I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Imię:Kagome Dziewczyna szybkim ruchem pochwyciła eleganckie, białe pióro, z drapieżnym uśmiechem na ustach umoczyła stalówkę w kałamarzu i zaczęła wodzić ostrym końcem narzędzia po rozłożonym przed nią pergaminie. Piękne, cienkie litery stawały równo obok siebie, tworząc imię: Eileen
Pseudonim: Przerwała na chwilę i w zamyśleniu obserwowała napisane przez siebie słowo. Zastanawiała się czy nie wstawić może jednego ze swoich licznych „przezwisk” pomiędzy imię, a nazwisko lecz szybko zrezygnowała z owego pomysłu. Najzabawniejszym było chyba Wiedźma, ale dziewczyna pomyślała sobie, że nie w porządku byłoby psuć właścicielowi hotelu niespodziankę. A nuż, może sam z siebie odkryje jak najczęściej wołają na nią inni?
Nazwisko:Idane Powróciła więc do pisania i już po kilku sekundach na papierze widniało nowe słowo. Podobnie jak imię, napisane zostało z dużą ilością zawijasów i pochyleń, a przeczytane brzmiało: Pendragon
Płeć: Kobieta
Waga: 52kg
Wzrost: 172cm
Wiek: 19 lat
Gildia: Eileen dużo już słyszała o tak zwanych gildiach magów, jednak nigdy nie pociągała jej wizja działania dla wspólnego dobra. Zwłaszcza jeśli miałaby współpracować z jakąś dużą i kompletnie nieskoordynowaną grupą nieznajomych. Nawet w przypadku typowo antagonistycznych organizacji, które przecież w pewnym sensie wyznawały podobną co ona filozofię, nie przekonywały jej do końca ich motywy i założenia. Dlatego na razie woli zostać samotnikiem. Istnieją jednak plotki, że ma na oku grupę ludzi, z którymi byłaby w stanie się zrzeszyć…
Miejsce umieszczenia znaku gildii: ---
Klasa Maga: 0
Wygląd: Eileen od zawsze była wysoka i chuda. Może nawet za chuda. W dzieciństwie nie rzucało się to tak w oczy, ponieważ zdecydowana większość dziewczynek do pewnego wieku bardziej przypomina drewnianą tyczkę niż inną kobietę, a nabiera kształtów dopiero w okresie dojrzewania. Oprócz tego, gdy ktoś mieszka na ulicy, nikogo raczej nie dziwi jego mizerny wygląd. I choć nie można odmówić Eileen pewnych typowo żeńskich przymiotów, to mimo wszystko znajduje się gdzieś pomiędzy górną, a dolną granicą przeciętności jeśli chodzi o fizyczną atrakcyjność. Ze względu na swoje długie nogi i ręce oraz specyficzny – płynny i szybki - sposób poruszania się, przypomina ogromnego pająka o patykowatych kończynach. Wizerunku dopełniają niedowaga dziewczyny, a także budowa jej ciała. Prawdopodobnie gdyby w przeszłości nie musiała restrykcyjnie porcjować swoich zapasów żywności, nie nabrałaby nawyku jedzenia w małych ilościach. Niestety przez długi czas zmuszona była do trzymania przymusowej diety, czego efekty widoczne są dzisiaj. Delikatnie wystające to tu, to tam kości, między innymi kręgosłup oraz biodra sprawiają, że w oczach niektórych, Eileen przypomina zjawę. Ubiera się elegancko. Wyłącznie czarna, szara lub biała garderoba, której elementy wykonano z miękkiego jedwabiu, a na którą najczęściej składają się: starannie zaprasowane w kant spodnie, frak z mankietami zapinanymi na trzy srebrne guziki oraz koszula z żabotem. Czasami zdarza jej się założyć długą do kostek, zwiewną pelerynę ze sztywno postawionym kołnierzem. Robi to jednak bardzo rzadko, bo ów dodatek – choć niewątpliwie piękny – plącze się wszędzie i najczęściej tylko przeszkadza w codziennych czynnościach. Na stopach nosi – czarne jak reszta jej klasycznego ubioru – szpilki, pokryte delikatnym zamszem. Ponieważ są to buty na wysokim obcasie, dziewczyna dorównuje w nich wzrostem niejednemu mężczyźnie. Dodatkiem, o jakim warto wspomnieć jest laska. Dziewczyna w trakcie swojego pobytu w Bosco miała wiele okazji, by podpatrzeć życie miejskiej elity i jest to jedna z rzeczy, które wyjątkowo jej się spodobały. Ten wykradziony przez nią przedmiot, wykonany z kruczoczarnego drewna, polakierowany i kryjący w sobie najwspanialszą według Eileen broń, jest kolejną rzeczą, bez której nigdzie się nie rusza. Spod wysokiego, czarnego cylindra (z którym podobnie jak z laską, nigdy się nie rozstaje) wylewa się kaskada gładkich, prostych włosów tego samego koloru. Ścięte na boba, w najdłuższym miejscu sięgające Eileen do ramion i połyskujące subtelnie, bardzo dobrze podkreślają jej jasną cerę i wchodzą z nią w kontrast tak mocny, że dziewczyna wydaje się jeszcze bledsza niż jest naprawdę. Jej czoło przysłania idealnie równo ścięta grzywka. Z twarzy natomiast wygląda nawet sympatycznie, choć czai się w niej cień nieprzewidywalności, wynikający zapewne z „zawodu” jakim jest bycie Tricksterem. Bystre, nieco skośne, fioletowe oczy bacznie obserwują otoczenie w poszukiwaniu nowych ofiar żartów i przekrętów dziewczyny. Wąskie usta formują się w uśmiech, który może i na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie miłego lub uprzejmego lecz w rzeczywistości aż bije od niego drwina i pewna sadystyczna złośliwość. Ostre rysy twarzy, wydatne kości policzkowe, mocno zarysowany podbródek – to wszystko nadaje dziewczynie swego rodzaju uroku. Jest to ten specyficzny typ urody, który dopiero z czasem łagodnieje w oczach nieznajomych i mało kto docenia go od razu, przy pierwszym spotkaniu.
Charakter: W przypadku niektórych ludzi już po samej twarzy można określić ich charakter. Eileen nie stanowi tu wyjątku. Jej leniwy uśmiech i lekko lekceważące spojrzenie bardzo jasno mówią, jak obojętny ma stosunek do tych, którzy na co dzień znajdują się w jej otoczeniu. Od czasu do czasu jednak zdarza jej się poznać kogoś, kto jest „inny”. Najprościej byłoby powiedzieć, że są to ludzie, którzy czymś się wyróżniają i niekoniecznie chodzi tu o wygląd. A ponieważ dziewczynę z jakiegoś tajemniczego powodu wszystko co niezwykłe i osobliwe przyciąga do siebie, tacy ludzie mogą liczyć na specjalne traktowanie. Bo o ile Eileen dla własnej uciechy i rozrywki wykorzystuje każdego kto wpadnie jej w ręce, tak wobec osób „uprzywilejowanych” jest lojalna i uczciwa. Naturalnie pojęcie zdrady nie jest jej obce i jeżeli sytuacja by tego wymagała, nie zawaha się odwrócić plecami do dotychczasowych towarzyszy czy przysłowiowo wbić im nóż w plecy. Jednak nawet ktoś o tak pokrętnej moralności – o ile w ogóle można tu o takim zjawisku mówić – ma pewne poczucie honoru, w związku z czym nigdy nie postąpiłaby w taki sposób wobec kogoś, kogo uważa za cennego sprzymierzeńca lub też - jak niektórzy to określają - przyjaciela. Nie oznacza to wcale, że nie robi sobie z owych „uprzywilejowanych” żartów albo, że nie wykręci im czasem jakiegoś numeru. Warto też dodać, że takich osób jest bardzo, bardzo mało i Eileen jest w stanie policzyć je na palcach jednej ręki. Oprócz swojego upodobania do siania zamętu wśród ludzi, cechuje ją także ogromny spokój, który potrafi zachować nawet w obliczu wielkiego zagrożenia. Lata spędzone na ulicy nauczyły ją opanowania w niemal każdej sytuacji, dzięki czemu jest w stanie pozostać trzeźwa na umyśle, gdy inni tego nie potrafią. Jedynym co może wytrącić ją z równowagi jest porażka lub jej wyraźne ryzyko. Dlatego zazwyczaj zanim przystąpi do działania, musi sobie wszystko dokładnie rozplanować tak, aby mieć pewność odniesienia zwycięstwa. Kolejną cechą, którą nabyła zamieszkując ulice stolicy Bosco i Cedro Noble, to nieumiejętność w okazywaniu uczuć. Otóż Eileen nigdy tak naprawdę nie miała bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, ponieważ od zawsze traktowała innych z góry, uważając wszelkie znajomości o charakterze przyjacielskim za całkowicie zbędne. Właśnie przez to dziewczyna nie potrafi teraz poprawnie zidentyfikować swoich emocji i podświadomie czuje się osamotniona. Ale to właśnie słowo „podświadomie” odgrywa tu kluczową rolę, gdyż Eileen nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo brakuje jej towarzystwa i jest święcie przekonana o tym, że obecność ludzi w jej życiu nie warunkuje jej szczęścia. Łatwo jest zatem wyobrazić sobie jej zmieszanie, gdy odkrywa, że przywiązuje się do kogoś lub, że ktoś ją do siebie przyciąga. Oczywiście nie okazuje tego, ponieważ byłaby to oznaka słabości i zamiast pomyśleć chwilę, zastanowić się nad sobą – butelkuje swoje obawy i pytania, a następnie spycha je na samo dno świadomości. Jeszcze z czasów pracy jako wiedźma w Cedro Noble pozostały jej dobre maniery. Każdego dnia musiała bowiem witać swoich licznych gości nienagannym uśmiechem w komplecie z ciepłymi słowami, których celem było wzbudzenie zaufania. Toteż gdy teraz spotyka kogoś po raz pierwszy, ma odruch podawania mu ręki i kulturalnego przedstawienia się. Czasami wielce ją to denerwuje, ponieważ nie z każdym ma ochotę się witać i już na pewno nie każdemu ma ochotę podawać swoje imię i nazwisko. Niestety nie tak łatwo jest się odzwyczaić od czegoś, co robiło się przez taki długi czas. Również z tamtego okresu pochodzi dosyć zauważalna cecha Eileen – materializm. Jeśli mowa jest o jakimś biznesie, zadaniu albo pracy, to dziewczyna na pewno będzie jedną z pierwszych osób, które wspomną o wynagrodzeniu. Lubi się targować i co ciekawe, w zamian za dobrze wykonaną robotę przyjmuje nie tylko pieniądze. Z radością otrzymuje zapłatę w postaci cennych przedmiotów – zarówno magicznych, jak i nie magicznych – ale nie pogardzi również przysługami, przywilejami czy układami. Wychodzi z założenia, że każdy jest w stanie dać jej coś, co okaże się przydatne. Natomiast poza jej wszystkimi większymi i mniejszymi problemami, jest bardzo pogodną i przyjazną osobą. Może nie zawsze pozytywną czy o czystych intencjach, ale dopóki ktoś jej się czymś poważnie nie narazi, nie ma powodów, żeby jej nie poznać.
