I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Miasteczko położone w centrum wyspy, otoczone z trzech stron niewielkimi wzniesieniami. Prowadzi do niego jedna droga - główny szlak handlowy z portem, a więc i światem zewnętrznym. Piętrowe kamienice wybudowane wzdłuż jednej, kamiennej drogi, były najpowszechniejszym widokiem. Tuż przed kamienicami stały stragany pełne świeżych warzyw i owoców, egzotycznych materiałów, niezwykłych przedmiotów i broni. Droga zbudowana z kocich łbów prowadziła na okrągły rynek na samym końcu miasteczka, na którym stał ratusz oraz okrągła fontanna. Dokładnie na tym samym rynku w jednej z kamienic znajdowała się kawiarnia, do której Tsubame zaprosiła wszystkich uczestników misji. Mieli pytać o panienkę Mori uprzejmą i nieco pulchną sprzedawczynię, której uśmiech przypominał dom, ciasto i babcię.
No i wysiadł, nieomal wypluwając żołądek na kamienistej plaży Galuny. Ostatnimi czasy jego życie było pasmem porażek i niefajnych wydarzeń. Odrzucenie Atatai, Jino, Rozmowa z Seymourem, wykrwawianie a teraz jeszcze podróż łajbą. Za jakie grzechy on tak ostatnio cierpiał? Miał naprawdę dość tego wszystkiego, totalnie dość. Chciał komuś wpierdolić i to mocno, bez hamulców. No i trochę odpocząć. Psychicznie, znaczy się, ale pewnie i to nie będzie mu dane. Kiedy odleżał chorobę na plaży, podniósł się do pozycji siedzącej i raz jeszcze obrzucił wzrokiem swoich towarzyszy. Laura, Belf, Blondyna z baru... dlaczego czuł że będą kłopoty? No dlaczego? Mniejsza...
Na sobie miał przede wszystkim czarne bokserki i tenisówki, a prócz tego czarne spodenki do kolan i czarną koszulkę. Na wszystko narzucony czarny płaszcz, obecnie rozpięty oraz czarne okulary na nosie. Czy... czy on był monotematyczny? W sumie wyglądał jak jakiś żałobnik... albo pracownik tajnej organizacji rządowej. No mniejsza, na szyi pod koszulką nosił amulet alchemików. Woreczki z Tetsu-bishi przyczepione były do pasa, w kieszeni, wewnątrz płaszcza miał schowany cierń orientacji. Był gotowy na to co przyniesie mu los.
-Belf, nie zgub się.-Wstał z ziemi, otrzepując spodnie i skinął na dziewczyny, ruszając ścieżką ku miastu. Szczerze mówiąc Gumiś miał gdzieś architekturę tego miasta, miasta potworów, jak mówiło się na lądzie. Potworów, heh, to chyba był wśród swoich? No i ta blondyna pewnie też. No mniejsza, wędrował rozglądając się za celem ich podróży i słuchając dźwięku... no właśnie, miał nadzieję że ciszy, ale znając świat... aż spojrzał przez ramię, jak dogadują się dwie blondyny.-A mniejsza-Mruknął po cichu, wzruszając ramionami i szukał dalej, rozglądając się uważnie. Wszędzie były kamienice, skąd miał kurcze wiedzieć, która to ta właściwa? Podrapał się po głowie, po czym wybrał tę najbardziej zatłoczoną, gdzie po wejściu wpierw starał się odszukać wzrokiem twarz pulchnej mamuśki, a jeśli nie znajdzie, to pyta o nią jakiegoś randoma. Jeśli natomiast przyjmiemy najbardziej optymalną wersję w której od razu znajdują swój cel, co jest aż zbyt optymistycznym wariantem, to Gumiś podejdzie do niej i ciepło się uśmiechnie(Chodź wewnętrznie aż go kur*ica bierze od tej całej szopki).-Byliśmy tu umówieni z pewną dziewczyną, mieliśmy o ciebie pytać.-Powie dość cicho, wcześniej chrząkając. Chrząkanie, kaszlenie, wzdychanie... to wszystko powoli wchodziło mu w nawyk.
