I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Pałac Barona Laurenca Nie Maj 10 2015, 23:27
First topic message reminder :
Posiadłość Barona znajdowała się na obrzeżach Crocus, znajdująca się koło puszczy sąsiadującej ze stolicą. Właściciel nie życzył sobie by znajdowała się w zgiełku i chaosie jakim postrzegał miasto, a prócz tego bardzo szanował bliski kontakt z naturą. Dzięki temu budynek prawie wogóle nie uległ uszkodzeniu od zniszczeń jakich zaznała stolica. Cała posiadłość liczyła sobie niecałe 5 hektarów otoczona żelaznym płotem, w stylu renesansowym. Wygląd budynku można zobaczyć na poniższym obrazku:
Prócz tego pałac otoczony jest pięknym ogrodem głównie ozdobiony rzeźbiami z żywopłotów oraz różnorodnymi gatunkami róż. Można jeszcze wspomnieć o oczku wodnym, w którym mieszkały wiele gatunków ładnie prezentujących się ryb z tyłu budynku.
MG
Dostaliście polecenie o zgłoszeniu się w rezydencji już z samego rana, gdyż wasza pomoc w organizowaniu ochrony na wieczór była wedle pracodawcy niezbędna. Baron osobiście pragnął rozmówić się z każdym z magów, a w szczególności z mistrzem Gildii Death Head Caucus, który miał osobiście zająć się opieką nad bezpieczeństwem gości, a w szczególności kuzyna króla. Prócz tego miała jeszcze przybyć dwójka najemników z owej gildii oraz jeden z członków Fairy Tail, któremu udało się jeszcze załapać tę pracę. To zadanie jest dla dwójki kaktusów niezwykłym wydarzeniem, gdyż wreszcie dane im będzie poznać, kto jest obecnym mistrzem ich gildii. Od wielu dni najemnicy żyli w niepewności, kto został wybrany na następce sprawującego słusznie tą funkcje od wielu lat, Mr. P. Dziś było dane im to poznać!
Jest godzina 8.00. Bankiet ma zacząć się o godzinie 18.00.
(Kto pierwszy ten lepszy. Brak póki co ograniczenia czasowego. Spotykacie się przed główną bramą wykonaną tak jak ogrodzenie z żelaza o 5m szerokości. Tuż za nią prowadzi ścieżka do pałacyku, gdzie widać sporą ilość służących szykujących posiadłość na wydarzenie. Obok bramy znajduje się budka strażnika. Sam strażnik wyglądał na człowieka w dość zaawansowanym wieku, jednak krzepkiej i mocnej budowie ciała. Ubrany w szary mundur i czapkę, siedzi na krzesełku czytając gazetę, wyglądając na całkiem rozluźnionego w odróżnieniu do uwijającej się służby.)
Autor
Wiadomość
Veqlimoun
Liczba postów : 20
Dołączył/a : 14/03/2015
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Wto Sie 11 2015, 23:28
-Nie pyskuj chłopcze! - powiedział tylko do zdenerwowanego ogrodnika, dając mu znać, że ten ton do niego nie pasuje. Ale nawet dobrze, że troszczy się o swoją pracę. Co prawda Veq nie brał na poważnie spalenia ogrodów, ale jeśliby było to możliwe... Zawsze jedno zagrożenie mniej. Narada wojenna nie trwała długo, ale była bardzo konkretna! Każdy na swoim miejscu! Może Gabriela ledwo co żyła, ale ona swój obowiązek już spełniła. Veqa niezbyt obchodziło co teraz zrobi, byleby nie przeszkadzała i nie odebrała mu całej chwały w chwytaniu potencjalnych zabójców. Enim, niech sobie pilnuje bramy. Wyglądał na takiego, co zna się na tym. A dziwak w okularkach... Jego egzystencja co najmniej dziwna, ale zostawił paczuszkę! Wytwarzając Scyzoryk na ręce, Veq otworzył paczuszkę, sprawdzając co w niej jest. -Bum Bumy, taaa? - mruknął pod nosem, zabierając zawartość paczuszki ze sobą. Klucz w sumie też. Zawsze się przyda... Chociaż po tym co zrobił obcokrajowiec, dało się zauważyć, że ma pewne magiczne właściwości. W głowie Veq pojawiła się krótka myśl, żeby tak zamknąć swojego przydupasa... Ale nie! Kto wtedy by go oprowadzał po pałacu?! Idąc do kuchni mógł z nim jeszcze sobie pogadać. -Więc chłopcze... Masz jeszcze coś mądrego do powiedzenia? W sumie mógłbyś coś powiedzieć o tym kuzynie króla. To król w ogóle ma kuzyna? To król w ogóle żyje? - może dziwne pytania, ale Veq nie był ogólnie poinformowaną osobą. - Z resztą nieważne... Powiedz co tam u ciebie, jak się dzisiaj czujesz? Masz już jakąś dziewczynę? Dobra, zapomnij... Nie obchodzi mnie to. - Veqlimoun idąc obserwował dzieła sztuki. - Więc jakbyś jeszcze mógł coś powiedzieć o tym szefie ochrony. Co to za typek i co będzie niby teraz robić? Opierdala się leń jeden! A gdy już dojdą do kuchni, wtedy Veq trzymając swojego przydupasa w odległości co najwyżej dwóch metrów. Jedną ręką podrzucał sobie zawartością paczuszki, a drugą zaczął sprawdzać, czy jedzenie nie jest przypadkiem zatrute, argumentując swoją powinność srebrną plakietką.
