nasza wojna toczona będzie za pomocą środków i zasobów na jakie nas stać. Atak i ucieczka. Stale zmieniane cele i położenie. Wojna podjazdowa na wyniszczenie. Uderzać będziemy w najsłabiej bronione miejsca. Za pomocą dywersji skupimy wrogie siły w danym miejscu, by następnie uderzyć w zupełnie innym. Czy taka odpowiedź cię zadowala?
- Co do Mefista... Być może słyszeliście o wydarzeniach w Magnolii. W pojedynkę zaatakował miasto i wyparł z niego zarówno Radę, jak i Policję Magiczną. Mało tego, sam bez trudu odparł atak połączonych sił 11 magów z legalnych gildii, w tym poprzedniej Mistrzyni Fairy Tail - Alezji. Dzięki mnie i Mistrzyni stał się jeszcze potężniejszy. Zaś ja w imieniu Grimoire zawarłem z nim pakt. - Ezra przemilczał celowo pewne niuanse owego przymierza. - Oprócz naszej własnej siły dysponujemy zatem potężnym sojusznikiem. Nie jest to szczyt jego możliwości. Nie tak dawno temu demony utworzyły samodzielne państwo - Norgath. Zatem nie jest tak, że stajemy do walki, której nie możemy wygrać.
Wilczur także znalazł się na sali, spośród innych członków. Sam miał dość niewielki staż w GH, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Osobiście, było mu obojętnie czy gildia dalej by istniała, czy może odeszłaby w niepamięć. Nie znał jej tak naprawdę w żadnym stopniu i przyłączył się do niej, uznając ją za rozwiązanie, gdzie spotkałoby go najwięcej ciekawych momentów. Grimoire Heart wydawało się jedną z nich. Tym razem był w swojej najbardziej naturalnej formie z ogonem i uszami. W pewnym sensie, była to oznaka szacunku z jego strony. W końcu, ktokolwiek zostanie mistrzem będzie miał tonę roboty z zdyscyplinowaniem członków mrocznej gildii do której należał. Pewnie jego forma była powodem, przez który niektórzy zrobili od niego krok w bok. Nie przejmował się jednak tym zbytnio i słysząc jego słowa, nie pokazywał zbytnio emocji. Ostatecznie jednak, miał okazję na zadanie własnego pytania. - Twoje plany brzmią ciekawie. Szczególnie te ataki o których mówisz, bynajmniej dla mnie. W pewnym sensie wygrałeś tym moją nieznaczącą obecność tutaj. Zastanawia mnie tylko, czy jesteś pewny co chcesz zacząć? W pewnym sensie otwarta wojna z radą bez pomocy Mefista byłaby dla nas zgubna. Nie jesteśmy tak silni jak dawniej. W takim wypadku, musielibyśmy polegać na pomocy Mefista, co nie jest bezpieczne. Różnica między siłami naszymi a demonicznymi jest wielka na tyle, na tyle, że równie dobrze moglibyśmy być ich sługami. Chłopcami na posyłki, którym w każdym momencie może zostać wbity nóż w plecy. Z mojego doświadczenia wiem, że bogom nie można ufać, co dopiero demonom. Jaką masz pewność, że Twój Mefisto nie pozbędzie się nas tylko gdy przestaniemy być użyteczni? Byłby to żałosny koniec. - zapytał, nie będąc zbytnio pewien co powiedział. Sam uśmiechnął się lekko, bo i tak planował zostać. Zapowiadało się ciekawie. Jego słowa jednak mogły spłoszyć paru bardziej strachliwych członków gildii. Jakby nie zostali wcześniej wystraszeni. Według Nevaha, lepiej byłoby jakby mieli porządne osoby w gildii na taką wojnę. A nie chłystków którzy uciekną w pierwszym lepszym starciu.
Nastał naprawdę dziwny moment w Grimoire Heart. Dotychczas było tak miło, nikt niczego nie wymagał od nikogo, a teraz nagle wypowiadanie wojen, zmiana hierarchii na świecie, demony, wspólny cel, ataki i masa innych problematycznych spraw, które Niyi niezbyt się podobały. Gildię tę ceniła za swobodę jaką oferowała, a szczególnie za schronienie w postaci sterowca. Wcześniejsza mistrzyni była naprawdę ciekawą osobą, którą Malinka zdążyła polubić. Była rozsądna, charyzmatyczna, inteligentna i miała świetne usta. Czego chcieć więcej? Cóż, nijaki Ezra nie był widocznie zadowolony poprzednim stanem Grimoire Heart, bo zakładał więcej działania. Masowo wręcz. Niya zatem stała gdzieś na boku i słuchała nie do końca rozumiejąc czego jest świadkiem i w co zostaje wkręcona przez prostą chęć posiadania latającej kryjówki. Szybko łączyła fakty i wychodziło na to, że ten cały Ezra został nowym mistrzem ich dziwacznej gildii. Szczerze było to obojętne pannie Framboisier, chociaż żałowała, że Nanaya odeszła. Chciała ją poznać bliżej, znacznie bliżej, a teraz nie było ku temu okazji. Z tego co dało się teraz usłyszeć, to naprawdę była rozsądną osobą. Nie mieli wspólnego celu, bo na co im taki? Psychopaci, mordercy, złodzieje i inni szemrani ludzie to zazwyczaj indywidualiści, którzy dążą do swoich spraw. Gildia to ułatwiała, dlatego pewnie Serduszek było tyle, ile było. Zero zmuszania do działania w kierunku, który nie interesował innych lub nie był im zwyczajnie na rękę. Teraz miało się to zmienić. Ezra mówił ciekawie, zapewne był takim przywódcą, jakiego potrzebowało Grimoire Heart, ale nie znaczy to, że był mistrzem, jakiego oczekiwała Niya. Teraz za cenę schronienia musiała działać więcej na rzecz grupy, a mniej na swoją. Dodatkowo sytuacja się komplikowała, bo w końcu wypowiadali wojnę dwóm największym wrogom. Swoboda działań Malinki została mocno ograniczona wbrew jej woli, chociaż wciąż mogła przecież odejść. Słuchała dalej. Informacje o demonach ją zaskoczyły. Rzeczywiście zaczynały się panoszyć po świecie. W końcu jeden zamieszkiwał jej ciało albo duszę, albo umysł. Albo wszystko na raz. Partyzanckie ataki brzmiały... nudno, bez zabawy. Musiały być szybkie, skuteczne, a później ucieczka. To nie był styl Niyi w żadnym wypadku, ale przecież raczej nikt jej nie zmusi do pomocy w tym, nie? I wtedy dotarło do niej, że może na to wszystko źle patrzy. W końcu wojna pozwalała na wszelkie chwyty. Mogła działać już zupełnie bez najmniejszych ograniczeń. W dodatku mieli zmienić świat, zatem stawali się też wrogiem ładu, jaki panował dotychczas. A demony miały ich wspierać. Brzmiało to jak zagłada, a przecież Malinka marzyła o czymś takim, chociaż nie do końca w ten sposób. Ona chciała wiecznego cierpienia. Zapętlenia świata w bólu tak okropnym, że wykręcającym ciało i umysł, aż w końcu zostanie wypuszczona umęczona, cierpiąca dusza, aby odrodzić się na nowo, by ponownie przeżyć ten cykl katuszy. Chciała... piekła na ziemi. W końcu to piekło było krainą wiecznego cierpienia. Niya chciała to osiągnąć na ziemi, jednak ból nie mógł po prostu być elementem świata - miał być narzędziem, które swe źródło miało u sadomasochistki. To od niej całe cierpienie miało wychodzić, zaczynać się. Pomoc demonów mogła to zadanie znacznie ułatwić. Jasnowłosy mężczyzna zadał dobre pytanie, na które dostał raczej satysfakcjonują odpowiedź. A później odezwał... odezwała? Ciężko było stwierdzić, ale odezwało się coś, co przypominało z wyglądu zwierzę. Dokładniej to po prostu człowieka ze zwierzęcymi atrybutami, ale płeć... ciężko było określić. Głos chyba wskazywał na mężczyznę. W każdym razie, to jego słowa uderzały o temat, o który Niya chciała zapytać najbardziej. Nie była znana, w końcu w Grimoire Heart była od niedawna, więc postanowiła zwrócić na siebie nieco uwagi. Malinka nieśpiesznie ruszyła w stronę Ezry powoli, aczkolwiek głośno klaszcząc. Klask, klask, klask. Na jej twarzy był po prostu uśmiech, który wskazywał albo na rozbawienie, albo na... zadowolenie. Któż to mógł wiedzieć. Podeszła dosyć blisko, najlepiej na sam środek, by stanąć przed nowym mistrzem. - Yay, umarł król niech żyje król! - podniosła głos