Spoiler:
Ciekawostki:
Eileen nigdy nie nauczyła się pływać. To znaczy, może kiedyś faktycznie posiadała taką umiejętność, ale jeżeli tak właśnie było, to wraz z utratą pamięci, utraciła również zdolność unoszenia się na powierzchni wody. Tak więc już od około sześciu lat walczy z panicznym przed nią strachem. I nie chodzi tu wyłącznie o lęk przed utonięciem. Eileen nie podoba się koncepcja życia, jakie znajduje się w głębinach. Ogromne rekiny. Długie i drapieżne węgorze. Ośmiornice o silnych ramionach. Dziewczyna żyje w przeświadczeniu, że to wszystko byłoby w stanie jej zaszkodzić, wciągnąć ją w zimny i ciemny świat podmorskiej toni, z którego nigdy by już nie powróciła. Dodatkowo przeraża ją myśl o tym, że nigdy tak naprawdę nie wiadomo co znajduje się pod tobą, gdy już jesteś w wodzie…
Ze wszystkich morskich stworzeń, za najbardziej paskudne i straszne uważa ogromne kraby japońskie. Jest to dosyć ciekawe zjawisko, ponieważ do złudzenia przypominają one pająki, które dziewczyna tak uwielbia, już nie wspominając o tym, że sama jak jeden z nich wygląda.
Jednym z największych marzeń Eileen jest zwiedzić legendarne miasto Giorno Stella. Gdy zamieszkiwała jeszcze w Bosco, słyszała wiele dziwnych, jeżących włos na karku opowieści o znikającym mieście, otoczonym niebieską łuną. Ponieważ dziewczyna jest osobą dosyć przesądną, a także wierzy w istnienie istot paranormalnych, wspiera teorię, że Giorno Stella to ziemskie zaświaty.
W miejscach, w których pojawia się Eileen zazwyczaj zaczynają krążyć o niej rozmaite plotki. Czasem są one zupełnie prawdziwe, czasem całkowicie zmyślone, a czasem zdarzają się i takie pół na pół, w których tylko część informacji została wyolbrzymiona. Przeważnie jednak mają jedną wspólną cechę: są rozsiewane przez samą Eileen. Jest to jej sposób na wprowadzanie chaosu do otoczenia, bez używania jakiejkolwiek magii. Bowiem nigdy tak naprawdę nie wiadomo, które z zasłyszanych plotek są wiarygodne, a które już niekoniecznie.
Umiejętności fabularne: Podstawowe sztuczki iluzjonistyczne – znikanie przedmiotu? Sztuczki karciane? Lewitacja? Nic prostszego! Dla Eileen zrobienie krótkiego show, z serii tych wystawianych w hotelach dla rozrywki gości, nie stanowi problemu. Z pomocą odpowiednich rekwizytów może sprawić, że jej asystentka zniknie, albo że z jej cylindra wyfrunie stado gołębi. A wszystko to bez ani odrobiny magii.
Kantowanie – Eileen może i nie sprawia takiego wrażenia, ale bądź co bądź wychowała się na ulicy i nauczyła się dzięki temu paru rzeczy. Jest bowiem samozwańczym mistrzem kantowania w kartach. Bez problemu może podmienić te, które akurat trzyma w ręku lub niepostrzeżenie wysunąć asa z rękawa (dosłownie, ale czasem i w przenośni).
Pamięć fotograficzna – nie tyle umiejętność, co po prostu coś z czym Eileen się urodziła. Każdy ma jakiś określony sposób w jaki wszystko zapamiętuje i sposobem dziewczyny jest właśnie pamięć fotograficzna. Jednak nawet pamięć, jeśli niećwiczona, może się pogorszyć. Na szczęście Eileen w trakcie swojego dotychczasowego życia miała już wiele okazji, by trenować tą dosyć przydatną zdolność.
Ekwipunek: Humbert von Gikkingen zwany potocznie Baronem – rapier wykradziony przez Eileen ze skarbca pewnego arystokraty z Il Sole Che Sorge. Robiony najwyraźniej na zamówienie, co łatwo rozpoznać po pięknie zdobionej oprawie. Rękojeść została starannie opleciona srebrną, drucianą plecionką, ułożoną spiralnie wokół mocnego drewna. Głowica ma postać kuli na tyle dużej, by złapać za nią całą dłonią. Jelec jest prosty i proporcjonalnie długi w stosunku do rękojeści. Rapier ten jest jednak dość nietypowy, ponieważ zamiast w pochwie, trzymany jest w wydrążonej lasce, którą podpiera się Eileen. Można by pomyśleć, że prostopadły do rękojeści jelec natychmiast zdradzi prawdziwą „tożsamość” przedmiotu, lecz w przypadku tej konkretnej broni jest to element składany. Dopóki dziewczyna nie dobędzie miecza, nie sposób powiedzieć, że jest to w istocie miecz, gdyż złożony jelec przylega do ostrza z obu stron i jest bezpiecznie ukryty w lasce. Natomiast pod względem wymiarów ów rapier nie różni się niczym od pozostałych. Ważący trochę ponad kilogram, o ostrzu długim na 105cm i szerokim na 2,5cm.
Cylinder – nakrycie głowy typowe dla magików oraz iluzjonistów. Ten konkretny cylinder stworzony został dla profesjonalistów, toteż posiada podwójne dno. To właśnie tam Eileen chowa swoje oszczędności.
Rodzaj Magii:Tricksterism Tricksterism to magia, która przez wieki kojarzona była tylko z dwoma rzeczami. Po pierwsze – z legendami o groźnych duchach z dalekiego wschodu, odznaczających się wyjątkowo złośliwym usposobieniem, a po drugie – z potężnymi bogami, których przewrotne poczucie humoru nie raz uprzykrzyło życie jakiemuś śmiertelnikowi. Magia ta łączy w sobie przede wszystkim cztery następujące elementy: iluzję, zmiennokształtność, tymczasową materializację oraz funkcjonujące nadal pod staroświecką nazwą - opętania. O ile nikt nie ma wątpliwości co do tego czym są dwie pierwsze zdolności, tak pojawiają się pewne pytania dotyczące pozostałych. Czym są owe zagadkowe opętania i co to jest tymczasowa materializacja? Otóż tymczasowa materializacja to moc umożliwiająca użytkownikowi tworzenie dowolnych przedmiotów, które jednak zawsze po pewnym czasie znikają bez śladu. Stworzone przez Eileen obiekty są w pełni realne i można nimi wpływać na innych ludzi w taki sposób w jaki zostały do tego przeznaczone, aczkolwiek nigdy nie będą to twory tak imponujące, jak na przykład całe budynki. Istnieją też pewne wyjątki, czyli rzeczy, których dziewczyna stworzyć nie może, lub których działanie jest objęte ścisłymi zasadami:
Spoiler:
Jedzenie i picie – Eileen owszem może zmaterializować jakiś nieduży posiłek – dajmy na to kanapkę – ale zjedzenie jej nie sprawi, że odczuwany głód zniknie czy też, że osoba, która ją zje nagle odzyska siły. Ta sama reguła dotyczy wszelkiego rodzaju napojów. Stworzone przez dziewczynę jedzenie, posiada jednak smak.
Rośliny – Eileen może tworzyć rośliny, pod warunkiem, że swoim rozmiarem nie będą przewyższać dużego różanego krzewu. Ponadto nie będą to długowieczne twory, a takie, które po najdalej kilku godzinach zwiędną i rozpadną się w proch.
Ludzie i zwierzęta – Eileen nie posiada zdolności tworzenia życia, więc wszelkiego rodzaju zabawy w Pana Boga, a co za tym idzie zaklęcia materializujące istoty żywe, nie są w zasięgu młodej wiedźmy. Choćby nie wiadomo jak ciężko próbowała, nie da rady stworzyć w pełni funkcjonalnego organizmu, zdolnego do samodzielnej egzystencji. Wszelkie próby spełzną na niczym i jedynie poważnie wyczerpią siły dziewczyny. Zarówno te magiczne jak i fizyczne.
Magia i elementy magii – Eileen nie może również tworzyć niczego, co podchodzi pod magię inną niż jej własna. Oznacza to, że wszelkie twory dostępne dla magów typu caster oraz takie zaliczające się do magii elementalistycznej, są dla niej niedostępne. Dziewczyna nie potrafi więc tworzyć kul ognia, czarnych dziur, podmuchów wiatru i tak dalej, i tak dalej.