Nie miała pojęcia o co chodzi. Nie miała pojęcia w co ją wpakowano. Nie miała pojęcia gdzie została zabrana. Nie miała pojęcia właściwie o niczym. Gdyby wychowywali ją normalnie, tak jak większość ludzi, zwykli rodzice, należałoby im postawić jedynkę z przedmiotu "wychowanie dziecka do życia w społeczeństwie". Takich rodziców jednak nie było, a ludzie w bidulu, w którym miała okazję swego czasu przebywać Ringo mieli na głowie inne sprawy niż uczenie jej takich spraw. Mili ludzie, ale troszeczkę za bardzo zafascynowani bezstresowym wychowaniem i chyba właśnie to miało przełożenie na to w jaki sposób młoda Byakushitsune przeżywała całą tą podróż. Już podczas jazdy pociągiem zrobiło się zabawnie gdy mężczyzna "od krwi" najwyraźniej bawił się w jakąś fontannę produkującą brudną wodę, dodatkowo tak zabawnie zmieniał kolor, że Ringo na końcu języka miała by zapytać go czy jest magiem zmieniania kolorów na twarzy. Dość jednak powiedzieć, że poza wpatrywaniem się z rozbawieniem w chłopaka i zerkaniem co kilka chwil na Firenzę (czy jej się wydawało, czy chciała ona powiedzieć coś niemiłego na temat Ringo?) oraz kota, dziewczyna faktycznie nie robiła niczego złego. W pociągu rozłożyła się jak prawdziwa dama, założyła nogę za nogę, ręce skrzyżowała na piersi i w względnej ciszy i spokoju spędziła całą podróż. To, że jej myśli latały na wszystkie strony i kilka razy roześmiała się gdy mężczyzna zareagował dziwniej podczas podróży... to tylko niewielkie smaczki, które nie wpłynęły znacząco na jej zachowanie.
Po wyjściu z cudownego środka lokomocji (uwielbiała jeżdżenie takimi czymiś, tak fajnie bujało i w ogóle!) podążała posłusznie za Gumisiem, z przyklejonym uśmiechem na buźce, kompletnie nie zadając żadnych pytań, ani o nic się nie pytając. Dawała chłopakowi czas na wyjście z własną inicjatywą, najwyraźniej bowiem był nieśmiały. Jeśli chciał się jej oświadczyć to pewnie czekał na odpowiedni moment, ale dlaczego wziął ze sobą inne osoby...? Może jako świadków? A to ci heca. Nie chciała mu robić przykrości przy innych. Kurde. Widziała to! Widziała jak obracał się w jej kierunku i spoglądał na nią. Stresował się...! Biedak! Tyle problemów przez kilka łyków krwi... Swoją drogą jego krew wciąż spoczywała w pojemniczku przy jej pasie. Pamiątka. W razie potrzeby pomoc.
Niemniej nie mogła siedzieć wiecznie cicho, no nie? Chłopak najwyraźniej kogoś szukał, a ona wykorzystała ten moment by wreszcie zrobić to, co powinna była zrobić już dawno temu. Mianowicie... przedstawić się. - Ekhem...! - zaklekotała, prostując się na baczność i podnosząc dłoń do swojej brody, pozując niemal jak jakiś fantastyczny tajny agent. - Masz jakieś imię? - zapytała... chociaż przecież to ona powinna była się przedstawić! - Bo ja mam, wiesz! - dodała z dumą. I najwyraźniej to było wszystko. Po tej śmiałej deklaracji stanęła sobie spokojnie, spoglądając w dal (choć tak naprawdę przyglądała się innym ludziom). Firenzę znała, a kot... to kot, no nie? Kot ma na imię kot, prawda? Jak kot. Bo to kot! A może to "Kot"? Duża litera, te sprawy? Kto wie? Dziewczyna przeniosła spojrzenie na kota. Znaczy się Kota. Czy na to pewno Kot on jest? Czy ona traciła umiejętność poprawnego formułowania zdań nawet wewnątrz własnej głowy? Zaraz, czyżby przejęła się całą tą sytuacją i stąd te problemy? Przedziwne i... przezabawne!
