I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Okolica wyglądała na mocno zaniedbaną. Widać, że zachodnie obrzeża rybackiej osady nie należały do najprzyjemniejszego gatunku miejsc do zamieszkania. Igles dostał informację, jakoby miał się zjawić najpierw na placu Rybnym i tam znaleźć żółtawy budynek, zejść do piwnicy i skręcić do drzwi na prawo. To nie wyglądało na coś specjalnie trudnego. Piwnica niespecjalnie zaskoczyła maga swoim wyglądem i wonią. Wszędzie waliło szczynami, tynk w wielu miejscach już całkowicie zlazł. Gołe, mokre cegły wyglądały, jakby zaraz miał je pokryć gigantyczny grzyb. Drzwi po prawej miały na dole sporą dziurę, nie trudno było więc ujrzeć małe chmurki dymu unoszące się ku sufitowi i po chwili znikające w dziurawym stropie. Oprócz zapachu szczyn doszły jeszcze palone mięso i tanie papierosy. Po otwarciu drzwi dziwnie lekkich drzwi i przekroczeniu progu, prezentujące się wnętrze nie wyglądało zbyt zachęcająco. Popękane i zagrzybione ściany, stare, rozpadające się meble, stary, mokry dywanik na podłodze, szczury, karaluchy... wszędzie karaluchy. Na niewielkim taborecie, tuż obok pieca, którego palenisko jarzyło się jasnym płomieniem, siedziała dziewczyna. Na oko mogła mieć z piętnaście lat, ale nie to było najbardziej zaskakujące. Najpierw jej twarz zasłaniały długie, czarne włosy, ale już wtedy można było zauważyć dłonie... grafitowe dłonie. Gdy podniosła głowę okazało się, że jej twarz ma dokładnie ten sam kolor, co skóra na rękach. To samo stopy. Początkowo dziewczę wyglądała na nieco zdziwioną widokiem gościa, ale po chwili jakby sobie przypomniała, że jednak się go spodziewała. - Idealnie paskudny - stwierdziła, mrużąc oczy o barwie skrzącego się w piecu płomienia. A może to tylko odbicie ognistego blasku? Trudno było to w tej chwili stwierdzić. Pokazała dłonią taboret stojący naprzeciwko. Wydawało się, że musiała się nad czymś zastanowić, ale nie zajęło to długo. Obserwowała postać chłopaka. Czyżby się uśmiechała? Czy Igles mógł dostrzec nieco za ostre zęby? - Okropnie jestem rada, że się tu spotykamy - Jej głos był o wiele starzy, należał do dojrzałej kobiety, a zamknięty był w ciele dziewczynki. - Mam wiele własnych spraw na głowie, a czyjaś pomoc zawsze mi się przyda. Umilkła na krótki moment, mierząc jeszcze raz młodziana spojrzeniem. - Moi mali pomocnicy nieco mi o tobie powiedzieli, dlatego do ciebie napisałam. Zdaje się, że mamy wiele wspólnego - dodała. Rzeczywiście, to nie on zgłosił się po zadanie, to do niego w tej sprawie napisano. Pamiętał tę dziwną, białą karteczkę, która pojawiła się w jego rękach nie wiadomo skąd. Kiedy to się stało? - Mam sporo pieniędzy, które są mi niepotrzebne, a ponadto mogę spróbować ci pomóc... w kilku sprawach. Niestety, nie mogę się stąd ruszyć przez jakiś czas, więc sama nie mogę odkryć tego, na czym tak bardzo mi zależy. Wbiła spojrzenie w tańczące w palenisku płomienie. - Cmentarz Lutei znajduje się na niewielkiej wyspie, został założony jeszcze nim pojawiła się tu osada, więc mieszkańcy chętnie z niego skorzystali. Znajdowała się tam też stara krypta, która dziś stoi w ruinie. Ostatnio jednak cmentarz stoi zamknięty, władze miasta nie mówią dlaczego, a ja... a ja bardzo chcę się dowiedzieć, z czego to wynika, tym bardziej, że moi pomocnicy donoszą mi o ciekawej aurze, która wisi nad tą właśnie kryptą. - Urwała, ponownie przenosząc wzrok na Iglesa. - Najpierw będziesz musiał się tam dostać, co może okazać się niełatwym zadaniem, ale ufam, że to ci się spodoba. Czy to był uśmiech? Tak, te kły stanowczo były bardziej zwierzęce niż ludzkie. Dziewczynka czekała chyba na reakcję swojego gościa.