Co do opętań – określa się tak zaklęcia, którymi użytkownicy Tricksterismu wpływają bezpośrednio na psychikę drugiego człowieka. Zawierają się w tym wszystkie techniki hipnotyczne i takie, dzięki którym Eileen może wejść do głowy swojej ofiary, by odczytać znajdujące się w niej, zazwyczaj bardzo konkretne informacje. Legendy mówią o magach, którzy potrafili wnikać do umysłów innych, a następnie godzinami eksplorować napotkane tam miejsca. Niewiadomo ile z tych opowieści jest prawdą. Współcześni przedstawiciele tego rzadkiego rodzaju magii, aby wtargnąć do czyjejś świadomości, potrzebują wyraźnego ku temu powodu. Może nim być na przykład chęć odkrycia najskrytszych lęków ofiary lub pragnienie poznania jej ulubionego smaku sosu do naleśników. Magowie władający tym rodzajem magii to Tricksterzy, którzy w swoich zaklęciach dowolnie łączą powyżej wymienione elementy, aby uzyskać zadowalający efekt – nieważne czy chodzi o wywołanie choroby psychicznej czy zwykłe zmaterializowanie skórki od banana tuż pod czyjąś stopą. Głównym celem Tricksterów jest przede wszystkim sianie chaosu i zamętu w życiach osób trzecich, robienie przekrętów i żartowanie sobie z każdego biedaka, który akurat jest pod ręką. Pomimo pewnych fizycznych aspektów, magia ta ma charakter głównie mentalistyczny, a oznacza to, że chociaż Trickster może zabić kogoś zmaterializowanym przez siebie sztyletem, to zaklęcia jakimi dysponuje mają przeważnie zupełnie inne zastosowanie.
Pasywne Właściwości Magii No Effect: Iluzje stworzone przez Eileen na nią nie działają. Oczywiście PWM nie blokuje magii innych osób.
Trick Sense: Eileen wyczuwa zastosowane w jej otoczeniu iluzje, choć na poziomie PWM nie jest w stanie określić kto jest ich autorem, gdzie się znajdują i jakiej są wielkości. Nie może również wyczuć niczego, co zostało stworzone dalej niż w promieniu 10 metrów od jej osoby. Zatem wykryty przez nią miraż może być duży jak dom lub mały jak mrówka, może być zaledwie parę centymetrów od twarzy dziewczyny, ale dopóki nie użyte zostanie zaklęcie, Eileen będzie jedynie wiedziała, że dana iluzja istnieje. Nic poza tym.
Sound Effect: Eileen tworzy w umyśle jednej, konkretnej osoby iluzję dźwięku, który może być wszystkim od potwornego hałasu, przez szczekanie psa, po cichutki szept. Może to być jednak tylko pojedynczy, jednostajny odgłos, który będzie powtarzał się w kółko i w kółko. Żeby PWM zadziałało, dziewczyna musi patrzeć wybranemu przez siebie człowiekowi prosto w oczy w momencie „rzucania uroku”. Działa jedną turę i można użyć tylko raz na turę, w związku z czym Eileen nie może stosować tej techniki na dwóch osobach jednocześnie. Nie działa w trakcie walki.
Ant Illusion: Eileen tworzy niewielką iluzję, którą nakłada na dowolny, już istniejący przedmiot, aczkolwiek nie większy niż karta do gry. Może być to na przykład pusta szklanka lub filiżanka. Iluzja polega na pozornej zmianie wyglądu danej rzeczy, w oczach jednej osoby – takiej, która spojrzy nań jako pierwsza. Dziewczyna może sprawić, że ów człowiek zamiast pustego naczynia będzie widział pozostałe po nim zbite szkło albo że jest wypełnione jakimś napojem. Jeżeli natomiast w szklance coś się już znajduje, Eileen może zmienić temu czemuś wygląd. Naturalnie to nadal tylko maleńka iluzja, która po upływie maksymalnie paru godzin, samoistnie się ulatnia.
Nudity?: Iluzja działająca wyłącznie na wzrok, polegająca na stworzeniu mirażu ubrania w sytuacji, gdy Eileen zostanie ich na przykład pozbawiona. Wszyscy znajdujący się w okolicy ludzie będą widzieć ją tak jak na co dzień – ubraną w jedne ze swoich tradycyjnych wdzianko. Jednak, ponieważ czar działa tylko na zmysł wzroku, każdy kto dotknie dziewczyny natychmiast się zorientuje, że coś jest nie tak. Ponadto iluzja nie sprawia, że Eileen nagle zrobi się cieplej, gdy zabraknie jej na przykład spodni w środku zimy. Osoby odporne na iluzje nie dadzą się jednak oszukać i będą widziały braki w garderobie dziewczyny.
The Thing: Eileen tworzy coś z niczego jednak nie może to być większe od pudełka zapałek. Ponadto zrobionych przez nią rzeczy może być maksymalnie trzy i wszystkie znikają bez śladu po upływie jednej tury. Kolejnym ograniczeniem jest to, że dziewczyna może dokonać takiej materializacji tylko raz na turę, więc jeśli będzie chciała stworzyć coś większego, będzie musiała posłużyć się zaklęciem. Przedmioty stworzone przez Eileen znikają, jeśli się nimi w coś uderzy lub jeśli same zostają uderzone.
Zaklęcia: Double Team [D]: Eileen tworzy swojego iluzorycznego klona, którego od pierwowzoru odróżnia jedynie to, że nie ma fizycznego ciała. A zatem jeżeli dziewczyna oraz jej sobowtór staną obok siebie, nie sposób będzie je odróżnić. Jedynym sposobem na ujawnienie, która Eileen jest prawdziwa, jest pozbycie się klona. Można to zrobić, uderzając w niego jakimkolwiek atakiem – magicznym lub nie magicznym – który przeleci przez iluzję i sprawi, że ta się rozpłynie. Osoby spostrzegawcze dostrzegą także, że twór nie rzuca cienia. Ponadto autor zaklęcia nie może odejść od swojego tworu na odległość większą niż 5m, a sam sobowtór nie posiada zdolności poruszania się. Jeżeli pozostanie nieruszony, utrzymuje się 3 posty.
Makeover [D]: Eileen za pomocą tego prostego zaklęcia może zmienić swój wygląd zewnętrzny. Wprowadzona modyfikacja może być zarówno mała i nieskomplikowana, polegająca na przykład na przybraniu innego koloru włosów lub oczu, ale może też dotyczyć przemiany w całkowicie inną osobę. Haczyk polega na tym, że z racji niskiej rangi zaklęcia, jeżeli faktycznie zdecyduje się na właśnie stuprocentową transformację, to utrzyma się ona przez jeden post. Im mniej zmian wprowadza w swoim wyglądzie, tym dłużej jest je w stanie utrzymać. Przykładowo, jeśli zmieni tylko kolor włosów, to będzie mogła go zatrzymać na maksymalnie 5 postów, jeśli zaś przedłuży sobie włosy oraz odejmie nieco wzrostu, pozostanie taka na maksymalnie 3 posty. Warto też zaznaczyć, że jest to zaklęcie, które zmienia tylko wygląd Eileen. Jej głos, zapach i umiejętności pozostają takie jak były.
Bunch Of Crap [D]: Eileen tworzy jeden, dowolny, wyobrażony przez siebie przedmiot. Nie jest to jednak nic porywających rozmiarów, bo wielkością nie może przekraczać 25cmx25cmx25cm. A zatem co dokładnie dziewczyna może zmaterializować? Otóż wszystko, zaczynając od drobnego kamienia i kończąc na średniej wielkości doniczce. Jednak bez względu na to, co Eileen stworzy, ów rzecz rozpłynie się bez śladu po upływie jednego posta. Zaklęcie służy do materializacji zwykłych, codziennych przedmiotów, więc nie można go użyć do tworzenia jedzenia lub roślin.
I Want To Believe [D]: Eileen poprzez kontakt wzrokowy może zahipnotyzować swoją ofiarę, by ta uwierzyła w jakąś wymyśloną przez dziewczynę głupotę. Nie są to jednak żadne trudne do obalenia bzdury i przy odrobinie spokoju oraz trzeźwego myślenia, każdy zdrowy na umyśle człowiek poradzi sobie z pokonaniem takiego problemu. Wmawiane ofierze rzeczy mogą brzmieć na przykład tak: „woda jest sucha” albo „niebo jest czerwone” lub też „cukier jest słony”. To, jak szybko efekt zaklęcia minie, zależy od tego jak szybko osoba będąca pod jego wpływem, otrząśnie się i przemówi sobie do rozsądku.
Misty Poof [C]: Zaklęcie, które Eileen opanowała bardzo wcześnie, a które polega na chwilowej transformacji w strzępek mgły albo obłoczek białego dymu. Dziewczyna traci swoją fizyczną formę i w związku z tym przez 5 sekund jest odporna na ataki. Zarówno magiczne, jak i nie magiczne. W tym czasie może się również przemieszczać z miejsca na miejsca, z prędkością swojego najszybszego biegu. Niestety, gdy znajduje się pod postacią mgły, nie może korzystać z żadnych zaklęć, ponieważ utrzymanie świadomości w niematerialnej i do tego bardzo ulotnej postaci, kosztuje dużo skupienia. Zaklęcie staje się trudniejsze w użyciu jeżeli na dworze wieje silny wiatr lub, gdy na dziewczynie zostanie użyty czar o wysokim stężeniu ethernano (co najmniej zaklęcie rangi A). W takim przypadku mgła natychmiast się rozprasza i skutkuje to czasami uniemożliwieniem Eileen podjęcia jakiejkolwiek akcji.
Catwalk [C]: Eileen w miejscu samej siebie, tworzy swojego iluzorycznego klona w taki sposób, że nie widać iż tego dokonała. Dzięki temu zyskuje element zaskoczenia, gdy nagle zamiast jednej wiedźmy są aż dwie. Identyczny zarówno pod względem wyglądu, jak i głosu sobowtór, posiada zdolność poruszania się, jednak też nie bez pewnych ograniczeń. Przede wszystkim nie może biegać, ani wykonywać gwałtownych ruchów; jego rolą jest po prostu powolne spacerowanie w kierunku przeciwnika. Należy pamiętać, że jest on tylko iluzją, działającą na wzrok i słuch, więc nie może zrobić nikomu żadnej krzywdy. Eileen nie może odsunąć się od swojego tworu na odległość większą niż 10m, jednak ponieważ celem tego zaklęcia jest wywołanie u przeciwnika konfuzji, zazwyczaj trzyma się klona jak najbliżej. W odróżnieniu do iluzji z Double Team, ten tutaj sprawia wrażenie o wiele bardziej realnej osoby. Rzuca cień, potrafi mówić. Właśnie dlatego przeciwnikowi może być trudno określić, która z przechadzających się w jego kierunku dziewczyn, to ta prawdziwa. Jeżeli przeciwnik uderzy w klona jakimś atakiem - magicznym lub nie magicznym - to tym samym spowoduje jego zniknięcie i zaklęcie wyłączy się.