jakby naprawdę się cieszyła, a nagle przestała klaskać. - ...i tak dalej. - dodała jakby od niechcenia. Dygnęła uprzejmie, jak na damę przystało i zadarła głowę, by spojrzeć mistrzowi prosto w oczy. Na ile oczywiście to było możliwe. - Dużo gadania, tak dużo słów, planów, nadchodzących wydarzeń i obwieszczeń. - złapała się za głowę i chwilkę milczała. Dłonie opadły i zasłoniły twarz oraz jej wywinięte w uśmieszku usta. Palce rozchyliły się i spojrzała przez nie. - Myślisz sporo na przód, ale czy wystarczająco? - zapytała i zrobiła piruet, rozkładając ręce na boki. Zatrzymała się twarzą do tej intrygującej, zwierzęcej istoty, która mówiła o braku zaufania do demonów. - Ktoś tutaj trafnie zauważył, że demony są niepewnym sojusznikiem. Chciałabym dodać, że nie dość, że niepewnym, to kosztownym. Czy naprawdę tak potężny demon jak ten cały Mefistofeles jest bezinteresowny? Pomoże nam po prostu, bo jesteśmy... źli? - i teraz skierowała buźkę w stronę Ezry. Pytanie było retoryczne, więc nie czekała na odpowiedź, a kontynuowała swój wywód. - Nie wydaje mi się, by Mefisto czy którykolwiek inny demon oferował swą siłę ot tak, po prostu. Nie słyszałam jeszcze o demonie, który byłby tak szczodry, by rozdawać swą moc bez oczekiwania czegoś w zamian. I nie chce mi się wierzyć, że w tym przypadku mogłoby tak być. Co jest ceną za pomoc Mefistofelesa? - temat ten podwójnie interesował Niyę, bo przecież sama nie była pewna co się wydarzy, jak nakarmi do syta Maledicare. Umrze? Zostanie zupełnie opętana? Straci duszę? Nie były to opcje dla niej w żaden sposób straszne, bo i tak demon pozwalał jej na więcej, niż mogłaby sama sobie pozwolić, ale interesował ją koniec. - Druga sprawa. Wypowiadasz się na temat sterowca tak, jakby był niewidzialną twierdzą nie do zdobycia. Nie jest to błyskawiczny środek transportu i możliwe jest śledzenie go. Możemy markować atak na jedno miejsce, ale nie pojawimy się nagle w drugim. Do czegoś takiego potrzebne byłoby opuszczenie sterowca, a przecież poza nim nie mamy szans na ucieczkę. Myślisz wyłącznie z jednej strony - co zrobi Grimoire Heart, ale nie widzę w Twych rozważaniach tego, co uczyni Policja Magiczna, Rada Magii i wszystkie legalne gildie oraz cały kraj. Nie wiem czy zakładasz jakiekolwiek opcje inne, niż sukces, a w razie problemów po prostu zasłonienie się wsparciem demonów. Należy brać pod uwagę zawsze najgorszy scenariusz, jeżeli chce się odnieść sukces, nieprawdaż? Niekoniecznie osobiście kieruję się tymi słowami, ale jeżeli chodzi o lidera, mistrza gildii, który zakłada tak gigantyczne cele ot tak, który wypowiada wojny z marszu, który ślepo sprzymierza się z demonami i pokłada w nich swą nadzieję oraz zaufanie... cóż, wymagam nieco rozsądku. Nie znałam poprzednich mistrzów. Jedynie Nanayę, ale też zbyt krótko, aby cokolwiek więcej powiedzieć. Wydaje mi się jednak, że poprzednich mistrzów nie cechował brak ambicji czy motywacji do działania, a ostrożność, rozwaga i mierzenie sił na zamiary. W Twoim przypadku widzę wyłącznie brawurę. Bardzo ślepą brawurę. - gdy skończyła mówić, była już śmiertelnie poważna. Najpierw mówiła lekko, ot wypowiadała swe zdanie, ale na końcu rzucała już własną opinią. Czemu miałaby ją szczędzić? Jeżeli postanowi ją zlikwidować, bo ma negatywne zdanie o nim, to już przegrał, a jeżeli nie wyjaśni tego wszystkiego... to przegrał z kretesem. Zresztą Niya nie chciała brać udziału w tym wszystkim tak naprawdę, chociaż znalazła w tym celu coś dla siebie. Swoją część, którą mogłaby wykonywać niby w imię Grimoire Heart, a jednak dla siebie. Aczkolwiek jeżeli już miała zostać zmuszona w jakiś sposób do działania, to nie mogło być to tak bezmyślne i puste. Była sadomasochistką, była fatalna w samokontroli, ale sprytu jej nie brakowało. Chociaż lubiła to ukrywać. Dlatego właśnie przez dłuższą chwilę w milczeniu patrzyła z zupełną powagą prosto w oczy Ezry, a następnie roześmiała się radośnie i podeszła do tego zwierzęcego osobnika, przyglądając mu się dokładniej. Wystawiła dłoń w stronę uszek i przyjaźnie się uśmiechnęła - zupełnie niewinnie. - Mogę dotknąć? - zapytała półgłosem, aby przypadkiem nie zagłuszyć sobie możliwie nadchodzącej wypowiedzi nowego mistrza. Nieznany członek gildii wyglądał naprawdę, naprawdę ciekawie, a Niya nigdy nie widziała jeszcze osoby o zwierzęcych atrybutach. Ciekawiło ją jakie w dotyku ma to... futerko? Włosy? Czymkolwiek to było.
Po zadanym pytaniu mógł tylko czekać na odpowiedź Ezry, bądź udzielenie się któregoś z pozostałych członków gildii. Doczekał się i tego i tego, ale to mężczyzna ogłaszający się liderem przemówił jako pierwszy. Znów jego wywód był długi i zanim skończył można było zapomnieć o czym mówił na początku. W dodatku mag przejęcia miał wrażenie, że Ezra się powtarza. Znów na przykład wspominał o jakimś Aracie, którego Shinji nigdy nie spotkał. I chyba dobrze, bo trochę już mu się o uszy o tym jegomościu obiło, i nie było to nic dobrego. Acz mniejsza z tym, bo jakiś były mistrz gildii akurat Mejirona niewiele obchodził. Nie zaprzątał sobie tym głowy i z wypowiedzi nowego mistrza starał się wyłuskać to co go interesowało. I kiedy to usłyszał pokiwał głową i cierpliwie czekał, aż skończy swoją przemowę. Zanim jednak białowłosy zdążył coś na to odpowiedzieć włączyli się inni. I podobnie jak on sam nie do końca zdawali się przekonani słowami Ezry. Mieli wątpliwości co do jego planów, a także sojuszników, z którymi się związał. I faktycznie chyba miało to sens. Sam Mejiron nie miał okazji obcować z demonami, ale i jemu wydawały się one... hm, ryzykownym sojusznikiem. Dokładnie tak jak mówiła ubrana na czarno loli - demony raczej nie oferowały pomocy bezinteresownie. Nikt tego nie robił więc nie można było się tego spodziewać po stworzeniach okrytych tak złą sławą. - Też mi się wydaje, że na tym całym pakcie z demonami możemy się przejechać. - odezwał się w końcu. - Co prawda nie miałem z żadnymi styczności, ale w kontaktach z nimi zachowałbym ostrożność. - i chyba tyle jeśli chodziło o zdanie Mejirona na temat demonów. Nie znał się na tym. Sam pewnie nie zdecydowałby się na coś takiego jak sojusz z tymi istotami, bo naprawdę nie miał pojęcia czego się po nich spodziewać. A jeśli chodziło o zadane przez niego wcześniej pytanie to odpowiedź Ezry podsumował krótko. - Nie jestem pewny czy wszystko pójdzie tak jak to sobie zaplanowałeś i mam wątpliwości co do tych demonów, bo zwyczajnie im nie ufam. Ale skoro nie umyśliłeś sobie nas wszystkich zabić to spróbuje ci jakoś pomóc osiągnąć cele. - wyglądało na to, że symbol Grimire na jego plecach pozostanie.
Mag przysiadł na podłokietniku fotela należącego do Mistrza. Wyglądało na to, że udało mu się dotrzeć do członków gildii, a przynajmniej sprawić, że są skłonni podjąć z nim dyskusję zamiast się rozejść, albo go zaatakować. Wysłuchał wypowiedzi nietypowo wyglądającego chłopaka. Czyżby tamten nie był człowiekiem? A może to tylko magia przejęcia, jak ta u Abri? Ezra aktywował swoje PWM Demon's Eye. Informacje jakimi miał podzielić się ze swoimi słuchaczami były raczej poufne i wolał wiedzieć, czy wśród słuchaczy znajdowały się jakieś osoby powiązanie z innymi Książętami. Jednocześnie wsłuchiwał się w słowa chłopaka. Zmarszczył lekko brwi. Wyglądało na to, że chłopak ma jakieś powiązania z duchami...