Jak widać smoczy zabójcy cierpią na chorobę lokomocyjna i nie jest to mitem. W sumie to nigdy nie widział wymiotującego DSa! A to dopiero niespodziewany widok, w jego całym i krótkim kocim życiu. Były tutaj dwie dziewczyny i wymiotujący smok... "Przyczajony Kot, wymiotujący smok" to brzmi jakiegoś filmu z Brookiem Lee(okej, nie będę zżynał z rzeczywistości wiec będzie Brook, nie Bruce). Znal jedna dziewczynę, lecz drugiej nigdy na oczy nie widział. Czy się tym przejął? Niezbyt. Gdy tylko usłyszał tekst o nie zgubieniu sie od razu wykonał, w końcu jest kotem, one nigdy nie błądzą tylko znajdują ciekawsze drogi życia! Patrzył na ziemie i sie przeraził... KOCIE ŁBY?! CO ZA POJE* TO ZROBIŁ?! KTÓRY JA SIE PYTAM PRAGNIE ZAŁAMANIE BELFA?! DAWAĆ GNOJA! Z NIEGO DROGE ZRÓBMY, A NIE Z KOTECZKÓW... Trzymając dalej kamienna twarz szedl dalej, podążając za osiłkiem i dwiema duperami. Rozglądał się od czasu do czasu, czy nie ma tutaj dziwnych ludzi. Gorzej jak sie jakis rudy znajdzie, Belf nie lubi rudych... jak każdy z reszta. Gdy zapytala o imie? Belf tylko rzucil na nia wzrokiem swoimi czerwonymi oczami. -Miau..?- Wyksztusil tylko. Tak, zdecydowanie rzucilo mu sie na prostego kota. -Zartowalem, Belf jestem- Odpowiedzial krótko.
Niektórzy chyba nie rozumieli pewnych aluzji. Stężenie blondynek w powietrzu było zbyt wysokie. Z tego powodu od Laury aż iskrzyło nienawiścią. Może gdyby to była inna blondynka, tylko by iskrzyło. Niestety była to Ringo, a innym uczuciem na pewno do niej nie pałała. Han był prawdziwym idiotą, że ją tu sprowadził. Powoli czuła jak sympatia do chłopaka ją opuszcza. Może jednak jej kolega nie był takim zajebistym gościem jak jej się zdawało? Bo taki na pewno nie ciągnął by ze sobą tego wrednego pasożyta. Miała szczerą ochotę kopnąć go w nerkę, gdy tak sobie konał na plaży po podróży. Słabeusz, głupiego bujania nie może znieść. Nawet nie zapyta o pomoc. Więc ma pewnie też przerost ego. Dzisiaj wszystko ją denerwowało. Nawet Belf, który akurat nie zrobił nic złego. Skrzyżowała ręce na piersi i po prostu za nimi poszła. Jakoś nie miała ochoty się odzywać w towarzystwie wampirowej.
Cała czwórka doprawdy dziwnej zbieraniny trafiła do kawiarenki. Gumis bez problemu odszukał sprzedawczynie i choć nie zapytał wprost, ta dokładnie wiedziała, kogo szukacie. Uśmiechnęła się miło i skierowała was na tył kawiarni do ładnego, jasnego salonu. Ściany były w kolorze słoneczników, meble były zrobione z ciemnego drewna, sofa i dwa fotele obite były kremową skórą. Przez ogromne ono wpadało do środka jasne światło, nieco stłumione przez żółte firany. Na fotelu, spokojnie popijając kawę, siedziała dobrze znana Gumisiowi Tsubame. Nic się nie zmieniła. Ani z twarzy, ani na ciele. Uśmiechnęła się promiennie w stronę wchodzących, po czym odstawiła filiżankę na stół z lekkim stukotem. Wskazała dłonią sofę przed sobą. - Usiądźcie, proszę. No i przedstawcie się, z waszej czwórki znam tylko "Dyzia". - Wymawiając fikcyjne imię Gumisia nie sposób było się nie uśmiechnąć w znaczący sposób. - Nazywam się Tsubame Mori, jednak wielu nazywa mnie Jaskółką. Mówcie mi, jak wam wygodnie - poprosiła, ładnie się uśmiechając w stronę każdego z osobna. - Chcecie się czegoś napić? Coś zjeść? Wszystko na mój rachunek. Czysta sielanka~