Mr. Smith? [B]: Czar będący swego rodzaju ulepszeniem zaklęcia Makeover, pozwalający Eileen przybrać postać innego człowieka. Różnica pomiędzy nimi polega na tym, że w tym przypadku dziewczyna nie ma już możliwości zmiany poszczególnych elementów wyglądu. Może za to przemienić się w dowolną osobę, jednak ponownie musi to być ktoś, kogo już wcześniej spotkała, by móc w pełni odwzorować każdy szczegół. Oprócz wyglądu zewnętrznego, kopiuje także głos, należący do danego człowieka i jego zapach. Umiejętności dziewczyny pozostają bez zmian. Zaklęcie trwa nieprzerwanie, pochłaniając 2MM za każdy post aż do momentu, gdy Eileen zdecyduje się je wyłączyć.
Wonderful World [A]: Zaklęcie obszarowe, dzięki któremu Eileen może tworzyć rozmaite iluzje na terenie o średnicy 20m. Osoby znajdujące się w polu rażenia, zaczynają widzieć, słyszeć, a także fizycznie odczuwać pojawiające się coraz to nowsze miraże. Przykładowo, dziewczyna mogłaby stworzyć iluzję bagna pod stopami przeciwnika, a ten święcie przekonany o jego prawdziwości, zacząłby poruszać się wolniej. Eileen mogłaby także sprawić, że jej ofierze wydaje się, iż widzi lecące w jej stronę pociski, noże lub kamienie i choć ani jedna z tych rzeczy nie byłaby prawdziwa, mózg na każde zetknięcie się tej osoby ze złowrogim „przedmiotem”, reagowałby bólem. Oczywiście dziewczyna nie zadaje nikomu realnych obrażeń. Są one jedynie wytworem wyobraźni przeciwnika, który znajduje się pod wpływem zaklęcia. Czar kończy się po upływie 2 postów, a razem z nim wszystkie bodźce dostarczane przeciwnikowi. W przeciwieństwie do słabszych zaklęć iluzorycznych, to nie wyłącza się w chwili, gdy oponent dziewczyny dostrzega, że padł ofiarą sztuczki.
Ostatnio zmieniony przez Eileen dnia Wto Gru 13 2016, 01:24, w całości zmieniany 2 razy
Eileen
Liczba postów : 116
Dołączył/a : 01/12/2012
Skąd : Z Varszavy
Temat: Re: Do we have a deal? Wto Gru 06 2016, 21:46
Historia: Ał, pomyślała Eileen rozmasowując bolący czubek głowy, którym przed chwilą uderzyła w coś bardzo twardego. Gdy ból nieco zelżał, postanowiła rozejrzeć się, tym razem jednak nie popełniając już błędu podnoszenia się do pionu. Najwyraźniej znajdowała się w niesamowicie małej, zamkniętej przestrzeni, która mogła być na przykład średniej wielkości pudłem, idealnym by pomieścić w sobie ciało trzynastolatki. Było tam ciemno i ciasno, a dodatkowo miejsce zajmowały jakieś dziwne zakrzywione przedmioty, których dziewczyna nie rozpoznała od razu. Po krótkich oględzinach drewnianych desek otaczających ją z każdej strony, Eileen doszła do wniosku, że istotnie jest to pudło. Pudło pełne bananów. Dlaczego akurat banany, przemknęło jej przez głowę. Oszołomiona i troszeczkę zaniepokojona całą sytuacją poczuła jak wzbiera w niej panika. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że miotanie się i krzyczenie o pomoc nie byłoby najrozsądniejszym pomysłem, ponieważ nie miała pojęcia co znajduje się po drugiej stronie jej drewnianego więzienia. Postanowiła więc wykonać kilka głębokich oddechów i zająć czymś niespokojny umysł. Przez chwilę jeszcze siedziała w bezruchu i próbowała skoncentrować się na tyle mocno, żeby przypomnieć sobie co jej się śniło. Mgliste obrazy wściekle rudego mężczyzny o piegowatej twarzy, jakichś zepsutych zegarów i ludzi, których nigdy wcześniej nie widziała na oczy, przeplatały się w jej głowie. Coraz słabiej widoczne, coraz mniej wyraziste, by w końcu kompletnie zniknąć z pamięci dziewczyny. Wtedy też zdecydowała, że skoro nie ma się już nad czym zastanawiać, wypadałoby wyjść na zewnątrz i rozeznać się w sytuacji. Pierwszym co zobaczyła była raczej obskurna alejka za jakąś knajpą. Zresztą z tego co zdążyła zaobserwować, cała okolica nie wyglądała jak kurort wypoczynkowy, Spa czy chociaż miejsce chętnie odwiedzane przez turystów. Nie znaczyło to wcale, że Eileen się tam nie podobało. Niepokojąca cisza z pojedynczymi głosami, pobrzmiewającymi gdzieś w oddali napawała ją swego rodzaju pewnością siebie. Ten dziwny, ziemisty zapach unoszący się w powietrzu może niektórym wydałby się nieprzyjemny, ale dziewczyna pomyślała sobie, że nie jest taki zły. Jedyne co jej się nie podobało to to, że nie potrafiła sobie przypomnieć dlaczego siedziała w skrzyni, dlaczego jest w jakiejś bagiennej wiosce i dlaczego niczego nie pamięta. Ale tak poza tym to wszystko w porządku. No dobra, pomyślała, pospiesznie opuszczając alejkę, ponieważ usłyszała jak ktoś krząta się po drugiej stronie drzwi, przy których stało jej pudło, co teraz? Wrodzona ciekawość kazała jej zwiedzić miejsce, w którym się obudziła, poszukać wskazówek lub czegokolwiek co naprowadziłoby ją na rozwiązanie zagadki zaginionych wspomnień. Nie miała jednak wcale ochoty na spotkanie z osobą, której banany jeszcze przed chwilą służyły jej za materac. Podejrzewała, że kimkolwiek jest ten ktoś do kogo były one zaadresowane, nie byłby szczęśliwy gdyby oprócz żółtych owoców znalazł w jednym z pudeł trzynastoletnią dziewczynkę. Eileen zbliżyła się do wylotu mrocznej alejki i wyjrzała zza rogu na główną ulicę. Kręciło się po niej parę osób, ale nie sprawiały one wrażenia ludzi, którzy przejęli by się widokiem samotnego dziecka błąkającego się po okolicy. Wyszła więc spokojnym krokiem i ruszyła pewnie przed siebie. Starając się nie wzbudzać żadnych podejrzeń, przystawała co jakiś czas przy wejściach do karczm lub zwalniała kroku, gdy przechodziła koło otwartych okien. Wszędzie gdzie tylko mogła zdobyć jakieś informacje. Było to bowiem pierwsze, co osoba w jej sytuacji powinna zrobić. Eileen nie była głupia i doskonale wiedziała, że kluczem do poradzenia sobie w każdej sytuacji jest przede wszystkim opanowanie. Kontynuowała zatem swój powolny spacer, stopniowo dowiadując się coraz więcej na temat miasteczka. Nazywało się Morte Hickory i jak się okazuje była w nim usytuowana szkoła zabójców. Ponoć największa i najlepsza ze wszystkich. Dziewczyna zakodowała to sobie w pamięci, gdyż nigdy nie wiadomo kiedy taka wiedza może okazać się przydatna. Po kilku godzinach bezcelowego szwędania się po coraz chłodniejszych ulicach, poczuła, że robi się głodna i zmęczona. Słońce już dawno zaszło i teraz na niebie królował ogromny, srebrny księżyc. Zaczęła zatem szukać miejsca, w którym mogłaby odpocząć i po kolejnych kilku minutach natknęła się na dosyć biednie wyglądający zajazd. Budynek był drewniany i wysoki na trzy piętra. Grube okiennice skrzypiały na starych zawiasach, w niektórych oknach paliło się światło, a z recepcji dochodziły stłumione głosy. Z dachu odpadła właśnie jedna dachówka i rąbnęła w brukowaną ulicę zaledwie metr od miejsca, w którym stała dziewczyna. Eileen patrzyła przez chwilę na roztrzaskaną, czerwoną ceramikę, po czym zmrużyła podejrzliwie oczy, kierując wzrok z powrotem na drzwi wejściowe. Serce biło jej jak oszalałe, a jakiś cichy, bardzo rozsądnie brzmiący głos w jej głowie podpowiadał, żeby natychmiast wziąć nogi za pas i poszukać pomocy gdziekolwiek indziej, może na przykład u lokalnych władz. Eileen jednak z jakiegoś nieznanego sobie powodu wiedziała, że wahanie się, a także słuchanie głosu rozsądku nie jest w jej stylu. Zignorowała więc rozpaczliwie krzyczące sumienie i jednym, zdecydowanym ruchem pchnęła drzwi zajazdu. Pomieszczenie, do którego weszła było raczej niewielkie. Na suficie bujała się mała lampa, po prawej stronie stał kwadratowy, drewniany stolik z dwoma krzesłami do kompletu, a po lewej znajdowała się lada. Mężczyzna, który za nią stał miał wyjątkowo ponury wyraz twarzy, siwe, elegancko uczesane wąsy oraz nieufny błysk w oku. Pożegnał jakąś panią krótkim skinieniem głowy, a następnie zwrócił się w stronę Eileen. Nie odezwał się, tylko patrzył jak chuda, czarnowłosa dziewczynka zbliża się do niego, po czym przemawia głośno i wyraźnie: - Dobry wieczór. Chciałabym wynająć pokój – oznajmiła, próbując zachować spokój. Recepcjonista z początku nie zareagował. Przyglądał się jej badawczo jakby próbował wyłapać najmniejszą choćby oznakę strachu lub niepewności. Niczego takiego nie udało mu się dostrzec, więc z ciężkim westchnieniem odparł: - Na jedną noc? - Tak. Mężczyzna sięgnął do tyłu i położył na ladzie pierwszy lepszy klucz, zdjęty uprzednio z półki za jego plecami. Był nieduży, srebrny, z przywiązaną karteczką z numerem 13. - To będzie 240 beri – mruknął. Gdy schylił się, żeby wyciągnąć spod lady opasłą księgę gości, Eileen poczuła jak serce podjeżdża jej do gardła. Zupełnie zapomniała, że nie ma przecież żadnych pieniędzy, jak również o tym, że ludzie zazwyczaj o nie proszą w zamian za rozmaite towary i usługi. Nie dała jednak za wygraną. Siłą woli zmusiła każdy mięsień twarzy do pozostania bez ruchu w nadziei, że jej rozmówca tego nie zauważył. Bardzo powoli, jakby od niechcenia, włożyła rękę do kieszeni sukienki i prawie podskoczyła, gdy jej palce dotknęły czegoś zimnego i metalowego. Podniosła dłoń i upuściła na otwartą książkę kilka złotych i srebrnych monet. Chociaż nie pamiętała absolutnie niczego sprzed ponad kilku godzin, była pewna, że owe uczucie zaskoczenia nawiedziło ją po raz pierwszy. W niemym zdumieniu obserwowała jak recepcjonista przelicza otrzymaną kwotę, kiwa głową i z cichym brzękiem chowa monety do szuflady. - Imię i nazwisko – zastukał piórem w wolną rubrykę na stronie. Dziewczyna posłusznie podpisała się pierwszym imieniem i nazwiskiem, jakie przyszły jej do głowy, uznając że w takim razie muszą należeć do niej. No bo do kogo by innego? Cały czas jednak zastanawiała się skąd wzięły się u niej pieniądze. Co ciekawe, wcale nie uważała tego za dziwne czy niepokojące. Nie, Eileen uznała, że całe to wydarzenie jest nawet całkiem zabawne. Odłożyła pióro i zgarnęła klucz z lady. Szybkim krokiem wspięła się po schodach na pierwsze piętro i podeszła do drzwi z numerem 13. Po przekręceniu klucza w zamku, jej oczom ukazał się pokój. Nagie, drewniane ściany z dużym oknem naprzeciwko drzwi, pod którym stało łóżko. Na lewo od niego stała mała komoda z dwoma szufladami, a z prawej strony - drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Pościel na łóżku była szara i sztywna, ale niewątpliwie świeżo wyprana i Eileen uśmiechnęła się na myśl o czekającej ją nocy.
