Cóż, nie o takiej pobudce marzyłem, ale byłem szczęśliwy, że w ogóle się obudziłem. Ostatnie wydarzenia mgliście majaczyły w mojej głowie. Nie pamiętałem nawet jak tutaj trafiłem.
Na początku myślałem, że trafiłem już na drugą stronę. Widok Gęsiego Puchu tak mnie uszczęśliwił, że wydawało mi się, że całe zło zostało gdzie indziej, a w tym miejscu nic mrocznego nie jest w stanie istnieć. Uśmiechnąłem się do dziewczyny. -Wróciłem-
Coś jednak było nie tak, chociaż nie powiedziałbym, że nie ucieszyłem się w tamtej chwili. Evan znajdował się obok mnie, a to oznaczało, że albo nie żył, albo to ze mną wszystko było w porządku. Prawidłową opcją była druga. Aczkolwiek nie powiedziałbym, że wszystko było ze mną w porządku, gdyż... moja moc widocznie została zastąpiona inną. Wyraźnie spochmurniałem. Na mojej twarzy można było zauważyć wyraz cierpienia. Na zawsze utraciłem więź z moimi przyjaciółmi. Mimo, iż płynie we mnie krew youkai, straciłem możliwość kontaktowania się z moją drugą rodziną. Czułem się, jakbym na zawsze utracił cząstkę siebie. Jednak Evan, nazywając mnie swoim przyjacielem, przywrócił mi cząstkę radości, która zniknęła razem ze starą magią.
-Razem jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Jeśli ty mi ufasz, ja ufam tobie- wstałem i wyszedłem z namiotu, chcąc nabrać w płuca trochę świeżego powietrza i uporządkować myśli. Walka się jeszcze nie skończyła, a nie można powiedzieć że ostatnią bitwę wygraliśmy.