Kyle
Liczba postów : 268
Dołączył/a : 28/08/2013
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Czw Sie 13 2015, 15:38
MG
Will
Dzielny chłopiec postanowił działać szybko. Ze zręcznością łasicy postanowił upaść na podłogę metodą "barrel roll". Niestety, prędkość wystrzelonego bełta, oraz nie największa zręczność chłopaka nie pozwoliła mu na pełne uniknięcie strzału. Pocisk wbił się w lewy bark chłopaka od strony pleców, przebijając ją na wylot. Bełt jednak pozostał w ciele chłopca, wystając teraz z dwóch stron i sprawiając spory ból przy każdym ruchu ramieniem. Zamachowiec rzucił się na niego, jednakże burząca się w ciele adrenalina wraz z przewidzeniem ataku pozwoliły mu na podstawienie swojego klona w zasięg ataku, w wyniku czego zamaskowana postać została cała pokryta posoką klona. Will rzucił w niego fiolką perfum należących do Gabrieli, by wykorzystać je w celach odwrócenia uwagi napastnika, jednakże gdy tylko perfumy się rozbiły, w całym pokoju zapanowała intensywna i niezwykle przyjemna woń...Soundtrack Chłopiec zatrzymał się w czasie rzutu jak sparaliżowany. Jego oczy wpatrywały się w oczy napastnika, które widać było spod kaptura. Zakapturzona postać także wpatrywała się w chłopca, kompletnie skonfundowana. W dłoni trzymała sztylet, nogi były ugięte niczym do skoku, a cała postać ociekała jasną czerwienią krwi. Zabójcza atmosfera w chwilę zamieniła się w niewytłumaczalnie romantyczną sytuacje. Rozchodząca się po pokoju woń, powodowała przyśpieszenie akcji serca chłopaka, oraz zachowanie jego organizmu, które przypominało mu na myśl uczucia w gorących źródłach. Tylko mocniejsze. Will patrzył się na postać i na jej pomału unoszącą się dłoń. Zabójca ściągnął kaptur. Okazała się nią być nieznana mu kobieta, w krótkich brązowych włosach, ciemniejszych niż te Will'a. Z pewnością była piękna. Miała konkretnie ukształtowane kości policzkowe, piękny lekko zadarty nosek, obłędne zielone oczy z akcentem brązu i niezwykle ponętne usta. Spoglądała na chłopaka z mieszaniną zainteresowania z przerażeniem. Na czole chłopca przepłynęła strużka potu. Z nie wytłumaczalnych powodów w jego oczach, cała ociekająca krwią dziewczyna wydawała się niezwykle interesująca. Atrakcyjna woń drażniły jego nozdrza, powodując pogłębianie się efektu. Kobieta podeszła do chłopca, wypuszczając z dłoni sztylet powoli stawiając kroki. Mięśnie dłoni w jego dłoni poluzowały się, upuszczając jego rzutkę na podłogę. Dystans między dwójką zredukował się prawie do zera. Chłopiec zauważył, że miała ładną talię i szerokie biodra, oraz widoczną wypukłość biustu, który mimo obcisłego stroju był nieco widoczny. Dziewczyna kucnęła by jego twarz była na wysokości twarzy chłopca. Ich twarze były w odległości 5 cm od siebie. Mogli wyczuć swój zapach, swoje nieregularne oddechy. - Co... co się dzieje? - Wyszeptała kobiecym, nieco nieśmiałym głosem. Jej oczy pomału zachodziła mgiełka.
Veq
Kelnerzyna spoglądał na Veq'a obserwując pilnie co on takiego wyprawia. Na widok Bum Bumów, odsunął się dodatkowy krok do tyłu i zaczął nieco rozglądać się dookoła jakby szukał schronu czy coś w tym stylu. Jednakże, ponieważ nic się nie stało, uspokoił się odrobinę. Odrobinę. Kiedy szli w stronę kuchni, służący chciał odpowiedzieć na pytania, godząc się z faktem ich idiotyczności, ale nawet w tym nie mógł dojść do głosu. Kiedy już zadał pytanie i pozwolił mu "łaskawie" odpowiedzieć na nie westchnął głęboko, po czym zmarszczył brwi, jakby na coś wpadł. - W sumie... to jest bardzo dobre pytanie. Miał zająć się służbą i niemagiczną ochroną z tego co mi mówiono, a nie widziałem go nigdzie przez cały dzień. Dziwne... - Oznajmił przydupas z zastanowienie drapiąc się po brodzie. W między czasie Metal pałaszował sobie zawartość kuchni, przy licznych krzykach kucharzy, którzy z żyłami na czole, pozwalali mu na to widząc plakietkę. Co nie zmieniło faktu, że większość z kucharzy patrzyło się na niego wściekle ostrząc noże i tasaki. Jak miło... a godzina 19.40.
Stan postaci:
Will - 103MM: Lewy bark przebity bełtem, mocno boli. Ograniczone poruszanie lewym ramieniem. Odurzony wonią perfum, poruszanie się utrudnione. Uwiedziony kobietą, co utrudnia racjonalne myślenie. Veq - 100MM: Zaczyna odczuwać dziwne ścisk w żołądku i pojawiają sie niewielkie mdłości.