Laura zdawała się być nie w humorze... to ze względu na blondynkę? A może miała okres? Albo gorzej, może była przed okresem? W tym momencie kobiety były bardzo agresywne i drażliwe. Jak pole minowe. Tylko pole minowe było bezpieczniejsze, bo dało się je przejść w jednym kawałku. Za to Belf wydawał się w nie najgorszym humorze. Nawet miałknął co u niego było chyba odznaką totalnego kociego chill-outu. W sumie czy istniał nie z chilloutowany kot? Ciężka sprawa, bo koty zawsze wyglądały jak na haju, a Belf to już w ogóle. Zaś Blondyna żywa jak zawsze, skakała, latała i nawet rzuciła oczywistością, faktem że ma imię. Łał. Gumiś się tego normalnie nie spodziewał, bo przecież od kiedy ludzie mają imiona? Na razie jednak olał wszystko i wszedł na zaplecze, do całkiem przyjemnie urządzonego domku. Takiego w którym mógłby spędzić starość... czy coś. No mniejsza, bo w pomieszczeniu była już Jaskółka którą poznał ostatnim razem. W pierwszym od ruchu chciał się uśmiechnąć i przywitać, ale doszedł do wniosku że przecież kobiety i tak go nie lubią, to co się będzie Jaskółce na rzucał. Skinął jej tylko głową i usiadł w rogu kanapy, tym dalszym Jaskółce.-Więc, przejdźmy do rzeczy. Gdzie znajdziemy nasz cel?-Zapytał prosto z mostu, podpierając głowę prawą ręką i patrząc na Jaskółkę bez emocji. Srać na doła, teraz będzie zawodowcem. Żadnych emocji, zero. Będzie jak rasowy pitbull, podlecieć, rozszarpać gardło i sobie pójść. Tak jest najbezpieczniej. A sprawę swojego domniemanego "Dyziostwa" przemilczał. Bo i po co wyprowadzać kogokolwiek z błędu?
- Dyzio? - zaświergotała od razu swoim zwyczajem Ringo, kompletnie nie przejmując się, że rozmawia z osobą, którą widzi po raz pierwszy, momentalnie przyjmując na buzię rozbawioną minkę. A więc mężczyzna nazywał się Dyzio?! Jakie śmieszne imię! Kiedyś chyba nawet czytała z innymi dzieciakami taką bajkę, w której byli Hyzio, Dyzio i Zyzio. Czyżby ta bajka była wzorowana na chłopaku? Ale w takim wypadku to było niesamowite, z brzydkiego kaczątka wyrósł taki mężczyzna, uczynny i przyjemny w obyciu, choć nieco małomówny. Dyzio, Dyzio... Brzmiało nieco dziwnie na języku, tak nietutejszo, ale co z tego, skoro się tak nazywał to tak go będzie nazywać, to miało sens. Ludzie na ogół lubili być wołani swoimi imionami, zupełnie jak jakieś zwierzątka! Z drugiej strony... ludzie też byli zwierzętami, prawda? Jeśli tak, czy kiedykolwiek zdarzyła się Dyziowi sytuacja, że pies zawołał na niego Dyzio, a ten przybiegł do niego z podkulonym ogonem? Zaraz, czy Dyzio w ogóle miał ogon? Ringo uśmiechem przeprosiła Tsubame, a następnie usiadła tuż obok chłopaka, wyraźnie przyglądając się jego tyłkowi. Nnnngghh... Nie była w stanie stąd dojrzeć tego czy faktycznie posiada ogon czy nie. Czy siedzenie na własnym ogonie mogło boleć? Musiała zapytać kogoś kto mógłby jej na to pytanie w miarę niepostrzeżenie odpowiedzieć, dlatego teatralnym szeptem zwróciła się do Belfa - Hej... Czy siedzenie na własnym ogonie boli? - dopiero po zadaniu pytania reflektując się, że może nie powinna tak ignorować pani, która ich teraz przyjmowała. - Ja nazywam się Ringo Byakushitsune, miło poznać! - powiedziała z uśmiechem. Wciąż nie miała pojęcia co tutaj robi, więc wszelkie kwestie formalne zostawiała Dyziowi. Gorzej jeśli okaże się, że planuje on teraz już wesele! To było całkiem możliwe, nawet jeśli nie zapytał jej jeszcze o zgodę. Cholera. Dziewczyna zamilkła na jakiś czas wpatrując się we własne dłonie, jakby spodziewając się, że ujrzy zaraz na nich pierścionek zaręczynowy. Musiała wymyślić jakąś ładną formę odmowy i to szybko!