Hm...
Szermierz miał już odpowiedzieć, kiedy przerwały mu oklaski. Tym razem uniósł lekko brwi, przyglądając się kolejnej interesującej osobie, która zabrała głos. Tym razem odczucie było inne, bardziej...intensywne? Tak jakby duch Nevaha nie był demonem, a istotą innego rodzaju. Tym razem Al Sorna użył więcej MM i sprawdził dziewczynę. Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech, gdy dezaktywował PWM. Wyglądało na to, że jego potencjalni podwładni skrywali sporo tajemnic. Mag odwzajemnił spojrzenie dziewczyny. Następnie przeniósł je ponownie na Mejiro, który podsumował pytania pozostałej dwójki, jednocześnie jednak zapewniając o swojej lojalności. Al Sorna skinął głową i wstał.
- I znów przechodzimy do słów. Postaram się jednak streścić całość w dwóch punktach. - powiedział spokojnie. Wyglądało na to, że czuł się dosyć pewnie i jest w stanie zbić argumenty przedstawione przez swoich towarzyszy. - Po pierwsze: sojusz z demonami. Jak zostało już wielokrotnie wspomniane, nasze siły są mniejsze od nich. Czemu zatem mają się nas nie pozbyć w dogodnym momencie? Odpowiedź jest prosta. Bo nie będą mogli. Nasz sojusz zostanie zawarty tylko z jednym z Książąt. Jednakże jest on dość silny i stanowi ważną postać w ich kręgach władzy. Podpisałem z Mefistem pakt w Kardii. Umowa jest prosta: on zostawia Grimoire Heart w spokoju i gwarantuje gildii nietykalność, zaś w zamian ja zostaję jego podwładnym. I zanim ktokolwiek z was zakrzyknie, że zostając Mistrzem oddaję mu całe GH we władanie - pakt ma charakter osobowy. Mefisto wymaga ode mnie jedynie indywidualnych misji, gildia pozostaje poza jego zasięgiem. Nie wiem jak wy, ale ja wolałbym mieć pewność, że demony które były w stanie wywalczyć sobie odrębne państwo pozostaną sojusznikami. Albo będą chociaż neutralne. To wam oferuję. Ochronę. Wszelkie dodatkowe zlecenia od Mefista będę kwestią indywidualną, traktowaną jak misje zlecane przez zewnętrznego zleceniodawcę. Nie będę zmuszał nikogo do ich przyjmowania, chociaż będą one raczej zyskowne. Może i potężne, ale siły demonów nie są nieskończone i one także potrzebują sojuszników. Co do gwarancji - pakt został zawarty za pomocą silnej magii. Ceną za jego zerwanie jest śmierć. Dla obu stron kontraktu. Więc nie obawiajcie się. Wątpię, żeby Mefisto był tym zainteresowany. Co jest ceną za jego pomoc? Dla was? Nic. Dla mnie - moje życie. Jednakże to już mój problem.
- Po drugie: kwestia organizacji ataków i samej wojny. Zbyt nisko cenisz swoich towarzyszy. Wraz z Nanayą udało nam się zaatakować magów w Kardii korzystając z panującego tam chaosu. Dostaliśmy się do Magnolii, chociaż była otoczona przez siły Rady i gildii. I uciekliśmy bezproblemowo. Bez sterowca. Nie uzależniaj możliwości operacyjnych od obecności jednego pojazdu. W każdym razie ucieczka jest możliwa, chociaż wymagać będzie starannego zaplanowania. Nie uwzględniam tutaj rozważań o zachowaniu Policji i Rady z prostego powodu - nie chcę was zanudzić. Każdy atak będzie planowany, a jego realizacja poprzedzona rozeznaniem w terenie. Ale to wszystko nudne szczegóły techniczne, na które nadejdzie jeszcze pora. Nie porzucę was, nawet w razie porażki. Nie wspominam o niej jednak dlatego, że zrobię wszystko by zmniejszyć jej szanse do minimum. W każdym razie... Co do śledzenia sterowca, to może o tym nie wiesz, ale wyposażony jest w potężne zaklęcia maskujące. Nie będzie tak łatwo go wytropić, inaczej Rada zrobiłaby to już dawno temu. - Ezra poruszy lekko barkami i spojrzy ostro na Niyę. - Nie pokładam też całego zaufania w demonach, ani nie sprzymierzam się z nimi na ślepo. Są narzędziem. Przydatnym, owszem. Wymagającym uwagi w użyciu, a jakże. Ale też niezwykle potężnym. Jeśli ślepą brawurą jest dla ciebie próba postawienia tej gildii na nogi - masz prawo do takiej oceny. Tak samo jak masz prawo uważać, że jedyne na co było stać było GH do tej pory to kulenie się w kącie, licząc że Rada nas nie zauważy.
- Mierzenie sił na zamiary i rozwaga? - parsknie śmiechem, jednakże nie będzie słychać jego głosie wesołości. - Dziewczyno, Rada o nas zapomniała! Cały świat o nas zapomniał! Na co czeka Grimoire? Jesteśmy mroczną gildią, czy przytułkiem pozwalającym zejść władzy z oczu? Chcę jedynie nadać nam jakiś wspólny cel. Nie zmuszę nikogo do podążania za mną. Nie zaatakuję też na ślepo, to mogę wam obiecać. Nie planuję jednak zrzucać ciężaru całej operacji na GH. Planuję zawarcie kilku...sojuszy z pewnymi organizacjami. Do tego potrzebuję jednak mieć za sobą autorytet gildii i odpowiednią pozycję. Dlatego pytam was - czy wybierzecie mnie na Mistrza i zapewnicie swoje wsparcie?
Nim Nevah usłyszał odpowiedź, następna osoba dołączyła do rozmowy. Wilk przyglądał jej się i patrzył zaciekawiony prosto w oczy, gdy ta się zwróciła do niego. Ktokolwiek znał go, był świadomy tego że lubi on ciekawe rzeczy, wydarzenia... i osoby. A dziewczyna właśnie na taką się wydawała. Cóż... bynajmniej, wilczek uznał iż lubiła ona teatralne występy? Inaczej nie umiał tego nazwać. Słuchał tego co miała do powiedzenia, i jak pierwsza część wypowiedzi ogarniał, w końcu myślał podobnie, tak do drugiej nie mógł zbytnio się odwołać. Osobiście, pół-zwierzakowi pasowało nawet wpadnięcie sterowce w budynek rady czy coś. Na pewno byłoby to ciekawe. Bezpieczne? Pewnie niezbyt. Słysząc końcówkę wypowiedzi, zaczął rozmyślać nad tą brawurą. Z pewnością, ich potencjalny nowy mistrz, wydawał się taki. I pewny siebie. Nie widział jednak go w akcji, dlatego nie mógł w swojej opinii dobrze go ocenić. Cóż... w najgorszym wypadku przyjemnie będzie się patrzyło na jego upadek. Tacy są najbardziej uparci, a często ciekawsze rzeczy się wtedy dzieją. W każdym razie, ciekawa dziewczyna skończyła gadać i podeszła o dziwo do niego. Z góry zakładał, że ludzie nie będą się do niego zbliżać. Mało kto miał chęci z nim rozmawiać. Najpewniej przez zwierzęce cechy. Nie rozumiał jak można było wilków nie lubić. To były takie słodkie i groźne istoty. Słysząc pytanie zastygł na chwilę. Nie był jeszcze w takiej sytuacji. Po chwili jednak ocknął się. - Pewnie. Tak długo jak nie planujesz ich uszkodzić ani nic. - powiedział i gdyby ta nie była w stanie dosięgnąć, zniżyłby trochę głowę. Myślał przez chwilę by się uśmiechnąć, ale z jakiegoś powodu nie mógł siebie takiego wyobrazić w tej sytuacji. Więc sobie darował. Nikt nie ruszał jego wilczych uszu poza nim samym. Chociaż, istota żyjąca z nim wiele razy chciała je z molestować. Gdyby nieznajoma dziewczyna wykonała jakąś wrogą akcję, cóż... złapałby ją za nadgarstek by zbyt bardzo nie uszkodziła mu uszu. Były czułe. I Nevah w sumie był z nich dumny, bo pokryte były przyjemnym w dotyku futerkiem. Zresztą, tak samo jak jego ogon. - Właściwie, to jak się nazywasz? - zapytał, bo chyba zapomnieli o pewnej kwestii. Skoro już dał dotknąć swoich uszu, to mógłby chociaż poznać imię tej ciekawej dziewczyny. W między czasie, słuchał słów białowłosego. Nadal chciał wiedzieć co się dzieje wokół, więc nie wypadało go olewać. - Nevah. Mam wrażenie, że ten cały mistrz wie o tym że przebywam w Twoim ciele. - przerwała mu tok myślowy tymi słowami Xana, a wilk przyjrzał się dokładniej mistrzowi. Nie wydawał się w oczach zwierzątka jakiś przejęty, więc może tylko zdawało się jego bogini. - Cóż... nie wygląda