Otoczony przez ciemność, szedł dalej ze zniczem w ręku. Udało się jeszcze zejść po schodach, ale potem było już ciężej. Zwłaszcza, iż po skręceniu w lewo, światło za nim zniknęło. Mogło to oznaczać, że ktoś go zamknął w krypcie. Igles jedynie cicho zaklął pod nosem. I tak nie było sensu żeby wracać, więc pozostało jedynie iść dalej. Jednak dziwnie tak bez światła, lecz po coś chodził z zapałkami w kieszeni. Temu też przystanął, położył znicz na ziemi i ostrożnie odpalił jedną zapałkę, by podpalić świeczkę. Choć zapewne nie dawało to za dużo światła, to raczej powinno wystarczyć, żeby coś jednak widzieć. Nawet tak mroczna osobowość jak Igles, może mieć problem z całkowitą ciemnością… Mimo to, wciąż trzymał się blisko ściany, a kroki stawiał bardzo powoli tak, że spokojnie mógłby się ścigać ze ślimakami. Był trochę podirytowany, ale wciąż zachowywał względny spokój. No i szedł lewym korytarzem, gdyż nic innego mu chyba nie pozostało…
Szedł cały czas prosto, początkowo czując normalny chłód podziemi i kamiennych ścian. Doskwierała jedynie ciemność, która była tak niezwykle gęsta, że można było ją zapewne ciąć nożem. Zapalenie znicza nie było łatwe i zeszło na to kilka zapałek, ale wreszcie się udało. Gorąc szkła w pewnym momencie też zaczął rękom przeszkadzać, więc trzeba było wymyślić coś innego, by go trzymać. Ciemność wciąż jednak nie ustępowała. Igles mógł zobaczyć to, co znajdowało się w promieniu jednego kroku od niego. Korytarz był całkiem szeroki, więc trudno było dostrzec tu jakiekolwiek ściany. chyba że chłopak przesunął się o trzy kroki w lewo lub prawo. To, co przed nim, kryło jeszcze wiele tajemnic. Z początku nie słyszał nic prócz swojego kroku, oddechu i bicia serca. Czas zdawał się zatrzymać lub przynajmniej nie przemijał tak, że łatwo można było ocenić, ile minęło go od wejścia do krypty. W pewnym momencie mógł usłyszeć dźwięk - coś, jakby buczenie czegoś powiązanego z magnetyzmem. Maszyna? Kto to wiedział. Gdy szedł, dźwięk również się zbliżał. W końcu oczom Skorpiona ukazała się spora, zielonkawa brama. Przynajmniej pod tym kątem była zielona, bo jeśli Igles nieco się przesunął, ta zaczęła diametralnie zmieniać swoje kolory. Przechodziła w czerwienie, fiolety, żółcie, srebra... Zależało to widocznie jedynie od kąta patrzenia. Brama zdawała się być zamknięta na cztery spusty. Kiedy Zee zwrócił uwagę na to, co znajduje się pod nią, mógł zobaczyć, że ziemia w tym miejscu zdawała się pękać. Bramy nie można było w żaden sposób ominąć, całkowicie blokowała przejście. Na samej górze było chyba coś napisane... Iglesowi z trudem udało się odczytać napis.
Nazwij owoc prawdziwego zła.
Brzmiało jak jakaś... zagadka? Trudno było to ocenić.
Stan: jeśli Igles szybko nie znajdzie innego sposobu na trzymanie znicza, poparzy sobie dłonie i go zbije.
Pięknie… Robiło się coraz gorzej. Jeszcze do tego znicz zaczął bardziej przeszkadzać, niż dawać korzyści. Temu też Igles, gdy już był na skraju wytrzymałości, postawił go na ziemi. Przetarł ręce, rozprowadzając ciepło. Wiedział, że musi iść dalej, ale ile by zaszedł bez światła? Raczej wątpliwe, żeby znalazł od tak jakąś latarkę. Znicz musiał wystarczyć. Problem jedynie z tym, jak go złapać… Nie myślał za długo. Szybko znalazł na to rozwiązanie. A był nim but… Z prawej nogi, którego Igles zdjął i włożył do niego znicz. Następnie złapał go tak, żeby ten nie wypadł i ruszył dalej, jeszcze ostrożniej stawiając kroki, a co za tym idzie, jeszcze wolniej… Nie chciał przecież na nic wdepnąć bosą stopą. W końcu jednak doszedł do tęczowej bramy. Zmienianie barw przez bramę było trochę irytujące, tak samo jak szereg nowych dźwięków. Przynajmniej wiedział jedno… Coś w tej krypcie na pewno jest. Gdyby ktoś akurat był w krypcie i potrafiłby postrzegać przez ciemność, mógłby dostrzec delikatny uśmiech rysujący się na twarzy Iglesa. Jednak szybko zniknął, gdy tylko Zee przeczytał niby zagadkę. Chyba, żeby przejść dalej, powinien udzielić odpowiedzi… Nad którą wcześniej musiał jeszcze się trochę zastanowić. W ten sposób powstała wielka interpretacja… Postawił znicz na ziemi i usiadł. Zaczął masować dłonią czoło, jakby miałoby mu to w czymś pomóc… Nazwać owoc prawdziwego zła. W sumie skoro to on ma nazwać, to teoretycznie mógłby powiedzieć nawet jabłko i powinno się zgadzać… Ale co jeśli brama oczekiwała jakiejś konkretnej odpowiedzi? Zarówno to było takie proste, a zarazem trudne. Problem z pewnością dotyczył kwestii moralnych. W tym