- Ach... Ja napiłabym się... - tu wreszcie przeniosła spojrzenie ze swoich rączek na szyję chłopaka, jakby upewniając się czy ta jeszcze jest na miejscu. Nie, nie mogła poprosić o kolejną szklankę krwi, to byłoby bardzo niegrzeczne. Musiała zadowolić się czymś kompletnie innym, tak by Dyzio nie poczuł się urażony jej zachowaniem. - ...kieliszka wina? Albo wody? Nie chcę się narzucać... - bardziej zapytała niż stwierdziła, ale najwyraźniej to było jej odpowiedzią w tym momencie.
Miasteczko było urocze. Kawiarnia też niczego w sobie. Ale nie umiała tego doceni, ze względu na kurwicę, która z chwili na chwilę rosła co raz bardziej. Swoją drogą jakby faktycznie miała okres to pewnie Ringo rzuciłaby się na nią jak prawdziwy facet na schabowego. Do tego jeszcze nie doszło, więc Guma albo mógł czuć się spokojny, albo jeszcze bardziej zagrożony. Chciała już usiąść na kanapie, gdy nie. Wyprzedziła ją te wampirzyca. Na dodatek zaczęła się gapić. Na tyłek. Tyłek Gumy. Cholera. Cudem będzie, jak nie rzuci się jej do gardła i nie rozszarpie, pokazując jakie ładna wzroki można zrobić z tej jej ukochanej krwi. Czemu on ją tu wziął? Nada się ona w ogóle do czegoś? Skakała tylko debilnie i cieszyła mordę, jakby dopiero co dostała świeżą kwartę osocza. A Laura mogła jej zagwarantować takie rozrywki, jeżeli tylko ładnie by poprosiła. Z drugiej strony nie była pewna, czy w ogóle by zdążyli Ringo dotransportować do jakiejkolwiek jednostki, żeby uzupełnić brak krwi. Ale uspokój się Firenza. Obiecałaś coś temu skończonemu idiocie o jednym plusie jakim był fajny tyłek. Obietnice się spełnia, nieważne jak głupiej osobie je złożyłaś. Więc teraz należy zachować zimną krew i ewentualnie potem zabawić się mordercę. - Duszno mi, pójdę na świeże powietrze…- warknęła bardziej, a nie odpowiedziała, po czym opuściła kawiarnię. Miała zamiar ukucnąć sobie przy jednej ze ścian.
Zdecydowanie byl w humorku, nie przeszkadzal im w konwersacji w koncu jest kotem, który robi tutaj za mniej oblatenego w slowach, a bardziej popie*dalajacego w wszechstworzach czy jak tam to powinno sie pisac. Pytanie na temat siedzenia na ogonie... A CO JA TO INTERESUJE?! NIE POWINNA WDAWAC SIE W TAKIE SZCZEGÓLY...oczywiscie kot nie powiedzial tego tak otwarcie, tylko wskoczyl dziewczynie na bark i szeptnal do ucha: -A ch*j cie to obchodzi? Albo inaczej... wyobraz sobie, ze wlasnie dorwal cie twój chlopak i bierze od tylu, takie wlasnie to uczucie- Po chwili zeskoczyl i usmiechnal sie jak to na kota przystalo, chyba proste ":3" powinno to wyrazac w stu, albo nawet dwustu procentach. Tak na prawde to on nie siada na swoim ogonie, w koncu jest kotem i umie siasc tak, ze na nim nie siedzi... byloby to nie wygodne pod kazdym wzgledem, w koncu jakby siadl na wlasnym ogonie to raczej nie bylo mile. Oczywiscie kot jej nie zna, wiec nawet nie musi byc dla niej mily, niech sobie ludzie mysla, ze jest slodki jak ciasto z lukrem. Gdy tylko Laura opuscila pomieszczenie... Kot nie czekal, po prostu podszedl do Gumisia, pociagnal go za spodenki. -Jakby co to ide z nia- Powiedzial, po czym skierowal sie zaraz za Laura, która zamierzala opuscic kawiarenke. Po prostu usiadl obok dziewczyny. -Powiedz mi, co to za dziewczyna?- Zapytal kolezanki.