jakby miał wobec nas wrogie zamiary. - odpowiedział jej w umyśle i skupił się z powrotem na kandydacie do "tronu". Wilk szczerze powiedziawszy spodziewał się tego. Ktoś kto przyjaźnił się z demonami pewnie miał wiele sposobów na odkrycie częściowej prawdy o nim. - Jeśli ten pakt jest faktycznie prawdziwy i Mefisto cię nie wkręcił, to dobrze. Mniejsza szansa, że GH skończy w piachu z powodu zdrady. Chociaż, z pewnością posiadają sposoby na obejście całej tej przysięgi. Najważniejsze dla mnie by było ciekawie. Lub krwawo. Tak poza tym, to mogliście się dostać do Magnolii i uciec z niej. Nie zmienia to faktu, że w pewnym momencie czeka nas otwarte starcie, gdzie większe będzie miało znaczenie ilu się zabije, a nie uniknie. No, i nie wszyscy w gildii są na tyle potężni by móc tego dokonać. Mimo wszystko, to czego dokonaliście na pewno było osiągnięciem. - powiedział, szczerze uważając że nie istniało tak wiele osób mogących tego dokonać. Nie mógł być jednak pewien czy Nanaya nie wykonała większej części roboty. I było tam wilka. Kto wie, czy Ezra nie przesadzał z tymi osiągnięciami. Był świadom, iż w walce z nim nie miałby zbyt wielkich szans, dlatego nie planował na ten moment kwestionować siły ich nowego przywódcy. - Ktoś tu jest żądny sławy... - powiedział potajemnie do dziewczyny po tym jak usłyszał ostatnie słowa Ezry. W końcu ona była najbliżej, a musiał dokładniej ocenić czy jest faktycznie tak ciekawa. Nie rozumiał do końca celu sługi demonów. Według niego fakt iż gildia stała się zapomnianą tylko dodawał jej mocy. Nie widział zbytnio powodu by znowu się pokazywać. Nevah jednak, zatrzymał te słowa dla siebie. Tak długo jak będzie ciekawie, to pokręci się wokół Grimoire Heart. No, chyba że zaczną się masowe gwałty. Były rzeczy, których nawet taki wilczek nie tolerował.
Iris znajdowała się w swoim pokoju. W ostatnim czasie zbytnio nic nie robiła. Nikt nie zakłócał jej spokoju... ku ich szczęściu. Jednak nastały wydarzenia, które nawet jej nie do końca pasowały. A czymś takim było rozwiązanie Grimoire Heart. Samo wydarzenie choć wstrząsało członkami niedawnej mrocznej gildii, może i nie byłoby tak krytyczne, gdyby nie to, że spodziewała się, że zaraz kilka osób rzuci się na władzę. Póki nikt nie planował rozstawiać jej po kątach i zakłócać jej spokoju - mogłaby mieć to gdzieś. Ale skoro już ktoś się pofatygował do ogłoszenia całemu sterowcu swoich planów, zdecydowała się ruszyć sama. Jednak nie czuła potrzeby pośpiechu. Księga Praw lewitowała za nią jakiś metr, a sama kobieta roztaczała dookoła siebie aurę, że nie chce by ktokolwiek się do niej zbliżał. Szła tan raczej jako magini klasy S+ z GH, a niżeli zwykła czarodziejka z tej nielegalnej organizacji. Spóźniła się. Ale nie na tyle, by ominąć wszystko. Przez większość czasu stała nie przeszkadzając nikomu i przysłuchując się części rozmów. Patrzyła na ludzi. Co jak co, ale musiała się zgodzić z jednym. Grimoire Heart straciło to, czym kiedy było. A teraz co? Jakieś wilczki, radosne dziewczynki. Brakowało jej tu tylko tęczy, jednorożców i statusu legalnej gildii. Żałosne. Ale nie był to jej problem tak długo, jak nie zakłócano jej spokoju. Ale teraz szykowały się zmiany. Na lepsze lub gorsze, to odkryje czas. Pytanie tylko, czy będzie to nadal problem Iris. Ruszyła krok do przodu, a jakiś niepozorny czarodziej przypadkiem się o nią otarł. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, by automatycznie się odsunął. Wkrótce, czy to z respektu przed osobą dzierżącą czwartą pozycję wśród Świętych Magów, czy zwyczajnie ze strachu - odsunęli się od niej, robiąc jej całkiem proste przejście wprost na przód. Za nią - wciąż lewitowała księga. -Nie obchodzi mnie całe to mydlenie oczu. Chcę faktów. - powiedziała bez większych emocji. -Dokładne warunki zawarcia przez ciebie paktu, a także w jaki sposób planujesz przygotowywać owe ataki oraz przeprowadzać je. - jej ton był oschły. Innym może starczyło "złamanie paktu grozi śmiercią" czy "przygotujemy się przed atakiem", ale nie jej. Nie obchodziły ją też zapewnienia, że ich nie zostawi. Każdy troszczy się o siebie koniec końców. Głupcy oddający życia za innych umierali szybko. Ewolucja o to zadbała. Grimoire Heart nie potrzebowało głupca za mistrza.
W myślach znajdował się już w Romerum, gdzie wraz z Nanayą mieli zniszczyć wampirzą pijawkę. Z takim przeświadczeniem zawitał z powrotem na sterowcu, gdzie zastał... chaos. Byakushitsune od tak zrezygnowała sobie ze stanowiska. Wiele osób opuściło szeregi. -Zostawić ją samą...-najwidoczniej Black popełnił błąd, kiedy to sam wyruszył w głąb kraju po magiczne zakupy. Mogła pójść z nim, przynajmniej miałby na nią oko i mógłby dalej próbować mieszać w jej głowie. A tak... Nanayi już nie było. Zniknęła jak Tsukiko oraz Arata jeszcze przed nią. Klątwa poprzednich mistrzów znowu zebrała swoje żniwo. Kolejny mistrz gildii przepadł nie wnosząc absolutnie nic w istnienie tej zgrai indywidualistów, którą GH bez wątpienia było. Najlepszym był fakt, że Rō taki stan rzeczy zupełnie nie przeszkadzał. Po zniknięciu osoby, która przyjęła Blacka w szeregi Grimore, Mag Owadów nie miał wielkiej styczności z jej następcami. Arata był cięty, jednak to Nanaya była jego oczkiem w głowie, a Nanaya... Szkoda dziewczyny. Jeszcze trochę, a Black zostałby jej prawą ręką. Teraz będzie musiał zaczynać wszystko od nowa, choć czy aby na pewno? Przez moment nawet się zawahał. Miał teraz wolną rękę, mógł odejść, mając całą sprawę kompletnie gdzieś jak większość, mógł zostać i po raz kolejny spróbować zapisać się na kartach historii gildii. Kto powiedział, że od razu trzeba być mistrzem, by się tam znaleźć... Z Nanayą prawie mu wyszło. Gdy przeszedł przez próg wielkiej Hali Odpraw i ujrzał sztandary oraz stół, przy którym zawsze chciał zasiąść, Black poczuł, że to, czego od tak dawna pragnął w końcu było na wyciągnięcie ręki. Każdy na jakimś etapie swojego życia tego pragnął, a Black po tylu latach dostrzegł swoją szansę. Rozejrzał się po zebranych. -Ezra na czele?-obydwoje oczu przez kilka chwil wpatrywało się w postać, która tylko przypominała Al Sornę. Cokolwiek zrobił, zdecydowane odbiło się na jego ciele. Choć ręka wróciła. Inna osoba zdecydowanie bardziej przykuwała uwagę mężczyzny. Wysoka sylwetka i charakterystyczna księga za jej plecami. Iris. Sprawa musiała być cholernie poważna, skoro spokój Kraig został zakłócony. Black przełknął ślinę. Nie spodziewał się jej tutaj. Nawet poczynania Byakushitsune nie sprawiły, żeby Iris choć na jedna krótka chwilę opuściła swoją twierdzę i zainteresowała się planami poprzedniej mistrzyni. Zdążył jeszcze usłyszeć kilka ostatnich słów dziewczyny. -Cała Iris. Prosto w punkt.-tym właśnie zdobyła jego szacunek. Zawsze prosto do celu. Bez owijania w bawełnę, bez niepotrzebnego pierdolenia. -Jak my wszyscy.-reszta zebranych mogła usłyszeć niski głos za swoimi plecami. Black był ciekaw, czy jeszcze ktoś poza nim oraz Kraig wyrażał wątpliwości wobec poczynań Ezry. Ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma obserwował i nasłuchiwał tego, co Al Sorna miał do powiedzenia. Chodziło tu przecież o stołek Mistrza, który według Blacka był teraz do niczego nie potrzebny. On wolałby ponownie obsadzić siedem ozdobnych krzeseł, usadzając siebie najbliżej tronu Mistrza.