przypadku, zło zostało przedstawione jako drzewo. Bo w końcu to drzewa rodzą owoce. Niektóre krzaczki też, ale rozwój i budowę mogą mieć tą samą. Tworząc w swoim umyśle cały schemat zła, Igles może mógłby znaleźć właściwą nazwę. Pierwszym co przyszło mu na myśl, był grzech. Lecz czy to on jest owocem zła? Grzech nie jest na końcu, lecz na początku. Nie on powstaje ze zła, tylko zło powstaje z grzechu. Służył on więc jako korzeń zła. To właśnie z niego wyrastało ogromne drzewo, zwane złem. A skoro jest przyczyna, to musi być też i skutek. Cierpienie, ból, strach… To do tych właśnie rzeczy prowadził grzech, ale którą z nich można wybrać? I czy na pewno są to owoce zła? Nie są przecież ostatnią konsekwencją… Strach, ból i cierpienie dojrzewają… Nie mogą być owocem. Są zaledwie czarnymi kwiatami, jakie wypuszcza z siebie zło. Lecz nie są owocem… Owoc jest tym, co jest na końcu. Jest ostateczną formą zła… Tym, do czego całe zło prowadzi… Do czego zło dąży… Spojrzał na bramę i wstał. Podszedł nieco bliżej kolorowej bramy. Nie miał pewności, że jego odpowiedź będzie tą poprawną, ale w sumie była najbardziej sensowna… -To śmierć… Ona jest owocem prawdziwego zła…- powiedział nie za głośno, po czym podniósł z ziemi znicz i czekał, rozglądając się na prawo, na lewo, w górę…
Utrzymanie znicza w bucie rzeczywiście mogło okazać się całkiem dobrym pomysłem. Dotyk ziemi z pewnością nie była dla gołej stopy najprzyjemniejszym doznaniem, ale nie czynił jej żadnej krzywdy. Ponadto Igles mógł wyczuć pewną zmianę. Pył, a może... popiół? Tak, to chyba z dotyku przypominało popiół. Nagłą zmianę zauważył w odległości jakiś trzech metrów od bramy. Przestało być aż tak zimno, ba, im bliżej bramy, tym popiół stawał się cieplejszy, lecz nigdy gorący. Po słowach Iglesa brama nie drgnęła, nic się nie zmieniło. Wciąż słyszał jedynie dość irytujące, magnetyczne buczenie.
Igles
Liczba postów : 149
Dołączył/a : 19/01/2015
Temat: Re: Zrujnowana krypta Nie Paź 04 2015, 01:12
Coś chyba w tym wszystkim było nie tak… Widocznie rozwiązywanie zagadek z bramą nie było najlepszym pomysłem. Skąd miałby wiedzieć, że powiedział dobrze, czy źle? Skąd w ogóle myśl, że miałby coś mówić? Poczuł się dość głupio. Z buczeniem też raczej nie mógł nic zrobić. Po prostu sobie było i go drażniło. Domyślał się, że jego źródło będzie za bramą. Ale czym mogło być? Czy to w ogóle było takie ważne? Igles nie wiedział jak minąć bramę. Zwykłe popchnięcie jej, raczej nic by nie dało… Niby mógłby zgadywać dalej, ale perspektywa gadania z bramą wydawała mu się co najmniej trochę dziwna. Mogła to przecież najzwyklejsza w świecie brama, z tą różnicą, że kolorowa. Gdyby nie miał innego wyboru, pewnie siedziałby dalej myśląc nad rozwiązaniem tej zagadki, ale na szczęście miał jeszcze jedno rozwiązanie w zanadrzu. O ile pamięć go nie myliła, był jeszcze jeden korytarz, w drugą stronę. Widząc, że w tym nie było nic interesującego, poza drzwiami i buczącą maszyną, wzruszył lekko ramionami, wziął znicz i wrócił się do drugiego korytarza. Przecież zawsze mógł wrócić z powrotem, a czasu raczej miał wystarczająco dużo, by sobie lepiej pozwiedzać kryptę…
Mając przed sobą perspektywę długiego pobytu przed bramą i jednostronnych rozmów z nią, Igles wybrał opcję numer dwa polegającą na przemieszczeniu się w kierunku przeciw do przed chwilą obranego. Pewnym krokiem ruszył przed siebie, czując, że w drugim korytarzu może go czekać więcej szczęścia. Szedł długo, odnajdując nawet miejsce, z którego dane mu było wybrać drogę. Znicz oświetlił kilka schodków po prawej stronie, ale zdawało się, że drzwi rzeczywiście były zamknięte. W każdym razie, na chłopaka czekał drugi korytarz. Igles czuł, że idzie już z co najmniej godzinę, bo znicz świecił mniej jasno, niż przy drodze w drugą stronę. Na początku nie znalazł też w owym korytarzu nic dziwnego. Z początku. Moment, w którym przez przypadek oświetlił ścianę po lewej stronie, okazał się być przełomowym. Rysunki. Brunatne rysunki. Przedstawiały jakieś... gargulce? Coś w tym rodzaju. Oprócz tego była jakaś gilotyna, miecz i... napis? Igles musiał nieco przesunąć znicz, żeby go przeczytać. Nie patrz im w oczy Co to mogło oznaczać? W czyje oczy miał nie patrzeć? Przed nim jeszcze daleka droga, trzeba było się chyba pospieszyć, bo znicz mógł już długo nie pociągnąć. W momencie, w którym odsunął znicz od ściany, mógł usłyszeć szczęk otwierającej się bramy z drugiej strony. Czy był tu ktoś oprócz niego?