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Czw Sie 13 2015, 22:29
- Tsk... - czy też podobny odgłos opuścił krtań brązowowłosego, kiedy to bełt przeszył ciało chłopaczka wywołując niemałe i całkiem głośne syknięcie z bólu. Mimo wszystko chłopaczek nie mógł pozwolić sobie na jakieś wykrzyknienia dlatego też tak szybko, jak tylko zdołał - zacisnął usteczka w wąską kreskę, kontynuując swój plan w zaparte, co poskutkowało niemałymi zmianami w jego działaniach. Mimo wszystko umysł młodego Ramseya, chociaż i zamglony, w dalszym ciągu pozostawał w lekkim stanie zagrożenia. Pomimo tego, iż dziwne odczucia zaczynały władać ciałem, czy myślami chłopaczka, to ten mimo wszystko starał się myśleć jak najlogiczniej tylko potrafił, a i uspokoić bicie swojego serca, czy zwiększone ciśnienie za pomocą zaklęcia Drop (D), które to rzuciłby na siebie, licząc, że pomoże to odzyskać względny rezon sytuacyjny. Mimo wszystko spojrzenia chłopaczka mimowolnie błądziły po ciele, figurze, czy też ogólnie pojętym całokształcie kobiety, zaś móżdżek młodego Willa nasuwał wszelkiego rodzaju wspomnienia z gorących źródeł, a i mnogie wizje, które to odpowiadały wyobrażeniu dopiero co upieczonego nastolatka. - C-Co... K-Kim jesteś? Po co... tsk. - wydukał tylko, a jego twarzyczka przybierała mimo wszystko czerwony odcień, próbując się odsunąć od kobiety, jakby przerażony tym, co może się wydarzyć, a tym co pozostawało dla Williama nieznane. Dlatego też prawdopodobnie, mimowolnie szturchnąłby przemęczoną Gabriellę, jakby licząc, iż ta oprzytomnieje i jakoś dopomoże Ramseya w jego poczynaniach. Im bliżej kobieta by się znajdywała tym bardziej Will próbowałby się od niej oddalić, czy też odepchnąć brązowowłosą, a przestrach wywołany wizją dość nieczystych wyobrażeń skutkowałby jak gorący kubeł, który to kumuluje się mimo wszystko, aż za każdym razem doprowadza do ów kumulacji. Ponadto - gdyby karzełkowi udało się jakoś dostać do okna, bądź drzwi - z pewnością otworzyłby te, pozwalając sobie na zaczerpnięcie świeżego powietrza. Byle tylko odzyskać względną kontrolę nad sobą, a tą jednak nad swoim ciałem w jakimś stopniu posiadał.
Veqlimoun
Liczba postów : 20
Dołączył/a : 14/03/2015
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Sie 14 2015, 17:28
To jedzenie było dziwne… To wszystko było jakieś dziwne… Ci kucharze… Ostrzyli noże, a jedzenie przez nich zrobione było chyba zatrute... Wszystkożernego Veqa nie boli od tak brzuch, zwłaszcza po takim zwykłym jedzeniu. Ceuntaliwontirewiantiusen spojrzał na kelnerzynę, a potem na kucharzy. I nagle zrozumiał… Oni wszyscy byli tutaj zabójcami… Cały ten pałac został przygotowany na idealny zamach! Tak z pewnością! Ból w żołądku dobrze o wszystkim mówił. Prawdopodobnie Veqlimoun odkrył cały spisek! A dowody były na talerzach! -To żarcie… Wy wszyscy… - mówił machając, grożąco palcem. Był pewien swego. A wszystkiego inicjatorem pewnie był sam szef ochrony, albo sam baron! Tak! Już znał cały ich plan! Zaś sami magowie zostali wynajęci, aby zrzucić na nich potem całą winę… To miałoby sens… – Chłopcze – zwrócił się do kelnera. – Nie ufaj nikomu… i znajdź szefa ochrony… Ja zatrzymam tych tutaj! I poinformuj Enima, żeby nie wpuszczał żadnych gości! Biorąc pod uwagę wcześniejszą reakcję chłopaka na bum bumy, Veq domyślił się, że muszą być czymś niebezpiecznym. Cholernie niebezpiecznym… Wystarczająco niebezpiecznym, by zneutralizować wszystkich zabójców w kuchni! Brak potencjalnego zagrożenia, to brak jakiegokolwiek zagrożenia. Wcześniej tylko przemienił swoje ciało w stal (B), a następnie sięgnął do kieszeni i pieprznął bum bumem w ostrzącego tasaki kucharza. Od razu upadł na ziemię, by siła wybuchu jak najmniej na niego działała. Jeżeli miał więcej bum bumów, to więcej ich rzucił. Potem wstał i wyjął z kieszeni białe rękawice z ćwiekami… Powoli założył je na dłonie… On już wszystko wiedział… Wystarczyło jedynie poinformować o tym mistrza… Tylko gdzie on jest?