Ezra Al Sorna
Liczba postów : 662
Dołączył/a : 22/11/2015
Temat: Re: Wskrzeszenie Grimoire Heart. Nie Lut 18 2018, 04:41
Al Sorna rozejrzał się po tłumie. Wyglądało na to, że część z jego słuchaczy była gotowa go poprzeć. Zdobył też głosy Mejiro i dziwnego chłopaka mającego za towarzysza jakąś istotę duchową. I kiedy zaczęło wyglądać na to, że uda mu się zakończyć spotkanie na swoją korzyć - pojawiła się ona. Stąpając przez rozsuwający się na boki tłum, z lewitującą księgą za plecami. 4 Święty Mag. Iris Kraig.
Ezra poczuł, że jego demoniczna aura wyrwała mu się spod kontroli. Był to jedynie krótki moment, ale i tak świadczył o tym, że na krótki moment stracił panowanie nad sobą. Nie ze strachu jednakże, a raczej z irytacji. Może i w gildii nie było aktualnie wielu magów mogących rywalizować z nim pod względem siły, jednakże w jej przypadku szermierz znał wynik starcia. Dlatego też opanował własne emocje siłą woli i odpowiedział spokojnie: - Iris. Dobrze że tutaj jesteś, nawet jeśli się ciebie nie spodziewałem. - Al Sorna zmarszczy lekko brwi. No proszę, wyglądało na to, że na sterowcu pojawił się jeszcze jeden niespodziewany gość. - Ciebie też witam Rō.
- Nie było was wcześniej, ja zaś nie mam zamiaru zanudzać zebranych powtarzaniem trzeci raz tego samego. Znacie moje stanowisko co do demonów. Chcecie konkretów? Proszę bardzo. - mag zamilknie na chwilę, koncentrując się. Nie był do końca pewien, czy mu się to uda, ale nie szkodzi spróbować, prawda?
Mefisto, mogę poprosić kontrakt? A może masz jakieś uwagi co do sytuacji?
Wyciągnie przed siebie rękę, w której pojawi się podpisany przez niego cyrograf. - "Ezra Al Sorna zawiera pakt z Mefistofelesem Księciem Piekieł. Od chwili podpisania paktu, Ezra Al Sorna staje się Heroldem Mefistofelesa oraz przyrzeka mu wierność i posłuszeństwo. Książę Mefistofeles obiecuje zaś nie czynić krzywdy, ani nie działać na szkodę gildii Grimoire Heart tak długo, póki ona sama go nie zaatakuje oraz zobowiązuje się do opuszczenia Magnolii i wycofania z miasta swoich sił. Zerwanie paktu przez którąkolwiek ze stron karane będzie śmiercią." - przeczyta głośno i powoli, a następnie zamknie księgę, która zniknie tak samo jak się pojawiła. - Wystarczająco jasno, Iris? Jak widzisz pakt ten obejmuje jedynie gildię. Rozwiązanie jej nie jest w waszym interesie, zostaniecie wtedy wyjęci spod ochrony. Nie jest też w moim interesie, bo w zamian za pomoc w osiągnięciu waszych celów, liczę też na pomoc w osiągnięciu moich. Nie jestem altruistą, ale wybranie mnie na Mistrza będzie korzystniejsze dla was, niż nie zrobienie tego. Nie chciałabyś chyba, aby demony zainteresowały się twoją twierdzą?
Ostatnie zdanie mag wypowie takim samym spokojnym tonem. Nie była to groźba, jedynie stwierdzenie faktu. - Mogę odejść. Zostawić was i gildię za sobą, poświęcając się tylko służeniu Mefistowi. Ostatecznie i tak urosnę w siłę, jednakże za pomocą gildii zdobędę ją znacznie szybciej. Wy też staniecie się potężniejsi. Mówisz o otwartej bitwie chłopcze i o tym, że sprowadzi się ona do skuteczniejszego zabijania żołnierzy drugiej strony. Masz rację. Jednakże zanim do niej dojdzie staniemy się silniejsi niż teraz. - Ezra westchnął ciężko w myślach. Cała sytuacja stała się nagle jeszcze cięższa niż przed chwilą. Nanaya miała rację co do tego, że gildii brak poczucia wspólnoty oraz celu do jakiego może dążyć. - Nie chcę po postu aby Grimoire nadal pozostawała pionkiem na szachownicy. Dookoła nas cały czas toczy się gra, a my zamiast pozostawać nieistotną figurą, którą wszyscy lekceważą, mamy szansę stać się królową, której bać się będą wszyscy. Jednakże sama królowa nigdy nie zaszachuje króla, którym jest Rada Magiczna. Potrzeba innych figur. Dlatego jeśli tak bardzo chcesz to wiedzieć Iris...
- Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem. Pierwszym krokiem będzie zdobycie sojuszników. Wcześniejsze relacje z Syrenami gwarantowały, że ich gildia nie będzie się mieszała do walk z nami. Co prawda odejście Nanayi sporo zmieniło, ale zamierzam upewnić się, że pozostaną neutralne, zwłaszcza że wiem jak mogę to osiągnąć. DHC to najemnicy, ich lojalność jest zmienna, ale jeśli zauważą korzyści jakie mogą ponieść współpracując z nami, mogą się do nas dołączyć. Szczury nie wystąpią przeciwko nam otwarcie, całe zamieszanie będzie im raczej na rękę, co ułatwi zawarcie sojuszu z nimi. Dodatkowo będziemy mieć po swojej stronie Mefistofelesa i jego siły. Nie jesteśmy zatem w tak beznadziejnej sytuacji jak mogłoby się to wydawać. - Al Sorna przejdzie na rzeczowy, pozbawiony emocji ton. - Jednocześnie pracować będziemy nad zdobyciem dodatkowych rekrutów oraz zwiększenia siły bojowej gildii poprzez treningi, misję oraz zdobycie lepszego ekwipunku. Gdy nadejdzie odpowiedni czas, uderzymy nagle w najsłabszym punkcie. Pierwsze uderzenie będzie kompletnym zaskoczeniem, zatem ma największe szanse na powodzenie. Toczące się za granicą wojny spowodują rozproszenie i podział sił Rady oraz gildii, co znacznie ich osłabi. Tym cenniejszym sojusznikiem stają się dla nas demony, które przyciągną większość uwagi. Ponadto Pergrande cały czas rośnie w siłę, co tez odwraca od nas niechciane spojrzenia. To dobry czas na atak, dlatego pierwsze uderzenie powinno nastąpić względnie szybko.
- Co do przeprowadzenia ataków... - Ezra pokręci lekko głową. - Zbyt dużo tutaj zmiennych, by móc mówić o konkretnym planie bez wybrania celu. Jednakże ogólnym zamysłem jest to, by niewielka grupa naszych magów dostała się do środka i wyeliminowała szybkim ciosem dowódców potencjalnej obrony. Jednocześnie uderzy reszta sił, opanowują strategiczne miejsca i niszcząc opór. Jeśli będzie to możliwe, to za pomocą sterowca zniszczymy większe grupy obrońców, ostrzeliwując ich za pomocą jego artylerii. Przejmujemy miasto, grabimy je i znikamy. Całość operacji nie może zająć więcej niż 1-2 dni.
Al Sorna popatrzył na swoich słuchaczy, pozwalając by przyswoili sobie te informacje, a następnie odezwał się ponownie: - Jednakże jest to przedsięwzięcie na olbrzymią skalę. Sam nie dam rady wszystkiego zorganizować. Dlatego chcę zmienić strukturę gildii. Mistrz nadal stanowić będzie najważniejszą pozycję, z prawem ostatecznego głosu, jednakże planuję powołać radę, która zajmie się planowaniem i egzekwowaniem strategii bojowych. Dlatego też obsadzę ponownie te miejsca. - mag wskaże na puste krzesła stojące pod fotelem Mistrza. - Rodzina Siedmiu z Purgatorium już nie istnieje. Jej miejsce zajmie Siedem Grzechów. Każdy z nich odpowiedzialny będzie za pewien aspekt funkcjonowania gildii. Otrzymają fundusze niezbędne do działania oraz kilku podwładnych. Plany będą omawiane przez całą radę oraz Mistrza i wdrażane w życie. Oczywistym jest, że stanowiska te wiązać się będą ze sporą odpowiedzialnością, dlatego osoby zasiadające w radzie powinny reprezentować siłę oraz odpowiednie kompetencje.