Tsubame wyglądała na nieco zbitą z tropu, obserwując poczynania trójki magów i kota. Dyzio wyglądał na człowieka, któremu właśnie obwieszczono, że jest wykastrowany, a mimo to kazali mu ruszyć dupsko na odludne miejsce. Dziewczyna obok niego zdawała się patrzeć na jego dupsko, więc może jednak został wykastrowany? Do tego zadawała dziwne pytania. Kot z kolei miał ciekawy sposób wyrażania własnych myśli i równie barwne porównania. Druga dziewczyna, również blondynka, emanowała chęcią mordu. Grupa pierwsza klasa. Nieco zdezorientowana, podrapała się po własnym policzku, zupełnie nie wiedząc, od czego zacząć, skoro dwoje z nich sobie poszło. - Chyba... chyba zamówię wszystkim wody... - odezwała się z nerwowym uśmiechem na ustach Jaskółka, po dłuższej chwili ciszy. - W każdym razie... mógłbyś mi przedstawić swoją drużynę? Mimo wszystko chciałabym poznać was wszystkich, skoro spędzimy ze sobą trochę czasu - zwróciła się do czarnowłosego z promiennym uśmiechem. Najwidoczniej nie zamierzała wnikać, co, jak i dlaczego. - Naszym celem jest ochrona Tytusa, tego mężczyzny, o którym wspomniałam w ogłoszeniu. Gdzieś za godzinę będziemy szli razem z Danem w góry do jego chatki. Mamy sporo czasu więc pytajcie do woli - odpowiedziała na pytanie znajomego już mężczyzny. W tym czasie do pomieszczenia weszła sprzedawczyni z czterema wysokimi szklankami przyjemnie schłodzonej wody.
Laura
Liczba postów : 691
Dołączył/a : 11/04/2013
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Sob Wrz 28 2013, 17:23
Prawdopodobnie spróbowałaby okaleczyć pierwszą osobę, która do niej podejdzie, ale cały plan rypnął, bo jedynym, który się nią zainteresował był… Belf. Kotu raczej nic nie zrobi, szczególnie, że jako jedyny w tym całym cyrku wydawał się normalny. Znaczy normalny jak na wymagania GH. W innym przypadku na pewno trafiłby już jako obiekt badań wszelakich specjalistów. Zanim postanowiła mu odpowiedzieć, chwyciła futrzaka za kark i posadziła sobie na kolanach, zaczynając go głaskać. Podobno takie coś uspokaja człowieka, ale Laura w obecnym momencie potrzebowałaby co najmniej tuzin takich kociaków, żeby odczuć jakąkolwiek ulgę. Lub jednej, nie do końca żywej Ringo. - Nazywa się Ringo. Lubi wysysać z ludzi krew. Nie lubię jej… „Nie lubię” było bardzo delikatnym określeniem uczuć jakie wobec drugiej blondynki żywiła. Wolała jednak tak otwarcie nie wyrażać swojej sympatii wobec innych, bo jeszcze ktoś mógłby się przyczepić, a tego na pewno nie chciała. Swoją drogą ciekawe, co tam robili. Szkoda, że kotek nie został na przeszpiegach, ale z drugiej strony miło było poczuć coś miękkiego pod dłonią. Wpatrując się w jakiś punkt przed siebie, zaczęła drapać go za uszkiem. Może mu się to spodoba?