Kyle
Liczba postów : 268
Dołączył/a : 28/08/2013
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Sie 14 2015, 19:53
MG
Dzisiejszy odpis sponsoruje firma magic&demolition,
Veq
Kelnerzyna spojrzał się na Veq'a, myśląc, że to jakiś kolejny jego żart, ale gdy zobaczył dokładnie jego twarz, kwaśny grymas zsunął mu się z twarzy. Przełknął ślinę, po czym wybiegł z kuchni. Kucharze, zaś patrzyli się na maga z mieszaniną strachu i niezadowolenia, jednakże to pierwsze zdecydowało przybrało na sile, kiedy mag najpierw stał się nieco srebrny, a potem rzucił puszkowatym przedmiotem w jednego z kucharzy, około 5m od niego. Kucharz być może wiedziony instynktem, bądź naturalnym strachem uciekł w bok od rzuconego przedmiotu, który to uderzył z dużą siłą w ścianę i... eksplodował. Siła wybuchu była tak duża, że kucharz, który wcześniej odsunął się z ogromną siłą poleciał w drugą ścianę kuchni, przy bardzo nieprzyjemnym dźwięku łamanych kości, zaś inni ludzie automatycznie upadli na ziemię, jednakże i tak zmiotło ich w kierunku przeciwnym od wybuchu, rozrzucając całą żywność, oraz sprzęt kuchenny po całym pomieszczeniu. Metal także oberwał siłą wybuchu, która rzuciła go z grzmotem o ścianę. Nie byłoby to dla niego jakiś większy problem, może nieco ogłuszony, ale zaklęcie mocno osłoniło ten wybuch... jednakże gorzej było z kieszenią chłopaka, która wybuchła z siłą znacznie większą niż poprzednia eksplozja. W czasie poprzedniego wybuchu, drugą bombę z paczki miał w ręce, która upadła mu gdzieś w czasie odrzutu, ale wyglądało na to, że pozostałe dwa w wyniku dużego impactu, odezwały się w skowycie ognia i wybuchu. Metal z krzykiem został rzucony w sufit, który dodatkowo eksplozja spowodowała zburzenie, lądując w jednym z pokoi służby. Wylądował on na trzymającym się kawałku podłogi, jaka tu została. Pech, a może szczęście spowodowało, że... był to pokój w którym znajdował się Will, ale o tym za chwilę. Veq gdy tylko wylądował "bezpiecznie" wypluł z ust czarne skrzepy krwi, połączone z wymiocinami. Czuł, że jego lewa noga jest mocno zraniona, a w ciele mogło dojść do paru złamań. Gdyby nie zaklęcie, które utrzymywało się na chłopaku, pewnie już wąchałby kwiatki z drugiej strony. Nie wiedzieć czemu, ale mimo zapewne bolesnych, ale on nie był w stanie dobrze stwierdzić, obrażeń, wyczuwał przyjemną woń, która przypomniała mu Gabirele i obudziła pewnego mniejszego Metala w spodniach maga.
Will
Chłopakowi udało się uspokoić bicie swojego serca, przez co mógł się jako tako poruszać. Gabriela spała jak zabita i zdawało się, że nawet olbrzymia eksplozja nie byłaby w stanie ją wybudzić. Chłopak z bolącym barkiem, wiedziony instynktownie przez kobietę, która to zbliżała się do niego pomału, zaczął odsuwać się od niej idą do tyłu. Wiedział, że za nim znajduje się okno. Jeżeli da radę się jeszcze trochę odsunąć, da radę je otworzyć. Tylko parę kroczków. Niespodziewanie kobieta, pochyliła się do chłopaka, ujmując jego twarz w swoje dłonie i przysunęła swoje usta do jego. Już miał nastąpić akt miłosny, kiedy(tu przerywamy soundtrack tym!) nastąpił wybuch, który odrzucił Willa na ścianę obok okna. Dziewczyna wystrzeliła w górę wraz z szafą oraz łóżkiem Gabrieli i po chwili spadły w ogromną dziurę w podłodze po wybuchu. Mimo odrzutu po wybuchu, oraz bolących uszu od wysokiego natężenia dźwięku, zdołał usłyszeć i zobaczyć, krzyczącego maga Death Heads Caucus, który wyleciał z podłogi, a raczej z dolnego piętra wraz z eksplozją i wylądował przy ostałej części podłogi, koło drzwi. Z dołu słychać było krzyki ludzi, jakby ktoś się palił, co było prawdą. Gdy Krwawy Chłopiec spojrzał w dziurę zobaczył część martwych, część rannych i poparzonych oraz część ciągle płonących kucharzy, którzy krzycząc próbowali robić cokolwiek produktywnego, żeby przeżyć. Większość z nich posiadała śmiertelne rany. Kuchnia była kompletnie zniszczona, ściany w pomieszczeniu ledow sie trzymały. W środku znajdowały się dwa kratery, jedna z nich dobiła sie najwyraźniej do wodociągów, gdyż wypływała z niej spora struga wody pod ciśnieniem. Zauważył swoją prześladowczynie, która była przygnieciona gruzem. Zdołał zauważyć, że coś wbiło się jej w potylice przy upadku i wystawało jej z czoła. Nie żyła. Gabriela zaś, wygrzebała się z gruzu i kawałów drewna, jakie ją przygniotły i zaczęła sie zataczać ogłuszona. Wyglądała na mocno poobijaną i dość oparzoną, ale żyła. Sytuacja wyglądała... w sumie jak może wyglądać sytuacja, po eksplozji dwóch, a nawet nie, trzech bomb?