Igles
Liczba postów : 149
Dołączył/a : 19/01/2015
Temat: Re: Zrujnowana krypta Sob Paź 10 2015, 18:43
Szedł… Szedł… I to chodzenie przerywał dalszym chodzeniem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wszelkiego rodzaju odgłosy, które to wybijały go ze stałego rytmu chodzenia. Z powody właśnie tych oto dźwięków, co jakiś czas się zatrzymywał. Wszystko trwało dość długo, że zaczynało go powoli męczyć. Wciąż jednak zachowywał względny spokój. Rysunki, które ujrzał w pewnym momencie, nic mu nie mówiły. Niestety nie był chodzącym słownikiem hieroglifów, jeżeli nawet chodziło tu o hieroglify. Natomiast napis wydawał się w miarę jasny, a przynajmniej jego początkowa i końcowa część. Środek, który dotyczył „ich”, mógł budzić pewne wątpliwości. Kimkolwiek mogli "oni" być, Igles wolał uniknąć ich wzroku, dlatego właśnie swój skierował w ziemię. Nikt raczej nie posiada oczu na stopach, a nawet jeśli, to Igles jeszcze nigdy nie spotkał takiego stworzenia. Mimo, iż nie rozumiał co mogły oznaczać owe malowidła, to i tak musiał iść dalej. Korytarz ten nie mógł się przecież ciągnąć w nieskończoność. Zaskakując wszystkich dookoła, postanowił nie zaprzestawać swojego marszu po podziemiach. Jednak zaczął iść nieco szybciej, oraz trzymał się głównie lewej ściany, Znicz miał w prawej ręce, aby dawał jak najkorzystniejsze światło. Odgłos przypominający otwieranie bramy częściowo zignorował. I tak było to po drugiej stronie, a nie do końca uśmiechało mu się, żeby wracać taki kawał drogi, żeby sprawdzić co się stało. Skupił tylko swój słuch na wszelkich innych dźwiękach. Nie chciał, żeby coś go zaskoczyło z jednej, albo drugiej strony…
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Zrujnowana krypta Sob Paź 10 2015, 21:52
MG
Rysunki na ścianach się skończyły, od pewnego momentu widać było już jedynie to, co przedtem - lity kamień. Korytarz nie skręcał, nie wydawał się też być jakiś specjalnie inny od poprzedniego. Dopiero od pewnego momentu zmienił się wręcz nie do poznania. Igles szybko rozpoznał, że wszedł w inną przestrzeń. Ściany znajdowały się dalej od niego, a co jakiś czas na ich powierzchni pojawiały się granitowe wbite w powierzchnię kolumienki. Sufit też się podniósł. Zee mógł to ocenić nawet po tym, że kolumienki pięły się wysoko w górę. Światło znicza nie dawało mu jednak pełnego obrazu i nie był w stanie dostrzec tego, co znajdowało się u samej góry, tuż przy sklepieniu, którego zresztą też nie widział. W końcu tunel chyba się kończył. Po drugiej stronie Igles widział jedynie zaokrągloną ścianę i nic więcej. Czyżby to był koniec drogi? Nagle poczuł, że bosą stopą wdeptuje w jakieś błoto. Kiedy spojrzał na dół, mógł zobaczyć pod sobą mieszaninę wnętrzności i krwi. No ładnie. Chyba ktoś tu kopnął w kalendarz.