Widocznie więcej ludzi wątpiło w sojusz z demonami. Chociaż nie tyle w sojusz, co w ich dobre zamiary odnośnie sojuszu. Istoty piekielne z definicji nie były godne zaufania, ale cechowała je jedna sprawa - przymus do kierowania się wedle zasad kontraktu. Był on, o ironio, święty oraz nietykalny. Tylko podpisany cyrograf mógł być zwodniczy. Nie można było zapisywać fałszywych punktów, ale naginać je lub formułować tak, by pozostawić sobie furtkę? To już inna sprawa. Malinka sporo myślała na temat demonów od momentu, w którym została opętana. Były niesamowicie ciekawe i to nie tylko pod względem potencjału, który w sobie kryły, ale także pod względem wytrzymałości. Potrafiłyby znieść znacznie więcej cierpienia zanim... skonałyby? Znikły? Tego jeszcze nie wiedziała. Tak czy inaczej - warto było kolekcjonować informacje odnośnie tych istot. Jasnowłosy mężczyzna zgodził się z Niyą, a to sprowokowało Ezrę, aby wszystko skrupulatnie wytłumaczyć. Słuchała go, oczywiście, ale nie patrzyła na niego, bo zajęła się nieznajomym o zwierzęcych atrybutach. Pytanie spotkało się z pozytywną odpowiedzią. Nie zamierzała uszkodzić uszek chłopaka, a chciała je zwyczajnie dotknąć, sprawdzić jakie są. Jej wyciągnięta ręka oczywiście nie dosięgnęła do czubka głowy rudowłosego, więc ten musiał się nieco schylić. Malinka do najwyższych osób nie należała, ani nawet tych średniego wzrostu. Dłoń najpierw delikatnie musnęła uszko. Był to niepewny ruch. Nie chciała go skrzywdzić, bo nie o to w tym momencie chodziło. Wiadomo - jej sadyzm nie przestawał prosić o więcej, ale tak było zawsze. Za to nie było teraz tego bodźca, który popchnąłby Niyę do próby zadania bólu nieznajomemu. Po za tym jakkolwiek słaba w kontroli siebie by nie była, to miała w głowie na tyle oleju, by nie postąpić głupio na spotkaniu członków gildii i to krzywdząc jednego ze swoich. W mniejszy czy większy sposób - bez znaczenia. Po pierwszym, niepewnym dotyku nastąpiły kolejne, przeciągłe i znacznie pewniejsze, ale nie na siłę. Zwyczajnie... głaskała? Miziała? Robiła coś w tym stylu z uśmiechem wyrażającym zadowolenie. Nie wiedziała czy to nazywać futerkiem, czy włosami, ale było bardzo miłe w dotyku. I wtedy między słowami Ezry padło pytanie o imię. Malinka przerwała sobie korzystanie z pozwolenia i opuściła dłonie, które jak wcześniej chwyciły za sukieneczkę. Spodobało jej się to dygnięcie. Było takie taktowne, kulturalne, teatralne i ogólnie... fajne. - Niya Framboisier. - powiedziała z akcentem języka Starria, który był niezbędny, aby godność zabrzmiała prawidłowo i tak, jak brzmieć powinna. Imię wymawiało się prosto, ale nazwisko... brzmiało inaczej, niż się je zapisywało. Po dygnięciu i pochyleniu głowy, by dopełnić przywitania uniosła wzrok i spojrzała w oczy chłopaka. - A Ty? Jak się nazywasz? - zapytała, a Ezra za jej plecami produkował się, by odpowiedzieć na zadane pytania. Wciąż rozumiała co mówi i słuchała go, bo nie robiła niczego zajmującego. Tłumaczenie trwało i trwało. Nowy Mistrz z pewnością nie należał do krasomówców, którzy potrafiliby w pięknych kilku słowach wyjaśnić istotę złożonego problemu czy rozwiązania, ale doceniała, że starał się zabrzmieć tak, jakby wszystko miał przemyślane. W jego słowach brakowało jednak jednego - odniesienia do aktualnej sytuacji. Wciąż mówił o przyszłości i o działaniach, które w tym momencie nie były możliwe albo inaczej - szansa na ich powodzenie była znikoma. To też nie było złe, wszak wskazywało na myślenie w przód i pewne wizjonerstwo, ale jedyną rzeczą, która teraz była pewna i aktualnie była w naszych rzekomo pewnych zasobach, to wsparcie demonów. Tylko tyle i aż tyle. Zależy na ile słowa Ezry były prawdą. On mógł w nią wierzyć, Niya i reszta gildii również, ale to nie znaczyło, że były rzeczywiście prawdą. Mógł zostać zwiedziony. Malinka przysłuchując się wciąż stała plecami do Al Sorny, ale nie dlatego, że była niemiła czy olewała go, a zwyczajnie tym razem jej zainteresowanie przykuł ogon zwierzęcego towarzysza. - Mogę też dotknąć ogona? - zapytała wpatrując się w rudą kitę i oczekując na twierdzącą odpowiedź ze wzrokiem dziecka, które czeka na przyzwolenie rodziców, by zjeść deser. A w tle mowa o wspaniałym Ezrze i Nanayi. To dawało jakąś perspektywę na siłę nowego mistrza. Wzbudziło nawet pewien szacunek u Malinki, chociaż nie kwestionowała jego mocy. Skoro potężny Mefisto wybrał go jako swego sługę, to zapewne nie był pierwszym lepszym magiem, a kimś, kto już miał trochę doświadczenia. Nasz fan demonów zapomina się, że nie cała gildia to Nanaye i Ezry, a podrzędni magowie w pogoni za siłą... Nie chciała mu przerywać, by ten przypadkiem nie zaczął tłumaczyć wszystkiego od nowa. To, że on i ex-mistrzyni dokonali czegoś tak znamienitego, a później uciekli nie oznaczało, że to samo mógłby zrobić jakikolwiek inny duet z Grimoire Heart. Ale mówił też o rośnięciu w siłę, więc nie należało zakładać, iż te ataki nastąpią natychmiast. Zresztą samo planowanie najlepiej było wykonywać tuż przed działaniem, gdy informacje oraz sytuacja są najświeższe. Tę sprawę Malinka postanowiła całkowicie odpuścić nowemu mistrzowi. Nie powinna w tym momencie wymagać od niego idealnego planu działania, bo cała sytuacja zmiany władzy u Serduszek była nagła. Toteż nie dało się wymyślić czegoś na tyle dobrego, by Niya się do tego nie przyczepiła. Oho, chyba go zirytowała tym zarzuceniem brawury i braku rozwagi. Aż zachichotała rozbawiona jakie emocje wywołała w Al Sornie. Chyba się oburzył. Panna Framboisier nie była w gildii długo, ale z tego co się orientowała, to właśnie GH było zrzeszeniem indywidualistów, którzy przystąpili do Grimoire tylko po to, aby zyskać schronienie, a w przypadku ewentualnych problemów walczyć razem i grupą zwalczać zagrożenie ze strony Policji Magicznej czy Rady. Nie słyszała nic o wspólnych celach oraz ambicjach, by dążyć do czegoś razem. Założenie, że najbardziej zwyrodniali przestępcy świata, którzy posiadają w swym arsenale zabawek magię, są osobami potrafiącymi współpracować czy pracować w grupie, to godny wyśmiana idiotyzm. Jednak brak tej zdolności nie oznaczał, że nie mogli się nauczyć lub przynajmniej... nie przeszkadzać sobie, gdy będą pracować razem. Niya zatem milczała, a jeżeli