Stan Postaci:
Will - 96MM: Lewy bark przebity bełtem, mocno boli. Ograniczone poruszanie lewym ramieniem. Odurzony wonią perfum praktycznie zanikło. Uwiedzenie kobietą, zastąpione ogłuszeniem po wybuchu. Brzęczy w uszach, lekko oparzone nogi. Bolą plecy od odrzucenia w ścianę.
Veq - 80MM: Poważnie ranna lewa noga. Mocno krwawi i wbiły się w nie kawałki metalu ze skóry i z bomb. Potłuczone całe ciało, normalnie bolałoby strasznie, gdyby nie Butt Monkey. Połamana lewa noga i parę żeber. Brak jednego zęba. Mocno oparzona lewa część ciała, reszta ciała średnio oparzona. Bardzo mocno ogłuszony, brzęczy Ci w uszach. Lewa ręka poharatana przez wbite kawałki metalu, krwawi, ale nie przebiło, żadnych naczyń krwionośnych. Połamane parę palców u rąk. Utrudnione poruszanie lewą ręką i ramieniem. Mdłości zanikły, lub po prostu są niczym w obecnym stanie.
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Sie 14 2015, 22:49
- ...kh..e..khe... - wymamrotał, czy też może raczej wykaszlał William niedługo po tym, jak siła wybuchu cisnęła nim o ścianę, przyprawiając tym samym chłopaczka o niemały ból pleców, czy może bardziej dotkliwy ból... nóg? Dlatego też w celu odbudowanie poparzonych tkanek, czy też wyniszczonej skóry po potencjalnym wyciągnięciu bełta - brązowowłosy zastosowałby zaklęcie Regeneration, aby podleczyć się, a przy okazji spróbować zlokalizować położenie Gabrieli, aby następnie spróbować w jakiś sposób ocucić słowami kobietę. W myślach tliło mu się mnóstwo scenariuszy tego, co mogło zajść, jednak karzełek wolał aktualnie nie myśleć o tych wszystkich scenariuszach i skupić się na obudzeniu - miał nadzieję, że jeszcze żywej pokojówki. Bo nie mogli wszyscy umrzeć przez niego, nie? - N-Nic pani nie jest? P-Pani Gabrielo? - dopytywałby się tylko William, by asekuracyjnie spróbować ocucić jakoś kobietę, bo mimo wszystko sam wątpił w to, że ogarnie zaistniałą sytuację.
Veqlimoun
Liczba postów : 20
Dołączył/a : 14/03/2015
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Sob Sie 15 2015, 04:09
Tak to już jest, gdy nieświadomej osobie wpadną w ręce rzeczy, których nieświadomi używa. Bo pieprzony kelnerzyna nie powiedział jaką to gówno ma taką siłę rażenia. Pewnie on też jest z nimi w spisku... Lekkie zaskoczenie wybuchami… Ale warto było… Jak coś robić, to z rozmachem! Zagrożenie częściowo wyeliminowane, można działać dalej… Veq spróbował wstać, ale to okazało się nie być takie łatwe. Złamana noga, poraniona jak cholera… Nie, to za dużo. Nawet jak na kogoś takiego jak on. Nie był już w stanie tego dalej kontynuować. Powoli podsunął się pod jakąś nie zawalającą ścianę, opierając się o nią. I to by było chyba tyle. Uśmiechnął się tylko spoglądając na Willa. Może by mu coś powiedział, ale nie miał na to już siły. Jedynie zamknął oczy i pochylił głowę. Potrzebował chwilę odpocząć… Zaraz na pewno mu przejdzie…
Kyle
Liczba postów : 268
Dołączył/a : 28/08/2013
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Sob Sie 15 2015, 22:12
MG
- Szczoo?! Szczo się zzzieje? - Wydukała Gabriela, wywracając się na podłogę kuchni, wcześniej wykonując niezgrabny piruet. Ci co jeszcze żyli tam na dole, próbowali ratować siebie, bądź tych co dało się ratować, spychając między innymi płonących do strumienia wody. Zamieszanie ogarnęło chyba cały pałac, bo ludzie z ogromnej dziury, gdzie kiedyś były drzwi na korytarz zaczęli przybiegać z chęcią pomocy. Niestety, nieszczęścia był ciąg dalszy. Pamiętacie czwarty Bum Bum? Około 4 metry od Gabrieli i praktycznie obok zwłok zabójczyni, eksplodował z siłą poprzednich, rozwalając już chyba doszczętnie sprzęt kuchenny jaki mógł tu zostać. Ci co zostali w środku, nie przeżyli. Ściany zaczęły się zawalać, co stwarzało zagrożenie dla Veqa i Willa, którzy byli nad kuchnią. Will, którego znowu nieco odrzuciło od wybuchu, ale już nie stała mu sie większa krzywa, kiedy znów zajrzał na dół ujrzał Gabriele, która utworzyła dziwną, kaleką formę tarczy z... dziesiątek szczotek i mopów. Niestety tarcza ta szybko sie rozpadała, a ona leżała oparzona i połamana pod ścianą koło szybów. Wstała z trudem, kaszląc przez dym i pył tworzonym od płonącej się kuchnii. Po chwili jedna z kuchenek zaczęła syczeć, a ogień zaczął się znacznie szybciej rozprzestrzeniać. To była kuchenka gazowa. W kuchni były jeszcze dwie takie. Gabriela krzyknęła przerażona, a następnie z trudem weszła do szybu, prowadzącego do sali balowej. Zapewne chciała się uratować tą drogą. Jednakże... - GHAAAAAAAAA!!!!!! - Jazgot przypominający dość odlegle kobiecy wydobył się z szybów. Najwyraźniej pułapka zadziałała. Will zdążył tylko dostrzec strużki krwi, wydobywające się przejścia do szybów. Potem nastąpił błysk, a po nim huk, tak olbrzymi iż zdawało się, że świat zawala się na głowę Willa i Veqa.