Igles
Liczba postów : 149
Dołączył/a : 19/01/2015
Temat: Re: Zrujnowana krypta Nie Paź 11 2015, 18:55
Przechodząc do następnego pomieszczenia Igles stwierdził, że jest zdecydowanie większe niż chyba być powinno. Zaczął się zastanawiać co za geniusz buduje tak wielkie krypty, oraz po co? Coś miękkiego znajdowało się pod jego stopami… Rozkładające flaki musiały skądś znaleźć się w tym oto miejscu. Niezaprzeczalnie zaintrygowały one Iglesa, mimo iż nie był jeszcze za bardzo głodny… Przykucnął przy nich, dając na nie większe światło. Przetrącił je ręką, jakby doszukiwał się w nich czegoś interesującego. Gdyby coś takiego, co nie miałoby konsystencji krwi, ani jelit, się znalazło, zapewne szybko wylądowałoby w jego kieszonce, po szybkim oglądnięciu. Nie ciągnęło go jakoś szczególnie do zwłok, ale nie były one dla niego również czymś obrzydliwym. Były dla niego czymś jak zwykła breja. Kisiel, który nie jest przeznaczony do jedzenia. I właśnie w tym kisielu zaczął grzebać. Wpierw spróbował określić do jakiego stworzenia owe zwłoki należały, oraz czy nie ma gdzieś reszty ciała tego czegoś. Potem poświecił zniczem dookoła nich, rozglądając się na boki. Potem jeszcze w górę, jakby całe to mięcho spadło z sufitu. Szukał jakiegoś śladu. Skoro była tam krew, to mogło być jej więcej w innym miejscu. Chciał sprawdzić skąd mogłyby prowadzić jej ślady, jeżeli jakiekolwiek były. Potem podążył ich śladem. Zwłoki, oraz krew zazwyczaj prowadzą do ciekawych miejsc…
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Zrujnowana krypta Nie Paź 11 2015, 21:44
MG
Flaki były zwyczajnie flakowe i porozrzucane bez większego ładu i składu, jakby ktoś (lub coś) postanowił rozszarpać ich właściciela, a potem urządzić sobie z niego przekąskę. Krwi było tu co nie miara; gdziekolwiek Igles by się nie ruszył, pewnie by ją znalazł. To zapewne oznaczało, że nie jest tu sam, a skoro nie jest tu sam, to ktoś, kto tu przebywa, może nie mieć względem niego dobrych zamiarów. Znicz nie dawał najlepszego oświetlenia, pozwalał jednak na zobaczenie kilku rzeczy, które mogły okazać się niezbędne. Kolumienki pięły się wysoko w górę, ale jeszcze ich część mógł Zee bez trudu zauważyć. Szczególnie dolną część postumentów. Z tej odległości i przy takim świetle trudno było ocenić do końca, z czym ma do czynienia, ale czy przypadkiem postumentów nie trzymały się... łapy? I czy to na pewno był kamień? Szkoda, że znicz nie pozwalał na więcej, choć pewnie dzięki swojej umiejętności dostrzegania różnych szczegółów, Igles mógł dostrzec takie szczegóły, o których zwykły śmiertelnik mógłby jedynie pomarzyć. Łapy zakończone pazurami trzymające się postumentów. To był jedyny dodatkowy obraz. Komnata była zamknięta, nie można było już z niej wyjść, chyba że cofnąć się do miejsca, z którego się przyszło.
Naprawdę dziwnym jest uczuciem, gdy coś widziane w ciemności po przyjrzeniu się temu bliżej, okazuje się być czymś innym niż się wydaje. Niektóre rzeczy zdają się być większe, zniekształcone, nie takie jakie być powinny. Wyobrażenie o niech może być tylko pozorne, ale również napawa niepewnością. Rzeczy te, w pewien sposób są odtrącające. Ucieczka wydaje się być czymś rozsądnym. Jednak jest jeszcze możliwość sprawdzenia, z czym tak naprawdę ma się do czynienia. Po przyjrzeniu się z bliska rzeczom, zazwyczaj te okazują być się jedynie jakimś prostym przedmiotem, aż robi się głupio, że coś takiego mogło wydawać się czymś innym… Możliwe, że właśnie coś takiego zaczął odczuwać Igles. Pod sobą miał zwłoki. Nie ciekawsze niż większość zwłok. Czyje? Skąd? Jak długo leżały? Z jakiego powodu? Tego nie wiedział… Ale czy było to w ogóle istotne? Ich obecność świadczyła o tym, że ktoś oprócz niego też musiał odwiedzać te krypty. Tak samo, ktoś musi w niech nieustannie przebywać, żeby zwiedzających przerabiać na coś innego. Przez chwilę poczuł się jak ochłap mięsa rzucony na talerz jakiegoś potwora. Jego celem mogło niekoniecznie być sprawdzenie tego, co się w nich znajduje, a jedynie wystawienie go na pożarcie stworkom. No pięknie… Zee nie miał zamiaru tak szybko umierać, a na pewno nie w takim miejscu. Poczuł lekką złość, oraz poirytowanie. Zacisnął mocniej zęby ze złości. Wziął kilka głębszych wdechów, cały czas wpatrując się we flaki... Nie do końca wiedział co robić, ale zdecydował się dowiedzieć tego, z jakim potworkiem może mieć do czynienia. Zapewne to coś, było gdzieś niedaleko… Mając świadomość, że może skończyć podobnie, co leżące flaki, wolał samemu wcześniej załatwić tego stworka... Odruchowo sięgnął po nożyk, jakby mógł nim cokolwiek zdziałać przeciwko potworkowi… Jeżeli faktycznie był jakiś potworek. Powoli podszedł bliżej do postumentów, oświetlając je zniczem. -To jak mam cię nazywać bestyjko? – zapytał cicho, nie zważając zbytnio na to, czy ktoś mu odpowie. Przez chwilę przeszła mu myśl, czy poprzednia ofiara też podobnie się zachowywała co on teraz. Postukał tylko w łapki nożem. Serce mu biło w miarę normalnym tempie, ale jego kroki stawały się coraz szybsze. Nie stał długo przy postumentach... Nie chciał, żeby coś nagle się z nich na niego rzuciło...