Saulo
Liczba postów : 174
Dołączył/a : 14/08/2012
Skąd : Krk
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Sob Wrz 28 2013, 17:32
Podniesiony za kark, ok... Na szczęście koty nie czuja tego podniesienia bo jest to dość normalny sposób, a miejsce jest niezbyt unerwione, wiec nie boli za bardzo. Głaskanie dobra rzecz, ale widać, ze dziewczyna jest baaardzo zdenerwowane przez tego cyca, który poszedł razem z nimi. Może coś miedzy nimi zaszło? Bardzo prawdopodobne bo raczej nie jest się tak zdenerwowanym z zwykłej zazdrości czy tez innego mniej ważnego powodu. W sumie wydaje się dziwna, ale skoro pije krew... A co jeśli jest wampirem, albo zwykłą pijawka? Trzeba byłoby ja bliżej poznać, a raczej tego nie zamierza samemu robić bo nie chce podpaść Laurze, która lubi bardziej od tamtej. -Zrobiła coś, czy po prostu jest tępa bo jej móżdżek zamiast skupić się na rozwoju samego siebie postanowił pójść w cycki? Przynajmniej takie jest moje założenie, lecz może mnie oświecisz?- Zapytał, po czym spokojnie czekał na odpowiedz pomrukując od czasu do czasu.
Ringo Byakushitsune
Liczba postów : 104
Dołączył/a : 15/07/2013
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Sob Wrz 28 2013, 21:11
- Tak, woda jest w porządku! - odpowiedziała dziewczyna przerywając kontakt wzrokowy z tyłkiem Dyzia, który przed chwilą nawiązała ponownie tylko dlatego, że znów zaczęła się zastanawiać nad tym, czy Belf być może nie siadł sobie na własnym ogonie i dlatego był dla niej tak nieprzyjemny. To w ogóle było dość smutne, dlaczego ten kotek tak się wobec niej zachowywał? Co jeśli wszystkie koty na całym świecie były tak naprawdę bardzo nieprzyjemne w obyciu, a Belf był po prostu ich typowym przedstawicielem? A co jeśli ten konkretny kot był akurat całkiem kulturalny i dobrze wychowany, a może właśnie w ten sposób chciał zwrócić na siebie uwagę? Pamiętała niektórych dzieciaków z bidula, którzy zachowywali się podobnie, tylko dlatego, że byli niepewni własnej pozycji w nowym społeczeństwie, myśląc że wszyscy tylko czekają na ich potknięcia by zrobić im coś nieprzyjemnego. Być może dziewczyna musiała pokazać mu, że tak naprawdę może na nią liczyć i nie powinien się jej obawiać? Na pewno będzie jeszcze miała ku temu okazję, koniec wyglądało na to, że w jakiś dziwny sposób znaleźli się razem na wspólnej... misji?
- Zaraz, zaraz, to nie zamierzasz mi się ośw... - ugryzła się w język w ostatnim momencie dziewczyna, słusznie chyba zauważając, ze taka rewelacja mogła niefantastycznie wpłynąć na zachowanie smutnego Dyzia. Zaraz, smutnego? Może faktycznie chłopak sprawiał wrażenie delikatnego milczka, ale czy był de facto smutny? Czym w ogóle był smutek? W jaki sposób mężczyzna go pojmował? Być może czytał w jej myślach i odczytał to, że dziewczyna nie miała żadnego zamiaru za niego wyjść. To na pewno byłoby smutne. A jeśli to ona była przyczyną jego smutku... to bardzo niedobrze. Musiała jakoś za to odpokutować. Za to i za wyssanie krwi wcześniej, przy czym za to drugie należały się podziękowania, a nie pokuta, o. Jeśli faktycznie ich misją miała być ochrona kogoś, to ona zdecydowanie mogła się tutaj przydać. W pewien sposób nawet mogła podczas tej misji udowodnić, ze zasługuje na noszenie nazwiska Byakushitsune. W końcu jej siostra była taka dorosła, mądra i sprawiała wrażenie osoby, na której można było polegać. Ona nie mogła być gorsza. Ringo spojrzała z uśmiechem na mężczyznę siedzącego tuż obok niej i spokojnym, acz wesołym głosem oświadczyła po prostu - Nie ma problemu, ja go obronię! Tylko... kto to jest Tytus? I kto jest Don... albo Dan? Zawsze mam problem z zapamiętaniem trzyliterowych imion! Są silni? - zapytała, wciąż utrzymując wesoły ton na ustach. - No i czy jego chatka jest daleko? - wolałaby się udać w podróż ponownie tym zabawnym pociągiem czy czymś takim i poobserwować reakcje Dyzia. O, to mogło być całkiem zabawne!