Will czuł, że uderza o coś mocno plecami, czuł jak coś pęka w nim, sprawiając nieziemski ból. Potem czuł jakby nieznana siła spychała go w dół. Najwyraźniej spadał, gdyż po chwili poczuł kolejne uderzenie w plecy. Nieprzyjemny chrząst. Spazm nieopisanego bólu. A potem nastała ciemność...
Sprawa u Veq wyglądała podobnie, jednakże wraz z błyskiem i hukiem, które dobiegły do zmysłów umierającego maga, poczuł on także silny chwyt ramienia, który zepchnął go gdzieś. Nim wybuch go kompletnie ogłuszył, zdawało mu się słyszeć: - Źli, Źli, niegrzeczni, uciekać!
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Gru 30 2016, 13:23
MG
Odrestaurowany pałacyk Barona wyglądał całkiem dobrze biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno był w połowie spalony do fundamentów. Jednakże to nie zniechęciło właściciela do przywrócenia swojej posiadłości do stanu. Oraz zwiększenia ochronny. Pałacyk zamiast żywopłotu posiadał teraz około 3 metrowy ceglany mur, z metalowymi kolcami na samej górze. Co około 10 metrów znajdowały się Lacrymo-kamery kontrolujące teren wokół posiadłości. Brama główna zdawała się być bez zmian: żelazna, z wykonanym na niej wzorem rodowym barona. Koło brama stała szara budka strażnika, a obok niej krzesło na którym siedział sztywno strażnik: wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w szary uniform. Udawał obecnie, że czyta gazetę, tak naprawdę obserwując wokół okolice, co było oczywiste do zauważenia, jak tylko mu się przyglądnąć na chwilę. Wyglądał na bardzo zestresowanego.
(Ogólnie spotykacie się pod bramą, przychodzicie na miejsce w kolejności odpisów. W razie pytań piszcie mi na PW, a jakby co to wygląd pałacu macie w pierwszym poście.)
Nimue
Liczba postów : 194
Dołączył/a : 05/03/2013
Skąd : Gniezno.
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Gru 30 2016, 15:05
Pierwsza misja po wielkim treningu Nimue. Teraz, to dopiero będzie mogła się bawić! Może spotka jakieś interesujące osobowości, albo nabierze nowych umiejętności? Idąc do Crocus, była cała rozpalona. Mimo że misja nie wydawała się z początku trudna, lub pełna walk. Przynajmniej tak się jej myślała. Jak będzie zobaczy dopiero później. Włosy miała związane zieloną wstążką w kucyk. Niektóre włosy, które niezdarnie wychodziły jej z kitki, włożyła za ucho. Chciała, żeby chociaż jej fryzura wyglądała w porządku. Idzie do pałacu barona i miałaby się nie przygotować? Co prawda, jest Nimue, ma swoje przyzwyczajenia, ale musi chociaż wyglądać na normalną. W końcu zauważyła pałac, oczy się jaj zaświeciły. Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha. Dotarła przed bramę, przez ułamek sekundy podziwiała posesję. Chwilę później spojrzała na strażnika. Wydawałoby się, że nie mogła uśmiechnąć się jeszcze szczerzej, a jednak zrobiła to. - Dzień dobry - odezwała się miłym głosem - Jestem Nimue Darksworth, czarodziejka gildii Lamia Scale i przybyłam bawić się z synem Barona Laurenca. Z początku chciała wydawać się poważna. Musiała zrobić dobre pierwsze wrażenie. Nikt nie może mieć wątpliwości, apropo Lamia Scale. Chciała pokazać siłę gildii, zaczynając od takich małych zadań i jej remontu. Nie wydawało się jej to niczym dziwnym. Po prostu chciała pokazać wszystkim, że nawet Lamie posiadają świetnych, uzdolnionych magów i nikt nie powinien mieć apropo tego żadnych wątpliwości. Pokaże to wszystkim magom, którzy będą spoza gildii!