Przezorny zawsze ubezpieczony - mówili. Tym razem miało okazać się, że jednak niewiele może komuś pomóc w takiej sytuacji. Nawet komuś, kto ma twarz zachwycającą cały świat! Stało się to w momencie, w którym znicz oświetlił nieco więcej niż powinien. Kiedy zauważa się coś, co ma oczy, automatycznie patrzy się właśnie w miejsce ślepi, to podświadomość, natura tak wyposażyła człowieka. Tym razem stało się podobnie. Nawet ułamek sekundy wystarczył, by przebudzić to, co miało na zawsze pozostać w kamieniu. Czerwone ślepia gargulców otworzyły się. Jeden obudził kolejne i nawet fakt wyciągnięcia przez Zee noża niewiele mu pomógł. Kamienne bestie były szybkie i było ich wiele. Nie mógł zdążyć uciec. Po prostu nie było to możliwe. Nagle w głowie usłyszał niski, męski głos: I raz jeden w życiu swym, ten jeden tylko raz, chłopak poczuł w sercu lęk choć serce miał jak głaz... Śmierć zajrzała mu w oczy. Nagle stanął jakby obok swojego ciała, choć ból przeszywał go tak, jakby ciągle w nim był. Gargulce rozszarpywały sztywną powłokę dla duszy. Nic w niej przecież nie było. Odleciała zarówno ręka, jak i noga, rozszarpano mu brzuch, skręcono kark i rozłupano czaszkę. Po prostu miazga. Był jeden moment, który jednak doprowadził do jakiegoś końca tej sytuacji. Po prostu ciemność. Nic. Jakby zgasł znicz. Oczy Iglesa otworzyły się i od razu ujrzały brunatno-rdzawe niebo. Brązowawy pył sprawiał wrażenie, jakby Zee znalazł się w w miejscu, do którego zaraz miała dojść burza piaskowa. Leżał na ziemi. Popękana gleba pod palcami sprawiała iście nieprzyjemne wrażenie. Po prawej stronie rozciągał się wąski pas ziemi, który ograniczony był niezwykle wysoką, górską ścianą o ostrych, nieprzyjemnych krawędziach. Po drugiej stronie rozciągała się przepaść. Grań znikała tuż za zakrętem, jednak chłopak mógł się spodziewać, że nie jest to jej koniec. Na dole, w razie omsknięcia się nogi, czekała nań przepaść. Do tego nasilał się nieprzyjemny wiatr. Czuł go tym bardziej, że miał na sobie jedynie przepaskę oplatającą biodra. Pył utrudniał widoczność, chłodny wiatr wcale nie był przyjemny dla ewentualnego podróżnika. Dodatkowo z przepaści dochodziły upiorne jęki i wrzaski. Im szybciej tędy przejdzie, tym lepiej. Tym bardziej, że nie miał gdzie wrócić. Gigantyczny głaz oddzielał go jedynie od przepaści, która w tej chwili go otaczała. Musiał ruszać.
Stan: nie masz nic z ekwipunku, jedynym odzieniem jest przepaska na biodrach, która raczej przypomina kawałek szmaty, pył ogranicza widoczność, wdziera się do ust, nosa i oczu, smakuje krwią. W razie pytań - jestem dyspozycyjna~
Koniec… Czy to może być takie proste? Stracić życie w ciągu paru sekund? Nawet się tego nie spodziewając… Okropnie jest patrzeć na rozrywane własne ciało. Widzieć jak pada ofiarą brutalnych stworzeń, nie okazujących jakiejkolwiek litości… I nic nie móc z tym zrobić… Jedynie patrzeć i podziwiać. Jak jakiś pieprzony, źle nakręcony film w zatęchłym, pustym kinie. Jego naturalizm wydaje się tak naturalny, że aż wręcz nieprawdziwy. To film bez jakiegokolwiek sensu. Przedstawiający jedynie brutalność, krew i flaki. Bez żadnej puenty… Bez żadnego morału… Film, którego treść nie jest ważna, lecz jego zakończenie. Zwykła, durna rzeź, mogąca trwać całą wieczność. Czyż nie takie powinny być ostateczne chwile? Przeciągłe… Długie… Rozwlekające się w czasie, jak zbyt grube ziarenka piasku w klepsydrze, które nigdy się nie przesypią. I tak właśnie mogło to trwać. Tak długo, a zarazem tak krótko… Sztuka umieranie zaprawdę jest niezwykła. Jest jakby jedynym momentem w ciągu całego życia. Opuszczeniem kurtyny. Niby czeka każdego… Niby wszyscy umierają w ten sposób, a jednak jest w tym coś niezwykle ekscytującego… Ból, rozrywanie ciała, oraz krew. Latające fragmenty ciała, które nie tak dawny stanowiły spójną całość. Po chwili już ciężko jest odróżnić rękę od nogi, głowę od brzucha… Niełatwo byłoby to wszystko z powrotem poskładać. I ta niewielka scena, stała się na krótką chwilę wszystkim, jakby nie istniało