Minął już prawie tydzień odkąd w Morte Hickory pojawiła się tajemnicza dziewczynka o krótkich, czarnych włosach i imieniu Eileen Pendragon. Każdego ranka pierwsze kroki kierowała do łazienki, żeby wziąć prysznic, umyć zęby i uczesać włosy, a następnie schodziła do recepcji gdzie płaciła za przedłużenie pobytu w zajeździe. Nadal nie znała przyczyny pojawiających się przy niej pieniędzy, ale też nie próbowała zrozumieć tego osobliwego fenomenu. Uznała, że najwyraźniej jest ku temu jakiś powód i dlatego nie trzeba się tym przejmować. Większość dnia spędzała na przechadzaniu się po miasteczku, gdyż jej priorytet nadal pozostawał taki sam. Zebrać jak najwięcej informacji, by móc zadecydować co dalej ze sobą zrobić. W trakcie tego tygodnia udało jej się ustalić, że państwo, w jakim obecnie przebywa nosi nazwę Bosco, i że prawdopodobnie oznacza to las. Eileen wcale by się nie zdziwiła, bo do listy poczynionych przez nią obserwacji można by dodać odkrycie ogromnego, gęstego lasu bardzo niedaleko Morte Hickory. Nosił nazwę Lasu Duchów i z jakiegoś powodu bardzo ona do niego pasowała. Dziewczyna lubiła obserwować go z daleka i wyobrażać sobie jakież to dziwactwa i okropności mogą go zamieszkiwać. Dowiedziała się także, że tajemnicze plotki i legendy nie dotyczą wyłącznie owego lasu, ale i całego Bosco. Siódmego dnia obudziły ją odgłosy deszczu walącego w szybę. Poranek był szary i ponury, podobnie zresztą było aż do wieczora. Ponieważ Eileen nie miała żadnych ciepłych ani przeciwdeszczowych ubrań, była zmuszona przesiedzieć w pokoju dobre kilka godzin. Obserwowała jak ulicami przemykają raz po raz pojedyncze osoby, osłaniając głowę gazetami albo rękami. Od czasu do czasu po zewnętrznej stronie drzwi pokoju numer 13 także dało się słyszeć dźwięki świadczące o czyjejś obecności, ale zazwyczaj cichły po paru sekundach i znowu zapadała głucha cisza. Aż w końcu, późnym wieczorem, deszczowe bębnienie ustało. Dziewczyna tylko na to czekała. Energicznie zeskoczyła z łóżka i pospiesznie opuściła swój pokój. Ponieważ na dworze zrobiło się już dosyć zimno, postanowiła że przejdzie się do najbliższej karczmy i spędzi tam następne parę godzin. Deski w podłodze delikatnie uginały się pod jej ciężarem i wydawały z siebie zmęczone stęknięcia, gdy szła w stronę schodów. Eileen starała się robić jak najmniej hałasu, ale nie potrafiła zwolnić kroku, mamiona pragnieniem świeżego powietrza. Dotarła już prawie na sam dół schodów, gdy nagle usłyszała jak ktoś w recepcji wypowiada jej imię. Zatrzymała się momentalnie i bardzo ostrożnie zerknęła do pomieszczenia. Gderliwy recepcjonista stał za ladą i stukał o nią palcami. Naprzeciwko niego był mężczyzna, którego dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała. Miał ciemne włosy, twarz pooraną bliznami i biła od niego aura grozy. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie jest człowiekiem uprzejmym czy chociażby dobrze wychowanym, a już na pewno nie ma przyjaznych zamiarów. Oboje wydawali się podenerwowani. - Przelicz je jeszcze raz – warknął nieznajomy, z nutką zniecierpliwienia w głosie. - Liczyłem już z pięć razy Jack i wyraźnie brakuje! – odpowiedział mu mężczyzna za ladą. Posłał swojemu rozmówcy jadowite spojrzenie, a ten uniósł dłonie w geście obronnym. - I co? Jesteś pewien, że to ta cała Eileen ci je podkrada? - A kto inny? Odkąd się pojawiła, pieniądze znikają mi z szuflady! – tu walnął pięścią w ladę, a Eileen wzdrygnęła się ze strachu. Zupełnie nie wiedziała jak ma zareagować, szczególnie że żadnych pieniędzy nie zabierała. Wyczuła jednak, że żaden z panów nie będzie chciał słuchać jej wymówek. - No dobra – zaczął w końcu człowiek nazwanym Jackiem. – To co robimy? - Pójdziemy do jej pokoju i odbierzemy pieniądze – odpowiedział mu recepcjonista, a w jego głosie po raz pierwszy dało się słyszeć coś innego niż irytację. Dziewczynie nie za bardzo spodobał się ten nowy ton i dlatego zaczęła gorączkowo myśleć nad planem ucieczki. Opcji nie było dużo. Najpierw pomyślała, że mogłaby wyjść oknem swojej sypialni, ale po chwili jednak stwierdziła, że mogłoby się to źle skończyć. Śliskie od deszczu ściany zajazdu nie stanowiły stabilnego podparcia dla stóp i Eileen już widziała oczami wyobraźni swoje wątłe ciało roztrzaskane na ulicy. Inną opcją byłoby wymknięcie się przy ścianie recepcji, ale do tego potrzebni byliby goście chcący wynająć pokój, a najlepiej od razu kilka. Dziewczyna mogłaby wtedy wykorzystać zamieszanie i niepostrzeżenie opuścić budynek. Niestety na to nie było co liczyć. Pomieszczenie, które dzieliło ją od wolności było tak samo opustoszałe, jak w chwili gdy zaczęła podsłuchiwać odbywającą się w nim rozmowę. Przełknęła ślinę i wytarła spocone od stresu dłonie. Starała się nie myśleć o ostatniej możliwości, która od jakiegoś czasu dopraszała się o uwagę. - A co jeśli jej tam nie będzie? – spytał Jack. - Spokojnie. Cały dzień siedziała u siebie, bo na zewnątrz padało – uspokoił kolegę recepcjonista z wyraźnym już zadowoleniem w głosie. Eileen drugi raz od swego przebudzenia poczuła narastającą panikę. Wiedziała już, że nie ma innego wyjścia, jak po prostu opuścić lokal. Przez chwilę jeszcze zastanawiała się czy może przypadkiem czegoś nie pominęła, ale w końcu musiała przyznać, że faktycznie jest to jedyny sposób. Po raz ostatni odetchnęła głęboko, przybrała najspokojniejszy, najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki było ją stać i ruszyła przed siebie. Przechodząc obok Jacka i recepcjonisty nawet nie zaszczyciła ich spojrzeniem. Trzymała głowę wysoko i skupiała się mocno na jednej, jedynej myśli. Nie ma mnie tu, nie ma mnie tu, nie ma mnie tu, powtarzała sobie, zbliżając się do drzwi. Kątem oka dostrzegła, że żaden z mężczyzn nie zwrócił na nią uwagi. Ten stojący za ladą najwyraźniej czegoś szukał, bo co i rusz wyciągał spod niej stosy dokumentów, klnąc przy tym pod nosem, natomiast jego kolega czyścił piękny, delikatnie zakrzywiony sztylet. Oboje albo ignorowali Eileen albo naprawdę jej nie zauważyli. Po paru niemiłosiernie długich sekundach, które dziewczynie zdawały się całymi godzinami, nareszcie dotarła do celu. Zatrzymała się, żeby uspokoić nerwy, a na jej usta wypełzł uśmiech. Udało się, pomyślała. Już sięgała, żeby nacisnąć klamkę, gdy za jej plecami rozległ się krzyk tak głośny i niespodziewany, że dziewczynka aż podskoczyła. - Ej! – to odezwał się recepcjonista. Na jego twarzy malowały się zdziwienie i gniew. – Wracaj tu w tej chwili! Zaraz potem kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Eileen nie oglądając się za siebie, wypadła na dwór, zupełnie już nie dbając o to czy ktoś ją zobaczy lub usłyszy. Obaj panowie natychmiast zapomnieli o tym, co robili do tej pory i rzucili się w stronę uciekającej dziewczyny. Po drodze wymienili zdumione spojrzenia. Żaden z nich nie musiał nic mówić, bowiem wiedzieli co w tej chwili myśli ten drugi. Jakim cudem nie zauważyli jak poszukiwana przez nich złodziejka przechodzi środkiem recepcji? Wieczór był chłodny i mglisty. Z Lasu Duchów dochodziło donośnie pohukiwanie sowy, a okoliczne trawy pełne były cykających świerszczy. Na czystym, bezchmurnym niebie pojawił się potężny księżyc w pełni, od którego srebrnej tarczy biło delikatne, blade światło. Oświetlane przez nie Morte Hickory sprawiało wrażenie cichego i pogrążonego w głębokim śnie. Nikt by nie przypuszczał, że rozgrywają się w nim teraz jakieś dramatyczne wydarzenia. Zdyszana Eileen przycupnęła w mrocznym