Eileen
Liczba postów : 116
Dołączył/a : 01/12/2012
Skąd : Z Varszavy
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Gru 30 2016, 15:19
Wysoka dziewczyna, której garderoba w tym właśnie dniu składała się wyłącznie z czarnych i białych ubrań, szła sprężystym krokiem w kierunku bramy prowadzącej na teren ogromnej posiadłości. Większość ludzi pewnie czułaby się onieśmielona, ale nie Eileen. Nie łatwo było wzbudzić w niej to uczucie. Budynek i ogrody roztaczające się przed nią może i były duże, ale trzeba czegoś więcej niż rozmiaru, by wzbudzić w niej jakieś silne emocje. Nawet myśl o przebywającej w środku arystokracji nie wprawiała jej w zdenerwowanie. Z ludźmi ich pokroju miała doczynienia całe życie, więc nie było się czego obawiać. Zbliżając się tak ku pałacowi, pogwizdywała wesoło i uważnie obserwowała okolicę. Jej kroki były energiczne, a stukot czarnych obcasów niósł się cichym echem, akompaniowany delikatnymi uderzeniami laski o ziemię. Dziewczyna podpierała się nią jakby od niechcenia. Jaki ładny dzień, pomyślała poprawiając cylinder na głowie. W sam raz, żeby gdzieś namieszać. Uśmiechnęła się sama do siebie, swoim można rzec firmowym (drapieżnym) uśmiechem i zwolniła kroku. Teraz stała już niecałe dwa metry od bramy i rozglądała się ciekawsko. Jakaś budka, jakiś strażnik, jakieś róże. Swoją drogą były to bardzo ładne róże. I jakaś dziewczyna. Była niższa od Eileen, miała długie włosy i zagadywała do strażnika. - Witam! - Odezwała się, ruszając w stronę nieznajomej. Przywitanie powiedziała na tyle głośno by na pewno zwrócić na siebie uwagę. - Nazywam się Eileen. Eileen Pendragon - tu wykonała elegancki ukłon, zdejmując jednocześnie z głowy cylinder. Ze środka wyszła brązowa tarantula, również się ukłoniła i wróciła do kapelusza.
Ozzy
Liczba postów : 14
Dołączył/a : 04/12/2016
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Sob Gru 31 2016, 22:18
Cóż za piękny i uroczy dzień! W końcu jakaś misja! Od tak dawna nie ruszał się z tych lodowych gór, że aż zapomniał co to znaczy ciepłe słońce! Ubrany był w praktycznie chłopięcy sposób, gdyż miał na sobie niebiesko-żółtą kurtkę z czerwonym zamkiem, króciutkie szorty i czerwone tenisówki z białymi kółkami. A na głowie miał zaś swojego ukochanego kraba Andrzeja, który miał na głowie małą czapkę bejsbolówkę, którą zabrał jednej z zabawek, którymi się kiedyś bawił. Gdy tylko zobaczył pałac ogarnęła go euforia! Nigdy nie widział tak ogromnego budynku, a tym bardziej, że na wyspie nie było takich rzeczy, a nigdy nie było mu dane po takim biegać! Ciekawe jak duży budynek był w środku! Jeszcze jakieś dwie osoby, świetnie będzie miał kompanów do zabawy! Gdy tylko spojrzał na obie od razu rozpoznał Nimue, z którą już wcześniej rozmawiał w gildii. - Cześć Nimu! - powiedział wyglądając zza wyższej dziewczyny, które praktycznie nie znał. Spojrzał jak Eileen się wita i pokazuje tarantulę, od razu aż mu serce zabiło mocniej... Jakie to było fajne! Ściągnął Andrzeja z głowy i popatrzył na niego - Może też powinienem nosić kapelusz i będziesz tak z niego wyskakiwał? - zaraz po tym pomachał do strażnika - Ja też do panicza przyszedłem - dość niewinnie powiedział. Znowu spojrzał na dziewuszkę od tarantuli i wyciągnął do niej rękę - Jestem Ozzy! -
Sonia
Liczba postów : 208
Dołączył/a : 24/11/2013
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Sro Sty 04 2017, 03:24
Sonie została wysłana bardziej z przymusu, niż chęci, by nawiązać dobre relacje z Baronem. Nie był on mocno wpływowy, jednak ostatnimi czasy dla Rady każdy arystokrata zdawał się być na wagę złota w wewnętrznych przepychankach. Zwłaszcza po ostatnich problemach, które wywoływały gildie magiczne i rosnące niezadowolenie zwykłych ludzi. Zdobywanie zaufania arystokratów było pewną drogą do celu. Odetchnęła głębiej. Przed bramą do pałacyku zebrała się już spora grupa magów. Najwidoczniej też zostali wyznaczeni do umilania czasu paniczowi, dlatego podeszła do nich bliżej i przywitała ich uprzejmym, promiennym uśmiechem, lekko kłaniając się im, gdy była nieco bliżej. Miała ze sobą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami do komunikacji, jednak na razie wolała nie wyjmować notesu. Mogli się obyć bez tego, przynajmniej na razie. Podeszła do budki strażnika i przekazała mu krótki list od pana Berkleya, wyjaśniający jej obecność na włościach Laurenców i czekała, aż pozwolą im wejść do środka. Co prawda miała jeszcze inny cel, niż tylko polepszanie stosunków między Radą a Arystokracją, ale miała nadzieję, że nie będzie musiała pisać raportu z kontroli magicznej i zaleceń w stosunku do magów. Ostatnio tego jej przybyło...