już nic innego… Bolesne centrum wszechświata, będące samo w sobie odrębnym wszechświatem, zapadającym się samym w sobie. Mogło już nie być niczego więcej… Mogło zakończyć się rozszarpanymi zwłokami, bez nawet chwili na zastanowienie. Jaki jednak miało sens szukanie teraz w tym jakichś przyczyn, albo skutków? Jaki sens był patrzenia w przeszłość? Jakby mogło to coś zmienić… Bez sensu… Bez celu… Bez czegokolwiek… Żadnego odniesienia do niczego… Tylko pustka i ciemność. Ciemność i pustka. A może były one tym samym? Pustka ciemnością, a ciemność pustką? Ciemność, może istnieć w pustce? W pustce przecież nie ma miejsca na ciemność, więc skąd niby mogła się tam wziąć? Albo to ciemność jest zbyt obszerna na pustkę. Te dwa zjawiska, stojące tak blisko siebie, a tym samy odległe. Wykluczały się, ale jedno nie mogło istnieć bez drugiego. Jak to możliwe? Czy niemożliwe jest, aby możliwe stało się niemożliwe? Umieranie nie jest czymś zwykłym… Nie da się go w normalny sposób wytłumaczyć… Lecz czy coś się da? Jeśli tak, to jak i gdzie, oraz kto to potrafi? Czy znajdzie się ktoś taki, kto zdolny będzie opisać śmierć? Powiedzieć, że jest czymś przyjemnym, albo czymś strasznym? A może śmierci nawet nie ma. Albo jest tylko śmierć. Umieranie od narodzin, aż do śmierci… Cała ciągłość życia ludzkiego. Pełnia sensu życia. Ostateczność ostateczności…
Lecz tym razem nie do końca…
Możliwe, że to dopiero początek…
Nie rozumiał nic z tego wszystkiego, gdy tylko otworzył oczy. Wszystko znikło, a pojawiło się coś innego. Kolejna scena. Śmierć widocznie nie była końcem, albo nie była do końca śmiercią. W takim razie czym była? Czym jest to miejsce? Tak dużo pytań, a odpowiedzi jakiejkolwiek brak… Chyba, że można było uznać za nie wrzaski dochodzące z przepaści, lecz i one zdawały się milczeć. Tak samo złośliwy wiatr. Tak samo dokuczliwy pył… Wstał. Rozejrzał się. Przeszedł się w jedną i w drugą stronę. Posmak krwi w ustach był wyjątkowo obrzydliwy. Igles aż splunął w przepaść. Czuł się okropnie. Nic z tego nie rozumiał, ale widocznie wciąż istniał. Miał jakieś ciało. Widział, słyszał, oraz czuł. Możliwe, że nie powinno tak być. Wszystko wydawało się być dziwne. Odmienny kolor nieba, skały, pył. Co niby z tym wszystkim miał zrobić? Z głowy odeszły mu wszelkie myśli. Nie czuł się ani źle, ani dobrze. Tak jakby obudził się po zbyt długim śnie, nie pamiętając kiedy i gdzie zasnął. -Co jest, kurwa… - warknął pod nosem, tylko po to żeby usłyszeć swój własny głos, wyrażając tym samym wszelkie tłoczące się w nim emocje. Jeszcze raz splunął, tym razem nie patrząc gdzie. Powoli zaczął się denerwować, a nawet złościć. Niezaprzeczalnie pył, oraz wiatr były ostro wkurzającymi czynnikami oddziaływującymi na Iglesa. Nagle naszła go myśl, czy w ogóle musi oddychać? Czy musi cokolwiek robić? Znalazł się w takim miejscu, gdzie wszystko traciło znaczenie. Jedna, a nawet dwie rzeczy nie dawały mu spokoju… Jak niby się to wszystko stało, oraz gdzie on do cholery się znajdował?! Jednak w tym wszystkim zaczął dostrzegać pewną wizję świata… Pełnego bólu i cierpienia. Zniszczenia i zagłady. Było w tym wszystkim coś pięknego, tylko on znajdywał się w niewłaściwym miejscu. Na wszystko patrzył ze złej perspektywy… Nie tak miało to wyglądać… Odkaszlnął po czym spojrzał w stronę grani. Raczej w miejscu w którym obecnie stał, do niczego by nie doszedł. Zacisnął więc zęby i ruszył w stronę grani. Śpieszyć, to mu się nigdzie nie śpieszyło, ale wolno jak ślimak też się nie poruszał, lecz zachowywał przy tym wszelką ostrożność, przy stawianiu stóp. Nie chciał, żeby grunt nagle mu się osunął, a on zleciałby do radośnie wrzeszczącego towarzystwa…