kącie jakiegoś zaułku. Przyłożyła lodowatą ze strachu dłoń do ust, żeby stłumić swój szybki i głośny oddech. Bała się, że jeśli jej serce za chwilę się nie uspokoi, to ktoś na pewno ją usłyszy i znajdzie. Wcisnęła się głębiej w róg pomiędzy dwoma kamiennymi ścianami i spróbowała odzyskać spokój. Pomyślała sobie właśnie, że głupio zrobiła szukając kryjówki w wiosce. Gdyby pobiegła dalej, na przykład do lasu, mogłaby zgubić swoich prześladowców, mogłaby ukryć się w miejscu, w którym znalezienie jej byłoby znacznie, znacznie trudniejsze. Mogłaby zrobić tyle rzeczy, o których teraz mogła już tylko pomarzyć. Z zamyślenia wyrwało ją dudnienie czyichś kroków. Ulicą bardzo powoli szedł Jack. Gęsta mgła oblepiała mu nogi aż do kolan i wiła się niczym splątane ze sobą węże. W prawej dłoni trzymał swój sztylet, teraz połyskujący w świetle księżyca. Rękojeść wysadzana była drobnymi, szkarłatnymi klejnotami, które przypominały świeże krople krwi. - No wychodź, gdziekolwiek jesteś! – zakrzyknął, a Eileen poczuła, że blednie. Skuliła się jeszcze bardziej i ze zgrozą obserwowała jak mężczyzna rozgląda się wokół siebie. - Nie wiemy jak udało ci się przemknąć tuż pod naszymi nosami – dołączył do niego pan recepcjonista. – Ale teraz nie wywiniesz się tak łatwo! Dziewczyna po raz pierwszy poczuła się jak w potrzasku. Za jej plecami była goła ściana, o wiele za wysoka, żeby wspiąć się po niej na drugą stronę. Po obu stronach zaułka nie było ani jednych drzwi, na ziemi nie stała ani jedna skrzynka, do której można by się schować. Nie było też niczego za co mogłaby wejść, aby przeczekać aż niebezpieczeństwo się oddali. Mogła jedynie siedzieć bez ruchu i czekać na dalszy rozwój wypadków. A jednak pomimo swojej beznadziejnej sytuacji wcale nie chciało jej się płakać. Zapewne większość dziewczynek tak by postąpiła, ale nie Eileen. Już po raz kolejny w ciągu tego tygodnia poczuła, że istnieją takie rzeczy, których po prostu nie robi. Mijały minuty. Nadal słychać było nawoływania dwójki panów, niosące się echem po całym miasteczku. Czasem dalej, czasem bliżej, ale zawsze zbyt blisko, by móc odetchnąć z ulgą i wyjść pewnym krokiem z ukrycia. Dziewczyna czuła jak drętwieją jej ręce i nogi, jak bardzo już zmarzła i jaka jest spięta. Co prawda nie była już tak przerażona jak kilka minut wcześniej, ale nadal pozostawała czujna. Najostrożniej jak mogła przyczołgała się do miejsca, w którym zaułek łączył się z główną ulicą, po czym ponownie znieruchomiała. Może gdyby tego nie zrobiła albo gdyby się nie zawahała i wyjrzała ułamek sekundy wcześniej, zobaczyłaby masywną postać Jacka idącą w jej kierunku. Niestety Eileen popełniła błąd i w chwili, gdy jej głowa wychynęła zza rogu, mężczyzna już nad nią stał. Okrutny uśmiech sprawił, że liczne blizny wykrzywiały mu twarz na wzór jakiejś makabrycznej maski. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i choć całe jej ciało boleśnie zaprotestowało, zaczęła biec z powrotem do swojego bezpiecznego kącika. Wiedziała, że kompletnie nic jej to nie da. Wiedziała też, że szanse na to iż uda jej się wyplątać z tego całego bałaganu są naprawdę nieduże, ale w tej chwili niewielkie to miało znaczenie. Kilka razy poślizgnęła się na wilgotnej kostce brukowej i o mało nie upadła, zdarzyło jej się także nastąpić na obluzowane kamienie, przez które potknęła się ze dwa razy w ciągu całej ucieczki. Gdy dobiegła do celu, odwróciła się na pięcie i serce jej zamarło. Jack był tuż za nią. Już podnosił lewą rękę, żeby ją złapać. A może, żeby ją uderzyć? Zbyt zaskoczona, żeby krzyknąć, dziewczynka jedynie uniosła ramiona, by osłonić się przed atakiem. Zacisnęła mocno powieki i… I nic się nie wydarzyło. Kiedy je otworzyła, ze zdumieniem stwierdziła, że nie ma już ciała. Poczuła także coś bardzo dziwnego, ni to spokój, ni to szczęście. Jej świadomość unosiła się najpierw przed napastnikiem, potem zaczęła go okrążać z każdej strony jednocześnie, by w końcu skupić się w jednym miejscu za jego plecami. Eileen nigdy nie czuła się tak swobodnie, jak w tamtym momencie. Cały jej strach zniknął, a na jego miejscu pojawiło się odprężenie. I to właśnie wtedy dotarło do niej coś bardzo ważnego. Używała magii. Magii, dzięki której mogła tworzyć przedmioty z niczego, stawać się niewidzialna i przemieniać w jakiś niematerialny byt, któremu nie może się stać żadna krzywda. Nie miała pojęcia jak lub dlaczego tak się dzieje, ale tak właśnie było. Wszystko to trwało nie więcej niż dwie czy trzy sekundy, ale napełniło dziewczynę pewnością siebie. A także podsunęło całkiem niezły plan. Jej ciało ponownie się zmaterializowało. Było to kolejne bardzo osobliwe uczucie, którego dziewczynka nie umiała dobrze opisać słowami. Czuła jednak, że pewnie tak musiałaby się czuć zamarzająca woda, gdyby miała jakieś uczucia. Eileen sprawdziła szybko czy wszystko z nią w porządku, ale ponieważ nie było nawet śladu po jej chwilowej dematerializacji, zwróciła twarz w stronę Jacka. Ten natomiast sprawiał wrażenie jakby skamieniał ze zdziwienia. Nadal stał z wysoko uniesioną ręką, ale teraz drapał się nią po głowie, co dziewczynie skojarzyło się z jakąś wyjątkowo głupią małpą. Prawe ramię mężczyzny zwisało bezwładnie u jego boku, z połyskującym w dłoni sztyletem, który teraz – gdy odkryła swoje zdolności – nie wydawał się już taki straszny. Dziewczyna zachichotała, a napastnik odwrócił się gwałtownie w jej stronę. - Co do… - zaczął. W jego piersi zadudnił groźnie brzmiący warkot. Jednym, szybkim ruchem odbił się od ziemi i skoczył na pozornie bezbronną Eileen. Ta jednak ponownie rozpłynęła się we mgle. To co działo się przez następne kilka minut można by porównać do zabawy w berka i w chowanego. Z jakiegoś nieznanego nikomu powodu mgła na ulicy zgęstniała, ograniczając dwóm samotnym postaciom widoczność i wygłuszając wszystkie dźwięki. Zaniepokojeni recepcjonista i jego kolega rozglądali się czujnie. Cisza napierała na bębenki w uszach, że aż dzwoniło, ale okolica jeszcze przez chwilę miała pozostać spokojna. Oboje zbliżyli się do siebie na odległość wyciągniętego ramienia i odwrócili się do siebie plecami, by móc dokładnie obserwować ulicę z każdej strony. Nagle dziewczynka pojawiła się. Z wesołym uśmiechem i pogodnymi iskierkami w oczach zmierzyła złowróżbnym spojrzeniem obydwu napastników. Jeden z nich, prawdopodobnie recepcjonista, który jeszcze nie wiedział czego przez ostatnie kilka minut nauczyła się Eileen, rzucił się jej stronę. Drobna postać dziewczyny rozwiała się niczym dym, a jej dziecięcy śmiech poniósł się echem po całej ulicy, a może i po całym Morte Hickory. Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze kilkukrotnie. Za każdym razem, gdy któryś z mężczyzn myślał, że już udało mu się schwytać uciekinierkę, ta rozpływała się jakby otaczający ich mlecznobiały obłok był tak naprawdę przedłużeniem jej własnego ciała. - To na pewno wiedźma! – odezwał się w końcu Jack, cofając się w stronę zajazdu. - Przeklęte Cedro Noble – zaklął drugi. – Produkuje te cholerne pomioty samego diabła! - Lepiej już stąd chodźmy, Lars – ponaglił recepcjonistę mężczyzna z bliznami na twarzy, po czym podskoczył, bo gdzieś w jakiejś alejce rozległ się odgłos przewracających się desek. Chwilę potem między ich nogami przemknął biały kot, ale żadnego z panów to nie uspokoiło. - A niech cię szlag, wiedźmo! – krzyknął Lars. Obejrzał się jeszcze raz przez ramię, a następnie pognał ku bezpiecznej, znajomej dzielnicy, gdzie prowadził swój zajazd.