Rin
Liczba postów : 136
Dołączył/a : 04/02/2016
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Pią Sty 06 2017, 22:47
Przyszła na miejsce nie znając oczywiście nikogo z tutaj zebranych. Doszła do wniosku, że mogła najpierw wstąpić do magicznego i kupić sobie swój wymarzony ekwipunek. Była przekonana, że wywarłoby to lepszy efekt. No trudno, będzie musiała sobie poradzić bez tego. Przybyła w letniej sukience ze swoim płaszczykiem oczywiście. Zauważyła już jakiś tłum, stanęła więc najbliżej bramy i popatrzyła na strażnika, grzecznie się uśmiechając. Nie mogła się ukłonić, bo nie wiedziała jak, a próbować nie chciała, bo pewnie wyszłoby jej to gorzej niż by chciała. Dlatego stała tam, czy może raczej lewitowała. Ostatnio coraz rzadziej dotykała ziemi, a raczej unosiła się delikatnie nad nią. Gdyby założyła długi płaszcz, wyglądałaby jak duch. Z pewnością.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Pałac Barona Laurenca Wto Sty 10 2017, 22:42
MG
Strażnik wstał gwałtownie gdy Nimue podeszła do niego. Gazetę wypuścił z rąk i sięgnął zza pazuchę z którego wyjął złożoną kartkę. Drżącymi rękoma rozłożył ją i następnie przerzucał spojrzenie z kartki na dziewczynę, i z powrotem. Nic nie odpowiedział, na przywitanie. Kiedy przybywały coraz to nowe osoby, znerwicowany strażnik nic im nie odpowiadał, jedynie z coraz większą intensywnością sprawdzał twarze nowo-przybyłych na papierze, gdzie prawdopodobnie znajdował się opis każdego z osobna, a przynajmniej wszystko na to wskazywało, ponieważ kiedy przyszła Eileen bardzo się zaniepokoił jej... siwą brodą oraz szpiczastą czerwoną czapeczką niczym u skrzata. Ostatecznie jednak udało mu się z dostrzec podobieństwo z opisem. Od Sonii wziął kopertę i bardzo szybko ją otworzył czytając zawartość. Na jego czole pojawiła się spora zmarszczka, a na twarzy zagościła krzywa mina, kiedy czytał o obecności Sonii. Westchnął ciężko, po czym wrócił do upewniania się, że wszyscy są. - Dobrze. Więc jest was pięciu? Pięciu magów prawda? Wszyscy do Panicza? Świetnie, idziecie ze mną. I żadnych problemów mi tu nie robić! Baron po ostatnim wypadku jest niezwykle wrażliwy kiedy magowie chodzą po jego włościach. Zwłaszcza Ci z Fairy Tail i Death Head Caucus. Przeklęci Najemnicy, niech się cieszą, że nie zostali rozwiązani, bo nie było dowodów na to, kto wywołał całą tą eksplozje! No nic. Idziecie za mną. Mam nadzieję, że jesteście wszyscy magami? Takimi z ciała i kości? - Powiedział głosem sugerujący na niższy tenor, jednakże ciężko było określić przez lekko drżący głos i wszelako pojęte zestresowanie z jego strony. Jakby naprawdę coś mocno go niepokoiło. A może to po prostu taki styl bycia? Kto wie... Strażnik podszedł do bramy, stając do niej przodem i kiwnął głową porozumiewawczo z... kimś lub czymś, nie wiadomo. Cokolwiek to było brama otworzyła się, wpuszczając wszystkich do środka. Łysy machnął w do was i następnie ruszył szybkim tempem w kierunku posiadłości. Na podwórzu widać było nowo-zasadzone rośliny, które dość dobrze radziły sobie w tym co robiły. Czyli w rozroście. Widać było niewielkie ślady pozostałych zniszczeń po ostatnim razie. Słyszeliście o tym(albo nie), że w jakimś pałacyku barona w czasie bankietu, ktoś wysadził i podpalił połowę budynku. Wyglądało na to, że całkiem nieźle sobie poradzili z odbudową, choć wokół jeszcze były ślady spalonej ziemi i raz na jakiś czas niedopatrzony kawałek gruzu. Mimo tego, wyglądał prawie jak nowy. Poprowadzeni zostaliście nie przez główną bramę, lecz od zaplecza. Następnie dostaliście się przez kuchnie, w której o dziwo nikogo nie było, potem weszliście na korytarze służby, aż dotarliście do... całkowicie nie pasujących do otoczenia stalowych drzwi. Gdy tylko zbliżyliście się do nich, zauważyliście, że nie było ani klamki, ani niczego co pozwalałoby na otwarcie drzwi w konwencjonalny sposób. Mimo to, tak samo jak brama, otworzyły się z niskim dźwiękiem opuszczanych rygli. Za nimi były schody które prowadziły w dół, a tam pomieszczenie z czymś co można by było uznać zza właz do schronu przeciw atomowego(około 10 m średnicy, jest w kształcie koła). Widniał na nim napis:
Pokój Panicza
- Tak dla całkowitej pewności... NA PEWNO jesteście magami? - Spytał się po raz kolejny strażnik, mocno akcentując swoje pytanie. Mimo to patrzył się na nich nerwowo oraz z pewną dozą niezadowolenia. Nawet nie starał się tego ukrywać. Może nie mógł?
Stan postaci:
Eileen - Niegrzeczny: Na głowie Eileen pojawia się czerwona czapeczka skrzata, której nie może zdjąć oraz wyrasta jej siwa broda do mostka. Chce jej się marudzić wyjątkowo dużo i często siorbie nosem.(nie napisałaś w poście, że masz ze sobą rózgę, ani nigdzie nie widzę jej w ekwipunku. Tak więc masz stan niegrzecznego.)
(Przepraszam za spóźniony odpis, będę trzymał terminów. A teraz termin to 48h od ostatniego odpisu.)
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.