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Sob Wrz 28 2013, 23:22
Sytuacja zdawała się być napięta niczym struna. Jeden nieodpowiedni gest czy słowo mogło ów strunę zerwać, a kto wie co by się wtedy stało? W sumie te klimaty sprawiały że Gumiś szybciej wracał do pełni zdrowia psychicznego. Tak, cierpienie innych, było zdecydowanie wybornym lekarstwem na doła, a Laura zdawała się cierpieć. Ah ten okres. Cóż, pewnie dlatego właśnie wyszła, chodź dlaczego Belf pobiegł za nią? Może wyczuł że Laura ma cieczkę i chciał się z nią "Pobawić"? Durny kot, Laura mu nie da, no chyba że interesowały ją... zwierzęta. To by tłumaczyło tą nienawiść do Ringo, wszak ona była prawie jak zwierzę no ale... to tylko dziwne gdybania, mniejsza, była misja do wykonania.
Byakushitsune? Ok, to było zaskakujące. Bardzo zaskakujące. Nawet bardziej zaskakujące niż to że Ringo patrzyła na jego tyłek. Może usiadł na gumie i przylepiła mu się do spodni? Mniejsza... skąd on kojarzył to nazwisko? Byakushitsune na pewno mu coś mówiło, tylko nie do końca wiedział co, dlatego na razie zignorował ten fakt i skupił się na swojej rozmówczyni, ah tak, Jaskółka. Dziewczę które własnoręcznie wyniósł z Ilion. Nic się nie zmieniła. Nim jednak Gumiś zdążył coś powiedzieć, lub zadać pytania, Ringo niczym katarynka zasypała ją swoimi, po raz kolejny chwaląc się nazwiskiem no i wtedy oczy Gumisia nieco szerzej się otworzyły. Nanaya, więc to była... młodsza siostra Nanayi? Nie słyszał by ta miała siostrę? Może to jakaś oszustka? Chyba powinien mieć ją na oku... może być niebezpieczna jeśli podszywa się pod rodzinkę członka Grimoire Heart.
Wracając jednak do sedna sprawy, było trzeba zająć się misją, czyli też odpowiedzieć Jaskółce, która swoją drogą cieszył się że widzi. Chociaż to pewnie i tak ją nie obchodziło. Był tylko tragarzem który ocalił jej życie w zamian za pieniądze prawda? Jak mebel. Tak, jak to w końcu bywa, życie magów to nieustanna praca. Tu nie ma miejsce na przyjaźnie czy znajomości. Brutalny świat w którym przetrwa tylko największy sukinsyn. Albo ktoś kto ma na tyle siły, by przeciwstawić się zasadom tego świata. Czy Gumiś miał na to siłę?-Ten mały biały kot, to Belf jest magiem tak jak i reszta a także moim kotem i kompanem. Blondynka która wyszła to Laura, mag jak reszta ale odpowiada za wspieranie mnie w walce. Zaś ta oto tu panna.-Wskazał na Ringo-Została w to wciągnięta bo jest mi coś winna. A że szedłem na misję nie mogłem się tym zająć i żeby mi nie uciekła zaciągnąłem ją tutaj.-Przedstawił ich wszystkich.-I wybacz za zachowanie Laury, zapewne ma TE dni, albo jeszcze coś innego.-Wzruszył ramionami i podniósł szklankę wody, z której wypił połowę płynu, rozkoszując się zimną wodą, zalewającą jego gardło.-Uzupełniając pytania Ringo... Powiedz mi proszę, czy to profilaktyczna ochrona, czy myślisz o tym że faktycznie zostanie przez kogoś zaatakowany? Jak tak to przez kogo? I czy faktycznie jest on jak "Tamci" czy to zwykły krętacz?-Zaczął od tych najbardziej interesujących go pytań. Posłać Ringo po Laurę...? Nie... to chyba nie był najlepszy pomysł. Ringo Byakushitsune... cholera, że też ta Laura stroi fochy akurat wtedy kiedy by się przydała. Cóż, domniemane pochodzenie Ringo będą musieli odłożyć na później.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.