Następnego ranka nie było już śladu po dziewczynce znanej jako Eileen Pendragon. Bowiem jeszcze tej samej nocy, udała się do Lasu Duchów, by później przez Góry Wiedźm dotrzeć do ich stolicy. Miasto okazało się być miejscem barwnym i pięknym, przepełnionym ludźmi ze wszystkich zakątków świata. Po przekroczeniu jego bram, dziewczyna od razu spostrzegła jak bardzo różni się ono od ponurej, bagiennej wioski, w której spędziła niedawno miniony tydzień. Ulicami spieszyły tłumy ludzi, zarówno opuszczających Cedro Noble, jak i dopiero je witających. Na każdym rogu znajdowały się sklepy ze szklanymi kulami, magicznymi zwierzętami, księgami zaklęć. Słychać było rozmaite głosy, przekrzykujące się nawzajem, a w powietrzu aż bzyczało od ilości energii magicznej. I to właśnie tutaj, właśnie w tym mieście Eileen miała spędzić najbliższe dwa lata swojego życia. Pobyt zaczęła od wizyty w bibliotece, gdzie po długich godzinach względnie bezcelowego spacerowania, natknęła się na pewną bardzo starą księgę. Wyczytała z niej, że magia, którą się posługuje jest obecnie rzadko spotykana, a także, że zdecydowana większość władających nią magów najzwyczajniej w świecie, urodziła się z talentem do jej uprawiania. Jeśli wierzyć spisanym tam wywodom różnych badaczy, to Tricksterism był niezwykle trudny do opanowania jeżeli osoba nie wykazywała naturalnych predyspozycji. Dziewczyna poznała także parę podstawowych zaklęć i prostych sztuczek, dzięki którym mogła zacząć naukę panowania nad swoimi nowymi umiejętnościami. Z czasem wymyśliła własne czary i uroki oraz odkryła więcej źródeł, z których mogła czerpać cenne informacje. I w ten sposób Eileen stopniowo aklimatyzowała się w nowym środowisku. Zaczęła pracować jako wróżka oraz wiedźma do wynajęcia, wkrótce zyskała popularność i nim się obejrzała, skończyła 15 lat. W tamtym czasie należała już do paru wiedźmińskich zgrupowań, którym to w dużej mierze zawdzięczała dach nad głową oraz bezpieczeństwo, a także i spokój od lokalnych władz, które nieustannie otrzymywały skargi na młodą oszustkę. Jednak pomimo opieki, jaką obdarzyli ją wszyscy współtowarzysze i znajomi po fachu, dziewczyna nie czuła wobec nich długu wdzięczności. Nie przywiązała się nigdy do żadnej z osób, które udzieliły jej w owym czasie pomocy i przez to nie czuła wyrzutów sumienia, gdy pewnej nocy postanowiła opuścić miasto w poszukiwaniu przygód. Od tamtej pory nikt w Cedro Noble o Eileen Pendragon już nie słyszał… Za to w stolicy państwa Bosco, ogromnym mieście Il Sole Che Sorge usłyszano o niej jeszcze nie raz, bo to właśnie tam dziewczyna znalazła swój nowy dom. Atmosferą przypominało jej miasto wiedźm, gdyż było tam równie gwarno, tłoczno i kolorowo. Stolica była jednak nieporównywalnie większa od dotychczasowego miejsca zamieszkania dziewczyny, a przy tym przypominała bardziej fort ochronny niż zwykłe miasto. Otoczone potężnym wałem i fosą, jak również gęstym, nieprzebytym lasem, Il Sole Che Sorge w oczach piętnastolatki było prawdziwą twierdzą. Różnice natomiast nie kończyły się na samym wyglądzie. Przede wszystkim mieszkali tam głównie zwykli, szarzy obywatele, a nie czarownice czy czarodzieje. Wielu było również arystokratów, których łatwo było rozpoznać w tłumie, dzięki ich krzykliwym strojom. Jednym słowem było to miasto idealne dla człowieka, którego hobby polega na uprzykrzaniu życia innym. Zatem jako w pełni wykształcony i doświadczony w swoim fachu Trickster, Eileen od świtu do zmierzchu parała się sianiem chaosu wśród napotkanych na swojej drodze ludzi. Dokonywała kradzieży cennych dóbr najbogatszych mieszkańców, oszustw o szerokiej skali szkodliwości i zawsze wychodziła z opresji w jednym kawałku. Rozpoczął się dla niej zupełnie nowy rozdział w jej życiu, najdłuższy jak dotąd okres wolności i robienia tego, w czym Eileen odnalazła ogromną radość, a przy okazji w czym była naprawdę dobra. Beztroska sielanka trwała cztery lata i nic nie wskazywało na jej rychły koniec.
A zaczęło się od pewnego bardzo słonecznego popołudnia. W godzinach przedwieczornych ulice zawsze pustoszały do zaledwie paru osób, pragnących przejść się po okolicy lub zrobić ostatnie zakupy przed kolacją. Nie oznacza to wcale, że miasto robi się ciche i spokojne. Nadal słychać głośne rozmowy, śmiechy oraz pokrzykiwania, ale o tej porze są to dźwięki przywodzące na myśl przytulne, domowe zacisze, a nie codzienny zgiełk i pośpiech. I właśnie w jedno z takich leniwych popołudni, dotychczasowy spokój został zmącony. Środkiem ulicy biegła wysoka dziewczyna. Ubrana była w eleganckie i z pewnością drogie ubrania, na głowie miała zawadiacko przekrzywiony cylinder, a w prawej ręce trzymała laskę. Wysokie obcasy, które miała na nogach, stukały dźwięcznie o brukowaną drogę, ścigane innym, nieco mniej dystyngowanym odgłosem. Trzy pary stóp, odziane w ciężkie, skórzane buty starały się dotrzymać kroku prędkiej, czarnowłosej kobiecie, a ich właściciele z trudem łapali oddech. Byli to wyłącznie mężczyźni w średnim wieku, noszący na sobie policyjne mundury. - Zatrzymaj się natychmiast! – krzyknął ten biegnący po środku. Monokl w jego lewym oku co chwilę ześlizgiwał się po mokrej od potu, okrągłej twarzy i podskakiwał na cienkim, złotym łańcuszku, gdy policjant o nazwisku Rubens próbował ponownie umieścić go na właściwym miejscu. Eileen zaśmiała się tylko na te słowa, a był to śmiech pogodny i beztroski, pełny figlarności, jakby zapraszający do wspólnej zabawy. - Niestety, ale muszę odmówić komisarzu Rubens! – odpowiedziała, przyspieszając kroku. - Bezczelna! Nawet nie masz pojęcia jakie okropieństwa ci grożą, jeżeli natychmiast się nie poddasz! – wrzasnął inny, wizualnie młodszy od pana komisarza. Miał kręcone, jasne włosy i dziewczyna słysząc jego głos, przywołała w myślach czerwoną ze zmęczenia twarz. Mocne słowa jak na kogoś, kto za chwilę zemdleje z wysiłku, pomyślała i zachichotała z własnego żartu. - Ta parszywa wiedźma zostanie najpierw porządnie wychłostana, a następnie osobiście zawlokę ją przed sąd – zaczęła cytat, gwałtownie skręcając w jedną z wielu bocznych uliczek. Było to bardzo wąskie przejście pomiędzy dwoma ceglanymi budynkami, ale dziewczyna nie miała problemów z poruszaniem się, czego jednak nie można było powiedzieć o podążających za nią funkcjonariuszach. – Potem dopilnuję, żeby gniła w najciemniejszym i najzimniejszym lochu do końca życia! Będzie dostawać tylko najgorsze, najstarsze jedzenie i najbrudniejszą wodę! – tu ponownie skręciła, tym razem w nieco szerszą alejkę, prowadzącą ku małemu pasażowi handlowemu. Dzielnica ta miała to do siebie, że było w niej tak samo dużo ludzi o każdej porze dnia, więc w obecnej sytuacji była niczym raj dla ściganej złodziejki. Teraz zwolniła trochę i odwróciła się, akurat by zobaczyć jak trójka policjantów o mało co nie potyka się o własne nogi, próbując dotrzymać jej kroku. Na ten widok wybuchła głośnym, szyderczym śmiechem, co tylko rozjuszyło goniących ją mężczyzn. Eileen nie chcąc stracić przewagi jaką w końcu udało jej się wywalczyć, ponownie rozpędziła się i w mgnieniu oka wkroczyła na teren licznych spółek handlowych, poprzecinany szerokimi ulicami, po których toczyły się wozy. Były obładowane wszelkiego rodzaju warzywami i owocami, mięsem i pieczywem, a jeździły tak gęsto, że dziewczynie bardzo szybko udało się gdzieś pośród nich zniknąć. Nareszcie zamiast głosów policjantów słyszała jedynie przyjemny dla ucha stukot drewnianych kół na nieregularnej, kamiennej drodze. W powietrzu unosiło się tyle zapachów, że aż korciło, aby zatrzymać się i dokładnie zidentyfikować każdy z osobna. Nie było jednak na to czasu. Eileen kluczyła pospiesznie pomiędzy cisnącymi się wszędzie handlarzami i ich klientami, szukając dobrej kryjówki. Oczywiście mogłaby użyć magii, ale w takim tłumie na pewno wywołałoby to nie lada panikę, a choć uwielbiała patrzeć, jak ludzie miotają się bezładnie niczym muchy w sieci, to teraz wolała pozostać niezauważona. Jej uwagę przykuł ciemny, opuszczony zaułek, zastawiony zbitymi z jasnych desek pudłami. Kilka z nich było nawet otwarte. Momentalnie podjęła decyzję o zmianie kierunku marszu i już po paru sekundach siedziała bezpiecznie schowana w jednej ze skrzyń. Przykryła się od góry kwadratowym wiekiem, po czym zamarła, oczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Na zewnątrz nadal panował hałas. Grupka goniących ją obrońców sprawiedliwości chyba straciła trop, bo od dłuższego czasu nie słyszała