zwierzęcy towarzysz jej pozwolił, to też zajmowała się ogonem. Nie chciała nic mówić, bo to tylko przedłużyłoby rozmowy, a tak naprawdę nie miała nic przeciwko temu, by Ezra został mistrzem. Mógł nim zostać, chociaż z pewnością byłoby to problematyczne. Ale nie tylko, bo o ile wydawał się po prostu rozsądny, to nie dało mu się odmówić ponadprzeciętnej wiedzy na temat demonów. To był punkt, który najbardziej przekonywał Malinkę do tego wszystkiego. Uszaty i ogoniasty chłopak powiedział w sumie część tego, co chciałaby przekazać panna Framboisier. Nie ze wszystkim się zgadzała, ale ze zdecydowaną większością. Po chwili usłyszała też stwierdzenie odnośnie samego Ezry. Czy był żądny sławy? Cóż, można było tak wnioskować po jego celach. Nie było to jednak pewne czy sława jest główną ambicją Al Sorny. Za to coś innego było pewne... - I władzy. - mruknęła konspiracyjnym tonem sadomasochistka i mrugnęła do rudowłosego. A chwileczkę po tym na salę trafiła osoba, której Niya nie znała, a raczej powinna. Wszyscy ją rozpoznawali, odsuwali się i zachowywali tak, jakby była... królową? Nawet wobec Nanayi nikt się w ten sposób nie zachowywał, a Malinka w sumie chętnie pochyliłaby przed nią główkę, by - przykładowo - oberwać obcasem czy zostać nazwaną niezbyt przyjaźnie, ale z pewnością przyjemnie. Tak, masochizm odzywał się w relacjach z ex-mistrzynią. Tak czy inaczej - nieznajoma sława była konkretna, chociaż zdawała się niezbyt słuchać ze zrozumieniem. Co prawda nie mówił o konkretnych zasadach kontraktu, ale o planowaniu i koordynacji ataków już tak. Zresztą Niya już miała zdanie na temat planowania na zaś - było to bezsensu. Dało się coś założyć, ale to wszystko wydarzyło się zbyt nagle, aby taki plan miał jakiekolwiek uzasadnienie, niż po prostu gdybanie. Ktoś tam też odezwał się niskim głosem, popierając, jak się okazało, Iris. Czemu sadomasochistka jej nie znała? Cóż, w gildii była krótko, w Fiore również, a informacje o świecie średnią ją interesowały, by nawet powiedzieć, że wcale. Miała swój świat, który wypełniony był cierpieniem i niczego więcej w nim nie potrzebowała. Żadnych magów rangi S+, żadnych Świętych Magów, żadnych sław. Tylko ból. Kontrakt Ezry z Mefistofelesem był prosty i rzeczowy. Taki, jaka powinna być przemowa nowego mistrza. Zawierał w sobie same konkrety i jasno tłumaczył o co chodzi. Dzięki temu Niya nieco bardziej zaufała demonom, a raczej nieco bardziej zaufała sojuszowi z nimi. Nie wiedziała jakie miejsce zajmuje Mefisto w tej hierarchii, ale z tego co mówił Al Sorna - wysokie. Maledicare zaś był podrzędnym, małym demonem, którego dopiero karmiła. A skoro o nim mowa... - Wścibski smarkacz... - odezwał się charczącym głosem demon wewnątrz umysłu Niyi. Nie rozumiała o co mu chodzi, ani też mieszkaniec jej duszy nie chciał niczego wytłumaczyć, gdy w myślach o to zapytała. Po prostu milczał. Zatem Malinka, jak przystało na nią, zaczęła dedukować. I niewiele wydedukowała, bo założyła, że ten w jakiś sposób potrafi wyczuwać demony skoro ma kontrakt z jakimś potężnym. I to chyba niezbyt spodobało się samemu Maledicare. Może wolał być ukryty? Może wolał jak nikt o nim nie wiedział? Nie było to istotne w tym momencie. Kolejne tłumaczenia sprawiły, że Niya oderwała się od ogona rudowłosego i zwyczajnie stanęła obok niego, założyła ręce na pierś i obserwowała Ezrę. Słuchała, słuchała i miała już tego dosyć. Ostentacyjnie ziewnęła, zasłaniając dłonią usta, a wtedy nastał moment, w którym Al Sorna mówił o siedmiu pozycjach. Jej brew uniosła się wyżej, ale nie z powodu zainteresowania pozycją, a ruchem i pomysłem nowego mistrza. W tym momencie nie była pewna czy chciałaby zostać jakimś grzechem, czy nie. Z jednej strony - dawało to nowe możliwości, ale z drugiej - nakładało obowiązki, które niekoniecznie związane byłyby z celem. Usta się zamknęły, dłoń na chwilę opuściła, a gdy zapadła cisza, Niya ją uniosła i podskoczyła kilka razy, by została zauważona. W końcu do wielkoludów nie należała. Podniesiona łapka była znakiem, że chce zabrać głos w dyskusji, ale nie czekała na pozwolenie. Sama sobie pozwoliła. - Ciekawe, ciekawe, panie Al Sorna, ale kto miałby zostać tymi grzechami? Wydaje mi się, że lepiej niż ktokolwiek inny rozumiesz pragnienie władzy i do czego może prowadzić. Gildia złożona z... nas to zbiór osób, które z pewnością lubią dominację. Kto jej nie lubi? - mówiąc to, podeszła bliżej mistrza, mijając przy tym Iris. Na koniec, zadając pytanie obróciła się dookoła z rozpostartymi rękoma, jakby chciała wskazać na wszystkich tutaj zebranych. Po tym ruchu znów spojrzała prosto w oczy Ezry i przechyliła główkę lekko na bok. - Za to każdy z nas pewnie nie lubi być pionkiem na szachownicy, o której wspomniałeś. Tworzysz hierarchię, która może zaszkodzić. Dotychczas był mistrz i członkowie. Mistrz, który musiał być silny, a kiedy trzeba miał być tyranem. Brzydko mówiąc - musiał za mordę trzymać całą gildię, aby ta nie weszła mu na głowę czy działała wedle uznania. I wszystko było okej. Ale teraz robisz stołeczki, na które może zacierać dłonie więcej osób, niż ich jest. Reszty chyba nie muszę tłumaczyć, prawda? - i uśmiechnęła się przyjaźnie na koniec, ale nie odsunęła. - Nie zrozum mnie źle. Nie mam nic przeciwko, abyś to akurat Ty był mistrzem Grimoire Heart. Prawdę mówiąc, jest mi bardzo wszystko jedno kto nim będzie. Zresztą nie widzę też innych kandydatów. A przynajmniej żaden się nie ogłosił. Zatem możesz uznać, że masz moje wsparcie. - wypowiadając ostatnie zdanie lekko pokłoniła się. Ot skłoniła głowę, by podkreślić, że popiera jego kandydaturę i nie ma do niej zastrzeżeń. Nie było w tym momencie lepszej opcji, niż Ezra. Obawiała się, że brak Grimoire Heart wiąże się z brakiem sterowca, który był wspaniałą kryjówką. Nie było też osób, które chciałyby zostać mistrzem. Taka Iris zapewne miałaby znacznie więcej poparcia, ale nie zgłaszała się, chociaż Malinka chciała zapytać Al Sornę dlaczego to właśnie on, a nie Iris miałaby zająć tę pozycję. Wracając - po skłonieniu się, cofnęła się do tyłu, nie odwracając przez chwilkę, a dopiero wtedy zgrabnie, jednym płynnym ruchem obróciła się i ruszyła znów do swego zwierzęcego towarzysza, by stanąć u jego boku i wysłuchać kolejnych słów.