Nikt nie odpowiedział na jego wątpliwość. Zaczęła mu za to doskwierać niezwykła suchość w gardle, jakby przebijający się pył wysuszał i ranił. Z początku Zee nie czuł tego, że jego skóra także staje się niezwykle sucha (bo kto w ogóle zwróciłby na coś takiego uwagę w tej sytuacji), ale z biegiem czasu pojawił się ból. Drobinki pyłu raniły zewnętrzną powłokę jak malutkie igiełki. Nie było to nic przyjemnego. Wycie chyba wystarczająco ostrzegło Iglesa przed gwałtownymi działaniami. Ponadto jego organizm działał zupełnie tak, jakby żył. Ostentacyjnie łapał powietrze, kiedy chłopak chciał już przestać je chwytać. Co mogło się jednak stać, gdyby zginął w tym miejscu? Kto to wie? Grunt lubił się tu osuwać. Co pięć kroków mniej więcej ziemia pod stopami chłopaka kruszyła się i spadała w otchłań. Tego jeszcze udało mu się unikać, w końcu przeskakiwanie nie jest takie trudne. Gorzej, że droga coraz bardziej się zwężała. Za zakrętem Zee zdać mógł sobie sprawę, że niedługo będzie musiał iść całkowicie przyklejony do ściany, inaczej spadnie. To jeszcze nawet mogło wydawać się do przeżycia. Przynajmniej z początku. Przestało być już zabawnie w momencie, w którym Skorpion poczuł na swojej nodze jakąś rękę. Uścisk nie należał do mocnych i szybko ustąpił, ale jeszcze przez chwilę Igles mógł widzieć, jak coś, co przypominało zombie, spadało właśnie w otchłań. W tym samym momencie tuż przed jego nogami pojawiło się szare ramię, usilnie wbijające paznokcie w ziemię. Zee już wiedział, że fragment, który trzyma ręka, zaraz, podobnie jak ona, zniknie w przepaści. Czy ktoś właśnie sabotował jego ruchy? W głowie usłyszał szept: Krzyczą - Nie idź. Krzyczą - Stań.
Stan: nie masz nic z ekwipunku, jedynym odzieniem jest przepaska na biodrach, która raczej przypomina kawałek szmaty, pył ogranicza widoczność, wdziera się do ust, nosa i oczu, smakuje krwią. Skóra schnie i zaczyna boleć, pojawiają się na niej niewielkie zadrapania.
Cóż za paskudnie urocze miejsce… Iglesowi coraz bardziej zaczęły doskwierać panujące tam warunki. Po kilkunastu krokach zaczął się zastanawiać, po co w ogóle się wysila. Nie wiedział przecież, czy znajdzie coś po drugiej stronie. Mógł przecież tak się przesuwać całą wieczność, a dałoby mu to coś? Lecz jedynym wyborem było zostanie bez żadnego celu. Bez sensu… Wszystko to porządnie irytowało Iglesa. Zaś pył jeszcze bardziej go denerwował. Nie wiedział czym takim mógł być. Jakaż to materia potrafi w tak okrutny sposób wpływać na skórę. Czuł się okropnie… Potrzebował wody… Czy mógłby gdzieś taką znaleźć, w tym okropnym miejscu? Dałaby ona tylko chwilową ulgę. Potrzebował całkowitej zmiany otoczenia. Obecna okolica niespecjalnie sprzyjała zdrowiu. Skoro jednak już musiał oddychać, postanowił robić to przez zaciśnięte zęby. No i szedł dalej… Nic innego mu nie pozostało… Z niemałym zainteresowaniem podziwiał spadające ciało, któremu mógł jedynie życzyć miłej drogi na dół… Mógł, ale to nie oznaczało, że to zrobił. Trochę mu było obojętne, jakie to śmieci spadają z góry, przynajmniej do chwili, gdyby coś miało spaść na niego. Coś zaczęło go obmacywać… Nie podobało mu się to. Nie należał do tych, co lubią być dotykani przez wyrastające z ziemi ręce. Zakasłał lekko, próbując zignorować ręce... l Chodzenie nie było niczym miłym. Z początku jeszcze wytrzymywał jakoś palącą ziemię i jej osuwające się fragmenty, ale gdy coś zaczęło go macać, to już była lekka przesada. Słyszał również jakieś dziwne głosy. Czyżby oszalał? Czyżby jego umysł zaczął kreować rzeczy których nie ma? Ile czasu minie, nim przybędą do niego jacyś mil, nieistniejący przyjaciele? Czy w ogóle to wszystko miało prawo istnieć? Wydawało się to takie nierealne… Możliwe, że wszystko było złudzeniem… Wszystko od momentu, kiedy to wszedł do tajemniczej krypty. Nie rozumiał nic z tego. Był wściekły... -Ja pierdolę… - dał upust swojej złości, poprzez ciche warknięcie. Głosy kazały mu stać. Nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Widząc osuwającą się ziemię mógł dojść do wniosku, że dalej też będzie się osuwać. Prędzej czy później przyjdzie mu zapewne spaść… Nie chciał tego… Temu też zatrzymał się, przytrzymując ręką ścianę. W razie czego, mógł raczej wrócić, co miał zamiar zrobić, gdyby ziemia pod jego nogami zaczęłaby się za bardzo osuwać…
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.