niczego oprócz tradycyjnej muzyki dzielnicy handlowej. Wozy, kupcy, sprzedawcy. Wszystko tak, jak powinno być. Wypuściła z ust długo wstrzymywany oddech ulgi i wyszczerzyła zęby w kocim uśmiechu, pełnym samo zachwytu i zadowolenia. Najwyraźniej nikt nie zwrócił uwagi na ciemnowłosą dziewczynę, wchodzącą do dużego pudła pełnego… Bananów? Eileen dopiero teraz zorientowała się gdzie weszła. Pociągnęła nosem, a znajoma, słodka woń żółtych, zakrzywionych owoców uderzyła w jej nozdrza z taką siłą, że dziewczyna prawie kichnęła. Poczuła także coś bardzo dziwnego. Osobliwe uczucie, którego źródło znajdowało się gdzieś głęboko w jej pamięci, w najdalszych, nigdy nie odwiedzanych przez nią zakamarkach. Zupełnie jakby uwięzione tam myśli nagle przebudziły się i zaczęły wyrywać z klatki. Przez chwilę siedziała kompletnie nieruchomo i wytężała umysł, żeby przypomnieć sobie to coś, co tak mocno dopraszało się o jej uwagę. - Deja vu? – szepnęła po minucie, a jej dłoń bezwiednie powędrowała na czubek głowy, jakby chciała wymacać tam jakiś nieistniejący guz lub ranę. – Nie… Wspomnienie. Odległe i mgliste, pozornie dawno już zapomniane. Siedziała w pudle podobnym do tego. Miała na sobie prostą, szarą sukienkę z dwoma kieszonkami, a na nogach zwykłe, podobne do kapci obuwie. Próbowała wyjść ze skrzyni, ale pierwsza próba spełzła na niczym. No, może nie zupełnie na niczym, bo nabiła sobie dość sporego guza. Dopiero druga okazała się owocna i dziewczynka mogła odetchnąć świeżym, acz nieco bagiennym powietrzem. Nagle z głębokiej zadumy, wyrwało Eileen pragnienie rozprostowania nóg. Poczuła, że musi wstać, i że musi to zrobić natychmiast. Wyprostowała się więc gwałtownie i od razu rąbnęła głową o twarde, drewniane wieko, którym kilka minut wcześniej sama się nakryła. Rozcierając bolące miejsce jedną ręką, a drugą obmacując deski nad sobą, stwierdziła że nie może wyjść. Wydało jej się to jednak dosyć dziwne, ponieważ nie powinna mieć żadnych problemów z uniesieniem kilku pozbijanych ze sobą kawałków drewna. - Co jest? – warknęła z niekrytym niezadowoleniem w głosie. Cała dotychczasowa radość, jaką czuła po udanym uniknięciu schwytania, uleciała z niej jak powietrze z przebitego balonu i teraz mruczała coś gniewnie pod nosem, napierając z całej siły na więżące ją wieko od skrzyni. Zgniotła przy tym parę bananów, ale nie to było w tej chwili najważniejsze. - No tak. Tak. Pięknie – westchnęła w końcu. Rozluźniła spięte mięśnie i spróbowała się uspokoić. – Wspaniale. Naprawdę nie mogę sobie wyobrazić o ile lepiej mogłoby mi teraz być. Trochę to trwało zanim doszła do siebie i zaczęła dostrzegać jasne strony sytuacji. Przecież mogła być właśnie w drodze to domu jakiegoś bogatego szlachcica, którego posiadłość pełna jest kosztownych skarbów. A może dokładnie w tej chwili ładowano ją na statek, zmierzający ku jakimś odległym lądom, nieskalanym jeszcze przez cywilizację? Możliwości było wiele i po pewnym czasie – który dziewczynie zdawał się całymi tygodniami – znudziło ją rozmyślanie na ten temat. Co ma być to będzie, pomyślała sobie i ułożyła się wygodniej. Przypuszczała, że czeka ją daleka droga, więc bezsensu byłoby marnować siły na spekulacje, które mogły jedynie zepsuć jej nadchodzącą niespodziankę. Delikatne kołysanie oraz podrygiwanie skrzyni, uśpiło Eileen na dobre kilka godzin.
Duży, ciężki powóz wtoczył się po równej, brukowanej ulicy do wyjątkowo żywego i wesołego miasta. Woźnica kierował go w stronę jakiegoś sklepu, w którym sądząc po szyldzie, sprzedawano owoce. Gdy przejeżdżał przez bramę tętniącej życiem metropolii, nad jego głową widoczna była tabliczka, a na niej namalowany czarną farbą napis.
Magnolia.
Shiyume
Liczba postów : 454
Dołączył/a : 18/09/2016
Skąd : Zaświaty
Temat: Re: Do we have a deal? Pią Gru 09 2016, 21:44
Zanim w ogóle ocenię - magia daje zbyt dużo możliwości. W sensie... materializacja to dziedzina Łuku Urzeczywistnienia. Iluzje i opętania okej. Ta zmiennokształtność tylko mnie jeszcze boli.
Eileen
Liczba postów : 116
Dołączył/a : 01/12/2012
Skąd : Z Varszavy
Temat: Re: Do we have a deal? Sob Gru 10 2016, 21:30
Łuk Urzeczywistnienia daje możliwości tworzenia wszystkiego i w dużych, jak nie totalnie nieograniczonych ilościach. Właśnie po to nałożyłam dosyć duże ograniczenia na poszczególne elementy tej magii. Mam nadzieję, że je przeczytałeś. Materializacja dotyczy tu tylko przedmiotów, które NIGDY nie osiągną rozmiarów nawet najniższych budynków, co już samo w sobie skreśla mnóstwo możliwości. Stworzone rzeczy znikają po ściśle ustalonym czasie i niezależnie od woli postaci. Nie może tworzyć żywych organizmów, od czego wyjątkiem są rośliny PRZY CZYM to tylko rośliny, których nawet nie może kontrolować. Geneza całego pomysłu, to tzw Magia Lisów, którą podsunął mi przyjaciel. Inspirowana kitsune z japońskiej mitologii, które mają dokładnie takie umiejętności jak wypisałam. W tym również zmiennokształtność, która jest istotnym elementem tej magii, która jednocześnie dopełnia wizerunku całej postaci. Bez zmiennokształtności oraz materializacji będzie to zwykła magia iluzji z tycimi akcentami mentalistycznymi - definitywnie nie to, co chcę stworzyć.
Shiyume
Liczba postów : 454
Dołączył/a : 18/09/2016
Skąd : Zaświaty
Temat: Re: Do we have a deal? Pon Gru 12 2016, 20:24
Ekwipunek - takie cacuszko to chyba z 10k będzie kosztować, bo w końcu zdobienia i tym podobne. Wtedy cylinder dorzucę gratis.
Magia - dobra, ale materializowane będą przedmioty rangę mniejsze. Czyli jak normalnie by coś dałoby się wytworzyć zaklęciem D, ty będziesz potrzebować zaklęcia C. Wtedy ci przepuszczę tą magię, choć i tak oferuje jak dla mnie za duże możliwości. Większość magii skupia się wokół jednej dziedziny, jak na przykład iluzje czy zmiennokształtność. Jako że "materializacja" to działka magii zakazanej, będzie słabsza o rangę, choć i tak nie zmaterializujesz nic magicznego. Pozostałe aspekty będą nieznacznie słabsze (widoczne to będzie praktycznie tylko w bezpośredniej konfrontacji z taką bardziej szczegółową magią).
PWM: 1. Ok. 2. W promieniu 10 metrów, tylko te rangi B i wzwyż. 3. Działa tylko poza walką, nie można tym nikogo zdekoncentrować (hałas zdaje się dochodzić z oddali) 4. Ok 5. Ok, oczywiście osoby odporne na iluzje będą widziały cię nagą 6. Rozpływa się po uderzeniu o coś, nie może być to broń.
Zaklęcia: 1. Na D skopiujesz tylko sam wygląd, taki klon nie będzie nawet rzucał cienia. Dokładniejsze klony dopiero na C. 2. Niech będzie. 3. 25cmx25cmx25cm, rozpływa się po 1 poście (materializacja = spore nerfy, przygotuj się) 4. Ciekawe, nawet ci to przepuszczę 5. Nie może w ogóle używać magii, do tego wysokie stężęnie ethernano (zaklęcie rangi A co najmniej) może rozproszyć tą jej mgiełkę, uniemożliwiając jej powrót do materialnej formy i jakąkolwiek akcję na kilka postów (MG ocenia). 6. Odpada. Na randze C inni dostają niewidzialność pokroju "póki się nie ruszasz, prawie ciebie nie widać". Ty jeszcze chcesz klona. Taka praktycznie całkowita niewidzialność będzie na A. Na B możesz dostać klona + jeśli się wolno będziesz poruszać, to zobaczą cię jedynie ci z Sokolookim na poziomie 2 co najmniej (ruch - sokolooki 1) 7. 2 posty.
Eileen
Liczba postów : 116
Dołączył/a : 01/12/2012
Skąd : Z Varszavy
Temat: Re: Do we have a deal? Wto Gru 13 2016, 01:31
Ekwipunek - w tym rapierze nie ma niczego takiego, żeby kosztował aż 10k. Pięknie zdobiona oprawa znaczy tu mniej więcej tyle, co bardzo ładne wzorki. Srebrna plecionka - ok, tutaj mogłam nadmienić, że chodzi o kolor, a nie materiał, z którego jest wykonana. Poza tym nie wydaje mi się, że konieczne by było płacenie fortuny za rapier, który zamiast w pochwie, chowany jest w lasce.
Magie - w pierwszej wersji miałam nawet napisane, że Eileen głównie skupia się na iluzjach i opętaniach, ale ostatecznie nie dałam tego w opisie. Jednak dobrze wiedzieć, że się rozumiemy. Z wszystkimi nerfami się zgadzam, bo nie da się zaprzeczyć, że magia łączy w sobie kilka różnych dziedzin so it's only fair.
PWM: Naniosłam poprawki
Zaklęcia: Naniosłam poprawki i zmieniłam działanie Catwalk. Mam nadzieję, że teraz będzie w porządku.
Shiyume
Liczba postów : 454
Dołączył/a : 18/09/2016
Skąd : Zaświaty
Temat: Re: Do we have a deal? Wto Gru 13 2016, 11:37
Dobra, niech ci będzie. Taki dobrej jakości rapier i cylinder to będzie 5.000 razem, skoro nie jest ozdabiany prawdziwym srebrem.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.