Wilczur przez chwilę przetwarzał nazwisko dziewczyny, która widocznie miała frajdę z zabawy jego uszami. Było to dość dziwne w jego odczuciu. Na pewno nietypowe, bo większość nie lubiła do niego podchodzić. Nie żeby był najbardziej towarzyską osobą pod słońcem. Wręcz przeciwnie. Na dobrą sprawę, to nie było ani jednej osoby z którą się zadawał w tym momencie, nie licząc drugiej duszy przebywającej w jego ciele. Dowiedział się też czegoś nowego. Bycie głaskanym po uszach było przyjemne, chociaż nie był psem by zacząć machać ogonem, ani kotem by mruczeć. Zaczął się zastanawiać jak okazują to wilki, bo jego instynkt mu tego nie podpowiadał. Z drugiej strony, i tak nie zamierzał tu sobie pozwolić na okazywanie słabości w taki sposób. Było to mimo wszystko spotkanie by wybrać nowego lidera gildii. - Nevah. Bez żadnego... szlacheckiego nazwiska. - odpowiedział dziewczynie na zadane pytanie. Nietypowi ludzie byli ciekawsi od typowych, to na pewno. Dziewczyna miała potencjał nie być nudną w jego oczach... w sumie nawet w tym momencie nie była. Głównie dlatego w ogóle się do niej odzywał. Przykładowo, Ezra w jego oczach był typowym buntownikiem, dlatego nie był zbytnio nim zainteresowany. Takich jak on była masa, chociaż w kwestiach mocy mógł resztę przewyższać. Słysząc pytanie dziewczyny, przysunął ogon do jej rąk. Osobiście nie miał nic przeciwko, chociaż kwestionował w myślach czy to było miejsce na takie zachowanie. Odwrócił też wzrok w stronę nowo przybyłych osób. Szczerze powiedziawszy, nie znał ich kompletnie. Z słów Ezry jednak wynikało, iż byli oni w gildii dłużej. W końcu znał ich pan lider. Tak jak mężczyzną niezbyt się przejął i dość szybko o nim zapomniał, tak przyjrzał się tej całej Iris. Jedno było pewne. Ona była silna. I członkowie gildii, czy to ze strachu, czy z respektu, traktowali ją lepiej niż sługusa demonów. Nevah miał wrażenie, iż kiedyś o niej słyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć. Czytał o tych potężniejszych magach w kraju, więc pewnie ona była jedną z nich. Nie zamierzał w najbliższym czasie z nią walczyć. Słysząc konspiracyjny odzew dziewczyny na jego słowa, uśmiechnął się lekko w jej stronę. Cóż... ciężko było w tym momencie się z tym nie zgodzić. Chłopak przymknął oczy zirytowany toną śmiechu, który słyszał w pewnym momencie z wnętrza swojej głowy. Łatwo mógł sobie wyobrazić Xanę turlającą się po pokoju w jego umyśle i łzy w jej oczach. Sam dobrze wiedział czego było to powodem. -Nazwał Ciebie chłopcem! Jak to jest mieć 400+ lat i dalej być traktowanym jak dziecko przez ludzi?! - usłyszał w swoim umyśle i westchnął zirytowany na te słowa. Gdyby nie wiedział, że Ezra jest silniejszy od niego w aktualnym momencie, to pewnie by go poprawił. Nie mniej jednak, dawno ktoś go nie nazywał chłopcem poza Xaną. Ona była antykiem (HEJ!), to mogła tak się do niego odnosić. Bycie starszym, a traktowanym jak nastolatek który dopiero niedawno pewnie zaczął dojrzewać... irytowało to wilczura dość mocno. Przez to wszystko trochę wyłączył się podczas przemowy nowego lidera GH, ale osobiście uważał iż dużo nie stracił. Coś o sojuszach z innymi gildiami, pakcie z demonem i ogólnie zbędnego w tym momencie filozofowania. Była jednak jedna rzecz, która spowodowała iż jego futro trochę się nastroszyło... z ekscytacji. Nieświadomie Nevah oblizał swoje usta i wysłuchał co ludzie mają do powiedzenia na ten temat. Usłyszał słowa ciekawej dziewczyny, która wypowiedziała się na ten temat. Osobiście, nie widział takiego problemu w stanowiskach. Miał w myślach przynajmniej paręnaście sposobów jak je wybrać i zapewnić ich stabilność. To jednak nie on był mistrzem, więc decyzje należały do Ezry. Mimo wszystko... wilczek miał teraz chrapkę by siedzieć na tych krzesłach. Wolałby jednak trony. Cóż... gdy już się tam dostanie to coś wymyśli. - Twoje plany zapowiadają się ciekawie, to jest pewne. Osobiście, w mojej opinii ta cała rodzina siedmiu to dobry pomysł, ale ryzykowny. Jeżeli nie uda Ci się opanować gildii w wystarczającym stopniu, siła Grimoire Heart zmaleje. Inna sprawa gdybyś był w stanie tego dokonać. Wtedy pomijając fakt posiadania generałów w bitwie i dobrych indywidualnych jednostek, rywalizacja wzmocniła by "pionki" w naszej gildii. - dołożył swoje parę groszy Nevah nie wychodząc naprzód ani nic. Po prostu stał w miejscu i mówił jakby nigdy nic. Niestety, nie był on na tyle cool by być w stanie jakoś ciekawie się zaprezentować jak większość. Smutne. - Chociaż jestem bardzo za chaotycznymi i krwawymi wyborami. - powiedział szeptem, tak że w sumie tylko Niya po wycofaniu się od Ezry mogła usłyszeć. Jego instynkty coś się odzywały na to wychodziło.
Mejiro Shinji
Liczba postów : 545
Dołączył/a : 16/07/2013
Temat: Re: Wskrzeszenie Grimoire Heart. Sob Lut 24 2018, 15:17
Kolejne pytania i kolejne przydługawe odpowiedzi Ezry. Właściwie Mejiron mógł już to sobie odpuścić. W końcu wyraził swoje poparcie dla Ezry jako nowego mistrza. Postanowił jednak pozostać tu do końca spotkania. Może było ono dość nudne i zostało zorganizowane przez Ezrę, aby zdobyć dla siebie poparcie, ale jak by nie patrzeć odnosiło się do przyszłości Grimoire czyli i przyszłości samego Mejirona, który pozostał częścią gildii. Co mu szkodziło zostać trochę dłużej i posłuchać skoro i tak nie miał nic do roboty. Został więc i słuchał. Dzięki temu mógł po raz pierwszy zobaczyć pannę Kraig. Kiedy pojawiła się w sali co prawda nie miał pojęcia kim jest, domyślał się jedynie że to jakaś szycha wnioskując po zachowaniu pozostałych. Acz kiedy kandydat na nowego mistrza ją przywitał szybko skojarzył fakty. Imię oraz stosunek jaki mieli do niej inni członkowie Grimoire. Zaczął przyglądać się jej zainteresowany. Był to chyba drugi raz kiedy widział jednego ze sławnej dziesiątki świętych magów. Jeśli chodziło o wygląd nie robiła jakiegoś szczególnego wrażenia, ot zwyczajna dziewczyna. Chociaż łańcuchy, które za sobą ciągła już tak. Powiedziała też tylko kilka słów. I te kilka słów wystarczyło, aby białowłosy postanowił, że nie chce jej wchodzić w drogę, w żaden sposób. Była zupełnie inna niż Ezra aspirujący na mistrza i z jakiegoś powodu Mejiron pomyślał, że bardziej nadawała się na lidera gildii Grimoire. W końcu wyobrażał sobie Grimoire po prostu jako bandę złych magów. Przynajmniej zanim sam dołączył i ona pasowała mu na lidera takiej grupy. Tylko, że teraz będąc jego częścią nie chciałby mieć kogoś takiego za lidera. Co prawda nie znał jej, po prostu pierwsze wrażenie jakie Iris na nim zrobiła było dość... nieprzyjemne. Bardziej podobała mu się wizja Ezry na stanowisku mistrza. Nie miał więc zamiaru swojego zdania zmieniać nawet gdyby Iris zapragnęła teraz przyłączyć się do walki o stołek. Na sali pojawił się też Black. Jego Shinji zupełnie nie zauważył póki Al Sorna o nim nie wspomniał. Tylko zmarszczył brwi słysząc jego imię, nie przepadał za tym typem... Starał się po prostu zignorować jego obecność. Po prostu słuchał kolejnych słów Ezry. W pewnym momencie poczuł dreszcz przebiegający przez plecy i spojrzał w kierunku Iris. Osobiście odniósł wrażenie jakby w pytaniu Ezry zabrzmiała groźba i szczerze mówiąc trochę obawiał się jak święty mag mógł na to zareagować...
Reszta przemowy była dla niego raczej niepotrzebna. Jakieś plan na przyszłość, zamierzenia i tym podobne. Tylko ostatnia poruszona przez aspirującego na lidera wzbudziła większe zainteresowanie Mejirona. Nie dlatego, że sam był zainteresowany pozycją jednego z grzechu. Taka posada wydawała mu się raczej czymś upierdliwym. Po prostu sam pomysł o stworzeniu jakiejś bardziej złożonej hierarchii niż mistrz i członkowie uznał za nie najgorszy. - Nie powiedziałbym, że było okej. - wtrącił się po uwadze dziewczyny, której ten pomysł się nie spodobał. - Właściwie to coś było w tym bardzo nie okej skoro po raz kolejny mistrz znika ot tak sobie, nie sądzisz? Chyba wiem o co ci chodzi, ale może gdyby coś takiego istniało wcześniej nie doszłoby do tego spotkania? Znaczy... - zrobił przerwę, aby podrapać się po łepetynie. - Taka grupa może poprawić funkcjonowanie gildii. Sprawić, że mistrz nie będzie musiał wszystkiego dopilnowywać osobiście, bo to chyba trochę kłopotliwe. I właśnie dlatego Nanaya czy poprzedni mistrzowie tak nagle zrezygnowali. Znaczy tak myślę, bo raczej nie chodzi o to, że nagle im się to znudziło... - Mejiron właściwie mówił to do Niyi, która wyraziła wątpliwości w pomysł Ezry niż samego kandydata na mistrza czy ogólnie zgromadzenia. - Chociaż jak mówiłem, chyba wiem co miałaś na myśli. Mogą z tego wyniknąć jakieś problemy, ale - jak to ujęłaś - łatwiej będzie trzymać za mordę gildię kilku osobom niż jednej. - i tak właśnie to Mejiron widział.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.